WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wydawało mu się, że - zazwyczaj - ich poczucie humoru pasowało do siebie i było właściwie interpretowane, bez konieczności wyjaśniania. Te krótkie, niekiedy zbyt zuchwałe, czasami za ironiczne żarty przesiąknięte czarnym humorem spotykały się z jej uniesionymi kącikami ust, bywało, że posłała mu karcące spojrzenie, a on na jej rozbawione zwroty reagował uśmiechem. Lubił jej bystrość, inteligencję i drobne szpileczki, które przy tym wszystkim potrafiła wbić, aby sprowadzić jego ego na ziemię. Tym razem jednak nie roześmiał się z żartu, który spowodował dźwięczny, kobiecy śmiech. Blake zaś wbił spojrzenie w ziemię i na krótką chwilę zacisnął usta w wąską linię. Domyślał się, że bycie rodzicem wymagało wiele wyrzeczeń, szczególnie wtedy, kiedy mieszkało się z dzieckiem. On - aktualnie - nie czuł takiego ciężaru i aż takiej odpowiedzialności na sobie, ponieważ nawet jeżeli był ojcem od pięciu lat, to czas spędzony z Zoey był zdecydowanie krótszy.
- Uhm - mruknął cicho. Co miał powiedzieć? Przepraszanie z reguły wychodziło mu kiepsko, a do tego nie chciał, aby miała wrażenie, że te słowo wybrzmiało tylko dlatego, że poczuł się do niego przymuszony. Mógł jeszcze raz wspomnieć o tym, że kiedy przyjdzie jesień, to on mógł zostać pełnoetatowym rodzicem, a nie takim, który jest nim od święta, lecz nie lubił się powtarzać. Przyznał również, że jest świetną matką - zatem ta trudna rola nie jest jej aż tak straszna, więc spektrum argumentów, zwrotów, którymi mógł się powtórzyć - malała.
- Ally powiedziała, że gdybym lepiej poukładał swoje priorytety, to nie musiałaby tracić na moich spotkaniach z prawdziwą rodziną, bo umiałbym pogodzić różne obowiązki tak, by ze sobą nie kolidowały. - Skrzywił się mimowolnie na wspomnienie ostrych słów ciemnowłosej, które - dopiero jak wybrzmiały już bardziej na spokojnie i z jego ust... nie, wcale nie dotknęły go mniej, a chyba bardziej, kiedy zdał sobie z czegoś sprawę, a naprowadziło go na to wcześniejsze zdanie blondynki stojącej obok. Bycie rodzicem - w jakimś stopniu samotnym - na pewno było ciężkie.
- Może miała rację, a ja niepotrzebnie się uniosłem. - I dorzucił kilka słów za dużo, i choć było w tym coś, co miała odebrać jako pozytyw - czyli to, że chciał, aby i ona nawiązała dobry kontakt z Zoey (bo nie wiedział, czy z Lottie to możliwe), choć odczuł, że ta propozycja została zgrabnie zignorowana.
- Nieważne - rzucił po chwili, spoglądając w bok i gdyby nie to, że powstrzymał go ponowny temat ślubu - i jego, ku zaskoczeniu Blake'a, odległy termin - prawdopodobnie jako pierwszy uzupełniłby lampki winem.
- Trudno - skwitował, starając się brzmieć przekonująco - jeśli nie któraś z twoich druhen, to będę musiał zacząć chodzić na bankiety, by poznać kogoś ciekawego - powiedział już z większą lekkością, o której zupełnie zapomniał, kiedy dzielił się - niestety, bo miał tego nie robić - krótka historią jednej ze sprzeczek z Alyssą.
- To zależy jakie sfery życia masz na myśli; mógłbym odpowiedzieć czymś, co się wyklucza - przyznał po dłuższej chwili, bo nie wiedział, czy potrafił wyrzucić z siebie krótkie tak lub nie, jakie byłoby w pełni szczerym wyznaniem. Z jednej strony - owszem, przez ostatnie lata zrobił naprawdę wiele, co spowodowało, że jego życie było inne, a on zdecydowanie nie stał w miejscu, aczkolwiek pewne elementy przeszłości chciały go tam sprowadzić, a Griffith... czuł, że stawiany temu opór był łatwiejszy w uzyskaniu mieszkając w LA.
- Żałujesz? - podjął, nie precyzując co miał na myśli, lecz jej słowa, którymi go przywitała - o tym, że nie powinna była tyle mówić - mogły być swojego rodzaju podpowiedzią.
...ale czy na pewno tylko to miał na myśli? Postawił tackę z sushi na stoliku, po czym podszedł do Lottie i tym razem zatrzymał się na przeciwko niej, dłonią sięgając po lampkę ze swoim winem.
- Czyli wymiękasz, Hughes? - Uniósł wyzywająco brew. - Podobno chciałaś wypić to wino ze mną, a z tego co widzę... - Zerknął przelotnie na stojącą butelkę. - Jest jeszcze połowa. - Nie chciał jej zatrzymywać, i na pewno uszanowałby cokolwiek by nie postanowiła, ale nim usłyszał odpowiedź, uniósł swoje szkło w geście toastu.

[dice]d3 = 323764429 [/dice]

1 - pewnie nie zauważył drobnej rysy, która sprawiła, że przy spotkaniu z kieliszkiem Lottie - z trzymanego przez niego kieliszka odleciał kawałek szkła, tym samym wylewając zawartość burgundowego trunku na właściciela;
2 - po toaście i kolejnym łyku, Lottie stanęła krzywo i na moment straciła równowagę, którą zachowała manewrem ręki w bok... ale i tak wino musiało się (gdzie?) wylać, żeby tradycji stało się zadość;
3 - po sięgnięciu po kieliszek, przypadkowo muśnięta dłonią butelka zadrżała niebezpiecznie, choć ostatecznie - dzięki refleksowi któregoś z nich - nic się nie wydarzyło, poza lekkim chluśnięciem i kilkoma zmarnowanymi kroplami, które rozbiły się gdzieś między innymi o blat

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Charlotte spodziewała się wyznania, które padło. Uniesiona brew i wzrok skupiony na męskiej twarzy były jedynymi oznakami zainteresowania tematem Ally i okoliczności rozstania, po którym rany wciąż pozostawały (jak się domyślała) świeże. Podtrzymywanie pozorów obojętności stało się priorytetem, choć bijąca z kobiecego spojrzenia troska przeplatała się z obawami o to, jak kolejne niepowodzenia na tle uczuciowym mogłyby wpłynąć nie tyle na ich własną relację, co na relację Blake'a z Zoey. Nie chciała, by ich obecność w życiu Griffitha stawała się powodem konfliktów i dylematów pokroju tego, z kim i gdzie powinien spędzić urlop. Współczuła mu, choć - dość egoistycznie jak na standardy, do których Lottie przyzwyczaiła całe otoczenie - z dwojga złego wolała złamane serce Alyssy niż własnej córki.
- Wiedziała, że wchodzi w związek z mężczyzną, który ma... - podjęła, szukając odpowiednich słów. Nie odważyłaby się nazwać jego prawdziwą rodziną. O ile Zoey faktycznie nią była - emocjonalnie i prawnie - o tyle Hughes samą siebie postrzegała jako dodatek do kompletu - być może przyjemny, być może po prostu konieczny, bez względu na to, co niegdyś ich łączyło. Niegdyś, teraz już nie. - Inne zobowiązania - nie chciała aż tak spłycać swojej i Zoey roli w jego codzienności, ale wydawało się jej, że było to najlepsze określenie w odniesieniu do kogoś, kto właśnie zakończył związek, którego powód rozpadu był mniej lub bardziej związany z obecnością córki i jej matki.
- Nie potrzebujesz mojego ślubu ani bankietów, żeby kogoś poznać - skwitowała krótko, świadomie ignorując nieprzyjemny ucisk w okolicach żołądka. Nie byłaby zaskoczona, gdyby Ally postanowiła o niego zawalczyć, ale również wtedy, gdyby w życiu Blake'a pojawiła się nowa kobieta.
Blake Griffith miał przecież naturalny, choć specyficzny urok, który przyciągał przedstawicielki płci pięknej.
- Myślę, że doskonale wiesz - krótki, nieco pobłażliwy uśmiech i nieznaczne potrząśnięcie głową miały dać Blake'owi do zrozumienia, że wcale nie oczekiwała odpowiedzi; że nie musiał mówić, jeżeli nie miał na to ochoty. Ona z kolei chyba wcale nie chciała wiedzieć, w jakimś stopniu spodziewając się, co mogłaby usłyszeć.
