WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Life is all about wife and kids
Awatar użytkownika
30
170

właścicielka siłowni

własna siłka

broadmoor

Post

look

Adaya uwielbiała się zakładać ze swoimi klientami. Dlaczego? Bo dawało jej nieziemską satysfakcję jeśli pokazywali jej jak była w błędzie. Przesuwała górną granicę coraz dalej, a oni nieświadomie ją pokonywali albo przynajmniej starali się pokonać. Wiedziała na co ich stać i wiedziała jak wyciągnąć z nich te resztki energii na sam koniec. Dlatego rzucała wyzwania na które łatwo się godzili.
-Zobaczymy - przewróciła teatralnie oczami i stanęła za workiem by go przytrzymywać jak kobieta będzie próbowała wygrać zakład. Szczerze? Nie wątpiła w umiejętności kobiety ani odrobinę i może mogłaby podnieść o te dodatkowe sto, ale... chciała przegrać. Chciała możliwości zabrania kobiety do jakiejś restauracji i zafundowania obiadu. To prawie jak randka z tą małą różnicą, że musiała to zrobić podstępem.
Była dumna. Uśmiechała się szeroko widząc radość wymalowaną na twarzy jej towarzyski. Pomogła jej ze zdjęciem rękawic -Zobaczysz gdzie pójdziemy. To tajemnica - rzuciła zaczepnie. Mało kiedy tak bardzo spoufalała się z ludźmi i to w pracy. Po niej i owszem zaliczyła kilka osób. Castellano musiała przyznać, że spędzanie czasu z kobietą było najlepszym co się mogło jej przytrafić. Były coraz bliższe, a sama Adaya otworzyła się na tyle, że po pijaku przyznała się do niektórych demonów.
Sama Adaya przeszła również do szatni by się przebrać i odrobinę ogarnąć. Sama zbyt dużo dzisiaj nie robiła, ale przydałoby się nie iść w przepoconym stroju sportowym do knajpy.
Z początku nie zwróciła uwagi na leżący dowód. Dopiero gdy przykucnęła by zawiązać buty spojrzała na niego i skamieniała. Ten głupi plastikowy dokument pokazywał twarz blondynki, ale to był brytyjski dokument... i imię się nie zgadzało kompletnie. Momentalnie krew się w niej zagotowała. Obróciła dowód jeszcze kilka razy w dłoni i spojrzała na uśmiechniętą Artemis.
-To jak to z Tobą jest hm? Zwiałaś przed mężem do Stanów by móc się przespać z Amerykanką? Co Artemis? - wyciągnęła plastik w stronę kobiety. Ktoś tu kłamał i teraz Adaya zastanawiała się ile z tego wszystkiego było prawdą a ile bajką wkręconą młodej i naiwnej dziewczynie.

autor

Ady

Awatar użytkownika
41
178

Agentka CIA

Oddział CIA

broadmoor

Post

Nie lubiła tajemnic choć sama miała ich naprawdę wiele. Wolała wiedzieć od razu gdzie będą szły i choć była gotowa to wyciągnąć od Adayi, ostatkami rozumu powstrzymała się. Nie chciała robić przykrości młodej, dlatego postanowiła szybko się wyszykować. Oczywiście nienaganny wygląd to jedno, ale teraz liczył się fakt, że spędzi fajnie dzień z kobietą która powoli gości w jej życiu coraz częściej. Z jednej strony to naprawdę przyjemne uczucie, ale z drugiej? Musiała uważać, aby się nie zagalopować. Takie relacje rzadko bywają trwałe, zwłaszcza kiedy będzie musiała wracać do UK.
Nie miała pojęcia, że coś może pójść nie tak. Nie pamiętała żeby zabierała ze sobą swój brytyjski dowód. Może pomyliła torby rano? Sama już nie wiedziała, lecz nie to okazało się najgorsze. Czy ona dobrze widziała złość, a nawet wściekłość w oczach Dayi? A za tym wszystkim... zawiedzenie?
- Co? - z początku nie wiedziała o co chodzi, lecz gdy zauważyła plastik, wszystko nabrało sensu, a Arti schowała go do kieszeni płaszcza. Nieźle wtopiła. Jak miała się z tego teraz wytłumaczyć?
- Ady, to nie tak. Daj mi wyjaśnić. - widziała, że kobieta była praktycznie gotowa wyjść bez niej i zapewne udać się w inną stronę niż niespodziankowy obiad.
Fisher zlapała swoją torbę, oraz ciemnowłosą za rękę i przeszły do kanciapy trenerów. Akurat nikogo nie było, więc na spokojnie mogła wyjaśnić o co chodzi.
- Nie uciekłam przed mężem. To co mówiłam jest prawdą. - w końcu przestała dbać o akcent, który od razu stał się brytyjski. - Tak naprawdę nazywam się Artemis Fisher, ale poznałaś mnie. Nie grałam przed Tobą kogoś kim nie jestem. - tylko czy to miało jakieś znaczenie? Miała wrażenie że tylko kopie pod sobą większy dołek. Okłamała ją i ot tak przecież nie uwierzy jej, że to nic nie znaczy. Odlożyła torbę na ziemię i przetarła czoło.
- Proszę uwierz mi... - widać, że zależało Arti, aby Daya faktycznie uwierzyła iż jest tą osoba którą poznała, polubiła a może nawet powoli zaczynała kochać? Szczerze powiedziawszy to Fisher nie wie na czym stoją. Wie tylko tyle, że jej zależy, lecz czy to wystarczy?

autor

Arti

Life is all about wife and kids
Awatar użytkownika
30
170

właścicielka siłowni

własna siłka

broadmoor

Post

Są dwa rodzaje tajemnic. Te, które przynoszą złe wspomnienia i zmianka o nic cholernie boli i te, które nie powinny istnieć a jednak robi się z tego wielkie halo. Aday zaczynała się przywiązywać do starszej kobiety. Czuć coś co tak naprawdę nigdy do siebie nie dopuszczała. Coś co było dla niej samej zupełnie nowe i chyba właśnie dlatego tak bardzo to zawaliło jej świat. Ona tutaj praktycznie z ręką na sercu. Powiedziała swój najgorszy koszmar, a Diana... znaczy Artemis chowała przed nią tak nieistotny fakt. Boże... zmiana imienia to zdecydowanie ukrywanie czegoś, bo nikt od tak nie przedstawia się wymyślonym imieniem! No może w klubach by pozbyć się nachalnego towarzystwa, ale one przecież poznały się w normalnych warunkach.
Zasnęła szczękę i dała się zaciągnąć do jej kanciapy. Targały nią negatywne emocje i może normalnie zareagowałaby na to machnięciem ręki, ale zaczynało jej zależeć na starszej kobiecie i takie kłamstwo ukuło. Adaya nawet nie krzyczała imienia Art podczas seksów. Poczuła się głupia i oszukana. Miała prawo się zezłościć.
Słuchała w ciszy opierając się o zamknięte drzwi.
-Po co? - zapytała krótko -Po chuj zmieniłaś imię i udawałaś akcent. Co z tego miałaś? - bo na pewno nie satysfakcję. I bez tych kłamstw Adaya poszłaby na ten spacer, drinka i na wszystko inne. Kobieta jej się podobała i nie było ważne czy jest stąd czy z Japonii. To nie miało znaczenia dla niej, ale widocznie dla samej Fisher miało.
-Jak mam ci wierzyć co? Ja się otworzyłam jak głupia mówiąc o tym dupku i o rodzeństwie, które mi przypalało petami, a Ty od tak trzymałaś mnie w durnej świadomości, że masz na imię Diana - marszczyła brwi i odepchnęła się od drzwi podchodząc bliżej Arti -Miała z tego frajdę czy jak? - zacisnęła ponownie szczękę. Chciała wiedzieć jaki kobieta miała w tym cel.

