WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

To zaskakujące, jak nowy, dorosły świat, po którym Gabriel zaczął stąpać, nagle się załamał i zmienił o sto osiemdziesiąt stopni. Jedna krótka chwila sprawiła, że z postawnego młodego mężczyzny o ogromnej sile, potrafiącego postawić na swoim, nagle stał się całkiem bezbronnym, małym chłopcem, opanowanym przez przemożny lęk i bezradność. W tak ciężkich chwilach warto było mieć przy sobie kogoś bliskiego, na kogo wsparcie mógł liczyć.
Tym kimś w tym momencie była Josie. I choć ze względu na ich niedawne relacje niczego od niej nie oczekiwał, tak odkąd uparła się z nim pojechać do szpitala, niemal w każdej sekundzie czuł jej obecność, która dodawała mu siły i odwagi. Dzięki niej był w stanie jakoś to przetrwać. A kłótnia, która przerwała ich przyjacielską więź, przestawała mieć jakiekolwiek znaczenie.
Jej impulsywny gest, dotyk i bijące od niej ciepło sprawiały, że czuł się zamknięty w bezpiecznym miejscu przed całym światem, a jednocześnie wzbierające w nim emocje dawały mu poczucie tym większej własnej kruchości. Pośród wszystkich niewiadomych, jedyne, co wiedział, to że nie chciał być teraz sam. Inaczej miał wrażenie, że się rozpadnie.
- Tak, zawsze umiała walczyć. Choćby o ostatniego indyka na święto dziękczynienia - przyznał, a z jego ust wyrwało się nieco histeryczne prychnięcie na samo wspomnienie, jak się awanturowała, kiedy w tym samym momencie razem z inną kobietą poprosiły przy ladzie o ostatnią porcję mięsa tuż przed świętem. Mimo świadomości o powadze sytuacji, nie potrafił powstrzymać przebłysku uśmiechu. Zaraz potem przypomniał sobie, że te święta niedługo się zbliżały i mogły nie wyglądać już tak samo, więc na jego twarzy, schowanej w ramionach Josie, znów namalowało się skrzywienie.
Następne wydarzenia przyniosły mu kolejną serię napięć i stresu. W pośpiechu podążył za tatą i lekarzem, który poinstruował ich, jak powinni się zachowywać. Widok mamy, leżącej na łóżku, w przebraniu szpitalnym, z kołnierzem na szyi i założoną maską, podpiętą do kroplówki, łamał mu serce. Na jej twarzy rysowało się kilka zadrapań. Z trudem oddychała przez aparat. Bardzo wolno, z widocznym zmęczeniem poruszała powiekami, ale kiedy jej wzrok padł na syna i tatę, Gabriel zobaczył jej szkliste oczy.
- Mamma - jęknął, pospiesznie podchodząc do niej i pochylając się w jej stronę. W tym czasie Mark, łamiącym się głosem, według wcześniejszych instrukcji, powiedział do niej kilka uspokajających słów. Po chwili Elena, wycieńczona przeżyciami i uspokojona obecnością swoich mężczyzn, opadła głową na poduszkę, zapadając w głęboki sen.
Gabe nie był pewien, ile czasu minęło, kiedy tak wpatrywał się w nią, jakby samym patrzeniem miał dodać jej sił, by jak najszybciej wyzdrowiała. W pewnym momencie tata uświadomił mu, że powinien wrócić do Josie, na co chłopak niepewnie wstał z krzesła i rzucił mamie jeszcze jedno długie spojrzenie, zanim pociągnął za klamkę i ruszył przez korytarz.
- Jose - westchnął, nie potrafiąc ukryć ulgi, gdy tylko zobaczył czekającą na niego dziewczynę. - Twój tata wie, gdzie jesteś? Nie chciałbym, żeby się martwił - powiedział z troską, przystając przy niej. Poniekąd to Gabriel był winny, że córka pana Hirscha jeszcze nie wróciła do domu. I znów pojawiła się w nim myśl, że zachowywał się samolubnie, pozwalając jej spędzać tę noc w szpitalu. Z tym, że, cholera, dodawało mu to dziwnej otuchy. Z tego tytułu raz na jakiś czas chyba powinien pozwolić sobie na bycie zwyczajnym egoistą.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

