WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Możesz nie wierzyć, ale doskonale cię rozumiem. Może... Rób to stopniowo? Zacznij od zaproszenia mamy. Spotkajcie się na mieście, wyskoczcie na obiad, kawę i jakiś spacer. Spędzicie razem trochę czasu. Powiedz jej co czujesz. Może ona czuje to samo i okaże się, że wcale się nie będziesz narzucać i we dwie sprawicie, że wrócą nawyki z dawnych lat? — zasugerował, lekko unosząc brew. Wydawało mu się, że byłby to dobry pierwszy krok. Wybadanie gruntu, nastawienia względem spotkania i sprawdzenia, jak potoczy się rozmowa. Nie sądził jednak, by duszenie w sobie własnych pragnień, miało być czymś dobrym. Lottie tęskniła za czasem spędzonym z rodziną i wcale się temu nie dziwił. Rodzina była ważna. Najważniejsza.. Mogła więc spróbować coś zmienić. W najlepszym wypadku z dobrym skutkiem. W najgorszym z kiepskim pod wpływem którego nic by się nie zmieniło, ale wówczas mogłaby śmiało wpaść na pizzę i się wygadać. Wysłuchałby jej — Dużo was jest? Rodzice i... Rodzeństwo? Mówisz o rodzinie tak, jakby było was całkiem sporo — dopytał z zaciekawieniem, jak to wyglądało u niej. U niego nie było wcale tak licznie. Został on, matka, Posy i brat. Z jednej strony był to plus, bo mniej doskwierało jeśli mieli się w głębokim poważaniu. Z drugiej strony miało to minusy. W liczniejszej rodzinie istniała minimalnie większa szansa na to, że znalazłaby się ta jedna osoba, z którą kontakt pozostawałby doskonały bez względu na wszystko.
Jedno i drugie brzmi ciekawie. Zobaczmy co mają i w czym będę wyglądać lepiej niż Ron w wyjściowych szatach — rzucił rozbawiony, nawiązując do filmu o młodych czarodziejach i nieszczęśnika, gotowego zapłakać nad swoim strojem — Ten z zabawnym reniferem? — dopytał dla pewności, ale zaraz spojrzał na granatowy, o którym mówiła i zaczął przekopywać kolejne wieszaki, zapoznając się z coraz to ciekawszymi wzorami. A było ich sporo i tak naprawdę wątpił w to, że byłby w stanie wybrać jeden jedyny.
Świetnie, w takim razie szukajmy tego swetra i chodźmy coś zjeść. Prawdę mówiąc padam z głodu — przyznał, ale ostatni raz jadł w pracy i nie było tego wiele, a zakupy faktycznie potrafiły dać w kość, między innymi dzięki wszechobecnemu zamieszaniu. Ludzi w galerii było od groma, wszyscy przepychali się w wąskich sklepowych alejkach, a on szczerze zaczynał tęsknić za ciszą i spokojem — Popatrz co myślisz o tym? — wskazał na sweter z dość żartobliwym nadrukiem. Granatowy, przedstawiający mikołaja z tabliczką więzienną, którą można było często zobaczyć na wszelkiego rodzaju filmach, gdy więźniowie stali na tle miarki odmierzającej wzrost.
Dając Charlotte chwilę do namysłu, sam zgarnął do ręki te, które wcześniej mu zasugerowała i ściągnął kurtkę odwieszając ją gdzieś na bok a następnie bluzę. Nie chciało mu się czekać w kolejce do przymierzalni. Miał koszulkę więc nagą klatą nikogo gorszyć nie zamierzał, gdy zaczął przymierzać wybrane do tej pory swetry, zaczynając od tego z reniferem. Gdy się w niego wcisnął, uniósł pytająco brwi i rozłożył szeroko ręce - I jak? — zapytał i nawet okręcił się wokół własnej osi, żeby mogła dokładnie ocenić sweter numer jeden.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- Możliwe, ale... chyba najpierw poukładam swoje sprawy. W gruncie rzeczy to prywatne zawirowania mają wpływ na rodzinę. Wiesz, skupiasz się na sobie i zapominasz o bliskich. Potem każdy robi to samo i... oddalacie się - podsumowała krótko, całokształt poruszonego tematu kwitując nieznacznym wzruszeniem ramion. Nie chciała wchodzić w szczegóły. Na rozmowę o śmierci siostry oraz dawnego partnera z pracy nie czuła się gotowa. Przynajmniej nie w odniesieniu do mężczyzny, którego poznała zaledwie kilkanaście dni temu. I chociaż nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że on mógłby ją zrozumieć - lub przynajmniej spróbowałby to zrobić - to jednak wciąż była oporna na wszelkiej maści zwierzenia. Chodziło bowiem o kogoś obcego i o kwestię osób, które były jej niezwykle bliskie. To musiało poczekać. Lub pozostać w nienaruszonym stanie. Charlotte jeszcze nie zdecydowała. - Mam... miałam trzy siostry. Teraz dwie. I brata - odparła, zdecydowanie za późno gryząc się w język. Na jej szczęście Rhys nie sprawiał wrażenia zainteresowanego drążeniem tematu, co panna Hughes przyjęła z ulgą oraz uśmiechem, który w swojej prostocie oraz uroku wyrażał zwyczajną wdzięczność za to, jak wyrozumiały mężczyzna w stosunku do niej był. I to nie pierwszy raz. Naprawdę nie rozumiała, dlaczego miał aż tak wiele problemów ze znajomymi oraz znalezieniem sobie dziewczyny. Mimo kiepskiego pierwszego wrażenia, był sympatyczny i cholernie uroczy.
- Mój Boże. Chcesz wsadzić Mikołaja do pudła? - rzuciła w rozbawieniu, raz jeszcze przypominając sobie o tym, jak bardzo Rhys pomylił się co do określenia jej zawodu. Zastanawiała się, czy wciąż miał ją za specjalistę z zakresu psychologii, czy może zrozumiał, że była ostatnią osobą na świecie, która nadawała się na to konkretne stanowisko.
Wszystkie te przemyślenia odeszły w zapomnienie, kiedy Alderidge podjął się wyzwania, jakim była przymiarka pierwszego wskazanego przez Charlotte swetra. Potem poszło już z górki - było dużo śmiechu i radości (ku niezadowoleniu ekspedientek; te w pewnym momencie chyba zaczęły wątpić, czy oni cokolwiek kupią). Wbrew wszelkim pozorom - kupili. Zabawny sweterek z Mikołajem w więzieniu znalazł się w torbie prezentowej przeznaczonej dla Rhysa, natomiast Charlotte opuściła sklep bogatsza o parę grubych, wełnianych skarpet ze świątecznym motywem.
