WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">14
<div class="ds-tem4"></div></div></div></div></div></table>

Czasami tak jak dzisiaj zdarza się, że umawiam się z klientem poza siedzibą SkB i nie widzę w tym większego problemu nawet wtedy, kiedy muszę podjechać w wyznaczone miejsce — wychodzę z założenia, że skoro to on wybiera miejsce spotkania, musi je lubić i czuć się w nim swobodnie, co mi już na wstępie wkłada w ręce atut, bo poznaję — przynajmniej częściowo — jego gust i stwarza możliwość do nawiązania w rozmowie do elementów wystrojów, o które pytając dostać mogę gotowy pomysł, który wystarcza przenieść najpierw w szkicowniku czy nawet na serwetce, żeby pokazać ogólny zarys i później już stworzyć w siedzibie.
Siedzimy omawiając najważniejsze założenia i w pierwszej kolejności skupiając się na samym budynku, którego wewnętrzne elementy architektoniczne właściciel chciałby wyciągnąć tak, aby ceglane ściany, których strukturę odkrył po powodzi nie przytłoczyły całości i jednocześnie, żeby stanowiło tło dla ogromnych ram z białymi aplami i niewielkimi czarno-białymi zdjęciami idealnie po środku. Uśmiechając się, tłumaczę klientowi jakie proporcje powinniśmy zachować, aby fotografie nie wydawały się kompletnie niedopasowane do ram i najzwyczajniej nie zaczęły gubić się w wszechogarniającej bieli, tym bardziej, że sam będzie spędzał w remontowanym miejscu wiele godzin i pewnie nie chciałby być rozczarowany ostatecznym efektem, który mógłby zacząć go męczyć.
Gestykuluję pokazując na plan a następnie na ścianę za mną tak, jakbym przenosił na nią szkic — chcę, żebyśmy się zrozumieli i nie musieli tracić czasu na następne spotkanie za kilka dni. Cieszę się, że klient, mimo że nie ma wyobraźni przestrzennej — do czego sam się przyznał — stara się przynajmniej wyobrazić sobie o czym mówię i jeśli rzeczywiście nie może złapać o co mi chodzi, wystarcza, że pokażę mu podobne rozwiązanie w port folio albo na stronach, z których korzystamy poszukując inspiracji. Jest elastyczny i ma poczucie humoru, co doceniam bardziej jeszcze, bo z doświadczenia wiem, że o wiele lepiej pracować z kimś, kto ostatecznie rzuci żartem — nawet tym niekoniecznie zabawnym, niż zacznie się awanturować o coś, co nie ma w rzeczywistości większego znaczenia, a tym bardziej wpływu na efekt końcowy.
Zauważam Mitchell siedzącą przy barze i — właściwie nie wiem, dlaczego? — kiedy spotkanie dobiega do końca, żegnam się z klientem, ale nie wychodzę razem z nim tak jak ostatnio, tylko podchodzę do baru i uśmiechając się do barmanki, zamawiam jeszcze raz to samo..., dla mnie i dla pani. Nie wolałabyś dosiąść się do mnie? Chyba powinniśmy porozmawiać – dodaję, bo od kiedy wyszedłem z jej gabinetu w lutym..., nie wróciłem tam i nie czuję się z tym najlepiej, chociaż mam wrażenie, że sporo zmieniło się przede wszystkim we mnie od tamtych chwil, od których wydaje mi się, że minęła wieczność. – Proszę – dodaję i przeprowadzam Mitchell w stronę sof, na których przed dosłownie chwilą siedziałem i dogadywałem z klientem najważniejsze szczegóły projektu.
Ostatnio zmieniony 2021-03-12, 03:12 przez David Christensen, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spędzanie wieczoru na drinku to regularna przyjemność, jaką serwowała sobie po długim i ciężkim dniu w pracy. Zdarzało się to – tylko w te dni. Gdy pacjenci dawali się we znaki, albo gdy podczas więziennego programu nasłuchała się zbyt wielu drastycznych historii. O pozornie niewinnej staruszce, która oferowała bezdomnym schronienie, by krótce potem faszerować ich narkotykami, lekami i mordować z zimną krwią. Staruszka miała siwe, nieco nastroszone włosy i przeraźliwie jasne, błękitne oczy. Była drobna, aż trudno uwierzyć, że była zdolna do takich rzeczy. Niemniej, dzisiaj właśnie wylądowała przed barem, zamawiając sobie jakiś koktajl. Miała ochotę na coś słodkiego. Coś, co podniesie jej poziom cukru we krwi i odsunie namolny ból głowy wywołany pewnie zapomnianym lunchem.
To byłoby wysoce nieprofesjonalne, nachodzić pacjenta w miejscu prywatnym. – pokręciła głową. Może nawet z nutą rozbawienia. W końcu nie znali się, nie widywali, ani nie rozmawiali o bzdurach. Łączyła ich bardzo oficjalna, choć na swój sposób intymna relacja: lekarza z pacjentem. Zresztą, niewiele osób cieszy się z widoku swojego terapeuty. Zwykle boją się, że mimo tajemnicy lekarskiej, terapeuta powie coś nieodpowiedniego albo zdradzi jakikolwiek sekret? A może chodzi o sam fakt, że chodzą do terapeuty? Chociaż w dzisiejszych czasach to raczej modne.
