WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow żyła w paranoidalnym świecie, w którym wypierała się własnych win - nawet jeżeli ewidentnie stały one po jej stronie.
W przypadku minionego spotkania z Jaydenem nie poczuwała się do żadnej odpowiedzialności, choć bez wątpienia postąpiła karygodne usiłując zabrać mu portfel. Pomimo tego uważała, że motywujące ją cele były wystarczające, aby usprawiedliwić kradzież. Przede wszystkim traktowała takie występki jako ostateczność. Żyła skromnie, odmawiając sobie wielu przyjemności. Przez brak stałego zatrudnienia miała olbrzymi problem, aby za nędzne kilkadziesiąt dolarów przeżyć cały miesiąc. W dodatku nikt nie chciał w zespole osoby, charakteryzującej się niezdarnością; osoby, która wielokrotnie się myliła i postępowała w rytm serca.
Willow nie interesowało to, co Jayden robił w parku. Nawet nie przypuściła, że mógłby mieć jakikolwiek związek z psem, który znajdował się na końcu paska jej torebki. Zanim zdążyła nad czymkolwiek się zastanowić, wysmarowała bezą całą twarz chłopaka.
Na początku zamierzała wyglądać groźnie. Ściągnęła brwi, zmrużyła powieki, przez co automatycznie podniosły się jej kości policzkowe oraz w grymasie zacisnęła usta. Ostatecznie, przyglądając się Jaydenowi i kawałku kruchego ciastka, które spływało z jego skóry, nie mogła ukryć satysfakcjonującego drgania warg. Nie minęła chwila, a wybuchła gromkim śmiechem, uprzednio wytykając paluch w stronę chłopaka i nerwowo stąpając z nogi na nogę. Brzmiała bardziej jak bizon, aniżeli dobrze wychowana, młoda kobieta.
- Ta beza kosztuje cię sześćset dolców! - krzyknęła triumfalnie w momencie, w którym w końcu zdążyła się opamiętać. Starła z prawego oka wesołą łezkę, po czym zaczęła zlizywać krem z palców. W międzyczasie spojrzała na psa. Zwierzę ewidentnie cieszyło się na widok Jaydena, przez co na twarzy Willow ponownie pojawił się grymas.
- Coco - zwróciła się do czworonoga, słysząc, że właśnie takie imię wypadło z ust chłopaka.
Nie chciała oddawać tego uroczego kundelka w łapska nieznajomego. Po ostatnich wydarzeniach w jej wyobrażeniach odbiegał od wizerunku dobrego i empatycznego właściciela, dlatego intuicyjnie spróbowała pociągnąć Coco do siebie. Jednak zwierzę ani drgnęło, a wręcz parło, aby dobyć łapami kolan Jaydena. Willow ponownie szarpnęła paskiem, ale pies na ten gest odpowiedział z dwukrotnie większą siłą. Rzucił się naprzód, a ona, zaskoczona taka gwałtownością, runęła za nim niczym bezwładna deska. Wypuściwszy z rąk torebkę oraz prowizoryczną smycz upadła na chłopaka w skutek czego oboje wyłożyli się na ścieżce.
Dla Willow upadek nie był bolesny, choć gdy usiłowała podnieść się z klatki piersiowej Jaydena, mimowolnie jeknęła. Przez parę sekund czuła się obezwładniona przez poczucie szoku i dezorientacji. W końcu mechanicznie i zupełnie bezwiednie, usiadła okrakiem na biodrach chłopaka.
Coco zaczął zlizywać krem z jego czoło, a ona będąc świadkiem tego wszystkiego, ponownie zaczęła rechotać.
Na moment jakby zapomniała, że poznali się w niefortunnych okolicznościach i winna była mu dalszą nienawiść. Przez absurdalny, wyłącznie sobie znany motyw, beztrosko cieszyła się widokiem zadowolonego psa i jego mniej zadowolonego właściciela.
Niespodziewanie nachyliła się nad głową Jaydena w taki sposób, że jej włosy kaskadą spłynęły mu na policzki. Wkrótce również były brudne. Następnie palcami obu dłoni odgarnęła ciemne pasma i zaczęła pozbywać się kremu z jego skóry. Nie wtedy myślała o tym, że mógł w każdej chwili wybuchnąć; z impetem zrzucić ją z siebie; okrzyczeć lub uderzyć. W tamtym momencie w głowie miała jedynie widok swojego ulubionego ciastka, a w ustach słodki smak bezy.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Tymczasem Jayden twardo stąpał po ziemi, choć zdarzały mu się chwilę zapomnienia, w których ulegał nie tylko dziecięcym pragnieniom, ale przede wszystkim głupim pomysłom. Te bardzo często zakrawały o szaleństwo, jeszcze częściej będąc tak bardzo nieodpowiedzialnymi i niebezpiecznymi, że dziwnym było, iż chłopak wciąż jeszcze stąpa po ludzkim padole; nawet kot miał tylko dziewięć żyć.