autor

Ady

Awatar użytkownika
41
178

Agentka CIA

Oddział CIA

broadmoor

Post

Wiedziała, że nadszarpnęła zaufanie ciemnowlosej i teraz będzie jej trudno uwierzyć w cokolwiek co powie. Wkopała się przez czysty przypadek, myląc rano torby. Jak mogła być tak nieostrożna? Jak mogła wpaść w najgłupszy możliwy sposób. To było wręcz nierealne, bo nigdy nie zdarzyła jej się podobna sytuacja. Tym bardziej było to trudne bo nie mogła dać Adayi całych wyjaśnień. Jest agentką, nie może wyśpiewać wszystkiego, jakby nic inne nie miało znaczenia. Całą prawdę powinma zachować dla siebie. Takie momenty są zawsze najtrudniejsze, dlatego Fisher miała problem z przekonaniem kobiety do swojej racji.
Spojrzała na swoje buty, w głowie szukając kolejnego kłamstwa jakie byłoby odpowiednie do tej sytuacji. Miała nieodparte wrażenie, że coraz bardziej będzie się pogrążać. Odwaga którą zawsze miała schowała się gdzieś głęboko, a ona nje mogła spojrzeć w oczy trenerce.
- Nie mam usprawiedliwienia na to. - to chyba była najrozważniejsza odpowiedź ze wszystkich możliwych. Nie kłamała, a przynajmniej nie było to tak wielkie kłamstwo jak kilka poprzednich. Po prostu nie mogła się wykręcać w tym momencie. Musiała przyznać, że nie ma odpowiedniego wytłumaczenia jakie mogła sprzedać ciemnowłosej. Wzięła głęboki wdech i uniosła spojrzenie. Strała skupić je na rozmówczyni, ale ta złość jaką widziała na jej twarzy była naprawdę bolesna.
- Nie miałam... to nie jest tak jak myślisz. Po prostu... - sama już nie wiedziała co ma powiedzieć, nie chciała walnąć kolejnej gafy, ale powiedzenie prawdy w ogóle nie wchodziło w grę. - nie każdy jest dumny z tego kim jest i skąd pochodzi. Chciałam to zatrzymać dla siebie, ale wszystko inne. To o moich mężach, o bracie, to że się przy Tobie dobrze czuję jest prawdą... przysięgam. - znów nie do końca mówiła prawdę, ponieważ tak naprawdę nie wstydzi się tego kim jest. Ma świadomość co robi i że jest to nieetyczne, ale jest dumna z bycia brytyjką i posiadania imienia po bogini łowów.
Cokolwiek by nie powiedziała w tej chwili, będzie negowane, a one nie może nic na to poradzić. Raz zawiedzione zaufanie jest teudno odbudować.

autor

Arti

Life is all about wife and kids
Awatar użytkownika
30
170

właścicielka siłowni

własna siłka

broadmoor

Post

Zaufanie bardzo ciężko odzyskać, a już szczególnie u osoby, która ma naprawdę wielki problem z ufaniem ludziom. Lata jej zajeło by zaufać rodzicom adopcyjnym i siostrze. Myślała, że Art jest iina, że jej naprawdę można zaufać. A tu proszę... Adaya przejechała się kolejny raz.
Była pełna złości, smutki i ogromnego rozczarowania. Gdyby Artemis była facetem to pewnie dostałaby teraz w twarz, ale nie była a Adaya nie ruszała kobiet. Bez względu na to czy ją raniły czy też nie.
Zamilkła czekając na odpowiedz ale co chwilę zaciskała szczękę by zaraz ją poluźnić.
Słuchała... I nie potrafiła nadal uwierzyć w to co mówiła Fisher. -Spójrz na mnie - poleciła a gdy ich wzrok się spotkał Daya wzięła głeboki wdech -Naprawdę uważasz, że ktoś taki jak ja by Cie oceniał? Aż za taką płytką mnie uważasz? - Castellano jest ostatnią osobą, która oceniłaby innych. Sama była oceniana tak wiele razy, że postawiła sobie kiedyś iż taka nie będzie. Ot okazjonalne uwagi ale nic więcej.
-Poza tym. Twój akcent jest mega seksowny - musiała coś dodać co rozładowało to napięcie bo inaczej zwariowała by albo trzasnęła ręką w ścianę. Przejechała dłonią po twarzy. Czy wierzyła Artemis? Nie, ale nie chciała się z nią kłócić, bo i tak to do niczego nie doprowadzi a sama Daya będzie się jeszcze bardziej złościć i frustrować. Wiedziała jedno. Z pewnością będzie bardzo nieufnie teraz podchodzić do Fisher. -Chcesz dalej iść coś zjeść? - spytała chociaż jej apetyt gdzieś zniknął. Problem w tym, że nie chciała mimo wszystko rezygnować ze spędzenia reszty dnia z blondynką. I tak ostatnio rzadziej się widywały.

