WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Och, aż miał ochotę wykrzyczeć jej pewne rzeczy prosto w twarz! Jej infantylność, irracjonalne podejście czy bezmyślność, bo jak inaczej nazwać zachowanie, którym się wykazywała?
Jej partner zginął w nieszczęśliwym wypadku (co w zasadzie mogło spotkać każdego z nas) i Basta, a ona skrupulatnie, praktycznie bez pardonu snuła jakieś mroczne teorie spiskowe.
Lio nawet nie chciał wiedzieć, co działo w jej głowie, skoro od przełożonych dosłyszał to i owo. Ciągle wizualizacje morderstwa. Bo to było ukartowane, bo ktoś pomógł mu odejść z tego świata. Jeszcze moment, a zacznie o ten haniebny czyn posądzać wdowę bo Burrowsie. Która aktualnie, w kompletniej agonii i tęsknocie, starała się jakoś pozbierać swoje życie do kupy. Miała dla kogo żyć. Dzieci również ubolewały nad stratą ojca, powoli przyzwyczając się do faktycznego stanu rzeczy. Zakopały się w żałobie, to fakt, acz starały się łapać zbawienny oddech, który lada chwila mogłaby im odebrać Ethel; tymi swoimi popierdolonymi konspiracjami, wyjętymi rodem z filmów akcji.
Ich praca nie pokrywała się przecież z tym, co niekiedy pokazywano na ekranie. Tam podkolorywano rzeczywistość, aby u widza wydusić pokładły uzależniającej adrenaliny, a także kasę, jeśli ten chodził do kina, bądź posiadał kolekcję płytową swoich ulubionych filmowych pozycji.
- No właśnie, dużo mi do tego - mruknął ze słyszalną pogardą, a jego zimne spojrzenie świdrowało twarz kobiety. Zdawałoby się, jakby próbował ją zmieść z powierzchni ziemi przy pomocy samego wzroku, co było pewnego rodzaju niedorzecznością. Dłonie z kolei wciąż przyciskały do pobliskiego regały smukłe ramiona Ethel.
Nie zmienił swej pozycji. Nie odsunął się. Jakoby próbował manifestować swoją wyższość, ukazywać siłę, bo bądź co bądź, w chwili obecnej to on był górą. Niezaprzeczalnie.
- Jakbyś nie zauważyła, to przez zawodowe partnerstwo jedziemy na tym samym wózku, a więc każde Twoje potknięcie jest i moim potknięciem. Każdy Twój problem, staje się i moim problemem - brzmiało to tak, jakby kariera stanowiła wartość iście nadrzędną w życiu Crane'a, co poniekąd było pierdoloną prawdą, o czym idealnie świadczyło rozbite małżeństwo. Rozwód na koncie i ciągle kłótnie z małżonką, która nie chciała się z nim dzielić. Choć kochanką była jego praca, a nie żadna dlugonoga piękność.
- W tym momencie wykazujesz się tylko samolubnością, bo Ci z góry robią wszystko, byś została sprawna mentalnie. Żebyś w tym nie grzebała, bo sama wszczynasz niepotrzebne paranoje - do wyjaśnień używał podniesionego tonu głosu, bo chyba tylko taki mógł na niej wywrzeć jakikolwiek efekt. Niekoniecznie pozytywny - On zginął. W wypadku. Rozumiesz? - nagle wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie, gdy dostrzegł zawahanie w postawie Ethel.
Gniew wyparował, a jego miejsce zostało zastąpione przez zdezorientowanie, które ostatecznie osiągnęło najwyższy poziom.
Pocałunek.
Całkowicie niespodziewany, bo prędzej Crane powinien zarobić w twarz, ale z dłoni; za swe prostackie zachowanie rzecz jasna. Ale nie to. Nie gest, który jawnie wyprowadził go z równowagi. Który przyniósł także nieoczekiwane odczucia, te zabarwione fizycznością. Miał ochotę na więcej, bowiem od dawna z nikim nie był. Post zdecydowanie namieszał mu w wnętrzu, toteż jeśli początkowo się zawahał, bo gdzieś z tyłu głowy odezwał się moralny głosik, tak w kolejnej sekundzie, dał się ponieść chwili i przymykając odruchowo swe powieki, odpowiedział na zadany przez kobietę pocałunek, zupełnie nie dbając o to, że mogliby zostać nakryci w pieprzonym archiwum.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli Ethel miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to musiała niechętnie swoją drogą przyznać, że pierwszy raz w swym długim życiu zdarzyło się, aby złamała ogólnie przyjęte zasady. Zawady, którymi zwykła do tej pory kierować się, a co ważniejsze kurczowo się ich trzymać, byłyby tylko nie skomplikować swojej egzystencji jeszcze bardziej, niż to konieczne. Najważniejsza, żelazna wręcz zasada, odnosiła się do tego, by za nic w świecie nie mieszać życia prywatnego z tym zawodowym. Pracą, która stanowiła dla niej wartość nadrzędną. Niestety jak widać na załączonym właśnie obrazku, tym razem się do niej nie zastosowała. A wszystko to za sprawą tego przeklętego po wsze czasy mężczyzny, który już samą swoją obecnością, wywrócił całe jej dotychczasowe życie do góry nogami. Współpraca z nim już od samego początku do łatwych wcale nie należała. Wielu zgodnie uważało, że ich duet jest z góry skazany na porażkę. Pierwszych kilka dni aż nazbyt na to wskazywało, lecz w miarę upływu czasu, coś poczęło się zmieniać. Kiedy dokładnie, gdzie i dlaczego? Na te pytania, Panna Farrow do tej pory odpowiedzi nie poznała, ale czy w tej konkretnej chwili, miało to jakiekolwiek znaczenie? W żadnym razie.
W danym momencie liczyło się tylko i wyłącznie to, co kobieta czuła, będąc u boku swojego partnera. Lionel Crane był i w pewnym sensie, nadal jest dla brunetki zagadką, którą chciała odkrywać krok po kroku, wcale się przy tym nie spiesząc. Pocałunek? To prędzej czy później musiało się wydarzyć. Ciemnowłosa po prostu nie potrafiła inaczej rozładować tych nagromadzonych wewnątrz niej emocji. To był impuls, lecz tak silny, że nie sposób było mu się oprzeć. Owszem przez krótką chwilę, biła się z samą sobą, oraz wątpliwościami, jakie poczęły tlić się w jej głowie, lecz ostatecznie odsunęła je jak najdalej od siebie, oddając się bez reszty tej wyjątkowej chwili.
Gdy Lio począł odwzajemniać jej żarliwe pocałunki, Ethel przylgnęła do niego swoim spragnionym bliskości i dotyku ciałem. Jednocześnie wiedziała, że nie powinna była zachęcać go w ten sposób, ale nic nie mogła na to poradzić. Pragnienie w zderzeniu z głosem zdrowego rozsądku, okazało się być znacznie silniejsze. W końcu, jakby na to nie patrzeć, od przeszło trzech lat z nikim nie była. Ta niespełniona, tłumiona wewnątrz żądza w końcu wydostała się na powierzchnię, wypełniając wnętrze starego archiwum napięciem, od którego nie dało się uciec. Gdy ich języki splotły się w miłosnym tańcu, ciemnowłosa mruknęła cicho, niczym zadowolony kociak. Niestety tę magiczną na swój sposób chwilę, przerwał uparcie dzwoniący telefon Pani Detektyw. Początkowo Ethel zamierzała go zignorować, ale to mogło być coś ważnego, więc w końcu dosyć niechętnie oderwała się od warg Crane'a. Twarz Farrow była wyraźnie zaróżowiona, oddech nierówny, a zielone oczy kobiety iskrzyły się, dając mężczyźnie przedsmak tego, czego oboje mogliby doświadczyć, gdyby znaleźli się w innym miejscu i czasie.
