WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Another day at the office. „Biurem” Tobiasa był zazwyczaj The Crocodile, gdzie miał do dyspozycji scenę i starał się umilać gościom klubu czas muzyką. Nie zawsze swoją, ale dziś akurat postawił na smęty własnego autorstwa. Idealne na jesień, która już od pewnego czasu wdawała mu się mocno we znaki. Miał już za sobą pierwsze jesienne przeziębienie, a to dopiero początek listopada. Być może bieganie w krótkim rękawku przy jednocyfrowych temperaturach nie było dobrym pomysłem. Będzie musiał się nad tym zastanowić.
Dziś jednak – już w całkiem dobrej dyspozycji – spędził na scenie godzinę, starając się nawiązać intymną relację ze swoimi słuchaczami, których zjawiło się całkiem sporo. Zwykle by się z tego powodu ucieszył, natomiast tego wieczora średnio był z siebie zadowolony. Miał poczucie, że to „nie jest jego dzień”, zdecydowanie wolałby się zakopać w domu pod kocem i spędzić ten czas chociażby z Netflixem. W jego przypadku żadne L4 nie wchodziło w grę, a już tym bardziej urlop na żądanie. Na szczęście udało mu się wyciągnąć na swój koncert Kenzie, a znajoma osoba wśród publiczności to zawsze dodatkowe punkty do motywacji. Starał się więc jak najczęściej łapać z nią kontakt wzrokowy, jednocześnie pilnując, by nie zaniedbać również innych fanów. A szczególnie fanek, którym zwykle bardziej zależało na chwilowej wymianie spojrzeń.
- Dziękuję za dzisiaj i do zobaczenia następnym razem. Bawcie się dobrze! -pożegnał się z publicznością po tym jak wykonał na zakończenie cover piosenki Free fallin'. Ludzie, którzy jeszcze przed chwilą z udawaną, bądź nie, uwagą uczestniczyli w koncercie, szybko przemieścili się do części barowej lokalu. Toby polecił Kenzie, żeby zrobiła to samo i obiecał za chwilę do niej dołączyć. Musiał jeszcze spakować swoje graty i załatwić formalności z managerem klubu.
Chwilę mu to zajęło, ale w końcu ruszył na poszukiwania przyjaciółki. The Crocodile był dziś wypełniony po brzegi (raczej nie z powodu koncertu Langleya), więc musiał sprawnie lawirować pomiędzy mniej lub bardziej rozluźnionymi ciałami. Po drodze zahaczył oczywiście o bar. Jego praca (nie)stety sprzyjała spożywaniu napojów wyskokowych, ale dzisiaj postawił tylko na piwo. Ot, mały gest w kierunku własnej wątroby, która najprawdopodobniej i tak prędzej czy później się zbuntuje. Tobias uważał, że raczej nie dane mu będzie dożyć wieku sędziwego starca. W ogóle nie potrafił sobie wyobrazić siebie samego za 30 lat. Co niby mógłby robić na emeryturze? Pielęgnować przydomowy ogródek? Bawić wnuki?! Obie te wizje wydawały mu się tak samo abstrakcyjne, ale to nie był czas na myślenie o starości. Dlatego zabrał swoją szklankę ze złocistym trunkiem i zaczął się rozglądać za Kenzie. Zlokalizowanie samotnie siedzącej brunetki nie zajęło mu wiele czasu, więc już po chwili położył szklankę na stoliku i zajął miejsce naprzeciwko przyjaciółki.
- Wybacz, że musiałaś czekać – uśmiechnął się przepraszająco. Jakby nie było – był w pracy, więc przede wszystkim musiał się wywiązać ze swoich obowiązków. Ale teraz był już wolny, więc mógł całą uwagę skupić na Kenzie. – I jak było? – zapytał ciekawy jej opinii. Sam by ocenił swój występ dość surowo, ale może Atherton będzie łaskawsza. Pewnie po cichu nawet na to liczył.