autor

Ady

Awatar użytkownika
41
178

Agentka CIA

Oddział CIA

broadmoor

Post

Spojrzeniem wędrowała gdzieś z Adayą dopóki ta nie zwróciła uwagi, aby na nią spojrzała. Fisher miała wrażenie, że jednak powinna się stąd ulotnić, bo niby jak teraz kobieta ma jej zaufać. Okłamała ją w tak prozaicznej choć ważnej kwestii jak własne imię. Musiała... lecz to dalej nie usprawiedliwia jej nieporadności ze zgubieniem dowodu. Jak można być tak nieuważnym. Nigdy nie miała podobnej sytuacji i miała nadzieję, że w przyszłości nie wydarzy się po raz kolejny.
- Nie... - oczywiście nie uważała ją za płytką. Wręcz przeciwnie mimo tego co przeżyła jest wspaniałą osobą. Czasem targaną demonami z przeszłości, ale nie poddaje im się. Nie oceniała po okładce, a Artemis cóż... dała się zwieść własnemu kłamstwu. Teraz mogła jedynie ufać, że ciemnowłosa kiedyś jej wybaczy. Czuła się naprawdę głupio, przez co nawet nie wiedziała co powiedzieć, kiedy usłyszała komplement o brytyjskim akcencie. Niby kąciki ust powędrowały do góry, ale dalej odczuwała wstyd.
Może i na moment rozładowało to emocje które nagromadziły się w powietrzy tak, że atmosfera przestała być gęsta, to jednak Fisher nie mogła teraz siedzieć przy jakimś stoliku i rozmawiać z trenerką jakby kompletnie nic się nie stało. Wręcz przeciwnie. Stało się a ona musiała to wszystko poukładać w głowie.
Odetchnęła i spojrzała na zegarek, jakby szukając wymówki, że się gdzieś spóźni.
- Może... przełożymy to? - naprawdę, nie miała teraz ochoty udawać że wszystko jest okej. Założyła torbę na ramię i jedyne co z jej ust uleciało to...
- Przepraszam, że tak się dowiedziałaś... będę już iść. Odezwę się... - kiedyś na pewno, ale przez to co tu zaszło chciała się skupić na zadaniu. Po to tutaj jest. Nie po romanse.
Powolnym krokiem wyszła z budynku i nawet nie odwróciła głowy aby raz jeszcze spojrzeć na Adayę. Było jej po prostu wstyd.

/ztx2

autor

Arti

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#15

Ostatnie dwa miesiące były ciężkie. Wichura nie oszczędziła jej domu, który musiała wyremontować i doprowadzić do normalnego wyglądu, co oczywiście z dochodem studentki weterynarii i asystentki trochę czasu jej zajęło. No i oczywiście facet, który pojawił się w lecznicy z raną postrzałową i grożąc jej bronią zmusił ją do zszycia go i uratowania mu życia, też nie był super łatwy. I wciąż nie wiedziała jak sobie z tym poradzić. Oczywiście powiedziała prawdę swojej szefowej, bo co miała zrobić? Zniknęły opatrunki, leki i generalnie na miejscu można było zobaczyć krew, więc ukrywanie tego nie miało sensu. Chyba że chciała zostać oskarżona o kradzież w pracy. A może po prostu poczuła, że nie może tego chować w sobie, bo by ją to po prostu zadręczyło i nie byłaby w stanie tego ukrywać. Ale… to że wydarzenie nie było tajemnicą, nie sprawiało, że wszystko było okej. Wszystko okej… z nią. Bo nie mogła spać, od tamtej nocy. Mimo, że miała całkiem przyjemnego towarzysza w nocy, w postaci swojej nowej suczki, to…. no nie mogła spać. A jak już udało jej się zasnąć, to tylko na chwilę, płytkim snem, z którego wybudzała się przy każdym szmerze i hałasie na zewnątrz. I wiedziała, że coś musi zrobić, żeby nad tym zapanować. I właśnie dlatego znalazła sie tutaj. Pewnie powinna pójść do jakiegoś terapeuty, czy kogoś, żeby to przepracować, ale jak widać, wolała spróbować wypracować z siebie strach złość i frustrację na worku albo na innych przedmiotach. Tyle, że nie za bardzo wiedziała jak to się robi tak profesjonalnie. I tak, chodzi zarówno o dobrą technikę ćwiczeń na siłowni, jak i korzystanie z worków treningowych, które były dla niej tutaj głównym powodem przyjścia. Stała teraz trzy kroki od jednego, co rusz robiąc krok do przodu i krok do tyłu, rozważając czy aby na pewno powinna próbować boksowania. I właśnie wtedy cofnęła sie o krok za daleko, wpadła na Ethana i z przerażeniem cicho krzyknęła - cholera, przepraszam - rzuciła od razu, cofając się o dwa korki i - przeszkodziłeś w mojej... ocenie przeciwnika - skłamała, szukając jakiejś przekonująco brzmiącej wymówki, żeby nie wyjść na wariatkę. I nawet przywołała na twarz uśmiech, który miał być mieszaniną zażenowania i rozbawienia, tak żeby ukryć strach i stres. Co pewnie nie za bardzo się udało. - Boksujesz? - zapytała więc, czując jak wewnętrznie ma ochotę cofnąć się jeszcze o krok. Od tamtej nocy po prostu nie czuła się bezpiecznie w pobliżu innych ludzi.. A może po prostu mężczyzn...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Raz na jakiś czas, Ethan lubił odwiedzić siłownię. Nie mógł się nazwać typem sportowca, ale ostatecznie, jak większość ludzi chciał zadbać jakoś o swoją formę, znając dobroczynny wpływ sportu nie tylko na kondycję, ale również i zdrowie. Ponadto wysiłek fizyczny, często pomagał mu oczyścić myśli, nabrać dystansu do wielu spraw oraz doskonale wpływał na twórczą wenę, która jak to bywało u wszelkiej maści artystów, miała swoje wzloty i upadki.
Tym sposobem jedno z popołudni postanowił zarezerwować właśnie na odrobinę ruchu. Przygotowania do wernisażu, który miał się odbyć w jego galerii za kilka dni, dawały mu niemały wycisk. Skupiając się na tym, by wszystko było zorganizowane idealnie, zatracił gdzieś swoją pomysłowość dotyczącą kolejnych obrazów, a do tego zaczynał odczuwać coraz większe zmęczenie psychiczne, które wolał zastąpić fizycznym.
Największą satysfakcję dawał mu boks. Ten amatorsko trenował od czasów, gdy był jeszcze nastolatkiem. Wtedy nie sądził, że ten sport okaże się być czymś, w czym będzie się zatracał, ale efekty jakie przynosiły kolejne treningi robił na nim tak duże wrażenie, że nie odmawiał sobie sporadycznych treningów do chwili obecnej. Kiedy więc pojawił się na sali, która stała się jedną z jego ulubionych, przystąpił do rozgrzewki która trwała kilkanaście minut. Po niej za cel obrał sobie jeden z większych worków treningowych, na którym mógł rozładować wewnętrzne napięcie. Nie sądził jednak, że ktoś w pewnym momencie mu przeszkodzi, a tym kimś będzie nieznajoma brunetka.
Nic się nie stało, na całe szczęście to tylko sala treningowa, a nie ring, bo wtedy mogłabyś dostać niezłego sierpowego w odruchu — rzucił i rozejrzał się po sali, szukając wspomnianego przez nią przeciwnika. Nie dostrzegł go. Tego dnia było wyjątkowo spokojnie. Testosteron nie unosił się w powietrzu, a i drugiej amatorki boksu w zasięgu wzroku nie dostrzegł — Ciężka walka musi być z tym przeciwnikiem — stwierdził. Bo jak chciała ocenić kogoś, kogo nie było? Wzruszył jednak ramionami i chciał się skupić na własnym treningu, gdyby nie kolejne pytanie, które padło z jej ust.
Jak widać. Specjalistą nie jestem, ale to dobra rozrywka — przyznał. Do mistrza było mu daleko. Właściwie nie był pewny, czy radził sobie dobrze czy nie, bo opanowane miał tylko i wyłącznie podstawy. Cała reszta była budowana metodą prób i błędów, gdyż nie miał czasu na to, by opłacić sobie bardziej profesjonalne treningi pod okiem fachowca.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lorna na pewno nie była typem sportowca, ale prawda jest taka, że to nie tak, że by nie chciała. W końcu ruch to zdrowie. Może i nie była na medycynie ludzkiej, ale na zwierzęcej i wiedziała jak istotne jest to dla każdego organizmu, żeby mieć świeże powietrze i dbać o te wszystkie mięśnie trochę bardziej, niż idąc do lodówki i z powrotem. No ale, że studiowała tą zwierzęcą medycynę, a do tego jeszcze pracowała jako asystentka, to w jej dobie po prostu brakowało na to czasu. I niby czasem się starała jednak zadbać o te plecy, zwłaszcza że zarówno na uczelni jak i w pracy musiała stać, trzymać zwierzaki i potrzebowała do tego sprawnych i silnych pleców, ale wiadomo jak to jest. Tydzień mija jak z bicza strzelał, potem cały miesiąc i jakoś tak człowiek nigdy tej siłowni nie odwiedza…..
- Łał… no to jest coś, o czym nigdy się nie wspomina na tych wszystkich filmikach-kursach samoobrony…. - zauważyła, unosząc zaskoczeniem brwi - a przecież zawsze ktoś ci może oddać - dodała, kiwając powoli głową. Albo może mieć broń, jak Jasper tamtej nocy, co oczywiście od razu ją trochę zmroziło. Wolała życie bez świadomości jakie to uczucie, kiedy ktoś do ciebie z takowej mierzy…
- Tak… najgorsze są właśnie te niespodziewane - przytaknęła, trochę filozoficznie, przechylając lekko głowę w bok - ale dla kobiet to normalna - dodała ciszej, bo cóż, za każdym razem kiedy wychodziło się z domu będąc kobietą, to gdzieś w głowie była myśl o tych ciemnych uliczkach, ciemnych parkach i tak dalej, które lepiej unikać, żeby nie stało się nic złego. Zwłaszcza jak się ma spódniczkę i zapada zmrok. I od małego wciąż słyszy się to samo, uważaj na siebie, uważaj co nosisz, bądź w kontakcie z ludźmi… a jednak jak widać na przykładzie Lorny, i tak można trafić na kolesia z bronią.
- I myślisz że to naprawdę by ci się pomogło… no wiesz, obronić w razie kłopotów? - zapytała, zaciekawiona co o tym sądził.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

