WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte zupełnie niekontrolowanie zawtórowała przyjaciółce w śmiechu, dopiero po chwili orientując się, jak okropnie marudnie musiały wybrzmieć jej słowa. W normalnych okolicznościach bieganie po mieście było niczym w porównaniu z ciężkim, złożonym treningiem na siłowni, ale czy w te sztywne ramy zapisywał się obecny stan blondynki? Poranne mdłości, zawroty głowy, ogólne osłabienie i dające się we znaki emocje wszelkiego kalibru - miała wrażenie, że z każdym kolejnym dniem odczuwała wszystko intensywniej, dlatego fizyczny wysiłek i poczucie zmęczenia nie stanowiły wyjątku.
- Na razie nie mam wyboru - odparła zgodnie z prawdą, nawet jeżeli wciąż nieco pokrętnie. Świadomość bycia w ciąży i konieczności dbania już nie tylko o siebie, ale o nowe, zupełnie bezbronne życie wciąż były dla niej elementami zupełnie nowymi, z którymi musiała się oswoić i o których musiała pamiętać. Ostatni pobyt w szpitalu napędził jej strachu, dlatego rezygnacja ze zbędnego wysiłku była oczywistością - dla niej, nie dla otoczenia. To wciąż stopniowo, bardzo powoli zapoznawała z nową sytuacją. - Tak, wiem - na moment skryła twarz w dłoniach
- ale wszystko Ci wyjaśnię. Tylko usiądźmy - poprosiła miękko, kiedy rozglądały się po kawiarni w poszukiwaniu wolnego stolika. Zajęcie miejsca było dla niej ogromną ulgą.
- Mhm, Nathaniel. Ten Twój przystojniak niby bez zobowiązań - zawyrokowała z przekorą, tym samym dając przyjaciółce do zrozumienia, że owszem; pamiętała. Wystarczyło to jedno imię, aby Charlotte poczuła żądzę ploteczek, których nie miała okazji uskuteczniać od dawna. W ostatnim czasie jej życie było serią niekończących się dramatów, komplikacji, trudnych spraw. Nie sądziła, że tak bardzo brakowało jej zwyczajnego spotkania przy kawie. - Naprawdę? - szeroko otworzone oczy były zaledwie jednym z wielu gestów zaskoczenia, które zaraz potem zostało wyparte szczerym zadowoleniem. Doskonale pamiętała ich ostatnie spotkanie i rozmowę o braku zobowiązań, o możliwości wyjazdu i podrywania mężczyzn z różnych stron Europy. Przez chwilę żałowała, że propozycja była nieaktualna, ale... cieszyła się; cieszyła się, że chociaż Lavie dopisało szczęście.
- Dobrze, ale co więcej? Randki? Związek? Luźne spotkania na wyłączność? No mów - ponagliła ją, zaraz potem zerkając do karty, z której wybrała świeżo wyciskany sok pomarańczowy.
Siedząc jak na szpilkach, zagryzła dolną wargę, co miało być swego rodzaju hamulcem dla błąkającego się w kącikach ust uśmiechu.
- Nie dręcz mnie - dodała w rozbawieniu, jednocześnie czując ulgę związaną z tym, że rozpoczęły to spotkanie od jakiegoś pozytywnego akcentu. Jej relacja z Blake'm i cała sytuacja z ciążą nie były nawet w połowie tak radosne, jak wiara w to, że przyjaciółka miała szansę na odrobinę szczęścia.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Charlotte… – spojrzała na nią z poważną miną i zmarszczyła czoło.
– Jesteś ostatnio bardzo tajemnicza. Zaczynasz mnie niepokoić. – oznajmiła, pocierając policzek dłonią. Była wyrozumiała, nigdy nie naciskała, kiedy ktoś chciał zachować prywatne sprawy dla siebie, jednak Lottie ostatnio była wręcz enigmatyczna. Zaczynała mówić, po czym szybko zmieniała temat, chciała rozmawiać, ale coś ją rozpraszało, jakby sama nie wiedziała, czy chce jej o czymś powiedzieć. A przecież mogła jej powiedzieć o wszystkim. Lava była gotowa jej pomóc z każdym problemem, jeśli tylko wiedziała, jakiej natury on był. Była w stanie wesprzeć ją finansowo, zaproponować pokój w swoim mieszkaniu, wsparcie prawnika, rozmowę z terapeutą, wyjazd na weekend. Nie miała jednak pojęcia, z czym Charlotte się mierzy.
- Tym razem nie pozwolę ci zasnąć, Hughes. Już się nie wywiniesz. – odparła i wywróciła oczami, rozbawiona swoją nieugiętością. Jak jednak miała skupić się na tym, by wyciągnąć z blondynki informacje, skoro temat zszedł na Nathaniela, który od dawna zaprzątał jej głowę. Nie raz wspominała przyjaciółce o ich relacji, jednak na przestrzeni czasu zmieniała się ona, a Lava nadal próbowała to jakoś ogarnąć.
– Naprawdę. – przyznała i uśmiechnęła się zakłopotana. Mówienie o tym wywoływało na jej twarzy uśmiech, widać było, że cieszy się niczym zakochana nastolatka, jednak nadal biła się z myślami i naprawdę próbowała trzymać emocje na wodzy. Tak na wszelki wypadek, żeby się nie sparzyć.
– No nie wiem, Lottie. – zaśmiała się i wyrzuciła dłonie w powietrze w poddańczym geście. – Niewiele zdążyliśmy ustalić tak naprawdę. Mamy próbować być razem. Chyba nie chodziło o to, żeby to zaszufladkować i tym samych ich jakoś ograniczyć. Mam wrażenie, że to ma być bardziej w klimacie luźno, ale na wyłączność. A nawet, co do tego luzu nie jestem przekonana. Widziałam jednak, jak zareagował, gdy jeden facet się do mnie przystawiał, wydaje mi się więc, że chyba trudno jest mu się dzielić. – wzruszyła lekko ramionami, nie do końca wiedząc, jak to przedstawić. Sami niepotrzebnie nakombinowali, próbując akceptować granice stawiane przez drugą osobę, ale nie potrafiąc na głos powiedzieć, czego tak naprawdę pragną. – Poza tym… będę musiała konkurować o jego uwagę z jego pracą, co pewnie nie będzie łatwe, z tego, co zdążyłam zauważyć. Chyba po prostu musimy zobaczyć, jakie… rozwiązanie będzie nam służyć. – dodała z uśmiechem. Nie chciała go zmuszać, by zmieniał swoje życie, by z nią być, sama nie chciała jeszcze tego rozbić ze swoim życiem. Była jednak gotowa pójść na kompromis w wielu sprawach, by móc przy nim być i czuć, to co czuje, gdy za każdym razem on jest obok.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte parsknęła śmiechem, kręcąc głową w niedowierzaniu dla tego, jak szybko Lava rozpracowała spędzający blondynce sen z powiek problem. Tajemnica. Wszystko sprowadzało się do tego, że trzymanie buzi zamkniętej na kłódkę wydawało się najrozsądniejszym ze wszystkich pomysłów. Choć wielokrotnie zapewniała Blake'a, że jego przeszłość nie miała znaczenia - pobyt w więzieniu, zwolnienie, echo plotek, które niosły się za nim po dziś dzień - to jednak konfrontacja z ich rodzinami napawała ją przerażeniem. Nie chciała brać do siebie kąśliwych uwag, pytań o to, czy postradała zmysły i zarzutów sugerujących, że była prawdopodobnie najgorszą siostrą na świecie.
