WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte Hughes nie była zwolenniczką snucia teorii spiskowych, domysłów, fantazji. Dużo bardziej preferowała suche fakty, namacalne dowody, poparcie, jakim były narzędzia zbrodni, pozostawione na miejscu zdarzenia ślady albo chociaż wskazówki naprowadzające na odpowiedni - lub wcale nie - trop. Lata pracy w FBI nauczyły ją jednak, że swego rodzaju kreatywność bardzo często musiała iść w parze z umiejętnością logicznego myślenia, a odnalezienie złotego środka bywało trudne - gdzie bowiem kończyła się granica autentycznych informacji a zaczynała ta należąca do wymysłów zmęczonego stojącym w miejscu śledztwie policjanta?
Przyglądała się męskiej twarzy, z należytą uwagą śledząc zachodzące na niej zmiany. Wiedziała, że miejsce i okoliczności nie sprzyjały wytężonemu myśleniu, ale czuła, że to po prostu nie mogło czekać; że im dłużej by zwlekała, tym mniejsze były szanse na rozwiązanie zagadki, której powstanie zniszczyło męską karierę na torze.
Kiwnęła głową, kiedy zrozumiał.
- To tylko moje domysły, ale sam musisz przyznać, że dość prawdopodobne - dodała, szybko żałując tego typu wyrywności. Zupełnie tak, jak gdyby chciała się usprawiedliwić, gdyby okazało się, że to jednak niejaki Bryson był powodem wszystkich zmartwień. Czy to jednak nie byłoby wygodniejsze, mniej bolesne dla Travisa? Nic przecież nie bolało tak bardzo jak poczucie zdrady i to w najbliższym, najbardziej zaufanym otoczeniu. - Za kilka dni kończę pracę, ale postaram się, żeby ktoś znajomy trzymał rękę na pulsie. Jeżeli tego chcesz - zaproponowała, unosząc brew. Przekonanie Brennana czy innego zaufanego - oby bardziej niż ekipa Travisa - agenta do pobieżnego kontrolowania tej sprawy nie powinno być zadaniem trudnym.
- To nic - zapewniła z uśmiechem, wcale nie umniejszając swoim zasługom. Zwyczajnie nie uważała, by jej drobne śledztwo okazało się jakimkolwiek przełomem. Kilka telefonów, dostęp do akt i teorie, nad którymi rozmyślała, kiedy próbowała odciąć myśli od własnych, bieżących problemów. Być może to ona powinna była podziękować jemu.
Zagryzając policzek od środka, także odwróciła się w stronę parkingu, sprawiając przy tym wrażenie gotowej do tego, by ruszyć do auta. Jej również zależało na tym, by przedstawiona teoria okazała się błędną, choć ze słowami Travisa niestety musiała się zgodzić - były niezwykle trafione i zwyczajnie uniwersalne.
Jej własne spojrzenie niemal od razu zatrzymało się - znów - na wysokości sylwetki Blake'a, a nierówny rytm pracy serca przypomniał o jeszcze jednej, w tamtym momencie najistotniejszej dla niej kwestii.
- Powiedz, że to był jednorazowy wyskok - mruknęła, a ponieważ nie chciała, by jej spojrzenie nawet z tej odległości spotkało się z tym Blake'a albo Leslie, ponownie zerknęła na Travisa. - Powiedz, że nie bierze regularnie - poprosiła, mając nadzieję, że Travis - mimo lojalności względem przyjaciela - nie będzie owijał w bawełnę.
Charlotte zdawała się być gotowa dodać coś jeszcze, jednak niespodziewane wejście Leslie do samochodu i odjechanie z parkingu skutecznie zbiło ją z tropu.
- Wszystko w porządku? - zagaiła, kiedy wraz z Travisem znaleźli się bliżej Griffitha.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rzadko kiedy przejmował się czymkolwiek w związku ze swoją osobą, aczkolwiek miał nieco inne podejście wobec bliskich mu osób i nie chciał, aby działa im się krzywda, czy życie okazywało się zaskakująco niesprawiedliwe i brutalne. Nie zawsze umiał to pokazać i o tym mówić, albo nawet - wydawało mu się, że potrafi, choć finalnie jego dobre intencje (i to też mu się wydawało, że takie są) zostawały odczytywane na opak. Pakowanie się w tarapaty miało być jego domeną, czymś, czego nie chciał, ale najprawdopodobniej ono samo wybrało jego.
- Mam u ciebie dług, więc jeśli problemy się o ciebie upomną, to wiesz gdzie je odesłać - poradził, dodając skinienie głową na znak, że mówił całkiem poważnie. Mogło się to wydawać jeszcze prostsze, jeżeli miało się na uwadze, że mieszkali całkiem niedaleko siebie, więc Leslie mogła zwrócić się do niego - nie tylko z prośbą o pomoc - w niemalże każdej chwili. Niemalże, bo Seattle chyba nie trzymało go tak mocno, by chcieć w Szmaragdowym Mieście spędzać każdą wolną chwilę, a podróże w odległe miejsca kusiły nowymi przygodami.
- A ja wiem gdzie znaleźć ciebie - upomniał - więc nie rób sobie za dużo wolnego - powiedział, posyłając jej dłuższe, przeciągłe spojrzenie, pod koniec którego uśmiechnął się kącikowo.
Początkowo był trochę zaskoczony tym, że Leslie jednak jedzie sama, bo z jakiegoś powodu (ale już nawet nie pamiętał czemu) założył, że jedzie z Travisem, więc z lekkim zawahaniem odprowadził ją wzrokiem.
- Jasne. Przekażę im - zapewnił, samemu również żegnając się z kobietą. W międzyczasie w oczekiwaniu na pozostałą dwójkę - zdążył zapalić ostatniego papierosa z odebranej wcześniej paczki z fajkami i sprawdzić telefon. A raczej - próbował to zrobić, co nie doszło do skutku, ponieważ bateria padła.
- Uhm, jak zawsze - odpowiedział Lottie, kiedy uniósł na nią spojrzenie. - Leslie prosiła, byś dzwoniła, jak będziesz czegoś potrzebowała - zakomunikował i przekierował wzrok na przyjaciela. - A ty masz pamiętać, że czeka na twoje wytłumaczenie się - poinformował - to tak, jak Asli... - dodał ciszej, pod nosem i wzruszył ramionami.
- Jedziemy? - Uniósł pytająco, brew przerzucił klucze z ręki do ręki i wsiadł do samochodu Charlotte, początkowo chcąc bezpiecznie odwieźć Travisa, a później blondynkę, gdziekolwiek mieszkała - o ile tym razem, dla odmiany, planowała się z nim podzielić tą wiedzą.

