WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bo ta jego panda wygląda jak kaczka, na pewno kupił ją na jakimś bazarze, bo nie stać go na oryginalne pandziaste skarpetki, ale nie komentował tego, wystarczy mu wrażeń jak na jeden dzień, poza tym jego własne skarpetki nadają się już do wyrzucenia przez tą cholerną plamę oleju. Mógł go zmusić do kupienia nowych, ale zrezygnował z tego pomysłu. Tym przeciągnięciem po parkiecie galerii bądź co bądź uratował mu życie i nawet jeśli nie jest z tego zadowolony, jest mu wdzięczny że nie spędzi nocy w areszcie i nie będzie musiał patrzeć na Melu płacącą za niego kaucję. Może nie można mówić w tym momencie o przyjaźni do grobowej deski, a jednak jak to się określił, jakieś ziarenko było, które albo wypączkuje, albo umrze od braku nawozu.
Ci ochroniarze chyba brali niezłą kasę pod stołem, skoro stać ich było na takie zabawki. Nie chciał jedną z nich oberwać, dlatego pognał w stronę nowiuśkiego samochodu, aczkolwiek ból poobijanego siedzenia i brak jednego buta sprawiły, że dosyć późno dopadł do drzwi i drżącymi rękoma je otworzył. Miał jedynie nadzieję, że kędzior zdążył uciec, przynajmniej nie trzeba będzie świecić przed Mel oczami.
- Zapal, kurwa zapal... – mruczał, odpalając silnik, ale ochroniarze byli już bardzo blisko, ledwo zdołał wycofać i ruszyć naprzód, gdy go dopadli. Już witał się z więzienną celą, gdy pisk opon i czerwone światła samochodu (Bogowie, dziękuję wam za to że kędzior posiada zadbanego rzęcha) skutecznie rozgoniły stado i pozwoliły Indio wcisnąć gaz do dechy i ruszyć śladem za samochodem Siriusa. W pewnym momencie go wyprzedził, jadąc przed siebie. Wiadomo, nie spodziewał się, że ochroniarze z galerii niczym w filmach wsiądą do wypasionych fur i ruszą w pościg, miał tylko nadzieję, że ich tablice rejestracyjne dziwnym trafem nie trafiły do policji. Gdy uspokoił nieco oddech, zwolnił i zatrzymał się przed apartamentowcami. Z ulgą zauważył, że niedaleko ma już do domu. Krzywiąc się lekko, wysiadł z samochodu i z cichym westchnieniem oparł o maskę, obserwując wysiadającego chłopaka.
Pokiwał głową.
- Poszedłem w kamasze po szkole. Kilka tur w Iraku i Afganistanie. – wzruszył lekko ramionami, ale mimowolnie w jego głosie zabrzmiała tęsknota za tymi czasami. Cóż, na swoje własne życzenie ma to, co ma teraz, a jednak... brak mu tego. Popatrzył na niego uważnie i przez chwile pogmerał w kieszeniach. - Zapalisz? – wyciągnął w jego stronę paczkę papierosów, nim wyjął jednego. - Chyba nie mam wyboru. A ona jak się dowie, to albo nam wklepie, albo będzie przeszczęśliwa że doszliśmy do porozumienia. – powiedział nieco kpiąco. O porozumieniu mowy być jeszcze nie może, a jednak to już jakiś krok. - Rany, jak ona mi o to suszy głowę. – westchnął, zaciągając się odpalonym papierosem. Strząsnął popiół gdzieś na bok, zamyślając się przez chwilę. - Mam wódkę w domu. Dobrą. – machnął łapą w stronę apartamentowca. W tłumaczeniu Indio w pokraczny sposób zaprasza go na popijawę do jaskini lwa

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Z uwagą przysłuchiwał się słowom Indio i dwukrotnie pokiwał głową. Sirius po osiągnięciu pełnoletniości nie myślał o wojsku. To było ostatnie miejsce, w którym chciałby się znaleźć, dlatego przez krótką chwilę z podziwem przyglądał się twarzy mężczyzny. Potem jednak odwrócił wzrok, aby nie zdradzić, że wzbudził w nim takie odczucia. Mimo poprzednich wydarzeń nadal stali po dwóch różnych frontach i łypali na siebie spode łba, niczym dwa wilki z innych watah. Atmosfera pomiędzy nimi była o wiele mniej napięta, ale jednocześnie Sirius uważał, że wciąż powinien zachować ostrożność. W końcu miał do czynienie z byłym żołnierzem i już na własnej skórze się przekonał, że jego uderzenia były zanadto skutecznie. Na tę myśl mimowolnie poczuł fantomowy ból w miejscach, które Indio zaznaczył w parku przed dwoma/trzema(?) tygodniami.
Chętnie. – Poczęstował się papierosem. Potem poszukał po kieszeniach zapalniczki i odpalił. Tytoń po tym co przeszli raptem przed chwilą był czymś, co bezwiednie potraktował jako nagrodę. Delektował się dymem, jakby właśnie smakował wykwintnego dania. – To było przymusowe porozumienie – zaznaczył Sirius, uprzednio odrywając wargi od papierosa. Prawdopodobnie gdyby nie wtrącenie się ochrony galerii, to oboje ponownie zaczęliby się bić. Już raz udowodnili, że miejsce oraz obecność licznych świadków nie miała dla nich najmniejszego znaczenia – chociaż nie dało się ukryć uśmiechu Siriusa, który właśnie przypomniał sobie o tym, że przedmiotem sporu były bokserki Guess. – Jak mogliśmy pokłócić się o gacie? – zapytał, ale było to pytanie z natury tych retorycznych.
Ich dialog początkowo wydawał się być sztywny, jednak z każdym następnym słowem wypadał bardziej naturalnie. Daleko im było do statusu znajomych, lecz niechybnie stawiali ku temu pierwsze kroki.
Lubię dobrą wódkę – powiedział i prędko ruszył za Indio.

