WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Seattle raz jeszcze powitało ją deszczem.
Lata spędzone w Szmaragdowym Mieście sprawiły, że przyzwyczaiła się do szarej, ponurej aury, pośród której z trudem dopatrzyć się można było pozytywnych aspektów otoczonej wyblakłymi kolorami codzienności. Charlotte nigdy nie należała jednak do grupy osób krytykujących ten konkretny element. Lubiła ciemne niebo, zbierające się nad wieżowcami burzowe chmury, niosący ze sobą powiew świeżości deszcz oraz to, jak lekkie i rześkie było powietrze tuż po burzy. Niedługo potem wychodziło przecież słońce, dając nadzieję na lepszy dzień.
Na spokój, szczęście, na miłość.
Przecież i ona kochała.
Siebie, córkę, jego. Cały świat. A potem, w jednej chwili, w ułamkach sekund wszystko runęło pod wpływem wyniszczającego ognia wynikającego z okrucieństwa losu. Teraz, gdy największe kłęby dymu opadły, wciąż na oślep poruszała się po zgliszczach tej miłości, raz za razem potykając się o odmęty wspomnień, wśród których nadal było miejsce dla osób, które jeszcze kilka miesięcy temu wypełniały pustkę, a których brak dziś był jej największym powodem.
W uszach wciąż pobrzmiewał doskonale znajomy, acz rzadko słyszalny męski śmiech, a przed oczami miała spokojną, rozanieloną buzię zaledwie kilkutygodniowego dziecka. Przywołując te obrazy każdej nocy, pozwalała sobie, by kolejne łzy spływały po chłodnych policzkach i wsiąkały w materiał poduszki, która niespodziewanie stała się jedynym oparciem. Jedynym, jakie miała. Jedynym, jakiego - jak naiwnie sądziła - potrzebowała.
Gdy więc padało, słone łzy nie był widoczne, a kiepski nastrój można było zrzucić na poczet kapryśnej o tej porze roku pogody. Właśnie to zamierzała zrobić, gdy - po odebraniu walizki - przystanęła w głównym holu lotniska, wystukując na ekranie telefonu krótką wiadomość.
Wróciłam.
Choć o swoich planach poinformowała Lavę jakiś czas temu, to jednak myśl, że wróciła do domu, brzmiała jak absurd, z którym Hughes nie umiała sobie poradzić. Dom. Jedno krótkie słowo; proste w bogactwie swoich znaczeń, mające tak wiele miejsca w kobiecym sercu. Słowo, które dziś brzmiało obco, bo tak samo czuła się ona. Wśród nieznajomych twarzy, w tłumie, który przerażał ją, ilekroć tylko mijała kogoś, kto zwracał na nią uwagę.
Nie znała tych ludzi, ale brała poprawkę na to, że ktoś mógł znać ją. Nawet jeżeli rynek sztuki popularnością cieszył się w zamkniętym, niemal elitarnym kręgu, to jednak wciąż były w Seattle osoby, dla których rozpoznawalna stała się nie przez rodzinną tragedię sprzed kilku lat, nie przez relację z kimś, kto był z nią rzekomo powiązany, nie przez ugruntowane na bezpiecznej pozycji nazwisko ojca, ale przez pracę, którą wykonała na przestrzeni ostatnich miesięcy i sukces, który osiągnęła.
Mimo to wciąż wyglądała, jak gdyby połknęła gorzką pigułkę. Grymasu na twarzy nie ukrył subtelny makijaż, uczucia zmęczenia nie niwelowała podkreślająca nieco wychudzoną sylwetkę elegancka sukienka, desperackie próby ukojenia nerwów miały z kolei zapach nikotynowego dymu. Zdecydowanie nie prezentowała się, jak gdyby miała powód do świętowania.
Jesteś. – Ciężkie, acz przepełnione wdzięcznością westchnięcie było pierwszym dźwiękiem, jakim uraczyła przyjaciółkę. Przyglądała się Lavie z zaciekawieniem, ale i doskonale odczuwalnym dystansem, tak naprawdę nie wiedząc, czy po kilku miesiącach z dala od Seattle miała prawo się do niej zbliżyć, przytulić ją i podziękować za to, że po prostu b y ł a.
Trwała, gdy obok nie było nikogo innego, czego Charlotte nie mogła powiedzieć o sobie, a co obecnie budziło jedynie poczucie wstydu.
Ostatnio zmieniony 2022-10-13, 20:00 przez Charlotte Hughes, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

#47

Nie dziwiło jej to, że Charlotte postanowiła wyjechać z miasta, zwłaszcza po tragicznych wydarzeniach, które miały miejsce w jej życiu. Towarzystwo Blake’a pozwalało myśleć, że nie była to ucieczka, a próba rozpoczęcia nowego, może odrobinę szczęśliwszego życia. Kibicowała im, bardzo i od dawna, mając nadzieję, że Griffith okaże się dla blondynki wsparciem, jakiego potrzebowała. Jedną stałą w jej życiu, zaufaną osobą, którą mogła kochać i która miała być przy niej niezależnie od okoliczności.
Czy tęskniła? Cholernie, chociaż z każdym dniem jakby odrobinkę mniej. To też nie był łatwy dla Lavy czas. Śmierć małej Zoey była dla niej ciosem, a patrzenie na zrozpaczoną przyjaciółkę bolało jeszcze bardziej. Strata Rhysa ją dobiła, nadzieja na lepsze jutro odeszła razem z chorym przyjacielem, zostawiając Lavę z poczuciem pustki i bezsilności. Rozstanie z Nathanielem tylko pogłębiło ten stan, popychając ciemnoskórą do podjęcia decyzji, która chyba jakiś czas wcześniej ukryła się w jej myślach. Ucieczka. Wyjazd. Czy była tchórzem, który nie chciał skonfrontować się z rzeczywistością? Wszystko wskazywało na to, że tak, chociaż miała to głęboko gdzieś. Nie była w stanie wrócić do normalności, musiała więc znaleźć sobie inne miejsce, w którym nikt nie pytał, dlaczego płakała, jak się dziś czuje, co planuje dalej, ani nie rzucał serdecznymi radami, które tylko przypominały jej o tym, że wszystko, co się wydarzyło, było jedną wielką tragedią, o której nie potrafiła zapomnieć.