Potem zaś... była już tylko kolacja we wspomnianej przez brunetkę knajpce.

zt.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- 9 –
wygląd
- Która to już godzina? Czas na mnie – z niedowierzaniem pokręciła głową, zdając sobie sprawę, że grubo się zasiedziała. Przeprosiła znajomą z którą rozgadała się, nawet nie wiadomo o czym i postanowiła opuścić bar. Nie wypiła dużo. Tylko jedno piwo. Wiedziała, że jutro ma wstać rano do pracy i wolała sobie oszczędzić niepożądanych bólów głowy, czy brzucha nawet bardziej. A pozostanie dłużej z tą kobietą, z którą tu była mogło prowadzić tylko do jednego – upicia się, bo już nawet zamierzała tamta zamawiać coś większego, jak samo piwo. Wolała odpuścić. Nawet jeśli pewnie od razu nie pójdzie do domu. I tak nie zaśnie na hurra, jak tylko zjawi się we własnym mieszkaniu i położy się do łóżka. Jeszcze do tego było trochę czasu. Jakiś spacer? Kto by pomyślał, że będzie się tak szlajać sama o późnej porze przynajmniej dwa razy na tydzień. Jednak niekoniecznie widziała się dalej w tym barze i ogólnie w domu. Dlatego musiała mieć wymówkę o wstaniu rano do pracy. Co ściemą jednak nie było. Wyszła na świeże powietrze, ciesząc się, że znajoma postanowiła zostać dłużej, jeszcze się napić i nie zechciało się jej czasem odprowadzać ją, aż pod sam dom. Nigdy tego nie robiła, to czemu miałaby to robić teraz? Ruch na ulicy jakiś był, ale na tą porę nie był też największy. Była prawie dwudziesta pierwsza. Ciepłe ręce włożyła do kieszeni od swojego płaszcza, by dalej było im ciepło i pewnym krokiem ruszyła przed siebie.
A może by tak jednak jutro nie iść do pracy? Ostatnio nie miała dla siebie litości i ciągle niemal poświęcała się ratownictwu. Chciała odciągnąć nieprzyjemne myśli. Już wczoraj myślała, żeby może odreagować jeszcze w klubie bokserskim, bo już od jakiegoś czasu tam nie była. Dzisiaj jednak było już za późno. Może jutro?
- Cześć słoneczko – zaczepił ją jeden z tych typów, których jedyne co chciała to minąć szerokim łukiem. Ale Ci najwidoczniej mieli inne plany.
Słoneczko?
Zignorowała typa, idąc dalej. Jednak ten nagle pojawił się przed nią, zatrzymując ją w pół kroku, że aż lekko musiała się cofnąć. Dobrze, że przynajmniej wszyscy na raz nie podeszli do niej tak jednym chórem. I reszta stała tam, gdzie stała.
- Nie mam ochoty i czasu na to, odsuń się – rzuciła z przekąsem, nawet nie wyjaśniając o co jej dokładnie chodzi, bo chodziło o wszystko, co powinno być jasne.
- Daj spokój chciałem się tylko przywitać. Może i też odprowadzić. Co słońce? – nie poddawał się. Prawie czuła jego rękę na swoim ramieniu.
- Zostaw! – ostrzegła.
Ale on jakby zdawał się nie słuchać i jeszcze coś mamrotał o tym, że sama nie powinna tak spacerować i z kumplami, którzy stali od nich o parę metrów i przyglądali się im ją odprowadzą przecież.
To co zrobiła, było jakby impulsem. Nie chciała by jakiś obcy facet, bez jej przyzwolenia ją dotykał. Zamachnęła się, przybierając postawę i walnęła go lewym sierpowym prosto w twarz, że aż go cofnęło do tyłu i dopiero wtedy jego kumple zareagowali.
- Nie jestem słońcem – wyrzuciła.
- Co Ty Tom, zostaw ją. Przepraszamy za kumpla. Trochę dzisiaj za dużo wypił. Normalnie się tak nie zachowuje – zaczęli się tłumaczyć i poszli sobie. A ona ciągle stała, zastanawiając się co to właściwie miało być, chociaż sama powinna się stąd ulotnić już dawno. Odetchnęła ciężko. Wiedziała, że powinna iść do tego klubu bokserskiego wyładowywać się na worku, by właśnie uniknąć takiej sytuacji, gdzie za worek posłużył ją ten nachalny typ.
Chyba sama trochę przegieła i... bolała ją teraz ręka. Aż żałowała, że wyciągnęła ją z kieszeni od swojego płaszcza.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ale próbowałeś z nią rozmawiać, tak?
- Wielokrotnie - Lionel z ciężkim westchnieniem, nieco zrezygnowanym gestem przetarł swą twarz. Początkowo nadął lekko swoje policzki, niczym małe dziecko, nim nabrał dużo powietrza do płuc. Stracił ochotę, aby po raz kolejny tłumaczyć swemu kompanowi jego relacje z poszczególnymi członkami rodziny. Przede wszystkim, odnosił się tutaj do byłej żony, która od czasu rozwodu notorycznie robiła mu pod górkę, w kwestii wychowywania dziecka rzecz jasna. Lily była powodem ich wiecznych sprzeczek, bo Crane nie podchodził do tego wszystkiego tak nadopiekuńczo. Dziecka przecież nie można było trzymać pod kloszem, i nie w takim wieku, bowiem Lily była już prawie dorosła; nabyła zatem prawo do indywidualności, samodzielności, a także podejmowania własnych decyzji, do których nie były jej potrzebne konsultacje z rodzicami. Chyba, że zachciałoby się jej nagle tatuażu, a do tego potrzebny był jej podpis na świstku, tego od zgody.
- Słuchaj, ona mi taką jazdę zrobiła po wigilii, że daj spokój - aż machnął ręką, po czym upił spory łyk piwa. Bursztynowy napój jarzył się w wysokim kuflu, po którego ściankach spływały krople wody. Lio lubił tu przychodzić, bo w owym przybytku rozbrajająca muzyka nie waliła po uszach. Terence, właściciel baru zamiast tych dyskotekowych pląsów na dużym telewizorze właśnie puszczał dzisiejszy mecz amerykańskiego futbolu. I Crane kiedyś grał w szkolnej drużynie, dopóki definitywnie nie zdecydował o wstąpieniu do akademii policyjnej. Kto wie, czy na danym etapie życia,, gdyby jednak nie wybrał inne drogi, to czy nie byłby zawodowym graczem?