W przypadku minionego spotkania z Willow całą odpowiedzialność zrzucał na nią, choć kiedy z większym dystansem spojrzał na całą sytuację, doszedł do wniosku, w którym uznawał odrobinę swojej winy - mógł obejść się z nią delikatniej. Niezależnie od tego, jak się zachowywała i jak bardzo go wkurwiła, wciąż była dziewczyną, a z tymi zwykł obchodzić się subtelnie. Nie był pewny, co wówczas w niego wstąpiło, ale przez kolejne dni nadal chodził poddenerwowany, jednocześnie nie potrafiąc skupić myśli; z czymś takim do czynienia miał poraz pierwszy, dlatego tym ciężej było mu się z tym oswoić.
W zasadzie nawet nie zdążył tego zrobić, bo los po raz kolejny postanowił postawić na jego drodze niesforną małolatę. Z tego, kto rzucił w jego twarz bezą, zdał sobie sprawę w momencie, gdy słowa wydobyły się spomiędzy kształtnych, różowych ust. I wcale nie było tak, że pamiętał jej głos czy śmiech, choć ten wydawał się być charakterystyczny, nawet jeśli nie pasował do tak drobnej postaci jak ona, wszystko rozbijało się o te sześćset dolarów, które miał w portfelu.
- To jakaś kpina - stwierdził, choć słowa te wypowiedział bardziej do siebie niżeli dziewczyny. W jednej sekundzie złość o jakiej chciał zapomnieć na nowo zagotowała krew w żyłach szatyna. Odruchowo zacisnął dłonie w pięści, smycz którą trzymał wrzynała mu się w skórę wywołując ból, jednak pod jego wpływem zdenerwowanie nie minęło, wręcz przeciwnie - pogłębione zostało, kiedy w powietrzu rozbrzmiało imię psa, na co ten wesoło zaszczekał. Wtedy też Jayden uświadomił sobie, że brzydal był tu razem z nią. Odzyskawszy częściowe pole widzenia przez otarcie sobie oczu, spojrzał w dół dostrzegając prowizoryczną smycz.
- Kurwa, teraz ukradłaś mi psa - oznajmił, a w jego głosie wybrzmiało niedowierzanie, któremu towarzyszyło ściągnięcie brwi; tym zabawniejszy był to gest, że osiadł na nich krem. To była większa niedorzeczność niż oskarżenie go o bycie pojebem tylko dlatego, że dał spory napiwek. Kolejny kawałek lekkiego, niczym puch, ciasta zsunął się z jego policzka, lądując na nowych vansach, co wywołało natychmiastową reakcję zwierzaka - ten rzucił się ku tymczasowemu właścicielowi, pociągając za sobą brunetkę.
Upadek był na tyle bolesny, a jednocześnie niespodziewany, że na kilka sekund pozbawił Jayden'a oddechu. Plecami uderzył o brukowaną ścieżkę, szorując po niej skórą i tylko refleks uchronił go przed huknięciem głową, co mogło wiązać się z utratą przytomności.
- Ja … - westchnął ciężko, próbując coś powiedzieć, jednak nie był w stanie. Opuścił zrezygnowany głowę, zamykając oczy, postanowił dać sobie chwilę, by nie tylko unormować oddech, ale przede wszystkim odzyskać głos. Wtedy też poczuła ruch. Brunetka odciążyła - choć wcale wiele nie ważyła - jego klatkę piersiową, dzięki czemu mógł zaczerpnąć większą ilość powietrza, siadając na nim okrakiem. To była kolejna niedorzeczność, a los uparcie chciał jeszcze bardziej doświadczyć Hemsworth'a, bo sekundę później Coco zaczął lizać go po czole. Początkowo każda z tych nowych doznań wywoływało coraz większe spięcie mięśni oraz zdenerwowanie, ale w momencie kiedy Willow zaczęła się śmiać, sam do niej dołączył. Podświadomie wiedział,że nie ma sensu z tym walczy, na! nawet nie miał na to sił. Był zmęczony, bo wciąż domykał ostatnie sprawy związane ze studiem, niewyspany, ponieważ od rana pupil dawał mu się we znaki i zwyczajnie rozeźlony, choć odpowiedź na ten stan zupełnie do niego nie pasowała. Oparł się na łokciach, spojrzeniem odszukując twarzy nieznajomej, zupełnie nieświadomy tego, jak blisko się znajdowała.
Otwierając oczy dostrzegł ją, pochyloną nad nim. Brązowe kosmyki włosów opadały kaskadami, sprawiając, że powietrze wypełnił słodki zapach arbuzowej gumy balonowej, jednocześnie oddając im intymność chwili. To, co poczuł w tym właśnie momencie było czymś dziwnym i niezrozumiałym. Serce w jego piersi drgnęło. Wpatrując się w nią rozwarł delikatnie wargi, a widząc jej płochliwe spojrzenie, opamiętał się.