-
..........Na to jednak musiała poczekać, bo wiedziała, że towarzystwem Tobiasa zostanie zaszczycona dopiero wtedy, gdy skończy swój koncert. Dlatego też zajęła jakieś wolne miejsce, zamówiła piwo i… Czekała. Słuchając jego przyjemnego głosu i cichej melodii, popijając piwo z sokiem malinowym i grzebiąc w swoim telefonie dla zabicia czasu. I choć przez moment była sama, nie czuła się samotna. Lepsze to, niż siedzenie w pustym, cichym domu, bo tam wiedziałaby, że nic innego jej nie czeka. Tutaj? Tutaj ma pewność, że już za moment spędzi kilka przyjemnych chwil z przyjacielem.
..........Uśmiecha się lekko za każdym razem, gdy łapie kontakt wzrokowy z Tobiasem. Jest naprawdę dobrze i gdyby tylko wiedziała, jakie wątpliwości krążą w jego myślach, od razu by je przegoniła. Każdy ma czasem gorszy dzień, każdy ma prawo nie czuć się najlepiej, ale pomimo tego, co siedzi w jego głowie, nie widać, aby mężczyzna miał jakiekolwiek niepewności. Przynajmniej ona nie widzi, a zakłada, że z całej tej zbieraniny to właśnie ona widziała najwięcej jego koncertów.
..........Gdzieś w trakcie koncertu na moment porzuca swoje miejsce, aby podejść bliżej sceny. Doskonale wie, że mężczyzna zbliża się do końca grania, a to oznacza, że musi go zgarnąć, zanim zrobi to jedna z posyłających mu maślane spojrzenie dziewcząt. Kiedy więc mężczyzna zaczyna się żegnać z publicznością, ona przepycha się na sam przód, jednocześnie jako jedna z pierwszych zaczynając bić mu brawo. Zasłużył na to, zdecydowanie. I choć chce mu to powiedzieć od razu, bez słowa zgadza się zaczekać na niego przy stoliku, do którego wraca.
..........— Nic nie szkodzi — odpowiada, posyłając mu promienny uśmiech, gdy Langley wreszcie pojawia się przy stoliku ze swoim piwem i siada naprzeciwko niej. Całkowicie rozumie, że nie od razu znalazł dla niej czas, domyślała się, że będzie musiał jeszcze coś załatwić, więc nie ma mu tego za złe. Zdążyła przynajmniej zamówić dla siebie drugie piwo, dzięki czemu i jej kufel jest znowu pełny. — Naprawdę świetnie! Wiesz, nie jestem jakimś wielkim znawcą muzyki, ale podobało mi się. Zresztą nie tylko mi, ale wszystkim, a to chyba liczy się najbardziej, prawda? — mówi, po czym upija kilka drobnych łyków piwa. Nie powie mu, czy w jakimś momencie zabrzmiał nie czysto, bo jako szary człowiek, który z muzyką ma styczność tylko w radiu, zupełnie się na tym nie zna.
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand
-
Jeśli dojdziesz w życiu do momentu, w którym wybierasz się do pubu tylko po to, aby pić w samotności, ale wśród ludzi to wiedz, że jest naprawdę słabo. Victoria zdawała sobie sprawę z tego, że nie wygląda to najlepiej, dlatego wybrała boks na końcu alejki, aby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Nie, żeby ktoś przyglądał się jej kiedykolwiek - zawsze była raczej zwyczajna i siedziała sobie cichutko na uboczu, jak mysz kościelna pod miotłą. Przesunęła wzrokiem przez pokaźny żyrandol świecący jej nad głową - idealnie pasowałby do stylu jej mieszkania. Niestety był znacznie zbyt wielki i nie było szans, aby jej salon pomieścił na suficie takie cudeńko. Ukradkiem wyciągnęła jednak telefon z kieszeni i pstryknęła zdjęcie w nadziei, że na jednej z wyprzedaży garażowych lub pchlim targu uda jej się dopatrzeć podobnego, lecz w mniejszym rozmiarze. Nagle znikąd pojawił się kelner, więc speszona odłożyła urządzenie udając, że wcale nic takiego nie robiła i grzecznie czeka na swoje zamówienie. Mężczyzna postawił przed nią sporych rozmiarów kieliszek, po czym uzupełnił go winem do 1/3 pojemności.
