WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/564x/13/46/cd/1346 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

kilka dni po przyjęciu zaręczynowym + outfit

Herondale od czterech dni nie chodziła zupełnie do pracy, nawet nie przejmując się, że mogą ją wywalić. Właściwie to było jej całkowicie wszystko jedno w tym momencie, bo Jacksona od czterech dni nie było w domu i nikt, włącznie z jego rodzeństwem nie chciał jej udzielić informacji. Ich cudowne przyjęcie zaręczynowe skończyło się wielką dramą i przyszłego pana młodego aresztowała policja. Alex natomiast nadal leżał w szpitalu bo został brutalnie pobity. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to nie mógł być przypadek i przez to drżała o Russella jeszcze bardziej. Kiedy w końcu jednak dostała telefon, że może jechać do aresztu się z nim spotkać, zrobiła to bez najmniejszego zastanowienia. Dzieciaki zostawiła pod opieką Marii i pojechała. Na miejscu czuła się jak trędowata. Wszyscy patrzyli na nią, jakby była współwinna tego, że Jackson posiadał narkotyki. Ba! Jakby sama je brała! Plus każdy się domyślał, że mężczyzna nie do końca legalnie zarabia więc... niemniej, posadzili ją przy jakimś niezbyt przyjemnym stoliku, gdzie miała na ukochanego czekać. Do końca zeskubała hybrydę z paznokci z nerwów, gdy wtedy wszedł on i Sarah od razu poderwała się z miejsca.
– Kurwa, Jack – wymamrotała, choć rzadko zdarzało jej się przeklinać w miejscach publicznych. Naprawdę w dupie miała czy ktokolwiek jej zabroni się przytulić – po prostu rzuciła mu się na szyję i nie obchodziły jej jakiekolwiek sprzeciwy policjantów którzy go wprowadzili. Krótko mówiąc, jebać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatnie dni, mówiąc delikatnie, nie były dla Jacksona przyjemne. Nie miał zielonego pojęcia, kto go sypnął, nie miał też pojęcia o Alexie. Jedyne, co udało się ogarnąć Octavii, to nieco zmniejszony rygor aresztu, do którego trafił. Oczywiście, rozmawiał też z pełnoprawnym adwokatem, ale nie mógł skontaktować się z nikim innym – z żadnym członkiem rodziny, z Sarah… Tylko i wyłącznie adwokat. Dopiero po kilku dniach udało się załatwić odwiedziny i właśnie wtedy kobieta dostała cynk, że droga wolna i może podjechać na komisariat.
Kiedy tylko zobaczył blondynkę, uśmiechnął się delikatnie i mocno ją przytulił do siebie, nie zważając na policjantów, którzy ostatecznie odpuścili. Zresztą, panowie pewnie wyszli i przez szybę ich obserwowano, poza tym pomieszczenie było naszpikowane kamerami, jednak dzięki znajomościom, Jack wiedział doskonale, że dzisiaj kamery i mikrofony były wyłączone, specjalnie dzięki tej wizycie.
– Hej, Sarah – powiedział, jeszcze składając na jej ustach czuły pocałunek i w końcu się odsuwając. Uśmiechnął się, bo naprawdę dobrze było ją widzieć. – Od razu mówię, te narkotyki nie były moje, S. Coś się dzieje i ktoś ewidentnie chce się mnie pozbyć. Co z Alexem? Wszystko u niego w porządku? – uniósł brwi, bo pewnie Octavia nic nie wiedziała, a Jackson nie mógł się powstrzymać przed dość pesymistycznymi myślami. Odetchnął mimowolnie.
– I jak się trzymają dzieciaki? Zobaczenie jak mnie zwijają w kajdankach nie mogło być dla nich przyjemne – zacisnął usta, czując się najzwyczajniej w świecie upokorzony przed dziećmi oraz swoimi gośćmi. Przecież on się dragami nie zajmował, no.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przestraszyła się trochę tej sytuacji w sumie. Mieli wznosić zaręczynowy toast i nagle wpadła policja, właściwie to pewnie nawet czarni, zmuszając gości niemal do położenia się na ziemi, a potem zaczęli go skuwać. Kurwa, to nie było to, jak powinna wyglądać ta impreza. Nic w ich życiu nie powinno tak wyglądać i w tamtym momencie Sarah była jedynie zmartwiona, ale gdy dowiedziała się o narkotykach, była na Jacksona po prostu wściekła i ogromnie nim zawiedziona. Zajęła powoli miejsce na krześle naprzeciwko mężczyzny. Nie wiem czy miał dłonie zakute w kajdanki, ale tak czy siak położyła swoje dłonie na jego, choć wielkość jej łapek zdecydowanie przeszkadzała w zakryciu jego ogromnych. Odetchnęła.
