WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte naprawdę dużo, dużo czasu poświęciła zastanowieniu się nad tym, dlaczego Rhys Alderidge ze wszystkich osób na świecie oraz kontaktów dostępnych na jego telefonicznej liście na doradcę prezentowego wybrał właśnie ją - kobietę, która co roku raczyła swoich bliskich kupowanymi na ostatni moment swetrami lub czapkami z szalikiem i rękawiczkami do kompletu. Nigdy nie była w tym dobra. Nigdy nie lubiła tego robić. Nigdy nawet nie uważała, że znała się na tym, co mogłoby komu przypaść do gustu.
Stawiała na prostotę oraz praktyczne podejście do życia - to właśnie te dwa czynniki sprawiały, że uważała swoje podarunki za nudne, ale jednocześnie niezwykle trafione. Komu bowiem nie przydałaby się czapka albo gruby sweter? Szczególnie w czasie tak humorzastych warunków atmosferycznych. I o ile w odniesieniu do rodziny nie czuła wyrzutów sumienia, o tyle w przypadku nowego znajomego nie wiedziała, co powinna była myśleć.
Nie chciała go rozczarować, nawet jeżeli niemal od razu uprzedziła Rhysa o swoim wątpliwej jakości guście. Wolała dmuchać na zimne. Nie zmieniało to jednak faktu, że zależało jej na tym, by wszyscy byli zadowoleni - zarówno on, jak i jego najbliżsi. Właśnie dlatego zgodziła się na kolejne spotkanie, nawet jeżeli to ostatnie - dość przypadkowe i raczej wymuszone zgubioną na plaży fotografią - przypominało nie luźny wieczór w towarzystwie kolegów, ale wizytę w gabinecie psychologa, który swój dyplom fartem wylosował podczas wizyty w wesołym miasteczku albo odnalazł na dnie paczki z chipsami. Mniej więcej takie pojęcie o ludziach miała Charlotte.
Przez całe życie interesowały ją bowiem jedynie fakty, które można było wyciągnąć z dokumentów tożsamości czy wysyłanych maili - wszystko, co mogło być dowodem, stanowiło największy obiekt jej pasji i swego rodzaju obsesji. Nie było w tym miejsca na ulubiony kolor czy preferowany zapach.
- Nie wiem, czy będziesz tak entuzjastycznie nastawiony, kiedy skończymy te zakupy. Nie potrafię kupować prezentów - wolała go raz jeszcze lojalnie ostrzec, ponieważ optymistyczne nastawienie Rhysa zwyczajnie ją przerażało. Mimo to pozwoliła sobie na to, by odebrać od niego kubek z kawą. - Dzięki. Pogoda nas w tym roku nie rozpieszcza - westchnęła przeciągle, co niemal od razu zaowocowało pojawieniem się kolejnego obłoczka w okolicy jej ust.
- Nie, wcale nie mam i właśnie o tym przez całe ostatnie popołudnie Ci pisałam. Co roku daję swoim bliskim szaliki, czapki, sweterki ze świątecznym motywem. No, w tym roku szarpnęłam się na torebkę dla jednej z sióstr, ale nawet nie jestem pewna, czy kiedykolwiek ją założy - podsumowała, rozwiązując szal i rozpinając guziki płaszcza.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On sam długi czas zastanawiał się, dlaczego padło właśnie na nią. Ich dwa pierwsze spotkania nie należały do najbardziej udanych, choć te drugie różniło się od pierwszego i łatwo było dostrzec w nim więcej plusów. Po długim namyśle, doszedł jednak do wniosku, że powody były dwa. Po pierwsze wziął sobie do serca jej słowa odnośnie grona znajomych, które w tej sytuacji na pewno nie wsparłoby go w sensowny sposób. Lottie wydawała się dużo bardziej ogarnięta i była właśnie tym, kogo potrzebował do zrealizowania swojego przedsięwzięcia. Może nawet kimś, kogo potrzebował w swoim otoczeniu. Drugim powodem było to, że choć nie chciał przyznawać głośno, to wyszedł z założenia, że do trzech razy sztuka. Naprawdę długo analizował ich ostatnią rozmowę i zaczynał dostrzegać, w których miejscach popełniał błędy wpływające na jego codzienność. Był więc gotów podjąć się jeszcze jednej próby w skutek której mógłby zyskać nową znajomą, dając jej się poznać takim, jakim był w głębi duszy. Nie jako facet żyjący nieudanym związkiem i nie koleś, który narzekał na każdym kroku, bo wszystko szło nie tak jak powinno. Z tym zamierzał skończyć, czego dowodem było między innymi zdjęcie, które ostatecznie spalił, by kolejny raz nie wróciło jak bumerang. O dziwo zrobienie tego, przyniosło pewnego rodzaju ulgę, a Alderidge zaparł się że od tego momentu będzie dążył do odzyskania swojej typowej normalności, na którą żadna kobieta nie powinna mieć takiego wpływu, jaki zdecydowanie za długo miała jego była.
Więc jest nas dwoje. Gdybym potrafił to bym cię nie fatygował — zauważył, unosząc wymownie brew, ale zaraz lekko zmarszczył czoło zamyślając się na jeden krótki moment — Chociaż nie. Nawet jeśli bym potrafił, to pewnie i tak bym cię pofatygował. Każdy powód jest dobry, żeby się spotkać — dodał i starał się stłumić zaczepny uśmiech, co nie wyszło Rhysowi tak dobrze jak tego chciał. Charlotte mogła więc dostrzec jak kącik męskich ust mimowolnie drgnął. Nawet jeśli mieli okazać się najbardziej nieporadnym zakupowym duetem skazanym na świąteczne szaleństwo, to doszukiwał się plusów w całej tej sytuacji. Jednym z nich było to, że zainicjował kolejne spotkanie, a ona wyraziła na nie zgodę. Dzięki temu kolejny raz wyszedł do ludzi i tym razem, mógł jej z góry obiecać, że wcale nie zamierzał sobie pozwalać na nowe smęcenie. Ich ostatnia rozmowa niosła bowiem za sobą jeden istotny skutek - Rhys dostrzegł, jak bardzo żył przeszłością i jak bardzo zmienił swoje nastawienie do życia i ludzi. Był gburem, a wcale nie chciał nim być i całym sobą zapragnął, żeby wrócił ten stary on.
To fakt, ale mamy szczęście, że nie pada — zauważył, bo był to jakiś plus. Zawsze mogli nie tylko zmarznąć ale i zmoknąć, a tego chyba żadne z nich nie chciało.
