WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- Czuję, że i tak będzie najbardziej rozpieszczonym dzieckiem po tej stronie wybrzeża. - Biorąc pod uwagę tak ogromną ilość ciotek i wujków, Charlotte zwyczajnie nie widziała innej możliwości niż to, że córka miała stać się oczkiem w głowie nie tylko rodziców.
Jej siostry, przyjaciele, osoby z otoczenia Blake'a czy nawet jego rodzice - to tworzyło całkiem sporą grupę. Lottie żałowała jedynie, że wśród tego zacnego grona miało zabraknąć państwa Hughes. Leżący w grobie Robert nie miał już co prawda za dużo do powiedzenia, ale pogrążona w znanych jedynie sobie emocjach Elisabeth nie wykazywała żadnych oznak zainteresowania czy troski ani względem córki, ani wnuczki.
Chyba właśnie dlatego tak chętnie porzuciła ten temat i skupiła się na historii dużo zabawniejszej, choć w pierwszym momencie wcale jej do śmiechu nie było, zważywszy na fakt, że jej częścią składową był śpiewający serenady Blake'a i okno innej kobiety.
Dobrze, że sprawa szybko stała się jasna.
- To nie jest zabawne. Nie chcę wyjść na zazdrosną wariatkę - westchnęła ciężko, posyłając przyjacielowi nieco pobłażliwy uśmiech. Mógł się z niej nabijać, ale pewne granice były łatwe do przekroczenia, szczególnie po doświadczeniach pokroju tych, które Charlotte miała na swoim koncie. Zdrada Joela, choć minęło dużo czasu, a ona niemal zapomniała o wszystkim, pozostawiła swego rodzaju piętno, którego miała się nie pozbyć już nigdy. To mogło rzutować na przyszłe relacje - nie tylko te typowo romantyczne. - Może będzie lepiej, jeżeli już nie będziesz mediatorem. Pamiętasz ostatni raz? - rzuciła pół żartem a pół serio. Naprawdę doceniała jego zaangażowanie i troskę, ale jednocześnie z perspektywy czasu wiedziała, że czynny udział w problemach, jakie dzieliły ją i Blake'a, nie miał większego sensu, skoro wychodziło z tego więcej szkody niż pożytku.
- Cieszę się, że wszystko się tak ułożyło i że podeszła do sprawy tak wyrozumiale. To dobrze o niej świadczy. - Kilka kiwnięć głową miało podkreślić jej aprobujące stanowisko. Z opowieści, które o Isli snuł Rhys, Charlotte wnioskowała, że była naprawdę fajną, pozytywnie nastawioną do życia i ludzi dziewczyną. - Będę miała okazję w końcu ją poznać? - zagaiła, czysto teoretycznie rzecz jasna, bo przecież nie zamierzała go do niczego zmuszać ani wywoływać jakiejkolwiek presji.
- Jestem z ciebie bardzo dumna i jakiejkolwiek decyzji nie podejmiesz, to będę przy tobie. - Raz jeszcze zacisnęła palce na jego dłoni, celowo skupiając swoje spojrzenie na oczach mężczyzny, nie na podłączonej kroplówce. Choroba niczego między nimi nie zmieniała, tak samo jak jej przebieg. Byli w tym razem. - Skoro wizyta w tamtej klinice przebiegła tak dobrze, to może warto spróbować tam? Wiesz, że jeżeli chodzi o koszty... - zaczęła, zaraz potem urywając. Niedopowiedzenie było wymowne, tak samo zresztą jak jednoznaczne było jej stanowisko. Chciała pomóc - nawet jeżeli tylko (lub aż?) finansowo. Domyślała się, że Blake również, dlatego wybranie najlepszej opcji nie stanowiło tak dużego dylematu.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To chyba tak działa w przypadku wszystkich dzieci — przyznał, ale tak mu się coś wydawało, że każde dziecko w najbliższym gronie znajomych danej rodziny, robiło furorę i było tą najbardziej rozpieszczaną istotą na ziemi. Miało to jednak swoje plusy, bo jeśli dziecko urzekało najbliższe osoby, to rodzice mogli liczyć w jakimś stopniu na to, że mieliby komu zostawić je pod opieką, gdyby w pewnym momencie zapragnęli chwili dla siebie. Szalejący za dzieckiem bliscy byli też swego rodzaju ratunkiem i odciążeniem, gdy taki maluch wędrował z rąk do rąk przy okazji jakiś spotkań.