- Bardzo prosiłabym o zostawienie całej butelki, jeśli to nie problem - oznajmiła, kiedy pracownik baru już chciał zabrać alkohol. Spojrzał na nią dziwacznie, po czym posłał krótkie spojrzenie w stronę kanapy na przeciwko. Victoria przełknęła wstyd i nerwowo odgarnęła kosmyk włosów za ucho. - Czekam na koleżankę - wytłumaczyła, choć była to kompletna bzdura.
- Przynieść dodatkowy kieliszek?- zapytał uprzejmie, na co blondynka pokiwała ochoczo głową. Była gotowa powiedzieć cokolwiek, aby uniknąć upokorzenia związanego z piciem w pojedynkę i nakryciu na kłamstwie, więc była naprawdę wdzięczna losowi za to, że sam rozwiązał jej problem. Ukryła twarz w dłoniach i westchnęła z ulgą.
Minęło pół godziny, a ona tęsknym wzrokiem spojrzała na kieliszek stojący po drugiej stronie stołu. Kolejna grupa znajomych zaglądała do ostatniego, zajmowanego przez nią, boksu, aby upewnić się czy przypadkiem nie jest wolny. Za każdym razem posyłali jej krzywe spojrzenia widząc jak sama wymęczyła już trochę ponad połowę butelki wina. Po przejrzeniu całej głównej strony Pinteresta usłyszała nad głową głos. Wytrącona ze skupienia uniosła wzrok znad telefonu i zmarszczyła lekko brwi.
- Czy tutaj jest wolne? - zapytał mężczyzna, wydmuchując w jej stronę alkoholowy oddech. Skrzywiła się odsuwając nieznacznie w głąb kanapy co nieznajomy widocznie uznał za zaproszenie.
- Nie, ja.. Ja czekam na - urwała zapuszczając żurawia za plecy mężczyzny licząc, że ktoś uratuje jej nieporadny tyłek.
malarka
cały świat
columbia city
Właśnie tak czuła się Charlotte Hughes, ilekroć tylko uświadamiała sobie, jak mocno skomplikowało się jej dotychczas pozornie idealne życie.
Problemy z pracy materializowały się w postaci stosu papierów piętrzących się na jej biurku. Sprawa śmierci Azjaty z centrum miasta wciąż pozostawała nierozwiązana. Świadkowie zdawali się - lub woleli - być ślepi, poszlaki nie istniały, a jedyna chętna do pomocy osoba posiadała informacje raczej szczątkowe, zupełnie nieprzydatne. Prywatna sytuacja nie prezentowała się lepiej. Pomieszkiwanie u Rhysa było krępujące, jednak Lottie czuła, że tylko na niego mogła w tym patowym momencie swojego życia liczyć. Nie oceniał, nie wyciągał z niej informacji siłą, nie dawał odczuć, że była tak kiepska, jak sama o sobie myślała. Poszukiwania nowego lokum spełzały na niczym, a perspektywa rychłej zmiany miejsca pracy oddalała się w niezwykle zawrotnym tempie. Wszystko szło nie po jej myśli, dlatego powrót do dawnych przyzwyczajeń nie powinien był dziwić nikogo - brak snu, nieregularne posiłki, niewyobrażalne wręcz ilości wypitej kawy. Była w kiepskiej formie.