/ zt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zmarszczone brwi lekko uniósł, w niemym przyznaniu Charlotte racji, choć widać było, że mu się to nie podobało. Musiał przyznać, acz wcale mu się to nie podobało, że mimo iż zrujnowano mu karierę, to wcale nie szalenie trudno przyszło udowodnienie, że nie był wcale właścicielem narkotyków. Powierzchownie wszystko wskazywało na niego, ale wystarczyło zerknąć na każdy element z osobna by dostrzec, że nie do końca one ze sobą współgrały, przede wszystkim znaleziona ilość do jego bez-nałogowej udokumentowanej historii. Dyskredytacja bez permanentnych legalnych skutków. Ktoś zapewne na pewno tak próbował zagłuszyć swoje sumienie, zakładając oczywiście, że takowe w ogóle miał. Pokiwał głową. –Skoro jest taka opcja… – Pokiwał w potwierdzeniu. Tak jak wspominał Blake’owi, był umówiony z prawnikiem by ten poinformował go o ‘przełomie’ w śledztwie, ale na wielkie przełomy Cavanagh przestał już liczyć, a zamiast tego mógłby skorzystać z ewentualnych wskazówek. Dla niego mogą one być warte więcej dla policji nie znającej jego osobistych relacji z gronem Ekipy, ale i innych kierowców, i całej masy innych ludzi, a co za tym idzie potencjalnych podejrzanych. Na brak ewentualnie potrzebnej obiektywności będzie brał poprawkę później.
Zerknął w kierunku Griffitha, po chwili wracając do Charlotte próbując zdecydować co powinien powiedzieć. Odruchowo, chciał wyznać, że ciężko byłoby mu powiedzieć, ale ‘nie wiem’ zapewne nie byłoby pokrzepiające. Nie wiem w swojej ogólności pozostawiało miejsce na to, że Blake brał narkotyki regularnie i po prostu dobrze to ukrywał, nawiązywało to też do niepewności, a przyjaźń nosiła ze sobą pewien nadprogramowy zbiór informacji, a przynajmniej powinna. Nie chciał mu tym zaszkodzić, ale czy rzeczywiście mógł, mówiąc ze swojej ograniczonej pozycji? –Z tego co sam widziałem, to pierwszy raz i nie próbuję go kryć. – Odpowiedział pół tonem, nie dodając nic więcej. Na chwilę mieli być już za blisko by mówić dalej i w tym przypadku wcale nie chciał snuć domysłów i sugerować potencjalnych odpowiedzi, dobrych czy złych. To coś o czym Hughes będzie musiała dowiedzieć się od samego Blake’a.
Uśmiechnął się krzywo to przypomnienie. –Nie mogę się doczekać. – Mruknął równie cicho, przystając w miejscu, rzucając okiem powierzchownie na okolicę, by zorientować się w którym kierunku powinien iść. –Miałem przejechać się autobusem…. – Wskazał kciukiem w bok. –Północ i południe to nie jest szczególnie po drodze… – Zauważył, ale widząc spojrzenie kumpla nie targował się więcej, nie miał też faktycznie zamiaru odmawiać, skoro miał oferowaną podwózkę pod sam dom, bez zbędnej publiki. Wpakował się na tylne siedzenie, resztę podróży zastanawiając się co będzie mówić podczas swoich słynnych tłumaczeń; atmosfera w aucie nie zachęcała do pogawędek, a okoliczności do wyboru tematyki.

/zt. x2 (Travis, Lottie)

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| na potrzeby gry zakładam, że to jakaś sala widzeń :lol: + outfit

Connie miała chyba nadzieję, że uczucie, którym darzyła Alexa gdzieś tam samo się odpowiednio zniweluje i że przestanie o tym myśleć, ale... Nie przestała. Właściwie z każdym spędzonym dniem, z każdą chwilą, wizytą kontrolną i usg, kiedy dotykał z czułością jej stale rosnącego brzucha, czy kiedy zasypiała obok niego, czuła to wszystko coraz mocniej i bardziej intensywnie i zupełnie szczerze? Totalnie ją to przerażało. Dzisiaj jednak umówili się na kolację - Alex miał pewnie coś ugotować, a Cons obiecała sobie, że tym razem nie stchórzy. Naprawdę chciała mu powiedzieć, co do niego czuła, chociaż jednocześnie absolutnie paraliżowała ją myśl, że może... Alex tego nie czuł. Mógł przecież potrzebować bliskości przez rozwód z Megan. Tak czy siak, poszła na zakupy i do fryzjera, ogarnęła się trochę, a na sam koniec, gdy miała wracać do domu, dostała telefon z FBI, żeby wpadła do biurowca. Nie rozumiała do końca, po co, ale faktycznie tak zrobiła i właśnie wtedy przeżyła pierwsze rozczarowanie tego dnia. Rozmowa z "górą" była cholernie nieprzyjemna. Dostała ultimatum - albo donosi na Russella i Clarence'a, skoro jest z nimi w zażyłych relacjach, albo ma oddać odznakę. Wybór był dla niej oczywisty. Złożyła odznakę i broń służbową i w ten oto sposób oficjalnie stała się bezrobotna. Kiedy jednak wyszła, niemal od razu rozdzwonił się jej telefon, a Cons od razu wsiadła w samochód i przyjechała na komisariat, gdzie zaprowadzono ją do sali widzeń.
- Co się stało, Alex? - spytała, wyraźnie zmartwiona, czując jakiś lekki ucisk w brzuchu. Naprawdę się zdenerwowała, bo wiedziała, że jej utrata pracy i to, co się teraz działo, nie było przypadkiem. Dlatego tak cholernie się o niego zestresowała, wiedziała jednak, że nie może mu powiedzieć o utracie pracy. Odetchnęła głęboko. - Jak mogę pomóc? Poza telefonem do Chrisa - od razu przeszła wewnętrznie w tryb rozwiązywania problemów, bo po prostu chciała go w tym momencie stąd wyciągnąć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Puść mnie! Powiedziałem puść mnie kurwa! Ty masz pojęcie ile to kosztowało?! Nie, nie dotykaj bo porwiesz! Ja pierdole... – darł się niczym opętany, aż usłyszał rozrywany materiał i zaklął jeszcze bardziej szpetnie. Cała praca poszła na marne, przez szczeniaka który łap przy sobie nie potrafi trzymać. Owszem, mógł być mądrzejszy, obezwładnić go i wrócić do swoich zajęć, ale nieee, wolał wykazać się dorosłością i odpowiedzialnością, waląc go w zęby. Śmiech na sali. Ma za swoje, przemoknięty do suchej nitki był wleczony ku uciesze gawiedzi. Potrząsnął głową, po raz kolejny chcąc się wyrwać, ale trzymający go obrońca sprawiedliwości wzmocnił jedynie uścisk, na co Indio syknął.