Sama również nie kwapiła się do jakiegokolwiek zareagowania na pytanie związanego z przerwanym przez dostawcę sushi tematem. Czy żałowała, że powiedziała zdecydowanie za dużo? I czy faktycznie chciała udać się do hotelu, gdzie resztę nocy miałaby spędzić jedynie w towarzystwie natrętnych myśli?
- Ja nie wymiękam - kobiece oburzenie mogło rozbawić, szczególnie że, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, ona również złapała za szkło, unosząc je w geście podobnym do tego, na jaki zdecydował się Blake. - Nigdy nie umiałam Ci odmówić - alkoholu czy może... czegokolwiek innego?
Nie zdążyła się nad tym zastanowić. Moment spotkania kieliszków wiązał się z niespodzianką, na którą Charlotte w pierwszej chwili zareagowała cichym o boże, zaraz potem niekontrolowanie zastępując je cichym chichotem.
- Marnujemy zdecydowanie za dużo wina - skwitowała w rozbawieniu, sięgając do przemoczonej alkoholem koszuli Blake'a. Odklejając materiał od jego ciała, zerknęła na podłogę tarasu, oceniając szkody. Wielka plama nie robiła tak dużego wrażenia, jak drobinki szkła, które musieli jakoś wyminąć. - Trzeba to przeprać. Może uda się ją uratować - zaproponowała i, nie czekając na reakcję mężczyzny, odsunęła się od stolika. Odstawiwszy na jego blat kieliszek z niedopitym winem, zrobiła spory krok, chcąc wyminąć plamę po wypadku sprzed kilku sekund. Niefortunnie postawiona stopa, śliskość powierzchni balkonu i brak obuwia sprawiły, że Hughes poślizgnęła się, bezwiednie lecąc do tyłu.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jednym z powodów, dla których nie chciał opowiadać Charlotte o rozstaniu z Ally było to, że zarówno Lottie jak i Zoey były jednym z powtarzających się argumentów przy zgrzytach, do których niekiedy między Griffithem i młodą aktorką dochodziło. Nie były one częste, ale jeśli już pojawiała się iskra, mógł mieć pewność, że powstałe dzięki niej fajerwerki będą naprawdę widowiskowe, niestety nie w ten pozytywny sposób. Kolejnym powodem, było to, że... widział. Alyssa nie przepadała za blondynką, a on miał wrażenie, że działało to w obu kierunkach, nawet jeżeli Hughes bardzo dojrzale próbowała nie pokazać tego po sobie, ani nie powiedziała złego słowa na jego młodszą o nieco ponad dekadę partnerkę. Poza tym, to był jego problem, nie chciał angażować w to innych osób, skoro musiał przejść przez to samemu. Na swój sposób zaleczyć rany, spróbować zapomnieć, że teraz jeszcze trochę bolało (bardziej ego, niż jego emocjonalna strona, bo tak radziła sobie nieźle), trochę nie rozumiał jak to się wydarzyło, aczkolwiek nie było to też czymś, przez co nie mógł się pozbierać i rozpaczał.
- Wiedziała, ale chyba liczyła, że z czasem będzie w stanie wskoczyć ponad nie, a ja przestanę być dupkiem - odpowiedział, wieńcząc swoją wypowiedź lekkim wzruszeniem ramion. Mógł zachować się lepiej; te kilka dni przed kłótnią przearanżować tak, aby mógł polecieć z Ally do Meksyku i wypocząć wraz z nią - przed stresującym dla kobiety czasem na planie, a później wróciłby do Los Angeles, prosto na spotkanie z Zoey. Problemem było to, że wtedy jego czas z córką musiałby pogodzić z projektami, z którymi nie wyrobił się przed wcześniejszy urlop, a nie chciał tego robić. Wiedział, że wtedy nie będzie mógł w pełni skupić się ani na Gii, ani na pracy.
- Masz rację - przyznał z rozbawieniem i poskrobał się po zaroście z niby-konsternacją - przypomniało mi się, że mam całkiem fajną, nową sąsiadkę - rzucił, w międzyczasie zerkając na balkon na piętrze niżej i parskając cichym śmiechem. Faktycznie z miesiąc, czy dwa miesiące temu wprowadziła się tam jakaś blondynka, z którą zamienił parę zdań. Była sympatyczna i miała uśmiech, który wydawał się... szczery, a to nie było normą w tym sztucznym, hollywoodzkim świecie perfekcyjnej gry aktorskiej.
- Umiałabyś. Nie jestem aż tak przekonujący - powiedział, opierając się plecami o balustradę, lecz spojrzenie wciąż mając utkwione na poziomie jej oczu. Uniósł kieliszek z winem, aby jej obecność - jeszcze na chwilę, chociażby do momentu, gdzie nie opróżnią butelki z winem - przypieczętować (a może uczcić?) toastem, który nie wybrzmiał tak, jak powinien.
- I znów to samo wino. -
Rozbawiony uśmiech pojawił się na jego twarzy, chociaż miał w sobie dużo z nierozumienia sytuacji i zaskoczenia. Kiedy jej dłoń powędrowała w stronę jego torsu, samemu zabrał się za rozpinanie guzików, by nie tkwić tu w pomoczonej koszuli, co bynajmniej nie było przyjemnym uczuciem. Krótkie oderwanie wzroku od blondynki poskutkowało tym, że nie zarejestrował jej kroku, ale już poślizgnięcie się i wyginającą się do tyłu postaci owszem.
- Lottie - wymsknęło mu się, w tym samym czasie bezwiednie ruszając w jej kierunku z wyciągniętymi rękoma. Jedna dłoń chwyciła kobietę na wysokości talii, drugą zaś splótł z palcami jej dłoni, i odetchnął dopiero wtedy, gdy jej plecy spotkały się z jego klatką piersiową.
- Charlotte Hughes, niedawno pouczyłem naszą córkę, by uważała - przypomniał karcąco, opuszczając spojrzenie tak, by sięgnąć nim jej twarzy, gdy pewnie oparła tył głowy o jego ciało - nie chcesz tej nocy spędzić... - Stop. Wzrok prześlizgnął z jej dużych oczu na wargi, a on w tym samym momencie zdał sobie sprawę z tego, że w spontanicznym odruchu chęci ratowania jej przed spotkaniem z podłogą, jego dłoń wylądowała na jej żebrach, pod materiałem sukienki. Powoli opuszkami palców przesunął w dół, zatrzymując się przy biodrze.
- Na pogotowiu - dokończył wcześniejszą myśl i ciężko przełknął ślinę, patrząc ponownie w jej tęczówki. - Ostrożnie, Lottie... - dodał cicho, butem odsuwając kawałek szkła, który brzdęknął o kolejny, a on zabrał dłoń, choć palce drugiej miał zaciśnięte na jej dłoni.
...ale czy tylko o to mu chodziło i ostrożność względem przemierzania tarasu?
- Wiesz jak stawiać kroki, by nie stała ci się krzywda? - wyszeptał, spoglądając na czubek jej głowy, a później odwracając twarz i patrząc gdzieś daleko, na migające światła. - Idź pierwsza, a gdyby coś się działo... - To będę cię asekurował.
Jedno było pewne - nie mogli stać w miejscu, a zimy krążek na jej palcu, który musnął jego palce po tym, jak zabrał dłoń tylko go w tym upewnił.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Mimo całej niechęci względem dużo młodszej partnerki Blake'a, Charlotte wspinała się na wyżyny swojej wyrozumiałości. Doskonale wiedziała, jakim uczuciem było nieustanne znajdowanie się na drugim planie, nawet jeżeli od jej rozstania z Joelem minęło niesamowicie dużo czasu, a jej konkurencją nie była inna kobieta z dzieckiem, tylko najczęściej praca. Dopominanie się o czyjąkolwiek uwagę nie było doznaniem przyjemnym, a wręcz przeciwnie - uwłaczającym. Pretensje Alyssy zdawały się być zatem uzasadnione, a złoty środek prawdopodobnie nie istniał, ale to nie zmieniało nastawienia samej Lottie. Chciała, by na piedestale wszystkich priorytetów znajdowała się właśnie Zoey i nie zamierzała wyrażać z tego powodu jakiejkolwiek skruchy.
- Określiłabym Cię wieloma epitetami, ale - podjęła, znów zatrzymując wzrok na wysokości męskiego profilu - nie jesteś dupkiem. Na pewno nie dlatego, że organizujesz wszystko tak, by spędzić trochę czasu z córką - być może nie była obiektywna, a pocieszenie tego typu nie niosło ze sobą, w opinii Blake'a, żadnej wartości, ale z perspektywy Charlotte było to coś niezwykłego, co zasługiwało na uznanie, nie zaś na krytykę, fochy i prowokowanie awantur, które z czterech ścian mieszkania wydostawały się do internetu i docierały do postronnych osób.