zt.x2

autor

P o l a

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Kolejny dzień pracy. Żmudnej, męczącej i sprawiającej, że odechciewało mu się powrotu w szeregi agentów federalnych. Ostatni tydzień, spędzony głównie na pilnowaniu Valentiny, dał mu solidnie w kość. Nie sądził, że będzie kiedykolwiek musiał niańczyć tak marudną, złośliwą i przemądrzałą istotę, która regularnie igrała z jego nerwami. Tak się jednak stało, bo jej wychodziło to idealnie, a gdy tylko otrzymał informację, że tego popołudnia po jej treningu idą na miasto, żeby mogła poszaleć w miejscowych butikach, przytaknął niechętnie, odłożył telefon na bok i kolejny kwadrans wpatrywał się bezmyślnie w sufit własnego mieszkania, szukając w nim ratunku i pytając wszelkie siły wyższe o to, czemu spotkało to właśnie jego. Szybko przypomniał sobie czemu. Wiadomość, jaką chwilę później otrzymał z ośrodka, w którym przebywała jego żona, sprowadziła go na ziemię. Przypomnienie o zaległej opłacie za jej pobyt tam, przypomniał, dlaczego potrzebował tych cholernych pieniędzy, które musiały wystarczyć nie tylko na utrzymanie siebie, ale również na zrekompensowanie kobiecie tego, na co ją skazał.
Sumienie dawało mu się we znaki. Nie był dumny z tego, co zrobił przed blisko czterema miesiącami. Obrazy z tamtego popołudnia regularnie powracały, tak samo jak to paskudne uczucie, które uderzyło w niego, gdy stojąc u szczytu schodów, zrozumiał, że mógł ją zabić. Ba. On był pewny, że to właśnie zrobił. Pamiętał, jak ulatywała z niego całą, podjudzona alkoholem wściekłość. Jak zastępował ją strach i jak nogi drżały, gdy stawiał kolejne kroki na stopniach, by znaleźć się przy bezwładnym ciele.
Ten dzień nie należał do najłatwiejszych, a te wspomnienia nie odpuszczały go na krok, kiedy pojawił się pod domem Harmonów, by zabrać Valentinę na trening, gdzie siedząc na ławce, próbował natrętne myśli zepchnąć na dalszy plan, kiedy obserwował to, jak doskonaliła swoje umiejętności. Nie rozumiał, co ludzie widzieli w balecie. To nie była jego bajka. Odetchnął więc nieco, kiedy trening dobiegł końca, a ona po kilkunastu kolejnych minutach, zajmowała miejsce w jego samochodzie.
Dlaczego balet? – zapytał, kiedy już włączyli się do ruchu drogowego, by dotrzeć do wskazanej przez Harmon galerii handlowej. – Te zakupy to długo będą trwały? – dodał, choć myślami był zupełnie gdzie indziej. Znowu w tym domu, w którym zaprzepaścił wszystko.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

#2
Pomysł zatrudnienia ochrony nie przypadł do gustu Valentinie. Od pierwszego dnia, kiedy poznała Brannona, miała wielkie wątpliwości, że uda im się dogadać i tak właśnie było. Każdy spędzany z nim dzień był męczący. Lubiła swoją prywatność, ustalony rytm dnia, cieszę, jaka panowała w domu, gdy była w nim sama. Teraz musiała spowiadać się mu z każdego pokonanego kroku, by wiedział, gdzie dokładnie jest, dokąd idzie, z kim się spotyka i jak długo będzie to trwać.
Próba ustalenia zasad niewiele pomogła, a Orlova wściekała się niczym nastolatka, kiedy każda jej propozycja była ignorowana. Nie chciała ochrony na treningach, by cały zespół dowiedział się czegoś więcej o jej prywatnym życiu. Wystarczyło jej to, że już teraz o niej plotkowali, a niektóre koleżanki tylko czekały, aż się potknie. Nie chciała też, by jej współpracownicy czuli się źle w obecności Brannona, którego naburmuszona mina raczej do przyjemnych widoków nie należała. Po wielkiej kłótni na ten temat kazała mu czekać na ławce przed salą, skoro już czekać musiał. Indywidualne treningi nie wchodziły bowiem w grę, gdy cały zespół pracował nad konkretnym spektaklem.
Irytowała się na sam widok czekającego na nią mężczyzny. Może dlatego, że na samym początku zdążył zauważyć, że ma w tej kwestii niewiele do powiedzenia, a to wkurzało ją najbardziej. Z jednej strony nie chciała zarobić kulki w łeb, zostać porwana albo pobita, bo ktoś obrał ją sobie za cel, by przestraszyć Enzo albo wyciągnąć od niego okup. Jednak z drugiej strony jej duma i niezależność sprawiały, że dusiła się w tej sytuacji. A Brannon tylko dokładał do ognia.
Ciepło opatulona po treningu, w wygodnych ubraniach i butach oraz długim płaszczu, w końcu znalazła się w samochodzie, zajmując miejsce na siedzeniu pasażera. Z torby wyciągnęła metalową butelkę z wodą i odkręciła ją, czekając jednak na moment, w którym będzie mogła się napić, nie obawiając się, że nagle zatrzyma samochód albo przejdą po jakimś ograniczniku prędkości. – Moja matka jest primabaleriną. – odpowiedziała na jego pytanie. To wydawało się jej wyjaśniać wszystko. Znała ten świat, została w niego wrzucona niemal od razu, ten wybór wydawał się jej po prostu naturalny. Miała wrażenie, że gdy zadawał konkretne pytanie, byli w stanie normalnie rozmawiać. Jednak, gdy tylko w jego głosie wyczuwała drwinę, od razu miała ochotę mu przywalić i sama stawała się złośliwa.
– Mam nadzieję, że nie. – pokręciła głową. Nie była fanką zakupów i bezcelowego łażenia po sklepach. – Muszę kupić prezent i to wszystko. – wyjaśniła i wzruszyła lekko ramionami. – Nie wyspałeś się dziś? – zapytała po chwili, trochę zaskoczona jego małomównością, a także tym, że od rana nie powiedział nic, co mogłoby ją zezłościć.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Dogadanie się, nie wydawało się czymś, co miało prawo się zdarzyć. Konieczność spędzania ze sobą czasu, była niczym kara, której żadne nie chciało się dobrowolnie poddać i żadne z nich nie wyrazało też chęci ku temu, by choć trochę zmienić swoje nastawienie. Brandonowi na tym nie zależało. Lena była dla niego tylko punktem dotarcia do sekretów Harmona. Nie chciał jej poznawać, nie chciał się z nią kumplować i prowadzić długich dyskusji na rozmaite tematy. W jego odczuciu była, bo być musiała i starał się to tolerować, jednocześnie nieustannie myśląc o tym, jak przyspieszyć wszystko, by czym prędzej uwolnić się od tej rodziny i tej irytującej kobiety.
Mhm, czyli nie tylko żyjesz pod dyktando męża, ale również spełniasz ambicje swojej matki, która stwierdziła, że powinnaś iść w jej ślady? – zapytał, w typowy dla siebie, złośliwy sposób. Nie uważał przy tym, by bardzo się mylił. Często bowiem było tak, że rodzice narzucali dzieciakom, co te powinny robić w życiu, a jesli mogły w dany świat wchodzić od dziecka, to już w ogóle były na przegranej pozycji, bo za małolata nie miały nic do powiedzenia, a z biegiem lat przesiąkały tym wszystkim niczym gąbka.
Wyspałem, a co? – odparł, spoglądając na nią pytająco. Nie sądził, żeby była jakoś bardzo spostrzegawcza, ale najwyraźniej był w błędzie, a ona potrafiła wyłapać bez większego problemu zmiany w nastroju drugiego człowieka. Jeśli jednak liczyła na zwierzenia o kiepskim śnie, wstaniu lewą nogą czy prywatnych problemach, musiał ją rozczarować, bo to nie wchodziło w grę. Nie był typem zwierzyciela, który dzielił się ze wszystkimi swoimi problemami. Właściwie jedyną osobą, której potrafił się zwierzyć ze wszystkiego, była jego siostra. I chyba kolejny raz potrzebował rozmowy z nią.
Po prostu mam gorszy dzień i nie mam nastroju do złośliwych żartów – dodał po chwili. Tyle musialo jej wystarczyć w kwestii tłumaczenia, skąd ten spokój, jakim się tego dnia kierował. Na jedną złośliwość sobie pozwolił i na kolejną nie miał ochoty. – Ponadto jestem w pracy i w przeciwieństwie do ostatnich dni, dzisiaj jesteśmy między ludźmi. Nie wiem, co ktoś mógłby ci zrobić, ale że nie chcę się narażać twojemu mężowi, pozwól, że skupię się na tym, żeby mieć oczy dookoła głowy – mruknął jeszcze. To brzmiało jak dobre wyjaśnienie, czemu ten dzień różnił się od poprzednich, jakie mieli okazję spędzić razem. W czterech ścianach jej domu, nie martwił się tym, że coś mogłoby się stać, ale tym razem było inaczej. Gdyby została porwana, ranna, zabita to straciłby robotę, a gdyby stracił robotę u Harmona, to straciłby ją również w FBI nie mając żadnych konkretnych dowodów na jego winy.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

