WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby ktoś powiedział mu, że po zaledwie trzech tygodniach pracy, pójdzie na pierwsze zwolnienie, nie uwierzyłby. Praca w studio była dla niego ważna, a fakt, że były to początki i wszystko musiało chodzić, jak w zegarku, nie pozwalało nawet myśleć o tym, żeby pójść na urlop, czy zwolnienie chorobowe. Niestety życie układało się różnie, a ludzka psychika miała swoje granice wytrzymałości, które u Rhysa zostały przekroczone. Za wiele stracił w ostatnim czasie. Do tego nie miał pojęcia jak powinien naprawić to, co udało mu się koncertowo spieprzyć w ciągu ostatnich tygodni. A może i w ciągu ostatniego roku?
Pewne było jednak to, że gdy chciał odreagować te wszystkie niepowodzenia, nie spodziewał się tego, że jeden wieczór potoczy się w taki sposób, gdzie cała zgromadzona w nim frustracja zdoła z niego ujść spotykając się z twarzą gnoja, który miał czelność wykorzystywać jego znajomą. Niespodziewana bójka w którą się wdał, niosła za sobą konieczność wzięcia dwóch, trzech dni wolnego, które chciał poświęcić na to, by doprowadzić się do porządku. Samopoczucie miał kiepskie, a siniaki jakich się dorobił z pewnością rodziłyby pytania zarówno od strony pracowników jak i klientów. On zaś nie zamierzał się nikomu tłumaczyć z tego, co się stało. Wolał więc spędzić trochę czasu w domu i pewnie to by zrobił, gdyby nie telefon ze studio, który momentalnie przywołał go do życia i sprawił, że wszystko straciło na znaczeniu.
Nie spodziewał się tego, że Lottie zdecyduje się tam wpaść. Po ostatnio wymienionych wiadomościach, nastawiał się na to, że dzień w którym będą mogli się spotkać i szczerze porozmawiać nie nastąpi tak szybko, jakby tego chciał. Kiedy jednak usłyszał, że była tam i chciała się z nim spotkać, bez zastanowienia kazał zaprowadzić ją do biura.
Potrzebował tylko piętnastu minut na to, by dotrzeć na miejsce. Ogarnięty lekką niepewnością, przekroczył próg studio, ignorując wymowne spojrzenia tatuażysty i piercera, którzy zawiesili wzrok na posiniaczonym policzku i rozciętej wardze.
Zajmijcie się robotą. Lottie jest w biurze? — mruknął, a gdy ta dwójka potwierdziła, z duszą na ramieniu skierował się w stronę drzwi biura. Nie wiedział, jak powinien się zachować, jak zareagować, a co najważniejsze czego spodziewać się po tym spotkaniu, ale bez zastanowienia chwycił za klamkę i pchnął drzwi, wchodząc do środka. Gdy te się za nim zamknęły, wbił wzrok w przyjaciółkę.
Bo chyba wciąż nią była?
Chciał wierzyć w to, że tak.
Cześć — rzucił niepewnie i podszedł bliżej, wciąż zachowując jednak lekki dystans. W normalnych warunkach przytuliłby ją, wyrażając tym samym tęsknotę, którą odczuwał od ich ostatniego spotkania. W obecnych chciał, by zachowała swoją prywatną przestrzeń i by to ona decydowała o przebiegu spotkania. — Sorry, że musiałaś czekać. Wziąłem kilka dni wolnego — dodał.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nie powinna była przychodzić.
To przeświadczenie uderzyło w nią zwalającą z nóg falą dokładnie w chwili przekroczenia studio, które przed kilkoma tygodniami pomagała Rhysowi remontować. Kobiece spojrzenie niemal od razu powędrowało w kierunku ściany, którą zdobiło własnoręcznie wykonane przez Charlotte dzieło. Nie miała pojęcia, ile dokładnie czasu upłynęło od dnia rozpoczęcia tworzenia malowidła, ale wiedziała za to, że pewne sprawy zdążyły skomplikować się aż za mocno.
Znajdujących się w środku pracowników powitała nieznacznym uśmiechem i szybkim, krótkim pytaniem o szefa. Jednego z mężczyzn kojarzyła z jednej z rozmów kwalifikacyjnych, zdjęcie drugiego zdawało się mignąć jej gdzieś w toku przeglądania kolejnych aplikacji. Nie dziwiła się zaskoczeniu, które obecnie odmalowało się na twarzy każdego z nich i nie miałaby pretensji, gdyby jej osoba w tym miejscu kojarzyła się źle. Domyślała się, że Rhys zdążył napomknąć o tym, jakie miała piastować stanowisko, a to, że nie pojawiła się w pracy od dnia otwarcia nie świadczyło o niej najlepiej.
Do biura ruszyła więc w humorze raczej kiepskim. Pocieszała ją jedynie możliwość podziwiania końcowego efektu wielotygodniowej pracy, dla której Alderidge poświęcił tak wiele sił, środków oraz czasu. Powinien być z siebie dumny. Ona z niego była, choć nie miała pojęcia, czy to miało jeszcze jakiekolwiek znaczenie.
Czy ich relacja miała dla niego jakiekolwiek znaczenie?
Westchnęła, z torebki wyciągając telefon. Nie sądziła, że przyjaciel mógłby pojawić się w studio w tak ekspresowym tempie, dlatego szybki przegląd nieodczytanych jeszcze wiadomości zabił czas oczekiwania.
- Już jesteś? - oparła, podnosząc się ze swojego dotychczasowego miejsca. Odłożywszy komórkę na blat niewielkiego biurka, wsparła się o krawędź mebla, wzrokiem nieustannie sunąc po twarzy mężczyzny.
W normalnych okolicznościach parsknęłaby śmiechem. Jakimś cudem on i Blake zdawali się wykazywać bliźniacze cechy, kiedy działo się coś złego, czego obecnie najlepszym dowodem były liczne siniaki na męskiej twarzy.