Wiem co pisałaś, ale w dalszym ciągu jesteś kobietą, a kobiety mają swoje gusta i dlatego... Zadziałamy w taki sposób, że przejdziemy się po sklepach i powiesz co chciałabyś dostać na święta od bliskich. A ja rozważę każdą opcję pod kątem tego, czy to jest to czego szukam — odparł i uśmiechnął się cwanie. Jego plan był prosty - Lottie miała pomyśleć co chciałaby dostać, dla niego miałoby to być sugestią, czego chciały kobiety na takie okazje. Bo niestety, dla Rhysa wymyślenie czegoś w ramach urodzin było o wiele prostsze niż w ramach świąt. Na urodziny mógł zabrać matkę do teatru, a siostrę do kina albo innego wesołego miasteczka, gdzie spędziliby razem czas. Jeśli zaś chodziło o święta, była to okoliczność w ramach której ciężko było się gdziekolwiek wybrać. To zaś wymagało zorganizowania tych nieszczęsnych pakunków — I od razu mówię, jeśli jednak nie znajdziemy niczego to... W ostateczności zainwestuję w jakieś symboliczne skarpetki ze świątecznym motywem, a tobie za fatygę stawiam kolację, może być? — dodał, gdy zmierzali spokojnie w jedną ze sklepowych alejek, na której roiło się od wszelkiej maści sklepów i butików.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte niewątpliwie należała do grona osób słownych. Dotrzymywanie składanych obietnic było u niej sprawą honoru, choć ten nie był tak wygórowany, jak miało to miejsce w przypadku męskiej części społeczeństwa. Jednocześnie nie lubiła zapewniać o czymkolwiek bez jakiegokolwiek pokrycia - również o sprawach błahych, pozornie nieistotnych.
Właśnie dlatego Rhys - tuż przed tym, jak ostatecznie zgodziła się na udzielenie mu pomocy w sprawie świątecznych zakupów - otrzymał długi monolog dotyczący tego, czemu była prawdopodobnie najgorszym ze wszystkich potencjalnych pomocników. Ponieważ jednak mężczyzna nie sprawiał wrażenia specjalnie przejętego, brunetka uległa. I zamierzała się ze swojego zadania wywiązać, nawet jeżeli na koniec dnia Rhys stwierdziłby, że miała rację i nie nadawała się do kupowania prezentów.
- Od kiedy szukasz powodów, by się ze mną spotkać? - zagaiła niespodziewanie, zaraz potem przykładając do ust krawędź kubka z gorącą jeszcze kawą o intensywnym, piernikowym aromacie. Ten zawsze kojarzył się jej ze świętami i atmosferą, która w całym roku nie miała sobie równych. Charlotte jednak nigdy nie mówiła o tym na głos. Dużo bardziej wolała po prostu się tymi drobnostkami pokroju korzennych ciasteczek czy grzanego wina cieszyć.
Wzrok Hughes mimowolnie powędrował w kierunku nieba - ciemnego, którego błękit skrywał się pod kłębami deszczowych chmur. Charlotte nigdy nie była zwolenniczką upałów. Dużo swobodniej i lepiej czuła się w aurze, która towarzyszyła im właśnie tego dnia, nawet jeżeli po wyjściu z galerii miałby złapać ich deszcz lub śnieg.
- Szczerze mówiąc, nie wiem, co chciałabym dostać. Ostatnio jakiś anonim przysłał mi farby i kubek. Nie mam pojęcia, kto to mógł być, ale to zdecydowanie trafiony prezent - streściła pokrótce, wciskając szalik do torebki. Jeżeli chodziło o zakupy same w sobie, to nie miała nic przeciwko. Ostatecznie bowiem pozostawała jedynie kobietą - czasami nadzwyczaj łasą na błyskotki, ozdoby i buty. - Hej, nie drwij ze świątecznych skarpetek. Skarpetki i sweterki z reniferami to bardzo trafione prezenty. Dorzuć do tego jakieś wino albo whisky i właściwie problem z głowy - ona na pewno ucieszyłaby się z takiego podarunku, nawet jeżeli świąteczne skarpetki nadawały się jedynie do chodzenia po domu, a alkoholu w mieszkaniu Joela nigdy nie brakowało.
- No dobra. Możemy zacząć od tego sklepu - zasugerowała, kiwając głową w kierunku jednego z większych szyldów w tej konkretnej alejce. Market z ozdobami wszelkiego sortu, dekoracjami do domu, naczyniami i artykułami domowymi brzmiał jak dobre miejsce do złapania jakiejś perełki. - Ostatecznie do każdej paczki możesz dorzucić komplet świeczek razem z podstawką - dodała, uprzedzając wszelkie pytania.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Od czasu jak zjadłaś ze mną pizzę. Potraktowałem to jak szansę na to, by pokazać, że nie jestem taki zły i... — urwał na moment, widząc że naprawdę ją to interesowało i zdawkowa odpowiedź nie mogłaby być wystarczająco satysfakcjonująca — Rany, naprawdę mam ci to tłumaczyć? Chcę cię poznać. Wydajesz się sympatyczna, miła i rozgarnięta, a mnie zżera ciekawość, czy bylibyśmy w stanie się polubić mimo pierwszych niekoniecznie udanych spotkań — wyjaśnił zgodnie z prawdą. I o ile był niemal pewny tego, że byłby w stanie obdarzyć sympatią Lottie, tak nie miał tej pewności czy działało to w dwie strony. Mimo to był w stanie zaryzykować i sprawdzić jak to będzie wyglądało w praktyce. Zwłaszcza, że nie zamierzał udawać kogoś kim nie był. Było to ich trzecie spotkanie i po raz trzeci był sobą, tyle że w tym lepszym wydaniu. A przynajmniej miał nadzieje, że tak to było odbierane.
W przeciwieństwie do niej nie spoglądał w niebo. Wolał nie wywoływać wilka z lasu i uciec czy prędzej do galerii. Nie miał nic przeciwko kaprysom pogody. Sam o wiele bardziej lubił chłodniejsze pory roku od tych upalnych, ale wszystko zależało od punktu widzenia, bo i deszcze miewał swoje minusy. Szczególnie w takie dni jak ten, gdzie wizja błądzenia po sklepach w przemoczonych ubraniach, nie mieściła się na liście jego pragnień.
No tak, twoja artystyczna natura na pewno daje o sobie znać przy takich okazjach — uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie ich ostatnią rozmowę, gdy przyznała że miała na siebie plan, którego ostatecznie nie zrealizowała. Niemniej dobrze było słyszeć, że nie porzuciła tego co lubiła na dobre i potrafiła w dalszym ciągu cieszyć się kwestiami z tym związanymi. Niektórzy przy porażce całkowicie oddalali się od swoich pasji i szukali innych, zupełnie nowych choć niekoniecznie trafionych — Wcale nie drwię ze świątecznych skarpetek. Możesz nie wierzyć ale mam z dwie pary w domu. Są urocze, ale nie na tyle, żebym chciał je ubierać i dlatego trzymam je tylko i wyłącznie z sentymentu — odparł rozbawiony kobiecym oburzeniem i szturchnął ją lekko ramieniem, żeby nie brała do siebie jego opinii o tego typu prezentach. Widząc jednak, że Lottie naprawdę wydawała się być zachwycona wizją otrzymania czegoś takiego, zaczął się zastanawiać nad tym, czy może faktycznie nie powinien był postawić na tego typu prostotę. Nie wspomniał jednak o tym głośno, bo to, że kręcił nosem miało swoje plusy. Spędzał z nią czas.
