WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
programista
narzeczony jordany
columbia city
- Czyli kwiatek nie, ale motylek tak? - podjął, mrużąc w zamyśleniu oczy. W rzeczywistości motylek na plecach - a najlepiej w dolnej części, nad tyłkiem - był po prostu najbardziej tandetnym wzorem, jaki w tym momencie przyszedł brunetowi do głowy. I z całą pewnością nie był to zbyt męski wybór. - Może raczej... symbol przemiany? Ale jeśli ma to budzić wątpliwości co do mojej natury, to chyba jeszcze to przemyślę - zadecydował w końcu, potrząsając głową, zanim wrodzony upór kazałby mu brnąć dalej w tę szopkę, którą Charlotte podjęła z iście profesjonalną powagą; a on, zanim by się obejrzał, skończyłby z ohydnym tatuażem, bo przecież wolałby narazić się na ból przy jego usuwaniu, aniżeli po prostu wycofać się i przyznać, że wcale tego nie chce. Chyba jednak bywał głupi. A w tym przypadku istotnie taka głupota by go dodatkowo bolała. Pokiwał głową na jej słowa, które niejako wyrażały jego myśli; ostatecznie jednak zrezygnował z zaproszenia na drinka, oczywiście na koszt firmy, z uwagi na jej stan, jaki sprawiał, że panna Hughes przynajmniej na jakiś czas była wykluczona z tego rodzaju rozrywek i Chet chyba uznał, że wychodzenie z podobną propozycją byłoby jak rzucanie pączkami w kogoś przebywającego na diecie. Skoro jednak Lottie sama do tego nawiązała, to brunet bez zawahania podjął temat: - Jak najbardziej. Koniecznie powinnaś wpaść, ostatecznie w Crocodile serwujemy też bezalkoholowe drinki albo... sok - odparł, nie licząc jednak na rychłe przyjęcie przez nią zaproszenia, bo chyba sama obecność ciężarnej kobiety w przybytku jakim był The Crocodile, mogłaby zostać źle poczytana, acz Chet nie wiedział, na ile Charlotte przejmowała się takimi detalami. Niemniej i po porodzie będzie bez wątpienia miała inne rzeczy na głowie, czego on sam zbytnio jej nie zazdrościł. W chwili obecnej nie wyobrażał sobie tego, że jego życie miałoby wywrócić się do góry nogami ze względu na dziecko i... w tym chyba właśnie tkwił jego problem. Zerknął jednak ukradkiem na jej brzuch, wspierając się tyłem o swój samochód. - Czyli - kiedy zamierzasz się z tym uporać? Znasz już płeć? - zapytał, acz trudno powiedzieć, czy ze szczerego zainteresowania, czy tylko z powinności - czy też próbował w ten sposób oswoić się z tematem, jaki niedługo pojawi się na świeczniku również w życiu jego i Jordie, skoro oni także zrobili sobie dziecko.
malarka
cały świat
columbia city
Mogła się jedynie domyślać, jak wiele zaszło w nim zmian i jak wiele czynników przyczyniło się do ich powstania, ale w rzeczywistości wcale nie zamierzała gorączkowo o te informacje zabiegać. Prawdą było, że dużo lepiej odnajdywała się w roli słuchacza niż mówcy, ale to nie było jednoznaczne z ciągnięciem kogoś za język na siłę, nawet jeżeli jej dotychczasowa praca w dużej mierze opierała się właśnie na tej czynności.
Gdyby jednak Chet zechciał podzielić się z nią innymi, może dużo bardziej szalonymi pomysłami, już teraz mógł mieć pewność, że na pewno by go wysłuchała, doradziła, a w niektórych sprawach może nawet chętnie wzięłaby udział.
- Kwiatek był okropny, ale jeżeli bardzo ci zależy, mogę zaprojektować coś specjalnie dla ciebie. Może motylek na kwiatku? Brzmi jak kompromis? - zagaiła, unosząc brew w geście sugerującym, że gdyby tylko miała możliwość i coś do pisania pod ręką, do pracy nad tym przedsięwzięciem zabrałaby się nawet teraz. Artystyczne skłonności dawały o sobie znać niezwykle często, choć w ostatnim czasie z dużo większą intensywnością, w wyniku czego jej dom i stanowisko pracy tonęły w papierach, szkicach i notatnikach, które albo już zostały zużyte, albo czekały na swoją porę. Ta miała nadejść szybciej niż wszyscy mogliby przypuszczać.
