WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- Bywają gorsze dni, ale to normalne. Jestem pod kontrolą lekarza, nie dzieje się nic złego, więc... jest dobrze - zapewniła z uśmiechem, który miał być niemym podziękowaniem za jego troskę. Chociaż o jej ciąży wiedziała zaledwie garstka osób, to jednak zachodzące w kobiecym ciele zmiany były dla samej zainteresowanej coraz bardziej widoczne. Wiedziała, że nie istniał sposób, by w nieskończoność ukrywać się przed światem, nawet jeżeli dotychczas materiały zwiewnych sukienek dobrze sprawdzały się w roli peleryny niewidki. Chyba wciąż nie czuła się w stu procentach gotowa na to, by podzielić się tą nowiną ze światem.
- Ale trochę umniejsza twojej atrakcyjności - westchnęła z przekorą, kiedy Rhys w tak bagatelizujący sposób podszedł do kwestii poniesionych obrażeń. Martwiła się o niego. O to, że z jego otoczenia zniknęło tak dużo osób, że znów pojawił się na torze, że wplątał się w sprawy jakiejś znajomej i jej najwidoczniej niekoniecznie normalnego faceta. Nie chciała, by narobił sobie kłopotów tylko dlatego, że miał dobre serce, nawet jeżeli ta jedna cecha wydawała się być u nich wspólna i nie powinna mieć pretensji.
I nie miała. Po prostu nie chciała, by się narażał.
- Roślinka to dobry pomysł. Albo chociaż wazon na jakiś bukiet z pobliskiego marketu - przyznała z uznaniem, rozglądając się dookoła. Puste ściany i same meble nie tworzyły nastroju, który mógłby poprawić ich samopoczucie i przy okazji podnieść jakość pracy, dlatego Charlotte z pewnością byłaby skłonna dołożyć swoje trzy grosze do wystroju dzielonego gabinetu. - Mogą być naleśniki. Z kurczakiem i warzywami. I ten sos czosnkowy. Dawno u nich nie jadłam - westchnęła przeciągle w rozmarzeniu i uświadamiając sobie, że w gruncie rzeczy była naprawdę głodna, dlatego dała Rhysowi kilka minut na wykonanie telefonu i złożenie odpowiedniego zamówienia, podczas gdy sama kilkukrotnie rozejrzała się po pomieszczeniu, które miało pełnić funkcję ich wspólnego gabinetu.
- Więc? Powiesz, co się wydarzyło u Blake'a? - zagaiła z uśmiechem, choć temat wcale do grona wesołych nie należał. Nie miała pojęcia, co tak bardzo ich poróżniło, bo otrzymane od Rhysa wiadomości były bardzo chaotyczne. Sam Griffith nie sprawiał wrażenia chętnego do rozmowy na ten temat, a ona nie lubiła naciskać. Gdyby Rhys stwierdził, że nie miał ochoty o tym mówić, pewnie też by odpuściła. Ostatecznie to przecież była sprawa między nimi.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cieszę się, naprawdę — przyznał. To, że wszystko było w porządku i nie działo się nic złego, trochę podniosło go na duchu. Skłamałby mówiąc, że nie obawiał się, że jego wybryk i spotkanie z kumplem, w skutek którego Charlotte oberwała słownym rykoszetem, nie wpłynęłoby na jej samopoczucie. Nie powinna się denerwować w ciąży, a on jak skończony idiota dołożył swoją cegiełkę, do tych nerwów, z którymi i tak już się zmagała.
Tak? A ja myślałem, że laski lecą na facetów z obrażeniami wojennymi — westchnął w udawanym rozczarowaniu. W rzeczywistości nie przykładał do tego większej uwagi. I tak nie miał czasu na randki. Nawet dobrej kandydatki brakowało, więc nie zamierzał ubolewać nad tym, że kilka siniaków umniejszało jego atrakcyjności. Przynajmniej mógł w spokoju czekać na dzień, kiedy całkowicie znikną, nie martwiąc się o to, że jakaś super laska stwierdzi, że przez nie trzeba go omijać szerokim łukiem.
Coś wykombinujesz. Miejsca jest sporo, więc możesz się tu urządzić jak chcesz. I tak więcej czasu spędzam na głównej sali — wskazał ruchem dłoni na drzwi, za którymi mieściło się główne pomieszczenie, gdzie całe godziny wisiał nad klientami, przyozdabiając ich skóry o kolejne wzory i mając oko na praktykanta, którego zdecydował się zgarnąć, by ten mógł szlifować swój talent pod jego czujnym okiem. Tatuować ludzi jeszcze mu nie pozwalał, ale pilnował, żeby dzieciak się czegoś nauczył i w końcu dostał swojego pierwszego klienta.
Sos czosnkowy robią coraz lepszy. Nie pożałujesz — stwierdził i sięgnął po telefon. Wykręcił numer do knajpki z najlepszymi naleśnikami w mieście i złożył zamówienie, na które mieli poczekać niespełna pół godziny. Wystarczyło, żeby Lottie mogła się rozeznać w tym, jak zorganizował wszystko w gabinecie, w którym miała spędzać więcej czasu niż on.
