WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

willow & dima, luty 2023

ODPOWIEDZ
you see me down on my knees, but you don't own me
Awatar użytkownika
23
181

baletmistrz i dziwka

pacific northwest ballet

fremont

Post

South Park nie był miejscem dla chłopców jak Demeter - od brudu (tego, który przyuważyć da się gołym okiem, nie zaś tego, jaki nosić można w sobie, w duszy i myślach) odcinających się regularnie i zawzięcie. Nie było tu adresów, pod którymi Orlovowi opłacałoby się kiedykolwiek stawiać. Domy były tu zbyt małe, ogrody przesuszone rezygnacją właścicieli (którzy na regularne podlewanie rabat i trawników nie mieli siły, pieniędzy lub czasu, a najczęściej dwóch lub więcej z powyższych), okna poorane brzydkimi zaciekami (a czasem i pajęczyną spękać, w miejscu w które trafiła czasem rzucona przez jakiegoś gówniarza cegłówka), a samochody zbyt tanie, by blondyn choć na chwilę chciał zawiesić na nich wzrok. Poza tym takich jak on - wymuskanych, zbyt delikatnych, ubranych w sposób ostentacyjnie zdradzający stan konta (nie zawsze jego własnego, czasem - jego klientów), i preferencje seksualne - niespecjalnie tu lubiono. Przez większość czasu - a już na pewno po zmroku - dla własnego bezpieczeństwa i komfortu Orlov wolał zatem kręcić się po Fremont, Belltown i po Centrum, od biedy zajrzawszy też czasem do Chinatown.
Jak więc doszło do tego, że pewnej nocy w drugiej połowie lutego Rosjanin znalazł się - opuszkiem kciuka nadal jeszcze wyłuskując spod lewej powieki resztki przerwanego brutalnie snu - w taksówce ciągnącej środkiem ubogiej, szemranej dzielnicy?
Sam nie był, cholera, pewien.
A gdyby ktoś, w dodatku, powiedział mu - ciut powyżej rok temu, chociażby - że przypędzi tu, jak za sprawą zaklęcia, gnany kilkoma wiadomościami od laski znanej mu z Instagrama jako @candyprincess, tancerz zwyczajnie wybuchnąłby złośliwym, niesubtelnym śmiechem.
  • Aha, j a s s s n e. I co jeszcze?
A jednak los - i Samotność - pisali zaskakujące scenariusze. Wynikiem jednego z nich, Demeter Orlov płacił właśnie taksówkarzowi za dwadzieścia minut spędzone w jego milczącym (całe szczęście!) towarzystwie, z krótką przerwą na przystanek pod całodobowym sklepem, w którym - na granicy z Delridge - kupił pudełko cukru w kostkach i bukiecik trochę omdlałych róż herbacianych.
Kierowca chyba miał względem South Parku podobne, co blondyn, odczucia, bo nawet nie spuścił nogi z gazu, nie mówiąc już o wyłączaniu silnika, jakby gotowy, by urwać się stąd w każdej chwili, i nie obracać się za siebie. Poczekał jednak dzielnie, aż Dima przejdzie na krawężnik i zatrzaśnie drzwi taryfy, ruszając w stronę bloku Willow Hamsworth. Zadarł głowę, trzepocząc rzęsami pod ostrzałem rzadkiej, chłodnej mżawki (czego się spodziewać? w tym cholerym mieście zdawało się lać bez przerwy - nawet jeśli wyłącznie w formie irytujących kapuśniaczków), i przyjrzał się budynkowi. No dobra - w kontraście do obrastających go domów jednorodzinnych, i dwupoziomowych bliźniaków finansowanych przez władze miasta i pomoc społeczną, ten gmach wyglądał całkiem przyzwoicie. Przynajmniej nie tak, jakby lada chwila miał się rozpaść.
Wciągając powietrze przez nos, dłonie za to wepchnął w kieszenie przechodniego płaszcza aż knykcie nie napotkały oporu podszewki. Pokręcił głową - z niedowierzaniem nad własną decyzją, by opuścić swoje ciepłe, cudownie puste (a więc i cudownie przestronne tej nocy) łóżko na rzecz nieplanowanej schadzki z istotą, która najpierw chciała płacić mu za seks, potem wzgardziła jego profesją, a teraz wypisywała do niego po nocy, bo nie mogła spać.
No cóż. Teraz on też już nie mógł.
Wysupłał z kieszeni telefon, żeby wysłać Willow krótkiego SMSa z potwierdzeniem, że oto dotarł; jest, a potem wspiął się w górę korytarza śmierdzącego kurzem i czyimś późnym obiadem.
Gdy stanął na progu Willow, miał już serdecznie dość.
Ale miał też nadzieję, że w mieszkaniu brunetki będzie jednak pachniało odrobinę lepiej.