- To miłe, ale chyba poczekam. Przez ostatnie miesiące wszyscy dookoła mnie tylko piją. To frustrujące. - Znów się zaśmiała, doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że brzmiała jak aspirująca alkoholiczka. Nieprzychylne lub zaciekawione spojrzenia przypadkowych gapiów już dawno przestały robić na niej wrażenie, ale w głębi duszy mimo wszystko nie chciała, by jej obecność w barze została odebrana na opak, a o to wcale nie było trudno, skoro współcześni ludzie wykazywali wrodzoną skłonność do oceniania innych jedynie po często złudnych pozorach.
- Za kilka tygodni. Podobno. Wcale się jej nie spieszy - przyznała bez ogródek, tym samym udzielając odpowiedzi na drugą część pytania. Znajomość płci dziecka nie miała znaczącego wpływu na postrzeganie przez Charlotte ciąży jako całokształtu, choć kłamstwem byłoby stwierdzenie, że się tego żartobliwie nie spodziewała, biorąc pod uwagę to, jak wiele miała sióstr. Najwidoczniej w tej rodzinie narodziny chłopca były wydarzeniem rzadkim i pewnie spektakularnym, a ona mogła cieszyć się jedynie z tego, że nie podzieliła losu swojej matki i nie musiała martwić się o przyjście na świat bliźniaczek. Jedna ciąża była wystarczająco dużym szokiem. Informacji o mnogiej mogłaby zwyczajnie nie przeżyć i domyślała się, że Blake również.
- Na razie nie panikuję, ale im bliżej terminu, tym bardziej zastanawiam się, czy naprawdę damy sobie radę chociaż w połowie tak dobrze, jak chcę w to wierzyć - wyznała, zerkając na Cheta kątem oka. Nie sądziła, że obecnie znajdował się w podobnym momencie swojego życia, dlatego dość nieświadomie i naiwnie uznała go za dobrego, względnie obiektywnego powiernika, nawet jeżeli wcale nie oczekiwała porad czy pocieszenia. Chyba po prostu potrzebowała zrzucić z siebie ciężar, którym nie chciała dodatkowo obciążać Blake’a ani żadnej innej bliskiej osoby.
- Na początku byłam przerażona, teraz już się z tą myślą oswoiłam, nawet się cieszę, bo... To chyba miłe uczucie, kiedy masz kogoś, kogo bezgranicznie kochasz? I kto tak samo mocno kocha ciebie? - zasugerowała nieco bardziej filozoficznie, bardzo szybko zmieniając zdanie co do kontynuowania tego tematu. Pokręciła głową. - Przepraszam. Wiem, że to cię nie interesuje - podsumowała, sięgając po wcześniej przyniesioną paczkę z chipsami, aby w końcu mogli zająć się tym, co w dużej mierze przyczyniło się do zainicjowania całej rozmowy.
programista
narzeczony jordany
columbia city
- Idealny kompromis, zgłoszę się do ciebie, jak tylko zdecyduję się, gdzie ten motylek powinien wylądować - najlepiej gdzieś poza jego ciałem, na kartce papieru. Nie był co prawda narcyzem, zakochanym we własnym odbiciu - chociaż właściwie był zadowolony z ciężko wypracowanej formy - ale nie sądził, aby taki malunek mógł go upiększyć. Nawet gdyby wyszedł spod ręki Charlotte Hughes, w której talent nie śmiał wątpić.
