WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

kawiarnia

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Determinacja Theodory?
Raczej d e s p e r a c j a .

Czas zmarnowany na próbach udowodnienia, że jest wystarczająca. Dla niego.
Jednak jak mogłaby udowodnić coś, czego sama w sobie nigdy nie dostrzegała? Tkwiąc w pogoni za niedoścignionym wzorem, który latami układała sobie w głowie, marnotrawiła osobę, którą była.
W imię czego?
A może dla kogo?

Tak...naiwna była, w dodatku miała pewność siebie gorszą od zleżałej kanapki ze szkolnego bufetu. Może właśnie dlatego wciąż czuła się niewystarczająco dobra. Ta myśl, za każdym razem wypływała na powierzchnię, gdy na horyzoncie pojawił się on. Cichy głosik próbował uprzejmie zakomunikować jej, że: gdybyś się bardziej postarała, nie wyjechałby...a nawet jeśli, to w końcu wróciłby.

I wrócił, lecz nie do niej nich.

Różnica pomiędzy jego obecnością przed wyjazdem, a tą po powrocie była taka, że Teddy już nie marnotrawiła czasu na próby udowodnienia czegokolwiek. Pogodzona z tym, że Icarus cierpi na ciągły brak czasu, jedynie dyskretnie próbowała zakomunikować mu, że pożałuje swoich decyzji… kiedyś może szybciej niż myśli. Wszystko za sprawą tego, że kiedy odszedł pozostawił po sobie nie tylko ból. To właśnie dzięki niemu powitała w swoim życiu kogoś, kto odmienił w zasadzie całe jej życie. Kogoś, kto sprawił, że w końcu czuła się tak, jakby znalazła swoje miejsce. Kogoś, kto podnosił standardy i wzbudzał śmiech nawet w podłe dni.
Kogoś, dla kogo była wystarczająca.

A o czym chciał porozmawiać Icarus Peregrine?
Oczywiście, że o pracy i właśnie dlatego słowa jakimi rozpoczął swoją wypowiedź wcale jej nie zaskoczyły. Jedynie dla zasady wyniośle westchnęła, jakby próbowała przekazać mu to, jaki jest przewidywalny. Ponadto wiedziała, że za tym pięknym wstępem skrywał jakieś ale, bo - nie czarujmy się - tak już z nimi było. Tego typu rozmowa to nie był ich pierwszy raz, a Theodora działała już w pewnym utartym schemacie, który niestety przeważnie za każdym razem działał na jego korzyść. Zupełnie jakby pogodziła się z tym, że praca zawsze była i już na zawsze będzie dla niego najważniejsze. Tłumaczyła sobie, że to dla dobra Aurory, ponieważ tak było łatwiej oszukiwać samą siebie. Za pomocą własnej uległości potrafiła unikać większych sporów, w rezultacie on odchodził zadowolony, a ona...niekoniecznie, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie?

Jeśli istniałaby choć minimalna szansa na to, że Icarus przejmie się tym, co poczuje Theodora po jego słowach, nie ośmieliłby się poprosić jej o to spotkanie. Chwila, moment! Wcale jej nie poprosił. Ba! Nie uprzedził nawet, a zamiast tego wtargnął do miejsca jej pracy, by po raz kolejny postawić na swoim.

Siedząc przy stoliku zawinęła stopy za nóżki krzesła i brodę dłońmi wsparła, gdy tylko łokcie swe na stole ułożyła. Czuła narastający niepokój, ponieważ tym razem było...jakoś tak...inaczej? Wpatrując się w niego żałowała czasami, że tamte czasy przeminęły. Co stało się z nocami wspólnie spędzonymi przy kuchennym blacie? Jak doszło do tego, że z podziwu nad jego pasją przeszła do rozczarowania? Dlaczego bolała ją obserwacja tego, jak każdego dnia coraz bardziej zatracał się w pracy? Pasja zaczęła przypominać obsesję, a on…
...ona nie wierzyła, że to go uszczęśliwia.

Niech mnie ktoś uszczypnie - myślała i nie była pewna, w którym momencie zaczęła delikatnie wbijać sobie paznokcie w policzki. Kącik ust drgnął w górę, najwyraźniej na przekór tego co poczuła. Kamienną twarz na próżno starała się zachować, kiedy zdumione parsknięcie usta ledwo rozchylone opuściło. Dłonie pod wpływem bezradności opadły na stół, kiedy głębszym oddechem próbowała przeanalizować w myślach to, co właśnie usłyszała. Milczała, kiedy krzyczeć z całych sił pragnęła, czuła się tak jakby ktoś odebrał jej głos.
— O boże...jestem taką frajerką — przesiąknięty żalem szept mieszał się ze śmiechem. Drwiła ze swojej naiwności oraz z tego, że niekiedy czasami jeszcze miała odwagę łudzić się, że Icarus się opamięta.
Wdech i wydech Dolittle. Tak jest, oddychaj.
— Więcej pieniędzy, huh? To wspaniale! — przyznała z uśmiechem, choć jej optymizm nie napawał radością, tylko raczej niepokojem. Icarus licząc, że Teddy przerwie w końcu niezręczną ciszę, raczej nie spodziewał się takich słów. Dłońmi wsparła się na stole, pochylając w jego stronę, by z nienaganną powagą zadać jedno nurtujące ją pytanie. — Kupisz czas za te pieniądze? — nie musiał odpowiadać, ona już znała odpowiedź. — Jeśli nie, to sobie daruj, bo Aurora nie potrzebuje zapychaczy czasu tylko ojca! I to nie na jeden wieczór, podczas którego będziesz zgrywał perfekcyjną głowę rodziny przed obcymi ludźmi, jednocześnie mieszając jej w głowie! — nie musiała podnosić głosu, by poczuł jej wściekłość na karku.
— Możesz mnie ranić swoją ignorancją i tupetem raz po raz, ale nie pozwolę byś ją skrzywdził w ten sposób. Dla ciebie to jeden wieczór, a dla niej złudna nadzieja, że tak może być częściej — opadając na oparcie rozłożyła ręce w geście bezradności, czując jak oczy z sekundę na sekundę wilgotnieją. Przesuwając pod nimi palcami opanowała łzy, które już chciały sunąć w dół, a przygryzając policzek pohamowała się przed wybuchem płaczu na jego oczach. — Oboje wiemy, że… to nierealne — musiała to w końcu przyznać, chociażby dla samej siebie. Wątpiła, by do niego cokolwiek dotarło, choć właśnie zyskał kilka minut na przemyślenie swoich słów. Kiedy klient kierował się w stronę lady podniosła się z miejsca bez zawahania, ale nim odeszła dodała coś, co od początku jego wypowiedzi nie dawało jej spokoju.
— I wiesz co myślę? To nie facet ma bzika na punkcie rodziny, tylko ty masz bzika na punkcie pracy. Do tego stopnia, że w akcie desperacji zapytałeś mnie o to, czy na jeden wieczór poudajemy rodzinę. Chcesz otrzymać pracę udając coś, co straciłeś właśnie przez pracę? — pokręcona logika Icarusa była dla niej upokarzająca i krzywdząca, dlatego z radością oddaliła się od stolika, na koniec dodając jedynie. — Co jest z tobą nie tak?!