W tamtej chwili Josie była skłonna rozpaść się razem z Gabrielem; była skłonna sięgnąć z nim dna tyko po to, aby ponownie wyciągnąć go na powierzchnie. Kłótnia, przerwane więzi i pieczołowicie pielęgnowany przez te wszystkie miesiące żal w obliczu ludzkiej tragedii przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
Uśmiechnęła się z domieszką goryczy i smutku, słysząc wzmiankę o indyku. Nigdy nie przyszło jej zobaczyć zdesperowanej i walecznej Pani Clarke, jednak doskonale pamiętała czasy, kiedy próbowała wbić do głowy syna odrobinę manier i zasad. Była wtedy niezłomna i każdorazowo argumentowała swoje racje. Argumentowała je również podczas rozmów z Josephem Hirsch, tłumacząc proces dorastania dziewczynek i proces powstawania prawdziwego, włoskiego spaghetti.
Na korytarzu Josephine miała czas, aby na spokojnie przeanalizować aktualną sytuację. Jak mantrę odtwarzała w głowie spotkanie Gabriela na integracji studenckiej, drogę na parking oraz do szpitala; analizowała sylwetę lekarza, jego srogą minę i powściągliwość. Snuła domysły, czarne i białe scenariusze, dlatego gdy ponownie ujrzała chłopaka, ocknęła się z własnych, mniej lub bardziej absurdalnych myśli. Wbrew pozorom ona również walczyła o zdrowy rozsądek i o to, aby nie stracić gruntu pod nogami – a o to było łatwo.
Dzwoniłam do niego przed chwilą. Rano ma zjawić się w szpitalu. Prosił przekazać, że jeżeli czegoś potrzebujecie, to możecie śmiało dać mu znać – powiedziała zgodnie z tym, co przekazał jej Joseph. On również czuł się zobowiązany do pomocy. – Co… – zawahała się – co z twoją mamą? – zapytała, stając o wiele bliżej. W pewnym momencie zacisnęła palce na przedramieniu Gabriela, jakby tym gestem zamierzała nie tylko go ponaglić, ale również dodać otuchy. – Hmm? Gabriel?
Obawiała się odpowiedzi, a błysk niepokoju w jej oczach był tego dobitnym przykładem. Mimo wszystko żyli blisko i odniosła wrażenie, że powinna wiedzieć; że Gabriel aktualnie potrzebował osoby, z którą mógłby podzielić troski.

autor

-

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

Po zobaczeniu mamy wraz z każdą minutą buzujące w nim emocje powoli traciły na sile, przynosząc względny spokój. Dotychczasowe napięcie przerodziło się natomiast w otępienie, nasilone ciągłym zamyśleniem, z którego wybudził go Mark. Przypomniawszy sobie o Josie oraz o imprezie i następujących po niej pełnych wrażeń chwilach, nagle poczuł się niesamowicie głupio. Ona tak go wspierała, a on? Targany emocjami, wygadywał bzdury, byle ją od siebie odepchnąć. W gruncie rzeczy dziewczyna wcale się nie zniechęciła jego zachowaniem, więc kiedy ujrzał ją na korytarzu, poczuł niesamowitą wdzięczność.
- Ach, tak... dziękuję. W imieniu moim i rodziców - powiedział, naprawdę doceniając gest. Pan Hirsch jako dobry sąsiad i przyjaciel swoje najlepsze cechy zdecydowanie przekazał córce. Na następne pytanie westchnął ciężko. Z trudem przyglądał się sylwetce mamy, a jego myśli odbiegały wtedy w przyszłość, która wydawała się teraz taka niepewna. Chwila upłynęła, zanim pozbierał myśli, dlatego na ponaglenie Josie podniósł na nią spojrzenie.
- Jest… jest mocno poobijana i zmęczona. Musi teraz dużo odpoczywać. Gdyby nie ta operacja i aparat pomagający jej oddychać… - pokręcił głową, jakby w ten sposób chciał wyrzucić z niej nasuwające się czarne myśli, które znów wywoływały emocje, których miał już dość. Gabriel, ogarnij się, nakazał sobie w myślach, jeszcze przez kilka sekund stawiając siebie w walce z samym sobą. Ponowny głęboki oddech pozwolił nabrać mu nowych sił. - Chwilę potrwa, zanim przyjdą wyniki badań, nadal sprawdzają przyczyny nagłego osłabienia - dodał ze smutkiem, bo dopóki nie zyskają konkretnych informacji, to dalej nad nimi będzie krążyć niepokój. Emanowana troska dziewczyny jednocześnie dawała mu ukojenie i narastające wyrzuty sumienia. Spuścił wzrok i przygryzł nerwowo wargę.
- Josie, ja… - zająknął się na moment, próbując znaleźć odpowiednie słowa - …chciałem cię przeprosić. Zachowałem się jak dupek. Dziś i za każdym razem w ciągu ostatnich kilku lat. Nie zasługuję na… znajomość z tobą - stwierdził cicho, w przypływie impulsu zmieniając ostatnie słowa, po czym zacisnął szczęki. Określenie ich relacji mianem przyjaźni naturalnie cisnęło mu się na usta, ale to chyba można było nazwać dużym nadużyciem. Cała ta ich więź przeplatająca się przez dzisiejsze wydarzenia, mieszała mu w głowie i nie wiedział, jak właściwie się do tego wszystkiego odnieść.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