- Dlaczego ukradłaś mi psa? - zapytał znienacka, zaraz dodając - Boże, nie jedz tego, głupia! - nieco surowej, kiedy na palce wzięła trochę bezy z jego twarzy z zamiarem wpakowania sobie do buzi.

autor

-

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow wbrew pozorom była prosta w obyciu. Stawiała sobie małe cele w pierwszej kolejności dążąc do zaspokojenia własnych potrzeb fizjologicznych. W tle pragnęła również miłości: potężnej, nieprzerwanej i porywistej, niczym korony drzew poddane wietrznej pogodzie.
Na stwierdzenie Jaydena odnośnie kradzieży psa, Willow odruchowo spojrzała najpierw na własną dłoń, w której dzierżyła prowizoryczną smycz, a następnie na kędzierzawego kundelka. Potem zwróciła oczy ku twarzy chłopaka.
Wyglądał karykaturalnie ze słodkim kremem w brwiach i na skórze, jednak oskarżenia jakie wysnuł były zbyt pochopne, aby chciała z nim wchodzić w dalszą interakcję.
Pociągnięcie Coco, brudne buty Jaydena i niezdrowy upór Willow ostatecznie zmieniły cały przebieg spotkania, niejako zmuszając ich do ponownego przekroczenia granic. Po raz pierwszy zostały one nadszarpnięte w kawiarni, kiedy niepostrzeżenie wyciągnęła mu portfel z kurtki; drugi, gdy wylądowała w fontannie, a trzeci nawiązywał do bezpośredniego kontaktu Jaydena z bezą.
Teraz Willow siedziała na jego biodrach i niestabilnie drżała pod wpływem własnego śmiechu. Zamilkła w momencie, w którym usłyszała radosne odgłosy, wydawane przez samego nieznajomego. Wówczas mimowolnie oparła dłonie na jego żebrach, usiłując spomiędzy rozkruszonej bezy dostrzec te wszystkie wesołe rysy, jakie wkradły się na jego dotąd spiętą twarz. Wyglądał inaczej bez ściągniętych brwi, z przymkniętymi powiekami, zadartymi kącikami ust i uniesionymi kośćmi policzkowymi; wyglądał przyzwoicie i niegroźnie, a przygnieciony ciężarem jej nóg również bezbronnie – to mylne, bo przecież był silniejszy.
Willow nie wiedziała o tym, że Jayden był po prostu zmęczony, dlatego źle definiując zachowanie chłopaka, nachyliła się i zaczęła ścierać krem z jego policzków. Robiła to niestarannie, uprzednio niejednokrotnie zbyt mocno ciągnąc skórę. Przestała, kiedy niespodziewanie wspiął się na łokcie i znalazł się raptem kilka milimetrów od jej twarzy. Oczy miał ładne: duże i niebieskie z niespotykaną złotą łuną, w których straciła spojrzenie dłużej, niż wypadało. W pewnym momencie gwałtownie usiadła prosto. Na jej policzkach pokazały się blado-różowe rumieńce. Nie przywykła do takiej bliskości.
- Nie ukradłam twojego psa. Znalazłam go – wyjaśniła skrótowo, trochę nazbyt nerwowo, po czym podrapała się po podbródku, zostawiając na nim kawałek bezy. Gdy spostrzegła krem na palcu, intuicyjnie skierowała go w stronę własnych ust. Wtem zatrzymała dłoń, bo powietrze przeszył głos Jaydena. Cmoknęła, spoglądając na niego z powracającą rezerwą.
Dlaczego? To przecież marnotractwo. Ta beza jest warta sześćset dolców – przypomniała, a w tonie Willow rozbrzmiała się nienaturalna dla jej osoby powaga. Nagle wepchnęła sobie połowę palca do buzi i oblizała z niego cały krem, jednocześnie efektownie się przy tym delektując. Następnie tą samą dłonią po raz kolejny starła resztkę kremu z twarzy Jaydena i niespodziewanie… wpakowała mu swój palec pomiędzy wargi.
Dobre? – zapytała niesłychanie rozbawiona, kolejny raz chyląc się ku twarzy chłopaka, jednak tym razem zadbała o to, aby pomiędzy nimi pozostała przyzwoita odległość. Wyciągnęła opuszek z jego buzi, omyłkowo zahaczając paznokciem o dolną wargę.
Coco cały czas krążył wokół nich, czekając na kolejną szansę, aby posmakować bezy. Wesoło przebierał łapami i merdał ogonem. Zaszczekał dopiero w momencie, w którym zauważył parę z innym psem na smyczy. Podbiegł do nich, a Willow mimowolnie podążyła za nim spojrzeniem, jednocześnie po raz kolejny zapierając się brudnymi rękami o klatkę piersiową Jaydena. Wyczuła, że był dobrze zbudowany.