Nie była sobą - mógł pomyśleć, ale prawda jest taka, że już dawno nie czuła się tak bardzo sobą w jego obecności, jak dzisiaj. Postawiła się, co mogłaby uznać za swój mały sukces, gdyby nie to, że zabrakło nastroju do świętowania. Bolało okrutnie, nie tylko wewnątrz, ale i z zewnątrz, kiedy wytrącona z równowagi próbowała obsłużyć przybysza, kończąc strumieniem wrzątku na własnym nadgarstku. Przynajmniej już nie musiała zachowywać pokerowej twarzy; teraz kiedy skrywając się na zapleczu łagodziła piekący ból strumieniem lodowatej wody. Wody, której szum tłumił żałosny płacz Theodory.

autor

give me the pistol, aim it high i'm out in the desert shooting at the sky
Awatar użytkownika
25
173

fotograf

na zlecenie

sunset hill

Post

11) tell me how hard will I fall if I live a double life • doctor, can you help me 'cause I don't feel right? • better make it fast before I change my mind Czy jest zaskoczony tym, co się z nim dzieje? Tak. Przerażony? Już nie.
Wie, że bajzel, którego narobił sobie w życiu będzie trzeba prędzej czy później posprzątać. Jakaś cząstka świadomości podpowiadała mu jednak, że nie chce wybierać. Bo po co – skoro nikomu, dotychczas, nie zależało na tym, aby czegokolwiek mu zabraniać? Może nigdy nie nauczył się prosić o pozwolenie.
Właśnie. Po co?
Miał przecież Teresę. I chyba nawet, na swój sposób, udawało mu się ją uszczęśliwiać. Nie wymagała od niego wiele; wystarczył – od czasu do czasu – wspólnie spędzony wieczór. Film pogrywający w tle, zamówienie jedzenia na kwadrans przed zamknięciem knajpy. Czasami nawet gdzieś ją zabierał. Próbował dawać jej to, czego potrzebowała. Zastanawiał się tylko – czy rzeczywiście potrzebuje jego. Czy nie jest zbyt skromna w swoich wymaganiach.
Miał więc Teresę. Ale budził się (od jakiegoś czasu – z niepokojąco wzrostową tendencją) przy Harperze. O niej – mówił otwarcie. Jego? Strzegł na języku, jak strzeże się sekretu. I tak miało zostać – taki mieli układ.
Na jak długo?
Na przeczekanie? Na zawsze? Do znudzenia? Na czas, kiedy media wciąż jeszcze żyją tym jego pierdolonym, wyczekiwanym przypieczętowaniem ojcostwa roku? W celebryckich kręgach, Zachary odnosił wrażenie, nawet za zrobienie sobie dzieciaka można było zgarnąć jakąś statuetkę.
A potem? Co?
Co potem? (Pytanie nie tyle zadane jemu komukolwiek, co samemu sobie.)
Zachary wiedział, że muzyk – gdyby nie medialna wrzawa wokół jego osoby – nie zawracałby sobie głowy zabawą w tajemnice. Miał sporo problemów ze samym sobą, ale nie z Prescottem.
Jak zareaguje, kiedy dowie się, że problem ma Zachary? Nie z nim. Ze sobą. Aha, no. Jakoś zareaguje. A on jakoś to przełknie. Przecież niczego sobie nie obiecywali.
Teresa i Harper stali więc na przeciwnych końcach stawki; a Zachary bardzo – b a r d z o – nie chciał spłycać tego spektrum. Nie był pewien, czy potrafi. Potrafił, natomiast, je poszerzać. Swipem w prawo, na przykład. Kim będzie Laurence? Tego Zachary nie wie. Przeczuwa jednak, że pomoże mu w zrozumieniu kim jest on sam.

W Libertè ostatni raz był – cóż – nigdy. Nie miał okazji – i taki stan rzeczy w najbliższej przyszłości nie uległby zmianie, gdyby nie spotkanie z Hirschem. Nie spieszył się; ku uciesze całego lekarskiego sztabu zaangażowanego w doprowadzenie jego skręconej kostki do ponownego użytku. Zamiast spaceru zdecydował się wziąć taksówkę. Trzaśnięcie drzwi samochodu; kilka wyważonych kroków lawirujących pomiędzy rozległymi kleksami wzbierających kałuż.
Zanim wszedł do środka przystanął jeszcze pod wąską markizą. Trzepotem palców przebiegł po kieszeni skórzanej kurtki.

Wydobywa z jej wnętrza luzem wrzuconego w nią Dunhilla. Odpala – i, wysunąwszy z ust, przytrzymuje go chwilę – żarzącym się skrajem zwróconego w stronę wnętrza dłoni. Wydaje się, że może bawi go przekomarzanka z samym ogniem; ale myśli też o przypadkowym zupełnie postanowieniu. Tknęło go – jakiś czas temu – że może warto byłoby ograniczyć; więc rzuca śmieszną cząstką nałogu w bruk rozpięty przed budynkiem.
Wchodzi do środka. Rozgląda się po prawie-pustym lokalu. Zdaje się, że nie ma w nim żywej duszy – oprócz samego Hirscha.
M-hm? Mam rezerwację na dziewiątą, a czuję się, jakbym pocałował klamkę. – mówi, ostrożnym krokiem zbliżając się do kawiarnianej lady. Przechyla głowę. Chyba, mimowolnie, ocenia ten jego small business; ale nie wydaje opinii. Nie na głos, w każdym razie. – Przysługuje mi jakaś rekompensata? – Przygląda mu się. Oparłszy ramiona o blat – zdaje sobie sprawę – żeby wyrównać z chłopakiem spojrzenia, musi zadrzeć głowę.
Takie mocne sześć w dziesięciostopniowej skali akademickiej drużyny rugby. Widywałem szersze – stwierdza, przesuwając wzrokiem po linii pomiędzy ramionami chłopaka. Powoli – od lewej. Do prawej. – Ale nie powiedziałbym, że były lepsze – rzuca lekkim tonem. Myśli sobie – że nawet przyznanie ujemnej noty, jak zdążył przekonać się w praktyce, niczego by nie przekreśliło. Ta świadomość? Ściska za gardło. Odrobinę.