- Farrow, słucham? - Rzuciła najbardziej oficjalnie jak tylko się dało, choć w obecnych okolicznościach wcale nie było to łatwe. - Eddy, jak dobrze, że dzwonisz. Mam nadzieję, że masz dla mnie dobre wieści, bo poruszanie się taksówkami po mieście, coraz bardziej zaczyna obciążać mój portfel. - Dodała z rozbawieniem, rozmawiając z mechanikiem, do którego kilka dni wcześniej jej auto zostało odholowane po tym, jak silnik odmówił posłuszeństwa. Wyśmienity wręcz nastrój brunetki prysł, niczym bańka mydlana, gdy mężczyzna znajdujący się po drugiej stronie słuchawki, przekazał jej informacje, które wywołały u niej mieszane uczucia. - Jesteś pewien? Okej, w takim razie przyjadę po pracy i wtedy powiesz mi dokładnie co i jak. - Odparła tytułem zakończenia, po czym rozłączyła się, chowając telefon do kieszeni swoich spodni. - Kilka dni temu odholowali mi auto do mechanika, bo po prostu zdechło i nie chciało odpalić. Poprosiłam, żeby Eddy zrobił też, taki ogólny przegląd, bo lubię ten samochód i nie chciałam z niego rezygnować. Okazało się, że poza zjebanym silnikiem, który być może uratował mi życie, ktoś majstrował przy przewodach hamulcowych. Gdybym wtedy gdzieś pojechała, być może również uległa bym nieszczęśliwemu wypadkowi...- W dużym skrócie, kobieta nakreśliła Lionelowi sytuację, czując że cała ta sprawa związana ze śmiercią Bena, powoli zaczyna wymykać się spod kontroli.
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pieprzyć te ogólno pojęte zasady moralności, którymi przecież świecił kodeks relacji zawodowych!
Czy to właśnie zamierzał powiedzieć? Wykrzyczeć prosto w twarz, mając głęboko w poważaniu te odruchy racjonalnego instynktu?
Bo przecież nie powinni, bo przecież pracowali ze sobą. Przydzielili ich sobie jako partnerów, a poza tym, kurwa, przecież się nie lubili!
Jak widać powiedzenie Kto się czubi, ten się lubi, nie było od tak, wyciągnięte z dupy czy jakiegoś tam zaczarowanego kapelusza, w którego wnętrzu czaił się królik.
Lio wyłączył się całkowicie na właściwą scenerię owego miejsca. Nie dbał nawet o to, że razem z Ethel mogliby zostać nakryci. Romans przysporzyłby im problemów, wręcz natychmiastowo rozdzielając ich zawodowe partnerstwo. Z początku podróży może i byłoby mu to na rękę, lecz teraz, w dobie prowadzonego śledztwa, tych dziwnych zawirować emocjonalnych, których nie powinno tu nawet być, Crane zrozumiał, że detektyw Farrow jest jedyną osobą, z jaką zamierzał i zamierza dalej współpracować. Poza tym, ten epizod, tak nieszczęsny, ale za to cholernie przyjemny mógłby zepsuć im renomę w środowisku mundurowym.
A chrzanić to!
Mruknął z dozą otrzymywanej przyjemności prosto w kobiece usta, tym samym także pogłębiając pocałunek. Dłonie wciąż pozostawały zaciśnięte na ramionach, choć korciło go, by za sprawą dotyku zapoznać się z resztą ciała Ethel. Zamiast tego, docisnął jej postać do regału na tyle gwałtownie, że kilka akt wyjrzało niebezpiecznie znad półek. Jeszcze jeden taki manewr a posypią im się na głowy, wokół tworząc wirujący od kurzu miszmasz.
Kurwa, nie teraz! - Lio rzucił do siebie w myślach, gdy to posłyszał uporczywie dzwoniący telefon. Nie jego, a ten nalężący do towarzyszki.
Ktoś im przerywał. Ktoś nie chciał im dać cholernego spokoju!
Aż warknął z wyraźną dezaprobatą, gdy kobieta przerwała wymykającą się spod kontroli pieszczotę. Odsunął się jednak od jej osoby na jakieś dwa metry i plecami dotknął jednego z regałów.
Wdech, wydech, wdech, wydech/
Dystans był konieczny, szczególnie, że jego organizm szalał jak po przebyciu maratonu. Oddech zdawał się być chaotyczny, w uszach dudniła krew, która intensywniej przedzierała się przez cały krwioobieg.
Kurwa.
Mimo tego, starał się jakoś wyłapywać chociaż szczątkowy sens prowadzonej przez Ethel rozmowy. Miał jakieś fragmenty, które na moment jakoś nie opiewały się logiką. Złożone dopiero zostały w całość, gdy wspomniana po zakończonej dyskusji postanowiła zabrać głoś, aby wyjaśnić nurtujące szczegóły.
Majstrowanie przy aucie. To było wręcz typowe w ich branży.
- Z jakim amantem zadarłaś?- zażartował głupio, nie podejrzewając nawet, że sytuacja dotyczyła śmierci Barrowsa.

zt x2
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Outfit Build your walls, but you can't keep me out.
I'll burn them down...
Choć podczas ostatniego spotkania wspólnie z Johnem ustalili, że swoją małą dywersję, przeprowadzą z głową i w odpowiednim odstępie czasu, tak aby Farrow mogła uprzednio wszystko przygotować, nie wzbudzając przy tym niczyich podejrzeń, to jednak ostatecznie nic z owych przygotowań nie wyszło. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie, była nawet bardziej, niż prosta. Owszem, Ethel poczyniła ku temu odpowiednie kroki, lecz w porównaniu z tym, co jednocześnie działo się wokół niej, szlag jasny trafił całe te starania.
To, że Pani detektyw od jakiegoś już czasu, czuła i podejrzewała, iż jest przez kogoś obserwowana, to jedno, lecz przekonać się o tym otwarcie, to już zupełnie inna sprawa. Kilka dni później, wychodząc z komisariatu, brunetka dostrzegła podejrzany samochód, zaparkowany nieopodal budynku. Nie trudno było domyślić się, że dany pojazd ruszył ze swojego miejsca, dokładnie w tym samym momencie, w którym policjantka odpaliła własne auto. Kobieta zdążyła objechać całe miasto wzdłuż i wszerz, zanim mężczyżni znajdujący się w śledzącym niemalże każdy jej krok samochodzie, w końcu odpuścili, wjeżdżąjąc w sąsiednią uliczkę.
Następnego dnia, wracając późnym wieczorem do domu, Ethel znalazła na swojej wycieraczce martwego, bezpańskiego kota, który miał przy sobie wiadomość o następującej treści:
"Pilnuj własnych pupili. Okolica zdaje się być wyjątkowo niebezpieczna..." - Na tym jednak wcale się nie skończyło. Od tamtego, pamiętnego wieczoru każdego dnia, Farrow znajdowała pogóżki w swej skrzynce na listy. Tak, jasne. W jej zawodzie tego typu sytuacje, zdarzały się kilkukrotnie, ale nigdy z takim natężeniem. W połączeniu z całą resztą, kobieta szybko zdała sobie sprawę, że to wszystko nie może być i z całą pewnością, nie jest dziełem przypadku. A co gorsza, świadczyło również o tym, iż w rzeczywistości pozostało jej naprawdę niewiele czasu.
Nie czekając dłużej, Ethel w końcu skontaktowała się ponownie z Wilsonem, ustalając że mężczyzna pojawi się na komistariacie już nastepnego dnia w czasie lunchu. W końcu, jakby na to nie patrzeć, była to doskonała pora, gdyż w tamtym czasie posterunek był praktycznie pusty, a na tym im przecież najbardziej zależało, czyż nie?