Hej, zazdrość nie jest taka zła, o ile ma swoje granice i nie przyćmiewa zdrowego rozsądku — zauważył. Jego zdaniem, zazdrość była czymś ludzkim i każdy miał do niej prawo, bo wcale nie świadczyła o wariactwie. Co innego, gdyby zaczęła się wymykać spod kontroli i przyjęła chorobliwą formę, ale nie sądził, by to groziło Lottie i Blake'owi. Znał ich i wiedział, że nawet jeśli popełniali błędy, to nie pozwalali sobie na to, żeby pewne kwestie zabrnęły za daleko. — Racja. Może lepiej siedzieć cicho... — zgodził się, kiwając nieznacznie głową. Ostatnia próba mediacji między tą dwójką, była opłakana w skutkach, a powtórki z nieprzyjemnej rozrywki zaliczać nie chciał. Oni zapewne też nie.
Ja też. Trochę obawiałem się tego, że ucieknie z krzykiem i tyle z tego będzie, ale... Chyba w końcu któraś zostanie na trochę dłużej, a czas pokaże na jak długo. — Uśmiechnął się. Do tej pory nie miał szczęścia z kobietami, a w jego naturze nie leżało skakanie z kwiatka na kwiatek i czerpanie garściami z życia, kosztem lasek, które każdego tygodnia sypiały z kimś innym. Do tych, które podchodziły do życia rozsądniej, nie miał zaś szczęścia, ale coś mu się wydawało, że teraz może trafił trochę lepiej, zważywszy na to, że pod wieloma względami byli z Islą do siebie podobni. — Jeszcze pytasz? Jak zgramy się wolnymi terminami przed porodem, to może zaproszę ją do studio. A jeśli nie, to kiedy trochę się ogarniesz z nową rzeczywistością, wyskoczymy na kawę, co? — zaproponował. Nie wiedział, jak to wszystko będzie wyglądać za tych kilka a może kilkanaście dni. Wiedział za to, że nie mógł się doczekać dnia, kiedy pozna córeczkę swoich przyjaciół i zobaczy Lottie i Blake'a w nowej roli.
Wiem, chociaż nie sądzę, bym chciał ci na to pozwalać, jak ten mały brzdąc zacznie ci wywracać codzienność do góry nogami. Powiedzmy, że... Będziesz prowadzić telefoniczny nadzór – stwierdził, uśmiechając się do niej ciepło i spoglądając wymownie na jej brzuch. Co jak co, ale Zoey była najważniejsza w tym wszystkim. Nie, żeby Rhys sądził, że Lottie mogłaby stawiać go ponad dziecko, gdyby jej potrzebował, ale wolał ją uświadomić tu i teraz, że kiedy mała pojawi się już na świecie, to bez względu na to, jak źle by z nim nie było, nie powinna rzucać wszystkiego. Obojętnie czy będzie jedną nogą w grobie czy nie, Lottie miała skupić się na tym, co było dla niej najważniejsze. A on... Jakoś da sobie radę. Najważniejsza była pamięć i to, by mogli w razie konieczności porozmawiać choćby przez telefon.
Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że nie mam patrzeć na koszty, ale... Muszę to przemyśleć. Niemniej, mam to na uwadze, bo wydaje mi się, że tam są większe szanse na to, że wszystko pójdzie dobrze. A jeśli tak się stanie, to potem będę myślał o tym, jak spłacić długi — przytaknął. Dotąd nie był optymistycznie nastawiony do pożyczki, ale w obecnej sytuacji, gdy lekarze z tamtej kliniki wzbudzili jego zaufanie o wiele mocniej niż ci, których miał dostępnych praktycznie od ręki w Seattle, to był skłonny rozważyć każdą opcję, nawet jeśli wymagała zadłużenia się na większą kwotę. Pieniądze nie były jednak tak ważne, jak to, że chciał żyć. Pragnął wyzdrowieć i na nowo cieszyć się najlepszymi latami swojego życia. Ułożyć sobie je w końcu tak, by móc powiedzieć, że był w pełni szczęśliwy i spełniać marzenia, których miał wiele, a których realizację na ten moment musiał odłożyć.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nieznaczne zmarszczenie nosa w tym przypadku było wyrazem jawnego niezadowolenia. Problem z kontrolowaniem emocji niekoniecznie dotyczył akurat Charlotte, ale pewne wydarzenia z jej życia dawały prawo do podejrzliwości czy niepewności.
Nie chciała co prawda, by to, co zrobił Joel, rzutowało na przyszłe relacje i związki, ale na pewne rzeczy zwyczajnie nie miała wpływu, a złe doświadczenia i związane z nimi wspomnienia zwyczajnie wygrywały ze zdrowym rozsądkiem.