- Na co się gapicie? Wikinga nie widzieliście? Pierdolone bufony... – warknął, dając się ciągnąć niczym worek, za plecami słysząc wyzwiska drugiego sprawcy tego zamieszania. W geście sprzeciwu miał zamiar wybrudzić im podłogę krwią skapującą z rozciętego łuku brwiowego i poharatanych dłoni. Niech mają za swoje. Trzymający go w żelaznym uścisku ręki policjant mruknął coś o szacunku do autorytetu władzy, na co Indio na tyle na ile mógł pokazał mu co myśli o władzy, za co oberwał bolesnym szarpnięciem rąk zakutych z tyłu w kajdanki. Powstrzymał się od komentarza, idąc przed siebie, będąc popychanym przez tego bufona. Było mu zimno, był mokry, krew się z niego lała, żebra błagały o tabletkę przeciwbólową, czuł też w kościach że cios Siriusa przyprawi go o piękne limo na oku. Nosz kurwa jego mać.
Został bezceremonialnie wepchnięty do środka celi, uprzednio pozbawiono go krępujących kajdanek. Klnąc na czym świat stoi rozcierał bolące nadgarstki, unosząc brwi gdy do tego samego mamra trafił mocno, jak widać, pokiereszowany chłopak. Oni naprawdę myślą, że zamykanie ich w jednej celi jest dobrym pomysłem? Szybko ocenił sytuację. Nim zostanie obezwładniony i spałowany gumową pałką wyprowadziłby ze dwa, może trzy ciosy w stronę chłopaka. Ba, nawet już się do tego przygotował, zaciskając pięści, gdy w kolejnej sekundzie szczeniak zwalił się na niego i to tak niespodziewanie, że prawie stracił równowagę. By nie upaść, zacisnął ręce na jego ramionach. Szybko jednak pchnął go na bok.
- Won mnie stąd. Ale w sumie szczeniak ma rację. – pogłówkował chwilę, przywołał na twarz swój najbardziej czarujący uśmiech i zawisł na kratach celi, skupiając się na pilnującym ich cieciu. - No weź, Mich? Stich? Jeden telefon cię nie zbawi, no możesz mi dać swoją komórkę nawet, skoczyć na kawę, pączka, porozmawiać z tą śliczną blondynką na recepcji... NO GDZIE KURWA Z TĄ PAŁĄ?! – wydarł się, odskakując od krat, jednak nie na tyle szybko, by cios nie trafił w bolącą od rozcięć rękę. Mrucząc klątwy na jego rodzinę odsunął się od kraty, zajmując pryczę jak najdalej od swojego nemezis. - Na co się kurwa gapisz? Chcesz jeszcze raz w łeb oberwać? – łypnął na niego ze swojej pryczy. Oj, bezpiecznie byłoby ich jednak rozdzielić, chociaż emocje są tutaj takie, że prędko przegryźliby kraty, skacząc sobie do gardeł.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Jakby na to nie patrzeć - to do tanga trzeba dwojga. Policja prawdopodobnie podzielała ten frazeologizm, bo w identycznie brutalny sposób potraktowała zarówno Siriusa, jak i drugiego awanturnika. Prawdopodobnie tłum spacerowiczów, którym zakłócili codzienny spokój, długo nie zapomni potyczki wikinga i chłopaka o bujnej, zakręconej fryzurze. Byli kwintesencją tego dnia. Bez wątpienia zapadną w pamięci, podobnie jak zapach energetyka w ubraniu przebierańca.
W celi Sirius nie miał już najmniejszej ochoty, aby kontynuować bójkę - chociaż ta nadal była nierozstrzygnięta, bo funkcjonariusze przerwali im w najbardziej kumulacyjnym momencie. Mimo tego jego wściekłość została skierowana już w innym kierunku. Nie przeszkadzało mu mokre ubranie, ani towarzystwo rozjątrzonego kolegi, który dzielił z nim ten niesprawiedliwy los kryminalisty. Sirius był przede wszystkim głodny, a cała ta popaprana sytuacja jedynie odsunęła w czasie jego śniadanie po które tak grzecznie i spokojnie poszedł do sklepu. I wtedy mimowolnie, raptem chwile przed uderzeniem pałką w zimne kraty, spojrzał z pretensją na mężczyznę. Stał nieopodal pełen wigoru, niecnych zamiarów i zapewne o pełnym żołądku.
Już miał coś wspomnieć, ponownie nazwać go troglodytom albo dzikusem, kiedy niespodziewanie metaliczny huk sprawił, że z trwogą odskoczył do tyłu. Silne palce mężczyzny zacisnęły się na ramionach Siriusa, amortyzując jego upadek. Dzięki temu odzyskał równowagę, choć nie przepełniała go żadna domieszka wdzięczności. Kilka sekund później został gwałtownie odepchnięty i odbił się od ściany, niczym gumowa piłeczka. Wtedy mimowolnie w odwecie pacnął nieznajomego w tył głowy.
Trafił się pierdolony strażnik teksasu – skomentował sytuacje sprzed minuty, podczas której mężczyzna próbował przemówić do chełpliwego chłopaczyska. Niestety ten nie ugiął się pod siłą jego perswazji i po raz kolejny uderzył pałą w druty. – On może wygląda jak przerośnięty pawian w stroju z recyklingu, ale ja? – machnął ręką wskazując raz na wikinga, a potem na siebie. Zirytował się, lecz ostatecznie podążył tropem towarzyszy i usiadł na drugiej pryczy.
Prawda była taka, że w obecnym stanie oboje wyglądali, jakby urwali się z planu kiepskiej komedii z motywem podróży w czasie. Mokrzy, śmierdzący, zakrwawieni i wciąż z butnym nastawieniem do wszystkiego dookoła, stanowili idealną formę rozrywki nie tylko dla ich stróża, ale również dwóch więźniów z celi obok. Sirius wyciągnął dłoń i pokazał pokazał im środkowy palec. – Nie macie co robić? Chcecie wpierdol ode mnie i od mojego kolegi wikinga?! – krzyknął, a kolejne uderzenie pałą w kratę na moment wyciszyło klatkowy rumor. – Zamknij pysk – odezwał się do współwinnego, który zabrał głos w najmniej odpowiednim momencie.
