WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nie była wierząca.
Przynajmniej nie w przesadny sposób. Nie odrzucała tezy o istnieniu wyższej siły, zwłaszcza wychowując się w - pozornie - raczej katolickim środowisku, ale jednocześnie nie zamierzała naiwnie powierzyć jej wszystkich swoich planów oraz celów. Lubiła być panią własnego losu, mieć kontrolę nad tym, nad czym faktycznie potrafiła ją sprawować, a na nieco więcej swobody pozwalała sobie w momentach bardzo rzadkich i to po spełnieniu określonych, sztywno ustalonych warunków. Musiała czuć to coś; pewność, że mogła się zapomnieć, rzucić w wir emocji, zatracić się we własnych myślach oraz pragnieniach. Nie miało to miejsca często. W ostatnim czasie właściwie tylko wtedy, gdy malowała; gdy znajdowała się w pracowni sama ze sobą, przed oczami mając tylko płótno i paletę pełną barw, którymi malowała obraz skrywanych głęboko w środku uczuć.
W kościele bywała zatem stosunkowo rzadko i to bynajmniej nie w celu zagłębienia się w żarliwej modlitwie. Nie znała zbyt wielu utartych przez kapłanów i wiernych formułek, ale niezwykle mocno ceniła sobie panującą dookoła ciszę i patos robiącego wrażenie pod kątem architektonicznym miejsca. Z zainteresowaniem i wprawionym okiem ekspertki sunęła wzrokiem po obrazach, bogatych zdobieniach, cieszących spojrzenie sklepieniach. Najchętniej chłonęła jednak możliwość skupienia, któremu w pełni się oddawała, gdy z twarzą skrytą w dłoniach i z łokciami opartymi o ławkę sprawiała wrażenie pogrążonej we wznoszonych do nieba modłach.
Nie była pewna, ile minęło czasu, nim znów usiadła prosto. Rozejrzawszy się dookoła, z ulgą stwierdziła, że w budynku znajdowało się bardzo mało osób.
Odetchnęła.
O ile kiedyś, dawno temu, okazywanie słabości wydawało się reakcją w pełni uzasadnioną, a korzystanie z oparcia drugiej osoby nie wiązało się z poczuciem wstydu, tak obecnie nie chciała, by ktokolwiek widział, że coś było nie tak.
Hm? – mruknęła pod nosem, dość niechętnie podnosząc wzrok znad torebki, w której pragnęła odnaleźć paczkę chusteczek. Zamiast tego zamroczone zmęczeniem i kilkoma łzami spojrzenie skupiła na twarzy, która teoretycznie wydawała się znajoma, a której w praktyce nie potrafiła przypisać do żadnej znajomej osoby. – Sąsiadami – powtórzyła niepewnie, mrużąc powieki w celu zniwelowania nieprzyjemnego pieczenia. – Przynajmniej nie przyszedłeś pożyczyć cukru – dodała zaraz potem, przesuwając się na bok, by również i on mógł usiąść, ale z zachowaniem odpowiedniego dystansu.
Duch święty kazał ci podejść i zagadać? – Nie kpiła, ale faktem było, że cień złośliwego uśmiechu przyozdobił kobiece wargi na bardzo krótką, być może nawet niezauważalną chwilę, a Charlotte - niejako dumna z tego typu zaczepki - znów skierowała wzrok przed siebie.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skłamałby, mówiąc, że jej spojrzenie zrobiło na nim jakieś wrażenie i sprawiło, że poczuł się niezręcznie. Widział, że nie była w nastroju, ale kierując się swoją logiką, wychodził z założenia, że gorzej by wypadł, gdyby na ten widok machnął ręką i wyszedł z kościoła, na skutek czego niezręczność mogłaby dopaść ją. Zamiast tego wolał skorzystać z miejsca, które mu zrobiła i udawać, że niczego nie zauważył. A przynajmniej taki miał plan, licząc na to, że pod wpływem presji blondynka szybko doprowadzi się do porządku i nie zacznie zalewać morzem łez z powodów mu nieznanych.
Spotykał na swojej drodze różnych ludzi. Jedni dusili wszystko w sobie, kolejni wygadywali najbliższym znajomym, a jeszcze inni rozpadali się na małe kawałki nawet przy obcych, jasno dając do zrozumienia, że nie ważne od kogo, ale potrzebowali wsparcia w postaci wysłuchania, użyczenia ramienia do płaczu i pocieszenia jakimiś oklepanymi frazami. Mason nie był w tym dobry. Sam nie pozwalał sobie na okazywanie emocji, to też ciężko było mu się utożsamiać z cudzymi i chociaż starać pokazać, że je rozumiał.
Columbia City, prawda? Numer trzynaście. Ja mieszkam pod jedenastym. Rzuciłaś mi się w oczy, kiedy wyszedłem na fajkę – wyjaśnił, oszczędzając jej informacji o tym, że miał na myśli dosłowne rzucenie się w oczy, kiedy krzątała się przy oświeconym świetle i niezasłoniętych oknach po domu, na który miał doskonały widok ze swojego ganku. – Nie przepadam za cukrem, ale możliwe, że kiedyś wpadnę pożyczyć coś innego. – Był tylko facetem i często łapał się na tym, że nie miał czegoś, co byłoby mu w danej chwili potrzebne, a co na pewno znalazłoby się w jego domu, gdyby mieszkała z nim jakaś kobieta. Skutkiem tego było to, że od czasu do czasu odwiedzał sąsiadki, żeby pożyczyć jakąś pierdołę uważaną od zawsze za zbędną, a ostatecznie jednak całkiem pomocną. Teraz zaś, mając nową sąsiadkę dosłownie za płotem, nie mógłby sobie odmówić oszczędzenia czasu na to, by odwiedzić ją, a nie tę, która mieszkała na drugim końcu ulicy i często ratowała mu tyłek. Poza tym tamta była kobietą po sześćdziesiątce. Urocza staruszka, ale mając wybór między kolejną herbatką w jej towarzystwie a szansą na to, żeby zawiesić oko na młodej blondynce… Wybór chyba był oczywisty?
Duch Święty? – powtórzył, a kącik ust uniósł mu się w górę w krzywym uśmiechu. – Raczej nazwałbym to ludzką ciekawością – odparł i sięgnął do kieszeni bluzy, z której wyciągnął paczkę chusteczek, które podał kobiecie, widząc jej lekko wilgotne oczy i dłonie, które zastygły jej gdzieś na dnie torebki. – To zabawne, że nie mieliśmy okazji minąć się na ulicy, a trafiamy na siebie w kościele na drugim końcu miasta – dodał, tłumacząc swoje zachowanie i wzruszył ramionami, by zaraz przenieść swój wzrok na ołtarz, przy którym kręcił się pracownik kościoła rozpalający świece i najwyraźniej przygotowujący kościół do zbliżającej się mszy.
