WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Liczne badania, pobyt w szpitalu, opuszczenie utrzymanego w odcieniach przygnębiającej bieli budynku i konieczność skonfrontowania się z ojcem, który prawdopodobnie po dziś dzień zachodził w głowę, co dokładnie było powodem dość niespodziewanej decyzji najstarszej córki o zorganizowaniu własnego lokum. W tym konkretnym przedsięwzięciu Robert Hughes miał mieć spory udział. Nie tyle finansowy, co po prostu organizacyjny. To właśnie on - jako znany w mieście biznesmen i człowiek posiadający rozległą sieć kontaktów - jako jedna z nielicznych osób był w stanie zapewnić Charlotte jak najszybsze przebrnięcie przez proces uzyskiwania na własność wybranego przed kilkoma dniami domu.
Lista pomocników nie ograniczała się jednak do zaledwie jednej pozycji, wszak w całe przedsięwzięcie zaangażowane były inne osoby z kobiecego otoczenia. Tajemnicą i zaskoczeniem nie był fakt, że pierwsze skrzypce grał w tym Rhys. Chociaż Lottie była przeciwna temu, by porzucał obowiązki w dopiero co otworzonym salonie na rzecz jej prywatnych spraw, to jednak męska siła przebicia była dużo większa niż determinacja zmęczonej pobytem w szpitalu Hughes.
- I jak? - zagaiła, kiedy skończyli spacer po parterze domu. Ganek od strony ulicy, salon połączony z jadalnią i kuchennym aneksem oraz niewielki taras za budynkiem, gdzie znajdował się nieco zaniedbany, ale mający spory potencjał ogród. - Tam jest łazienka, na piętrze kolejna. I trzy sypialnie - wyjaśniła pokrótce, na razie nie decydując się na to, by ruszyć na górę.
Zamiast tego skupiła swój roziskrzony wzrok na wysokości męskich oczu.
- Za kilka dni dopełnię formalności. Lub może raczej ojciec dopełni. Nie wierzę, że zorganizował to tak szybko - z trudem powstrzymała odruch, jakim była chęć entuzjastycznego klaśnięcia w dłonie. Chociaż bycie dłużniczką własnego ojca nie jawiło się w kobiecych oczach jako coś, czego faktycznie chciała, to jednak dobro dziecka stawiała ponad własną dumę. Najwidoczniej to właśnie tego - między innymi - musiała się nauczyć. - Jak te kartony, o których mówiłam? - zagaiła, mając na myśli rzeczy, o których szybkie spakowanie poprosiła Rhysa przed kilkoma dniami. Była gotowa upchnąć pojedyncze drobiazgi we wciąż pustych kątach domu, by chociaż tę część organizowania życia na nowo mieć z głowy.
- Hej, wszystko w porządku? - dodała nieco markotniej, widząc, że przyjacielowi coś ewidentnie nie dawało spokoju. - Wycieczka się nie udała? - zażartowała, poruszając brwiami w niezwykle wymownym geście, którego niemal od razu pożałowała.
Rhys nie wydawał się skłonny do śmiechu.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

O ile weekend należał do udanych, a czas spędzony z Fel miał miło wspominać, tak początek tygodnia przywołał jedno wielkie urwanie głowy i sprawiło, że relaks, którego zaznał w trakcie tych dwóch dni, odszedł w zapomnienie. Otwarcie studia było ogromnie stresujące. Na całe szczęście pojawili się klienci, zarówno ci, których znał z poprzedniego miejsca pracy, jak i nowi gotowi wrócić na kolejne sesje. Te pierwsze dni dały mu więc solidny wycisk, a dodatkiem do tego była prośba Lottie o to, by spakował jej wszystkie rzeczy. Nie spodziewał się, że tak szybko coś znajdzie. Z jednej strony naprawdę się z tego cieszył, bo życzył jej wszystkiego, co najlepsze i był gotowy sam przekopać sieć wzdłuż i wszerz, żeby pomóc jej znaleźć idealny dom. Z drugiej... Wiedział, że pustka, która zapanowała w mieszkaniu podczas jej pobytu w szpitalu, na nowo miała się stać jego szarą rzeczywistością, do której przecież nie chciał wracać.
Spakował jednak wszystko o co prosiła. Nie spodziewał się, że w trakcie przekopywania pokoju i upychania kolejnych drobiazgów do kartonów, znajdzie obraz. Obraz przedstawiający jego przyjaciela. Nie potrzebował wiele, by połączyć fakty. Portret Blake'a pod łóżkiem przyjaciółki. Wiadomości Blake'a, które otrzymał przed kilkoma dniami... Ostatecznie nawet nazwisko Lottie i zmarłej narzeczonej kumpla. Powiedzieć, że był zaskoczony, to tak, jakby nie powiedzieć nic. Nie podjął się jednak tematu ani w rozmowie z Charlotte, ani tym bardziej w trakcie wymiany wiadomości z kumplem. W teorii nie był to jego interes. W praktyce.... Był między młotem i kowadłem. Z jednej strony wieloletni kumpel, z drugiej kobieta, na której zależało mu jak na nikim innym, po której domu właśnie się przechadzał.
Ważne, że się udało i nie musisz błądzić po tych wszystkich mieszkaniach, żeby znaleźć coś, co i tak do końca by cię nie satysfakcjonowało. Tu będziecie mieć dużo miejsca, a znając ciebie, urządzisz się tak, że będzie cholernie przytulnie — uśmiechnął się. Cieszył się, że mogła liczyć na pomoc ojca i dzięki temu dość szybko znalazła dla siebie i dziecka naprawdę fajny dom — Gdybyś potrzebowała pomocy z remontem, składaniem mebli czy czymś, to wiesz... Dzwoń. Studio jest otwarte do osiemnastej, wieczory mam wolne — dodał, żeby było jasne, że był do dyspozycji i mógł jej pomóc w takich cięższych zajęciach.
Są w samochodzie. Zaraz je przyniosę — przyznał. Spakował chyba wszystko. Zajrzał w każdy kąt pokoju, by niczego nie przegapić i kilkukrotnie upewniał się, że nic się nigdzie nie zabłąkało.
Tak w porządku, czemu miałoby nie być? — zapewnił. Między nimi było w porządku. Może czuł się z tym wszystkim dziwnie, a w jego głowie panował chaos spowodowany nadmiarem nowych myśli, ale poza tym? Było dobrze i cieszył się, że Lottie była gotowa zacząć swoje życie od nowa. We własnym domu i z uśmiechem, którego od dawna mu brakowało na jej ustach.
Udała się, było miło. Trochę za krótko, ale miło — przyznał, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym przystanęli. Nie wiedział, co więcej mógł powiedzieć. Że nie dawał mu spokoju obraz, który znalazł pod jej łóżkiem? Że znał faceta z portretu, który tam schowała i zaczął łączyć fakty w jedną całość?