Dlaczego taki brzydki właściciel ma takiego uroczego pieska – powiedziała znienacka, prawdopodobnie nie zdając sobie sprawę, że jej myśli odnalazły ujście na zewnątrz.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Niedorzeczność. Było to słowo idealnie pasujące do dziewczyny, która obecnie okupowała jego biodra swoim ciężarem - ten, nie wiedzieć czemu, zupełnie mu nie przeszkadzał, choć gdyby cofnąć się kilka minut wstecz upierał się przy tym, że gdy spotka ją kolejny raz - wierzył w to, iż Seattle to gruncie rzeczy małe miasto - nie ręczy za siebie. Tymczasem pozwolił, aby wdarła się w granice, które tylko on mógł przekraczać, zmieniając układ sił, chociaż taki obrót sprawy, podyktowany był przypadkiem.
Wpatrywał się w nią z nieukrywanym zainteresowaniem, spojrzeniem niebieskich tęczówek sunąć od łagodnych rysów twarzy, przez delikatne usta - na pewno smakowały słodko! - i lekko zadarty nosek, po oczy w kolorze ciepłego brązu, w których czaił się ten charakterystyczny błysk. Zawsze uważał, że jest on zarezerwowany dla dziecięcej naiwności lub otumanionego alkohol umysłu, jednak jej bardzo pasował, dodając uroku. Tym niewątpliwie się odznaczała, na swój, intrygujący sposób.
Wspinając się na łokcie zmniejszył dzielący ich twarze dystans, a ona niczym spłoszona łania - to porównanie idealnie wydawało się do niej pasować - uciekła, prostując plecy. Mimowolnie, w pytającym geście uniósł prawą brew, nie do końca rozumiejąc jej zachowanie, bo przecież to ona przy każdym z ich spotkań, naruszyła jego przestrzeń - po raz pierwszy w kawiarni, kiedy postanowiła go okraść, później w fontannie, gdy zmusiła, by on to zrobił (wbrew sobie), no i teraz, wpadając na niego.
- Poważnie? To dlaczego mnie nie szukałaś? - zapytał, na chwilę swoją uwagę skupiając na dłoni brunetki, w której znajdowała się prowizoryczna smycz, spojrzał na nią wymówienie, po czym wciąż z tym samym wyrazem, który obejmował również mimikę twarzy Jayden'a utkwił jasne tęczówki w oczach dziewczyny. Oczywiście pytanie to było poniekąd irracjonalne, bo sam szukał Coco i przez prawie pół godziny nie udało mu się odnaleźć psa. Zbyt śmiało chciał porzuć nadzieję na rzecz myśli, że ktoś go znalazł i odwiózł do schroniska, po których gotów był jeździć. Na szczęście zwierzę było całe, zdrowe i do tego zadowolone. Hemsworth odetchnął z ulgą, nie chcąc nawet myśleć o tym, co Sirius by mu zrobił, gdyby jednak okazało się, że brzydala postanowił ktoś przygarnąć i nie oddać. Skrzywił się subtelnie, aczkolwiek adekwatnie do słów, które zaraz wydobyły się pomiędzy różowych warg złodziejki, nawet jeśli jego reakcja w żadnym wypadku nie stanowiła odpowiedzi na nie. Tej chciał udzielić po chwili, sugerując, że jak tak bardzo chce bezy, to gotów jest kupić jej nową, otwierał już nawet usta, gdy ta bezczelnie wpakowała w nie swój palec, na którym znajdowało się odrobinę kremu.
- Głupia jesteś?! - zapytał, jednocześnie pozbywając się tej łagodności, jaka do tej pory towarzyszyła ich spotkaniu. W momencie kiedy nieświadomie zahaczyła paznokciem o jego dolną wargę, chwycił ją za nadgarstek i choć ona starała się zachować dystans między ich twarzami, on po raz kolejny go naruszył. Zbliżył swoje usta do jej. - Ty wiesz, że pocałunek powinien wyglądać inaczej? - kolejne pytanie, tym razem okraszone zawadiackim uśmiechem, opuściło jego wargi. Te, sekundę później znalazły się jeszcze bliżej tych należących do dziewczyny. Ciepły oddech Jayden'a rozbijał się na jej skórze, natomiast chłopak, trzymając ją, nie pozwolił tym razem na ucieczkę.
Po raz kolejny go zirytowała, tym razem wkraczając na naprawdę niepewny grunt. Nie lubił tego typu zachowań, nawet jeśli w przypadku Willow było niezwykle urocze i niewinne. Był wręcz pewien, że jej gest był naturalnym odruchem, a nie złośliwością, lecz mimo tej świadomości nie mógł powstrzymać fali gorąca jaka przeszyła jego ciało, wywołując złość.
- Zważaj sobie, bo nie jestem zbyt cierpliwy - ostrzegł, ostatecznie ją puszczając, kiedy w czekoladowych tęczówkach dostrzegł bliżej nieokreślone, wręcz ciężkie do zidentyfikowania emocje. Puścił delikatne nadgarstki z ciężkim westchnieniem.