- Telefon dzwonił mi non stop. Nie wspominając już o szczególnie miłych wiadomościach. Jakbym to ja był winny ich kłótni, po której Lily dała nogę do mnie, albo raczej do moich rodziców, bo tam akurat siedzieliśmy - wyjaśnił rzeczowo, na moment swój wzrok zatrzymując na futbolowych rozgrywkach.
- Nie myślałeś o tym, aby... aby wiesz... Lily zamieszkała z Tobą?
- Jasne, że tak, ale z góry wyczuwam wojnę z jej matką, a poza tym, mnie ciągle nie ma w domu. Nie chciałbym zatem, aby była skazana na siebie, Tylko i wyłącznie.
- Jest praktycznie dorosła, nie? Potrafi się zatem sobą zając, czy nawet ugotować obiad, a jeśli nie, to ją ekspresowo przeszkolisz z kuchennych rewolucji - jasnowłosy mężczyzna zaśmiał się w głos, szturchając lekko w bok swego kompana - To byłoby najlepsze wyjście. Ty byś miał spokój. Lily miałaby spokój, a Twoja była może wzięłaby sobie trochę na wstrzymanie wtedy. Kto wie, może by zmądrzała.
Crane pokręcił jedynie swoją głową, w geście lekkiego rozbawienia. Nie odezwał się już, jednoznacznie ucinając ową tematykę. Wolał nie dolewać przysłowiowej oliwy do ognia, a poza tym, nie był jednym z tych kolesi, którzy przy byle okazji, w towarzystwie kumpli gnoili swoje byłe. Szacunek należał się; wszak spędzili ze sobą tyle lat jako małżeństwo. Całkiem szczęśliwe, przynajmniej początkowo.
- Na mnie już czas - wyznał, gdy nieco ociężale podnosił się z miejsca. Dopił swoje piwo do końca i zapłacił barmanowi za aktualną kolejkę. pożegnał się jeszcze ze swoim kumplem, po czym nałożył na ramiona ciepłą kurtką, szyję zaś owinął szczelnie szalem.
Na zewnątrz został powitany przez mróz, a rześkie powietrze jednoznacznie nastrajało do wieczornych spacerów. Przynajmniej nieco otrzeźwieje bo dzisiejszych wojażach.
Uszedł zaledwie kilkanaście metrów, nim zauważył, jak jacyś kolesie zaczepiają drobną kobietę. Już miał zamiar wkroczyć do akcji, lecz ta, całkiem niespodziewanie zdecydowała się na cios. Lewy sierpowy jakże celnie dosięgnął twarzy nachalnego mężczyzny, a ten w popłochu, razem z resztą swej pijackiej bandy, spierdzielił z miejsca ówczesnego zdarzenia. Chyba nie spodziewał się tego, że trafi na twardą sztukę, która z taką łatwością rozbroiła go z niecnych uczynków.
- Wszystko w porządku? - Lio zagaił spokojnym tonem głosu, powoli zmierzając w kierunku nieznajomej. Póki co, jeszcze nie miał pojęcia, z kim ma właściwie do czynienia.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie tylko Ty jedna masz problemy. Każdy je ma. Jedne są poważne, inne błahe, ale każdy je posiada. Żyć bez problemów? Tak się nie da. Wydaje się to niemal niemożliwe, chyba, że ktoś ma niesamowite szczęście w życiu… chociaż nawet i tutaj, zawsze może pojawić się jakiś problem.
Życie.
To samo życie, które zmusiło ją do tego, by ukryć swoją prawdziwą tożsamość i udawać zupełnie kogoś innego, kim była. Nie pod względem charakteru, czy sposobu życia, ale odnośnie prawdy o jej pochodzeniu. Co jednak wydaje się nie istotne dla niej, bo jednak to tylko coś, co można pominąć. Oszczędzić innym myślenia, że ma naprawdę duży problem. Wolała myśleć, że to już za nią. Jak ugaszone ognisko, które nie powinno bez ognia zapalić się na nowo. Nawet jeśli zostaje po nim pozostałość, to tylko popiół, nic więcej.
Problemy rodzicielskie były zatem poza nią. Sama nie miała jeszcze swojej własnej rodziny. Może i by ją chciała, ale bycie gotowym do tego i posiadanie przy sobie kogoś, kto zaakceptuje ją pod każdym względem, nawet też przeklętej rodzinnej tragedii i historii, wydaje się odległe. Chociaż chce wierzyć, że jest to jednak możliwe i zazna tego upragnionego rodzinnego ciepła i szczęścia. Na dobre i na złe. Coś pięknego. Gdzie nawet duże problemy, mogą stać się niczym wielkim.
Tymczasem dopadło ja co innego – również posiadający problemy facet, który dostał od niej strzała. Choć nie tak, że to u niej norma, bo tym nie jest. Nie bije się na ulicy, a dzisiejsza sytuacja była równie zaskakująca dla niej, że tak właśnie zareagowała. Może zabrakło tutaj więcej rozmowy? Albo zignorowania jego osoby? Nie miała dzisiaj jednak motywacji do załatwienia tego w inny sposób. Słowo „słońce” po prostu niebywale ją dzisiaj drażniło. Tak, jakby zaraz miała mieć okres, chociaż do niego jeszcze dobry tydzień!
To tylko samoobrona – tak sobie to tłumaczyła. Zaburzył jej przestrzeń prywatną. Kładł swoje niechciane łapy tam, gdzie nie trzeba. Potem wszystko poszło już samo. To był impuls.
Nawet to co wypiła w opuszczonym barze, gdzie zostawiła znajomą, zdążyło już niemal być przez nią niewyczuwalne. Zastąpione czymś innym. Tym uczuciem, kiedy zadało się cios i niezbyt właściwą satysfakcję, że to podziałało. Chociaż wcale nie była za przemocą. I ta późniejsza myśl, że zrobiła jednak coś złego i chciałaby tego nie robić. Nawet ręka jej o tym mówiła, kiedy w drobnym pulsowaniu i przy zimnie jaki mieli dzisiejszego wieczoru, miała na sobie oznaki tego uderzenia. To minie jednak. Jeszcze tylko chwilkę poczeka…
Wcześniej jednak usłyszała męski głos. Spokojny ton i słowa odznaczające się jakąś troską, wyrwało ją z jej niespokojnych myśli. Obawa, że tamci mogli wrócić jednak była nieuzasadniona, gdyż doskonale wiedziała, że zniknęli za zakrętem w który właśnie przed momentem się wpatrywała. To nadeszło z innej strony. Skręciła głowę i gdyby był to nieznajomy pewnie by zwiała. Dosłownie. By czasem komuś innemu problemu nie robić.