Masz jakieś imię, czy mam cię nazywać sąsiadką? – zagaił, nawet na nią nie zerkając. Nie musiał tego robić, by wiedzieć, że chociaż zgodziła się na towarzystwo, to chciała zachować dystans i nieco prywatności w radzeniu sobie z własnymi emocjami i myślami. Rozumiał to, bo sam nie lubił tego uczucia, które towarzyszyło mu, kiedy ktoś uparcie przeszywał go wzrokiem, jakby chcąc wyczytać, co mu w głowie siedziało. – Ja wolę być Masonem, a nie sąsiadem – przedstawił się z nutą rozbawienia w głosie.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kobieca brew uniosła się w wyrazie ewidentnego zaciekawienia, a charakterystyczny błysk w oku jawił się jako symbol uwagi w pełni skupionej na nowym, dość niespodziewanym rozmówcy.
Charlotte, przychodząc do tego miejsca, nigdy nie liczyła na zawieranie nowych znajomości. W gruncie rzeczy bardzo ceniła sobie zachowany w tych murach dystans społeczny oraz skupienie, któremu poddawali się wszyscy przekraczający główny próg budynku ludzie. Nie było tu miejsca na czcze rozmowy, tematy bliskie banalnym, gadki o pogodzie lub poruszanie kwestii innych, niż chęć spróbowania pogodzenia się z samym sobą oraz własnymi myślami. Najczęściej zatem dialogi prowadzone w kościele były zwięzłe i dotyczyły spraw takich jak pożyczenie chusteczki czy upewnienie się co do godziny nabożeństwa. Hughes nie była zatem przekonana, czy kontynuowanie tej konkretnej wymiany zdań było dobrym, adekwatnym do okoliczności pomysłem, ale ponieważ sam powrót do Szmaragdowego Miasta był dla niej ogromnym wyzwaniem, nie zamierzała - dość wygodnicko - dokładać sobie kolejnych trudów oraz zmartwień.
Zgadza się – przytaknęła krótko, zerkając na mężczyznę kątem oka. Nie sprawiał wrażenia osoby o niecnych zamiarach, ale wyuczona podczas lat spędzonych w FBI podejrzliwość nakazywała zachować minimalną dozę ostrożności, nawet jeżeli prawdopodobieństwo ataku w kościelnej ławce wydawało się niewielkie. – To dość niepokojące wyznanie. Powinnam zainwestować w grubsze zasłony? – dodała po krótkiej pauzie i w ramach żartu mającego na celu nieco rozluźnić atmosferę. Charlotte nie była pewna, czy obrana przez nią ścieżka była odpowiednia, ale tonący brzytwy się chwytał, a przecież ona nigdy nie próbowała udawać, że chociaż w podstawowym stopniu opanowała trudną sztukę small talku.
Zazwyczaj te społeczne umiejętności nie były jej potrzebne, wszak rozmowa płynęła sama, a w przypadku wielu rozmówców czuła się tak, jak gdyby znała ich od lat. Nowego sąsiada trudno było jej wyczuć, ale Hughes nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że niespecjalnie jej na tym zależało.
Dziś było już bowiem niewiele rzeczy i osób, o które faktycznie się martwiła. Ta daleko idąca obojętność może i niekoniecznie do niej pasowała, ale tak było... bezpieczniej.
Ponoć to pierwszy stopień do piekła. – Z trudem powstrzymała się przed cichym parsknięciem śmiechem, gdy dotarło do niej, że również i te słowa zostały utrzymane w typowo religijnym tonie. Nie uznałaby tego jednak za grzech, skoro sama przez wiele lat właśnie tą ciekawością musiała się kierować podczas rozwiązywania kolejnych kryminalnych spraw. – Nie, żebym była zapatrzoną w siebie egocentryczką, ale nie wierzę w aż takie przypadki. Chcesz mi powiedzieć o czymś jeszcze? – rzuciła wesoło, acz wciąż konspiracyjnym szeptem, by sens ich rozmowy nie dotarł do postronnych uszu. I bez tego czuła na sobie spojrzenia kilku niezadowolonych z takich warunków do modlitwy staruszek, a krnąbrny, nieco złośliwy uśmiech starała się ukryć za utrzymaną od mężczyzny chusteczką.
Dość odważnie zakładasz, że nasze imiona jeszcze się nam przydadzą – odparła z nieco większą, choć wciąż teatralną powagą. Zaraz potem jednak odetchnęła głęboko, po raz ostatni ocierając kącik oka cienkim materiałem. – Charlotte.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zawieranie nowych znajomości w kościele, nigdy nie przeszło mu przez myśl i nie sądził, by kiedykolwiek taki dzień jak ten miał nastąpić. Za każdym razem, kiedy pojawiał się w tym miejscu, to po to, żeby pobyć z własnymi myślami. Oczyścić głowę, poszukać rozwiązań na swoje problemy i wrócić do domu. Tym razem coś go tknęło i nakazało przełamać dotychczasowy zwyczaj, zagadując blondynkę, chociaż cichy głos w jego głowie podpowiadał, że mógłby sobie odpuścić i odwiedzić ją z czteropakiem piwa albo butelką wina w ramach sąsiedzkiej uprzejmości.
Nie. Te są w porządku. Zwłaszcza wtedy, kiedy ich nie zasłaniasz. Przynajmniej mam ciekawe widoki. Obserwowanie trawnika już mi się znudziło, wybacz – odparł cicho, uśmiechając się złośliwie. Bywał szczery do bólu, nawet jeśli swoje słowa utrzymywał w żartobliwym tonem. Faktem było jednak to, że nie mieli w swojej okolicy miejsc, na których można było zawiesić oko, kiedy siedziało się na ganku lub balkonie. Obserwowanie monotonnego życia sąsiadów, którzy co jakiś czas opuszczali swoje domy i nie robili niczego szczególnego przez wzgląd na to, że okolica była dość spokojna i nie dostarczała jakichś większych atrakcji i dramatów, prędzej czy później zaczynało go nudzić. I wielce prawdopodobne było to, że zerkanie na to, jak żyła nowa sąsiadka również szybko mu się znudzi, bo jak większość rzeczy w jego życiu, kobieta stała się chwilową atrakcją urozmaicającą mu dzień.
Niebo, piekło, czyściec... Ktoś, kto to wszystko wymyślił, miał cholernie bujną wyobraźnię i niebywały talent do tego, żeby zaszczepić te teorie w głowach miliardów ludzi – stwierdził, wywracając oczami. Jego zdaniem niebo i piekło nie istniało. A na pewno nie w taki sposób, w jaki postrzegali to ludzie wyznający jakąś religię. On miał inne definicje na te dwie rzeczy i nie miały nic wspólnego z niebem. Miał jednak na tyle rozsądku, żeby nie gorszyć ludzi i nie dzielić się tymi definicjami podczas wizyty w kościele. – Wybacz, jeśli... wierzysz w to wszystko, co wpajają panowie w sukienkach – dodał jeszcze, aczkolwiek w jego głosie nie było nawet grama skruchy. Słowa te padły z czystej grzeczności, ale Mason nie czuł się winny temu, że miał własne spojrzenie na pewne sprawy i chętnie się tym dzielił.