- WILLY GIRL! - Zawył przez drzwi z premedytacją, świadom, że ją to obudzi porządnie zirytuje. Poprawił trzymane pod pachą pudełko kryształu i kwiaty, a potem zastukał we framugę (gdyby jakimś cudem jego jazgotliwa obecność nie dotarła do dziewczęcych uszu - Halo, tu Sanepid!
I tak dobrze, że nie "policja, otwierać!" - bo za to, w tym rejonie Seattle, wpierdol dostałby pewnie od razu.

autor

harper (on/ona/oni)

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#47

South Park nie był również miejscem dla dziewczyn takich jak Willow - uprzejmych i prawdomównych. W ostatnim czasie widziała awantury, słyszała o kradzieżach w sąsiedztwie i napotykała ludzi, którym trudno było spojrzeć w oczy. Jednak pośród tych ciasnych i brudnych uliczek, skromnych ogródków i jeszcze skromniejszych mieszkań z pękatymi ścianami i opuchniętymi meblami, czuła się zadziwiająco dobrze. Jej niewielka kawalerka była pierwszym lokum, które wynajęła za własne pieniądze, dlatego nauczyła się nie tylko ignorować dziwactwa South Parku, ale również omijać je szerokim łukiem.
Willow skontaktowała się z Dimą pod wpływem impulsu - a nie misternie ułożonego planu. Obudziła się w środku nocy i nie mogąc zmrużyć oczu, zwyczajnie sięgnęła po telefon. Nawet nie przypuszczała, że te kilka wiadomości - wymienionych pod wpływem nocnej aury, gdy ludzi nawiedzają wizję jakie nie mają śmiałości pojawić się za dnia - sprowadzi młodego mężczyznę pod sam próg jej mieszkania. Więc gdyby dla odmiany ktoś powiedział Willow - ciut powyżej rok temu - że Demeter Orlov, ten sam Demeter Orlov, którego za sprawą pryzmatu social mediów w tamtym okresie wielbiła, pojawi się u niej w środku nocy, poczułaby się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Obecnie jednak Willow towarzyszyło głównie zdumienie i zniecierpliwienie, co manifestowała ciągłym wyglądaniem przez okno.
W ten sposób o przybyciu Dimy wiedziała jeszcze zanim ten zdążył wysłać wiadomość. Z ręką na mosiężnej klamce i z okiem wbitym w szkiełko wizjera, oczekiwała pojawienia się Dimy na klatce. Wpierw nocną głusze przerwał odgłos skrzypiących schodów. Łuna światła pojawiła się piętro niżej, stąd Willow natychmiast domyśliła się, że był już blisko. Intuicyjnie mocniej objęła palcami stał, zaś druga rękę umieściła na zamku. Uśmiech próbowała okiełznać mocnym ściśnięciem warg, jednak kiedy Dima stanął przed wycieraczką - mocno zużytą z charakterystycznym napisem welcome - jej usta natychmiast dały upust satysfakcji.