I właśnie wtedy, a właściwie przede wszystkim wtedy… potrzebowała Charlotte. Z pewnością wielkim błędem było niezakomunikowanie tego przyjaciółce, ale pragnęła, by ta w końcu odnalazła spokój. Także próbowała poradzić sobie sama ze swoimi demonami na różne, niekoniecznie aprobowane przez większość społeczeństwa sposoby, by w końcu wrócić do Seattle i spróbować żyć, jakby pogodziła się ze stratą. Ból i żal wsadziła do kieszeni, na twarz przybierając odpowiednią, tę uśmiechniętą i znaną wszystkim doskonale maskę.
Wiadomość o powrocie Charlotte do miasta ją zaskoczyła. Nie była pewna, czy ma na myśli faktyczny powrót, czy po prostu planuje ją odwiedzić, a kilka krótkich wiadomości nie do końca wyjaśniało sytuację. Cieszyła się jednak, że ją zobaczy.
– Ty również. – oznajmiła z delikatnym, ciepłym uśmiechem. – Chodź tu. – od razu rozłożyła ramiona, by objąć nimi przyjaciółkę. – Tak się cieszę. – przyznała szczerze, przedłużając uścisk. W końcu odsunęła się od blondynki, powoli przesuwając spojrzeniem po jej twarzy i sylwetce. Nie skomentowała jednak jej wyglądu, sama jeszcze kilka tygodni wyglądała nie lepiej. – Pomóc ci? – zapytała, spoglądając na stojącą obok walizkę.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Wymówki, powody, wyjaśnienia - podczas długiego lotu dokładała wszelkich starań, by stworzyć jak najprostsze, nie dające zbyt wielkiego pola manewru do kontynuowania tematu. I to wcale nie tak, że chciała przyjaciółkę pozbawić wiedzy czy prawdy, ale ta wydawała się dość oczywista, a Charlotte bardzo pragnęła wierzyć w kobiecą intuicję oraz to, jak dobrze Lava ją znała. Czasami słowa wydawały się zbędne, a w ostatnim czasie wydostawały się one z gardła blondynki w bardzo ograniczonym stopniu, wszak gesty czy mimika były dużo wymowniejsze.
Użalanie się nad sobą nigdy nie było zajęciem, które Charlotte Hughes pragnęła praktykować. Wielokrotnie podejmowała próby pokazania światu, że była silna i niezłomna. Nie zawsze się udawało, wszak zadawane przez życie ciosy były niezwykle dotkliwe, ale posiadanie przy sobie grona bliskich osób dodawało animuszu - również wtedy, gdy jednak nie dawała sobie rady, a poproszenie o pomoc stawało się koniecznością. Nie wstydziła się słabości, ale teraz, gdy wszystko się z n ó w rozpadło, dużo bardziej wolała odsunąć się w cień, nie być ciężarem.
Ileż razy mogła bowiem liczyć na to, że ktoś podniesie ją po upadku lub złapie podczas spadania?
Mówiłam, że będę – odparła krótko, może nieco zbyt lakonicznie, ale to wystarczyło, by uświadomiła sobie, jaką lekcję musiała odrobić po powrocie. Nie chciała, by jej rozmowy z Lavą brzmiały w ten sposób, ale grunt wydawał się bardzo niepewny; z Seattle wyjechała przecież w równie ciężkim dla Hale momencie, niejako odrzucając rolę wsparcia, którym zawsze pragnęła być nie tylko dla przyjaciółki, ale rodziny i znajomych. Miała poczucie, że zawiodła i bardzo się tego wstydziła, nawet jeżeli mogła czuć się w pełni usprawiedliwiona, skoro sama przeżywała wtedy prywatną, niezwykle intymną tragedię. – Ja też – przyznała półszeptem, celowo skrywając twarz w ramionach Lavy i korzystając z możliwości wtulenia się w nią. Bardzo jej tego brakowało, a ułożenie myśli w sensowne zdania przychodziło jej z trudem, zwłaszcza w chwili, w której uświadomiła sobie, że zbudowany między nią a Hale dystans zdawał się istnieć jedynie w głowie Hughes.
Nie, dam sobie radę. – Chwyciwszy rączkę walizki, pociągnęła ją za sobą, choć nie do końca wiedziała, jaki właściwie był cel ich podróży; wszystkie sprawy pozostawały przecież otwarte. – Dziękuję, że przyjechałaś. Nie chciałam... dzwonić do kogoś innego. – Lub może zwyczajnie nie miała do kogo? Pigułka prawdy była gorzka i bardzo niesmaczna, ale nie na tym Charlotte chciała skupić swoje myśli.
Jak się masz?

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Chciała być na bieżąco z tym, co działo się u Charlotte, jednak znała ją na tyle, by wiedzieć, że wiele chowała w sobie. Choć Lava była przyjaciółką, której można było się zwierzyć z każdej rzeczy, powierzyć najmroczniejsze sekrety, wypłakać się w ramię, opowiedzieć o swoich najskrytszych pragnieniach, przyjmowała te informacje tylko wtedy, gdy chciała tego druga osoba. Na aktualizację z życia Hughes musiała po prostu poczekać, gdy ta poczuje się pewniej i zapragnie wszystko z siebie wyrzucić. Nie musiała się jej tłumaczyć, wystarczyło to, że była i że to do niej zadzwoniła z informacją, że pojawi się w Seattle.
– No wiesz, mogłaś się w ostatniej chwili rozmyślić. – odparła, wywracając oczami. Starała się brzmieć łagodnie, by rozluźnić nieco spiętą blondynkę, pokazując jej, że nie ma potrzeby trzymać tego dystansu, który Lava dobrze wyczuwała. – To właśnie chciałam usłyszeć. – wyszeptała, przesuwając dłonią po plecach przyjaciółki. Nie mogła mieć Charlotte za złe nieobecności w tych ostatnich miesiącach, zdawała sobie sprawę z tragedii, która wydarzyła się w jej życiu i miała nadzieję, że miejsce, w którym jest, pozwala jej to jakoś przetrwać. Lava też nie była najlepszym wsparciem, chociaż do dnia wyjazdu przyjaciółki, starała się przy niej być i ją wspierać, na ile ta dopuszczała ją do siebie. Znała Charlotte na tyle długo, by wiedzieć, że z problemami wolała radzić sobie sama, niewiele mówiąc o uczuciach, nie prosząc o pomoc. W pewnym momencie zrozumiała, że najlepszym wsparciem jest po prostu obecność i cierpliwość. Najważniejsze było to, że Lottie wiedziała, że może na nią liczyć, a Lava pojawi się wtedy, gdy będzie jej potrzebować. Tak jak teraz.
