WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/564x/ae/8e/81/ae8e ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Święta, święta i po świętach.
Ulżyło mu. Cholernie mu ulżyło, kiedy ten świąteczny czas dobiegł końca i wróciła normalność. A najbardziej ulżyło mu w chwili, w której przed kilkoma dniami opuścili rodzinny zlot rodziny Hughes i poczuł się swobodniej. Nienawidził tego. Siedzenia przy jednym stole z ludźmi, których nie znał, z którymi nie miał tematów do rozmów i przy których czuł się jak pieprzony dziwak. Przez wzgląd na Lottie próbował się integrować. Odsuwał na bok swoją niechęć do takich imprez, zachowywał się przyzwoicie i nie pozwalał sobie na żadne humorki. O ile wiedział, że ona to doceniała i cieszył się tym, że miło spędzała czas, tak... Brakowało mu poczucia, że działało to w dwie strony. Chwilami odnosił wrażenie, że był po prostu dodatkiem do jej życia, że wcale nie czuła tego co on i po prostu akceptowała to, że był obok.
Nie dawało mu to spokoju. Wiedział, że sam w pewnym stopniu zawinił. Za dużo pracował, za dużo wyjeżdżał, a na domiar złego wpakował się w coś, o czym miała się nie dowiedzieć. Gryzło go sumienie. Skłamałby mówiąc, że tak nie było.
Kłamstwem byłoby również stwierdzenie, że mu na niej nie zależało.
Brakowało mu ich dawnej normalności. Tej sprzed jej powrotu do pracy, kiedy było lepiej i kiedy było po prostu dobrze. Dystans między nim i Gabrielle narzucony przez pracę i inne okoliczności, wydawał się przywołać w Joelu zdrowy rozsądek. Obudził również potrzebę postarania się o poprawę relacji z Charlotte, a działania w tym kierunku zamierzał podjąć od zaraz.
Wziął dzień wolny w pracy, by móc odwiedzić swoją kobietę w przerwie obiadowej. Chciał jej zrobić niespodziankę, zaprosić na kolację do jej ulubionej restauracji, wyjść do kina i pójść na najzwyklejszy w świecie wieczorny spacer, po którym mogliby spędzić wieczór w domu, za zamkniętymi drzwiami sypialni. Miał plan, ale był również skłonny wziąć pod uwagę ewentualne sugestie brunetki.
Zaskoczyło go to, że po dotarciu na miejsce nie zastał Charlotte. Zerknąwszy na zegarek, zrozumiał, że musiał się spóźnić o tych kilka minut i wyszła na obiad, zanim on zdążył przywieźć jej ten, który przygotował w domu. Westchnął ciężko, pogadał z ochroną i dzięki swoim zdolnościom i dzięki faktowi, że był dobrym przyjacielem zmarłego agenta, a obecnie partnerem Lottie uzyskał zgodę na to, by poczekać na nią przy jej biurku. Pewnym krokiem ruszył korytarzem do windy, a następnie podjechał na odpowiednie piętro i rozsiadł się przy biurku, które wskazał mu jeden z pracowników. Nie wiedział jak długo miał czekać, ale nie spieszył się nigdzie. Większość czasu poświęcił obserwacjom agentów i innych osób, które skupiały się na swojej pracy. Gdy zaczęła go dopadać nuda, sięgnął do szuflady, licząc na to, że znajdzie tam chociaż kostkę rubika, z którą mógłby zabić upływający wolno czas. Skrzywił się, gdy zamiast zabawki, znalazł zdjęcie. Zdjęcie człowieka, który miał zniknąć raz na zawsze z życia jego o Charlotte. Nie schował go. Położywszy ramkę na blacie biurka, wbił zniecierpliwione spojrzenie w drugi koniec sali i zmarszczył czoło, kiedy dostrzegł w końcu wyczekiwaną sylwetkę swojej partnerki. Gdy podeszła, wstał z krzesła.
Cześć kochanie. Przywiozłem ci obiad, ale przez cholerne korki musieliśmy się minąć... — wyjaśnił, widząc jej zaskoczenie, które dosadnie odmalowało się na jej twarzy. Wskazał nawet pojemnik z obiadem, który był już zimny, ale nie to miało w tej chwili mieć największe znaczenie. Złapał za zdjęcie — Powiesz mi co to jest? I czemu znalazłem to w twoim biurku? Cholera Charlotte, myślałem, że zamknęłaś ten rozdział — burknął, nie wiedząc co czuł. Zazdrość? Niepewność? Złość?