4. Względny spokój, który ostatnio panował w jego życiu, nagle – i całkiem niespodziewanie, został zburzony przez pewną drobną, ciemnowłosą dziewczynę, która wtargnęła do jego życia, a on sam do końca nie wiedział nawet jak, czemu i w jakim celu. Sam do końca nie potrafił określić czego oczekuje od tej relacji i czemu właściwie tak bardzo nie pozwala jej odejść, chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał, że powinien jak najszybciej tę relacje ukrócić, bo pewnie nic dobrego nie mogło z tego wyjść. A skrzywdzenie Indiany było ostatnim czego chciałby się dopuścić, mimo, iż zazwyczaj niekoniecznie przejmował się tym czy kobieta, z którą się spotykał w wiadomym celu, miała potem złamane serce. Nigdy ich przecież nie okłamywał i na początku już jasno określał zasady, ale – no właśnie ale, w tym przypadku było zupełnie inaczej, bo w ich relacji nie było właściwie żadnych zasad i wszystko działo się na tyle spontanicznie, że sam do końca nad tym nie panował. Dlatego pewnie też przeszli tak szybko d zwykłego sąsiedzkiego widywania się do zostania współlokatorami, nawet jeżeli potencjalnie tylko na chwile – bo przecież ciemnowłosa nadal poszukiwała mieszkania, ale też sam Brewster jakoś nie naciskał na to, aby szybko się wyprowadziła. Wbrew pozorom mieszkanie z kimś okazało się nie być aż tak straszne jak przypuszczał, mimo, że naruszyło to mocno jego kawalerskie życie, którego strzegł dotychczas jak ognia. I zdecydowanie nie potrzebował komplikacji w postaci kobiety u boku, ale ta urocza i tak słodko kusząca go dziewczyna sprawiała, że pozostawiał za sobą wszystkie swoje zasady – dlatego pewnie też dopuszczał się wobec niej coraz śmielszych działań, chociaż nadal nie pozwolił sobie na ostateczne przekroczenie granicy. Było to intrygującą grą, której ewidentnie oboje się podjęli, bo chociaż wydawała się mu być niepewna i nieśmiała, to mimo wszystko kusiła go na każdym kroku i nie mógł pozostać na to obojętnym. Chyba właśnie dlatego potrzebował w końcu męskiego towarzystwa i wsparcia przyjaciela, z którym tak swoją drogą dawno już się nie widział – będąc tak pochłoniętym pracą i towarzystwem Indiany. Z tego co się natomiast orientował, jego przyjaciel również wprowadzał w swoim życiu spore – o ile nawet nie ogromne zmiany, więc nie chciał mu już zawracać dodatkowo głowy – ale dzisiaj już nie zamierzał mu odpuszczać. W końcu o formę także trzeba dbać, a Chet przecież często bywał w jego siłowni, gdzie wspólnie trenowali. I właśnie tutaj mieli głównie okazję się spotkać i pogadać, przy tym dając sobie niemały wycisk. Siedząc więc w szatni, gdzie przygotowywał się do małego wycisku, spojrzał w kierunku drzwi, gdy do środka wszedł Callaghan. – Już myślałem, że znowu mnie wystawisz dla swojej kobiety – wytknął mu na starcie, mimo wszystko z majaczącym na jego ustach cwanym uśmieszkiem. Bynajmniej nie miał mu tego aż tak za złe, ale przecież w końcu musiał się uwolnić spod kobiecego uroku, aby przypomnieć sobie o kumplu. – Rozumiem, że wolisz jej towarzystwo, sam bym wolał… - zaśmiał się, wzruszając lekko ramionami – Ale o kumplach się nie zapomina – wycelował w niego palec, gdy już się przywitali, po czym wstał i zdjął z siebie koszulkę, bo zdecydowanie bardziej preferował ćwiczenie bez niej. Jednocześnie jednak na spokojnie zamierzał poczekać, aż Chester się przygotuje, co również pozwoli im pewnie na wymianę kilku zdań w nieco spokojniejszych warunkach. – Zaraz się przekonamy czy nie wypadłeś z formy.

autor

Connor

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

19.