W tak kiepskiej, że desperacja biła od blondynki niemal na każdym kroku. Biła od niej nawet w chwili przekroczenia progu jednego z miejscowych barów. Czym innym było bowiem zapijanie się w domowych warunkach, za zamkniętymi drzwiami i w czterech ścianach, a czym innym kulturalny drink w lokalu w centrum miasta. Zachowywanie pozorów było nieodłącznym elementem kobiecego życia, dlatego Charlotte - w niebotycznie wysokich szpikach oraz małej czarnej - ruszyła na podbój Seattle, na oślep błądząc po barze w poszukiwaniu wolnego stolika.
Była zmęczona. Nie tylko wydarzeniami ze swojego życia, ale tym wieczorem w ogóle. Zaglądając w poszczególne kąty lokalu, traciła nadzieję na znalezienie miejsca dla siebie. Kiedy więc dotarła do tego jednego, ukrytego w rogu ogromnej sali, poczuła napływ entuzjazmu - szczególnie po usłyszeniu krótkiej wymiany zdań między nieznajomą kobietą i równie obcym mężczyzną.
Decyzję podjęła niemal od razu.
- Miranda, skarbie! - rzuciła wesoło, opadając na miękką kanapę po drugiej stronie stolika - Wybacz to spóźnienie. Taksówkarz chyba dopiero zaczął pracę, bo wiózł mnie tutaj okrężną drogą. W pewnym momencie myślałam, że trafię do Kanady - westchnęła z teatralną wręcz dezaprobatą, odrzucając płaszcz i torebkę. Poprawiając opadające na ramiona loki, uśmiechnęła się do kobiety.
- To dla mnie? Jesteś cudowna. Mam w pracy taki kocioł, że marzę już tylko o procentach - niemal od razu sięgnęła po kieliszek, jednak powstrzymała się przed rozlaniem do niego alkoholu. Coraz gorzej trzymający się na nogach mężczyzna zdawał się zrozumieć aluzję. Kiedy odszedł, Charlotte raz jeszcze spojrzała na blondynkę.
- Wszystko w porządku? Nie zrobił pani krzywdy?
-
I to też przywiodło ją do Crocodile. Wciąż poszukiwała współlokatora bądź współlokatorki wiedząc, że być może to właśnie jest dla niej ostatnią nadzieją na zapchanie dziury w swoim sercu i życiu codziennym. Drobne towarzystwo na pewno pomogłoby jej w wielu przypadkach i z wieloma rzeczami. Chociaż tak prostymi jak podziałem obowiązków czy wszelakimi opłatami. Tego dnia zrobiła sobie przerwę od przeszukiwania i wystawiania ogłoszeń na social mediach.
I pożałowała. Kiedy tylko uciekała się w tył kanapy, mężczyzna przysuwał się bliżej chcąc utrzymać niewielką odległość pomiędzy nimi. Kiedy już myślała, że nieuniknionym będzie wdrapanie się na stół, przeskoczenie przez niego i natychmiastowa ewakuacja to znikąd pojawiła się blond niewiasta najwidoczniej wyczuwając słabą sytuację Victorii.
- Isabelle, nareszcie - odetchnęła z ulgą, a wdzięczny uśmiech rozświetlił jej twarz. - Już myślałam, że Cię porwali - nerwowy śmiech wstrząsnął jej ciałem. Był zbyt sztuczny i od razu zdradzał jej intencje, jednak mężczyzna albo nie był dość spostrzegawczy albo był zbyt pijany, więc najzwyczajniej w świecie dał się spłoszyć. Bez słowa wstał i zniknął z zasięgu wzroku kobiet. Podparła skronie na dłoniach i wzięła kilka głębszych wdechów. Kiedy znów usłyszała głos sympatycznej kobiety zdającej się być Aniołem z Niebios, uchyliła powieki.
