WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/proxy ... /div></div>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

#10

Szpitale przyprawiały ją wręcz o mdłości, tak wiele negatywnych emocji związanych z nimi miała. Gdy tylko zjawiała się na progu szpitala to wracały do niej wspomnienia z wypadku kolejowego, w którym brała udział i tego, jak obudziła się po zabiegu i pierwsze co usłyszała od lekarzy to że straciła dziecko i że może nigdy więcej ich nie mieć. Szatynka wstrząsnęła głową na samo to wspomnienie, chcąc się go jak najszybciej pozbyć. Odkąd po pięciu latach spotkała Roberta, poczuła, że chciałaby zacząć z nim na nowo, żeby ich córka żyła. Wtedy była niedojrzałą smarkulą by docenić fakt zostania matką, pewnie dlatego zdecydowała się na oddanie córki do adopcji, do której nie doszło przez cholerny wypadek! Miałaby wtedy szansę na zmianę decyzji i jej życie obecnie wyglądałoby zupełnie inaczej. Owszem, osiągnęła sukces w pracy, ale brakowało jej mężczyzny i dziecka. Pomyślała zatem że mogłaby spróbować z Brownem od nowa i mieć z nim tym razem chciane dziecko. Jednak w tym celu musiała udać się do ginekologa. Była gotowa na branie hormonów, byleby zwiększyć swoje szanse na zostanie matką, niezależnie od tego, że mogłoby to ją narazić w przyszłości na nowotwór jajnika. Przecież jeśli urodzi maleństwo to może poddać się operacji usunięcia tych organów, czyż nie? Jednak ginekologowi nie spodobały się jej podstawowe badania krwi, które mogły wskazywać na problemy z układem krwionośnym, dokładniej z sercem. Jak ona mogła mieć problemy z sercem? Owszem, jej ojciec przeszedł dwa zawały, ale to było związane z tym, że ukrywał w sobie wszelkie emocje i miał stresującą pracę. Był prawnikiem, tak jak ona i tak jak ona emocjonalną chłodnią, więc świetnie go rozumiała. Ale ona była jeszcze młoda, więc nie mogła mieć żadnych problemów z sercem. Skoro jednak dostała skierowanie do kardiologa, a potem na kilka dodatkowych badań to je wykonała. Dla chęci posiadania dziecka byłaby w stanie zrobić obecnie wszystko. Kardiolog zaś stwierdził, że problemu nie da się złagodzić lekami, prawdopodobnie potrzebna będzie operacja. Operacja na sercu, brzmiało przerażająco, ale jeśli miało to jej pomóc w zostaniu matką to była gotowa na wszystko. Tego dnia była umówiona na rozmowę z kardiochirurgiem, który miał jej opowiedzieć o przebiegu operacji, o powikłaniach, o ryzyku, miał ją w skrócie zaznajomić z tematem, by mogła podjąć decyzję. Tylko że ona podjęła ją już dawno i wiedziała, że nic nie stanie jej na przeszkodzie. Na szczęście pochodziła ze znanej rodziny, którzy przyjaźnili się z ordynatorem, dlatego Lavender miała po operacji przechodzić rekonwalescencję na oddziale prywatnym, dlatego też na tym terenie mieli się spotkać, przy okazji miała zobaczyć salę, w której będzie oczekiwała operacji. Pewnie będzie musiała się jakoś przygotować, ale póki co zaczęła dzień od mocnej kawy i odpisania na maile z kancelarii. Musiała wziąć jeden dzień wolnego i już to odczuwała, w końcu była pracoholiczką! Ale jeśli obecnie miałaby wybierać pomiędzy dzieckiem, a pracą to wybrała chęć posiadania dziecka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

XIV Wszedł do pokoju z kolejnym kubkiem kawy, miał nadzieję, że ostatnim w tym dniu. Zerknął jeszcze na zegarek, kontrolując swoje godziny pracy. Zostało mu niedużo czasu do wyjścia i w zasadzie ostatnie spotkanie z pacjentką. Dzisiaj mógłby rzec, że najlepsze zostawił sobie na koniec. Sprawa, o której miał dyskutować, była pierwszą tego typu w jego krótkiej karierze, dlatego czuł lekką ekscytację. Nie bał się jej, bo oczywiście żaden medyczny temat nie był mu obcy, zwłaszcza jeśli chodzi o serce czy układ krwionośny, które były głównym punktem. To kwestia ciąży była tą nowością, z którą musiał się zmierzyć. Oczywiście, nie był ginekologiem i sama ciąża nie była przedmiotem tego, co polecono mu zbadać, ale jak każdy młody lekarz, otrzymał odpowiednią, wystarczającą wiedzę dotyczącą innych dziedzin.
Niemal, gdy tylko rozsiadł się w fotelu dostał telefon z recepcji.
- Doktorze Winterspoon, zjawiła się pani Specter.
- Świetnie. Zaproś ją do mnie, Elise. Dziękuję. – odpowiedział, w pełni gotowy na to spotkanie. Odczekał jeszcze trochę, aż pacjentka przemierzy szpital, by dotrzeć na odpowiedni oddział. W końcu usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę. – odparł miło, acz głośno, by kobieta go usłyszała. Pojawienie się jej zza drzwi przerwało jego notowanie pewnych informacji. Uniósł głowę i spojrzał na swoją tymczasową rozmówczynię. Niemal od razu zrozumiał, z kim ma do czynienia. Od pierwszego wejrzenia nie miał wątpliwości, że Lavender jest kimś, kto nie para się byle lepszym zawodem i nie pochodzi ze społecznych nizin. Zdradzał ją jej elegancki, ale kobiecy strój oraz krok, którym weszła do środka. Nie współgrała tylko jej mina z którą przybyła, lekko zaniepokojona, niemal przestraszona, ale Monty widział to u każdego pacjenta, nawet tego najtwardszego. A to, że była bardzo ładna to oczywistość.
- Witaj, Lavender. Możemy sobie mówić po imieniu? Jestem Monterrey. – bardzo ‘profesjonalnie’ skrócił dystans między nimi, ale mimo całej dystynkcji, jaką promieniała nie wyglądała mu na znacznie starszą od niego osobę, o ile w ogóle. Poza tym, rozluźnienie atmosfery i małe zbliżenie się do siebie w ten sposób może być pomocne przy tym, co nastąpi za moment. – Rozgość się. – do powitania dodał miły uśmiech i wskazał fotel po drugiej stronie biurka. Zanotował sobie coś jeszcze, trzymając ją chwilę dłużej w tej niepewności, ale szybko zwrócił ku niej całą swoją uwagę, zostawiając notowanie i podnosząc się z miejsca, by przysiąść częściowo na rogu biurka.
