WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://hga.com/wp-content/uploads/2018 ... /div></div>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Wydarzenia sprzed paru dni wciąż spędzały brunetce sen z powiek - nie żeby dotychczas jakość jej nocnego odpoczynku była nadzwyczaj wysoka. Dręczyły ją albo koszmary, albo bezsenność. Nie istniało nic pomiędzy; nic, dzięki czemu mogłaby spędzić w łóżku tych kilka spokojnych, relaksujących godzin.
Zwłoki Azjaty w środku miasta i tajemnicza kobieta, którą zaledwie kilka godzin wcześniej prosił o pomoc, sprawili, że Charlotte po raz kolejny poczuła chęć zaangażowania się w coś, co nie było jej małym, prywatnym dramatem. Momentami nawet ona czuła się zmęczona nieustannymi wspomnieniami, które wiązały się albo ze zmarłą siostrą, albo z tragiczną śmiercią kolegi po fachu. Od wszystkich tych wydarzeń minęło kilka lat, natomiast panna Hughes wielokrotnie sprawiała wrażenie zainteresowanej nie codziennością, ale tym, co działo się wtedy.
Czy zmieniło się bowiem dużo? Nie. Charlotte wciąż nie panowała nad swoim życiem, nawet jeżeli liczna problemów była nieproporcjonalna. Wtedy martwiła się jedynie pracą, obecnie zaś wszystkim, tylko nie tym, czym faktycznie powinna. Skupienie się na obowiązkach od pewnego czasu przychodziło jej z trudem, dlatego w świeżej sprawie upatrywała możliwości ponownego przekonania się o tym, dlaczego w młodości zdecydowała się właśnie na pracę jako agent w FBI - organizacji, która wiązała się przede wszystkim z patetycznym podejściem do wielu kwestii.
Hughes nigdy nie miała problemów z krytykowaniem tego, co działo się za zamkniętymi drzwiami biura. Umilkła zaledwie kilka lat temu, kiedy zajęła się własnymi priorytetami. Teraz próbowała wrócić do dawnej formy - nie wiedziała tylko, czy skutecznie.
Grudzień w Seattle nie rozpieszczał, dlatego próg swojego miejsca pracy przekroczyła w raczej kiepskim wydaniu - z zaczerwienionymi policzkami i potarganymi wiatrem włosami, wśród kosmyków których z pewnością znalazł się pojedynczy płatek śniegu. Żałowała, że nie wzięła czapki.
Ruszyła przed siebie, chcąc jak najszybciej pozbyć się ciężkiego, zimowego odzienia. W międzyczasie zaś podejmowała się kolejnych prób wydostania z dna torby natrętnie dźwięczącego telefonu. Znalazła go dopiero w chwili, w której wpadła na przypadkową sylwetkę, a zawartość torebki znalazła się na idealnie wypolerowanej podłodze.
- Niech to szlag - rzuciła - celowo donośnie na tyle, by sprawca całego wypadku mógł ją usłyszeć. Gdyby nie to, że rozpoznała w mężczyźnie znajomego, z całą pewnością dzień rozpoczęłaby od awantury. - Ugh. Cześć. Przepraszam - przeciągłe westchnięcie musiało mężczyźnie wystarczyć - przynajmniej na moment, który Charlotte poświęciła na upchnięcie wszystkiego do torebki.
- To ja. Charlotte Hughes - dodała, nie mając pojęcia, czy istniało w jej otoczeniu coś na tyle charakterystycznego, by została rozpoznana przez Mitcha bez większych problemów.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przepraszam za zwłokę, ale po świętach nie mogłam się z zaległości wykopać <3

Podobno pracoholizm był w modzie - tak, tak. Z tego hasła czerpał wręcz garściami od dobrych kilku lat Mitch, który po wkroczeniu w strukturę policyjną (trzeba jednak zaznaczyć, że gliną to on nie był), zasypywał się robotą i po głowę. Nie chodziło o to, że nadmiarem obowiązków próbował zamaskować pewne mentalne mankamenty. Że chciał zwyczajnie zapomnieć - o tym, co go spotkało i osobach, które były niegdyś częścią jego świata.
Brown pracował dużo, bo po prostu to lubił. Profilowanie było zgodne z jego dość nietypowymi zainteresowaniami, których entuzjastką na pewno nie była jego matka. Bo ileż można wysłuchiwać przy stole o modus operandi, albo co gorsza, o medycynie sądowej, która ukierunkowana była w tym kontekście na zwłoki. Ileż to razy otrzymał sowitą reprymendę, gdy wraz z Robertem zbytnio zagalopowali się danym nurtem dyskusyjnym. Brownowie jednakże zawsze wymykali się z obrazu tej pospolitej, zwyczajnej rodziny.