Wszystko się ze sobą mieszało.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte z nieskrywaną przyjemnością rzuciła się w wir pracy, nawet jeżeli ta nie dawała już takiej ilości satysfakcji jak przed kilkoma laty. Panna Hughes doskonale pamiętała czas, kiedy jako młoda dziewczyna czuła uderzającą do głowy adrenalinę, ilekroć tylko czekała ją kolejna wyprawa w teren. Teraz, z perspektywy czasu, wiedziała, jak bardzo naiwna była. Piętrzący się na biurku stos papierów wielokrotnie przypominał o tym, że dokumenty stanowiły nieodłączny element służby dla społeczeństwa i kraju, często wygrywając w walce z aktywnym działaniem poza budynkiem biura. Liczne ankiety, raporty i multum innych papierów sprawiały, że zaledwie jeden procent codziennej pracy był rozmową ze świadkami, podejrzanymi i faktycznym rozwiązywaniem spraw.
Była zmęczona. Chyba tylko tak byłaby skłonna określić swoje obecne nastawienie do pracy, którą niegdyś tak kochała. I chociaż wcale nie żałowała obranej ścieżki kariery, to jednak widziała, że wiele rzeczy mogła zrobić inaczej; iść na inne studia, rozwijać się w innym kierunku, zająć się tym, co naprawdę kochała. Teraz, mając na karku tych trzydzieści lat, powinna była gdybać nad stabilizacją, której namiastkę otrzymała, gdy podczas rodzinnych świąt Joel napomknął o potencjalnym ślubie.
Lottie skłamałaby, gdyby stwierdziła, że nie czuła strachu. Była autentycznie przerażona na samą myśl o tym, że Gallagher któregoś dnia mógłby wpaść na pomysł związany z oświadczynami. Nie czuła się gotowa, nie czuła takiej potrzeby, nie czuła, że to on... mógł być tym właściwym mężczyzną.
Wbijając widelec w ostatni kawałek kurczaka z sałatki, Charlotte wróciła na ziemię. Nie mogła tak myśleć. Chociaż w ich obecnym, od dwóch lat wspólnym życiu zdawała się panować zwyczajna nuda, to jednak nie był to powód do zwątpienia. Wiedziała, że Joel ją kochał i był jej oddany. Ona nie pozostawała mu dłużna, nawet jeżeli sama coraz częściej utwierdzała się w przekonaniu, że brakowało między nimi tego, co zbudowało ich relację na początku. Charlotte sądziła jednak, że taka była naturalna kolej rzeczy - pierwsze zauroczenie, motyle w brzuchu, wybuchy namiętności, a na końcu zwyczajne życie niby razem, ale jednak obok siebie.
Z przerwy obiadowej wróciła w humorze raczej kiepskim - w perspektywie wciąż była konieczność uzupełnienia raportu o Azjacie, którego sprawę śmierci prowadziła. Musiała to skończyć, dlatego tym większe było jej zaskoczenie, gdy na fotelu przy dzierżonym biurku dostrzegła obiekt swoich niedawnych przemyśleń.
- Cześć. Wszystko w porządku? - zagaiła, nie widząc innego powodu wizyty Joela, jak tylko nieszczęście, którego jeszcze nie była świadoma.
Celowo odpuściła sobie wylewne powitanie - nie zamierzała cieszyć oczu kolegów po fachu. Lub może wcale nie chciała bliskości? Nie była pewna.
- To miłe. Gdybym wiedziała, że przyjedziesz, nie wychodziłabym na miasto - zapewniła, zerkając najpierw na pojemnik z obiadem, a zaraz potem na ramkę ze zdjęciem, którego widok automatycznie sprawił, że zniknęły wszystkie wyrzuty sumienia.
- Nie będziemy o tym rozmawiać tutaj - zawyrokowała, ruszając przed siebie. Wymijając kilka biurek, znalazła się w niewielkim korytarzu prowadzącym do pracowniczej kuchni. Na szczęście większość osób nie zdążyła wrócić z obiadu. - Co ty sobie wyobrażasz? Przyjeżdżasz do mojego miejsca pracy, rozsiadasz się przy biurku pod moją nieobecność i masz czelność grzebać w szufladach? Wiesz, że mogą mnie za to nawet zwolnić? Tam są dokumenty związane ze sprawami, do których nikt postronny nie może mieć dostępu. Tak bardzo boli Cię to, że wróciłam do biura? - warknęła, wpatrując się w ciemne oczy partnera.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak, w porządku. Po prostu... Chciałem cię zaskoczyć i zrobić niespodziankę — nie wątpił w to, że mu się udało. Jedynym problemem było to, że też czuł zaskoczenie, którego się nie spodziewał. Naprawdę sądził, że Charlotte zamknęła ten rozdział swojego życia. Że zapomniała o człowieku, którego za wszelką cenę chciał wykreślić z jej życia, by była jego a nie innego faceta. Normalnie powinien kibicować przyjacielowi. Pchać go ku temu, by zdobył kobietę, z którą doskonale się rozumiał. On wolał postąpić na odwrót. Pozbyć się przyjaciela raz na zawsze. Dzięki temu Charlotte dostrzegła w nim mężczyznę, z którym mogła się związać. Zyskał to, czego tak bardzo pragnął.
