WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Rosemarie nie miała nic przeciwko wyjściu Chrisa z kimkolwiek – w sensie, jasne, roznosiło ją emocjonalnie bo ostatnim razem gdy poszedł na męski wypad przespał się z jej najlepszą przyjaciółką, ale tłumaczyła go tym, że nie byli razem, sama zjebała i tak dalej. Przecież prawdopodobieństwo, że wpadnie na Naomi w tak sporym mieście jak Seattle były naprawdę nie wielkie, right? Tym bardziej, że wszystkim przyda się chyba chwila wytchnienia od ostatnich wydarzeń. Co prawda, była niemal napastowana smsami przez Davida, że powrót do Chrisa to głupota i tak dalej, ale był jeden plus ostatnich wydarzeń – David nie utrudniał jej kontaktów z małym, a to już coś. Niestety, na stories wpadł ten filmik i cała nadzieja, którą Russell pokładała w Richardsa całkowicie wyparowała. Serio. Prawie sobie palec przyszyła do manekina na którym pokazywała Vittorii jak założyć szew ciągły przekładany gdy to zobaczyła. Pierdolona Naomi – to pierwsze o czym pomyślała. W przeciwieństwie do Vittorii (której dała ciuchy na przebranie) sama założyla jedynie sweter na plecy i zaraz stanęły przed Dragonem. Gdy ochroniarz nie chciał wpuścić Vittorii, Rosie się wychyliła przed nią.
– Cześć, Jake – posłała mu lekko sztuczny uśmiech, po czym złapała Tagliente za rekę i wciągnęła do środka. Jako nastolatka uwielbiała to miejsce, ale jako dorosła osoba widziała, jak bardzo szemrany był ten klub; masa pijanych i naćpanych facetów oblepiających wzrokiem pół nagie tancerki, podawanie sobie bóg wie czego pod stolikami… naprawdę nie mogli wybrać innego miejsca na męski wieczór? Szczególnie, że siedzieli w loży, a nie w biurze. Idioci, jeszcze nie wiedzieli co ich dziś czeka. A potem spod ziemi wyrosła Naomi i daje słowo, na głowie Rosie pojawiła się chyba słynna już Russellowa żyłka.
– Och, pamiętasz moje imię? – zacisnęła dłonie w pięści, wymijając Vittorię i stając twarzą w twarz z Naomi. – Nie pamiętałaś go chyba gdy pieprzyłaś się z Chrisem – gdyby nie była w ciąży, to nawet mimo leków powaliłaby ja na ziemie i zatłukła najbliższym krzesłem ale… była w ciąży.
– Rosie, przestań. Przecież zerwaliście, to nic takiego. Ale miałaś rację jest świetny. I ten… – zrobiła rozmarzoną minę, ale nim dokończyła Rosemarie po prostu jej przyłożyła z otwartej ręki.
– Nie przytyłam. Jestem w ciąży. Z Chrisem. Dotknij go jeszcze raz a nawet to mnie nie powstrzyma przed rozjebaniem Ci łba, szmato – wywarczała, grożąc jej jeszcze palcem a potem spojrzała na Vittorię. – Idę poszukać Chrisa zanim zabiję dziwkę – i faktycznie ruszyła w głąb klubu, zupełnie nie rozumiejąc, że dopiero za chwile rozpęta się armagedon
-
– Kurwa spróbuj podnieść na nią te łapy, to ci je połamię – wysyczała niemal, ale koniec końców puściła… I wtedy zauważyła tatuaże. Dwa. Jeden na łopatce, drugi nad tyłkiem. Pierdolona szmata. – TY PIERDOLONA KURWO – wydarła się w tym momencie, łapiąc Naomi za włosy z całej siły i pewnie wyrywając jej jakieś doczepy. Naomi pewnie się odwróciła i rzuciła do niej z łapami, lekko zadrapując jej twarz paznokciem, przez co na twarzyczce Vittorii pojawiła się czerwona pręga. W tym układzie, nie wiele myśląc, Vittoria sięna nią rzuciła, mając ochotę zacząć tłuc jej blond łbem o bar, ale po prostu wykręciła jej dłonie boleśnie i zaczęła sprowadzać do parteru. Zupełnie nie zauważyła Maxa, który pewnie gdzieś w pobliżu się znalazł.