Wtórując mu w tym krótkim śmiechu, sama wyjrzała poza balkonową barierkę, jak gdyby wierzyła, że z tej odległości dostrzeże osobę, która podobno wzbudziła męskie zainteresowanie. Ponieważ jednak układ balkonów i dystans nie działały na korzyść tego typu obserwacji, to Lottie bardzo szybko wyprostowała się i znów zerknęła na migoczące w oddali światła.
Być może gdyby zdecydowali się na podglądanie sąsiadki, nie doszłoby do wypadku z winem. Ponieważ jednak w swoim życiu - przede wszystkim tym wspólnym - wylali już prawdopodobnie litry trunku, żal za napojem nie był tak duży, jak żartobliwie próbowali to pokazać.
Żartem zdecydowanie nie było jednak przerażenie, jakie na moment odmalowało się na kobiecej twarzy, gdy utracona równowaga i zdecydowanie za duża odległość od stolika lub fotela sprawiły, że bolesne spotkanie z podłogą było czymś, na co czuła się przygotowana. Chwila, w której spotkała się nie z chłodem tarasu, a ciepłem męskiego ciała, sprowokowała konsternację, w wyniku której palce jednej z dłoni odwzajemniły uścisk tych męskich, a palce drugiej zacisnęły się na materiale koszuli Blake'a, instynktownie wciąż szukając oparcia i ratunku.
Z ulgą wsparła się o jego sylwetkę, czując, że znajdowała się w bezpiecznym, stabilnym uścisku.
- Omijałam szkło - odparła z udawanym wyrzutem, wciąż walcząc nie tyle o uspokojenie oddechu, co uderzającego w zawrotnym tempie serca.
Nie wyrywała się przy tym - ani z jego ramion, ani tym bardziej do tego, by zwiększyć dystans, nawet jeżeli ta druga kwestia była niemal wskazana. Prośby, upomnienia i słowa Blake'a pobrzmiewały w kobiecych uszach jakby z oddali, kiedy cała jej uwaga skupiała się wokół dłoni sunącej po ciepłej skórze talii. Krótkie zerknięcie w oczy Blake'a sprowokowało Charlotte do zaciśnięcia zębów na dolnej wardze, a opuszki palców muskające biodro obudziły w niej nieopisane pragnienie do tego, by ułożyć swoją drobną dłoń na tej męskiej i doprowadzić do mocniejszego zaciśnięcia się na palców na spragnionej tego typu dotyku skórze.
Ile bowiem razy jego ręce znajdowały się na jej biodrach, przyciągając ją bliżej męskiej sylwetki i nie pozwalając się wydostać? Mimo typowej przekory, nigdy nie protestowała, świadomie poddając się rozkosznemu uczuciu, jakie towarzyszyło jej, gdy przez długie minuty była tylko jego.
Ostrożność tego dnia zdecydowanie nie była jej mocną stroną.
- Postaram się... nie rozrabiać - zawyrokowała krótko, kiedy w końcu drgnęła, zmuszając się do wykonania chociaż jednego, tym razem dużo rozważniejszego kroku. - Wiem, że mnie złapiesz - dodała, przystając w progu tarasowych drzwi. Przez krótką chwilę wpatrywała się w twarz Blake'a, jak gdyby chciała powiedzieć coś więcej, jednak ostatecznie przeniosła wzrok na poplamioną koszulę z kilkoma rozpiętymi guzikami.
- Łazienka - zaproponowała, ruszając w znanym już sobie kierunku.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie mógł się złościć na Ally o to, że chciała spędzać z nim wolny czas, lecz cała otoczka, w jakiej padły zarzuty odnośnie - jej zdaniem - źle poukładanych priorytetów mężczyzny, bynajmniej nie była czymś przyjemnym. Sam nie był święty, o czym doskonale wiedział i pewnie wielokrotnie uprzedzał partnerkę, że przez zobowiązania, spore ambicje, chęć pięcia się w górę po szczeblach kariery, jego życie prywatne może na tym cierpieć. Zdawała się to rozumieć, prawdopodobnie przez to, że była częścią tego samego świata, co on. Kwestia posiadania dziecka różniła ich diametralnie - on miał pięcioletnią córkę, a ona nie chciała mieć potomstwa w ciągu najbliższych kilku lat. Czy się dziwił? Skądże, choć od czasu, kiedy urodziła się Zoey, inaczej patrzył na fakt bycia rodzicem i posiadania potomstwa.
- Może niedługo będę mógł spędzać z nią jeszcze więcej czasu - odrzekł, wzrokiem starając się wyłowić drzwi sypialni, za którymi smacznie spała blondynka. Po chwili jednak jego uniesione kąciki ust opadły, a wargi stworzyły cienką, niekoniecznie zadowoloną linię. - Albo wręcz przeciwnie - mruknął po chwili, mrużąc nieznacznie oczy w wyrazie zamyślenia. Ogarnie to; skoro Lottie dawała radę przylecieć, kiedy on nie mógł wyrwać się z miasta, to i dla niego nie będzie problemem podróż do Nowego Jorku. Jasne, była dłuższa, niżeli podniebna podróż na trasie Los Angeles - Seattle, ale Wielkie Jabłko nie było końcem świata. Zawsze przy okazji mógł - wspólnie mogli, razem z córką - polecieć na Florydę, co byłoby przyjemniejszą opcją dla niego, jak i urozmaiceniem dla dziecka. Brzmiało jak dobry plan... powiedzmy.
- W porządku - odparł po jej wytłumaczeniu - jeśli sprawnie ci to wyjdzie, to nie będę musiał przerzucać się przez ramię - poinformował, zerkając to na jej buty, to na rozlany trunek i błyszczące między nim kawałki szkła po stłuczonym kieliszku. Ostatni raz dłonią musnął jej skórę, by po tym drobnym geście utkwić spojrzenie w butelce z winem, którą chwycił i zabrał za sobą, w międzyczasie pociągając łyk.
- Złapię - potwierdził - ale wolałbym, by nie stała ci się krzywda. - Ze mną, obok mnie, przeze mnie, a... niestety czuł, że to nieuniknione, nawet nie mając na myśli pojedynczych, drobnych kawałków rozsypanego na tarasie szkła i rozlanego wina, na którym mogła się poślizgnąć.
- Charlotte - zaczął, kiedy po zamknięciu drzwi tarasowych - na wypadek, gdyby Zoey się obudziła i postanowiła sprawdzić gdzie są i natknęła się na tamten bałagan - ruszył za nią do przestronnej łazienki. Przystanął w progu, bacznym spojrzeniem obserwując jej plecy.
- Twoja sukienka - powiedział, upijając jeszcze jeden łyk z butelki, a następnie odkładając ją na blacie przy umywalce. Stanął za kobietą i ułożył dłonie na jej ramionach, aby delikatnie obrócić w stronę dużego lustra zajmującego niemalże całą ścianę, na przeciwko którego znajdowało się mniejsze, te nad umywalką, dzięki czemu mogła dostrzec kilka bordowych plam na jasnej tkaninie.
- To chyba moja wina. - Odsunął się, unosząc przy tym dłonie w geście kapitulacji. Mógł albo pozwolić Hughes odbić się od podłogi na tarasie, albo przypadkiem pobrudzić jej ubranie przez swoje mokre plamy na koszuli, o czym w zasadzie nawet w pierwszej chwili nie pomyślał, ale gdyby to przewidział - postąpiłby tak samo.
Rozpiął ostatnie guziki koszuli, przewiesił ją przez zabudowaną wannę i skierował się do wyjścia z pomieszczenia.
- Przyprowadzę twoją walizkę, jeśli masz ochotę się przebrać - zaproponował, ale nawet nie czekał na jej odpowiedź, a zatrzymał dopiero przy walizce, z którą zawrócił w kierunku drzwi, za którymi zostawił Lottie. Nim wszedł, oparł się o chłodną ścianę obok i na parę sekund przymknął oczy.
Dlaczego łudził się, że to będzie łatwiejsze?
Zapukał cicho i nacisnął na klamkę, aczkolwiek po namyśle nie wrócił do środka, a blondynka mogła dostrzec jedynie stojącą za progiem walizkę i - być może - część wytatuowanego, muskularnego męskiego ramienia.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Przedłużające się ze strony Charlotte milczenie tym razem wcale nie oznaczało jednoznacznej odpowiedzi. Decyzja związana z ewentualnym wyjazdem do Nowego Jorku i ponownym ułożeniem życia przecież wcale jeszcze nie zapadła. Hughes byłaby skłonna stwierdzić, że miała więcej wątpliwości niż pewności, jednak nie uważała, by obarczanie Blake'a informacjami tego typu miało w czymkolwiek pomóc. Przeciwnie - dylematy pojawiły się bowiem dokładnie w chwili, w której zobaczyła go w głównym holu lotniska.