– To skąd się tam wzięły, J? – chciała, naprawdę chciała mu wierzyć, ale wydawało jej się to strasznie podejrzane. – Mówiłeś, że nie będziesz się personalnie w cokolwiek mieszać i kilka dni później znajdują u Ciebie w biurku worek ćpania? – pokręciła w tym momencie głową i jakoś mimowolnie odsunęła dłonie od niego i ponownie nerwowo skubała paznokcie. Skrzywiła się gdy zapytał Alexa, bo teoretycznie wszyscy mówili, że nie powinna go informowac, ale źle by się z tym czuła.
– Ktoś go pobił, gdy wsiadał do auta. Nie ma podejrzanych ani nic. Alex nic nie pamięta... – przygryzła dolną wargę, próbując się nie rozpłakać, bo była po prostu przemęczona ostatnimi dniami. – Teraz się o nich martwisz? Może następnym razem będziesz lepiej ukrywał swoje rzeczy. Całe szczęście, że nie trzymałeś tego w domu – niemal wysyczała te słowa wychylając się w jego kierunku. To i tak nie wiele zmieniło. Cały dom został niemal rozwalony, bo wywalili wszystko z każdej kąta w poszukiwaniu większej ilości. Schowała twarz w dłonie. Nie była na to przygotowana i dopiero teraz zrozumiała, że to może być jedynie początek ich wspólnego życia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawet po sposobie aresztowania, Jackson doskonale wiedział, że coś jest nie tak. Nie bał się jednak szczególnie konsekwencji. Jasne, wszystko się przeciągało, a narkotyki znaleziono w jego biurze, ale jednocześnie z pewnością ktoś musiał ogarnąć kamery przed wejściem, musieli też zauważyć, jakieś nieprawidłowości i manipulacje. Jackson nie zajmował się narkotykami, na paczkach też nie było jego dna. Spojrzał na kobietę i wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Obstawiam, że ktoś je podrzucił. Nigdy nie zajmowałem się narkotykami – wzruszył ramionami, bo taka była prawda. – Nie ładuje się w nic personalnie, a już na pewno nie w tego typu sprawy, S. Ktoś ewidentnie mnie wrabia i zamierzam się dowiedzieć, kto – powiedział, biorąc jej dłonie w swoje i patrząc na nią z wyraźnym szokiem, gdy powiedziała o pobiciu Alexandra. Nie podejrzewał, że cokolwiek stało się jemu. To znaczy podejrzewał, ale bardziej obstawiał jakąś nielegalną broń niż pobicie. – Nie wydaje ci się to dziwne? Mnie aresztuje policja, on zostaje pobity… Coś tu śmierdzi, S – powiedział spokojnie, próbując wszystko sobie pukładać. Odetchnął ciężko, gdy wróciła do tematu narkotyków.
– To nie ja, musisz mi uwierzyć, Sarah. Wiem, co robię i to nie jest to – powiedział z naciskiem, bo przecież nie powie na komisariacie policji, że handluje bronią. Może i kamery były wyłączone, ale mimo wszystko z oczywistych względów nie mógł takich rzeczy wypowiedzieć na głos. – Wiesz, że zawsze się o nich martwię. Martwię się też o ciebie, skarbie – powiedział cicho, patrząc na nią z wyraźną troską.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No ona też wiedziała, że coś jest nie tak, niech on sobie wyobrazi! Wszystko jest nie tak gdy antyterroryści wpadają Ci do domu i najpierw zabierają z domu właściciela, a potem ów dom demolują na oczach dwójki przerażonych dzieci. Chcieli też deportować Marię, ale Sarah zrobiła jazdę i kazała wszystkim wypierdalać. To tyle jeśli chodzi o jej bycie oazą.
– Nie wiem, po prostu nie wiem – powiedziała całkowicie szczerze. Nawet mimo jego zapewnień, nie była zbytnio pewna czy przypadkiem czegoś nie ukrywał. Nie siedziała z nim ciągle, nie obserwowała go podczas pracy, ona... była po prostu zagubiona, mimo że teoretycznie powinna pewne rzeczy zakładać wiedząc czym Jackson się zajmował. – Zapomnij. Masz nie szukać, nie kombinować, po prostu masz być jebanym, przykładnym obywatelem, okej? Adwokat ma załatwić Ci wyjście za kaucją, może nawet dzisiaj. Jedziesz grzecznie do domu i nigdy więcej nie robisz nic co nielegalne – ostatnie zdanie powiedziała szeptem, jakby nie chcąc żeby ktokolwiek mógł usłyszeć. Wiedziała, że to pobożne życzenie i Russell na pewno tego nie spełni, ale powinien znać jej zdanie. – Wydaje. Ale macie obaj odpuścić. Gdybyś zobaczył Alexa... – patrzyła na niego ze złością i rozpaczą jednocześnie. Pewnie obie z Meg jechały na jakichś antydepresantach żeby całkiem nie oszaleć w obecnej sytuacji. Wzięła głębszy oddech, próbując zachować spokój.