Artykuły domowe? Faktycznie okażesz się pomocna — siłą rzeczy, chociaż sam nie czuł się zielony w tego typu asortymencie, zakładał że jako kobieta miała większe obeznanie w tym, co mogłoby sprawić frajdę drugiej kobiecie. W końcu męskie gusta nijak miały się do kobiecych. Jemu wystarczyła zielona roślinka na parapecie, jakaś zapachowa świeczka, kilka garnków, zestaw naczyń i sztućców oraz podstawowy sprzęt, ale był tylko facetem i to wiedzącym, że kobiety miały więcej serca do strojenia mieszkań, a kuchnię w większości traktowały jak świętość, w której powinno znaleźć się więcej, niż on miał w swojej własnej — Świeczki akurat brałem pod uwagę. Wiesz, jakieś zapachowe, kolorowe. Może będą z motywem świątecznym dla urozmaicenia? — odparł i ruszył w stronę półek pełnych rozmaitych towarów. Było tego tyle, że jego umysł z trudem to wszystko przyswajał, dlatego swoje kroki skierował dalej, by zacząć poszukiwania od wspomnianych świeczek, które faktycznie mogłyby się okazać dobrym dodatkiem.
O zobacz... To chyba dobry początek? — wskazał na całą półkę fikuśnych ozdób w rozmaitych kształtach i o różnych zapachach — Jak myślisz, lepsze będzie jabłko z cynamonem, owoce leśne? Wanilia? — zagaił i podsunął jej pod nos dwie świeczki. Jedna wydawała mu się zbyt intensywna. Druga zbyt mdła. A w rzeczywistości dostrzegł w tych zakupach szansę na to, by poznać Lottie i jej gusta. Ot co, takie ciekawostki, o które głupio było po prostu pytać, by nie czuć się jak dzieci w piaskownicy dyskutujące o ulubionym kolorze łopatki.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Cień uśmiechu przemknął niemal niezauważalnie w kącikach kobiecych warg. Chociaż dotychczas Charlotte zdawała się być całkowicie pozbawiona pychy, to jednak wysłuchanie tak wielu miłych słów o swojej osobie było doznaniem niezwykle przyjemnym. Nie sądziła, że Rhys miał o niej tak dobre zdanie. Nie próbowała uchodzić za naczelną zołzę, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, jak trudno było mu do niej dotrzeć podczas ostatnich dwóch spotkań. Miał prawo myśleć o niej dużo gorzej. Zaskoczył ją.
- Ostatnie spotkanie nie było tak okropne. Chyba, że masz mi za złe to, że nazwałam Cię mięczakiem i to w tak bezpośredni sposób? - zagaiła pół żartem a pół serio.
Tamtego dnia nie planowała użycia tak wielu dosadnych, niekoniecznie miłych słów. Automatyzm działań i reakcji był bardzo prosty. Akcja budziła skutki, a kolejne zdania odpowiedź ze strony rozmówcy. Rhys chciał poznać jej zdanie na temat swojego zachowania, a więc wyraziła je - głośno i dosadnie, a więc tak, jak miała w zwyczaju robić zawsze. Wolałaby jednak, aby nie chował urazy. Lubiła wiedzieć, na czym dokładnie stała.
Charlotte nie potrafiła powstrzymać śmiechu - dźwięcznego i przyjemnego dla uszu - kiedy Rhys napomknął o skarpetkach ukrytych gdzieś na dnie szuflady.
- No tak. Co powiedzieliby znajomi, gdyby zobaczyli Cię w czerwonych skarpetach z reniferem lub Mikołajem? - rzuciła wesoło, choć podsycenie wypowiedzi ironią było aż nadto słyszalne. Hughes nigdy nie była typem kobiety, która głaskała po głowach wszystkich dookoła, martwiąc się o czyjekolwiek dobre samopoczucie. Była empatyczna, ale tylko w momentach kryzysowych - śmierć, utrata kogoś bliskiego czy niespodziewane odejście zwierzaka; to niewątpliwie były chwile, które zasługiwały na żal oraz smutek. Prześmiewcze podejście znajomych nie zaliczało się do tej grupy. Zawsze przecież można było znaleźć nowych przyjaciół. Miała nadzieję, że on w końcu to zrozumie.
- Dokładnie takie miałam na myśli. Są różne. Większe, najczęściej jakieś ozdobne albo komplet mniejszych wkładów, do których można dokupić podstawkę lub świecznik. Osobiście wolę tę drugą opcję. Paczka zazwyczaj zawiera trzy różne kolory, więc to fajne urozmaicenie, nawet jeżeli zapachy są utrzymane w podobnej tonacji - wyjaśniła krótko, przez chwilę zastanawiając się nad tym, czy powinna była wypić kawę ciurkiem, czy może zaryzykować i przekroczyć próg sklepu z kubkiem w dłoni. Drogocennego, smacznego napoju było jednak za dużo, by pozbyła się go na raz, dlatego... weszła.
- Jabłko z cynamonem pasuje do świąt. Wanilia jest zbyt mdła, czekolada tak samo. Osobiście najbardziej lubię te orzeźwiające; samo jabłko, pomarańcza albo właśnie owoce leśne - prowadząc swój dość mocno improwizowany wykład, wskazywała na kolejne paczki; różne odcienie zieleni połączone z zapachem jabłka, pomarańcz i żółć oraz fiolet i burgund w tych owocowych. - Teraz przyszły mi do głowy również kule do kąpieli. To fajna opcja, zwłaszcza dla kogoś, kto lubi godzinami siedzieć w wannie.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miał prawo, ale nie robił tego z jednego istotnego względu. Nie miał zwyczaju oceniać ludzi i myśleć o nich źle, jeśli nie miał ich okazji wystarczająco dobrze poznać. Wyrabianie sobie powierzchownych opinii było czymś czego nie tolerował, bo wychodził z założenia, że każdy powinien mieć szansę na to, by pokazać jakim jest człowiekiem. Charlotte może i sprawiała wrażenie naczelnej zołzy i kogoś zdystansowanego do zawierania nowych znajomości, ale miała też takie momenty, w których ujęła go swoją osobowością, dzięki czemu Rhys liczył na to, że z czasem zdoła poznać ją jeszcze lepiej, całkowicie zapominając o tym pierwszym, niezbyt pozytywnym wrażeniu jakie odniósł.
