WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="cal6"> #1 </div>
Obrazek

Nie tylko niebo płakało, ale i coś w nim doprowadzało go, do podobnych odczuć. On nie płakał. Przynajmniej nie od zewnątrz, gdzie nawet cebula nie dałaby rady jego oczom. A powinna dać mu, raz na jakiś czas się oczyścić przez łzy, ale nie. Krople spadające na jego kurtkę mogły ciążyć, ale on nie zwracał na nie uwagi. Nawet kiedy jego włosy zaczęły się do siebie lepić, mokre. Założył w którymś momencie czapkę, by poprawić sobie widzenie i zapewne trochę dać sobie więcej prywatności. Wszystko szlag trafił. Był tak wkurwiony, że równie dobrze woda mogła z niego parować. Tak mu się ciśnienie i temperatura podniosła. Omal nie uderzył dłonią w kamienny mur, powstrzymując się jednak w samą porę… a raczej ktoś go powstrzymał. Jeden z kolegów z wydziału przyszedł w samą porę.
- Się porobiło. Nadciąga wydział zabójstw, przygotuj się Braxton. Tu i tak już nic nie zrobimy.
- Kurwa. A byliśmy tak blisko – syknął, ściskając jedynie mocno już dłoń.
Przeszedł by rzucić okiem raz jeszcze na ciała ofiar. Znał tych gnojków. Patrzył na nich od dobrych paru tygodni, jak nie miesięcy. Załatwiających swoje sprawy rodzinne, jak i robiących te swoje popierdzielone narkotykowe interesy, przez które tak cierpią inni. Miał już ich. Dzisiaj w końcu miał pozwolenie na dorwanie tych gnoi. Był niemal o włos o ruszenie do przodu ze sprawą na którą mu od samego początku zależało. Jednak teraz wydaje się to strasznie odległe. Wszyscy bowiem nie żyli. Co. Kurwa. Teraz?!
Zeznania rodzin ofiar, przesłuchania ludzi mającymi z nimi styczność? To może znów potrwać długie tygodnie, jak nie więcej. W drugiej części doków były jeszcze dwa ciała. Przed ich znalezieniem, kiedy wbijali z akcją w celu zamknięcia tych ludzi modlił się, by któryś z nich ciągle tutaj żył, czy też uciekł, by mógł go znowu dorwać. Ale nie. Cała czwórka zginęła z rąk nieznanych ludzi. Ludzi, bo nie sądził, że mogła dokonać tego jedna osoba. Jedyna nadzieja w odnalezieniu mordercy tych ludzi, co powiązałoby pewnie ich dalej z jego sprawą. O ile to ma w ogóle coś wspólnego z tym. Może to jakiś mściciel, który pozbywa się tych drani, krok po kroku. A jednak komplikuje się wszystko, bo jest dalej, jak bliżej dojścia do ich szefów.
Jeszcze zanim na nią spojrzał, dokładniej - odetchnął, kiedy się przy nim znalazła i ściągnął do siebie brwi machinalnie.
- Mieliśmy dzisiaj ich zamknąć, mając na nich niezbite dowody, co zresztą jawnie widać niedaleko ich zwłok – skinął na pozostawioną kokę, która najwidoczniej nie interesowała mordercy. – Żadna kamera nie działa. Ani śladu po ludziach, którzy ich sprzątnęli. Tam są jeszcze dwa ciała i… - chciał jej pokazać gdzie i dodać coś jeszcze, ale wtedy się jej przyjrzał uważniej.
- Znam Cię – zauważył odkrywczo unosząc minimalnie brwi. Pamięć blondynki omotała przez moment jego umysł w fali wspomnień, które nawet do teraz wydają się jakby złudzeniem, przez moment odrywając go od tego co mówił i od tej całej sprawy z dragami. Tak w szpitalu, powiedziała mu nawet swoje imię. Czy ono brzmiało Charlotte?
Ta Charlotte?
Ostatnio zmieniony 2021-03-03, 22:44 przez Sebastian Braxton, łącznie zmieniany 3 razy.
Obrazek

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte z charakterystycznym dla siebie zainteresowaniem - często pozbawionym taktu - obserwowała najbliższe otoczenie. Ogromny magazyn sprawiał wrażenie całkowicie opuszczonego, a jedyny ślad niekoniecznie legalnego wykorzystania tego doku zdawały się być leżące na podłodze, skąpane we krwi ciała oraz wszystko to, co teoretycznie powinno być powodem zatargu.
Panna Hughes rzadko miała okazję współpracować z wydziałem narkotykowym. Właściwie jak ognia unikała wszelakich współprac, nie lubiąc wchodzić w czyjekolwiek kompetencje, ale jednocześnie nienawidząc uczucia utraty kontroli. I to wcale nie tak, że szła na łatwiznę. Przeciwnie - szukanie sprawców danej zbrodni często można było porównać z poszukiwaniami igły w stogu siana. Niewątpliwie jednak nieruchome ciało ofiary dawało bardzo jasny obraz tego, kogo należało szukać. Z narkotykami i używkami wszelkiej maści sprawa była o tyle bardziej skomplikowana, że współcześnie za dilerkę odpowiedzialne mogły być nawet niczego nieświadome, odpowiednio pokierowane dzieciaki. To dawało dużo szersze spectrum podejrzanych.
Zgarnąwszy za ucho kosmyk niesfornych, lekko wilgotnych i poplątanych włosów, szybko sięgnęła do nadgarstka przyozdobionego gumką. Upiąwszy bujne loki w kok tuż nad karkiem, była gotowa podejść bliżej ofiar; przyjrzeć się im, ocenić, wysłuchać opinii biegłego technika, którego samochód widziała nieopodal wejścia do doku. Miała wrażenie, że ta jedna sprawa obudziła ciekawość we wszystkich wydziałach FBI.
- Długo obserwowaliście to miejsce? Wiecie, dla kogo pracowali? - zagaiła, kątem oka zerkając w kierunku patologa. Skinąwszy głową w geście powitania, wzrokiem powróciła do detektywa, którego znała aż za dobrze, jednocześnie nie znając go wcale.