– Na ich oczach wywalali wszystko z szafek. Śpimy wszyscy w jednym pokoju bo dzieciaki panikują. – lekki szloch targnął jej głosem. Na całe szczęście łóżko w głownej sypialni było gigantyczne ale nadal ciężko się spało siostrom z czwórką dzieci w jednym łóżku. Chociaż gdy miała wszystkie dzieciaki obok to czuła się odrobinę spokojniejsza, nawet mimo tego, że cały dom ciągle ktoś patrolował i nie chodziło tylko i wyłącznie o policję. Abel z pewnością zadbał o najmniejszy szczegół.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jacksonowi to wszystko się nie składało do kupy. Nie miał pojęcia, kto mógł się jeszcze zajmować nielegalnymi biznesami. Oprócz niego, Alexa i jeszcze jednego faceta, którego Jolka jeszcze nie nazwała, nie było nikogo. Oni przejęli praktycznie cały rynek, a komuś ewidentnie się to nie spodobało. Jackson był od broni. Alex od narkotyków. Były jeszcze inne gałęzie, to jasne, ale tutaj ktoś sobie pojebał ewidentnie fakty i chyba to Alexowi powinni ogarnąć prochy, a jemu pobicie. Nie, żeby zazdrościł przyjacielowi.
– Skarbie, to nie jest takie proste. Jeśli ktoś chce nas wygryźć, to nie przestanie, dopóki tego nie zrobi. Musimy dotrzeć do źródła problemu. Z takich interesów się nie rezygnuje, bo to bardziej niebezpieczne, uwierz mi. Ale nie zrobię niczego, co by naraziło ciebie albo dzieci na stres, albo większe niebezpieczeństwo. Adwokaci już nad tym pracują. Octavia mówi, że najwyżej dwa dni i będę w domu – powiedział spokojnie, patrząc jej w oczy. – Musisz być dzielna. Dla dzieciaków i dla mnie, w porządku? – objął czule dłonią jej twarz, bo serce mu się trochę łamało, gdy widział ją w takim stanie. Odetchnął głęboko.
– Musiało być z nim źle… To było ostrzeżenie – powiedział, zastanawiając się intensywnie nad tym, kto mógł być na tyle pojebany, żeby z nimi zadzierać… Cóż, jedno było pewne. Na sto procent musieli się zastanowić, jaki będzie ich następny ruch, żeby się nie jebnąć. – Dojdziemy do tego, kto to zrobił, skarbie – powiedział kojąco i odetchnął mimowolnie. – Wiadomo, kiedy Alex wyjdzie ze szpitala? – uniósł brwi i spojrzał jej w oczy.
– To musi być dla was ciężkie, ale dzieciaki się uspokoją, kiedy wrócę. Wszystko będzie w porządku. Wszystko wróci do normy – obiecał jej, delikatnie zaciskając dłoń na jej dłoniach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli chciał, żeby ktoś go pobił, to Sarah mogła to zrobić od ręki, teraz. Bo jak słuchała jego słów, to miała ochotę się na niego naprawdę rzucić. Ona mówi, że ma się wycofać, a on będzie prawił jej morały, że to niebezpieczne? Rozejrzała się po pokoju i widziała lustro weneckie, więc odchrząknęła próbując zachować klasę.
– Nigdy więcej nie chcę słyszeć nic związanego z Twoją pracą. Gabinet przerobimy na siłownie. – powiedziała poważnie, bardzo walcząc ze sobą żeby nie krzyczeć ani nie powiedzieć nic nie miłego. – Nie ja się liczę w tym wszystkim Jackson, tylko twoje cholerne dzieci, które płaczą po nocach bo źli panowie zabrali tatusia. Tylko kurwa nie wiedzą, że to tatuś jest zły, a nie panowie policjanci – wymierzyła w niego palcem mówiąc te słowa i choć wiedziała, że nie była to najlepsza forma wsparcia, to musiała się wyżyć emocjonalnie za te kilka dni cholernego stresu i cierpienia. Sarah nie była jakąś wielką fanką policji, ale z pewnością nie była też przeciwniczką. Trochę Russell sobie sam zasłużył na tą sytuację. Odrobinę się uspokoiła gdy ujął jej twarz w dłonie. – Jestem, ale nie chcę tak żyć, Jack – przymknęła powieki, bo z ataku złości przechodziła w rozpacz. Strasznie się rozchwiała emocjonalnie z tego całego stresu. I wstydu.