Jakież ogromne było zdziwienie kobiety, gdy tuż przez "godziną zero" jej partner Lionel Crane, opuścił miejsce pracy, udając się do szkoły, do której uczęszczała jego córka. Podobno na lekcji wychowania fizycznego przydarzył jej się jakiś niegroźny wypadek.
Choć Ethel nigdy nie czerpała radości z czyjegoś nieszczęścia, to jednak w tym wypadku, uznała to za łut szcześcia, który musiała odpowiednio wykorzystać. Gdy została w swoim biurze zupełnie sama, skontaktowała się telefonicznie z Johnem, dając mu znać, że może przystąpić do działania.
- Mamy nie więcej, niż pół godziny, więc zrób co masz zrobić najlepiej jak potrafisz...- Na powitanie policjantka, uraczyła swojego "wspólnika" tym oto zadziornym tekstem, jednoczesnie otwierając mu drzwi do archiwum.
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dywersja zdawała się być idealnym planem. Nieco misternym, ale zarazem i szaleńczym, bowiem osoba postronna nie mogła sobie, ot tak, wtargnąć na policyjny posterunek i rąbnąć akta ówcześnie prowadzonej sprawy.
John jednakże był ryzykantem, dlatego już w akademii policyjnej nie wróżono mu świetlanej przyszłości. Nie trzymał się reguł; zawsze podążając własnymi ścieżkami - ale podobno kreatywność się ceniło, czyż nie? Chyba nie na militarnym gruncie.
Nie lubił słuchać, spowiadać się przed kimś, być zależnym od kogoś i jego widzimisię. Nie trawił rozkazów, bo wolał szefować samemu sobie. Nikt nie potrafił wytrzymać z jego dającym się we znaki charakterkiem, toteż długo nie zagrzał miejsca w departamencie, gdzie ówcześnie pracował jako funkcjonariusz.
Pieprzony krawężnik.
Pan przynieś, podaj, pozamiataj.

Każdy od czegoś zaczynał - to mu zawsze powtarzano. Tak jakby serio miał zrobić jakąś wielką karierę. Potem pracował, by zarobić na własne utrzymanie. Jako barman przykładowo, aż finalnie wylądował w biurze detektywistycznym.
Wtedy własnie zaskoczyło, gdy zrozumiał, że odkrył swoje powołanie. Ale znowu...
mając kogoś nad sobą nie potrafił wyciągnąć z siebie potencjału. Kilka przeprowadzonych spraw, jeszcze więcej kłótni i hektolitry wypitej kawy. W końcu rzucił wypowiedzeniem na biurko detektywa, by podążyć własną ścieżką osobistego rozwoju.
I tak powstało Wilson Investigation. O dziwo utrzymując się po dzień dzisiejszy na powierzchni.
John miał w ostatnim czasie pełne ręce roboty, stąd te ogłoszenie o zatrudnieniu pomocy w biurze. Potrzebował asystenta; zdecydowanie. Inaczej zmuszony by był do odmawiania, w przypadku ewentualnego wynajęcia jego usług.
Gdy w biurze miał już swojego pomocnika, to mógł się spokojnie skupić na sprawie, w którą dał się wciągnąć przez Ethel. Już z kilometra mu to śmierdziało. Ta śmierć w wypadku, celowe odciąganie panny Farrow od sprawy, jakieś dziwne pogróżki w postaci rozwalonych hamulców. Komuś najwyraźniej zależało na tym, aby prawda nie ujrzała światła dziennego, bo to mogłoby przecież pociągnąć za sznurki innych marionetek, grających w owym przedstawieniu.
Bez ryzyka nie ma zabawy.
Jak to mawiano, toteż John pojawił się nazajutrz od otrzymania zielonego światła na posterunku. Dziarskim krokiem wtargnął do jego wnętrza, nie rozglądając się na nic, ani na nikogo. Był pewny siebie, by przypadkiem nie przyciągnąć niczyjej uwagi. Na szczęście, brodząc korytarzami, zauważył te rażące pustki.
Pora lunchu. Jedynie jacyś umundurowani siedzieli w swoich boksach, wsuwając tam zamówione żarcie.
Nawet terrorystów by tu wpuścili.
Przy biurach wydziału zabójstw dostrzegł postać Ethel, do której zbliżył się w następnej kolejności.
- Trzymaj swojego koleżkę z dala ode mnie - miał tutaj na myśli Crane'a, bo wydawało mu się, że był w te bagno nieźle umoczony. Do kobiecej dłoni wcisnął jeszcze krótkofalówkę - Daj znać, jeśli zrobi się zbyt gorąco. Wtedy zorganizuję sobie jakąś kryjówkę.
To było ich być, albo nie być...
<center><div class="sygna1"><div class="sygna2"><img src="https://i.ibb.co/pfctYpg/Tumblr-l-594640643637536.jpg" class="sygna3"></div><div class="sygna2">but beautiful mosaics are made of broken pieces</div><div class="sygna2"><img src="https://i.ibb.co/WpRQt3Z/Tumblr-l-594642368634827.jpg" class="sygna3"></div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.sygna1 {display:grid;grid-template-columns:repeat(3, 1fr);width:320px;height:auto;box-sizing:border-box;}.sygna2 {box-shadow:0 0 5px 3px rgba(0,0,0,0.1);width:100px;box-sizing:border-box;display:flex;justify-content:center;align-items:center;overflow:auto;height:100px;text-align:center;font-family: 'Roboto Mono', monospace;color:#131314;font-size:9px;padding:5px;background:white;line-height:1.5;}.sygna3 {width:100px;padding:5px;box-sizing:border-box;overflow:scroll;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ethel doskonale pamiętała, jak John wspomniał jej kiedyś pokrótce o swojej przygodzie w departamencie. W prawdzie dosyć krótkotrwałej, ale jednak. Znając tego mężczyznę tak dobrze, jak znała go Farrow, nie było niczym dziwnym przynajmniej dla niej, że całe jego późniejsze życie, przybrało właśnie taki, a nie inny obrót. Jeśli kobieta miałaby być szczera chociażby w stosunku do samej siebie, to musiała przyznać, iż naprawdę ciężko było jej wyobrazić sobie Wilsona, jako takiego typowego funkcjonariusza policji, podlegającego aż nazbyt zasadniczym przełożonym. Nawet brunetka w ostatnim czasie, miewała z tym ogromne problemy, co doskonale przedstawiał załączony właśnie obrazek, oraz to, że jako policjantka, wpuściła zupełnie obcego, nieupoważnionego mężczyznę do policyjnego archiwum, aby ten dla dobra ich wspólnej sprawy, mógł bez przeszkód sobie tam pogrzebać...
Jeśli ktokolwiek nakryłby ją teraz, z całą pewnością wyleciałaby z roboty na zbity pysk, ale jej nie obchodziło to praktycznie wcale. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie, była nawet bardziej, niż prosta. Biorąc pod uwagę wszystkie ostatnie negatywne wydarzenia, gdyby Farrow faktycznie straciłą posadę, pewnie wyszłoby jej to na dobre, lecz dla tej osobliwej kobiety, liczyła się obecnie przede wszystkim tajemnicza sprawa śmierci Bena, która pomimo upływu kilku miesięcy, wciąż pozostawała bez odpowiedzi.
- Lionela nie ma. Wyszedł z komisariatu jakieś...- Urwała, aby spojrzeć na zegarek, który zdobił jej prawy nadgarstek. - 10 minut temu. Nie sądzię, aby wrócił. A jeśli już, to na pewno nie prędko. - Stwierdziła z wyraźną ulgą, gdyż z nim na posterunku jakakolwiek dywersja, byłaby niemożliwa. Ethel z rozbawieniem przyglądała się, wciśniętej jej do dłoni krótkofalówce. - Tak, jasne...ale John? - Zawołała, zanim mężczyzna zniknął za drzwiami.