Co za ontologiczny paradoks.
Drgnęła w zaskoczeniu, kiedy padło to krótkie, bardzo wymowne stwierdzenie. Nie sądziła bowiem, że pamiętał cokolwiek; wtedy, w tamtej uliczce, wyglądał bardziej jak ktoś gotów wyzionąć ducha, nie zaś jak świadomy obserwator otoczenia. I choć wcale nie zależało jej na dyskrecji, to jednak wyprostowała się, przyjmując może nie tyle postawę obronną, co zwyczajnie obojętną.
- Tak? Cóż, w ostatnich latach większość krążących plotek dotyczyło mnie - obierając doskonale znaną taktykę, pozwoliła sobie na nieudolne przekształcenie tej rozmowy w żart. Niekoniecznie udany, ale odwracający - miała nadzieję, że skutecznie - uwagę od zakłopotania, jakie dopadło ją wraz z byciem przyłapaną na gorącym uczynku.
Nie lubiła mieszać spraw prywatnych z zawodowymi, a tamta interwencja niewątpliwie zaliczała się do tej pierwszej grupy - była po służbie, po cywilnemu. Dodatkowo ciążyły jej wyrzuty sumienia związane z tym, jak szybko zwinęła się ze szpitala, zostawiając mężczyznę na pastwę losu i zachwyconych pielęgniarek.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pusty magazyn i okolica w dokach wydawała się teraz żyć, zupełnie innym życiem.
Niekoniecznie współpracowanie w innymi jednostkami było dla niego przychylne, bo jednak wolał prowadzić coś sam i nie mieszać, szczególnie, kiedy ktoś ma zupełnie inne zdanie, od jego postrzegania sytuacji. Raczej nie mylił się nigdy ze swoimi wyborami i decyzjami. Miał dobrą intuicję, która nie raz uratowała mu tyłek, co nie znaczy, że był niezniszczalny. Nawet ona sama się przekonała, że taki nie był. Ugodzony nożem.
Wtedy w uliczce pewnie rozmawiał z informatorem i być może miało to coś wspólnego ze sprawą, choć niekoniecznie.
Sprawa powinna być najważniejsza, a jednak obecność kobiety zaburzyła coś, co jeszcze mu się nigdy nie zdarzyło. A wydawać się mogło, że zawsze był profesjonalny i tak się też powinien zachować.
Dlaczego ona?
- Nie o to chodzi – zauważył wnikliwie, kręcąc przy tym jeszcze głową na boki. Cokolwiek miała na myśli, mówiąc o krążących na jej temat plotek. Nie mógł jednak pozwolić sobie na prywatne rozmowy, bo łazili tutaj ciągle ludzie, zajmujących się prawidłowo tą sprawą, a nie urządzających sobie jakieś pogawędki. Odruchowo wyprostował się jakby bardziej i odchrząknął. Czy ona naprawdę udaje głupią i nie jest w stanie się przyznać, że się spotkali? Może również chciała być skupiona na swojej pracy, a nie na tym krótkim epizodzie w jej życiu, gdzie uratowała rannego faceta parę miesięcy temu, a potem jak gdyby nigdy zniknęła. Nawet nie zdążył jej podziękować…
- Po resztę szczegółów ze sprawy zapraszam do biura. Tam mam większość akt, dokumentów odnośnie tej sprawy. Skoro doszło do tego, że ktoś sprzątnął tych drani mi sprzed nosa, może chociaż odnalezienie sprawcy, pomoże mi dalej ruszyć z tą sprawą, jeśli to coś da. Ci tutaj byli głównymi dostawcami koki od paru miesięcy. Mieli kogoś wyżej i do tego zmierzaliśmy, by ich dorwać. Jeden z nich nawet zgodził się współpracować, stąd mieliśmy cynk odnośnie miejsca ich pobytu, jednak skończył razem z nimi. Ja pierdolę– przeklął, bo dalej nie dochodziło do niego, że to wszystko było na nic! Ściągnął sobie czapkę z głowy i ją poprawił. I jeszcze ona (jego wybawicielka, która udaje, że nią nie była) tutaj była…
To nie był sen, to naprawdę stało się.
- Ja… – zagaił do kobiety, ale nie dokończył bo usłyszał swoje imię.
- Sebastian, chodź tutaj. Mam coś – usłyszał wołanie tego samego kumpla z wcześniej.
- Chodź ze mną – dodał tylko na moment łącząc z nią swoje spojrzenia, by udać się w kierunku skąd go wołano.
- Możesz mówić – zapewnił tamtego, bo widać było, że miał sprawę tylko do niego, a nie do wydziału zabójstw, ale skoro miał przyzwolenie Braxtona.
- Mam tu jakiś telefon. Ktoś go tutaj rzucił, jeszcze działa – podał mu go w rękawiczkach. Czy to jest ten moment, gdzie przejmuje to wydział zabójstw, czy da mu z tym działać…
Skierował swoje zielone tęczówki na kobietę. To była ona. Ona go uratowała.
Obrazek

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte rzadko czuła się nieswojo. W ferworze wielu myśli i emocji zawsze potrafiła odnaleźć upragniony spokój, dzięki któremu zachowywała zdrowy rozsądek i nie podejmowała pochopnych decyzji. Wyjątek stanowiły ostatnie tygodnie, a dokładnie sytuacja z mieszkania, które zostawiła w ogromnym nieładzie, całkowicie zdewastowane.
Nie żałowała tego, że odegrała się na niewiernym partnerze w ten dość żałosny, niemal dziecinny sposób. Choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że poniesione straty materialne nie były w stanie poruszyć jego zlodowaciałego serca, to jednak satysfakcja dobijała się do serca blondynki z niewyobrażalną wręcz siłą.