- Jesteś taka irytująca - mruknął bardziej do siebie niżeli Will, kręcąc przy tym z niedowierzaniem głową. Nigdy wcześniej nie spotkał kogoś podobnego na swojej drodze, a przecież w życiu, może ciut krótkim jeszcze, poznał wielu ludzi. Ponownie przymknął powieki, nadal czując zmęczenie, otworzył je dopiero kiedy w przestrzeń między nimi wybrzmiało pytanie. Odruchowo spojrzała na Coco, pozwalając by na jego twarzy pojawił się grymas.
- Jestem jego tymczasowym właścicielem - powiedział zgodnie z prawdą - i brzydal nie jest uroczy, jest wrzodem na dupie - dodał i choć słowa te nie brzmiały przyjemnie, to rozbrzmiewała w nich nuta rozbierania. Mimo tego, co wyczyniał psiak, był naprawdę wdzięcznym i lokalnym przyjacielem dla Siriusa, a to miało dla Hemsworth'a wartość większą niż jego uroda, a raczej jej brak.

autor

-

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow była pełna niedorzeczności. Wszystkie jej cechy charakteru składały się w to konkretne słowo, tworząc jednocześnie całą definicję tej dziewczyny. Potrafiła popadać ze skrajności w skrajność: płakać z powodu zbyt intensywnego słońca oraz cieszyć się z chłodnego deszczu, śmiać się do rozpuku na dramatach i czerwienić na komediach; z jednej strony starała się być uczciwa w stosunku do innych ludzi, a z drugiej wyciągała Jaydenowi portfel z kieszeni i uciekała w głąb miasta, ostatecznie kończąc w brudnej fontannie.
Teraz, zupełnie nieadekwatnie do własnych przekonań, siedziała okrakiem na obcym mężczyźnie po środku ścieżki w miejskim parku. Próżno było poszukiwać w Seattle, jak i w całym stanie Waszyngton, drugiej takiej osoby. Jayden Hemsworth właśnie się o tym przekonywał.
Szukałam – odparła natychmiast i nieco obruszyła się, słysząc durną insynuację w jego głosie. Zabawnie nadymała policzki, po czym ze świstem wypuściła z nich powietrze, jednocześnie ściągając brwi. – Szukałam cię, Sześćset Dolców – powiedziała to głośno i wyraźnie, zwracając się do Jaydena nowym przydomkiem.
Willow nie przejmowała się drobnoustrojami. Miała niebywale odporny organizm, który odpierał infekcje, dlatego wkładanie brudnych palców do ust stanowiło dla dziewczyny codzienność. W sierocińcu często zapuszczała się razem z rówieśnikami na pobliskie działki, gdzie wykradali, a następnie zjadali słodkie, niemyte owoce, dzieląc się kęs po kęsie. Miała nawyki, które trudno było zmienić, więc w pierwszej chwili nie zrozumiała reakcji Jaydena, uważając, że nie robiła niczego złego.
Wzdrygnęła się, słysząc jego nagły, ostry ton, którym zwracał się do niej podczas ucieczki z kawiarni. Odruchowo spięła ramiona, wręcz gotowa wstać z tej wygodnej, aczkolwiek dwuznacznej pozycji. Właśnie zabierała rękę, chcąc wspomóc się przy wstawaniu, kiedy niespodziewanie Jayden zamknął ją w śmiałym, gorliwym uścisku. W pierwszej chwili jęknęła, zaskoczona taką śmiałością i szarpnęła ręką w swoim kierunku. W drugiej, gdy zrozumiała, że nie była zdolna się uwolnić, obarczyła go rozjątrzonym spojrzeniem, będącym mieszanką zaskoczenia i lęku. Intuicyjnie próbowała odchylić się do tyłu, jednak jego uścisk skrępował ją do cna. Nie mogła oddalić się bardziej, niż na odległość dwóch centymetrów, które prędko zminimalizował na tyle, że dopadł ją dyskomfort.
Po-Pocałunek? – powtórzyła, nie bardzo rozumiejąc, co miał na myśli. Wkrótce dreszcz objął skórę Willow, gdy jego gorący oddech odbił się na jej lekko rozchylonych wargach. Mimo tego z uporem wciąż przyglądała się jego błyszczącym, błękitnym oczom, które w tamtym momencie nosiły w sobie oznakę wzburzonych fal - porwały ją gdzieś na środek bezdennego oceanu. Dryfowała samotnie, pośród nieznanych myśli i przenikliwego spojrzenia chłopaka.
Czuła paraliż; czuła że odebrał jej oddech w piersi, czuła się zdominowana kwaśnym zapachem limonki i słodkim bezy; czuła się niebywale słaba i niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu, ale pomimo tego podjęła jeszcze jedną desperacką próbę. Szarpnęła ręką, uprzednio mocno zaciskając palce w pięść. Nie puścił, przez co miała wrażenie, że skóra, której tak zapalczywie dotykał zaczynała parzyć.