- Och, tak, wszystko w porządku. Gdyby nie Ty, to znaczy.. Gdyby nie Pani - urwała, kręcąc głową na boki. - W ramach podziękowań zapraszam do wspólnej degustacji wina. Lepiej będzie wypić je w towarzystwie - zaproponowała nieco się rozluźniając. Ściągnęła nawet z ramion marynarkę, która zdawała się dusić ją i zbytnio ograniczać ruchy. Poza tym zrobiło jej się dość gorąco podczas bliskiego spotkania z nachalnym typem.
malarka
cały świat
columbia city
Tym razem chodziło o nieznajomą kobietę, która równie dobrze mogła odbywać niekoniecznie logiczną rozmowę ze swoim pijanym partnerem. Prywata tego typu nie znajdowała się w zakresie zainteresowań panny Hughes, ale natrętny, ewidentnie przekraczający granice przyzwoitości oraz dobrego smaku obleśny dziad - owszem. Musiała interweniować, nawet jeżeli miałoby to zakończyć się nieprzyjemnościami dla niej samej. Miękkie, niemal gołębie serce dawało się we znaki w prawdopodobnie najmniej odpowiednich momentach, ale Lottie nigdy nie próbowała z tym walczyć.
- Nie miałabym nic przeciwko temu. Mój szef zaczyna coraz bardziej działać mi na nerwy - westchnęła z teatralnym wręcz przemęczeniem, kątem oka zerkając na oddalającego się od ich stolika mężczyznę. Wzrokiem odprowadziła go aż do samego stolika - wątpiła, że miał okazję siedzieć w towarzystwie ślicznej, młodziutkiej brunetki. Podejrzewała, że tym razem to ją wybrał na swoją ofiarę. Lottie czasami żałowała, że nie była w stanie uratować wszystkich.
Spojrzeniem powróciła do twarzy nieznajomej. Widoczna na niej ulga sprawiła, że poprawie uległ także nastrój Charlotte. Dobrze, że chociaż ona miała zagwarantowany spokój.
- To nic takiego. Nie cierpię takich natrętów... - odparła z przekąsem. Dzięki wielu latom spędzonym w FBI widziała już wiele różnorakich sytuacji. Nie oznaczało to jednak, że do momentów takich jak ten tak po prostu się przyzwyczaiła. Przeciwnie - nie miała pojęcia, skąd w mężczyznach brało się przeświadczenie, że wszystko się im należało.
- Cóż, gdybym teraz odeszła, mógłby tu wrócić - przyznała, zerkając na kieliszki oraz butelkę z winem. Przychodząc do tego lokalu, nie wiedziała, na co liczyła. Jej życie z dnia na dzień się posypało. Musiała się zresetować. Nie sądziła, że miałoby się to odbyć w towarzystwie obcej kobiety, ale niewątpliwie była to perspektywa przyjemniejsza niż konieczność odpędzania od siebie jakiegoś nieznającego umiaru pijaka.
- I żadna ze mnie pani. Charlotte - przedstawiwszy się, wyciągnęła ponad blatem stolika swoją smukłą dłoń. Nigdy nie lubiła tych kurtuazyjnych uprzejmości. Ceniła sobie swobodę i liczyła, że jej towarzyszka również.
-
- To dość rozsądne podejście - oceniła, starając się nie roześmiać. Uważała bowiem, że zachowanie powagi w tym temacie było znacznie zabawniejsze, więc walczyła z wewnętrznymi instynktami i całkiem dobrze jej szło - wygrywała. Jednym w problemów Victorii był totalny niefart do wybierania odpowiednich sytuacji na roześmianie się.
- Victoria. - uścisnęła dłoń blondynki, posyłając szczery uśmiech w jej kierunku. - Więc nie masz planów na resztę wieczoru? To znaczy, właściwie już ja jestem Twoim planem. Całkiem dobrze się składa, bo ten kieliszek - urwała, by wskazać szklane naczynie, o które poprosiła kelnera kilkanaście minut wcześniej. - to ściema. Nigdy nie miałam na nikogo czekać, ale czułam się oceniana siedząc w samotności z butelka wina - wyjaśniła, wzdychając nad swoim marnym losem. - Najwidoczniej spadłaś mi z nieba. Jakby nie było.. trochę wyglądasz jak anioł - zaśmiała się lekko, używając wyobraźni, aby dopasować aureolkę nad głową swojej towarzyszki i anielskie skrzydła wysuwające się zza jej szczupłego ciała.