Nie daliśmy sobie po mordzie, a to już coś — odparł ze śmiechem. To naprawdę był sukces, bo w pewnym momencie czuł, że do rękoczynów mogło dojść. Na szczęście się ulotnił, zanim sprawy nie zabrnęły za daleko i chociaż w tym próbował się doszukać jakiegoś pozytywu. Gdyby dali sobie po mordzie, szanse na pogodzenie się prędzej czy później spadłyby do zera. — Blake sądzi, że mi na tobie zależy — wyjaśnił, kładąc nacisk na ostatnie słowo, by zrozumiała jego dosłowny sens. —Do tego stopnia, że kazał mi się zająć własnymi sprawami, zanim kolejna laska, na której zacznie mi zależeć, nie prześpi się z innym — dodał, krzywiąc się. To był cios poniżej pasa, zważywszy na to, że to iż była puściła się z innym i obecnie zakładała rodzinę, swego czasu Rhysa dosadnie dotknęło. — Problem w tym, że nie wiem, skąd takie wnioski. Bo jasne, zależy mi na tobie, ale kurwa.... Jak na przyjaciółce. Dlatego wtedy na niego naskoczyłem. Początkowo nie chciałem o tobie wspominać. On zaczął opowiadać o wpadce, o aborcji i tak dalej, ja udawałem, że nie wiem o kogo chodzi i chciałem się dowiedzieć, czemu tak egoistycznie podszedł do tematu. W końcu szlag mnie trafił. Kazałem mu się wziąć w garść, bo to on powinien z tobą chodzić po lekarzach, nie ja. Wylałem na niego trochę wiadra pomyj i cóż... — urwał na moment, uśmiechając się krzywo pod nosem. To co wyprawiali z Blakiem, było żałosne. Znali się od lat, a przepychali się jak dwójka gówniarzy, która za nic nie chciała dojść do porozumienia i patrzyła na to, jak drugiemu bardziej dokopać. — Nie zdążyliśmy ani wypić piwa, ani zjeść pizzy — podsumował, kręcąc głową,

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- Na łobuzów. Może odrobinkę, ale nie na skłonnych do bójek chuliganów - wyjaśniła drobną różnicę, całość wypowiedzi kwitując cichym śmiechem. Tak jak on martwił się o nią, przebieg ciąży i zdrowie dziecka, tak ona troszczyła się o niego. Fakt, że ich sytuacje znacząco się od siebie różniły, również miał znaczący wpływ na kobiece nastawienie. Ona musiała dbać o siebie nie tyle z powodu egoizmu, co właśnie przez wzgląd na dobro dziecka. Rhys nie musiał patrzeć na tego typu aspekty, mógł robić, co chciał i czuć względną swobodę. Względną, bo przecież w rzeczywistości również miał osoby, które pragnęły, by na siebie uważał. Charlotte należała do tego grona, o czym on nie powinien był zapominać.
Lottie zajęła miejsce za biurkiem, zaglądając do wszystkich jego szuflad w momencie, kiedy Rhys składał zamówienie na obiad. Oczami wyobraźni widziała już poszczególne elementy wystroju, który określiłaby mianem nieco kobiecego i niezwykle przytulnego. Chyba obydwoje potrzebowali domowego pierwiastka, dlatego wybór roślinek zdawał się być pierwszą rzeczą do załatwienia, choć w kobiecej głowie pojawiła się już cała lista potrzebnych rzeczy.
Nie zdążyła jednak jej stworzyć, bo przyjaciel niespodziewanie podjął temat, który - być może niesłusznie - niezwykle ją ciekawił.
- Może wtedy emocje szybciej by opadły? - zasugerowała z przekorą, która jasno dawała do zrozumienia, że ona również cieszyła się z takiego obrotu spraw. Żarty jednak szybko się skończyły, bo temat - mimo wszystko - był poważny. Charlotte nie chciała, by konflikt między Blake'm a Rhysem urósł do tego stopnia. Ba - żeby w ogóle miał miejsce.
Wspierając łokcie o blat biurka, zatrzymała wzrok na wysokości oczu przyjaciela.
- I co z tego, że ci zależy? - mruknęła, prawdopodobnie nieco za szybko wchodząc mu w zdanie. Dla niej był to raczej kiepski powód do wszczęcia awantury, ale osłabione upałem szare komórki w końcu połączyły wątki. - Blake... był zazdrosny? - zagaiła, unosząc brew. Nie miała pojęcia, czy dobrze zinterpretowała to, co Rhys próbował jej powiedzieć i czy wysnute w ten sposób wnioski były odpowiednie, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że myśl o zazdrosnym Blake'u intensywnie nie połechtała jej ego.
- Przykro mi. Nie sądziłam, że przeze mnie... tyle się wydarzy - westchnęła przeciągle, kręcąc głową w dezaprobacie dla własnych zachowań i decyzji. Gdyby radziła sobie z problemami sama tak jak próbowała udowodnić to światu, to całego tego zamieszania po prostu by nie było, a panowie zjedliby pizzę, upili się piwem lub czymś mocniejszym i wciąż byliby dobrymi przyjaciółmi. - Może... mogę jakoś pomóc? Porozmawiam z nim, przekonam go, że nie miałeś złych zamiarów - zaproponowała, spoglądając na Rhysa niemal wyczekująco.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wolę tego nie sprawdzać. To nie zawsze jest dobre wyjście — odparł z lekkim uśmiechem. Czasami faktycznie warto było dać sobie z kimś po mordzie, żeby wyjaśnić kilka spraw, ale niektóre sprawy były takie, że przemoc mogłaby jedynie pogorszyć już i tak kiepski stan rzeczy. A czy tak się stanie w przypadku nieporozumienia z Blakiem, sprawdzać nie chciał. Z dwojga złego wolał te ciche dni i wielkiego obustronnego focha, niż niekończącą się nienawiść.
