WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

kawiarnia w klimacie serialu "Friends"

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

❧ 17 ❧ Tottie od dłuższego czasu z nikim się nie spotykała, a to wymawiając się brakiem czasu, to znów znajdując jakiś inny równie dobry pretekst, by na siłę nie szukać zainteresowania osobników płci męskiej. Wychodziła z założenia, że jeśli ktoś będzie chciał ją poznać, to po prostu to zrobi, bez jakichś magicznych internetowych sztuczek, czy innego usilnego swatania, z którego zazwyczaj nie wychodziło nic poważnego, bo trudno zmusić kogoś do czucia czegoś, czego… nie czuje.
Uległa jednak naleganiom koleżanki, która wierciła jej dziurę w brzuchu już od kilku dni, przedstawiając jak to super będzie chodzić na podwójne randki, bo jest pewna, że Whitbread przypadnie do gustu kumplowi jego najnowszej miłości aż po grób. Z tego co rudowłosa pamiętała było już kilku tych jedynych, więc i temu kandydatowi nie wróżyła zbyt długiej przyszłości u boku swojej koleżanki, ale oczywiście nie powiedziała jej o tym głośno, bo nigdy nic nie wiadomo… Otrzymała adres lokalu, a także godzinę na którą ma się stawić… i to właściwie tyle, bo podobno ów zainteresowany nią młodzieniec miał zarówno jej numer telefonu jak i posiadał inne dane, które pomogą mu ją zlokalizować (na pewno pomocne były długie, proste rude włosy, które już wielokrotnie robiły za wizytówkę Tottie).
Coś jednak poszło nie tak…
Po tym, jak Whitbread chwilę przed czasem przybyła na miejsce, wybrała dość widoczne miejsce, by w razie czego nie trzeba było wypatrywać jej w tłumie, którego zresztą nie było. Nie chcąc gapić się w stronę drzwi przez cały czas, zamówiła sobie herbatę i ukradkiem wypatrywała ruchu przy wejściu lokalu, przy okazji upijając łyczek ciepłego napoju. Minuty mijały, a mężczyzna, który rzekomo miał jej towarzyszyć na tej randce w ciemno nie tylko się nie pojawił, ale nijak nie nawiązał kontaktu. Tottie kilkukrotnie sprawdzała komórkę, w pewnym momencie nawet decydując się na zrestartowanie telefonu, bo może coś nie stykało. Z tego co zdążyła się zorientować przebywający w lokalu nieznajomy, oddalony od niej o kilka stolików zachowywał się podobnie do niej. I choć na początku myślała, że jej się to tylko wydaje, po tym jak razem drgają na dźwięk otwieranych drzwi, doszła do wniosku, że chyba nie tylko ona została wystawiona do wiatru.
Odmachała mu, gdy została przyłapana na gapieniu się w jego stronę i wahała się ledwie kilka sekund, nim zdecydowała się zebrać swoje rzeczy i ruszyć w jego kierunku, na początku grzecznie pytając, czy może się dosiąść. Zupełnie nie kojarzyła jego twarzy, zresztą nie obdarzyła go zbyt długim spojrzeniem, szybko uciekając wzrokiem na blat stolika - bezpieczną przestrzeń.
- Chyba jesteśmy rekordzistami w piciu jednego napoju przez… - spojrzała na zegarek - już prawie godzinę - stwierdziła z rozbawieniem. - Czekasz na kogoś, prawda? - zapytała, na chwilę unosząc spojrzenie na twarz nieznajomego. - To chyba nie jest dobre miejsce na pierwsze spotkania, a szkoda, bo herbatę mają tu naprawdę dobrą - dodała z uśmiechem. - Kawa też okej? - Ruchem brody wskazała na kubek (filiżankę?).

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jess czuł się naprawdę niezręcznie po tym, jak pomachał do nieznajomej. Zaczepianie innych nie było jego naturalnym odruchem. W przeciwieństwie do większości obywateli Stanów Zjednoczonych, nie uśmiechał się do każdej mijanej na ulicy osoby, nie pytał "Jak się masz?" ludzi stojących obok niego na przystanku autobusowym. Był raczej wycofany, nie lubił ściągać na siebie wzroku innych. Dlatego kiedy owa dziewczyna do niego podeszła, bezwiednie się wzdrygnął. Po prostu nie był do takich sytuacji przyzwyczajony. A jednak, w tej dziwnej chwili swojego życia mimo wszystko potrzebował kontaktu z drugim człowiekiem albo po prostu kogoś, z kim mógłby dzielić tą całą dziwność. A jak się po chwili okazało, trafił idealnie, bo rudowłosa była w identycznym położeniu.
Na pytanie, czy może się do niego dosiąść, uśmiechnął się i skinął delikatnie głową. Cały czas jej się przyglądał, choć starał się to robić w miarę uprzejmy sposób, żeby nie wyjść na całkowitego dziwoląga. Na wzmiankę o biciu rekordu w piciu napoju, zaśmiał się trochę zbyt nerwowo.
- Faktycznie... - stwierdził, po czym dodał - Wiesz, to na wypadek, gdyby ktoś zapytał czy długo czekaliśmy. Można wtedy skłamać, że wcale nie tak długo, przecież jeszcze mamy coś w kubku.
Kiedy słowa wypłynęły z jego ust poczuł delikatną ulgę, odblokował się. Dzięki rozpoczęciu tej rozmowy wyluzował się, tak jakby ktoś spuścił powietrze z wstrząśniętej coli, ale poprzez powolne i delikatne odkręcanie korka.
Zapytany, czy na kogoś czeka, potrząsnął potakująco głową.
- Niestety tak... - powiedział, a kiedy dostrzegł pytające spojrzenie dziewczyny, dodał - Niestety, bo wcale nie pchałem się na to spotkanie.
Kiedy dziewczyna zaczęła mówić o lokalu, chwilę się jej przyjrzał, a kiedy dwie sekundy kontaktu wzrokowego to było już zbyt wiele, skierował wzrok na stolik, a następnie przebiegł nim po całym lokalu.