/wybacz za tak słaby post i tempo odpisu, poprawię się! ♥
malarka
cały świat
columbia city
- Miło mi - przyznała, ściskając dłoń nowej znajomej.
W typowy dla siebie sposób zmierzyła ją wzrokiem, choć w spojrzeniu Hughes nie było nic oceniającego. Była zwyczajnie ciekawa tej nowej postaci w swoim otoczeniu, nawet jeżeli to ona niemal szturmem wdarła się do życia Vicky.
- To... dłuższa historia i nie wiem, czy powinnam Cię nią zanudzać, ale tak; nie mam planów i właściwie przyszłam tu w poszukiwaniu wolnego stolika w jakimś przyciemnionym kącie - wyznała bez cienia zażenowania. Rzadko pokazywała się na mieście, a jeżeli już miało to miejsce, to starała się mieć przy sobie kogoś zaufanego. To był pierwszy od dawna raz, gdy zdecydowała się zaszaleć sama, ale skłamałaby, mówiąc, że czuła się komfortowo. - Nie będę jednak ukrywać, że podziwiam Twoją pomysłowość. Ja pewnie piłabym sama jak ostatnia frajerka - przyznała bez ogródek, dopiero wtedy uświadamiając sobie, jak kiepsko to zabrzmiało i jak ogromną gafę popełniła.
- Nie to, że ty jesteś frajerką. A nawet jeżeli to... jest nas dwie - skwitowała w rozbawieniu, ciesząc się, że alkohol znajdował się tak blisko, bo w zasięgu ręki.
- Tak? To zabawne, bo czuję się tak, jakbym przemierzyła całe piekło - westchnęła przeciągle, odgarniając na plecy kilka kosmyków swoich włosów. - Więc? Jaki masz powód, żeby opróżnić całą butelkę wina? - zagaiła uprzejmie, jednocześnie nadając swojej wypowiedzi ton sugerujący, że odpowiedź nie była czymś niezbędnym. Nie musiała mówić, jeżeli nie miała na to ochoty.
-
- W takim razie wygląda na to, że to Twój szczęśliwy dzień.. cóż, właściwie bardziej wieczór - urwała, aby zagryźć dolną wargę w skupieniu, po czym nagle machnęła dłonią dając spokój tej zagwozdce. - Jest to zdecydowanie najciemniejszy kąt ze wszystkich dostępnych - oznajmiła prezentując wspomniany kąt zamaszystym ruchem ręki. Czuła się odrobinkę jak agent nieruchomości próbujący sprzedać mieszkanie czy inny dom. Właściwie była dobra w laniu wody, więc mogłaby spokojnie odnaleźć się na posadzie takiej jak ta. Niestety nie lubiła być nachalna, więc to mogło przekreślić jej karierę w kategorii pośrednictwa. - Wiesz, chciałam w końcu zrobić coś innego niż każdego dnia - rzuciła z nieśmiałym rozbawieniem, ponieważ, co było dość smutne, właśnie przyznała, że swoje wieczory spędza na frajerskim piciu w pojedynkę. Cóż, właściwie w towarzystwie kota, ale nie jestem pewna czy to stawia ją w lepszym świetle. Charlotte nie mogła urazić jej swoim komentarzem, ponieważ nie był on obelgą a najprawdziwszą prawdą. Nawet, jeśli niegdyś przyznanie się do tego przed samym sobą było zbyt bolesne to teraz Victoria była pogodzona z aktualnym stanem rzeczy.