To po prostu dziwne. Jeszcze kilka dni temu mieszkaliśmy razem, a teraz z dnia na dzień pomagam ci w przeprowadzce. Będzie... Pusto bez ciebie — westchnął, wciskając dłonie do kieszeni spodni, gdy zrównał wzrok z tym kobiecym. Poruszenie tego tematu było najlepszą opcją. Zwłaszcza że nie był wyssany z palca. Wiedział, że minie trochę czasu zanim przyzwyczai się do tego, że wspólne wieczory przed telewizorem, mijanie się w drzwiach łazienki i przelotne dyskusje, gdy gdzieś się spieszyli, dobiegły końca — Mam nadzieję, że będziesz od czasu do czasu wpadać na kolację i seans? — dodał, unosząc pytająco brew.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte nie czuła się komfortowo w związku z wystosowanymi w kierunku Rhysa prośbami. Wykazywałaby się dużo lepszym samopoczuciem, gdyby nie musiała odciągać go od obowiązków związanych z pracą w studio, które dopiero co zostało otworzone. Ponieważ jednak ze wszystkich osób na świecie najbardziej ufała właśnie jemu, nie wyobrażała sobie, by liczne drobiazgi z jej pokoju miał wynieść ktokolwiek inny niż on. Chociaż do odnowienia wszystkich pomieszczeń w domu miało upłynąć jeszcze sporo czasu, to jednak Lottie wolała go nie tracić. Przeniesienie kilku kartonów z niekoniecznie często używanymi rzeczami miało być swego rodzaju ułatwieniem przyszłej pracy. Dmuchanie na zimne było domeną panny Hughes.
- Stwierdziłam, że mieszkanie... to nie będzie to. Tutaj jest dużo przestrzeni, cisza, spokój. Niedaleko znajduje się jakiś plac zabaw, a ogród za domem też na pewno się nie zmarnuje - przyznała, wymieniając zaledwie garstkę czynników, które sprawiły, że zdecydowała się na ten konkretny budynek, który obecnie mogła już śmiało nazywać swoim.
- Nie ma takiej opcji - zawyrokowała krótko, ani myśląc o tym, by słuchać wymówek czy prób przekonania jej, że pomoc przy remoncie była niezbędna. Rhys zrobił dla niej wystarczająco dużo, dlatego obciążanie go kolejnymi obowiązkami i to jeszcze po jego regularnej pracy zwyczajnie nie wchodziło w grę. - Zrobiłeś wystarczająco dużo. I pewnie zrobisz jeszcze niejedno. Kiedyś musisz odpoczywać i mieć czas dla siebie. Ja... dam sobie radę. Nie martw się - zapewniła, racząc przyjaciela czułym uśmiechem. Naprawdę doceniała jego chęć niesienia pomocy, zaangażowanie, to jak bardzo chciał, by jej życie wróciło do normy. Nie mogła jednak pozwolić na to, by w ferworze wszystkich emocji i zajęć zapomniał o sobie.
- Nie wiem. Wydawało mi się, że może... - coś się stało? Słowa te nie padły na głos, ale grymas odmalowany na kobiecej twarzy zdawał się być dużo wymowniejszy. Machnięcie dłonią miało dać mężczyźnie do zrozumienia, że nie musiał się przejmować. - Nieważne. To pewnie tylko wrażenie - pokręciła głową w rozbawieniu, winą obarczając dotychczasowe troski i ogólne zmęczenie, które czuła, że miało jej towarzyszyć przez jeszcze naprawdę długi czas.
- Miło. Było miło. I tyle? - to wcale nie tak, że była wścibska. Raczej w przyjacielski sposób trzymała rękę na pulsie. Żądza poznania kilku plotek nie miała z tym nic wspólnego.
- Hej, wyprowadzam się do innej dzielnicy, a nie stanu na drugim końcu kraju - cichy śmiech zdawał się być najdosadniejszym dowodem jej nastawienia. Chociaż ona również przyzwyczaiła się do dzielenia z Rhysem życiowej przestrzeni, to jednak wiedziała, że pewny etap musiał się zakończyć. - Jasne, że będę. Ty też czuj się zaproszony już teraz - zapewniła, pozwalając sobie na łagodne szturchnięcie przyjaciela w ramię.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Idę o zakład, że w ogrodzie będziesz musiała w przyszłości postawić domek na drzewie dla okolicznych dzieciaków —zaśmiał się, ale które dziecko nie chciało takiej atrakcji za domem? Wszystkie chciały. On również, kiedy był dzieciakiem bardzo takiego pragnął. Na szczęście rodzice nie protestowali, więc mógł szaleć ze starszym bratem. O dziwo wspomnienia z takimi domkami, pozostawały wiecznie żywe, nawet jeśli od ostatniej wizyty w takim minęło blisko dwadzieścia lat.
Lottie… — jęknął, patrząc na nią wymownie. Wiedział, że z nią nie wygra, była cholernie uparta, a kwestia tego, ile dla niej robił, wciąż pozostawała żywa, więc nie był tym zaskoczony. Prawdopodobnie na jej miejscu reagowałby podobnie, ale… Nie potrafił dać za wygraną, nawet wtedy, kiedy przedstawiła swoje stanowisko, idealnie odzwierciedlając męskie przypuszczenia — A kto będzie dźwigał ciężary? Kto będzie skakał po drabinach? Z tego, co mi wiadomo, dla kobiet w ciąży jest to niewskazane — rzucił argumentem przemawiającym za tym, że jednak mógłby się przydać, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że i ten Lottie będzie w stanie obalić. Mogła przecież wynająć ekipę remontową, a w przypadku mebli opłacić fachowców, którzy złożyliby je w dniu ewentualnej dostawy — A czas dla siebie mam. Przypominam ci, że dwa dni spędziłem poza miastem z piekielnie seksowną sąsiadką — dodał z rozbawieniem. Co innego miał robić? Mógł jedynie podrywać Fel albo spędzać czas w pracy i domu, gdzie to ostatnie nie było szczytem jego marzeń, teraz gdy przyzwyczaił się do tego, że wokół niego ciągle coś się działo.
Wszystko gra. Może to zmęczenie, ten tydzień był intensywny. Całe szczęście jest spore zainteresowanie, więc kiedy do nas dołączysz, licz się z tym, że będziesz miała ręce pełne roboty — ostrzegł pół żartem, pół serio. Roboty było wiele, ale nie znaczyło to, że zamierzał dopuścić do tego, by poszło jej w pięty. Wciąż miał na uwadze to, że Lottie miała w tej branży stawiać pierwsze kroki, a to wymagało lekkiego odciążenia jej w obowiązkach w trakcie kilku pierwszych tygodni. Musiała się odnaleźć w tym środowisku, a potem? Potem wiedział, że Charlotte poradzi sobie ze wszystkim. Była przecież sprytna, zaradna i zdolna.
Aleś ty ciekawska. Trafisz do piekła, zobaczysz — zaśmiał się, grożąc przyjaciółce palcem — Opowiem ci przy kawie — dodał, wskazując wymownie na kuchnię. Stanie pośrodku salonu, nie było zbyt wygodne do prowadzenia dłuższych rozmów. Jeśli chciała ploteczek, musiała się na tę kawę zgodzić.