Mogłem dać znać. Nie przewidziałem tych korków — wzruszył ramionami. Stało się, nie było co rozpaczać. Obiad mogła sobie odgrzać w późniejszych godzinach, zważywszy na to, że do domu miała wrócić dopiero wieczorem, a to dawało jeszcze kilka długich godzin spędzonych w pracy. Teraz i tak bardziej interesowała go kwestia tego, czemu trzymała to cholerne zdjęcie. I czemu trzymała je w pracy, za jego plecami, a nie w domu.
Nie? A niby gdzie chcesz rozmawiać? — rzucił w niezrozumieniu i ruszył za nią, wymijając kolejne biurka, szturchając ramieniem jakiegoś pracownika, który napatoczył mu się pod nogami. Zatrzymał się w kuchni i zamknął za sobą drzwi, wbijając wzrok w brunetkę. Oczekiwał jakiegokolwiek wyjaśnienia. Tu i teraz. Zamiast tego otrzymał pretensje, których się spodziewał. O dziwo, wiedział, że zasłużył sobie na ten potok słów. Doskonale wiedział, że zawalił sprawę uparcie próbując ją odciągnąć od powrotu do pracy.
Wiem, nie powinienem tam zaglądać, ale skąd miałem wiedzieć, że ważne dokumenty trzymacie w pieprzonym biurku, a nie jakimś archiwum? Zróbcie porządek, to nie będzie problemu — wywrócił oczami. Nie rozumiał jak w tak ważnej agencji, dokumenty mogły się walać po pracowniczych biurkach, do których faktycznie niepożądana osoba mogła mieć dziecinnie łatwy dostęp, ale nie w jego interesie było ocenianie pracy policji — Chciałem na ciebie poczekać. Ochroniarz mnie wpuścił, powiedział że wrócisz za jakiś kwadrans, może dwadzieścia minut i że mogę na ciebie poczekać. Przyjechałem z cholernym obiadem, czego nie robiłem od dawna, bo zdałem sobie sprawę z tego, że cię zaniedbuję. Skupiam się na pracy, wracam zmęczony, nie mam dla ciebie czasu. Wziąłem wolne, bo chciałem zacząć coś zmieniać, a ty.... Ty dalej myślisz o nim... — wyrzucił. Co gorsza przed samym sobą musiał przyznać, że nie naciągał prawdy. Mówił co mu na sercu i duszy leżało. Chciał dobrze. Wyszło jak zwykle, chociaż tym razem winę widział również po stronie Lottie, która ukrywała przed nim to, że wciąż żyła przeszłością — Chcesz tu pracować? Pracuj. Już dawno zrozumiałem, że tego właśnie pragnęłaś i skończyłem temat. Nie będę cię zmuszać do tego, żebyś słuchała mnie na każdym kroku, ale do cholery... To był też mój przyjaciel. Mogłaś powiedzieć, że dalej tym żyjesz — dodał i wsparł się o kuchenne szafki, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte zmarszczyła nos w geście, który tym razem jawił się jako ten bliżej nieokreślony. Nie wiedziała, co mogła powiedzieć. Z jednej strony doceniała dobre chęci Joela, z drugiej obudziła się w niej podejrzliwa natura, która podpowiadała, że nie pozwalał sobie na zagrywki tego typu zbyt często. W ostatnim czasie właściwie w ogóle. Praca, kasyno, spotkania, wieczne imprezy i loty do Denver - tym żył i to stanowiło nieodłączny element jego codzienności. Codzienności, którą ona akceptowała, która w pewnym momencie była jej na rękę, ale jednocześnie zaczynała coraz bardziej irytowała. Nie takiego związku nie chciała, nawet jeżeli stopniowo oswajała się z faktem, że dokładnie tak prezentowało się prawdziwie dorosłe życie - nudno.
- Tak. Mogłeś dać znać - podsumowała krótko, żwawym krokiem pokonując odległość, jaka dzieliła ich od niewielkiej kuchni dla pracowników.
Hughes miała ewidentny problem z jednoznacznym określeniem swoich uczuć. Podobała się jej inicjatywa, z jaką mężczyzna wyszedł, ale nie miała nastroju do sprzeczek o zdjęcie, które na dnie biurka znalazł tylko dlatego, że bezprawnie pozwolił sobie w nim grzebać. Ona nie ruszała jego rzeczy.