- Lionel? – wydusiła z siebie. Tak, teraz powinno jej być wstyd, gdyby to jednak był to ktoś inny. Ale to był on. Nie sądziłaby, że akurat on by ją za to zbeształ, bo wiedział, nawet jakby nie widział tej sytuacji, iż miała ku temu powód. Rysy jej twarz, jakby złagodniały. Myśl, że miała przy sobie kogoś, kogo chociaż znała sprawiała już poczucie większego bezpieczeństwa, jak wcześniej, kiedy była sama.
- Szkoda, że nie pojawiłeś się parę minut wcześniej. Typ był naprawdę nachalny i moje lekcje boksu nie poszły całe szczęście w las. Mówiłam, że całkiem dobrze mi idzie – zaznaczyła, potwierdzając, że nawet kobieta może dobrze przywalić. Nawet jeśli wolałaby jednak tego uniknąć.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak właśnie działała adrenalina. Pieprzony hormon walki, o którym Crane mógłby napisać szczegółową, kilkunastostronicową rozprawkę. Te uczucie odwagi, całkiem nagłe w swej istocie towarzyszyło mu praktycznie każdego dnia; było częścią jego pracy, elementem egzystencjalnego pędu, którym podążał od wielu lat detektyw. Impuls destruktywny w swej istocie potrafił z kogoś zrobić nadczłowieka i to w ciągu kilku minut. Zew natury, gdy stawało się oko w oko z zagrożeniem.
Mika zatem nie mogła się sprzeciwić. To zadziało się wręcz natychmiast. Wpierw irytacja, powoli przeradzająca się w gniew. Słowo, te niewłaściwe, głupie określenie - one zadziałało jak płachta na byka. Pojawił się też i zalążek strachu, bo nie mogła przewidzieć ruchu nieznajomego i jego bandy podrzędnych dupków.
Uderzenie, jakże celne i całkiem niespodziewane tego wieczoru uratowało jej tyłek. Wyciągnęło z opresji, zapewniając spokój ducha. Choć chwilę po tym pojawiła się wewnętrza walka o zasady moralne. Zachowała się nieetycznie, bo nie można atakować ludzi, od tak - lecz czy oni względem niej mieli czyste intencje?
Alkohol gromko szumiał w ich głowach, zamraczając tym samym właściwy osąd oraz światopogląd. Kobieta także się zapierała, co mogłoby tylko bardziej pobudzić ich do działania. Niekiedy sprzeciw działał zachęcająco. W dobie irracjonalności.
Lionel jako świadek zajścia nie miał zamiaru interweniować. Jako policjant - nie próbował oceniać. Z widoku podrzędnego przechodnia była to samoobrona. I nic więcej.
Wzruszył więc nieco swymi ramionami, głębiej wciskając obie dłonie do kieszeni od ciepłej kurtki. Zimno zaszyło się w Seattle, nie chcąc choć na chwilę odpuścić.
Nagle kobieta wypowiedziała jego imię, przez co sam zainteresowany lekko zmarszczył swoje brwi. Potrzebował chwili, aby właściwie rozpoznać te rysy twarzy, aby zrozumieć z kim ma do czynienia.
- Cześć, Mikaela - rzucił śmiało, powolnym krokiem zezwalając też na zmniejszenie dystansu ich dzielącego. Ówczesna nieznajoma niejednokrotnie składała go po większych obławach policyjnych. Poza tym, niekiedy też dzielili salę ćwiczeń, gdy każde z nich zjawiali się na treningach bokserskich, a one jak widać, nie poszły na marne. Nic a nic.
- Niezły lewy sierpowy - skomentował z uśmiechem. Oczywiście, że się z niej nie nabijał. Brzmiało to raczej jak komplement w jego ustach - I spokojnie - dorzucił jeszcze - Jestem poza godzinami pracy, tak więc, sam z chęcią złoiłbym im tyłki...
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jej emocje wahały się, to w jedną, to w drugą stronę. Adrenalina nie była jej obca i miała swoje różne odsłony, ale czasem była wywołana w niezbyt odpowiednich warunkach i sytuacjach. Czasem nie do końca była to odwaga, a bardziej bycie narwanym i nieobliczalnym. Gdzie działało się bez zastanowienia. Po prostu czuje się, że coś ma się zrobić w tym momencie, bo jak nie, to coś w nas wybuchnie wewnątrz tworząc poważniejsze szkody, nie ważąc na konsekwencje. A to już nie odwaga, a głupota. Aczkolwiek nie zawsze, nie trafiona. Tutaj udało się jej pozbyć nachalnych typów, więc wyszło jej to jednak na plus. Nie zawsze jednak tak będzie.
Nie zawsze.
Bywa jednak tak, że robiła coś zdecydowanie, czując się z tym dobrze. Takie uczucie mogło przyjść w momencie uderzenia (co było tylko chwilowe), albo w mniej stresujących sytuacjach, jak jakiś sport ekstremalny, czy moment kiedy udaje się nam pokonać nasze lęki i zrobimy coś naprawdę niezwykłego. Co już głupotą nie jest, a odwagą. Zatem zależy w jakim punkcie jesteśmy i jak patrzymy na to wszystko.
Dzisiaj jednak zwalić przydałoby się wszystko na - alkohol. Co prawda nie wypiła go dużo, a jednak jakaś namiastka ciągle w niej była, sprawiając, że i to się do tego wszystkiego przyczyniło. Nie myślała nawet, że mógłby być przez to kolejny problem w postaci wykorzystania tej sytuacji przez świadka, osoby postronnej. Nie chciała w końcu mieć przez to więcej kłopotów. Chciała wyłącznie spokoju. I… działała w samoobronie. W końcu narzucał się jej nawet fizycznie, przez tą rękę na jej ramieniu! Tak, że pomimo tamtego odejścia, ciągle mogła czuć tamtego rękę na sobie już na tle psychicznym. Chociaż spokojnie… nie było tak źle. Była silniejsza, jak można byłoby sądzić. Bycie słabym nie zawsze jest czymś złym. A ma to swoje inne odbicie, gdzie po upadnięciu na kolana, może się jeszcze z tego podnieść. Dopóki starczy jej sił. W tym przypadku miała więcej sił. Gorzej jeśli dotyczyło to jej ojca mordercy i jej przeszłości.