- Rozumiem, nie ma sprawy - posłał jej ciepły uśmiech, bynajmniej nie mając jej za złe tego, że nie zamierzała w najbliższym czasie odwiedzać baru. Rozumiał - sam jednak stał chyba po tej drugiej stronie, i w ostatnim czasie nieco częściej zaglądał do kieliszka, zapijając niedawne rozstanie. Kiedyś - uciekłby w pracę; obecnie pozostało mu już chyba tylko to. Nawet jeśli sam absolutnie nie uważał tego za problem. Wszak każdy miewał czasem nieco gorszy okres, ale to przecież minie. Zawsze mija. Skinął ponownie głową, zerkając na Charlotte, i choć normalnie, samemu nie mając większego pojęcia na temat radzenia sobie z dziećmi, próbowałby ją pewnie uspokoić stwierdzeniem, że na pewno sobie poradzi - bo czemu niby miałoby być inaczej? - to obecnie nie było to już takie proste, gdy miał bardzo podobne obawy co do tego, czy on nadawał się na ojca. Miał swoje wady - liczne - i popełniał wiele błędów, a jego sytuacja życiowa od pewnego czasu daleka była od stabilności. To chyba wykluczało go z grona mężczyzn stanowiących odpowiedni materiał na rodzica. - Chyba już jesteś dobrą przyszłą matką, skoro się tym przejmujesz - spróbował jednak wykrzesać z siebie jakąś pozytywną myśl, gdy mimo wszystko rozważania blondynki przywołały uśmiech na jego twarzy. - Ładnie powiedziane, nie myślałem tak o tym. Ale tak, to chyba miłe uczucie - przyznał, sugerując, że także o tym myślał: tylko że jak dotąd, myśląc o dziecku widział wyłącznie zrujnowane życie Jordany - bo przecież nie własne, on miał mieć w tym wszystkim marginalny udział - oraz brudne pieluchy i rozhisteryzowanego niemowlaka, którego nic nie będzie w stanie uspokoić. I to w tym lepszym scenariuszu - gdyby dziecko nie wdało się w niego... Faktem jednak było to, że chyba wszyscy jego znajomi, którzy byli już rodzicami, jak i jego matka, zgodnie twierdzili, że wszelkie te niedogodności i trudności wynikające z wychowywania potomstwa, skutecznie wynagradzała im właśnie ta bezgraniczna miłość i oddanie. Poczucie, że jest się dla kogoś całym światem. I to w istocie była miła perspektywa. Tak naprawdę jednak Chet obawiał się czegoś innego - czy będzie umiał równie mocno pokochać to dziecko? Obecnie na myśl o tym, że wkrótce zostanie ojcem, nie czuł właściwie nic. Wiedział natomiast, że nie był zbyt dobrym bratem ani synem, i martwił się, że ojcem będzie równie nędznym. Potrząsnął zaraz głową, gdy Charlotte postanowiła uciąć temat. - Nie przepraszaj. Wiele wskazuje na to, że za kilka miesięcy będę w podobnym położeniu, więc... może interesuje mnie to bardziej niż myślisz - odrzekł, wykrzywiając usta w czymś, co miało chyba przypominać uśmiech, ale wciąż trudno mu było patrzeć w przyszłość z pozytywnym nastawieniem, gdy nic nie było takie, jak być powinno. Dlatego poczęstował się po chwili paroma chipsami, by to nimi zająć teraz usta, zamiast tymi niespodziewanymi nieco refleksjami.
malarka
cały świat
columbia city
Kiedy jednak zupełnie spontanicznie przeszli do kolejnego tematu, Hughes w jakimś stopniu pożałowała swojego pośpiechu - kwestia dziecka była bowiem czymś dużo trudniejszym do przedyskutowania, nawet jeżeli dotychczas jej nastawienie w dużej mierze lawirowało wokół pozytywnych aspektów nadchodzących w życiu zmian.
- Zabawne. Jesteś kolejną osobą, od której to słyszę. Może faktycznie coś w tym jest - przyznała, krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej. Nie uważała, by nadawała się na matkę. Nie w momencie, w którym nie potrafiła dojść do ładu ze swoim życiem i uczuciami, które w dużej mierze dotyczyły także ojca tego maleństwa. To wszystko było cholernie skomplikowane i chociaż Charlotte nie zwykła uciekać przed wyzwaniami, to jednak te dotychczasowe wydawały się niczym w porównaniu z perspektywą wychowania od podstaw takiego małego człowieka.
Z zamyślenia wyrwały ją jednak słowa znajomego, a dokładnie ich głębszy sens, który dotarł do Charlotte jakby z opóźnieniem - na tyle długim, że pewnie Chet zdążył zjeść kilka kolejnych chipsów.