Być może faktycznie była - kilka upojnych nocy z niedoszłym szwagrem było niczym w porównaniu ze świadomością, że wcale nie żałowała.
Przepełnione nerwowością rozbawienie szybko przeistoczyło się jednak w szczere zadowolenie. Cieszyła się, że chociaż w życiu przyjaciółki pewne sprawy zaczynały się układać.
- Hej, to chyba naturalna przypadłość chłopców. Nie lubią się dzielić. Ani swoimi zabawkami, ani tym bardziej kobietami - skwitowała przez śmiech, który przestał pobrzmiewać tylko dlatego, że przy ich stoliku ponownie pojawił się kelner - tym razem z gotowymi zamówieniami. - Cieszę się, że tak się ułożyło. A już miałam Ci sugerować, że tracisz na niego zdecydowanie za dużo czasu. Chyba kiepsko znam się na facetach - burknęła z przekorą, w której Lava bez problemu mogła dostrzec ziarno prawdy. Jej fatalny gust do mężczyzn zdawał się być powszechnie znany; ostatni związek zakończył się zdradą i spektakularną awanturą, zalecającego się do niej przyjaciela odprawiła z kwitkiem, a obecnie... nie do końca wiedziała, kim dokładnie był dla niej Blake Griffith.
Myśl o nim sprawiła, że Charlotte opuściła głowę, zupełnie tak, jak gdyby obawiała się, że na jej czole niespodziewanie pojawił się napis winna.
- Trochę Ci nawet zazdroszczę - przyznała po krótkiej pauzie, którą poświęciła na niekoniecznie sensowną i potrzebną zabawę z krawędzią serwetki. - Nabroiłam - podjęła, niemal zmuszając się do tego, by zerknąć w oczy przyjaciółki. - I to naprawdę porządnie. Tak porządnie, że jestem w ciąży - westchnęła przeciągle, mając wrażenie, że z serca spadł jej ogromny głaz. Lava była bowiem pierwszą osobą z poza kręgu najbardziej zainteresowanych, z którą podzieliła się tą informacją i której - co najważniejsze - miała ochotę wyznać wszystko.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Niby prawda, ale… przecież jakoś na początku rozmawialiśmy dość szczerze o naszych preferencjach i wtedy nie miał z tym problemu. – wtedy mu po prostu nie zależało, nie znał jej na tyle, nie spędzili ze sobą dostatecznie dużo czasu, by chciał ją mieć jedynie dla siebie. Lava wtedy też była za tym, by się nie ograniczać, jednak po każdej kolejnej randce, na której była z kimś innym, czuła pewną pustkę, którą jak się okazało, potrafił zapełnić tylko Nathaniel.
– Wiesz, że sama o tym myślałam? Nie miałam problemu z tym, by to była luźna relacja, ale to się zaczęło wszystko plątać… wolałam to uciąć wcześniej, żeby potem przez niego nie płakać. – przyznała szczerze i wzruszyła lekko ramionami. Łatwo było mówić, ale doskonale wiedziała, że o wiele trudniej było to wykonać. Cieszyła się, że jednak wszystko między nimi potoczyło się inaczej, bo nie była taka pewna, czy byłaby w stanie odmówić sobie spotkań z nim. Nawet jeśli nieczęstych i zdecydowanie za krótkich. Nie chciała być jednak niczyją zabawką.
Starała się nie oceniać gustu Lottie, sama nie raz podejmowała nierozważne decyzje, spotykała się z różnymi ludźmi, tyle że, w niewielu przypadkach faktycznie jej na kimś zależało, by wplątywać się w fatalne relacje.
– Och, Lottie, nawet tak nie mów. – poprosiła, bo nie lubiła, gdy ktoś jej czegoś zazdrościł. To nie była dobra emocja, która wprawiała ją w niepotrzebne zakłopotanie. Co mogła zrobić? Życzyła jej szczęścia, wielkiej miłości, ale skoro ta jeszcze nie nadeszła, to pewnie czekała gdzieś za rogiem. Miejmy taką nadzieję!
– Co?! – otworzyła szeroko oczy i spojrzała na przyjaciółkę, jakby czekała, aż dorzuci radosne żartowałam. Może i się myliła, ale wydawało się jej, że Charlotte w ostatnim czasie z nikim się nie spotykała, w dodatku nie wspominała chęci posiadania dziecka. Jej zmartwiona twarz jednak była wystarczającym potwierdzeniem, że faktycznie nabroiła. O ile tak to nazwać można.
– Jak to, Lottie? To znaczy… to się domyślam jak… ale z kim? W sensie, co się stało? – zagubione spojrzenie Lavy wędrowało po twarzy blondynki, szukając jakiś wyjaśnień. Charlotte na pewno wiedziała, że Hale dzieci nie planowała, a więc wizja bycia w ciąży, zwłaszcza nieplanowanej, nieco ją przerażała. Wydawało się jej więc, że i Lottie będzie przerażona. – Jak się czujesz? – spytała zaraz, nie dając jej nawet odpowiedzieć na pierwsze pytania.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- Na początku - Charlotte znów parsknęła śmiechem. Przez moment sama poczuła się jak nastolatka, która - mimo własnego niekoniecznie rozległego doświadczenia - podejmowała kolejne próby doradzenia koleżance, gdy ta przeżywała pierwsze miłosne zawirowania. - Na początku wszystko wydaje się łatwe i klarowne. Ustalacie zasady, trzymacie się ich, jest wygodnie, a potem pojawiają się uczucia, zaangażowanie i ciężko jest wrócić do tego, co było - skwitowała rzecz raczej dla Lavy oczywistą, ale jednocześnie taką, pod wpływem której na jej własnej twarzy pojawił się grymas wyrażający... niezadowolenie? Zwątpienie? Tęsknotę za tym, jak łatwa była znajomość z Blake'm przed zaledwie kilkoma miesiącami, kiedy zupełnym przypadkiem spotkali się na świątecznym jarmarku?
Nie, nie tęskniła za tamtymi czasami, nawet jeżeli te obecne nie zawsze mieniły się w kolorowych, szczęśliwych barwach, a sama specyfika ich relacji była trudna do rozpracowania i zamknięcia w jakichkolwiek ramach oraz pod konkretnymi określeniami.