- Jeśli naprawdę zrobiłoby się gorąco, uważaj na siebie, okej? - Poprosiła z wyraźną troską w głosie, której na swoje nieszczęście, nie potrafiła dostatecznie zamaskować. - I wiesz co? Masz... - Mruknęła, po czym wyjęła z tylnej kieszeni swoich spodni kluczyki od samochodu, które w następnej kolejności rzuciła mężczyźnie. - To tak na wszelki wypadek. Ja poradzę sobie bez nich. - W prawdzie tego Farrow nie była już taka pewna, ale lepiej jeśli w razie potrzeby, John oddali się z miejsca zdarzenia jej autem, niż swoim własnym.
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie działał szablonowo. A podążał swoimi utartymi szlakami. Cechowała go kreatywność, niezłomność, a także widoczny upór, bo nigdy nie poddawał się, nawet jeśli palił mu się zbawczy grunt pod nogami. Niejeden będąc obecnie na jego miejscu, nie zdobyłby się na takowy iście szaleńczy i zarazem ryzykowny krok - bo kto o zdrowych zmysłach dokonuje włamania do policyjnego archiwum, skąd zamierza bezczelnie ukraść akta?
O ile one się wciąż tam znajdują.
Tak, owa kwestia przeszła mu parokrotnie przez myśl. Ethel wytłumaczyła mu mniej więcej w jakie rejony powinien się kierować. Które regały tak rażąco zachęcały. Była tam ostatnio, i gdy w skupieniu wertowała strony, by spić z nich jak najwięcej istotnych informacji, to została złapana na gorącym uczynku; i to przez swojego zawodowego partnera, który prawdopodobnie był w to umoczony, a tak przynajmniej z perspektywy Johna to wyglądało. Jeśli pisnął więc słowem przełożonym, bądź osobom sterującym tym przedstawieniem, to te ważne i istotne dokumenty mogły zostać przeniesione w inne miejsce. Z drugiej strony, wzbudziłoby to podejrzenia. A wtedy mogłyby się pojawić nieprzyjemne komentarze.
John wiedział, że igra z ognie. Że igra z czasem, bo od tykających wskazówek zegara był zależny. Nieco mu ulżyło na wieść o tym, że Lionel Crane znajdował się poza posterunkiem. Nie dopytywał już o powód tej zadziwiającej nieobecności, a jedynie kiwnął głową na znak przyswojenia przekazanej wiadomości.
- Jak to śpiewał niegdyś Freddie Mercury, przedstawienie musi trwać - obwieścił jakże pozytywnie, puszczając przy tym kobiecie oko. Już miał zniknąć za właściwymi drzwiami, kiedy usłyszał tą troskę w jej głosie.
Przecież powinna go nienawidzić, przez wzgląd na przeszłość. A raczej jej trudy.
Nieco zaskoczony odebrał klucze, które następnie wcisnął do kieszeni prochowca. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby aktualnej scenerii nie udekorował odpowiednim co do okoliczności komentarzem.
- Nie boisz się, że sprzedam Twoje cacko? - odwrócił się ponownie, aby dodać jeszcze - Chyba, że wciąż masz niesprawne hamulce i to celowe, by pozbawić mnie życia - ona już powinna przywyknąć do jego specyficznego poczucia humoru. Przynajmniej nieco odreagował, bo nerwy uwidaczniały się, gdy tylko mignął mu na horyzoncie budynek departamentu policji.
Ostrożnie zamknął za sobą drzwi, potem pokonując jeden stopień po drugim, drogę oświetlił sobie latarką uruchomioną w komórce. Wokół panowała kompletna cisza, a w powietrzu unosił się zapach stęchlizny oraz kurzu.
Istny raj dla alergików.
Minąwszy dwa regały, w końcu dotarł do tego odpowiedniego. Akta ułożone były alfabetycznie. Odszukał B; po kilku sztukach przejechał palcem, aż dotarł do nazwiska Burrows. Zajrzał szybko do środka, by upewnić się, że to rzeczywiście był Ben. Omiótł wzrokiem jedynie dane personalne, gdy usłyszał, jak ktoś wtargnął; jakże nieproszony do archiwum. O mało nie zaklął pod nosem! Spanikowany, w ekspresowym tempie wyłączył latarkę, a telefon wsunął do kieszeni. Akta przycisnął zaś do klatki piersiowej.
Co robić, co robić... Myśl, kurwa, myśl...
I wymyślił!
Wcisnął się w najciemniejszy kąt w pomieszczeniu, tuż za niedbale rzuconymi kartonami, których ułożenie zapewniało mu tymczasową kryjówkę. Jak mysz pod miotłą, siedział tam w absolutnej ciszy, z uwagą obserwując bieg wydarzeń (pierw rzecz jasna musiał dostosować wzrok do panujących ciemności).
Spodziewał się najgorszego. Postaci Lionela z kijem bejsbolowym w ręku, który odkrywszy rozwój marnej mistyfikacji, postanowił sprać go na kwaśne jabłko. Jednakże, jednakże... Doznał niemałego szoku, gdy dojrzał jak para policjantów. Tak, właśnie para. Facet i baba, w najlepsze próbują skorzystać ze sposobności na szybki numerek.
O zgrozo.
Dobrze, że nie wiedział, że podobne okoliczności spotkania w archiwum towarzyszyły Ethel i Lio.
Nie, nie zamierzał tego oglądać. Już wolał sobie puścić jakieś porno w domu, niż przyglądać się nieporadnym wyczynom erotycznym.
Wydobył zatem komórkę, upewniając się, iż ma na maksa przygaszony wyświetlacz.
W skrzynce wiadomości odnalazł Ethel i jak najszybciej wystukał.

Mam łupy. Ale jacyś mundurowi się tu dymają. Ratuj!
<center><div class="sygna1"><div class="sygna2"><img src="https://i.ibb.co/pfctYpg/Tumblr-l-594640643637536.jpg" class="sygna3"></div><div class="sygna2">but beautiful mosaics are made of broken pieces</div><div class="sygna2"><img src="https://i.ibb.co/WpRQt3Z/Tumblr-l-594642368634827.jpg" class="sygna3"></div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.sygna1 {display:grid;grid-template-columns:repeat(3, 1fr);width:320px;height:auto;box-sizing:border-box;}.sygna2 {box-shadow:0 0 5px 3px rgba(0,0,0,0.1);width:100px;box-sizing:border-box;display:flex;justify-content:center;align-items:center;overflow:auto;height:100px;text-align:center;font-family: 'Roboto Mono', monospace;color:#131314;font-size:9px;padding:5px;background:white;line-height:1.5;}.sygna3 {width:100px;padding:5px;box-sizing:border-box;overflow:scroll;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cała ta ich przeklęta po wsze czasy dywersja, była szaleństwem. I co jak co, ale Ethel doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Z tym, że kobieta po prostu, najzwyczajniej w świecie, nie mogła postąpić inaczej. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie, okazała się być prostsza, niż początkowo mogłoby się wydawać. Te wszystkie pogróżki, które Pani detektyw odnajdywała w ostatnim czasie nie tylko w swojej elektronicznej skrzynce pocztowej, ale i te które wyjmowała z tej tradycyjnej na listy, to tylko wierzchołek góry lodowej. Dopiero ten martwy kot, pozostawiony na wycieraczce domu Farrow kilka dni wcześniej, dał jej sporo do myślenia. Czegoś tak bestialskiego nie mogła przecież zignorować. Tym bardziej, że sama posiadała w swym mieszkaniu nie jednego, a dwa pupile, które mogły być zagrożone. Czara goryczy przelała się i dlatego brunetka robiła obecnie to, co doskonale widać na załączonym właśnie obrazku.