W drogim, wyprasowanym płaszczu, z lekko zmierzwionymi włosami, które w żaden sposób nie odejmowały mu uroku i z krytycznym spojrzeniem, obejmującym przestrzeń klatki schodowej, nie pasował do South Parku. Tym bardziej Willow ucieszyła się na jego widok, jednak kiedy w przestrzeni rozdarł się przydomek, którego nie akceptowała, jej twarz skuło niezadowolenie. Natychmiast szarpnęła klamkę, uprzednio zwalniając zamek, i z impetem otworzyła drzwi.
- Mówiłam, żebyś tak do mnie nie mówił! - przywitała się i wyciągnąwszy dłoń, objęła nadgarstek Dimy, po czym gwałtownie wciągnęła go do wnętrza mieszkania.
Kawalerka Willow składała się z łazienki, salonu z aneksem kuchennym oraz antresoli, która spełniała rolę sypialni - znajdowało się tam podwójne łóżko oraz podniszczona szafka nocna.
W środku nie pachniało ani kurzem ani obiadem - zamiast tego roztaczała się słodka woń odświeżacza powietrza. Na ścianach brakowało spękanięć, choć w łazience można było dostrzec kilka zacieków i oszczerbionych kafelek. Mimo tego (i paru nie pasujących do siebie mebli oraz dekoracji) mieszkanie miało zadowalający standard - a przynajmniej zadowalający dla Willow.
Trzask frontowych drzwi nadal temu spotkaniu intymności. Willow zwolniła uścisk i spojrzała na Demeter spod ściągniętych brwi. Obiegła wzrokiem jego twarz, a następnie cukier oraz bukiecik róż herbacianych na których widok odrazu się rozchmurzyła. Były urocze.
- To do rytuału? - Niczym mała dziewczynka wyciągnęła ręce, oczekując, że Demeter odda jej kwiaty. (Jeżeli tego nie zrobił, to sama po nie sięgnęła). - Zapraszam - mówiąc to, nieświadomie uśmiechnęła się w filuterny sposób. Następnie odwróciła się i ruszyła w głąb kuchennej części mieszkania. Na krótkim blacie miała już przygotowane dwa kubki, imbryk oraz talerz z kanapkami.
- Nie wiem o co chodzi z piciem herbaty na prikusku - spróbowała wypowiedzieć słowo tak, jak napisał je Demeter w wiadomości. - Nie googlowałam, więc postaram się szybko nauczyć - zaparła się rękami o blat, po czym podciągnęła się, aby na niego usiąść. Wesoło poruszyła nogami. - Z nikim wcześniej nie piłam herbaty o tak późnych porach. To nasz drugi raz - przypomniała, jednocześnie zahaczając palcem o dolną wargę, jakby właśnie się zastanawiała. Potem klasnęła w ręce. - To dobry krok do budowania przyjaźni, Dima.