Bywały jednak momenty, kiedy nie czuła się dobrze z samą sobą; nie rozumiała podejmowanych decyzji, nie była w stanie przemyśleć poszczególnych kroków i przeanalizować swoich zachowań. Jednym z najlepszych przykładów tego typu letargu była ta sprzed paru tygodni, może nawet miesięcy - już dawno straciła poczucie czasu i rzeczywistości - kiedy niespodziewanie znalazła się w dobrym miejscu o jeszcze lepszym czasie. Ratowanie ludzkiego życia było czymś, co postrzegała nie tyle jako obowiązek, ale powinność. Oddawała się temu powołaniu, jednocześnie nie mogąc pojąć, dlaczego wtedy tak szybko uciekła ze szpitala i - co najważniejsze - dlaczego teraz czuła się tak niekomfortowo.
Myślami starała się powrócić na miejsce zbrodni; do magazynu obecnie wypełnionego jedynie nieprzyjemnym, specyficznym zapachem krwi. Losowi mogła dziękować jedynie za to, że ciała zostały odnalezione tak wcześnie. Stan rozkładu rozpoczynał się bowiem stosunkowo szybko.
- Gotowość do współpracy to całkiem dobry powód, by zginąć z rąk dawnych kolegów. Lub zwyczajnie chcą, żebyśmy tak pomyśleli - mruknęła bardziej do siebie niż do swojego rozmówcy, rozglądając się po najbliższym otoczeniu w poszukiwaniu chociaż jednej wskazówki, dzięki której byłaby w stanie złapać jakikolwiek trop.
Nie była zwolenniczką snucia wielu spiskowych teorii, ale jednocześnie nie zamierzała wykluczyć żadnej z możliwości. Tych było aż za dużo, dlatego nie paliła się do podejmowania jakichkolwiek działań tutaj, na miejscu. Wspomniane przez mężczyznę dokumenty były jej priorytetem.
Zerknąwszy w kierunku jednego z detektywów, kontrolnie spojrzała także na swojego rozmówcę - owszem, bywała wścibska, ale w granicach rozsądku. Nie lubiła przekraczać granicy między prywatnością a życiem zawodowym. Wątpiła jednak, że mężczyzna chciałby na miejscu zbrodni przedyskutować wybór piwa z promocji w pobliskim markecie.
Znalazła się bliżej.
- Oddaj naszym technikom - skwitowała krótko, celowo używając odpowiedniego zaimka dzierżawczego. Mieli tutaj cztery trupy, dlatego przejęcie sprawy przed odpowiedni oddział wydawało się być oczywistością, o której nie musiała wspominać na głos. - Wpadnę po wszystkie dokumenty, kiedy skończymy działać tutaj - zasugerowała, unosząc brew.
Nie wpraszała się, nie pytała o zgodę. Stwierdzała fakt, bo przecież liczyła się każda minuta.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To był ciężki dzień.
A teraz, wydawał się w cholerę jeszcze cięższy, że chciałoby się wszystko rzucić. Jednak tego nie potrafił. Czuł ten ciężar na swoich barkach i nic na to nie poradził, że nie potrafił go zrzucić. Za dużo na to wszystko pracował, by zapomnieć. Niespodziewane spotkanie z kobietą o imieniu Charlotte, wtrącająca się właśnie w jego już nie sprawę, tylko bardziej go pogubiła. Ciężar, nawet zrzucony z niego, dalej pozostawiałby na nim swój ślad, bolących barków. Sam nie raz działał irracjonalnie, czasem nawet niezgodnie z samym sobą, jednak nie było to nieświadome działanie. Wiedział co robi, nawet jeśli nie zawsze to rozumiał, ale czuł, że tak właśnie musi zrobić. Nie inaczej. Chciał dorwać ludzi, którzy zabili mu siostrę. Nawet jeśli miałby dorwać wszystkich związanych z przemytem narkotyków i ich rozprowadzaniem, to - to zrobi. Wydawało się to robotą na całe życie. Chociaż podobno był blisko, by osiągnąć swój cel, przez zdobyte o tamtym dawnym incydencie, nowe informacje. Założył na siebie niewidzialne łańcuchy. Dążył do czegoś niedokonanego, a jednak stopniowo pożytecznego. Bo jednak ratował kolejne życia. Nawet jeśli zawsze pojawi się ktoś nowy, w miejsce kogoś kogo zamknie, będzie miało to sens. Ktoś kto mógł być jego siostrą, może tym razem przeżyć. Uniknąć tego nieszczęścia. Wszystko to było takie popieprzone. Ale nie można powiedzieć, że jego praca nie miała sensu. Bo miała.
Moment w którym go ratowała… te mgliste, niepewne wspomnienia, mogące być czymś realnym, ale i też złudnym – pozostawiły niewypowiedziane na głos pytania.
Dlaczego jeszcze żył?
Czy tak się to musiało wtedy właśnie wszystko potoczyć?
Czy nie obiecała przy nim zostać? A nie została.
To nie jego pierwsze zetknięcie z krwią. Jakoś dawał radę w tym momencie, kiedy w powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach tej makabry.
- Tego się właśnie macie dowiedzieć, skoro doszło do tego i przejmujecie sprawę. Obyście ich dorwali – rzucił z przymrużeniem ocząt na krótki moment. Sprawcy pokrzyżowali jego plany. Oby wydział zabójstw nie nawalił i dobrze wykonał swoją pracę. Skoro jego została schrzaniona, przez to niespodziewane zdarzenie. Czy mógł to inaczej rozegrać? Działając zgodnie z postepowaniem w pracy, niestety nie. Chyba, że działaby poza tym…
Skinął na kumpla od razu, zaraz jak przeniósł z niej spojrzenie, na niego.
- Słyszałeś Panią – rzucił do kumpla, oddając mu telefon, który nie ukrywał tego, że liczył na coś innego. Szczerze, to chętnie by sam tego nie robił, ale pojawiła się tutaj tak nagle i uważał, że był jej coś jednak winien za ten ratunek, zatem odpuścił, nie robiąc jej niepotrzebnych problemów. Nawet jeśli nie przyznawała się, że ona to ona i pewnie nawet tego od niego nie oczekiwała.