– Nie ma sprawy. Musiałabym się chyba na ciebie pogniewać, gdybyś zadzwoniła do kogoś innego. – zażartowała, ruszając długim lotniskowym korytarzem w stronę wyjścia. Nie dopytywała, kogo Charlotte mogła mieć na myśli, liczyło się to, że ostatecznie wybrała jej numer. – W porządku. – odparła na pytanie przyjaciółki, uśmiechając się do niej blado. – Powoli wszystko wraca do… normy. – przyznała, choć nie do końca wiedziała, czym ta norma była. Jej życie wywróciło się do góry nogami, choć śmiało można stwierdzić, że wywróciła je sama. Znów mieszkała z rodzicami i czuła się jak zagubiona pierwszoroczna studentka, próbowała korzystać z singielskiego życia, choć słabo jej to wychodziło, walczyła o swoją pracę, z której o mało jej nie wywalili, gdy zniknęła na kilka tygodni.
– Nie wiedziałam, jakie masz plany… więc mamy kilka opcji. Moja mama zaprasza na obiad, ale myślę, że to spotkanie powinnyśmy przełożyć na inny dzień, bo możesz nie mieć na nich siły. Ale gdybyś chciała, to przygotują dla ciebie pokój gościnny. Możemy wybrać się na obiad, otworzyli całkiem niezłą knajpę w centrum. – zasugerowała, zastanawiając się nad tym, co teraz, gdy wychodziły z lotniska i za kilka chwil miały znaleźć się w samochodzie. Nie wiedziała, jak bardzo Lottie będzie zmęczona i czy ma jakieś konkretne plany, więc opcje pozostawały otwarte.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kącik kobiecych ust uniósł się w subtelnym, ledwo dostrzegalnym i wcale nie pełnym zadowolenia uśmiechu. Charlotte brała pod uwagę różne scenariusze - również ten, który zakładał wyjazd w bardzo odległe zakątki świata. Istniały bowiem miejsca, które bardzo chciała zobaczyć, a obecnie w końcu miałaby ku temu sposobność; bez zobowiązań w postaci obowiązków oraz emocji, od których w gruncie rzeczy aktualnie bardzo skrupulatnie próbowała uciec. Po dziś dzień nie wiedziała, dlaczego ostateczny wybór padł właśnie na Seattle; miasto, w którym wszystko się zaczęło i skończyło, które było powodem niewyobrażalnego szczęścia, ale również wielu tragedii, których Hughes nie umiała tak po prostu przepracować - nie bez pomocy specjalisty.
Zawsze wydawało mi się, że jestem dość słowna? – zagaiła, tak naprawdę nie oczekując nawet odpowiedzi, skoro tą najwymowniejszą był sam fakt pojawienia się na płycie lotniska w Szmaragdowym Mieście. Charlotte nie miała pojęcia, czy podjęta przez nią decyzja była odpowiednia, ale w dużej mierze to wcale nie swoim dobrem starała się kierować, gdy stwierdziła, że czas na powrót w rodzinne, dobrze znane okolice.
Hughes zerknęła na przyjaciółkę. Nie wiedziała, czy mogła jej wierzyć, czy może Lava tylko próbowała skryć się za zasłoną dymną ze spokojnych słów i miłych uśmiechów. Choć nigdy nie odmówiłaby przyjaciółce siły, z jaką wkraczała w każdy kolejny dzień i etap swojego życia, to jednak wydarzenia sprzed kilku miesięcy destrukcyjny wpływ z pewnością miały na wszystkich.
To miłe z jej strony, ale – podjęła, spoglądając na Lavę niepewnie; nie chciała bowiem urazić ani jej, ani jej mamy – może faktycznie to przełożymy? Wolałabym spędzić ten dzień z tobą. Tylko z tobą. – Nie było to wprawdzie pragnienie zbyt wygórowane i domyślała się, że przyjaciółka na pewno zrozumie taką decyzję z jej strony, ale faktem było również to, że Charlotte bardzo liczyła na brak konieczności wyjaśniania wszystkiego teraz, już. – Zatrzymam się w hotelu. Na początku przyszłego tygodnia mój dom będzie już wolny. Jakoś dam radę – odparła, tym samym niejako zdradzając swoje plany na najbliższą przyszłość. Kupno domu w Columbia City z perspektywy czasu wydawało się bardzo dobrą inwestycją; po generalnym remoncie nie spędziła tam zbyt dużo czasu ze względu na ciążę i jej rozwiązanie, a decyzja o wyjeździe z miasta wiązała się z wynajęciem tego lokum. Teraz, gdy lokatorzy mieli się wyprowadzić, miała dokąd wrócić, choć kłamstwem byłoby stwierdzenie, że właśnie tego się spodziewała.
Brzmi świetnie – przytaknęła, kiedy znalazły się przy samochodzie. Charlotte dość sprawnie wcisnęła walizkę do jego bagażnika, choć to wcale nie było równoznaczne z zajęciem miejsca na siedzeniu pasażera. – Dasz mi chwilę? – dopytała i, nie czekając na odpowiedź, podjęła się intensywnych poszukiwań na dnie torebki, ostatecznie wyjmując z niej paczkę papierosów.
Stresuję się – wyznała, odpalając jednego i zaciągając się nikotyną. Nie podejrzewała, że i ją mógł dopaść jakikolwiek nałóg, a ze wszystkich dostępnych ten wydawał się najbezpieczniejszą opcją; złotym środkiem, dzięki któremu była w stanie odreagować, ale i zachować kontrolę, by się nie stoczyć. Kilka sekund musiało jednak minąć, by względnie się uspokoiła i dopiero wtedy wyciągnęła paczkę w kierunku Lavy.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Dobrze wiesz, że nie o słowność tu chodzi, Lottie. – odparła, posyłając jej znaczące spojrzenie. Nie była do końca pewna, czy wizyta blondynki to przyjacielskie odwiedziny, chęć pozałatwiania i pozamykania pewnych spraw w mieście, czy może kryło się za tym coś więcej. Charlotte nigdy nie była skora do zwierzeń, a rozmowy przez telefon jeszcze bardziej pozwalały jej dawkować przekazywane informacje. A więc Lava czasami musiała się domyślać, kierując się intuicją i wszystkim, co o przyjaciółce wiedziała.