- Faktycznie, szkoda, trzeba Ci przyznać rację. Lokal bardzo ładny, kawa, owszem, bardzo dobra, no i herbata, jak mówisz, też. - uderzył kilka razy opuszkami palców o kubek, zamyślając się na chwilę. Żeby jego cała wypowiedź nie brzmiała zbyt pesymistycznie, postanowił dodać:
- Tyle w tym wszystkim dobrego, że oboje natrafiliśmy na kogoś, kto znalazł się w podobnej sytuacji, dzięki czemu możemy podzielić się z kimś naszym życiowym rozczarowaniem - uśmiechnął się półgębkiem, po czym wziął ostatni już łyk kawy.
Przez chwilę oboje milczeli, uporczywie wpatrując się w blat stolika. Nadal czuł się w tej całej sytuacji nieco niezręcznie. A jednak postanowił zmusić się, aby ciągnąć rozmowę dalej. Dziewczyna wydawała się sympatyczna i chociaż poznawanie nowych ludzi, nawiązywanie kontaktów nie leżało w jego idealnej strefie komfortu, to stwierdził, że i tak już jakiś czas temu całkowicie ją utracił, więc teraz należało się do tego wszystkiego zwyczajnie przyzwyczaić, zaaklimatyzować i przyjąć jako fakt, że właśnie takie niezręczne sytuacje będą jego nową strefą komfortu.
- A tak w ogóle, jestem Jess. - powiedział, podnosząc z powrotem oczy na dziewczynę i wyciągając dłoń w geście przywitania w jej kierunku. - A mogę poznać Twoje imię? I jak to się stało, że znalazłaś się tutaj sama?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaśmiała się, kiwając głową. Tak, to zdecydowanie była odpowiedź jakiej by udzieliła, by ktoś nie czuł się niezręcznie, że musiała na niego czego.
- Na pewno brzmi lepiej, niż przyznanie, że czekaliśmy sto piętnaście łyków, które dzieliliśmy jeszcze na dwa mniejsze - stwierdziła z rozbawieniem. Mogłaby wziąć do siebie to, że ktoś ją wystawił, ale skoro od początku nie traktowała poważnie tej całej randkowej ustawki, to czemuż nie pośmiać się z tego niewypału, którym się okazała. Tottie jeszcze na moment zerknęła w stronę drzwi, postanawiając, że więcej nie będzie wyczekująco spoglądać w tamtą stronę, bo na spotkanie z nią już nikt nie przyjdzie. Westchnęła cicho, starając się nie traktować tego w kategoriach porażki, a raczej jako niewykorzystaną - nie z jej winy - szansę na nową znajomość.
Podniosła wzrok, by omieść spojrzeniem twarz nieznajomego. Ponownie się do niego uśmiechnęła, ze zrozumieniem kiwając głową.
- Ooo, to tak jak ja - odparła, jeszcze przez chwilę patrząc na mężczyznę. Była niemal pewna, że to nie jest ten, z którym próbowali ją zeswatać, ale ten zbieg okoliczności był zaskakujący. - Nie mów, że ktoś próbował cię z kimś umówić, bo jeszcze się okaże, że mamy wspólnych znajomych. - Zachichotała, po czym podjęła próbę i podała kilka imion, które były zamieszane w organizację tej randki. Prawdopodobnie żadne z nich nic Radcliffowi nie mówiło, co tylko potwierdziło przypuszczenia Tottie odnośnie tego ich niezwykłego przypadku.
Tym razem to ona pokiwała głową, po chwili skupiając wzrok na dłoni nieznajomego. Wyłapała rytm, który wybijał palcami na kubku i przez chwilę próbowała dopasować go do jakiejś znanej melodii, ale ta próba zakończyła się fiaskiem.
- Tylko wieczornym - dopowiedziała, unosząc ku górze kąciki ust. - A może jeszcze nie wszystko stracone. To znaczy… wątpię, że spotkamy się z tymi, na których czekamy, ale wcale nie musimy marnować tego czasu, który i tak mieliśmy dla kogoś zarezerwowany - dodała pogodnie, dopijając resztkę herbaty. - Może miałbyś ochotę się przejść? Siedzieliśmy tu już tak długo, że z chęcią rozprostowałabym kości. A ty? - zapytała przyjaźnie, wiedząc, że nie każdy lubi piesze wycieczki, szczególnie z nieznajomymi. Dlatego nie chciała mu odmawiać wyboru, do którego mogła się bez problemu dostosować.
Gdy mężczyzna podał jej swoje imię, zreflektowała się, że podchodząc do niego nie przedstawiła się. Szybko musiała nadrobić to zagapienie się.
- Tottie. Miło mi cię poznać Jess. - Uścisnęła dłoń nowego znajomego, przelotnie nawet krzyżując z nim spojrzenie. - Dobre pytanie… - przyznała, zamyślając się nad odpowiedzią. - Pewnie jest cała pula usprawiedliwień, które mogłabym dać mojemu towarzyszowi, czemu nie przybył na spotkanie. Od zapomnienia o umówionym terminie, przez pomyłkę miejsca, po jakiś los, który mógł spłatać mu figla akurat dziś. Niestety choć mam rude włosy, to daleko mi do bycia wiedźmą, czy inną wróżką i nie wiem, co się stało - skwitowała bezradnie rozkładając ręce. - Może chociaż ta twoja osoba dała znać, żebyś nie czekał? - zwróciła się do mężczyzny.