Nie bój się, nie śledzę cię – odparł ze śmiechem, nie będąc pewnym, czy właściwie odebrał jej pytanie, ale nie chciał, by wzięła go za wariata, który ją śledził... Sullivan miewał swoje odchyły, ale nie był psychopatą prześladującym nieznajome kobiety, a to, że tego dnia ją zagadał, mógł zrzucić tylko na to, że opętała go ciekawość i obudził się w na tyle dobrym humorze, by zechcieć spróbować zawrzeć nową znajomość.
Może nie lubię zwracać się do rozmówcy formalnie? – zauważył. Mówienie do kogoś per pani i pan nie było czymś, co lubił praktykować, o ile nie miał styczności z jakimś urzędnikiem. – A może liczę na to, że imię wystarczy do tego, żeby stalkować cię w social mediach i kiedy jednak przyda mi się cukier, to zagadam na messengerze, zamiast fatygować się pod twoje drzwi – dodał, zerkając na nią i puszczając jej oczko, żeby nie brała tej groźby do siebie. Nie musiała blokować swojego profilu, zmieniać ustawień na prywatne, ani nawet spodziewać się tej wiadomości, bo Mason... Cóż, stronił od takich portali. – Jesteś nowa w mieście, Charlotte? – zapytał jeszcze, ciekaw tego, skąd się nagle wzięła i czy była to jakaś większa przeprowadzka, czy przenosiny z innej części miasta.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Na pewno wolałbyś uniknąć sytuacji, w której odsunę zasłony jedynie po to, by mieć lepszy widok podczas celowania z broni, huh? – zagaiła ni to poważnie, ni żartobliwie, choć był to efekt w pełni zamierzony, którego konsekwencją miało być sprowokowanie w mężczyźnie uczucia niepewności względem tego, co dokładnie miała na myśli i jak daleko byłaby w stanie się posunąć, byle tylko pozbyć się natrętnego, niechcianego obserwatora.
To uświadomiło jej, jak wiele się zmieniło i jak dużo czasu minęło od dnia, w którym cały jej świat wywrócił się do góry nogami. Śmierć siostry, romans Joela, kolejne próby podniesienia się z klęczek i odbudowania codzienności, do której ufnie wpuściła kolejne osoby. Narodziny Zoey, utrata ojca, który nigdy nie był rodzicem, jakiego pragnęła i potrzebowała, a jakim chciała być również dla córki, której obecnością było dane nacieszyć się jej tylko przez kilka zdecydowanie zbyt krótkich chwil. Teraz znów była tutaj, sama, w sercu mając tylko pustkę, a w głowie kolejne obrazy. Nie była już tą samą Charlotte, która posługiwała się bronią i z niezwykle naturalną pewnością siebie kłuła w oczy policyjną odznaką.
On jednak wcale nie musiał o tym wiedzieć.
Z drugiej zaś strony - może wiedział więcej, niż ona była skłonna przypuszczać?
I to wcale nie tak, że zaczynało jej odbijać od sławy i rozpoznawalności, bo te dwie rzeczy ewidentnie ją przytłaczały, nawet jeżeli daleko jej było to hollywoodzkich aktorek czy innych osób powiązanych z filmem i telewizją w ogóle. Jej sława sięgała dużo bliżej, ale to wciąż nie było powodem do porzucenia nieufności.
Nie przepraszaj. Nie przychodzę tu po to, żeby porozmawiać ze swoim wyimaginowanym przyjacielem – wyznała szczerze, może nawet nieco zbyt bezpośrednio i tonem donośniejszym, niż sądziła, wszak i te słowa skutecznie zaintrygowały siedzącą nieopodal staruszkę. Charlotte przysięgłaby, że gdzieś już ją kiedyś spotkała, ale aktualnie ani nie potrafiła, ani nawet nie chciała podjąć próby przypomnienia sobie, gdzie i w jakich okolicznościach miało to miejsce.
Ale skoro ty również nie wierzysz, to co tutaj robisz? – Dość odważnie założyła, że skoro Mason stawiał pytania w sposób tak bezpośredni, to mogła sobie na to pozwolić również ona.
Zwłaszcza, że mężczyzna nie ustępował i jedna odpowiedź była zaledwie wstępem do dwóch lub trzech kolejnych pytań, co sprawiło, że kąciki kobiecych warg uniosły się w nieznacznym, szczerym uśmiechu.
Nie. – Choć może to byłoby najrozsądniejsze rozwiązanie? Wyjechać daleko, tam, gdzie nikt jej nie znał, gdzie przeszłość nie istniała, a przyszłość otwierała swoje drzwi i zapraszała do tego, by skorzystać z oferowanych przez nią możliwości? Tak byłoby dużo prościej, a owa perspektywa kusiła niezwykle mocno, nawet jeżeli Charlotte wielokrotnie deklarowała niechęć do sytuacji, gdy było zbyt łatwo.
Ale to również było kiedyś.
Pochodzę stąd. Dom kupiłam nieco ponad rok temu. Potem mieszkałam w innej części miasta, wyjechałam i znów jestem. To... dłuższa historia – wyjaśniła zwięźle, niejako otwierając furtkę dla dalszych pytań; bo szczerze wątpiła, że Mason byłby w stanie sobie takowych odmówić. – A ty? Co robisz przy jednej z najnudniejszych ulic w Seattle?

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Laska ze spluwą? Czuję się zaintrygowany – przyznał, rzucając jej krótkie spojrzenie pełne mieszających się ze sobą zaciekawienia, obaw i rozbawienia. Patrząc na nią i to, jak niewinnie się prezentowała, nie potrafił dać wiary w to, że mogłaby się pokusić o noszenie przy sobie broni. Z drugiej strony… O pozwolenie na broń nie było wcale tak ciężko, jak mogłoby się wydawać, a kobiety, nawet jeśli wyglądały na delikatne i bezbronne często pokazywały, że miały jaja i potrafiły się obronić w sytuacji zagrożenia czy to umiejętnościami zdobytymi na treningach z samoobrony, czy gazem łzawiącym noszonym w torebce, czy… bronią. – Właściwie, to chętnie bym to zobaczył, o ile dasz mi minimalną gwarancję na to, że jeśli faktycznie masz broń, to potrafisz się nią posługiwać i jedynie mnie postraszysz, a nie zabijesz – dodał zaczepnie, ciekawy, czy to wystarczy, by ją sprowokować i by któregoś dnia faktycznie pomachała mu lufą broni z okna, kiedy okazałaby się zbyt natrętnym obserwatorem. Chciał jej też trochę zagrać na nosie, co uwielbiał robić, gdy rozmawiał z ludźmi i świadomie negował ich umiejętności, talenty i doświadczenie, jakim często się przechwalali. Kiedy zaś ktoś uderzał w ten sam sposób w jego osobę…
Nie kończyło się to najlepiej, gdy jedną z tych największych wad Masona była hipokryzja, jakiej nauczyło go życie. I chociaż nie było to żadnym wytłumaczeniem, bo miał swój rozum i miał wokół siebie ludzi, których mógł brać za wzór do naśladowania, to jednak łatwiej było mu przesiąknąć negatywami, z jakim spotykał się przez wiele lat i które uderzały w niego częściej, niż mogłoby się wydawać. Życie kształtowało, ale nie zawsze w taki sposób, w jaki faktycznie powinno. Czasami zadawało tyle ciosów, że łatwo było się im poddać i zatracić wiarę w to, że kiedyś mogło być lepiej, a takie podejście sprawiało, że budował wokół siebie skorupę, cechując się tym, czego ludzie nie lubili, by uniknąć kolejnych rozczarowań, zawodów, smutków i strat.