- Jak się czujesz, Lavender? Wszystko w porządku ze zdrowiem? Jakieś problemy z oddychaniem w przeciągu ostatnich tygodni? Bóle w klatce piersiowej? – zapytał na początek, krzyżując ręce na swoim torsie i uważnie ją obserwując. Gdy dowiedział się o jej samopoczuciu niemal od razu sięgnął po stetoskop, leżący nieopodal. – Pozwolisz? – kiwnął na nią znacząco, co był też sygnałem, by zdjęła z siebie górną część swojej garderoby. Kiedy była gotowa Monty wstał na nogi, włożył tak zwane oliwki w uszy i zaczął przykładać głowicę do różnych części jej sylwetki. – Oddychaj głęboko. – przypomniał jej, w międzyczasie wsłuchując się w rytm bicia jej serce, chcąc wyłapać ewentualne nieprawidłowości. W końcu odłożył przyrząd z powrotem i sięgnął jeszcze po ciśnieniomierz, którym miał zrobić drugie szybkie, standardowe badanie, dla każdego odwiedzającego człowieka. Zacisnął pasek na jej ręku i wcisnął guzik, pozwalając urządzeniu robić swoje. On po krótkiej chwili odczytał wynik i kiwnął głową, dając jej znać, że wszystko jest w porządku. Odczekał jeszcze, aż Lavender z powrotem się ubierze, by przejść do głównej części ich spotkania.
- A więc, słyszałem, że bardzo chciałabyś zajść w ciążę, prawda? – zapytał na wstępie, racząc Lavender kolejnym uśmiechem. Akurat kiedy widział ją na żywo, całkiem mu zaimponowała, że w tym wieku, robiąc karierę w zawodzie marzy o tym, by mieć dziecko. On aktualnie przez wzgląd na różne czynniki nie miał nawet krótkiej myśli, by też je posiadać w tym momencie. W międzyczasie, Monterrey zebrał różnego rodzaju kartki i odczyty, które sobie wcześniej przygotował. – Rozmawiałem trochę o tobie z ordynatorem. Wygląda na to, że sporo przeszłaś, nawet po wypadku. Przykro mi, z powodu twojej straty. – wyraził współczucie, przywołując ten temat jedyny i ostatni raz. – Oczywiście, konsultowałem się z twoim ginekologiem oraz otrzymałem wyniki badań kardiologicznych. Niestety obawiam się, że… nie mam dobrych wiadomości. – zrobił przerwę, dając jej parę sekund na oswojenie się z atmosferą, w której będzie przebiegać dalsza część rozmowy. – Biorąc pod uwagę wszystkie wątpliwości, jakie mam po przejrzeniu twoich wyników, muszę stwierdzić, że ewentualna ciąża niesie ze sobą duże zagrożenie, zarówno dla twojego zdrowia jak i zdrowia dziecka, ale zwłaszcza dla twojego. W trakcie ciąży, jak i już po niej. Przykro mi to mówić, ale w mojej ocenie nie powinnaś tego robić. – wyłożył karty na stół z cichym westchnięciem, znów robiąc pauzę, by Lavender mogła oswoić się z tą informacją. Czekał teraz na jej pytania albo wątpliwości, by móc ewentualnie wyjaśnić wszystko nieco bardziej detalicznie.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

Specter nie miała problemu ze znalezieniem odpowiedniego oddziału, a także ze znalezieniem gabinetu, który wskazano jej na recepcji. Zapowiadało się póki co całkiem nieźle, wszyscy byli tutaj mili i dobrze ją traktowali, ale może jej nazwisko wiele pomagało? Poza tym trafiła na oddział prywatny, wiadomo zatem że będzie traktowana zupełnie inaczej niż pierwszy lepszy szarak z ulicy. W ogóle nie wahała się przed zapukaniem, słychać było że nie robi tego nerwowo tylko z dużą pewnością siebie. Usłyszawszy męski głos otworzyła drzwi i weszła do środka, wtem ujrzała bruneta ze zdjęć, oczywistym jest że sprawdzała w internecie informacje na temat lekarza, któremu ma oddać swoje serce do operacji. Nie bała się tej wizyty, ale chociaż miała kamienną twarz to jej oczy wyrażały niepokój. Każdy boi się ingerencji w swoje ciało, a przede wszystkim ingerowania w serce, szatynka również się tego obawiała.
- Oczywiście. - potwierdziła przejście na "ty" poprzez podanie mu dłoni, a uścisk miała mimo tego że kobiecy, to czuć było nawet od niego jej pewność siebie. Po chwili zajęła wskazane jej wcześniej przez lekarza miejsce. Dopiero teraz zauważała jakie irytujące uczucie powstaje gdy patrzysz na kogoś kto coś bazgrze tudzież notuje i nic do ciebie nie mówi, ba, nawet nie zwraca na ciebie uwagi. Jednak ona sama też to robiła, gdy podczas rozmowy z klientem musiała zapamiętać ważną myśl przewodnią do rozprawy, wtedy przerywała skupianie uwagi na kliencie, w zamian notując słowa klucze, bądź całe zdania klucze. Często te klucze wypowiadała podczas rozprawy czy przy mowie końcowej. Teraz będąc po drugiej stronie notatnika i nie wiedząc, co jest w nim zawarte czuła lekkie poirytowanie i postanowienie zmiany swojego zachowania wśród klientów. Stąd pewnie to wyczuwalne napięcie od strony prawniczki. Gdy jednak już miała uwagę lekarza to zaczęło się od łatwych pytań, na szczęście na te znała odpowiedź.
- Czuję się bardzo dobrze, nie mam żadnych zadyszek, nie boli mnie nic w klatce piersiowej, lecz ostatnio jestem trochę słabsza, w sensie szybciej się męczę ale to na pewno jest spowodowane tym, że wiele rzeczy biorę na siebie jednocześnie, a ostatnio miałam dosyć trudne sprawy w sądzie. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, zwalając to zmęczenie na przeciążenie pracą i stres, które owszem miały oczywiście znaczenie, jednak jej chore serce również dawało się tutaj we znaki, w co szatynka zdawała się nie wierzyć. Ale zwykle tak jest że człowiek wypiera początkowo chorobę, to jeden z etapów prowadzących do akceptacji. Następnie wstała z tego wygodnego fotela, rozwiązała przepiękną czarną kokardę, dekorację białej bluzki i rozpięła ją, a następnie ściągnęła z siebie ukazując się w całkiem markowej i eleganckiej bieliźnie. Oddychała spokojnie, miarowo, a gdy zostało jej nakazane to głęboko. Po badaniu założyła ponownie elegancką bluzkę z żabotem i wróciła na fotel pacjenta.
- Owszem, jestem już gotowa by dać temu światu nowe życie. Z racji przebytego wypadku mam na to zmniejszone szanse, dlatego byłabym gotowa nawet na terapię hormonalną, o czym pewnie wspominał mój lekarz, jednak wtedy wyszły te złe badania i skierowano mnie najpierw do kardiologa, a teraz do ciebie. - mówiąc to założyła nogę na nogę, dłoń jej powędrowała na płaski brzuszek. Jeszcze tych pięć lat temu był wypukły i bardzo go nie chciała, a teraz pragnęła cofnąć czas i mieć go z powrotem.
- Dziękuję, jednak teraz wiem, że wtedy nie byłam gotowa na dziecko. Teraz jestem. - te słowa były smutne, ale prawdziwe. Ona naprawdę wtedy nie była gotowa na macierzyństwo, bała się tego jak ognia, była tak potwornie niedojrzała i zapatrzona jedynie w karierę, a teraz gdy miała już wszystko co chciała wtedy osiągnąć to brakowało jej jednego, dziecka i własnej rodziny z kochającym mężczyzną u jej boku. Jak widać priorytety wraz z wiekiem się zmieniają. Nawet mężczyzna próbował odwieść ją od tego zamiaru, ale ona nie zamierzała rezygnować tak łatwo.