Edit: [ 10.11.2020] - brak odpowiedzi współgracza

/zt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

O Boże, jak bardzo, jak intensywnie i jak na nowo Ruthie nienawidziła tego miasta. Tego zimnego grudniowego powietrza, w którym cienkie palce zmieniały barwę na lekki fiolet nawet pod ochroną głębokich kieszeni karmelowego płaszcza a wargi stawały się spierzchnięte już po pierwszym papierosie wypalonym pod gzymsem obleganej piekarni. Wszystkie atomy skóry rwały się do zostawienia w cholerę tej smutnej, deszczowej plamy budynków i ludzi pod krawatem i powrotu do gorących, leniwych popołudni w LA, gdzie wieczory spędzało się nad oceanem a nie marznąc w metrze podczas powrotu do domu po (zbyt) długiej zmianie w pracy. Od tygodnia (! Ruthie była z siebie niezwykle dumna - robotę udało jej się znaleźć w pięć dni po powrocie do rodzinnego domu, co jest jednak osiągnięciem - nawet w tak dużym mieście) przyklejała na twarz uśmiech i witała w progu jasnego salonu przyszłe żony i całą ich świtę; skakała z wstążką przewiązując grube i cienkie talie, upinała wianki na jasnych włosach i tych w kolorze wściekłej czerwieni, proponowała podchwytliwe rabaty tym, którzy mogli machnąć na nie ręką i tym, którzy drżącą dłonią wyciągali z portfela plastik karty debetowej. Praca była żmudna i powtarzalna; te wszystkie tony tiulu, kremowych atłasów i koronkowych, bezowych sukien sprawiały, że po godzinach tonięcia w słodkości (do porzygania) miała ochotę tylko na ciemną, mocną kawę, gorzką tak, że aż wzbudza reakcję w przełyku.
Dlatego była teraz tutaj, w przybytku który skusił ją zapachem mielonych ziaren i w miarę pustym środkiem. Unikała zatłoczonych przestrzeni bo, po pierwsze, ścisk wzbudzał w niej panikę, a po drugie uważnie wystrzegała się możliwości spotkania kogoś ze starych znajomych. Nie miała ochoty na spowiedź z powodów, dla których wyfrunęła z gniazda bez choćby pożegnalnego smsa ani na sprawozdania z kalifornijskich przygód (bieda i zdeptane marzenia w upale -> chwilowy wzlot na szczyt -> impet uderzenia o dno tak głośny, że do dzisiaj huk odbijał jej się w głowie). Nie, na spotkanie z wszystkimi, którzy kiedyś byli dla niej kimś bliskim będzie miała czas dopiero po tym, jak znowu stanie na nogi. Jak wróci do formy. Odbije się.
Przy barze zamówiła dwa espresso i bajgla z łososiem. Rozejrzała się wokół, szukając dogodnego miejsca na plamienie sobie zębów czarnym jak smoła płynem i społeczne obserwacje spod rzęs z trochę już rozmazanym tuszem. Namierzyła szeroki stół z kanapą, która wyglądała jak idealne miejsce do zapadnięcia się (w nią i w siebie), przy którym siedziała ziewająca brunetka z palcami stukającymi w klawiaturę macbooka z częstotliwością karabinowych wystrzałów. Bez pytania zsunęła się na plusz naprzeciwko niej, z brzdękiem stawiając na stoliku obie filiżanki i talerz.
Obcy ludzie byli bezpieczni. Można było zacząć z nimi niezobowiązującą rozmowę, potem pożegnać się nonszalanckim ruchem ręki i na zawsze wymazać ich z pamięci.
- Cześć. Strasznie szybko piszesz, to jakiś raport o wadze rządowej czy wściekły list do kochanka? - spytała, upijając łyk kawy. Była gorzka jak piołun i gorąca. Piekielnie dobra.
Ostatnio zmieniony 2020-11-18, 17:59 przez ruthie-ray berkovitz, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Minęły dwa długie, pełne emocji lata, od kiedy brunetka zaczęła całkiem nowe życie; pozbawione wszelkich trosk i problemów. Życie, którego pragnęła praktycznie od zawsze, ale nigdy wcześniej nie potrafiła znaleźć w sobie odwagi, żeby coś zmienić; uciec i stać się kimś lepszym. Willy potrzebowała impulsu, podczas gdy Gladys, którą się stała, doskonale wiedziała, czego chce i radziła sobie zdecydowanie lepiej. Wcześniej nie posiadała miejsca, które mogłaby nazwać domem. Nie posiadała również rodziny, z którą czuła więź. Nie posiadała niczego, co trzymałoby ją przy życiu. Egzystowała. Zamartwiała się. Nie radziła sobie z problemami dnia codziennego oraz tymi bardziej rozbudowanymi, które zapoczątkowali jej rodzice, a których brzemię również jej burzyło krew. Ale to była przeszłość. To była zupełnie inna osoba, z której historią obecnie nie miała zbyt wiele wspólnego. Osoba, o której uparcie próbowała zapomnieć i którą pochowała dawno, dawno temu – by teraz, ostatecznie, po takim czasie móc być szczęśliwa. Dobra passa trwała już niemalże dwa lata; od momentu, kiedy poznała swoją bratnią duszę; kiedy po dwóch całkiem udanych spotkaniach, kompletnie straciła głowę dla Draco Marqueza. Decyzja o przeprowadzce była jedynie pozornie skomplikowana – tak naprawdę od samego początku wiedziała, że jest to dla niej najlepsza opcja. Zapoczątkowanie nowej relacji było w tym przypadku zapalnikiem – i doprowadziło do czegoś naprawdę dobrego.