- Nie wmawiaj mi, że to moja wina. Grzebałeś w moim biurku. Biurku, przy którym pracuję. Papiery mogłyby latać po całym pomieszczeniu, a ty nie masz prawa do tego, by gdziekolwiek zaglądać - fuknęła w złości, zerkając w kierunku niewielkiego korytarza. Musiała upewnić się, czy nikt nie był świadkiem tej zdecydowanie nieplanowanej, ale gwałtownej wymiany zdań. Nie chciała się kłócić, ale postawa Joela skutecznie ją sprowokowała. - Myślisz, że jeden dzień coś zmieni? Że wciśniesz mi do ręki pudełko z obiadem, a ja tak po prostu zapomnę o ostatnich tygodniach? Albo siedzisz w kasynie, albo latasz do Denver. Wychodzisz wcześnie, wracasz późno. Nie wiem, co robisz i z kim, co się z Tobą dzieje, bo przecież zasługuję tylko na okrojone wiadomości pokroju ,,będę później'' - wyrzuciła na jednym oddechu, wspierając się pośladkami o przeciwległą szafkę. Zbudowany w ten sposób dystans pozwalał zachować trzeźwy umysł, nawet jeżeli na rozmowę tego typu wybrali prawdopodobnie najgorsze z możliwych miejsc.
- Joel, my prawie ze sobą nie rozmawiamy. Od moich urodzin tylko się mijamy. Żyjemy pod jednym dachem, ale obok siebie. Nigdy nie zapytałeś, co u mnie, jak radzę sobie po powrocie, czy czegoś nie potrzebuję. Kasyno, kasyno, kasyno. Tylko to się dla Ciebie liczy. Chciałeś, żebym wzięła urlop, żebyś mógł doglądać swojego kasyna w Denver. I tylko dlatego; nie po to, żebyśmy spędzili razem czas. Nie będę za Tobą biegać i prosić o odrobinę uwagi - podsumowała krótko, odchylając głowę. Nie mogła pozwolić sobie na płacz w miejscu w pracy, ale właśnie na to miała ochotę; na to, by pozwolić łzom płynąć, co miałoby być swego rodzaju upustem dla kotłujących się w głowie i sercu emocji.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chciałem czymś zabić czas i nie twoimi cholernymi papierami. W dupie mam te wszystkie sprawy i tak nic bym z tego nie zrozumiał — wzruszył ramionami. Nie powinien był grzebać, ale grzebał. O ile grzebaniem można nazwać zaledwie otwarcie szuflady, bo w oczu rzuciło mu się coś, co nie chciał, by w ogóle się w niej znajdowało.
Nie zmieni, jasne, że nie zmieni, ale od czegoś chyba trzeba zacząć, nie? — rozłożył bezradnie ręce. Zrobił pierwszy krok. Pierwszy z wielu, który miał doprowadzić do tego, że byłoby lepiej. Mogła więc zarzucać mu, że pudełko z obiadem niczego nie zmieni, ale musiała przyznać, że czego by nie zrobił w ramach tego pierwszego kroku, to byłoby to za mało. I był tego świadomy, nie musiała mu tego tłumaczyć jak dziecku. Wiedział, że naprawianie relacji, która zaczęła mocno kuleć, będzie procesem długim i żmudnym, ale mimo to był gotowy wziąć na swoje barki wszelkie starania, żeby Charlotte poczuła się chciana, kochana, pożądana. Tak jak miało to miejsce kiedyś.
Tylko dlatego? Naprawdę myślisz. że chciałem zabrać cię do Denver tylko po to, żebym mógł doglądać kasyna? Że brałbym sobie na głowę ciebie, jeśli praca byłaby ważniejsza? Że chciałbym takiego balastu? Rozczaruję cię. Chciałem, żebyś ze mną jechała bo mielibyśmy dla siebie więcej czasu. Moglibyśmy spędzić tam czas razem. Jasne, doglądałbym tego cholernego kasyna, bo po to tam pojadę, ale pozostały czas mielibyśmy dla siebie. To chyba lepsza opcja niż ja tam, a ty tutaj? — wyjaśnił jej. Jasne, miał w tym ukryty motyw, jakim była chęć kontrolowania tego, co robiłaby przez ten dłuższy czas jego nieobecności, ale jednocześnie doszukiwał się w tym okazji do spędzenia ze sobą czasu, by mogli się zbliżyć. Gdyby wyjechał sam, oddaliliby się od siebie jeszcze bardziej, a to nijak miało się do jego pragnień.
Lottie, nie jestem idealny. Do ideału jest mi cholernie daleko i wiem, że zawaliłem, ale staram się to naprawić, wiesz? Mogłabyś to chociaż jeden raz docenić i dać mi... nam szansę. Szansę na to, żebym pokazał ci, że czas leci, ale nic się nie zmieniło i dalej może być dobrze. Chcę tego. Wierzę, że ty też chcesz, żeby było jak kiedyś. Mimo tego cholernego zdjęcia, mimo tego, że o nim nie zapomniałaś. Jesteś ze mną, myślisz o nim... A ja dalej chcę to naprawić... Przemyśl to Lottie, pogadajmy wieczorem i zróbmy coś, bo szlag mnie trafia — pokręcił głową, bo wolałby porozmawiać tu i teraz, mimo tego, że miejsce nie było ku temu warunków. Nie chciał, żeby czas leciał, a ona nabierała jeszcze większego dystansu. Wracający z obiadu pracownicy, którzy zaczynali się kręcić po kuchni, nie pomagali jednak w przeprowadzeniu tej rozmowy. Musiał odpuścić, ale robił to niechętnie, gdy ułożył dłoń na policzku brunetki i lekko pogładził go opuszkami palców — Pójdę już. Kocham cię — mruknął i musnął kącik jej ust, w krótkim pocałunku, po czym odwrócił się na pięcie i opuścił kuchnię, kierując się od razu do windy a następnie do samochodu, by wrócić do domu.