Za złe? Zwariowałaś? Dziewczyno, jestem ci wdzięczny za tą bezpośredniość i szczerość. Potrzebowałem tego i trochę żałuję, że padło na ciebie, ale... Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło — rzucił bez zastanowienia, bo taka była prawda. Jej szczerość i wyrażanie opinii wprost bez myślenia o tym, czy nie poczuje się urażony okazały się być tym bodźcem, którego brakowało w jego życiu. Z jego strony wszytko było więc w jak najlepszym porządku, a Lottie nie musiała się martwić tym, że mógł mieć jakiś żal, bo nie miał go w ogóle.
Pewnie przez resztę życia by mi to wytykali, ale pieprzyć to. Może zmienię tradycję i te święta spędzę w jednej z uszami renifera, a drugą z brodą mikołaja — zaśmiał się. Wyłapał ironię w jej głosie, ale nie przejął się tym. Zasłużył sobie i doskonale o tym wiedział, a Charlotte może i nie była tego świadoma, ale wytykanie mu miało swój plus. Nie pozwalało zapomnieć, że miał się wziąć w garść i zacząć żyć własnym życiem, według własnych zasad a nie czyiś. Ponadto cenił sobie szczerość i wolał usłyszeć najbrutalniejszą prawdę niż nic nie warte słowa.
Słuchał jej uważnie. Kiedy on kupował świeczki dla siebie, celował w jeden sprawdzony rodzaj, nie kusząc się o żadne nowe urozmaicenia, jednak wiedza i zdanie Charlotte robiły na nim wystarczająco duże wrażenie, by zechciał tu i teraz zagłębić się bardziej w temat i pokusić o coś innego, niż to do czego sam był przyzwyczajony na tyle, że zapachów już nawet nie czuł.
Dobra, czyli bierzemy owoce leśne... Jabłko z cynamonem i.... Niech będzie pomarańcza — zdecydował, upychając do koszyka sporą ilość świeczek zarówno w postaci wkładów jak i słoików, które jego zdaniem prezentowały się całkiem ładnie i oczywiście kierując się w wyborze zapachów gustem kobiety, licząc na to, że pokryje się on z tym, który miała jego matka i siostra.
Kolejne słowa brunetki wprawiły go w niemałą konsternację ale i zadowolenie. Wybierając się na zakupy byli przekonani, że nie potrafią wybierać prezentów, a obecnie wiele ułatwiała, rzucając kolejnymi pomysłami jak z rękawa.
Kule do kąpieli? O takim tworze jeszcze nie słyszałem... — zmarszczył lekko nos, licząc na to, że wyjaśni mu o co w tego typu bajerach chodziło bo on to jednak typowo potrzebował jedynie butelki żelu pod prysznic, szamponu i wody toaletowej. Nie moczył się godzinami, ogarniał co trzeba w ekspresowym tempie i na tym kończyło się jego zamiłowanie do przebywania w łazience.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Panna Hughes nie zastanawiała się - być może błędnie - czy Rhys wziął sobie jej słowa oraz uwagi do serca, czy może jednak skrupulatnie je ignorował, idąc w zaparte i będąc przekonanym o słuszności własnego postępowania. Brunetka doskonale wiedziała, jak łatwo można było ulec sugestiom innych osób, ale jednocześnie jak trudno było wydostać się z przytulnego kokonu dotychczasowych przyzwyczajeń.
- Mam rozumieć, że od teraz diametralnie zmieniasz swoje życie? - zagaiła z rozbawieniem, ale jednocześnie szczerym zainteresowaniem. Była ciekawa, jak Rhys zapatrywał się na jej rady. Nigdy nie uważała się za specjalistę w dziedzinie ludzkich zachowań - szczególnie tych stadnych - ale świadomość, że w jakimś stopniu przyczyniła się do polepszenia jego samopoczucia oraz samooceny była dziwnie miła. Najwidoczniej świąteczna atmosfera zaczynała działać na najwyższych obrotach i docierała nawet do zdystansowanego serca Charlotte Hughes.
- Słusznie. Znajomi niech żałują, że nie mają takich ciepłych skarpet i swetrów - zawyrokowała ostatecznie, wszystko kwitując śmiechem, którego intensywność zwróciła na nich uwagę przechodzącej obok kobiety z dzieckiem. Charlotte nie sprawiała jednak wrażenia jakkolwiek tym przejętej - z perspektywy czasu wiedziała, że to wspólne wyjście na zakupy było dobrym pomysłem. Co więcej - nawet brunetka zaczęła dostrzegać w tym szansę na lepsze zapoznanie się z osobowością mężczyzny; ten bowiem okazał się nie być tak bardzo gburowatym chamem, za jakiego miała go podczas pierwszego spotkania na plaży. Pozory potrafiły mylić, dlatego Lottie tym bardziej doceniała możliwość wyjścia z błędu.
Była zaskoczona, że tak po prostu jej zaufał, nawet jeżeli przedmiotem całej dyskusji były zapachowe świeczki. Z drugiej jednak strony zdążyła zauważyć, że Alderidge był typowym reprezentantem płci brzydkiej - niezbyt rozgarniętym i totalnie niezaznajomionym z bibelotami, którymi kobiety tak chętnie zawracały sobie głowy.
- No, kule do kąpieli. Musujące. Wiesz, wrzucasz sobie taką do wanny, a ona się rozpuszcza. Najczęściej zabarwiają wodę i mają przyjemny zapach, ale obecnie wiele ma też właściwości pokroju nawilżania skóry i tego typu bajery. Gdzie ty żyjesz? Pod jakimś kamieniem? - zagaiła, rozglądając się po sklepie w celu odnalezienia odpowiedniej alejki. - Jeżeli nie znajdziemy ich tutaj, wstąpimy do drogerii.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może nie diametralnie, ale zamierzam zacząć od jakiś małych kroków. Pierwszy to koniec z użalaniem się nad sobą i powrót do normalności. A co będzie dalej... Zobaczy się — nie chciał zbytnio wybiegać w przyszłość z planami na zmiany, jednak od czegoś musiał zacząć, a to wydawało się być idealnym początkiem. Zaakceptowanie tego, że życie potoczyło się w taki a nie inny sposób, nie szukanie winy po swojej stronie, nie gdybanie o tym co by było gdyby. Wierzył, że cała reszta przyjdzie sama, bo kluczem do tych zmian było jego nastawienie. Chęć zmienienia go zawdzięczał zaś bezpośredniej Charlotte, dlatego chętnie podzielił się z nią planami na nadchodzącą przyszłość.
Skarpet. Swetra do tej pory nie dostałem i podejrzewam, że się to nie zmieni — odparł, odrobinę ją poprawiając. Była to ta część garderoby, której nie gościł w swojej szafie. Nawet w dzieciństwie nie dostał żadnego fikuśnego, wełnianego swetra, który w najmłodszych latach mógłby być tym jednym i ulubionym.