Poza tym, dawno się nie widzieliśmy. – to chyba jasne. Może nie była odpowiednim terapeutą dla niego? Bądź, co bądź, była psychiatrą, a nie psychologiem. Być może potrzebował nieco lżejszego, innego lub zwyczajnie bardziej doświadczonego terapeuty. Ona swoje doświadczenia zbierała na seryjnych mordercach lub osobach cierpiących na głębokie schorzenia psychiatryczne. Nie brała tego w żaden personalny sposób. Każda osoba potrzebuje określonego typu terapeuty. Czasami musi kliknąć na zwykłym, ludzkim poziomie.
Byłeś też wyraźnie zajęty i zaangażowany w rozmowę. Nie chciałam Ci przeszkadzać. – pokręciła głową i podziękowała, gdy barman podał jej alkohol. Swój pewnie zdążyła już skończyć. Zerknęła teraz na zegarek, które ledwo wystawał zza mankietu białej koszuli.
Właściwie mam jeszcze trochę czasu. – poza tym, zdawało się, że David nie przyjmował odmowy jako odpowiedź. Niemal nie dawał jej wyboru. Usiadła na jednym z miejsc na sofie, wypijając kolejne parę łyków alkoholu.
Swoją drogą, to zawsze było niesamowite. W gabinecie ludzie zachowują się zupełnie inaczej niż w bardziej neutralnym, naturalnym otoczeniu. – a może to właśnie gabinet był neutralny? Świat zewnętrzny zdawał się być zagrożeniem. Dlatego w dużych miastach ludzie zaczynają ignorować siebie nawzajem. Nie widzą mijających ich ludzi, zakładają słuchawki i okulary, nie witają się z sąsiadami z tego samego osiedla. Taka masa ludzi budzi podświadomy strach. Może dlatego David wydawał się wręcz radosny? A może to myśl o pracy sprawiała mu przyjemność.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiecham się spuszczając głowę i wpatrując w podkładkę pod kufel piwa, którą zostawili siedzący najpewniej jeszcze kilka minut temu przy barze goście i zaczynam bawić się nią, żeby po chwili popatrzeć na Anne — faktycznie nie widzieliśmy się zdecydowanie dłużej jak zakładałem, że może potrwać przerwa w terapii, ale nie spodziewałem się, że potrwa tak długo i przede wszystkim... Nie spodziewałem się, że po powrocie z Niemiec będę czuć się na tyle dobrze, żeby nie pomyśleć nawet o powrocie na kozetkę, mimo że może powinienem. Tych kilka dni, w czasie których wyjaśniliśmy sobie wszystko z żoną, dało mi o wiele więcej mam wrażenie, niż kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt godzin spędzonych na terapii i mimo że tamta obawa albo raczej przekonanie, że poronienie Sophii jest..., karą za to, co mam na sumieniu, nie przytłacza mnie tak bardzo, od kiedy przyznałem się do wszystkiego żonie.
Wpatruję się w Mitchell przez chwilę i w chwili, w której barman stawia przed nami po kieliszku zaczynam nalegać, abyśmy usiedli na kanapach — nie chcę zaczynać rozmowy o terapii przy barze, gdzie każda podchodząca złożyć kolejne zamówienie osoba będzie mogła usłyszeć o czym mówimy. Spoglądam na Mitchell, kiedy odchodzimy od baru i przypominając sobie jej zachowanie z sesji w gabinecie zakładam, że może będzie chciała usiąść obok a tymczasem zajmuje miejsce na wprost mnie tam, gdzie siedział przed chwilą mój klient. Uśmiecham się do siebie pod nosem i pociągam porządny łyk whisky, żeby nie przestając bawić się szklanką, spytać:
Nie mów, że przyglądałaś się mi podczas negocjacji z klientem? – Unoszę brew wysoko naprawdę zaciekawiony jej uwagą, ale nie zamierzam drążyć — sam siedząc wiele razy przy barze przyglądałem się ludziom i jeszcze dopowiadałem sobie w głowie historie, dlaczego się spotkali i o czym mówią tak żywo gestykulując albo o czym myślą, jeśli nie odzywali się mimo towarzystwa i sprzyjającej atmosfery. Ludzie robią w samotności i..., z samotności dziwne rzeczy, ale nie przyznaję się do tego spostrzeżenia Anne.
Co innego zauważyłaś w takim razie w moim zachowaniu? – Pytam naprawdę zaciekawiony, bo sam na pewno czuję się mniej spięty, ale nie ze względu na miejsce a zdecydowanie na okoliczności i przypadkowość tego spotkania a przede wszystkim... Naprawdę sporo pozmieniało się u mnie od ostatniej wizyty. — I..., chyba powinienem cię przeprosić, że nie uprzedziłem o dłuższej nieobecności, ale... Wyjechaliśmy z Sophią na kilka dni, a potem musieliśmy wrócić przez to wszystko, co działo się w mieście... Mam nadzieję, że ani ty, ani nikt z twoich bliskich nie ucierpiał przez te nawałnice i podtopienia? – Pytam właściwie natychmiast poważniejąc coraz bardziej. Odstawiam na stolik szklankę, w której pobrzękują kostki lodu uderzające o siebie nawzajem i o ścianki, rozpraszające światło odbijające się w złotym alkoholu. Kilka rodzin moich pracowników nie miało gdzie mieszkać, ale bardziej martwiło mnie, że kilku innych trafiło do szpitala — domy zawsze da się odbudować a życia... życia tak jak zdrowia nie da się przywrócić.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyglądałam. – przyznała.