Wiem i masz szczęście, bo jakbyś się wyniosła na drugi koniec kraju, to trzymałbym cię tu siłą — stwierdził, chcąc zabrzmieć groźnie, na wypadek, gdyby taka myśl przeszła jej przez myśl. Z tej groźby nic jednak nie wyszło, bo zaraz się uśmiechnął i objął Lottie ramieniem — Żartuję. Wpadałbym na plotki nawet do Europy, gdyby zaszła taka konieczność. Ważne, żebyś znalazła swoje miejsce na świecie — zapewnił. Żyli w dobie internetu. Utrzymanie przyjaźni na odległość, nie mogłoby być tak trudne, kiedy spotkania stałyby się bardzo sporadyczne, prawda? — Idź, zrób tę kawę, a ja skoczę po te kartony — dodał, bo wypadało przynieść w końcu z samochodu te wszystkie drobiazgi, o które prosiła.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Wtórując mu w śmiechu, Charlotte uświadomiła sobie, jak wiele rzeczy w jej nastawieniu będzie musiało się zmienić. Uwielbiany dotychczas porządek miał się przecież przeistoczyć w totalny bałagan, a idealna organizacja każdej minuty dnia codziennego miała zostać wyparta przez chaos i spontaniczność, wśród których musiałaby znaleźć czas na typowo domowe obowiązki. Nie inaczej było w przypadku potencjalnych wydatków czy gospodarowania przestrzenią. Książki, sztalugi czy typowo kobiece drobiazgi stałyby się wspomnieniem, gdyby tylko dziecko zapragnęło nowej kolekcji klocków czy właśnie wspomnianego domku, którego budowa zostałaby uznana za priorytet rangi wyższej niż na przykład remont tarasu.
- Do skakania po drabinie zatrudnię ekipę. Niektóre meble mogę poskładać sobie sama albo zamówię montaż - skwitowała krótko, unosząc brew w niemym wyzwaniu. Rhys miał z nią niemałą zagwozdkę, skoro odnajdywanie kontrargumentów przychodziło jej z dziecinną łatwością. Tutaj musiała przyjąć jednak odpowiednią linię obrony. Nie rozmawiali o drobiazgu pokroju przesunięcia jednej szafki, ale o remoncie na większą skalę. Wszystkie związane z nim czynności wymagały odpowiedniej ilości zaangażowania, czasu i siły, a tych nie mogła wymagać od kogoś, kto i tak w ostatnich dniach pomagał jej ponadprogramowo.
- Więc wykorzystaj ten czas na dalsze podrywanie piekielnie seksownej sąsiadki - przedrzeźnianie go było zaledwie półśrodkiem do osiągnięcia celu. Lottie wątpiła co prawda, że osoba Felicity byłaby w stanie przekonać Rhysa do zmiany nastawienia, ale ze wszystkich sił powstrzymywała się przed sięgnięciem po cięższą artylerię, jaką miałoby być wypominanie mu, że remont domu nie był nawet w połowie tak przyjemny jak na przykład potencjalny czas spędzony z jakąś panną w chociażby łóżku.
- Nie mogę się doczekać. Dostałam witaminy, będę się zdrowo odżywiać i kiedy tylko uporam się z pierwszym bałaganem tutaj, to od razu zjawię się na stanowisku - zapewniła z powagą adekwatną do jej nastawienia. Nie zamierzała czegoś do końca ciąży, momentu porodu czy pierwszych dni w towarzystwie dziecka. Bezczynność była dla niej zabójcza, dlatego jak najszybszy powrót do pracy - nawet tej siedzącej, raczej biurowej - był czymś potrzebnym.
- Rzadko bywasz rozpromieniony jak sama Matka Boska - wytknęła mu przez śmiech, nie rezygnując z zaczepnego sprzedania pstryczka prosto w nos. - Gdybym się wyniosła i byłoby po fakcie, nie mógłbyś mnie nigdzie trzymać - wytykanie mu błędów logicznych stało się swego rodzaju hobby, choć za postawą Lottie nie kryła się żadna złośliwość. Najlepszym tego dowodem była chwila, w której na krótko przylgnęła do męskiej sylwetki, obdarzając przyjaciela krótkim uściskiem.
- Tylko nie mam żadnych ciasteczek - zawołała za nim, udając się do kuchni, gdzie faktycznie zdążyła wrzucić kilka drobiazgów; czajnik, kubki, parę saszetek herbaty i opakowanie kawy. Miała na uwadze to, jak wiele czasu miałaby tam spędzić w najbliższych tygodniach, pewnie nawet miesiącach, więc posiadanie pod ręką chociażby czegoś do picia wydawało się rozsądnym pomysłem. - Och, przywiozłeś... wszystko? - westchnęła, gdy znów znalazła się w salonie, a jej oczom ukazało się kilka kartonów, a wśród nich jeden, konkretny, ze średniej wielkości płótnem w środku.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zawsze na wszystko masz odpowiedź, nie? — przewrócił oczami, gdy kolejny raz obaliła jego argument. Poddał się, bo wiedział, że nie zamierzała odpuścić. Chciała radzić sobie sama i chyba musiał to zaakceptować.
Taki mam zamiar. Nie da się ukryć, że jest plus twojego nowego domu. Będę mógł ją zapraszać na kolację, bez pytania o zgodę — stwierdził z psotnym uśmiechem. Taki właśnie miał plan. Po dwóch dniach spędzonych z Felicity był gotów pozwolić sobie na to, by częściej wyjeżdżać na weekendy, jeśli kobieta wyrażałaby ku temu dalszą aprobatę. Był również gotów spędzać z nią czas w domu i na mieście. Wszędzie, gdzie mogliby spędzić razem trochę czasu i skupić na tym, by poznać się jeszcze lepiej. I to nie tak, że miała stać się zastępstwem za Lottie. Chciał tego, bo ją lubił i miło wspominał spędzony we dwoje czas. Dowiódł tego fakt, że wzmianka o dalszym podrywaniu, która padła z ust Lottie, odciągnęła jego myśli od remontu i pchnęła w stronę brunetki.
Ty nie możesz się doczekać? Tatuażysta i piercerka ciągle mnie wypytują, kiedy cię w końcu poznają. Powiem ci, że dobrze wybraliśmy pracowników. To świetni ludzie i na atmosferę w pracy nie będziemy narzekać. Ale... — urwał i wskazał na jej brzuch, na którym nie było jeszcze niczego widać — Pierw nałykaj się tych witamin, ogarnij tutaj i odpocznij, bo w innym wypadku wykopię cię na urlop — pogroził jej tym palcem. W pierwszej kolejności miała zająć się swoim zdrowiem i zadbaniem o to, by dziecko dobrze się rozwijało. Potem mogła rzucić się w wir obowiązków, które czekały na nią w studio.
No widzisz, niektóre kobiety mają na mnie dobry wpływ — wystawił w jej stronę język w tej samej chwili, w której sprzedała mu pstryczka, co spotkało się z żartobliwym warkotem, na który sobie pozwolił, kłapiąc przy tym zębami, jakby chciał jej te palce odgryźć — Ok, to jeśli planowałabyś się wynieść. Przy odrobinie szczęścia, mógłbym cię uprowadzić z lotniska — stwierdził, wzruszając ramionami tuż przed tym, jak do niego przylgnęła. Odwzajemnił uścisk z uśmiechem. Będzie mu jej brakowało. Naprawdę miał nadzieję, że ta wyprowadzka nie zmieni wszystkiego na gorsze i uda im się utrzymywać regularny kontakt, który nie będzie ograniczony jedynie do spotkań w studio.