Nie miało to jednak znaczenia, bo relacje z rodziną miał na tyle napięte, że nawet nie liczył na to, że mógłby cokolwiek w tym roku otrzymać, skoro nikt z nikim się nie umawiał, a jego pomysł obdarowania najbliższych był zwyczajną tradycją od której nie zamierzał odbiegać tylko i wyłącznie dlatego, że z roku na rok rodzinne relacje było coraz ciężej rozgryźć. Tym bardziej cieszyło go to wyjście, które ku jego zaskoczeniu przebiegało w wesołej atmosferze i pozwalało wyluzować i oderwać myśli od spraw, które zaprzątały mu głowę.
Zaufanie było jedną kwestią. Drugą był spryt w celu jej lepszego poznania. Naprawdę był ciekaw tego co lubiła i chłonął wszystko co mówiła jak gąbka, odnotowując sobie w głowie najdrobniejsze szczegóły. Nie tylko po to, by w przyszłości jej nie fatygować na kolejne świąteczne zakupowe szaleństwa, ale również po to, by wiedzieć co ona lubiła, gdyby jednak los zadecydował, że ich znajomość rozwinęłaby się do jakiejś stabilnej kumplowskiej granicy. Takie szczegóły były mało istotne, ale czasami bardzo pomocne.
Nie, nie żyję pod kamieniem — tym razem to on zwrócił uwagę innych osób głośnym śmiechem, którego nie potrafił stłumić widząc zaskoczenie Lottie — W domu mam prysznic, więc bajery do wanny w ogóle mnie nie interesują. Wystarczą mi podstawowy, bez tych wszystkich urozmaiceń z których wy korzystacie godzinami, odbierając nam szansę na szybkie doprowadzenie się do porządku — wyjaśnił z lekkim uśmiechem i wskazał na jeden z działów, niewielki ale pełny jakiś mydeł i innych szamponów — Zgaduję, że tam mamy szukać? — zapytał i ruszył za nią, po drodze upychając do koszyka jakieś papierowe torebki na prezenty.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nieznaczne kiwnięcia głową miały być wyrazem nie tyle zainteresowania, co uznania dla sposobu myślenia Rhysa. Charlotte nie miała w zwyczaju przypisywać sobie jakichkolwiek zasług, ale ten jeden raz wiedziała, że to jej słowa oraz liczne uwagi znacząco wpłynęły na postawę nowego znajomego.
- To dobry początek. Będę trzymać kciuki, aby wszystko poszło po Twojej myśli. Ewentualnie... będę Cię sprowadzać na ziemię, kiedy zaczniesz łamać postanowienia - brzmiało jak uczciwy deal, który ona była szczerze gotowa mu zaproponować. To, że Alderidge wielokrotnie wspomniał o możliwości kontynuowania tej dziwacznej znajomości sprawiło chyba, że również panna Hughes zaczęła brać pod uwagę tego typu możliwość. Nie była zbyt towarzyska, a grono jej przyjaciół było niezwykle małe, ale to nie oznaczało, że brunetka uważała samą siebie za osobę całkowicie aspołeczną. Lubiła kameralne przyjęcia czy wyjścia do kina lub na lunch, dlatego poszerzenie grupki znajomych nie stanowiło dla niej problemu - szczególnie, że Rhys okazał się naprawdę sympatycznym facetem.
- Nie masz świątecznego swetra? - tym razem nie udawała zaskoczonej. Była szczerze zszokowana, że szafa mężczyzny cierpiała na tego typu braki. I chociaż być może nie powinna czuć się uprawniona do zmiany tego stanu rzeczy, to jednak rozmawiali o świętach - czasie, który miał być przesycony uprzejmością i samymi ciepłymi uczuciami. - W takim razie idziemy do jakiegoś sklepu z ciuchami. Dostaniesz swój pierwszy w życiu świąteczny sweter - zawyrokowała krótko i nie zamierzała słuchać jakichkolwiek sprzeciwów. Choć staż ich znajomości był bardziej niż krótki, to jednak zrobienie mu tego typu prezentu nie stanowiło problemu; w końcu mieli pracować nad swoją relacją, a jedną z bardziej sprawdzonych zagrywek było wymienianie się prezentami - nie żeby liczyła na coś w zamian. Nie; chciała po prostu sprawić mu przyjemność.
- Hej, leżenie w wannie jest bardzo przyjemne. Szczególnie po całym dniu bieganiny w pracy - upomniała go, unosząc w jego kierunku wskazujący palec; gest ostrzeżenia, że nie powinien był z postawioną przez nią tezą dyskutować.
- Tak. Powiesz mi coś więcej o ludziach, dla których kupujemy to wszystko? Wolałabym nie popełnić gafy i nie zasugerować różowej kuli do kąpieli dla ojca lub brata - rzuciła mimochodem, nawet jeżeli dotychczas słyszała jedynie o mamie i siostrze. To było zastanawiające, zaś poruszony w ten sposób temat dawał okazję do zdobycia kolejnych informacji o sobie nawzajem - tym razem pod względem rodziny.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie powiem, skorzystam. Nie z tej propozycji, ale z sugestii że mogę liczyć na kolejne spotkanie — odparł, uśmiechając się ciepło. Doceniał to, że była gotowa sprowadzać go dalej na ziemię, ale jednak wolałby żeby ich znajomość była budowana na normalnych fundamentach. I jak sądził, Lottie również byłoby to na rękę.
Nie. Jestem w tym procencie ludzi, którzy się go nie dorobili — roześmiał się. Nie miał z tym problemu bo prawdopodobnie i tak wspomniany sweter trafiłby do szafy i już nigdy nie ujrzałby światła dziennego. Spoważniał jednak na kolejne słowa brunetki — Co takiego? Chcesz mi kupić świąteczny sweter? — spojrzał na nią z niedowierzaniem tak, jakby wyrosła jej druga głowa. Nie tego się spodziewał, a na pewno nie miał w planach sępić żadnych prezentów i siłą rzeczy poczuł się trochę zakłopotany, gdyż sam nic dla Lottie nie miał. Nic poza sporym słoikiem zapachowej świeczki, który upchnął dodatkowo do koszyka, by podarować jej chociaż to. Tak symbolicznie i w podziękowaniu za fatygę.
No nie wiem, ja w swojej pracy głównie siedzę. Fakt, odbija się to na kręgosłupie ale i tak prysznic wystarczy — odparł i pacnął ją dłonią w palec, który został w niego wymierzony. Zrobił to lekko ale wystarczająco dosadnie, by dać jej do zrozumienia, że tego typu dyskusje i przekomarzanki mogłyby mu się spodobać gdy każde miało swoje racje, przyzwyczajenia i koniec końców nie było trzeba się martwić, że wybuchnie na tym tle ogromna kłótnia.