- Róbcie swoje – machnął ręką. – Masz fajki? – dopytał jeszcze kolegę, który również zrezygnowany zamierzał już się stąd zwijać. Podał mu paczuszkę i zapalniczkę.
– Nie musisz oddawać – stwierdził i odszedł, zostawiając ich samych.
Czy miał jej coś jeszcze do powiedzenia?
- Nic tu już po mnie. Wracam do biura. Wiesz, gdzie mnie znaleźć – oznajmił i poprawił sobie czapkę na głowie.
- I Charlotte… - odwrócił się do niej na moment, chociaż zrobił już ze dwa kroki od niej. – Dziękuję. Za ratunek z wtedy – dodał, bo wiedziała o co mu chodzi. A jeśli dalej udawała głupią, to już jej sprawa.
Teraz pozostało mu zapalić fajkę i sobie iść. I grzecznie czekać, co go tylko wkur****o. Ale plątanie się tutaj też, było bezsensem. Widział już wystarczająco. Chociaż mógłby jeszcze się jej poprzyglądać, by uznać ją za prawdziwą. Ale to zrobi najwyżej później, jak ta sama do niego przyjdzie.
Obrazek

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Przepraszam za zwłokę, ciężkie dni, ale już się poprawiam!


Charlotte nie rozumiała.
Nie rozumiała swojego postępowania z tamtego dnia, kiedy ciemna uliczka stała się miejscem rozgrywania wydarzeń, które obecnie powinny być jedynie wspomnieniem. Ich echo dotychczas skrupulatnie dobijały się do kobiecej świadomości, jednak zdrowy rozsądek tłamsił je równie regularnie i ze zdwojoną siłą. Nie próbowała zastanawiać się nad tym, co mogła zrobić inaczej i czy jej zachowanie było odpowiednie. Pomogła mu; zareagowała, zabrała do szpitala, gdzie zajęli się nim specjaliści i poczekała aż do momentu, w którym odzyskał przytomność. Potem jednak zniknęła i nawet dziś nie wiedziała, czemu.
Nie był to wyczyn mocno heroiczny, nie była również nikim na tyle ważnym, by musieć ukrywać swoją tożsamość za jakąkolwiek fasadą. Była tylko jedną z wielu agentek, które reagowały na ludzkie cierpienie i niepokojące sygnały, bijąc się w pierś, gdy te umykały.
- Nie wyglądasz na kogoś, kto tak łatwo rezygnuje ze sprawy - skwitowała markotnie, raczej do siebie niż do swojego rozmówcy. Być może brak upoważnienia do wydawania osądów tego typu mógłby okazać się kością niezgody, ale mężczyzna niewątpliwie odbiegał od obrazu potulnego baranka, skupionego jedynie na wykonywaniu rozkazów z góry. To co prawda mogło być tylko złudne wrażenie, ale Charlotte zwykła ufać swojej intuicji, a ta podpowiadała, że wcale nie miała do czynienia z podręcznikowym służbistą.
Kątem oka zerknęła na swojego towarzysza, mrużąc powieki w reakcji na paczkę papierosów. Czasami żałowała, że nigdy nie pokusiła się o nałóg tego typu. Zamiast tego wciąż walczyła z nerwami w bardzo nieporadny sposób.
- Zajrzę niedługo - zapewniła, poprawiając materiał krótki. Zimne powietrze i nasilający się deszcz skutecznie zniechęcały do tego, by stać na zewnątrz, choć wnętrze magazynu nie było dużo lepszą perspektywą.
Z deszczu pod rynnę.
Była zaskoczona, gdy znów się do niej zwrócił. Przyglądała mu się uważnie, z zaciekawieniem, ale i obawą o to, co jeszcze mógłby dodać. Nie chodziło przecież o błahostkę, o czym najlepiej świadczył fakt nieustannego wracania myślami do tamtego dnia.
- Ja... - przepraszam? Powinnam zostać z Tobą dłużej? Nie wiem, dlaczego uciekłam? I czemu właściwie robię z siebie idiotkę?
Wszystkie te możliwości przetoczyły się przez kobiecą głowę w zawrotnym tempie, prowokując mętlik, od którego skroń zaczęła pulsować nieprzyjemnym bólem.
Nie, to nie było odpowiednie miejsce na sprawy tego typu.
- To nic takiego - zawyrokowała ostatecznie, odwracając wzrok.
Naprawdę żałowała, że tamten dzień nie przebiegł inaczej.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Braxton też wiele rzeczy nie rozumiał. Teraz (jeśli chodzi o nią), wtedy (co się właściwie wydarzyło) i kto wie, czy jeszcze zrozumie? O tym przekona się później. Jeśli w ogóle do tego później dojdzie. Mogła być kimkolwiek innym. Nikim specjalnym, a jednak była agentką. Kimś kto miał takie sprawy, na porządku dziennym i nie powinno być im to obce. Niby nic niezwykłego, aczkolwiek to coś sprawiło, że właśnie – nie rozumieli, dlaczego?
Dlaczego siedzi w jego głowie, chociaż już dawno powinna z niej wyjść, wraz z zagojeniem się rany na podbrzuszu, po której została jedynie blizna.
Nie rezygnował.
Po prostu wiedział, jak to wszystko będzie wyglądało, a dalsze stanie tutaj i wtrącanie się w ich robotę, może być tylko utrudnieniem i niepotrzebnym przeciąganiem czegoś w czasie. Wiedział, że do niego przyjdzie. Tego się właśnie spodziewał. Szczególnie, że to była ona. Dlatego być może odpuścił. Ta sprawa była dla niego zbyt ważna i wiele jej poświęcił, by miał z niej faktycznie zrezygnować.