– Odwal się. – odparła krótko w odpowiedzi na jego słowa. Wywróciła oczami i z cichym westchnieniem oparła głowę o zagłówek fotela. Naprawdę powstrzymywała się, by trzymać język za zębami, jednak nie było to łatwe. Nie lubiła, gdy ktoś pochopnie ją oceniał. I bardzo wkurzało ją, że Brennan na każdy temat miał złośliwą uwagę oraz wypominał jej coś, czego nie powinien. Przecież dla niej (jej męża) pracował, do cholery, chyba istniały jakieś zasady, których powinien się trzymać, prawda?
– Wyjaśnię ci, skoro już jesteś takim ignorantem i nie masz pojęcia, jaka jest hierarchia w balecie. Nie ma nikogo ważniejszego niż, primaballerina. Moja matka nią jest, nie wiem jakie inne ambicje miałaby mi wciskać. – nie wytrzymała, przechyliła głowę w jego stronę i zaczęła mówić. – To, że moja matka też tańczy, nie znaczy, że mnie do tego zmusiła. Ona spełnia własne ambicje, a ja swoje. Żeby móc tańczyć, trzeba spełniać pewne warunki. Trzeba poświęcać długie godziny na treningi, a i te czasami nie wystarczają, jeśli nie ma się predyspozycji. Także… jak bardzo moja mama nie chciałaby, bym została baletnicą, to gdyby nie fakt, że jestem w tym dobra, nic by z tego nie wyszło. – dotknął drażliwego tematu, poczuła więc, że musi mu to wyjaśnić. I choć było to bez sensu, bo do tej pory wyraźnie pokazywał, że i tak jej nie słucha, ona i tak mówił. W końcu wzruszyła ramionami i przesunęła wzrok za okno, bo patrzenie na mężczyznę tylko ją wkurzało.
Postanowiła więc zignorować informację o tym, że się wyspał. Podobnie kolejne jego słowa. I może właśnie dlatego mówił dalej? Chętnie by mu przerwała, gdyby nie fakt, że swoją próbą wyjaśnienia jej aktualnej sytuacji oraz mądrowania się, jak to, jak już zauważyła, miał w zwyczaju, podsunął jej pewien pomysł. Aż skrzywiła się na myśl, że wpadła na to dopiero teraz. Nie chcę się narażać twojemu mężowi. Na chwilę się wyłączyła, musiała bowiem przemyśleć, jakie konsekwencje wyciągnąłby Harmon, gdyby coś się stało. Niekoniecznie jej, ale tak… po prostu? Gdyby Winston ją zgubił? A raczej ona zgubiła się jemu.
– Mhm… – mruknęła, udając, że faktycznie go słucha i nie zamierza z nim dyskutować, w tym samym czasie zaczęła ostrożnie rozglądać się po parkingu centrum handlowego. Szukała drogi ewentualnej ucieczki. Skoro jej prośby, by zmienić jej ochronę, nie działały na Enzo, to może pokazanie, że Brennan jest niekompetentny, pomoże? Wkurzał ją jak nikt inny, nie miała ochoty spędzać z nim więcej czasu. – Pójdę tam. – odezwała się w końcu, ruszając przed siebie, prosto do sklepu z biżuterią. Była jakieś dwa kroki przed nim, specjalnie szła szybko, by nie musieli rozmawiać.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Ale ktoś cię na ten balet wysłał... No chyba, że sama podjęłaś decyzję jak miałaś kilka lat na karku i nie byłaś jeszcze taką irytującą wiedźmą jak teraz, to okej, cofam – stwierdził, wzruszając ramionami. Może tak było? Może widząc, jak jej mama oddawała się baletowi, sama zapragnęła spróbować i los sam zarządził, że została w tym aż do teraz? Wcześniej na to nie wpadł, ale teraz jak odciągnął nieco myśli od swoich problemów i niepełnosprawnej żony, to trochę łatwiej było mu ruszyć głową i dojść do tego, że może jednak powinien się czasem gryźć w język, by pomyśleć o tym, co chciał powiedzieć. To jednak nigdy nie było jego mocną stroną i najwyraźniej nie miało być, gdy jej ochrony nie traktował jako głównego źródła dochodu, przez co musiałby bardziej zważać na to, jak się względem niej zachowywał.
Nie mrucz, nie tobie mąż urwie głowę, tylko mnie, jak cię nie upilnuję – westchnął ciężko. To zlecenie nie było szczytem marzeń Brandona, ale koniec końców chciał się z niego wywiązać, tak jak chciał zamknąć tę sprawę. Naiwnie wierzył, że Valentina nieco mu to wszystko ułatwi, a co za tym szło, sobie też. W końcu jej nastawienie przekładało się na to jego, a następnie jego własne na to jej. Na pewno żyłoby im się lepiej, gdyby chociaż spróbowali się dogadać, a nie zachowywali jak przedszkolaki, które nie chciały się dzielić zabawkami i spędzać czasu w tej samej grupie zajęciowej. – Lena... – fuknął, gdy przyspieszyła kroku. Stał przez moment w miejscu i obserwował jej oddalającą się sylwetkę. Zastanawiał się, czy nie zostać tam gdzie stał i nie dać jej okazji do tego, by w spokoju zrobiła sobie zakupy, ale wiedział, że nie mógł. Musiał jej pilnować, czy mu się to podobało czy nie, dlatego kiedy zniknęła mu z pola widzenia, ruszył w stronę sklepu jubilerskiego.
Chyba nie myślałaś, że puszczę cię samą? — zagaił, przystając za kobiecymi plecami i wychylił się nieco, by zobaczyć, czemu się przyglądała. – To jest ładne – wskazał na biżuterię, która jemu wyjątkowo się spodobała. Jakby miał komu, to by kupił, ale nie miał. Bo komu? Siostrze? Nie wypadało. Żonie? Prawie byłej żonie? Jeszcze bardziej nie wypadało, po tym co zrobił i po tym, jak uświadomił sobie, że przez lata małżeństwa i trwania jego nałogu, uczucia już dawno się zmieniły i nie były tym, czym kiedyś.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