- I sądzisz, że umiałabyś to zrobić? - zagaiła raczej z czystej ciekawości, bo przecież teraz... to i tak nie miało znaczenia. Poczynione ustalenia wydawały się satysfakcjonować każdą ze stron, nawet jeżeli grunt tej relacji pozostawał niepewny, a obecna forma znajomości Lavy i Nathaniela była dość świeża.
- Płakanie przez faceta sprawia, że czuję się bardzo żałośnie - przyznała bez ogródek, niespecjalnie kryjąc się z tym, że ostatnich kilkanaście dni (i nocy przede wszystkim) upłynęło jej właśnie pod znakiem takiego zachowania i samopoczucia. Od spotkania na cmentarzu, kiedy podzieliła się z Griffithem rewelacjami dotyczącymi nowego wspólnego życia, nie było dnia, w którym po jej policzku nie spłynęłaby chociaż jedna łza. To było męczące.
- Masz rację, przepraszam. To po prostu - podjęła, na moment ukrywając twarz w dłoniach - cieszę się. Naprawdę się cieszę - zapewniła, nie chcąc, by przyjaciółka odebrała jej słowa na opak. Lava zasługiwała na to, co było najlepsze i jeżeli Nathaniel miał być gwarancją szczęścia, to Charlotte bardzo temu kibicowała. Szczerze, jak przyjaciółka przyjaciółce, dając pełne wsparcie i aprobatę dla wszystkich podejmowanych przez Hale decyzji.
A potem - zupełnie świadomie - zrzuciła bombę, której siła rażenia dała Charlotte do myślenia. Jeżeli tak miała wyglądać reakcja całego świata, to nie była pewna, czy chciała przez to przechodzić kilkukrotnie.
- To - burknęła, spuszczając głowę. Nie żartowała. Chciałaby, ale nawet jej poczucie humoru - lub jego brak - nie sięgało tak niskiego poziomu. Z drugiej jednak strony pierwszy szok zdążył minąć, a ona stopniowo oswajała się z tym, że nie była już sama. - Och, no wiesz, trochę wina, chwila słabości i tak jakoś wyszło - kolejna próba rozluźnienia atmosfery okazała się niekoniecznie udana. Świadomość, że nie mogła zrzucić odpowiedzialności na alkohol, bywała przytłaczająca. Nie wypili wtedy dużo, a większość trunku wylądowała na panelach, pozostawiając po sobie plamę, która już zawsze miała przypominać o pewnych przewinieniach.
Nie żałowała.
- Dobrze. To znaczy... jestem pod kontrolą lekarza. Ostatnie dni były trochę nerwowe, więc kazał mi na siebie uważać - co niekoniecznie współgrało z załatwianiem na mieście spraw, ale siedzenie w domu powoli stawało się niezwykle irytujące. Tak samo denerwująca było przeświadczenie, że zignorowała najistotniejsze pytanie.
- Nie wiem, co mam Ci powiedzieć. To wszystko wydarzyło się tak niespodziewanie i... - westchnęła, plecami napierając na oparcie zajmowanego fotela. - Cholera. Przespałam się z niedoszłym mężem zmarłej siostry i nawet nie czuję się winna - wyrzuciła na jednym oddechu, czując, jak ogromny głaz zsunął się z jej serca. Na krótko, bo zaraz potem pojawił się kolejny - symbol obawy o to, co mogłaby pomyśleć o niej Lava.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Wywróciła tylko oczami, gdy Charlotte zaczęła się z niej śmiać. Doskonale wiedziała, jak to brzmiało, ale nie potrafiła wyjaśnić tego, co czuła. W końcu byli dwójką dorosłych ludzi, którzy mieli prawo spotykać się bez zobowiązań i czerpać z tego przyjemność, bez konieczności deklarowania sobie miłości do końca życia. Zwłaszcza że Lava nigdy o pierścionku na palce, domku na przedmieściach, czy dzieciach nie marzyła.
– Masz rację. Ale nawet to wiedząc, czasami się dajemy nabrać. – westchnęła, również nie do końca zadowolona z tych głoszonych przez Charlotte prawd. Teraz mniej więcej wiedziała, na czym stoi, więc nie musiała się bardzo martwić, ale przecież jeszcze niedawno biła się z myślami, za wszelką cenę próbując znaleźć coś, co pomoże zapomnieć jej o Nathanielu. Gdyby nie to, że Covington zdobył się na odwagę, by za nią pojechać i wyznać, co czuje, prawdopodobnie spędziłaby kilka wieczorów, płacząc cicho i popijając wino, by niedługo potem znów zainstalować aplikację randkową, dzięki której rzuciłaby się w wir niezobowiązujących spotkań, próbując nie myśleć o zranionym sercu.
– Wtedy byłam przekonana, że wyjdzie mi to doskonale. A doprowadziło mnie do tego punktu. – zaśmiała się. Naprawdę przez moment była przekonana, że to ona da kosza Nathanielowi, zanim wszystko się tak naprawdę zacznie, dzięki czemu nie pozwoli, by to on ją zranił.
– Totalnie. – zgodziła się i wywróciła teatralnie oczami. Choć Lava unikała takich sytuacji, na pewno nie raz jakąś łzę uroniła. Zresztą, płakała również przez kobietę, więc mogła spokojnie z Lottie w tej sprawie się zgodzić.
– Cieszę się, że się cieszysz, Lotie. Cholera, ja też się cieszę. Ale wiem, że ty też masz jakiś problem, więc odłóżmy to szczęście na bok. – odparła z uśmiechem, ale na koniec westchnęła ciężko. Nie musiała się chwalić przez całe ich spotkanie Nathanielem, będą okazje, by opowiedziała jej o wszystkim. Teraz wyczuwała prawdziwy problem.
Nie chciała, żeby jej pytania zabrzmiały źle. Była po prostu zaskoczona. Cholernie zdziwiona. W innym przypadku pewnie by się ucieszyła, pogratulowała, ale teraz… sama nie wiedziała, jak powinna zareagować. Zwłaszcza że Charlotte nie opowiadała o tym, jakby to było zaplanowane, jakby naprawdę z tego faktu się cieszyła.
– Wiesz, Charlotte, absolutnie nie musisz mi się tłumaczyć. Przeprasza za moją reakcję, jestem po prostu zaskoczona. – spojrzała przepraszająco na przyjaciółkę, bo widząc jej minę, domyśliła się, że nie takiej reakcji potrzebowała.
– Najważniejsze jest teraz twoje zdrowie, nic innego się nie liczy. – pokręciła tylko głową, dając jej do zrozumienia, że jej nie ocenia, nie osądza, nawet nie będzie zadawać pytań, jeśli sobie tego nie życzy. Po prostu będzie, dla niej. – I cokolwiek postanowisz, Lottie, jestem z tobą. – dodała, kompletnie nie znając planów przyjaciółki, co do rozwijającego się w niej życia. Domyślała się jednak, że skoro jej o tym mówi, to planuje w tej ciąży zostać.