– Było. Megan dotarła na miejsce na jakąś godzinę przed Twoim aresztowaniem. Wszystko się niemal poryło – uchyliła powieki, by spojrzeć w jego zielonkawe oczy. Wiedziała, że obaj panowie dołożą wszelkich starań żeby winowajców znaleźć, ale to chyba martwiła ją w tym wszystkim najbardziej chociaż... nie miała świadomości, do czego są zdolni. Nadal uważała ich za słodkich i uroczych facetów. Naiwna. – Po jutrze najpóźniej – westchnęła ciężko. Nie skomentowała słów w których jej cokolwiek obiecywał, bo wolała się nie zawieść potem. Zrobiło jej się z tego wszystkiego za to cholernie niedobrze, że aż wyrwała mu rękę i musiała zasłonić sobie usta, bo miała wrażenie że zaraz zwróci całe śniadanie które wepchnęła w nią Maria. Złapała stojącą na stoliku butelkę – bo zakładam że jakaś była, ok – i złapała kilka solidnych łyków, żeby przegnać narastającą chęć wymiotów. Za dużo stresu, zdecydowanie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciał, żeby go pobito, ale po prostu te narkotyki nie miały sensu. On się tym nie zajmował, dlatego też albo ktoś się pomylił przy robieniu rozeznania, albo ktoś nie miał zielonego pojęcia, co robił. Odetchnął cicho i wywrócił oczyma, bo coś czuł, że nie tylko ona będzie suszyła głowę jemu, ale i Megan Alexowi, a oni nie mogli tak po prostu tego rzucić.
– Posłuchaj, skarbie. Liczysz się ty i dzieci. Nie jestem zły. Wiesz o tym. Poza tym, moja prca wygląda jak wygląda, ale nikomu nią nie robię krzywdy. Nie bezpośrednio. Zrobię co mogę, żeby to się nigdy nie powtórzyło, ale fakty są takie, że mamy wrogów i zawsze ich będziemy mieli – przyznał, wzdychając mimowolnie. Same nazwiska były już znane w przestępczym światku i niestety nie można było tego wymazać. Tę robotę zaczęli ich ojcowie i chociaż Jackson raczej nie chciał, by jego syn kontynuował to „dzieło”, tak sam nie do końca mógł z tego odejść, ale nie mógł teraz tłumaczyć tego Sarah.
– I nie będziemy. Kiedy wrócę i wszystko się skończy, popłyniemy w rejs. Albo polecimy na Bahamy całą rodziną. Odpoczniemy, poopalamy się. Będzie fantastycznie, obiecuję – uśmiechnął się czule i pocałował ją w czoło. Naprawdę rozumiał, że była zestresowana, ale wiedział, że kobieta da sobie radę, a jego niebawem oczyszczą ze wszystkich zarzutów.
– To dobrze, w takim razie nie jest aż tak tragicznie. Kiedy wyjdę, muszę się z nim spotkać. Muszę z nim omówić kilka spraw. A dzieciaki i wy musicie sobie radzić jeszcze tylko parę dni. Jeśli wyjdę stąd przed Alexem, Meg u nas zostanie, dopóki on nie wyjdzie. Porozmawiaj już teraz z Abem i powiedz, że musi załatwić ochronę też dla domu Clarence’a. Niech będą w gotowości cały czas – poprosił ją jeszcze, bo Abel był najbardziej zaufanym człowiekiem i wiedział, że dobierze Alexowi odpowiednią ochronę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie jestem zły. Wiesz o tym. Czy wiedziała? Nie. Im dalej szli, tym miała wrażenie że mniej wie. Co dowiadywała się albo przyswajała jakąś rzecz, zaraz pojawiała się druga. Nie była już pewna w co powinna wierzyć. Jedyne co wiedziała aktualnie, to to, że go kocha i nie ma ochoty oglądać go nigdy więcej ani w areszcie ani w żadnym innym więzieniu. Po prostu nie.
– No właśnie. Nie bezpośrednio, ale jednak ją robisz, Jackson. – skrzywiła się. Nigdy nie wnikała czy oprócz samego handlu bronią i narkotykami robią coś innego, ale zaczynała mieć wrażenie, że robią więcej niż obie z Megan wiedzą. Spojrzała na niego z widocznym politowaniem gdy mówił o jakimś kolejnym bajecznym wyjeździe. Nagle zaczęła rozumieć. – Za każdym razem gdy coś się stanie będziesz kupował drogie wycieczki i prezenty? Pierdolę te Bahamy. Masz zadbać o to, żeby taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła, bo... – urwała, nie bardzo mogąc wymówić te słowa, tak jakby głos uwiązł w jej gardle. Przełknęła ślinę, mając nadzieję, że nie musi dokańczać wypowiedz. Naprawdę nie miała ochoty na żadne wakacje w tym momencie. Jedyne czego chciała to żeby był bezpieczny. I dzieci. Martwiła się głównie o nie.