Twoje towarzystwo wystarczająco osładza mi życie! — odkrzyknął z progu drzwi, by zaraz wyjść na ganek i ruszyć do samochodu. Tam w bagażniku i na siedzeniu pasażera upchnął kartony z rzeczami Charlotte. Westchnął zabierając je do domu. To jak wszystko się pomieszało, było naprawdę dziwne. Każde pudło układał w korytarzu pod ścianą, by na sam koniec przynieść te najistotniejsze, które wzbudzało w jego głowie chaos myśli.
Tak, jestem pewny, że nic nie zostało. Sprawdziłem każdy kąt — uśmiechnął się i przeniósł wzrok na karton, który krył w sobie obraz znaleziony pod jej łóżkiem — Powiedziałabym, że wyszło genialnie, gdyby nie... — urwał i przeniósł wzrok na przyjaciółkę — To on, prawda? — zapytał. Nie musiała odpowiadać. Mogła co najwyżej skinąć głową, jeśli chciała. Jedno wiedział - nie był to pieprzony Joel Gallagher, a co za tym szło, nie mógł powiedzieć, że jej serce wciąż ciągnęło do byłego, który okazał się nie wiele większym chujem, niż facet z portretu. O ile przeczucie go nie myliło. Czemu jednak miałaby mieć pod łóżkiem portret jego... ich przyjaciela? Faceta, który był zaręczony z jej martwą siostrą? Wierzył w przypadki, ale nie do tego stopnia.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Niewinne wzruszenie ramionami miało jednoznacznie wyrazić kobiece nastawienie względem prowadzonych przez nich dyskusji. Charlotte nie miała w zwyczaju stawiać na swoim w każdym możliwym aspekcie, ale niewątpliwie posiadanie racji w czysto przyjacielskich przekomarzankach niosło ze sobą sporą dawkę satysfakcji.
Kobiecy entuzjazm został ostudzony dokładnie w momencie, kiedy mniej lub bardziej świadomie został poruszony temat dzielenia mieszkania. Charlotte nie sądziła, że Rhys tak bardzo krępował się jej obecnością, uważał na gości, analizował każde zaproszenie. Niespodziewanie ta nagła przeprowadzka okazała się wybawieniem - nie chciała przecież, żeby czuł się aż tak ograniczony.
- Nie musiałeś pytać mnie o zgodę. To Twoje mieszkanie - rzuciła mimochodem, stawiając kubki z gorącą kawą na blacie nieco zniszczonego stolika, który pozostał tam po poprzednim właścicielu i obecnie pełnił w domu bardziej praktyczną niż dekoracyjną funkcję. Musiała wymienić ten staroć, choć perspektywa wybierania mebli była niezwykle odległa, biorąc pod uwagę to, jak wiele spraw wymagało natychmiastowej ingerencji fachowca. - Jak dla mnie moglibyście dobierać się do siebie na kanapie w salonie albo na blacie w kuchni. Nie jestem pruderyjna, chociaż nie sądziłam, że tak się zafiksujesz na jej punkcie po zaledwie jednym weekendzie - dodała markotnie, przysiadając na jednym z przyniesionych z kuchni krzeseł, które również przydawało się robotnikom, nie samej właścicielce.
- Przecież już mnie poznali - niezrozumienie odmalowane na twarzy mieszało się z niechęcią względem nadchodzących nowości. Niespodziewanie bowiem na jej głowie znalazło się zdecydowanie za dużo spraw, dlatego Rhys musiał wybaczyć jej brak entuzjazmu względem ludzi, których widziała na oczy dokładnie jeden raz - podczas rozmowy kwalifikacyjnej.
Samopoczucie Charlotte bynajmniej nie poprawiło się kilka sekund później, kiedy w salonie znalazły się kartony z jej rzeczami - w tym jeden, konkretny, który przykuwał uwagę wystającą z niego zawartością. Była zaskoczona, że wzrok przyjaciela powędrował w tym samym kierunku.
- Gdyby nie...? - powtórzyła, w pierwszym momencie będąc gotową do wejścia w rolę typowej blondynki, dla której połączenie faktów było za trudne. Wiedziała jednak, że to by nie przeszło. Dotychczas nie kryła się z bystrością własnego umysłu, Rhys natomiast... znał ją za dobrze.
Właśnie dlatego milczenie zdawało się być wystarczająco wymowną odpowiedzią. Nie wiedziała, jak słowami miałaby wyjaśnić to, że niedokończony portret śpiącego mężczyzny znajdował się wśród jej osobistych rzeczy i jednocześnie wmówić Rhysowi, że z modelem nie łączyła ją żadna zażyła więź. Ten obraz niemal krzyczał o związanych z tamtymi wspólnymi godzinami doznaniach, jednocześnie eksponując żal, że to wszystko skończyło się tak szybko.
- Chyba nie wyruszysz teraz na jego poszukiwania, żeby dać mu w pysk? - zagaiła, próbując obrócić całą sytuację w żart. Skąd bowiem mogła wiedzieć, że Rhys znał Blake'a, a nawet więcej - że byli przyjaciółmi i znali się prawdopodobnie dużo dłużej niż Hughes i Alderidge?
Nie wiedziała.
- Nie wiem, czego oczekiwałam. To znaczy... myślałam, że skoro nie chce być ojcem, a do tego przecież wcale nie zamierzałam go zmuszać, to chociaż... wesprze mnie jak przyjaciel przyjaciółkę - ponowne wzruszenie ramionami, a potem sięgnięcie po kubek i zrobienie sporego łyka gorącego napoju; to były jednoznaczne sygnały, że nie zamierzała dzielić się niczym więcej.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Moje, czy nie, co za różnica? Wiesz, że nie patrzę tylko na siebie — wzruszył ramionami. Dla niego jej komfort był równie istotny co jego własny. Nie chciał wprowadzać niezręcznej atmosfery schadzkami z jakimiś kobietami. Nie, żeby takie w ogóle istniały. Sporo czasu minęło od dnia, kiedy w ogóle zaprosił jakąś do domu i to niekoniecznie po to, by obejrzeć. Kolejną sprawą było to, że w ostatnich tygodniach i tak nie miał czasu ani na to, żeby poszukać szczęścia i jakąś wyrwać, ani na to, żeby zaprosić znajomą na zwykłe pogaduchy, to też obecność blondynki nie miała żadnego znaczenia. — Zresztą o czym my gadamy? Do tej pory nie miałem kogo zapraszać, a nawet jakbym miał, to ten cholerny remont zajął mi cały wolny czas — zauważył. Takie były fakty i nie mogła im zaprzeczyć. A to, że wspomniał, że dobrze się złożyło, nie wynikało z tego, że widział w jej obecności jakiś problem. Stwierdził tylko fakt, skoro teraz gdy studio zostało otwarte, miał mieć więcej czasu dla siebie po godzinach pracy, co akurat nałożyło się na jej wyprowadzkę.