Nie jestem pewny, czy chodzi o zazdrość. Cholera, ciężko jest mi go rozgryźć. Myślałem, że go znam, ale okazuje się, że wcale tak nie jest. Początkowo myślałem, że chodzi o zazdrość, ale im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej zaczęło do mnie docierać, że wściekł się nie z zazdrości, a przez to, że wypomniałem mu, że zawalił sprawę. Przyznałem wprost, że jesteś kimś dla mnie bliskim i chyba poczuł się... Zdradzony? Wiesz, zamiast stanąć po jego stronie, poklepać po ramieniu i mruknąć, że dobrze zrobił, murem stanąłem za tobą i dzieckiem — westchnął. Blake mógł to zrozumieć opacznie i pomyśleć, że między Lottie i Rhysem coś jest, ale ostatecznie nie zachował się jak typowy zazdrosny facet, a koleś, na którego kumpel się wypiął, nawet nie próbując zrozumieć jego punktu widzenia. Efektem tego była słowna przepychanka i eskalujące nieporozumienie, którego obecnie nie potrafili i nie chcieli pogrzebać, by wszystko w ich znajomości wróciło na właściwe tory. — Wydaje mi się, że odebrał to wszystko jako pretensje i dlatego nawiązał do mojej byłej. Jak zacząłem remont studia, wspominałem mu o tobie. Mówiłem, że jest laska z którą chętnie bym się umówił, że cię zatrudnię i... — skrzywił się. Co miał w głowie, gdy patrzył na Lottie w ten sposób? Nie wiedział. Czemu wspomniał o niej kumplowi? Nie miał pojęcia. Gdyby wtedy wiedział, że zrobi się takie zamieszanie, trzymałby mordę na kłódkę. — Faktycznie mógł pomyśleć, że jestem na niego wkurwiony, nie o to jak cię potraktował, ale o to, że z tobą spał — dodał. Punkt widzenia zależał od punktu siedzenia, a w oczach Blake'a to Rhys mógł wyjść na zazdrosnego frustrata, którym wcale nie był, tylko dlatego, że wszystko poukładało się tak a nie inaczej i pozwalało wysnuć pochopne wnioski;
Daj spokój. Też nie jestem bez winy. Powinienem odpuścić to spotkanie, jak zrozumiałem, że to on jest ojcem — stwierdził. Mógł pod byle pretekstem odpuścić i jakiś czas unikać kumpla, jednocześnie informując Lottie o tym, że go znał. Zamiast tego podjął nie do końca przemyślaną decyzję, która pociągnęła za sobą konsekwencje. — Nie. Nie róbmy większego zamieszania. Wścieknie się jeszcze bardziej, jak teraz ty zaczniesz ingerować w nasze sprawy, tak jak ja wtrąciłem się w wasze — zaprotestował. W innych okolicznościach drobna interwencja Charlotte mogłaby pomóc, ale w takich wolał nie ryzykować. Musiał to załatwić sam. — Powiedz mi lepiej, czy się dogadaliście — dodał. Chciał wiedzieć, jak to wszystko teraz wyglądało między Lottie i Blakiem. Czy się dogadali czy wręcz przeciwnie, wciąż nie potrafili odnaleźć wspólnej płaszczyzny.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Mnogość możliwości interpretacji zachowania Blake'a była niemal przytłaczająca. Charlotte naprawdę nie miała ani ochoty, ani siły na to, by znów analizować sytuację, którą sprowokowała zupełnym przypadkiem a która ciągnęła za sobą tak różnorakie, nieprzyjemne konsekwencje. Nigdy nie zamierzała wchodzić między Blake'a a Rhysa. Nigdy nie planowała stać się kością niezgody. Nigdy nie sądziła, że jej własne życie mogłoby się tak mocno skomplikować przez kilka pozornie niewiele znaczących nocy.
Westchnęła, kiwając głową.
- Doceniam to, że stanąłeś po mojej stronie. Naprawdę - odparła z uśmiechem, choć i temu gestowi daleko było do czysto pozytywnego. Przez maskę wdzięczności przebijał się smutek spowodowany tym, że taki wybór stron w ogóle zaistniał i skomplikował tak wiele na pierwszy rzut oka trwałych relacji. - I co teraz? Nie możecie unikać się w nieskończoność - westchnęła przeciągle, wzrok zatrzymując na wysokości męskiej twarzy. Wątpiła, że mogłaby okazać się w tej sprawie dobrym doradcą. Była kiepska w pocieszaniu, w podnoszeniu na duchu, nawet jeżeli zawsze bardzo się starała. Ostatecznie jednak zawsze padało albo coś nieodpowiedniego, albo żart, przy pomocy którego Charlotte próbowała ukryć narastające zdenerwowanie i dyskomfort wywołany nieprzyjemną sytuacją.
- W porządku - przytaknęła bez entuzjazmu. Chciała pomóc, ale nie za wszelką cenę. Na koniec dnia obaj mężczyźni byli dorośli i zdecydowanie mogli rozwiązać swoje problemy na własną rękę, jedynie między sobą. Interwencja kogokolwiek - szczególnie kobiety - mogła przynieść skutek odwrotny do zamierzonego.
- Chyba tak. - Znów pokiwała głową, rozsiadając się w fotelu nieco wygodniej. Z głową wspartą wygodnie o zagłówek, westchnęła przeciągle. Nie miała pojęcia, od czego w ogóle powinna zacząć i czy pewne informacje w ogóle powinny w tej rozmowie paść. - Porozmawialiśmy. Okazało się, że kiedy powiedziałam mu o ciąży, trochę popłynęliśmy z interpretacją tego, czego chce druga osoba. Obiecał, że postara się pomóc, a ja... mu wierzę - wyjaśniła krótko. Co prawda wiele kwestii wciąż pozostawało niejasnych, ale Charlotte już dawno temu opanowała sztukę cieszenia się z małych rzeczy. Porozumienie się z Blake'm było priorytetem ze względu na zdrowie własne oraz dziecka. Cała reszta mogła poczekać, choć Lottie naprawdę doceniała to, że w międzyczasie postanowiła wybrać się do Rhysa. Dobrze było odzyskać przyjaciela.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oboje dobrze wiemy, że zawsze to zrobię — zauważył. Bez względu na to, czy popełniałaby błąd, czy robiłaby coś właściwego, wspierałby ją w tym i stałby za nią murem. Taka była ich przyjaźń i wiedział, że na to samo mógł liczyć ze strony Lottie. Udowodniła to chociażby na torze. Mogła coś z tym zrobić, sprawić, że poniósłby odpowiedzialność za swoją głupotę, a jednak była po jego stronie i znalazła inne sposoby na to, by pokazać mu, że to nie było najmądrzejsze i musiał pójść po rozum do głowy. Wiedział, że takich sytuacji pewnie będzie jeszcze wiele, bo nie był idealny. Żadne z nich nie było, ale byli tylko ludźmi. Ludzką rzeczą było zaś popełnianie błędów, z których należało następnie coś wyciągnąć.
Dłuższy dystans dobrze nam zrobi. Nie przejmuj się i nie próbuj obwiniać. Kiedyś to rozwiążemy. Jak obaj będziemy gotowi na rozmowę — stwierdził. Nie chciał, żeby Lottie przejmowała się tym, że on i Blake nie potrafili i chwilowo nie chcieli dojść do porozumienia. Może gdyby chodziło tylko o nią i fakt, że Rhys stanął po jej stronie, byłoby łatwiej się pogodzić, ale padło za wiele słów w kwestiach zupełnie z blondynką niezwiązanych, by od tak spotkali się, dali sobie po mordzie i wypili piwo na zgodę. Potrzebowali czasu. Obaj. A czas ten miał pokazać, ile warta była ich wieloletnia znajomość.