– Nie ma problemu. To samo jej mówiłam, ale wiesz jaka ona jest… woli przygotować, niż potem źle się czuć, że nie czekał na ciebie pięciodaniowy obiad. – zaśmiała się, przywołując idealny obraz swojej matki. Choć pani Hale była bardzo zajętą kobietą, to rodzinne obiady i kolacje traktowała śmiertelnie poważnie, przykładając się do przygotowań i zawsze mają miejsce dla jakiejś zabłąkanej duszy. Ich dom był na tyle duży, a rodzina na tyle liczna, że niespodziewane odwiedziny zdarzały się stosunkowo często.
– Już wiesz gdzie? Z ogromną chęcią zaprosiłabym cię do siebie, ale… jeszcze nic nie znalazłam, więc… jak to przystało na kobietę po trzydziestce, mieszkam u rodziców. – zażartowała, teatralnie wywracając oczami. Od prawie roku myślała o nowym mieszkaniu, odkąd postanowiła wynieść się z South Lake Union, natomiast lokum, które miała u Rhysa, początkowo przejściowe, było już teraz niedostępne. Opcje miała dwie – przeczekać kilka tygodni u rodziców (to nic, że zaraz zacznie to liczyć w miesiącach) albo wybrać byle co. A tego drugiego nie chciała, bo nie miała już dwudziestu dwóch lat, zdążyła przywyknąć do wygody i braku wielu współlokatorów. Niestety sytuacja się skomplikowała, a jej nieobecność w pracy pociągnęła za sobą finansowe konsekwencje. – Natomiast przypomnę, tak na wszelki wypadek, gdyby Patricia postanowiła cię za jakiś czas wypytać, dostępna jest opcja pokoju gościnnego w naszym domu. – uniosła palec, wspominając imię matki, chcąc tym gestem zaznaczyć, że jest to ważne. Zresztą Charlotte znała jej matkę, więc zapewne zdawała sobie z tego sprawę.
– Pewnie. – rzuciła, wsiadając do samochodu, dopiero po chwili orientując się, o co chodzi. Wysiadła więc i stanęła tuż obok Charlotte, przyglądając się papierosowi w jej dłoni. Milczała, bo była prawdopodobnie ostatnią osobą, która mogła oceniać innych za jakiekolwiek używki.
– Czym się stresujesz, Charlotte? – zapytała cicho, opierając tyłek o drzwi swojego samochodu, z którego nie korzystała często, bo w centrum miasta o wiele łatwiej poruszało się jej komunikacją miejską. – Chcesz o tym porozmawiać? – zasugerowała miękko, nie naciskając na to, by faktycznie rozmowę podjęły. Widziała, że blondynka potrzebuje chwili. Pokręciła głową, gdy przyjaciółka wysunęła w jej stronę paczkę papierosów i wzięła głębszy wdech. Ona swoje smutki i problemy topiła w czymś zupełnie innym. – Jeśli chcesz, to możemy… pojechać w inne miejsce. Nie wjeżdżać do miasta. Zrobić tak, żebyś czuła się z tym dobrze. Domyślam się, że to może być dla ciebie trudne. – wyciągnęła rękę w jej stronę i delikatnie pogładziła jej ramię. Reakcja Charlotte zaczynała ją niepokoić, wszystko to zaczynało powoli wyglądać tak, jakby próbowała przekonać samą siebie do powrotu do miasta, bo do czegoś po prostu była zmuszona wrócić. A może nie wrócić, a znaleźć coś nowego, a po prostu wybrała powrót? Dlatego przyleciała sama?

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte uśmiechnęła się smutno, krótkim, ledwo dostrzegalnym ruchem warg powtarzając zdrobnienie swojego imienia. Niegdyś bardzo się jej podobało; brzmiało uroczo, niemal pieszczotliwie, a sama zainteresowana nie miała powodów, by kogokolwiek rugać za jego nadużycie.
Dziś miało raczej słodko-gorzki wydźwięk i kojarzyło się jej z czasami, kiedy życie wydawało się mniej skomplikowane. Nigdy nie było co prawda zbyt łatwo, ale wystarczająco dobrze, by czuła się szczęśliwa i bezpieczna. Obecnie była raczej daleka od tego stanu, ale ostatecznie nie skomentowała słów przyjaciółki.
Nie mam nic przeciwko pięciodaniowym, rodzinnym obiadom, chociaż ostatni w domu rodziców skończył się ogromną aferą – skwitowała, niekoniecznie chętnie powracając wspomnieniami do dnia, gdy wraz z siostrami postanowiła odwiedzić rodziców. To wtedy wyszła na jaw prawda - choć Charlotte niezbyt mocno przykładała się do ukrywania jej oznak - o ciąży oraz o tym, kto miał być ojcem jeszcze nienarodzonego wtedy dziecka. Jednocześnie wierzyła jednak, że w domu Lavy taka sytuacja nie miałaby miejsca; teraz przecież wszyscy zerkali na nią albo z podziwem za odniesiony sukces, albo ze współczuciem w związku z tamtą tragiczną nocą w domu przy Phinney Ridge. Nie było nic pomiędzy.
Tak. Kilka dni temu zabukowałam hotel w centrum – wyjaśniła, wierząc, że nie musiała dodatkowo argumentować takiego wyboru. Powrót do rodzinnego miasta wiązał się z koniecznością załatwienia wielu spraw, toteż nocleg w samym centrum był niezwykle wygodną opcją. – Więc może to ja zaproszę cię do siebie? – Propozycja ta padła dość niespodziewanie i wydawała się być zaskoczeniem dla samej Charlotte, ale to wcale nie oznaczało, że czegokolwiek żałowała. – Pokoi do wyboru jest dużo. We dwie będzie nam raźniej. I, jak na kobiety po trzydziestce przystało, nie będziemy musiały słuchać się rodziców. – Ostatnią kwestię Hughes przyozdobiła żartobliwym tonem, celowo nawiązując do wcześniejszych słów Lavy, ale cała reszta była jak najbardziej poważna; Charlotte nie widziała powodów, dla których nie miałyby dzielić ze sobą życiowej przestrzeni, skoro najwidoczniej każda z nich potrzebowała takiego rozwiązania - z różnych powodów, ale jednak.