- TY JEBANA SZMATO - wydarła się jeszcze, naprawdę mając ochotę ją tu zabić.
-
– Rosie? Co ty tu robisz? – zapytał, trzymając w rękach dwa drinki i próbując udawać, że nic się nie dzieje. Nagle poczuł mohito w swoich oczach i nie wiedział co się dzieje.
– Wypierdalaj – syknęła jego ciotka, po czym szarpnęła go za bark (co wyglądało na pewno komicznie biorąc pod uwagę różnice wzrostu i masy) i z całej siły odepchnęła Chrisa. A Max się posłusznie odsunął, choć serio, gdyby nie była w ciąży to by ją chyba rozniósł. W końcu byli jak rodzeństwo, rodzeństwo się czasem bije Odetchnął jednak głęboko.
– To wypierdalam. Sorry, Chris – i wyminął ich w poszukiwaniu Vittorii która mogła gdzieś przypadkiem wpaść na Naomi a to byłoby złe i przekonał się o tym kilkadziesiąt sekund później, gdy zobaczył je na podłodze.
– Kurwa, Vittoria złaź z niej! – wydarł się, przepychając przez tłum pijanych typów, którzy z przyjemnością obserwowali tyłek Vittorii przez podwiniętą spódnicę. Złapał Vittorię w pasie i podniósł, a ale Naomi zaczęła się do niej rzucać jak pojebana i próbował je rozdzielić ale przed oczami tylko latały mu pazury. – NAOMI DO KURWY NĘDZY! – mimowolnie puścił Vittorie, gdy poczuł paznokcie Naomi na swoim policzku. Stał w totalnym szoku absolutnie nie rozumiejąc co się odpierdala. Serio.
-
– ODPIERDOL SIĘ, MAX TO NIE TWÓJ BIZNES, Z TOBĄ POROZMAWIAM POTEM – wydarła się na niego, by zaraz wrócić do Naomi i tym razem już faktycznie jej zajebać pięścią. Co prawda nie rozcięła jej niczego pierścionkami, ale za to prawdopodobnie nabiła piękne limo pod okiem, bo aż ją zabolały kostki. Na to oczywiście Naomi dostała szału.
– Pieprzona gówniara! – krzyknęła Naomi, w tym momencie również zaciskając dłonie w pięści i gotowa najzwyczajniej w świecie rzucić się na Vi z nimi. Oczywiście, Vittoria była gotowa i znowu rzuciła się na nią, łapiąc ją mocno za włosy i tym razem głowę przyciskając tej kurwie do jakiegoś randomowego stolika, z którego zrzuciła drinki, ale Naomi jej nie była dłużna, więc pewnie ją na ten stolik po prostu rzuciła, obkręcając się z nią i Vi aż poczuła, jak ją bolą żebra, które wcześniej złamała podczas wypadku… – ZAJEBIE CI – wydarła się głośno, oddychając ciężko i podnosząc się ze stolika, gotowa ponownie się na nią rzucić.
-
– Zostaw ją kurwa, Naomi, ogarnij się, ona ma siedemnaście lat! – złapał Naomi za ramiona i w sumie wrzucił ją w ręce jednego z ochroniarzy który bardzo gustownie wykręcił jej ręce do tyłu, a sam Max przejął Vittorię nim jakikolwiek ochroniarz zdąży to zrobić.
– Panie Russell, obie wywalamy? – zapytał jeden, patrząc na dalej pewnie szarpiące się dziewczyny.
– Nie, ja się nią zajmę – rzucił, z całej siły zaciskając palce na nadgarstkach Vittorii, której ręce wygiął odrobinę do tyłu. Innego sposobu nie widział, po za tym jej zachowanie zaczęło go wkurwiać, serio. – BOŻE PRZESTAŃ SIĘ RZUCAĆ, DO KURWY NĘDZY. POJEBAŁO CIĘ? – wydarł się na nią, kładąc plecami na jednym ze stolików i ją unieruchomił. – Co ty odpierdalasz, Vittoria? – zapytał, nachylając się nad nią i dłonie przyciskając jej do stolika.