- Rozumiem pańskie obawy, mój kardiolog nieco mi nakreślił to że moje serce jest jak wyschnięta gąbka, gdy zajdę w ciążę to będzie rozdzielało krew na dwa układy, odpowiadało za dwa życia, ale podczas porodu czy nawet cesarskiego cięcia gdy cała krew powróci do mnie to zaleje ona moje serce i to mnie zabije. Tak samo że mój organizm może wytwarzać jakieś przeciwciała, które będą zabijały dziecko. Ale wspomniano mi również o możliwości operacji, która owszem może być ryzykowna, ale mam ją omówić właśnie z tobą Monterrey. - dała mu do zrozumienia, że nie jest kompletnym laikiem zdanym na zdanie lekarzy, zdawało się że doskonale zrozumiała tłumaczenie kardiologa, ale teraz powinni przejść do sedna sprawy, czyli właśnie wyczekiwanej przez nią operacji.
- Pozwól że zapytam wprost, dlaczego nie chcesz podjąć się tej operacji? - zapytała zatem, chcąc znać wszystkie za i przeciw, by mogła je na spokojnie rozważyć i zdecydować, czego chce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

011. Od powrotu z Niemiec, przerwanej przewidywanymi prognozami pogodowymi nad Seattle, wycieczki - jej dni mijały pod znakiem ciągłej pracy i próby zapanowania nad sytuacją, która miała miejsce na oddziale. Mnóstwo pacjentów pojawiających się w szpitalu nie wymagało większej interwencji lekarskiej bądź hospitalizacji - po krótkim pobycie, zaopatrzeniu mniej lub bardziej powierzchownych ran i wykonaniu tomografii czy zdjęcia rentgenowskiego byli odsyłani do domu. Byli też jednak tacy, którzy trafiali na stół operacyjny bądź wymagali pomocy w nieco bardziej zaawansowany sposób w postaci respiratorów czy fachowej opieki, którą mogli zapewnić jedynie w ramach oddziału intensywnej terapii mającego ograniczone pole do popisu w kwestii łóżkowej. Po zakończonych dyżurach - szczególnie gdy sytuacja pogodowa się nieco wyciszyła - wracała do domu i nie, wcale nie do pustego mieszkania w Ballard, a tętniącego życiem domu w Queen Anne, do radosnej gromadki, która pozwalała jej na odsypianie wyjątkowego zmęczenia. Zmęczenia, które zrzucała na karb wyjątkowo paskudnych i wymagających dyżurów. Dyżurów, które podobnie jak ten dzisiejszy wymagały od niej pełnego skupienia na swoich pacjentach, nie pozostawiając odrobiny czasu wolnego, chociażby na wypicie ciepłej kawy pomiędzy zabiegami. Dopiero po wykonaniu wszystkich planowych zabiegów - musiała odpuścić odgrzebywanie się z tony papierków zalegających na jej ordynatorskim biurku po niemalże tygodniowej nieobecności na rzecz wsparcia towarzyszy niedoli i pracy z nimi na oddziale - mogła pozwolić sobie na chwilę oddechu. Otulając się szczelniej białym fartuchem opuściła szpital, chcąc wykorzystać chwilę wolności i zapalić.
Zaciągnęła się mocno papierosowym dymem oczekując standardowego ukojenia zszarganych nerwów dzięki rozchodzącej się po ciele nikotynie. Jednak nic takiego nie miało miejsca - zamiast tego zaniosła się kaszlem, czując jak bardzo jej organizm próbuje pozbyć się zawartości żołądka w postaci zjedzonego niedawno lunchu. Pochyliła się nad koszem i zwymiotowała, odgarniając na bok krótkie włosy, które uparcie plątały się przed jej nosem. Nie… To niemożliwe…, jęknęła w myślach, wpatrując się uparcie w żarzącą się pomarańczowym kolorem końcówkę papierosa. Tamta nieszczęsna kanapka… Chroniczne zmęczenie zrzucane na karb kiepskich dyżurów w pracy, poranne nudności i teraz jeszcze to. Wszystko składało się w spójną całość… Jęknęła przeciągle, gasząc papierosa podeszwą buta. Otarła wewnętrzną stroną fartucha kącik ust i wyprostowała się, kierując swoje kroki do szpitala. Pokładała nadzieję tylko w jednej osobie…
- Mel! - krzyknęła za znajomą blondwłosą postacią, którą znalazła dzięki pomocy położnej na oddziale położniczym w trakcie wieczornego obchodu. Podeszła do niej szybkim krokiem i złapała za nadgarstek, chcąc zwrócić na siebie uwagę kobiety. Wzięła głęboki wdech, czując jak serce w jej klatce od kilku dobrych minut galopuje nieznośnie zdradzając jak bardzo była zdenerwowana własnym odkryciem. Kolejny raz zaskoczona tym, jak bardzo ignorowała własny organizm próbujący przekazać jej tak istotną informację… Łudząc się, że tym razem… Tym razem nie zaprzepaściła swojej szansy i wszystko było w jak najlepszym porządku - nie uwierzy dopóki nie zobaczy, dlatego właśnie nie zamierzała czekać do rana. Nie w takiej sytuacji. - Uh… Potrzebuję cię, sytuacja podbramkowa. Znajdziesz dla mnie chwilę? - wydusiła z siebie z trudem, czując na sobie zdziwione spojrzenie towarzyszącej jej kobiety, której twarzy nie kojarzyła.