Posterunek świecił pustkami. Kręcąc się przy tym cholernym archiwum, kobieta chodziła w jak na szpilkach. A najgorsze w tym wszystkim było to, że musiała udawać, że przecież nic się nie dzieje. Na całe szczęście tylko nieliczni pozostali na komisariacie, nie wynurzając nosa zza swoich biurek, co znacznie ułatwiało Farrow zadanie.
Pech chciał, że gdy ta odwróciła się zaledwie na moment, pewna parka, wśliznęła się niepostrzeżenie do jaskini lwa. Gdyby nie alarm podniesiony przez Johna, brunetka zwyczajnie nie miałaby o tym pojęcia. Dostrzegawszy ems-a od Wilsona, ta czym prędzej się tam udała. Wtargnęła do środka, nie siląc się nawet na jakąkolwiek delikatność.
- Ups...wybaczcie, że Wam przeszkadzam, ale zdaje się, że "stary" wzywa do siebie Lily. - Odparła, ze skwaszoną miną, jednocześnie walcząc z tym, aby przypadkiem nie wybuchnąć jakimś niekontrolowanym śmiechem. Zwłaszcza widząc, jak Danny - ukochany wcześniej wspomnianej blondynki, w pośpiechu naciaga na dupsko, opuszczone do ziemi spodnie. Niestety nie była to pierwszczyzna, gdyż ta dwójka była wszystkim znana właśnie ze swoich bezwstydnych ekscesów.
Farrow odczekała jeszcze moment po tym, jak niedoszli kochankowie, opuścili wnętrze pomieszczenia, po czym zaczęła się rozglądać, za własnym o zgrozo -eks kochankiem. Co za ironia losu... - Droga wolna, możesz wyłazić ze swojej kryjówki...- Mruknęła rozbawiona zaistniałą sytuacją po tym, jak swobodnie oparła się placami o jedną ze ścian.
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wciśnięty w najciemniejszy kąt archiwum rozważał najróżniejsze opcje dotyczące własnego, jakże beznadziejnego położenia. Telefon wsunął z powrotem do kieszeni od ciemnych spodni, w duchu żywiąc nadzieję co do ewentualnego ratunku. Naskrobał Ethel wiadomość - niezbyt bezpośrednią, dającą jedynie do myślenia. Jednoznaczną dla niej, a nie dla przypadkowych osób, w których dłoniach znalazłby się telefon. Wolał nie prowokować losu. Nie nadużywać ewentualnych konsekwencji. Już złamał przecież prawo; włamując się tutaj i kradnąc akta zamkniętej, lecz w pewnym sensie nadal strzeżonej sprawy.
Czy zatem, ta para kochanków namiętnie obściskujących się kilka metrów od niego nie była aby na pewno znakiem; tym zesłanym prosto z niebios? Ktoś próbował go odwieść od wstępu do szaleńczej, wręcz samobójczej misji, a może był to jedynie pech, skoro w czasie przerwy na lunch budynek zwykle zwykł przypominać wylęgarnie duchów? A oni przyszli sobie pofolgować, węsząc na horyzoncie takową możliwość...
Nabrawszy dużo powietrza do płuc, po chwili wypuścił je powoli i jakże cicho. Starał się w ten sposób złagodzić nerwy, bo dziwnym byłoby to, gdyby na luzie, rozłożony gdzieś na kartonach oczekiwał końca tej erotycznej maskarady.
Bał się. Jasne, że się bał. Skoro podpierdolił coś, co nie należało do niego. Ściskając ową teczkę w dłoniach, ukrył ją jeszcze pod połami beżowego prochowca. Wokół panowały surowe ciemności, ale zwodniczy rozum podsyłał mu różnorakie obrazy.
Pospiesz się, kurwa.
Rzucił do siebie w myślach, zaciskając przy tym swoje usta, aż górny rządek zębów odbił się na dolnej wardze. Stres nie ułatwiał mu niczego. A John marzył jedynie o końcu i butelce szkockiej, która tkwiła w jego domowym barku. Zapewne, obaliłby całą. Aby się znieczulić po dawce niespodziewanych wrażeń.
W końcu i ku uciesze, tej własnej rzecz jasna, gdzieś w oddali zamajaczył mu dźwięk rozchylanych drzwi, których skrzypnięcie zapewne i sprowadziłoby z powrotem zmarłego z grobu.
Wilson na moment wstrzymał oddech, bo to nie musiała wcale nadejść odsiecz a ewidentne zagrożenie. Wystarczyłoby zaledwie włączyć światło (co już się w zasadzie stało, aż blondyn przymknął odruchowo swoje oczy. Wcześniej brodził w mroku, toteż doznał niemałego szoku przy takowej jasności) i rozejrzeć się wokół. Kartony nie były aż tak wysokie, by ukryć postać rosłego mężczyzny.
Mógł jednakże odetchnąć z wyraźną ulgą. Znany mu głos w postaci podstępu wywabił kochanków z archiwum, dając mu nieco czasu na ucieczkę.
Przecież nie zamierzał tu tkwić w nieskończoność, a i przerwa dobiegała końca.
Upewnił się całkowicie, że wraz z Ethel pozostali wyłącznie sami; wtedy też wyślizgnął się ze swej pieczary i otrzepał pokrowiec z elementów niechcianego kurzu, a może i również minimalnego poczucia wstydu? Miał mieć wszystko pod cholerną kontrolą, a jednak został zmuszony by prosić o pomoc. W rzeczy samej.
Kobieta mogła dostrzec także akta, które udało mu się zdobyć. Ich najważniejszy fant. Nie zamierzał częstować ich treścią właśnie teraz.
- Em... Dzięki - mruknął krótko, czując się dość niezręcznie.
<center><div class="sygna1"><div class="sygna2"><img src="https://i.ibb.co/pfctYpg/Tumblr-l-594640643637536.jpg" class="sygna3"></div><div class="sygna2">but beautiful mosaics are made of broken pieces</div><div class="sygna2"><img src="https://i.ibb.co/WpRQt3Z/Tumblr-l-594642368634827.jpg" class="sygna3"></div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.sygna1 {display:grid;grid-template-columns:repeat(3, 1fr);width:320px;height:auto;box-sizing:border-box;}.sygna2 {box-shadow:0 0 5px 3px rgba(0,0,0,0.1);width:100px;box-sizing:border-box;display:flex;justify-content:center;align-items:center;overflow:auto;height:100px;text-align:center;font-family: 'Roboto Mono', monospace;color:#131314;font-size:9px;padding:5px;background:white;line-height:1.5;}.sygna3 {width:100px;padding:5px;box-sizing:border-box;overflow:scroll;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdę powiedziawszy, Ethel wcale nie musiała być jasnowidzem, aby domyslić się co było powodem podniesionego przez Johna alarmu. Ona sama aż nazbyt często, bywała przypadkowym świadkiem miłosnych uniesień i innych tego typu aktów, gdy "stary" za karę zsyłał ją do czeluści przekletego archiwum, aby tam porządkowała akta. Działo się tak za każdym razem, gdy detektyw Farrow łamała względnie przyjęte zasady, a że robiła to dosyć regularnie, a w ostatnim czasie wręcz nagminnie, nie trudno wyobrazić sobie, jak dobrze znała wszystkie zakamarki owego pomieszczenia. Nawet te najciemniejsze i najbardziej odległe. W końcu, jakby na to nie patrzeć, ona również początkowo się w nich skrywała, gdy jakaś napalona parka, wpadała tam jak burza, chcąc zaspokoić swoje pragnienia. I owszem, przynajmniej z początku było jej wstyd zdradzać swoją obecność podczas zaistniałych sytuacji, lecz kiedy zaczęły się one powtarzać coraz to częściej, w końcu nie wytrzymała i poczęła otwarcie wyrażać swoje niezadowolenie za każdym razem, gdy było to absolurnie konieczne.