Będzie dobrze. Potrafimy bez siebie żyć — dodał, szturchając ją lekko ramieniem, by się rozchmurzyła. On i Blake to jedno. Drugie to relacja Rhysa i Charlotte, na której zamierzał się skupić w pierwszej kolejności, bo… Wbrew wszystkiemu, była dla niego dużo ważniejsza. Kwestie kumplowskich zgrzytów mogły więc poczekać, bo w tym przypadku również potrzeba było cichych dni. Takich samych, przez jakie przebrnął z Charlotte, co ostatecznie chyba dobrze im zrobiło, skoro obecnie siedzieli razem i mogli powiedzieć, że byli na dobrej drodze ku temu, by rzucić to wszystko w niepamięć.
Więc… Pogodziliście się, nie będzie żadnej aborcji i jakoś spróbujecie pogodzić wszystko ze wspólnym wychowaniem dziecka? — dopytał, chcąc mieć pewność, że dobrze zrozumiał, a kumpel wybił sobie ten beznadziejny pomysł z głowy i nie zamierzał w dalszym ciągu boczyć się o to, że Lottie go „zabiła”, tylko dlatego, że w przeciwieństwie do niego, chciała zmierzyć się z konsekwencjami własnych czynów.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Błąkający się w kącikach jej warg uśmiech wyrażał wiele różnych emocji. Szczęście, wdzięczność, ulgę, ale i zatroskanie, bo przecież nigdy nie oczekiwała, że Rhys będzie stawiał jej osobę i ich znajomość na piedestale, zrzucając z niego pozostałych ludzi ze swojego otoczenia. Nie chciała, by postępował w ten sposób, by palił za sobą mosty tylko dlatego, że w jej własnym życiu coś poszło nie tak, a złośliwy los sprawiał, że w jakimś stopniu dotyczyło to również jego.
- To twój przyjaciel. On też to przeżywa. Może moglibyście schować męską dumę do kieszeni i faktycznie pójść się napić? - W granicach rozsądku, ale o tym nie wspomniała na głos, wątpiąc w to, że pobyt Blake'a i Travisa w areszcie było tym, o czym Rhys wiedział, skoro pozostawali w konflikcie. - Nieważne. Zrobicie, co uważacie. Po prostu nie chcę, żebyście to zostawili w takim stanie - skwitowała, celowo nadając tonowi swojego głosu proszącego charakteru. Być może nie powinna, ale świadomość, że Alderidge nie potrafił jej odmówić, okazała się niezwykle przydatna. Musiał jej to wybaczyć, bo przecież wszystko to robiła w dobrej wierze.
- Tak, chyba tak - przytaknęła, w głowie raz jeszcze analizując ostatnie spotkanie z Blake'm. Dość przypadkowe, bo odbywające się w areszcie, ale nawet takie zrządzenie losu okazało się niezwykle przydatne. Bez tego wątpiła, że którekolwiek z nich odważyłoby się wyciągnąć rękę jako pierwsze. Nieporozumienia i nadinterpretacje poszły odrobinę za daleko.
- Wyjaśniłam mu, czemu nie chcę tego zrobić. Dałam wolną furtkę, gdyby jednak nie zmienił zdania, ale... został. I obiecał - skwitowała, pozwalając sobie na łagodny uśmiech. Nie miała pojęcia, jak wiele były warte obietnice Blake'a, ale sama jego niechęć do ich często składania wydawała się być dobrym dowodem na to, że podchodził do nich poważnie.
- Za jakiś czas mamy pojechać do jego rodziców, żeby powiedzieć im o ciąży. Potem zostanie już tylko moja rodzina - westchnęła przeciągle, zerkając na Rhysa w dość wymowny sposób. Nie miała pojęcia, której konfrontacji bała się bardziej, nawet jeżeli reakcje każdej ze stron wydawały się dość oczywiste i możliwe do przewidzenia. Blake był przekonany, że jego rodzice po prostu się ucieszą i ostatecznie machną ręką nawet na to, z kim ich syn dorobił się potomstwa. Charlotte za to wiedziała, że państwo Hughes nie będą zadowoleni ani trochę, przede wszystkim ze względu na tożsamość ojca.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie musiała tego oczekiwać, ale powinna była oswoić się w końcu z tym, że Rhys tak miał i bliskie osoby stawiał na pierwszym miejscu, samego siebie spychając gdzieś na dalszy plan. Wychodził z założenia, że skoro nie potrafił nic zrobić dla siebie, to mógł zrobić wiele dla innych. Dzięki temu czuł się lepiej, bo bezczynność i obojętność, nie były czymś co powinno gościć w jego życiu. Jednocześnie rozumiał kobiece nastawienie i to, że chciała dla niego dobrze, tak jak on chciał dla niej, dlatego był gotowy zacząć myśleć o tym, by dojść z kumplem do porozumienia. To zaś wydawało się o tyle istotne, że gdzieś w tym ich nieporozumieniu, znalazłoby się miejsce dla Lottie, która ostatecznie stanęłaby między młotem a kowadłem, jak stał on przed kilkunastoma dniami.
- Przeżywa? Co masz na myśli? - zapytał. Chciał wiedzieć, co kryło się pod tymi kilkoma słowami. Nie uważał, by kumpel był zimnym draniem, na którym kłótnie nie robiły wrażenia, ale nie sądził też, że ta konkretna mogłaby się na nim odbijać jakimś większym echem. Jeśli więc Lottie miała mu coś do powiedzenia, chciał to usłyszeć tu i teraz. - Nie zostawię. Odezwę się do niego na dniach - przytaknął. Miała rację, nie potrafił jej odmawiać. Nie miało znaczenia nawet to, że wiedział iż znała go na wylot i skutecznie to wykorzystywała. Gdy o coś prosiła i używała tego konkretnego tonu głosu, to potrafiła go skutecznie zmiękczyć i sprawić, by spojrzał na różne sprawy inaczej.
- Chyba tak? Wiesz, że... Jeśli wy nie dojdziecie do porozumienia, to ja i on też będziemy mieć z tym problem? - zagaił, a jego brew powędrowała ku górze. Lottie nie mogła od niego oczekiwać, że pogodzi się z Blakiem, o ile sama miała z nim napiętą sytuację. Wówczas nic nie mogłoby się zmienić na lepsze, bo w dalszym ciągu dochodziłoby do kłótni o jej szczęście, samopoczucie i o dziecko, które miałoby się wychować bez ojca. A przede wszystkim o wsparcie, które powinna otrzymać przede wszystkim od Griffitha. Uspokoiła go jednak kolejnymi słowami. Na tyle, by również lekko się uśmiechnął.