Ostatnio zmieniony 2021-03-06, 22:09 przez Sophia Fairchild, łącznie zmieniany 3 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">4
<div class="ds-tem4"></div></div></div></div></div></table>

Nie wiem czy pracuję przynajmniej dwa tygodnie a już żałuję, że na dyżury nie mogę chodzić z moim wielkim kubkiem o pojemności pół litra z misiami Forever Friends trzymającymi wielkie czerwone serce — tak, dostałam go od Utah, na któryś Dzień Matki — i teraz, kiedy stoimy nad jedną z pacjentek, mogłabym bezkarnie schować się za nim. Jedynie uniesiona wysoko brew zdradzałaby mnie, że jestem przede wszystkim ginekologiem, położnikiem i słysząc pieprzenie niektórych ciężarnych w ostatnich chwilach poprzedzających poród czy tych następujących zaraz po..., cisną mi się na usta naprawdę wulgarne odpowiedzi i to nie jest zespół Tourette’a, ale w takich momentach chciałabym mieć przy sobie takie samo zaświadczenie jakie musi nosić przy sobie moja córka. Z radością wyrzuciłabym z siebie kilka inwektyw i gorszących epitetów w kierunku narzekających na dosłownie wszystko przyszłych matek i tych, które dopiero co tuliły po raz pierwszy maluszka w ramionach. Mm wrażenie, że nie zdawały sobie sprawy jak wiele jest kobiet, które nie poczują nigdy tego, co one i które oddałyby naprawdę wszystko za opuchnięte kostki czy nadgarstki, za nieznośne uczucie przelewania się i ucisku na żołądek czy za mdłości potęgujące się, kiedy dziecko kopiąc uderza właśnie w tę część brzucha i znajdujące się w nim narządy.<br>
Przewracam oczami słysząc kolejne narzekanie na bolesne sutki i brak pokarmu, i starając się nie robić żadnych min spoglądam na towarzyszącą mi lekarkę — jest tak samo, jak ja..., świeżynką dosłownie — dopiero co zakończyła rezydenturę i w przeciwieństwie do mnie trzęsie się nad naszą kolekcją popołogowych szczekaczek-narzekaczek. Kiedy dociera do mnie znajomy głos..., w pierwszej chwili spinam się, ale po głębszym oddechu wszystko wraca do normy. Odwracam się w chwili, w której Sof łapie mnie za nadgarstek i dając do zrozumienia towarzyszce, żeby nie krępowała się i zajmowała kolejnym okazem w kolekcji, spoglądam na przyjaciółkę. Od dawna nie widziałam jej tak podenerwowanej i..., roztrzęsionej? Rozentuzjazmowanej? Ciężko mi nazwać nawet te emocje, którymi wydaje się kipieć... Fairchild? Christnsen? Fairchild-Christensen?, myślę szukając wzrokiem plakietki i jednocześnie co raz zaglądając w twarz i te wielkie, niebieskie oczy Sophii wpatrzone we mnie. Muskam policzkiem jej i chwytam dłonie — są tak zimne, że na moment wstrzymuję oddech a może to zapach jej perfum tak na mnie działa? — w swoje, żeby od razu odpowiedzieć:<br>
Kochanie..., dla ciebie zawsze..., przecież wiesz. Co się dzieje? Jesteś strasznie..., spanikowana? – Dopytuję odchodząc od towarzyszącej mi lekarki, która przygląda nam się zdziwiona. Odwracam się do niej, żeby powiedzieć:<br>
Maggie, nie krępuj się. Została jeszcze pacjentka spod dwójki, ale świetnie ci idzie. Wypełnię za ciebie papierki i przygotuję dokumentację do wypisów. Wypisy też – rzucam..., ot tak i wiem, że Maggie jest teraz zauroczona, bo czego jak czego, ale nie dość, że nie znosi, to jeszcze zupełnie nie ma głowy do tych wszystkich druczków, więc zastanawiam się, kiedy ordynator zorientuje się, że odwalam za nią papierkową robotę i wywali nas obie na zbity pysk. Wyrzucam z głowy Maggie i skupiam całą moją uwagę na przyjaciółce — wygląda niemal tak jak zapamiętałam ją, kiedy widziałyśmy się ostatni raz. – Co się dzieje? Powiedz kochanie i chodź do mnie – dodaję ciągnąć Sophię za rękę — jak cholernie dwuznacznie to brzmi, chociaż nie chcę, żeby tak właśnie było...
Ostatnio zmieniony 2021-03-06, 20:55 przez Melania Barnett, łącznie zmieniany 3 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciężko było jej dokładniej określić jakąkolwiek emocję zamieszkującą jej ciało odkąd w jej głowie w ogóle pojawiła się myśl o tym, że być może jest w ciąży; ale jeśli musiałaby nazwać którąkolwiek z nich, pewnie byłoby to przerażenie. Była przerażona tym co może usłyszeć, jeśli faktycznie okaże się, że w jej ciele rozwija się ich mała kopia - jej i Davida. Ostatnim razem gdy dyżurujący akurat ginekolog przekazywał jej informację o ciąży, usłyszała także kilka dodatkowych słów, które huczały teraz w jej głowie ze zdwojoną siłą jedynie potęgując obecne obawy - strata, przykro mi, niestety nie mam dobrych wieści…, to zdecydowanie nie są słowa przekazywane przyszłym mamom, mającym urodzić zdrowe maluchy zanoszące się płaczem gdy są głodne czy potrzebują odrobiny uwagi poświęconej tylko im. Bała się, że tym razem będzie podobnie - miała w głowie świadomość ile rzeczy może pójść nie tak… I dopóki Barnett nie uspokoi jej obaw, dopóki nie usłyszy bijącego mocno serca płodu rozwijającego się w jej macicy w trakcie badania ultrasonograficznego nie uwierzy… W to szczęście? Przecież nawet nie zamknęli finalnie wszystkich spraw związanych z bolesną przeszłością - choć jedną nogą niemalże przeprowadziła się z powrotem do ich wspólnego domu, była pewna wycofania pozwu rozwodowego… Cholera, naprawdę wszystko miało się poukładać?, przemknęło jej na krótko przez myśl.
Stop…, zbeształa samą siebie w myślach, próbując choć na moment zatrzymać gonitwę myśli i kipiących emocji. Widząc uśmiechniętą i jednocześnie nieco zaniepokojoną widokiem Melanię, przymknęła na moment powieki biorąc głęboki wdech by wypełnić płuca do granic możliwości i tym samym wyrównać wysokie tętno. Cieszyła się, że to akurat ona miała dzisiaj dyżur - miała zaufanie do blondynki, nie zamierzała podważać jej wiedzy i autorytetu - czego nie miałaby najmniejszych wątpliwości zrobić przy niektórych z jej oddziałowych kolegów. Wypuściła powietrze z płuc, odliczając w myślach do dziesięciu i dopiero wtedy odważyła się podnieść spojrzenie wpatrując się z paniką w szare tęczówki skrzące się w tym świetle na… Zielono? A może jednak bardziej na niebiesko? Tęczówki, które wpatrywały się w nią uparcie w oczekiwaniu na jakiekolwiek wyjaśnienia. Odrzuciła od siebie te myśli, czekając aż towarzysząca jej kobieta znalazła się w bezpiecznej odległości.
- Wydaje mi się… Podejrzewam… - cofnęła chłodne palce z przyjemnie ciepłego uścisku jej dłoni by przetrzeć nerwowo palcami twarz i rozejrzeć się dookoła po oddziale i wygrawerowanych tabliczkach przyklejonych do drzwi. Gdy odnalazła zabiegówkę, w której jak podejrzewała znajdą potrzebne gadżety w postaci fotela ginekologicznego czy aparatu USG, pociągnęła ją za sobą w tamtym kierunku i jak tylko znalazły się obie w niemalże sterylnie czystym pomieszczeniu, zamknęła za nią drzwi opierając się o nie plecami. Ostatnie czego potrzebowała to plotek roznoszących się po szpitalu z prędkością światła - albo tym bardziej by jej mąż dowiedział się o tym od jednego z lekarzy, z którym akurat współpracował.
- Podejrzewam, że jestem w ciąży… - wydusiła z siebie z trudem na jednym wydechu i nie dając jej dojść nawet do słowa, kontynuowała. - Nie, nie robiłam testu, nie badałam beta-hcg, bardziej bazuję na domysłach - jestem notorycznie zmęczona, wiecznie rozkojarzona, rano na zapach czegokolwiek innego niż kawy mam ochotę wymiotować... Tak jak po tym przeklętym papierosie, po którym pozbyłam się dzisiejszego obiadu - zacisnęła nerwowo powieki i oparła potylicę o drzwi, po czym osunęła się po nich w dół, kucając i chowając twarz w dłoniach. Czuła jak wypowiedzenie tych wszystkich słów na głos sprawiło, że to wszystko stało się jeszcze bardziej realne. Że zaczynało ją to przytłaczać o wiele bardziej niż chciałaby przyznać. - Półtorej roku temu w trakcie dyżuru poroniłam w dziesiątym tygodniu ciąży, o której dowiedziałam się po fakcie. Mel, mam pierdolone déjà vu… Mogłabyś mnie zbadać? Przysięgam, że oszaleję do rana w niepewności - zapytała, precyzując uprzednio powód własnego zdenerwowania. Przeczesała nerwowo palcami włosy, zadzierając nieco głowę do góry by zerknąć na… Przyjaciółkę, kobiecie, której zaufa i która ma nadzieję upewni ją w tym, że wszystko jest w najlepszym porządku a ciąża rozwija się wręcz książkowo pomimo całej listy obaw, które starała się usilnie wyciszyć w swojej głowie.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

C i e b i e.