Jasnowłosy w ostatnim czasie miał sporo na głowie, a to za sprawą postaci Ducha, która chcąc nie chcąc spędzała mu sen z powiek. Śledztwo utknęło w martwym punkcie, a ich nieuchwytny cel nie pojawiał się na powierzchni, jakoby tą ciszą przed burzą próbował zbudować odpowiedni przejaw napięcia - co swoją drogą nie nastrajało iście pozytywnie, do czegokolwiek wręcz. I z tego właśnie powodu pewne grudniowe południe zarezerwował sobie na wizytę w siedzibie FBI, wszak miał w tamtejszych szeregach dobrego znajomego, kolegę po fachu, który także lawirował po cienkiej granicy obłędu, tudzież bratania się z podejrzanymi, bo grzebało się w ich psychice, często stawiając siebie na ich miejscu.
Pod budynek został dostarczony przez brata - i to w jednym kawału.
Mitch przez wzgląd na przeszłość, wypadek, któremu uległ, miewał niekiedy maleńkie napady paniki, gdy to przyszło mu podróżować autem. Od obcych osób trzymał się raczej z daleka, wyjątek stanowiły te, którym ufał. Na taksówkarzy mógłby zerkać spod byka, gdyby miał jednak sprawny wzrok. W tym wypadku, wszelkie przemyślenia, zażalenia zatrzymywał dla siebie, po prostu.
Wejście do federalnych stanowiło nie lada wyzwanie; gdyby nie laska i silne ramię Pana pracującego w recepcji, to Brownowi nigdy nie udałoby się trafić do tego właściwego gabinetu. Z departamentem policji był już zaznajomiony, skoro bywał tam dość często; szczególnie w ostatnim czasie. Tak więc, nowe miejsca zawsze przekształcały się w ogarnięty mrokiem labirynt. Znikała gdzieś rutyna oraz funkcjonalność ludzkiej pamięci. Nagle trzeba było zdać się na pomoc, tudzież łaskę innych.
Po przeprowadzeniu dyskusji ze znajomym, gdzie to panowie wymienili się własnymi doświadczeniami, Mitch postanowił mniej więcej o własnych siłach opuścić dane miejsce. Szło mu to całkiem nieźle (bo jako tako zapamiętał tor poprzedniej wędrówki), gdyby nie to, że w którymś momencie po prostu zaliczył spotkanie nazbyt bliskiego stopnia. Z ust wydostało się ciche chrząknięcie, a dłoń odruchowo wypuściła białą łaskę, która potoczyła się po podłodze, tak samo jak rzeczy należące do nieznajomej mu póki co osoby.
- Przepraszam - burknął, w międzyczasie poprawiając na swym nosie ciemne okulary, gdyż te podczas zderzenia postanowiły się nieco przemieścić. O takie wypadki nie było przecież trudno, nawet, gdy nie było się ociemniałym. Zrobiło mu się głupio, acz zaraz jego usta rozjaśnił uśmiech, gdy posłyszał, z kim ma do czynienia.
- Cześć, Lottie. Kopę lat...
Obrazek

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Powiedzieć, że Charlotte czuła się w biurze nieswojo, to jakby nie powiedzieć nic. Od powrotu do pełnego zakresu obowiązków starała się na nowo zaaklimatyzować się w nietypowej, raczej specyficznej atmosferze swojego miejsca pracy. Kilkumiesięczna przerwa odbijała się jednak donośnym echem w całym jej organizmie i życiu. Odzwyczaiła się od panującego zgiełku i szumu nieustających rozmów - nie zawsze tych związanych ze sprawami zawodowymi. Stopniowo zaczynał drażnić ją wszechobecny aromat nieustannie parzonej kawy oraz papieru, którego zużycie wykraczało poza jakąkolwiek przyjętą normę. Hughes, choć nie przyznałaby się do tego na głos, zaczynała tęsknić za domowym zaciszem, kiedy nocne pielesze czy luźne dresy były pierwszym wyborem, gdy chodziło o strój. Tęskniła za drzemkami w ciągu dnia, a nawet bezsensownym gapieniem się w ekran telewizora, kiedy leciała kolejna powtórka kultowej ,,Dynastii''.
To już nie był jej świat.