– Rozumiem, naprawdę. Takie rzeczy przeważnie dzieją się niespodziewanie. – przecież ludzie nie umawiają się tydzień wcześniej, że pójdą razem do łóżka. Takie rzeczy planowały pary, które chciały mieć dziecko. A z tego, co wiedziała, Charlotte takich planów nie miała.
– I nie powinnaś czuć się winna. – skwitowała krótko. Rozumiała, że były to okoliczności, w których mogła winę odczuwać, jednak według Laby po prostu nie powinna. – Chwila… niedoszły mąż zmarłej siostry? – zmarszczyła czoło, próbując połączyć fakty. Potrzebowała jednak chwili, by odnaleźć się w tej sieci skomplikowanych relacji. – Blake?! – rzuciła zdumiona, kiedy w końcu zdała sobie sprawę, o kim Charlotte mówi. Jej mina zdradzała, że była w szoku.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Hughes nie chciała, by jej własne problemy przytłoczyły odczuwane przez przyjaciółkę szczęście. Chociaż każda z nich zdawała się mieć wybitnego pecha do związków i bardziej zobowiązujących relacji, to jednak wyjście poza ten niekoniecznie satysfakcjonujący schemat przez chociaż jedną z nich było powodem do radości. Charlotte nie zamierzała temu umniejszać, nawet jeżeli jej własne życie uczuciowe nie jawiło się nawet w połowie w tak kolorowych barwach jak sytuacja Lavy.
- Och, daj spokój - poprosiła z ciepłym uśmiechem, ani myśląc o tym, by tak szybko odpuścić temat relacji Lavy z Nathanielem. Ta sprawa wymagała szerszej analizy i dokładnej dyskusji, bo ciekawość Charlotte znów dała o sobie znać. - Co planujecie? Mam na myśli... jakaś pierwsza oficjalna randka, która będzie wymagała zakupów? Lub może wypad za miasto? - zasugerowała, poruszając brwiami w idealnie pasującym do tej propozycji geście. Sama nie miałaby nic przeciwko, gdyby w powietrzu wisiało coś podobnego do rzeczy wymienionych. I wcale nie chodziło o to, że w jakimś stopniu była żądna typowo kobiecego popołudnia w centrum handlowym, bo zawartość jej szafy nie przewidywała wypadku w postaci wymagającej luźniejszych fatałaszków ciąży. - Doradzę we wszystkim. Włącznie z bielizną - zapewniła, choć te słowa skwitowała niekontrolowanym chichotem, który miał dać Lavie do zrozumienia, że w pewne kwestie naprawdę nie zamierzała ingerować. Przynajmniej nie na poważnie.
Poważne były za to problemy, z którymi przyszło się zmagać Charlotte. Hughes pokręciła głową, nie chcąc słuchać żadnych przeprosin.
- Przestań. Zareagowałam podobnie, nawet jeżeli połowicznie sama jestem sobie winna - niewinne wzruszenie ramionami miało pokazać, że kilkanaście ostatnich dni wystarczyło, by pogodziła się z brakiem odpowiedzialności - zarówno u siebie, jak i Blake'a. - Wiem. I naprawdę to doceniam - ciepły uśmiech poprzedził moment, kiedy smukłe palce Lottie zacisnęły się na dłoni przyjaciółki. Na krótko, ale w bardzo wymownym wyrazie wdzięczności. - Uprzedzając pytania - tak, zamierzam je urodzić, wychować i być dobrą matką - domyślała się, że to ta kwestia nurtowała Hale najbardziej. Zaraz obok tożsamości ojca, której... miała nie zdradzać. Przynajmniej taki był pierwotny plan. Z perspektywy czasu zaś - i z wiedzą, że o wszystkim został poinformowany Travis - czuła się upoważniona do zrzucenia z serca ciężaru, jakim było ukrywanie prawdy - przed rodzicami, rodzeństwem, wszystkimi, którym mogłoby się to nie spodobać. Nie wiedziała, do której grupy należała Lava. Miała nadzieję, że wciąż do tej, która stała po stronie blondynki.
- Mhm - burknęła, kiedy padło to jedno imię. Charlotte nie wiedziała, czy powinna była cokolwiek dodać - wytłumaczyć, usprawiedliwić się, wyrazić skruchę. Prawdopodobnie żal za grzechy byłby tu najodpowiedniejszy, ale niekoniecznie szczery. - Wiem, co sobie myślisz. Jak mogłam, że jestem najgorszą siostrą na świecie, że Ivy przewraca się w grobie - może przesadzała, a tego typu zarzuty dużo bardziej pasowały do jej matki niż przyjaciółki, ale... ludzie bywali nieprzewidywalni. - Niewiele mnie usprawiedliwia. Właściwie to nic. To był dobry dzień, nie byłam pijana i nie szukałam żadnego pocieszenia. On... chyba też nie. To była chwila - dłuższa, ale Lava na pewno nie chciała znać takich szczegółów - i naprawdę, naprawdę nie planowałam tego wszystkiego, co dzieje się obecnie - niemal jęknęła żałośnie, zdecydowanie za późno uświadamiając sobie, że wszystko to naprawdę szerokie pojęcie.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– I tu pojawia się mały problem… bo widzisz, doszliśmy tego wniosku, kiedy się dowiedziałam, że Nathaniela potrącił samochód, trochę mi puściły wtedy nerwy, no bo… się martwiłam. I byłam zła, że mi nie powiedział. Ja wiem, że przed chwilą mówiłam, że sobie coś ustaliliśmy, ale ta relacja nie polegała tylko na chodzeniu ze sobą do łóżka, rozmawialiśmy o wszystkim, a on taką informację zataił. – zmarszczyła czoło, czując się nieco głupi, opowiadając to blondynce, bo miała wrażenie, że jej reakcja była przesadzona.
– Wracając do tematu. Na razie zakupy muszą poczekać, bo musi wrócić do zdrowia. – westchnęła, nieco zawiedziona takim obrotem spraw. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie początki czegoś więcej. – Jednak jeśli będziesz miała ochotę, to i tak możemy się wybrać. Fajnej bielizny nigdy za wiele. – dodała z uśmiechem, rozbawiona reakcją Lottie. Mogła przecież kupić coś dla siebie, niekoniecznie z myślą, że pokaże się w tym Nathanielowi.
– Dobrze… będę cię wspierać w tej decyzji. Postaram się być dobrą ciocią. – odparła, posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Na razie wychodziła z założenia, że Charlotte planowała być samotną matką, skoro o ojcu dziecka mówiła niechętnie. Wiedziała też, że będzie potrzebowała pomocy. Hale była więc gotowa pomóc jej, na ile tylko będzie umiała. W tych przecież bycie samotną matką nie było niczym złym, często nawet świadomym wyborem. Przy dobrze zorganizowanym życiu na pewno dało się to jakoś ogarnąć, chociaż Lava czuła przerażenie na samą myśl o tym.