- Co... się stało? - mruknęła, marszcząc nos w charakterystycznym dla siebie geście. Wyglądał kiepsko, choć nie zamierzała go o tym informować. Zamiast tego odchrząknęła znacząco. - Nie szkodzi. To ja przyszłam bez zapowiedzi. Mam nadzieję, że to nie problem? - dodała po krótkiej chwili, z trudem akceptując fakt, że atmosfera była tak... dziwna.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rhys w drodze do studio zastanawiał się nad tym, czy aby na pewno powinien był pędzić na to spotkanie w tak zawrotnym tempie. Kierowała nim jednak pieprzona nadzieja, która wypierała obawy związane z tym, że ich rozmowa wcale nie musiała się potoczyć dobrze. Wiadomości, które wymienili ze sobą przed dwoma, może trzema dniami wydawały się dość jednoznaczne, a on i tak wiedział, że te dni mogły zmienić wiele. Dawały przecież dodatkowy czas na to, by Charlotte przemyślała to co zrobił oraz własne odczucia względem tego wszystkiego. Wpłynął przecież na jej relację z Griffithem. Ta bez jego rozmowy z nim, była w opłakanym stanie, a ilekroć przypominał sobie wyraz twarzy kumpla, tylekroć był w stanie wyobrazić sobie, w jaki sposób odbiło się to na kobiecie.
Nie chciał tego, ale stało się.
Na swoje usprawiedliwienie nie miał nic. Jedynie to, że w ostateczności był gotów się nie wtrącać, gdyby nie to, że Blake poruszył ten temat. Problem tkwił w tym, że nie mógł jej tego udowodnić, a co gorsza nie wiedział, co usłyszała od ojca swojego dziecka. Jeśli coś sprzecznego, słowo działało przeciwko słowu, a Rhys czuł, że był wówczas na straconej pozycji.
Co by się jednak nie działo, musiał się z nią spotkać, porozmawiać i sprawdzić, na czym tak właściwie stali, dlatego do biura wpadł szybciej, niż była skłonna przypuszczać.
Sądziłaś, że będę się ociągał z przyjazdem? — zapytał, unoszą kącik ust w ledwie dostrzegalnym uśmiechu, który szybko zwalczył, bo nie chciał za wcześnie pokazywać, że się cieszył. Mógł być zestresowany spotkaniem, rozmową, ale naprawdę cieszył się z tego, że ją widział. W tej chwili niewielkie znaczenie miało to, jak potoczy się rozmowa i jaki właściwie był cel tego niespodziewanego spotkania. Liczył się fakt, że mogli się spotkać, że mógł ją zobaczyć i utwierdzić się w przekonaniu, że radziła sobie. Z nim czy bez niego, wciąż sobie radziła, a przynajmniej wszystko na to wskazywało.
To... Nic takiego, drobna sprzeczka — odparł i machnął ręką. To nie był czas na to, by opowiadać jej o bójce, w którą się wdał. Ta była nieistotna, kiedy jego interesowały inne, ważniejsze kwestie.
Po co przyszła?
Co chciała mu powiedzieć?
Co jeśli jednak mu nie wybaczyła?
Pytanie goniło pytanie, sprawiając, że na kilkanaście sekund się wyłączył. Dopiero wzmianka Lottie o problemie, sprowadziła go na ziemię. Spojrzał na nią i westchnął ciężko, nie mając pojęcia co powiedzieć. Wydawało mu się, że już dawno powinna wbić sobie do głowy to, że nic co było z nią związane, nie było dla niego problemem.
Powolnym krokiem pokonał dzielącą ich odległość i wsparł się o blat biurka tuż obok kobiety.
Wiesz, co jest problemem? — zagaił po chwili milczenia. — To, że pytasz o coś, na co odpowiedź jest oczywista — dodał. Nie powinna była pytać o coś, na co znała odpowiedź. A on nie powinien był kryć swoich emocji związanych z tym spotkaniem. Mimo to, ciężko było mu wykonać jakikolwiek ruch i uzewnętrznić się z tym co czuł, kiedy w dalszym ciągu gryzło go sumienie.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Niepewność związana z tym spotkaniem towarzyszyła Charlotte od momentu wyjścia z domu. Nie miała pojęcia, na jakim dokładnie etapie znajdowała się jej relacja z Rhysem - o ile w ogóle jeszcze istniała. Nie tak dawno wymienione wiadomości tekstowe sugerowały, że istniała nadzieja na wypracowanie satysfakcjonującego porozumienia, ale to wciąż były tylko sms'y - być może pisane pod wpływem chwili i alkoholu (przynajmniej z jego strony, choć i ona mogłaby za wymówkę wziąć szalejące w całym organizmie hormony).
- Chyba... nic nie sądziłam - przyznała bez ogródek. Nie wiązała z tym spotkaniem żadnych konkretnych nadziei. Te bywały złudne, a wygórowane oczekiwania najczęściej przynosiły jedynie gorzki smak rozczarowania. Nie chciała przeżywać kolejnego. Jej nerwy zdawały się być wystarczająco zszargane, nawet jeżeli w ostatnich dniach wszystko prezentowało się jakby lepiej - włącznie z samą Charlotte, która w końcu przesypiała noce i nie miała powodów do płaczu.
Powodem do zmartwienia były jednak malujące się na męskiej twarzy rany i zasinienia. Ponoszenie tego typu obrażeń najwidoczniej było ostatnio w modzie, choć Charlotte nie pozwoliła sobie na tej słabej jakości żart. Czuła, że przyniósłby więcej szkody niż pożytku, dlatego zachowała powagę.
- Jakoś ci nie wierzę - mruknęła z autentycznym powątpiewaniem. Dotychczas nie miała powodów, by podważać wiarygodność przyjaciela, ale jego mina sugerowała coś zupełnie innego niż słowa, które często podszyte były kłamstwem.
Nie chciała, by się okłamywali.
Westchnęła, kiedy Rhys znalazł się bliżej, a atmosfera w pomieszczeniu znów zgęstniała. Charlotte nie miała pojęcia, kiedy wszystkie sprawy skomplikowały się do tego stopnia, że ona i Alderidge potrafili dzielić jedynie ciszę. To nie było przyjemne.
Nieznaczne skinienie głową było jedyną reakcją, na jaką mógł liczyć, nawet jeżeli na usta cisnęło się dużo więcej.