Było jednak kilka rzeczy, których nie chciała zmieniać. Historia, którą opowiedziała, przedstawiała całkiem inne fakty, owszem, aczkolwiek nadal pozostawała w tym wszystkim sobą – tą samą Willy, która lubiła zapach koszonej trawy i spacery w deszczu. Tą samą Willy, która większość swojego czasu spędzała przed komputerem, zapisując kolejne historie osób, których nie spotkała osobiście, aczkolwiek podpisywała się ich nazwiskiem. Lubiła swoją pracę; i z ulgą stwierdziła, że tego akurat nie potrzebuje zmieniać. Tak czy inaczej pozostawała incognito, przyjmując kolejne zlecenia. Dlatego pisała; ciągle, zawsze. A kiedy pisała, zdecydowanie łatwiej było jej usiąść w kafejce, niż traktować dom jak swoje biuro. Cały czas pojawiała się gdzie indziej; w innej części miasta – a odkrywanie kolejnych lokali traktowała jako swego rodzaju formę zwiedzania. Tego dnia wybrała kawiarnię, inspirowaną serialem z lat dziewięćdziesiątych, do którego nadal lubiła wracać. Zajęła miejsce na replice popularnej, pomarańczowej kanapy i zabrała się za pisanie. Tak mocno wciągnęła się w tę czynność, że niemalże przeoczyła dziewczynę, która zdecydowała się usiąść obok. – Hm … cześć? – rzuciła, pytającym tonem, znad komputera, nie przerywając przelewania myśli na klawiaturę. Jedno zdanie, drugie … i dopiero wtedy była w stanie poświęcić jej trochę więcej uwagi. – Raportu o wadze rządowej nie pisałabym w takim miejscu. Wiem, że jest dość wcześnie, ale wypiłam już dwie kawy i muszę skończyć rozdział, i w zasadzie … którą mamy godzinę? – zapytała, spoglądając na wiszący na ścianie zegar. – Okej, nie jest wcześnie. A listy do kochanków rozesłałam już dawno temu, więc do napisania pozostaje mi książka – powiedziała, z delikatnym uśmiechem na ustach. Złapała się na tym, że mówi bez ładu i składu, co nieczęsto jej się zdarzało; była jednak zmęczona, odrobinę spóźniona z pracą i nie przywykła do tego, żeby komentarz obcej osoby wybijał ją z rytmu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Śmieszny był cały ten świat z nitkami oddechów i sylwetek czasami stykającymi się w chwilowym rozbłysku, a czasami mijającymi się o krok; Ruthie na pewno byłaby w ekstazie, gdyby tylko mogła zajrzeć w historię Gladys (Willy?) jak w jedną z biografii, które G. tworzyła i wypuszczała w literacki obieg. Mogły tylokrotnie spotkać się w ukochanej, słonecznej metropolii naszej gwiazdy byłej-niedoszłej, w którejś z kafejek serwujących tylko hummus i kawę z mlekiem ryżowym, gdzieś na kocu w frędzlami leżącym na ciepłym piasku tuż koło opróżnionych do połowy butelek wina; tymczasem spotykały się jednak tutaj, w Seattle, po tylu miejscach tego potencjalnego styku, i Ruthie nic nie mogła o tym wiedzieć. Wolałaby, w każdym razie, gdyby któraś z mojr przędzarek nawlekła na ostrze jej prywatnej igły takie ładne, miłe i schludnie ubrane osobistości zamiast pękającej od środka, kartonowej postaci Jolene i wszystkich jej obskurnych przyjaciół, których zastawała ostatnio codziennie śpiących na kanapie w salonie albo przeszukujących kuchenne szuflady w poszukiwaniu działki, kasy albo czegokolwiek do jedzenia oprócz zapleśniałych wiśni w słoiku stojącym przy zlewie czy jogurtu bananowego który stworzył już w atmosferze lodówki własną cywilizację pod napęczniałym wieczkiem. Jeśli nie znaleźli niczego, łasili się zresztą zazwyczaj i na te wiśnie, i na ten jogurt.
Brzydziło ją to - po każdym spotkaniu (przez pierwsze dwa dni próbowała krzykiem i groźbami dotyczącymi rychłego przyjazdu radiowozu wygonić ich za drzwi, potem zrezygnowała) miała ochotę umyć ręce i twarz, a najlepiej to wykąpać się w gorącej wodzie aż do czerwoności skóry. Wieczorem, licząc plamy na suficie i dokumentując w głowie strzępki starych pajęczyn, powtarzała sobie jak mantrę, że to wszystko - cały ten prawie-dosłowny burdel, do którego nieszczęśliwie wróciła saltem w tył - potrwa niedługo. Do pierwszej (może drugiej, może trzeciej, może czwartej - nieruchomości, nawet na wynajem, były tu tak cholernie drogie, że bez wahania zaprzedałaby duszę komukolwiek, kto wynająłby jej kawalerkę za cenę rozsądną jeszcze pięć lat temu) wypłaty, do jakiegoś lucky break, bo przecież nie powinny zdarzać się tylko raz w życiu, do wiosny. Zastąpi wtedy wszystkie te kreatury na nowych przyjaciół, takich miłych jak Gladys.
Z zafascynowaniem rozszerzyła oczy, kiedy nieznajoma (prawie-znajoma w innym życiu, innym rozkładzie przypadków) dziewczyna odpowiedziała na jej pytanie.
- Piszesz książki? Takie, które można kupić w prawdziwej księgarni czy takie, że wydajesz je za własną kasę a potem chwalisz się znajomym, że tak, to twoje nazwisko na okładce? - (cóż, musiała spytać - poznała wielu podobnych wannabe artystów w wannnabe artystycznej mekce Los Angeles, i zawsze przewracała oczami, kiedy tylko odwracali się do kolejnych grup przyjaciół którym należało dokładnie pokazać czcionkę i rodzaj papieru, na którym zapisane były wszystkie te literackie dzieła). - Horrory? Romanse? Jakieś naukowe dzienniki, które staną się przełomem we współczesnej fizyce? Jestem Ruthie, tak w ogóle - podała jej rękę przez stół, nie zważając na to, że jest trochę ubrudzona chrzanowym kremem z bajgla. Najwyżej będzie potem opowiadać potomnym tę anegdotkę o dniu, w którym ubrudziła chrzanowym kremem z bajgla wziętą literatkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

002 Luty i święto zakochanych. Nie lubiła tego święta, ale może polubiłaby gdyby miała z kim je spędzić. Ostatnio nie miała czasu na randki, bo wiadomo miała większe problemy niż brak partnera/ partnerki na walentynki. Prawdopodobnie 14 lutego zaszyje się w domu z miską popcornu i pudełkiem ulubionych lodów. Czyli.. zrobi to samo co w tamtym roku.