To chyba zawodowa naleciałość. Trudno się od tego odzwyczaić. – wzruszyła lekko szczupłymi ramionami, nieco rozbawiona. Faktycznie, często przyłapywała siebie samą na obserwowaniu ludzi. Typowy zodiakalny lew. Lubiła all the drama, ale tylko kiedy nie musiała być czynnym uczestnikiem. Lepiej obserwować z boku.
Naprawdę chcesz dyskutować i analizować zmiany w zachowaniu? – uśmiechnęła się lekko, nawet ściągając podejrzliwie brwi. – To normalne, że zachowujesz się inaczej tutaj - w otoczeniu mnóstwa ludzi, niż sam na sam ze mną w gabinecie. – naturalne, że środowisko i kontekst wpływają na zmiany w zachowaniu. Wcale jej to nie dziwiło. Choć David z gabinetu i David w klubu to dwie różne osoby.
Nie masz za co przepraszać. – pokręciła głową z uśmiechem.
Jak wspominałam, raczej nie przeprowadzam terapii. A przynajmniej nie w zakresie PTSD. – sięgnęła po swoją szklankę z alkoholem, wypijając kilka łyków. Chyba po raz pierwszy w trakcie ich długich rozmów (łącznie z tymi w gabinecie) po prostu się uśmiechała. Lekko nawet przechyliła głowę, przypatrując się Davidowi. W gabinecie zachowywała się inaczej. Miło, ale nie dawała zbyt wielu oznak emocjonalności. – Nie każdy terapeuta sprosta. Czasami po prostu trzeba znaleźć też odpowiednią osobę. Nie mogę mieć o to urazy, jestem profesjonalistką. Podobno. – roześmiała się uroczo, wypijając kilka łyków alkoholu. Pytanie czy miała tak słabą głowę, że alkohol rozluźniał jej wszelkie hamulce, czy po prostu poza gabinetem była znacznie bardziej przystępną, normalną i ciepłą osobą. Może wszystko na raz?
Szczęśliwie wszyscy są cali i zdrowi. Obyło się tylko stresem i małymi atakami paniki. Ale fizycznie, wszystko gra. – przyznała. Ludzie, szczególnie niektórzy źle znosili brak prądu. Anne nie była fanką ciemności. Kiedy została odcięta od elektryczności w pustym mieszkaniu - nie było wesoło. Ale gdy światło zaczynało migotać w sali przesłuchań, kiedy na przeciwko siedział skazany za potrójne morderstwo mężczyzna? Jeszcze gorzej.
Te parę dni wyjazdu były udane? – sama chętnie by się wyrwała z miasta. Powinna wziąć urlop. Dawno tego nie robiła. Mogłaby wyjechać pod pretekstem badań. Do innego stanu lub choćby miasta, by rozmawiać ze skazańcami z tamtejszych więzień. Musiała bowiem odpocząć – od własnego życia. Przypominała sobie piosenkę Abby. Nie pamiętała refrenu, ale kilka wyrwanych z kontekstu słów. Codziennie wsiadam do tego samego pociągu, codziennie sprzątam biurko, wypijam kawę w tej samej filiżance. Jej życie było tak monotonne, że miała ochotę tupnąć nogą!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie zakładałem, że odpowie zupełnie szczerze i chyba nawet bez zastanawiania się nad tym czy powinna przyznawać się do tego, co robiła, ale zaraz mam wrażenie, że stara się usprawiedliwić pracą, o której wspomina na co odpowiadam jej w pierwszej kolejności uśmiechem i upijam łyk whisky, żeby właściwie znad szklanki dopowiedzieć do jej słów:
..., albo to charakter. Nie jestem psychiatrą a też zazwyczaj, jeśli nie jestem w takim miejscu w towarzystwie, to obserwuję innych i... – Nie wiem czy przyznawać się do tego, ale właściwie czy jest coś, co można byłoby uznać za złe w zastanawianiu się nad życiem innych? Chyba to nic niestosownego, ale mam świadomość jak wiele może powiedzieć o mnie Mitchell. – Zastanawiam się nad tym o czym myślą obserwowani przeze mnie ludzie i dlaczego przyszli akurat tutaj. Z kim się spotykają..., czy umówili się na spotkanie ze znajomymi, czy to może randka albo od czego uciekają siedząc samotnie przy barze... Tak, jak ty – dodaję wskazując na nią palcem, który na moment odrywam od chłodnej ścianki i zaraz popijam następne łyki.
Mimo wszystko..., przepraszam. Nie zakładałem, że ten wyjazd dojdzie do skutku, ale... Udało się i cieszę się, że wyjechaliśmy stąd, chociaż... – przerywam, bo to nie jest gabinet i nie wiem czy powinniśmy rozmawiać na ten temat. – Wyjaśniliśmy sobie naprawdę wiele i czuję, że gdybyśmy odbyli tę rozmowę wcześniej..., nie trafiłbym do ciebie... Nie musiałbym. Oczywiście jestem ci wdzięczny, że w ogóle chciałaś się podjąć, ale nagle wszystko to, czego się obawiałem... Zniknęło. – Przyznaję, chociaż mam świadomość, że może nie do końca jest tak, jak mówię i niektóre rzeczy — szczególnie nieprzepracowana przeszłość z czasów w Kosowie — mogą zacząć wracać, ale na ten moment wszystko inne układało się niemalże przerażająco w porządku i cieszę się każdą chwilą jakbym obawiał się, że może skończyć się ten najlepszy czas i wrócimy do punktu wyjścia, ale im więcej jesteśmy w stanie wykorzystać tych chwil, tym mam poczucie, że zbliżamy się do siebie na nowo i wszystko będzie musiało z czasem się ułożyć. – Chciałbym na jakiś czas przerwać nasze spotkania, bo wszystko odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i wiem, że to nie jest najrozsądniejsze, ale... Patrzę teraz zupełnie inaczej na wszystko, od kiedy wiem, co powodowało moją żoną – dodaję — nie chcę zabierać Mitchell czasu spotkaniami, bo naprawdę jestem przekonany, że jestem w stanie poradzić sobie sam, tym bardziej, że mogę liczyć na wsparcie mojej żony...