Potrzebuję Ciebie.

Siedząc na wątpliwej jakości plastikowym krzesełku na szpitalnym korytarzu, Charlotte raz jeszcze przesunęła spojrzeniem po wyświetlaczu telefonu, w myślach studiując wymienione z Blake'm wiadomości. Te - choć pisane przez mężczyznę prawdopodobnie w pijackim amoku - wlały do kobiecego serca nadzieję na to, że jeszcze mogło być dobrze; że jeszcze nie wszystko było stracone.
Kilka sms'ów nie było elementem jakkolwiek zobowiązującym, ale Lottie nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że był to swego rodzaju sygnał, który mogliby wykorzystać w celu powrotu na te tory znajomości, które przemierzali przed pamiętnym, niekoniecznie udanym spotkaniem na cmentarzu. Wbrew temu, co sugerował Griffith, nie zamierzała pozbyć się go ani ze swojego życia, ani tym bardziej z codzienności dziecka. Pragnęła jedynie znaleźć złoty środek; sposób, dzięki któremu maleństwo nie czułoby się porzucone, a Blake zmuszony do czegokolwiek. Nie myślała wtedy o sobie, o własnej wygodzie czy jej braku. Refleksja przyszła dopiero z czasem, kiedy uświadomiła sobie, jak źle dobrała słowa i jak łatwo jej kłamstwo mogłoby ujrzeć światło dzienne.
Nie wstydziła się spędzonych razem nocy. Nie żałowała podejmowanych decyzji. Nie czuła się winna. I naprawdę nie chciałaby, aby jej dziecko zarzuciło jej, że odcięła je od drugiego rodzica, nawet jeżeli w dobrej wierze.
Wsunąwszy telefon do bocznej kieszeni torebki, zatrzymała wzrok na znajdujących się po drugiej stronie korytarza drzwiach. Do wizyty zostało kilka minut, ale brak Rhysa nie budził kobiecych obaw. Wiedziała, że przyjdzie. Zawsze przychodził i był tam, gdzie tego potrzebowała, a świadomość posiadania w swoim życiu tak stabilnego, tak pewnego punktu była niezwykle pokrzepiająca.
Dlaczego kobiety zawsze dokonywały tak... dziwnych wyborów?
Gdyby to był Rhys, wszystko byłoby łatwiejsze.
Tak podpowiadał zdrowy rozsądek, jednak zdradzieckie serce wciąż dawało o sobie znać, sugerując, że przecież wcale nie żałowała.
Przymknęła powieki, zaczerpnęła nieco większej dawki powietrza, rozluźniła dotychczas zaciskane na krawędzi bluzki palce.
Denerwowała się. Miała wrażenie, że działo się coś złego; że ostatnie dni, które w dużej mierze upłynęły jej na nerwach i płaczu, mogły zaszkodzić dziecku. Winą za to obarczała przede wszystkim siebie; tę emocjonalną część swojej natury, która tak gwałtownie reagowała na zmiany, niepowodzenia, rozczarowania. Charlotte Hughes, agentka FBI, nie miała tego problemu. Charlotte Hughes, przyszła samotna matka, radziła sobie beznadziejnie.
Kiedy na korytarzu zrobił się szum, otworzyła oczy. Widok idącego w jej kierunku przyjaciela sprawił, że kobieca twarz nieco się rozpromieniła.
- Cześć - podniosła się na równe nogi, uważnym wzrokiem mierząc całą sylwetkę Rhysa. Krótki uścisk raz jeszcze dodał jej otuchy. - Wszystko w porządku? - zagaiła, unosząc brew.
Z perspektywy czasu nie wiedziała, co miała w głowie, gdy po ustaleniu terminu napisała właśnie do niego. Chociaż był jedyną osobą tak dobrze znającą jej sytuację, to jednak nie przemyślała tego, jak faktycznie powinna była ta wizyta wyglądać.
- Chcesz... poczekać na mnie tutaj? - mruknęła, splatając palce swoich dłoni za plecami.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdy padła ta jedna prośba, nie zastanawiał się nad tym, co zrobić. Oczywistym było dla Rhysa to, że miał jej towarzyszyć w trakcie wizyty u lekarza. Jeśli tego właśnie chciała, to nie mógł postąpić inaczej. Może i nie był ojcem, może nie miał brać czynnego udziału w tym, jak będzie wychowywała swoje dziecko, ale mógł w ramach przyjaźni dodać kobiecie otuchy swoją obecnością i sprawić, że nie czułaby się źle w chwili, w której inne kobiety oczekiwałaby na swoją kolej w towarzystwie partnerów. Prawdziwych czy tak samo udawanych, jak on. To nie miało znaczenia. Liczyło się tylko i wyłącznie to, że miałaby kogoś obok i nie czułaby na sobie spojrzeń innych ludzi, które pozwalałby snuć podejrzenia, że doskonale zdawaliby sobie sprawę z jej stanu i sytuacji. Oczywiste było, że nikt jasnowidzem nie był, ale rozum lubił płatać figle, podsuwając tego typu myśli, które wpływały na poziom samopoczucia. Te już i tak miała kiepskie. Nic i nikt nie musiał tego pogarszać.
Gdzieś w tym wszystkim zapomniał jednak o umówionym spotkaniu z prawnikiem, który miał mu pomóc w opracowaniu najlepszych umów dla pracowników. W tym dla Lottie. Fakty połączył dopiero rankiem, gdy szykował się do wyjścia i zrozumiał, że będzie pędził z kancelarii do szpitala. Nie był w błędzie. Spotkanie trochę się przedłużyło, co wymusiło na nim lekkie nagięcie przepisów drogowych. Ryzykował, ale dotarcie na czas stało się dla niego priorytetem, czego dowiódł przy rejestracji, gdzie wpadł zdyszany z parkingu, dopytując o gabinet ginekologiczny. Uprzejma pielęgniarka z pobłażliwym uśmiechem pokierowała go, a on udał się na wskazane piętro, oddychając z ulgą, gdy dostrzegł sylwetkę przyjaciółki pod jednym z gabinetów.
Zdążył.
Cześć. Już myślałem, że nie zdążę — przywitał się, lekko ją obejmując na powitanie i odsunął się po chwili o krok — Tak, wszystko gra. Byłem u prawnika. Musiałem się dowiedzieć kilku rzeczy o umowie dla pracowników. Wszystko mi wyjaśnił, w przyszłym tygodniu będzie można je podpisać. Potem już tylko otwarcie salonu i niech się dzieje co chce — wyjaśnił. Nieco mu się to ponakładało w czasie, ale cieszył się, że zdążył dotrzeć do szpitala na czas. Ostatnim czego chciał, to rozczarować Lottie nagłym spóźnieniem i brakiem wsparcia w trakcie wizyty.
A czego ty chcesz? — odparł pytaniem na pytanie, ale nie czekał na odpowiedź — Jeśli chcesz, żebym poczekał tutaj, nie ma problemu. Możemy też wejść razem i zobaczyć, jak obecnie wygląda dziecko, któremu za kilka miesięcy odprawimy kameralną imprezkę powitalną w akompaniamencie kołysanek — dodał, uśmiechając się zawadiacko przy ostatnich słowach.