Pomimo że oboje mówili wspólnym językiem, nawet używali identycznych wulgaryzmów i obecnie dzielili pomieszczenie mniejsze od sypialni Siriusa, to byli dalecy od zawarcia porozumienia. Spoglądali na siebie srogo, jednocześnie obwiniając o finał tej durnej potyczki.
Chyba dadzą nam zadzwonić, no nie? – zapytał już o wiele pokorniejszym tonem, wyrażając własny niepokój. Nie chciał spędzić na tej niewygodnej pryczy nocy, głodny i z dzikusem, który pełnił rolę jego współlokatora.
W pewnym momencie Sirius wyciągnął z kieszeni zmiętą paczkę fajek. Była nowa i dzięki plastikowej foli woda nie dostała się do środka.
Chcesz? – zapytał, jednocześnie zwracając uwagę na czerwony, duży znak zakaz palenia.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przecież dzień zapowiadał się miło i spokojnie, miał po wywijać trochę mieczem, potem skoczyć na piwo z kolegami i wieczorem wyjść na imprezę uznając to za idealne zakończenie dnia. Ale, jak widać, nie wszystko idzie po jego myśli ostatnio. Miał tylko nadzieję że ten, który wezwał policję umrze bardzo bolesną śmiercią. Teraz jednak, gdy adrenalina powoli z niego uciekała, odczuwał cholerne zimno i ból przy każdym, chociażby najmniejszym poruszeniu się. Obstawiał pęknięte żebro i konkretnego krwiaka. To jednak nie sprawiło, że odpuścił, nadal był gotowy przyłożyć mu w razie potrzeby, zapobiegawczo, korzystając z tego że zanim strażnik właduje się do celi, Indio zdąży wybić przynajmniej jednego zęba, nim dostanie po nerkach pałą i będzie zwijał się z bólu. Nie raz i nie dwa tak kończył, ale żeby dostać taki wpierdol od faceta z fryzurą Beethovena na głowie, to już rani jego dumę.
Gdy poczuł pacnięcie, niewiele myśląc okręcił się i strzelił go w twarz otwartą dłonią, krzywiąc się bo rozcięcia na dłoni i bolące nadal nadgarstki, znacznie osłabiły siłę rażenia, ale ten cios znowu posłał chłopaka na ścianę.
- Goń się leszczu, bo jeszcze bardziej poprawię ci urodę. – warknął, łypiąc na niego, by po chwili wycofać się niczym krab na swoje miejsce widząc że strażnik kieruje się w stronę celi, dzierżąc w dłoni tą cholerną pałkę. Uśmiechnął się kpiąco opadając z cichym westchnieniem, krzywiąc się i spluwając na bo krwawą śliną. Gdyby ktoś mu powiedział, że zostanie tak sponiewierany przez nabuzowanego hormonami chłopaka to by zaśmiał mu się prosto w twarz. Teraz jednak ucierpiała jego męska duma, dlatego łypał na niego ze swojego miejsca, mimowolnie spinając się, bo nie wiadomo czy zaraz nie wyskoczą do siebie z łapami.
Gromki śmiech sąsiadów wwiercił mu się w mózg, przyprawiając o jeszcze większy ból głowy. Uniósł brwi, słuchając słów chłopaka, nie udało mu się powstrzymać prychnięcia które odrzuciło jego głowę do tyłu na bolesne spotkanie ze ścianą.
- Kolega oberwał mocno w głowę, jeśli myśli że będę razem z nim spuszczać wam wpierdol. – powiedział kąśliwie uśmiechając się koniuszkami ust. Dobre sobie. Pokazał mu środkowy palec, ani myśląc się zamykać, czy rzucać jakimikolwiek komentarzami. Bądź co bądź, nadal miał ochotę palnąć go w ryj za to co działo się w parku, teraz jednak ból dawał o sobie znać. Ale Indio nadal jest groźny. Chwila nieuwagi i znowu jego pięść przywita się z twarzą chłopaka.
Właśnie starał się rozplątać sznurki które wiązały jego kamizelkę, gdy usłyszał pytanie i podniósł wzrok na chłopaka. Zerknął na strażnika, wypełniającego jakieś dokumenty i nieznacznie kiwnął głową. Zgrabnie złapał rzuconą mu paczkę, rozfoliował, wyjął jednego i odrzucił kartonik, grzebiąc po kieszeniach za zapalniczką, najtańszą z kiosku która po kontakcie z wodą, nie miała prawa działać.
- Nosz kurwa jego mać. – warczał do siebie, bezskutecznie próbując szluga podpalić, po czym z impetem cisnął zapalniczkę wprost w stronę kolegów w sąsiedniej celi. Okrzyk niespodziewanego bólu upewnił go, że zapalniczka dosięgła celu. - Ty, kozak, masz normalnego ognia? Chiński badziew kupiłem. – powiedział do towarzysza niedoli starając się zająć wygodną pozycję, krzywiąc się na ból w żebrach i walcząc z tą zasraną kamizelką.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Siriusowi również dokuczały obrażenia. W duchu przyznał, że jaskiniowiec bardzo płynnie wyprowadzał ciosy i potrafił obronić się przed paroma jego uderzeniami. Mimo tego obaj skończyli w podobnym, fatalnym stanie. Bosworth miał potężnego siniaka na żuchwie, rozwaloną skroń, która na szczęście zdążyła się zasklepić strupem, zbite plecy, żebra, obojczyki i uda. Przypuszczał, że przez najbliższy tydzień będzie odczuwać skutki dzisiejszego wydarzenia.
Niestety potem ponownie oberwał w twarz i mimowolnie oddał podobnym uderzeniem z otwartej dłoni w policzek mężczyzny. Przypuśćmy, ze wymienili jeszcze kilka identycznie pieszczotliwych gestów, uprzednio szarpiąc się za ubrania, niczym dwa rotwailery ze wścieklizną, do momentu w którym łomot metalowych drutów rozniósł się po całym komisariacie.
Sirius z wyrzutem spojrzał na chełpliwego chłopaczka, zauważając, że bardzo wczuł się w swoją rolę strażnika. Wetknął do środka gumową pałę i wykonał gest, który miał świadczyć o groźbie, ale jego głupia mina stanowczo zniszczyła całokształt przekazu. W końcu musieli od siebie odstąpić.