– A to nie jest tak, że rodzice wysyłają swoje dzieci na różne zajęcia? Chyba nasze kraje nie różnią tym, aż tak bardzo, żeby cię to dziwiło. Dzieci chodzą na lekcje muzyki, na basen, judo, cokolwiek, co wpadnie rodzicom do głowy, żeby je zająć. – odparła, już lekko poirytowana tym tematem. Trudno jej było odpowiedzieć na jego pytanie. Wychowała się w teatrze, ten świat znała i lubiła, może też wydawał się bezpieczny? Jaka dziewczynka nie marzyłaby o tym, by zostać baletnicą, gdy oglądała te wszystkie suknie, unoszące się nad ziemią kobiety i słuchała przenoszącej do innego świata muzyki? Jej matka osiągnęła wszystko, co można było w balecie osiągnąć, swoją ciężką pracą, która przeważnie była na pierwszy miejscu. Valentina na pewno w jakiś sposób chciała matce zaimponować, ale sama po prostu odnajdywała się w tańcu i nie potrafiłby z niego zrezygnować. A przecież wiele dzieci porzuca w pewnym momencie narzucone przez rodziców zasady, tak po prostu, w imię buntu. Od dziesięciu lat mieszkała z dala od rodziców, mogąc robić to, co się jej podobało. I robiła, bo balet kochała.
– Zabawne, jesteś jedyną osobą, która uważa, że jestem wiedźmą. – wywróciła oczami. Naprawdę wywoływał w niej takie emocje, które sprawiały, że była irytująca. Wszyscy inni uważali, że była miła i czarująca, jedynie Brennan miał ciągle jakieś pretensje. Ale nie mogła się dziwić, bo on też był irytujący, a ona nie zamierzała się kryć z tym, że go nie lubi.
– Chciałabym to zobaczyć. – wymamrotała, bardziej nawet sobie pod nosem, po czym uśmiechnęła się na samą myśl o awanturze, jakąś mógłby mu zgotować Enzo, gdyby ją zgubił. Chciałaby przy tym być, ale miała nadzieję, że w tym momencie była zgubiona.
Nie zatrzymała się i nie odwróciła, gdy usłyszała swoje imię w tym zdrobnieniu, którego mężczyzna nie używał za często. Lena brzmiało zawsze ciepło i miękko, w jego ustach jednak stawało się szorstkie.
– Oczywiście, że nie. Myślałam, że chcesz to szybko załatwić. – odparła, siląc się na uśmiech, gdy stanął obok nie. Nie przyzna się przecież do chęci zniknięcia za pierwszym lepszym zakrętem. – To prawda. – pokiwała głową, gdy wskazał na jedną z rzeczy w gablocie. Na końcu języka miała pytanie, czy mu jej czasem nie kupić, jednak postanowiła zostawić tę złośliwość dla siebie. – To również. – pochyliła się nieco, spoglądając na to, co było kawałek dalej. – Mogę to zobaczyć?– uniosła spojrzenie na mężczyznę w garniturze, który do tej pory jedynie skinął im głową na przywitanie i spokojnie stał, czekając, aż poproszą go o pomoc. Wyciągnął złotą bransoletkę i podał ją Valentinie, która przymierzyła ją na swój nadgarstek i pokazała Brennanowi. – Jak ci się podoba, kochanie? – spytała teatralnym tonem, unosząc spojrzenie na mężczyznę i uśmiechając się do niego nieco złośliwie, korzystając z okazji, że ich doradca akurat wyciągał z szuflady kolejną błyskotkę.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Nie wiem, mnie nikt nie zmuszał do niczego. Matka dała mi wolną rękę. Może ojciec naciskałby na coś konkretnego, gdybym go znał – wzruszył ramionami. Matka musiała wychować jego i Lore sama, może właśnie dlatego pozwoliła na to, by sam odnalazł swoją życiowa drogę. W końcu zaszczepienie jakiś konkretnych zainteresowań w dwójce dzieciaków wymagało czasu. Musiałaby ich wozić na dodatkowe zajęcia, pomagać w nauce i pilnować, by się nie znudzili. Zamiast tego czas poświęcała pracy, by im zapewnić to, co najlepsze oraz wychowaniu. W przypadku jego siostry, wyszło to lepiej. On miał drobne braki wychowawcze, skoro wyrósł na takiego dupka.
Tak się dałaś poznać, mogłaś być milsza. Od początku – zauważył. Poznał ją jako wiedźmę i tego się trzymał, nawet jeśli miał na uwadze to, że w rzeczywistości może nie była taka zła. W końcu on też bywał lepszą wersją siebie niż tą, którą prezentował przed nią do tej pory. Bywał też dużo gorszą, ale tej raczej poznać nie chciała. A on nie chciał by wyszła raz jeszcze na światło dzienne.
Bezlitosna wiedźma... – powtórzył. Czy wymagał wiele, chcąc, by zaakceptowała to, że był jej ogonem ilekroć zostawała sama w domu albo z niego wychodziła? Żadne z nich nie było z tego powodu szczęśliwe, ale musieli to zaakceptować, zwłaszcza, że Enzo nie określił sztywnych ram czasowych dotyczących tego, ile miało to trwać. Może tygodnie, może lata. I mieli przez ten czas nieustannie sobie dogryzać czy wręcz skakać do gardeł? Nie podobała mu się taka perspektywa, aczkolwiek musiał przyznać, ze i jemu zmiana nastawienia przychodziła z trudem.
Bo chcę. Gdybym zostawił cię samą, wybierałabyś to godzinamijak typowa kobieta. Myśli nie wypowiedział już na głos, by chociaż trochę wywiązać się ze swojego postanowienia, że będzie pierwszym, który postanowi nieco rozluźnić atmosferę. – Powinnaś to sobie kupić. Będzie do ciebie pasowało – dodał w kwestii biżuterii, którą oglądała. Oglądali? Zerkając na błyskotki, a potem na Lenę, musiał przyznać, że byłoby jej do twarzy. Właściwie to pierwszy raz naprawdę się jej przyjrzał, oceniając ją pod kątem urody. Harmon był farciarzem.
Zaczyna się... – jęknął pod nosem, gdy zagadała pracownika, by pokazał jej jeszcze jedne błyskotki. Czuł, że po nich pjawią się kolejne i kolejne, a wybranie jednego zestawu na prezent, stanie się wielkim problemem na godzinę rozmyślań i dogłębnych analiz najmniejszych szczegółów.
Ko... – urwał, przypominając sobie, że nie mogli wszem i wobec oświadczać, że był jej ochroniarzem. Zmarszczył czoło. Już lepszy byłby brat, kuzyn, kumpel z pracy. Nie, musiała sobie wymyślić partnera i wkopać go w ten teatrzyk, którego musiał się podjąć. – Nie jestem przekonany – odparł, rzucając jej lodowate spojrzenie i delikatnie ujął jej dłoń, by przyjrzeć się bransoletce. – Jeśli to na prezent dla jakiejś sześćdziesięciolatki to okej, ale myślę, że w tamtym byłoby ci ładniej – dodał, wciąż obstając przy tym, co pierwsze wpadło mu w oko, a czując na sobie spojrzenie pracownika, podkręcił teatrzyk, kreśląc małe kółka na wierzchu dłoni Leny. – Proszę pokazać tą drugą. I jeszcze... To. Ta nie pasuje do mojej żo... narzeczonejj – zwrócił się do mężczyzny, wskazując dwie bransoletki.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