- Rozumiem, że to również nie było planowane? - rzuciła niepewnie, zerkając na mężczyznę kątem oka. Być może wiele osób odebrałoby tego typu pytanie jako ogromny nietakt, ale skoro dzielili się takimi informacjami, Hughes rościła sobie prawo do wyjaśnienia ewentualnych nieścisłości i takie samo dawała swojemu rozmówcy. - Za kilka miesięcy. Dowiedzieliście się niedawno, tak? - dodała po krótkiej pauzie i sama sięgnęła do paczki z niezdrową przekąską. Skoro już się na nią wykosztowała, nic nie mogło się zmarnować.
programista
narzeczony jordany
columbia city
malarka
cały świat
columbia city
Za paradoks można było zatem uznać to, jak wiele ich obecnie łączyło - nawet jeżeli była to raczej kiepska sytuacja w życiu prywatnym.
- Wiecie już, co zamierzacie zrobić? - Celowo nie mówiła o tym jak o pozbyciu się problemu, który urósł do rangi tego na skalę światową, choć nastawienie Cheta, ton jego głosu i ogólna postawa dość jednoznacznie sugerowały nastawienie względem tej niekoniecznie przyjemnej niespodzianki.
Poczucie swego rodzaju deja vu uderzyło w Lottie z intensywnością, której nawet się nie spodziewała. Do tej pory nie brała pod uwagę możliwości, w której ciążowe problemy innych mogłyby mieć na nią aż tak ogromny wpływ, ale wystarczyło zaledwie wspomnienie jej rozmowy z Blake'm, by na swojego obecnego rozmówcę zerknęła spode łba, podejrzliwie i z dozą dystansu innego niż ten dotychczasowy, bo opierający się na humorze.
- U nas na początku też nie było kolorowo. Właściwie przez pewien czas myślałam, że zostanę ze wszystkim sama - odparła, nie mając pojęcia, czy ta pseudo psychologiczna zagrywka mogłaby przekonać Cheta do zwierzeń. Takowych Charlotte wcale nie oczekiwała, ale z powodów bliżej sobie nieznanych chyba po prostu chciała upewnić się, że nie zachował się jak palant i nie zostawił matki swojego dziecka na lodzie.
- Nie. Chyba nie. Kupiłam dom, robimy remont i czekamy aż ona łaskawie postanowi się pojawić - podsumowała z uśmiechem, niezwykle dobrze czując się ze świadomością, że po wszystkim, co się wydarzyło, w końcu mogła odetchnąć z ulgą i właściwie cieszyć się tym, co dopiero miało nadejść. Mimo licznych obaw, braku wiedzy i doświadczenia, wystarczała myśl o tym, że Blake miał być obok i że razem mieli sobie poradzić. Tak po prostu, bezwarunkowo, dlatego, że obydwoje tego chcieli.
Miała nadzieję, że u Cheta mogło to wyglądać podobnie.
programista
narzeczony jordany
columbia city
- Przepraszam, nie powinienem ci tego mówić - potrząsnął głową i odbił się tyłkiem od samochodu, jakby szukał już drogi ucieczki - całkiem dosłownej - od tego niezbyt wygodnego dla niego tematu, gdy ponownie wzniósł swoje spojrzenie na oczy Charlotte. - Cieszę się, że tobie ostatecznie wszystko się ułożyło. I że jednak nie jesteś z tym sama - dodał łagodniej i mimo wszystko - szczerze. Nie miał wszak powodu, by źle jej życzyć - właściwie można powiedzieć, że to, jak wiele spraw w ich życiu potoczyło się podobnie, obudziło w nim pewną empatię, jakiej nie odczuwał względem każdego dawnego znajomego, przez co świadomość, że po tych początkowych trudnościach pannie Hughes udało się wszystko uporządkować, była na swój sposób pocieszająca.
malarka
cały świat
columbia city
Charlotte parsknęła śmiechem. Gdyby tylko dostawała dolara za każdym razem, kiedy w jej życiu coś było skomplikowane, dziś prawdopodobnie byłaby obrzydliwie bogata. Ponieważ jednak nie istniała taka możliwość, a Lottie i bez tego doskonale znała smak komplikacji, nie zamierzała być dla Cheta szczególnie wyrozumiała.