Nie? – zapytał, nie tłumiąc autentycznego zaskoczenia, przez co to krótkie pytanie poniosło się echem po niemal pustej przestrzeni kościoła. Kiedy ją zauważył, wyglądała na bardzo pogrążoną w prywatnej rozmowie z siłami wyższymi, to też ta szczera i bezpośrednia odpowiedź, nieco zaburzyła jego spojrzenie na nieznajomą i pozwoliła się bardziej wyluzować, skoro w pewnym sensie trafił swój na swego. Uśmiech przyozdobił jego wargi, kiedy pozwoliła sobie na równie bezpośrednie pytanie. To mu pasowało. Lubił taki typ rozmowy, gdzie nie było miejsca na niepewność względem tego, czy wypadało o czymś mówić lub o coś pytać. – To lepsze niż spowiedź u terapeuty. Łatwo tu pozbierać myśli, porozmawiać z samym sobą, przeanalizować wydarzenia z życia i zmierzyć się z obawami dotyczącymi przyszłości – odparł szczerze. Ktoś inny prawdopodobnie poszedłby do psychologa, a może nawet do psychiatry, by zrzucić z siebie cały ciężar, zasięgnąć porady i w myśl jakiegoś założonego przez terapeutę planu próbować uporządkować swoje życie, ale nie Mason. On wolał działać sam, mimo że ryzykował popełnianiem kolejnych błędów i tworzenia z nich błędnego koła, z jakiego ciężko było się wydostać. Czuł się z tym o tyle komfortowo, że nawet gdy je popełniał i mierzył się ze skutkami, to winą mógł obarczać samego siebie.
Rozumiem. To tłumaczy, czemu od dnia jak się wprowadziłem, nie przewinął się tam żaden agent nieruchomości – dodał, powracając spojrzeniem do ołtarza. Z jednej strony kusiło go, by zapytać o tę dłuższą historię. Z drugiej strony nie czuł, by był to odpowiedni moment i miejsce na takie dociekliwości. Był więc w pewnym sensie wdzięczny za to, że postanowiła pociągnąć temat i zadać kolejne pytanie. Dzięki temu nie musiał gryźć się dłużej w język. – Uwierzysz, jeśli powiem, że szukam spokoju i dystansu od ludzi? – odparł pytaniem na pytanie, ale nie oczekiwał odpowiedzi, dodając: – Po całym dniu spędzonym na nogach, kursowaniu z jednej roboty do drugiej i blisko dwunastogodzinnym kontakcie z ludźmi, marzę jedynie o świętym spokoju. Szukałem czegoś do wynajęcia, okolica wydawała się w porządku, sąsiedzi nie wybiegli z powitalnymi ciastami i licznymi pytaniami na trawnik, więc… wprowadziłem się trzy miesiące temu i tak wyszło, że się zasiedziałem w tej norze.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte nie była w stanie powstrzymać przepełnionego zaskoczeniem parsknięcia; w ostatnim czasie śmiała się rzadko i najczęściej była to melodia bardzo fałszywa, wszak mimo upływających powoli dni, tygodni oraz miesięcy, z pewnymi wydarzeniami z przeszłości wciąż nie zdołała się pogodzić. Zapewnianie całego świata o tym, że było w porządku przychodziło jej więc z trudem, względem którego nie potrafiła już dokładać więcej sił.
Prawdą było jednak, że nikt od dawna nie określił jej mianem laski. I choć słowo to mogło mieć różnoraki wydźwięk, a w tym kontekście niemal krzyczało w związku z tym, że była po prostu kobietą, to jednak tego typu sformułowanie rzucone bezpośrednio w jej kierunku trochę ją rozbawiło - tym razem zupełnie na serio.
Więc jesteś jednym z tych facetów, którzy preferują tradycyjny, wymyślony przez siebie i na potrzebę własnej wygody podział ról? – Nie brzmiała przy tym złośliwie, a już na pewno nie chciała, by jej słowa wybrzmiały jak manifest nieco skrzywionej, zbyt żarliwie walczącej o swoje prawa feministki, ale już raz w swoim życiu zdążyła tego typu znajomość przerobić. Doskonale pamiętała czasy, kiedy Joel dokładał wszelkich starań do tego, by w ostatecznym rozrachunku zrezygnowała ze swojej pracy i jakiejkolwiek innej aktywności na rzecz siedzenia w domu i dbania o ciepło ogniska, którego nawet nie zdążyli wspólnie stworzyć. – Już nie mam. Zabrali mi ją – odparła jak gdyby nigdy nic; jak gdyby wcale nie sugerowała, że wydarzyło się coś na tyle karygodnego, że prawa do posługiwania się bronią została po prostu pozbawiona. – Kiedy rzucasz pracę w policji, istnieje większe prawdopodobieństwo, że na pamiątkę pozwolą ci wziąć sobie odznakę, nie spluwę – doprecyzowała, tym razem powstrzymując się przed również dosłownym, fizycznym sprzedaniem mężczyźnie niewinnego kuksańca w bok. Byłaby to zaczepka wysoce niestosowna, biorąc pod uwagę, że widzieli się po raz pierwszy w życiu, ale według Charlotte pasowałaby tu jak ulał.
Więc masz sporo spraw do przeanalizowania? – zagaiła, tym samym wychodząc przed szereg i przejmując inicjatywę. W ostatnich miesiącach nie zdarzało się to nadzwyczaj często, wszak niewiele spraw i osób było w stanie zainteresować ją na tyle, by faktycznie poświęciła im nieco dłuższą chwilę, dlatego sama wydawała się zaskoczona tym, jak bezpośrednio i odważnie to zabrzmiało. – Masz napięty grafik – skomentowała na sam koniec, zaraz potem odwracając wzrok od męskiego profilu i zatrzymując go na wysokości kręcącego się przy głównym ołtarzu człowieka.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pytasz, czy uważam, że miejsce kobiety jest w kuchni i uważam, że wariują z równouprawnieniem? Nie. To nie średniowiecze. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, poza tym lubię to, że baby mają jaja i potrafią sobie radzić same – przyznał z rozbawieniem. Nie znaczył to jednak, że sam by nie pomógł, gdyby któraś okazała się nieporadna na tyle, że potrzebowałaby męskiego wsparcia. Pomógłby. Prawdą było jednak to, że naprawdę postrzegał obecne podziały ról oraz to, jak zacierały się granice między dwoma płciami, jako coś dobrego. Wynikało to jednak z tego, czego doświadczył we własnym życiu i tego, jak dobrze radziła sobie jego matka.