Dzisiaj był jeden z nielicznych dni, gdzie miała wolne i postanowiła wykorzystać ten dzień na rozglądanie się za dodatkową pracą. Jeszcze nie wiedziała co mogłaby zrobić. Postanowiła się najpierw rozejrzeć i zobaczyć co ją najbardziej zainteresuje. Kupiła też gazetę, bo przecież nie tylko w internecie pracodawcy zamieszczają ogłoszenia. Trzymając gazetę w dłoni udała się do ulubionej kawiarni, która była kiedyś jej miejscem spotkań z Jo, ale przyjaciel nie odzywa się do niej już od dłuższego czasu. Ich kontakt się urwał jeszcze w liceum, ale Hai nie należy do tych co szybko się poddają, ale… ile można pisać i nie otrzymywać odpowiedzi? No właśnie. Zawsze gdy bywała w tej kawiarnia przypominała sobie ich wspólne chwile w tym miejscu. Jak siadali w kącie i wspólnie wymieniali się notatkami, czy omawiali różne projekty na zajęcia. Od kilku lat stolik przy którym zawsze siadała już nie był ich , tylko jej.
– Dzień dobry, Hailee. To co zawsze?
Przychodziła tu od lat, więc dość szybko zaprzyjaźniła się z właścicielem kawiarni i jego pracownikami. Na jej buzi pojawił się szeroki uśmiech.
– Za dobrze mnie znasz… Tak, to co zawsze. – Pokazała gestem dłoni, że usiądzie przy stoliku. W kawiarni o tej godzinie nie było tłumów, ludzie byli w pracy i kolejka zrobi się dopiero w porze lunchowej. Miała więc, jakieś dwie godziny, żeby na spokojnie poczytać ogłoszenia. Podziękowała za kawę, nie musiała teraz płacić, miała umowę, że płaciła dopiero przed samym wyjściem, bo nigdy nie wiadomo, czy dzisiaj wypije jedną, czy dwie filiżanki kawy. Była tak pochłonięta przeglądaniem ogłoszeń, że nie zwracała uwagi na to kto i kiedy wchodzi do kawiarni. Dopiero słysząc głos właściciela uniosła głowę. To, a raczej kogo zobaczyła, sprawiło, że zamarła.
– No proszę… Joaquin Marquez. Dawno cię tutaj nie widziałem. Co słychać synu?
Marrow siedziała cicho i przysłuchiwała się im z uwagą. Dawno nie widziała swojego przyjaciela i mając nadzieję, że jeszcze jej nie zauważył mogła spokojnie mu się przyglądać. Zmienił się, już nie był nastolatkiem, gdy ostatni raz go widziała. Był już dorosłym mężczyzną i jeśli wierzyć tym co mówili ich wspólni znajomi został lekarzem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

tttttttttttttttttttttttttttttttttttttt
Ostatnio zmieniony 2022-08-14, 17:56 przez Joaquin Marquez, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie mogła oderwać spojrzenia od byłego przyjaciela. Po tym, gdy stopniowo zaczął się od niej odsuwać, aż w końcu ich kontakt urwał się całkowicie, nie mogła już nazwać go przyjacielem. Nie było go w najgorszych chwilach. Kiedy on studiował medycynę, ona opiekowała się chorą mamą, która nie była dla niej miła i właśnie w takich momentach potrzebowała go najbardziej. Bolało. Zwłaszcza jego widok z ludźmi, których nigdy nie chciał znać. Po tym, jak jego mama ponownie wyszła za mąż, on z czasem zaczął się od niej oddalać, aż całkowicie o niej zapomniał – przynajmniej ona tak się czuła. Nigdy też nie powiedziała mu co do niego czuje. Nie miała odwagi. Czy wciąż go kochała? Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ale była świadoma tego, jak jej serce zaczęło mocniej bić, a jej oddech nieco przyspieszył. Spuściła głowę wciąż uważnie się im przysłuchując.
No to co… napijesz się mojej kawy? Może ja nieco się zmieniłem… – I tutaj mężczyzna poklepał się po brzuchu, który był nieco okrąglejszy niż te kilkanaście lat temu i zaśmiał się serdecznie – Ale moja kawa wciąż jest najlepsza na tej dzielnicy! – Sięgnął po kubek chcąc zrobić dla niego kawę taką, jak dawniej.
Przeniosła spojrzenie swoich niebieskich oczu na przyjaciela, gdy przyjaciel wypowiedział jej imię. Założyła kosmyk włosów za ucho i wyprostowała się. Wyłączyła telefon i odłożyła go na bok.
– Hej… Jaq. – I jak gdyby nigdy nic zwróciła się do niego zdrobnieniem, które wymyśliła w młodości, bo miała problem z wypowiedzeniem jego imienia. Z wiekiem było coraz lepiej, ale zdrobnienie, jakie wymyśliła tak bardzo jej się spodobało, że już zawsze tak się do niego zwracała. Drżące dłonie schowała pod stół wciskając je między uda.
– Co u Ciebie? – Wiedziała, że rozmowa z nim przywoła niemiłe wspomnienia, ale chciała wykorzystać ten moment i dowiedzieć się co u niego. Chciała dowiedzieć się gdzie pracował, czy miał… i jak tylko o tym pomyślała, spojrzała na jego lewą dłoń szukając na jego placu złotego krążka.
Właściciel kawiarni minął Marqueza i postawił na jej stoliku jego kawę, jakby spodziewał się, że Jaq tu usiądzie. Nawet dolał kawy do kubka Marrow i odszedł uśmiechając się pod nosem.