Słysząc swoje imię, przynajmniej wiedziała, że ją poznaje, co było pocieszające. Podejrzliwe byłoby jednak to, gdyby było inaczej… Zawsze wydawało się jej iż ludzie powinni od niej uciekać, przez to jaką miała przeszłość. Co nie znaczy, że to akceptowała i zawsze jej mogło ulżyć, jeśli ktoś jednak przy niej zostawał, pomimo wszystko. Z Lionelem było jednak tak, że czasem potrzebował jej pomocy, jak i mogli razem wspólnie poboksować. Przez co to wiele w tej sytuacji ich spotkania ułatwiało.
- Serio? – rzuciła z cmoknięciem i przez uśmiech jednak skrzywiła się lekko, podnosząc machinalnie rękę do góry. – Jak przestanie boleć mnie ręka, to może sama zacznę być z tego ciosu dumna – dodała i pokręciła głową. Krótko się zaśmiała.
Głupota czy odwaga? Niech będzie, że odwaga!
- Szkoda, że nie pojawiłeś się wcześniej. Chociaż może to lepiej jednak dla nich. Dałbyś im bardziej popalić jak ja, znając Twoje umiejętności i fach – zaznaczyła, bo dla niego to chleb powszedni takie bitki. Ale nie dla niej.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lio z kolei był bardzo impulsywnym człowiekiem, szczególnie w ostatnim czasie, jakoby jego niechęć do świata się pogłębiła. Wystarczyła zaledwie maleńka iskra, nieodpowiednie określenie, szyderczy śmiech, czy widok znęcającego się nad kobietą mężczyzny, aby jego pięść znalazła się nie tam, gdzie powinna. Przez swoje wybryki, te na podłożu zawodowym, bowiem niejednemu już złamał rękę czy przestawił inną kość; powinien zostać zawieszony, zdegradowany, albo i przeniesiony do archiwum. Odznaki nie zamierzał oddać, bo to równało się z narzuconą hańbą, szczególnie dla takiego służbisty jak on, dlatego też, praktycznie wbrew sobie, zgodził się na manewr zaproponowany przez przełożonego - w każdy czwartek miał się zgłaszać w biurze psychologa, doktora Wise'a, prowadzącego jego terapię.
Crane nienawidził tych spotkań. Emocji wywlekanych na wierzch, przedstawianych wspomnień, obnażania się z tej mentalnej skorupy. Wtedy czuł się po prostu słaby i podirytowany zarazem, bo terapeuta dobrze wiedział, gdzie znajdują się jego najczulsze punkty. I to w nie uderzał. Lionel zawsze trzymał rękę na pulsie; to on pociągał za sznurki. Miał władzę. Nigdy nie odwrót. Więc nic dziwnego, że nie lubił czynników odmiennych od rutyny. Od tego, co tak dobrze znał i piastował.
Nie zdziwił się zatem, że pod wpływem hormonu walki, ale i kłębiących się kobiecym wnętrzu odczuć, Mika zdecydowała się na takowy czyn, będący swoistym wyznacznikiem samoobrony. Przecież nie zamierzał jej za coś takiego wpakować za kratki! Już prędzej tych zwyrodnialców, których przegnoił dopiero celny lewy sierpowy. Aż strach pomyśleć, co by zrobili, gdyby otrzymali raczej znikomą linię oporu. Pijani mężczyźni (nie wszyscy rzecz jasna), byli niekiedy jak dzikie zwierzęta. Pozbawione skrupułów, uwzględniali tylko swe instynkty oraz zew natury.
Takich powinno się zamykać w klatkach, bez dwóch zdań. Albo poddawać torturom (lepsze wybrać i zakreślić),
- Serio, serio - odparł, wciskając obie dłonie do kieszeni od kurtki, aby w ten sposób uchronić się przed zimnem, bo one przecież już dawało w kość - Poza tym, widziałem do czego jesteś zdolna na treningach, a teraz wykorzystałaś swą wiedzę w praktyce - podsumował, jawnie chwaląc damski wyczyn, którego by jej pozazdrościł niejeden facet - Tak zwykle jest na początku. Dłoń musi się przyzwyczaić do zadawania ciosów. Przede wszystkim skóra, która też może popękać na kostkach - zachowywał się tak, jakoby był pieprzonym ekspertem. Regularnie uczęszczał przecież na treningi bokserskie, plus, w pracy decydował się niekiedy na to i owo.
- Fakt - wzruszając lekko swoimi ramionami, w końcu zrównał się ze swoją towarzyszką. Przesunął po jej postaci wzrokiem, aby upewnić się, czy nie doznała jakiś innych obrażeń, poza tymi emocjonalnymi - Ale w sumie dobrze się stało, bo za kolejny wybryk mógłbym zostać w końcu zawieszony. A tego wolałbym jednak uniknąć - utrata odznaki była dla niego równa z utratą godności oraz szacunku.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uzasadniona impulsywność – chyba tak, by to właśnie nazwała. Coś, co można zaakceptować, pomimo niezbyt odpowiedniego czynu. Bo nic nie powinno sprowadzać się do przemocy. Jednak takie były realia, że czasem inaczej się nie dało. Jej pięść tez wylądowała na tamtym mężczyźnie i postąpiła głupio. Nie widziała wtedy jednak żadnej innej opcji, bo ręka na jej ramieniu tamtego typa, wystarczająco ogłupiała jej rozsądek. Z terapeutą sama miała czasem do czynienia, jednak aż do teraz nie była przekonana czy te wizyty jej w czymś pomagają, bo nic się jakoś wielce nie zmieniło. Bo nie tak, że tego nie chciała. Chciała zacząć od nowa swoje życie, jednak to przeszłość podążała za nią uparcie, a nie ona za przeszłością. Teraz przynajmniej wiedziała jak się bić. Jak użyć lewego sierpowego i chociaż dzisiaj sobie tym pomóc. No, a przynajmniej po części, o teraz pozostawiła sobie ten ból ręki. – Zazwyczaj boksuję w rękawicach. I… kurde, czy to zawsze tak boli? – zapytała z sapnięciem, próbując rozmasować sobie rękę i sprawdzić, czy wszystko z nią dobrze. Mając na myśli takie uderzenie, bez rękawic. Przynajmniej nie polała się krew. I potrafiła ocenić, że źle z ręka nie jest, choć wydawało się jej iż to mniej boli. A co by było, gdyby sobie coś złamała? Przestawiła? Naderwała?