Nie zafiksowałem się — zaprotestował — Jasne, podoba mi się, jest zabawna, inteligentna i dobrze się bawiliśmy, ale… To tylko jeden weekend. W sumie od powrotu minęliśmy się dwa może trzy razy na korytarzu — wyjaśnił. Fel była kobietą, która mogła wpaść w oko każdemu facetowi, który doceniał nie tylko wygląd, ale również charakter. Kilka spotkań, rozmowy i te dni spędzone razem, pozwoliły Rhysowi odkryć, że była… W jego typie. Tak po prostu. Nie nastawiał się jednak na nic i nie zamierzał wariować na jej punkcie. Na takie akcje, było za wcześnie i wcale nie musiało dojść do tego, że straciłby głowę. Na tę chwilę chodziło o dobrze spędzony we dwoje czas. To wystarczyło.
Wiesz, o co chodzi. Wtedy byłaś straszną rekruterką, na której pytania musieli odpowiadać, a teraz będziecie razem pracować — wyjaśnił. Widział jednak w oczach Charlotte, że nie czuła się pewnie i że wszystko ją przytłaczało. Nie dziwił się. To, ile spraw spadło jej nagle na głowę, przytłoczyłoby chyba każdego — Nie martw się, to nie banda szaleńców. Spokojni ludzie. Nie dadzą ci w kość milionem pytań i nie będą ciągać po mieście po każdej zmianie — dodał, starając się ją nieco podnieść na duchu. On sam zamierzał dopilnować tego, by wraz z rozpoczęciem pracy, mogła się skupić przede wszystkim na wdrażaniu w nowe obowiązki. Zawieranie znajomości mogło poczekać.
Gdyby nie to, że jest frajerem — dokończył. To dyskwalifikowało obiektywną ocenę obrazu.
I gdyby nie był moim kumplem.
To wykluczało żartobliwą krytykę i wszelakie pochwały, bo wiązałoby się z uświadomieniem kobiecie, że świat był mały. Cholernie mały. A czy był na to, żeby ją uświadomić gotowy? Chyba nie. Nie wiedział również, czy ona była gotowa na taką bombę.
Nie… Poszukiwania nie wchodzą w grę. Chociaż w pysk powinien dostać — mruknął. Nie miał zielonego pojęcia, jak uświadomić Lottie, że jej przyjaciel był jego przyjacielem. Zaciskając nerwowo szczękę, zerknął gdzieś w bok. Była to opcja lepsza niż wpatrywanie się w oczy przyjaciółki w chwili, w której był gotów przemilczeć ten istotny szczegół. Problem tkwił w tym, że… Nie potrafił być wobec niej nie fair. Zasługiwała na to, by nakreślić jej sytuację.
Lottie… Pamiętasz co ci mówiłem? Daj mu czas na przetrawienie tego — westchnął. Teraz, gdy wiedział już, kto jest ojcem jej dziecka, był skłonny bardziej uwierzyć w to, że Blake potrzebował czasu. Tygodnia, dwóch, może nawet miesiąca albo pół roku. Jak długi czas by to nie był, chciał wierzyć, że to wystarczyło, by kumpel poszedł po rozum do głowy.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Z trudem powstrzymany odruch, jakim było wywrócenie oczyma, oraz przeciągłe westchnięcie skwitowane bardziej do siebie niż do Rhysa miały być jednoznacznymi sygnałami, że teraz to i tak było bez znaczenia. Charlotte nie chciała wsadzać do męskich ust słów, które nie padły, ale jednocześnie niespodziewanie poczuła dziwną ulgę, że nowy dom znalazł się w jej posiadaniu akurat teraz. Najwidoczniej zarówno ona, jak i Rhys potrzebowali tego typu dystansu, dzięki któremu mogliby na własną rękę zająć się jedynie swoimi sprawami.
- Powiedzmy - skwitowała krótko, podejmując kolejną próbę zapanowania nad irytacją, nawet jeżeli jej powody pozostawały dla blondynki bliżej nieznane. Powinna była przecież cieszyć się z tego, że w życiu mężczyzny pojawiła się kobieta robiąca tak dobre wrażenie i mająca na Rhysa tak ogromny wpływ. Niewątpliwie szczęście działało także w drugą stronę, zważywszy na fakt, że Alderidge należał do grona naprawdę porządnych facetów.
Zbyt porządnych, żebyś dała mu szansę, Hughes, co?
Grymas niezadowolenia znów przemknął po kobiecej twarzy, co spróbowała ukryć za kubkiem, którego krawędź przytknęła do ust, robiąc kilka niewielkich łyków kawy. Nie miała ochoty na rozmowę o Felicity, o pracy, nawet o obrazie, który on w drodze przypadku znalazł pod jej łóżkiem. Właściwie całe to spotkanie przybrało dość nieoczekiwany obrót, w wyniku którego Hughes czuła nieprzyjemne pulsowanie w skroniach.
Wzrok uniosła dopiero w momencie, w którym Rhys znów się odezwał, prowokując w blondynce niezrozumienie dla całej sytuacji, tego, o czym mówił i jego zachowania w ogóle.
- Nie potrzebuję jego czasu i zainteresowania - kłamstwo przyszło jej niezwykle łatwo, chociaż cała jej postawa i zamroczone smutkiem spojrzenie dosadnie dawały do zrozumienia, że wcale nie było tak kolorowo, a kilka dni nie wystarczyło, by pogodziła się z tym, że prawdopodobnie straciła w swoim życiu kolejną ważną osobę.
Blake wciąż pozostawał dla niej ważny, nawet jeżeli ich spojrzenia na ciążę i rozwiązanie tego problemu mocno się ze sobą rozmijały. Lottie nie miała mu tego za złe. Nie była przecież Ivy, a ich relacja nijak przypominała tę, którą Griffith niegdyś tworzył z młodszą Hughes. Sądziła jednak, że byli przyjaciółmi, a wypracowane na przestrzeni wspólnie spędzonych miesięcy zrozumienie pozwalało dogadać się na każdej, najbardziej wyboistej płaszczyźnie.
Kolejna pomyłka.
Nic nowego.
- Wiesz, właśnie dlatego nie chciałam, żebyśmy wylądowali w łóżku. Przez taką sytuację. Jednak to, że miałam rację, wcale nie poprawia mi humoru - skwitowała, podnosząc się ze swojego dotychczasowego miejsca i ruszając w kierunku tylnego wyjścia do ogrodu, gdzie przystanęła przy przeszklonych drzwiach, obserwując spokój, jaki panował za domem o tej popołudniowej porze.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jego brwi niekontrolowanie uniosły się na ten krótki komentarz. Nie wiedział skąd ta nagła zmiana w Lottie. Jeszcze kilka dni wcześniej wnikliwie dociekała tego, z kim i gdzie wyjeżdżał, rzucając przy tym kilkoma radami. Nie inaczej było tego dnia, gdy podjęła się tematu Felicity. Ta zmiana, która w niej zaszła była jednak dla Rhysa jednoznacznym sygnałem na to, by w tej chwili zakończyć temat. Mógł się jedynie domyślać, że chodziło o sytuację, w jakiej była Lottie. Taką, która nie pozwalała się jej zapatrywać pozytywnie na nadchodzącą przyszłość i układanie sobie życia u boku jakiegoś faceta. Wciąż pamiętał, jak uparcie trzymała się tego, że zostanie samotną matką.