Mogła na niego liczyć. O co by nie poprosiła, nie odmówiłby jej niczego.
Jak się czujesz? Zdenerwowana? — zapytał, obrzucając ją zatroskanym spojrzeniem. Ostatnie dni były dla niej ciężkie. Przysporzyły jej wielu negatywnych emocji, które mogły się na niej odbić w każdy sposób. Ponadto wizyty u lekarza nie były niczym przyjemnym. A kiedy dotyczyły dwóch osób, a nie jednej pewnie stawały się jeszcze gorsze.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Wiedziała, że zdąży. Być może było to przeświadczenie naiwne, może dyktowane zdecydowanie za dużą wiarą w drugiego człowieka, ale niewiele było w jej otoczeniu osób, którym powierzyłaby wszystko - włącznie z własnym życiem.
Czasami, wracając myślami do spotkania na plaży, zastanawiała się, co by było, gdyby wtedy nie zgubił zdjęcia, gdyby go nie odnalazła i nie zwróciła fotografii, gdyby nie zgodziła się wejść do jego mieszkania i nie spędziła z nim wieczoru nad pizzą, którą w odgórnym założeniu miał zjeść z najlepszym kumplem. Z pewnością nie kontynuowaliby tej relacji, nie zbudowaliby łączącej ich obecnie więzi, a życie wydawałoby się jeszcze bardziej puste. Tym chętniej więc Charlotte porzucała niemądre przemyślenia, upominając samą siebie; powinna była cieszyć się z tego, co miała, nie zaś tracić czas na coś, co mogłoby wydarzyć się tylko ewentualnie.
- Kto by pomyślał, huh? Nie tak dawno pokazywałeś mi tamten lokal i planowaliśmy remont, a dziś już rozmawiamy o otwarciu - intensywność upływającego czasu była przerażająca, bez względu na to, jakiego wydarzenia nie wybrałaby za punkt odniesienia.
Wiedziała przy tym, że z poszczególnymi etapami ciąży mogłoby być podobnie; dopiero dowiedziała się o dziecku, za kilka miesięcy miała je urodzić. Jeżeli ten czas miałby upłynąć tak szybko jak podczas organizacji spraw związanych ze studiem, chyba mogła poddać się zdenerwowaniu - nie było szansy na to, by poradziła sobie ze wszystkim.
Nie podjęła się próby ukrycia zaskoczenia. To malowało się na jej twarzy dosadnie, a Charlotte nie chciała przybierać masek. Była zmęczona ostatnimi dniami, może tygodniami - nie miała pojęcia, kiedy to wszystko się zaczęło - oraz nieustanną koniecznością podtrzymywania pozorów.
- Czego chcę? Czego ja mogę chcieć? - zagaiła, wzruszając ramionami. Ukryta w tonie jej głosu opryskliwość nie była zamierzona, dlatego Charlotte szybko pożałowała, a wyrazem skruchy miało być posłane w kierunku przyjaciela spojrzenie. Nie zasługiwał na to, by wyżywała się akurat na nim, szczególnie że od samego początku to właśnie on był jej ostoją. - Przepraszam. Ja po prostu... - podjęła, zaraz potem wykonując bagatelizujący ruch dłonią. Czuła, że nie musiała uzewnętrzniać się ze swoimi potrzebami i pragnieniami. To nie on powinien stać na tym cholernym korytarzu, to nie z nim powinna była przeprowadzać tę rozmowę, to nie jego powinna była prosić o to, by porzucił swoje ewentualne plany na to popołudnie na rzecz siedzenia w szpitalu. - Wejdę sama.
Decyzję podjęła nagle, pod wpływem chwili, ale nie żałowała. Czuła, że to było najwłaściwsze, nawet jeżeli przez ostatnich kilkanaście minut zdążyła napatrzeć się na wystarczająco dużą ilość par, które pojawiały się w gabinecie razem i wychodziły z niego zachwycone tym, jak dobrze wszystko się układało.
Nie sądziła, że kiedyś mogłaby zazdrościć komuś akurat tego.
- Trochę, ale przecież... czułabym, gdyby działo się coś bardzo złego, prawda? Wejdę, zrobią mi badania i pojedziemy do domu - zapewniła z uśmiechem, wracając na wcześniej zajmowane krzesełko.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rhys miał to do siebie, że nie lubił zawodzić. Robił, co mógł, by wywiązać się z danego komuś słowa. Nie inaczej było w tym przypadku. Spotkanie z prawnikiem mogło się przeciągnąć, ale nie mogło go powstrzymać od podjęcia się prób dotarcia do szpitala na czas.
W tej relacji było to dla niego o tyle istotne, że nawiązali ją drogą przypadków i początkowej niechęci, a życie samo zadecydowało i sprawiło, że wszystko, co ich łączyło, potoczyło się w taki, a nie inny sposób. Fakt, że los postawił mu na drodze Lottie, cenił sobie ponad wszystko. Było to najlepsze, co go spotkało w ostatnich miesiącach. Rozczarowanie jej było ostatnim, na co chciał sobie pozwolić. Zwłaszcza że ona również nigdy go nie zawiodła.
Przeleciało, ale to dobrze, przynajmniej w lodówce nie będzie nas witać tylko światło — zaśmiał się. Zależało mu na tym, by wszystko było skończone jak najszybciej, a zarazem, żeby było wykonane dobrze. Na ten moment mógł śmiało powiedzieć, że był zadowolony z postępów całej pracy i tego, jak prezentowało się studio. Jednocześnie musiał przyznać, że gdyby nie pomoc Blake'a i Lottie, prawdopodobnie wizja otwarcia byłaby bardziej odległa. Dzięki nim dzieliło go jednak od tego ważnego dnia zaledwie kilka ostatnich dni, które zamierzał poświęcić drobnym poprawkom i ostatnim przygotowaniom.
Wiesz, o co pytam — mruknął. Doskonale wiedział, czego chciała. Musiałby być idiotą, by nie zdawać sobie sprawy z tego, że obecność ojca dziecka była jej jedynym pragnieniem. Jego jednak obok nie było. Chciała tego czy nie, miał to gdzieś — Nie przejmuj się... Rozumiem — dodał pokrzepiająco, gdy napotkał jej skruszone spojrzenie. Opryskliwość, którą dało się wyłapać w jej słowach, była czymś naturalnym, czego nie brał do siebie. Właściwie był gotowy nadstawić karku po to, by wyładowała na nim frustrację. Jeśli to cokolwiek by dało, nie przejąłby się niczym. Czasami wyrzucenie z siebie tego, co ciążyło na sercu, było lepszą opcją niż duszenie tego w sobie.
W porządku. Poczekam tutaj — skinął głową. Jeśli tego właśnie chciała, nie zamierzał się narzucać i był gotowy czekać na kobietę na jednym z wolnych krzeseł. Decyzje należały do Lottie. On mógł je jedynie akceptować. Mógł zaakceptować to, że chciała, by był tu z nią, jak i to, że chciała do gabinetu lekarza wejść sama. Nic więcej nie mógł zrobić poza tym cholernym wykazywaniem zrozumienia dla jej zachowania, decyzji i próśb.