– Nic sobie nie myślę! – pokręciła szybko głową, dając jej do zrozumienia, że jej nie ocenia. Nie miała prawa. Równie dobrze mogłaby mieć obiekcje, co do samego Blake’a, który przecież brał w tym udział! – Nie wiem, czy rozpatrywałabym to w takich kategoriach, Lottie. – westchnęła, wyciągając dłoń, by ułożyć swoją na wierzchu przyjaciółki, powoli gładząc kciukiem jej delikatną skórę.
– Czy musi cię coś usprawiedliwiać? Wiem, jak to zabrzmi Lottie, ale Ivy już z nami nie ma, a wy macie prawo pójść dalej. Życie, czy tego chcesz, czy nie, toczy się dalej. – potrzebowała chwili, by ułożyć sobie w głowie te słowa, nie chcąc, by zabrzmiały w jakikolwiek sposób źle. Nie chciała jednak, czy Charlotte czuła się winna. – A skoro nie potrzebowałaś wtedy pocieszenia, skoro nie piłaś tamtego dnia, to… może coś na rzeczy, skoro poszło to tak łatwo? – uniosła pytająco brew. Nie jedną przecież znała historię, jak ludzie lądowali ze sobą w łóżko po pijaku, czasami nawet nie końca to pamiętając. Alkohol i emocje bywały zdradliwe. Inaczej było, gdy robiło się coś świadomie.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Zmarszczenie nosa w przypadku Charlotte wyrażało naprawdę wiele - zadowolenie, niepewność, złość, a czasami, tak jak w tym momencie, zaciekawienie historią, którą Lava najwidoczniej postanowiła się z nią podzielić. Wspierając łokcie na blacie stolika, Lottie zatrzymała wzrok na wysokości oczu przyjaciółki.
- Potrącił go samochód? Kiedy, jak? Wszystko już w porządku? - wyrzuciła z siebie na jednym oddechu, ani myśląc o tym, by jakkolwiek oceniać podejście Hale. Odczuwana względem mężczyzny troska - z perspektywy uzyskanych wcześniej informacji - była całkowicie uzasadniona. Czy przesadzona? Nie wiedziała. Kiedy ona zorientowała się, że za ostatnim pobytem Blake'a w areszcie stało coś więcej niż tylko bójka w klubie, poczuła się jak po porządnym zderzeniu ze ścianą. Informacja o wypadku Nathaniela z pewnością została przyjęta przez Lavę w podobny sposób i to było czymś całkowicie normalnym. - Biorąc pod uwagę to, że niedługo nie zmieszczę się w nic, co obecnie mam w swojej szafie? To chyba nieuniknione - przyznała pół żartem a pół serio. Konieczność poszerzenia garderoby o nowe, nieco większe rzeczy trochę ją przerażała i to wcale nie z powodów finansowych, ale dlatego, że... nie miała pojęcia, co nosiły kobiety w ciąży i w czym sama czułaby się najlepiej w momencie pojawienia się pierwszych fizycznych i widocznych gołym okiem oznak jej stanu.
- Dzięki - mruknęła z uśmiechem, choć ten skrywał trudny do kontrolowania smutek. Pojawiał się on, ilekroć tylko Charlotte myślała o konfrontacji z rodziną. Nie zamierzała pozwolić, by rodzice czy rodzeństwo dyktowali jej jakiekolwiek warunki, ale jednocześnie zależało jej na tym, by i tak kiepskie, mocno ochłodzone relacje między członkami rodziny dodatkowo się nie pogorszyły i to z jej winy.
- Może i mamy prawo, ale czy w taki sposób? - zagaiła, tak naprawdę nawet nie oczekując odpowiedzi. - Leslie wie o ciąży, ale nie o Blake'u. Reszta rodziny... nie ma o niczym pojęcia. Trochę obawiam się tego, jak zareagują - wyznała, zaraz potem sięgając po szklankę z sokiem. Nie chodziło nawet o palące pragnienie, ale o kupienie sobie kilku dodatkowych sekund na przeanalizowanie kierunku, w jakim niebezpiecznie zmierzała ta rozmowa.
Jeden łyk, drugi i trzeci, a potem jeszcze kolejny. Kiedyś jednak musiała odstawić tę cholerną szklankę na blat stolika.
- My... - westchnęła, zaciskając palce przy nasadzie nosa. Dotychczas nie poświęcała zbyt wiele czasu przeanalizowaniu tego, co było między nią a Blake'm. Charlotte przez długi czas sądziła, że ta p r z y j a ź ń naprawdę była możliwa, nawet jeżeli Griffith miał na ten temat swoje zupełnie odmienne zdanie. Rozumiane jedynie przez nich żarty, zaczepki, rzucane w wymowny sposób wyrażenia i zajęcia oraz rzeczy będące tylko ich - to wszystko przemawiało na korzyść takiego układu. Z perspektywy czasu chyba jednak musiała przyznać mu rację, szczególnie gdy coraz częściej łapała się na myśli o tym, że był dla niej... ważny. - Jeżeli pozwolę sobie coś czuć, to nie skończy się dobrze - zawyrokowała, spuszczając głowę - celowo, z pełną świadomością chcąc ukryć palące policzki rumieńce.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Wyobraź sobie, że moja reakcja była taka sama, jak twoja… też chciałam wiedzieć. – westchnęła i pokręciła lekko głową. – Kilka tygodni temu. Miał złamane żebra i jest poobijany. Teraz jest już okej… ale wyobrażasz sobie to? Ty go nie znasz, a chcesz wiedzieć. Jak ja miałam zareagować? A Nathaniel uważa, że nie chciał mnie martwić i nic mu nie jest. – wyrzuciła z siebie, a w jej głosie słychać było poirytowanie. Najwidoczniej kobiety myślały zupełnie inaczej, skoro ich pierwszą reakcją była troska i chęć dowiedzenia się o czyimś stanie zdrowia. Lava pewnie zareagowałaby tak samo w przypadku każdej innej osoby.
–W takim razie wybierzemy się na jakieś zakupy, nic się nie martw. – dodała z uśmiechem, nie widząc w tym żadnego problemu. Lava również nie znała się na ubraniach dla kobiet w ciąży, chociaż w jej szafie pewnie było trochę rzeczy, które mogłaby bez problemu założyć, gdyby miała ciążowy brzuch. Lubiła luźniejsze ubrania, mogła nawet coś Lottie pożyczyć! W końcu nowy rozmiar był tymczasowy.
Pokręciła tylko głową, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć na pytanie blondynki. Sytuacja była skomplikowana i delikatna, należało do niej podejść odpowiednio, a domyślała się, że nie wszyscy zareagują odpowiednio na wieść od ciąży Charlotte.