Zrobilibyście dla nas do samo– odpowiedziała bez krzty zawahania, przy czym całkowicie odruchowo wzruszyła ramionami.
Nie do końca wiedziała czy to, co łączyło Josepha z państwem Clarke można było nazwać przyjaźnią, ale z pewnością obie rodziny czuły powinność, aby sobie pomagać. Josephine do dziś doskonale pamiętała jak Elena w imieniu ojca upiekła ciasto na zakończenie pierwszej klasy liceum, jak uczestniczyła w zebraniu dla rodziców i podpisywała za niego każdy dokument; jak pomagała w zbiciu gorączki Louisa oraz gospodarowała mu czas, kiedy akurat nie mógł pójść do przedszkole.
Josephine doskonale pamiętała Marka i Josepha naprawiających płot, i skrzynkę na listy, i domek na drzewie, i ścinających krzewy, i remontujących kuchnie Clarke’ów, i łazienkę Hirschów…
…i nielegalnie wędkujących na stawie za Phinney Ridge, i uciekających tego samego dnia przed policją. I śmiejących się do rozpuku podczas grilla w towarzystwie całego sąsiedztwa, i podczas urodzin Gabriela przy korzennym piwie, i przy wódce w noc sylwestrową.
Poza tym Josephine doskonale pamiętała samą siebie sprzed dwóch lat, chociaż z uporem próbowała sobie wmówić, że tamta dziewczyna przepadła; że nie powinna więcej z zażyłością spoglądać w kierunku Gabriela, kibicować mu i wspierać. Nie powinna oglądać z nim disnejowskich produkcji i tych strasznych, hollywoodzkich horrorów. Nie powinna klepać go po ramieniu, wytykać języka, częstować okropnymi ciastkami owsianymi i rozgotowanym makaronem, którym gardził nawet Remy; siedzieć z nim na dachu i liczyć gwiazd; i liczyć drzew przy drodze oraz lamp w mieście. Nie powinna, a jednak często o tym myślała. Szczególnie teraz, gdy smutny, posępny wzrok chłopaka odbierał Josephine całą pewność.
Czuła się niebywale bezradna, kiedy widziała go takiego - takiego przestraszonego i zmęczonego.
Poczekamy razem – zapewniła, próbując przynajmniej w ten sposób wesprzeć Gabriela. W takim momencie wyjście ze szpitala było nierozsądne i wręcz pozbawione empatii. Nie zamierzała zostawić go samego – nawet jeżeli w pomieszczeniu obok znajdował się Mark. Poza tym również martwiła się o Elene, a informacja odnośnie ewentualnych konsekwencji braku operacji i aparatu zaogniła w niej niepokój. Musiała nabrać głębszego oddechu, aby kontynuować. Gabriel zrobił to samo, choć już po chwili wydawało się, że na moment odbiegł myślami od wizerunku matki.
Gabriel… – urwała. Intuicyjnie ściągnęła brwi i wstrzymała powietrze w płucach, przy czym dokładnie zlustrowała mimikę towarzysza. Pomimo okoliczności nie była gotowa na tę rozmowę, jednak postawiona przed faktem, musiała się dostoswoać. I prędko zastanowić.
Po wyznaniu Gabriela zamilkła, choć jej wzrok z uporem tkwił w jego sylwetce. Poczuła się przytłoczona i absurdalnie winna, choć przez te wszystkie miesiące z uporem o rozpad ich relacji obwiniała chłopaka. W rzeczywistości oboje postąpili identycznie nierozważnie, przekładając nowe znajomości i ego ponad przyjaźń.
Też powinnam cię przeprosić – przygryzła wargę – nie zachowywałam się w porządku wobec ciebie – zrobiła pauzę – i Quinn. Wobec niej też – przytaknęła własnym słowom, ale nie dało się ukryć, że z trudem wypowiedziała się o dziewczynie Gabriela. Mimo wszystko nie akceptowała jej, lecz doskonale zdawała sobie sprawę, że nie była osobą, która miała prawo dyskryminować jego wybór.
Może… – urwała, po czym zmieliła w ustach ślinę. Zaczęła się stresować, co w przypadku Josephine było zjawiskiem niebywale rzadkim. Mimo tego odczuwała dreszcze i gorąc, atakujący jej ciało od palców do czubka głowy. – Może powinniśmy poznać się jeszcze raz? – wydusiła. Następnie wyciągnęła dłoń i niecierpliwie zaczęła czekać aż Gabriel zrobi to samo. Albo ją wyśmieje. – Jestem Josie – uśmiechnęła się blado.