autor

P o l a

you see me down on my knees, but you don't own me
Awatar użytkownika
23
181

baletmistrz i dziwka

pacific northwest ballet

fremont

Post

Miało to sens o tyle, że Dima zdawał się wyzwalać w ludziach instynkty, o których dotąd nie wiedzieli, albo próbowali nie pamiętać. Tych, którzy starali się uchodzić za surowych i zachowawczych, czynił spontanicznymi i bezbronnymi w nagłych przejawach wrażliwości. Takich, jacy na co dzień wydawali się delikatni i łagodni, niejednokroć odzierał z aury niewinności, i popychał w stronę porywczości i nieprzewidywalności. Grzeczne dziewczęta obierał ze zbroi pruderii. Niegrzeczne - zamieniał w pensjonarki, które zamiast pod, nagle rączki chciały trzymać na kołderce, a na myśl o zajrzeniu pod jej rąbek natychmiast płonęły rumieńcem.
Co tu dużo mówić: blondyn nie był osobą, przy jakiej chciało się działać zgodnie z planem, skrupulatnie analizując każdą z podejmowanych decyzji, i dywagując nad "za" i "przeciw" przejawianych kolejno zachowań. Nic więc dziwnego, że Willow decyzję o zaproszeniu go do siebie w środku nocy podjęła pod wpływem chwilowej potrzeby, a nie w wyniku sumiennie przeprowadzonej analizy wszelkich racjonalnych argumentów. Zjawiając się na jej progu, chłopak faktycznie nie pasował do kontekstu, z kosztownym materiałem odzienia odstającym na tle odrapanych ścian klatki schodowej. Ale to wcale nie oznaczało, że nie czuł się tutaj na swoim miejscu - wycierając obcas butów w wymęczone życiem welcome, i dając się zaprosić do środka.
Spodobało mu się, że dziewczyna użyła tego właśnie słowa - miękkiego "zapraszam", odbijającego się teraz delikatnym echem po schodach i zakrętach balustrady nierównomiernie cętkowanej odpryskami farby. Tak robiło się na Wschodzie - w myśl, że przecież gość w dom, Bóg w dom.
Orlov uśmiechnął się pod nosem, i przekroczył próg.
- Nie, to dla ciebie - odparł, wręczając dziewczynie pękate ciałka róż, w łodyżkach związane rafią, i otulone kocykiem pastelowej bibuły - Do rytuału nie będzie nam też potrzebna żadna dziewica do złożenia na ołtarzu, więc chyba masz dziś szczęście - Wyzłośliwił się, zaciągając zgłoski miękkością wschodniego akcentu - Wystarczy wrzątek.
Nie byłby sobą, gdyby nie zaczął od pierwszej lepszej kąśliwości, jaka przyszła mu na myśl, ale w gruncie rzeczy poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po umyśle i ciele. Często się go oczekiwało (aż dotrze na próbę albo pod adres konkretnego klienta, chociażby), ale rzadko kto na niego czekał - z herbatą i powietrzem rozpachnionym mgiełką odświeżacza. W taki sposób czekało się na przyjaciół, albo, przynajmniej, na osoby na których nam zależy.

Zanim na dobre rozgościł się w niewielkiej, ale przytulnej i zadbanej przestrzeni Willow Hamsworth, Demeter zdjął płaszcz i buty, odstawiwszy i odwiesiwszy je starannie w dedykowanym temu miejscu w przedpokoju. Dopiero potem, tanecznym krokiem, rozpoczął swoją zwyczajową wizję lokalną. Poruszał się trochę jak kot, a trochę jak rosyjska babcia, sprawdzająca w które miejsce da się - nieproszenie - wściubić nos. Wyjrzał za okno. Stuknął palcami w blat stołu. Koniuszkiem dużego palca lewej stopy zatoczył okrąg na miękkim włosiu niewielkiego dywanika. Wszedł na pierwsze dwa stopnie schodów prowadzących ku antresoli, ale potem z nich zeskoczył. Uznał, że na to pewnie i tak przyjdzie jeszcze pora.
- Spoko, wszystkiego cię nauczę - Zapewnił, zbliżając się do Willow. Krytycznym wzrokiem omiótł symetrię kanapek, i w myślach ocenił je na piątkę z plusem, uświadamiając sobie jednocześnie, że jest w zasadzie całkiem głodny. Oblizał wargi - Ale zrobimy to jak należy, przy stole, a nie tutaj - Klepnął dłonią krawędź wąskiego blatu. Potem wziął tackę z herbatą, i usiadł przy stole w oczekiwaniu, że brunetka do niego dołączy.
- Ee-e - Zaprotestował zaraz, unosząc obydwie dłonie w samoobronnym geście, a potem, ich krótkim machnięciem, starając się rozpędzić słowa Willow niczym stadko irytujących much - Tylko bez takich, okay? Wiesz, że ja się nie bawię w przyjaźnie - Mlasnął kwaśno - A teraz chodź. Nie mam całej nocy.

autor

harper (on/ona/oni)