– Miejmy nadzieję, że okażą wsparcie i zrozumienie. – odparła cicho, dając przyjaciółce chwilę, by przemyślała to, co właśnie chodziło jej po głowie oraz żeby nie czuła, że naciska na kontynuowanie rozmowy. Nie musiała znać szczegółów, Hughes nie musiała się jej tłumaczyć, jednak jeśli potrzebowała rozmowy i wsparcia, Lava zamierzała przy niej być.
Z troską zatrzymała spojrzenie na twarzy przyjaciółki i przechyliła nieco głowę. Przygryzła wargę, widząc, jak Lottie bije się z myślami i próbuje cokolwiek powiedzieć. Mogła się tylko domyślać, jak trudne to dla niej było i że ogarniecie obecnej rzeczywistości, zakrawało o cud. Znała ją, ale znała też Blake’a, chociaż o ich bliższej relacji nie miała bladego pojęcia. Nie mogła (nie chciała) ich jednak oceniać. Pokiwała powoli głową, gdy blondynka wreszcie wyrzuciła z siebie ciążące na jej sercu słowa.
– Lottie… – westchnęła, marszcząc czoło. – Skąd ta pewność? – uniosła pytająco brew. – Rozmawialiście już na ten temat? Jak zareagował Blake? – może te pytania wcale nie powinny paść, ale skoro miała jakkolwiek Charlotte wesprzeć w tej sytuacji, chciała wiedzieć, z czym tak naprawdę się mierzą.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nieznaczne kiwnięcia głową miały być wyrazem zrozumienia dla kobiecego nastawienia. Charlotte doskonale znała uczucie niepokoju o drugą osobę. Nawet jeżeli czasami był on mocno przesadzony, to jednak natura Hughes nie pozwalała podchodzić do tego rodzaju wypadków z zimną krwią - szczególnie kiedy chodziło o osoby bliskie jej sercu.
- A co z kierowcą tamtego samochodu? Złapali go? - zagaiła, unosząc brew. Nawet jeżeli proces powrotu do zdrowia można było uznać za szybki i udany, a ukaranie sprawcy prawdopodobnie nie zmieniłoby niczego, to jednak Charlotte sądziła, że było to konieczne z powodów czysto przezornych. Na miejscu Nathaniela zawsze bowiem mogło być drobne i dużo słabsze dziecko, które z tego typu wypadku mogłoby nie wyjść cało. - Chyba nie jestem zaskoczona. Oni zawsze bagatelizują takie sprawy - westchnęła przeciągle, na myśli mając oczywiście facetów. Machnięcie dłonią, wzruszenie ramionami czy wymowne milczenie - to były najczęstsze reakcje na problemy, z którymi się borykali. Mimo trzydziestu lat życia Charlotte wcale jednak tego nie zaakceptowała i nie potrafiła zrozumieć. - Cieszę się, że nie stało się nic poważnego. Choć z drugiej strony... mogłabyś być jego osobistą pielęgniarką - dodała wesoło, już dużo swobodniej. Celowo postanowiła obrócić cały temat w żart, aby chociaż na moment odciągnąć myśli przyjaciółki od tego, co jeszcze mogłoby się wydarzyć, gdyby mężczyzna miał mniej szczęścia.
Ponieważ jednak miał go wystarczająco dużo, obecnie obie mogły odetchnąć z ulgą. Przynajmniej w tym jednym temacie, bo przecież za rogiem czekało mnóstwo innych, które spędzały sen z powiek przede wszystkim Charlotte.
- Chciałabym wierzyć w to, że kiedy pojawi się dziecko, to podejdą do sprawy trochę bardziej wyrozumiale, ale... nie znasz moich rodziców. Ojciec nigdy nie lubił Blake'a, a matka do dzisiaj odwraca wzrok, kiedy mija go w mieście. I przez kolejny miesiąc przeżywa to, że się na niego natknęła - sapnęła ciężko, dopijając swój sok. Brak napoju znów sprowokował na jej twarzy grymas, a perspektywa nieco dłuższej rozmowy z Lavą była powodem, dla którego poprosiła kelnera o szklankę wody.
Bieganie po mieście naprawdę ją zmęczyło.
Lub może chodziło to, jak niewygodny był poruszony temat i jak wiele emocji budził?
- Na temat ciąży i tego, co dalej czy na temat tego, dlaczego w ogóle wylądowaliśmy w łóżku? - zagaiła, uznając to za dwie podstawowe kwestie do rozważenia. O ile ta pierwsza zdawała się być względnie wyjaśniona, o tyle ta druga pozostawała tajemnicą, której Lottie wcale nie chciała rozszyfrowywać, bojąc się wniosków, do jakich mogłaby dojść. - Ostatnie dni nie były najprzyjemniejsze. Pokłóciliśmy się, kiedy powiedziałam mu o ciąży, ale nawet nie o nią, tylko o... - podjęła, raz jeszcze wzdychając. Blake Griffith zdawał się być synonimem komplikacji, do których ona zdążyła się w ciągu ostatnich miesięcy przyzwyczaić, które zdołała zaakceptować i które na swój sposób lubiła. Kiedy nie było go ich w jej codzienności, czuła dziwną pustkę, której zapełnienie było zadaniem niezwykle trudnym. - Byłam gotowa powiedzieć dziecku, że jego ojciec nie żyje, żeby Blake nie czuł się zobowiązany, kiedy nie zgodziłam się na usunięcie. Wyszła z tego ogromna afera, bo wszystko zrozumiał na opak. I właśnie tak to u nas działa. W jednej chwili nie musimy mówić dużo, by się dogadać, a za chwilę wszystko interpretujemy po swojemu - wyjaśniła, pozwalając na to, by kąciki jej warg uniosły się w nieznacznym uśmiechu. Nieustannie towarzysząca im sinusoida uczuć po kilku miesiącach była czymś normalnym, ale to wcale nie oznaczało, że Charlotte czuła się przygotowana na jej konsekwencje.
- Obiecał, że będzie przy mnie. Ulżyło mi, bo całe to gadanie o tym, że mogę być samotną matką i doskonale dam sobie radę było tylko zasłoną dymną. Byłam przerażona, Lava. I to wcale nie tym, że będę mieć dziecko, ale dlatego, że z jego powodu miałabym stracić... - zamilkła.
Nie miała pojęcia, czy taki sposób myślenia nie robił z niej prawdopodobnie najgorszej kandydatki na matkę na świecie, ale świadomość, że Hale nie zamierzała jej oceniać była naprawdę przyjemna i pozwalała uzewnętrznić się ze wszystkimi obawami, myślami oraz uczuciami.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Tak. W tej sprawie raczej nic się nie komplikuje. – przyznała, chociaż tą jedną rzeczą nie musząc się przejmować. Nathaniel i tak nie pozwoliłby się jej w żaden sposób zaangażować, bo był cholernie uparty, ale też była zdania, że kierowcę wypadku należało ukarać. Trudny charakter Covingtona niczego nie ułatwiał i choć wiedziała, z czym przychodzi się jej mierzyć, bo jednak poważniejsza relacja oznaczała konfrontację z każdą wadą i zaletą mężczyzny, była przekonana, że jego upartość będzie problemem.