Dopiero kiedy Jayden puścił, organizm Willow przypomniał sobie o funkcjach życiowych: przywrócił bicie serca, ruch klatki piersiowej, a także wprawił jej ciało w chwilowe, spazmatyczne drżenie. Natychmiast rozmasowała dłoń i początkowo odwróciła głowę nie chcąc, aby zobaczył jej twarz skutą w dezorientacji i szoku. Życie Willow było niemal pozbawione cielesnych kontaktów z mężczyznami, dlatego nie była pewna, jak powinna się zachować w tamtym momencie. W końcu jednak odzyskała rezon i ponownie zrównała ich spojrzenia. Była przede wszystkim uparta, co mógł już zauważyć podczas ich pierwszego spotkania, i nie mogła pozwolić, aby zauważył, ile emocji wywołała w niej jego nagła bliskość, jego śmiałość i butność.
Nabrała powietrza i znienacka przycisnęła dłonie do bicepsów chłopaka, jednocześnie wspinając się na kolana. Naparła na niego całą swoją siłą - chociaż doskonale wiedziała, że nie miałaby żadnych szans w bezpośrednim starciu. Jayden był wysoki i dobrze zbudowany. Pod opuszkami palców była w stanie wyczuć jego pracujące mięśnie, a pomimo tego i tak zdecydowała się zaprezentować ofensywną postawę. W ten sposób zamierzała spróbować uchronić się przed kolejnym, ewentualnym zbliżeniem.
Nie dałabym ci nawet kamienia do przypilnowania – odparła podobnym tonem, co on. Włosy Willow po raz kolejny zsunęły się z ramion i dotknęły policzków Jaydena. Nadal miejscami zalegał na nich krem.
Spoglądała chłopakowi prosto w oczy, w których przez promienie wczesnowiosennego słońca mieniły się różne odcienie błękitu. W takim wydaniu był naprawdę przystojny. Niegrzecznie wodziła po lekko piegowatym nosie, gęstych brwiach, wyraźnych kościach policzkowych i szczęce.
W końcu kontakt wzrokowy przerwała jako pierwsza. Odbiła się dłońmi od jego ramiom, po czym wstała i złapała prowizoryczną smycz do której przypięty był Coco. Pośpiesznie wypuściła psa i ponownie przymocowała pasek do własnej torebki. Następnie otrzepała nogi z kurzu, po czym spróbowała wsmarować w dłonie resztkę zalegającej na niej bezy.
Sześćset dolców – zwróciła się do chłopaka. – Powinieneś odkupić mi telefon. Tamten jest zalany – powiedziała, a ton głosu Willow brzmiał nienaturalnie poważnie. Zacisnęła obie ręce na pasku torebki i spojrzała na Jaydena z niebywałą zaciętością. Potem, zupełnie niespodziewanie szeroko się uśmiechnęła tak, jak zwykła to robić codziennie; tak, jakby wszystko co powiedziała było żartem. Wytknęła palec w jego stronę. – I bezę. Bezę też powinieneś mi odkupić. To moja ulubiona.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Słysząc w jaki sposób dziewczyna zwróciła się do niego, mimochodem uniósł do góry prawą brew, lecz nie była to oznaka zaskoczenia, ani nieme pytanie, bo doskonale wiedział, dlaczego akurat sześćset dolców. W zasadzie ciężko było odczytać malujące się na twarzy Jayden'a emocje, które tym razem skrył za maską obojętności; tylko ta umięśniona brew. Lepiej, żeby Willow nie zaprzątała sobie myśli, tym, na co mógłby wskazywać ten prosty gest. Z drugiej strony czy miał on jakiekolwiek znaczenie dla ich rozmowy, która obecnie kręciła się wokół psa? Coco wciąż wesoło dreptał, czasem wykorzystując to, że para była tak zajęta sobą, by nie zwracać na niego zbytniej uwagi - raz liznął szatyna, zjadając kolejną porcję kremu z bezą, by w następnej kolejności oddalić się bardziej niżeli było mu dozwolone, zaczepiając inne zwierzaki, które właśnie przechodziły obok. Ich właściciele z niezdrowym zainteresowaniem przyglądali się, jakby oburzeni, Jayden'owi i Willow, bo dziewczyna nadal na nim siedziała, w zasadzie w bardzo dwuznacznej pozycji. To mogło budzić nieczyste myśli, chociaż wstydzić powinien się ten, komu takowe przychodziły do głowy.