Nie spodziewał się, że takie będzie ich kolejne spotkanie. Był niemal pewny, że do niego w ogóle nie dojdzie. Jakby jego wybawicielka rozpłynęła się w powietrzu i miałaby już nigdy więcej nie wrócić. Niczym sen, który gdy rano się obudzimy przemija. Jego nałóg papierosowy nie był straszny, by nazwać go smokiem. Palił sporadycznie i to nawet mało kiedy swoje, jak widać. Nikt nie chciał, by przestał, także nie widział powodu dla którego było coś w tym złego. Może gdyby komuś ważnemu, zaczęło przeszkadzać to w jego otoczeniu, dałby sobie z tym w ogóle spokój? Zawsze jeszcze zostaje nałóg alkoholowy. Można i też przerzucić się na coś bardziej przyjemnego. Ale nie miał do tego głowy. Liczyła się ostatnio tylko prowadzona sprawa i czasem jeszcze wspieranie przyjaciół. Skoro na rodzinę nie mógł liczyć, a na nich tak – to nawet nie było opcji, by ich olał.
- Na to liczę – nie owijał w bawełnę. Zdecydowanie powinna zajrzeć niedługo. Bo nie tak, że zamierza tak siedzieć całą noc, dopóki nie przyjdzie.
Nie chciał, by zostało jednak to, co miał w głowie niewypowiedziane. Dlatego dał jej do zrozumienia, że chociaż wiele z tego nie rozumie, to jednak wie, że to ona go uratowała. Nie miał ku temu żadnych wątpliwości, nawet jeśli ciągle badał, czy jest prawdziwa. A sprawiło to ponowne spotkanie i powrót wspomnień z tamtych wydarzeń. Nawet jeśli chciało się o tym zapomnieć.
Nic takiego? Pokręcił głową i zaśmiał się prześmiewczo pod nosem. Serio, nic takiego?
- Do zobaczenia później – skwitował, nie komentując jej słów. Stawiała go w dziwnej pozycji, ale i z tym sobie poradzi.
Miała teraz ważniejsze rzeczy do roboty. Jak złapanie tych co rozpierdzielili mu dochodzenie. Ich temat – może poczekać. Bo może?
Obrazek

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte nie zwykła prowokować sytuacji tak dziwnych, wpędzających w dyskomfort. Rzadko kiedy pozwalała sobie na daleko idące zawiłości, będąc zwolenniczką prostoty w każdym aspekcie życia. Wyjątkiem od reguły była w przypadku blondynki sztuka, jednak ta w ostatnich tygodniach stanowiła bardzo odległy element jej codzienności (nie licząc artystycznie rozkładającej się na posadzce doku krwi bliżej nieznanych jej ludzi).
Nie wiedziała, co miała sądzić o tej jednej chwili - z przeszłości oraz tej obecnej. Wtedy niewątpliwie działał pod wpływem adrenaliny, zachowywała się niezwykle mechanicznie, pewne czynności wykonując z pamięci, nie zaś - jak nakazywałaby jej praca - zdrowego rozsądku. Ten nadszedł wraz z upływem czasu, dając jej do zrozumienia, że zachowała się po prostu głupio i to w odniesieniu do mężczyzny, który obecnie stał przed nią i na swój sposób był kolegą po fachu; kimś, z kim połączyła ją najnowsza sprawa, nawet jeżeli była ona jedną z tych, do których Lottie podchodziła niezwykle sceptycznie.
- Na razie - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do niego, odwracając się na pięcie i raz jeszcze ruszając w kierunku doków, gdzie technicy zabezpieczali poszczególne ślady i miejsce zbrodni w ogóle. Hughes teoretycznie ufała swoim współpracownikom, w praktyce jednak lubiła trzymać rękę na pulsie, dlatego wewnątrz budynku spędziła kilkanaście kolejnych minut.
Miejsce opuściła dopiero w momencie, kiedy wszystko było - na jej oko - gotowe, dlatego krótkie ,,cześć'' rzucone w eter miało być swego rodzaju pożegnaniem, przed którym wydała jeszcze kilka rozkazów, wyrzuciła z siebie pojedyncze prośby i upewniła się, że wszystko grało niczym w szwajcarskim zegarku. Lubiła porządek. Może aż za bardzo.


zt.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Praca prawnika wbrew opinii nie była czymś usłanym różami. Droga na szczyt bywała kręta i wyboista a to co spotkało nas gdzieś w międzyczasie potrafiło pełznąć uczepione nogawki jak nieznośny bachor chcący dodatkową porcję cukierków. Do tej pory Johanna Thompson wiodła w miarę spokojne życie nie przeplecione żadnymi grubszymi aferami. Również jej życie prywatne, można rzec – było nudno stabilne. Nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie bo lepszy taki stan rzeczy niż zamartwianie się problemami co i tak było elementem nieuniknionym raz na jakiś czas.
Dzień kiedy wszystko zaczęło się sypać nadszedł szybciej niż mogła się tego spodziewać bo trudno nastawić się na gwałtowny zwrot akcji gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że jest i będzie dobrze.
Ubrana jak co wtorek rano w strój do biegania, uzbrojona w małą butelkę wody i nerkę, w której skrywał się telefon wraz z kluczami, podążyła krętymi ścieżkami parku. Półgodzinny bieg i rozciąganie pozwalało jej nie tylko zadbać o kondycje fizyczną ale także o higienę umysłu bo jak głośno twierdziła – i jego należy wietrzyć. Tak więc wracając spokojnym tempem w stronę bloku obróciła głowę nie pierwszy, a już czwarty raz mając uporczywe przeświadczenie, że śledzą ją znajome pary oczu.
Chwila, w której dotarło do niej kto za nią idzie była jak zatrzymanie czasu. Stopklatka, w której wszystkie wspomnienia wróciły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Johanna nie zawsze zajmowała się sprawami dużych firm. W jej kalendarzu przy odrobinie chęci można wygrzebać kilka zawiłości związanych z próbami morderstwa gdzie udało się wpakować gości na kilka ładnych lat. Zbyt mała ilość dowodów nie gwarantowała dożywocia a tą sprawę ostatecznie zakwalifikowano jako ciężkie pobicie.
I on właśnie wyszedł. I szedł za nią… coraz szybciej i szybciej. Niczym ranione zwierzę rzuciła się do ucieczki. Bez pomysłu, bez planu – wskoczyła do taksówki, która akurat wolno włączała się do ruchu.