Sirius z pewnością był już mniej nabuzowany, niż uszanowany pan wiking i coraz rzadziej myślał o tym, aby wstać i mu potocznie przypierdolić. Prawdopodobnie gniew przeszedłby mu o wiele szybciej, gdyby mężczyzna reprezentował podobną postawę. Z tego też względu kolejne minuty spędzili na bezsensownym łypaniu na siebie spojrzeniem, a dopiero później skupili się na innych czynnościach.
Paczka okazała się czymś na miano aktu porozumienia, niepisanego kontraktu, diamentem zdobytym w tych godnym pożałowania miejscu.
Kiedy odzyskał opakowanie natychmiast wyciągnął papierosa i wetknął go pomiędzy wargi. Dłoń wsunął do kieszeni, w której od dłuższej chwili obracał zapalniczkę. Zapobiegawczo spoglądnął w stronę ich strażnika, po czym pośpiesznie odpalił główkę tytoniu. Zaciągnął się tytoniem i wypuścił dym w stronę pryczy, aby uniknąć kolejnej konfrontacji z chełpliwym chłopaczyskiem. Potem zaczął obserwować poczynania wikinga i natychmiast prychnął złośliwym śmiechem, jednocześnie kręcąc głową i zaczerpując do płuc niezdrowej substancji.
Mam – przytaknął, ale zanim jeszcze chwilę powstrzymał się przed podzieleniem tym deficytowym, cennym towarem. – Musisz odkupić mi jajka. Tamte były z wolnego wybiegu. Najlepsze w całym Seattle – zapewnił półżartem, półserio a następnie rzucił zapalniczkę na pryczę mężczyzny.
W ciągu następnej godziny ich strażnik zamienił się miejscem z pomarszczonym, łysym staruszkiem, który wyglądał bardziej jak mnich z Klasztoru Shaolin, aniżeli szablonowy funkcjonariusz z posterunku w Seattle. Mimo początkowego wrażenia wykazał się większym zrozumieniem i pozwolił im zadzwonić. Łaskawie otrzymali minutę na połączenie. Najpierw był wiking. Potem Sirius.
Ostatecznie wahał się, nie wiedząc do kogo powinien zadzwonić. Maeve nie odzywał się do niego już od jakiegoś czasu, Teresa zapewne była zajęta próbami, a matka i ciotka znajdowały się ponad trzy godziny drogi stąd. Z ogromnym trudem wybrał do Melusine. Zanim się odezwał, stracił dwadzieścia sekund na milczenie.
Do kogo dzwoniłeś? – zapytał wprost, kiedy ponownie zajął miejsce na swojej niewygodnej pryczy. Właściwie nie interesowała go osoba, która miała wyciągnąć jaskiniowca z ciupy. Bardziej chciał się dowiedzieć, czy nie pochodził z wysoko sytuowanej rodziny, która przez tę bójkę narobiłaby Siriusowi ogromnych problemów. Bogate dzieciaki bywały bezczelne i unikały prawa. – Ja do dziewczyny. Przyłoży mi gorzej, niż ty jak się tu pojawi – wyznał, a na samą myśl o minie Melusine łapał go ból żołądka. Rozsiadł się, ale zrobił to zbyt nieostrożnie, przez co wszystkie siniaki dały o sobie znać.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czuł że chyba poszło mu żebro, bo każdy kolejny oddech wywoływał spazm bólu. Mruczał coś pod nosem, dodatkowo odpowiadając kolejnym ciosem wymierzonym chłopakowi. Halo, on się tylko bronił, to tamten pierwszy go zdzielił. Gdyby nie ten przeraźliwy jazgot pałki uderzanej o kraty, nie odpuściłby. Opłacało się być w wojsku, wyrobił sobie pewne nawyki i odporność na ból, dawno jednak nie toczył tak zażartej bitki, więc przez najbliższe kilka dni nie będzie miał najmniejszej ochoty ruszać się z łóżka.
Skupił się jednak na tym, by rozplątać tą kamizelkę która ciasno opinała jego ciało, powodując jeszcze gorszy ból. Mrucząc coś pod nosem, poradził sobie z tym i ostrożnie, jakby bojąc się, co tam zobaczy, uniósł rąbek koszuli do góry ukazując wielkiego, fioletowego sińca na linii żeber, znacznie kontrastującego z jego jasną skórą.
- No kurwa ja pierdole... – mruknął bardziej do siebie niż do sprawcy tego siniaka, zbytnio skupiony na pięknym obrazie na ciele. Syknął, dotykając bolesnego miejsca, ponownie czując posmak krwi w ustach. Jak nic, szpital to pierwsze, dokąd pójdzie, jak tylko go stąd wypuszczą. Odrzucił zbędny materiał na bok i ostrożnie usiadł na pryczy, opierając się o łóżko bokiem który nie był posiniaczony.
Na jego usta cisnęły się kolejne przekleństwa, zdusił jednak w sobie chęć wypowiedzenia ich. Bolało go dosłownie wszystko, nie miał siły na kolejne bicie po mordzie, aczkolwiek ten kpiący uśmieszek chłopaka mógł działać na niego jak płachta na byka, co jasno dało się dostrzec w zmrużonych, niebieskich oczach wlepionych prosto w niego.
- To pożycz na chwilę. – mruknął, wzdychając z irytacją na jego kolejne słowa. - A ty płacisz za pralnię. Tylko nie tą w Chinatown, wszystko potrafią spieprzyć. – odciął się, zgrabnie mimo bólu łapiąc zapalniczkę. W kolejnym momencie podpalił papierosa i ją odrzucił, wydmuchując dym do góry.
Czas się dłużył, siedzieli w milczeniu każdy szacujący straty i obrażenia. W momencie gdy staruszek zmieniał pilnującego ich szczyla, Indio uśmiechnął się kącikiem ust widząc uważne spojrzenie, jakie starszy funkcjonariusz mu posłał. Cóż, znali się, dosyć dobrze zresztą, Bass swojego czasu był tutaj stałym bywalcem. Machnął mu tylko ręką, nie zagłębiając się w szczegóły odnośnie powodu, dla którego tutaj jest.
Sam przez chwilę zastanawiał się, do kogo zadzwonić. Brooke miała swoje własne problemy, Becky to jeszcze dzieciak, nie chciał też zawracać dupy Melu, wybór więc padł na przybranego ojca. Indio chciał jak najszybciej stąd wyjść, a wpływy i pieniądze jego opiekuna mogą mu to umożliwić. W krótkich słowach, wykorzystując swój czas przedstawił mu sytuację. Tamten nawet się nie zdziwił, zapewnił jedynie że zaraz będzie działał.