autor

preskot [on/jego]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hope, I just don't know how you could go without permission
Cause, well, if you're not there I just don't care for this omission
Głęboki powolny wdech z towarzyszącym mu przymknięciem powiek. Raz. Dwa. Trzy. Czte... Wydech. W ślimaczym wręcz tempie zaczął nakreślać głową koła, naciągając szyję maksymalnie w każdą ze stron. Dopiero po zamknięciu knajpy i rozliczeniu kasy jego ciało uzmysławiało sobie, że było całkowicie pozbawione siły i że należało mu się chociażby podstawowe rozciągnięcie. Może to idiotyczne, ale po takiej krótkiej serii ćwiczeń miał wrażenie, że był znacznie lepiej przygotowany na poznanie nowej osoby.
Nie wiedział co go podkusiło do zaproszenia go do swojego małego królestwa, ale dialog z Zacharym potoczył się dość spontanicznie. Nie spodziewał się, że do czegokolwiek dojdzie. Ostatni tydzień był bowiem fatalny i choć pozornie z wieloma osobami udawało mu się zacząć konwersacje, to umierały one w mgnieniu oka. Czasem z jego strony, a czasem przez osobę na drugim końcu. Tym razem poszło tak gładko, że zaczął robić się podejrzliwy. Może mężczyzna okaże się być znacznie starszy? A może ukrywał przed nim coś znaczącego, co od razu ostudzi jego zainteresowanie? Chciał, aby był dokładnie taki jaki się wydawał i jakiego go sobie wyobraził. Dość poważne zachcianki jak na kogoś, kto reklamował swoje oczekiwania jako niskie.
Zasunął rolety w całym lokalu i zostawił tylko te strategiczne lampki, które ratowały salę przed całkowitą ciemnością, ale nie oświetlały jej w sposób nachalny. Na kilku stolikach wciąż paliły się świeczki, a on sam przyglądał się swojemu odbiciu w gablocie z ciastami. Nie przepadał za randkami przed którymi nie mógł się przygotować, ale tym razem postanowił zignorować własne rytuały i pójść na żywioł. Podświadomie wiedział, że za bardzo pragnął bliskości i był skłonny na mnóstwo kompromisów byle tylko poczuć na sobie zainteresowany wzrok oraz czuły dotyk.
Every moment brings me down, when you're not around
But all I'm asking for is come back for just one day
Podniósł wzrok znad lady, a kąciki jego ust mimowolnie powędrowały ku górze. Jakimś cudem wyglądał lepiej niż przypuszczał. Kruczoczarne zaczesane włosy, mocne brwi i tajemnicze spojrzenie. Dodatkowo mógłby przysiąc, że Milah miał dokładnie taką samą kurtkę...
Czyżby o to właśnie chodziło? Czy dlatego tak lekko podszedł do wizji spotkania z Prescottem? Poczuł ciarki na karku, ale nie był w stanie określić czy był to ten przyjemny rodzaj. Nie sądził aby dostrzeganie w obcym mężczyźnie cech charakterystycznych dla swojego poprzedniego obiektu zainteresowania było zdrowe albo dobrze sprzyjało ich potencjalnej relacji. Milah przecież już dawno nie było na tym kontynencie, mało tego, miał syna i partnera, a uczucia Laurence'a z największą grzecznością odrzucił. Nie potrafił jednak zapomnieć. Liberte to wciąż było dziecko Khayyama, niezależnie od wkładu pracy Hirscha w to miejsce przez ostatni rok.

- Niestety, ale zamknęliśmy pół godziny temu. Nie przyjmujemy rezerwacji na dziewiątą - wzruszył lekko ramionami i oparł dłonie o blat, kopiując tym samym pozycję bruneta. Pochylił się przez to nieco w przód i poczuł przyjemne napięcie w swoim ciele. Miał wrażenie, że za szybko pozwolił sobie na taki gest, ale był o wiele bardziej zdesperowany niż przypuszczał. - Gardzisz moimi ramionami już na start? No nie wiem, Zachary... - pokręcił lekko głową, choć jego twarz nieustannie okazywała lekkie rozbawienie. - W luźnym swetrze się nie liczy, bo to nie oddaje odpowiednio realiów - wzruszył ramionami i uniósł nieco zadziornie brew.
Było to okropnie płytkie z jego strony i nie czuł się z tym najlepiej, ale całym sobą pragnął w tej chwili zacisnąć dłoń na materiale jego koszulki i przyciągnąć go stanowczo do siebie.
- Ile w skali dostaje Liberte? - rozejrzał się krótko po otoczeniu by uściślić, że tak się właśnie nazywał jego mały biznes.

autor

give me the pistol, aim it high i'm out in the desert shooting at the sky
Awatar użytkownika
25
173

fotograf

na zlecenie

sunset hill

Post

Na całe szczęście – Laurence (czy też, jak zdążył jego imię obrócić parę razy na grzbiecie języka w najrozmaitszej kombinacji form – Laurie) nie przypominał mu nikogo. Nie oznaczało to jednak, że był nijaki. Pewnie, że na terenie kampusu mijał całe pęczki takich „Hirschów”. Takich, jak on; ale z żadnym z nich nie miał potrzeby wdawać się w otwartą konfrontację. W ten... specyficzny rodzaj konfrontacji.
Laurie okazywał się więc pierwszym przypadkiem, który z premedytacją wprowadził w swoje życie jako obiekt potencjalnego zainteresowania. Zrywał z niego łatkę „inni”. Wyciągał z bezosobowego tłumu pozbawionego twarzy. Zachary tego potrzebował. Czegoś nowego, innego, autonomicznego. Czegoś, czego nie musi łączyć z dotychczasowym życiem. Czegoś, z czego nie będzie musiał się tłumaczyć (myśli dość naiwnie).
Potrzebował czegoś, co pozostawało niezależne.

Prescott unosi brew; w pierwszym rozdaniu tej gry wygląda na nieco zaskoczonego, ale nie zawiedzionego. Zaskoczenie natomiast niesie jakiś rodzaj satysfakcji. Parska.
Za-cha-ry.
Niewielu zwracało się do niego pełnym imieniem. W ten sposób? Jeden tylko. Nie w takich okolicznościach. Stojący po przeciwnej stronie kontuaru chłopak nie jest świadomy tego, co dzieje się w Prescotcie; ale dotyka go w miejsce dziwnie odsłonięte. Uwrażliwione mnogością nerwów. Widać to jednak w jego spojrzeniu – w drobnym drgnieniu źrenic. Drgnieniu, wbrew pozorom, tak bliskim myślom Hirscha; tym, które kazały mu zignorować zdrowy rozsądek. Pochylić się. Zbliżyć.
Jeszcze nie powiedziałem, że nimi gardzę. Musiałbym... – Bawi go to, co mówi. Ciężko stwierdzić, czy mówi poważnie, czy tylko żartuje. Czy wygląda na kogoś, kto ma – w ogóle – siłę na strojenie sobie żartów. Bierze płytki oddech. – Musiałbym im się lepiej przyjrzeć. Staram się nie wydawać pochopnych opinii.Tak naprawdę? Każda z opinii wydawana była przez niego zbyt pochopnie. Chciałby, najchętniej, wywrócić teraz oczami. Ostatecznie decyduje się przypilnować chłopaka zasięgiem własnego wzroku. Wystukuje palcami nieprzemyślany rytm; taki, który podsłyszał – być może – nad ranem w radiu. W telewizji. W ścieżce dźwiękowej przemykającej w tle jakiegoś netfliksowego chłamu.
Wie, czemu trzyma go pod naporem spojrzenia. Do Prescotta zaczyna – c o ś – docierać.