Chet, jak na pragmatyka przystało, czuł się najlepiej wtedy, gdy wszystko, co robił, miało jakiś określony cel i sens - dlatego chętnie łączył przyjemne z pożytecznym, korzystając z faktu, iż jego - właściwie chyba nie będzie nadużyciem określenie: najlepszy - kumpel prowadził własną siłownię, dzięki czemu czas mogli spędzać nie tylko na bezcelowym upijaniu się w barze, a na znacznie bardziej produktywnym: treningu. Choć do tego ostatniego Chester nie potrzebował towarzystwa; wysiłek fizyczny traktował bowiem jako formę zużycia nadmiaru - przeważnie tej złej i destruktywnej - energii, i bywało, że odwiedzał siłownię o doprawdy nienormalnych godzinach, takich jak bardzo późny wieczór albo wręcz środek nocy. To zdarzało się jednak coraz rzadziej, a brunet w przeciągu ostatnich miesięcy przywykł już do trybu, w jakim funkcjonowali inni ludzie - a nie chorzy pracoholicy - i niejako przywykł również do tych małych, przyjacielskich sparingów z Connorem czy po prostu do ich męskich rozmów (w oparach potu i wszechobecnego testosteronu) o życiu albo o tyłku jakiejś panny z siłowni. I tak jak kobiety nie potrafiły żyć bez plotek ze swoimi koleżankami, tak faceci potrzebowali czasem męskiego towarzystwa - równie mocno co tlenu. Żeby nie oszaleć, wśród katalogów meblowych i dyskusji o kolorach farb, o których nigdy wcześniej nawet nie słyszał - tak jak Chester w ostatnim czasie. Z uśmiechem skinął więc głową w ramach powitania, wkraczając do szatni, a słysząc komentarz Brewstera, rozłożył bezradnie ręce. - Co zrobić, jak kobieta domaga się uwagi - wzruszył z rozbawieniem ramionami, obecnie wiedząc już jednak, czego nie robić: nie zostawiać jej niezaspokojonej, bo to się na nim zemści szybciej, niż mógłby przypuszczać. I zamiast zajebistego seksu zostanie mu tylko wyżywanie się na worku treningowym. Podszedł jednak do Connora, z którym przywitał się męskim uściskiem dłoni połączonym z krzepkim poklepaniem po plecach, a następnie skierował swoje kroki dalej, by rzucić przewieszoną dotąd przez ramię, niewielką, sportową torbę na ławkę. - Wolałbyś towarzystwo mojej dziewczyny? Uważaj, co chcesz powiedzieć, stary - pogroził mu palcem, łapiąc go za słówka, wciąż jednak w żartobliwym tonie - bynajmniej nie zdając sobie sprawy z tego, jak podobny mieli gust... - bo znał go na tyle dobrze, by nie podejrzewać, że ten mógłby próbować startować do jego dziewczyny. Tak się po prostu nie robiło. - Dobra, dobra, już nie marudź, bo narzekasz gorzej niż kobieta w ciąży - a może to jego - a właściwie: Jordanę, a w konsekwencji i jego samego - życie rozpieszczało na tyle, że nie zdążyły jej się jeszcze udzielić żadne dokuczliwe, ciążowe kaprysy i huśtawki nastrojów. Chet nie był jednak aż tak wielkim hipokrytą, by próbować zaprzeczyć, jakoby ostatnio nie był zbyt dobrym kumplem - istotnie sporo jego czasu zajmowała Jordie, co - jak i samo posiadanie stałej partnerki - było dla niego na tyle nowe, że nie nauczył się jeszcze, jak wyważyć to wszystko tak, aby nie zaniedbywać przyjaciół. Wyjmując cuchy na przebranie, zerknął z ukradkowym uśmiechem na Connora i uniósł z zainteresowaniem brew. - Usłyszałem: sparing? Dawno nikt ci pyska nie obił? - podjął, bo chyba tylko tak mógł odpowiedzieć na te insynuacje, jakoby wypadł z formy. Mimo że w przypadku takich wspólnych treningów warto było czasem oszczędzić twarz, żeby nie straszyć później widocznymi siniakami.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Zdecydowanie każdy facet potrzebował czasem po prostu zwykłego spotkania z przyjacielem, bo chociaż Brewster otaczał się nieustannie sporą ilością ludzi – w tym również sporą ilością kobiet, to jednak nie były to osoby, z którymi mógłby szczerze pogadać i chyba po prostu czuć się sobą. Mimo, że na siłowni spędzał mnóstwo czasu i trening zaliczał do swojej codzienności, pasji i sposobu na oczyszczenie głowy, to i tak nie preferował jakoś szczególnie treningów w pojedynkę, chociaż często na takowe właśnie się decydował. Doceniał jednak wizyty Callaghana, który od jakiegoś czasu zresztą i tak bywał tutaj coraz rzadziej i chyba właśnie dlatego należało ten stan rzeczy wreszcie zmienić. Obaj lubili produktywne spędzanie czasu, więc tym samym teraz mogli już jedynie połączyć przyjemne z pożytecznym, czyli potrenować, spalić trochę kalorii, zadbać o formę oraz zwyczajnie pogadać o wszystkim i o niczym, jak to mieli w zwyczaju. A zapewne zgodnie mogli przyznać, że najlepiej gadało się właśnie nie tyle co przy szklaneczce dobrej whisky, co właśnie przy worku treningowym, przy którym najlepiej i najłatwiej można było zebrać myśli. Poza tym Connor wcale o nim nie zapomniał i musiał w końcu wyrwać go nieco z ramion kobiety, dla której najwyraźniej totalnie przepadł, bowiem co za dużo to niezdrowo i zaczynał martwić się o kumpla, który tak bardzo stracił dla owej pani głowę – co dotychczas nigdy się nie zdarzało. Brewster nie miał póki co takiego doświadczenia na swoim koncie, więc chyba nie do końca rozumiał jego punkt widzenia i zapewne właśnie dlatego: musiał przyjaciela ratować. – Stary, ja rozumiem, że kobieta wymaga dużo uwagi i że chętnie jej ją dajesz… - uniósł znacząco brew ku górze, nie kryjąc rozbawienia – Ale jak zaczynasz się zmieniać w pantoflarza, to muszę ruszyć na ratunek – wytknął mu, celując w niego palcem wskazującym. Bynajmniej nie żartując sobie, a mówiąc całkiem szczerze, bo dość wątpił, by to określenie pasowało do Chestera i by mu odpowiadało – więc poniekąd użył go celowo, aby zmobilizować kumpla do częstszych spotkań. – Zdecydowanie nie chciałbym towarzystwa Twojej dziewczyny – uniósł ręce w geście obronnym – Dziewczyna kumpla jest nietykalna – zaśmiał się, wzruszając lekko ramionami, gdy podniósł się z ławki, tuż po tym jak zawiązał sportowe buty, by następnie podejść do jednej z szafek na szatni, która do niego należała. Otworzył ją i włożył do niej te rzeczy, których nie potrzebowałby już na sali. – Tak swoją drogą, to nie wiem dlaczego jej jeszcze nie poznałem, czyżbyś bał się, że skradnę jej serce, jak już mnie spotka? – zażartował mimo wszystko, opierając się plecami o szafkę obok i upiła kilka łyków wody z butelki, którą chwilę wcześniej wyjął z torby. Przyjrzał się uważnie przyjacielowi, który najwyraźniej nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego jak podobny mieli gust i jak wiele ich łączyło – poza oczywistą, wieloletnią przyjaźnią. Sam Connor dowiedział się o tym zaledwie niedawno i to czystym przypadkiem, poprzez zdjęcie, które sam zainteresowany wrzucił na swoim profilu jakiś czas temu – i musiał przyznać, że był nieźle zaskoczony. – Nie musisz się chyba o to martwić, bo można powiedzieć, że mam… identyczną wersję w swoim domu – powiedział w końcu, nieco enigmatycznie, aczkolwiek posyłając przyjacielowi znaczące spojrzenie, wcale nie licząc na to, że ten od razu i bez problemu zrozumie jego aluzję. W końcu to oznaczało, że świat jest naprawdę mały. Ale sam Brewster i tak był tym faktem cholernie rozbawiony i doprawdy ciekawiła go reakcja Chestera. Pokręcił jednak zaraz głową i zakręcił butelkę, po czym zamknął szafkę i ruszył w stronę bruneta, który kończył się już przebierać. – Najpierw rozgrzewka, potem obowiązkowo sparing. I tak się składa, że jakoś ostatnio nikt nie miał okazji obić mi pyska, bo mój kumpel stracił głowę dla fajnej laski – więc muszę sprawdzić czy jeszcze jest w formie, ale spokojnie, potraktuje Cię ulgowo – zaśmiał się i poklepał go po ramieniu, kierując się już powoli w stronę sali, czekając jednak nadal na Callaghana, aż ten zrówna z nim krok, by mogli tam wejść już razem. Musiał przyznać, że brakowało mu tych spotkań z kumplem, więc miał szczerą nadzieję, że nie tylko nadrobią zaległości, ale że to będzie mały powrót do normalności.

