look
Melusine z własnego doświadczenia wiedziała, że zmiany w życiu mogą zachodzić w sposób nagły i nieprzewidywalny. Na wiele z nich człowiek nie jest zwyczajnie gotowy, natomiast pozostałe przyjmuje z pokorą, nawet jeśli na co dzień mu jej brakuje. Podobne podejście brunetka prezentowała w chwili, gdy wręczyła papiery rozwodowe mężowi. Na twarzy niebieskookiej malował się spokój oraz zrezygnowanie, jakie towarzyszyło jej przez ostatnie tygodnie, w których coraz bardziej oddalała się od Siriusa, nawet jeśli w głębi duszy nie była pewna czy robi dobrze, czy nie działa zbyt pochopnie, a serce, które z taką mocą uderzało w jej piersi, jedynie potęgowało ową niepewność. Niestety okazało się, że życie nie jest niczym film, a jego proza z czasem staje się zbyt ciężka, aby móc zapisywać kolejne karty wspólnej historii. W pewnym momencie zwyczajnie brakuje siły, aby znosić brak obecności drugiej osoby, śniadanie w samotności nie smakuje tak samo, a brak rozmów doprowadza do ciszy; przenikliwej i okropnej. Tym razem nie potrafiła sobie z nią poradzić, ale nie umiała także ponieść głosu. Od początku uważała, że małżeństwo, przynajmniej teraz, nie jest dla niej, próbowała się w nim odnaleźć, oboje próbowali, ale ponieśli porażkę. Upadek był bolesny, jednak nie tak bardzo jak przypuszczała, że będzie. Obyło się bez zbędnych pretensji, bez krzyków czy łez, bo w gruncie rzeczy wiedzieli, że postępują słusznie, a miłość jaka ich połączyła wciąż istniała, nawet jeśli zrzucili ją na drugi plan. Oboje musieli najpierw ogarnąć własne życie, aby móc dzielić je z drugą osobą.
W przeciągu ostatnich tygodni Melusine przeżywała gorsze i lepsze dni. W czasie trwania tych pierwszych odgradzała się od ludzi, zamykała w czterech ścianach, na nowo analizując wybory jakich dokonała. Często wówczas płakała, nie jadła i tylko zmęczenie sprawiało, że w końcu zasypiała, choć jej sen był niezwykle niespokojny i płytki. Kiedy nadchodził lepszy okres automatycznie wykonywała powierzone jej obowiązki, starała się przebywać wśród przyjaciół, chodziła na mecze Dominica, z którym łączyły ją coraz bardziej zażyłe relacje czy spotykała z Willow, z którą się zaprzyjaźniła; czasem nawet uśmiech pojawiał się na jej twarzy, choć w niebieskich tęczówkach wciąż czaił się smutek. El ciężko było patrzeć na to w jakim stanie była jej córka, dlatego za wszelką cenę starała się jej pomóc, co kończyło się różnie. Pennifold na głos rzadko wspominała o Siriusie, którego nie widziała od dawna, chociaż brała udział w kilku z jego wystaw, ciekawa jak sobie radzi w świecie artystów, bo niczego bardziej nie pragnęła niż jego szczęścia i sukcesu, na jaki niewątpliwie zasługiwał. Ostatnie tygodnie pokazywały, że Melusine Pennifold była tylko człowiekiem; delikatna i krucha.
- Nie wiem czy to dobry pomysł - powiedziała do matki, stając przed lustrem, by raz jeszcze przyjrzeć się własnemu odbiciu. Sińce pod oczami były prawie niewidoczna, a mimo to postanowiłam skryć spojrzenie za okularami, choć na dworze powoli zapadał zmierzch. Lipiec wręcz wdarł się w rzeczywistość brunetki, która dopiero zdała sobie sprawę z upływu czasu.
-
To nasza tradycja, dziadkowie specjalnie przyjechali aż z Teksasu, Mel - usłyszała pouczający głos rodzicielki, komentując je cichym westchnieniem. Pokaz fajerwerków był wielkim wydarzeniem w Seattle, w którym brało udział całe miasto i choć Melusine nie miała ochotę wchodzić w tak duży tłum ludzi, to nie mogła odmówić tego, by się tam pojawić, głównie ze względu na dziadków.
-
Tak wiem, nie musisz powtarzać tego milion razy - jęknęła, wciąż z lekkim przekąsem, chociaż cieszyła się na wizytę seniorów. -
Możemy już jechać? - zapytała, schodząc po schodach do niewielkiego holu, gdzie czekała na nią całą trójka, obdarzając pokrzepiającym, aczkolwiek radosnym uśmiechem.