zt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| outfit

Na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni w Constance doskonale była widoczna zmiana. W pierwszym momencie można było zauważyć jej garderobę - zwykle ubrana na czarno (chociaż nadal zdarzało jej się tak nosić) kobieta, obecnie nosiła głównie czerwienie - całą ich paletę. Zaczynając od krwistej "kurewskiej" czerwieni, a na głębokim, winnym burgundzie kończąc. Zwykle w pracy Connie czuła się jak ryba w wodzie. Teraz można było zaobserwować zmianę w jej zachowaniu. Była ciągle spięta, podenerwowana i ewidentnie brakowało jej stuprocentowego skupienia, jakie jej towarzyszyło. Kolejną zmianą był sam jej wygląd. Jej twarz odrobinę się zapadła, wyraźnie schudła i widać było, że jest po prostu umęczona, nawet jeśli starała się to zakamuflować uroczym uśmiechem i makijażem. Szczerze, to ona nawet nie czuła się umęczona. Ona się czuła skrajnie wyczerpana emocjonalnie i najchętniej wzięłaby w tym momencie wolne i wyleciała w pizdu gdzieś, gdzie nikt nie mógłby się do niej dodzwonić, ale w przypadku ciężarnej nastolatki w domu, to raczej nie było najlepszym pomysłem. Tak czy siak miała dzisiaj sprawę do Deana więc znalazła się przy jego biurku i uśmiechnęła uroczo.
- Proooszę powiedz mi, że masz dobre wieści w sprawie Newtona - powiedziała błagalnie, opierając się tyłkiem o jego biurko i lustrując go z nadzieją wzrokiem. Załóżmy że to była jakaś tam sprawa nad którą pracowali. - Potrzebuję jakichkolwiek dobrych wieści - dodała, upijając trochę kawy ze swojego kubka i odetchnęła głęboko. Kofeina i alkohol ostatnio były tym, co ją napędzało, chociaż nie była z tego do końca dumna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powiedzmy, że ten dzień nie należał do najlepszych. Zaspał do pracy, pies mu nasikał w korytarzu i próbował zmolestować jego sąsiadkę, poza tym auto zaczęło protestować w trakcie podróży do pracy do tego stopnia, że nie był pewien czy tam dotrze... no generalnie rajska sielanka. Załatwił kilka spraw, wypił dwie kawy i nie odzywał się do nikogo tego dnia. Był skupiony na swojej robocie, chciał jak najszybciej to wszystko odbębnić i wrócić do swojego ciepłego łóżeczka.
Siedział podparty dłonią o brodę, kiedy zauważył znajomą twarzyczkę. Wyprostował się jakoś tak mimowolnie i przetarł twarz dłonią, bo oczy od blasku monitora trochę go szczypały.
- Isaac? Sorry to break it to you, aaale on już nie żyje. W sumie od dawna. - zaśmieszkował nieporadnie, udając że niby coś tam klika na monitorku, ale trzęsły mu się dłonie, więc się opanował. Schował je pod biurko niczym rasowy onanista, niewinnie patrząc na krągłości Connie, które mu się tu panoszyły na blacie. Potrząsnął głową żeby się opamiętać zanim kobieta zauważy, że się gapi. Na szczęście nie widziała, ufff.
- A nasz drugi Newton raczej błyskotliwością nie grzeszy. Dzwonił ostatnio do żony i prawie go mieliśmy. Brzmiał na przerażonego. Albo chłopina walnie na zawał z tego przybytku albo sam się nieświadomie poda na tacy. To kwestia czasu. - machnął ręką lekceważąco, bo prawda była taka, że ten cały cwaniak Newton może zdecydował się na szemrany hajs, ale był po prostu nierozważnym idiotą.
- Wszystko okej? - zapytał z lekkim wahaniem, zmieniając nieco temat. Wyglądał na nieco zmartwionego, bo Connie ewidentnie coś leżało na serduchu. Widać to było po jej twarzy, no generalnie po tym jak się zachowywała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przechyliła lekko głowę, widząc jak przeciera twarz dłonią i zmrużyła lekko oczy. Pewnie rozmawiali o jego zmęczonym wzroku już kilkakrotnie, a Connie podchodziła do niego odrobinę jak do małego, nieporadnego szczeniaczka.