- Chciałam zapytać, czy moje rozpoczęcie pracy wciąż jest aktualne - wyznała zgodnie z prawdą, zerkając na mężczyznę kątem oka - tym razem jednak nie jak na znajomego, ale potencjalnego pracodawcę.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może to i lepiej — stwierdził. Jeśli nie miała żadnych oczekiwań, to lepiej dla niej. On sam od momentu odebrania telefonu po chwilę obecną, był pełen nadziei, które mogły pociągnąć za sobą ogromne rozczarowanie i kolejne fale żalu, jakie zalewałyby go dniami, a może nawet tygodniami. Czasami nie warto było się nastawiać na to, że będzie dobrze. Nawet jeśli chodziło o relację tak silną, jak przyjaźń.
To nieistotne w tej chwili — odparł stanowczo. Bójka, Andrea, jego chęć powrotu na wyścigi - to wszystko nie miało najmniejszego znaczenia w chwili, w której Charlotte była obok. Kiedy mógł ją zobaczyć, kiedy mogli porozmawiać i zweryfikować to, jak będzie wyglądać przyszłość ich relacji, wszystko inne przestawało mieć znaczenie, bo najważniejsza była ona. Ona i ich przyjaźń wisząca nad przepaścią. Mogli zrobić krok w przód i pozwolić na to, by wszystko bezpowrotnie runęło, ale mogli też zrobić krok wstecz. Ten, który pomógłby im w tym by zmienić coś na lepsze. On był gotów zrobić ten w tył. A ona? Liczył na to, że też zważywszy na to, że przyszła. Sama z siebie pojawiła się w studio.
A widzisz tu kogoś, kto zająłby twoje miejsce? — zapytał i wskazał na biurko stojące nieopodal okna. Puste, nieużywane, czekające na nią. Chociaż do tej pory nic nie wskazywało na to, by ich współpraca miała się udać tak, jak sobie to zaplanowali, to on nie był w stanie szukać nikogo innego na jej miejsce. Wciąż wierzył. Każdego dnia spoglądał w stronę tego biurka i wierzył w to, że jeszcze będzie okazja do tego, by mogli spędzić w tym gabinecie czas razem.
Cholera, Lottie... — westchnął, odsuwając się od swojego biurka i przystanął przed kobietą, przesuwając wzrokiem po jej twarzy. Nie podobało mu się to, że ich rozmowa zaczęła zmierzać w stronę spraw zawodowych. Dostrzegł jednak niezadowolenie wymalowane w oczach blondynki. Wiedział, że jej te komplikacje nie odpowiadały, tak samo jak nie odpowiadały jemu. — Tęskniłem — mruknął i nie czekając na żadną reakcję, zamknął ją w ciasnym uścisku ramion, z których nie chciał jej wypuszczać tak długo, jak długo nie upewniłby się w tym, że ona czuła to samo.
Tęsknotę i pragnienie, by znowu było normalnie.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Powątpiewanie odmalowało się na kobiecej twarzy niemal tak dosadnie, jak na tej męskiej pokazywały się kolejne rany i siniaki. Rhys nigdy nie sprawiał wrażenia osoby skłonnej do bójek i załatwienia czegokolwiek przy pomocy pięści, a Charlotte nie połączyła tych obrażeń z ponowną wizytą na torze, na który zabrał ją przed kilkoma miesiącami w celu zorganizowania nieco większej ilości gotówki, gdy takowej potrzebował na kupno i wyremontowanie swojego studio. Na pewno tam nie wrócił. Przecież obiecał.
Czym jednak były obietnice w zestawieniu z często brutalną rzeczywistością? Ta wielokrotnie weryfikowała słowa, zapewnienia, wiarę w daną relację i osobę. Charlotte nie przekreślała ich przyjaźni, ale jednocześnie czuła - podświadomie, być może dzięki wrodzonemu i podrasowanemu przez lata instynktowi - że w ciągu tych kilku tygodni zmieniło się zdecydowanie za dużo, by mogli tak po prostu wrócić do punktu, w którym byli przed ostatnią wymianą wiadomości tekstowych.
- Nie lubię się wpraszać. Wolałam się upewnić - wyjaśniła treściwie, choć skłamałaby, gdyby stwierdziła, że słowa mężczyzny nie podniosły jej na duchu i nie wlały odrobiny w nadziei w ostatnio zszargane przez nerwy serce. Nie miała okazji rozmawiać z jego pracownikami długo, tak samo jak nie pozwoliła sobie na dokładne oględziny każdego kąta gabinetu i całego salonu, toteż jej wiedza w tym zakresie pozostawała raczej ograniczona. Na własne życzenie, bo przecież to ona się odcięła i to samo poleciła Rhysowi.
Lottie zadarła głowę, pozwalając, by jej spojrzenie zrównało się z tym męskim. Wpatrywała się w Rhysa z tej perspektywy, mając wrażenie, że w otaczającej ich ciszy donośne uderzenia jej serca były tym bardziej słyszalne. Denerwowała się, choć sama nie wiedziała, czym dokładnie - tym, że być może została na lodzie w sprawie pracy, czy może tym, że bezpowrotnie straciła przyjaciela, który był przy niej, gdy nie było nikogo innego?
Odpowiedź wydawała się prosta i oczywista, szczególnie kiedy jej drobna sylwetka przylgnęła do tej męskiej, a smukłe ramiona otoczyły pas Rhysa. Przymknąwszy powieki, dała sobie kilka naprawdę długich sekund na to, by ponownie nacieszyć się jego bliskością i spokojem, jaki ogarnął ją, gdy zrozumiała, że nie wszystko było stracone.
- Ja też - przytaknęła cicho, nie pozwalając, by odsunął się od niej zbyt szybko. Były w jej życiu osoby, których nie chciała stracić za żadne skarby świata i Rhys Alderidge niewątpliwie zaliczał się do tego wąskiego, ale niezwykle istotnego dla Charlotte grona. - Przepraszam. Nie powinnam była się na tobie wyżywać. Wiem, że chciałeś dobrze - przyznała, kiedy nieco poluzowała uścisk i doprowadziła do chwili ponownego spotkania ich oczu w jednej linii.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Danego słowa dotrzymał. Był bliski złamania go, kiedy złośliwe myśli gościły w jego głowie i podpowiadały, że to już koniec, ale ostatecznie... Na swój sposób udało mu się dotrzymać obietnicy, jaką złożył Charlotte. Faktem było jednak to, że z drobną pomocą znajomej, która miała więcej oleju w głowie niż on.