autor

Connor

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Chet rozumiał położenie Brewstera prawdopodobnie lepiej niż ktokolwiek - pod wieloma względami byli bowiem niemalże identyczni, i tak jak Connor obecnie, tak Chet w przeszłości również wielokrotnie musiał patrzeć na to, jak kolejni jego koledzy wypadali z gry: wiązali się z kobietami, którym zaczynali poświęcać całą swoją uwagę, nie znajdując już czasu na spotkania z kumplem; zwłaszcza takim, który wciąż pozostawał zatwardziałym kawalerem i nie miał zbyt wiele do powiedzenia w tematach, wokół których kręciło się życie jego znajomych. I chociaż zdarzały się osoby, jakie współczuły brunetowi tego, że był sam, że nie miał u swego boku kobiety, która by go wspierała - to on sam nigdy nie czuł się z tego powodu jakkolwiek wybrakowany. Ba, istniał w przekonaniu, że stały związek szybko by go znużył; że potrzebował ciągłej stymulacji i nowych bodźców, aby nie popaść w marazm. Tymczasem okazało się, że jedynym, czego potrzebował, była po prostu odpowiednia kobieta, jaka mu to wszystko zapewniała; jaka nieustannie go zaskakiwała i sprawiała, że każdy kolejny, wspólny dzień jawił się jako nowe, ekscytujące doświadczenie, a nie nuda. Śmiało można by się więc pokusić o stwierdzenie, iż Jordana była kobietą jego życia - bo do żadnej Callaghan nigdy nie czuł tego co do niej. I chociaż obecnie te role się odwróciły, a to Chester był tym, który przepadł na punkcie swojej dziewczyny - z czym bynajmniej nie czuł się źle i nie zamierzał nikogo przepraszać za to, że poświęcał jej swoją uwagę i że to ona była dla niego priorytetem - to wiedział również, jak cała sytuacja prezentowała się z perspektywy Connora. I nie chciał zaprzepaścić tej znajomości, zwłaszcza że nie posiadał wielu przyjaciół, a Brewster był mu właściwie bliższy niż brat - co w przypadku Callaghanów nie było wcale takie trudne. - Doceniam twoją troskę - ale nazwij mnie jeszcze raz pantoflarzem, to zaraz nadrobimy to obijanie mordy - odparł, gdy zmienił spodnie na sportowe spodenki, by zaraz potem zdjąć również koszulkę i odłożyć wszystko do szafki. Nie można jednak powiedzieć, by jego groźby były całkowicie poważne, bo chociaż w przypadku dwóch równie impulsywnych charakterów, bardziej błahe powody bywały zapalnikiem do rękoczynów, to Connorowi Chester wybaczał nieco więcej; a tym razem obaj zdawali sobie raczej sprawę z tego, że były to tylko przyjacielskie przytyki. - Dokładnie, lepiej bym tego nie ujął - pokiwał głową i przysiadł na ławce, ubierając na siebie czarną koszulkę i nie będąc w stanie powstrzymać niekontrolowanego parsknięcia, będącego reakcją na kolejne pytanie bruneta. - Raczej nie chcę, żeby wiedziała, z jakimi frajerami się kumpluję - skwitował ze śmiechem, schylając się, by zawiązać buty. - A szczerze, to... właściwie sam nie wiem. Nie mamy za wielu wspólnych znajomych, ani okazji do spotkań - wzruszył ramionami. - Ale faktycznie przydałoby się to zmienić, powinniśmy się kiedyś umówić - przyznał, prostując na powrót plecy i sięgając jeszcze do torby, z której wyjął czarne, sportowe bandaże i zaczął owijać nimi dłonie i nadgarstki, zbyt chyba skupiony na tym zajęciu, aby wyłapać aluzję ze strony Brewstera, w związku z czym ściągnął tylko brwi w zamyśleniu, zanim z kilkusekundowym opóźnieniem podjął: - Co to znaczy? - zerkając na przyjaciela, daleki jednak od rozszyfrowania, iż mówili o drugiej bliźniaczce Halsworth - o której istnieniu Chet zresztą czasem zapominał. O ile jednak prawdopodobnym było to, że Connor mógł znać siostrę jego dziewczyny, tak Callaghan nigdy by chyba nie zgadł, że mieszkała ona obecnie pod jego dachem, zwłaszcza że ten nie chwalił się nawet, że miał jakąś współlokatorkę. - O moją formę się nie martw, mam dobrą partnerkę do intensywnych treningów - oznajmił, gdy był już gotowy, i wstał z ławki, zabierając jeszcze z torby butelkę z napojem i niewielki ręcznik, który przerzucił sobie przez ramię, zanim samą torbę również upchnął do szafki i ruszył w końcu z Connorem na salę. - I fakt, fajna z niej laska, a ty tak mi to wypominasz, że zaraz pomyślę, że mi pozazdrościłeś... Może jeszcze chciałbyś, żeby umówić cię na jakąś randkę w ciemno, co? - parsknął śmiechem, wbijając kumplowi szpilkę dokładnie tak, jak on to robił od momentu, jak tylko Chet pojawił się w szatni.