-
– Nie musisz się mną zajmować – burknęła, ale kiedy zacisnął palce na jej nadgarstkach, skrzywiła się, mimowolnie chcąc się uwolnić, ale dała mu się wykrzyczeć, sama się nieco uspokajając. Położyła się faktycznie na stoliku, przestając się szarpać i gdyby nie ludzie dookoła, to sytuacja byłaby całkiem sexy, tak szczerze. Ale niestety dookoła byli ludzie, a ona spojrzała na Maxa.
– MNIE POJEBAŁO?! JĄ POJEBAŁO! I CO W OGÓLE TU ROBI? JEST NAJDROŻSZĄ DZIWKĄ W TYM BURDELU? A NIE, ONA DAJE ZA DARMO – wykrzyczała mu w twarz, wierzgając się trochę, bo jednak ten tekst ją mocno wkurwił. On ją spoliczkował, typiara podrapała po policzku, a on jeszcze pyta czy ją pojebało.
– Robisz mi krzywdę. Puść – poprosiła, oddychając ciężko i czując, jak po policzku spływa jej kolejna łza. Cały ją mrowił od tego liścia, serio.
-
– Muszę, bo Ci odjebało – warknął jej do ucha. Gdy lezała na stoliku, Max wcale nie widział w tym czegokolwiek seksownego. Był tak wściekły, że jedyne o czym myślał to o tym, że powinien zajebać i jednej i drugiej w pysk na otrzeźwienie, ale przecież… nie powinien tego robić. To kobiety. Mimo to nie przeszkadzało mu ten aspekt w używaniu wobec niej siły podczas przytrzymywania.
– NIE BĘDĘ W OGÓLE Z TOBĄ ROZMAWIAŁ, BO ROBISZ MI WSTYD W MOIM MIEJSCU PRACY. ZACHOWUJESZ SIĘ JAK JEBANA WARIATKA, CO CI NIBY TAKIEGO ZROBIŁA? – darł się na nią, nachylając nad nią jeszcze bardziej. A gdy powiedziała, że robi jej krzywdę, nie rozluźnił uścisku. Nadal był w tej samej pozycji.
– Nie puszczę Cię, póki się nie uspokoisz. Zachowałaś się jak pieprzona gówniara i nie masz prawa tu więcej wchodzić bez uprzedzenia mnie o tym. Rozumiesz? – z impetem puścił jej dłonie, odwracając się do niej plecami. Spojrzał na grupę ludzi wokół nich. – Nie macie na co patrzeć? ZAJMIJCIE SIĘ SOBĄ ALBO WYPIERDALAĆ STĄD – wydarł się na całą salę, a ludzie pospiesznie się rozeszli po swoich wcześniejszych miejscach.
-
– Naprawdę chcesz wiedzieć, czy zamierzasz zignorować co ci powiem? – spytała cicho, patrząc mu w oczy, bo i tak teraz jej nie słuchał, teraz był na to zbyt wkurwiony, nawet ten mocny ucisk na siniejących już nadgarstkach o tym świadczył. Zacisnęła oczy, nie chcąc nawet patrzeć na jego wyraz twarzy. Kolejne słowa zabolały.
– Ja nie mam prawa tu wchodzić, ale ona ma? Świetnie, Max. Zatrudnij ją najlepiej, chociaż w sumie słaba z niej dziwka, skoro nie potrzebuje pieniędzy, żeby pieprzyć się z każdym – rzuciła, patrząc mu już w oczy, a kiedy puścił jej dłonie, rozmasowała nadgarstki i spojrzała mu w oczy.