Mogłaś zadzwonić, albo napisać — zauważył, zerkając na nią z ukosa. Miała wiele opcji, żeby dowiedzieć się, czy wciąż było dla niej miejsce w studio. Wybrała taką, którą w żartobliwym tonie, można byłoby określić mianem wproszenia się, ale nie powiedział tego na głos. To nie był odpowiedni czas na żarty, na które nawet nie miał ochoty, kiedy wszystko było tak kruche, a atmosfera pomiędzy nimi uświadamiała boleśnie, po jak niepewnym gruncie stąpali.
On również się denerwował. Chociaż chciał walczyć o tę relację, bał się tego, że działało to tylko w jedną stronę. Że koniec końców jej wizyta była związana tylko i wyłącznie z pracą, a powrót na stopie prywatnej do tego, co mieli nie tak dawno, nie było już czymś, czego mogłaby pragnąć równie mocno, co on. A mimo to podjął się ryzyka. Dla niektórych ludzi warto było ryzykować i wcale nie musieli znać się od lat. Ostatnie miesiące były przykładem tego, że czas nie miał znaczenia. Ważniejsze było to, jak wiele razem przeżyli. Skreślenie tego od tak, nie było czymś, na co Rhys chciał sobie pozwalać. Nie potrafił iść na łatwiznę.
Uśmiechnął się pod nosem. Jej reakcja i te dwa krótkie słowa były tym, czego potrzebował. Przyniosło to ukojenie, którego nie odnajdywał, gdy od kilkunastu dni emocje rozrywały go od środka, a na język cisnął się krzyk, którym chciał wytknąć światu to, że wszystko się sypało. Zduszał go, bo wiedział, że żadne słowa nie byłyby w stanie oddać tego, co tak naprawdę czuł. Ani słowa, ani gesty nie były w stanie tego przedstawić.
Zasłużyłem sobie. Nic nie upoważnia mnie do ingerowania w twoje życie. Nawet przyjaźń — westchnął. Ta przyjacielska więź była dla niego najważniejsza i chciał wierzyć, że ona również postrzegała to w ten sposób. Bo znajomych można było mieć wielu, kobiet i mężczyzn w swoim życiu również, ale przyjaciele to była inna kategoria. Nie każdy mógł nim zostać. Do tego potrzeba było czegoś więcej. Bezgranicznego zaufania i poczucia, że jedno za drugim wskoczyłoby w ogień, gotowe wesprzeć, wysłuchać, wspólnie milczeć czy porozmawiać zarówno na lekkie tematy, jak i te ciężkie. W jego przypadku taką osobą była Lottie. Jedyna w swoim rodzaju, która w krótkim czasie uplasowała się na pierwszym miejscu listy osób, które stały się dla niego najważniejsze. Której zaufał, która nie była jedną z tych osób, która przyjaciółką stawała się w chwili, w której czegoś potrzebowała. Jednocześnie ostatnie dni uświadomiły mu, że nawet to nie dawało prawa do tego, by wtrącał się w sprawy Charlotte i Blake'a. Ciąża i zamieszanie z nią związane, było ich problemem. On sam zaś powinien był siedzieć cicho, żeby mogli sobie to rozwiązać sami. Postąpił inaczej, kierowany złością względem kumpla za to, jak potraktował Lottie, ale i troską o nią. Żałował. Emocje nie były dobrym doradcą.
Wszystko w porządku? — zapytał, wspierając swoje czoło na tym kobiecym. Ciężko było mu określić jednoznacznie, o co pytał.
Czy było w porządku między nimi?
Czy było w porządku u niej?

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Mogła. Mogła napisać, zadzwonić, przysłać gołębia lub sowę. Istniało wiele sposobów na nawiązanie kontaktu i przeprowadzenie krótkiej, formalnej rozmowy dotyczącej jej zawodowej przyszłości w biznesie Rhysa, ale czy naprawdę Charlotte chodziło właśnie o to?
Musiało, bo przecież powodem jej wizyty w studio wcale nie było to, że chciała go zobaczyć, sprawdzić, co u niego, upewnić się, że wszystko było w porządku. Absolutnie nie chodziło o niego, ich wiszącą na włosku przyjaźń, o przyszłość, której tak bardzo się bała, kiedy pojawiła się perspektywa spędzenia jej bez Rhysa.
Była beznadziejnym kłamcą.
- Wolę rozmowy w cztery oczy - przyznała pokrętnie, posyłając mężczyźnie przepełniony niewinnością i brakiem wyrzutów sumienia uśmiech. Kiedy usłyszała, że tego dnia nie było go w pracy, była skłonna wyjść i nie zawracać nikomu głowy. Nie sądziła, że niespodziewanie mógłby rzucić wszystko i pojawić się w studio, ale z perspektywy czasu wcale nie żałowała jego szybkich, bardzo zdecydowanych decyzji.
Nie żałowała również swojej własnej, dotyczącej przyjścia do tego miejsca. Choć sytuacja między nimi pozostawała niejasna, a pytań było więcej niż faktycznych odpowiedzi, to jednak tęsknota za bliską osobą wygrywała ze zdrowym rozsądkiem czy urażoną dumą.
- Gdybym wiedziała, że się znacie... - westchnęła, przymykając powieki. Nie chciała być kością niezgody, a miała wrażenie, że stała się nią zupełnie nieświadomie. Nie wiedziała, czy Blake był zły, bo Rhys w drodze całkowitego zbiegu okoliczności stał się posiadaczem informacji na ich temat, bo stanął po jej stronie, czy może istniały inne, dużo bardziej złożone powody jego zachowania. Pewna była jedynie tego, że również Alderidge nie powinien był ingerować, nawet jeżeli doceniała jego dobre chęci, zaangażowanie i pragnienie ulżenia w cierpieniu, jakie odczuwała, ilekroć wspomnieniami wracała do rozmowy z Griffithem na cmentarzu. - Rozmawialiście od tamtego czasu? - zagaiła, chcąc zrobić subtelne rozeznanie w sytuacji niekomfortowej dla całej trójki. Nie wyobrażała sobie, że przez nią i jej ciążę Blake i Rhys mieliby się już więcej do siebie nie odezwać.