Cieszę się, że skończyło się tylko na stresie i że wszyscy mają się dobrze. Mamy naprawdę ręce pełne roboty przez tę pogodę. W szpitalu jest strasznie, a na budowach wcale nie lepiej. Mamy opóźnienia a poza tym zadeklarowaliśmy się odremontować sporo budynków – przerywam i spoglądam na Anne. Uśmiecham się do siebie i dodaję;
Nie będę cię tym zanudzać... A jeśli chodzi o wyjazd to tak, jak wspominałem ci już... Wiele zmienił w naszych relacjach a przede wszystkim wyjaśniliśmy sobie chyba wszystko. Nie było łatwo, a na pewno nie było przyjemnie, ale teraz wiem już na czym stoję i cieszę się, że sam mogłem przyznać się żonie do tego, co nie dawało mi spokoju – przyznaję nawet bardziej przed samym sobą niż przed Mitchell, która nie jestem pewien, ale czy przed chwilą nie zanuciła kawałka ABBA-y?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Być może przez charakter wybrałam taki zawód. – zaśmiała się uroczo, wzruszając bezradnie ramionami i rozkładając ręce. – A przynajmniej mam nadzieje, że kierowały mną jakieś naturalne predyspozycje i pasja, a nie tylko chora ambicja i niezdrowo wygórowane oczekiwania ze strony rodziny. – tak, to chyba najczęstsze powody, dla których ludzie decydują się na trudne i mozolne studia. niezależnie czy są to studia prawnicze, architektoniczne, medycyna czy fizyka atomowa. Presja ze strony otoczenia, rodziny, a może całego społeczeństwa? Może chęć pokazania, że jako drobna i ładna kobieta, wciąż może uchodzić za inteligentną, silną i niezależną. Nigdy się szczególnie długo nie zastanawiała nad wyborami życiowymi. Działała i płynęła z prądem. Decydowała szybko i bezboleśnie, by tylko przesuwać się do przodu. Nie roztkliwiała się nad niepotrzebnymi, małymi problemami. Bądź co bądź, los był dla niej zawsze bardzo łaskawy.
Samotne siedzenie przy barze kojarzy Ci się tylko z ucieczką? – uniosła lekko brwi. Właściwie, może nieco uciekała. Praca była tylko wymówką, a rzeczywistym powodem siedzenia tutaj było unikanie problemów życia osobistego?
Czasami po prostu mam głowę pełną opowieści, historii i problemów. Czasami bardzo drastycznych. Samotność pomaga to wszystko poukładać i uspokoić. – wyjaśniła spokojnie. Taki był przynajmniej oficjalny powód. I całkiem rzeczowy. W końcu rozmowy z psychopatami, seryjnymi mordercami bywały trudne. Szczególnie z tymi, którzy ochoczo chwalili się swoimi zbrodniami. Byli z nich dumni i pamiętali – niemal z fotograficzną dokładnością – każdy detal zbrodni.
To świetnie. Cieszę się, że czujesz się lepiej. – właściwie, to był cel każdego terapeuty. Żeby pozbyć się pacjenta i nie musić go więcej oglądać. Nie złośliwie, ale zwyczajnie: aby pozbył się powód, dla których musiał przychodzić do gabinetu. A jeśli tylko się to udawało, można oblewać sukces alkoholem.
W takim razie za Twój olbrzymi, osobisty sukces. – uśmiechnęła się, unosząc szklankę z alkoholem. Taka okazja wymagała – zasługiwała na toast. Tym bardziej, że jeszcze nie tak dawno David zdawał się trząść i ledwo łapać oddech podczas opowieści o swoich problemach. Teraz był znacznie pogodniejszy. Próżno nazywać to ślepym optymizmem, ale cieszyła się, że radzi sobie coraz lepiej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Odpowiadam na jej naprawdę niespodziewane wyznanie w pierwszej kolejności uśmiechem.
Dlatego nie zostałem prawnikiem. Ambicji i oczekiwaniom moich rodziców nigdy bym nie sprostał a skoro musiałem sam zarobić na studia..., dlaczego miałem robić im tę..., przyjemność? – Przyznaję tak samo szczerze, jak Mitchell, która jeśli czytała moją kartę wie na pewno, że żal, który miałem do rodziców przepracowałem jeszcze zanim tak naprawdę zacząłem terapię, chociaż nie wiem czy to dobre określenie, bo odciąłem się od nich i zacząłem traktować jak kogoś, kogo wypada szanować, ale... Nie czuję, żeby łączyło nas cokolwiek więcej jak kawałek wspólnej historii i nazwisko. Odwróciłem się od nich tak jak oni odwrócili się ode mnie, kiedy wydawało mi się, że mogę liczyć na ich wsparcie, a potem... Potem było tylko gorzej i o tym okresie mojego życia nie chcę za wiele myśleć, tym bardziej, jeśli mam lecieć w tamto miejsce i..., nie wiem jak to będzie...