– Faceci są… niemożliwi. On uważa, że żadna pomoc nie jest mu potrzebna i doskonale sobie radzi. Chociaż może, gdybym została pielęgniarką na jeden wieczór, zmieniłby zdanie. – przyznała, wzdychając ciężko, po chwili śmiejąc się z pomysłu przyjaciółki. Charlotte mogła zauważyć błysk w oku Lavy i uśmiech na jej twarzy, kiedy w jej głowie rodziła się wizja, by ten pomysł wykorzystać. Tego jeszcze nie próbowali, więc może warto było spróbować! Temat jednak ten nie był odpowiedni w tym momencie, bo może nawet Lottie poprosiłaby o jakąś radę albo pomysł na skompletowanie odpowiedniego stroju.
– Rozumiem… – mruknęła cicho, spuszczając na chwilę wzrok. Nie znała jej rodziców, w zasadzie chyba nawet nie miała okazji poznać dobrze rodzeństwa, by jakkolwiek móc przypuszczać, jaka będzie ich reakcja.
– Mam nadzieję, że będzie tak, jak mówisz. Dziecko często wiele zmienia, ale dopiero, kiedy się pojawia. Zobaczą malutką istotę i może od razu wszystko przestanie mieć znaczenie. – przyznała z bladym uśmiechem. Sama wiedziała, jak jej mama czekała na wnuki, których jej rodzeństwo raczej nie planowało. Mogła się tylko domyślać, jak trudna będzie rozmowa Charlotte z jej rodziną, nie potrafiła sobie nawet tego wyobrazić.
– Nie wiem, ogólnie, o wszystkim, o dziecku, o was? – uniosła pytająco brew. Pewne tematy były o wiele pilniejsze, ale nie była pewna, czy kwestię tego, dlaczego wylądowali w łóżku, musieli sobie jakoś wyjaśniać. Ze słów przyjaciółki wynikało, że to było akurat najmniej zagmatwane, a przynajmniej Lava tak to odbierała.
Zmarszczyła nieco czoło, słuchając dalszej części historii, co jakiś czas powoli kiwając głową i przyglądając się blondynce. Nie chciała jej przerywać, siedziała więc cicho i powoli analizowała jej słowa. Niedopowiedzenia, które im towarzyszyły, jedynie komplikowały sytuację. Doskonale wiedziała, jak to jest, gdy ktoś interpretuje słowa po swojemu, a do tego reaguje emocjonalnie. Żadne nie chciało się przyznać do tego, co naprawdę czuje, czego chce i czego potrzebuje.
– Cholera, Charlotte… – westchnęła cicho, wciągając głęboko powietrze.
– Tak bardzo chciałabym ci jakoś w tym wszystkim użyć. – przyznała cicho i przygryzła wargę. – Skoro Blake przy tobie będzie, to już wiele... Na pewno dacie sobie jakoś radę. Może to się po prostu jakoś same ułoży? – marzenia… Chciała jednak, żeby sytuacja powoli wychodziła na prostą, żeby oni oboje omówili większość spraw, a żeby dziecko w magiczny sposób sprawiło, że odnajdą jakąś wspólną drogę. A według Lavy to wszystko brzmiało tak, jakby właśnie tego Charlotte pragnęła.
– Coś czuje, że to jednak nie będzie łatwe. – wymamrotała i wyciągnęła rękę, by złapać dłoń przyjaciółki.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kolejne westchnięcie przepełnione było ulgą. Nawet jeżeli Charlotte sama miała na swoim koncie mniej lub bardziej poważne przewinienia, a większość z nich podyktowanych było troską o najbliższych, co w jakimś stopniu robiło z niej hipokrytkę, to jednak... cieszyła się. Cieszyła się, że obrażenia Nathaniela nie były poważne, a osoba odpowiedzialna za wypadek miała ponieść wszystkie konsekwencje. W normalnym życiu i w świecie zwyczajnych ludzi właśnie tak powinno było to funkcjonować. A ona i jej pożal się boże koledzy po fachu mieli tego dopilnować.
- Myślę, że od razu postawiłabyś go na nogi - zapewniła z przekorą, wtórując przyjaciółce w cichym śmiechu. Żarty tego typu były w przypadku Charlotte rzadkością, ale kiedy już sobie na nie pozwalała, mogło to jednoznacznie oznaczać, że humor jej dopisywał, a w towarzystwie swojego rozmówcy czuła się niezwykle swobodnie.
Swoboda ta była daleka na tyle, że to właśnie Lavie przypadła w udziale rola zaufanej powierniczki, przed którą Hughes otworzyła się na tyle, by napomknąć nie tylko o ciąży samej w sobie, ale wszystkich jej okolicznościach, związanych z nią obawach i informacjach pokroju tej, kto był ojcem. Czuła ulgę, nawet jeżeli sama rozmowa nie przyniosła odpowiedzi na dręczące blondynkę pytania, a wszystkie niewiadome musiały zostać odkryte przez samą zainteresowaną, nie przez bliskie jej osoby.
- Chyba, że taka mieszanka genów okaże się istotniejsza niż samo dziecko - westchnęła w rozgoryczeniu. Nie byłaby zaskoczona, gdyby uprzedzenia matki czy niechęć ojca wygrały z miłością do wnuka lub wnuczki. Jeżeli bowiem Charlotte miałaby przypisać swojej rodzinie jakąś konkretną, charakterystyczną cechę, to niewątpliwie byłby to upór. Czasami głupi, często bezpodstawny, ale jednak silny na tyle, że zmiana czyjegokolwiek nastawienia graniczyła z cudem.
- Nie ma żadnych nas - zaprotestowała, kręcąc głową. Być może brała te słowa zbyt dosłownie, być może do głosu docierały coraz silniejsze pragnienia serca, a być może czepianie się pojedynczych fraz było przyjętą przez Charlotte linią obrony. O cokolwiek nie chodziło - posłała przyjaciółce przepełniony skruchą uśmiech. Nie chciała na nią naskakiwać. - Nie mam pojęcia. Nie kwestionuję jego dobrych chęci, zapewnień czy oddania. Blake nie rzuca słów na wiatr - przyznała, raz jeszcze pozwalając sobie na krótki, bardzo ulotny uśmiech. - Boję się, że dziecko wszystko między nami zmieni. Że nagle ze spotkań przy jedzeniu i winie przejdziemy do rozmów o pieluchach i wizytach u lekarzy, że... to już nie będzie to samo, a on w końcu się znudzi i... - zniknie. Choć ta jedna obawa nie padła na głos, to jednak wyraz kobiecej twarzy mówił więcej niż słowa.