- Tak. Jest lepiej - przyznała szczerze, jednak bez wdawania się w zbędne szczegóły. Nie miała pojęcia, jak daleko idąca była ciekawość Rhysa, dlatego wolała nie wychodzić przed szereg i nie wyrywać się z opowieściami, nawet jeżeli na sercu ciążyło jej tak wiele spraw. - A u ciebie? - dodała po krótkiej pauzie, pragnąc jak najszybciej nadrobić braki w wiedzy z ostatnich kilku tygodni.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie tylko ona beznadziejnie kłamała. On również. Mógł sobie od kilkunastu dni wmawiać, że zdoła przejść z tym wszystkim do porządku dziennego i ruszy dalej, ale było to kłamstwo, którym karmił samego siebie. Może był za miękki, może za bardzo przywiązywał się do ludzi, ale nie przeszedłby kolejny raz do porządku dziennego ze świadomością, że znowu kogoś stracił. Rok po roku, były to kolejne osoby. Te, które obdarzał sympatią, zaufaniem, które był gotowy wspierać na każdym kroku i za które dałby sobie głowę uciąć, jeśli wymagałaby tego jakaś sytuacja.
Kiedy więc Lottie pojawiła się w studio, dalsze karmienie się tym kłamstwem przestało mieć jakikolwiek sens. Nie mógł od tak olać faktu, że pojawił się w miejscu, w którym spędzał każdy dzień, mimowolnie zerkając z nadzieją w stronę wejścia, ilekroć otwierały się drzwi, by w nich stanęła nie ona, a kolejny klient.
To by niczego nie zmieniło — stwierdził. Bo niby co miałoby zmienić? Powiedziałaby mu od razu, że chodzi o Blake'a? Zataiłaby fakt, że jest w ciąży i odsunęła się pod byle pretekstem? Z tej dziwacznej sytuacji nie było dobrego wyjścia. Każde ciągnęło za sobą konsekwencje, które dla którejś z trzech stron nie byłoby satysfakcjonujące, ani nawet przyjemne. Był to pokręcony przyjacielski trójkąt w który nie powinni ingerować. Wszystko musiało się potoczyć samo, bez względu na to, jakie byłyby ostateczne efekty. Rhys chciał jednak wierzyć w to, że koniec tej pogmatwanej sprawy będzie dobry. Że wszyscy dojdą do porozumienia i jakoś zdołają wypracować sobie relacje od nowa, by nikt nie był poszkodowany i odsunięty na bok. On nikogo odsuwać od siebie nie zamierzał. Ani Charlotte, ani Griffitha. Jednocześnie nie zamierzał się narzucać, bo to też nie było dobre. Czasami chyba potrzeba było tych cichych dni, by każdy mógł sobie poukładać wszystko w głowie i zrozumieć, że z pewnych znajomości nie trzeba było rezygnować, bez względu na wszystko.
Nie. Obaj jesteśmy zbyt uparci i obaj powiedzieliśmy za dużo — mruknął. Kilkukrotnie łapał się na chęci, by napisać albo zadzwonić do kumpla, ale ostatecznie odkładał telefon szybciej, niż po niego sięgał. Obaj mieli swoje za uszami w odniesieniu do tamtego spotkania. Nie chodziło jednak już o to, że duma Rhysa też została urażona. On najzwyczajniej w świecie nie miał pojęcia, jak zacząć temat. Co ciekawe, wydawało mu się to naprawdę ciekawe, że zrobienie pierwszego kroku w odniesieniu do wieloletniego kumpla, okazywało się dużo trudniejsze, niż w odniesieniu do Lottie. Sęk tkwił może jednak w tym, że z nią zżył się bardziej i miał wrażenie, że zna ją lepiej niż Blake'a z którym kontakt od dawna miał sporadyczny. Nie odczuwał przez to aż takiego lęku, że w trakcie rozmowy powie coś, co zostanie źle odebrane, bo ona... Przecież też go znała. Wiedziała, że czasami miał kiepski dobór słów.
Cieszę się — uśmiechnął się ciepło. Zależało mu na tym, by w końcu zaczęła wychodzić na prostą z tego bagna, w którym utknęła. Zasługiwała na spokój i względną stabilizację w życiu, nawet jeśli te w dalszym ciągu miało rzucać rozmaite kłody pod nogi, bo nigdy nie było idealne. — Cóż... Bywało lepiej — odparł wskazując na swój policzek, który tuż pod okiem był przyozdobiony siniakiem. Uśmiechnął się lekko i usiadł na sofie, którą nie tak dawno postawił w biurze, by nie gnieść tyłka na krześle w chwilach wytchnienia od pracy. Klepiąc miejsce obok siebie, dał Lottie do zrozumienia, że powinna była usiąść obok. — Nie wiem, co ci powiedzieć, Lottie. Niby nie jest źle, ale... W krótkim czasie wszystkie ważne dla mnie osoby zniknęły z mojego życia. Rodzina, Ty, Blake, Felicity... W pewnym momencie zrozumiałem, że naprawdę mogę zostać sam, stąd te siniaki — podjął się wyjaśnień i przetarł twarz dłońmi, by zaraz zerknąć na Lottie z ukosa — Chciałem wystartować w wyścigu. Odreagować to wszystko, kiedy byłem pewny, że nic nie zmieni się na lepsze. Dzień przed wyjazdem Fel — przyznał. Wiedział, że dostanie za to po uszach, bo obiecał, że nigdy więcej tego nie zrobi. Wiedział też, że sobie zasłużył chociaż ostatecznie nie wystartował. Charlotte zasługiwała jednak na szczerość.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nie wiedziała, czy to cokolwiek by zmieniło, ale być może pozwoliłoby uniknąć konfliktów, które miały miejsce jako konsekwencje ukrywania pewnych informacji. Grunt, po którym stąpali Charlotte i Blake, był bardzo niepewny. Nie sprzyjały im historia, okoliczności, bliscy. Sama świadomość nieplanowanej ciąży była przerażająca i popychała ich w kierunku decyzji oraz zachowań, na które nigdy by się nie zdobyli - ani w stosunku do innych osób, ani do siebie nawzajem.