Tego wieczoru przystań wyglądała zupełnie inaczej; butki z jedzeniem, stoiska z napojami, girlandy świateł zawieszone nad głowami przybyłych osób, które odbijało się od tafli wody. Wszystko to tworzyło naprawdę cudowny klimat. Powietrze wypełniały przyjemne zapachy, głosy ludzi, pogrążonych w rozmowach czy ich śmiech. I chociaż początkowo Melusine była mocno sceptycznie nastawiona do tego, aby się tu pojawić, teraz pomysł ten jawił się jej jako jeden z lepszych.
-
Może chcecie się czegoś napić? - zapytała, kiedy to już od dłuższej chwili spacerowali, pogrążeni w rozmowie, w czasie której padło kilka niewygodnych uwag. Na każdą, nieświadomą wzmiankę o byłym mężu reagowała przyziemiem dolnej wargi, bo nie dało się uniknąć wspominania o nim -
Zajmijcie jakiś stolik, a ja wszystko przyniosę - oznajmiła, nie dając możliwości na głosy protestu, z którymi zapewne by się spotkała, zwyczajnie chcąc na chwilę wyrwać się, aby złapać oddech.
Idąc wzdłuż budek, zgrabnie omijała przeszkody w postaci innych osób, jednocześnie szukając stoiska z lemoniadą, która wydawała się idealną opcją na ugaszenie pragnienia. Stojąc w kolejce, pod nosem nuciła słowa piosenki, wydobywającej się z ogromnych głośników, delikatnie bujając się w jej rytm. I chociaż nadal prezentowała nieco zamkniętą postawę z dłońmi schowanymi w kieszeniach jeansowych spodenek, to wydawało się, że emanuje lepszym humorem.
-
Dziękuję - rzuciła, odbierając swoje zamówienie, po czym odwróciła się gwałtownie, dokładnie w tym momencie kiedy ktoś przechodził tuż obok, przez co cytrynowa ciecz wylała się nie tylko na nią, ale również postronną osobę.
-
Cholera! - zaklęła, jak to miała w zwyczaju, w podobnych sytuacjach.
-
Przepraszam, ja nie chciałam, to był wypadek. Czekaj, zaraz to ogarnę! - rzuciła w panice, od razu uznając swoją winę. Z tylnej kieszeni wyjęła chusteczki, którymi zaczęła wycierać nieznajomą postać
- Oczywiście zapłacę za pralnię - dodała, uznając to za dobrą rekompensatę ewentualnych szkód, chociaż nie sądziła, iż zwykła lemoniada może ich dużo wywołać.
- Pralnię?! - fuknął nieznajomy, sprawiając się Melusine zrobiła pół kroku w tył, zaskoczona jego reakcją, kilka osób zwróciło się w ich kierunku
- Pojebało cię dziewczyno?! Nawet nie wiesz ile to ubranie jest warte! Lepiej uważaj jak chodzisz, bo poza tobą są tu też inni - zaczął wydzierać się na brunetkę, która stała niczym posąg wyraźnie zaskoczona nagłym i nie do końca uzasadnionym atakiem. Gość zacisnął dłoń na jej ramieniu, wbijając w nie mocno palce
- Cokolwiek do ciebie dociera idiotko?! Zapłacisz mi…. - nie zdążył dokończyć zdania. Wszystko potoczyło się bardzo szybko - nagle między nią a nieznajomym pojawiła się postać, a sekundę później w powietrzu rozległ się jęk bólu. W tej samej chwili Mel szarpnęła się, biorąc od kogoś napój, którym wycelowała w twarz swojego napastnika - tak przyjemniej myślała - oblewając go po raz kolejny, tym razem z premedytacją. Niestety, tak naprawdę oberwał Sirius, który zaskoczony tym, zarobił cios, a z jego nosa zaczęła sączyć się krew.
Wszystko to wydarzyło się w przeciągu trzech sekund, dlatego kiedy ostatecznie ochroniarze w końcu zareagowali, wyprowadzając całą trójkę, Pennifold nie była pewna, co dokładnie się wydarzyło. Czuła złość, a jednocześnie była zaskoczona widokiem Bosworth'a, z którym przyszło jej się spotkać twarzą w twarz po raz pierwszy od prawie miesiąca.
- Po co się wtrącałeś?! - zapytała, nie kryjąc własnego rozdrażnienia, chociaż jej głos drżał pod wpływem wielu innych emocji, jakie wzbudziła w niej cała sytuacja.