autor

-

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

- Oczywiście - przytaknął bez namysłu. To oczywiste, że Clarke’owie również zrobiliby wszystko, co w ich mocy, by pomóc Josephine i jej tacie. Patrząc na sympatię, jaką siebie wzajemnie obdarzali i która wyzwalała w nich chęć niesienia sobie pomocy, nie ulegało wątpliwości, że w każdej sprawie mogli na siebie liczyć.
Na jej słowa skinął lekko głową, zdobywając się na cień uśmiechu. Przez ostatnie dwa lata usilnie próbował sobie wmówić, że zupełnie nie zależało mu na przyjaźni z Josie, że bez jej ciągłego gadania mu do ucha w trakcie lekcji w szkole było w końcu spokojnie, że mógł zająć się sobą, Quinn i własnymi marzeniami. Za każdym razem, kiedy widział byłą przyjaciółkę na chodniku naprzeciwko własnego domu czy przechodzącą szkolnymi korytarzami, upewniał się w myślach, że dobrze się stało, aż w końcu w to uwierzył. Aż do teraz.
Nie sądził, że będzie potrzebował towarzystwa Josie, ale jej obecność mimowolnie wpływała na niego kojąco. Dzięki niej był w stanie jakoś się trzymać. Okazało się też, że doświadczając tak ciężkich chwil, przy niej mógł sobie pozwolić na chwilę słabości. Nie był w stanie ocenić, jak bardzo był jej za to wdzięczny, a przy tym cholernie winny za swój upór i zwyczajną głupotę, która doprowadziła do zbezczeszczenia ich wieloletniej przyjaźni, co postanowił wyrazić w formie przeprosin.
Chwila szczerości pozwoliła na oczyszczenie atmosfery i zrzucenie ze swoich barków ciężaru przewinień, choć Gabe podświadomie przeczuwał, że przed nimi był jeszcze kawałek drogi, zanim wszystko między nimi będzie naprawdę w porządku. - Rupert w sumie też nie jest niczemu winny - przyznał cicho, nie będąc do końca zadowolonym z brzmienia własnych słów. W gruncie rzeczy mógł za nim nie przepadać, ale głupoty nie dało się wyleczyć, a Rupert był po prostu… sobą. A Josie kierowała się jakimś niezrozumiałym powodem, by wybrać właśnie jego i… Clarke musiał jakoś to znieść.
Jej propozycja spotkała się ze ściągnięciem brwi i wbiciem w nią zdezorientowanego spojrzenia, co skłoniło go do szybkiego przeanalizowania sytuacji. Brzmiało to jednocześnie tak absurdalnie, a zarazem wzbudzało nadzieję na nowy start, że ostatecznie wyciągnął do niej rękę. - Jestem Gabe. Miło mi cię poznać, Josie - uścisnął delikatnie jej dłoń, pozostawiając ją w uścisku o chwilę dłużej niż powinien, spoglądając dziewczynie w oczy, a jego kąciki ust zadrgały w lekkim uśmiechu.
W ramach ponownego poznania się, usiedli na krzesłach w korytarzu i zaczęli wymieniać się ciekawostkami o sobie. To pozwoliło młodemu mężczyźnie nieco się rozluźnić i na chwilę zapomnieć o patowej sytuacji, przez którą znaleźli się w szpitalu. Niedługo później oboje weszli do pokoju, w którym leżała Elena, by wspólnie czuwać nad nią przez całą noc. Kiedy więc lekarz przyszedł ze złymi wieściami, obecność Josie, która trzymała go za rękę, stała się bezcenna.