Przyszłością? – zagaiła niby z uśmiechem, ale kpiąca nuta w jej głosie zdradziła wiele. – Nie jest łatwo wrócić do miejsca, w którym straciło się wszystko. Chociaż, jakby się nad tym zastanowić, poza Seattle wcale nie było lepiej – skomentowała bardziej do siebie niż do Lavy, zaraz potem znów korzystając z dobrodziejstwa trzymanego w dłoni papierosa. – Wróciłam na stałe. Sama. – Raz jeszcze pragnęła polegać na intuicji przyjaciółki oraz tym, jak dobrze Hale ją znała, wszak szczegóły historii jej powrotu nie były czymś, co Charlotte byłaby w stanie wyrzucić z siebie na głos, zwłaszcza w momencie, w którym gardło niebezpiecznie się zacisnęło, a powstrzymywane w kącikach oczu łzy znalazły sposobność do tego, by wbrew kobiecej woli po prostu uciec i spłynąć po chłodnych policzkach.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Westchnęła cicho, ale nie odpowiedziała już na słowa przyjaciółki, pozostając jedynie przy ciepłym uśmiechu i dłoni na jej ramieniu. Rodzina Hale była w miarę na bieżąco z tym, co działo się jej przyjaciółki, znali ją, życzyli jej dobrze, a Lava nie potrafiła ukryć przed nimi niektórych informacji. Nie chciała kłamać, po prostu nie wdawała się w szczegóły. Charlotte mogła jednak liczyć na spokojny posiłek, przy którym rodzice Lavy w dyplomatyczny sposób poruszaliby najprostsze tematy, by czuła się u nich dobrze. Kto jak kto, ale państwo Hale byli świetnymi mówcami, a na wielu ważnych spotkaniach nauczyli się, jak rozmawiać, by każdy czuł się komfortowo. Zresztą to po części była ich praca.
– Och. – tylko tyle na początku udało się jej powiedzieć, gdy dotarły do niej słowa Charlotte. Przesunęła spojrzeniem po jej twarzy, jakby chciała odnaleźć na niej jakiejś potwierdzenie dla jej słów. Była jej przyjaciółką, nie podejrzewała jej o żarty albo propozycje bez pokrycia, była jednak zaskoczona, że taki pomysł padł tak szybko. Jakby Hughes myślała o tym wcześniej albo pojawiło się to w jej głowie w tym właśnie momencie. – Jesteś pewna? – uniosła pytająco brew, a kącik jej ust mimowolnie uniósł się. Cholernie brakowało jej blondynki przez ostatnie kilka miesięcy. Ich szczerych rozmów, wsparcia, które sobie dawały, zwyczajnej obecności i świadomości, że są na tyle blisko, że w ciągu najwyżej godziny będą mogły się spotkać. Najpierw z radością (choć też odrobiną troski) obserwowała, jak Griffith sprawiał, że Charlotte zaczynała żyć, potem chętnie uczestniczyła w ich rodzinnym życiu, a potem trwała (na ile Charlotte jej pozwalała) przy niej, w tych najgorszych momentach. Teraz chciała przy niej być i wreszcie było to możliwe. Zresztą Lava też jej potrzebowała. I potrzebowała też miejsca, w którym będzie mogła na chwilę się zatrzymać. Przestać uciekać, poczuć się jak w domu.
– Nie będziemy słuchały rodziców. Będziemy jadły śniadania na kolacje i chodziły spać, o której nam się zachce. – odparła, żartując sobie oczywiście. Lava miała niezłe relacje z rodzicami, ale mieszkanie z nimi to było za dużo dla dorosłej kobiety, która już wcześniej mieszkała sama. – Byłoby wspaniale. – dodała jeszcze, uśmiechając się do Charlotte szeroko. Nie zaklepała jeszcze żadnego mieszkania, które oglądała, a propozycja od Rose nadal była otwarta, bo nie miała, kiedy spotkać się z Sydem. Wiedziała jednak, że dom Hughes będzie dla niej lepszą przestrzenią. Będą dzieliły we dwie kilkadziesiąt, jeśli nie więcej, metrów kwadratowych i nie będą wchodzić sobie w drogę.
– Ach. – mruknęła, dopiero teraz orientując się, że mogła się tego domyślić. To było oczywiste. Sama starała się nie zadręczać myśleniem o przyszłości, zwłaszcza teraz, kiedy była tak niewiadoma. – Rozumiem. – wymamrotała, wciągając głęboko powietrze do płuc. Nie miała pojęcia, co jej powiedzieć. Było jej cholernie przykro, ale to Charlotte wiedziała. Nie chciała karmić jej pustymi frazesami. – Och, Charlotte. – westchnęła, dostrzegając zaszklone oczy przyjaciółki, a potem łzę, która popłynęła po jej jasnym policzku. Od razu rozłożyła ręce, by przyciągnąć ją do siebie. – Chodź do mnie. – szepnęła, układając dłoń na jej plecach.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Pomysł, choć zupełnie spontaniczny, wydawał się również tym najlepszym - dla każdej ze stron. W ich życiach wydarzyło się wystarczająco dużo złego, by każda z nich mogła szczerze i na głos poprosić o pomoc oraz wsparcie, a te nie budziły w dumę tak bardzo, gdy pochodziły od najbliższej przyjaciółki.
Lava zawsze była obok; wspierała ją po śmierci Ivy, była obok, kiedy jej rodzina rozpadała się na milion drobnych kawałków, jako jedna z nielicznych osób po prostu zaakceptowała wybory i uczucia Charlotte, nawet jeżeli te - w opinii wielu ludzi - zostały skierowane w niewłaściwym kierunku, u jej boku walczyła o zdrowie i życie Rhysa, a na koniec dnia była najwspanialszą ciocia dla Zoey. Jeżeli tam istniał sposób, by odwdzięczyć się za te wszystkie momenty, ale przede wszystkim być dobrą przyjaciółką, Hughes nie widziała powodów, dla których miałaby odpuścić.