- Znajdę - podjęła, szybko uświadamiając sobie, że to nie była tylko jej sprawa - znajdziemy jakieś dobre rozwiązanie - zapewniła, choć celowo zrezygnowała z dosadnego obiecuję. Nie chodziło jedynie o awersję Griffitha do składania obietnic bez pokrycia, ale o jej własną niechęć do mówienia o czymś, co w praktyce wcale nie musiało funkcjonować dobrze. O ile koszty licznych lotów w jedną i drugą stronę nie grały dużej roli, o tyle komfort Zoey i jej dobro były myślą przewodnią wszystkich eskapad, decyzji i zmian.
Ostatnie sekundy dały Charlotte jasny obraz tego, że jej dotychczasowe przekonania i motywacje wcale nie musiały być tak krystalicznie czyste. Nigdy nie ukrywała sympatii, jaką darzyła chwile spędzane z mężczyzną, jednak od pewnego czasu - od kilku miesięcy - skutecznie próbowała zwalczać w sobie odruchy takie, jak te, na które miała ochotę chociażby teraz, gdy dzielący ich dystans był niewielki, a okoliczności - tego wieczora, bo przecież nie w ogóle - były niezwykle sprzyjające.
- Umiem sobie radzić - czuły uśmiech miał dać mu do zrozumienia, że nie powinien był się martwić - o jej pobyt w Los Angeles czy o nią w ogóle?
Nie chciała odpowiedzi, nawet tej udzielonej przez nią samą. I bez tego wydarzyło się przecież za dużo, a nadmiar budzących się wspomnień sprawił, że Charlotte z ulgą przekroczyła próg łazienki.
- Tak? - zagaiła, odwracając się w stronę Blake'a. Dopiero chwila, w której ukierunkował jej sylwetkę na ogromne lustro sprawiła, że istotnie - poczuła bijącą od materiału wilgoć, choć straty nie były nawet w połowie tak duże, jak zniszczenia na męskiej koszuli. - To... nic takiego. Powstały w dobrej wierze - krótkie wzruszenie ramionami miało zapewnić Blake'a, że nie przywiązywała dużej wagi do ubrania, którego poplamienie było niewielką ceną za uratowanie kobiecej głowy przed spotkaniem z podłogą.
- Nie musisz... - protest wydawał się zbędny, kiedy uniosła głowę w celu ponownego zrównania swojego spojrzenia z tym męskim. To, że przed oczami mignęła jej jedynie wymijająca ją postać Blake'a, skutecznie zamknęło blondynce usta i sprawiło, że niezwykle mocno doceniła chwilę samotności, jaką jej podarował, nawet jeżeli atmosfera znów stała się dziwnie... ciężka.
Otworzywszy drzwi łazienki i spotkawszy za nimi jedynie walizkę, westchnęła i wsparła się o framugę drzwi. Krótkie zerknięcie w kierunku korytarza było ostatnim gestem, na jaki się zdecydowała, nim zniknęła w pomieszczeniu na dłuższą chwilę. Chociaż przebranie się w lżejsze, bardziej domowe rzeczy zajęło zaledwie kilka sekund, to jednak walka z plamą na koszuli wymagała nieco większego pokładu cierpliwości.
- Zostawiłam ją w misce, ale nie wiem, czy to cokolwiek da - zawyrokowała, kiedy znów znalazła się w salonie. - Zajrzę do Zoey i... - pojadę do hotelu. Miała nadzieję, że krótki ruch dłonią będzie wystarczająco jednoznaczną informacją, nawet jeżeli udzieloną raczej z powodu zwyczajnej przyzwoitości, nie zaś chęci spędzenia czasu w hotelowym pokoju.
- Wszystko... w porządku? - dodała niepewnie, przystając nieopodal kanapy.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chciał, by była szczęśliwa.
Niezależnie, czy dobro jej i Zoey łączyło się z Holdenem, czy jakimkolwiek innym mężczyzną, który potrafiłby dać im bezpieczny komfort, miłość, szczerość i oddanie; tak, by cieszyły się każdym dniem, bez obawy, że kolejnego ranka coś może runąć. Chciał tego, nawet jeżeli miał wrażenie, że cichy, ale bardzo egoistyczny głos gdzieś z tyłu głowy co jakiś czas szepcze mu, że powinien coś zrobić, by nie dopuścić do wyjazdu. Przez kilka sekund na tarasie kusiło go, by zsunąć z jej palca - wcale nie przypadkiem - zbędny krążek i z zuchwałym uśmiechem oświadczyć, że tego nie potrzebuje.
...tylko prędko zdał sobie sprawę, że to nie on był tym, który (się) oświadczył. Trzeźwość umysłu na szczęście wygrała z chwilowym kaprysem, który na pewno pojawił się tylko przez to, że długo się nie widzieli. Dlatego, że tęsknił nie tylko za córką, ale i za jej matką, bo ostatnie miesiące ich relacji nie były satysfakcjonujące. Winić mógł również chwilową wolność i brak (swoich) zobowiązań, co powodowało, że posuwał się zdecydowanie dalej, niżeli powinien.
A jednak się nie odsunęła. Nie zatrzymała sunącej dłoni po fragmencie nagiego ciała i nie odwróciła spojrzenia, kiedy on swoim wzrokiem badał strukturę jej pełnych ust.
- Na pewno - odpowiedział odruchowo, choć brakowało w jego tonie pewności, która jednoznacznie mówiłaby, że rzeczywiście w to wierzy. Aktualnie... nie wiedział, czy znajdzie się coś, co sprawnie pozwoli im połączyć oba wybrzeża. Większe przekonanie mogła dostrzec wtedy, kiedy dwukrotnie skinął głową na znak, że się zgadza. Była ambitna, twarda, lojalna i nieustępliwa, przez co nawet się nie zawahał przed kolejnymi słowami.
- Wiem, Lottie - przyznał - Zoey też to ma. - Kąciki ust automatycznie uniosły się ku górze na wspomnienie tego, jak zaradna jest ich córka, a później zniknął za drzwiami, by jego obecność w łazience nie sprawiła, że będzie czuła się niekomfortowo. Nie miało znaczenia to, że niejednokrotnie widział ją nago, zatem widok Charlotte w bieliźnie nie byłby dla niego niczym nowym, ale...
Nie mógł. Już nie mógł.
Poczekał aż odbierze walizkę, samemu kierując się najpierw do swojej sypialni, aby sprawdzić jak ma się pięciolatka, która przez chwilę coś nuciła - nadal przez sen. Gdy przestała udał się na taras, gdzie zdążył z grubsza sprzątnąć powstały wcześniej bałagan i wolnym krokiem ruszył do łazienki, aby umyć ręce. Nim to zrobił, zatrzymał się na wprost idącej w jego kierunku kobiety.
- Przed chwilą u niej byłem. Śpi - poinformował, posyłając jej krótki, przelotny uśmiech. Zniknął na trzydzieści sekund w łazience, gdzie umył zarówno ręce jak i twarz chłodną wodą. Zgarniając w drodze powrotnej wino powrócił do salonu.
- Zaraz coś znajdę... - Po odstawieniu butelki na blat machnął ręką w powietrzu, co miało sugerować, że powinien mieć coś do ubrania gdzie indziej, poza niewielką garderobą, do której można było wejść przez sypialnię a nie chciał robić hałasu. Poszukiwania przerwało pytanie blondynki, więc zatrzymał się na przeciwko niej i z konsternacją oparł spojrzenie na jej tęczówkach.
- Nie - powiedział szczerze, chyba samemu będąc zaskoczonym swoją odpowiedzią - nie wszystko, ale... będzie w porządku. Prędzej czy później. Musi być - skwitował, szukając w jej spojrzeniu poparcia swoich słów.
- A u ciebie? - zapytał, tym samym odbijając piłeczkę. Jej odpowiedź musiała być inna, w końcu nowe informacje z jej życia, o których tego wieczora usłyszał... cóż, były pozytywne. Nawet jeżeli u niego powodowały mieszane uczucia i dziwny dysonans.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kobiece spojrzenie nieustannie sunęło po sylwetce Blake'a, jak gdyby w ten sposób Charlotte chciała uzyskać odpowiedzi na nurtujące ją pytania - w tym również te związane z powodami napięcia, jakie niespodziewanie między nimi zapanowało. Być może było to tylko złudne wrażenie, być może efekt długiej rozłąki, w trakcie trwania której odzwyczaili się od przebywania w swoim towarzystwie, ale czy kilkuletnia znajomość faktycznie dopuszczała taką możliwość?