– Już rozmawialiśmy – wzruszyła ramionami. – Abe jest u nas cały czas, mega mnie wspiera – uśmiechnęła się kącikami ust na myśl o przyjacielu. Totalnie nie udźwignęłaby tego wszystkiego gdyby nie on. Robił za ostoje i dla niej i jej siostry, a i dzieciaki się z nim dogadywały. Odstawiła butelkę na stół i zmierzyła go wzrokiem.
– Wyglądasz beznadziejnie – powiedziała, z lekkim rozbawieniem i choć pozornie sądziła, że odruch wymiotny zahamowała, to nagle ją rzuciło i w ostatniej chwili złapała za kosz na śmieci do którego wyrzuciła całą zawartość żołądka, ostatkiem sił zabierając włosy sprzed linii strzału :lol:

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bo Jackson wcale nie był zły. Nie robił nikomu krzywdy, handlował bronią, okej, robił lewe interesy, ale w tym momencie naprawdę priorytetem była jego rodzina. Uśmiechnął się nieznacznie do swojej narzeczonej i pokiwał powoli głową.
– Ale nigdy nie robię jej niewinnym, skarbie. Jedynie tym, którzy stwarzają zagrożenie dla mnie czy dla naszej rodziny – wzruszył ramionami. Jak wspominałam, chłopcy mieli wielu wrogów, co w tej branży było raczej nieuniknione. Jasne, trzech mafijnych bogów którzy rządzili Seattle było łakomym kąskiem i na bank znalazłoby się całkiem sporo mężczyzn i gangów, które chciały przejąć teren, a którym nie do końca się to udawało. Dlatego Jack musiał to stłumić w zarodku. Już teraz wiedział, że za to co się wydarzyło, polecą głowy.
- Nie, ale myślę, że zasłużyliśmy na trochę relaksu. Szczególnie ty i dzieciaki po tym, co przeszliście. Nie chodzi o to, że rzucam wycieczką na każdy problem. Ale jesteś w stresie, a relaks na plaży ci się przyda – powiedział, chociaż jego uwadze nie umknęło, że urwała w pół zdania. Co mu miała do zakomunikowania? Uniósł brwi i pewnie spojrzał w oczy blondynki pytająco, oczekując, że będzie kontynuowała, ale tego nie zrobiła.
– Abel to dobry gość i świetny pracownik. Bardzo go doceniam, dlatego proszę, byś mu to przekazała – uśmiechnął się ciepło i chciał znów pogłaskać jej policzek, ale wtedy powiedziała o tym, że wyglada beznadziejnie, a zaraz potem zaczęła wymiotować. Dopadł do niej z troską i westchnął cicho.
- Rozumiem, że nie wygladam najlepiej, ale żebyś zaraz wymiotowała? Czekaj, czekaj…. Czy ty? – uniósł brwi i spuścił wzrok na jej jeszcze płaski brzuch. Czy to możliwe, żeby była w ciąży?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Nie chcę psuć Twojej wizji, ale sam narażasz rodzinę na niebezpieczeństwo i to, że potem ją bronisz niczego nie zmienia – zauważyła, całkiem słusznie zresztą, ale nie miała zbytnio siły na to, żeby dalej roztrząsać ten temat, bo czuła, że jej zdenerwowanie narasta a nie chciała na niego krzyczeć w areszcie. Wystarczająco go sytuacja karała, prawda? Oczywiście, wiedziała że pewne zawody – na przykład taki gangster czy jak to nazwać – posiadały wysoki stopień niebezpieczeństwa, ale aktualnie ta wiedza nie zmieniała niczego i zła była na cały świat. Jego świat.
– Dobrze, pomyślimy nad tym gdy wrócisz już do domu. Niech Max i Hayley zdecydują gdzie chcieliby pojechać – westchnęła ciężko, idąc w końcu na ustępstwo i próbując się już bardziej do niego nie czepiać. Co Sarah chciała powiedzieć gdy urwała? Nie że jest w ciąży. Nie że jej przykro. Bo jeśli sytuacja się powtórzy, to odejdę ale nie dokończyła i może lepiej, bo przecież i tak by nie odeszła. Za głupia i zbyt zakochana była by tak po prostu go zostawić. Skinęła głową na słowa o Abe, a potem już była kwestia wymiotów, więc gdy skończyła a on mówił, machnęła do niego ręką żeby się na chwilę uciszył, a potem zaczęła grzebać w torebce w poszukiwaniu mokrych chusteczek, by jedną z nich otrzeć usta. Ze skrzywieniem odstawiła wiaderko dalej i niemo przeprosiła policjantów za szybą.