Tak. Jestem pewna – przytaknęła, odwzajemniając uśmiech Lavy. Czuła, że perspektywa zamieszkania razem przypadła Hale do gustu, ale mimo to Charlotte celowo zrezygnowała z dodatkowych komentarzy czy argumentów. To miała być jej decyzja i jakiejkolwiek nie miałaby ona formy, to blondynka była w stanie ją zaakceptować, nawet jeżeli w głębi serca wolałaby uzyskać aprobującą odpowiedź. – Tak, a na obiad zarządzam dużo słodkiego – zasugerowała, niejako idąc torem zasugerowanym przez przyjaciółkę. Nawet jeżeli rodzicielskie zakazy oraz nakazy już dawno ich nie dotyczyły, to jednak dorosłe życie potrafiło skomplikować się na tyle, by odmawianie sobie przyjemności stało się czymś na porządku dziennym.
Więc postanowione. Wprowadzę się, ogarnę dom i dam ci znać, kiedy wszystko będzie gotowe – zawyrokowała, pozwalając sobie na dopuszczenie do siebie uczucia ogromnej ulgi. Nie chciała być sama i wolałaby, aby w samotności przebywała również Lava. Pragnęła pomóc im obu, a dzielenie domu brzmiało jak nowy, dobry start.
Tego Charlotte zdawała się potrzebować bardziej, niż sama przed sobą byłaby w stanie przyznać, dlatego uścisk przyjaciółki odwzajemniła bardzo ochoczo, nieco przeciągając moment tej bliskości w czasie.
Myślałam – zaczęła niepewnie, ponownie pociągając nosem i starając się zapanować nad potokiem spływających łez – że damy radę. Że tym razem będzie inaczej – podsumowała, nawiązując do swoich dotychczasowych związków oraz mniej lub bardziej poważnych relacji z mężczyznami. Ostatni rok był dla niej ogromną sinusoidą wzlotów i upadków, ale każdy dzień witała i żegnała z uśmiechem na ustach oraz pewnością, że był obok ktoś, z kim widziała całą przyszłość.
Teraz nie dostrzegała niczego, poza ogarniającą ją ciemnością i pustką, którą niespodziewanie zapragnęła zapełnić kolejnym papierosem.
Skupię się na galerii. Potem zobaczymy – wyjaśniła dość nieskładnie, ale wolała to, niż całą opowieść o tym, dlaczego po raz kolejny wszystko posypało się niczym domek z kart.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– W takim razie będę czekać na informacje. A jeśli będziesz potrzebowała pomocy, to daj mi znać, proszę. – spojrzała na nią znacząco, dając jej tym samym do zrozumienia, że chętnie zaangażuje się w domowe porządki i przygotowanie przestrzeni, by mogły razem zamieszkać. Widziała też doskonale, że Charlotte da jej znać w ostatnim momencie, kiedy już wszystko będzie gotowe, a Lavie pozostanie postawić na komodzie jakąś ramkę ze zdjęciem albo roślinkę na parapecie, chciała więc od razu zasugerować, że chętnie jej pomoże. Albo przynajmniej znajdzie odpowiedniego fachowca, gdy pojawi się taka potrzeba.
– Wiem… – westchnęła ciężko, bo to ją też to cholernie bolało. Zaufała Blake’owi, gdy ten wszedł do życia Charlotte i była jedną z niewielu osób, które tak naprawdę im kibicowały. I choć wiedziała, że nic nie mogła w tej sytuacji zrobić, miała ochotę przyłożyć mu prosto w twarz. Powodów było wiele, o większości nawet nie wiedziała, ale widok zapłakanej przyjaciółki wzmagał w niej złość, która kierowała się na tę jedną, konkretną osobę. Nasuwało się jej też od razu wiele pytań, których w tym momencie nie mogła zadać, nie chcąc jeszcze bardziej przybijać Charlotte i sprawiać jej przykrości, rozgrzebując świeże jeszcze rany. Ten rok nie był łaskawy dla nich dwóch, Hale mogła się jednak tylko domyślać, co czuła Hughes. Choć ona też przeżyła wszystkie te straty, rozstanie i zawirowania, to nie były one tak aż tak paląco dotkliwe.
– Skupienie się na galerii to dobry pomysł. – przytaknęła, nie wypytując o szczegóły. Nie mogła oczekiwać, że Charlotte wszystko zaplanowała i wracała do Seattle z konkretnym celem. Była w rozsypce, potrzebowała więc czasu, by wszystko sobie poukładać. Zresztą nikt nie oczekiwał od niej, że od razu wróci do normalnego życia.
– Jedziemy? – zerknęła na przyjaciółkę, trzymającą w połowie wypalonego papierosa w ręku. – Chińskie, włoskie, indyjskie? – rzuciła, zastanawiając się, co mogłyby zjeść. Potrzebowała też w miarę neutralnego tematu, który nie przytłaczałby blondynki. Zamknęła za sobą drzwi i zapięła pas, po czym przekręciła kluczyk w stacyjce. Z głośników od razu poleciała głośna muzyka, więc przekręciła pokrętło, przyciszając dźwięk.
– Poznałam matkę dziecka Nathaniela. I dziecko. – zarzuciła ciężkim tematem, choć wzruszyła przy tym ramionami. Nie miała wcześniej okazji, by opowiedzieć o tym Charlotte, gdy rozmawiały przez telefon, a była to dla niej ważna sprawa, bo znacząco zmieniła charakter jej relacji z Covingtonem.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Dam sobie radę. Ale będę pamiętać – przytaknęła krótko, posyłając przyjaciółce subtelny uśmiech. Doceniała ofertę pomocy, ale jednocześnie czuła, że proszenie o pomoc już na etapie przeprowadzki mogłoby okazać się bardzo złą wróżbą. Charlotte nie należała wprawdzie do grona osób przesadnie przesądnych, ale bardzo mocno pragnęła wierzyć w siłę własnego charakteru oraz przeświadczenie, że była w stanie poradzić sobie sama, nawet jeżeli przyjęcie propozycji wsparcia od najlepszej przyjaciółki nie było żadną ujmą na kobiecym - lub czyimkolwiek innym - honorze. – Gdybyś miała jakieś pomysły dotyczące swojej przyszłej sypialni, nie krępuj się. Myślałam o tym pokoju na piętrze, po prawej stronie od schodów – dodała zaraz potem, mając nadzieję, że Lava - mimo upływającego zdecydowanie za szybko czasu - w miarę dobrze kojarzyła rozkład pomieszczeń w domu Hughes. Sama Charlotte zamierzała wrócić do swojej sypialni, choć kłamstwem byłoby stwierdzenie, że się tego powrotu nie obawiała; również to pomieszczenie kojarzyło się bowiem z wieloma chwilami, które aktualnie należały do wspomnień, a Charlotte nie potrafiła jednoznacznie określić, czy były one pozytywne, czy może jednak bolesne.