- Zoey mieszanką genów niemal wygrała na loterii - skwitowała w rozbawieniu, uznając, że ponowne poruszenie tematu córki było opcją dość rozsądną, nawet jeżeli zdążyła zaobserwować tendencję do używania pięciolatki jako substytutu dla kwestii poważnych i dużo trudniejszych do przepracowania.
Odwaga, umiejętność postawienia na swoim, zaradność czy spryt były zaledwie kilkoma cechami, które Zoey odziedziczyła w spadku po rodzicach, choć ewentualny rozwój tych wszystkich zalet w przyszłości mógłby przyprawić ich o zawroty głowy, to jednak obecnie Charlotte była dumna i pełna podziwu dla tego, jak bezpośrednio córka potrafiła konfrontować się z problemami...
...w przeciwieństwie do swoich rodziców.
- To... dobrze - skwitowała, z trudem panując nad chęcią chwilowego zniknięcia za drzwiami sypialni, w której swój zasłużony odpoczynek miała właśnie Zoey. Ucieczka do dziecięcego świata sennych marzeń wydawała się dużo łatwiejsza niż bezpośrednie starcie z dorosłą, zbyt skomplikowaną rzeczywistością.
Przemykające po twarzy Charlotte zaskoczenie trwało krótko. Odpowiedź Blake'a wpędziła ją w uczucie konsternacji, bo przecież rzadko pokazywał, że coś było nie tak. Do zmniejszenia dzielącej ich odległości wystarczyło zaledwie kilka kroków, w konsekwencji których Lottie mogła z bliska przyjrzeć się roziskrzonym oczom mężczyzny.
Nie zrobiła jednak niczego więcej, a pozornie bezpieczne centymetry miały powstrzymać ją przed ponownym zainicjowaniem fizycznej bliskości - dotknięcia jego dłoni, przesunięcia opuszkami palców po policzkach czy ułożeniem ich na wysokości męskiego karku.
- Wiesz, że... możemy porozmawiać? - nigdy nie lubiła marnować czasu na oczywistości tego typu, choć w przypadku swojej relacji z Griffithem niewiele rzeczy określiłaby mianem zmarnowanych - może poza okazjami, które mieli do tego, by stworzyć prawdziwą rodzinę. - Jeżeli coś się dzieje, jeżeli... chcesz mi o czymś powiedzieć - zerknięcie w bok, nerwowe przygryzienie wargi i równie nerwowe wsunięcie za ucho kosmyka niesfornych włosów wydawały się być gestami dość jednoznacznymi - to teraz jest dobry moment.
Zamilkła, zamierając w bezruchu i powstrzymując się nawet przed wymownym uniesieniem brwi. Nie zamierzała go ponaglać, zachęcać, przekonywać. Mógł mówić, choć wcale nie musiał. Zasada mówiąca, że przy niej mógł być po prostu sobą, wciąż obowiązywała, nawet jeżeli po drodze zmieniło się naprawdę wiele.
Czy jednak równie mocno zmienili się oni?
Zaczynała w to wątpić.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przewidywalność pogody zarówno w Seattle, jak i Los Angeles, równoważyła się z nieprzewidywalnością toru, którym mogła potoczyć się ich rozmowa, jak i cała relacja. To nie był pierwszy raz, kiedy podczas wymiany zdań i po podzieleniu się nowościami z życia, atmosfera gęstniała, by moment później mogli odnaleźć ten sam komfort przebywania w swoim towarzystkie, który tak dobrze czuli przed laty. Szczery uśmiech rozświetlał twarze, a zatroskane spojrzenie z łatwością badało mimikę drugiej osoby, by wyłapać ewentualny grymas sugerujący, że coś jest nie tak. Temat Zoey - pomijając ewentualną przeprowadzkę - aktualnie był jednym z bezpieczniejszych, aczkolwiek pojawiały się i słowa, które padały bez szybko, bez wcześniejszego przemyślenia, jakie było - być może - konieczne.
- Szkoda, że nie ma rodzeństwa, z którym mogłaby się licytować, które z nich rozbiło bank - powiedział odruchowo, bez żadnego przemyślenia, lecz prędko rozbawiony ton schował się za odchrząknięciem. Lottie co prawda mogła jeszcze - gdyby się postarali z Holdenem, bo przecież nie można było zarzucić jej, że jest za stara - przynieść na świat małą istotę, która byłaby wspaniałą siostrą, albo bratem dla jej córki, tak u niego, cóż, nic na to nie wskazywało. Związek z Ally także nie zapowiadał kobiecie roli matki; ewentualnie w jednym z filmów, czy seriali - tam domyślał się, że nie potrafiłaby odmówić, tak w życiu prywatnym i w ich relacji nie było miejsca (ani czasu) na dziecko.
- Jeśli - mi nie ufasz - chcesz spojrzeć sama, to śmiało. Możesz czuć się... - jak u siebie - swobodnie. - Wzruszył lekko ramionami na znak, że wcale mu to nie przeszkadza. Rzeczy jego byłej partnerki w większości były schowane, zatem i ciemnowłosa nie mogłaby z tego powodu czuć się niekomfortowo, on zaś może w międzyczasie, korzystając ze sposobności, mógłby udać się do garderoby i założyć na siebie suchą, świeżą i czystą koszul(k)ę.
- Wiem, Lottie, ale... - urwał, swoje stanowisko demonstrując za pomocą przeczącego pokręcenia głową. - Gdybym powiedział, że wszystko jest świetnie, co mówiłoby to o moim związku, który zakończył się kilka dni temu? - mruknął, wcale nie oczekując od niej odpowiedzi na te pytanie. Nie wszystko mogło być w porządku; trochę go to uwierało, czego nie chciał się wypierać, ale też nie zamierzał rozpaczać, że (znów) pomógł zakończyć pewien etap swojego życia, który miał szansę trwać dłużej.
- Nie jest w porządku, skoro dowiedziałem się, że kobieta, na której mi... - Stop. Sięgnął po butelkę i upił łyk, szukając w ten sposób kilka gratisowych sekund, po których raz jeszcze mógł wypowiedzieć te zdanie.
- Kobieta, na której szczęściu mi zależy - poprawił, nieco (ale trochę istotnie) zmieniając szyk słów - może realizować się aż na drugim końcu kraju, być może razem z moją córką, a ja nie mam prawa chcieć ich zatrzymać bliżej - dokończył myśl, zatrzymując się na przeciwko Charlotte z wyciągniętą w jej stronę butelką, w której wciąż znajdował się burgundowy alkohol.
- Potrzebuję czasu, by kilka rzeczy przetrawić, Charlotte. Wtedy powiem ci to, co chcesz usłyszeć. - Że jest w porządku. I naprawdę miał taką nadzieję, że bez zawahania, bez naginania faktów i zmieniania definicji "porządku" będzie mógł to zrobić.
- Nie odpowiedziałaś - zauważył, kciukiem muskając wierzch kobiecej dłoni. A miał tylko przekazać jej wino...

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

O ile codzienność Zoey, jej przyzwyczajenia i wypełniony po brzegi różnymi aktywnościami grafik zdawały się być tematem bezpiecznym i bardzo wygodnym, o tyle dzieci w ogóle nigdy nie znajdowały się nawet blisko piedestału ulubionych kwestii do przedyskutowania.
Nie inaczej było w tym momencie, gdy szeroko otworzone oczy Charlotte zatrzymały się na wysokości męskiej twarzy, a wyrywające się z gardła Blake'a chrząknięcie sprawiło, że również Hughes poczuła swego rodzaju dyskomfort. Zupełnie tak, jak gdyby cofnęli się o tych kilka lat, kiedy wśród cmentarnych nagrobków poinformowała go o tym, że konsekwencje ich niekoniecznie przemyślanych zachowań miały być dużo bardziej odczuwalne niż mogliby kiedykolwiek przypuszczać.
Tym razem nie chodziło jednak o ciążę samą w sobie, ale o pojawiające się wielokrotnie szanse na to, by Zoey faktycznie stała się starszą siostrą. Liczne przebąkiwania, mniej lub bardziej subtelne sugestie, czasami żartobliwe propozycje dotyczące kolejnego dziecka - to wszystko było im doskonale znane, przede wszystkim z czasów, kiedy swoją relację mogliby określić mianem czegoś zbliżonego do związku.
- Jeżeli chodzi o mnie, mam czyste sumienie. Gdyby kiedyś wypomniała nam bycie jedynaczką, linią obrony będą nasze - rzuciła w rozbawieniu, chcąc w ten sposób nieco rozluźnić atmosferę, nawet jeżeli obrała prawdopodobnie jedną z najgorszych możliwych dróg - liczne starania - skwitowała, posyłając Blake'owi niewinny uśmiech. Zupełnie tak, jak gdyby wcale nie nawiązywała do czasów, kiedy noce były bezsenne, a poranki witali w dobrych nastrojach wynikających z tego, że, mimo kontrolnych wizyt w pokoju córki, znaleźli czas również dla siebie nawzajem.