Unoszę brew i wpatruję się w Mitchell przez chwilę, kiedy teoretycznie zastanawiam się nad odpowiedzią, której jestem pewien i jedynie jestem ciekaw, co — i czy w ogóle coś — wyczytam z jej twarzy albo zachowania, ale mam wrażenie, że ona także siedziała przy barze w samotności właśnie chcąc uciec i jedynym pytaniem pozostaje tylko od czego?
Tak... Uciekamy od spraw w pracy, w domu. Od samotności, od natłoku wrażeń. Każdy czasami musi od czegoś uciec i zazwyczaj ląduje wtedy w barze, gdzie w samotności kontempluje zawartość kieliszka o ile nie napatoczy się barman z zapędami psychologa. Wtedy zabierasz się i znowu..., uciekasz gdzieś, gdzie będziesz móc pobyć sam na sam z myślami albo posiedzieć kompletnie bezmyślnie gapiąc się na ludzi – dodaję i wsłuchuję się w to, co sama ma do powiedzenia. Sięgam po szklankę, którą odstawiłem na moment i nie spuszczając wzroku z Mitchell, chwilę bawię się kostkami lodu, które cicho grzechoczą zderzając się z sobą. Zastanawia mnie, dlaczego ktoś, kto wydaje się wbrew pozorom tak naprawdę bardzo delikatny, jest tak zdeterminowany i pcha się w otchłań umysłów zwyrodnialców, z którymi wiem, że przeprowadza rozmowy w ramach programu, który współtworzy. Dziwi mnie to i zaczynam się zastanawiać czy mimo wszystko nie pociąga jej ta druga..., ciemniejsza strona, na której o wiele więcej wydaje się być dozwolone, ale to tylko pozory przecież...
Uśmiecham się przelotnie i odpowiadam tym samym gestem, żeby ostatecznie stuknąć się z nią szkłem i napić się za osobisty sukces, który jedynie ja wiem jak wiele mnie kosztował i być może wciąż kosztuje, ale... Nie żałuję..., nie żałuję ani chwili, którą poświęciłem, żeby tylko odzyskać to, co dla mnie jest najważniejsze – moją żonę i małżeństwo. Odstawiam pustą szklankę na stolik i kiedy przechodzi obok nas kelnerka, spoglądam na nią wymownie, żeby po chwili zamówić dla siebie to samo. – A ty? Jeszcze jeden czy na dzisiaj wystarczy? – Pytam i kiedy Mitchell decyduje się, dokańczam zamówienie, które dosłownie po kilku minutach pojawia się na stoliku dzięki uśmiechającej się do nas kelnerce — domyślam się, że mnie kojarzy i jestem ciekaw, co właśnie pomyślała, ale wracam do mojej rozmówczyni i nie wiem dlaczego..., pytam:
Powiedziałaś, że... Dlaczego zaangażowałaś się w te rozmowy ze zbrodniarzami? Nie wykańcza cię to? Obcowanie dzień w dzień z takim..., gównem, wybacz za sformułowania, ale to określenie wydaje mi się najbardziej pasującą...
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W zasadzie Anne miała nie najgorszy kontakt z rodzicami. Chociaż, może dlatego, że cała ich złość i negatywna atencja skierowała się ku jej starszemu bratu? Fakt, naciskali i oczekiwali od niej wyższego wykształcenia, kariery naukowej, a ostatnio nawet męża i wnuków. Ale mimo to, wszystko wyszło naturalnie. Była zawsze p inną i dobrą uczennicą, z kilkoma małymi przewinięciami na koncie. Rockowej duszy nie można tak całkowicie zamknąć w klatce i zsunąć na boczny plan. Z wyjątkiem pojedynczych ucieczek na koncerty, a także jednorazowej wizyty na dywaniku u dyrektora – za bójkę na szkolnym korytarzu – nie miała w swojej kartotece niczego zdrożnego. Rodzice z pewnością byli dumni, ale swoje oczekiwania zwiększali z każdym jej sukcesem. To zaczynało ją męczyć. Chociaż, tylko w momencie, kiedy mogła znaleźć parę chwil na analizę własnej sytuacji. Zwykle zajmowała się problemami innych, które absorbowały większość jej czasu i energii.
O nie, ten barman jest wprost uroczy. Kompletnie mnie ignorował. – zaśmiała się uroczo, nawet zerkając w stronę baru. Pochyliła się nieco bliżej, jakby zamierzała w konspiracyjnym szepcie zdradzić Davidowi jakąś tajemnicę. – Chyba nie przepada za blondynkami. Kiedyś w ramach eksperymentu przefarbuję się na rudo. Zawsze chciałam to zrobić, a to będzie naukowy pretekst. – puściła mu perskie oczko, wracając do wcześniej, wyprostowanej pozycji.
Fakt, mieszanie się w projekt angażujący seryjnych morderców, gwałcicieli i zwyrodnialców, musiał mieć jakieś podłoże psychologiczne. Dopuszczała do siebie myśl, że ta sfera, dla niej tak niedostępna i zawsze zakazana, była czymś pociągającym. Nie do końca wiedziała w jakim sensie, ale tak właśnie było. Nie spotykała się z niegrzecznymi chłopcami w liceum, nie randkowała z gwiazdami rocka, ani nawet z drobnym rzezimieszkiem. Nic z tych rzeczy. Jej rodzice zawsze poznawali miłych chłopców, którzy dzielnie przynosili kwiaty dla pani domu. Może to byłaby dobra przerwa od monotonnego życia?