Włoskie. – Decyzja wydawała się dość prosta, nawet jeżeli lot i wszystkie związane z nim formalności sprawiły, że Hughes w gruncie rzeczy zjadłaby cokolwiek; byle tylko zapełnić czymś żołądek. – Może jakieś wino? Wrócimy taksówką – zaproponowała, kątem oka zerkając na Lavę. Ona również pokusiła się o wybranie się w podróż na poszukiwanie tematów wystarczająco neutralnych, by żadna z nich nie musiała czuć się niekomfortowo, a alkohol brzmiał jak coś, czego każda z nich potrzebowała.
Och – westchnęła przeciągle, szczerze nie spodziewając się tak bezpośredniego wyznania. Odchrząknąwszy znacząco, wzrok skupiła na jakimś elemencie za oknem samochodu. – Jak było? – mruknęła pod nosem, tak naprawdę nie wiedząc, czy Hale miała ochotę na wdawanie się w szczegóły, czy może jednak potrzebowała jedynie zrzucenia z siebie ciężaru związanego z tą informacją. O cokolwiek by nie chodziło - Charlotte była obok.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Oczywiście. Może być ten pokój po prawej. Jednak przyznaję szczerze, że nie pamiętam dobrze rozkładu domu, więc przy najbliższej okazji zajrzę do ciebie i coś ustalimy? – pamiętała dom Charlotte dość mgliście, w końcu nie spędziła w nim za dużo czasu. Nie chciała też robić jej kłopotu wybieraniem dla siebie sypialni, po prostu chciała wybrać coś, co nie wpłynie na komfort mieszkania razem. Dom nie był ogromny, więc musiały odnaleźć w nim swoją własną przestrzeń, bo i tak wiele z niej będą dzielić. Chciała, by Hughes czuła się swobodnie w swoim domu, miała tylko swoje miejsce, którego prywatności Lava nie będzie zaburzać.
– Brzmi dobrze. Włoskie bez wina byłoby profanacją. – zauważyła, uśmiechając się przyjaciółki. Czy nie tego teraz właśnie potrzebowały? Dobrego jedzenia i sporej ilości alkoholu, który przejmie rozpłynie się po ich organizmach i pozwoli na chwilę się rozluźnić? Przełamałby on w końcu barierę, którą Charlotte skutecznie wokół siebie tworzyła, skrzętnie dawkując wszelkie informacje i emocje. Pozwoliłby na chwilę szczerości, która oczyściłaby atmosferę i która przyniosłaby w końcu ulgę. Na to liczyła, choć nie do końca w tym momencie właśnie o tym myślała.
To nie było ich pierwsze albo drugie spotkanie, podczas którego starały się wybierać neutralne tematy, zważały na każdego słowo, nie wiedząc, co drugą osobę może urazić. Przyjaźniły się od dawna, a Lava miała dość duszenia w sobie wszystkiego, co ją trapiło. Komu innemu miała o tym powiedzieć? Matce, która naprawdę się starała, ale nadal nie rozumiała, dlaczego Lava nie chciała budować z Nathanielem szczęśliwej rodziny i w końcu się ustatkować? Ettel, która w zasadzie o jej związku z Covingtonem niewiele wiedziała? Rose, która była zajęta powrotem Nicholasa?
– Dziwnie, niezręcznie. Ja… pojawiłam się u niego trochę przypadkiem. Cecylia przyszła wcześniej. A on… wydawał się taki… z jednej strony zakłopotany całą sytuacją, a z drugiej wpatrzony w małą Nadię i… chyba szczęśliwy, wiesz? – ubranie tego w słowa nie było łatwe, zwłaszcza że wywoływało dużo emocji. Zerknęła na Charlotte i pokręciła tylko lekko głową. Kiedy tak stała na środku salonu w mieszkaniu Covingtona i patrzyła na rodzinę, którą przez ostatnie miesiące budował Nathaniel, poczuła, że to nie jest jej miejsce. – Chce, żebyśmy byli przyjaciółmi. – dodała jeszcze, chcąc jakoś wyjaśnić całą sytuację.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

No tak. Nie spędziłam w nim zbyt dużo czasu – podsumowała z uśmiechem, który jednak zdecydowanie bardziej należał do grona tych smutnych. Kupno domu miało być zabezpieczeniem nie tyle dla niej samej, co przede wszystkim dla wtedy noszonego pod sercem dziecka. Charlotte nie brała pod uwagę możliwości, w której sprawy między nią a jego ojcem mogłyby się ułożyć, dlatego tym większą czuła euforię, ale i spokój, kiedy dość niespodziewanie swoje rzeczy z nowego domu przenosiła do tego przy Phinney Ridge. – Oczywiście. Na pewno znajdziemy kompromis – przytaknęła krótko, szturchając przyjaciółkę w zaczepnym geście. Aktualnie wierzyła w niewiele rzeczy, a żywiona względem czegokolwiek nadzieja również była znikoma, ale jeżeli chodziło o przyjaźń z Lavą i umiejętność odnalezienia się na wspólnej płaszczyźnie, brała to za pewniak.
Nie sądziłam, że wciąż macie taki kontakt? – Charlotte, gdyby padło takie pytanie, prawdopodobnie sama miałaby problem z określeniem, co dokładnie rozumiała przez taki. Wydawało się jej bowiem, że relacje Lavy i Nathaniela znacząco się ochłodziły. Brała jednak poprawkę na ewentualny błąd, bo przez dłuższą nieobecność w mieście mogła przecież wypaść z obiegu. – A ty tego chcesz? – zagaiła, zerkając na Hale kątem oka. Oczywistym było, że dla Hughes to właśnie samopoczucie przyjaciółki liczyło się najbardziej.