Zamyśliła się na moment, obracając w palcach nóżkę kieliszka. Ciemnoczerwony trunek odbijał się od ścianek i powoli ociekał w dół, westchnęła. - Chciałam poczuć się trochę mniej samotna niż zwykle - wyznała, nie mając odwagi podnieść wzroku na swoją towarzyszkę.
malarka
cały świat
columbia city
- W takim razie jestem zaszczycona - podsumowała treściwie, kiwając głową z uznaniem dla wyboru, jaki padł na ten konkretny kąt; skutecznie odgrodzony od reszty lokalu, ale jednocześnie dający widok na to, co działo się dookoła. Gdyby Charlotte była w pracy, prawdopodobnie na punkt obserwacyjny wybrałaby właśnie ten stolik.
- Tak? Więc czym zajmujesz się każdego dnia? - zagaiła z powagą i szczerym zainteresowaniem. Zadanie pytań i stawianie hipotez było jej chlebem powszednim, ale jednocześnie swego rodzaju unikiem przed falą pytań, które mogłyby paść w jej kierunku. Nie lubiła mówić o sobie. Po prawdzie była w tym naprawdę kiepska, toteż dużo chętniej stawała po drugiej stronie barykady i to bynajmniej nie z powodu zawodowego zboczenia.
Była typem cichej, raczej wycofanej osoby, która żyła we własnym świecie; marzeń o karierze malarki i świecie, w którym jej praca dla FBI nie byłaby czymś niezbędnym. Zamiast tego utknęła jednak w coraz bardziej znienawidzonym miejscu, próbując poskładać do kupy swoje dotychczasowe życie; życie, które z perspektywy ostatnich tygodni postrzegała jako podręcznikowy przykład porażki.
- Cóż, coś o tym wiem - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do siedzącej nieopodal blondynki. Mimo ogromnej rodziny, zaufanych przyjaciół i pozornie zwyczajnego życia, wciąż czuła pustkę, której nie potrafiła wypełnić. - Stało się coś złego? - dodała po krótkiej pauzie, unosząc brew i wpatrując się w twarz Vicky. Patrzyła na nią wystarczająco długo, by ta zyskała pewność, że rozmowa miała pozostać poufna, ale niewątpliwie mogła być szczera.
mechanik
Chuck's Auto Repai
south park
Rzadko opuszczała swoje terytorium, a tym bardziej bez konkretnego powodu. Tym razem jednak powód przyszedł do jej miejsca pracy. Był nachalny, a zarazem tak słodko kuszący. Wszystkie wspomnienia wróciły w chwili, gdy ją ponownie spotkała, a jeszcze bardziej zaatakowały jej umysł w chwili, gdy przekroczyła próg przybytku, w jakim kiedyś pracowała. Przez dłuższą chwilę stała przed budynkiem nie wiedząc, czy wchodzić czy nie jednak podjęła decyzje. Przekroczyła próg miejsca, jakie kiedyś nawet przez chwilę nazywała domem. Nie, nie starała się wtopić w tłum. Tu przecież zawsze wyglądała jak ta uboga wersja człowieka. Nie nosiła ekstrawaganckich ubrań czy fryzur. Nie szastała pieniędzmi na prawo i lewo. Nie wspominając, że w chwili obecnej nie było ją nawet stać na głupie piwo w tym miejscu nie mówiąc już o innych przyjemnościach.