Wzdrygnęła się, na co zareagował automatycznie, wypychając biodra do przodu, co było absolutnie nieadekwatne do odczuć brunetki, którą ogarnęło coś na kształt strachu. Ten, jak zwykle wywoływał natychmiastową reakcję, wymuszając ucieczkę, jednak Jayden zbyt mocno trzymał nadgarstki Willow, aby jej na nią pozwolić. Mimo zacięcia, jakie go w tym momencie charakteryzowało, wciąż starał się obchodzić z dziewczyną delikatnie, a przyjemniej wkładać mniej siły we własne gesty, by przypadkiem nie zrobić jej krzywdy. Wydawała się taka delikatna i krucha, a jasna karnacja oraz ciemne włosy sprawiały, że na myśl przywoływała postać porcelanowej laleczki. Jej wygląd był idealnym kontrastem dla charakterku, którym niewątpliwie się odznaczała, chociaż w momencie kiedy wspomniał o pocałunku, a na bladych policzkach pojawiły się czarowne, wręcz bordowe plamy, zdziwił się. Nie sądził, że wspomnienie o czymś tak błahym, może doprowadzić do zawstydzenia. Sam lubił się całować, było to przyjemne urozmaicenie rozmowy, zwłaszcza jeśli dziewczyna nie miała nic ciekawego do powiedzenia. Z resztą, doskonale pamiętał okoliczności, w których po raz pierwszy poznał smak dziewczęcych ust. Miał wówczas dziewięć lat i wcale, w przeciwieństwie do rówieśników, nie uważał, że dziewczyny są okropne. Ta jego nie brzydziła się robaków, a kiedy szarpał ją za włosy, zamiast krzyczeć odpłacała mu się szczypnieciem w ramię lub policzek.
- Pocałunek - powtórzył, tym razem jeszcze bardziej dosadnie, zupełnie ignorując zmieszanie, jakie ogarnęło brunetkę, natomiast dla podkreślenia tego słowa ułożył usta w dziubek wydając z siebie kilka cmoków, co wyglądało nader zabawnie, zwłaszcza, że wciąż był upaćkany bezą. Czując w buzi słodki smak, oblizał wargi, na których znajdowało się odrobinę kremu. Sam obecnie nie doświadczał tego wszystkiego, co czuła Willow, nawet jeśli pewnego rodzaju napięcie lekko spinało jego zmęczone mięśnie. Uśmiechnął się nieco chytrze, kiedy dziewczyna po raz kolejny próbowała się wyrwać, na co ponownie nie pozwolił, lecz ostatecznie sam ją puścił.
Dziwak z niej. pomyślał, jednocześnie uświadamiając sobie, że rzadko kiedy jakaś panienka zachowuje się w jego towarzystwie w takim sposób, a tym bardziej próbuje uciec; w tym wyjątkowym przypadku również spojrzeniem. Było to dla niego coś niezrozumiałego, wręcz absurdalnego. Nic więc dziwnego, że pomyślał o niej, jak o nie do końca zdrowej na umyśle, chociaż wniosek ten nasunąć powinien się już podczas ich pierwszego spotkania, tyle tylko, że dotyczył dwóch odmiennych kwestii, a ta obecna uderzała w ego Hemsworth'a.
Wyszedł naprzeciw brązowemu spojrzeniu, w którym majaczył upór. Dla niego niego samego zakrawał on niekiedy o głupotę, zupełnie, jak wtedy, kiedy postanowiła wejść do fontanny. Na wspomnienie tamtej sytuacji pokręcił z dezaprobatę głową, uśmiechając się przy tym znacząco, ale dla Will niezrozumiale. Oczywiście mogła odebrać to tak, jakby przejrzał jej uczucia i właśnie się z nich naśmiewał, co było wierutnym kłamstwem. Może i był dobrym obserwatorem, jednak nie potrafił odczytywać ludzkich emocji, skupiając się głównie na własnych, a do tego przede wszystkim tych pierwotnych, które miały za zadanie zaspokoić jego główne potrzeby - seks, pragnienie i głód.
Ciężko byłoby ukryć zaskoczenie, jakie wymalowało się na twarzy Jayden'a, kiedy brunetka niespodziewanie ułożyła dłonie na górnej części jego ramiona, opierając na niej cały ciężar swojego ciała, który dla chłopaka wciąż nie stanowił żadnej przeszkody. Niemniej czuł się trochę rozbawiony utrzymując ją w fałszywym poczuciu władzy, jakiej nad nim nie miała - przynajmniej nie teraz. Posłał jej pytające spojrzenie, któremu towarzyszyło uniesienie kącików ust.
- No widzisz, a ktoś dał mi psa - odpowiedział, niczym małe dziecko wystawiając jej język, nieświadomie upodabniając swoje zachowanie do tego, jakie prezentowała dziewczyna. Choć zastanawiającym był u niej ten wyraz twarzy i spojrzenie, którym się w niego wpatrywała. - Spodobało ci się coś? - zapytał, nie mogąc darować sobie nieco aroganckiego tonu, którego głównym zadaniem miało być ponowne zawstydzenie Willow. Zauważył, że z zarumienionymi policzkami wyglądała nie tylko uroczo, ale przede wszystkim ładnie; prawdopodobnie jemu się coś spodobało.
- Wyjaśnijmy sobie coś - oznajmił, ponownie przyjmując butną postawę, kiedy tylko stanął na nogach - Powinienem wziąć prysznic, a dopiero później mogę pomyśleć o czymś innym, także masz wybór - kontynuował, przywołując Coco do siebie, zapiął mu smycz. - Idziesz ze mną, a później pojedziemy po ten telefon i bezę, albo idziesz sobie stąd - miał nadzieję, że tym razem wykaże się większym rozsądkiem.