– Jadę do domu. Idziesz? – zapytała, patrząc na niego z żalem, bo miała w tym momencie dość wszechświata, serio. A potem poszła do auta, nawet nie zwracając uwagi na Maxa.
ztx2
-
Junior, gdy już bywał w Chinatown w /swoim/ klubie, najczęściej przebywał na parterze, nadzorując pracę klubu. Najciemniej pod latarnią, no nie? Ciężko jednak było pomylić go z kimś innym. Nie ubierał się zazwyczaj w sztywne ciuchy; robił to jedynie, gdy sytuacja tego wymagała. Uwielbiał klubowe outfity, które pasowały do miejsca, w którym pracuje. Nie chciał się wyróżniać, gdyż wolał znaleźć wspólny język ze współpracownikami. To w sumie było już wyróżnieniem - fakt, że potrafił się z każdym dogadać bez większego problemu. Wszyscy widzieli w niego ulubionego szefa, który wiedział, jak się zachować i jak rozwiązać nawet najdrobniejszy problem. Uporządkowanie grafiku striptizerek? To jego zajęcie. Nowości w klubowym menu drinków i innych napojów alkoholowych? To miesiące testowania razem z zaufanymi kierownikami poszczególnych smaków. Sam wystrój klubu został przez niego zmieniony. Od dawna nie było tam remontu, dlatego odświeżenie w postaci zmiany kolorystyki i kształtu barów, a także stworzenia wielkiego parkietu stały się koniecznością w jego głowie.
W tym momencie Junior stał przy barze i wyczekiwał klientów, którzy mieli zapłacić za udostępnienie loży. Pieniądze trafiały bezpośrednio do niego. Nie chciał przekazywać tego zadania kierownikom w obawie przed pomyłkami, błędami czy niezrozumieniem. Do klubu sprowadzali się ważni biznesowi goście, których nawet najmniejsza gafa mogła poważnie zrazić. Wówczas również był pewny, że zielone się ze sobą zgadzają i nie musi oddawać większej ilości obowiązków komuś. Zaufanie - uczucie, które dla niego miało pewne granice. W biznesach zawsze kierował się racjonalnymi poglądami. Zapewne z tego powodu interesy wypełniły częściowo jego życie prywatne.
Rozglądał się po klubie cały czas, zwracał uwagę głównie na pracę barmanek i sprzątaczek. Co do striptizerek miał stuprocentową pewność, że dają sobie radę - nie zmieniał ich już od trzech miesięcy, co jest rzadkością, gdyż rzadko trafiają się tak idealnie prowadzące zabawę tancerki, poszukujące nowych doznań i sposobów na zabawianie przychodniów. Sprzątaczki pracowały dwadzieścia cztery na siedem, musiały ogarnąć cały harmider po nocnej zabawie. Nie znosił, gdy nie wypełniały swoich obowiązków należycie. Wszystko miało błyszczeć, choćby ktoś się zesrał na środku parkietu - w końcu płacił im dwa razy więcej niż konkurencja! Barmanki też stanowiły element zabawiania ludzi - same drinki kosztowały niebotycznie sporo, a w połączeniu z napiwkami udzielanymi im przez wypięty biust albo ładny uśmiech, klienci wychodzili z pustymi kieszeniami, a klub mógł sobie pozwalać na premie dla pracowników, dlatego one musiały prezentować się perfekcyjnie. Taki, o, perfekcjonista z niego!
Rozsiadł się na chwilę na stołku barowym, założył ramię na ramię i spojrzał w oddal, przez moment uciekając do własnego świata...
malarka
cały świat
columbia city
Nocny klub - jakikolwiek by nie był - nie znajdował się na liście miejsc, które Charlotte Hughes odwiedzała chętnie. Nie chodziło nawet o jej wiek i przeświadczenie, że po trzydziestce oraz urodzeniu dziecka pewnych rzeczy zwyczajnie nie wypadało robić. Głośna muzyka, tłum ludzi, panujący dookoła chaos - to wszystko sprawiało, że czuła się bardzo nieswojo, a to nie zdarzało się często i było emocją co najmniej przez blondynkę nielubianą. Łagodne usposobienie Lottie i artystyczna dusza dużo szybciej i łatwiej odnajdywały się w miejscach takich jak oryginalne, stare kawiarnie, zaciszne alejki w parkach, kina czy galerie, w których konieczność obcowania z ludźmi była minimalna i wypierana przez chęć zapoznania się ze sztuką. Była zatem prawdopodobnie jedną z ostatnich osób, które odwiedziłyby akurat to miejsce.