– Dawno Cię tu nie widziałam ... – Przyznała szczerze spoglądając na niego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ethan Sorensen był typem człowieka, który większość życia spędzał w swoich czterech ścianach, wyżywając się artystycznie na nieskończonych ilościach pustego płótna, ale od czasu do czasu jak każda normalna osoba, która nie miała zadatków na typowego pustelnika i odludka musiał wyjść do ludzi. Czasami były to spokojne spacery po mieście, innym razem krótki wyjazd za miasto. Bywało również tak, że pozwalał sobie na szaleństwa w głośnych klubach lub szukał towarzystwa ludzi w spokojnych kawiarniach. Tego dnia jego celem była właśnie kawiarnia. Jedna z nielicznych, do których lubił zajrzeć nie tylko przez wzgląd na to, że parzyli mu napój idealny, który przyjemnie pieścił kubki smakowe, ale również dzięki ciastkom, które śmiało mógł stwierdzić, że w tym miejscu oferowane najlepsze. Nie sądził by w całym Seattle znalazł drugie takie miejsce, w którym bez wyrzutów sumienia zostawiał pieniądze wciskając w siebie kolejne kalorie. Nie, żeby jakoś specjalnie je liczył. Zjadł, to potem spalił w czasie wizyty na siłowni, które nie miały miejsca często, ale jednak jakieś były i pozwalały zachować minimum dobrej formy.
Siedząc przy stoliku i popijając ulubioną kawę, nie mógł oprzeć się pokusie. Wciąż intrygowała go kobieta, z którą przed kilkoma dniami wymienił kilkanaście wiadomości na Tinderze. Zapanowała między nimi cisza, której nie przerywał bo nie chciał się narzucać na siłę, ale ostatecznie ciekawość zwyciężyła, a zapach kawy i ciastek skutecznie podnosiły jego nastrój i doprowadziły do momentu, w którym zdecydował się spróbować szczęścia.
Zaczęło się od wzmianki o kocim portrecie, który zaczął, a którego nie skończył. Wystarczyło, by nawiązać kontakt z Charlotte i uśmiechnąć się pod nosem, kiedy otrzymał odpowiedź zwrotną. Dzięki temu kolejne słowa wystukiwały się same na ekranie jego telefonu i sprawiły, że po kilku kolejnych wiadomościach nawiązał właśnie do kawiarni, w której spędzał to popołudnie. Próbował zagadać i przekonać do tego, by rzuciła wszystko i do niego dołączyła. Żeby opuściła miejsce, w którym spędzała czas i wpadła do tego, które szczerze polecał. Wymiana opinii na temat najlepszych ciastek w mieście nieco go zaintrygowała, głównie za sprawą tego, że zgadzali się co do poszczególnych pozycji z menu kawiarni. To sprawiło, że zaczął się rozglądać po lokalu. Sam nie wiedział z czego to wynikało, ale zaczął łączyć fakty, choć na tyle nieudolnie, że jego uwagę przykuwała każda przechodząca obok kobieta. Do czasu aż po wystukaniu kolejnej wiadomości nie dostrzegł blondynki, która wlepiła wzrok w ekran własnego telefonu. Uśmiechnął się pod nosem, gdy odebrał wiadomość, a ona zerknęła w jego stronę.
Chyba muszę się przesiąść.
Była to ostatnia wiadomość, którą wysłał do Lottie. Zrównując swoje spojrzenie z tym kobiecym, zgarnął ze stolika kubek z kawą, talerzyk z nadgryzionym ciastkiem i pokonał dzielącą ich odległość.
Przepraszam, to krzesło jest wolne? — zagaił, unosząc kącik ust w kolejnym uśmiechu, gdy skinieniem głowy wskazał na puste miejsce — Jedna tajemnicza dziewczyna zawraca mi od kilkunastu minut głowę i sprawia, że zamiast jeść, ręce zajmuję telefonem. Postanowiłem sprawdzić, czy rozmowa nie byłaby lepsza od tych czasochłonnych wiadomości na tinderze — dodał, kładąc swoje zamówienie na stoliku i zajmując wolne krzesło.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Konto na Tinderze.
Jak żałośnie to brzmiało.
Szczególnie po dwóch latach tkwienia w związku z jednym i tym samym mężczyzną.
Charlotte nigdy nie podejrzewała, że życie zmusi ją do założenia konta w tej konkretnej aplikacji. Dotychczas podchodziła do niej raczej sceptycznie, może z przymrużeniem oka. Szczerze wątpiła, że istniało prawdopodobieństwo znalezienia tam relacji jakkolwiek wiążącej i wartej zachodu. Nawet ona - trzymająca się raczej na uboczu internetowego bytu - wiedziała, że większość logujących się tam osób szukało przelotnej znajomości, wygodnej i na jednej noc, o której szybko można było zapomnieć.
Wypełniając rubryki przeznaczone na dane osobowe i przeglądając galerię w poszukiwaniu odpowiednio dobrego zdjęcia, czuła się bardzo nieswojo, ale przede wszystkim głupio. Jak żałosnym trzeba było bowiem być, aby pocieszenia po rozstaniu szukać właśnie w internecie? I choć oczekiwania Charlotte nie były w żaden sposób skonkretyzowane, to jednak jej lista par nie powiększała się w zawrotnym tempie. Polubienia wymieniła z zaledwie kilkoma mężczyznami, z czego większość rozmów zakończyła tuż po głupim, niekoniecznie kreatywnym ,,co tam?''.
Charlotte nie miała wiele czasu na błądzenie w internecie i działała według niekoniecznie zaplanowanego schematu. Odczytywała wiadomość, wyłączała aplikację, po kilku godzinach zapominała odpisać i tym sposobem zniechęcała do siebie potencjalnych kandydatów. To było idealne podsumowanie jej nastawienia, które zmianie uległo dopiero w momencie wymienienia kilku wiadomości z niejakim Ethanem.
Przekonany o własnych zaletach artysta był rozmówcą wymagającym, ale i niezwykle przyjemnym, dlatego korespondencja ciągnęła się od kilku dni, a Charlotte nigdy nie pominęła żadnej jego wiadomości.