Charlotte pokręciła głową, odwzajemniając uścisk dłoni przyjaciółki.
- Dość o mnie - zaproponowała, starając się zabrzmieć nieco optymistyczniej niż dotychczas. - Kiedy poznam Nathaniela? Tyle o nim mówisz, a mam wrażenie, że próbujesz go ukryć w szafie przed całym światem - zażartowała, nawet jeżeli pod maską rozbawienia można było znaleźć ziarno prawdy. Charlotte oczywiście nie chciała wywoływać na mężczyźnie niepotrzebnej presji tak szybkimi wieczorkami zapoznawczymi z przyjaciółmi Lavy, ale... była ciekawa osoby, która zawróciła Hale w głowie.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Lava doceniała fakt, że Charlotte się przy niej otwierała. Sama nigdy nie miała problemów, by mówić, co myśli, by rozmawiać na trudniejsze tematy (co robiła nawet w swojej pracy, nie raz w trakcie audycji poruszając bardziej lub mniej kontrowersyjne sprawy), czy żeby nieco luźniej, w przyjacielskiej rozmowie, napomknąć o sprawach łóżkowych. Chyba każdy wiedział o jej orientacji o tym, nie kryła się również z tym, że dużo randkowała i że czasami chodziło jej tylko o jedno. To wszystko było jednak niczym, w porównaniu z tym, co robiła właśnie Charlotte. Jej zwierzenia były trudne, ale potrzebowała kogoś, kto będzie otwarty na różne sytuacje i rozwiązania, tak jak otwarta była Lava.
Zaskoczona reakcją Hughes, tylko zmarszczyła czoło, a potem westchnęła, gdy ta uśmiechnęła się skruszona. Dobrze wiedziała, że targały nią teraz różne emocje, a sama miała zupełnie inne wyobrażenie na temat relacji z Blejkiem, jednak Lava patrzyła na to z boku i widziała to nieco inaczej. Nie chciała jednak denerwować przyjaciółki, więc tylko uniosła dłonie w poddańczym geście.
– Lottie, ale dziecko na pewno wszystko zmieni i niestety nic z tym nic nie zrobisz. Możecie jedynie oboje się starać, by te zmiany nie wpłynęły na was i żebyście potrafili w tym wariactwie odnaleźć trochę tego, co macie… mieliście do tej pory. – przyznała szczerze, nie chcąc dołować blondynki, ale chyba trochę nie rozumiejąc, czego tak naprawdę Charlotte chciała. Blake’a? Dziecka? Czy może jednego i drugiego?
– Tak jak mówiłaś, Blake nie rzuca słów na wiatr, a przy dziecku chyba nie będzie miał okazji, by się nudzić. – podsumowała. W końcu znała Griffitha od lat i mogła potwierdzić słowa przyjaciółki. Nie miała jednak pojęcia, co sam Blake o tym wszystkim sądzi. Coś musiało skłonić Lottie, by zasugerowała mu, że wychowa dziecko jako półsierotę.
– Och… – wywróciła oczami, kiedy przyjaciółka zmieniła temat. – Nie wiem, naprawdę. Daj mi się nim chwilę nacieszyć, co? – uniosła znacząco brew i uśmiechnęła się, chociaż nie było to łatwe, biorąc pod uwagę, o czym mówiły dosłownie chwilę temu.
– Myślę jednak, że niebawem będzie ku temu okazja. Ustaliliśmy, że spróbujemy, nie chcę go wrzucać na głęboką wodę i od razu zapoznawać ze znajomymi, bo poczuje, że nieco za szybko się to wszystko dzieje. – przyznała i sięgnęła po swoją kawę. Byli dorośli, spokojne mogli poznać swoich znajomych, ale Lava naprawdę chciała, by najpierw wszystko między nimi było jasne.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Czego tak naprawdę pragnęła Charlotte? Lista życzeń była długa, jednak wiele z nich zakrawało o te z kategorii pobożnych. Nie chciała być w ciąży, ale jednocześnie robiła unik przed możliwościami, jakie oferowała współczesna medycyna. Wiedziała, że wyrzuty sumienia zjadałyby ją każdego dnia do końca życia, ale wciąż zastanawiała się, czy nie było za późno na zmianę decyzji. Pragnęła, żeby Blake był obok i wspierał ją w przetrwaniu tego prawdopodobnie najtrudniejszego momentu w życiu. Ufała mu, kiedy składał obietnice, bo te nie pojawiały się w jego codzienności za często, ale wciąż brała pod uwagę możliwość, w której mężczyzna zechciałby się wycofać. Właśnie taka w ostatnim czasie była Lottie - pełna sprzeczności, obaw, niezdecydowania, które sprowadzało się do dwóch osób: dziecka oraz Blake'a.
- Powinnam je usunąć. Boże, co ja sobie myślałam - jęknęła żałośnie, ukrywając twarz w dłoniach. To było dobre rozwiązanie. Może nawet najlepsze ze wszystkich, jakie posiadała. Nie powinna była naskakiwać na mężczyznę, kiedy to zaproponował. Nie powinna była kierować się emocjami, bo te były złym doradcą. Nie powinna była wmawiać sobie i otoczeniu, że dałaby sobie radę, bo nie dawała już teraz. - Wiem, że obydwoje jesteśmy odpowiedzialni za tę sytuację, ale nie chcę, żeby za parę lat znienawidził mnie za to, że oczekiwałam pomocy - dodała markotnie, kiedy podjęła się próby przeanalizowania swoich dotychczasowych rozmów z Blake'm. Choć przez jakiś czas skrupulatnie udawała silną, to jednak wystarczyła krótka wymiana wiadomości czy rozmowa, by zaczynała mięknąć, a w konsekwencji bezpośrednio mówić o swoich obawach i pragnieniach. Te wcale nie musiały nakładać się z tymi męskimi, co niemal od razu tworzyło konflikt interesów. Nie zmuszała go do niczego, ale wielokrotnie dawała do zrozumienia, że... potrzebowała. Obecnie jak nikogo na świecie.
Parsknąwszy śmiechem, pokręciła głową, co było swego rodzaju gestem rezygnacji z wcześniej zasugerowanego pomysłu.
- No tak. Nie chcemy go przestraszyć - przytaknęła w szczerym, choć nieco stłumionym rozbawieniu. Zaraz potem szklanka z napojem znów znalazła się w kobiecej dłoni. - Cieszę się, że wszystko tak się ułożyło. Naprawdę - zapewniła, pozwalając sobie na psotne stuknięcie szklanką w filiżankę przyjaciółki na znak swego rodzaju toastu za nowy związek Lavy i jego szczęśliwy rozwój w przyszłości.

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Boxing Gym”