Właśnie dlatego teraz bez choćby cienia skrępowania, wparowała tam, robiąc to co musiała. Widząc Wilsona, który wciąż widocznie "przeżywał" w pewien sposób zaistniałą sytuację, uśmiechała się tylko delikatnie pod swym nosem. - Któż by pomyslał, że akurat Ty będziesz czuł się niezręcznie z czymś takim? - Rzuciła swobodnie, troszkę się z nim drocząc. Nie byłaby sobą, gdyby tego nie robiła. - Gdybyś tylko wiedział, jak często ludzie przychodzą się tutaj macać, obcałowywać i po prostu bzykać w przerwie między pracą...- Mruknęła z rozbawieniem, puszczając mu oczko. - Ja zdążyłam już do tego przywyknąć. A Ty? Szybko o tym zapomnisz. Najlepiej zastąp dane obrazy, własnymi wspomnieniami. Co, jak co, ale Tobie nie trudno znaleźć jakąś chętną pannę, Wilson. - Stwierdziła, zatrzymując swe spojrzenie na teczce, która była tym, czego oboje szukali. - Znalazłeś ją? Świetnie! A teraz chodź, zanim ktoś naprawdę zainteresuje się moją nieobecnością. - Dodała, po czym ostrożnie otworzyła drzwi od archiwum, nieznacznie wychylając się, aby zobaczyć czy jest na tyle czysto, żeby John mógł bez trudu opuścić komisariat.
- Droga wolna, zmykaj stąd. Proszę Cię tylko o to, byś przejrzał je jak najszybciej. Nie mam już zbyt wiele czasu... - Choć zabrzmiało to groźnie, taka była w rzeczywistości prawda. Ktoś ewidentnie czyhał na życie Pani detektyw i oboje czym prędzej, musieli rozwikłać owa zagadkę, zanim Ethel zapłaci za swoją dociekliwość własnym życiem...

zt. x2
<style> @import url('https://fonts.googleapis.com/css?family=Abel|Arizonia'); .foralba59 {border-spacing: 1.5mm; width: 230px; margin-top: 20px; margin-bottom: 20px;}.foralba59 td:first-child {vertical-align: bottom;}.foralba59 td {vertical-align: top;}.wielka59d {position: relative; width: 120px; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555;}.wielka59c {position: relative; width: 120px; font-family: arizonia; font-size: 23px; line-height: 15px; color: #995555; text-align: right; text-shadow: 1px 1px 0px rgba(221,204,187,0.3); margin-bottom: 5px;}.mruczanka59a {width: 75px; font-family: abel; font-size: 7px; line-height: 10px; color: rgba(0,0,0,0.9); text-align: left; text-transform: uppercase; border: solid 1px #995555; box-shadow: 3px 3px 0px #995555; padding: 5px;}.mru59 {color: grey; font-size: 6px; line-height: 10px; text-decoration: none; opacity: 0.8;}</style><center><table class="foralba59"><tr><td><div class="wielka59c">Ethel Farrow</div><img class="wielka59d" src="https://i.ibb.co/12WQs5Y/received-20904 ... d><td><div class="mruczanka59a">Then I heard your heart beating, you were in the darkness too, so I stayed in the darkness with you...</div><a href="https://armia-mruczanki.tumblr.com" class="mru59"></a></td></tr></table></center>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Niezapowiedziane wizyty i szeroko pojęte niespodzianki nie były jej najmocniejszą stroną. Tak samo niepasująca do Charlotte Hughes wydawała się dzisiejsza wizyta w Departamencie Policji. Od momentu porzucenia stanowiska agentki FBI Lottie nie angażowała się w wiele spraw. Po cichu żałowała, że dobrze - jakkolwiek okropnie i brutalnie to nie brzmiało - zapowiadające się śledztwo prowadzone na boku z Dustinem nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, ale jednocześnie uznała to za znak, że być może nie powinna była się mieszać; że skoro zamknęła ten konkretny rozdział swojego życia, to nie należało do niego wracać tylko dlatego, że wśród pieluch i pluszaków zaczynało brakować jej niegdyś odczuwanego dreszczyku emocji.
Nie żałowała niczego, ale siedzenie w domu i tak długi odpoczynek nie były czymś, z czym czuła się komfortowo, dlatego swoje samopoczucie postanowiła ratować w raczej niekonwencjonalny sposób.
Przekraczając próg budynku, zatrzymała się w ogromnym, przestrzennym holu. Na jeden z murków odłożyła podstawkę, w której otwory wciśnięte były dwa kubki z kawą. Potrzebowała dłuższej chwili, by uporać się z kocykami i ubrankami, którymi szczelnie owinięta była Zoey. Pogoda nie rozpieszczała - jak przystało na tę porę roku - ale Charlotte nie umiała odmówić córce nawet krótkiej wizyty na świeżym powietrzu, stąd też decyzja o tym, by u znajomego pojawić się ze swoją pociechą. To miała być nie tylko koleżeńska pogawędka, ale również oficjalne zapoznanie tych dwóch pozornie zupełnie niepasujących do siebie stron.
Do archiwum skierowała ją jedna z mijanych znajomych po fachu, choć i to spotkanie nie obyło się bez krótkiego streszczenia ostatnich miesięcy, przede wszystkim w odniesieniu do spraw związanych bezpośrednio z Zoey, która na kobietę spoglądała z nieskrywanym zaciekawieniem.
Równie ciekawsko rozglądała się po archiwum, do którego Charlotte weszła niepewnie, uważnie obserwując całe otoczenie.
- Nie chowaj się, McCoy. Powiedzieli mi, że tu jesteś - zakpiła, pozwalając sobie na zawadiacki uśmiech, kiedy jej oczom ukazała się znajoma sylwetka jednego z policjantów. - Przemyciłam - wyjaśniła, wyciągając w jego kierunku podstawkę, aby mógł poczęstować się jedną z kaw. Nie miała pojęcia, jakie były jego upodobania w tym względzie, dlatego też wybrała prostą klasykę z dodatkiem mleka i cukru, uznając to za rozwiązanie najbardziej uniwersalne.
- Nie przeszkadzamy? - dopytała, zerkając na Zoey, która swoje roziskrzone spojrzenie skupiła na twarzy mężczyzny dużo dłużej niż zrobiła to jej mama.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#10

Znasz ten moment, kiedy po ciężkim dniu możesz wziąć orzeźwiający prysznic i w końcu kładziesz się w swoim łóżku, owijasz się ciepłą kołdrą i uciekasz w świat marzeń sennych? Twój organizm odpoczywa, twoje myśli odpoczywają, a rano budzisz się całkowicie naładowany nową energią. Niestety Williamowi w ostatnim czasie nie było dane zaznać potrzebującej ilości snu, tym bardziej, gdy znaleziono kolejne ciało na obrzeżach miasta. Nie spodziewał się, że tak rozpocznie się właśnie jego weekend. Chociaż w jego zawodzie weekendy tak w gruncie rzeczy nie istniały. Od czasu do czasu mógł jedynie pochwalić się dniem wolnym, jeżeli akurat nie był skupiony na jakiejś sprawie. Bo nawet gdy wracał do domu, nawet gdy akta leżały na biurku z dala od niego, jego umysł wciąż krążył wokół kawałków układanki, którą starał się złożyć w całość. Nie każda sprawa potrafiła mu tak zawrócić w głowie, przecież ciągle się czymś zajmował, ale tym razem trafił na coś naprawdę trudnego do rozwiązania.