Chodząc na terapie można zastanawiać się - czy z nami jest coś nie tak, skoro dochodzi do takich spotkań… on, nie miał wyjścia, chodził bo musiał, a ona? Szukała czegoś, czego mogłaby się złapać chociaż na moment. Próbowała zrozumieć, jak to z nią jest. Ostatnio jednak coraz mniej uczęszczała w takich spotkaniach. Zajmowała ją praca, która przysłaniała jej problemy. Nic tak nie poprawiało jej chęci do życia, jak ratowanie żyć innych.
I tak, broniła się. Jej prywatność została naruszona i u niej była to również ‘uzasadniona impulsywność’. Nawet nie myślała, że ktoś miałby przez to ją za kratki wpakować. Nie podpadła nikomu, by ktoś chciał zrobić jej na złe i zrobić to nawet bez powodu, także nic dziwnego, że takie myśli jej do głowy nie przyszły. A jeśli tamten typ to policjant? Cóż, raczej to było mało prawdopodobne.
Nie wiadomo kto był gorszy – pijani mężczyźni, czy pijane kobiety?
Ci pierwsi reagowali fizycznie, mogąc być niebezpieczni, ale kobiety działają równie dobrze na psychikę i potrafią wykończyć nie jednego silnego faceta.
Nie ma jednak usprawiedliwienia dla przemocy i bycia dziką bestią, robiąc coś z premedytacją. Nie ważne jakim sposobem.
- Przyzwyczaić… mówisz – powtórzyła za nim i zaśmiała się lekko pod nosem. – Przy następnym razie będzie lepiej – dodała, biorąc głęboki wdech. Następnym razem… jakim następnym razem? Oby więcej nie było następnych razów.
Uniosła brwi przyglądając się mu przez moment w ciszy.
- Nie. Tego bym nie chciała. Dobrze, że mnie też za ten wybryk nie pokarało, poza bólem dłoni – dodała i ponownie odetchnęła, wciskając dłonie do kieszeni. Faceci wcale nie musieli wtedy odejść… jakiś policjant mógłby faktycznie ją zamknąć, mając zeznanie pobicia przez tego pijanego typa… i kto wie co jeszcze byłoby możliwe!
- Wracasz do domu? Jesteś zajęty? Może pomożesz mi uniknąć dalszych dziwnych akcji i mnie odprowadzisz? – zapytała niepewnie. Nie chciała się narzucać, ale i też nie chciała wracać sama.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jayden miał wrażenie, że ostatnimi czasy żyje w filmie „spotkaj wszystkie swoje byłe”. Oczywiście nie ma takiego filmu, ale chyba jest z Matthew McConaughey „duchy moich byłych’? Tak, chyba coś takiego jest. W jego przypadku jak szybko się pojawiały tak szybko znikały. Jayden nie jest jakimś tam rozwiązłym facetem, bo były to tylko dwie kobiety i przypadkowe spotkania, ale no sam fakt, że coś takiego mu się przydarzyło. Trochę go to rozbawiło i w pewnym sensie urozmaiciło jego dość nudne i monotonne życie. Teraz znowu wszystko wróciło do normy, z której się cieszył, ponieważ czul się dość kiepsko na szczęście wyniki badań miał w porządku, jak to możliwe w jego sytuacji, więc to co się z nim działo po prostu zrzucił na karb złej pogody czy też ciśnienia, bo czasami człowiek jest wrażliwy na takie rzeczy, nigdy nie był, ale może stał się wraz z wiekiem? Stary nie jest, ale chyba już jest bliżej niż dalej, co nie? Taki nieśmieszny żarcik.
Nie chciało mu się już siedzieć w domu i wciskać nos w papiery czy ekran komputera. Potrzebował świeżego powietrza, a przede wszystkim ruchu dla swoich zastanych mięśni, które spędziły kilka godzin w tej samej pozycji. No był obolały lekko, dlatego wziął swoje psiaki na smycze i postanowił wyjść z nimi. Na szczęście potrafiły już chodzić na smyczy bez tego całego ciągnięcia. Trochę czasu zajęła nauka, ale rudy jest cierpliwym człowiekiem i mu się to udało. Nawet uczył ich kilku komend! Jest dumnym posiadaczem trzech psów, więc nie może pozwolić im wejść sobie na głowę.
Wziął telefon, jakąś kurtkę w razie co i telefon oczywiście i powolnym krokiem wybrał się na przechadzkę. Po drodze spotkał sąsiada, który niedawno wprowadził się w jego okolica. Pogadali chwile i Jayden poszedł dalej. Nawet się nie spostrzegł, kiedy doszedł do South. Pogoda naprawdę sprzyjała spacerowi. Nagle zadzwoniła jego komórka, więc się zatrzymał i poczuł lekkie uderzenie w tył pleców. Ktoś na niego wpadł.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="tel0"> <div class="tel1"><div class="cname">008</div></div> </div> </table>

Po stanie klęski żywiołowej, która panowała nad Seattle w ostatnich tygodniach, Butler w pełni korzystała z wiosennej pogody i pojedynczych promieni słońca, które przelotnie wyglądały spod chmur, wiszących nad Seattle. Zrezygnowała z komunikacji miejskiej i przesiadła się na swój ulubiony, stary rower, którym podróżowała do pracy do ostatnich dni lata i wróciła do joggingu, który porzuciła jesienią na rzecz ciepłych, wygodnych swetrów i chowania się pod kocem. Od miesiąca miała też w posiadaniu młodego pieska, którego zaadoptowała po latach namysłu i poświęcania się pracy w kwiaciarni. Spełniła swoje marzenie o włochatym czworonogu, któremu mogłaby dać dom i ogrom miłości.