Mimo to - była tam. Weszła z własnej, nieprzymuszonej woli, choć jej intencją wcale nie była zabawa do białego rana. Z tyłu jej głowy właściwie wciąż pobrzmiewała myśl, że załatwienie pewnej sprawy mogłoby przebiec w ekspresowym tempie, aby jak najszybciej zyskała okazję do pozbycia się w jej opinii zbyt kusej, opinającej ciało sukienki i cholernie niewygodnych szpilek, od których w ostatnich miesiącach zdążyła się odzwyczaić. Nie rozumiała, jakim cudem towarzysząca jej tego wieczoru koleżanka - swego rodzaju przykrywka i wymówka, by w tym miejscu w ogóle się pojawić - odnajdywała się w tych klimatach, ale wystarczył zaledwie jeden drink i krótka obserwacji poczynań Victorii na parkiecie, by zrozumiała, że to po prostu ona zupełnie nie pasowała do tego otoczenia.
Westchnęła, z odmalowaną na twarzy rezygnacją wspierając się o krawędź baru, którego powierzchnia była dla niej jedynym ratunkiem. Nie żałowała podjętej decyzji i ponownej zgody na pomoc kolegom po fachu, choć szczerze wątpiła, że lata spędzone w FBI nie odbiły się donośnym echem w miejscowym przestępczym półświatku. I to nie tak, że jej ego było zbyt wybujałe, ale wydział zabójstw był tym, w którym nigdy nie brakowało spraw i to często połączonych z narkotykami.
- Hm? - mruknęła w niezadowoleniu, kiedy dotarło do niej, że jedna z barmanek od kilku sekund dopytywała o to, jakiego alkoholu powinna jej nalać. Charlotte odchrząknęła, chcąc sprowadzić samą siebie na ziemię, wszak zbyt dokładna obserwacja budziła zdecydowanie zbyt wiele podejrzeń. - Wystarczy wino. Czerwone - skwitowała, usadawiając się na barowym stołku, a sięgnięcie do niewielkiej kopertówki i wyjęcie z niej telefonu miało uwiarygodnić obrazek jej jako tej, którą koleżanka wystawiła na rzecz dobrej zabawy z nieznajomym facetem.
...choć kłamstwem byłoby stwierdzenie, że uśmiech posłany w kierunku mężczyzny siedzącego nieopodal niej, był przypadkowy, nawet jeżeli podszyty zamiarami zupełnie różnymi od tych, które miała w planach jej znajoma.
-
Znów usiadł na stołku barowym, tym razem bokiem w stronę Charlotte i zainicjował uśmiech kącikami ust na twarzy. Czuł, że skądś ją zna, a nawet i pamięta - tatulek pokazał mu wiele osobistości, na które warto uważać. Nie chciał o tym jednak zbyt dużo myśleć, żeby kobietka nie pomyślała sobie, że wgapuje się w jej cycki albo tworzy niewybredne scenariusze z nią w roli głównej, bo jednak sam ubiór mógł to podpowiadać, a w dodatku natarczywy wzrok bez odżywania się... Ta myśl robi się powoli zagmatwana! Zrób to, Junior! - Cześć, wszystko w porządku? Mogę jakoś pomóc? - To jedyne, co wpadło mu na szybko do głowy. W sumie, lepsze to niż wypalenie jakiegoś tekstu o jej miłym dla oka wyglądzie i et cetera. Miał w końcu podejrzenia wobec niej, nie chciał się z nią spoufalać, ale potrzebował też dowiedzieć się więcej i sprawdzić czy jego myśli są słuszne.