Ojciec nie żyje — uprzedził z góry, bo tą jedną osobą nie musieli się kłopotać — Brat.... Cóż nie mieliśmy kontaktu od dawna, więc niespecjalnie biorę go pod uwagę. Co innego matka i siostra. Z matką mam napiętą relację. Nie potrafi przeboleć tego, że stoję murem za swoją siostrą i że jestem tatuażystą a nie wojskowym jak ojciec, albo jakimś lekarzem. Wiesz, kobieta jest starej daty i chyba żyje przekonaniem, że tatuuję przestępców i sam nim zostanę. Coś na zasadzie z kim się zadajesz takim się stajesz, bo przecież normalni ludzie nie robią sobie tatuaży — przewrócił oczami, bo nie był w stanie zliczyć ile razy tłumaczył matce, że to nie funkcjonowało na takiej zasadzie, jak chociażby trzydzieści, może czterdzieści lat wcześniej, gdzie faktycznie głównym odbiorcą usług jakie oferował byli szemrani ludzie.
Jeśli chodzi o siostrę to... Jesteśmy blisko. Też nie ma kolorowo, bo trochę się życie pogmatwało a ja nie wiem co robić, ale jeśli o nią chodzi to jestem przekonany że dobre będą jakieś kule poprawiające nastrój i rozweselające. O ile takie są? — dodał i zerknął na półkę choć myślami był przez moment przy siostrze, z którą nie miał kontaktu od tamtego feralnego wieczoru, kiedy mało nie doprowadziła go swoim stanem do zawału. Szybko jednak wrócił do rzeczywistości i uśmiechnął się do Lottie. Te krótkie zobrazowanie relacji rodzinnych może i brzmiało depresyjnie, ale jak na ironię przejmował się tym mniej, niż przed kilkunastoma dniami kwestią kumpli. Może po prostu przywykł? — Ewentualnie może... Nie wiem, jakieś olejki eteryczne? Z jakimś uspokajającym zapachem? Chociaż nie. Trochę za dużo, świeczki i olejki — jak szybko wpadł na ten pomysł, tak szybko uznał, że zapachów byłoby zdecydowanie za dużo.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte nie sądziła, że jej słowa mogłyby spotkać się z tak daleko idącym zaskoczeniem, ale owszem - zamierzała kupić mu świąteczny sweter, a nawet więcej; byłaby skłonna dorzucić skarpetki do kompletu.
- Owszem. Każdy szanujący się obywatel tego kraju musi mieć taki sweter - podsumowała treściwie, niemal od razu przywdziewając na twarz najgroźniejszy wyraz twarzy - w jej mniemaniu - jaki tylko posiadała w szerokim wachlarzu swoich min. Chociaż upominek tego typu mógł dawać złudne nadzieje na kontynuowanie i pogłębianie tej relacji, to Hughes była gotowa na ryzyko. W ostatnim czasie lista jej znajomych znacząco się skurczyła, a liczne obowiązki oraz wieczna nieobecność Joela dawały się jej we znaki. Stopniowo czuła się gotowa na powrót do rzeczywistości; czasami skomplikowanej i nie zawsze wesołej, ale jednak tej, w którym można było znaleźć miejsce dla rodziny oraz przyjaciół. Ponadto wiedziała, że tego typu relacja pomogłaby również Rhysowi, zważywszy na fakt, że pozbywał się tych starych, szukających powodu do żartów kumpli.
- Przepraszam. Nie chciałam... - podjęła, momentalnie poważniejąc. Czasami zapominała o tym, z jak wieloma tragediami zmagali się ludzie. Lub może zwyczajnie chciała zapomnieć? Doznała wielu krzywd, jednocześnie obserwując te, z którymi musieli mierzyć się najbliżsi z otoczenia ofiar, nad sprawami których pracowała. Zabieranie tego do domu oraz do grona przyjaciół mogłoby mieć różnorakie skutki, dlatego Charlotte ze wszystkich sił próbowała się jakoś zdystansować. Najwidoczniej jednak wciąż brakowało jej wprawy oraz wyczucia.
- Raczej nie ma, ale... zrelaksuje się, a to już jakiś krok w kierunku bycia weselszą? - zasugerowała, zerkając na Rhysa kątem oka. Nie wiedziała, co mogła powiedzieć w temacie jego rodziny. Nie czuła się specjalistką. Sama przecież od tygodni zastanawiała się nad tym, co takiego wydarzyło się między jedną z sióstr a ojcem, a co sprawiło, że Sao rzuciła robotę w rodzinnej firmie. Nikt jej o niczym nie mówił, dlatego czuła się odsunięta i zapomniana, ale jednocześnie niekoniecznie upoważniona do tego, by w bezpośredni sposób pytać. - Dobrze, że trzymasz stronę siostry. Ja ze swoim rodzeństwem rozmawiam raz na jakiś czas. Z rodzicami zresztą też - wyznała po krótkiej chwili, uznając to za sprawiedliwy układ; on się zwierzył, więc też powinna. Z drugiej jednak strony poczuła ulgę, mogąc wyrzucić z siebie to, co od jakiegoś czasu nie dawało jej spokoju.
- Zawsze możesz jej sprawić cały komplet przyborów do kąpieli. Wiesz, kula, żele, olejki, jakiś miękki ręcznik i puchaty szlafrok. To nigdy się nie zmarnuje, a zawsze się przyda - zaproponowała nieco weselej. Niespodziewanie wybieranie prezentów stało się dobrą alternatywą.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ok, to brzmi jak wystarczająco dobry argument na to, żebym się zgodził ale nie myśl, że ty wrócisz do domu bez upominku — mruknął stanowczo i odruchowo sprzedał Lottie lekkiego pstryczka w nos, zanim zaczęła jakkolwiek protestować. Był skłonny zgodzić się na ten sweter, ale nie zamierzał jedynie brać i chciał dać coś od siebie. Zwłaszcza, że zasłużyła jak mało kto. Nie dlatego, że była nową znajomą, której sympatię trzeba było sobie trochę przekupić, ale tym, że będąc tą nową znajomą dzielnie znosiła jego pierwsze humorki, udzieliła kilku dobrych rad od serca, a ostatecznie dała jeszcze jedną szansę i wykazała się pomocą. To wszystko zobowiązywało, bo nie musiała robić niczego. Zrobiła jednak i Rhys... Cóż, wiedział że tamten dzień, kiedy się poznali był ostatecznie dobry, bo przyniósł do jego życia kogoś, kto z pewnością miał dobre serce i kto pokazał mu, że czasami warto wpuścić w swoje życie pewne zmiany. A takimi właśnie ludźmi chciał się otaczać. I to nie tak, że wymianę prezentami postrzegał jako pewnik dla tej relacji. Wiedział, że była ona na takim etapie, że w każdej chwili mogła dobiec końca. Ważne było jednak to, że pozostawiłaby po sobie miłe wspomnienia, nawet jeśli byłaby jedną z tych krótkich. Czasami lepiej uśmiechnąć się na wspomnienie kogoś, kto pojawił się przelotem niż żyć kolejnymi negatywnymi emocjami.