Charlotte westchnęła ciężko, zatrzymując wzrok na wysokości spojrzenia przyjaciela.
- Nie jest łatwo zaufać, kiedy twój ostatni facet najpierw namawiał cię do walki o związek, a potem zdradzał cię ze swoją podwładną - podsumowała, wzruszając ramionami. Nie zamierzała traktować tego jako wymówki, a już na pewno nie zarzucała Blake'owi jakiejkolwiek nielojalności, ale niespodziewanie pewne żarty zaczynały posiadać wyraźne granice, których Lottie wcale nie planowała wprowadzać, a które pojawiły się zupełnie poza jej kontrolą. - Z drugiej strony wtedy niekoniecznie okazywałam zazdrość czy jakiekolwiek inne emocje - dodała po chwili namysłu. Nie czuła się całkowicie winna, ale z perspektywy czasu wiedziała, że pewne sprawy mogła rozwiązywać inaczej. Wciąż jednak uważała, że to Gallagher wykazał się niesprawiedliwością względem niej, skoro wielokrotnie wspominała o tym, że to zwyczajnie nie funkcjonowało, że powinni się rozstać, że osobno mogło być im lepiej. Nie słuchał, a potem zrobił, co zrobił, a Charlotte po dziś dzień nie miała pojęcia, czy był to zwyczajny zbieg okoliczności, czy bardziej wyrafinowana zemsta.
Obecnie nie miało to jednak żadnego znaczenia.
Ufała Blake'owi.
- W porządku. Nie mogę się doczekać. I mam nadzieję, że wyjdzie z tego coś fajnego. Zasługujesz na normalną, fajną dziewczynę - podsumowała, w pełni akceptując przedstawiony przez Rhysa plan. Nie chciała przesadzać, nalegać i wywoływać jakąkolwiek formę presji. Sprawa była świeża, a poznawanie przyjaciół i innych bliskich osób mogłoby zostać odebrane różnorako, toteż Lottie była skłonna dać czas wszystkim dookoła i sobie samej również.
- Na razie myśl o sobie i swoim zdrowiu. Cała reszta to sprawa na potem. Bo będzie potem, rozumiesz? Wyjdziesz z tego - zapewniła, wolną dłonią przesuwając po jego policzku. Z trudem panowała zarówno nad drżeniem ręki, jak i głosu, który zaciskał się w gardle, czego powodem były brzydko zniekształcone dźwięki. Emocje brały jednak górę, bo przecież rozmawiali o chorobie, o jego życiu, o przyszłości, której ona nie wyobrażała sobie bez najlepszego przyjaciela.
- Przepraszam. To chyba hormony - burknęła, ocierając kąciki oczu, z których zdążyło uciec kilka pojedynczych łez.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Coś o tym wiem, ale w końcu to przychodzi samo. Dociera do ciebie, że nie możesz mierzyć wszystkich jedną miarą i warto zaufać raz jeszcze – stwierdził. Wiedział jak to jest być zdradzonym, okłamanym i skrzywdzonym. Wiedział też, jak ciężko było po takich doświadczeniach na nowo otworzyć się na ludzi i zaufać chociaż jeden dodatkowy raz. Przerabiał to przecież długimi miesiącami i być może ciągnęłoby się to za nim po dziś dzień, gdyby nie pewna, siedząca obok niego blondynka, która w ciągu jednej rozmowy zdołała mu nieco poukładać w głowie. Lottie sprawiła, że Rhys chciał zaufać na nowo. On za to chciał, by tym razem praktykowała swoje rady na sobie, bo Blake zasługiwał na zaufanie, a ona na szczęście, które Rhys wierzył, że mogło ją spotkać właśnie przy jego przyjacielu. – Bo frajer na to nie zasługiwał. A teraz masz na wyciągnięcie ręki zajebistego gościa, więc… Bądź zazdrosna, bądź podejrzliwa, ale ufaj mu. Jestem pewny, że wyjdzie z tego coś dobrego. — Uśmiechnął się, unosząc lekko brew. Ta dwójka do siebie pasowała i musiało się to udać. Nie widział innej opcji.