Hm… Nie jestem zaskoczony. Nie znam się na prawie, ale w sumie chyba twoje groźby są karalne – zażartował, nawiązując do tych, które wymierzyła w jego osobę. Tych mimo wszystko nie brał na poważnie, bo Charlotte tak nie brzmiała i nawet nie zasiała w nim ziarnka niepewności, czy aby na pewno nie byłoby bezpieczniej porzucić roli osiedlowego monitoringu, w który wcielał się w chwilach, gdy dopadało go nadzwyczajne znudzenie. Na tym żarty Masona dobiegły jego końca, bo wszelkie kontakty z policją i wzmianki o niej, działały na niego jak płachta na byka. Ciśnienie rosło, adrenalina zaczynała buzować w żyłach. Nerwy zaś w zawrotnym tempie wymykały się spod kontroli, kiedy stawał twarzą w twarz z gliniarzem gotowym oskarżyć go… o wszystko. Czasami faktycznie był winny, czego się wypierał, ale aż nazbyt często przerabiał kontrole pełne bezpodstawnych zarzutów.
To zrażało.
Był więc niemal pewny tego, że w panującej wokół ciszy, dało się usłyszeć to, jak zazgrzytał zębami, kiedy wspomniała o pracy w policji. Odruchowo odwrócił wzrok i wpatrywał się w punkt przed sobą. Przez myśl przeszło mu, że może była to jakaś gra. Kilka sekund wystarczyło, żeby przed oczami przeleciały mu wspomnienia wszystkich dokonanych niedawno przewinień, jak i tych, których zamierzał dokonać w najbliższym czasie. Zastanawiał się, czy to możliwe, żeby policja rozgryzła miejsce, w którym pojawiał się dość często i chciała spróbować podejść jego, jak i innych ludzi, którzy się tam pojawiali w celu zarobienia nielegalnej, ale przyzwoitej sumki pieniędzy. Czy byli na celowniku i policja chciała rozbić ten interes?
Może był paranoikiem, ale kolejne pytanie Charlotte wzbudziło w nim czujność i nie brzmiało już jak ludzka ciekawość, ale podchwytliwość, która miała na celu wyciągnąć z niego więcej. Mimo to zwrócił twarz w jej stronę i z lekko ściągniętymi brwiami, pokiwał głową.
Zdarza się. Czasami to nic wielkiego, a czasami życie wali się na łeb i spędza sen z powiek. Co by nie było, kościoły to naprawdę dobre miejsce na rozmyślania – odparł, wzruszając obojętnie ramionami. Próbował wyczytać cokolwiek z jej oczu, z którymi na dłużej zrównał swoje spojrzenie, ale nie dostrzegł niczego, nawet lekkiego drgnięcia powieki, które mogłoby mu pomóc w rozgryzieniu jej i tego, czy gdzieś w tej rozmowie było ukryte drugie dno, które mogłaby wykorzystać przeciwko niemu.
Staram się połączyć konieczne z przyjemnym. Praca w barze daje wystarczająco kasy, żeby opłacić rachunki i przeżyć od wypłaty do wypłaty, ale prowadzenie treningów to pasja i dodatkowy zarobek na przyjemności – stwierdził. Gdyby zależało to od niego, trzymałby się jednego etatu i pozostałą część dnia poświęciłby na relaks i odpoczynek. Nie potrafił jednak rezygnować z pasji, a ta pod względem finansowym nie dawała takich dochodów, by nie musiał się martwić o stan swojego konta wraz z nadejściem końca miesiąca.
Czemu już nie pracujesz w policji? – rzucił prosto z mostu. Nie wiedział, czy z nim pogrywała, czy nie, ale skoro i tak pozwalali sobie na bezpośrednie pytania, to chciał dowiedzieć się czegoś więcej w kwestii, która na ten moment stawała się jedną z tych, mogących spędzać mu sen z powiek.
W końcu MIESZKAŁA OBOK.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Jakoś nie przeszkadzała ci wizja bycia straszonym przeze mnie bronią, a teraz wypominasz mi groźby? – dopytała w szczerym rozbawieniu, niejako idąc drogą obraną przez Masona i wypominając mu niekonsekwencję. Ta wprawdzie nie miała zbyt dużego znaczenia dla dalszej części tego spotkania, ale Charlotte - jak każdy - lubiła stawiać na swoim, nawet w sprawach niezwykle błahych. Nie inaczej było w tym momencie, nawet jeżeli gra niekoniecznie była warta świeczki, skoro praktycznie się nie znali. Ponieważ jednak istniało spore prawdopodobieństwo ponownego spotkania, to Hughes nie widziała powodów, dla których mieliby nie sprawdzić, na jak wiele mogliby sobie pozwolić na tym początkowym etapie znajomości.
Wbrew wszelkim pozorom i zdobytemu na przestrzeni tych wszystkich lat w FBI doświadczeniu, Charlotte nie przywiązała zbyt dużej wagi do ewidentnego napięcia w ciele swojego rozmówcy. Przez ostatnie miesiące sama poruszała się jak na szpilkach, toteż dużo więcej uwagi poświęcała właśnie zachowaniu pewnych pozorów, niż przyglądaniu się temu, jak robili to inni, często zupełnie obcy ludzie.
To prawda – przytaknęła krótko, raz jeszcze pociągając nosem. Nie lubiła płakać, a już na pewno nie uskuteczniała tej czynności w miejscach publicznych. Choć panująca dookoła cisza i atmosfera skupienia bardzo pomagała w sprowokowaniu akurat prowadzących do łez emocji, to jednak wśród grubych, zimnych murów kościoła Charlotte starała się zachowywać w podobny do nastroju sposób; być niewzruszona, niemal apatyczna. Tak było dużo łatwiej; bez niepotrzebnego pokazywania światu, jak bardzo źle czuła się sama ze sobą i jak niecierpliwie, spazmatycznie podrygiwało jej serce, ilekroć myślami powracała do dni, gdy była niezaprzeczalnie, beztrosko szczęśliwa.