Biegający na krótkich nóżkach Yogi motywował ją do częstszych spacerów i aktywności na powietrzu, co wiązało się z jej codzienną obecnością w parku. Tego dnia zdecydowała się jednak na dłuższy spacer by zaczerpnąć witaminy D i nieco zmęczyć naładowanego energią szczeniaka. Poświęciła zaledwie minutę na sprawdzenie maili i nie postrzegła się jak wpadła na mężczyznę , który podobnie jak on zatrzymał się by zerknąć w telefon.<br> — Najmocniej przepraszam! — krzyknęła i dłonią zasłoniła usta, po czym opuściła ją powoli i odsłoniła szeroko rozchylone usta. Stała i wpatrywała się w niego co najmniej jakby zobaczyła ducha. — Jay? — zapytała, marszcząc czoło i uśmiechnęła się, po czym pociągnęła delikatnie za smycz i wzięła psa na ręce, gdy ten zaczął ujadać i obszczekiwać psy mężczyzny. Ostatnie czego się spodziewała to spotkać swojego byłego, gdziekolwiek to nie było. Ostatnio gdy go widziała, zegnał ją całusem i opuścił jej mieszkanie. Następnego dnia zostawił ją przez smsa. Nie wspominała dobrze ich rozstania, jednak nie skupiała się teraz na ich burzliwej przeszłości. — Co tu robisz? Znaczy się, tu. W Seattle — zapytała i przewróciła oczami, próbując sensownie dobrać słowa. Była pewna, że wyjechał z miasta i nigdy nie wrócił.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jayden to typ człowieka, który nie potrafi usiedzieć na miejscu, więc gdy przez te okropne chmury, które bardzo często przybierały odcień szarości i człowiekowi nie chciało się nawet żyć, a gdzie uprawiać jakiegoś rodzaju aktywności fizyczne. Sam Jayden miał jakiś kryzys egzystencjalny, bo miał ochotę cały czas siedzieć w swojej sypialni i oglądać seriale na netfliksie, ale z racji wykonywanych obowiązków nie mógł sobie na to pozwolić, nie chciał też popaść pewnego rodzaju marazm. King nie lubi zbytnio siedzieli w jednym miejscu musi się ruszać, nie da się ukryć czas mi czasem trochę przygasa. Sam nie wiedział czym jest to spowodowane, może pogoda? Tak pewnie ta robiła swoje z jego samopoczuciem.
Rudowłosy uwielbia zwierzęta, więc zawsze chciał mieć swojego jednak dopiero niedawno się złożyło, że mógł zostać posiadaczem tych cudownych psiaków, któremu dzisiaj towarzyszą. czy koty są cudowne cudownymi przyjaciółmi człowieka i należy je szanować. Kiedy widzi ludzi, którzy traktują źle swojego pupila ochotę im przyłożyć za to co robią. Z reguły jest spokojnym człowiekiem, który nie wdaje się w konflikty, jednak nie znosi patrzeć na krzywdę słabszych. Gdy daje się komuś życie trzeba o nie dbać, a tak właśnie z przygarnianiem czy adoptowaniem psa czy kota. Dlatego w młodości chodził do schroniska i wprowadzał tam też zwierzaki które mieszkały w tej placówce. gdyby mógł wziął wziąłby wszystkie do siebie, ale niestety nie posiada takich warunków. Wspiera jak może fundacje pomagające zwierzętom, bo tak trzeba.
to co się stało było po części jego winą, bo po prostu nie zauważył zbliżającej się sylwetki młodej dziewczyny chociaż może widziała, ale był tak pochłonięty swoimi myślami że patrzył, ale nie widział. Tak trochę filozoficznie, ale jak ktoś tego doświadczył to odchodzi.
- Przepraszam nie zauważyłem cię… - powiedział ale po chwili zamilkł zobacz kto na niego wpadł. Takiego rodzaju spotkania się nie spodziewał ale jak mówiłam czuł się jakby żył w filmie. - Alba. - nie zdziwił się ze dziewczyny w tym miejscu .w końcu to on jechał z miasta nie ona, miał swoje powody które nie były banalne, pewnie niedługo zdecyduje się o tym powiedzieć. - Można powiedzieć, że wróciłem na stare śmieci po tym jak wszystkie sprawy w Nowym Jorku. - tym razem się uśmiechnął.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pod pewnymi względami byli do siebie bardzo podobni i pasowali jak dwa elementy tej samej układanki, jednak przed laty oboje zapragnęli czegoś zupełnie innego w następstwie czego mężczyzna zdecydował się zniknąć z jej życia. Wyleczenie się z Jaydena zajęło jej niemalże dwa lata i dopiero po ich upływie zaczęło zastanawiać się czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczy, czy kiedykolwiek znajdzie od niego wiadomość w opustoszałej skrzynce na Instagramie. Dorosłość jednak nacierała z każdej ze stron, angażując życie brunetki w prowadzenie własnej kwiaciarni i codzienne, domowe obowiązki, odciągając ją tym samym od swawolnych myśli i wspominek związanych z byłym partnerem. Na swój sposób znalazła szczęście i nie było ono zależne od żadnego faceta. Do czasu.
Nowy Jork. To tam spędził ostatnie lata swego życia; to tam układał sobie życie na nowo, bez niej. Zmusiła się do uśmiechu i powstrzymała przed uszczypliwym komentarzem, chcąc być ponad ten cały bałagan, który po sobie zostawił. Należało pominąć też fakt, że całe życie marzyła o podróżowaniu i nie zapragnął zabrać jej ze sobą. — Nowy Jork? Zrezygnowałeś z życia w Big Apple na rzecz - jak to ująłeś - śmieci w Seattle? — już nie kryła swojego podirytowania, jednak nie chciała rozkręcać żadnej dramy. Nie miała najmniejszej potrzeby tego robić - zwłaszcza na środku ulicy. — Mało przekonujący argument — rzuciła i pochyliła się by móc przywitać się z jego psami. Odwracała w ten sposób uwagę od ironii, którą w niego ciskała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~~002~~ + outfit Przekręcając klucz w zamku do swojego mieszkania, Zane odruchowo spojrzał na zegarek, który zawsze zdobił jego prawy nadgarstek. 2:41 - to właśnie tę godzinę ujrzał na tarczy, gdy przekraczał próg swojego domu. Zatrzasnął za sobą drzwi, mając głęboko w dupie to, czy swym głośnym zachowaniem, pobudzi zamieszkały w apartementowcu, dzielnicowy monitoring. Zdjął z nóg ciężkie buty, klucze niedbale rzucając na znajdującą się w pobliżu komodę. Dziś znów zabalował, lecz co najdziwniejsze, był całkowicie trzeźwy. Tych ładnych kilka litrów alkoholu, jakie spożył chociażby w ciągu minionego miesiąca, dały mu się we znaki na tyle, że chłopak postanowił z dnia na dzień, drastycznie zakończyć ten intensywny romans.