I to nie tak, że nie ufała męskim zapewnieniom. Lottie po prostu przyzwyczaiła się do tego, że to ona sprawowała pieczę nad każdym aspektem życia córeczki i miała pod kontrolą niemal wszystko.
Niemal.
Niemal robiło różnicę.
Szczególnie, kiedy w grę wchodziły uczucia.
- Nie musisz mówić, że jest świetnie. Nie mnie - zaprotestowała, posyłając mu niemal pobłażliwe, przepełnione dezaprobatą spojrzenie. Sądziła, że spędzone razem lata dawały wystarczająco wymowny obraz jej nastawienia do spraw, z którymi musiał się borykać. Słuchała, próbowała doradzać, czasami po prostu była, ale nigdy nie pozwalała na to, by zostawał sam.
Ani drgnęła, gdy sens niewypowiedzianych słów dotarł nie tyle do świadomości, co do uderzającego w i tak nierównym, chaotycznym tempie serca. Roziskrzony wzrok sunął po męskiej sylwetce, twarzy, śledził każdy ruch, ale jednocześnie był jedyną częścią jej ciała, która sugerowała pełną obecność Charlotte na korytarzu apartamentu.
- Ich? - powtórzyła za nim, choć wcale nie oczekiwała przytaknięcia. Wiedziała, że wcale się nie przesłyszała; że chodziło nie tylko o to, że wyjechać miała Zoey.
- Chcesz tego? Chcesz nas zatrzymać? - być może to ona nie miała prawa stawiać tak bezpośrednich pytań w momencie, w którym skrupulatnie unikała odpowiedzi na te, które zadawał jej Blake, ale w tej jednej chwili nie sprawiała wrażenia przejętej czy skłonnej do skruchy. Musiała wiedzieć, nawet jeżeli nie była do końca pewna, co mogłaby z tymi informacjami zrobić.
- To, co chcę usłyszeć, nie jest ważne. Nie tak jak to, co ty faktycznie chcesz powiedzieć i co czujesz - mogło być przecież beznadziejnie, po prostu ciężko, a on wcale nie musiał się z tym kryć. Nawet jeżeli problemy dnia codziennego i związane z nimi dylematy skutecznie obciążały kobiece barki, to jednak wśród wielu trosk mogło znaleźć się miejsce dla Blake'a.
Zawsze.
Gdyby tylko chciał.
Chwyciwszy za butelkę, nie cofnęła ręki.
- Dzisiaj tak - przytaknęła, będąc świadomą, że nie mogła krążyć wokół tematu w nieskończoność. Być może nie powinna, być może nie wypadało, ale przecież kłamstwa nie były tym, czym chciała mężczyznę karmić. Przeszłość nauczyła ją bowiem, że mimo czegoś, co żartobliwie określiłaby międzyplanetarnym porozumieniem, nie zawsze potrafili po prostu czytać w swoich myślach. - Dzisiaj nareszcie jest w porządku - wyznała, przenosząc wzrok na szkło, które niespodziewanie trzymali nad ziemią wspólnymi siłami.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie lubił wracać do tego momentu.
Nie chciał myśleć o tym, co byłoby gdyby Charlotte posłuchała go i usunęła ciąże. Nie teraz, kiedy ich pięcioletnia córka była kimś, bez kogo nie wyobrażał sobie swojego życia. Pomimo tego, że Zoey nie mieszkała z nim, to i tak była częścią jego codzienności; za pomocą rozmów przez telefon, albo tych, które odbywały się przez kamerkę internetową. Facetime również był sporym ułatwieniem, dzięki któremu mógł szybko - o ile Charlotte była skłonna przekazać telefon córce - zagrać coś Gii, albo gdy ta chciała się pochwalić kolejnym obrazkiem, zaśpiewać coś, czy po prostu porozmawiać, ale przy okazji móc przypomnieć sobie jak wygląda mieszkający w innym stanie ojciec. Wiedział jednak, że gdyby wtedy Lottie zdecydowała się na aborcję, to ich życie wyglądałoby inaczej, a on nie rozmyślał na temat tego, co by było gdyby dziecko przyszło na świat. Też zapewne robiłby coś, co sprawiałoby mu satysfakcję i zapewne wierzył, że wybrali najlepiej, aczkolwiek i nad tym nie było sensu myśleć. Ich teraźniejszość ściśle związana była z małą istotą, którą mogli nazwać swoim dzieckiem, choć wciąż łapał się na tym, że brzmiało to tak bardzo abstrakcyjnie, że niemal nierealnie.
- A jeśli odpowiedziałaby, że było ich za mało i powinniśmy próbować do skutku? - podjął, nierozsądnie pociągając temat. Dopiero po wypowiedzeniu słów złapał się na tym, że i jego palce bezwiednie muskały dłoń blondynki, co w całym obrazku mogło sprawiać wrażenie swojego rodzaju zachęty do wcześniej wspomnianych prób. Pomimo świadomości, że poniekąd tak mogła to odebrać (ale złapał się tego, że wcale nie musiała), nie zabrał swojej dłoni ani nie wycofał się, rezygnując ze zwiększenia odległości poprzez zrobienie kroku do tyłu.
- Was - potwierdził, nie chcąc wycofywać się ze wcześniejszych słów, nawet jeżeli i tu zagalopował się za bardzo, tym samym wkraczając na grząski teren. - To, czego ja teraz chcę, nie ma znaczenia, Charlotte Hughes - powiedział spokojnie, cicho, ale pewnym tonem, wraz ze spojrzeniem, które oparł na jej tęczówkach i starał się nim nie błądzić po częściach jej twarzy.
Czy to wina...wina, że rozsądek stopniowo gdzieś umykał?
Poczekał, aż pewnie chwyci butelkę i zabrał swoją dłoń, którą uniósł wyżej, by wsunąć za jej ucho niesforny, jasny kosmyk, który próbował wedrzeć się na zaróżowiony policzek blondynki.
- Nie w kwestii tego, gdzie i z kim ułożysz swoje życie - dodał, bezwiednie kładąc dłoń na wysokości lędźwi kobiety, co zapewne miało być jednym z elementów krótkiego, przyjacielskiego przytulenia. Z tym, że ich przyjacielska relacja, zawsze była... specyficzna...

------------------------------------------------

1 - ...ale na szczęście czujna Zoey - bardzo czujna, skoro wstała - przerwała im, nim cokolwiek niemądrego się wydarzyło. Dziewczynka ze swoją przytulanką przyciśniętą do klatki piersiowej żwawym krokiem ruszyła w ich kierunku, by następnie z piskiem szczęścia przytulić się do Charlotte, która została.
2. Czy to procenty sprawiły, że Griffithowi lekko zawirowało w głowie i zamiast cmoknąć blondynkę bardzo grzecznie, gdzieś w okolice skroni, uniósł jej brodę palcem wskazującym i... przypadkowo nie trafił, bo musnął wargami kącik jej ust? Chyba nie tylko one...
3. Rozmowę przerwał dzwoniący telefon kobiety. Ups, czyżby Holden wyczuł, że jego temat pojawił się w rozmowie, ale szybko został zażegnany i postanowił się przypomnieć?
4. Dzwonek do drzwi i nerwowe pukanie zakłóciło wymianę zdań. Nim którekolwiek otworzyło, w progu stanęła wysoka, szczupła blondynka ubrana w koszulkę nocną, na której zarzucony miała cienki szlafrok. Sąsiadka z dołu postanowiła interweniować, ale sam nie wiedział czy przez wcześniejszy hałas na tarasie, czy przez newsa o jego rozstaniu z Alyssą, skoro w jednej dłoni trzymała telefon, a w drugiej butelkę z alkoholem.

Kod: Zaznacz cały

[dice]d4[/dice]

Powodzenia Lottie, miłego losowania!

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Sunące po wierzchu jej drobnej dłoni palce Blake'a były skutecznym rozproszeniem, w wyniku którego stuprocentowe skoncentrowanie się na rozmowie przychodziło Charlotte z trudem. Dotychczas sądziła, że pewnych zachowań i reakcji wraz z upływem lat zdążyła się oduczyć. Minęło przecież dużo czasu, a ona od dawna nie była stojącą nad przepaścią własnego życia kobietą. Teraz wszystko układało się lepiej niż mogłaby przypuszczać, nawet jeżeli od momentu wylądowania samolotu na płycie lotniska w Los Angeles walczyła z niezrozumiałą pustką w sercu. Pustką, którą do tej pory próbowała wypełnić żartami, banalnymi tematami, rozmową o życiu córki czy winem, którego butelkę rozsądnie - chyba jedyny raz tego dnia - odstawiła na pobliską szafkę.