autor

-

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Sześćset dolców było jedynym odnośnikiem do Jaydena na jaki w tamtym momencie wpadła. Pomimo drugiego, niespodziewanego spotkania nadal się nie poznali swoich imion i żadne z nich nie wyszło z inicjatywą, aby to zmienić. Willow widziała w nim człowieka, który pochopnie wydawał pieniądze i zniszczył jej telefon, a on postrzegał ją jako złodziejkę. Taka relacja w niczym nie przeszkadzała, wciąż pozostawiała wiele możliwości i jednocześnie nie pozwoliła przekroczyć personalnych granic: nie wiedzieli gdzie siebie poszukiwać, w jakich dzielnicach Seattle winni byli zachować ostrożność i jak wywoływać siebie pośród tłumu. Jayden był jej identycznie obcy, jak ona jemu, dlatego zignorowała uniesioną brew chłopaka, która mogła oznaczać dosłownie wszystko. Miał prawo myśleć to, co chciał i nie zamierzała próbować wpłynąć na jego opinie.
Gdy wypchnął biodra, intuicyjnie uniosła się wyżej, chcąc uniknąć niewygodnego zbliżenia. Nie wiedziała czy ten odruch był wywołany impulsem, czy premedytacją, jednak widząca nad Willow konsternacja nie pozwoliła jej wydusić z siebie słowa. Zrobiło się dziwnie - a przynajmniej w jej odczuciu. Poprzednia beztroska i wręcz nienaturalna wesołość ustąpiła miejsca podejrzanemu napięciu. Przestała czuć się komfortowo w towarzystwie Jaydena, bo nagle zrobił się niebywale osobliwy. Uśmiechał się przebiegle, ukazując szereg prostych, białych zębów, w szczelnym uścisku zamknął jej drobną dłoń, uprzednio podciągając się i rozbijając gorący oddech o usta dziewczyny. Potem ponownie się odsunął i tkwiąc w granicach absurdu ułożył wargi w dziubek. Wyglądał uroczo. Nie spotkała jeszcze mężczyzny, który leżąc po środku ścieżki, wysmarowany bezą zaczął znienacka cmokać. Mimo tego nie zaśmiała się, lecz mocniej ściągnęła brwi, pozwalając policzkom objąć się jeszcze intensywniejszym rumieńcem, po czym ułożyła usta w podobny sposób. W pierwszej chwili niezdarnie cmoknęła, papugując tym samym Jaydena. W drugiej nerwowo pokręciła głową. Mimowolnie pomyślała o pocałunku z tym butnym i aroganckim chłopakiem, którego wargi naznaczone słodkim kremem wyglądały bardzo apetycznie.
Ona nie pamiętała swojego pierwszego pocałunku, choć wyobrażała go sobie jako okaz dziecięcej niewinności. Niestety nie miała pewności, że w ogóle wydarzył się przed okresem mieszkania w sierocińcu, dlatego niechętnie wracała wspomnieniami do persony grubego i piegowatego Theodora Rupertha, który niefortunnie upadł na nią na korytarzu w czwartej klasie.
Gdy odzyskała rezon, choć jej twarzy nadal towarzyszyło zmieszanie, naparła na ramiona Jaydena.
- Nie. Wyglądasz jak ogr - rzuciła. Drżący, nieco chrapliwy ton Willow świadczył o tym, ze próbowała kłamać. Niestety, gdyby tylko Jayden posiadał taką umiejętność, zarówno emocje, jak i intencje można było łatwo odczytywać z oczu dziewczyny.
Z odległości dwóch metrów obserwowała, jak nieznajomy zapiął Coco na smycz, po czym ponownie zwrócił się w jej stronę. Wówczas po raz kolejny mocniej zacisnęła dłonie na pasku od torebki, jednocześnie siląc się na szeroki uśmiech. Gdy skończył wypowiedź mimowolnie rozszerzyła wargi, jakby nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie powiedział. Początkowo przyglądała mu się z dziwieniu, aż w pewnym momencie po prostu odchrząknęła.
- Naprawdę kupisz mi bezę? - zminimalizowała dzielący ich dystans. Po raz kolejny wykazała się jawnym brakiem rozsądku, a jej dłonie, które znienacka oplotły przedramię Jaydena były tego idealnym przykładem. Szturchnęła nim delikatnie w tym geście obnosząc się z całym swoim zniecierpliwieniem. - Chcę tę bezę, Sześćset Dolców - ponagliła.
Zachowanie Willow było niedorzeczne. Zupełnie zapomniała o tym, co wydarzyło się raptem kilka minut temu i z dziecięcą ufnością przyglądała się oczom Jaydena, dostrzegając w nim chwilowe cienie dezorientacji.

zt. x2

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „Sand Point”