Gdyby tylko wiedziała, że… Nie musiała szukać daleko, by napotkać takiego, który zechciałby ją z całym bagażem doświadczeń, dzieckiem i piętrzącymi się problemami, kierując się nie współczuciem i troską, ale sympatią. Sympatią większą, niż mogło się wydawać i taką, którą nie podejrzewał przed kilkoma miesiącami, że mógłby obdarzyć Charlotte – dziewczynę, która podsiadła go na plaży i względem której zachował się jak buc. Na szczęście mogli się przyjaźnić i wciąż budować tę relację i więź, która była silniejsza niż te budowane na tle uczuciowym.
Nie mówiłabyś tego, gdybyś widziała swoje odbicie, wiesz? Potrzebujesz go. Możesz sobie wmawiać, że nie, ale oboje wiemy, że jest inaczej. Świadczy o tym ten obraz — wskazał palcem na karton, w który spakował portret. Gdyby jej nie zależało, gdyby nie chciała Blake’a w swoim życiu, nie trzymałaby tego cholerstwa pod łóżkiem i nie wylewałaby morza łez. Nie rozmawialiby o nim, a ona z dumnie uniesioną głową robiłaby co w jej mocy, by poradzić sobie z sytuacją, w jakiej się znalazła.
Wiesz, że… Ta sytuacja wyglądałaby inaczej — westchnął. Nie był swoim kumplem. Nie próbował unikać konsekwencji własnych działań i ponosił odpowiedzialność za to, co robił, nawet jeśli odbijało mu się to czkawką — Nie wracajmy do tego — dodał, kręcąc głową.
Za bardzo mu na niej zależało, by wracać do tego tematu. Gdyby miał możliwość, zrobiłby wiele, by znaleźć się na miejscu Griffitha i pokazać Lottie, że niektóre decyzje wcale nie musiały sprawiać, że świat się walił. To nie było jednak możliwe. Byli przyjaciółmi i tego powinni byli się trzymać. Tak było lepiej. Zwłaszcza teraz, gdy gdzieś pomiędzy zawisło widmo Blake’a i fakt, że Rhys musiał prędzej czy później przyznać, że facet z portretu nie był tak anonimowy, jak Lottie by tego chciała. Czuł w kościach, że to może namieszać, a nie chciał się odcinać ani od niej, ani od kumpla. Wiedział jednak, że porzucenie jednej relacji na rzecz drugiej byłoby najlepszym, co mógłby zrobić. Kogo miałby jednak wybrać? Wieloletniego kumpla czy kobietę, która w kilka miesięcy wniosła w jego życie więcej, niż grono innych osób w ciągu całego jego życia i stała mu się najbliższą przyjaciółką? Bliższą niż Blake. Musiał to przyznać.
Wpatrując się w jej sylwetkę, westchnął i napił się kawy. Nie potrafił pojąć, czemu to wszystko stało się takie pogmatwane.
Pomóc ci z rozpakowaniem tego? — zagaił, by zmienić temat na luźniejszy. Chyba oboje tego potrzebowali w tej konkretnej chwili.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Być może nie zachowywała się sprawiedliwie, być może szukała w osobie Rhysa kozła ofiarnego, a być może tak bardzo nie radziła sobie z natłokiem emocji, że dawała im upust w najmniej odpowiednich okolicznościach - o cokolwiek by nie chodziło, Charlotte czuła się okropnie sama ze sobą. Nigdy nie chciała bowiem, by piętrzące się problemy w jednej relacji wpływały na wszystko dookoła. Zamiast doceniać obecność Rhysa czy dziękować Leslie za gotowość do pomocy, ona skłaniała się ku prawdopodobnie najgorszej z możliwych opcji - wciąż rozpamiętywała rozmowę na cmentarzu, zastanawiała się, czy gdyby Blake był obok, to wszystko byłoby prostsze, wypominała przyjaciołom, że ich pomoc i tak byłaby krótkotrwała, bo przecież nikt nie zaangażowałby się w opiekę nad dzieckiem tak, jak powinien był zrobić to jego ojciec.
Zamykanie się w bezpiecznej skorupie obojętności było ryzykowne, ale z perspektywy Lottie najlepsze. Nie dla niej, ale dla całego otoczenia. Nie chciała ranić nikogo; swoimi humorami, niezadowoleniem, tym, jak bardzo nie panowała nad całym swoim życiem. Powinna była zostać sama i właśnie na to miała ochotę, kiedy Alderidge znów się odezwał.
- To nic nie znaczy - skwitowała, zawieszając wzrok najpierw na ramie z płótnem, potem na twarzy przyjaciela. Z trudem panowała nad drżeniem głosu, zaciskającym się gardłem, łzami po raz kolejny zbierającymi się w kącikach oczu. Naprawdę chciała wierzyć w to, że nie potrzebowała Blake'a Griffitha; że danie mu upragnionej wolności było najlepszym, co mogła zrobić, skoro on nie chciał dziecka w swojej codzienności. Ona też go nie chciała. Nie marzyła o byciu matką, nie w tym konkretnym etapie swojego życia. Jednocześnie jednak wiedziała, że była za słaba na to, by pójść do kliniki i zorganizować zabieg, po którym wszystko wyglądałoby jeszcze gorzej; po którym nie umiałaby wybaczyć nie tyle mężczyźnie, co samej sobie. - To tylko głupi obraz. Namalowany pod wpływem chwili, w dodatku nieskończony. Możesz go wyrzucić - dodała po krótkiej pauzie, celowo odwracając spojrzenie. Katowanie się widokiem tego dzieła nie było czymś, na co chciała sobie pozwolić, nawet jeżeli w tonie jej głosu nie pobrzmiewała ani odrobina przekonania do zasugerowanego pomysłu.
- Jasne - mruknęła, odstawiając kubek z kawą. Podeszła do pierwszego z brzegu pudełka, gdzie znajdowały się przede wszystkim przybory malarskie - w tym również zestaw farb, które kilka miesięcy wcześniej otrzymała w ramach spóźnionego prezentu urodzinowego i przedwczesnego upominku świątecznego. Uśmiechnęła się kącikowo, bo choć nadawca pozostawał nieznany, to jednak myśli zwracały się w jedną, bardzo konkretną stronę. - Na górze planuję sypialnie. Swoją, a obok dziecka. Trzecią chyba zamienię w pracownię - zawyrokowała, odkładając drewniane pudełko z farbami.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pamiętasz co mi mówiłaś, kiedy się poznaliśmy? Ten dzień, w którym przyniosłaś te cholerne zdjęcie? Że wspomnienia są ważne, bez względu na to, jak przykre by nie były — podjął, gdy kolejny raz próbowała zgrywać twardą i przekonaną o tym, że ten obraz nic nie znaczył. Rhys wstał z kanapy i podszedł do Lottie, chwytając delikatnie jej ramiona i zmuszając do tego, by odwróciła się w jego stronę. — Powiedziałaś coś jeszcze, co zapadło mi w pamięć. Coś, w co wierzyłem, że miało szansę się udać i przetrwać dobiegło końca. Zgrywałem twardego, chociaż oboje wiemy, że dalej to we mnie siedziało mimo tego, że minęło sporo czasu. Powiedziałaś, że na to nie ma żadnej reguły i nie trzeba być silnym, nieczułym macho, bo każdy ma prawo przeżywać takie sytuacje na swój sposób. Teraz... Ty masz do tego prawo. Byłaś silna po rozstaniu z Joelem, ale to... To jest inna sytuacja. Nie udawaj, że cię nie rusza. Wykrzycz się, wypłacz, spakuj torby i wyjedź na weekend do jakiejś głuszy, ale daj w końcu ujść emocjom. Bez oglądania się na innych. Nie myśl o tym, co kto pomyśli, jeśli rozpłaczesz się na środku ulicy, w przychodni, albo w samochodzie, tworząc kilometrowy korek. Jeśli masz na to ochotę, zrób to... — dodał. Nie sądził, że kiedyś znajdą się w takiej sytuacji, w której to on będzie przypominał Lottie jej własne słowa. Te, które jemu dały do myślenia i pozwoliły na to, by ostatecznie się pozbierał, wyszedł ze swojej nory i zaczął powoli wracać do życia towarzyskiego. Jak na ironię tamta rozmowa również w pewnym stopniu dotyczyła niechcianej ciąży i jej konsekwencji. Los miał beznadziejne poczucie humoru.