//ztx2

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

-

sunset hill

Post

outfit

Telefon o tym, że na przyjęciu u Cresswellów Jackie została postrzelona sprawiła, że wszystko co Rosemarie w tym momencie robiła (a siedziała właśnie po godzinach w biurze architektonicznym i kończyła projekt, korzystając z tego, że jej rodzice zabrali Lily na weekend do siebie) pieprznęła na ziemię i rzuciła się w kierunku szpitala. Po drodze złamała chyba wszystkie przepisy ruchu drogowego, ale całkowicie to zlała – najwyżej zapłaci ile trzeba :lol:
Na miejscu wpadła na Louisa, którego opierdoliła za to, że naraził jej siostrę i siostrzenicę na niebezpieczeństwo (jakby to była jego wina) i generalnie zrobiła maksymalnie ogromną gównoburzę. Spędziła dość sporo czasu z całą czwórką dzieciarni, która wiecznie się w coś pakowała – Vittorię tuliła, gdy płakała nad mamą, Maxa i Bena opieprzyła za to, że nie ewakuowali Vi i Mads odpowiednio i nawet samą Maddie przytulała, chociaż kontakt z Maxem i z nią sprawiał jej ewidentnie największy problem, głównie przez to, że byli rodzeństwem Christophera, ale jakoś nie umiała ich w tym momencie nie wesprzeć. Od samego Maxa nie była wiele starsza, ale brak obecności ich rodziców – i samego Chrisa – jakoś ją wewnętrznie ugodził, bo zdecydowanie ktoś z nich powinien w tym momencie tu być. W końcu oddelegowała dzieciaków na jakiś obiad, a sama przechadzała się po korytarzu wzdłuż Sali Jackie i z grymasem obserwowała Louisa, który ciągle siedział w pomieszczeniu. Na domiar złego, zaraz zobaczyła wbiegającego i krzyczącego na personel Chrisa. Aż wywróciła oczami. Cztery godziny – tyle tutaj byli, a on dopiero się pojawia i jeszcze drze ryj? Podeszła do niego i złapała go dość mocno za ramię.
– Wszystko z nimi w porządku. Poszli coś zjeść z Vittorią i Benem. – powiedziała, odzywając się do niego tym samym pierwszy raz od ponad dwunastu lat. – Maddie ma lekkie rozcięcie na ramieniu, ale nic groźnego. Max zero obrażeń – puściła w tym momencie jego rękę, odsuwając się i obejmując ramionami. – Tylko Jackie poważnie oberwała – dodała, nie do końca wiedząc czy go to interesuje, bo ostatnim razem gdy rozmawiali odniosła wrażenie, że interesuje go tylko własna dupa, więc…

autor

-

I still look at you with eyes that want you, when you move you make my oceans move too
Awatar użytkownika
36
195

chirurg urazowy, właściciel

Herondale Clinic

broadmoor

Post

Kiedy wszyscy dobijali się do Christophera z wiadomościami, mężczyzna akurat operował, dlatego też z oczywistych względów nie był w stanie odebrać telefonu i od razu się pojawić w szpitalu. Oczywiście jednak, kiedy tylko wiadomości otrzymał, rzucił wszystko w cholernie i jeszcze w scrubsach pojawił się w szpitalu, niemalże biegnąc przez korytarze, żeby zobaczyć czy z Maddie wszystko było okej, chociaż wiedział już teoretycznie że to Jaxkie oberwała mocniej.
W międzyczasie, co oczywiste, zjebał wszystkich, że nie zawieźli wesołej gromady do jego kliniki tylko do szpitala z plebsem, ale teraz była yo kwestią drugorzędną, bo wiadomo, najważniejsze, że żyli. W każdym razie, kiedy tak wpadł na personel szpitala na korytarzu, Oczywiście zaczął się wykłócać, że trzeba załatwić przewóz, lepsze warunki i wszystko inne. I właśnie wtedy przed jego oczami pojawiła się Rosie, która go odciągnęła. W zasadzie najpierw nie wiedział, kto zasadniczo go odciąga i był gotów przypierdolić temu koksowi, ale zobaczył Rosie, soł tego nie zrobił. Dawno z nią nie rozmawiał i wyglądała naprawdę przepięknie. Ech. Tęsknił za nią, ale w życiu by się nie przyznał.
– Okej, całe szczęście. Czemu ich nie przywieźli do mnie? Zająłbym się nimi lepiej niż ci tutaj, kurwa – jęknął cicho, patrząc na nią poważnie. – Ale będzie z nią okej? Załatwię transport i się nią zajmę, serio – zaoferował od razu. – Coś jeszcze, co powinienem wiedzieć? Ja.. Byłbym szybciej, ale operowałem i nie dostałem wiadomości – wyjaśnił od razu, żywo gestykulując. Niby nie musiał się tłumaczyć, ale chciał.