- Więc, trzymam kciuki, żeby się z tej obietnicy wywiązał. We dwoje... Dacie sobie z tym wszystkim radę - stwierdził, szczerze wierząc w to, że jeśli Blake jej nie rozczaruje, to będzie lepiej. Tak po prostu. W końcu w kupie siła i chociaż wiedział, że Charlotte na własną rękę również poradziłaby sobie doskonale, to w tym przypadku nie powinna radzić sobie sama.
- Boisz się tych spotkań? - zapytał, wbijając w nią pełne troski spojrzenie. Domyślał się, że mogło to być ciężkie. W końcu była siostrą Ivy, której śmierć stworzyła spore zamieszanie. Rhys o ile nie przejmowałby się na miejscu Lottie nastawieniem wyluzowanej matki Blake'a, tak rodziców Charlotte nie znał i coś mu mówiło, że tu tkwił problen.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte zmarszczyła nos, bardzo szybko żałując nieprzemyślanie użytych słów oraz sformułowań. Od dnia, w którym razem z Leslie wyciągała Blake'a i Travisa z aresztu, minęło już trochę czasu, ale echo tamtych wydarzeń pozostawało żywe. Wszystko działo się tak szybko, a przecież zaledwie dzień wcześniej Griffith bardzo dosadnie dał jej do zrozumienia, że był po rozmowie z Rhysem, co sam Alderidge osobiście potwierdził. Sprawy się skomplikowały, a gwałtowne, nieprzemyślane reakcje Blake'a oraz zachowania dalekie od akceptowalnych dawały dość jasny obraz tego, że na niego całe zamieszanie również oddziaływało niezwykle mocno.
- Nieważne. Nie powinnam o tym wspominać. Po prostu... on też był zły. Musisz mi zaufać, ale nie zachowywałby się tak gwałtownie, gdyby to wszystko spłynęło po nim jak po kaczce - zapewniła, mając nadzieję, że Rhys zrezygnuje z drążenia tematu i po prostu zaufa temu, czego świadkiem Charlotte była na własne oczy. Bójka z Joshem, narkotyki, noc spędzona w areszcie. Gdyby Griffith podchodził do wszystkiego obojętnie, żadna z tych rzeczy nie miałaby miejsca. Albo przynajmniej skala problemów nie byłaby tak ogromna. - Chciałabym, żebyście się pogodzili - dodała, posyłając przyjacielowi ciepły uśmiech. Jak ognia unikała wszelkich sprzeczek, szczególnie w tak bliskim kręgu znajomych. Obecnie czuła się niemal prowokatorką całego zamieszania, dlatego pogodzenie mężczyzn było dla niej sprawą niezwykle istotną.
- Na pewno tak - pokiwała głową. - Żałuję, że straciliśmy tyle czasu i nerwów przez głupie nieporozumienie, ale... jest dobrze. Nie martw się - wyjaśniła, zerkając na Rhysa. Konfrontacja z Blake'm okazała się nie być tak straszna jak początkowo to sobie wyobrażała. Właściwie bardzo szybko uświadomiła sobie, że czekały ich rzeczy dużo gorsze i trudniejsze.
- Byłabym głupia, gdybym się nie bała - mówiąc to, parsknęła śmiechem. Dotychczas nie przywiązywała tak dużej wagi do tego, jak sposób jej życia postrzegali jej właśni rodzice czy ktokolwiek inny. Obecnie chodziło jednak nie tyle o nią, co o dziecko, dla którego chciała prawdziwej rodziny - stworzonej również dzięki dziadkom. - Ojciec Blake'a kiedyś chyba całkiem mnie lubił, ale Jackie... miała bardzo dobry kontakt z Ivy. Nie chcę, żeby mnie porównywała, żeby wypominała mi to, że próbuję... no nie wiem, zająć jej miejsce u jego boku? O moich rodzicach wolę chyba nawet nie myśleć - westchnęła, wciskając głowę w oparcie fotela. Im mniej czasu do spotkania pozostawało, tym większe targały nią emocje. Przede wszystkim te negatywne.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wcale go nie uspokoiła. Stwierdzenie, że to nie było ważne, nie powinno było paść, jeśli nie chciała wzbudzać w Rhysie niepokoju. Te słowo jednak padło, a on nieco się spiął, słysząc do tego, że Blake zachowywał się gwałtownie. Nie rozumiał, co się pod tym kryło, ale nie chciał też ciągnąć za język Charlotte, która nie sprawiała wrażenia chętnej do tego, by opowiadać mu o rzeczach, o których może sam powinien usłyszeć od kumpla.
Po twoich słowach czuję, że rozmowa z nim nastąpi szybciej niż myślałem — przyznał. No bo jak miał siedzieć biernie, kiedy u kumpla zdecydowanie coś było nie tak? Nie byłby w stanie usiedzieć na tyłku, skoro w jakimś stopniu wina leżała po jego stronie. — Wiem, że tego chcesz, ale... To naprawdę nie jest zależne tylko ode mnie — stwierdził. On też tego chciał. Brakowało mu kumpla. Męskiego towarzystwa, tych nie zawsze mądrych rozmów, ale i tych poważniejszych. Blake musiał jednak chcieć tego samego, bo to nie działało w jedną stronę.
Ważne, że się dogadaliście. Cieszy mnie to, bo wiem, że będziesz spokojniejsza — skwitował z ciepłym uśmiechem. Zależało mu na tym, by przyjaciółka uwolniła się od nieszczęść i niepotrzebnych zmartwień i zdawał sobie sprawę z tego, że obecność Griffitha w jej codzienności, miała być jednym z wielu kroków do sukcesu. Dobrze było więc słyszeć, że naprawdę było... dobrze.