Jakie treningi prowadzisz? – zagaiła, chcąc dowiedzieć się o Masonie czegoś więcej. Nie była to w żaden sposób rozmowa zobowiązująca, ale wydawał się ciekawym typem człowieka. I to wcale nie tak, że Charlotte podejmowała dzięki temu mniej lub bardziej udaną próbę odsunięcia dialogu od siebie; mężczyzna szybko dał jej do zrozumienia, że nie było to możliwe, ale wymiana informacji za informację wydawała się uczciwym układem. – Jak to ciekawie ująłeś – zaczęła, spoglądając na Masona kątem oka – życie zaczęło walić mi się na łeb. Facet mnie zdradził, wszystko szło nie tak, więc stwierdziłam, że gorzej już nie będzie i odeszłam sama. Zawsze bardziej wolałam malować, niż łapać przestępców – wyjaśniła, tym razem otwarcie okazując zainteresowanie związane z męską reakcją. Wątpiła co prawda, że należał do tego grona osób, które lubowało się w sztuce, ale ponieważ życie zaskakiwało ją już wielokrotnie i to na wielu płaszczyznach, to nie byłaby w zbyt dużym szoku, gdyby okazało się, że i Mason kojarzył ją nie tylko z powodu podglądania jej w domu, ale i wernisaży oraz wystaw, w których brała udział jako autorka kilku dzieł.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A czy to nie tak, że jedno nie wyklucza drugiego? To, że nie boję się twoich gróźb, nie znaczy, że są karalne – rzucił również rozbawiony tym, jak pokręconym tokiem rozumowania zaczęli się wykazywać i to w miejscu, które w najmniejszym stopniu nie było przeznaczone do prowadzenia konwersacji na tego typu tematy. Sullivanowi podobał się jednak taki obrót wydarzeń i to, że miejsce, które dotąd było idealnym do wpadnięcia w stan zadumy, stało się też tym, w którym poznał dość ciekawą kobietę, z którą mógł rozmawiać. Jeszcze bardziej podobało mu się to, że pomimo pierwszej niezręczności i stąpania po dość niepewnym gruncie, z biegiem czasu rozmowa zaczęła płynąć sama i nie brakowało w niej miejsca na drobne żarty. W jego odczuciu zrobiło się dość swobodnie, co traktował jako plus.
Rzucę oklepanym tekstem, który pewnie słyszałaś wiele razy, ale… Po każdej burzy wychodzi słońce. Głowa do góry – mruknął, pozwalając sobie na nieco bardziej spoufalający się odruch, jakim było lekkie szturchnięcie kolanem tego jej, gdy tak siedziała obok, pociągała nosem i najwyraźniej próbowała uporać się z własnymi życiowymi demonami, które nie pozwalały cieszyć się przeżywanymi chwilami. Nie wiedział, co się stało, że kobieta szukała ukojenia w kościele i pozwalała sobie na to, by okazywać w nim słabość, ale nie musiał wiedzieć. Sam też nie chciał się dzielić tym, co zaprzątało mu głowę. Często łatwiej było dusić wszystko w sobie, niż zwierzać się innym, którzy nie mogliby się postawić na czyimś miejscu, a wszelkie słowa otuchy rzucaliby ze zwykłej grzeczności i współczucia. To nie wystarczyło, żeby człowiek pozbierał się w chwili słabości. Często potrzeba było czegoś więcej, ale znalezienie kogoś, kto zdołałby to dać, graniczyło z cudem.
Z boksu. Kiedyś miałem ambitne plany, byłem młody, naiwny i liczyłem na to, że zrobię karierę, dowiem się, czym jest wielki świat i będę kimś. Nie każdemu jest to pisane, ale lubię ten sport, więc z pomocą byłego trenera udało mi się otworzyć własną salę – streścił, nie chcąc się zagłębiać w to, skąd w ogóle wzięło się zainteresowanie tym sportem. To już i tak było bez znaczenia. Dawne czasy, do których nie chciał wracać, a dzięki którym chociaż trochę udało mu się wyjść na ludzi. Nie wiedział, gdzie byłby teraz, gdyby w tamtym czasie nie poznał swojego trenera, który był cholernie mądrym człowiekiem i wykazał się niezliczonymi pokładami cierpliwości względem młodego, zbuntowanego Sullivana. – To miejsce głównie dla nastolatków, ale czasami pojawiają się dorośli. Jeśli będziesz chciała spróbować swoich sił, zapraszam – dodał i uśmiechnął się lekko, właściwie to nawet nie wierząc w to, że mogłaby zechcieć skorzystać z takiego zaproszenia. Być może właśnie niesłusznie ją zaszufladkował, ale niewiele było kobiet, które pałały choćby minimalną sympatią do tego sportu. Większość z nich postrzegała to jako coś brutalnego, pełnego zbędnej przemocy, za co łapali się ludzie, którzy byli niespełna rozumu i mieli problemy z samokontrolą, więc chętnie obijali sobie mordy na ringu. I coś w tym było, ale miało też inną, bardziej optymistyczną stronę, którą nie wszyscy byli w stanie dostrzec.
To ciekawa zmiana. Spokojne machanie pędzlem zamiast pełnych adrenaliny pościgów za przestępcami – zauważył, bo kontrast między tymi dwoma rzeczami, którymi zajmowała się w swoim życiu, był spory. On, kiedy raz poznał czym była adrenalina, uzależnił się od niej i nie wyobrażał sobie, że to, co mu jej dostarczało, miałoby zostać zamienione na coś spokojniejszego. – Nie jestem obeznany ze sztuką i jedyna, z którą się utożsamiam to tatuaże, więc… Może powiesz coś więcej? Udało ci się wybić? Co dokładnie malujesz? – dodał, siadając tak, by mieć lepszy widok na swoją rozmówczynię i nie musieć nieustannie kręcić głową, żeby na nią spojrzeć. Z ramieniem wspartym o oparcie ławki niczym w parku, zapewne nie przyciągał przychylnych spojrzeń osób, które znajdowały się w kościele, ale na ten moment miejsce traciło na znaczeniu, kiedy jego zainteresowanie sąsiadką rosło z każdą poznaną informacją na jej temat.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Wszystko zależy od interpretacji. – To jednak wcale nie tak, że Charlotte jak na niczym na świecie zależało na tym, by wpędzić Masona w stan zakłopotania czy jakiejkolwiek niepewności. W gruncie rzeczy również i ona bardzo dobrze czuła się w toku tej konwersacji i zupełnie niekontrolowanie pozwalała sobie na coraz więcej, nawet jeżeli niekoniecznie sprzyjały temu miejsce czy okoliczności. Zazwyczaj daleka była bowiem od tego typu przekomarzanek, ale ponieważ znalezienie do ich prowadzenia odpowiedniego sparingpartnera było zadaniem niezwykle trudnym, to Hughes wolała skorzystać z nadarzającej się sposobności. Rzadko przecież pozwalała sobie na tak daleko idącą swobodę i to przy osobie, którą dopiero co spotkała lub poznała. I choć życie zdążyło udowodnić jej, że takie znajomości miały różnorakie finały, to jednak Charlotte wiedziała, że nie mogła ciągle uciekać.
Podobno – przytaknęła lakonicznie, celowo rezygnując z wdawania się w szczegóły, które przez chwilę nieuwagi mogłyby doprowadzić do krytycznego momentu i zwierzeń, na które ona wcale nie czuła się gotowa. Utrata siostry, ojca, córki - to wszystko odbiło bardzo mocne piętno, a Charlotte miała wrażenie, że znajdowała się gdzieś na pograniczu swojej wytrzymałości i związanego z tęsknotą oraz żalem szaleństwa. Niewiele było już na tym świecie rzeczy i osób, których los ją obchodził, ale to właśnie ich skromna liczba sprawiała, że wciąż próbowała.