Powlókł się na swoją pryczę.
- A ciebie co to interesuje? – syknął. Nie miał zamiaru mu się spowiadać, ale skoro towarzysz niedoli łaskawie powiedział, kto po niego przyjedzie, westchnął i podrapał się po policzku, gryząc w zamyśleniu wargę. - Po ojca. Raz dwa i mnie tu nie będzie. I tak za długo tu bawię. – starał się nie wykonywać gwałtownych ruchów. Zerknął na pilnującego ich strażnika zastanawiając się czy wysępi od niego tabletki przeciwbólowe.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Proste, odrobinę niepewne - Halo? - wypowiedziane zachrypniętym głosem do słuchawki telefonu, wywróciło wszystkie plany Melusine do góry nogami.
Skłamałaby mówiąc, iż zaskoczyła ją informacja o tym, że Sirius wdał się z kimś w bójkę, wszakże wiedziała - co sam potwierdził - o jego tendencji do poddawania się negatywnym emocjom, jednak nie przypuszczała, że zaprowadzi go to do miejsca, która znała tylko z filmów. Rzucając wszystko w myśl złożonej mu obietnicy, wyciągnęła z bankomatu pieniądze potrzebne na kaucję i po niecałych trzydziestu minutach była na komisariacie. Poruszona całą sytuacją, przywitała się pospiesznie rzuconym - Dzień dobry z siedzącą za biurkiem recepcjonistką, od razu przechodząc do sedna sprawy - szukała Siriusa Bosworth'a.
Idąc wąskim korytarzem, prowadzona przez jednego z funkcjonariuszy dawała upust swojemu zdenerwowaniu maltretują zębami dolną wargę. Jednocześnie dodatkowo przytłaczała ją myśl, że gdyby nie interwencja jej matki, sama kilka lat temu znajdowały się w podobnym położeniu. Przez wzgląd na przeszłość i swoją relację z Siriusem nie była pewna czy jest na niego wściekła czy bardziej jednak mu współczuję. Zupełnie nieświadoma kto tym razem stał się jego ofiarą, jednocześnie odpadając mu się pięknym za nadobne.
Wychodząc zza winkla, pierwszą postacią, która rzuciła się w oczy brunetki był barczysty mężczyzna ubrany w zbroję wikinga, przechadzający się nerwowo po celi. Dopiero po kilku sekundach w twarzy wymazanej krowią, zabrudzonej piaskiem i spuchniętej od przyjętych ciosów, rozpoznała swojego przyjaciela. Zdumiona tym widokiem, przystanęła w miejscu, by następnie rzucić się biegiem do krat. Zacisnęła smukłe palce na metalowych, ziemnych prętach.
- Indio?! - w głosie dziewczyny rozbrzmiała trosk, ale i nuta zaskoczenia, kiedy wypowiedziała jego imię - Co ty tu… co ci się stało?! - zapytała, zupełnie nie łącząc jeszcze faktów. Włożyła dłoń między rurki, próbując dotknąć policzkach szatyna, gdy jasne talerze oczy skupiły się na drugiej postaci.
- To żart - choć było to stwierdzenie na jego końcu rozbrzmiewała niepewność, nadając mu zupełnie innego wydźwięku, kiedy z cienia pryczy wyłonił się Sirius. Wcale nie wyglądał lepiej niż Bass. Pojedyncze kosmyki jego kręconych włosów przykleiły się do umorusanej krwią twarzy, na której widniały świeże rany oraz wielki siniak w okolicy żuchwy.
Nie wiedziała, jak obecnie powinna się zachować. W milczeniu patrzyła to na jednego, to na drugiego.
Ewidentnie potrzebowała wyjaśnień.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Wcale nie jest mi przykro – powiedział Sirius i wytknął w kierunku mężczyzny do połowy spalonego papierosa, jednocześnie wskazując na jego ranę. Zakpił, chociaż podświadomie czuł, że jego żebra oznaczył podobny, jak nie większy siniak. Bolały go, ilekroć wykonywał bardziej gwałtowne ruchy.
Na wzmiankę o pralni Sirius jedynie ostentacyjnie wywrócił oczami, skrzyżował ramiona i pokręcił głową. Nie zamierzał płacić za coś, co stało się z przyczyn idiotycznego zachowania obcego. Jego zdaniem powinien swoje hobby praktykować w odosobnieniu z daleka od niczego nieświadomych ludzi. Mimowolnie rozglądał się po ich szpetnej celi, która idealnie nadawała się na taką sale treningową. Jednak tę informację pozostawił już do własnej dyspozycji.
Sirius znajomość jaskiniowca z policjantem z Klasztoru Shaolin odebrał, jako zły znak. Przeklął pod nosem, mając jednak nadzieję, że ich zażyłość w żaden sposób nie wpłynie na wysokość kaucji. W końcu gdy zaczął myśleć o wszystkim w bardziej racjonalny sposób to doszedł do wniosku, że według prawa to właśnie on zaczął bójkę. Raczej nikogo nie będzie interesowała rozerwana siatka, zniszczone zakupy i jego wygłodniały żołądek, którego dźwięk burczenia rozniósł się po całej klatce. Poklepał się po brzuchu i westchnął.
Mnie też tu zaraz nie będzie – burknął, choć nie do końca był przekonany do własnych słów. Wszakże nie wiedział, czy Melusine rzeczywiście była gotowa mu pomóc. To bardzo zabawne, bo raptem dwa dni wcześniej zapierał się, że doskonale sobie radził w codziennym życiu. Tymczasem utknął z zupełnie obcym sobie mężczyzną w celi po bójce honor jajek i mleka. To brzmiało absurdalnie.
Siedząc na pryczy, delikatnie poruszał stopami, jakby kopał niewidoczny kamień. Sporadycznie spoglądał w stronę wikinga, ale robił to bez większego zaangażowania. Po prostu potrzebował się upewnić, że ten nie szykował na niego pięści. Być może papieros był oznaką pokoju, czymś co w obecnych warunkach stanowiło białą flagę, jednak Siriuis wychodził z założenia nie powinien mu ufać. Miał brzydkie, prostackie spojrzenie, które bezpośrednio dawało chłopakowi do zrozumienia, że jego współlokator nadal nie był pokojowo nastawiony.