Zobaczymy. Na ten moment chcę… Korzystać z życia. I skupić się na tym, żeby wyzdrowieć — wzruszył ramionami. Lubił Islę. Wnosiła w jego codzienność nieco energii, której potrzebował, ale co miało z tego wyjść za jakiś czas, nie był w stanie powiedzieć. Nie nastawiał się na nic. Nie snuł daleko idących scenariuszy, nie planował wielkiego love story, ani nawet nie nastawiał się na to, że ta znajomość będzie się ciągnąć przez dłuższy czas. Już dawno zrozumiał, że ludzie pojawiali się i odchodzili w najmniej spodziewanym momencie. Nie chciał kolejny raz przyzwyczajać się przedwcześnie do czyjejś obecności, ale jednocześnie nie zamierzał rezygnować ze zwyczajnych przyjemności jakie dawało obcowanie z drugim człowiekiem.
Taaa, hormony… Może coś w tym jest, ale ja myślę, że to głównie twoje serce – odparł, uśmiechając się do niej i niezbyt poradnie przez leżenie w takiej, a nie innej pozycji, sięgnął do policzka przyjaciółki, by zetrzeć te nieszczęsne łzy. Lottie miała dobre serce, była idealną przyjaciółką. Cholernie wrażliwą i troskliwą, a przy tym starającą się optymistycznie patrzeć w przyszłość. Rhys zaś rozumiał, że bała się tak jak i on tego, co przyniosą nadchodzące tygodnie i miesiące. – Dam radę. Ty, Blake… Nie chcę was tak zostawiać bez walki. No i muszę poznać Zoey, a to zobowiązuje do tego, żeby wybrnąć z tego gówna – dodał, zabierając dłoń. Zależało mu na tym, by jeszcze trochę pożyć i pognębić przyjaciół w codziennym życiu, swoją skromną osobą. Chciał też poznać małą i móc patrzeć, jak będzie powoli dorastać, kiedy on będzie starał się jak najlepiej spełnić w roli wujka.
No już, nie płacz i głowa do góry, bo musisz mnie potem odwieźć do domu, a nie wiem, czy chcę z tobą jechać, jak nie będziesz nic widzieć przez łzy – upomniał ją jeszcze, nieco żartobliwym tonem, ale faktem było, że on nie miał jak siąść za kierownicę. Nikt nie wiedział, jak chemioterapia będzie na niego działać i czy nie pociągnie za sobą szybkich skutków ubocznych, które mogłyby doprowadzić do nieszczęścia.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nieznaczne kiwnięcie głową miało być jednoznacznym znakiem, że istotnie - podzielała jego opinię, choć praktyka z teorią często miały niewiele wspólnego i znajdowały się na dwóch zupełnie różnych krańcach świadomości. Brak zaufania, podejrzliwość, a w konsekwencji nawet zalążek paranoi nie były doznaniami przyjemnymi, ale często o ich sile stanowił brak kontroli nad pewnymi emocjami oraz zachowaniami. Nie nad wszystkim można było zapanować, nawet jeżeli faktem było, że pewne osoby zwyczajnie na wiarę w swoje dobre intencje zasługiwały.
- Wiem o tym - odparła z dosadnym naciskiem. Nie musiał jej tłumaczyć tego, jak dobrym człowiekiem był Blake'a, bo przecież sama doświadczyła tego wielokrotnie i to prawdopodobnie intensywniej niż w jakiejkolwiek innej relacji. Uratował ją przed popełnieniem największego błędu w życiu, krył jej siostrę, gdy ta wbrew własnym zamiarom doprowadziła do śmierci (nie)winnego człowieka, bronił ją, ilekroć tylko wymagała tego sytuacja, bez względu na to, czy chodziło o faceta, z którym ostatecznie po pijaku nie wylądowała w łóżku, czy o dotychczas nieznaną siostrę, która wykazywała skłonność do ataku na szpitalnym korytarzu. - To całkiem urocze, że tak nam kibicujesz - rzuciła niespodziewanie, chcąc w ten sposób rozluźnić atmosferę i dać Rhysowi do zrozumienia, że naprawdę doceniała jego nastawienie oraz wsparcie. Po licznych przeżyciach i doświadczeniach z nią i Blake'm w rolach głównych miał przecież prawo, by chcieć trzymać się od tego z daleka. On jednak wciąż był obok i sprawiał wrażenie szczerze zadowolonego z takiego, a nie innego potoczenia się pewnych spraw.
- Wyzdrowiejesz - zapewniła krótko i bez cienia wątpliwości, nawet jeżeli obecnie pobrzmiewająca w tonie jej głosu pewność była wynikiem wiary i nadziei, nie zaś udowodnionych naukowo faktów. Sytuacja była kiepska, ale to nie oznaczało, że beznadziejna i zupełnie bez wyjścia, dlatego Charlotte... nie zamierzała przestać.