Westchnęła ciężko, gdy przecisnęła się przez ludzi. Nie była przy tym miła i kulturalna więc co i rusz obijała barkiem o jakiegoś młodzieńca, starca czy innego banana. Przy nich wszystkich wyglądała niczym widmo. Blada cera, podkrążone oczy oraz co jakiś czas odzywający się żołądek dopominający się o cokolwiek. Dodajmy do tego fakt, iż miała na sobie znoszone dżinsy, jakie dobre lata już dawno miały za sobą, krótką bluzkę jakiejś kapeli metalowej oraz nieśmiertelną kurtkę, z kapturem. Wreszcie dotarła w miejsce, jakie obrała na swoją bazę operacyjną. Boksy. Miejsce, gdzie mimo wszystko można pogadać w miarę normlanie. Usiadła krzywiąc się przy tym nieznacznie. Nadal czuła ból w boku po ostatnich wydarzeniach, w jakich wzięła udział, a teraz to! Jak nic czuła pod skórą, że pcha się w jakieś bagno, lecz co zrobić? Sentymenty wzięły górę i tyle. Rozsiadła się wygodniej na miejscu i machnęła do pierwszej lepszej osoby, jaką kojarzyła, z tego baru. Pewnie nadal ją pamiętali więc i informacja, o jej obecności dojdzie tam gdzie powinna. -Co ja tu robię- Wymamrotała przecierając dłonią twarz.
-
Kate weszła do pubu jak do siebie...bo w końcu tak było. Przywitała jednak uśmiechem pracowników, miała swój charakter, ale nigdy nie traktowała innych jak gorszych. Barmanka szybko wskazała jej palcem gościa, kojarzyła dawną pracownicę, więc domyślała się, że Kate przyszła do niej, albo ona do Kate. Kobieta skierowała się do boksu i stanęła wpierw przy nim.
- Cieszę się, że przyszłaś. - uśmiechnęła się lekko i zdjęła okulary, po czym zawiesiła je na koszulce. - Kawa, herbata, coś mocniejszego? - zapytała, jakby chciała wpierw ją obsłużyć. Taki miała zamiar, jednak zawsze robiła to sama, nie wysługiwała się pracownikami. Nawet jeśli jej dawna pracownica nie zechciałaby niczego, sama pójdzie zrobić sobie kawę. Odpowiednia dla niej pora na małą czarną.
mechanik
Chuck's Auto Repai
south park
-
- Obiecałam ci kawę. Mam nadzieję, że preferujesz takie wydanie. Ja stawiam. - uśmiechnęła się trochę. Upiła przez słomkę trochę kawy, po czym wróciła wzrokiem do rozmówczyni. Ta szybko przeszła do tematu, więc nie było sensu owijać w bawełnę tego wszystkiego.
- Ciężko się z tobą skontaktować. Pewnie nie uwierzysz, że kompletnie przypadkiem cię dziś spotkałam, ale tak było. Ale skoro już chcesz przejść do tematu, to owszem. Próbuję namierzyć pozostałą trójkę kryminalistów, którzy poruszali się tym wozem o którym wspomniałam. Może masz cokolwiek, co pomogłoby mi?
Kobieta wyciągnęła mały notatnik, który miała w skórzanej kurtce w kieszeni na piersi. Miała tam także długopis, zdecydowanie przygotowała się do małego "przesłuchania", albo bardziej spisania informacji. Jej była pracodawczyni niewiele zmieniła się pod tym względem, zawsze skupiona na wszystkim, po za takim..."typowym" życiem, jakie prowadził niemal każdy. Mechanika, agencja, pub, terminarze, zawsze zajęta takimi rzeczami, jak gdyby to było całe jej życie, a jedyna normalna rozrywka dla niej, to ewentualne zloty i wystawy motocykli. Cokolwiek stało się w jej życiu, nie goniła za szukaniem przyjaciół, miłości czy łatwą codziennością. Co ciekawe nie wyglądała na taką i nie odrzucała ludzi, ale to ludzie zwykle do niej się nie garnęli. Może to ze względu na charakter? A może brak czasu dla innych? Na pewno potrzebowała adrenaliny, w końcu nikt to chce prowadzić spokojne życie, nie wybiera pracy w FBI.
Kate spoglądała z profesjonalnym wyczekiwaniem, typowym dla osób z jej branży. W tym wszystkim próbowała zachować jednak przystępną twarz, aby nie przestraszyć swojej znajomej.