Daj spokój. Nie mogłaś wiedzieć — odparł. Nie chciał by czuła, że palnęła coś głupiego. Co jak co, ze śmiercią ojca był pogodzony. Nie rozpaczał i zdawał sobie sprawę z faktu, że taka była kolej rzeczy. Jednego dnia ktoś żył, kolejnego mógł umrzeć. Jeśli nie przez wiek, to nagłą chorobę lub wypadek. Jasne, takie odejścia bolały, zwłaszcza jak chodziło o bliskie osoby, ale w życiu Rhysa w tamtym okresie nałożyło się więcej nieszczęść, co też wzbudziło w nim pewnego rodzaju znieczulicę, pozwalającą znieść to wszystko w łatwiejszy sposób — Uznajmy, że tematu nie było — dodał, uśmiechając się ciepło do brunetki. Nie było sensu roztrząsać i się przejmować, a już na pewno dyskutować o depresyjnych tematach, kiedy mimo wszystko nastroje im dopisywały a spotkanie do tej pory okazywało się być całkiem przyjemne i udane.
To fakt. Wiesz, ostatnio ma ciężki okres. Poza tym pracuje w szpitalu, traci czasem pacjentów i nie pomaga jej to w żaden sposób doprowadzić się do porządku. Może taka chwila relaksu zdziała minimalne cuda — wyjaśnił, nie chcąc zbytnio wnikać w temat, bo nie sądził by Posy była zachwycona tym, że rozmawiał o jej problemach z kimkolwiek. Niemniej, chciał choć trochę zobrazować sytuację Charlotte, by wiedziała, że nie chodziło o jakiś chwilowy dołek, ale poważniejsze kwestie. To może pomogłoby jej podjąć ostateczną decyzję odnośnie tego, czy taki prezent mógł cokolwiek zdziałać.
Typowa dorosłość. Nagle wszystko się zmienia i nie jest tak kolorowo, jak było kiedy byliśmy dzieciakami... — westchnął. Zastanawiał się, ilu ludzi na świecie w dorosłym życiu mogło powiedzieć, że relacje z rodziną wciąż były idealne, a ilu tak jak w jego przypadku, a jak sądził również w przypadku Lottie, mogło w jakimś stopniu podpisać się pod stwierdzeniem, że z rodziną najlepiej na zdjęciach.
Kiedy przedstawiła mu pomysł na cały prezent, nie mógł się powstrzymać od krótkiego objęcia jej drobnej sylwetki ramieniem i dociśnięcia do swojego boku jak starą dobrą znajomą czy inną dobrą przyjaciółkę. Trwało to sekundy, ale dosadnie wyrażało jak bardzo doceniał to, że przyszła z nim do galerii i rzucała kolejnymi propozycjami — Jesteś genialna. Wybierz te kule i jakieś olejki, żele a ja zobaczę te ręczniki. Potem wybierzemy jakiś szlafrok dla niej i dla mojej matki i pójdziemy dalej, robić prezenty sobie — rzucił wesoło. Jej przypadły kwestie zapachowe. Na pewno wiedziała lepiej od niego, jak podobierać wszystko, żeby nie stworzyło okrutnej mieszanki, tylko taką, która naprawdę mogłaby zrelaksować każdą kobietę. On zaś wolał zająć się tym, co nie wymagało aż takiego obeznania. No chyba, że rozmiar szlafroka, ale to nie mogło być trudne. Znał siostrę, jej sylwetkę. Wierzył własnemu oku, które jakby nie patrzeć było wprawione, bo musiało ze względów zawodowych.
Kiedy więc uporali się ze wszystkim i wypełnili koszyk zakupowy po same brzegi, ruszyli do kasy, gdzie uregulował należność za wszystkie babskie bajery i w pełni zadowolony z dokonanych wyborów uśmiechnął się do Lottie, kiedy opuszczali sklep i znaleźli się na sklepowych alejkach — To co? Gdzie szukamy tego fikuśnego swetra? — zagaił, rozglądając się po sklepach pełnych ubrań. Część z nich z góry skreślił z listy potencjalnych miejsc do odwiedzenia, wiedząc że oferowały towar w kosmicznych cenach, ale było kilka butików, którym chyba mogli poświęcić uwagę.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nieznaczne machnięcie dłonią miało być jednoznacznym, dosadnym sygnałem sugerującym, że Charlotte nie oczekiwała rekompensaty. Pomysł kupienia Rhysowi prezentu w postaci świątecznego sweterka pojawił się w jej głowie zupełnie spontanicznie i zdecydowanie nie miał na celu zmusić mężczyzny do szybkiego zrewanżowania się. Właściwie Hughes poczuła się głupio; nie chciała, by postrzegał jej sugestię w ten konkretny sposób.
Niespodziewanie więc nawet kwestia jego rodziny jawiła się jako temat dużo ciekawszy i najzwyczajniej w świecie wygodniejszy, co samo w sobie brzmiało dość absurdalnie - chodziło przecież o prywatne sprawy, których Charlotte nie zwykła poruszać bez potrzeby.
- Jasne - przytaknęła krótko, czując zarówno ulgę, jak i współczucie. Nie sądziła, że jego rodzinne koligacje były tak skomplikowane i nijak współgrały ze świąteczną atmosferą, o którą zadbali właściciele poszczególnych sklepów, gdy wystawy i wnętrza mieniły się czerwienią, zielenią oraz wesoło migoczącymi lampkami.
- Jest lekarzem? - zagaiła, nie kryjąc zainteresowania tym, w czym dokładnie specjalizowała się siostra mężczyzny. Nie, żeby miało to jakiekolwiek znaczenie. Chciała zrobić rozeznanie, nawet jeżeli takowe miałoby się jej do niczego nie przydać. - To prawda. Nagle każdy ma swoje sprawy, a cudem jest znalezienie czasu raz w tygodniu, by pojawić się na rodzinnym obiedzie - podsumowała, kiwając głową. Może odrobinę przesadzała, jednak w jej rodzinie mniej więcej tak to wyglądało. Cotygodniowe spotkania u rodziców już dawno stały się przeszłością, a napięte relacje Sao i ojca jedynie pogłębiły dystans, którego Charlotte zwyczajnie nie rozumiała. Była tym zmęczona i trzymała się na uboczu, nawet jeżeli w rzeczywistości była gotowa pomóc - gdyby tylko ktokolwiek o to poprosił.
- Ok... okej. Nie sądziłam, że akcesoria do kąpieli wzbudzą w Tobie taki entuzjazm - zawyrokowała z zaskoczeniem, ale i rozbawieniem odmalowanym na twarzy. Nie spodziewała się po nim reakcji tego typu, ale mimo to posłusznie wrzuciła do koszyka poszczególne rzeczy; te, które wydawały się jej odpowiednie, uniwersalne, ale również takie, które po prostu przypadły jej do gustu.