Jeszcze raz to samo. – spojrzała na kelnerkę. Na szczęście głowę miała dość mocną. A przynajmniej żyła w takim przekonaniu.
To bardzo interesujący projekt. Pozwala zrozumieć... – słowo "zrozumieć" zaakcentowała. – chociaż raczej przeanalizować powody i cechy charakteru, wychowania i osobowości, które predestynują człowieka do zbrodni. Druga gałąź badań – co tak naprawdę daje im uśmiercanie ofiar. Dlaczego to robią. – mówiła o tym, całkowicie naturalnie. Chyba przyzwyczaiła się do słowa morderstwo, gwałt, śmierć, tortury.
Mam nadzieję, że moje badania będą kroplą w morzu analiz, dzięki którym będzie można już od najmłodszych lat stwierdzić czy ktoś ma zapędy seryjnego mordercy. To pozwoliłoby na specjalne programy w szkołach, dodatkową opiekę psychologiczno-psychiatryczną. – wzruszyła lekko ramionami. Nie było sensu tłumaczenia, że obcowanie z niebezpiecznymi daje jej chwilę oderwania się od nudnej rzeczywistości. Dawkę adrenaliny, której zwyczajnie potrzebowała ostatnio bardziej niż powietrza.
Poza tym, organy ścigania często wykorzystują raporty psychiatryczne w sądzie. Ułatwia to obalenie linii obrony, że niektórzy są niepoczytalni w trakcie dokonywania zbrodni. – tak, to zupełnie inny aspekt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ma rację — ten barman nie bawi się w psychologa, chociaż zazwyczaj jeśli jestem w Small Jazz to i tak, i tak uciekam na kanapy; nie chcę wystawiać się na widok, kiedy przychodzę odpocząć, chociaż od kiedy wróciliśmy z Niemiec z Sophią..., coraz bardziej i częściej przyłapuję się, że spieszę się do domu, że móc spędzić z żoną jak najwięcej czasu. Chwilami mam wrażenie, jakbym starał się w ten sposób nadrobić każdą straconą sekundę a nie tylko minutę, co wiem, że nie jest możliwe — nie da się oszukać czasu.
Kiedy Mitchell zdradza, że mogłaby przefarbować się na rudo, unoszę brwi i wybucham cichym, ale mimo wszystko szczerym i naprawdę spontanicznym śmiechem. – W ramach eksperymentu, mówisz? Wiesz, że nigdy w życiu nie umawiałem się z żadną rudą – dodaję i w tym samym momencie spinam się — kompletnie nie wiem po co powiedziałem o tym Anne..., przecież nie jesteśmy tutaj na żadnym towarzyskim a tym bardziej umówionym spotkaniu. To przypadek , który zdecydowałem się wykorzystać, żeby móc porozmawiać z nią niekoniecznie jak z terapeutą czy lekarzem a teraz zastanawiam się czy..., dobrze zrobiłem przekraczając tę granicę, która może w relacji pacjent — terapeuta powinna pozostać nienaruszona? Staram się nie pokazywać po sobie, ale mimo wszystko poważnieję i z niemałą wdzięcznością przyjmuję więc pojawienie się kelnerki.
Kiedy na stoliku ustawia nasze kolejne zamówienie temat schodzi na projekt, w który zaangażowała się Mitchell i na nowo zaczynam czuć się swobodniej, ale uważam, żeby nie pozwolić sobie na następny taki tekst jaki wyrwał mi się przed chwilą i sam właściwie nie wiem dlaczego? Odsuwam od siebie myśli krążące dookoła mojej niezręcznej wypowiedzi zakrawającej na gafę i skupiam całą uwagę na tym, o czym mówi Anne.
Tak o tym ostatnim czytałem swego czasu kilka naprawdę ciekawych artykułów. Do czego są w stanie posunąć się zwyrodnialcy byleby nie trafić za kratki. I zawsze zastanawiam się..., gdzie wśród tych wszystkich zbrodni umiejscowić te wojenne – dodaję i kiedy Anne milknie, unoszę brew i dosięgnąwszy do szklanki pociągam z niej porządny łyk, który rozlewa się piekącym gorącem po podniebieniu. Milczymy przez chwilę i żeby przerwać tę niezręczną ciszę, dodaję:
Ja mam nadzieję, że oprócz tego wszystkiego o czym wspomniałaś ten projekt nie zmieni cię w kogoś innego. Nie wiem, ale... Mój szwagier jest policjantem i mam wrażenie, że ta praca sprawia, że chwilami..., jest innym człowiekiem. Nie rozmawiamy często o jego pracy, ale czasami wydaje mi się, jakby czekał, żeby móc zrzucić z ramion ten ciężar, który ty bierzesz na siebie z takim..., zapałem – dodaję, dziwiąc się wciąż, że Mitchell może rzeczywiście chcieć wchodzić w głowy tych wszystkich chorych ludzi, bo dla mnie każdy z nich — poczytalny czy nie — jest chory. Co trzeba mieć w głowie, żeby chcieć kogoś zabić?..., myślę zupełnie nieświadomy jak szybko będę mógł przekonać się, że można życzyć komuś śmierci..., ale czy to jest to samo?
Potrząsam głową i przyglądając się kobiecie po chwili pytam:
Da się w ogóle odreagować po takich spotkaniach? Da się wyrzucić z głowy wszystko to, co usłyszałaś podczas sesji z nimi? – Kompletnie nie widzę jej w jednej celi mordercą a już na pewno nie spodziewam się, że mogłoby to być..., pociągające dla kogokolwiek. Chociaż...
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