– Nadal nie załatwiłeś sobie okularów? Mam cię osobiście umówić, żebyś w końcu coś z tym zrobił? – spytała, ale przesunęła w jego stronę jakieś krople do oczu, żeby sobie temat ogarnął, bo jednak niezbyt fajna opcja, siedzieć z przemęczonym wzrokiem, kiedy jeszcze przed tobą długie godziny pracy. Z rozbawieniem wywróciła oczyma, nie komentując jednak żarciku o Isaacu Newtonie, skupiając się na dalszych informacjach.
– Prawie robi wielką różnicę. Potrzebuję go mieć na talerzu. Serio, strasznie mnie wkurza, że nam się ciągle wymyka. Zastanawiałam się, czy nie przejść do violent crimes ostatnio, mają tam prostszą robotę. To znaczy może nie prostszą, ale więcej pracy w terenie, a chyba tego potrzebuję – wzruszyła ramionami. Jako agentka w wydziale cyberprzestępstw głównie siedziała w biurze i zaczynała mieć tego odrobinę dosyć. Nie jej wina, nie? Potrzebowała się wyżyć. A na kim się lepiej wyżyjesz, niż jak na przestępcy, co nie? I to zupełnie na legalu!
– Co? Tak, tak – odparła machinalnie, odrzucając włosy na plecy i uśmiechnęła się, chociaż ten uśmiech opadł, bo powoli przestawało jej się uśmiechać udawanie. Musiała udawać w domu, tutaj po prostu nie miała już na to sił. – Nie do końca. Problemy w domu – stwierdziła, nerwowo bawiąc się obrączką, którą właściwie nie wiedziała, czy nosiła bardziej z przyzwyczajenia czy po to, by Vi nie domyśliła się, że ona i Enzo zamierzają się rozstać tuż po narodzinach wnuka. - A co u ciebie? - uśmiechnęła się lekko i przeniosła na niego wzrok.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie był może mistrzem intuicji, ale nie kupował jej bajeczki. W milczeniu obserwował jak jej uśmiech blednie, a na twarz wstępują prawdziwe kolory. Cokolwiek się nie działo w jej życiu, było raczej kiepsko. Jego odruchem było złapać ją za dłoń pokrzepiająco, ale... cholera, no była tylko znajomą z pracy. Nie będzie robił sobie przypału nawet tutaj.
- Jeśli masz problemy na tle przemocy fizycznej w domu tylko mrugnij, ja to załatwię. - powiedział całkiem poważnie, bez cienia śmieszku czy ironii. Statystyki jasno mówią, że kobiety dość często kryją swoich oprawców, często same będąc na wysokich stanowiskach. Może i Connie była silna psychicznie, ale jednak w jego oczach była uroczą, sympatyczną istotą, która nie zasługiwała na taki los. Rozwiązania były dwa: albo załatwią ziomkowi zakaz zbliżania albo poprosi Abla o kilku ludzi, którzy zrobią nawet lepszą robotę.
- Mój mały jest niewyżyty seksualnie... znasz może jakąś suczkę co daje? - zagadał nieco smutno, dalej gdzieś tam myśląc o problemach Connie w domu i dopiero po chwili zdał sobie sprawę jak bardzo niestosowne to było co powiedział. Zachłysnął się powietrzem, patrząc na nią przepraszająco. - PIES. MAM PSA, BIGOS. On jest niewyżyty, dzisiaj próbował ujechać nogę sąsiadki. Powinienem go wykastrować już dawno, ale szkoda mi chłopa. - zaśmiał się nerwowo, wstając z siedzenia z czystą paniką na twarzy. Czemu musiał zawsze robić z siebie debila w obecności pięknych kobiet? NO DLACZEGO?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy powiedział o przemocy fizycznej, uśmiechnęła się do niego pobłażliwie. Oczywiście nie wdawała się z reguły w opowieści o swoim życiu prywatnym, ale to było całkiem urocze z jego strony, że w ten sposób zareagował. Inna sprawa, że jako przeszkolony agent, podejrzewała, że prędzej to ona by zrobiła Enzo krzywdę niż on jej.
– Nie, nie. Enzo nigdy nie podniósłby na mnie ręki – zapewniła, patrząc w ciemne oczy kolegi. – Po prostu się rozwodzimy, ale dopiero za jakieś cztery i pół miesiąca jak moja piętnastoletnia córka urodzi nam wnuka – westchnęła mimowolnie. Za każdym razem jak wypowiadała to zdanie… A właściwie niemal za każdym, miała pod ręką wino, więc również teraz rozejrzała się za mocniejszym trunkiem niż kawa, ale że nic takiego nie zauważyła, to po prostu upiła łyk. Przechyliła delikatnie głowę, gdy powiedział o suczce co daje i o swoim małym. Zaczęła się po prostu śmiać, gdy zaczął z paniką tłumaczyć, że chodziło o psa, niemal wylewając na siebie resztkę czarnej kawy, którą miała w kubku.