– Jedź! Słyszysz? Jedź! – krzyknęła do kierowcy nie robiąc sobie nic z siedzącego spokojnie obok pasażera. Młodszy od niej na pierwszy rzut oka chłopak wydawał się spokojny – może to przez szok? Kobieta dysząc ciężko obróciła się za siebie rejestrując, że w pogoń za nimi ruszył czerwony jeep. Pora nie sprzyjała pościgom i pirackiej jeździe dlatego Thompson krzykiem próbowała zmusić kierowcę do łamania wszelkich przepisów aby tylko zgubić się jakoś w tłumie. Nic z tego, im dalej od centrum odjeżdżali tym ogon zdawał się być bliżej aż w końcu jakimś cudem wylądowali w dokach gdzie padł pierwszy strzał. Przestraszony taksówkarz zatrzymał się gwałtownie zasłaniając twarz przed tłuczonym szkłem z szyby w drzwiach.
– Wypierdalać! – krzyknął a Aśka wypadła jak poparzona biegnąć w stronę wąskich alejek między kontenerami. Nie odwracała się za siebie, nie krzyczała… biegła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

002

Naprawdę ciężko jest trafić na osobę, która szczerze lubiłaby swoją pracę, chodziła do niej z przyjemnością czy też nie narzekała na swojego szefa przy każdej możliwej okazji. Ludzie naprawdę często są zmuszeni przez sytuację życiową pracować tam, gdzie po prostu źle się czują. Monte na szczęście do tej grupy nie przynależał. Mężczyzna zazwyczaj z radością wchodził do biura stacji, zasiadał przy swoim biurku z resztą ekipy i zajmował się rzeczami, które miał zaplanowane na dany dzień. Znaczy, tak było, gdy w grafiku miał zmiany popołudniowe, czyli gdy miał okazję się zwyczajnie wyspać. Gdy przełożony wymagał od niego stawienia się w miejscu pracy o godzinie dziewiątej rano to jego nastawienie było z deka inne; mniej pozytywne, łagodnie mówiąc. Szczególnie było to widać po porankach tuż po imprezach, które zazwyczaj kończyły się trzy godziny przed budzikiem. Tak też było i tym razem. Nie przyszedł do pracy na kacu, ponieważ, wchodząc do biura jeszcze procenty z minionej nocy dobrze się w nim miały. Gorzej było później, gdy alkohol faktycznie z niego schodzić zaczął. Chyba pierwszy raz koniec zmiany był dla niego gorszy nić jego początek. Naprawdę nie zrobił tego dna nic. Obiecał sobie zająć się poprawą ostatnio spisanego reportażu, a jedyne, czym się zajął to grą w pasjansa na służbowym laptopie. Jeszcze, gdyby chociaż jedną rozgrywkę wygrał bez podpowiedzi komputera . . . Montgomery dość często wykazywał się nieodpowiedzialnością (jak chociażby rankiem, jadąc do pracy samochodem, mimo swojego niedysponowanego stanu), lecz tym razem tak nie było. Po pracy, zamiast standardowo wsiąść za kierownicę swojego dziesięcioletniego, ukochanego auta zamówił taksówkę. Nie lubił nimi jeździć, gdyż kierowcy zazwyczaj zbyt ochoczo próbowali podjąć jakieś rozmowy, do których Reeves nigdy nie miał głowy, a tym razem już w szczególności. Mimo wszystko, wolał chyba męczyć się z rozgadanym kierowcą niż doprowadzić do ewentualnego wypadku w ruchu drogowym. Mądra decyzja, trzeba przyznać.

Gdy zamówiona taksówka podjechała, wszedł bez słowa do samochodu i zajął miejsce z tyłu. Przywitał się uprzejmie, po czym podał adres, by starszy mężczyzna czym prędzej z parkingu stacji wyjechał i odwiózł go do domu. Tak jak dziennikarz zakładał, kierowca w połowie drogi zaczął dysputę o pogodzie, która przerwana została nagłym wtargnięciem jakiejś kobiety do pojazdu. Monte spojrzał na nią z lekka zaskoczony, lecz nawet słówka nie pisnął, próbując dojść do tego, czy to naprawdę się dzieje, czy może głowa lub oczy jakieś figle mu płatają. Język uwiązł mu również w gardle, gdy nieznajoma zaczęła wydawać taksówkarzowi polecenia, jak i gdzie ten ma jeździć. Monte w trosce o swoje zdrowie i życie chwycił się mocniej pasa, jakby to miało go jakkolwiek w ewentualnym wypadku uchronić. Co za ironia losu, nie jechał własnym autem, by właśnie niebezpiecznych sytuacji unikać, a tu proszę, takie wydarzenie. A może mu pisane było umrzeć na drodze? Autentycznie takie myśli zaczęły pojawiać się w głowie bruneta, którego z tego letargu wybudził dopiero strzał. Wówczas zrobiło się poważniej. Za bardzo poważnie. W tym momencie aż się przeraził. Odpiął szybko pas i zgodnie z dość wulgarnie wypowiedzianym poleceniem, opuścił auto. Nie miał zielonego pojęcia, gdzie jest i co się dzieje, dlatego prędko odszukał wzrokiem powód tego całego zamieszania i ruszył za nią, uznając, że może cokolwiek kobieta raczy mu wyjaśnić. W tym stanie bieganie do prostych czynności nie należało, lecz Monte dogonił szatynkę za jednym z opuszczonych garaży. ━ Czy mogłabyś mi wytłumaczyć, co się tutaj do jasnej cholery dzieje? ━ zapytał, dysząc ze zmęczenia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatnie dni były cholernie ciężkie. Kłótnie z przyjaciółmi, nawał roboty w studio, przygotowania do pożegnania się z kumpelą, która otrzymała propozycję pracy, z której żal byłoby nie skorzystać. Nie wiedzieć kiedy, Rhys... Znowu poczuł się samotny. Kolejny raz wracał do domu z przeświadczeniem, że miał tylko tego jednego, cholernego psa, z jakim mógł przesiedzieć wieczór na kanapie, wylewając z siebie żale, wlewając w siebie alkohol i zatracając się w najróżniejszych przemyśleniach.