Wiesz... To co oni sobie pomyślą ma najmniejsze znaczenie. To wasze życie i wasze dziecko. Co z tego, że kiedyś był z Ivy? Oboje żyjecie dalej i nie możecie cały czas oglądać się za siebie, a to co było kiedyś nie może wpływać na to, co dzieje się teraz — zauważył. Ich rodziny mogły ich oceniać, ale jakie to miało znaczenie, skoro to w żaden sposób nie mogło niczego zmienić? Ciąża Lottie nie mogła magicznie zniknąć, tylko dlatego, że jej rodzinie albo tej od Blake'a nie spodobałoby się to, że do czegokolwiek między nimi doszło. Wszyscy mogli za to skupić się na tym, że mieli zostać dziadkami dziecka, które miało ich wszystkich pokochać bezgranicznie i widzieć w nich wzór do naśladowania. — Może będą w szoku, może palną coś głupiego, ale nie bierz tego do siebie, bo możliwym jest, że będą potrzebowali chwili na przetrawienie tego, że zostaną dziadkami, jak wy potrzebowaliście na to, by dopuścić do siebie, że naprawdę będziecie rodzicami — dodał. Rhys wiedział, że może się zrobić nieprzyjemnie, że Lottie może spotkać jakaś przykrość, ale chciał, by przyjaciółka wiedziała, że po pierwszym spotkaniu nie powinna brać wszystkiego do siebie. Chwilę później do drzwi biura zapukał jeden z jego pracowników, informując o czekającym w poczekalni dostawcy z jedzeniem. Rhys skinął głową i wstał z kanapy.
Zaraz wracam — uśmiechnął się i wyszedł z biura, by odebrać zamówienie i uregulować należność. W międzyczasie odprawił jakiegoś gówniarza, który upierał się, że rodzice wyrazili zgodę na tatuaż i po kilku minutach wrócił do biura. — Urwanie głowy. W okolicy jest całkiem spora ilość dzieciaków, które w wieku trzynastu lat, próbują wykiwać wszystkich dorosłych, robiąc sobie tatuaż — mruknął, wykładając na niewielki stolik opakowania z naleśnikami i dołączone do zamówienia sztućce, by zaraz usiąść i zabrać się za jedzenie.
Wracając do tych spotkań z rodzicami. Jak dadzą ci w kość, to wpadnij do mnie. Obejrzymy kolejną beznadziejną komedię i napchamy się pizzą w ramach relaksu — zagaił po przełknięciu kawałka naleśnika. W końcu nie od dziś było wiadomo, że gdy coś szło nie po ich myśli, to seans filmowy i jedzenie, były dobrym sposobem na odreagowanie.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte nie do końca wiedziała, jak powinna była odebrać słowa Rhysa - jak obietnicę jak najszybszego złożenia broni czy może jednak wyraz troski, jaką odczuwał względem Blake'a pomimo ostatniej kłótni?
O cokolwiek nie chodziło, cień uśmiechu znalazł dla siebie miejsce w kącikach jej warg. Na krótko, ale z pewnością dostrzegalnie dla kogoś pokroju mężczyzny siedzącego nieopodal niej; dla kogoś, kto znał ją tak dobrze. Chwilami miała wrażenie, że lepiej niż ona znała samą siebie.
- Nie chcę, żeby to dziecko wychowywało się bez ciotek, wujków oraz dziadków i to tylko dlatego, że to oni mieli jakiś problem z jego istnieniem - westchnęła, marszcząc nos. Bała się konfrontacji ze wszystkimi, którzy paradoksalnie należeli do grona najbliższych jej osób. Rodzina Hughes od dawna przypominała parodię ludzi, którzy byli jakkolwiek ze sobą związani. Kłamstwa, tajemnice, chęć życia na własną rękę, z dala od problemów tych, których podobno kochali, wieczne ucieczki i brak odwagi, by zmierzyć się z troskami dnia codziennego. To było dla nich takie typowe, a ona wcale nie była wyjątkiem. Bała się rozmowy, wyznania prawdy, ale jednocześnie wiedziała, że musiała to zrobić. Dla świętego spokoju, czystego sumienia, ale i dziecka, które nosiła pod sercem i któremu chciała podarować namiastkę normalności. - Wiem o tym. I naprawdę próbuję się jakoś zdystansować, ale... zależy mi na tym, żeby to wszystko zaakceptowali i chcieli być w życiu naszego dziecka. - Sama nie była pewna, kiedy dokładnie nabrała tyle odwagi, by użyć zaimka nasz, ale musiała przyznać przed samą sobą, że możliwość powiedzenia tego na głos była dziwnie przyjemna. Zupełnie tak, jak gdyby Charlotte stopniowo oswajała się z nową rolą - zarówno swoją, jak i tą Blake'a.
- Dobrze, że mi o tym mówisz. Nie chciałabym się dać nabrać. Dzisiejsze dzieciaki wyglądają bardzo... dojrzale - przyznała, kiedy Rhys pojawił się w gabinecie z porcjami świeżego, ciepłego, aromatycznie pachnącego obiadu. To niemal od razu przypomniało jej o wcześniej odczuwanym głodzie.
- Chyba nie powinnam się tak obżerać. I bez tego czuję się dwa razy większa - westchnęła ciężko, co w jakimś stopniu wpłynęło na jej nastawienie do obiadu. Ponieważ jednak organizm sam wiedział lepiej, czego potrzebował, Lottie nie zamierzała stawiać oporu.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lottie... — westchnął. Rozumiał jej obawy. Tego, że w pierwszej kolejności bała się tego, że jej dziecko wychowa się bez ojca, a ona temu samotnemu macierzyństwu nie podoła, a teraz tego, że nie chciała, by to dziecko było pozbawione wielu krewnych w przeciwieństwie do innych dzieciaków, ale nie chciał, by niepotrzebnie się nakręcała. — Weź głęboki oddech i się uspokój, bo się nakręcasz, a jak się nakręcisz do końca, te spotkania się nie udadzą. Pójdziesz tam nastawiona na porażkę, z przekonaniem, że nikt tego nie zaakceptuje, ale po co? Pomyśl, że to będzie ciężkie, ale może skończyć się dobrze — doradził. Nie wiedział, czy blondynka weźmie sobie tę radę do serca. Decyzja należała do niej, ale wydawało mu się, że w tej chwili nie mogła zrobić nic lepszego, jak wrzucić na luz i pomyśleć o tym, że nie będzie tak źle, jak sądzi. W końcu z Blakiem też miało być źle, a... Wyszło dobrze. Potrzeba było tylko czasu.