– Niestety nie znam żadnej suczki co daje, sama przygarnęłam niedawno psa, wabi się Churchill i jeszcze nie wpadł w ten mood ruchania każdej poduszki, ale podejrzewam, że to kwestia czasu – wzruszyła ramionami i odetchnęła mimowolnie. – Ale serio, wykastruj go, to chyba najlepsza opcja – uśmiechnęła się smutno, bo chyba raczej nic innego zaproponować nie mogła. – Ewentualnie możesz zamieścić dla niego ogłoszenie matrymonialne czy coś – zaproponowała z entuzjazmem i zerknęła na bruneta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przytaknął bez słowa. Ostatnie czego chciał to wtrącać nos nie w swoje sprawy skoro nie było żadnego emergency związanego z przemocą domową. Owszem, gdyby Connie była bardziej wylewna to by jej z chęcią pomógł, coś doradził (chociaż w sumie nie miał turbo doświadczenia w małżeństwach, praktycznie żadnego), ale niestety twordy był z niej orzech i trzeba było się z tym pogodzić.
Gdy usłyszał o rozwodzie, jego twarz wykrzywiła się w autentycznym zdziwieniu, a serce zabiło mocniej. Obożuszz! Rozwodzi? ROZWODZI?
Jego serce jeszcze bardziej przyspieszyło i Dean wpadł w lekką panikę.
Czy wizja crusha, który był zawsze idealnie nieosiągalny teraz się zburzy? Czy jego żelazna wymówka teraz zburzy się niczym zestaw klocków w rękach trzylatka?
- Ummm... ta mała od Ciebie z biurka? Ona nie ma jakiś.... 12 lat? - skrzywił się nieco skonsternowany i ciut zaniepokojony, bo jeśli ONA jest w ciąży to faktycznie jego koleżanka z pracy miała niezłą imbę w domu. O'Donell miał w głowie zdjęcie dziewczynki, które widział na jej biurku jakiś czas temu, więc no... cóż.
- Skoro dla siebie nie potrafię napisać ogłoszenia i mam na to odrobinę za dużo godności, to jednak nie będę próbował tego z psem. - zaśmiał się nerwowo, klikając coś tam jeszcze w komputerku. Zerknął na zegarek, tumtumtum, pora na lunch! Był głodny as fuckk.
Niewiele myśląc, uśmiechnął się zachęcająco, patrząc na Connie z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Pójdziesz ze mną na lunch? W sensie... dziś, teraz. - jego uśmiech nieco zrzedł, bo jego anxiety od razu podpowiedziało mu, że LOL TYPIE ONA CIĘ WYŚMIEJE PRZECIEŻ.
- Ostatnio mało co rozmawiam z ludźmi, chyba muszę potrenować. Przepraszam za tego psa, naprawdę miałem na myśli psa. Po prostu jestem kaleką językową czasami. - sprostował, wzruszając smętnie ramionami i w sumie mi jako autorce trochę smutno się robi, że mówił na głos o sobie takie przykre opinie. A może to była część maski ultra hakieera? Who knows.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Connie w małżeństwie miała całkiem długi staż, ale jednocześnie chyba nie można było powiedzieć, że kobieta miała szczególnie duże doświadczenie w jego utrzymywaniu, skoro się rozwodziła. Zresztą, zarówno ona jak i Enzo byli jeszcze dzieciakami, gdy zdecydowali się przysięgać sobie, że będą ze sobą na zawsze. Wtedy naprawdę w to wierzyła. Obecnie… Chyba nie do końca była w stanie wierzyć, że cokolwiek może trwać „na zawsze”. Czuła się też w jakiś sposób zraniona, bo odnosiła wrażenie, że jej mężowi wszystko przyszło banalnie łatwo, jakby to nie było ich małżeństwo tylko zawiązanie sznurówek albo coś w tym stylu.
– Skończyła jakiś czas temu piętnaście, ale na zdjęciu faktycznie miała koło dwunastu. Dzieciaki szybko dorastają – wzruszyła ramionami bezradnie, taka była prawda i nie miała wyjścia – musiała się z tym pogodzić, czyż nie? Zawiesiła wzrok gdzieś w przestrzeni, a kąciki ust szatynki drgnęły delikatnie, gdy usłyszała słowa Deana.
– Nie sądzę, żebyś potrzebował pisać ogłoszenia dla siebie, Dean. Na pewno masz całą kolejkę dziewczyn, które się do ciebie ustawiają – rzuciła z rozbawieniem. Miał dobrą pracę, niczego mu nie brakowało… Może czasami był odrobinę awkward, ale Constance uważała to jego miotanie się za całkiem urocze. Oczywiście myślała, że on tak ma, a nie że jest to spowodowane jakimś crushem.