Ilekroć pochylała się nad stosem papierów, tyle razy łapała się na tym, że najchętniej wyrzuciłaby je do kosza; zlikwidowała z zasięgu swojego wzroku, odeszła od biurka i wyszła z budynku, który przez ostatnie lata traktowała jak swój drugi dom. Niegdyś naprawdę lubiła tam przebywać i wierzyła w sens swoich działań. Obecnie, gdy świat jeszcze raz udowodnił swoją niesprawiedliwość, była po prostu zmęczona.
Widok znajomej twarzy wcale nie poprawił kobiecego samopoczucia. Ochota na plotki na środku biurowego korytarza już dawno spadła na sam koniec listy priorytetów Charlotte. Mimo to uśmiechnęła się ciepło, nawet jeżeli jej dawny znajomy nie mógł tego dostrzec - między innymi ta świadomość sprawiła, że to białą laskę podniosła z krystalicznie czystej podłogi w pierwszej kolejności.
- Tak. Trochę tak - przeciągłe westchnięcie wyrażało ulgę; nie gniewał się za ten drobny wypadek, a to liczyło się dla niej najbardziej. Właściwie zdążyła stęsknić się za tym uroczym skrótem swojego imienia - niewiele osób zwracało się do niej w ten sposób. - Jesteś cały? Straszna ze mnie gapa - mruknęła, kiedy wszystkie z upuszczonych rzeczy znalazły się ponownie w ich dłoniach.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z kolei Mitch nie narzekał - ani na pracę, ani na życie, choć one lubiło dawać mu w kość. Miał chyba twardszy tyłek niż przypuszczał, skoro pomimo różnorakich przeciwności, które swe nasilenie zmieniały niczym kobieta w ciąży swe humorki (o tychże nastrojach wiedział aż za dobrze, bowiem jego bliźniacza siostra wydała na świat aż piątkę dzieci. Także uspokajanie wkurzonej albo zapłakanej Mae stanowił nie lada wyczyn; nawet dla kogoś takiego jak Mitch).
On nie poddał się, choć kilkanaście lat temu doszedł do jakiegoś ślepego (nie baczcie na słowa) zaułku. Tam prawie dał się pochłonąć ciemności (i to nie takiej, którą dostrzegał w każdej chwili przed oczami). Na szczęście, odnalazł w sobie tyle samozaparcia, aby przetrwać; aby stanąć szczątkowo na nogi. Wtedy krok po kroku wychodził naprzód. Budował nową i miał nadzieję, że lepszą przyszłość.
Obecnie był z siebie dumny. Potrafił funkcjonować w świecie ludzkim, obdarty z jednego ze zmysłów. Na zdrowie nie narzekał i zrobienie własnoręcznie kanapki bez odcięcia sobie palca napawało go prozaicznym szczęściem. Niby nic, a jednak. Dla kogoś takiego jak on uznawało się to za spore osiągnięcie - szczególnie, gdy miało się lamentującą i nadopiekuńczą matkę, która, gdyby tylko mogła, to zamknęłaby swojego niepełnosprawnego syna w jakimś pieprzonym, domowym więzieniu.
Brown potrzebował wolności (choć duże, otwarte przestrzenie napawały go obawami), możliwości samorealizacji, gdzie coraz wyżej stawiał sobie poprzeczki; wszak nie lubił stać w miejscu. Nie był typem leniucha, zawodowego obiboka. Musiał działać, a jego obowiązki równały się ze zrozumieniem psychiki. Jej mechanizmu. Do czynnej policyjnej służby by się przecież nie dostał, tak jak do FBI, w którego skład wchodziła jego niespodziewana towarzyszka; Charlotte Hughes.
- Spokojnie. Naprawdę nic mi nie jest - przyznał otwarcie, dzieląc się i ciepłym uśmiechem - Kogoś takiego jak ja bardzo ciężko zmieść z powierzchni ziemi - zażartował, z wdzięcznością odbierając swoją białą laskę. Mierzył prawie dwa metry, toteż sam jego wzrost budził niekiedy respekt. Tatuaże zaś, te widoczne na szyi czy dłoniach trochę gryzły się z jego osobowością, a przynajmniej tą powierzchowną, bo ci co współpracowali kiedykolwiek z Brownem, na pierwszy rzut oka wyłapywali profesjonalizm. Mężczyzna znał się na rzeczy, bo do kryminalnego profilowania nie potrzebował wzroku. Chociaż niektórzy lubili go piętnować; jego niepełnosprawność w rzeczy samej, do czego już przywykł na przestrzeni ostatnich lat. Oczywiście, nijak odnosił się personalnie do tym podobnego gadania. Znał swoją wartość, miał wyrobioną renomę, a to mu w zupełności wystarczyło. Poza tym, wyznawał zasadę "a niech gadają, skoro nie mają nic lepszego do roboty."