– Może gdybyś sam był milszy, to i ja bym była. – wzruszyła lekko ramionami. Już w pierwszych minutach ich znajomości zdążył ją wyprowadzić z równowagi, a że z trudem przychodziło jej ignorowanie takich rzeczy, musiała na to jakoś zareagować. Zresztą ich pierwszy wspólny dzień nie należał do najłatwiejszych, a każde już na początku pokazało, że ma mocny charakter.
– Naprawdę… jeszcze nie poznałeś mojej bezlitosnej strony. – odparła z powagą, a kącik jej ust uniósł się delikatnie. Nie była bezlitosna, jednak potrafiła być uparta i zawzięta. Wiele lat poświeciła ciężkiej pracy, w której czasami musiała dość dosadnie podkreślić swoją pozycję. Wkurzało ją bardzo, że w sytuacji, w której aktualnie się znalazła, nikt nie szanował jej zdania. Enzo zatrudnił ochroniarza, który za nic sobie miał, że była żoną jego szefa.
– Tego nie wiesz. – odparła i wywróciła oczami. Miała masę ważniejszych rzeczy do zrobienia niż szlajanie się po galeriach handlowych. Owszem, miała słabość do ładnych rzeczy, lubiła prezenty, które dawał jej Enzo, jednak nie lubiła spędzać całych godzin na łażeniu po sklepach. Zwłaszcza gdy za nią łaził Brennan i marudził. Wolała siedzieć w domu, gdzie była bezpieczna i mogła go po prostu unikać. – Hmm… – mruknęła, zastanawiając się poważnie nad propozycją Brennana. Nie wiedziała, skąd u niego to nagłe zainteresowanie biżuterią i chęć doradzania jej, ale… doceniała to chwilowe zawieszenie broni. Zaśmiała się, gdy usłyszała to jego jęknięcie. Naprawdę jej nie znał i bawiło ją, gdy zakładał, że skoro była żoną bogatego faceta, to jej jedyną rozrywką są wielogodzinne zakupy i wydawanie pieniędzy na niepotrzebne jej rzeczy.
– To prezent dla twojej mamy. – odparła, uśmiechając się nieco złośliwie. Faktycznie musiała kupić coś dla swojej teściowej, dlatego szukała czegoś, co niekoniecznie do niej pasowało, a mogłoby się spodobać sześćdziesięcioletniej kobiecie. Zwłaszcza takiej rozpieszczonej przez syna. Przeniosła spojrzenie na własną dłoń, którą nadal trzymał mężczyzna, niby to przyglądając się bransoletce. – Och, ta byłaby piękna! – westchnęła, uśmiechając się teatralnie na widok kolejnej błyskotki. Nie miała zamiaru zbyt długo poszukać prezentu dla matki Enzo, wiedziała, że zadowoli ją coś, co po prostu będzie wyglądać na drogie. Skoro jednak Brennan się zaangażował, nie mogła przerwać tej szopki. Podała pracownikowi sklepu swoją dłoń, by wymienił bransoletkę. – Ta będzie pasować, prawda? – uniosła rękę, machając nią tuż przed twarzą swojego ochroniarza.
– Weźmy obie! – aż klasnęła w dłonie, udając to całe podekscytowanie zakupami.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Jestem miły – odparł, zanim się nad tym zastanowił. Traktowanie jej z góry jak zła koniecznego i nazywanie wiedźmą, nie było miłe. Dogryzał jej przy każdej okazji, wytykał niektóre zachowania i zachowywał się chwilami jak gówniarz, który gdyby tylko mógł, zabrałby ją do piaskownicy, sypnął piachem w oczy i wytargał za warkoczyki. Jednocześnie nie potrafił do siebie dopuścić myśli, że gdyby się choć trochę postarał, to może jednak mógłby ją polubić. Gdy teraz o tym myślał, zrozumiał, że był to jego mechanizm obronny. Z góry nastawił się negatywnie. Nie chciał miłej, niemal kumpelskiej relacji, bo gdy jej mąż trafi do więzienia, to wszystko szlag by trafił. Jak niby mieliby się lubić, by potem oświadczyć jej, że działał pod przykrywką, kłamał i przyczynił się do rozpadu małżeństwa, wysyłając jej męża tam, gdzie jego miejsce? Jak miałby jej powiedzieć, że gdzieś w tej potencjalnej sympatii, była na swój sposób kluczem do jego sukcesu?
Nie jestem pewny, czy chcę poznać – westchnął. Wystarczyło mu to, co widział do tej pory. Już i tak był negatywnie nastawiony. Nie chciał tego intensyfikować, bo wtedy wpłynęłoby to na jego motywację, by jednak zjawiać się każdego dnia w domu Harmonów, a bez tego chodził już do nich jak na skaranie.
No tak, wciąż nie przywykłem do tego, że jesteś jedną z nielicznych osób, które żyją w zgodzie z teściową. Kto by pomyślał, że tak się dogadasz z moją matką – odparł i korzystając z okazji, że sprzedawca się odwrócił, wywrócił teatralnie oczami. Ta rozmowa była absurdalna. To, że musieli odgrywać ten teatrzyk również. Absurdem było też to, że w ogóle byli tam we dwoje. A mimo tego wszystkiego, uśmiechnął się niekontrolowanie, widząc, jak Lena ekscytowała się tymi wszystkimi błyskotkami. W tej chwili, w ogóle nie przypominała tej wiedźmy, za jaką ją miał od początku ich znajomości. Była taka... naturalna, radosna... inna. Taką wersję Harmon, mógłby polubić. Domyślał się jednak, że było to chwilowe. Chyba, że... Faktycznie zależało to od jego własnego nastawienia.
Tak, jest w guście mojej matki. Będzie pasować – zgodził się i faktycznie mówił o swojej matce. A skoro jego matce by się spodobało, to może i tej od Enzo również? – Po prostu weź to, co uważasz, masz lepszy gust. Kupmy te błyskotki i chodźmy na kolację. Niedaleko mają świetną restaurację – dodał, przyglądając się tym bransoletkom, które Valentina wybrała, po czym przeniósł wzrok na kobietę, samym spojrzeniem dając jej do zrozumienia, że z tą kolacją nie żartował. Podobno jedzenie łagodzi obyczaje.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