– Właściwie mogłabym, nie jadłam nic od wczoraj – stwierdziła, rozkminiając głęboko, że faktycznie niczego dzisiaj poza kawą nie spożywała. Ostatnio zapominała o posiłkach, ale to pewnie dlatego, że przez stres prawie nie odczuwała głodu. – Masz jakieś konkretne miejsce na myśli, czy po prostu kawiarnię na dole? – uniosła brwi, bo na pewno w biurowcu była jakaś kawiarnia czy tam stołówka.
– Przestań, to nic takiego. Poza tym jesteś świetnym informatykiem, więc przymkniemy oko na ten tekst o suczce co daje – zaśmiała się pod nosem, bo nadal trochę ją to bawiło, no!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dean nabrał powietrza do płuc z lekkim wietnamem, przypominając sobie niektóre z ciotek czy babcię, której celem życiowym było boostowanie samooceny swoich wnucząt.
"Oj pewnie wiele panien za tobą płacze", "Łamacz serc", "O jaki przystojny kawaler" i tego typu teksty do dziś prześladują go nieprzyjemnym dreszczem wzdłuż kręgosłupa. W tym momencie nie wiedział co jest gorsze - to, że jego crush go grandmazonuje, czy fakt, że i tak nie miałby u niej szans. Sad truth c.o. do. kurwy.
Mężczyzna ucieszył się, kiedy Connie przyjęła jego propozycję, a na jego twarzy pojawił się pełen entuzjazmu uśmiech. Nieco neurotycznie zebrał swoje menele z biurka i upchnął je po kieszeniach i z radością małego goldena poderwał się z miejsca.
Musiał przed sobą przyznać, że nie miał pojęcia gdzie pójdą. Na szczęście dość obrotnie improwizował, zagarniając Constance na stronę, w kierunku wyjścia. To był chyba jedyny przypadek ich fizycznego kontaktu, ale przecież subtelnie położona dłoń między łopatkami to jeszcze nie molestowanie, nie? Nie miał złych zamiarów, chciał ją zabrać na przygodę.

***

- Słyszałem, że niedaleko stworzyła się pieskowa kawiarnia. To nazwa robocza, nie pamiętam nazwy, ale wiadomo o co chodzi. - mrugnął porozumiewawczo, kiedy szli chodnikiem w kierunku kolejnej ulicy. Oczywiście mogli pojechać samochodem, ale przynajmniej trochę pospacerują, oderwą cztery litery od niewygodnego stołka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Connie po prostu widziała w nim młodszego kolegę. Owszem, uważała, że jest przystojny i całkiem uroczy w swojej nieporadności, ale przypominał jej bardziej uroczego szczeniaczka niż potencjalnego mężczyznę, z którym mogłaby się umawiać. Nie było w tym zresztą niczego dziwnego, biorąc pod uwagę podejście O’Donella. Widząc ten entuzjastyczny uśmiech, sama się uśmiechnęła, oczywiście odrobinę mniej szeroko, ale była naprawdę zmęczona życiem i nie było w tym niczego dziwnego.
Zgarnęła też torebkę ze swojego biurka, kiedy zaczęli iść w stronę wind. Nie przeszkadzał jej też ten subtelny kontakt fizyczny. Po pierwsze nawet po przyjacielsku by nie miała z tym problemu, a po drugie, dość oczywistym było, że skoro się rozwodziła to miała wyjebane co ktoś pomyśli.
[…]
Słysząc słowa mężczyzny, rozpromieniła się aż, zupełnie szczerze tym razem. Nie było tajemnicą, że Connie uwielbiała zwierzęta. Enzo niestety nigdy nie podzielał jej entuzjazmu, więc chociaż od niemal szesnastu lat go błagała o psa, to nigdy się nie ugiął. Niedawno jednego przygarnęła i nawet zamierzała znaleźć mu dom, ale odkąd wypłynęła sprawa z rozwodem, uznała że pieseł może zostać, skoro jej mąż nie będzie już jej mężem.
– Fantastycznie! Uwielbiam psy. Zupełnie niedawno przygarnęłam Churchilla. Miałam mu zamiar znaleźć dom, ale okazało się, że Enzo chce rozwodu, więc właściwie pies zostaje, a mój mąż się wyprowadzi za jakiś czas – stwierdziła, wzruszając ramionami. Cóż, przynajmniej pies jej nigdy nie zdradzi, nie? Inna sprawa, że o zdradzie Constance miała się dopiero dowiedzieć.
– Dobra, wspominałeś coś, że nie potrafisz dla siebie ogarnąć ogłoszenia, więc możemy razem ci ustawić jakiś profil na tinderze czy innym hinge. Nie znam się na tym, ale też nie mam żadnej przyjaciółki z którą mogłabym cię wyswatać – rozłożyła ramiona bezradnie, głęboko nieświadoma, jak bardzo wrzuciła go do friendzonu i jak bardzo on chciał się z tego wykaraskać. A potem zjedli super lunch.

ztx2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Federal Bureau of Investigation”