autor

Ola

Awatar użytkownika
0
0

-

-

sunset hill

Post

Cóż, Rosie nie wnikała czy operował, czy robił obiad czy posuwał swoją pieprzoną żonę, oceniła go za to jako nieodpowiedzialnego, jak zawsze. Może to odrobinę okrutne, że tak o tym myślała, ale to była raczej kwestia zadry, którą nadal w sobie nosiła po tym jak potraktował ją samą. Niemniej jednak, starała się zbyt mocno na niego nie patrzeć. Nie chciała widzieć jego twarzy dłużej, niż wymagała sytuacja i podobnie nie chciała z nim rozmawiać, ale uznała, że w takiej chwili mogła się poświęcić.
– Tu podobno było szybciej, mieli ich przetransportować do ciebie, ale Jackie zaczynała być w takim stanie, że nie mieli czasu na dalszy lot, musieli jak najszybciej zabrać ją na sale operacyjną – wzruszyła ramionami, wlepiając wzrok w drzwi, za którymi jej siostra leżała. – Louis stwierdził, że to załatwi. Czekają tylko aż się obudzi, także nie musisz się fatygować – stwierdziła dość oschłym tonem chociaż miała wrażenie, że w gardle rośnie jej gigantyczna gula im dłużej był obok. Tak naprawdę to przez ten cały czas tuliła i uspokajała wszystkich wkoło, sama dusząc w sobie emocje i cały strach o Jackie. Mia pewnie nie odbierała klasycznie telefonu, ich rodzice byli gdzieś na wakajkach więc cała rozpacz spadła na nią. Ugh. Spojrzała na niego z ukosa, gdy zaczął się tłumaczyć.
– Nie musisz się tłumaczyć – machnęła ręką. – Max i Ben byli mega dzielni, świetnie się zajęli dziewczynami. Całe szczęście, że chociaż im się nic nie stało. Kurwa, mówiłam, żeby nigdzie nie jechały, to nie, bo pieprzony Louis zaproponował… – zaczęła mamrotać, czując jak trochę załzawiają się jej oczy. Szybko wierzchem dłoni przetarła twarz. – Wszyscy jesteście tylko problemem. Jedyni normalni faceci w waszych rodzinach to wasi bracia. – wycelowała w niego palcem, chociaż jasne było, że to nie jego wina ale… na kogos jeszcze musiała zwalić winę za całą sytuację, na samego Lou to było za mało :lol:

autor

-

I still look at you with eyes that want you, when you move you make my oceans move too
Awatar użytkownika
36
195

chirurg urazowy, właściciel

Herondale Clinic

broadmoor

Post

Nie był nieodpowiedzialny, starał się bardzo to wszystko ogarnąć, ale prowadzenie własnego biznesu i bycie jednocześnie specjalistą w dziedzinie chirurgii urazowej nie było sprawą prostą. Poza tym gdyby nie ciąża Lucy na pewno by się z nią rozstał, bo naprawdę kiedyś cholernie kochał Rosie. Nie wyszło, a teraz on znowu się chciał rozwodzić.
- Rozumiem, rozumiem. Mogą ją serio zawieźć do mnie, zapewnię jej wszystko co najlepsze. – zapewnił Rosie i westchnął ciężko, chociaz wiedział że jej siostra za nim od jakiegoś roku delikatnie mówiąc nie przepadała.
- Ale chcę się tłumaczyć. - odparł, patrząc jej w oczy. Słysząc o Maxie i Benie, odetchnął z ulgą. Mimo to, widząc jaka jest rozedrgana, lekko ją do siebie przytulił, zamykając ją w swoich ramionach. Nie baczył na to, że mogła sobie tego nie życzyć, po prostu chciał ją jakoś wesprzeć. - Wszystko będzie z nią okej... naprawdę mi przykro, Rosie- wyszeptał cicho, przymykając powieki i na chwilę zapominając o ich przeszłości i całym chujostwie jakie jej zrobił.

autor

Ola

Awatar użytkownika
0
0

-

-

sunset hill

Post

W jej oczach był i tyle. Wszyscy wiemy, że zraniona kobieta to okrutna kobieta i Rosemarie taka trochę teraz była. A może po prostu trochę chciała się na kimś wyżyć w związku z tym co się działo? Pewnie tak.
– Nie wiem, zróbcie tak, żeby się obudziła – powiedziała tylko. Tak naprawdę, to w nosie miała gdzie Jackie będzie, jedyne co ją obchodziło to to, żeby było z nią dobrze. Ostatnio miały dla siebie mało czasu i czuła się z tym kurewsko okropnie. Pozwoliła sobie na ułamek sekundy zerknąć na jego twarz i aż westchnęła. Widywali się dość często, niemal na każdym przyjęciu które organizowały ich rodziny, ale dawno nie widziała go tak blisko i dopiero teraz zauważyła, że czas się na nim odbił. Te kilka drobnych zmarszczek przy oczach… chociaż chyba bardziej przeraziło ją to, że oczy Lily były niemal identyczne jak jego. Aż odetchnęła głębiej.
– Co ty robisz… – wymamrotała, gdy ją przytulił, ale ostatecznie się nie odsunęła. Pozwoliła mu na ten gest, walcząc ze sobą żeby się nie rozpłakać bo był ostatnią osobą, przy której chciała to robić. – Nie musisz, wszystko jest okej. – mimowolnie nosem musnęła jego obojczyk, ale zaraz powoli się odsunęła, znowu obejmując się ramionami. – Powinieneś zadzwonić do Maddie i Maxa. – dodała, robiąc kolejny krok w tył. Bliskość była zła, nie potrzebowała jej.