Mógłby. Laurence mógłby sięgnąć po niego zacisnąć palce na jego koszulce. Mógłby zacisnąć palce na jego przegubach albo grdyce. Mógłby zrobić cokolwiek. I nie spotkałby się ze słowem sprzeciwu.
Tak naprawdę – Zachowi wydawało się, czasami – że można zrobić z nim wszystko. Lubił myśleć, że jest inaczej. Że to on wybiera-decyduje-prowokuje-kontroluje (nie to, co dzieje się wokół – ale samego siebie). Bywały jednak dni – takie, jak ten – kiedy płynął. Po prostu; i bez znaczenia było, czy przystankiem będą wyłącznie cudze ramiona, pięści, pragnienia, żądze lub potrzeby. Miłość? Cholera wie. Może nawet i miłość. Ale o miłości nigdy nie słyszał. Nie otwarcie, nie wprost. Zachowi szkoda było czasu na domysły.
Czy czułby się z tym dobrze? Ostatnio miewał problemy. Bliskość bolała.
On, natomiast, zdawał się igrać z własnym bólem. Dyskomfortem nadwyrężancyh tkanek, każdą wybroczyną kwitnącą pod połacią skóry.

L i b e r t é – powtarza. – Wolność, huh? Spore słowo jak na knajpkę. To przemyślana nazwa, dużo dla ciebie znaczy, czy coś? Czy bardziej dzieło... przypadku? – Powinien się rozejrzeć – ale tego nie robi. Wręcz przeciwnie; wzruszywszy ramionami zerka jeszcze głębiej w Laurence’a. – Myślę, że faktycznie nie masz się czego wstydzić. Ale dostaje minusowy punkt za wadliwy system rezerwacji – mówi. I dopiero wtedy odpycha się od blatu.
Nie no, serio. Nawet tu fajnie.

autor

preskot [on/jego]

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#46


Willow punkt dziesiąta pojawiła się w lokalu Laurence. Niegdyś pracowała tu codziennie, jednak obecnie pojawiała się wyłącznie z sympatii - według potrzeb, wynikających z braku personelu. Tego dnia nie miała ani planów, ani klientów na strzyżenie psów, więc przystała na propozycję XXX i przyszła, aby pomóc.
Przez pierwsze dwie godziny zajmowała się głównie realizacją zamówień. Z rana klienci zamawiali głównie kawę albo korzystali z gotowej oferty śniadaniowej, więc nie miała zbyt wiele pracy, lecz w południe ruch nabrał natężenia. Z tego powodu widok Laury, która pojawiła się w drzwiach lokalu, niezmiernie ją ucieszył.
Już myślałam, że Laurence zostawił mnie dziś samą na polu bitwy – zaśmiała się, po czym podała dziewczynie uniform. Następnie powróciła do kasy, przy której stały kolejne dwie osoby. Najpierw przyjęła zamówienie na trzy latte oraz sernik oreo; potem na podwójne espresso, cappuccino oraz croissanty. Przytwierdziła oba rachunki do lady i kiedy Laura ponownie pojawiła się w zasięgu jej wzroku skinęła na pierwszy druk, prosząc ją, aby tym się zajęła.
Jesteś już po sesji? – zagadnęła, jednocześnie walcząc z ekspresem. Maszyna wydała z siebie cichy warkot, po czym oznajmiła, że brakowało mleka. Willow pośpiesznie skoczyła na zaplecze po nowy kartonik i zajęła się uzupełnieniem zapasu. – Ja mam mieć za tydzień egzamin z anatomii, ale jeszcze nie zdążyłam otworzyć podręcznika. Czuję w kościach, że nie zdążę się przygotować – zaśmiała się. Willow naprawdę nienawidziła się uczyć, a kierunek, który wybrała naprawdę wymagał ogromnego zaangażowania. I o ile do listopada radziła sobie naprawdę dobrze, to wraz z upływem kolejnych tygodni czuła, że mogła się pomylić przy wyborze studiów. Chciała zostać pielęgniarką, jednak wówczas nie zdawała sobie sprawy, że w naukę będzie musiała zaangażować się całą sobą. Momentami brakło jej czasu.
Ostatnio zmieniony 2023-03-04, 22:33 przez Willow Hamsworth, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

P o l a

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

#77

Praca w kawiarni, to było coś od czego Laura nie mogła się uwolnić. Pomagała bratu w Liberte już prawie dwa lata, z większymi i mniejszymi odstępami, przerwami na bardziej wymagające chwile na studiach, egzaminy, wyjazdy, czy chęć wzięcia urlopu. Czasami były momenty, kiedy myślała o tym, by się zwolnić, jednak nie była w stanie zostawić brata samego. Dlatego pomagała mu, gdy mogła. Była dobra w dopasowywaniu swojego grafiku tak, by z nic ze sobą nie kolidował, a jednocześnie by być wtedy, gdy była naprawdę potrzebna.
Uśmiechnęła się Willow, po chwili dołączając do niej za długą ladą. Znała to miejsce na pamięć, wiedziała też przy którym stoliku zobaczy stałego bywalca oraz co zamówi wysoka blondynka, która zaglądała niemal codziennie po kawę na wynos.
– No coś ty! Miał dziś być, ale coś mu wypadło w ostatniej chwili, dlatego jestem chwilę później. – wyjaśniła, choć była pewna, że jej brat powiadomił już Willow o tej nagłej zmianie planów. Odebrała od dziewczyny fartuch i przewiązała go w pasie. Na chwilę jeszcze zniknęła na zapleczu, by zostawić swoje rzeczy i się przygotować, po czym wróciła na pole bitwy. Kiwnęła głową, spoglądając na otrzymane zamówienie i zabrała się do roboty.
– Zostały mi dwa ostatnie egzaminy. – odpowiedziała na pytanie Hamsworth, krzątając się tuż koło niej i układając na półce filiżanki. Miała szczęście, bo te dwa ostatnie egzaminy były jednymi z łatwiejszych, jakie miała do zaliczenia.
– Oj, to pewnie sama pamięciówka, nie? – uniosła pytająco brew i uśmiechnęła się do Willow. – Na pewno jeszcze znajdziesz chwilę. Możemy się umówić tak, że jak tylko zrobi się luźniej, to ja tu zostanę, a ty możesz pouczyć się na zapleczu. – zaproponowała, bo nie miała z tym żadnego problemu. Studia były ważne, zwłaszcza te, które wybrała dla siebie ciemnowłosa, a Laura zamierzała ją w tej decyzji wspierać.
– Może mogę ci jakoś pomóc? Odpytać cię, czy coś? – zasugerowała, bo jej ta metoda czasem pomagała.
– A tak w ogóle… jesteś zadowolona z tego wyboru? – zerknęła na nią, ustawiając gotowe zamówienie na tacy, by zanieść je za chwilę do stolika.