Yeah, dokładnie tak. Junior nowych kontaktów doznawał praktycznie codziennie. Każdego dnia coś go musiało zaskoczyć. Nie przestał obserwować ruchu w klubie, który zaczął się rozbawiać z każdą minutą w nim spędzoną. Skupił się po chwili znów na wyglądzie kobiety, jej włosach, oczach, sukience, kolorze skóry i stanie cery zniekształconymi przez czerwone, przygaszone światła... Fakt faktem, ciężko było od niej oderwać wzrok.
malarka
cały świat
columbia city
Uszy i oczy musiały być szeroko otwarte, a każda, najdrobniejsza nawet zmiana czy niepokojący sygnał wiązały się z przeświadczeniem, że gdzieś w pobliżu czaiło się niebezpieczeństwo. Tego wieczora było to ryzyko niemal podwójne, wszak świadomie weszła do jaskini lwa, nawet jeżeli dotychczasowe przypuszczenia i pogłoski pozostawały jedynie niepotwierdzonymi informacjami. Hughes nie łudziła się, że mogłaby to zmienić w przeciągu jednej godziny, ale krótkie rozejrzenie się po lokalu i ogólne zorientowanie w sytuacji mogło przynieść dodatkowe korzyści, a takowych nie zamierzała pozbawiać swoich kolegów po fachu.
Co jakiś czas zerkała na siedzącego nieopodal mężczyznę. Choć i jemu nie mogła odmówić przyjemnej dla oka aparycji, to jednak powody jej zainteresowania miały drugie, można by rzec podwójne dno. Sam sposób jego postępowania z gośćmi tego przybytku sugerował piastowanie stanowiska wyższego niż zwykły ochroniarz czy osoba odpowiedzialna za zabawianie gości. Kolejnym, nieco mniej poważnym i służbowym powodem, była jego marynarka. Trochę zbyt pstrokata jak na gust żywiącej szczerą sympatię do minimalizmu Charlotte, ale zwracająca uwagę i wyróżniająca się w tłumie, co w miejscu tego typu niewątpliwie było aspektem na wagę złota.
- Cześć - przywitała się, obracając się na barowym stołku tak, by móc znaleźć się na wprost mężczyzny. - Nie bywam w klubach zbyt często, ale czy naprawdę aż tak to widać? I wyglądam, jakbym potrzebowała pomocy? - dopytała, unosząc brew. Chciała zabrzmieć poważnie, może nawet na swój osób - akurat - groźnie, ale błąkający się w kącikach warg uśmiech zepsuł cały efekt, dlatego finalnie wyraz kobiecej twarzy złagodniał, a rozmowa przybrała nieco subtelniejszy, dużo przyjemniejszy ton niż miało to miejsce w przypadku dopytującej ją przed momentem o zamówienie barmanki.
- Potrafisz sprawić, żeby koleżanka straciła zainteresowanie tamtym facetem? Czuję się trochę opuszczona i wystawiona - poskarżyła się niby to z dużym żalem, ale zawadiacki ton wciąż wiódł prym, dlatego niewinne wzruszenie ramionami miało być dla mężczyzny wyraźnym sygnałem, że nie rozpaczała tak bardzo jak próbowała pokazać to światu. Właściwie doceniała to, że nikt nie ciągnął jej na parkiet, a wieczór mógł jej upłynąć w zaciszu baru i nad lampką wina.
- Tym się tu zajmujesz? Dbaniem o komfort gości? - dopytała, celowo nawiazując do sytuacji sprzed kilku chwil, kiedy mężczyzna podjął się zadania pokierowania jakąś parką i jednocześnie podejmując próbę zorientowania się, z kim naprawdę miała do czynienia, nawet jeżeli konkretna nazwa wykonywanego przez niego zawodu mogła mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością i być jedynie przykrywką dla wszystkich spraw, które w oczach miejscowych policjantów wydawały się podejrzane.
-
- /Tamtym/ facetem? Tamten facet, jakby dostał propozycję sesji prywatnego tańca, poszedłby w ciemno. - Odpowiedział Charlotte całkiem pewny siebie, zdając sobie sprawę, że była to próba przetestowania jego czujności. Dawno temu został skarcony przez ojca za puszczenie wody z ust przy jednym z klientów w restauracji. Rok temu, przez nieostrożność w pomocy w interesach prokuratora Palmera, prawie pogrzebał całą siatkę hongkońskiej triady. Na szczęście sprawy potoczyły się w taki sposób, że odpowiednie osoby zniknęły w odpowiednim czasie. Te momenty przypominały mu konkretnie, by zastanowić się dwa razy nad tym, co mówi. - Barmanki zajmują się podawaniem alkoholu, sprzątaczki sprzątaniem lokalu, tancerki i panie do towarzystwa zabawianiem gości, a ja zajmuję się organizacją całej tej maszyny. Ktoś w końcu musi to robić, nie? - Ton głosu Juniora ewidentnie był wyważony i spokojny. Nie stresował się w ogóle rozmową z Charlotte, w sumie to dlaczego miałby się stresować? W otoczeniu kobiet przebywał prawie że codziennie, nie mógł nie umieć z nimi dyskutować na różne tematy.