autor

-

I still look at you with eyes that want you, when you move you make my oceans move too
Awatar użytkownika
36
195

chirurg urazowy, właściciel

Herondale Clinic

broadmoor

Post

Właściwie nie mógł jej nie rozumieć. Prawda była taka że raniąc ją zranił też siebie i przez ostatnie lata naprawdę ciężko mu się z tym żyło. Po stokroć bardziej wolałby po prostu się rozwieźć i żyć z Rosie, ale życie się potoczyło inaczej.
- Obudzi się na pewno – obiecał, patrząc jej w oczy, bo tego akurat był pewien. Z tego co rozmawiał z Lou wiedział, że nie było to na tyle groźne, żeby Jacks umierała czy była w śpiączce, pp prostu straciła dużo krwi. – Przytulam Cię – odpowiedział na jej pytanie, bo przecież widział, że tego potrzebowała. Zacisnął ramiona mocniej na jej talii I uśmiechnął się lekko. – Nie jest, ale będzie. Zajmę się twoją siostrą. – obiecał cicho, mimochodem wsuwając nos w jej włosy. Mimo to, puścił ją gdy powiedziała o Mads i Maxie i skinął głową. – Masz rację. Dobrze było cię widzieć, Ro. – powiedział, tęsknym wzrokiem ją mierząc i wzdychając odwrócił się, zamierzając faktycznie zadzwonić do dzieciaków.

Ztx2

autor

Ola

sometimes all I think about is you, late nights in the middle of june
Awatar użytkownika
18
156

uczennica

nie pracuje

broadmoor

Post

| outfit ten sam

Praktycznie się nie odzywała w samochodzie, w głowie próbując ogarnać całą sytuację. Mogła mu powiedzieć o ciąży, ale... Nie mogła się zebrać. Ignorowała przeszywający ból w ręce i kiedy dotarli z Maxem do szpitala, od razu dopadła do recepcji. Odetchnęła głęboko i spojrzała na recepcjonistkę, chociaż wiedziała, że Max zaraz się dowie, że jest w ciąży, bo z całą pewnością zaraz dopadł do recepcyjnego biurka.
- Dzień dobry, chyba złamałam rękę, ale najpierw, zamiast rentgenu czy czegokolwiek to chciałabym w zasadzie usg, bo jakby robiłam test ciążowy, a upadłam i chyba potrzebuję najpierw sprawdzić, czy z dzieckiem wszystko jest okej, a przecież ręka mi się przez te parę minut badania nie zrośnie, prawda? I proszę nikogo nie informować, nie ma potrzeby, mam osiemnaście lat, także... - zaczęła paplać, totalnie ignorując Maxa, bo w tym momencie była w takim stresie wewnętrznym, że nie myślała zupełnie o tym, że właśnie pewnie wszystko usłyszał. Dopiero po chwili na niego spojrzała, a potem spojrzała na recepcjonistkę, która zamrugała kilkakrotnie i pokiwała powoli głową.
- Będzie Pani musiała wypełnić formularze, ale zaraz zorganizujemy badanie, proszę spokojnie usiąść, dobrze? - uśmiechnęła się sympatycznie, a Vittoria pokiwała głową, zdrową ręką biorąc formularze i zastanawiając się nad tym, jaki jest sens jej życia w tym konkretnym momencie. :lol:

autor

-

Mount Everest ain't got shit on me, I'm on top of the world
Awatar użytkownika
25
191