Prawdę mówiąc nie wiem, nie znam się na tym, ale gdzieś słyszałem, że kobiety faktycznie to czują. Pewnie sprawdzi, czy ciąża rozwija się tak, jak powinna i faktycznie wrócimy do domu — odparł. Nie miał pojęcia, jak to wyglądało. Nie znał kobiety, która byłaby w ciąży i dzieliła się z nim wszelkimi doświadczeniami związanymi z tym konkretnym okresem, żeby czuł się jakkolwiek obeznany w temacie. Wiedział tylko tyle, ile udało mu się gdzieś przeczytać albo usłyszeć — Możemy też skoczyć coś zjeść w drodze do domu, jeśli masz ochotę — zaproponował, gdy usiadł obok niej, poruszając lekko brwiami, co miało jej uświadomić, że był skłonny spełnić wszelkie zachcianki, jakie mogłyby ją dopaść, jak miało to miejsce nie tak dawno, gdy zażyczyła sobie między innymi słodkości i miętówki.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

W założeniu łagodny, w rzeczywistości wyrażający jedynie kaprys uśmiech przemknął po kobiecych wargach niemal niezauważalnie. Wyrozumiałość, jaką wykazywał się Rhys, była godna podziwu, może nawet pozazdroszczenia. Niewiele było bowiem osób, które nadstawiałyby drugi policzek w sytuacji takiej jak ta obecna czy minimalnie podobnej. Przyjaciel robił Charlotte ogromną przysługę, poświęcając swój czas i inne zobowiązania na rzecz jej problemów. Problemów wynikających przede wszystkim z lekkomyślnego zachowania i bliżej niezrozumiałych porywów serca oraz ciała. Z perspektywy czasu zupełnie nie rozumiała, jak mogła być tak nieodpowiedzialna, jednak wtedy wszystko działo się tak szybko, a ona - znajdując się pod kontrolą egoistycznych pragnień - odsunęła zdrowy rozsądek na naprawdę daleki plan.
- Nie powinieneś rozumieć, wiesz? - zagaiła niespodziewanie, pochylając się do przodu, by w geście bezradności wesprzeć łokcie o swoje kolana, a wzrok zatrzymać na jakimś bliżej nieokreślonym punkcie mozaiki, która ozdabiała sterylnie czystą podłogę szpitalnego korytarza. - Jestem beznadziejna. Marudna i skupiona jedynie na nim, a ty... mimo to wciąż jesteś obok. Czemu? - padające pytanie brzmiało niemal jak wyrzut. Choć w codziennym życiu Lottie starała się kierować przede wszystkim empatią, to nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że Rhys wyprzedzał ją w przedbiegach. Nie był to co prawda żaden wyścig czy konkurs, ale mężczyzna skutecznie wpędzał ją w poczucie winy - mniej lub bardziej świadomie. Nie zasługiwał na zachowanie, jakim względem niego wykazywała się ona.
- Sama nie wiem - przyznała po krótkiej pauzie, zastanawiając się nad jego propozycją. Opcja kolacji na mieście wydawała się rozsądna; byłaby odmianą dla czasu spędzanego za zamkniętymi drzwiami mieszkania, gdzie w ostatnich dniach Charlotte przebywała z psem, samą sobą oraz myślami, które nie dawały jej spokoju.
- Mam ochotę... zniknąć na trochę - dodała niespodziewanie, zerkając na Rhysa kątem oka. Dotychczas nie brała pod uwagę wyjazdu czy - innymi słowy - ucieczki, ale im dłużej zastanawiała się nad swoim położeniem, im dłużej gdybała nad dręczącymi ją dolegliwościami i im dłużej snuła różne scenariusze przyszłości, tym częściej dopadała ją nieopisana chęć pozostawienia za sobą wszystkiego i spędzenia odrobiny czasu z dala od Seattle, gdzieś, gdzie nikt jej nie znał, gdzie nie musiałaby martwić się o to, co powiedzą rodzina i przyjaciele.
To byłaby miła odmiana.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mógłby się kłócić. Nie dostrzegał w tym niczego do pozazdroszczenia ani godnego podziwu. Był jaki był. Może i potrafił stać się oparciem dla drugiej osoby, ale jednocześnie sam często tego oparcia potrzebował, bo nie był idealny i koniec końców popełniał wiele błędów, nawet wtedy, gdy kierowały nim dobre zamiary, a potem za nie płacił. Może gdyby był idealny w każdym względzie, to ludzie mogliby mu zazdrościć, ale nie był. Miał swoje za uszami, miał swoje słabe i mocne strony, jak każdy człowiek. Czy każdemu się czegoś zazdrościło? Nie. A to, że nadstawił drugiego policzka, nie było dla niego niczym nadzwyczajnym. Przychodziło mu to naturalnie. Tak samo naturalnie przychodziło mu to, że poświęcał swój czas bliskim osobom i trwał przy nich, gdy tego właśnie potrzebowały. W takich sytuacjach jego własne sprawy traciły na znaczeniu, bo doskonale wiedział, jak to jest, gdy potrzeba posiadania obok siebie kogoś zaufanego potrafi dać w kość, a wszyscy wokół wydawali się nie znaleźć nawet pięciu cholernym minut na to, żeby po prostu znaleźć się obok.
Wiem, ale jednak rozumiem… — Jego sytuacja może była odmienna od tej jej. Mniej dramatyczna i z lepszymi perspektywami na przyszłość, ale sam przechodził przez coś podobnego i chciał, by ktoś istotny był obok. Ktoś bliższy niż ktokolwiek inny. Kiedyś, jak i teraz. Pragnienia nie pokrywały się jednak z rzeczywistością. Można było mieć koncert życzeń kierowany do losu i wszelakich sił wyższych, ale życie skutecznie to weryfikowało i sprowadzało człowieka na ziemię. Pytanie Lottie go zaskoczyło. Spojrzał na nią skonsternowany i westchnął — Nie wiem jak ci na to odpowiedzieć, Lottie. Mógłbym wymienić wiele powodów, dla których jestem i będę obok, ale czy one na pewno są takie ważne? — zapytał, ale nie czekał na odpowiedź — Wydaje mi się, że najważniejsze jest to, że tego właśnie chcę. Bycia obok, kiedy mnie potrzebujesz. Tak jak ty byłaś obok mnie, kiedy ja tego potrzebowałem. I nie mów, że to różne sytuacje, bo to nie ma znaczenia. Że nie jestem ci niczego winny, bo nie o to chodzi. Zależy mi na tej relacji i na tobie. Przyjacielem nie można być od święta. Albo się nim jest, albo nie, bez względu na to, czy wszystko układa się idealnie, czy zaczyna popadać w ruinę — dodał. Tak to właśnie widział. Miała w nim przyjaciela, a przyjaźń dla Rhysa była jedną z najważniejszych relacji, dla których można było poświęcić wiele. Znieść również, dlatego na to, jak go traktowała, gdy życie ją przytłaczało, z łatwością przymykał oko.
Masz czas. Namyślisz się. Może po tych badaniach zgłodniejesz — uśmiechnął się. Nie nalegał. Równie dobrze mogli zamówić coś do domu albo mógł ugotować coś z resztek wygrzebanych z lodówki. Było mu wszystko jedno. W tej chwili i tak bardziej interesowało go to, czy Lottie przez badania przejdzie bez złych wieści i jej kolejne słowa. Te, które wymusiły na nim dłuższe milczenie, jakie poświęcił rozmyślaniu.