– To pewnie dlatego, że zawsze wybieram dla niej najładniejsze błyskotki. – odparła, siląc się na pełen uroku uśmiech. Prawda była taka, że jej teściowa ją uwielbiała. Była nią zachwycona. Traktowała ją jednak podobnie do tego, jak traktował Valentinę Harmon. Trochę jak trofeum, jak najjaśniejszy i najszlachetniejszy diament, którego posiadaczami się stali. Lena była przecież piękna, inteligentna, wykształcona, obyta ze światem. A do tego w pewnym kręgach po prostu sławna. I to w tych kręgach, na których Harmonom zależało. Jej teściowa lubiła się nią chwalić, prawić jej komplementy, podpytywać o sławnych ludzi, których udało się jej poznać, siadać w pierwszym rzędzie podczas premier. Valentinie się to nawet podobało, lubiła, gdy ktoś na nią patrzył z podziwem, gdy się nią zachwycał. Pragnęła atencji.
– Och, jak ty ją znasz! – pokręciła głową z udawanym rozczuleniem. Przez krótką chwilę rozważała ciągnięcie tej sceny, wybieranie kolejnych elementów biżuterii, by Brennan się znudził i miał już serdecznie dość stania w sklepie i oglądania ich, jednak sama nie miała ochoty na marnowanie czasu. Jej grafik pękał w szwach i nie miała całego popołudnia na wybieranie biżuterii. Wywróciła oczami, gdy stwierdził, że ma wybrać sama.
– Dobrze, niech będzie kolacja. – przytaknęła, spoglądając na niego z lekkim uśmiechem. Oddała sprzedawcy obie bransoletki i jedną kazała zapakować na prezent. W milczeniu spędzili te kilka chwil, czekając, aż mężczyzna wróci do nich z papierową torebką.
– Jest trochę za wcześnie na kolację, nie sądzisz? – mruknęła, wychodząc ze sklepu i idąc tuż obok ochroniarza. – Jesteś w ogóle głodny? Co to za restauracja? – rzuciła jeszcze, zastanawiając się, czy faktycznie chciał coś zjeść, czy może w ten sposób próbował ją nieco pośpieszyć, by jak najszybciej wyjść ze sklepu. Otrzymawszy twierdzące odpowiedzi oraz nazwę miejsca, do którego chce iść, zgodziła się na ten plan. Po chwili byli w samochodzie, pokonując kilka ulic, by zaparkować pod wskazaną przez Brennana restauracją.