Zaakceptują, prędzej czy później. Po prostu nie zrażaj się, jeśli pierwsze spotkanie nie pójdzie po twojej myśli, a kolejne będą niezręczne. Z czasem zrozumieją, zaakceptują to wszystko i będą częścią waszego życia. A potem będziesz tęsknić za dniami, kiedy wszystkie babcie, ciotki i inni dalecy krewni nie wydzwaniali każdego dnia, żeby dowiedzieć się, co słychać u ciebie i dziecka — stwierdził. Może myślał zbyt optymistycznie, ale patrzył na to wszystko z własnego punktu widzenia. Gdyby jego siostra oświadczyła, że jest w ciąży z kimś, za kim niekoniecznie by przepadał, zapewne by się wściekł, ale koniec końców wsparłby ją, bo niby co innego miał zrobić? Byli rodziną. Nawet jeśli od dłuższego czasu tylko na papierze.
Jakbyś miała wątpliwości, nie zastanawiaj się i pytaj o dowód. Niepełnoletnich przyjmujemy od szesnastego roku życia, ale pod warunkiem, że przychodzą z rodzicami albo mają pisemną zgodę z podanym numerem kontaktowym, żebyśmy ją mogli zweryfikować — wyjaśnił. Do tej pory nie miał okazji przekazać jej większej ilości informacji związanych z tym, jak pracował i jak miało funkcjonować studio, ale teraz, kiedy była gotowa rozpocząć pracę, nadszedł ten moment, gdy wiedział, że stopniowo musi zacząć Lottie we wszystko wprowadzać.
Daj spokój, cały czas wyglądasz świetnie — przewrócił oczami. Nie widział, by była dwa razy większa. Tu i ówdzie nieco się zmieniła z wiadomych względów, ale nie były to zmiany tak drastyczne, by miała sobie czegokolwiek odmawiać. — Nie przyjmuję żadnych wymówek. Wdrożysz się w pracę, to wpadasz na pizzę, jasne? — dodał stanowczo, zerkając na Charlotte z ukosa, gdy nabijał na widelec kawałek swojego naleśnika. Jeśli chciała się wymigać od kolacji i seansu, to mogła zapomnieć. Teraz, kiedy wszystko mogło wrócić do normy, chciał by naprawdę tak się stało.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nie była zaskoczona tym przeciągłym westchnięciem, ale i bez tego zwyczajnie się jej ono nie podobało. Czuła, że Rhys miał do powiedzenia coś więcej - pewnie jakąś życiową mądrość, która ostatecznie odnalazłaby odzwierciedlenie w rzeczywistości, czego obecnie Charlotte nie umiała tak po prostu zaakceptować.
- Jak zwykle wiesz, co powiedzieć. I pewnie znowu masz rację, ale przyznam ci ją dopiero za jakiś czas - przyznała przez śmiech, zaraz potem wywracając oczami.
Wiedziała, że najtrudniejsze były początki. Przykładu nie musiała szukać daleko, bo przecież ona i Blake nie rozpoczęli tego etapu w życiu najlepiej. Informacja o ciąży była jak grom z jasnego nieba, a wszystkie jej konsekwencje wciąż pozostawały nieodkryte. Skąd mogli bowiem wiedzieć, jak mieli się zachowywać, co robić, jakich błędów nie popełniać? To wszystko było świeże, nieznane, czasami wręcz szokujące, a przecież czekało ich jeszcze więcej i prawdziwym przewrotem miały być narodziny dziecka. Wiedziała również, że ich rodziny także potrzebowały czasu na oswojenie się z nową sytuacją. Tutaj jednak cierpliwość Charlotte wyczerpywała się bardzo szybko, a przecież jeszcze nie miała miejsca pierwsza, najistotniejsza konfrontacja.
- W porządku. Dowód, pisemna zgoda, telefon do rodziców - przytaknęła, kiwając głową. To nie mogło być trudne. I to nie tak, że lekceważyła swoje nowe obowiązki albo jakkolwiek biznesowi przyjaciela umniejszała. Potrzebowała jedynie czasu - jak każdy. To były nowe okoliczności, nowe miejsce, nowe obowiązki. Musiała się oswoić, wdrożyć, nabrać pewności siebie i doświadczenia. Wierzyła, że kilka dni mogło wystarczyć, by nie popełniła żadnej gafy.
- Nie szukam wymówek, ale może zjedzmy coś innego niż pizza. Powoli mam jej dość. Mam nadzieję, że po porodzie to się zmieni, bo byłoby mi żal rezygnować z tego dania - westchnęła, myślami wracając do swojego przypadkowego spotkania z Marcy i rozmowy na temat ciążowych zachcianek. Te co prawda jeszcze nie miały miejsca, a nawet jeżeli, to nie na ogromną, dającą się we znaki całemu światu skalę, ale Charlotte wolała dmuchać na zimne.
Potem jednak skupiła się już tylko na swojej porcji obiadu oraz rozmowie dotyczącej tego, jak upłynęły pierwsze dni funkcjonowania salonu, w efekcie czego spędziła u Rhysa kolejną godzinę. Salon opuściła w dobrym humorze oraz z ulgą, że jej przyjaźń z mężczyzną wróciła na właściwe tory.
Nareszcie.

zt. x2

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dni mijały swoim własnym tempem, a Rhys coraz częściej łapał się na tym, że zaczynał odczuwać wewnętrzny spokój, którego w ostatnich tygodniach cholernie mu brakowało. Nie mógł narzekać na to, jak zaczęły się układać poszczególne sprawy w jego relacjach z innymi ludźmi i pod tym względem naprawdę czuł, że wszystko było w jak najlepszym porządku, pierwszy raz od dawna. Jego jedynym problemem w tej kwestii, był jeszcze tylko Blake. W dalszym ciągu nie zdobył się na to, by napisać do kumpla. Nie odwiedził go też, chociaż raz taka myśl zagościła w jego głowie, gdy akurat przejeżdżał pod domem kumpla. Nie zdobył się jednak na odwagę i postanowił dać sobie i jemu jeszcze trochę czasu. Nie chciał pogorszyć pod wpływem chwili, już i tak kiepskiej sytuacji w ich wieloletniej znajomości, a jak znał siebie i jego... Mogło dojść do kolejnej katastrofy.
Był też inny problem. Taki, nad którym ciężko było mu zapanować.