- Więc co się stało? - zagaiła z powagą, która tym razem była w pełni uzasadniona i całkowicie szczera.
Charlotte Hughes nigdy nie polubiła się z rolą sędziego, który musiał orzekać w trudnych kwestiach i zdecydowanie nie zamierzała przemienić się w kata, który wykonywał wyrok. Wydarzenia z własnego życia miały jednak znaczący wpływ na to, jak postrzegała świat i niektóre kwestie, co często wiązało się z niespodziewaną zmianą nastawienia. Dotychczas przecież nie zastanawiała się nad tym, co czuły kobiety w ciąży i jaka dokładnie była ich historia - zarówno ta związana z potencjalnym macierzyństwem, jak i ta odnosząca się do relacji z ojcem noszonego pod sercem dziecka. Te dwa elementy nie zawsze przecież szły ze sobą w parze, o czym niestety zdołała przekonać się na własnej skórze, gdy Blake w pierwszym momencie zdawał się nie dostrzegać rozwiązania innego niż jak najszybsze pozbycie się problemu.
Być może dlatego pierwszą reakcją na przepełnione wyrzutem pytanie Cheta zareagowała pełnym irytacji spojrzeniem. Opamiętanie przyszło po chwili i tylko dzięki niemu odpowiedź została udzielona spokojnym tonem:
- Nie. - Potrząsnęła głową, dłonią zaś sięgnęła do paczki z chipsami, chcąc w ten sposób kupić sobie odrobinę dodatkowego czasu. Nie wiedziała, jak wieloma informacjami mogła i powinna podzielić się z dawnym znajomym, ale chęć oszczędzenia mu pewnych przykrości była silniejsza niż wstyd czy złość spowodowane tym, jak początkowo sprawy układały się między nią a Griffithem. - Blake nie jest moim facetem. Był narzeczonym mojej siostry. Jej od dawna już z nami nie ma, a my... Byliśmy przyjaciółmi. Wciąż jesteśmy, tylko że... - urwała, pozwalając sobie na krótki śmiech. Wszystko byłoby dużo prostsze, gdyby wciąż byli tylko przyjaciółmi. Zamiast tego pojawiły się uczucia, których wcale nie planowała, a które coraz częściej dochodziły do głosu i pozwalały na snucie teorii o tym, że to wszystko mogłoby być czymś więcej, bez jednoczesnego psucia tego, co posiadali obecnie. - Kiedy powiedziałam mu o ciąży, zasugerował aborcję i to było jedyne rozwiązanie, jakie brał pod uwagę. Nie pytaj, dlaczego uparłam się, że urodzę. Po prostu wiedziałam, że usunięcie ciąży nie zlikwiduje problemu, zwłaszcza że cholernie się wtedy na Blake’u zawiodłam. Nie rozmawialiśmy przez jakiś czas, ja w złości faktycznie zasugerowałam, że dziecku opowiem bajkę o tym, że jego ojciec nie żyje - wyjaśniła, zerkając kątem oka na Cheta. Ta część historii wydawała się być wspólnym mianownikiem, choć Charlotte wciąż nie znała szczegółów związanych z tym, jak wiele gorzkich słów padło między mężczyzną a jego (byłą) partnerką. - Nie zamierzałam dopuścić do momentu, w którym moje dziecko dowiedziałoby się, że było niechciane przez własnego ojca. Wcale nie uważałam, że Blake byłby chujowym rodzicem, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka jest kiepskim kandydatem - mówiąc to, uśmiechnęła się z czułością, która w odniesieniu do osoby wspomnianego przed chwilą mężczyzny wydawała się czymś zupełnie naturalnym, nad czym Charlotte nawet nie próbowała zapanować.
- W złości ludzie mówią i robią różne rzeczy. Nie zawsze rozsądne. Ale potem przychodzi opamiętanie. Owszem, dziecko komplikuje wiele spraw, ale to nie koniec świata. I na pewno nie powód do tego, żeby odpuszczać walkę o kogoś, kogo... Kochamy? - zagaiła nieco bardziej zaczepnie, nie mając pojęcia, jak dokładnie wyglądała historia związku Cheta z matką jego dziecka. Ponieważ jednak określił się mianem jej faceta, a na dodatek sprawiał wrażenie dość zirytowanego obecną sytuacją i atmosferą, to pewne wnioski - niekoniecznie słuszne - nasuwały się same.