W międzyczasie do Tony'ego podeszła trójka dziewczyn, każda wesoło uśmiechając się w jego stronę. Facet wstał i rozejrzał się po jej twarzach, skinął głową w stronę Lotty, mając na myśli przeproszenie za wyrwanie od rozmowy. - Moje drogie, witajcie w Klubie Smoka! Tu jest karta magnetyczna do loży numer 13. Jeżeli ktoś was zatrzyma na bramkach, powiedzcie mu to samo, co tydzień temu. Miłego pobytu! - Zaraz po tym przekazał dziewczynie po środku ową kartę, wymieniając się z nią plikiem pieniędzy. Wrócił na stołek barowy, na którym wcześniej siedział i przekazał gotówkę starszej barmance, mówiąc: - Wykreśl z listy nazwiska Yuen oraz Liang.
- A Ty? Czym się zajmujesz? - wrócił wzrokiem do kobiety i oparł się wygodniej.
malarka
cały świat
columbia city
Mimo to próbowała.
Szkoda, że nieskutecznie.
- Nigdy nie twierdziłam, że pasuję do świata neonowych świateł, drogich drinków i półnagich tancerek - odparła, choć nie brzmiała oskarżycielsko czy tak, jak gdyby pragnęła ocenić to wszystko w sposób negatywny. Nie trzeba było jednak być ekspertem, by szybko i jednoznacznie stwierdzić, że jej dopasowana, podkreślająca figurę, ale wciąż elegancka sukienka nieco gryzła się ze strojami tancerek, barmanek czy niektórych gości. Na szczęście w żaden sposób nie gryzła się z nią.
- Lubię swój świat. Jest w nim nieco ciszej i spokojniej, ale najważniejsze jest to, że pozostaje mój. - Dosadny nacisk położony na ostatnie słowo był celowy, jednak subtelny uśmiech nieco łagodził efekt, wszak i jej daleko było do surowej. - A ty? Jesteś tu, bo chcesz czy musisz? - dopytała, unosząc brew. Nie każda praca była przecież spełnieniem marzeń. W większości przypadków chodziło o przykry obowiązek, choć Charlotte wątpiła, że jej rozmówca był akurat w tej grupie.
- Wiesz, nie było pytania. Wszystko wskazuje na to, że czujesz się świetnie z tym, co robisz - podsumowała w rozbawieniu, zaraz potem sięgając po wino, którego łyk była gotowa - mimo wszystko - zrobić. Zrezygnowała, gdy uświadomiła sobie, że jej towarzysz pozostawał bez szkła, co znów sprowokowało ją do przybrania pytającej miny.
Zamierzał się czegoś z nią napić?
Kątem oka zerknęła w kierunku parkietu, co miało stanowić punkt zaczepienia do czasu powrotu mężczyzny. Niby to przypadkiem zignorowała padające nazwiska, choć w rzeczywistości ich zapamiętanie nie było zbyt trudne.