#7

Czasem i biznesy załatwiało się po godzinach. Zazwyczaj Katherine pracowała tylko w godzinach, kiedy córka była w przedszkolu, a resztę załatwiała przez telefon lub internet - bo wbrew pozorom nie miała nic przeciwko pracy w domu, gdy córka obok oglądała po raz kolejny trolle, czy toy story. Nie była tą nawiedzoną matką, która uznawała drewniane zabawki w nurcie montessori. Miała miękkie serce i zgadzała się niemal na wszystko... Niestety.
Klub jazzowy nie był do końca w stylu Whetherby, muzyka, którą słuchała była raczej taką, która leciała w radio, choć ostatnio trzeba przyznać, wracała do muzyki swojej młodości, wszystko dlatego, że Nathaniel znalazł ich dawną składankę, której słuchali jak byli maluchami. To znaczy, nastolatkami albo studentami, już bez przesady. Jednak jazz wydawał się być taki... artystyczny, pasował do powodu spotkania.
Katherine wypatrzyła gdzieś prace Charlotte po czym stwierdziła, że chętnie by wystawiła jej prace w antykwariacie, w komis - może akurat ktoś chętny się znajdzie i obie kobiety będą miały z tego zysk. Do tej pory rozmawiała z Hughes przez telefon i internet, więc nie była w 100% pewna, że pozna blondynkę, jedynie na jakies 95!
Weszła w głąb pomieszczenia, ze względu na późną, ale jeszcze wczesną godzinę (pewnie było koło 20), mało która loża była zajęta, co ułatwiało zadanie. aby znaleźć samotną kobietę. Kath zamówiła shirley temple, jako że przyjechała tutaj samochodem i podeszła do kanapy, gdzie siedziała blondynka.-Hej, Charlotte? Kathrine Wheterby-powiedziała, przedstawiając się aby mieć pewność, że podeszła do odpowiedniej osoby.

autor

B.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte Hughes nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek miałaby mieć styczność z malarstwem w sposób inny niż podczas wizyt w jednej ze swoich ulubionych galerii. Sztuka od zawsze stanowiła nieodłączny element jej codzienności, jednak przez długie lata była tylko miłym dodatkiem dla wolnego czasu. Na jego nadmiar z kolei blondynka nigdy nie cierpiała. Obowiązki związane ze stanowiskiem agentki FBI wypełniały jej grafik po brzegi, a godziny pracy bywały bardzo ruchome - nie mogła przecież wybrać, czy dany trup pojawi się w poniedziałkowy poranek czy może w piątkową noc. Od momentu złożenia na biurku przełożonego rezygnacji, czuła dziwną ulgę, nawet jeżeli wielokrotnie biła się z myślami, czy podjęta decyzja aby na pewno była dobra. Niespodziewanie bowiem w jej codzienności miało zajść zdecydowanie za dużo zmian, na które Lottie wcale nie czuła się gotowa.
Ostatecznie jednak - zrobiła to. Porzuciła karierę w biurze śledczym, rozpoczęła pracę w studio tatuażu przyjaciela, w międzyczasie wykonywała mniejsze lub większe obrazy albo w formie zleceń, albo kaprysu, który nachodził ją pod wpływem chwilowej weny. Nie sądziła, że jej obrazy mogłyby wzbudzić czyjekolwiek zainteresowanie i to zdecydowanie nie dlatego postanowiła podzielić się swoim talentem w internecie. Właściwie sama nie wiedziała, dlaczego to zrobiła.
Wstępna propozycja niejakiej Katharine Wheterby była miłym zaskoczeniem, pod wpływem którego Charlotte zdecydowała się na spotkanie. Choć miejsce rozmowy niekoniecznie wpisywało się w jej gust, to jednak niedaleka odległość od jej domu przemówiła na korzyść jazzowego klubu.
- Cześć, to ja - przytaknęła, kiedy przy zajętym przez nią przed zaledwie kilkoma minutami stoliku pojawiła się kobieca postać. Uścisnąwszy jej dłoń, Lottie wygładziła materiał swojej granatowej sukienki i znów usiadła na dotychczasowym miejscu. - Przyznam, że trochę mnie zaskoczyłaś swoją propozycją. Nie do końca wiem, od której strony powinnam to ugryźć - przyznała bez ogródek, zaraz potem sięgając po szklankę z sokiem pomarańczowym.

autor

lottie

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

To, że Kathrine prowadziłą coś, co nazywało się oficjalnie antykwariatem, wcale nie świadczyło o tym, że ma tam tylko same starocie, czy rzeczy z przeszłością. Pewnie, tych było sporo, bardziej jednak stawiała na rzeczy unikatowe, pojedyncze i ciekawe. Coś innego niż w sieciówkach, coś czego w byle każdym sklepie się nie znajdzie. Dotyczyło to zarówno porcelany, jak i różnych dzieł sztuki. Znając dość eklektyczny styl klientów, również tych, którzy do niej notorycznie wracali, myślała również konkretnie o nich.
Często szperała po internecie, w poszukiwaniu różnych perełek, kiedy natrafiła na Charlotte. Jej dzieła były ciekawe, choć nie była pewna, czy na pewno miałaby komu je sprzedać. Jednak zazwyczaj jak odpowiadało jej gustowi, to prędzej czy później, jakiś amator na daną rzecz się znajdował. Zwłaszcza, że w tym momencie szukała czegoś do wystroju do domu swojej przyjaciółki. Dlatego też uważała, że może warto zaryzykować i odezwać się do Charlotte.
-Wiesz, to wszystko możemy wspólnie ustalić. Ja to widziałabym w taki sposób: Oddasz w komis jakieś 2-3 obrazy, które będę mieć w antykwariacie. Jakby ktoś był zainteresowany czymś innym lub konkretnym, ja was ze sobą skontaktuję-wyjaśniła, jak ona to widziała. Wszystko oczywiście można pozmieniać tak, aby obie strony były zadowolone z tej współpracy.-Wiesz, nie musimy podejmować żadnej decyzji w tym momencie. Możesz wpaść jutro do mojego antykwariatu, jakbyś miała ochotę... Myślę, że wtedy trochę więcej będziesz mogła sobie wyobrazić na temat potencjalnych klientów-zauważyła. Jeśli sprzedawałaby tylko i wyłącznie klasyczne antyki, to Charlotte ze swoją sztuką nowoczesną przecież by zupełnie nie pasowała. A w rzeczywistości asortyment niewielkiego sklepiku Kathrine był bardzo eklektyczny.