- Wtedy chyba musielibyśmy - my, razem - powiedzieć, że nie powinna pyskować - zaproponowała, swój pomysł podsumowując cichym, ale dźwięcznym chichotem. Nigdy nie była zwolenniczką ucinania rozmowy z dzieckiem w taki sposób. Domyślała się, że dopóki Zoey była mała i względnie łatwo można było przekonać ją do własnych racji (choć i to nie zawsze się udawało), o tyle jako nastolatka pewnie nie miałaby oporów przed sięgnięciem po nieco szerszy wachlarz argumentów, na które rodzicom zwyczajnie zabrakłoby odpowiedzi.
To jednak nie teoretyczne rozważania grały w tamtym momencie główną rolę. Ta wciąż koncentrowała się na niewypowiedzianych słowach, ale również tych, które padły na głos i które sprowokowały reakcje dalekie od poprawnych.
- Robi się bardzo poważnie, kiedy zwracasz się do mnie pełnym imieniem, a co dopiero imieniem i nazwiskiem - westchnęła, starając się w ten subtelny sposób wpłynąć na atmosferę, której obecnie nie umiałaby przypisać żadnych konkretnych cech. Świadomość, że męska niechęć do wyjazdu odnosiła się nie tylko do osoby ich córki, ale również do samej Charlotte, ponownie sprowokowała mętlik i obudziła wątpliwości, które mocno przemawiały za tym, by... nie wyjeżdżać.
By zostać.
Ale po co?
- To zawsze będzie miało dla mnie znaczenie - zapewniła po krótkiej pauzie, nie chcąc, by umniejszał swoim potrzebom i emocjom. Nawet jeżeli obecnie głównym spoiwem ich relacji była Zoey, to jednak spędzone razem lata pozwoliły stworzyć zażyłość, która nie zniknęłaby wraz z kilkoma miesiącami rozłąki i dzielącą ich w tym czasie odległością.
- Blake - upomniała go raz jeszcze, nie zamierzając pozwolić na to, by przeforsował swoje niekoniecznie sensowne przekonania. Był ojcem Zoey, ale również mężczyzną bliskim sercu Charlotte, dlatego branie pod uwagę jego opinii wydawało się być czymś naturalnym i w pełni przez blondynkę akceptowanym.
Opuszki sunące po jej zarumienionym policzku, włosy zawijające się na palce, niewielka odległość, która pozwalała na odbieranie ciepła bijącego od ciała drugiej osoby - to wystarczyło, by Lottie zamilkła, skupiając spojrzenie dużych oczu na wysokości twarzy Blake'a.
Czas jakby zwolnił, gdy kącik kobiecych warg spotkał się z tymi męskimi, a Charlotte - mniej lub bardziej świadomie, choć ilość wypitego wina nie jawiła się jako wystarczająco mocne usprawiedliwienie - pozwoliła, by subtelnie rozchylone usta zetknęły się z tymi jego. Na krótko, ulotnie, w pocałunku przypominającym raczej te związane z pierwszymi, niewinnymi miłostkami. Dobrze było znów poczuć miękkość męskich warg, ich znajomą fakturę i smak, przez który obecnie przebijała się obecność ulubionego wina.
Nie trwało to długo, ale bynajmniej nie z powodu zdrowego rozsądku, a dającego o sobie znać telefonu. Charlotte odsunęła się o krok, niemal wpadając na stojący za jej plecami mebel.
- Przepraszam - westchnęła, zaciskając usta w wąską linię. Natarczywe dźwięki dobiegające z salonu zdawały się nie mieć końca, dlatego Lottie ruszyła w tamtym kierunku. - Odbiorę, zanim obudzi Zoey - nawet jeżeli brzmiało to jak niezwykle kiepska wymówka do ucieczki od dyskusji na temat chwili słabości, to jednak jej intencje były jak najszczersze.
Wpadła do największego pomieszczenia apartamentu, telefon chwytając niemal w biegu skierowanym prosto na taras. Wspierając się o barierkę, docisnęła urządzenie do ucha. Zatroskany głos Holdena był niczym zimny, orzeźwiający prysznic, nawet jeżeli myśli wciąż uciekały w kierunku znajdującego się w mieszkaniu Blake'a, którego próbowała dostrzec przez ogromne, oszklone drzwi.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby został zapytany o to, z czego wynikało jego zachowanie i co nim kierowało - zapewne nie potrafiłby odpowiedzieć. Nie chciał winić o to ani alkoholu, ani tego, że dopiero co został singlem, zatem być może kierowały nim inne instynkty niżeli powinny, ponieważ podświadomie czuł, że to nie do końca było prawdą. Jego palce sunęły po dłoni Lottie nie pierwszy raz tego wieczoru, i choć pozornie w bardzo niewinny i subtelny sposób, to wciąż - nie miał żadnego usprawiedliwiającego argumenty na to d l a c z e g o tak się działo.
- Dobrze wiesz, że prędzej to ty byś jej tak odpowiedziała, a nie ja - skwitował z wyczuwalnym w głosie rozbawieniem. Blake pewnie doceniłby kreatywność, ciętość języka i umiejętność wciśnięcia drobnej szpileczki wtedy, kiedy dostrzegła niewielką lukę, która to umożliwiała. Zacisnąłby wargi chcąc ukryć wyraz aprobaty i cisnący się na usta, mimowolny uśmiech, a pod koniec - by poprzeć jej matkę - skinąłby głową na znak, że to blondynka ma rację. W końcu musiała również wiedzieć, że nigdy świadomie nie chciałby podważyć jej autorytetu, nawet jeżeli w pewnych kwestiach miał nieco inne zdanie - wtedy omawiał to na osobności z Charlotte, bez obecności córki obok. Tak jak teraz w temacie ich ewentualnego - a jego zdaniem bardzo prawdopodobnego - wyjazdu.
- Zostało mi coraz mniej czasu na to, abym wciąż mógł zwracać się do ciebie tym nazwiskiem, Lottie - zauważył, unosząc wyżej jej dłoń, gdyby sens wypowiedzianych słów miał zatracić się w intymności chwili - dlatego staram się wykorzystać moment, kiedy jeszcze mogę - dodał, następnie powoli wypuszczając ze swojej dłoni jej dłoń, a tym samym zdając sobie sprawę z tego, że takiej bliskości akurat nie powinien wykorzystywać w żaden sposób. Szkoda, że powielał te (błędy?) wzorce zachowań (bardzo nieodpowiednich względem zaręczonej kobiety) nanosząc zaledwie drobne modyfikacje.
- Nie lubię określenia zawsze, wiesz? -
podjął, wzruszając obojętnie ramionami, a wzrok wciąż utrzymując na wysokości jej oczu. - Zawsze i nigdy. - Skrzywił się lekko i pokręcił głową na znak, że postrzega je podobnie. Brzmiały dla niego prawie jak puszczone w eter obietnice, a nikt nie mógł z całą pewnością określić, czy kiedykolwiek będą mogły zostać wypełnione. Zbyt odległe te pojęcia czasu, aby im zaufać, a on i bez tego miał olbrzymi problem z zaufaniem.
- Hm? - mruknął przeciągle, a palec wskazujący spotkał się z delikatną skórą jej policzka, a w następstwie brody, którą uniósł. Bez zawahania oparł spojrzenie na jej jasnych tęczówek i nachylił się, by musnąć kobiecą skroń. Nie wyszło. Nim faktycznie właśnie to zrobił - i tak za dużo, niżeli powinien - jego wargi znalazły się na kącikach ust Charlotte.
Nie żałował.
Gdy blondynka odsunęła się, nie poczuł złości (nie od razu) na siebie, ani to, co zrobił, a na telefon, który rozdzwonił się i miał czelność popsuć to, co się wydarzyło. Dopiero kiedy kolejne, bardziej rozsądne i odpowiedzialne przemyślenia przyszły mu do głowy, a w tle wyłapał znajome imię nieznajomego mężczyzny, fala złości zmieniła kierunek i rozbiła się o niego samego.
Nie patrzył nawet na Hughes, a po przetarciu w nerwowym geście karku, ruszył w kierunku swojej sypialni. Pamiętając o tym, że w środku spała Zoey, bardzo cicho otworzył drzwi i wszedł do środka, aby ubrać koszulkę. Tym razem celowo nie była to koszula. Wychodząc upewnił się, że córka smacznie śpi, a przed tym, nim skierował się do wyjścia z apartamentu, wystukał krótkiego smsa.
Wrócę za chwilę.