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Dla mnie? — zdziwiła się, ale prędko odebrała róże z rąk Demeter. Przez chwilę spoglądała w skupieniu na płatki, nieświadomie przybierając na twarzy coraz większy uśmiech. Dwa tygodnie temu w podobnych okolicznościach otrzymała kwiaty od Jaydena - jednak tamte przyjęła z olbrzymim oporem. Tym razem czuła wdzięczność. Był to miły gest, o który nawet nie podejrzewała Dimy. — Dziękuję! — rozpromieniła się, ale po kolejnych słowach chłopaka natychmiast zmrużyła powieki i ściągnęła brwi. Przez kwiaty straciła czujność. Zdążyła zapomnieć, że Demeter potrafił być nad wyraz bezczelny.
W pierwszej chwili chciała mu utrzeć nos; zamierzała wspomnieć, że w tym mieszkaniu nie było już żadnej dziewicy, jednak w porę zdała sobie sprawę, że nie był to temat, który powinna poruszać. Nie postawiłaby siebie ani w dobrym świetle, ani tym bardziej w komfortowej sytuacji, dlatego ostatecznie zacisnęła usta i pacnęła chłopaka w ramię. Nie musiał wiedzieć, że oddała się innemu - i w dodatku nie rzuciła w niego banknotami!
Gdy oderwała wzrok od kwiatów, a umysł od żarliwych wspomnień, zaczęła uważnie przyglądać się Demeter. Jego zachowanie po raz kolejny sprawiło, że się uśmiechnęła, choć przypomniawszy sobie o kąśliwości, ponownie spróbowała wyglądać poważniej. Mimo tego nie mogła ukryć rozbawionego błysku w oczach, który zrodził się pod wpływem przechadzki Dimy po jej mieszkaniu. Był śmiały i wścibski. Krążył wokół ścian, doglądając wszystkich ładnych i brzydkich detali pomieszczenia, a pomimo tego nie czuła się skrępowana. Odkrywał jej osobistą przestrzeń; odkrywał zakamarki, w których przyszło jej spędzać minione dni. Co więcej - sądziła, że nawet tu pasował, towarzysz późnej pory...

...więc gdy on skocznie poruszał się wzdłuż ścian, ona po prostu włożyła róże do wazonu. Potem wsunęła pośladki na blat.

Uczyłeś mnie też pić Ognie Moskwy — przypomniała. Złapała jedną z symetrycznych kanapek, po czym ugryzła jej róg. — Picie herbaty nie powinno być trudniejsze — zauważyła, jednocześnie mieląc pomiędzy zębami pieczywo. Nawet w tak prostym geście Willow brakło ogłady. Dookoła nabrudziła okruchami. W momencie, w którym Dima klepnął blat i ruszył w kierunku stołu z tacą, nerwowo zeskoczyła z szafki i wepchnęła kanapkę pomiędzy wargi.
Co? — zaśmiała się z pełną buzią. Demeter machnął rękami na co Willow wydęła usta i pokręciła głową. — Skoro — zacząła i nabrawszy głębokiego wdechu, usiadła obok. Wyciągnęła kanapkę z ust, po czym wykonała nią w powietrzu mały okrąg. — Skoro nie bawisz się w przyjaźnie, to co tu robisz, Dima? — zapytała odrobinę zaczepnie, śmiało chyląc się ku niemu.
Willow nigdy nie doświadczyła oczekiwania gości w inny sposób, dlatego ani jej powitanie, ani trwająca serdeczność nie miały nic wspólnego z ukrytymi motywami. Cieszyła się, że nadal rozmawiają. Po ostatnim incydencie, który zapoczątkowała w mieszkaniu Orlova przez kilka dni miała ochotę spłonąć żywcem.
Dlaczego nie mamy całej nocy? — wtrąciła kolejne pytanie i mimowolnie spojrzała na tarcze zegara zawieszonego nad lodówką. Było grubo po północy. — Śpieszysz się gdzieś, Dima? — tym razem w wypowiedzi Willow rozbrzmiała się podchwytliwość. Chyba oboje wiedzieli do czego uderzała.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „125”