Gdzie byś chciała jechać? — zapytał. Nie zamierzał pytać o to, czemu chciała wyjechać, ani o to, na jak długo. To nie miało znaczenia. Życie się jej sypało. Mogła wyjechać, jeśli czuła, że tego właśnie potrzebuje. Na jak długo? Na tak długo, jak sama uznałaby za słuszne. Chodziło o nią, jej samopoczucie, zdrowie jej i dziecka. Czasami wyjazd był dobrym resetem, dla zmęczonego umysłu. On sam takowy rozważał, ale nie miał pojęcia, gdzie w obecnych zawirowaniach miałby upchnąć te dwa dni.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Czy powody były ważne? Nie wiedziała.
Nie wiedziała jednak również, co kryło się w męskiej głowie bądź sercu, a bardzo chciała - nawet jeżeli miałoby się okazać to wiedzą niewygodną, wpędzającą w dyskomfort. Lubiła wiedzieć, na czym dokładnie stała, doceniała klarowne sytuacje, chciała, by jej życie było nieco prostsze właśnie między innymi dzięki szczerej rozmowie i swobodnemu wyrażaniu emocji.
Ostatnie dni pokazały jej, jak szkodliwe mogło być kłamstwo, nawet jeżeli stworzone w dobrej wierze. Charlotte była gotowa okłamać własne dziecko w celu zapewnienia mu bezpieczeństwa i ochronienia go przed gorzkim smakiem rozczarowania z powodu ojca, który nie chciał stać się centrum dziecięcego wszechświata. Okłamała Blake'a, twierdząc, że była w stanie poradzić sobie bez niego, że był dla niej martwy, chociaż wspomnienie kilku ostatnich spotkań wciąż odbijało się w jej głowie donośnym echem, a obraz mężczyzny był wiecznie żywy, ilekroć tylko zamykała powieki. Na koniec okłamała samą siebie, wmawiając sobie, że była na tylne silna, by przetrwać okres ciąży, urodzić i wychować małego człowieka na własną rękę, bez czyjejkolwiek łaski, zainteresowania czy pomocy, a przecież to właśnie tej ostatniej pragnęła najmocniej.
- Naprawdę to doceniam - wyznała po krótkiej pauzie, uznając to za jedyną sensowną odpowiedź. Natłok myśli nie pozwalał na nic więcej, nawet jeżeli na usta cisnęło się wiele; podziękowań, zapewnień, że nie musiał się martwić, że była na tyle silna, by poradzić sobie w pojedynkę. Czym było bowiem jeszcze jedno kłamstwo, skoro miałoby ono uspokoić przyjaciela?
Dokąd chciałaby pojechać? Nie była pewna. Możliwości było naprawdę dużo, chociaż ciążowe dolegliwości mogły nieco listę potencjalnych miejsc do odwiedzenia skrócić. Nie zmieniało to jednak faktu, że wyjazd i krótki odpoczynek był pobożnym życzeniem.
- Nie wiem. Najchętniej gdzieś, gdzie jest ciepło. Chciałabym wynająć domek nad wodą, spacerować po plaży i na chwilę zapomnieć o tym, że... - podjęła, jednak nie zdążyła skończyć. Widok wychodzącego z gabinetu lekarza wystarczył, Charlotte podniosła się ze swojego miejsca i ruszyła w kierunku pokoju, wcześniej uśmiechając się do Rhysa po raz ostatni - na znak, że była dobrej myśli, że miał poczekać, bo niedługo wrócą do domu.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On sam chciałby wiedzieć, co się pod tym wszystkim kryło.
Czasami wydawało mu się, że więcej niż byłby w stanie przyznać, ale ostatecznie powtarzał sobie, że chodziło tylko o przyjaźń, która wiązała się z obustronnym oddaniem, zaufaniem i wsparciem w nawet najgorszych momentach życia. Lottie stała się jedną z najbliższych mu osób. Może nawet najbliższą, z którą spędził ogrom czasu w ciągu ostatnich miesięcy. To sprawiało, że jego nastawienie względem niej było takie, a nie inne. Że nawet jeśli miał słabość, do której się przyznał, to ona traciła na znaczeniu, bo ważniejsze było dla niego to, by ich relacja pozostała niezmieniona i wciąż dobrze się rozwijała. Nie chciał stracić blondynki przez głupie porywy i pragnienia, które mogłyby zaprzepaścić to, co udało im się tak naturalnie wypracować i co było dla nich niezwykle istotne.
Wiem o tym — uśmiechnął się, sięgając do kobiecej dłoni, by swoje palce spleść z tymi jej w delikatnym uścisku. Wiedział, że to doceniała. Nie musiała nawet o tym mówić, dziękować i zapewniać o wszystkim, by był tego świadomy. Z podziękowaniami z jej strony czy bez nich, pozostawałby sobą i robił to, co robił do tej chwili. Byłby obok i wspierałby ją słowami, gestami, a nawet milczeniem, któremu mogła się oddać w jego towarzystwie. Tak już miał, że chciał być obok, gdy czuła, jak życie przygniatało ją z każdej strony. Jeśli jego obecność mogła przynieść ukojenie, nawet najmniejsze, to czemu miałby postępować inaczej?
Kwestię wyjazdu był gotów poprzeć. Oderwanie się od Seattle i wszystkich problemów, jakie dopadały ją niemal każdego dnia, brzmiało sensownie i wydawało mu się, że mogłoby Lottie naprawdę dobrze zrobić. Wyciszyłaby się, odetchnęła świeżym powietrzem i zresetowała po tej fali nieszczęść, która ją dotykała. Gdyby tylko chciała, osobiście zawiózłby ją w każdy zakątek świata i odebrał, kiedy uznałaby, że pora wracać do domu, gdy poczułaby, że to ten moment. Był gotów pociągnąć temat i zachęcić ją do realizacji tego pomysłu, gdyby nie lekarz, który przykuł jego uwagę.
Idź, trzymam kciuki — mruknął, gdy jego spojrzenie przesunęło się z lekarza na blondynkę. Gdy wstała, odprowadził ją wzrokiem do drzwi gabinetu i westchnął, uświadamiając sobie, że cała ta wizyta i badania stresowały go. Martwił się o zdrowie Lottie, a nawet dziecka, które miała urodzić. Miał nadzieję, że chociaż raz los okaże się dla niej łaskawy i że wszystko będzie w porządku, a wizyty u lekarzy będą tylko konieczną formalnością. Zasługiwała na to. Na minimum poczucia, że coś mogło się ułożyć tak, jak powinno.
Nie wiedział, ile czasu minęło. Zamyślony całkowicie stracił poczucie czasu, jego wzrok przesuwał się po kafelkach, jakby te były czymś fascynującym. W rzeczywistości nie wiedział jednak co ze sobą począć. Każda kolejna minuta trwała wieczność, a jego dopadało coraz więcej wątpliwości. Czy to na pewno powinno tyle trwać? Nie wiedział. Nie znał się. Kiedy jednak Lottie wyszła z gabinetu, odetchnął i podniósł się na równe nogi, by do niej podejść.
Wszystko w… — urwał. Nie widział sensu w kończeniu pytania, gdy wyraz jej twarzy był wystarczającą odpowiedzią — Co się stało? — zapytał. Wiedział, że znowu coś było nie tak. Czuł to i widział w jej oczach.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”