- Możemy... zacząć tam - zaproponowała, wskazując na sklep znajdujący się po drugiej stronie alejki. Asortyment był zawsze tak samo szeroki i ciekawy, a ceny nie zwalały z nóg, dlatego wydawało się to być sensowną opcją; zwłaszcza że na wystawie dostrzegła naprawdę uroczy, czerwony sweter z reniferem.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może i nie oczekiwała, ale on był zbyt uparty, by nie dać czegoś od siebie. Bez względu na to, czy miałby inwestować biorąc pod uwagę kobiece sugestie odnośnie tego co mogłaby zechcieć otrzymać, czy miałby jednak celować w ciemno. Nie chciał przy tym, by myślała że traktował to jako rewanż. Nic z tych rzeczy. Dla niego był to po prostu zwykły, miły gest do którego chciał się posunąć bez względu na wszystko. Nawet jeśli nie dostałby żadnego swetra, czy nawet głupiego kubka na kawę.
Rezydentką na chirurgii urazowej. Wcześniej była w wojsku. W jakimś stopniu poszła w ślady ojca. Wyjechała na misję, potem życie się pogmatwało i skończyła na tej rezydenturze — wyjaśnił. Wojsko w jego rodzinie było nieodłącznym elementem codzienności przez wiele lat. Pierw ojciec, potem Jose. On sam nie chciał się w to mieszać, bo w ogóle go to nie kręciło. Poszedł własną drogą i nie żałował, nawet jeśli ostatecznie miało to swoje konsekwencje odbijające się na relacjach rodzinnych — To racja. Sam jakiś czas zastanawiałem się nad tym, czy nie zainicjować takiego spotkania. Raz, drugi, trzeci i w końcu stałoby się tradycją. Wszyscy by wiedzieli, że ten jeden dzień w tygodniu należy poświęcić rodzinie. Ale wiesz co? Jak dłużej o tym myślałem to uznałem, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu, że każdy żyje swoim życiem, unikami niezręcznych sytuacji, humorków których nie jesteśmy w stanie zrozumieć i mamy święty spokój — być może było to niesprawiedliwe podejście, wskazujące na wygodę, ale Rhys nie miał zwyczaju wciskać się na siłę tam gdzie go nie chcieli. Jednocześnie nie chciał nikogo zmuszać do tego, by go odwiedzano. Nie mógł powiedzieć, że było mu z tym dobrze, bo wcale nie było, ale wolał ten dystans, niż ciągłe awantury o wszystko i o nic i nieustanne zmęczenie wynikające z faktu, że w jedno popołudnie nie sposób było nadgonić zaległości z codzienności najbliższych osób.
No widzisz, ja nie sądziłem że wyjdziemy stąd z czymś lepszym niż kilka paczek czekoladek i pierników, które pewnie bym kupił, gdybym przyjechał tu sam — odparł wesoło. Nie był mistrzem w robieniu prezentów. Ona jak wspominała również nie, ale rzeczywistość pokazała, że radziła sobie w tym temacie o wiele lepiej niż Rhys. Doceniał to, w związku z czym nie zamierzał kryć swojego zadowolenia, bo pierwszy raz od dawna, mógł zaskoczyć swoją rodzinę jakimś nowym prezentem, którego pewnie ani matka, ani siostra się po nim nie spodziewały.
Więc chodźmy. W dalszym ciągu zdaję się na twój gust — zgodził się i ruszył za Lottie w stronę wybranego przez nią sklepu. Zatrzymując się przy witrynie, rzucił okiem na świąteczne swetry, w które ubrane były manekiny, ale nie odezwał się słowem. Chciała mu robić prezenty, więc wybór pozostawiał brunetce — Więc? Szukamy czegoś konkretnego? — zapytał, bo jakby nie było, nie wiedział co właściwie rozumiała przez świąteczny sweter. Czy chodziło jej o coś tematycznego, czy po prostu ciepłego, ładnego i wygodnego. — W ogóle, ciągam cię po tych sklepach a nawet nie zapytałem czy nie masz żadnych dodatkowych planów. Bo jeśli nie to... — urwał i rozmasował dłonią kark, zerkając to na ubrania rozwieszone na wieszakach i ułożone na regałach, to na Lottie —... to może dasz się zaprosić jeszcze na jakieś grzane wino? Ciastko albo szybką kolację? — zasugerował dość niepewnie, po cichu licząc na to, że się zgodzi ale jednocześnie nie nastawiając się na to, że ten miły dzień mógłby zostać przedłużony. Przecież jak każdy miała na pewno swoje sprawy, zwłaszcza że wielkimi krokami zbliżały się święta.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nieznaczne kiwnięcia głową - to właśnie na taką reakcję Rhys mógł po raz kolejny liczyć. Chociaż Charlotte bardzo chciała dodać coś więcej, to jednak nigdy nie była zwolenniczką układania słów w piękne frazy. Domyślała się, że rodzinne interesy działały na różnych zasadach; w jednej rodzinie dzieciaki dziedziczyły fortunę i imperium stworzone przez rodziców, w drugich miały iść w zawodowe ślady rodzicieli, a w jeszcze innych miały po prostu wolny wybór.
- Cóż, wszystko ma swoje jasne i ciemne strony. Ja tęsknię za czasami, kiedy byliśmy... naprawdę blisko, ale jednocześnie mam wrażenie, że kiedy zainicjuję jedno, drugie i dziesiąte spotkanie, to odbiorą to jako narzucanie się. A to wcale nie tak, że nie mam własnego życia. Po prostu... chciałabym wiedzieć, co się dzieje w tym ich - wyjaśniła pokrótce, mając przeczucie, że Rhys byłby w stanie to zrozumieć. Nie wiedziała, skąd owa pewność pochodziła, ale funkcjonowała i była silna na tyle, że Hughes zdecydowała się na to, by podzielić się z nowym znajomym swoimi przemyśleniami. To z kolei było swego rodzaju oznaką zaufania, którego przecież nie okazywała każdemu. I wcale nie chodziło o rewanż za szczerość, na jaką zdobył się on.
- Raczej nie. To znaczy... nadruk, naszycie albo jakaś świąteczna wstawka to coś obowiązkowego. Wiesz, renifer na samym środku klatki piersiowej albo śnieżynki przy rękawach? - zasugerowała, chcąc w ten sposób wybadać, co wolał Rhys; czy motyw, który niemal krzyczał o tym, że były święta, czy może jednak coś stonowanego. - Ten czerwony z wystawy był naprawdę ładny. Ale granatowy z płatkami śniegu też się nada. Chyba nawet pasowałby do Ciebie bardziej - zdążyła zauważyć, że mężczyzna lubował się w nieco ciemniejszych barwach ubrań. Nie było w tym niczego złego. Na co dzień nosiła się podobnie - to było dużo bardziej praktyczne. - Kolacja brzmi w porządku. Zakupy bywają męczące. Niedaleko galerii jest całkiem niezła knajpka - zaproponowała, przeglądając wieszaki z typowo świątecznymi ubraniami. Nie brakowało na nim bluzek, swetrów, ale także piżam, co Charlotte uznała za całkiem urocze.

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”