- Zoey będzie tobą zachwycona - odparła z pełnym przekonaniem, raz jeszcze pociągając nosem. Sama myśl o córce oraz tym, jak wielu wspaniałych ludzi miała mieć wokół siebie, sprawiała, że Lottie zdecydowanie za mocno poddawała się emocjom. Z dwojga złego wolała jednak wpływ tych pozytywnych, wśród których znajdowało się szczęście i spokój o najbliższą przyszłość.
- Odwiozę - zapewniła, parskając śmiechem. Raz jeszcze przetarła wilgotne policzki, uśmiechając się do przyjaciela. - Albo zamówimy taksówkę. - Szybkie wzruszenie ramionami sugerowało, że było jej to w zasadzie obojętne, bo najbardziej liczyły się komfort i bezpieczeństwo, a jej obecny stan faktycznie nie budził zaufania, jeżeli chodziło o poruszanie się po drodze pełnej innych kierowców i pasażerów w autach.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaskoczona? Dwie najbliższe mi osoby wiją sobie rodzinne gniazdko. To oczywiste, że będę wam kibicował – przyznał. Rhys był jaki był, a to, że chciał szczęścia przyjaciół leżało w jego naturze. Jego własne życie mogło się walić w gruzy, a on z uśmiechem podchodziłby do każdej dobrej sytuacji z życia bliskich osób i patrzyłby optymistycznie w przyszłość. Nie potrafił inaczej, bo zależało mu na tym, żeby wszyscy byli szczęśliwi i by ich życie układało się jak najlepiej. A że czasami nie było kolorowo, bo ta dwójka potrafiła sprawić, że człowiek dorabiał się pierwszych siwych włosów z nerwów i zmartwienia? Bywało i tak, ale najważniejszym było to, żeby wciąż być obok bo wiedział, że oni również postąpiliby w ten sposób, co udowadniali na każdym kroku.
Wiem, muszę… – zgodził się z nią. Jeszcze kilka tygodni temu był gotowy się poddać, ale zrozumiał, że byłoby to cholernie egoistyczne podejście. Nie mógł myśleć tylko o sobie. Musiał brać pod uwagę to, że walczył przede wszystkim dla siebie, ale również dla tych osób, którym na nim zależało. I to właśnie dzięki nim zmienił swoje nastawienie, bo kiedy on wątpił, oni wierzyli za dwoje.
Tak myślisz? — Zerknął na Lottie z lekkim błyskiem w oku. Chciałby być jednym ze wszystkich ulubionych wujków, jakich mała będzie mieć. A domyślał się, że będzie ich od groma, podobnie jak ciotek. – To się dogadamy, bo ja już jestem nią zachwycony — dodał ze śmiechem, ale obserwowanie tego, jak przyjaciółka rosła w oczach od kilku miesięcy, robiło swoje. Chciał poznać tę istotkę, która rozwijała się pod jej sercem. Tę, o której przypieczętowanym istnieniu dowiedział się wraz z Lottie na szpitalnym korytarzu. Tę, która wzbudziła w Lottie wiele łez, jakie dane było mu ocierać, ale również uśmiechów, które mógł oglądać w ostatnich tygodniach, gdy przyszła mama mówiła o tym, jak ciężko jest przetrwać z bobasem w brzuchu, gdy ten dawał wycisk kopniakami i wierceniem się.
Taksówka… Tak, to dobry pomysł – zgodził się, dopiero teraz uświadamiając sobie, że jej za kierownicą mogło być niewygodnie. Jego samochód mogli zostawić na szpitalnym parkingu. Może w późniejszych godzinach poprosiłby sąsiada, albo kogoś znajomego o to, by odstawił go pod dom. – Chyba niedługo będzie po wszystkim. Przeleciało przy rozmowie – dodał, wskazując na kroplówkę. Była ona pełna w jednej trzeciej, a on, póki co nie dostrzegł żadnych niepokojących skutków ubocznych. Z jednej strony chciał wierzyć, że tak zostanie, ale z drugiej zdawał sobie sprawę z tego, że byłoby to naiwne. Los był wredny, a jego w ostatnim czasie nie oszczędzał. Tym razem pewnie nie będzie inaczej.
Kiedy cały proces podania mu pierwszej chemii dobiegł końca, po krótkiej rozmowie z lekarzem został zwolniony do domu, gdzie udali się taksówką zgodnie ze wcześniejszymi przemyśleniami.

zt.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”