– Jeśli myślisz o ciąży, to nie, na pewno nie. Po tygodniu nie byłoby objawów, a wcześniej się zabezpieczaliśmy – wywróciła oczami. Jasne, na pewno im się mogło czasem zdarzyć, że olali zabezpieczenie, ale przecież nie mogła wtedy zajść w ciążę. Miała nadal miesiączki, co prawda inne niż zwykle, ale na pewno nie była w ciąży. To stres, ciągłe jet-lagi bo przecież ciągle gdzieś wyjeżdżali i do tego jeszcze przemęczenie. – Ale pilnuj się, bo jak jestem, to potem Ci urodzę nerwowe dziecko i będzie cię terroryzowało. – pogroziła mu kościstym palcem, oczywiście z rozbawieniem, bo chciała rozluzować atmosferę, ale zaczęła trochę jednak rozkminiać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Nie psujesz mojej wizji, to wszystko po prostu jest cholernie skomplikowane, Sarah – powiedział cicho, spuszczając wzrok i błądząc nim gdzieś po podłodze. Szczerze mówiąc, nie wiedział do końca, jak miał jej wyjaśnić, że odejście z przestępczego świata następuje tylko jedną drogą i ta droga prowadzi przez kostnicę. Jasne, mógłby sfingować własną śmierć, ale było z tym cholernie dużo zachodu i musieliby się wszyscy w pizdu wyprowadzić, a on tego chyba nie chciał.
– W porządku, możesz nawet już ich zagadać, może wtedy będą się trochę mniej bali? Megan, Alex i dzieciaki też mogliby jechać. Wiesz, taki rodzinny wyjazd – uśmiechnął się do Herondale, bo chyba i jej będzie przyjemnie, jeśli Meg będzie razem z nią się opalać i popijać drinki. Sądził, że taki wyjazd im dobrze zrobi, serio. Zintegrowaliby się bardziej rodzinnie i tak dalej. Alex zawsze był dla niego jak brat, no a Meg była dosłownie siostrą Herondale.
– Tak, o tym myślałem. W takim razie musisz przestać się denerwować. Jest w porządku, wszystko się niebawem rozwiąże, obiecuję – ucałował ją jeszcze czule w czoło, a potem wpadli policjanci, zabrali Jacksona, oznajmiając jednocześnie, że czas widzenia się skończył. Jack wtedy wrócił do celi, a po paru dniach wyszedł za kaucją, tak jak przewidywali.


zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/ ranek, po - kiedykolwiek to było - powrocie z Meksyku i wszystkimi wydarzeniami jakie się wtedy działy

Kto by się spodziewał, że Blake Griffith kiedykolwiek jeszcze spędzi noc w celi?
Cóż, kłamstwem byłoby, gdyby stwierdzić, że on nie, skoro od wyjścia z więzienia o zaostrzonym rygorze w lipcu, odwiedził zakład karny raz jeszcze, w listopadzie, bynajmniej nie przez to, że tęsknił.
Nie było to jednorazowym urozmaiceniem; miłą odmianą od zasypiania w wygodnym łóżku, świeżej i pachnącej pościeli, pośród znajomych czterech ścian swojego przytulnego domu, znajdującego się parę mil od komisariatu, na którym - wraz z Travisem i znajomym Lottie - wylądowali. Narkotyki rozprzestrzeniające się po jego organizmie powodowały nie tylko bezsenność (do której zdążył się przyzwyczaić), ale i były poniekąd prowokatorem patowej sytuacji, w jakiej znaleźli się wraz z przyjacielem. Wzburzone złością, negatywne emocje towarzyszyły mu już od spotkania z Rhysem, by na moment - kwadrans czy dwa - odpuścić, kiedy poczuł, że wreszcie może podzielić się swoją wersją z kimś, kto go wysłucha bez oceniania, by dopiero po całej historii ewentualnie wyrzucić, jak wielkim frajerem był. Ulżyło mu; wyrzucił z siebie więcej, niż zwykle, tym bardziej, że mówienie o emocjach i tak głębokiej prywacie nigdy nie wychodziło mu dobrze, by po krótkim: zwijamy się stąd gdzieś indziej? , atmosfera momentalnie zagęściła się (przez jednego jegomościa) do tego stopnia, że przeprosił na chwilę kumpla i skierował się do toalety.