Lubił wypić, to fakt, ale wszystko miało swoje granice, nawet dla niego. Po drodze do łazienki, kolejno zdejmował również z siebie ciuchy, które lądowały na podłodze gdzieś za nim. Muzyk pragnął szybkiego prysznica i snu, przede wszystkim dużej ilości snu. Rozpinając błyskawiczny zamek spodni, jego znajdująca się w kieszeni komórka, dała o sobie wyraźnie znać. Marshall skrzywił się na myśl, że ktoś akurat teraz, ośmielił się rujnować jego spokój, ale ostatecznie dosyć niechętnie, wyjął aparat i wbił wzrok w wyświetlacz, na którym widniała wiadomość sms o następującej treści:
" Cześć Zane. Wiem, że jest późno, ale stoję na środku chodnika, bo jakiś gnojek mnie wystawił. Zgubiłam gdzieś portfel i nawet nie stać mnie na cholernego ubera. Do tego nie czuję się zbyt dobrze... Poratujesz?" - Podpisano Laura Hirsch. No co za cholerna małolata! Podsierdziła go niezmiernie. Tak, że już odpisywał jej, że ma spadać szukać innego frajera, ale ostatecznie skasował to, co zdązył napisać i z ciężkim westchnieniem, na szybko ogarnął się do wyjścia. Wcześniej dając nastolatce znać, że będzie na miejscu za nie więcej, jak 15 minut i żeby pod żadnym pozorem się stamtąd nie ruszała.
Dojazd pod wskazany przez Hirsch adres, zajął mu dokładnie 13 minut, więc pojawił się przed czasem. Dojrzał ją już z daleka i widząc dziewczynę taką zdezorientowaną i może nawet nieco podłamaną, zrobiło mu się jej żal. Podziękował w duchu samemu sobie za to, że przynajmniej tym razem nie zachował się jak dupek i nie pozostawił kobiety w potrzebie, kierując się lenistwem i własną wygodą. Parkując niemalże przed jej nosem, opuścił szybę i z rozbawionym wyrazem twarzy zwrócił się do niej.
- Chyba coś mi umknęło. Kiedy awansowałem na Twojego szofera, mała? - Odezwał się tym swoim charakterystycznie niskim głosem, obracając tę niezręczną dla dziewczyny sytuację w żart. Po chwili, otworzył drzwi od strony pasażera, grzecznie czekając aż ta zajmie swoje miejsce i wskaże mu kierunek, w którym ma jechać.
Obrazek

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

#48
Życie studenckie Laury przybierało z dnia na dzień zupełnie inny obrót, niż tego by się spodziewała, czy planowała. Od dnia, w którym wkroczyła na teren uniwersytetu, wszystko działo się szybko i dość niespodziewanie. W jej mieszkaniu pojawiły się dwie nowe osoby, z którymi teraz musiała dzielić przestrzeń i życie. Nie było to łatwe, a ona cały czas próbowała przywyknąć do nowej sytuacji. Chociaż z Barbie kontakty układały się świetnie i dziewczyny dogadywały się świetnie, tak z Tomasem mogłoby być lepiej.
Nowe znajomości owocowały kolejnymi zaproszeniami na spotkania albo imprezy, którym trudno było odmówić. Ułożenie planu zajęć tak, by mogła uczęszczać na wszystkie wybrane zajęcia, nie było łatwej, a sama myśl, że wieczory powinna poświęcać nauce, a nie wychodzeniu ze znajomymi, była nieco przerażająca! Może dlatego, trochę by dodać sobie pewności siebie wśród tłumu nowych osób, a trochę też, by zagłuszyć wyrzuty jej nieco zbyt pedantycznego i ambitnego sumienia, nie odmawiała alkoholu, który na imprezach jej proponowano. Oczywiście zachowując rozsądek, pilnując się, by zawsze mieć obok wodę, a z imprez wychodzić, gdy tylko zacznie jej szumieć w głowie. Nie lubiła tego stanu, gdy czuła się pijana i uważała, by do tego nie dopuścić.
Mniej więcej o drugiej w nocy poczuła, że zmęczenie daje się we znaki, a i procenty zdawały się bardziej odczuwalne. Niestety okazało się, że znajomy, który tego wieczoru miał robić za szofera, postanowił się napić i znalazła go w znaczącym stanie na kanapie w salonie. Wyciągnęła więc z kieszeni telefon, by zamówić ubera, ale okazało się, że może on wytrzymać jedynie kilka minut, bo bateria jakimś cudem była na wykończeniu. W jej pijanej głowie pojawił się niecny pomysł, a palce dość szybko, a przez to z małymi błędami, wystukały wiadomość do chłopaka, z którym ostatnio wiadomości wymieniała nieco częściej. Po pierwszej wiadomości dopisała drugą, wysyłając swoją lokalizację i informację, że zaraz padnie jej telefon. Wyszła przed dom, z nadzieją, że Zane okaże się rycerzem na białym końcu (albo w swoim ciemnym samochodzie), odczyta smsa i się pojawi. Liczyła też na to, że świeże powietrze nieco ją otrzeźwi.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech, gdy chłopak zatrzymał samochód tuż obok niej.
– Przepraszam! – jęknęła, krzywiąc się przy tym, a gdy otworzył drzwi, niemal w podskokach podeszła do auta i wsiadła do środka. – Mój brat wypominałby mi to do końca życia, a Tomasa nie mogłam poprosić… – wyjaśniła, spoglądając na Marschalla i zapinając niego po omacku pasy. Tomas, mimo że był jej współlokatorem, był facetem, któremu za wszelką cenę próbowała udowodnić, że ze wszystkim radzi sobie świetnie sama.
– A ten głupek, Nick się upił, a miał nas odwieźć. No i telefon mi padał, więc nie zamówiłabym ubera i nie miałabym jak za niego zapłacić… bo zabrałam dziś małą torebkę i portfel mi się nie zmieścił. – dodała, nieco za szybko sklejając słowa, ale chcąc mu przekazać te wszystkie informacje. – No i resztę trochę podkręciłam, mając nadzieję, że się zlitujesz i przyjedziesz. Gdybyś się nie pojawił, musiałabym chyba wracać spacerem. – przyznała, przygryzając ze wstydu wargi i marszcząc czoło.

autor

oh.audrey

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”