- Czasami dobrze jest się wygadać - mruknęła, celowo ignorując przeprosiny. Nie potrzebowała ich, bo w dużej mierze była współodpowiedzialna za to, jak potoczyła się rozmowa i jakich tematów w toku jej trwania zdążyli dotknąć. - Tobie też wszystko się ułoży. Czasami po prostu trzeba iść na kompromis - zasugerowała z psotnym uśmiechem, chcąc zorientować się, czy Chet w ogóle wyrażał do takowego skłonność. Wydawał się uparty i mocno osadzony we własnych przekonaniach, czym w dużej mierze przypominał jej samego Blake’a, ale to - w tym konkretnym przypadku - dobrze wróżyło.
programista
narzeczony jordany
columbia city
- Świetnie. Moja... - była? - znaczy... - Jordana? - pewnie też powiedziałaby, że nie chciała, żeby jej dziecko czuło się niechciane, ale nie dała mi nawet tego wyboru. Nie przyznała się nawet, że jest w ciąży, wszystko wyszło jakoś przypadkiem, a wtedy powiedziała mi tylko, że żałuje, że w ogóle się o tym dowiedziałem, i że każdy byłby lepszym ojcem, niż ja - parsknął głucho pod nosem, wbijając wzrok we własne dłonie, bawiące się bezmyślnie kluczykiem od samochodu. Nie dało się chyba powiedzieć tego w męski sposób (inaczej niż: "Zaufałem pewnej kobiecie, wtedy dałbym sobie za nią rękę uciąć i wiesz co? I bym teraz kurwa, nie miał ręki"), tak, by nie wyjść na frajera, który nie potrafił zatrzymać przy sobie kobiety; i którego panna uznała, że lepiej dla jej dziecka byłoby gdyby w ogóle nie miało ojca, niż żeby miało takiego jak on. O wielu mężczyznach można powiedzieć, że nie byli najlepszymi kandydatami, ale to... to bynajmniej nie był powód do dumy. Bo choć istotnie było to coś, co, jak można by sądzić, Jordana powiedziała mu pod wpływem impulsu, emocji czy hormonów, to Chesterowi trudno było wyrzucić to z głowy. I trudno było walczyć - trudno w ogóle wykrzesać z siebie jakąkolwiek motywację, by zawalczyć - o kogoś, kto spisał go już na straty. - Pewnie w ramach kobiecej solidarności powiesz, że musiała mieć jakiś powód, żeby tak uważać, i... może. Nie twierdzę, że się myliła, chociaż ja tego powodu, kurwa, nie znam. A teraz i tak wyjdę na wyrodnego ojca, którego nigdy nie ma obok, więc właściwie... wszystko się zgadza - wzruszył ramionami. W oczywisty sposób przemawiał przez niego gniew i frustracja, ale także chyba po prostu złamane serce - jakkolwiek niemęskie by to nie było - bo w jednej chwili stracił nie tylko kobietę, na której mu zależało, ale również szansę na stworzenie z nią rodziny; o czym nawet nie wiedział, że mógł tego chcieć, dopóki nie stało się to nieosiągalne. - Kompromis? I co, związek z rozsądku, ze względu na dziecko? - zerknął na Charlotte, ponownie chyba nawiązując raczej do jej sytuacji, niż do własnej, bo tu już nawet to nie było opcją. Zaraz jednak pokręcił głową. - Nie jestem aż takim optymistą, ale... nie musisz mnie pocieszać - dodał, siląc się na coś w rodzaju śmiechu, bo istotnie ostatnim, czego oczekiwał, było jakiekolwiek pocieszenie. W jednym natomiast musiał przyznać Charlotte rację - i on także chyba potrzebował to z siebie zrzucić, nawet kosztem tego, jak miałby teraz wyglądać w jej oczach. I tak nie byli przyjaciółmi, równie dobrze Hughes mogłaby nigdy więcej się do niego nie odezwać - chociaż i tak nie czuł się z tym najlepiej, a może nawet było mu trochę wstyd po tym wszystkim, co tu padło. Mimo to po chwili znowu zaśmiał się pod nosem, ni to do siebie, ni do niej, acz był to raczej desperacki śmiech - jakby jego organizm nie umiał się zdecydować, w jaki sposób powinien dać upust tej dziwnej, wewnętrznej nerwowości, przez którą było mu chyba zwyczajnie głupio. - Kiepsko nam wyszło to spotkanie po latach. Właściwie... możemy udawać, że w ogóle go nie było - a tym samym: zapomnieć o wszystkim, co zostało tu powiedziane. Tak byłoby najlepiej.