autor

oh.audrey

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow również znała wiele detali kawiarnii Laurence. Nie dało się ukryć, że żywiła sentyment do tego miejsca. Prawdopodobnie dlatego, że było to jedne z nielicznych miejsc pracy, z którego jej nie wyrzucono. Hamsworth niegdyś miała naprawdę kapryśny okres i z trudem była w stanie samodzielnie się utrzymać. Obecnie czuła się jak zupełnie inna osoba, chociaż jej lekkomyślność nadal potrafiła wybuchnąć w najmniej odpowiednich momentach.
A! Rozumiem – rzuciła, jednocześnie przytakując. Telefon Willow został w torbie na zapleczu, więc nie była w stanie przeczytać wiadomości od Laurence.
Uśmiechnęła się serdecznie, po czym wróciła wpierw do wykonywania zamówienia, a następnie zajęła się kolejnymi klientami. Następne cappucino miało być czekoladowe.
Powiem ci, że nie przypuszczałam, że studiowanie jest takie stersujace – pokręciła głową. – Tak, pamięciówka. A ja nie mam zdolności do zapamiętywania, więc naprawdę kiepsko to widzę – zaśmiała się nerwowo, po czym natychmiast machnęła ręką – nie, nie. I tak tutaj się nie skupie – odpowiedziała.
Willow nie należała do tych zdolnych osób, które potrafiły uczyć się w każdym miejscu. Potrzebowała ciszy, kakao i ciepłego kocyka, aby w ogóle zapamiętać jakąkolwiek treść z podręcznika. Ocenie miała przed oczami stronę książki ze szkicem człowieka, ale nie mogła przypomnieć sobie jego opisu. W końcu westchnęła i jeszcze jeden raz pokręciła głową.
Możesz mnie odpytać jak już coś będę wiedziała. – Przeszła przez całą długość lady i ponownie zajęła miejsce przed ekspresem. Czekoladowe cappucino. Potem dołożyła filiżankę na tace Laury i wskazała na stolik, gdzie siedziała tęga kobieta w rudych włosach.
Nie jestem pewna – wytarła ręce w fartuch – na początku sądziłam, że to bardzo dobry wybór. Wiesz, taki prestiżowy, ale teraz mam mętlik w głowie. Z drugiej strony studiuje od zeszłego roku. Siostra pomaga mi opłacać czesne i nie wiem, co sobie pomyśli, jeżeli teraz jej oznajmię, że się pomyliłam. – Willow miała tęgą miną. Z jednej strony nie chciała nadużyć zaufania Alice i podświadomie próbowała udowodnić samej sobie, że była godna, aby nosić nazwisko Hamsworth, a z drugiej czuła, że ostatecznie zaczęła się zapędzać; że mierzyła jednak za wysoko. – A ty? Skąd wiesz, że architektura to dobry wybór?



Laura May Hirsch

autor

P o l a

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Dobrze było mieć na zmianie kogoś, kogo dobrze się znało, kto miał doświadczenie w pracy i wiedział, jak funkcjonuje kawiarnia. Laura lubiła, gdy Willow brała dodatkowe godziny albo kogoś zastępowała, we dwie było im o wiele raźniej, w wolnych c chwilach mogły rozmawiać i nadrabiać wszystko, co się w ostatnim czasie u nich działo. W Liberte było kilku stałych pracowników, kilka osób wpadało z doskoku, ale w tej branży i tak ludzie zmieniali się często, a wdrażanie każdej nowej osoby, a potem pilnowanie, czy wszystko się zgadza, było dość upierdliwe.
– Ah, mogłam zadzwonić, ale nie chciałam ci przeszkadzać. – odparła z bladym uśmiechem. Dobrze wiedziała, jak to było rano, gdy ludzie wpadali po kawę na wynos i średnio miało się czas na odbieranie telefonu.
– Jest cholernie stresujące. – zgodziła się z Willow. Świadomość, że od tego zależała jej przyszłość, też nie pomagało. Zdawała sobie sprawę, że studia pochłaniały masę środków i czasu, ale Laura była zdeterminowana. I czasami miała wrażenie, że właśnie w stresie potrafi być najbardziej efektywna.
– W takim razie… skoro ja przyszłam później, to mogę dziś zamknąć, a ty wyjedziesz wcześniej. – zaproponowała. Naprawdę chciała, by Willow znalazła czas na naukę. Zależało jej na tym, by czuła satysfakcję ze swojej decyzji, a także nauki, która tak wiele mogła jej dać. Kiwnęła głową, zgadzając się na jej propozycję, po czym wyszła z tacą wypełnioną zamówieniami w głąb kawiarni, by każdemu zanieść odpowiednią kawę.
– Hmm… – mruknęła, marszcząc nieco czoło i zastanawiając się nad słowami Willow.
– Ważne jest to, jak ty się z tym czujesz i czy to jest coś, co chcesz robić przez resztę życia. Wiesz… to jest chyba taki zawód na lata, więc musisz wiedzieć, czy ty przez te lata chcesz pobierać krew albo robić zastrzyki. – spojrzała na Hamsworth, na chwilę opierając się biodrem o barowy blat. Generalizowała, ale też nie miały tu przestrzeni do poważniejszej rozmowy. – Myślę, że twoja siostra powinna zrozumieć, że potrzebujesz odnaleźć coś, co naprawdę chcesz robić. – dodała jeszcze, bo miała wrażenie, że Alice była rozsądną i empatyczną osobą. – I nie traktuj tego jako pomyłki. To jednak jest trochę lekcja, nie? – brzmiało to może moralizatorsko i nieco couchowo, ale było w tym nieco prawdy. Skąd Willow miała wiedzieć, czy to kierunek dla niej, jeśli by nie spróbowała? A może musiała po prostu przetrwać ciężkie chwile? Nie zawsze przecież było łatwo. Zwłaszcza na studiach medycznych. A skoro się już dostała, co pewnie łatwe nie było, to musiała coś wiedzieć.
– W sumie to nie wiem. Po prostu od dawna chciałam to robić. Wydaje mi się, że to rozumiem. Są też tematy, które mnie interesują. – odparła z uśmiechem.