Liczył, że ten nie przeszkodzi Lottie w rozmowie, a inaczej nie miał jak poinformować, że... musi się przewietrzyć. Zdecydowanie. Wziął drugi komplet kluczy, którym niemalże rzuciła w niego Alyssa i szybkim krokiem wyszedł, zatrzymując się dopiero przed windą.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte również nie kryła rozbawienia, którego najdosadniejszym dowodem był cichy, melodyjny śmiech. Kiedy chodziło o córkę i konieczność wystosowania w jej kierunku jakichkolwiek zakazów, to przecież najczęściej ona okazywała się stroną bardziej ku temu skłonną. Nie wiedziała, czy wynikało to z faktu, że obecność Blake'a w ich życiu była w ostatnim czasie mocno ograniczona, czy może z tego, że nawet posiadanie dziecka nie oduczyło Lottie zamiłowania do porządku, którego resztki próbowała podtrzymać także w domowym zaciszu i również wtedy, kiedy Zoey wykazywała się zbyt dużą swobodą.
Obecnie zaś pozwalali sobie na nią oni i kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Hughes czuła się z tym jakkolwiek niekomfortowo. Dzielona z mężczyzną bliskość niemal od samego początku tej dziwacznej sinusoidy była dla Charlotte elementem niezwykle emocjonalnym, dlatego nie inaczej było w momencie, w którym czułe gesty nijak współgrały z padającymi w toku rozmowy słowami.
Te budziły niepewność, obawy, niechęć do kontynuowania tematu.
- Może wcale go nie zmienię? - zagaiła z przekorą, świadomie żonglując możliwościami, które pozwalały na zmianę toru tej dyskusji. Od zaręczyn z Holdenem minęło niewiele czasu, a wszelkie kwestie organizacyjne, techniczne i inne pozostawały sprawami otwartymi (a przy okazji takimi, których nie chciała omawiać akurat z Blake'm i to podczas wakacji).
- Wiem. Przez tych kilka lat nic się nie zmieniło - zawyrokowała w rozbawieniu, którego Blake'a wcale nie musiał współodczuwać. Podejście Lottie zdawało się być dużo bardziej prostolinijne, nawet jeżeli i ona unikała obietnic bez pokrycia i tych, których zwyczajnie nie umiałaby zrealizować. Tym razem nie chodziło jednak o coś przypadkowego, ale o relację, której podstawą były liczne wzloty oraz upadki, uczucie szczęścia i poczucie rozczarowania, rzadko spotykana bliskość, ale jednocześnie dystans, na który zazwyczaj świadomie się decydowali. Cała gama emocji nie pozwalała traktować tej znajomości jako zwyczajnej. - Też ich nie lubię, ale nie wykreślam ze słownika. Ograniczam do sytuacji, których jestem pewna - nawet jeżeli określenie pewny kilka lat temu nie do końca pasowało do osoby Blake'a Griffitha, to jednak wydarzenia związane z Zoey wielokrotnie pokazały, że był, kiedy było to konieczne, że nie zawodził, że potrafił ustalić priorytety, wśród których najwyższym była ich córka. To wystarczyło, by Charlotte zawsze brała pod uwagę jego zdanie i by nigdy w niego nie zwątpiła.
Szybko zwątpiła jednak w siebie - w lojalność wobec Holdena, w uczucia, których nie potrafiła sprecyzować, w siłę swojej woli, która w zaledwie kilka sekund zdążyła bezpowrotnie ulecieć. Właśnie dlatego rozmowa z narzeczonym składała się raczej z pojedynczych głosek, krótkich przytakiwań, wymuszonych uśmiechów, których Holden nie mógł (na szczęście) dostrzec. Charlotte wzrokiem wciąż sunęła po wnętrzu apartamentu, dostrzegając kręcącego się po nim Blake'a. Wibracja telefonu oznajmująca nadejście wiadomości sprawiła, że Lottie odsunęła urządzenie od ucha i, zerkając na podgląd sms'a, pożegnała się z partnerem krótkim zadzwonię później.
Żwawym krokiem pokonała odległość dzielącą ją od drzwi, za klamkę których chwyciła dokładnie w momencie, gdy Blake zatrzymał się przed windą.
- Blake - cichy pomruk miał za zadanie... zatrzymać go? Zwrócić jego uwagę? Przekonać, że nie musiał wychodzić?
Charlotte egoistycznie nie chciała zostać w apartamencie bez niego, choć zdrowy rozsądek podpowiadał, że to ona powinna być stroną opuszczającą to miejsce z powodu nadchodzącej nocy.
Nie odezwała się jednak, a jedynie wykonała krok przed siebie, pozwalając, by bose stopy spotkały się z chłodną posadzką korytarza. Wzrok zatrzymała na wysokości męskich tęczówek, w niemy sposób prosząc go o to, by... nie zostawiał jej samej.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W momentach, w których Zoey pojawiała się w jego apartamencie, chciał, by czuła się w nim dobrze, swobodnie, niemalże jak w domu, nawet jeśli nie było w nim jej matki, a zamiast niej po wnętrzu kręciła się Alyssa. Griffith nie lubił tych krótkich, ale bardzo jasno okazujących niezadowolenie grymasów, które pojawiały się to na twarzy córki, to partnerki, kiedy jedna z nich powiedziała lub zrobiła coś, co ewidentnie nie spodobało się drugiej. Niezależnie, czy chodziło o pomylenie cieni do powiek młodej aktorki z farbkami, dzięki którym chciała się wykazać mała artystka, czy kilka różnokolorowych plam na kartce, jaka wylądowała w śmieciach - co wywołało zaś niemalże płacz dziecka, które miało swoją wizję na ten obrazek. Coś, czego nie była w stanie zrozumieć Ally, zaś Blake bez problemu potrafił odczytać przekaz. Przy wszelkich sporach próbował być sprawiedliwy, choć prawdopodobnie przy tym jego surowość zatracała się, gdy wyczuł na sobie spojrzenie Zoey, albo docierały do niego - jak mniemał - szczere przeprosiny ciemnowłosej. Przy tym wszystkim liczył, że wreszcie będą potrafiły nie tylko się zaakceptować, ale polubić, a on przestanie czuć rozdarcie względem tego, po której stronie ma stanąć.
Czy nie tak czułaby się Zoey, gdyby wraz z Charlotte próbowali zbudować dom, w międzyczasie wpadając na wiele ścian i barier postawionych (nieraz nawet niespecjalnie) przez drugą osobę? Tego chcieli jej oszczędzić - widoku rodziców, którzy zbyt często się mijali, a między dialogi wkradały się nieporozumienia, wcale nie tak łatwe w wyprostowaniu.
Między innymi to upewniło go, że wybierając świadomy dystans zachowali się właściwie, pomijając, że aktualnie córka zapewne wolałaby ich widzieć razem. Szkoda, że gdy zostali sami, a pięciolatka spała, głęboko nieświadoma wobec tego, co działo się w pokoju obok, niepisane, aczkolwiek bardzo odczuwalne zasady zostały zatopione w winie i na przedłużającą się chwilę zapomniane.
- Może - rzucił, nie chcąc drążyć tematu. W końcu nie każda kobieta przechodziła na nazwisko męża, do czego miała prawo - a było to jeszcze bardziej uzasadnione wtedy, kiedy jej dane były znane i od razu potrafiły obudzić skojarzenia wobec tego, z czym było związane. Kariera malarska Charlotte Hughes rozwijała się, zatem jej decyzja byłaby w pełni zrozumiała.
- I myślisz, że to, że teraz jesteś tego pewna będzie miało przełożenie na to, że zawsze będziesz? - Uniósł brew, nie odrywając spojrzenia od jej oczu. Często miał tak, że był przekonany, że coś musi się wydarzyć (i na pewno to zrobi!), albo wręcz przeciwnie - coś innego było wręcz nierealne. Po czasie rzeczywistość weryfikowała wyobrażenia i sama pewność w danym momencie była zbyt ulotna, aby sprawić, że w końcowym rozrachunku miał rację.
Czy którekolwiek z nich mogłoby wcześniej przewidzieć, że na ułamek sekundy ich wargi się spotkają, a całość przerwie telefon Holdena? Skądże.
Nie czekał jednak na odpowiedź - a może nie miał na to czasu? Wyszedł z apartamentu pewien, że będzie miał chwilę na pozbieranie myśli, nim ochłonie i wróci do mieszkania. I to się nie udało, gdy za plecami usłyszał swoje imię.
- Charlotte - powiedział, po paru kolejnych sekundach odwracając się w jej kierunku. Pusta winda przyjechała na właściwe piętro i otworzonymi drzwiami zapraszała go do środka.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alternatywna rzeczywistość”