- A Tobie nic się nie stało? - zagaił przyjaźnie, doszukując się wśród zgiełku także dźwięków świadczących o tym, iż kobieta zbierała i swoje rzeczy osobiste, które musiały posypać się po podłodze za sprawą nieprzewidzianego zdarzenia - Może zejdźmy trochę na bok, co? Zanim ktoś tym razem wpadnie w NAS. Ten bardziej zabiegany rzecz jasna, bo rozumiem, że i ty masz sporo na głowie? - odszedł nieco w swoje prawo, laską wyłapując możliwe przeszkody, które jakimś cudem znalazłyby się między jego nogami. Udało mu się jedynie wykryć coś w rodzaju ławki, na której postanowił przysiąść. Pierw jednak zbadał nieznany mu obszar dłonią. Niektórzy lubili pozostawiać po sobie papierowe kubki po niedopitej kawie, a ostatnie o czym marzył, to posadzenie tyłka na jednym z nich.
- Dawno Cię tu nie widziałem. Opowiadaj więc co u Ciebie - zdanie ułożone zostało w całkiem nieprzypadkowym szyku; z użyciem słowa, które nijak odnosiło się do niego. Był to swoisty żart, bo ci, którzy znali Mitcha, wiedzieli, że ten bez pardonu żartuje ze swego kalectwa.
Obrazek

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte z nieskrywanym zaciekawieniem sunęła wzrokiem po sylwetce znajomego. W odmętach wspomnień i gonitwie myśli nie była w stanie odnaleźć momentu, kiedy spotkali się po raz ostatni. Na przestrzeni tygodni, miesięcy, może nawet lat wydarzyło się bowiem zdecydowanie za wiele, by panna Hughes czuła się na siłach do rejestrowania każdego, najdrobniejszego nawet elementu swojej pokręconej codzienności.
Czasami żałowała, że to wszystko nie było prostsze; że przed kilkoma laty zdecydowała się właśnie na Akademię oraz służbę dla wymiaru sprawiedliwości. Kolejne deklaracje, obietnice i składane przysięgi brzmiały niezwykle przyjemnie, a poczucie przynależności do tak istotnej grupy społecznej, jaką stanowili policjanci, jawiło się jako zaszczyt, do którego wtedy czuła, że już dorosła. Dziś, z perspektywy czasu, wiedziała, że obrałaby zupełnie inną ścieżkę - nawet kosztem tych udanych znajomości.
Mitch był znajomym; kimś, kto zdawał się rozumieć traumy, które miała za sobą, nawet jeżeli nigdy nie mówiła o nich głośno. Czym jednak byłby porządny oddział FBI bez plotek na każdy, najgorętszy temat? Biurowe korytarze niczym nie różniły się od tych szkolnych, a wypełniające je osoby nie zawsze dawały poznać się od tej najlepszej strony.
- To prawda. Wydaje mi się czy urosłeś od naszego ostatniego spotkania? Lub może przypakowałeś? - zagaiła niespodziewanie, siląc się - w zupełnie niepodobny do siebie sposób - na żart. Zapragnęła rozluźnić atmosferę i jak najszybciej oddalić temat rozmowy od swojej osoby. I to wcale nie tak, że miała się za megalomankę, której rozbuchane ego pozwalało wierzyć, że jej problemy znajdowały się w centrum wszechświata. Przeciwnie - lubiła robić uniki i nie przeszkadzało jej znajdowanie się w cieniu. Niestety - w ostatnim czasie to właśnie jej osoba budziła największe, często bardzo niezdrowe zainteresowanie kolegów po fachu. Nie chciała po raz kolejny słuchać pytań dotyczących tego, jak się czuła i czy powrót do pracy był dobrą decyzją. Przecież doskonale wiedziała, że nie był.
- Można tak powiedzieć. Próbuję się na nowo zaaklimatyzować - przyznała bez ogródek, z aprobatą reagując na męską sugestię. Stanie na samym środku ogromnego korytarza nieco kłóciło się z chęcią usunięcia się z pola widzenia wścibskich oczu dookoła.
Charlotte z zadowoleniem przyjęła fakt, że wybór padł na jedną z ławek, choć błąkający się w kącikach jej warg uśmiech mógł sugerować, że żart wystosowany przez Mitcha był po prostu udany. Czasami zazdrościła mu dystansu.