Nie będziemy niczego wyrzucać. Jeszcze nie teraz — zaprotestował. Było za wcześnie. Od tamtego feralnego dnia, w którym wróciła do domu i powiedziała mu o wszystkim, minęły dwa może trzy tygodnie? Nie był pewny, ale był to czas zdecydowanie za krótki na to, by pozbywała się obrazu — Masz tutaj jakąś łopatę? Zakopiemy skurczybyka w ogrodzie — zasugerował pół żartem, pół serio. Taka forma pozbycia się czegoś, co przywoływało wspomnienia, wydawała się jedną z lepszych. Przynajmniej obraz nie miał zniknąć na zawsze. Jeśli nic nie zmieniłoby się na lepsze, mogła posadzić na nim drzewo. Gdyby jednak sytuacja się wyjaśniła a ona i Blake doszliby do porozumienia... Zawsze mogła go odkopać. Jednocześnie nie musiała się skazywać na to, że musiałaby oglądać własne dzieło przywołujące wspomnienia, ani na ewentualne wyrzuty sumienia, że pozbyła się czegoś, co siłą rzeczy było dobre i mogło być naprawdę udanym wspomnieniem — Ewentualnie... Mogę zabrać go do domu. Przetrzymam go rok. Po roku, jeśli go nie odbierzesz, z przyjemnością spalę — dodał. Nie, żeby bardzo chciał gościć ten obraz u siebie, kiedy względem kumpla odczuwał niechęć i ciśnienie dźwigałoby się Rhysowi, ilekroć zerknąłby na ten karton. To też była jednak jakaś opcja i był skłonny wcisnąć go w jakiś kąt, żeby Lottie było łatwiej udźwignąć siedzące w niej emocje.
To od czego zaczynamy? Starałem się to podpisać, żebyś wiedziała, co gdzie jest, ale w niektórych i tak jest bałagan. Kiepsko mi idzie pakowanie i przeprowadzki — zagaił, wskazując na kilka pudeł, które były jako tako podpisane. W trakcie pakowania tego wszystkiego stracił jednak rachubę i w ostateczności pojedyncze rzeczy, które wpadały mu jeszcze w ręce, wrzucał tam, gdzie było miejsce.
Brzmi świetnie. Prywatna pracownia, to dobry pomysł — uśmiechnął się, gdy Lottie podzieliła się swoimi wstępnymi planami. On sam zaczynał rozważać to, czy pokoju, który dotychczas zamieszkiwała nie przerobić na jakieś pomieszczenie bardziej użytkowe. Kolejnej współlokatorki nie chciał. Współlokatora również nie. Pewnie i tak nie doszedłby z nimi do porozumienia, a nikt ze znajomych nie szukał dla siebie kąta, by Rhys miał minimalną pewność, że się dogadają.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Pamiętała.
Jak mogłaby zapomnieć? Wspomnienia były nieodłącznym elementem jej życia, szczególnie z perspektywy wydarzeń, które dotyczyły siostry i partnera z pracy. Nie chciała wypierać ich postaci z pamięci, nawet jeżeli wiele myśli kojarzyło się z bólem i uczuciem pustki.
Obecnie towarzyszyło jej coś podobnego, jednak Charlotte nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że dużo intensywniejszego. Nie mówili bowiem o nieszczęśliwym wypadku, morderstwie czy tajemniczym zaginięciu, ale o relacji, która rozpadała się z powodu nieporozumień i zupełnie odmiennych spojrzeń na pewne sprawy. Hughes nie sądziła, że to mogłoby przydarzyć się akurat jej i Blake'owi, dlatego gorycz rozczarowania była tym dosadniejsza, co znacząco wpływało na całe kobiece nastawienie.
- Wypłakałam już swoje. Nie mogę uzależniać swojego szczęścia i całego życia od faceta, bez względu na to, czy jest moim przyjacielem, partnerem czy kochankiem. Krzyki i histeria świadczyłyby jedynie o tym, że mi zależy, a to - podjęła, biorąc głęboki oddech.
Czy Blake naprawdę był tak ważny? Czy naprawdę nie umiałaby sobie bez niego poradzić? Czy naprawdę aż tak potrzebowała go w swoim życiu? Dotychczas nie miała wielu okazji, by się nad tym zastanowić i przeanalizować ich relację. Był przyjacielem, kimś bliskim, z kim dzieliła tajemnice, żarty, z kim zdawała się rozumieć w pół słowa. Nie sądziła, że kiedykolwiek mogliby znaleźć się w tak patowej sytuacji, ale jednocześnie nie podejrzewała, że to właśnie ona byłaby czynnikiem spychającym tę znajomość ku krawędzi. Była zła, rozczarowana, na swój sposób stęskniona i zraniona, a wszystkie te emocje próbowała ukryć pod fasadą pozornej siły i stopniowo opanowywanej obojętności. - To nie jest prawda. Nie zależy mi - skwitowała, mając nadzieję, że to było wystarczająco jednoznaczne stanowisko wobec pomysłu dotyczącego płaczu i krzyku na środku ulicy. Nie mogła sobie na to pozwolić. Gdyby znów zapłakała, zająknęła się, gdyby głos załamał się jej w chwili mówienia o nim, gdyby pozwoliła sobie poczuć cokolwiek, to jedynym bodźcem byłby ból.
- Nie malowałam go po to, żeby wylądował w brudnej ziemi. Spal to albo zabierz. Jak wolisz - bardzo chciała wierzyć, że nie wróciłaby do Rhysa po to płótno, dlatego strawienie obrazu przez ogień wydawało się pomysłem rozsądnym, choć zdecydowanie zbyt traumatycznym. Podobnie sytuacja miała się z potencjalnym zakopywaniem - nie chciała, by cokolwiek się zniszczyło.
Właśnie tak radziła sobie z całą sytuacją.