Nagle usłyszał znajomy głos, choć zwątpił kiedy dotyczył on z goła innego imienia, niż jego własne. Zmarszczył brwi i podniósł się gwałtownie na widok Melusine, ale zrobił to zbyt nieostrożnie i nieprzyjemny ból przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa. tymczasem dziewczyna dopadła krat i w pełni poświęciła uwagę wikingowi. Sirius czuł narastającą w nim irytacje, a szczególnie w chwili, kiedy brunetka próbowała dosięgnąć policzka szatyna. Celowo uderzył dłonią w metalową ramę pryczy, aby zwrócić na siebie uwagę.
Też tu jestem Melusine – powiedział głośno i wyraźnie. Nawet nie próbował ukryć złości w głosie. Podszedł do krat i stanął na przeciwko dziewczyny, jednocześnie wbijając łokieć w żebro Indio. Chciał, aby się przesunął i przestał gapić się na Melusine. Wtedy posłali sobie identycznie niebezpieczne spojrzenia, które towarzyszyły im w parku. Przez kilkanaście sekund toczyli niemą bitwę, która ostatecznie zakończyła się takimi samymi słowami, jakie wypadły spomiędzy ich spierzchniętych warg:
Znacie się? – Sirius jedną ręką złapał zimny, metalowy drut i na moment skupił się na Melusine – To jest twój przyjaciel? – odezwał się w tej samej chwili, w której głos zabrał Indio. Jeszcze jeden raz zwrócił się do mężczyzny, jednocześnie zaciskając palce na jego bluzce. Wiking zrobił to samo, przez co po raz kolejny szczepili się, niczym wściekłe zwierzęta. – Przestań po mnie papukować!

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mruknął coś pod nosem nadal uważnie lustrując siniaka, jakiego się nabawił. Widział jak tamten wygląda, w końcu ciosy Indio także były precyzyjne i w większości przypadków dosięgły celów. Chciałby widzieć minę Siriusa, jak będzie przeglądał się w lustrze i zobaczy dokładnie to samo, co on teraz. Syknął ponownie, poprawiając materiał koszuli, chcąc ukryć ranę wojenną i nie mogąc mimowolnie znieść siedzenia, zaczął chodzić po celi, specjalnie unikając strony na której siedział chłopak, co oznaczało że poruszał się od ściany, do krat, mimowolnie trzymając się za bolące żebra. Tak źle i tak niedobrze, diabli by to wzięli.
Cóż, jego przybrany ojciec miał dojścia w policji, a także nie raz i nie dwa odbierał Indio z komisariatu, gdy za dużo wypił, bądź oberwał od zranionego partnera kobiety z którą spędził wieczór. Wolał uniknąć tego telefonu, wiedział jednak że jeśli tego nie zrobi, to po pierwsze, posiedzi tutaj dłużej, a po drugie ktoś z komisariatu doniesie ojcu i wtedy będzie miał jeszcze gorzej, a tak może uda mu się jakoś ujść z życiem.
- I dobrze. – burknął, kończąc temat, nadal żałując że siedzą w jednej celi. Emocje wciąż w nim buzowały, cały czas łypał na niego przeciągle, gotowy wyczuć moment w którym ten skoczy do niego z pięściami, działając oczywiście w samoobronie. Stał akurat przy kracie, gdy usłyszał cholernie znajomy głos.
- Melu? Co ty tutaj robisz? – niebieskie tęczówki Bassa były wpatrzone w przyjaciółkę, ledwo zarejestrował rękę, którą wyciągnęła chcąc dotknąć jego zakrwawionego policzka. Nie doszło do tego, bo jego kompan spod celi przypomniał o swoim istnieniu głośnym walnięciem w kraty. Skrzywił się przenosząc na niego wzrok. Zgiął się, gdy ten wcisnął mu łokieć w cholernie bolące żebra, odegrał się pchając go ramieniem w bok. Wytrzymał jego spojrzenie, a z ich oczu dosłownie sypały się iskry, aczkolwiek mózg Indio zaczynał pracować na pełnych obrotach, składając dwa do dwóch.
Spojrzał na kobietę.
- Znacie się? – chórem zabrzmiało to samo wypowiedziane zdanie. Memłał w ustach przekleństwo. - To ten twój facet? – znowu chór, zagłuszony przez to samo zdanie z innym jak się okazuje końcem. Tego już za wiele. Odwrócił się w jego stronę i lekceważąc ból poranionych dłoni złapał go za fraki na ramionach. - Przestań po mnie papugować! – i znowu, jakby czytali sobie w myślach, to zdanie zabrzmiało echem w areszcie, do tego stopnia że zaciekawiło innych osadzonych, a co gorsza strażnika, który cichcem sięgnął po telefon. Zazgrzytał zębami, zaciskając pięści jeszcze bardziej, nim pchnął chłopaka do tyłu, nic sobie nie robiąc z podniesionego głosu Mel. - Doigrałeś się kurwa. No chodź, zakończmy to. – warknął, podwijając rękawy koszuli i unosząc pięści. Czyli przypadkowo obił mordę nowemu facetowi przyjaciółki. Gdyby wiedział byłby mniej delikatny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Uspokójcie się, do cholery! - krzyknęła, a jej podniesiony głos odbił się od ścian, raniąc wręcz uczy. To, czego była świadkiem nie mieściło się w żadnej normie. Zacisnęła mocniej pięści, tupiąc nogą. W innych okolicznościach zapewne zaśmiałaby się z tego, jak zgodni byli za każdym razem, kiedy otwierali usta, ale obecnie postawiona przed wizją oglądania ich walki sama miała ochotę walnąć ich obu w puste makówki. Zachowywali się, jak samce w okresie godowym, gotowe w każdym momencie rzucić się do starcia, byleby tylko być tym, który lepiej wypadnie w oczach potencjalnej partnerki. Niestety, żaden z nich nie prezentował się zbyt godnie.
- Bass… - zwróciła się do przyjaciela, wiedząc, że szybciej zdoła przemówić do jego głosu rozsądku niżeli Siriusa. Obojgu obdarzyła wymownym spojrzeniem, dopiero w tym momencie zdając sobie sprawę, że nagłe poruszenie w celi zaalarmowprzenosiłaało dwójkę policjantów. Ci stanęli po obu stronach brunetki.
- Ma pan paralizator? - z powagą, ale i groźbą skierowaną do aresztantów w głosie, zwróciła się do jednego z nich, bo o i ile funkcjonariusze ich tylko straszyli licząc na to, że ta dwójka się uspokoić, tak Melusine nie miała żadnych oporów, aby użyć wobec nich siły.