Nie inaczej było tego dnia, kiedy siedząc w jednej ze swoich ulubionych kawiarni, nos wciąż miała utkwiony w ekranie telefonu. Racząc się ulubionym cappuccino i ciastkiem czekoladowym, raz za razem klikała w odpowiednie litery, nie zwracając uwagi na to, co działo się dookoła. Chyba właśnie dlatego nieznajomy głos, który wyrwał ją z letargu, był takim zaskoczeniem.
- Proszę? - zagaiła, nerwowo rozglądając się dookoła. W lokalu było sporo wolnych miejsc, dlatego tym większe było jej niezrozumienie dla pytania, jakie padło.
Zmrużyła powieki, wzrokiem mierząc męską sylwetkę. Nie potrzebowała wiele czasu, by dobrej jakości zdjęcie z Tindera dopasować do postaci stojącej tuż przed nią.
- Skąd pomysł, że ona ma ochotę na to samo? - dodała nagle, unosząc brew w wymownym, w niemy sposób rzucającym wyzwanie geście, świadomie ignorując fakt, że Ethan tak po prostu się do niej dosiadł.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ethan w Tinderze nie pokładał nadziei na to, że znajdzie wśród jego użytkowniczek miłość swojego życia. On nawet nie szukał tam okazji do romansu, bo te nie były mu w głowie. Jedyne czego chciał, to poznania nowych ludzi z którymi mógłby się poznać w realnym świecie.
Na co dzień nie miał zwyczaju otaczać się dużym gronem znajomych. Do samych spotkań towarzyskich podchodził raczej jak do urozmaicenia codzienności, bo nie zawsze miał chęci i czas na to, by się z kimkolwiek spotykać, ale gdy już miał taką ochotę to okazywało się, że nie było z kim. Niewielka ilość osób, które zdążył poznać na przestrzeni ostatniego roku, okazywała się być liczbą zbyt małą na to, żeby mógł żyć w przeświadczeniu, iż jeden telefon wystarczyłby do tego, by podbijał Seattle w czyimś towarzystwie.
Problem tkwił w tym, że nawet w sieci znalezienie kogoś, z kim można by było porozmawiać stanowiło problem. Niektórzy byli ukierunkowani tylko i wyłącznie na romanse. Inni szukali sponsorów, głównie dziewczyny, które były gotowe zrzucić majtki za parę dolarów. Z jeszcze innymi ciężko było znaleźć wspólny język, dlatego też gdy rozmowa z Charlotte zaczęła się kleić, nie był w stanie odpuścić i był gotów ciągnąć ją tak długo, jak długo było trzeba by przekonać kobietę do pierwszego spotkania. Nie przypuszczał tylko, że bez przekonywania i tak będzie mu dane poznać ją osobiście, ale ewidentnie tego popołudnia los się do niego uśmiechnął. Tak samo, jak on uśmiechał się widząc zaskoczenie wymalowane na kobiecej twarzy.
Gdyby nie miała ochoty, prawdopodobnie zerwałaby kontakt i nie traciła czasu na kolejne wiadomości — odparł bez zastanowienia. Tak właśnie to widział. Gdyby nie chciała się poznać, to ich wymiana wiadomości nie ciągnęłaby się od kilku dni i nie trwałaby aż do teraz — No chyba, że jest szurnięta i sprawia jej frajdę wkręcanie niewinnych kolesi, którzy liczą na to, że nawiążą jakąś fajną znajomość — dodał, unosząc pytająco brwi, po czym uśmiechnął się i wyciągnął dłoń w stronę blondynki — To teraz już oficjalnie. Ethan Sorensen, miło cię w końcu poznać i zobaczyć na żywo. Przynajmniej mam pewność, że zdjęcie nie kłamało — przedstawił się, bo żarty żartami, ale nie zamierzał przez całe popołudnie mówić o sobie i o niej tak, jakby mówili o kimś zupełnie innym. Wtedy też dostrzegł, że ona również miała dosadne dowody na to, że jego profil nie kłamał. Jego dłoń była pokryta resztkami farb, których używał do stworzenia swojego najnowszego obrazu. Zawsze miał problem z tym, by należycie się z niej domyć i wielokrotnie zaliczał z tego powodu wpadki.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte nie pokładała zbyt wielu nadziei w internetowych znajomościach. Właściwie nawet nie zawarła ich na tyle wielu, by móc mówić o jakimkolwiek doświadczeniu w tym aspekcie życia. Czuła się totalnym laikiem, kiedy w grę wchodziły wszystkie te nowoczesne aplikacje, w których odnajdywała się raczej z braku laku niż z autentycznej ciekawości. Czasami była naprawdę zaskoczona tym, jak wiele informacji o sobie ludzie podawali w sieci. To ułatwiło niejedno śledztwo i niewątpliwie powinno być dla blondynki czymś całkowicie na rękę, jednak z większej perspektywy ludzka nieświadomość była przerażająca.
Ostatecznie zatem Lottie nie zdążyła umówić się na zbyt wiele spotkań. Poza walentynkowymi randkami w ciemno odpuściła sobie kawę w towarzystwie facetów poznawanych w internecie. W gruncie rzeczy jej zainteresowanie przychodzącymi wiadomościami było na tyle znikome, że odpowiedzi pojawiały się po kilku dniach, zazwyczaj już po tym, jak potencjalnych kandydatów opuszczała pierwsza fascynacja jej osobą. I to nie tak, że narzekała. Wiedziała, że wina leżała po jej stronie i braku zaangażowania, ale... miała na głowie dużo poważniejsze problemy.
Tym większe było zatem jej zaskoczenie, kiedy w ulubionej kawiarni miała do czynienia z facetem z internetu.