autor

oh.audrey

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow początkowo miała wrażenie, że też była zdeterminowana, ale wraz z nastaniem drugiego semestru czuła się przede wszystkim zmęczona. Pomimo że bardzo starała się przykładać do nauki, to często zapominała o najważniejszych szczegółach przez co otrzymywała niższe oceny.
Naprawdę? – zdziwiła się, kiedy Laura wyszła z inicjatywą zamknięcia kawiarni. – Omo! Dziękuję! – zaszczebiotała radośnie, uprzednio dwukrotnie klaszcząc dłońmi. Potem odprowadziła przyjaciółkę spojrzeniem i przez chwilę przyglądała się dziewczynie jak obsługiwała klientów. Jednak prędko musiała powrócić do własnych obowiązków, bo przed kasą ponownie pojawiła się kolejka. Dzisiejszego popołudnia Liberté tętniło życiem.
Niby masz racje – westchnęła, jednocześnie nabijając kolejne cappuccino. – Wiesz... nie przeszkadza mi robienie zastrzyków. Nie boję się krwi, ale im częściej odwiedzam szpital, tym bardziej czuję, że nie jestem do tego powołana, dlatego zaczęłam mieć wątpliwości. Nie chciałabym chodzić do pracy z miną zbitego psa – wyznała i na moment skupiła wzrok na Laurze.
Odnalezienie swojego miejsca na ziemi było niebywale trudnym zadaniem. Willow zdążyła już pracować w obsłudze klienta, jako sprzedawca, kelnerka, sprzątaczka i groomer. Na chwilę obecną najbardziej lubiła przebywać w salonie strzyżenia psów, lecz z powodu zmiany szefa coraz częściej rozglądała się za czymś nowym.
Przyjęła kolejne zamówienie i podała paragon przyjaciółce.
Ona na pewno zrozumie – nie miała co do tego wątpliwośc – ale nie chcę, aby pomyślała o mnie, że jestem niezdecydowana. Nie mogę zachowywać się jak dziecko – wyjaśniła, po czym znowu zwróciła się w stronę klienta. Uprzejmie nabiła rachunek i poprosiła o dziesięć minut cierpliwości.
Nigdy nie miałam żadnych wybitnych zainteresowań, więc pewnie dlatego mam problem – odniosła się do wypowiedzi dziewczyny, przy czym wzruszyła ramionami. Poniekąd zazdrościła Laurze trafnego wyboru kierunku studiów i szczerze trzymała kciuki za jej przyszłość zawodową oraz... – Laura – zaczęła i wykorzystując fakt, że kolejka się rozluźniła stanęła bliżej – spotykasz się z kimś? – zapytała.


Laura May Hirsch

autor

P o l a

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

– Naprawdę! I nie ma sprawy. – odparła z uśmiechem. Zależało jej na tym, by Willow mogła zrealizować swój cel, a jej pozycja w kawiarni pozwalała jej na to, by mogła jej zaoferować wyjście chwilę wcześniej z pracy. Nawet jeśli mogła to być godzina, to ona mogła pozwolić Hamsworth na wcześniejszy powrót do domu i wzięcie się za naukę o rozsądnej porze.
Powoli kiwała głową, gdy słuchała odpowiedzi Willow, w tym czasie krojąc kawałek sernika pistacjowego i ciasta inspirowanego rafaello, które wymyślił jej brat. Nałożyła porcje ciasta na talerzyki, kompletując zamówienie na tacy tuż obok siebie.
– A szpital to jedyna opcja? Co z przychodniami, prywatnymi klinikami? Nie wiem do końca, jakie są opcje, ale chyba taka mała klinika, gdzie ludzie przychodzą na… no nie wiem, mniej inwazyjne zabiegi, byłaby czymś zupełnie innym? – uniosła pytająco brew, zastanawiając się nad opcjami, jakie miała przyjaciółka. Sama nie wyobrażała sobie pracy w szpitalu, ale miała wrażenie, że to nie musiała być jedyna opcja. Laura nie miała jeszcze praktyk, czy stażu związanego ze swoim kierunkiem, więc nie mogła być pewna, że praca w biurze architektonicznym okaże się spełnieniem jej marzeń, ale wiedziała, że takie biura nie były jedynym miejscem, w którym mogła pracować. Choć innych opcji było naprawdę niewiele.
Na kolejne słowa Willow odpowiedziała tylko skinięciem głowy, zabierając się od razu za przygotowanie kolejnego zamówienia. Miały naprawdę dużo roboty w godzinach szczytu, a więc i na dłuższą rozmowę nie miały czasu.
– No nie wiem… – westchnęła. – Większość ludzi pracuje w zawodach wybranych z rozsądku albo totalnie przypadkiem. Tylko nieliczni mają szczęście robić, to co kochają. Miałam wrażenie, że lubisz pracować ze zwierzętami. – spojrzała na nią pytającym wzrokiem. Pamiętała jej opowieści o salonie groomerskim i miała wrażenie, że gdy o opowiadała o pracy w nim, wydawała się nieco szczęśliwsza.
Zaskoczenie pojawiło się na twarzy Hirschówny, gdy brunetka zadała jej pytanie. – Skąd to pytanie? – zaśmiała się, przekładając czyste talerze na półkę. Temat wcale nie był dla niej śmieszny, ale przecież nie mogła w tym momencie zacząć płakać. – Ale nie… nie spotykam się z nikim. A ty? – odpowiedziała, chcąc znać odpowiedź Willow na to samo pytanie.

Willow Hamsworth

autor

oh.audrey

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Korzystając z rozluźnienia kolejki Willow obserwowała jak Laura przygotowywała ciasta. Oba wyglądały apetycznie.
Być może – przytaknęła – właściwie nie brałam wcześniej tego pod uwagę, ale chyba powinnam się zastanowić – stwierdziła, przy czym skierowała wzrom w głąb kawiarni. Ludzi ciągle przybywało. Nawet przechodnie z ulicy notorycznie zaglądali przez witrynę, doszukując się w menu preferowanych rarytasów.
Kierunek, który wbrała Willow był bardziej wynikiem chwili i presji, aniżeli dobrze przemyślaną decyzją. Rozumiała to coraz dobitniej ilekroć sięgała po podręczniki lub uczestniczyła w zajęciach. Biorąc pod uwagę jej obecne nastawienie nawet biuro architektoniczne, w którym mogłaby pracować Laura wydawało się o wiele ciekawszą opcją. Naprawdę miała nadzieję, że jej przyjaciółka nigdy nie znajdzie się w podobnej sytuacji i nie zwątpi we własne możliwości.
Oczywiście, że lubię – uśmiechnęła się – ale do salonu też poszłam z braku większego wyboru. Potrzebowałam pracy, aby opłacić czynsz, więc złapałam się pierwszej oferty, która wydała mi się interesująca. I dobrze płatna – dokładnie wyjaśniła własne stanowisko. Nawet jeżeli ta posada sprawiała jej przyjemność, to nagła zmiana właściciela sprawiła, że warunki znacznie się pogorszyły. W ostatnim czasie czuła zbyt napiętą atmosferę, która sprawiała problem przy strzyżeniu. Każdy był nerwowy i zerkał na innych spode łba.
Oparła się łokciem o oszkloną ladę z ciastami.
Po prostu – wzruszyła ramionami – nie wypowiadasz się na ten temat, więc postanowiłam zapytać – rozwinęła się i spojrzała na Laurę przenikliwym spojrzeniem. Jednocześnie zwróciła uwagę na śmiech dziewczyny, w którym rozbrzmiała się nuta sztuczności. Wtedy Willow nieco podejrzliwie zmrużyła powieki, jednak zanim zdążyła zapytać, musiała ponownie wrócić do kasy. Kolejny klient poprosił o kawę. Przy podawaniu paragonu na moment zastygła, przez co mężczyzna przed ladą samodzielnie wyrwał z jej dłoni papierek.
Nie, nie – odpowiedziała prędko i - o losie - zaśmiała się identycznie nerwowo jak Laura. Następnie odwróciła się do ekspresu i zajęła się przygotowaniem cappuccino. – Nie spotykam się z nikim – powtórzyła. W rzeczywistości nie wiedziała czy potrzebowała przekonać Laurę czy siebie. Od spotkania z Jaydenem minęło półtora tygodnia i nadal nie wiedziała, gdzie powinna podziać myśli.
A podoba ci się ktoś? – podjęła ponownie temat, chcąc pociągnąć Laurę za język.