Po wciągnięciu działki, stanowiącej mniej więcej połowę zakupionego towaru, ponownie natknął się na niego. Mężczyznę, którego raz widział w towarzystwie Charlotte - wtedy, kiedy pod wpływem alkoholu prowadził ją do siebie, co niekoniecznie (wtedy z przyzwoitości - jakkolwiek dziwnie to w jego kontekście brzmi - i sympatii) spodobało się Griffithowi, zatem interweniował i odbił blondynkę do siebie.
Cóż za ironia, że i wtedy, i teraz miał przy sobie narkotyki.
Kilka wulgarnych haseł wypowiedzianych pod adresem p r z y j a c i ó ł k i wystarczyło, aby w ruch poszły pięści. Lewy sierpowy, po którym wpadły dwa kolejne - spotykając się ze szczęką, nosem, brwią, nieznajomego-znajomego. Gdzieś między tym wszystkim - nagle, z próbą odsieczy, najprawdopodobniej, bo przestał rejestrować wydarzenia dookoła, jak poczuł lepką ciecz spływającą ze swojej brwi - pojawił się przyjaciel. Doceniał to, ale... chyba nie chciał, aby jeszcze bardziej pakował się w jego problemy. Już wystarczająco tego wieczoru - i nocy - zrzucił ze swoich ramion, na jego barki.
Nie trzeba było długo czekać, aby wkroczyła ochrona, a chwilę po niej policja. Znajomo zimne kajdanki znalazły się na jego nadgarstkach, a on w ferworze wcześniejszych wydarzeń zapomniał co takiego znajdowało się - wciąż - w jego posiadaniu.
Przypomniał sobie później. Na komendzie, gdzie pośród kilku zarzutów, jakie padły pod jego adresem (brutalna napaść, zniszczenie mienia, nie podporządkowanie się poleceniom funkcjonariusza, posiadanie narkotyków), znalazł się i ten, jaki zawierał w sobie biały proszek szczęścia.
- Powiedz prawdę, Travis - poinstruował twardo, pewnym tonem, kiedy gdzieś w tle usłyszał nazwisko przyjaciela, co sugerowało, że to jego czas na złożenie zeznań. Blake był przed nim; wziął na siebie - heh, wreszcie - odpowiedzialność. No, może poza tym, że przyznał otwarcie, że to nie on zaczął burdę, a gość z celi obok (na szczęście nie posadzili ich razem), którego również postanowili przetrzymać do rana.
- To moja wina, a ty znalazłeś się tam w złym czasie z... - Jeszcze gorszym towarzystwem. Popatrzył po sobie; plamy z krwi brudziły jego jasną koszulkę, a rozwalony łuk brwiowy nadal pulsował. Nie miał możliwości umyć ani rąk, ani twarzy, więc domyślał się, że wygląda... przystojniej niż zwykle. Na pewno...
- W międzyczasie spróbuję coś wymyślić - dodał odprowadzając go wzrokiem i na poparcie swoich słów kiwając głową.
Problem w tym, że go tu znali.
I niekoniecznie byli przychylni, aby iść na rękę, albo nawet trzymać się podstawowych praw.
Oparł czoło o zimne kraty i przymknął na parę...naście, dziesiąt... sekund oczy.
- Długo mam jeszcze czekać na możliwość skorzystania z telefonu? - posłał w eter, następnie uchylając powieki.
Kurwa mać.
Ktoś, kto stał na przeciwko niego, bynajmniej nie był policjantem.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nie płacz, idiotko.
Charlotte raz jeszcze zmrużyła ociężałe powieki. Biel sufitu sypialni nie łagodziła zmęczenia, szczególnie że oczy przez całą noc były narażone na nieustanną obecność zbierających się w ich kącikach łez. Sen nadszedł późno i zniknął wraz z rozbrzmiewającym po pomieszczeniu dźwiękiem ustawionego na wczesny poranek budzika. Godzina na cyfrowym wyświetlaczu sugerowała rozpoczęcie dnia - kolejnego, który miał upłynąć pod znakiem zawodowych zobowiązań, kwestii związanych z remontem i miliona przemyśleń, które kłębiły się w kobiecej głowie, ilekroć tylko dopuszczała do siebie świadomość tego, jak bardzo wszystko się spieprzyło.
Wysunęła się spod miękkiej kołdry - dotychczas otulające jej ciało ciepło zniknęło na rzecz chłodu, choć Lottie nie była pewna, czy był to wynik fizycznych doznań, czy może jednak kiepskiego samopoczucia i ciężkości, jaką odczuwała na sercu, ilekroć tylko zerkała w kierunku leżącego na nocnym stoliku telefonu, którego wyświetlacz ucierpiał w spotkaniu z powierzchnią ściany. Nigdy nie twierdziła, że opanowała sztukę panowania nad emocjami.