Wszystko się zjebało. Każda ważna dla niego relacja, posypała się jak domek z kart. Te mniej ważne, również pozostawiały wiele do życzenia, a on nie robił nic by to zmienić. Nie chciał tego zmieniać, bo wiedział, że naprawienie tego stanu rzeczy prędzej czy później doprowadzi do momentu, w którym będzie czuć się tak, jak czuł się obecnie.
Źle. Cholernie źle.
Tak, jakby kolejny dzień był pozbawiony sensu.
Nie sądził, że jeszcze wróci do tego stanu, w którym niegdyś tkwił. Przecież w końcu miało być tylko lepiej. A było jeszcze gorzej.
Ostatecznie jednak, nie był w stanie wysiedzieć w domu. Felicity była zajęta pakowaniem się, w czym nie chciał jej przeszkadzać. Spotkanie z Lottie nie wchodziło w grę, bo w dalszym ciągu nie miał pojęcia, jak nawiązać kontakt i nie doprowadzić do kolejnej awantury. Blake? Spotkanie z nim, musiał przemyśleć jeszcze bardziej, by nie doszło do rękoczynów.
Po przeleceniu listy kontaktów, wybrał jeden numer. W Dakocie w tej chwili dostrzegł jedyną nadzieję na to, że zazna chociaż przez godzinę normalności i poczucia, że wcale nie wszystko się spieprzyło.
Umówili się w dokach. Miejsce dość odludne, spokojne, w którym był skłonny spędzić wieczór. W drodze na miejsce zainwestował w jednym ze sklepów w czteropak piwa i jakieś chipsy, a gdy dotarł na jedną z kładek, rozsiadł się wygodnie na bluzie, którą ściągnął korzystając z tego, że słońce o tej porze jeszcze przyjemnie grzało.
Z zamyślenia, któremu się poddał popalając już trzeciego papierosa, wyrwał go dźwięk kroków. Odwrócił się i zerknął na przyjaciółkę.
No powiem ci, zgrabne dziesięciominutowe spóźnienie. Ludzie powariowali w piątkowy wieczór i miasto jest pełne korków? — zapytał i wstał z kładki, żeby przytulić blondynkę na powitanie. — Kupiłem piwo — dodał i sięgnął po jedną z butelek. Otwieraczem zaczepionym przy kluczach otworzył ją i podał dziewczynie, by zaraz wrócić do siedzenia na swojej bluzie. — Co słychać? — zagaił.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~~006~~ Outfit U Dakoty z całą pewnością nie było tak przebojowo i intensywnie, jak u Rhysa. Praca w studiu fotograficznym, pochłonęła ją całkowicie, Przez co w ciągu kilku minionych tygodni, blondynka nie miała nawet chwili, aby skontaktować się z tatuażystą. Właśnie dlatego tak bardzo ucieszyła się, gdy Alderidge, sam się z nią skontaktował, proponując spotkanie. Wzięła pierwsze, lepsze ciuchy z szafy, ogarnęła pobierznie swoje żyjące własnym życiem loki i ryszyła. Doki zdawały się być dość odludnym miejscem, jednocześnie idealnie nadającym się do tego, aby spokojnie porozmawiać, racząc się przy tym smakiem jakiegoś alkoholu. Z tą myślą, Kitty oczywiście odpowiednio się zaopatrzyła. W prawdzie nie było to morze trunków, jak przy poprzednim spotkaniu, ale z pustą ręką, również nie przyszła.
Brakowało jej tych wszystkich wypadów ze wcześniej wspomnianym mężczyzną. Kiedy widzeli się ostatnim razem, Panna Evans, była cholernie zadowolona, dostrzegając to, jak bardzo był szczęśliwy. Kobieta żywiła cichą nadzieję na to, że nadal tak jest. Przynajmniej on jeden znalazł w końcu coś, lub kogoś, kto nadawał sens jego życiu. Dakota na tym tle, wypadała dosyć słabo...
- Widziałam, że jarasz juz chyba trzecią fajkę! - Klepnęła go w ramię, kręcąc przy tym głową z wyraźną dezaprobatą. - Teraz, to w ogóle ciężko jest się przebić przez to cholerne miasto, ale już jestem. - Dodała nieco radośniej, przyglądając się przy tym Rhysowi, z czym oczywiście wcale się nie kryła. - Piwo, jak najbardziej się przyda, bo ja też coś mam... - Mrukneła, wyciagając w jego kierunku siatkę z piwami, oraz jakimiś chipsami. Dziewczyna z wdzięcznością, wzięła od mężczyzny otwarte już piwo, po czym przycupnęła tuż obok niego. - Bardziej interesuje mnie, co się dzieje u Ciebie? Bo podejrzewam, że skoro mnie tutaj ściągnąłeś, to znaczy, że coś jest ewidentnie na rzeczy, prawda? - Zapytała wprost, nie owijając w bawelnę.