autor

P o l a

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

– Założę się, że jest masa opcji, tylko trzeba je znaleźć i się nad nimi zastanowić. – odpowiedziała z uśmiechem, chcąc jakoś wesprzeć Willow w jej rozterkach. – Jeśli będziesz chciała, to możemy się razem za czymś rozejrzeć. – zaproponowała, będąc gotowa, by zrobić porządny research potencjalnych miejsc pracy dla Willow. Mogła przejrzeć pisma branżowe, strony internetowe, publikacje uczelni i co tam jej jeszcze wpadnie pod rękę. Lubiła robić takie rzeczy.
– Rozumiem. – pokiwała głową. Była świadoma tego, że większość społeczeństwa podejmowała takie właśnie decyzje. Była też świadoma, że była cholernie uprzywilejowana, a dzięki pomocy rodziny mogła robić, co tylko chciała. Laura jednak lubiła osiągać swoje sukcesy sama, podejmować własne decyzje, nie czuć ciężaru wielkich oczekiwań na swoich barkach (choć i tak ten ciężar czuła). Wiele osób powiedziałoby, że mając dziewiętnaście lat, mogła sobie pozwolić na błędy, szukanie właściwej ścieżki, odnajdywanie siebie, ale… miała zupełnie inny charakter. Najpierw musiała wszystko przeanalizować, by podjąć jakąś decyzję. Chyba nikt o tym nie wiedział, ale nawet będąc jeszcze w liceum i spotykając się z Finnem, stworzyła listę „za i przeciw”, zastanawiając się, czy powinna angażować się w relację z nim.
Laura wzruszyła ramionami, słysząc słowa Willow. – Pewnie, gdyby było o czym mówić, to bym wspomniała. – przyznała, choć nie do końca była to prawda. Próbowała jednak zapomnieć o tych kilku tygodniach, które spędziła zapłakana przez to, jak bardzo skrzywdził ją Leonard.
– Mhmm… – mruknęła teatralnie i pokiwała głowy, udając, że jej wierzy. Nie potrafiła ukryć swojego uśmiechu tak samo, jak Laura. Co stało na przeszkodzie, by podzieliły się ze sobą tymi informacjami? Wstydziły się tych relacji? Nie czuły się w nich pewnie? Nie wiedziały, jak je w ogóle nazwać?
– Ostatnio… mam wrażenie, że jestem w dziwnej sytuacji, w której próbuję się zorientować. Przypadkiem poznałam jednego chłopaka, piszemy ze sobą, zaprosił mnie… no właśnie nie wiem na co, na spotkanie na dachu… jakkolwiek to brzmi. Jest miły, spokojny, dobrze mi się spędza z nim czas. – nie chciała pozostawiać kolejnego pytania Willow bez odpowiedzi, a odpowiedź akurat na to było o wiele łatwiejsza. Nie spotykała się z Sydem, dopiero się poznawali. – No i jest jeszcze jeden chłopak, znamy się z uczelni. Ostatnio też spędzam z nim zadziwiająco dużo czas jak na to, ile spędzaliśmy go razem wcześniej, czyli prawie wcale. – westchnęła i zmarszczyła nieco czoło. Nie wiedziała, co myśleć o relacji z Reggiem, ale nazwałaby to po prostu „kumpelstwem”? Tylko… który kumpel odprowadza cię do domu, wyciąga na kawę w ciągu dnia albo łapie za rękę?

Willow Hamsworth

autor

oh.audrey

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Myślę, że sobie poradzę, ale bardzo dziękuję za twoją troskę, Laura. To dla mnie ważne – powiedziała zgodnie z prawdą, czemu towarzyszył szeroki uśmiech.
Willow posiadała wąskie grono przyjaciółek, dlatego cieszyła się, że miała tak dobre relacje z siostrą Laurence. Był okres, że siedziała w kawiarni praktycznie codziennie, a dzięki pracy z Laurą czas płynął jej znacznie szybciej i przyjemniej.
Różniły się. W przeciwieństwie od Hirsch Willow nigdy nie analizowała swoich decyzji, nie bała się popełniać błędów i była skłonna zmieniać zdanie kilka razy pod rząd, a jednocześnie potrafiła porwać się naprzód pod wpływem wzmożonych emocji. Zadziwiające, że pomimo odmiennych charakterów potrafiły znaleźć nić porozumienia na rozmaitych płaszczyznach.
Pewnie i tak byś mi nie powiedziała – pokusiła się o delikatny przytyk i z dezaprobatą pokręciła głową. Zauważyła, że w oczach Laury zagubiła się dziwna, wręcz podejrzana iskra i chociaż Willow nie była przekonana co oznaczała, to natchnęło ją wrażenie, że Laura pominęła coś bardzo istotnego. Mimo tego nie miała prawa naciskać, bo sama zachowała się podobnie. Nie potrafiła przyznać się do tego, że na pożegnanie postanowiła przespać się z dawnym współlokatorem. To było niedorzeczne, dlatego ilekroć myślała o tamtej nocy, jej policzki nabierały koloru purpury. Nawet teraz.
O! – wysunęła palec ku górze, po czym potaknęła. Uważnie wysłuchała wypowiedzi przyjaciółki. Starała się dokładnie zrozumieć na czym zatrzymała się jej relacja z chłopakami, a jednocześnie zajęła się wycieraniem lady z resztek kawy. – A potrafisz określić, którego lubisz bardziej? Albo czy którykolwiek podoba ci się jako mężczyzna? – dopytała, chcąc poznać jeszcze więcej szczegółów. Laura wyglądała na odrobinę rozbitą i chociaż Willow nie była doświadczona w związkach, to przynajmniej spróbowała ją wesprzeć. – Myślę, że od takich niepozornych spotkań zaczynają tworzyć się naprawdę wyjątkowe więzi – uśmiechnęła się. – W zeszłym roku zaobserwowałam konto na instagramie pewnego baletmistrza. Och, jest niesamowicie przystojny! Od razu wpadł mi w oko, więc z czasem zaczęłam chodzić do Berenoya Hall na jego występy, a kiedy któregoś dnia przypadkiem spotkaliśmy się na korytarzu – odwróciła się w kierunku Laury i nabrała powietrza w płuca – natychmiast go pocałowałam – zaczęła żywo gestykulować rękami – wiesz... podobał mi się i chociaż to głupie, to nie mogłam się powstrzymać. Nie zostaliśmy parą, ale od niedawna próbujemy się przyjaźnić. Odwiedził mnie kilka dni temu – streściła, ale i tym razem pominęła kilka szczegółów. Mimo tego miałą nadzieję, że przekazała Laurze wszystko, co chciała ująć w swojej historii. Próbowała powiedzieć, że jej przyjaciółka również powinna pochwycić odrobinę spontaniczności i poddać się relacjom, które aktualnie brnęły ku nieznanym kierunkom.