Będą się spotykać? Budować rodzinę? – Właściwie nie wiedziała, czy te informacje były jej niezbędne do przeżycia, zwłaszcza że cokolwiek by się nie działo, ona murem stała za Lavą. Chciała jednak mieć szeroki ogląd na sytuację i ewentualnie ją przeanalizować w celu znalezienia najlepszego rozwiązania dla samopoczucia przyjaciółki. – Nie dziwię mu się. Okazuje się, że rodzina to nie tylko wiecznie zapracowany, zdradzający ojciec i przymykająca na wszystko oko, przyzwyczajona do wygodnego życia matka. – Charlotte z własnego domu nie wyniosła najlepszych wzorców, ale wydawało się jej, że mała Zoey miała wszystko to, czego mogło pragnąć dziecko; miłość obydwojga rodziców i rodzinę zbudowaną na czymś więcej niż tylko poczuciu obowiązku. Przez krótki moment myślała nawet, że sama sprawdziła się w roli rodzica.
A potem przyszła tamta jedna noc, w wyniku której Hughes straciła w s z y s t k o.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Szczerze? Ja też nie… Ale strasznie mnie męczyło to, jak się rozstaliśmy. Jest w tym jednak sporo mojej winy, więc pomyślałam, że powinniśmy porozmawiać. No i pod wpływem impulsu poszłam do niego. – na krótką chwilę przeniosła spojrzenie na Charlotte, po czym wróciła do obserwowania drogi. Westchnęła cicho, zastanawiając się nad podejmowanymi przez siebie decyzjami. Czuła, że ta była dobra. Oczyścili atmosferę, wyjaśnili sobie sporo, oboje przeprosili za swoje błędy, jednak nie zmieniało to faktu, że rozdrapała boleśnie dopiero niedawno zabliźnione rany.
– Nie wiem, Charlotte. Na pewno nie chcę czuć się źle ze świadomością, jak to wszystko się skończyło. – wzruszyła lekko ramionami, bo to chyba jedyna rzecz, której była pewna. Ciążyło jej to od długich miesięcy. Czuła się winna, ale obwiniała też Natahaniela, a te negatywne emocje blokowały ją przed ruszeniem dalej. – Nie wiem, czy to dobry pomysł, by znów się do siebie zbliżać… ale jednak byliśmy blisko. I skoro Nate potrafi spojrzeć na naszą relację z innej perspektywy, to chyba chciałabym spróbować. – wyjaśniła, uśmiechając się blado. Powoli zaczynała odczuwać ulgę i docierało do niej, że bardzo potrzebowała z kimś o tym porozmawiać. A przynajmniej wyrzucić to wszystko z siebie, najlepiej na głos, by utwierdzić samą siebie w tym przekonaniu. Myślenie o Nathanielu jako o przyjacielu było miłą rzeczą, natomiast niełatwą.
– Nie wiem. Nie mam pojęcia. – pokręciła głową w odpowiedzi. – Wyglądali… jakby… sama nie wiem, jak to nazwać, niekoniecznie jakby mieli się ku sobie, ale jakby faktycznie budowali rodzinę. – przyznała szczerze, przywołując wspomnienie Nathaniela, Cecylii i małej Nadii razem. – No cóż… na początku roku jeszcze nie wiedział, że ma dziecko. Ale to dobrze, że się zaangażował. To wiele o nim mówi i bardzo dobrze o nim świadczy. – przyznała, uśmiechając się blado. Znała go na tyle, by wiedzieć, że nie wyrzekłby się takiego obowiązku i że brał odpowiedzialność za każdy swój czyn.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Żałujesz? – Sama nie była pewna, o który konkretnie aspekt pytała dokładnie; czy chodziło o samo rozstanie, czy może o jego okoliczności, a może jednak o to, że Lava zdecydowała się Nathaniela odwiedzić i dość niespodziewanie doprowadzić do spotkania nie tylko z nim, ale nowymi-starymi osobami z jego otoczenia. Kwestii do poruszenia oraz możliwości do interpretacji było naprawdę wiele. Charlotte nie wiedziała nawet, czemu w ogóle padło właśnie takie pytanie.
Ona sama nie żałowała zbyt wielu rzeczy; na pewno nie w odniesieniu do ostatniego roku, kiedy była szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Kiedy miała bliską osobę, roześmianą córkę, rodzinę, której podświadomie zawsze pragnęła. W przypadku Lavy i Nathaniela sprawy miały się nieco inaczej, a ich relacja od początku miała zupełnie inny kształt niż to, co zdołała stworzyć Hughes, dlatego też była ciekawa zdania i odczuć przyjaciółki.
Nie każda przyjaźń zaczyna być związkiem i nie każdy związek kończy się niechęcią oraz unikaniem siebie nawzajem. Może faktycznie musicie spróbować różnych opcji? – zasugerowała, uśmiechając się pokrzepiająco. Jakiejkolwiek Lava decyzji by nie podjęła, miała ze strony Charlotte pełne wsparcie. Popełnianie błędów było bowiem zachowaniem tak naturalnym, że nie sposób było przewidzieć, która z możliwości mogła przynieść pozytywne a która negatywne konsekwencje. Niektórych spraw i reakcji nie dało się zaplanować, dlatego Hughes była świadoma, że jedynym krokiem, jaki mogła wykonać, było trwanie u boku Hale bez względu na wszystko.
Nawet jeżeli robią to dla małej, to dobrze – skomentowała, znów czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Doskonale pamiętała, jak długą drogę przeszła w walce o Zoey; o to, by w ogóle kontynuować ciążę, by poradzić sobie z perspektywą samotnego macierzyństwa, by przekonać ojca córki do tego, że istniała szansa na bycie prawdziwą, szczęśliwą rodziną. – Może to po prostu domena wszystkich mężczyzn. Muszą do pewnych spraw dojrzeć – podsumowała nieco swobodniej, ze wszystkich sił pragnąc wpleść w swoją wypowiedź nutę żartu. Nie znała Nate'a na tyle dobrze, by móc oceniać jego wybory oraz zachowania, ale niewątpliwie gotowość do wzięcia odpowiedzialności za swoje działania z przeszłości faktycznie sugerowała, że był porządnym człowiekiem.
A ta Cecylia? Jak zareagowała na twój widok?

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „International Airport”