Wspomnienie wczorajszej wymiany wiadomości najpierw z Blake'm, a potem z Rhysem sprawiło, że żołądek znów wykonał spektakularny obrót, a niedawna chęć zjedzenia porządnego śniadania została wyparta przez pragnienie... przetrwania tego dnia. W jakikolwiek sposób.
Jakim cudem jedna (właściwie kilka) noc zniszczyła wszystko?
Prysznic, filiżanka kawy, spotkanie z mężczyzną, który miał zająć się wymianą parkietu na parterze domu. Tak upłynęły jej pierwsze godziny poranka, a wczesne przedpołudnie wiązało się z wizytą na komisariacie miejscowej policji. Chociaż współpraca w sprawie morderstwa w dokach nie dotyczyła już jej osoby, to jednak Charlotte na własne barki wzięła zadanie, jakim było wprowadzenie w szczegółowe informacje nowego agenta. Od tego dnia to Brennan miał się przejmować bałaganem, jaki panował w szeregach FBI, czego ostatecznym przypieczętowaniem miały być związane ze śledztwem dokumenty.
- Hughes. Byłam umówiona z komendantem - mruknęła, kiedy znalazła się przy jednym z okienek w dyżurce, pokazując siedzącej za szybą policjantce legitymację. Drogę do odpowiedniego gabinetu znała, dlatego bez skrępowania ruszyła w tym kierunku, zatrzymując się w półkroku, gdy jej spojrzenie spotkało się ze wzrokiem... Travisa?
Kilka intensywnych mrugnięć miało przekonać ją, że było to tylko przywidzenie i zemsta oczu za to, jak bardzo w ostatnim czasie je nadwyrężała. On jednak wciąż tam stał. W towarzystwie dwóch mundurowych, wśród których Charlotte rozpoznała dobrego znajomego.
- Bobby! - krzyknęła za jednym z policjantów, gdy ten został nieco z tyłu. Wyglądał na zmęczonego, dlatego Lottie tym bardziej doceniła uśmiech, jakim ją uraczył.
- Co się dzieje? Co on tu robi? - kiwnięciem głowy wskazała na oddalającego się w asyście drugiego funkcjonariusza Travisa.
- To jakiś Twój znajomy? Powinnaś lepiej dobierać sobie kumpli. Ta trójka zrobiła wczoraj niezłą rozróbę.
- Trójka? - powtórzyła za nim głupio, mimowolnie ruszając w tym samym kierunku, co Bob. Na myśl przyszły jej dwa konkretne nazwiska, jednak wczorajsza noc nie pozwalała wierzyć, by Blake i Rhys w towarzystwie Travisa wyszli na miasto razem.
- No. Jeden trzeźwieje w celi, drugi już jest po przesłuchaniu. Nie mogę o tym gadać, Hughes. Powinnaś się jednak cieszyć. Może tym razem się nie wywinie.
- Kto? - burknęła w zniecierpliwieniu, czując złość na samą siebie; bezsensowny dialog sprawił, że straciła Travisa z zasięgu wzroku.
Kiedy jednak padło konkretne nazwisko, pojawiła się dezorientacja, pod wpływem której Charlotte wsparła się o najbliższą ścianę. Jakby z oddali docierały do niej pytania o to, czy czuła się dobrze oraz zapewnienia, że nie musiała się martwić.
Zabawne, bo przecież wcale nie martwiła się o to, czy powszechnie znany jako morderca jej siostry mężczyzna na pewno zostanie w areszcie. Sen z powiek miała spędzać niepewność związana z tym, czy uda się jej go stamtąd wyciągnąć.
- Pomożesz mi? Proszę. Tylko kilka minut - nie wiedziała, czy ta prośba naprawdę padła, a jeszcze trudniej było jej uwierzyć w to, że ciche westchnięcie znajomego poprzedziło moment, w którym zawrócił, ewidentnie kierując się w stronę skrzydła, w którym znajdowały się cele.
Panujące tam chłód i półmrok nie przeszkodziły jej w szybkim zlokalizowaniu znajomej (choć teraz prezentującej się co najmniej kiepsko) sylwetki. W kilku krokach pokonała odległość dzielącą ją od krat, za którymi znajdował się Blake.
- Co się stało? - sapnęła ciężko, kiedy chwyciła za metalowe pręty, świadomie ignorując wzrok stojącego nieopodal Boba. Z trudem zapanowała nad odruchem, jakim była chęć przesunięcia opuszkami palców po siniaku na policzku Blake'a czy starcia resztek krwi z okolic jego łuku brwiowego.
Tak naprawdę nie była pewna, czy w ogóle miała prawo do zadawania pytań lub oferowania pomocy. Przecież... nigdy się nie znali.

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Police Department”