- W sumie to bez różnicy. Na razie gotowy i tak jest tylko jeden pokój. Może po prostu wynieśmy te pudła na piętro - zasugerowała, chwytając za jeden z kartonów, który na pierwszy rzut oka nie sprawiał wrażenia ciężkiego.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Być może gdyby Rhys był w stanie współodczuwać to, co czuła Lottie i gdyby miał większe obeznanie w całej sytuacji, to byłoby mu łatwiej zrozumieć. Nie tylko to, co czuła, ale również to, czego chciała. Być może udałoby mu się zrozumieć zachowanie kumpla. Niestety był tylko kimś, kto stał z boku i mógł wyciągnąć pomocną dłoń w gorszych momentach. Nie miał rozeznania. Nie potrafił się postawić w pełni na miejscu przyjaciół. Z drugiej strony… Musiałby kolejny raz przywołać jej słowa. Te, które mówiły, że seks nie współgrał z przyjaźnią. Nie zrobił tego. Nie chciał jej wypominać, bo nie było czego, a zarazem nie chciał sprawić, że poczułaby się gorzej, gdyby mniej lub bardziej dosadnie wytknął jej to, że postąpiła wbrew własnym przekonaniom. To i tak nie zmieniłoby niczego. Stało się. Słowa Charlotte odnalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości i chociaż Rhysa cieszyło to że nie dotyczyło to ich, to i tak współczuł. Nie Blake’owi, który zachował się frajersko, ale kobiecie, która zderzyła się z tym, czego się obawiała.
Nie, Lottie. Krzyki i histeria nie świadczą o tym, że ci zależy. One świadczą o tym, że cierpisz i że musisz dać temu cierpieniu ujść, żebyś mogła zacząć kolejny dzień nieco lżejsza — stwierdził. Krzyki, łzy, histeria i smutek nie musiały wcale świadczyć o tym, że komuś zależało. Zdaniem Rhysa, mogły świadczyć również o wielu innych kwestiach. Między innymi tej, o której wspomniał. Były oczyszczeniem dla kumulujących się w człowieku rozmaitych emocji. — W porządku — skwitował. Nie zamierzał się upierać przy swoim. Skoro tak twierdziła, to czemu miałby to negować? Może rzeczywiście jej nie zależało? Może chodziło o ufność i pewność, że przyjaźń z mężczyzną coś znaczyła i wbrew wszystkiemu nie zostawiłby jej na lodzie? Zostawił jednak i wzbudził w niej ogromne pokłady rozczarowania. Zaburzył wiarę w coś, w co prawdopodobnie wierzyła. W przyjaźń. Może to faktycznie było to. Może…
A po to, żeby go spalić? — uniósł brew i pokręcił głową. Nie zamierzał go palić. Jeszcze nie teraz — Zabiorę go. Przetrzymam, ile będzie trzeba — dodał. Innej opcji nie widział. Skoro nie chciała zakopać płótna, to tym bardziej nie chciała go spalić. Wyjście z tej sytuacji było jedno i najwidoczniej musiał przetrzymać ten obraz u siebie, co zamierzał zrobić. Skoro Lottie go nie chciała, bo jej dzieło wpędzało ją w taki, a nie inny nastrój za sprawą wspomnień, to chociaż tak mógł pomóc. W ostateczności, jeśli nic nie zmieniłoby się na lepsze, mogli spalić go razem. Ale tylko i wyłącznie w chwili, w której Charlotte byłaby pewna tego w stu procentach. Kiedy wyleczyłaby się z emocji, które nią obecnie targały i gdy byłaby pewna w stu jeden procentach, że jej relacja z Groffithem nie wyjdzie na prostą.
Jasne, weź to, jest lżejsze — wskazał na jedno z mniejszych, sam zaś zgarnął dwa większe i skierował się w stronę schodów prowadzących na piętro. Po dotarciu na górę zatrzymał się w korytarzu — Które drzwi? — zapytał, a gdy Lottie wskazała mu te właściwe, ruszył w ich stronę, otwierając sobie łokciem. Przekroczywszy próg pokoju, rozejrzał się i odstawił kartony do kąta, żeby móc podejść do okna — No, powiem ci, że widok tutaj masz niczego sobie — stwierdził z uznaniem, odwracając się do przyjaciółki — Pokój też jest przestronny. Masz pole do popisu z urządzeniem się — dodał z lekkim uśmiechem. Dom prezentował się naprawdę dobrze, a Lottie miała szczęście, że udało się jej go kupić.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Krótkie zerknięcie w kierunku przyjaciela miało być jednoznacznym sygnałem, że temat Charlotte wolała uznać za zakończony. Miała wrażenie, że Rhys i bez tego posiadał wiedzę zbyt szeroką w kwestii, która go nie dotyczyła i którą ona obiecała zachować w tajemnicy. Być może nie powinna, być może było to z jej strony głupie, być może Blake wcale nie zasługiwał na lojalność, jaką była gotowa się względem niego wykazać, ale utrudnianie mu - i komukolwiek innemu - życia nigdy nie było i nagle nie stało się jej priorytetem. Była gotowa dać sobie odrobinę czasu, może faktycznie wyjechać i się wyciszyć, ale na pewno nie zamierzała doprowadzać do konfrontacji, której finałem byłyby roszczenia i prawo do pretensji. Nawet jeżeli z perspektywy czasu czuła, że rozmowę na cmentarzu mogła poprowadzić zupełnie innym torem, to jednak obecnie było już za późno na wyrzuty sumienia, analizy czy zmianę decyzji. Klamka zapadła.
- W porządku - niewinne wzruszenie ramionami było celowe, a jego głównym zadaniem miało być pokazanie, jak bardzo obojętnie podchodziła do ewentualnej przyszłości płótna, na którym znajdowała się postać Blake'a.
W duchu jednak odetchnęła - nie chciała, by wynik jej ciężkiej pracy i związane z tamtym dniem wspomnienia bezpowrotnie zniknęły w ogniu, nawet jeżeli tak byłoby dużo wygodniej. Może tego typu oczyszczenie faktycznie pozwoliłoby powrócić do normalnego trybu życia, oswoić się z nowymi okolicznościami i brakiem pewnych osób w codzienności. Być może. Ponieważ jednak Charlotte nie brała tego za pewniak, wolała nie ryzykować - zupełnie tak, jak gdyby po cichu, gdzieś głęboko w sercu wciąż wierzyła, że nawiązanie porozumienia było możliwe.
Naiwna.
- Jeszcze nie wiem, czy urządzę się sama, czy z czyjąś pomocą, ale tak - przytaknęła krótko, rozglądając się po pomieszczeniu, które w odgórnym zamyśle miało stać się jej azylem; sypialnią, miejscem do odpoczynku, własnym kątem.
- Jest całkiem ok - dodała, odkładając karton na podłogę.
- Może skoczymy na jakąś kolację, kiedy skończymy? - zaproponowała, kiedy skierowali swoje kroki na parter, aby zająć się pozostałymi pudełkami.
Nie chciała, by ten dzień zakończył się napiętą atmosferą i rozmową na tematy błahe, niemal zastępcze i zwyczajnie nudne. Potrzebowała normalności, której synonimem był dla niej Rhys.
Potrzebowała go.

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „13”