/ zt. x 2

autor

Pateczka

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#12

Pominąwszy przestronny apartament, który wprost emanował bogactwem, Willow sądziła, że Jayden był przeciętnym mieszkańcem Seattle. Nie wyróżniał się pośród tłumu, choć sam fakt wrzucenia przez niego stu dolarów napiwku powinien naprowadzić ją na jakikolwiek trop. Tymczasem siedziała w głębokim fotelu luksusowego, drogiego Audi, mając przed oczami obszerny, karbowany kokpit i podejrzliwe spoglądała na dłoń Jaydena, której nadgarstek otaczał Rolex. Potem spojrzała na przyczepiony do magnesu nad radiem telefon. Wyglądał jak jeden z głównych wystaw sklepu RTV.
Zacisnęła obie dłonie na pasie bezpieczeństwa, co zwykła robić, kiedy czuła się zdenerwowana i oparła skroń o szybę. Drogę minęli w milczeniu.
- Chcę beze - łapiąc za rękaw kurtki, zatrzymała Jaydena raptem kilka kroków za głównymi drzwiami galerii. Przed nimi roztaczał się pasaż rozmaitych sklepów, stoisk, stref gastronomicznych oraz miejsc, gdzie można było odpocząć. Pośród tego wszystkiego poruszali się ludzie. - Ja stawiam - tu wyciągnęła z kieszeni jeansów pieniądze, które zdobyła w Pioneer Square. Wesoło pomachała nimi przed twarzą chłopaka, po czym prędko schowała banknoty, aby przypadkiem ich nie zabrał i skacząc z nogi na nogę ruszyła w kierunku cukierni.
W kolejce przed nimi znajdowało się pięć osób. Willow niecierpliwie wyglądała zza pleców jakiejś staruszki, aby upewnić się czy za szklanym regałem wciąż znajdowały się jej ulubione wypieki. Zostały dwa, choć zaraz jeden z nich zniknął w torbie mężczyzny w garniturze. Wtedy dziewczyna bezwiednie zacisnęła palce na przedramieniu Jaydena, po czym już z większą świadomością zwróciła się twarzą w jego stronę.
- Hej, hej - potrząsnęła całym ramieniem chłopaka - Zaraz wykupią ostatnią. Zrób coś - powiedziała konspiracyjnym szeptem, jednocześnie skinieniem głowy wskazując na ladę.
Pomimo sytuacji, która miała miejsce półgodziny wcześniej, nie czuła się zobligowana z tamtymi negatywnymi emocjami. One już dawno uleciały z jej ciała, niczym piętrząca się para z rozgrzanego zbiornika wodnego. W niepamięć puściła spór, pozwalając, aby Jayden wyzwolił w niej nowe, pozytywne doznania, których doświadczyła już w momencie, kiedy pochwycił jej ciało i zaniósł do auta; kiedy wspomniał o zakupach i wywiózł ją do galerii na drugi koniec miasta; kiedy pozwoli się zatrzymać i kroczył za nią w drodze do cukierni, kiedy stał teraz obok i wysłuchiwał jej bezsensownej, naiwnej prośby, spoglądając oczami pełnymi zdumienia.
Pomimo że już kilkukrotnie dał upust impulsywności i agresji oraz zaskoczył ją brutalnością, to nie obawiała się go. Wychodziła na przekór każdej reakcji, wznosząc wokół siebie mury pochopności i chojractwa.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Chociaż Jayden otaczał się ładnymi i drogi rzeczami, to w gruncie rzeczy nie przywiązywał do nich zbyt dużej wagi. Pieniądze, nawet jeśli je posiadał, nie odgrywały w jego życiu najważniejszej roli, chociaż zapewne wynikało to z fakt, że je miał. Nie musiał martwić się o kolejny dzień, zastanawiając co zje czy gdzie będzie spał, albo czy jeśli coś mu się stanie, stać go będzie na opiekę medyczną. Nie musiał myśleć czy kupić jedzenie czy może jednak zapłaci część rachunków. Rzeczy tak naturalne dla większości ludzi, dla niego było kompletną abstrakcją, dlatego też ciężko było mu postawić się w sytuacji Willow, a przez to, również zadać istotne pytania. Mogło okazać się, że kiedy usłyszy odpowiedź, nie będzie w stanie współczuć dziewczynie, nawet jeśli nie wyglądała na taką, która owego współczucia oczekuje. Siedząc za kierownicą auta, uważnie obserwował drogę, choć ciężko było mu się na niej skupić. Krążące w głowie myśli, wciąż go atakowały, przez co, co jakiś czas ukradkiem zerkał na Will, która mocno zaciskała palce na pasie bezpieczeństwa.
Milczenie, które towarzyszyło im podczas jazdy, przerwał dopiero kiedy przeszli przez rozsuwane drzwi wielkiej galerii. - Od czego chcesz zacząć? - zapytał, niebieskim spojrzeniem błądząc po kolejnych nazwach markowych sklepów, których odpowiednio przygotowane przez obsługę witryny zachęcały, aby przekroczyć ich próg. Tym większe zdziwienie wywołała w nim odpowiedź drobnej brunetki, kiedy okazało się, że chce… bezę.
Zaskoczenie wymalowało się na twarzy Jayden'a, jednak szybko pozbył się go, lekko uśmiechając, kiedy umysł nawiedziło wspomnienie ich drugiego spotkania. Oberwał wówczas bezą, którą obiecał odkupić. W związku z tym, bez większego sprzeciwu pozwolił poprowadzić się w kierunku strefy gastronomicznej, chociaż nie do końca odpowiadało mu to, że dziewczyna ciągnęła go za rękaw.
- Te pieniądze są moje - rzucił, jednak zanim zdołał sięgnąć po banknoty, Willow zdążyła schować je do kieszeni spodni. - Odbiorę je na poczet twojego długu - dodał, nawiązując do tych sześciuset dolców, które mu ukradła. Nie zamierzał ich darować, chociażby mógł.
W kolejce przed nimi znajdowało się pięć osób. Jayden stał spokojnie, co jakiś czas ciągnąć swoją towarzyszkę za materiał ubrania, by ta trochę ostudziła swój zapał. Ciągle, z wyraźnym zniecierpliwieniem wyglądała zza pleców innych osób, zwracając na siebie uwagę, przez co również szatyn padał jej ofiarą.
- Weź się uspokój - syknął, w tym samym momencie czując, jak zaciska na jego ramieniu, drobne place. Natomiast słowa opuszczające jej różowe sprawiły, że sam się wychylił, czując narastającą panikę; ta udzieliła mu się przez Will, był tego bardziej niż pewien, ale widząc, jak brunetce zależy na tej nieszczęsnej bezie, poczuł, że musi coś zrobić.
To był impuls.
- Wciągnij brzuch - polecił, ściągając z siebie kurtkę, którą, mimo niepewnej miny i czegoś na kształt protestu, zaczął wkładać pod ubranie Willow. Dłońmi dotknął jej rozgrzanej skóry, która kontrastowała z jego lodowatą, wywołując niezrozumiały dreszcz. Wygładził materiał, oceniając swoją pracę - było względnie dobrze.
- Tak, wiem kochanie, że masz ochotę na tą bezę - zwrócił się do brunetki otaczając ją ramieniem, jednocześnie z czułością gładząc jej ciążowy brzuszek . Zrobił to na tyle głośno, że osoby stojące przed nimi w kolejce automatycznie obróciły się w ich stronę, jednocześnie puścił dziewczynie oczko, aby kontynuowała podjętą przez niego grę, której celem było zdobycie upragnionej bezy.