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Zabawnym wydał się fakt, że w tej chwili ich role tak mocno się odwróciły – wcześniej obaj figurowali w towarzystwie jako zatwardziali kawalerowie i jedynie mogli obserwować swoich przyjaciół bądź rówieśników, którzy układali sobie życie z wybranym kobietami i przepadali – nie tylko uczuciowo, ale również towarzysko. Wtedy właśnie każdy z nich zamykał się w domu, ucinał kontakty i wspólne wyjścia. Chyba dlatego Connor trochę obawiał się tego, że Chet właśnie znalazł kobietę swojego życia i co więcej, że zamierzał zakładać z nią rodzinę, bo to mogło oznaczać tylko jedno – potencjalny koniec ich przyjaźni. A tego przecież nie chciał, bo Callaghan był mu bliższy niż ktokolwiek inny i zdecydowanie nie chciał stracić tej przyjaźni, a okazało się, że już na samym starcie ta przyjaźń została rzucona gdzieś w kąt. Główną rolę obrały uczucia i jego nowa towarzyszka życia, natomiast dla Brewstera, który związków nadal nie planował, jawiło się to jako najgorszy scenariusz. I mimo, że do końca nie rozumiał decyzji przyjaciela, to jednakże nie zamierzał podcinać mu skrzydeł. Ten ewidentnie był szczęśliwy i przecież jako dobry przyjaciel mógł go jedynie wspierać na nowej drodze, ciesząc się jego szczęściem. I to chciał robić – to mógłby robić, gdyby jednak z Chesterem miał jakiś kontakt, stąd właśnie to dzisiejsze spotkanie, bo nie tylko mieli trochę do nadrobienia, ale chciał w ten sposób także odnowić ich kontakt, który w ostatnim czasie nieco podupadł. – Nie ma to jak dobra motywacja przed sparingiem – zaśmiał się szczerze, słysząc drobne groźby ze strony przyjaciela – Nadrobimy obijanie mordy, o to się nie martw. I przecież wiesz, że to tylko żarty – dodał z rozbawieniem, klepiąc go po ramieniu w przyjacielskim geście. W tak samo przyjacielskim, jak przyjacielskie były te małe przytyki z jego strony, ale wolał wyjaśnić to wszystko, by nie było co do tego wątpliwości. Chociaż Chet stawał się trochę pantoflarzem, to i tak nie mógł mieć mu tego aż tak za złe. Jednocześnie sięgnął jednak po niewielki ręcznik i rzucił nim w Chestera w geście protestu na jego słowa. – Zaraz wrócimy do obijania mordy – wycelował w niego palec wskazujący, mimo wszystko zaraz pozwalając, by rozbawienie znowu wpełzło na jego twarz – Frajerzy to może pozostali, ale mnie musi poznać. Właściwie to powinieneś nas przedstawić na samym początku, a nie tak ją ukrywać – dodał jeszcze, wstając z ławki – Dlatego tak, musimy się w końcu kiedyś spotkać i poznać. Nie zamierzam jej poznawać dopiero na Waszym ślubie – rzucił, pozwalając sobie znowu na drobną uszczypliwość, jednocześnie wspominając o ślubie o którym w tym przypadku wcale nie myślał na poważnie, bo się tego po brunecie nie spodziewał. Ale póki co nie wiedział jeszcze jak bardzo się mylił. Zerknął jednak na niego z tajemniczym uśmiechem na ustach, gdy ten zapytał zaskoczony co właściwie miał na myśli wspominając o tym, że ma niemal identyczną wersją jego dziewczyny w swoim domu. Chociaż te słowa rozumiały się same przez się, to jednak Chester mógł nie załapać aluzji, bo to wcale nie było takie oczywiste, że Brewster zna siostrę bliźniaczkę jego dziewczyny. Póki co jednak nie odpowiedział, a zmierzając już wraz z nim w stronę sali, zaśmiał się znowu i szturchnął go w ramie. – Chętnie bym posłuchał o Waszych treningach, ale może jednak oszczędź mi szczegółów – spojrzał na niego znacząco, poruszając jednak przy tym brwiami, a gdy dotarli już do wolnych worków bokserskich, odstawił butelkę wody i poprawił ręcznik na szyi, sięgając po rękawice bokserskie, które sprawnie i umiejętnie założył i zapiął. Najpierw czekała ich bowiem rozgrzewka przed wejściem na ring, na którym mogli sobie trochę powalczyć. – Żadnych randek – skrzywił się na samo wspomnienie tego słowa, jakby było to co najmniej największym złem na świecie – A ja jedynie stwierdzam fakt, tak się składa, że mam oczy. I cóż, można Ci pozazdrościć – pokiwała głową ze zrozumieniem – Ale ja nie muszę, bo tak jak wspominałem, mam jej wierne odwzorowaniem w swoim mieszkaniu – zaśmiał się cicho, uderzając kilka razy w worek w pełnym skupieniu. Po chwili wykonał kilka ćwiczeń na ręce, by odpowiednie je rozgrzać, a następnie znowu uderzył w worek, zerkając na po chwili na znajdującego się obok bruneta. – Bo tak się dziwnie składa, że znam siostrę bliźniaczkę Twojej dziewczyny. I co więcej, nieoczekiwanie została moją współlokatorką, więc… - popatrzył na niego znacząco, ale widząc jego pytające spojrzenie, pokręcił lekko głową – Gdyby coś mnie z nią łączyło, powiedziałbym, że mamy taki sam gust, ale… nie łączy. Jest jak młodsza siostra i nawet z moją młodszą siostrą się przyjaźni – wyjaśnił przyjacielowi coś co sam niedawno odkrył, czyli to, że obaj znają jakąś panną Halsworth, niemniej jednak odrobinę jednak skłamał w kwestii łączącej go z ciemnowłosą relacji. Bo zdecydowanie nie patrzył już na nią jak na młodszą siostrę, skutecznie zmieniła ten obraz w jego głowie. Ale przecież nie chciał się do tego przyznać nawet przed samym sobą, co nie zmieniało faktu, że nadal miał oczy – i że nadal wyglądał równie świetnie. Czując więc to w całym ciele, uderzył znowu kilkakrotnie w worek dla wyładowania emocji, które nagle się w nim namnożyły. A przecież nic nie pomagało tak dobrze jak boks.