- Nie narzekam, choć zamknięto mnie w archiwum. Przeglądam dokumenty, próbuję rozeznać się w sprawach. Nie dzieje się nic ekscytującego - wyjaśniła pokrótce, luzując znajdujący się pod szyją szalik. Charakterystyczny dotychczas pośpiech odszedł w zapomnienie. Była skłonna poświęcić tej rozmowie dłuższą chwilę. - Znów Cię w coś zaangażowali? - zagaiła, nawiązując rzecz jasna do obecności blondyna w biurze.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Temat traum zdawał się być w przypadku Mitcha bardzo bliski. Sam przecież przeszedł przez swoiste, ziemskie piekło, uwarunkowane utratą wzroku. Wypadek, ten sprzed czternastu lat, wyssał z niego pokłady ludzkiej energii; zamknął szczelnie wśród mroku, jakoby próbował zgnieść młodego Browna niczym nic nieznaczącego robaka.
Długa była jego droga powrotna. Miesiącami nie pozwalał się wyrwać ze zwodniczego letargu. Pogrążał się w depresji, mając i w poważaniu swoich bliskich. Ileż osób wtedy zranił, ileż znajomości zniszczył, wliczając w to i kilkuletni związek. Dopiero za sprawą rodzeństwa oraz Bastiana udało mu się finalnie stanąć na nogi. Te z początku obfitowały niekontrolowanym drżeniem, acz z miesiąca na miesiąc odzyskiwały utracone siły. Terapia, leki, a na koniec grupa wsparcia - to ona dała mu najwięcej pozytywnych bodźców, gdy siedział wśród takich jak on, dotkniętych defektem, z przebytymi traumami oraz brakiem woli przetrwania.
I właśnie tu, teraz, gdy tak naturalnie gawędził sobie z Lottie, przyszło mu na myśl, aby ją zaprosić na spotkania, które prowadził w każdy piętek, w jednej z tutejszych szkół. Wiedział bowiem (a plotki rozchodziły się w zastraszającym tempie, choć nie przywiązywał do nich większej uwagi), o tym, co przeżyła na własnej skórze wspomniana. Chciał jej pomóc. Pokazać, jak trzeba walczyć z tymi demonami przeszłości, demonami uporczywych wspomnień. Bo każdy to potrafił. Bo każdy mógł zawalczyć o siebie i swoją przyszłość, o ile odnalazł w sobie chęci, ziarnko ikry, cokolwiek.
Ostatecznie wstrzymał się, gdyż nie potrafił jednoznacznie przewidzieć reakcji kobiety. Nie chciał, aby poczuła, że jest do czegoś przymuszana. Że nie potrafi ogarnąć własnego życiorysu. Mogła to odebrać dwojako, a więc ofiarował jej sposobność oddechu i uzyskania czasu. Gdy będzie gotowa, to sama zezwoli na pomoc, chyba, że tak jak i on lata temu, schowa się do swej mrocznej pieczary.
Zająwszy miejsce na bezpiecznej w mniemaniu ławce, uśmiechnął się po raz kolejny. Głowę obrócił w kierunku Charlotte, aby wiedziała, że jej słucha.
- Lepiej nie. Wolę dalej nie rosnąć, bo już mam problem z doborem ubrań - przyznał zaczepnie, w akcie rozbawienia kręcąc swoją głową. Nie tylko brak wzroku przecież utrudniał mu poszerzenie garderoby, toteż z bratem zwykle wybierał się na zakupy i wierzył mu na słowo, że ten zamiast stonowanych odcieni, nie wybiera jakiś rażących barw czy fikuśnych napisów na koszulkach. To byłoby gwoździem programu, gdyby się w takim wydaniu pojawił na korytarzu komisariatu policji. O zgrozo.
- Ale praca w archiwum może być ekscytująca! - chyba swą gadką próbował jej dodać choć krzty otuchy - Ten zapach. Kurzu rzecz jasna! A jeszcze jak trafisz na akta zawierające ciekawe kąski! - dobra, koniec żartów, bo zaraz sam wybuchnie śmiechem - Obecnie siedzę nad sprawą Ducha, nie wiem, czy słyszałaś, no, ale... Trochę się to wymyka spod kontroli, więc przyszedłem po dobrą radę to starego znajomego, profilera z waszego wydziału. Bo co dwie głowy, to nie jedna.

Rozgrywka porzucona
Obrazek

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Federal Bureau of Investigation”