Laura May Hirsch

autor

P o l a

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

#33

Aleksios Pipiliarodou

Uwielbiała kawiarnię Liberte, bo czuła się w tym miejscu niezwykle dobrze. Mogła tutaj zawsze do kawy i ciastka wybrać z dość pokaźnej kolekcji starych filmów jeden konkretny i go tam obejrzeć. Zawsze pasjonowały ją czarno-białe, stare filmy, bo w mniemaniu szatynki miały one swoistą duszę. Obecnie sporo filmów było tworzonych na jedno kopyto, albo na podstawie właśnie tych z przeszłości, tylko zmienione delikatnie na współczesne czasy. Wiedziała doskonale jak to wygląda, bo jej rodzice pracowali w przemyśle filmowym i choć jej tata szukał zazwyczaj jakichś sytuacji z życia innych ludzi, na podstawie czego można było stworzyć film chwytający za serce i dający do myślenia, tak jej mama jak otrzymywała propozycje roli w jakichś filmach to role te były tak powtarzalne, że wystarczyło tylko zmieniać dialogi. Sama Rosalie nie pamiętała już kiedy ostatni raz była na scenie mimo tego, że od wypadku na scenie minęło zaledwie kilka lat. Dla niej ten rozdział był zakończony, nigdy nie będzie sławna, teraz będzie weterynarzem, jednak gdy Aleksios się do niej odezwał to nie mogła mu odmówić spotkania. Współpracował on z jej ojcem, ba, przyjaźnili się i to dzięki rodzicom młoda Rose poznała mężczyznę. Oczywiście państwo Hepburn nie wiedzieli że nastoletnia wtedy ich córka zawitała na plan w godzinach wieczornych i zatańczyła tylko dla pana Pipilarodou, a potem została na noc. Dobrze wspominała tę znajomość, mimo że romans ten nie trwał zbyt długo. Ciekawa zatem była, jaką propozycję miał do niej mężczyzna teraz, po latach. Weszła do kawiarni i od razu skierowała swoje kroki ku półce z filmami, zastanawiając się co chciałaby zobaczyć w towarzystwie mężczyzny. Postawiła ostatecznie na Sabrinę z Audrey Hepburn w roli głównej, z którą była w jakimś stopniu spokrewniona podobno. Historia ta była zabawna i lekka, więc nie należało się na niej jakoś skupiać, poza tym widziała ten film już setki razy. Włożyła zatem kasetę do odtwarzacza i usiadła przy stoliku w oczekiwaniu na Aleksiosa.

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
41
188

Aktor/Producent

-

-

Post

Praca, praca, praca. Dzisiejszej spotkanie też należało do obowiązków w pracy. Będąc producentem filmowym ma się kilka przydatnych przywilejów. W końcu wykłada się środki na powstanie filmu, ale przecież liczy się na zyski, co nie zawsze jest pewne, bo film może okazać się paździerzem. Nie jest to reguła, bo paździerz też może dobrze zarobić. Aleksios będąc aktorem doskonale wiedział na co należy zwrócić uwagę przy doborze aktorów. Zawsze był mocno zaangażowany w powstanie filmów, których był producentem i udzielał się aż za bardzo. Nie zawsze mógł proponować aktorów, czasami zostawiał to komuś innemu, wierzył w ludzi, a szczególnie w ludzi z talentami.
Rosalie poznał przez jej ojca, z którym się przyjaźnił. Nie była to jakaś dużą więź między Aleksiosem, a jej ojcem, ale można śmiało powiedzieć, że nie znali się tylko z widzenia. Żartobliwie był nazywany przez jej staruszka „Pipi”, co niekoniecznie mu się podobało. Miał jednak kontakt do Rosalie i kiedy tylko myślał o aktorce do nowego filmu, to miał w myślach właśnie jej osobę. Szybki i sprawny kontakt, dobór miejsca zostawił młodej, niedoszłej artystce. Kto wie, może to właśnie Pipi będzie w stanie odmienić jej artystyczny los?
Był jako drugi, wparował do kawiarni, która miała swój klimat. Miejsce sprzyjało rozmowie, którą chciał odbyć. Nie musiał zbyt długo szukać, doskonale pamiętał jak wygląda, a przecież nie zmieniła się aż tak bardzo. Kiedy znalazł się już wystarczająco blisko niej, rzucił tylko krótkie.
- Witaj. – oficjalnie i poważnie, ale rozmowa nie miała być tylko żartem, chciał jej przedstawić poważną ofertę. Produkcja miała trafić na wielki ekran, to nie było byle co, scenariusz jeszcze nie jest gotowy w stu procentach, ale to kwestia kilku tygodni i będzie można ruszać z tematem.
- Bardzo dobry wybór. Swoją drogą zapomniałem o tym miejscu. – zajął miejsce tak aby dobrze ją widzieć, uśmiechał się co jakiś czas, bo był zadowolony z tego spotkania, to napawało go optymizmem. – Przez telefon nie powiedziałem wiele, ale ogólnie mam zamiar wyprodukować coś wielkiego. Chciałbym abyś była częścią filmu, którego będę producentem. Możliwości są dwie, ale nie powiem więcej dopóki nie zdecydujesz. – zabrzmiał tajemniczo, jego ton był normalne, ale postawa zdecydowanie dominująca, trochę chyba nawet przesadzał z tą nachalnością, był pewny swego i po prostu chciał ją w tym filmie.
- Wolałabyś rolę pierwszoplanową czy drugą? Nie mogę dać Ci czasu do namysłu, niedługo chcemy wejść na plan, a więc czas nagli. – oczekiwał na jej odpowiedź, wtedy będzie się produkował ze szczegółami.

Rosalie Hepburn

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”