malarka
cały świat
columbia city
Lottie nie wiedziała, jak wyglądałaby jej codzienność, gdyby sytuacja między nią a Blake'm nie uległa poprawie. Wątpiła, że zdecydowałaby się na przerwanie ciąży. Istniało dużo większe prawdopodobieństwo, że wciąż obstawałaby przy swojej dotychczasowej postawie, która nie pozwalała na tak łatwe pozbycie się problemu, który wynikał z braku odpowiedzialności i chwili, której wcale nie żałowała. Nie zamierzała od tego uciekać, choć kłamstwem byłoby stwierdzenie, że się nie bała. Bała się wszystkiego, co miała przynieść przyszłość, dlatego tym bardziej doceniała to, że Griffith postanowił być obok.
Nie wiedziała, co kierowało dziewczyną Cheta, ale tak - właśnie zasugerowane przez niego słowa cisnęły się na język, gdy wspomniał o zachowaniu partnerki.
- Owszem. Mniej więcej to chciałam powiedzieć - przytaknęła krótko, a wzruszenie ramionami miało zasugerować, że nie powinien był się przejmować. Nie znali się bowiem na tyle dobrze, by opinia drugiej strony była dla kogokolwiek istotna, ale rozmowa sama w sobie wydawała się mieć sporo sensu. Czasami dobrze było wyżalić się komuś, kto nie znał sedna problemu i wszystkich szczegółów. - Związek z rozsądku? Niekoniecznie to miałam na myśli - odparła w zaskoczeniu, które skwitowała uśmiechem z grona tych nieco pobłażliwych. - Chodziło mi raczej o podejmowanie prób dogadania się. Skoro nie chciała powiedzieć o ciąży, to najwidoczniej faktycznie dałeś jej powód. Może należałoby zacząć od pokazania jej, że wcale nie miała się czego obawiać? - zasugerowała, znów sięgając do paczki z chipsami.
Nie twierdziła, że to tylko jego wina. Nigdy nie było tak, że ktoś pozostawał krystalicznie czysty. Sprawa ciąży była jednak na tyle skomplikowana, że czująca się niepewnie kobieta była skłonna zrobić naprawdę wiele. Nie zawsze postępowała przy tym słusznie i rozsądnie, ale to przecież faceci mieli dużo większe pole manewru - najczęściej związane z umyciem rąk i ucieczką.
- Zrobisz, co uważasz za słuszne, ale czasami warto zastanowić się nad tym, jak się czuje druga osoba, dlaczego postępuje tak, a nie inaczej i co możemy zrobić, żeby to naprawić. Właśnie to jest kompromis - skwitowała, wycierając dłonie w materiał sukienki. Nie była tym zachwycona, ale brak innej opcji nie pozostawiał wyboru.
- Będę milczeć jak grób - zapewniła, nie siląc się na subtelności. Wiedziała, do czego dążył, choć nie do końca rozumiała podstawy jego sugestii. Wspólni znajomi, o ile takowi byli, z pewnością już dawno temu rozjechali się po świecie, więc nie łączył ich żaden mianownik, z którym Charlotte mogłaby obgadać problemy Cheta nad ulubioną kawą. - Muszę lecieć. Trzymam kciuki, żebyście się jakoś dogadali. - Uśmiech, tym razem szczery i łagodny, na krótko przyozdobił kobiece wargi.
- Mam nadzieję, że zobaczymy się szybciej niż za kilka kolejnych lat? - zagaiła i właściwie sama o ten konkretny element zadbała, podając mężczyźnie swój numer telefonu na wypadek, gdyby czegoś potrzebował - zarówno w sprawach artystycznych, jak i nawet tych związanych ze zbliżającą się wielkimi krokami perspektywą ojcostwa.
zt.