Lekarstwem okazał się czas, ale nawet to nie niosło ze sobą pocieszenia. Hughes nie chciała, by wszystko zostało zaprzepaszczone przez kilka nieporozumień, źle dobranych i zinterpretowanych słów, przez to, że padło ich zdecydowanie za dużo w przeciągu zbyt krótkiego czasu.
- Więc tak po prostu to zostawicie? - zagaiła, unosząc brew. Nie miała pojęcia, jakie było nastawienie każdego z mężczyzn. Mogła jedynie domyślać się, że pierwsze skrzypce grała urażona duma i chęć pokazania, że żaden z nich nie czuł się dotknięty sytuacją sprzed kilku tygodni. Charlotte z kolei wciąż walczyła z pokusą zaangażowania się w ten konflikt i doprowadzenia do pojednania. To jednak niosło ze sobą ryzyko, którego wcale nie chciała ponosić. Rhys i Blake byli dorośli, mogli rozwiązać tę sprawę szybko, gdyby tylko zechcieli, ale najwidoczniej to wcale nie znajdowało się na liście ich priorytetów. Nie mogła ich winić, choć nie do końca to pojmowała, skoro się przyjaźnili i to najwidoczniej dużo dłużej niż ona i Alderidge.
Odsunąwszy się od biurka, Charlotte skorzystała z wystosowanego przez przyjaciela zaproszenia, usadawiając się na kanapie tuż obok niego.
- Nie zniknęłam z twojego życia - zaprotestowała szybko, zaraz potem żałując wyrywności. Z perspektywy ostatnich wydarzeń Rhys mógł to odebrać w ten sposób, ale jednak prawdziwe zamiary Charlotte były naprawdę dobre. Chciała dać zarówno sobie, jak i jemu czas na to, by przemyśleli wszystko i nabrali dystansu do wielu gwałtownych wydarzeń we wspólnej codzienności. - Chciałeś? Ale nie wystartowałeś? - podjęła, unosząc brew. Miała wrażenie, że tymczasowe zawieszenie kontaktu było najgorszym ze wszystkich możliwych pomysłów, ale cofnięcie czasu było już niemożliwe.
- Z kim się pobiłeś? - dodała, zerkając na zdobiącego jego twarz siniaka i pojedyncze zadrapania.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wiem, Lottie. Nie chcę tak tego zostawiać, ale nie chcę też niczego robić teraz. Mam wrażenie, że jest za wcześnie, bo emocje jeszcze do końca nie opadły, a nie chcę pogarszać już i tak beznadziejnej sytuacji — westchnął. W normalnych okolicznościach po kłótni z kumplem, już dawno zamówiłby pizzę, kupił skrzynkę piwa i poszedłby się dogadać, ale to nie były normalne okoliczności i wymagały czasu. Cholernie dużo czasu na to, żeby każdy z nich poukładał sobie wszystko w głowie i wykazał minimalne chęci na to, by się dogadać. Nie wystarczyło to, że chciała tego jedna strona. Musiały chcieć obie, dlatego Rhys nie chciał nic robić. Wolał jeszcze trochę poczekać i pozwolić na to, by w pierwszej kolejności Blake wyjaśnił sobie wszystko z Lottie. Wydawało mu się, że ich stabilna sytuacja, mogłaby być pierwszym krokiem do sukcesu.
Teraz to wiem — przyznał. Teraz wiedział, jednak ostatnie dni były ciężkie i naprawdę ciężko było mu myśleć optymistycznie, kiedy z dnia na dzień kolejne osoby znikały z jego codzienności, a on, żadnej z nich nie potrafił zatrzymać. Rhys chciał to zrobić. Chciał zatrzymać Lottie tamtego dnia, kiedy zasugerowała dystans. Chciał zatrzymać Blake'a, kiedy ten przekreślił ich znajomość pod wpływem chwili. Chciał również zatrzymać Felicity i wiele innych ważnych dla niego osób na przestrzeni całego swojego życia, ale nie robił tego, bo wiedział, że nikogo nie można było zatrzymać przy sobie siłą. Jeśli ktoś chciał odejść, miał do tego prawo. Jemu zaś pozostało wierzyć w to, że wszyscy prędzej czy później wrócą, bo zamierzał czekać. Dniami, tygodniami a nawet miesiącami. Lottie już wróciła. To cholernie go ucieszyło i przyniosło jakąś ulgę.
Chciałem, ale nie wystartowałem — przytaknął. Teraz nie był nawet w stanie określić, czy by to zrobił, gdyby dawna znajoma nie zauważyła, że tamtego dnia nie był sobą i w porę nie odciągnęła jego uwagi od chęci wejścia do samochodu. Prawdopodobnie nie zrobiłby tego, bo podświadomie czuł, że był to zły pomysł, ale nie potrafił okłamywać samego siebie. Kiedy targały nim emocje, miał tendencję do robienia rzeczy, których nie powinien.
Znajoma z wyścigów, miała problem z jednym gnojem. Trzeba było sprowadzić go do parteru, za to, jak ją traktował — odparł, krzywiąc się na samo wspomnienie tego, czym podzieliła się Andrea. Niektórzy mieli wybitne (nie)szczęście trafiać w życiu na niewłaściwych ludzi, których obecność w czyjejś codzienności wiązała się z licznymi nieszczęściami i sytuacjami, które nie powinny mieć miejsca. — Ale to nic. Za parę dni nie będzie śladu — dodał z lekkim uśmiechem, bo nie musiała się martwić. Nie było czym, zważywszy na to, że czuł się całkiem dobrze.
Od kiedy chcesz zacząć? Przyznam, że mamy tu małe urwanie głowy. Grafik zaczyna pękać w szwach — zagaił jeszcze. O innych sprawach mogli porozmawiać poza studio. Przy pizzy albo na spacerze. Z dala od potencjalnie wścibskich uszu pracowników.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Grymas niezadowolenia zdawał się być najwymowniejszym ze wszystkich sygnałów. Świadomość, że Rhys i Blake wciąż nie odnaleźli nici porozumienia, była przytłaczająca. Nie tylko dlatego, że konflikt w jakimś stopniu dotyczył także Charlotte, ale dlatego, że Hughes nie lubiła, kiedy jej bliscy pozostawali ze sobą skłóceni. Na domiar złego doskonale znała zarówno jednego, jak i drugiego z mężczyzn, toteż była pewna, że urażona duma, uczucie rozczarowania i wbita sobie na siłę do głowy myśl o zdradzie były siłą napędową wszystkich ich działań oraz zachowań.