Każdego dnia, na nowo, powtarzając sobie, że w końcu będzie lepiej.
Ja i boks? – dopytała, niejako parafrazując jego propozycję w celu upewnienia się, czy ta aby na pewno padła, czy być może był to psotny wybryk jej zmęczonego umysłu i aktualnie niezbyt wyczulonych na dźwięki receptorów słuchu. – Nie jestem pewna, czy nie stanowiłabym zagrożenia dla otoczenia – wyjaśniła, zerkając na Masona kątem oka. Nie wymigiwała się, wszak próbowanie i ciekawość nowych rzeczy leżało w jej naturze, tak samo zresztą jak podejmowanie się różnorakich wyzwań, ale sport inny niż jogging czy pływanie wciąż brzmiał jak abstrakcja, którą mogłaby co najwyżej przenieść na płótno.
Masz tatuaże? – zagaiła, nie kryjąc zaciekawienia tym konkretnym tematem i niemal odruchowo sięgając do nadgarstka, który od niedawna również był przyozdobiony trwałym tuszem. Niewielkie, nieco pozawijane w odpowiednich miejscach inicjały nie były żadną zagadką, a kolejną z wielu form uczczenia pamięci o córce; dość nietypową, wszak Charlotte nigdy nie brała pod uwagę zrobienia sobie tatuażu, ale życie zaskoczyło ją wielokrotnie i ten jeden raz nie był wyjątkiem. – Wszystko. Pejzaże, portrety, abstrakcję. To, co czuję i co akurat mam w głowie. Sprzedałam kilka obrazów, niektóre wciąż wiszą w paru galeriach. Może w końcu otworzę własną – wyznała, również obracając się tak, by mieć nieco lepszy widok na twarz, ale przede wszystkim oczy Masona, do którego subtelnie się uśmiechnęła.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To też fakt – przyznał. Każde z nich widziało to, jak chciało, a wpędzenie Masona w stan zakłopotania wydawało się czymś ciężkim w realizacji. Nie często udawało się to ludziom, bo z reguły był otwarty na to, że poglądy ludzi się różniły. Ponadto postrzegał to za duży plus w rozmowie, bo nie tylko mógł się podzielić własną opinią, ale również poznać cudzą, co sprawiało, że dyskusja robiła się ciekawsza. Kolejną kwestią lubił to, że jeśli zdania się różniły, to szło to wykorzystać do niewinnych przekomarzanek, a te wyjątkowo sobie upodobał w kontaktach z innymi, o ile ktoś również wykazywał chęci ku temu, by takie wprowadzić.
A dlaczego nie? – Wzruszył ramionami. Z boksem było tak samo, jak z wieloma innymi rzeczami i trzeba było czegoś spróbować, żeby dowiedzieć się, czy miało szansę stać się czyimś sposobem na życie, nowym hobby, czy też zwykłym zabijaczem czasu w chwilach nudy. – Prawdopodobnie będę jedyną żywą istotą w otoczeniu i myślę, że nie jesteś aż takim zagrożeniem, jak ci się wydaje, więc drzwi stoją otworem. Jak będziesz chciała wpaść, choćby po to, żeby posiedzieć i popatrzeć na trening dzieciaków, nie widzę problemu – dodał, ostateczną decyzję pozostawiając kobiecie. Zaproszenie wystosował i na tym jego rola w tej kwestii dobiegała na tę chwilę końca.
Tak, to taka mała masochistyczna słabość. A może uwielbienie do innej formy sztuki – odparł z lekkim rozbawieniem. Sam nie wiedział, z czego dokładnie wynikało uwielbienie do tatuaży. Pierwszy zrobił z głupoty, a kolejne pojawiły się same. Podwinąwszy rękaw bluzy, pokazał jej fragment jednego, pokrywającego całą rękę. – Ciągnie się do ramienia. Poza nim mam jeszcze kilka mniejszych, ale… wiara chyba nie będzie zachwycona, jeśli zacznę się rozbierać, więc potrzymam cię w niepewności – dodał konspiracyjnie, jakby w ogóle zakładał, że mogły ją zainteresować wszystkie, które na sobie miał. Jednocześnie nie byłby tym chyba zaskoczony. Skoro była malarką, to wielce prawdopodobne było to, że mogłaby się zainteresować tą konkretną formą rysunku. – A ty? Masz jakiś twór przypisany kryminalistom? – dopytał z zaciekawieniem. Wciąż bawiło go to, że mimo iż mieli dwudziesty pierwszy wiek, nie brakowało ludzi, którzy uważali, że tatuaże były przeznaczone jedynie dla kryminalistów lub sług diabła. W niektórych względach wydawało mu się, że społeczeństwo zatrzymało się w rozwoju i nie wyrażało większych chęci do tego, by dopuścić do siebie myśl, że czasy się zmieniały i obecnie chodziło o coś więcej. Czasami była to zwykła zachcianka, innym razem symbol czegoś, co było dla człowieka ważne. Mason był przykładem tego, że jedno i drugie mogło skutkować nowym tatuażem.
Tutaj w mieście da się na jakiś natknąć? Może… Skoczyłbym na jakąś wystawę i poszerzył zakres zainteresowań – zapytał. I wcale się z niej nie nabijał. To, że nie uczepiła się jednego rodzaju, było zaskakujące. Wzbudziło też jeszcze większe zainteresowanie Sullivana. Wydawało mu się, że zazwyczaj wszyscy ci artyści trzymali się jednego stylu i tematyki, w której czuli się najlepiej, nie często pozwalając sobie na odstępstwa, które mogłyby się okazać nieudane kosztem poświęconego czasu. – Czy muszę czekać, aż skusisz się na własny biznes, albo zachęcać cię do tego, żebyś dała się zapoznać z tym, co tam malujesz i kryjesz na strychu czy w piwnicy? – dodał trochę zaczepnie, wybiegając nieco w przyszłość, chociaż nie miał żadnej pewności, że ta znajomość się utrzyma. Lekki uśmiech miał jej jednak dać do zrozumienia, że naprawdę był zaintrygowany jej wszechstronnością w dosłownym tego znaczeniu. Nie często napotykał kobiety, które rzucały pracę w policji na rzecz zajęcia się sztuką.
Co powiesz na to, żebyśmy się stąd zwinęli i wyskoczyli do bardziej sprzyjającego rozmowie miejsca? – zapytał nagle, zauważając, że ilość osób w kościele zwiększała się z każdą minutą, a ławki przed nimi, jak i za nimi zaczynały się zapełniać.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Myślę, że masz spory problem z docenieniem możliwości kobiet – wyznała niespodziewanie, unosząc brew w pełnym zaciekawienie geście. Być może był to komentarz dość niespodziewany, ale przecież Mason po raz kolejny podczas tej rozmowy podważył to, że kobieta pokroju Charlotte mogłaby wyrządzić mu krzywdę. I choć Hughes nigdy nie kierowała się w życiu żadnymi niecnymi zamiarami, to jednak wolała sprawiać wrażenie groźnej, niż bezbronnej, nawet jeżeli aktualnie zdecydowanie bliżej było jej do tej drugiej cechy.