Na tyle nie dawało mu to spokoju, że dzisiejszego dnia nie wychodził nawet na chwilę z policyjnego archiwum, byleby znaleźć kolejny element układanki. Nie za specjalnie lubił to pomieszczenie, a co dopiero bycie zasypanym przez setki starych dokumentacji i przeglądanie tych zamkniętych oraz zawieszonych spraw. Czuł jednak, że właśnie tu znajdzie jakieś odpowiedzi, albo chociaż powiązania z jego obecnie prowadzoną sprawą. Był na tyle zajęty, że z początku nie zauważył obecności swojej znajomej w tym miejscu, dopiero jej słowa przywróciły mu pełną świadomość.
- Gdybym chciał się schować to znalazłbym lepsze miejsce. - Odparł, pojawiąc się wówczas przy dziewczynie. Nie spodziewał się jej towarzystwa, ani tym bardziej jej córki i choć w dodatku nie prezentował się teraz zbyt dobrze, tak cieszył się z widoku ich twarzy. - Dzięki, potrzebowałem tego. - Wziął od niej kawę i od razu upił kilka łykow. Według zasad nie można było wnosić tu jedzenia oraz picia ze względu na te wszystkie dowody oraz dokumenty, ale nie za bardzo się tym przejmował. Nie straci przecież przez to pracy, a on w tej chwili bardzo potrzebował dodatkowego zastrzyku energii. - Jasne, że nie. Siedzę tu od rana, więc przyda mi się chwila przerwy. - Posłał w stronę Charlotte przyjazny usmieszek, a potem skupił swoją cała uwagę na Zoey. Od kilku tygodni był tak zajęty pracą i rodziną, że nie miał nawet okazji spytać się znajomej jak czuje się po porodzie, ale jak widać obie miały się teraz bardzo dobrze.
- Jest podobna do Ciebie. - Stwierdził i w tym samym czasie pomachał dziewczynce, licząc, że na jego widok nie zacznie nagle płakać, bo z małymi dziećmi wszystko jest możliwe. - Przyszłaś, bo tak bardzo brakuje Ci pracy, czy dlatego, że się za mną stęskniłaś? - Oczywiście Zapytał w żartach, nie za bardzo chcąc znać odpowiedz na to pytanie, o ile nie chodziło o tą drugą opcję.
Ostatnio zmieniony 2021-12-28, 18:12 przez William McCoy, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Pozostawanie w pracy po godzinach nie było dla Charlotte zjawiskiem jakkolwiek nowym czy zaskakującym. Już na samym początku swojej policyjnej kariery wyrobiła w sobie brzydki - czyżby? - nawyk zbytniego angażowania się w sprawy, które równie dobrze można było upchnąć w konkretnych ramach czasowych. Nocne studiowanie dokumentów czy nie do końca zgodne z etyką zawodową zabieranie ich do domu - to i dużo więcej nie było dla niej niczym obcym, dlatego zaskoczenie było ostatnim uczuciem, jakie mogło ją w tej chwili dopaść.
Dużo większe niezrozumienie wykazywała względem niespodziewanego wyjazdu Dustina oraz tego, jak wiele niezamkniętych spraw za sobą zostawił. Oczywistym było, że najczęściej sen z powiek spędzała jej ta jedna, z którą zwrócił się do niej po pomoc, ale to wciąż nie wyjaśniało postępowania mężczyzny.
- Masz tu jakieś kryjówki? - zagaiła, unosząc brew. Nigdy nie posądziłaby go o obawy przed konfrontacją ze współpracownikami, ale zarazem zdawała sobie sprawę z tego, jak silne bywało pragnienie spokoju - szczególnie w chwili, gdy nie miało się go ani przez moment. Świąteczny czas w wielkim mieście wcale nie ułatwiał sprawy, bo zło nie spało i nie organizowało prezentów.
- Wciąż szukasz jakichś poszlak w sprawie tego dzieciaka? - mruknęła, rozglądając się po najbliższym otoczeniu. Znajdujące się nieopodal biurko wraz z krzesłem bardzo szybko stało się głównym celem jej krótkiego spaceru po ogromnym pomieszczeniu. Czas spędzony w mieście i Zoey trzymana na rękach dawały się jej we znaki, toteż Charlotte bardzo ochoczo zajęła wolne miejsce, dając swoim nogom chwilę odpoczynku. - Są jakieś nowe wieści? - dodała po krótkiej pauzie, niekoniecznie przejmując się tym, że od kilku miesięcy zwyczajnie nie była upoważniona do pozyskiwania tego typu informacji. Z drugiej jednak strony miejscowi policjanci i agenci FBI bardzo chętnie się z nią takowymi dzielili, co ona skrupulatnie wykorzystywała, nawet jeżeli jedynie do własnych celów i zaspokojenia zawodowej ciekawości, której resztki wciąż się w niej tliły.
- Tak? Okrężną drogą chcesz mi powiedzieć, że jestem śliczna? - rzuciła z zawadiackim uśmiechem, zaraz potem skupiając spojrzenie na twarzy Zoey, która swój własny wzrok zatrzymała na wysokości sylwetki mężczyzny. Wpatrywała się w niego z uwagą, ale bez obawy. Właściwie Lottie stwierdziłaby, że buzia jej córki była dziwnie rozpromieniona, co blondynka brała za dobry znak dla tej świeżej znajomości. - Zachowuję się już jak typowa, zakochana w swoim dziecku matka? - zapytała dla pewności, dopiero po chwili orientując się, jak kiepsko musiały zabrzmieć jej poprzednie słowa. Nic jednak nie mogła poradzić na to, że uważała Gię za najpiękniejszą dziewczynkę na świecie, nawet jeżeli ta wielokrotnie zdążyła udowodnić, że jej niewinny wygląd niewiele miał wspólnego z charakterem.
- Jak dużym strzałem w kolano będzie stwierdzenie, że ani jedno, ani drugie? - odparła z typową dla siebie przekorą, zaraz potem robiąc łyka kawy. - Dustin kontaktował się z tobą przed wyjazdem? - dodała dużo poważniej, tym samym poniekąd zdradzając powód swojej wizyty.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Każdy kto pracował w policji doskonale rozumiał sytuację Williama. W tym zawodzie nie można liczyć na dłuższą chwilę spokoju, gdy przychodzi mierzyć się z różnymi, pochłaniającym czas, ciężkimi do rozwiązania sprawami. Można wziąć urlop, ale co z tego, gdy myślami jest się wtedy zupełnie gdzieś indziej, szczególnie kiedy wszystkiego nie zakończyło się przed odhaczeniem wolnych dni w kalendarzu. W jego przypadku tylko ich przybywało i napewno uzbierał już kilka miesięcy, które mógłby spędzić poza miastem, jednak nie spieszyło mu się wcale do ich wykorzystania. Nikt w jego rodzinie nie planował ślubu, nie miał kobiety, z którą udałby się w romantyczną podróż, a jedyny kumpel, z którym mógłby się gdzieś wybrać właśnie zostawił go samego. W sumie gdyby nie Dustin i ta przeklęta koperta, którą mu wysłał to nie siedziałby w tym archiwum od kilkunastu godzin.
- Jedną napewno. Czasem trzeba się gdzieś ukryć przed wkurzonym komendantem. - Żeby na chwilę odetchnąć też, ale o tym z pewnością już pomyślała. Komisariat nie był tak wielkim miejscem, jednak Will znał tu jedno lub dwa miejsca, do których mało kto zaglądał i można było w nich móc na spokojnie się wypłakać, gdyby ktoś tego potrzebował zdala od wścibskich oczu. W jego przypadku bardziej chodziło o ochłonięcie, gdy gromadziło się w nim dużo gniewu lub szukał go ktoś z kim nie miał wtedy ochoty rozmawiać. Nie zamierzał zdradzać dziewczynie tych tajemniczych pomieszczeń, bo już wtedy nie będą tak dobrymi kryjówkami, dlatego informacje o nich postanowił zachować dla siebie.