- Może zamierzała podtrzymywać tę znajomość jedynie w sieci? - zasugerowała z charakterystyczną dla siebie przekorą, nie kryjąc zainteresowania męską reakcją. Nie nazwałaby tego co prawda flirtem, ale luźne podejście było czymś, czego od rozstania z Joelem próbowała się na nowo nauczyć. Nie wiedziała jedynie, z jakim skutkiem. - Lub po prostu nie podchodzi poważnie do relacji z internetu? - dodała z rozbawieniem, szybko wykonując nieznaczny ruch dłonią; gest sugerujący bagatelizację tematu. Nie była szurniętą wariatką i nikogo nie wkręcała. Ona po prostu wciąż szukała swojej nowej drogi w relacjach z płcią przeciwną.
- Charlotte Hughes. Podejrzewałeś mnie o kłamstwo? - zagaiła, kiedy Ethan rozsiadł się na tyle wygodnie, by mogli kontynuować rozmowę. To z kolei zmusiło ją do tego, by telefon wylądował na dnie torebki.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie tym razem. Mamy ulubioną kawiarnię. Prawdopodobnie minęliśmy się w drzwiach kilkukrotnie i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale teraz, kiedy już nawiązaliśmy kontakt w realnym świecie... Myślę, że powinniśmy to wykorzystać — odparł, chwytając za swój kubek z kawą, której nieco upił — Ponadto jak dobrze pamiętam, chciałaś zobaczyć moje prace, a ja wstępnie choć nie do końca świadomie zaprosiłem cię na wernisaż. Chciałaś przyjść i udawać, że to nie ty, Charlotte? — dodał, wbijając w nią uważne spojrzenie. Wiedział, że się nie pomylił. Doskonale pamiętał pierwszą wymianę wiadomości, nieufność i ich żartobliwy ton. Problem tkwił w tym, że był pamiętliwy, zwłaszcza jak kobieta wydawała się interesująca. Znajomość na byle czacie nie mogła go usatysfakcjonować. Wolał w normalnych okolicznościach zweryfikować, czy miała jakikolwiek sens, czy może jednak była jedną z tych, które miały się zakończyć tak szybko jak się zaczęły.
Może pora to zmienić? Znajomości z sieci potrafią być bardzo ekscytujące i ciekawsze niż te, zawierane normalną, powszechnie znaną drogą — poruszył zabawnie brwiami, próbując przekonać blondynkę nie tyle do własnych racji, co do tego, by dała szansę tej konkretnej znajomości właśnie z nim. Nie nalegał, ale mimo to nie zamierzał się też całkowicie poddać. Zwłaszcza, że psotny los sam rzucił mu ją na pożarcie.
Powiedzmy, że trzymam rękę na pulsie. Niektórzy lubią podawać się za kogoś, kim nie są — wzruszył ramionami. Nie twierdził, że ona musiała wliczać się w grono takich osób, ale jednak nigdy nic nie wiadomo. Czasami ciężko było rozgryźć, co niektórzy mieli w głowach, kiedy podawali się za kogoś innego — Pewnie coś o tym wiesz? — dodał jeszcze, uśmiechając się pod nosem. Nie wiedział kim dokładnie była, czym się zajmowała, ale skoro miała kajdanki to celował w policjantkę, z jednego z miejscowych komisariatów. Co za tym szło, zapewne nie była jej obca wiedza odnośnie tego, jak ludzie potrafili kręcić. Zwłaszcza przestępcy.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Przenikliwe spojrzenie Charlotte raz jeszcze skupiło się na męskiej twarzy. Snute przez niego wizje brzmiały niezwykle kusząco, ale czy blondynka czuła się gotowa na angażowanie się w znajomość tego typu? Choć nie rozmawiali o żadnym romantycznym aspekcie, to jednak wpuszczanie do swojej codzienności nowego mężczyzny zawsze wiązało się ze swego rodzaju ryzykiem.
Czy była gotowa je podjąć?
- O ile pamiętam, w pierwszej kolejności obiecałeś mi portret swojego kota - zawyrokowała krótko, unosząc brew. Nie była pamiętliwa, szczególnie w odniesieniu do tak prozaicznych, nieco komicznych z perspektywy dorosłej osoby rzeczy, ale nie kryła zainteresowania męskim talentem, zwłaszcza jeżeli sam Ethan miał się za artystę. - Jeszcze nie wiem, co zamierzałam. Ostatnio miałam sporo spraw na głowie - wyjaśniła z uśmiechem, zaraz potem sięgając po filiżankę z kawą. Zrobiwszy małego łyka, znów przyjrzała się twarzy swojego rozmówcy.
- Ekscytujące? Bo nigdy nie wiemy, kto siedzi po drugiej stronie ekranu? Nazwałabym to niebezpieczeństwem, chociaż nawet ono potrafi być... - podjęła, szukając odpowiedniego słowa - intrygujące - skwitowała lakonicznie.
Nigdy nie sądziła, że mogłaby szukać znajomości właśnie w sieci. Pod tym względem wyznawała raczej tradycyjne podejście. Spotkanie w kawiarni i wylana na cudzą koszulę kawa, walka o ostatniego pomidora, wypadek na biurowym korytarzu - dotychczas to właśnie te formy poznawania nowych ludzi praktykowała. Tinder był nowością, na którą zdecydowała się raczej w akcie desperacji.
- Nie mam pojęcia, co sugerujesz. Niczego nie udawałam - zapewniła, by go uspokoić, choć malujące się na jej twarzy rozbawienie nie współgrało z powagą, jaką pragnęła zachować.
Nie oszukiwała go, nie udawała, nie stwarzała pozorów. Ona po prostu ostrożnie podchodziła do ich rozmów, świadomie nie zdradzając zbyt wielu szczegółów na swój temat. - Więc co chciałbyś o mnie wiedzieć? Obiecuję, że nie będę zmyślać - dodała, uznając to za rozsądny, satysfakcjonujący dla każdej ze stron kompromis.
- Możemy zagrać w skróconą wersję dwudziestu pytań. Masz ich, powiedzmy, pięć - zaproponowała, dając mu czas do namysłu. Sama zaś sięgnęła po ciasteczko.

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Madison Valley”