Coś oznaczają? – zagaiła, przesuwając spojrzeniem po skórze przedramienia przyozdobionego tatuażami. Stosunek do tatuaży mógł być przecież różnoraki; mogło chodzić o uwielbienie dla uczucia, jakie towarzyszyło człowiekowi podczas jego wykonywania, mogło o głębiej ukrytą symbolikę, zrozumiałą tylko dla samego zainteresowanego. – Mam. Od niedawna – wyznała niezbyt chętnie, choć sama nie zdecydowała się na gest, jakim było podwinięcie rękawa bluzki. Niewiele było w jej otoczeniu osób, z którymi podzieliła się informacją o takim hołdzie dla zmarłej córki. Właściwie do tej pory nie wiedział nikt, wszak tatuaż był stosunkowo świeży i przyozdobił jej ciało na krótko przed powrotem do Seattle. – Może nikt nie weźmie mnie za kryminalistkę – dodała, zaraz potem pozwalając sobie na ciche parsknięcie śmiechem. Paradoksalnie przecież przez długi czas dzieliła codzienność z osobą, której przypisana była właśnie tego typu łatka, a na dodatek pozostawała przyjaciółką właściciela studio - to z kolei jawiło się w jej oczach jako dobry sposób na odciągnięcie męskiej uwagi od znaczenia inicjałów zdobiących jej nadgarstek.
Kiedyś projektowałam tatuaże w studio mojego przyjaciela. – Miała dziwne wrażenie, że to mogłoby Masona zainteresować, a kto nie ryzykował, ten nie pił szampana.
Można. Zarówno w galerii, jak i u mnie w domu. Nie wiem tylko, czy zaproszenie do niego nieznajomego jest rozsądne, a ja naprawdę staram się zachowywać odpowiedzialnie – wyznała pół żartem a pół serio. Chociaż Masonowi patrzyło z oczu dobrze, a Charlotte dokładała wszelkich starań do tego, by nie popełnić głupstwa pod wpływem chwili i natłoku wielu negatywnych emocji, to jednak w ostatnich miesiącach przychodziło jej to z ogromnym trudem. – Ale myślę, że w kierunku tej wystawy jestem w stanie coś zrobić – zapewniła, mrugając do mężczyzny porozumiewawczo i jednocześnie podnosząc się ze swojego dotychczasowego miejsca, wszak dookoła faktycznie zaczęło robić się tłoczno, co zwyczajnie nie pasowało do aktualnego nastroju Charlotte.
Masz jakieś propozycje? – zagaiła, gdy wydostali się z rzędu długich ławek i spokojnym krokiem ruszyli w stronę wyjścia z kościoła.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyznaję, że coś może w tym być, ale może wynika to z tego, z jakimi kobietami się zadawałem – odparł, wzruszając ramionami. Przez jego życie przewinęło się kilka kobiet, które gościły w nim raz krócej, raz dłużej. Żadna z nich nie dała się jednak poznać jako taka, która mogłaby mieć przysłowiowe jaja, a przy tym nie ukazała mu swojej wojowniczej duszy, za której sprawą mógłby nabrać nieco respektu względem nich.
Ten jest związany z różnymi wydarzeniami z mojego życia – przyznał, wskazując na swoją rękę. Tatuaż był duży, składał się z różnych rysunków, tworzących jeden spójny rękaw. Był upamiętnieniem przeszłości, z którą, chociaż nie była kolorowa, Mason nie chciał się rozstawać, bo sprawiała, że obecnie był takim, a nie innym człowiekiem. Różne trudy napotkanie w życiu dawały w kość, ale również sprawiały, że uważał się za faceta silnego, którego niewiele zdoła złamać. – Pozostałe nie mają znaczenia. Zwykła zachcianka – dodał, uśmiechając się pod nosem. Miał co miał, ale wiedział, że na tym się nie skończy, a w przyszłości dorobi się kolejnych tatuaży mniej lub bardziej istotnych. Lubił to uczucie, które towarzyszyło mu, kiedy maszynka przesuwała się po skórze i nakłuwała ją, wprowadzając tusz. Miał również kilka wizji na takie wzory, które nie miałyby żadnego znaczenia, ale zwyczajnie chciałby je gościć na swojej skórze. Na wszystko miał jednak czas i nigdzie mu się nie spieszyło, dlatego czekał na dzień, kiedy poszczególne wyobrażenia nabiorą wyraźniejszego kształtu. – A nawet jeśli wezmą, to co z tego? Ludziom łatwo jest oceniać, chociaż gówno wiedzą – zauważył. Pewnie ktoś oceni ją przez pryzmat tatuażu, jeśli był w miejscu na tyle widocznym, żeby o określonych porach roku, czy w poszczególnych sytuacjach stał się widoczny dla innych, ale nie powinna brać tego siebie. Ocenianie innych było wadą wielu ludzi. Łatwiej było patrzeć na innych niż samego siebie, nawet jeśli się kogoś nie znało. – Tak? Może go znam albo nawet się u niego dziaram – zagaił, od razu podchwytując temat. Różne studia odwiedzał, poznał też różnych ludzi z branży i nie wykluczał możliwości, w której okazałoby się, że przyjaciel Charlotte przyczynił się do któregoś z rysunków, które przyozdabiały jego ciało.
Szanuję takie ostrożne podejście. Dlatego, może dasz się zaprosić do galerii? – zasugerował, bo nie chciał na siłę pchać się jej do domu, a skoro niektóre obrazy można było zobaczyć w miejscowych galeriach, to jedyne czego potrzebował, to odpowiedniego przewodnika, w którego rolę mogła się wcielić Charlotte. Nie dlatego, że ciężko było mu użyć GPS, żeby dotrzeć pod wskazany adres, ale dlatego, że nie do końca wiedział, jak zachowywać się w tego typu miejscach, czego nie chciał przyznawać głośno. Kojarzyły mu się one z dość sztywną atmosferą, która nijak mu leżała, ale w towarzystwie zawsze raźniej, tak? Ponadto, skoro miał już oglądać jej obrazy, to chciał mieć kobietę pod ręką, żeby móc się zagłębić w to, skąd wzięły się pomysły na poszczególne malowidła.
Jakiś bar? Albo po prostu spacer? – zaproponował, kierując się w stronę wyjścia z kościoła, którego atmosfera przestała mu odpowiadać. Ławki przepełniały się ludźmi, poważna atmosfera i wszechobecne skupienie były aż nadto odczuwalne. Wszystko wydawało się więc lepsze od dalszego siedzenia wśród tych chłodnych murów. – Powinienem cię tylko uprzedzić, że jedziemy tym – dodał, wskazując na motocykl zaparkowany w pobliżu kościoła i uśmiechnął się lekko, wskazując na trzymany kask, który miał należeć do niej, jeśli tylko była gotowa wsiąść na maszynę, kojarzącą się jedynie z wypadkami i dawcami organów.

zt.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „University District”