- Maluję - odparła bez cienia zawahania, zdając sobie jednak sprawę z tego, że to jedno słowo nie wyrażało nawet połowy spektrum jej zainteresowań. - Nieustannie zachwyca mnie Frida Kahlo, choć od autoportretów dużo bardziej wolę tworzyć cudze. Projektuję też tatuaże - dodała, wzruszając ramionami, wszak ta informacja nie była niczym istotnym, zważywszy na fakt, że w studio Rhysa bywała ostatnio z doskoku, a jej praca skupiała się przede wszystkim na papierkowej robocie, nie interakcji z klientem.
próbuje przejąć dragon club
i trochę gangsteruje
south park
Nie ulegało wątpliwościom, że plotki wymieniane przed całą szerokością garderobianych luster, należały właśnie do tej mniej pokazowej strony. Odartej z blichtru, ale za to rozpachnionej szybkim (i realnym) zarobkiem. Niekoniecznie jednak łatwym. A już na pewno nie legalnym. Ale Fitzroy wiedział – że od czasu słynnego potknięcia dominującej w środowisku rodziny Colacurcio – naprawdę mieli szansę, żeby wypłynąć z interesami na szerokie wody.
Wystarczyło się postarać.
I o to właśnie się rozchodziło. O to, żeby dobrze wypaść. Tej nocy – gdzieś pomiędzy „słyszałaś?” oraz „no co ty-” – w klubie mieli pojawić się goście nieprzypadkowi. Wbrew przypuszczeniom, nie wyglądali inaczej. Przypominali tych samych żałośnie-smutnych facetów, należących do ulicznego napływu, którym prywatne loże zdarzało się mylić z gabinetami terapeutycznymi. Prezentowali się co najwyżej nieco schludniej – przynajmniej w chwili przekroczenia progu lokalu. Zawsze w doprasowanych koszulach i eleganckich marynarkach. O tym jak kończyli swój wieczór – najczęściej o bladym świcie, zwykło się nie mówić; więc o tym mówić nie będziemy.
Prawdziwa różnica wspierała się na istocie dwóch filarów. Przede wszystkim, nie próbowali zwracać na siebie zbędnej uwagi. Zamiast pokazywać, że są przy forsie – po prostu robili z niej pożytek. Na tyłach, najczęściej. Po drugie, Chryste, wystarczyło spojrzeć. Ktoś, kto przychodził do tego klubu z zaproszeniem, nie siedział w dobranym przypadkowo towarzystwie.
A takim towarzystwem na pewno nie był Mercer.
Razem z dwoma innymi mężczyznami zajmowali jedną z przyściennych kanap. Jeden z nich był niższy, bardziej przy kości. Wyróżniał się głęboką opalenizną – wyglądał więc, w nieśmiało wysuniętym wniosku, jakby dopiero co wrócił z bardzo egzotycznego urlopu.
Albo zatrzasnął się w kabinie podczas i tak nadprogramowej już wizyty w solarium.
Drugi natomiast – wyższy, nieco tylko tęższy i młodszy od Mercera – wrócił z...
– No, Andre, opowiadaj. Masz się gdzie zatrzymać? I co dalej, jaki jest plan?
Cóż. Z jeszcze bardziej egzotycznego urlopu. Bardzo długiego u r l o p u – to na pewno. Takiego, który nawet po cięciach – wciąż liczył sobie cztery długie lata.
– Tylko nie gadaj, że wyszedłeś z pierdla nawrócony.
Śmieją się.
– Nie, absolutnie. Zatrzymam się u brata. Przynajmniej dopóki nie stanę na nogi. – Pauzuje. – Mam- mam kontakt. Sprawdzony kontakt. Będziecie, panowie, zainteresowani-
– Ay, ay, poczekaj. Fitz- - Ten niższy, Frankie, klepie Mercera w ramię. – Co jest z tymi dziewczynami? Trzeba się prosić? O co chodzi? O co, kurwa, chodzi, Fitz? – Na nieszczęście dla nowej, niewprawionej jeszcze kelnerki, to właśnie na niej skupia się uwaga mężczyzny. Mężczyzn, właściwie – bo i sam Fitzroy orientuje się w międzyczasie, że jej nie kojarzy. – Hej, l a l k a, długo mamy tak czekać?!
I tu, tak w zasadzie, zaczyna się problem. Bo stolik, przy którym siedzieli, obsługiwany miał być przez Lisę. Tylko że-
Co za pech. Lisy tutaj nie było. A oni chcieli się, póki co, napić.
Ale była Eddie. I chociaż nie wypadało podbierać klientów koleżankom po fachu, to przecież-
Miała inne wyjście?