- To jak? Spokój czy chcecie zobaczyć, jak elektryzująca potrafię być? Hm? - zapytała, a zaintrygowany mundurowy, bez oporów wręczył jej narzędzie tortur.
Ciekawe pomyślała, nie zdjąc sobie sprawy, jak wielkim utrapieniem byli, choć mogła się domyślać.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

W Siriusie ponownie rozpaliła się ta dzika i nieokrzesana żądza mordu. Spojrzał żarliwie na swojego przeciwnika, ale był to wzrok zupełnie inny, niż ten, którym obarczał Melusine podczas ich intymnych chwil i mocniej zacisnął palce na bluzce Indio. Zrobił to z taką gorliwością, ze prawdopodobnie podrapał jego skórę.
Dawaj! – wrzasnął z wściekłością. Koledzy z celi obok dopadli swoich krat i z zaangażowaniem zaczęli doglądać widowiska. – Zróbmy to! – zachęcił, jednocześnie rozmasowując zdarte kostki u rąk. Dwóch strażników podniosło się z krzesła i zaczęło kierować się w stronę klatek. Mimo wszystko zrobili to nazbyt opieszale, bo zanim dotarli na miejsce Sirius i Indio wymienili parę koleżeńskich uderzeń. Siriusowi otworzyła się rana na skroni i w dodatku zyskał kolejną, trochę większą na drugim łuku brwiowym. Lewe oko zaszło siną łuną. I gdy już wziął rozmach, aby po raz kolejny wymierzyć cios w policzek mężczyzny, usłyszał Melusine. Mimowolnie zawiesił dłoń w powietrzu i zwrócił uwagę na dziewczynę, która trzymała paralizator.
Gdybym wcześniej wiedział, że to twój przyjaciel, to bym sie wdał się w bójkę! – powiedział z pretensją. Skapitulował i opuścił rękę, jednak napotykając przenikliwe spojrzenie tych zjawiskowych oczu, które spędzały mu z sen z powiek, ostatecznie dodał:
Dobra! Wtedy przywaliłbym mu mocniej, zadowolona? – zapytał, choć było to pytanie z natury tych retorycznych. Potem skrzyżował ramiona i ponownie zbliżył się do krat, aby znaleźć się trochę bliżej Melusine - jednak z uwagi na paralizator było to dosyć ryzykowne posunięcie. Wtedy ponownie zwrócił się do Indio i zaczął mówić rzeczy, który nie spodziewała się ani dziewczyna, ani obecni policjanci i współwięźniowie.
Sypiam z nią, niedawno uprawialiśmy seks i prawie zrobiłem jej dziecko, więc mam nadzieję, że nie masz względem niej niecnych intencji – złośliwość, próżność i arogancja przesyciły każde słowo Siriusa. Po ostatniej rozmowie z Melusine był w stanie pogodzić się z jej przyjaznym nastawieniem Indio, lecz samego zainteresowanego w ogóle nie znał, a wymiana paru uderzeń wcale nie sprawiła, że stali się sobie bliżsi. Wolał mieć pewność, że wystarczająco zaznaczył terytorium, choć zrobił to w niebywale durny sposób. Nie dało się tego inaczej określić.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rewelacje jakie usłyszał znowu na niego wpłynęły, oczy zwęziły się niebezpiecznie gdy uniósł gardę gotowy ponownie złoić mu skórę, nie patrząc na to że żebra bolały go jak opętane, a każdy ruch sprawiał dotkliwy ból. Ciosy jakie wymieniali może, ze względu na wcześniejsze obrażenia nie były już tak silne, a jednak dotkliwie trafiały do miejsca przeznaczenia. Podczas tych kilku chwil Indio dorobił się rozciętej wargi, a łuk brwiowy znowu zaczął mu krwawić. Splunął na bok śliną, zabarwioną mocną czerwienią i otarł usta wierzchem dłoni, brudząc twarz świeżymi smugami. W tej chwili naprawdę wyglądał jak wiking który zszedł z pola bitwy, siekąc na lewo i prawo tabuny wrogów. A miał tylko jednego.
Uniósł rękę do zablokowania ciosu, gdy usłyszał jej głos. Najpierw spojrzał na jej twarz, potem na paralizator trzymany w dłoni. Wydedukował, że raczej woli nie paść tutaj trupem, opuścił więc rękę, będąc mimowolnie gotowym do doskoczenia do chłopaka, gdy ten znowu wyfrunie do niego z łapami rządny zemsty.
Prychnął odrzucając głowę do tyłu.
- Gdybym wiedział, że to twój facet, wybiłbym mu zęby. Albo skopał jaja, nie byłoby tego całego zamieszania, jak wiesz. – pił oczywiście do tej fejkowej ciąży. Och, gdyby wcześniej go znał, nie skończyłoby się na pieszczotliwym głaskaniu. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, przypomniał sobie, jak to w wojsku było, kiedy z nudów wybuchały bójki w pełnym słońcu. Ze wszystkimi dozwolonymi chwytami.
Sam też zbliżył się do krat, trzymając dystans od Siriusa i przy okazji od Mel dzierżącą to ustrojstwo, a doskonale znając opieszałość naszej policji wiedział że miałby szansę mu jeszcze dokopać, nim zostanie powalony. Uniósł brwi, słysząc to wyznanie, które pewnie według chłopaka, miało wywołać coś na kształt zazdrości, braterskiej troski, czy czegoś podobnego. Bass jednak jest specyficzny i takie informacje są dla niego niczym pył na wietrze.
Zaczął klaskać w dłonie.
- No no, co za osiągnięcie, gratulacje. Ale wiesz co? Ona pomieszkuje u mnie przynajmniej pięć dni w tygodniu. – paskudnie się uśmiechnął. Chciał zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy, widząc więc jego pozycję, wiele się nie zastanawiał, nawet jeśli zaraz miał poczuć kopnięcie prądem. Wkładając w to całą pozostałą mu siłę, kopnął go w brzuch, zmuszając do zgięcia się w pół. Nic sobie nie robił z harmideru, jaki wywołał, przyklęknął na jedno kolano i nachylił się do jego ucha tak by tylko on go usłyszał. - Znam ją piętnaście lat. Ciebie wcale. Więc nie będzie mi cię szkoda, jeśli znowu mnie wkurwisz. – powiedział bardzo cicho, bardzo poważnie, prostując się i z ramionami wyprostowanymi po bokach odstępując od niego, posyłając mu kpiący uśmieszek. Wracaj na swoje podwórko, szczeniaku.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Police Department”