- Tego, wcześniejszych dzieciaków, jak i nowej, znalezionej w weekend. - Mruknął smętnie, nie chcąc z początku wdawać się w szczegóły sprawy związanej z kolejnym ciałem, które znaleźli. Tym razem ciałem małej dziewczynki, która niczego złego nie zrobiła, a odebrano jej możliwość przeżycia jeszcze tak długiego życia. Było mu ciężko widzieć to na własne oczy, a co dopiero coś powiedzieć, tym bardziej gdy w archiwum znajdowała się mała Zoey. - Tym razem mamy narzędzie, którym dokonano zbrodni, ale bez odcisków. Jest też świadek, który nie zbyt bardzo jest pomocny. - Nie powinien jej o tym mówić, lecz ufał jej na tyle, że mógł się czymś podzielić. Tym bardziej, że jego najlepszy przyjaciel już wcześniej zdołał ją w to śledztwo wprowadzić, o czym Will został poinformowany jakiś czas temu.
- Tego nie powiedziałem, ale za to podoba mi się twoja pewność siebie, Hughes. - Skrzyżował swoje ręce przy piersi i uśmiechnął się w jej stronę półgębkiem. Charlotte jest atrakcyjną kobietą, tego nie dało się ukryć i pewnie nie tylko na niego działało jej piękno, lecz nie musiała usłyszeć tego z jego ust. Jeszcze wpadłaby w samozachwyt lub miałaby temat do droczenia się z nim, a tego wolałby uniknąć, z tego powodu wiele myśli zachowywał tylko dla siebie. - Nie jest to jeszcze, aż tak bardzo widoczne, ale tak. Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. - Prawie każda matka bardzo kocha swoje dziecko i jest to normalna rzecz, bo w końcu to z ich łona wyszła tak krucha istota, którą musiały teraz obdarzyć dużą dozą miłości oraz bezpieczeństwa. William, gdyby miał swoją pociechę pewnie też zachowywałby się zupełnie inaczej niż do tej pory, ale na ten moment nie było mu dane znalezienia kobiety, z jaką mógłby założyć większą rodzinę.
- W takim razie, po prostu byłaś w pobliżu i stwierdziłaś, że przyda mi się kawa? - Zapytał, patrząc to na dziewczyne, to na jej uroczą córeczkę, która chyba nawet się uśmiechnęła, gdy w pewnym momencie uraczył ją głupią miną. Lubił dzieci i w ogóle nie przeszkadzała mu tu obecność malca. - Powiedział mi, że mam się o Ciebie troszczyć i pilnować żebyś nie zrobiła nic głupiego. Albo o tym drugim mówił o mnie. - Podrapał się po policzku i zrobił taką minę jakby się nad tym dłużej zastanawiał, ale oczywiście tylko sobie żartował. - Tak na poważnie, to wysłał mi dokumenty sprawy, którą prowadził. Jak się okazuje jest podobna do mojej i kompletnie mi się to nie podoba. Mogę potrzymać małą, a ty przyjrzysz się temu co leży na stoliku.- Zaproponowal. W dokumentach były głównie informacje dotyczących dzieciaków, ich tożsamości, wieku i tego w jaki sposób zostały zamordowane. Większość zginęła od ran ciętych, Jessy - 9letnia dziewczynka znaleziona w parku również i tym razem zostawiono nóż przy ciele.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kąciki ust Charlotte raz jeszcze uniosły się w zaczepnym uśmiechu, a spojrzenie krzyczące serio?! dawało raczej dosadny obraz braku wiary w zapewnienia Willa. Hughes dużo odważniej założyłaby bowiem, że nie ukrywał się przed przełożonym, a przed jakąś wściekłą, rozżaloną kobietą. Celowo jednak darowała sobie tę jedną uszczypliwość, uznając, że mężczyzna tego dnia jeszcze na takową nie zasłużył. Koniec końców bowiem każde kolejne spotkanie utwierdzało ją w przekonaniu, że nie był tak do końca zły. Ani myślała jednak o tym, by tego rodzaju komplementem uraczyć go na głos, wszak wtedy jego ego mogłoby sięgnąć poziomu, którego ona zwyczajnie doświadczać nie chciała.
- Podpadłeś mu? - zagaiła zamiast tego, nie kryjąc i tym razem autentycznego zaciekawienia związanego z potencjalną odpowiedzią. Doskonale znała tematy takie jak trudny przełożony czy brak dobrej współpracy, choć z perspektywy czasu i minionych miesięcy prawdopodobnie nie miała już większego prawa do tego, by się wypowiadać.
- Kolejne dziecko? - mruknęła, chcąc upewnić się, że łączyła wątki w odpowiedni sposób. Mimowolnie zerknęła na trzymaną w ramionach Zoey, na czole której wsparła swoje usta i złożyła krótki pocałunek. Zbrodnie na dzieciach dotychczas postrzegała jako niesprawiedliwe okrucieństwo i największe na świecie barbarzyństwo, jednak to dopiero świadomość posiadania własnego pozwoliła lepiej wczuć się w sytuację pogrążonych w żałobie rodziców. Nie wyobrażała sobie ani ich bólu, ani strachu, ani nieustannie wystawianych na próbę nadziei. - To dziwne. Dustin przed wyjazdem zajmował się podobną sprawą. Ja przed kilkoma laty również - wyjaśniła, tym samym uwzględniając w swoich słowach niewypowiedziane na głos pytanie dotyczące tego, czy istniała minimalna szansa, że te trzy kwestie były ze sobą jakkolwiek połączone i czy William zdążył to skonsultować ze swoim przyjacielem.
- Podobno macierzyństwo tak działa - skwitowała, wzruszając ramionami, choć sama nie dawała wiary temu stwierdzeniu. Właściwie nie zastanawiała się nad tym, jak na jej charakter i zachowanie wpłynął fakt posiadania dziecka. Na pewno była ostrożniejsza, musiała mieć oczy dookoła głowy i wciąż obawiała się o to, czy wszystko wykonywała prawidłowo. Czy była pewniejsza siebie i swoich zalet? Nie miała pojęcia.
- Mniej więcej - odparła, mrużąc oczy. Przedstawiona przez Williama perspektywa jawiła się jako mało prawdopodobna, ale Lottie nie zamierzała na siłę wyprowadzać go z błędu. Okazało się bowiem, że wzajemne zaczepki niosły ze sobą naprawdę wiele frajdy. - Dustin jak zwykle jest dżentelmenem. W przeciwieństwie do ciebie - dodała przez śmiech, ostatecznie jednak uznając jego słowa za całkiem miłe i urocze - o ile takowe sformułowania w ogóle pasowały do osoby stojącego nieopodal niej mężczyzny. McCoy do tej pory kojarzył się jej raczej z gburowatym podejściem do ludzi i świata.
- Chcesz... - zaczęła, zerkając na Willa co najmniej tak, jak gdyby właśnie przyleciał z kosmosu - potrzymać moje dziecko? - Zmarszczyła nos w typowy dla siebie sposób i z niemałym grymasem oddała mu Zoey. Nie zdarzało się to za często, wszak dostęp do Gii miały jedynie osoby z najbliższego otoczenia Charlotte i Blake'a, dlatego upłynęła dłuższa chwila nim Lottie skupiła wzrok na papierach, a nie swojej córce.
- Do tej pory ani razu nie pojawiło się narzędzie zbrodni. Wątpię, że to przypadek i nagłe roztargnienie mordercy - burknęła po pierwszej, bardzo pobieżnej analizie dokumentów.

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Police Department”