- Chciałabym, żebyście się pogodzili, chociaż wciąż nie wiem, co dokładnie między wami zaszło - wyjaśniła i bynajmniej nie była to żadna żałosna próba wyciągnięcia z przyjaciela większej ilości informacji niż te, którymi zdążył ją uraczyć kilka tygodni temu w trakcie wymiany esemesów. Ta sprawa wydawała się aktualna i przedawniona jednocześnie, a Charlotte nieustannie próbowała przypomnieć sobie, że miała do czynienia z dorosłymi mężczyznami, którzy na pewno potrafili załatwiać własne problemy między sobą, bez konieczności udziału osób trzecich. Nie powinna była się wtrącać, nawet jeżeli troskliwa natura i wyczulony na negatywne emocje charakter podpowiadały coś zupełnie innego.
Charlotte przygryzła policzek od środka, dając sobie kilka dodatkowych minut na przeanalizowanie sytuacji związanej z wyścigami. Jej jednorazowa wizyta na torze wystarczyła, by wiedziała, że nie było to miejsce dobre ani dla niej, ani dla Rhysa, ani dla żadnego innego zwyczajnego człowieka. Wiadomość, że Alderidge zdążył się wycofać, przyniosła ulgę.
- To dobrze. W końcu... obiecałeś - mruknęła przekornie, chcąc nieco rozluźnić atmosferę, ale jednocześnie mając wrażenie, że ta była wystarczająco gęsta, by móc kroić ją nożem. Brakowało jej dotychczasowej swobody, możliwości mówienia i robienia, co chciała, przekonania, że między nią i Rhysem wszystko było w jak najlepszym porządku.
- I musiałeś to zrobić akurat ty? - zagaiła, unosząc brew. Nie była zachwycona, że to on po raz kolejny bawił się w rycerza na białym koniu, choć skłamałaby, gdyby powiedziała, że to właśnie tej cechy męskiego charakteru nie lubiła najbardziej. Rhys był świetnym, porządnym facetem, dlatego jego szybka reakcja nie była dla niej żadnym zaskoczeniem, nawet jeżeli sam dość mocno przy tym ucierpiał.
- Właściwie to nawet od jutra - przyznała, raz jeszcze rozglądając się po dość gustownie urządzonym gabinecie. Świadomość, że mimo wszystkich przeszkód naprawdę miała zająć nim w swoje własne miejsce, podnosiła ją na duchu.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Wierz mi, też bym chciał, ale nie nastawiaj się na to. Za jakiś czas do niego zadzwonię, wybadam grunt, ale nie zamierzam nalegać, jeśli on nie będzie chciał dojść do porozumienia. - Wiedział, że Blake wyobraził sobie za wiele. Trochę prawdy w tym było, ale jakie miało to znaczenie, gdy granice relacji Rhysa i Lottie były jasno postawione? Nie miał pojęcia, czy uda mu się wyjaśnić kumplowi, że nic nie wyglądało tak, jak ten sobie wyobraził. - A jeśli chcesz wiedzieć, co zaszło, to pogadamy o tym potem. O ile dasz się wyciągnąć na spacer i obiad? - zagaił. Jedzenie było dobre na wszystko, wierzył więc, że w ich przypadku będzie dobre na to, by rozluźnić atmosferę i wrócić do punktu w ich relacji, gdzie nie było miejsca na żadną niepewność i wątpliwości wzgledem dalszej rozmowy, a poczucie swobody ponownie byłoby czymś na porządku dziennym.
- Wiem. Mam szczęście, że nad moją głupotą czuwa więcej osób, niż bym chciał - stwierdził. Gdyby nie to, może popełniłby błąd, a może nie. Czas by to zweryfikował, ale faktem było to, że gdyby wystartował, żałowałaby konsekwencji. Pogorszyłby wiele spraw, a tego przecież nie chciał. - Przepraszam... - mruknął po chwili, ujmując dłoń przyjaciółki -... Że w tamtym momemcie byłem cholernym egoistą - dodał. Nigdy nie chciał nim być, ale tamtego dnia, w tamtej chwili było mu wszystko jedno. Nie myślał o niej, o sobie, o tym co mogło się stać. Egoistycznie dostrzegał tylko swoją samotność, ale nie brał pod uwagę tego, co czuliby inni, gdyby wystartował i coś poszłoby nie tak.
- Znasz mnie. Mam syndrom rycerza na białym koniu. Przy okazji trochę odreagowałem, a typ zastanowi się dwa razy, zanim wykorzysta kolejną laskę - wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem. Siniaki których się dorobił, były warte tego, w jakim stanie zostawił gnoja sadzącego, że był panem i władcą. To co usłyszał od Andy nie było czymś obok czego potrafiłby przejść obojętnie, a Lottie musiała przyznać, że znała go na tyle, by wiedzieć, że nie potrafił przejść obojętnie obok czyjegoś smutku i krzywd. Gdyby zaszła taka konieczność, zrobiłby to raz jeszcze.
- W takim razie, jutro zaczynasz pracę - uśmiechnął się i wstał, podchodząc do biurka, które miało być jej miejscem pracy - Masz tu wszystko, co będzie ci potrzebne przy projektach - dodał, otwierając dwie szuflady, do których mogła zajrzeć, by upewnić się, że o niczym nie zapomniał - A tutaj trzymamy całą dokumentację. Sprawy sanepidu, urzędowe, faktury, grafiki, księgowość. Starałem się to uporządkować, ale myślę, że w wolnej chwili będziesz mogła to przejrzeć, bo możliwe, że coś trafiło do złego segregatora - wyjaśnił pokazując spory regał pełen tego, czego nienawidził - papierkowej roboty.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Uzyskana odpowiedź nie była taką, której Charlotte oczekiwała i która niosłaby ze sobą minimalną choć satysfakcję. Męskie dramaty nigdy nie były gruntem, na który ona chciała świadomie wchodzić. Podobno to kobiety roztrząsały, były pamiętliwe, wypominały sobie wszystko. Faceci, ponoć, wykazywali się nieco większym pragmatyzmem; w przypadku konfliktu dawali sobie po mordzie, a potem szli na piwo, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Charlotte wolałaby, aby Rhys i Blake wykazali się podobnym nastawieniem.