autor

Connor

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Po szatni ponownie rozniósł się śmiech bruneta, gdy oberwało mu się ręcznikiem za nazwanie Connora frajerem, w rewanżu za miano pantoflarza, choć i w tym przypadku obaj dobrze wiedzieli, że były to wyłącznie żarty. Jednocześnie natomiast Chet nie powinien chyba dziwić się temu, że brunet był ciekaw jego dziewczyny: znał on go bowiem na tyle dobrze, aby wiedzieć, że jeszcze nigdy żadna panna nie zawróciła Chesterowi w głowie w takim stopniu, jak zrobiła to Jordana, z czego samoczynnie nasuwał się wniosek, iż musiało być w niej coś wyjątkowego, i że warto ją znać. - Bez obaw, nawet gdybyś miał ją spotkać dopiero przy okazji ślubu, to na pewno łatwo ją rozpoznasz. Wiesz, po takiej białej sukni - odparł w żartobliwym tonie, bynajmniej nie sugerującym, jakoby Chet rozważał scenariusz, w jakim ów ślub miałby faktycznie nastąpić. Ale i nie zapierał się przed tym rękami i nogami, co bez wątpienia miałoby miejsce jeszcze do niedawna. - Ale na pewno poznasz ją wcześniej - dodał zaraz, bo i sam zdecydowanie liczył na to, że uda im się w niedalekiej przyszłości zorganizować jakieś wspólne wyjście. Chciał, aby jego najlepszy kumpel poznał najważniejszą kobietę w jego życiu, bo chociaż uwielbiał spędzać swój czas tylko z nią, to jednak trochę brakowało mu także spotkań ze znajomymi i w nieco większym gronie, a nie chciał, aby zawsze było tak, że on będzie spotykał się ze swoimi przyjaciółmi, a Jordie ze swoimi. Oczywiście męskie wypady to co innego, i nie zamierzał w takowe wikłać panny Halsworth, ale jeśli mieli dzielić ze sobą życie, to chyba nie mogło się obejść bez wspólnych znajomych. - Czyli chcesz posłuchać, ale bez szczegółów? Tylko ogólnie: w jakich pozycjach trenujemy i ile razy w tygodniu? - wyszczerzył się w rozbawieniu, bynajmniej jednak nie zamierzając się żadnymi detalami dzielić. Obaj chyba wyrośli już z przechwalania się tym, ile to panien zaliczyli - a jednocześnie nie byli jeszcze na tyle starzy, żeby podobnymi przechwałkami udowadniać sobie i innym, że wciąż byli mężczyznami. Tymczasem więc Chet, wchodząc już z Connorem na salę, odłożył swoje rzeczy na ławeczkę pod ścianą, a następnie przystąpił do krótkiej rozgrzewki: powymachiwał rękami, poskakał w miejscu, zanim podszedł do wolnego worka treningowego. Ostatnie, czego było mu trzeba, to nabawienie się jakiejś głupiej kontuzji. - Okej, w to jestem w stanie uwierzyć - przyznał w odpowiedzi na słowa Brewstera o tym, że jego dziewczyna była godna pozazdroszczenia. Bynajmniej nie zamierzał się o coś takiego spinać. Nie skomentował jednak niechęci bruneta do randek, bo i sam w przeszłości nie lubił, gdy ktoś go do takowych namawiał. I chociaż Chester przekonał się z czasem, że podjęcie tego ryzyka, jakim był związek z Jordie, okazało się najlepszą rzeczą, jaką mógł zrobić, to był on ostatnią osobą do dzielenia się swą życiową mądrością. Przestępując nieustannie na zgiętych lekko nogach, uderzył parę razy w worek, zanim zerknął ponownie na przyjaciela z tak samo bezmyślnym niezrozumieniem w spojrzeniu, co wcześniej. Dopiero gdy ten wyjaśnił, co miał na myśli, Chet rozdziawił w końcu usta w przedłużonym "aaa" i pokiwał ze zrozumieniem głową, wypuszczając po chwili powietrze z głuchym świstem. - No tak, zapomniałem, że Jordie ma bliźniaczkę... Trzeba było tak od razu, co to za zagadki? - zaśmiał się, chociaż możliwe, że powinien był rozgryźć tę łamigłówkę, skoro kiedyś zwykł się nazywać śledczym. - A ona wie, że nazywasz ją "kopią" - nakreślił palcami niewidzialny cudzysłów w powietrzu, chociaż nie pamiętał już, czy to dokładnie takie określenie padło z ust Connora - i "odwzorowaniem" jej siostry? Bo nie wiem, czy by jej się to spodobało - zauważył ze wzruszeniem ramion - tak jakby większą zniewagą nie było zapomnienie o jej istnieniu - by następnie powrócić do uderzania pięściami w worek. - I jak to: nieoczekiwanie została twoją współlokatorką? Zechcesz rozwinąć tę kwestię? - zapytał trochę prześmiewczo, z nieskrywanym rozbawieniem, mimo że nie do końca rozumiał, skąd wynikała ta tajemniczość towarzysząca znajomości Connora z drugą siostrą Halsworth. Chet nigdy wszak nie oceniał tego, jak jego kumpel się prowadził, czy też jak traktował kobiety, bo to nie była jego sprawa. Z drugiej zaś strony on swego czasu też długo utrzymywał, iż z Jordaną nic go w gruncie rzeczy nie łączyło - więc i to świetnie rozumiał. - Okeeej - mruknął z majaczącym w kąciku jego warg, sceptycznym uśmiechem. - Cieszę się, że mi o tym mówisz - dodał, kręcąc z rozbawieniem głową, gdy Connor poczuł się w obowiązku wytłumaczenia się z tego, iż nic go z młodszą Halsworth nie łączyło, mimo że Chet nawet o to nie pytał. A w każdym razie: nie werbalnie. Z jednej strony mogło wydawać się dziwnym to, że o jednej z bliźniaczek - tej, z którą spotykał się jego przyjaciel - Connor mówił, że była niezłą laską i było na czym zawiesić oko, a w drugiej, która teoretycznie była identyczna, widział on jedynie kogoś pokroju młodszej siostry. Ale można powiedzieć, że Chet tak samo się na to zapatrywał, i chociaż Jordie uważał za piekielnie seksowną, to na jej siostrę zupełnie tak nie patrzył. Właściwie to w ogóle zbyt wiele na nią nie patrzył i nie znał jej za dobrze. - Czyli gdybym miał do niej sprawę, to powinienem jej szukać u ciebie... - zastanowił się na głos, bardziej jednak sam do siebie niż do Connora, chociaż możliwe, że był też po prostu ciekaw, czy ten mimo wszystko nie okaże się zaborczy względem swej współlokatorki, zwłaszcza że Chet najwidoczniej wcale nie zamierzał precyzować, jakąż to mógł mieć sprawę do młodszej z bliźniaczek Halsworth. I że sprawa ta mogła dotyczyć jej pomocy z dobraniem rozmiaru pierścionka zaręczynowego dla Jordie.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Boxing Gym”