<center><div class="sygna1"><div class="sygna2"><img src="https://64.media.tumblr.com/62a8f274de2 ... 9_250.gifv" class="sygna3"></div><div class="sygna2">People are lonely, because they build walls instead of bridges.</div><div class="sygna2"><img src="https://64.media.tumblr.com/bff8e6368b3 ... 8_250.gifv" class="sygna3"></div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.sygna1 {display:grid;grid-template-columns:repeat(3, 1fr);width:320px;height:auto;box-sizing:border-box;}.sygna2 {box-shadow:0 0 5px 3px rgba(0,0,0,0.1);width:100px;box-sizing:border-box;display:flex;justify-content:center;align-items:center;overflow:auto;height:100px;text-align:center;font-family: 'Roboto Mono', monospace;color:#131314;font-size:9px;padding:5px;background:white;line-height:1.5;}.sygna3 {width:100px;padding:5px;box-sizing:border-box;overflow:scroll;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dokarmiam swojego raka. Ostatnio jest wygłodniały — rzucił, unosząc wymownie brew. Obserwowała go i śledziła jego występki? Cóż, nie przejmował się tym, że płuca mu wysiądą na stare lata. Ważne, że nikotyna pomagała. W małym stopniu, ale jednak, więc nie zamierzał rezygnować z tego paskudnego nałogu. — Następnym razem spotkamy się w mieście — stwierdził. Przynajmniej oszczędzą sobie korków i nerwów, jakie były z nimi związane. Tego jednak dnia padło na doki, bo te cechowały się ciszą i spokojem, których Rhys łaknął całym sobą. Miejsce wydawało się idealnym do tego, żeby pozbierać myśli, nieco się wyciszyć i być może wrócić do domu z nieco pozytywniejszym nastawieniem. Zwłaszcza, że towarzystwo kumpeli, mogło się okazać jednym z najlepszych lekarstw na te emocjonalne rozchwianie, jakie się go doczepiło.
Nocy nam zabraknie — zaśmiał się, widząc, że ona również zadbała o prowiant w postaci alkoholu i chipsów. Nie zamierzał jednak narzekać. Im więcej, tym lepiej. Szczególnie alkoholu.
Nie. Co ma być na rzeczy? Ostatnio siedzieliśmy u ciebie, a pogoda zaczyna dopisywać i żal z niej nie skorzystać — skłamał bez zająknięcia. Nie chciał opowiadać o swoich niepowodzeniach. Nie po to tam przyszedł i nie po to zaprosił Dakotę, żeby tkwić w martwym punkcie i wciąż roztrząsać to, co się działo w ostatnich dniach. Jeden dzień oderwania od tego myśli, był szczytem jego marzeń. Więcej na tę chwilę nie potrzebował. — Jak w pracy? Kiedy wpadniesz zrobić te zdjęcia? — zagaił, zerkając na nią. Pamiętał, że coś tam wspominała o kilku zdjęciach dla strony internetowej. Wówczas nie uważał, by było to istotne, ale skoro strona już stała, to wypadało ją udoskonalić. Druga znajoma fotograf nie mogła mu już w tym pomóc, więc nadzieja w Dakocie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#9

Każdy dzień był dobry, żeby spalić skręta. Ostatnio Jimin miała w swojej głowie za dużo niepotrzebnych spraw. Cały czas zastanawiała się, czy po kolejnym spotkaniu odpisać Jinowi. To potrafiło spędzić jej sen z powiek. Wystarczyło spojrzenie na jej śmietnikowego psa, a już sobie przypominała o Tae. Dalej nie potrafiła zrozumieć, dlaczego drugiej nocy nie chciał się z nią przespać, a trzeciej wyszło, co wyszło (sama jeszcze nie wiem, co także mistyczne określenie). Jednego tygodnia pojawiła się dziwna stała, która nachodziła ją w pracy, wyznawała tam uczucia, a potem ta zapraszała go do swojego domu. To wystarczyło by znacząco zmienić sposób bycia Song w życiu codziennym. W najbliższej okolicy tylko widziała twarz chłopaka. Czasami od tego wszystkiego chciało się jej zwymiotować. Ileż można? Ona? Zakochana? Nigdy i w żadnym razie. To był czysty zysk dla jej fizyczności.
Dlatego postanowiła wyemigrować ze swojej chińskiej dzielnicy gdzieś, gdzie nie spodziewała zobaczyć chłopaka. Jednak sam spacer nic by nie dał. Przecież to nie byłoby nic takiego. Musiał być wyjątkowy nastrój. Na całe szczęście było już późno, więc mogła wgramolić się na jacht, usiąść na dziobie i jak cywilowany człowiek spalić tam skręta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie tylko Jimin, tego wieczoru, miała ochotę uciec od otaczającej ją rzeczywistości, która powoli stawała się irracjonalna. U Melusine obudziła się podobna potrzeba, motywowana prawie tymi samymi powodami - chciała uciec przed chłopakiem; w zasadzie już byłym. Sprawy skomplikowały się bardziej niż by tego chciała, a mętlik jaki panował w umyśle brunetki ciężko było opanować, kiedy wokół atakowało ją tak wiele bodźców, głównie w formie nawiedzających głowę wspomnień.
Idąc nabrzeżem nie zdołała wyłapać momentu, w którym piasek zmienił się asfaltową nawierzchnie. Pojedyncze podmuchy wiatru wdzierały się pod materiał dresowych spodni i flanelową koszulę, zmuszając, by szczelniej się nią okryła. Mimo, że nie chciała, aby jej myśli zaprzątała postać Siriusa, jednak było to nieubłaganie. Raz za razem analizie poddawała kolejne sytuacje z ich udziałem, chociaż nie pozwoliło to dojść jej do innych wniosków. Wciąż uważała, że dobrze postąpiła nie uginając się pod naporem próśb chłopaka.
Kopnęła kamień, który pojawił się na jej drodze, sądząc, że na dłużej poświęci mu swoją uwagę, ale ten przekornie odbił się w złym kierunku, wpadając do wody. Instynktownie skierowała spojrzenie niebieskich tęczówek w tamtą stronę, prawie natychmiast skupiając się na łodzi, od konstrukcji której odbijały się morskie fale, wprawiając ją w lekkie kołysanie. Kierowana dziwnym impulsem zatrzymała się, przeskakując wzrokiem na dziób, dostrzegając na nim postać.
Początkowo ciężko było jej określić kim jest, dlatego, kierowana ciekawością, podeszła kolejne kilka kroków. Najpierw, wraz z podmuchem wiatru, uderzył w nią charakterystyczny zapach, wywołując nieprzyjemne uczucie w żołądku, a w następnej kolejności zaskoczenie wywołane widokiem Song, wymalowało się twarzy Melusine.
- Ciebie już do reszty pogięło?! - zapytała, nie siląc się na uprzejmość, która obecnie w przypadku dziewczyn byłaby wręcz fałszywa.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”