autor

B.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Przekonanie o jakiejkolwiek wartości swoich dzieł - zarówno tej materialnej, jak i typowo artystycznej - nie było czymś, co Charlotte zaakceptowała od razu. Doskonale pamiętała początki malarskiej kariery. Była wtedy młodą, mającą wiele marzeń i ambicji dziewczyną, która na koniec dnia porzuciła je wszystkie, decydując się na studia i pracę dużo bardziej przyszłościową. Posłuchała ojca i nie mogła powiedzieć, że jakkolwiek tego żałowała. Lata spędzone w policji i FBI opiewały w wiele sukcesów i doświadczeń, z których wyciągnęła porządne lekcje. Dziś wiedziała jednak, że nie było to coś, czym chciałaby zajmować się do końca życia i co satysfakcjonowało ją chociaż w połowie tak mocno, jak kontakt z szeroko pojętą sztuką.
Choć na razie pomysł stworzenia malarskiego imperium - w żartobliwym tonie - funkcjonował jedynie w kobiecej głowie, to jednak Charlotte nie wykluczała możliwości posiadania czegoś własnego; galerii, w której mogłaby pokazywać swoje dzieła, ale jednocześnie współpracować z artystami, którzy - podobnie jak ona - mieli do pokazania jakąś historię.
- Okej, w porządku. Masz na myśli jakieś konkretne obrazy z tych, które już widziałaś? Czy powinnam popracować nad czymś nowym, co jeszcze nie ujrzało światła dziennego? - zagaiła, unosząc brew. Niekoniecznie znała się na gustach ludzi. Tworzyła to, co czuła, co się jej podobało, do czego najzwyczajniej w świecie była przekonana. Pejzaże i portrety przemawiały do niej dużo bardziej niż sztuka abstrakcyjna, dlatego wolała upewnić się, że jej styl, dobór kolorów i przelewane na płótno obrazy mogłyby obronić się w starciu z krytyczną opinią wybrednych amatorów malarstwa.
- Bardzo chętnie. Może uda mi się stworzyć coś pasującego do klimatu - przytaknęła z uśmiechem, zaraz potem sięgając po szklankę z napojem. - Długo się tym zajmujesz? Pracą w antykwariacie i obrazami? - dodała, mając nadzieję, że pytanie nie było zbyt wścibskie. Charlotte uważała jednak, że współpraca tego typu wymagała swego rodzaju zaufania, a to z kolei było możliwe jedynie dzięki dokładnemu poznaniu każdej ze stron.

autor

lottie

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Wiara we własny talent to jedno, bo obraz może się podobać autorowi, czy nawet innym, ale od możliwości zarabiania na swoim talencie jest jeszcze daleko. To nie jest rękodzieło pokroju kolczyków czy czapki - takie drobiazgi można kupić tylko i wyłącznie z sympatii dla twórcy, założy się raz, czy dwa i wszyscy są zadowoleni. Obrazy to coś innego, trzeba mieć wolne miejsce na ścianie, musi pasować styl i tak dalej. Katherine lubiła wspierać młodych twórców i choć z zasady powinna w antykwariacie sprzedawać rzeczy stare, tak ona nie miała żadnego problemu ze sprzedażą rzeczy wyjątkowych i z duszą. Jakby trafiła na ceramiczkę, która tworzy ładne, ciekawe zastawy stołowe, to też by je wzięła w komis i wystawiała u siebie, a co!
-Myślę, że tutaj powinnaś mieć dowolność. Wystawiasz u mnie akurat to, z czego jesteś najbardziej dumna, albo co najdłużej Ci zalega....-uśmiechnęła się. Jakby Charlotte chciała co dwa tygodnie wymieniać obrazy, to ona też nie będzie miała problemu, jej sprawa, dla obu pań ważny był zysk ze sprzedaży. Wheterby często zmieniała wystrój sklepiku, przekłada rzeczy i tak dalej.
-Zapraszam w każdym momencie. Ja zazwyczaj jestem w sklepie do 15, później odbieram córkę z przedszkola i w sklepie do zamknięcia jest moja pracownica-wyjaśniła. Dziewczynę na pewno wtajemniczy we współpracę z Charlotte, to nie będzie problemu, jakby blondynka pojawiła się wieczorem w antykwariacie.
-Kilka lat. Wcześniej skończyłam historię sztuki i jak odchowałam dziecko, to nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Jakoś wpadłam na ten pomysł i jakieś 3 lata już będą?-zawahała się. Najpierw długo to planowała, szukała odpowiedniego lokalu, potem zbierała wyposażenie żeby nie otwierać go z pustymi półkami... A jakieś 3 lata antykwariat już działał w pełni. Pytanie nie było wścibskie, nie dotyczyło życia prywatnego Katherine, tylko pracy. A faktycznie, Charlotte miała pełne prawo dowiedzieć się różnych rzeczy od osoby, czy biznesu, z którym zamierzała współpracować.

autor

B.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Smalls Jazz Club”