autor

-

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow przywykła do tego, że nie mogła pozwolić sobie na większość sklepowych artykułów. Odkąd pamiętała zawsze wydzielano jej pieniądze: czy to w sierocińcu, czy poza jego granicami, kiedy poszczególne kwoty definiowano nazwą pensji - ta w gruncie rzeczy była zawsze niewystarczająca, dlatego żyła skromnie. Pomimo różnicy statusów podobnie do Jaydena nie przywiązała wagi do własnych środków finansowych - nawet jeżeli te stanowiły ewidentny wyznacznik jej bytu. Bez zawahania potrafiła wydać ostatni grosz na bezę, a dopiero potem martwiła się o rachunki.
Nerwowo kiwnęła głową, jednocześnie wyrażając tym gestem odmowę, po czym wytknęła chłopakowi język. Nie zamierzała dać wciągnąć się w słowną potyczkę, dotyczącą domniemanego długu, dlatego nie zaprezentowała własnego stanowiska. Nadal uważała, że strata pieniędzy wynikała głównie z winy Jaydena, ponieważ oboje stracili je w momencie, w którym chłopak wrzucił Willow do fontanny. Gdyby nie tamto wydarzenie być może oddałaby mu sześćset dolców, za których sprawą zaangażowali się w tę dziwną, przekorną relację.
Początkowa, opanowana postawa Jaydena w żaden sposób nie wpłynęła na nastawienie Willow. Gdy ciągnął za jej bluzę, chcąc sprawić, aby przestała się poruszać, ona intuicyjnie jeszcze mocniej parła naprzód. Kilkukrotnie wyplątała się z jego uścisku, uprzednio omyłkowo szturchając staruszkę przed nimi. Nawet złowieszcze syknięcie szatyna nie wywarło na Willow oczekiwanej reakcji, a jedynie pogłębiło piętrzące się w niej zdenerwowanie - to apogeum osiągnęła w chwili kiedy za oszkloną witryną pozostała ostatnia beza. Była tak zaaprobowana własnymi, egoistycznymi pobudkami, że nie dostrzegła momentu w którym gniew Jaydena przerodziła się w panikę.
- Co? - bąknęła niedbale, wciąż wbijając spojrzenie w ladę, a palce w ramię chłopaka. Potem zwróciła się ku niemu. Zabrała ręce i zmarszczyła brwi z uwagą przyglądając się, jak w pośpiechu ściągnął kurtkę. Następnie wessała połowę dolnej wargi i już zamierzała odmówić, kiedy niespodziewanie podjął decyzję za ich dwoje. - Hej, hej - jęknęła i zacisnęła obie ręce na łokciach chłopaka, jednak pomimo oporu nie mogła powstrzymać Jaydena przed wepchnięciem pod jej bluzę zrolowanego ubrania. W dodatku wzdrygnęła się i uniosła na palce, gdy zmarzniętymi opuszkami przejechał wzdłuż jej skóry. Było w tym coś przyjemnego, aczkolwiek dwuznacznego. Potem zupełnie odruchowo wsparła dłońmi prowizoryczny brzuch, czując, że ten lada moment mógłby się zsunąć. Nadal niewiele rozumiejąc zmrużyła powieki, patrząc na chłopaka jak na twór z innej planety. Wtedy przerwał tę chwilę konsternacji i zdumienia, bo jego silne ramię przyciągnęło Willow do boku. Po raz kolejny, dając unieść się instynktowi, jedną z rąk umieściła na brzuchu Jaydena, a skroń na napiętej piersi.
- Be-Beze? - bąknęła. Przez ułamek sekundy trwała w zamyśleniu; gdzieś pomiędzy tym czego wcześniej oczekiwała, a tym, co obecnie się działo. Olśnienia doznała w ciągu kilku następnych sekund i pod jego wpływem szeroko otworzyła powieki oraz rozchyliła wargi. Przytaknęła Jaydenowi, który w tym czasie pogładził skrytą pod bluzą kurtkę i puścił strategiczne oczko do Willow.
- Omo! - krzyknęła. - Zaraz ucieknie nam autobus do szpitala! Musimy zdążyć na badania - dodała z teatralną dramaturgią w głosie, jednocześnie wachlując rozgrzane policzki. Nie potrafiła kłamać. Ilekroć próbowała dostawała niezdrowych rumieńców, lecz tym razem miała ku temu dobrą motywację. - Przepraszam! - wychyliła się, uprzednio machając do kasjerki. - Czy możemy? - tu wskazała palcem na brzuch, po czym obiegła spojrzeniem pozostałych ludzi w kolejce. Nie wyglądali na zadowolonych, ale zgodnie przytaknęli. Tylko kobieta w rudych, natapirowanych włosach wyraziła swoją dezaprobatę słowami dzieci nie powinny mieć dzieci, po czym zacisnęła wargi i puściła Jaydena przodem.
Z cukierni wyszli trzy minuty później. Willow dalej poruszała się po galerii z kurtką wepchniętą pod bluzę, narażając się przy tym na spojrzenia pozostałych gości. O ile ciążowy brzuch nie stanowił atrakcji, to w połączeniu z delikatną twarzą dziewczyny wzbudzał ciekawość.
- Chcesz? - Zebrała palcem krem z ciastka i podetknęła go pod usta Jaydena. - Chcesz kochanie? - powtórzyła niebywale rozbawiona, co wywołało głośne, znaczące westchnięcie u siedzących nieopodal nastolatek. Maślanymi oczami przyglądały się partnerowi Willow. Tymczasem ona uśmiechała się ilekroć na języku poczuła słodki smak bezy. Niewiele potrzebowała do szczęścia.
- Możemy już iść. Mam wszystko czego potrzebowałam - powiedziała znienacka, jednocześnie zaplątując ramię o ramię Jaydena. Zmusiła go, aby się zatrzymał. Wzięła gryz bezy, po czym pozostałą część przytknęło do twarzy chłopaka. - Otwórz - rozkazała.
Willow nie miała żadnych oporów przed Jaydenem i nie powstrzymywała się przed czynnościami, których z uwagi na ich skomplikowaną relację w ogóle nie powinna wykonywać. Śmiało brnęła w absurdalne zachowania, wielokrotnie nadwyrężając jego cierpliwość i naginając strefy komfortu.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”