Zdał sobie sprawę z tego, że jego ambicje na tle zawodowym, były lekką przesadą. Studio funkcjonowało od kilku długich tygodni, a on wciąż nie czuł się na tyle pewnie, by dać wiarę w to, że klienci od niego nie uciekną. Teraz, gdy walili do studio drzwiami i oknami, za wszelką cenę łapał byka za rogi, wypełniając swój grafik po same brzegi. Nie przykuwał uwagi do nadgodzin. Nie przejmował się tym, że był w stanie sporadycznie pojawiać się w pracy również w niedzielę, byle tylko usatysfakcjonować osoby, które przychodziły po kolejne tatuaże. To wszystko zdecydowanie mu szkodziło i zaczynało się odbijać na ogólnym samopoczuciu. Bóle głowy wracały do niego regularnie, osłabienie dawało się we znaki i sprawiało, że coraz częściej zmuszał się do tego, by wstać kolejny dzień z rzędu z łóżka i ruszyć do pracy, w której miał spędzić dwanaście godzin. Przesadzał i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale po tym, jak udało mu się zrealizować to jedno, cholerne marzenie, nie potrafił zwolnić tempa. Za długo czekał na to, by dorobić się własnego biznesu. Za dużo pieniędzy, czasu i wysiłku włożył w to, by obecnie funkcjonowało tak dobrze. Odpuszczenie i zwolnienie tempa, wydawało się dla niego głupotą, której nie mógł się dopuścić.
Jeszcze większą głupotą, było jednak to, że tego dnia pojawił się w pracy, zamiast wziąć wolne. Ósmy dzień z rzędu. Kolejna kilkugodzinna zmiana, podczas której miał wykonać kilka mniejszych sesji. Pierwszy klient, drugi. Przy trzecim poczuł, że odlatuje. Jego umysł zaczynał pracować na zwolnionych obrotach, ciężko było mu się skoncentrować na tym co robił. Spojrzał na Lottie, siedzącą przy szkicowniku i napotkał jej pytający wzrok.
Lottie. Przyniesiesz mi wody? — poprosił. Nie chciał przerywać. Miał za sobą połowę tatuażu. Potem blisko godzinną przerwę, zanim pojawi się kolejny klient. — I aspririnę — dodał, choć język zaczął mu się plątać, a przed oczami pojawiły się mroczki, pod wpływem kolejnej fali pulsującego bólu, która sprawiła, że maszynka trafiła za głęboko w skórę klientki. Jej jęk bólu, był jak otrzeźwienie. — Przepraszam — rzucił ze szczerą skruchą. Miał nadzieję, że nie zjechał z przygotowanej linii. Naprawienie tego w tak minimalistycznym, prostym wzorze, byłoby wyzwaniem.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Choć Charlotte podzielała entuzjazm Rhysa i cieszyła się stopniowo budowanym sukcesem jego biznesu, to jednak sama wciąż walczyła z narastającą euforią. Musiała zachować zdrowy rozsądek i wyśrodkować zaangażowanie w obowiązki a konieczność odpoczynku. Mimo upływającego czasu wciąż zapominała o tym, że obecnie była odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale również - a może przede wszystkim - za rozwijające się pod jej sercem dziecko. Nie chciała, by nerwy, stres i inne negatywne czynniki jakkolwiek zaszkodziły maleństwu, dlatego w pracy pojawiała się punktualnie, ale wychodziła również o wyznaczonych godzinach. Trzymała się grafiku, wypełniała swoje obowiązki, ale po pracy liczył się już tylko odpoczynek. Tylko czasami pozwalała sobie na kilka szkiców wykonanych w notatniku, kiedy siedziała na kanapie w salonie lub leżała w łóżku w swojej sypialni. Musiała uważać.
Co więcej - miała wrażenie, że nie tylko na siebie i dziecko. Obserwowała Rhysa skrupulatnie, wciąż notując niepokojące symptomy, które popychały ją w kierunku coraz intensywniejszej troski. Milczała, ale nie oznaczało to, że pozostawała obojętna na zmęczenie, coraz częstsze bóle głowy, ogólne osłabienie, które sprawiało, że przyjaciel nie zawsze emanował doskonale znaną blondynce energią i potrafił skoncentrować się na rzeczach tak banalnych jak zwyczajna rozmowa.
Tego dnia ruch był taki jak zawsze - duży. Charlotte siedziała na swoim stałym miejscu w głównej sali, za niewielką ladą ustawioną nieopodal wejścia. Choć jedna ze stóp poruszała się w rytm lecącej w radio muzyki, to jednak cała uwaga Lottie skupiała się na papierze, na którym pojawiało się coraz więcej wzorów. To były szkice, które musiała dopracować i na dodatek przenieść do komputera, ale ponieważ wszystkie faktury i inne formalności z tego miesiąca zostały już dopełnione, jej czas w pracy był nieco swobodniejszy. Przynajmniej tak było do tej pory.
Była zaskoczona, kiedy melodię piosenki wymieszanej z brzęczeniem maszynki przerwał dźwięk męskiego głosu. Hughes uniosła spojrzenie, kiwając głową na znak zgody. Zsunąwszy się ze swojego miejsca, ruszyła do gabinetu, zatrzymując się, kiedy krew w żyłach zmroził stłamszony krzyk klientki.
- Rhys? - mruknęła zaniepokojona, podchodząc nieco bliżej przyjaciela. Szkody nie wyglądały na duże, sam wzór zaś nie prezentował się jak coś skomplikowanego.
- Chodź, musisz odpocząć. Przepraszamy na moment. Zaraz podejdzie do pani ktoś inny - zapewniła, czekając aż Alderidge ruszy się z miejsca. Charlotte posłała siedzącej w fotelu kobiecie jeszcze jeden przepełniony skruchą uśmiech, a potem sama skierowała się na zaplecze, gdzie jeden z pracowników jadł właśnie obiad.
- Zajmiesz się panią? Wspomnij o zniżce. Rozliczę ją sama - rzuciła krótko, a kiedy upewniła się, że mężczyzna zrozumiał, zamknęła za nim drzwi.
- Co się dzieje? Źle się czujesz? - zagaiła miękko, gdy Rhys usiadł za swoim biurkiem, do którego i ona przysunęła własny fotel, aby znaleźć się bliżej przyjaciela i móc się przyjrzeć jego twarzy.

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alki Beach”