Manager

Canlis

the highlands

Post

Max szanował to, że nie chciała mówić. Więc prowadził auto dość szybko, dość chaotycznie żeby jak najszybciej ktoś zajął się jej ręką. Potem również w ciszy podążył za nią do recepcji i w pierwszej chwili w ogóle nie załapał tego co powiedziała. Zrobiłam test ciąży zagrzmiało w jego głowie i przez chwilę się zawiesił patrząc na recepcjonistkę. W ciąży? Była w ciąży? Kiedy kobieta kazała im usiąść, nie ruszył się z miejsca.
– Robiłaś test ciążowy – nie zapytał, jakby powiedział te słowa w ramach potwierdzenia tego, co przed chwilą usłyszał. Zmarszczył czoło. – Dlaczego mi nie powiedziałaś? Od kiedy wiesz? – zapytał cicho. Nie było w tym pytaniu złości, że mu nie powiedziała, bardziej lekkie niezrozumienie bo przecież… powinna mu powiedzieć. Nie brał pod uwagę tego, że ktokolwiek inny mógł być ojcem, bo minęły dopiero trzy tygodnie od ich rozstania więc było milion procent szans, że dziecko jest jego, więc…
– Usiądź – poprosił, prowadząc ją do jakiegoś średnio miękkiego krzesła i sam usiadł koło niej, kładąc dłoń na oparciu wcześniej wspominanego krzesła. - Gdybyś mi powiedziała, przyjechałbym wcześniej – dodał, patrząc na nią z troską. Nie był gotowy żeby zostać ojcem, ale skoro była w ciąży… będzie gotowy. Będzie dobrze, nie?

autor

-

sometimes all I think about is you, late nights in the middle of june
Awatar użytkownika
18
156

uczennica

nie pracuje

broadmoor

Post

– Tak, robiłam – powiedziała, w końcu przenosząc na niego wzrok. – Jak rzygasz jak kot przez tydzień po wszystkim co zjesz, a uprawiasz seks, to wyobraź sobie jest to dość racjonalna rzecz – mruknęła pod nosem, ale gdy spytał od kiedy wie, westchnęła mimowolnie i spojrzała na zegarek, który dostała od ojca na szesnaste urodziny.
– Mamy dwudziestą, więc od jakichś pięciu godzin, plus minus – odparła, wzruszając ramionami, bo dla niej samej też to był szok. Odetchnęła głęboko. – I na pewno jest twoje – dodała jeszcze, bo z nikim innym nie sypiała, z nikim też w ciągu trzech tygodni nie spała, bo jednak jedyne o czym myślała to płacz w ramię Maddison. Tak więc usiadła, wzdychając ciężko i spojrzała na niego z lekkim sceptycyzmem.
– Sama wcześniej nie wiedziałam, więc… Nie bardzo miałam jak, Max – wzruszyła ramionami. – Zamierzałam ci powiedzieć, przecież bym tego nie ukrywała – dodała jeszcze, bo naprawdę tak było. Po prostu… Chciała naprawdę przeżyć swój bal maturalny tak, jakby wszystko było normalnie, ale zamiast tego była w ciąży, złamała rękę i Max nawet nie był już jej chłopakiem. Nic nie było normalnie. Absolutnie nic.

autor

-

Mount Everest ain't got shit on me, I'm on top of the world
Awatar użytkownika
25
191

Manager

Canlis

the highlands

Post

– Okej – odparł, nadal mieląc ten temat, bo nie czuł się za dobrze z tym wszystkim. Ale to by tłumaczyło dlaczego wyszła z łazienki taka blada. Kamień z serca. – Czyli dlatego… okej. Rozumiem już – lepsza ciąża niż bulimia, szczególnie jeśli miałaby do niej wrócić przez to, że on coś odjebał. Nie chciał żeby w ten czy w jakikolwiek inny sposób robiła sobie krzywdę przez niego.
– Nawet nie pomyślałem, że mogło być inaczej. W tej relacji tylko ja jestem kutasem – powiedział cicho. Nie spał z Naomi, ale oficjalnie nie miał ku temu dowodu, więc jasne było, ze rozumiał że nie dla wszystkich to takie oczywiste. Odetchnął głęboko. Przyglądał się jej gdy usiadła, szukając jakichś zmian w jej wyglądzie, ale niczego nie zauważył. Jego matka mu pewnie mówiła, że kobiety w ciąży wyglądają inaczej ale Vittoria… nie. Chyba, że ta bladość, ale to raczej kwestia rzygania a nie ciąży :lol:
– Będzie dobrze, poradzimy sobie. Pomogę ci ze wszystkim, to jasne – delikatnie wyciągnął dłoń w kierunku jej twarzy, ale nie dotykał jej, odsunął tylko jej podkręcone włosy za ucho, żeby lepiej widzieć jej twarz. – Liczyłaś który to może być tydzień? – tak z ciekawości pytał, i tak się na tym nie znał, ale mimo wszystko był ciekawy kiedy to się wydarzyło bo myślał, że tabletki jednak dają więcej pewności.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”