- Może zjemy tutaj? Na dworze jest skwar, a ja źle go ostatnio znoszę - poprosiła, unosząc brew. Nie miała ochoty na ani bliższe, ani dalsze spacery. Tak naprawdę chyba nawet nie chciała opuszczać przyjemnie chłodnego gabinetu i klimatyzowanego głównego pomieszczenia studio. Zjedzenie obiadu tutaj wydawało się opcją rozsądną i niezwykle wygodną i to nie miało nic wspólnego z tym, że blondynkę zżerała ciekawość, więc pewne informacje pragnęła uzyskać jak najszybciej.
Westchnęła, kiwając głową. Rozumiała. Albo próbowała zrozumieć, bo jednak dotychczas nie pojmowała sensu brania udziału w cholernych wyścigach. Kasa, adrenalina, kaprys? Nie widziała innych powodów, a i te nie wydawały się wystarczająco mocne, by Charlotte zerknęła na to zajęcie nieco przychylniejszym okiem.
- W porządku. Najważniejsze, że... odpuściłeś. I że nic ci się nie stało - skwitowała, posyłając przyjacielowi uśmiech. Nie chciała, by chwila słabości zaowocowała kłopotami, których konsekwencje mogłyby być dużo poważniejsze niż tych kilka zadrapań i siniaków, które gołym okiem były widoczne na jego twarzy. - Tak, wiem i trochę mnie to przeraża. Mógł zrobić ci krzywdę - upomniała Rhysa. Być może nawet brzmiała przy tym jak jego matka czy inna dorosła, negująca postępowanie głupiego dzieciaka osoba dorosła, ale jakie to miało znaczenie, jeżeli kierowała się szczerą troską o jego dobro i zdrowie?
- Na pewno wszystko się zgadza - przytaknęła i sama znalazła się przy biurku, które od jutra miała określić mianem własnego. To do złudzenia przypominało mebel, przy którym spędziła ostatnich kilka lat w FBI, ale lekkość związana z nowymi możliwościami była dużo przyjemniejsza niż stres wynikający z pilnowania porządku, którego sama... nie zawsze się trzymała. - To jak? Zamówimy coś tutaj? Czy nie masz ochoty spędzić wolnego dnia w pracy? - zagaiła, chcąc się upewnić, że jej wcześniejsza propozycja była akceptowalna i że mogłaby wykorzystać porę obiadową na rozeznanie się w sprawach studio.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jasne. Swoją drogą, jak się czujesz? Wszystko w porządku? Nie dzieje się nic złego? — zerknął na nią z troską. Pamiętał jak niedawno trafiła do szpitala. Martwił się i miał nadzieję, że od tego czasu wszystko było już unormowane, a Lottie nie musiała ganiać bez końca po lekarzach, dla dobra swojego i dziecka. Co za tym szło, nawet przez myśl nie przeszło Rhysowi, by nalegać na wyjście i tułaczkę po mieście. Nie chciał, żeby odbiło się to na kobiecym samopoczuciu w negatywny sposób, kiedy równie dobrze mogli zostać w studio, posiedzieć, najeść się i porozmawiać za zamkniętymi drzwiami, kiedy jego pracownicy skupiali się na klientach.
Cóż, mam się tu jeszcze o kogo troszczyć. Ten wyścig mógłby to zmienić — stwierdził, rzucając jej rozbawione spojrzenie. Co jak co, ale teraz gdy wyjaśnili sobie ostatnie ciche dni, nie miał problemu z tym, by uświadomić Lottie w tym, że nie pozbędzie się go tak łatwo. Była jego przyjaciółką. Kimś cholernie dla niego ważnym, za kim w dalszym ciągu był gotowy skoczyć w ogień. Może nie panował nad swoim życiem tak, jakby tego chciał, ale w dalszym ciągu mógł robić coś dla innych, będąc wsparciem w tych dobrych, jak i złych chwilach. — Daj spokój, ryj nie szklanka. Zagoi się — zażartował, szturchając kobietę lekko ramieniem i uśmiechając się ciepło. Doceniał troskę, ale stało się. Było już po fakcie, a gdybanie nad tym, co by było gdyby, nie miało żadnego sensu. Wszystko skończyło się dobrze i tego powinni byli się trzymać. A to, że w przyszłości ten wyskok mógł się jeszcze na nim odbić, w tej chwili nie miało żadnego znaczenia. Rhys nie zamierzał spędzać całych dni na oglądaniu się za siebie z obawą, że Mark nagle wyskoczy gdzieś zza rogu, gotów odpłacić się pięknym za nadobne i zemścić za to, że Andy mu zwiała z pomocą Alderidge'a.
Zastanawiałem się, czy nie postawić tu jakiejś roślinki, żeby było przytulniej, ale pewnie bym jej nie utrzymał przy życiu — przyznał, kiedy Lottie usiadła przy swoim biurku. Przez myśl przechodziło mu kilkukrotnie, by stworzyć jej taki przytulny a przy okazji funkcjonalny kącik pracy, ale nie miał pewności czy ich współpraca była aktualna. Wolał się więc wstrzymać, zamiast kupować cokolwiek, co ostatecznie zwiędłoby albo leżało zakurzone.
Nie ma problemu. I tak dzisiaj nie pracuję — stwierdził. Jeśli nie miała sił na spacery przy takiej pogodzie, to nie widział innego wyjścia. Powinni byli zostać w studio i cieszyć tym, że pomyślał o klimatyzacji w trakcie remontu. — Na co masz ochotę? Naleśniki z tej knajpki niedaleko, czy coś innego? — zapytał. Jemu było obojętne, co zjedzą. To nie on był w ciąży i nie on miał prawo do jakiś dziwnych zachcianek, więc był gotów się dostosować. Nie mógł jednak nie wspomnieć o naleśnikach, które niegdyś przyniosła i które od tego czasu, co jakiś czas zamawiał, żeby zjeść coś na szybko pomiędzy kolejnymi sesjami z grafiku.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alki Beach”