WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
malarka
cały świat
columbia city
Niektóre z tych sformułowań towarzyszyły jej po dziś dzień - mimo dwudziestu jeden wiosen, mimo przeżytych już doświadczeń i mimo wielokrotnego udowodnienia, że była w stanie poradzić sobie sama, niektóre zachowania i reakcje rodziców sugerowały wciąż za daleko idącą troskę lub zwyczajny brak zaufania, który z biegiem czasu stawał się uciążliwy.
Paradoksalnie jednak nie dotyczyło to Jasona Whitakera, choć na nim Charlotte zdążyła się poznać najwcześniej ze wszystkich. Wystarczyło bowiem jedno spotkanie przy wspólnym stole, by wiedziała, że miała do czynienia z chłopakiem - mężczyzną? pozostawał niewiele starszy od niej - z którym w gruncie rzeczy wcale nic wspólnego mieć nie chciała. Tym bardziej nie rozumiała zatem usilnych starań zarówno państwa Hughes, jak i jego ojca, którzy za cel zdawali się obrać sobie połączenie ich rodzin w jedną. Charlotte nie miała również pojęcia, dlaczego liczne porażki na tej płaszczyźnie nie zniechęcały rodziców, a nawet więcej - jakby prowokowały ich do organizowania coraz częstszych i dłuższych spotkań we wspólnym gronie.
To był jeden z takich dni i jeszcze jedno spotkanie - tym razem na dużo mniej neutralnym gruncie. Hotel pana Whitakera robił wrażenie jako całość, ale również jako zbiór pojedynczych, wciąż idealnie pasujących do siebie elementów, którym blondynka przyglądała się z dużo większym zainteresowaniem niż to, jakie poświęcała wsłuchiwaniu się w prowadzony przy jednym ze stołów dialog.
- Przepraszam - podjęła niespodziewanie, kiedy rozmowa znów zeszła na niewygodny dla niej tor. Wspólne wakacje brzmiały jak koszmar na jawie, dlatego - by uniknąć konieczności wypowiedzenia się - postanowiła opuścić hotelową restaurację na chociaż kilka minut. - Trochę kręci mi się w głowie. To pewnie od tego wina. Pójdę się przewietrzyć - wyjaśniła, uznając to za najrozsądniejszą, najbardziej wiarygodną wymówkę.
Z satysfakcją przyjęła fakt, że nikt nie protestował, nie dopytywał i nie zechciał jej towarzyszyć, nawet jeżeli równy, pewny krok ani przez moment nie sugerował, że była w stanie chociażby minimalnego upojenia alkoholowego.
Mimo to wygładziła materiał czerwonej sukienki, odgarnęła do tyłu długie loki i uparcie szła w kierunku bliżej sobie nieznanym, tak naprawdę nie będąc pewną, czy lepszą opcją było kilka minut spędzonych w toalecie, czy może jednak faktyczna ucieczka zarówno na świeże powietrze przed hotelem, czy z dala od niego.
-
I chociaż zapierał się rękoma i nogami, kiedy temat był poruszany na głos, to i tak był skazany na te wszystkie spotkania w gronie znajomych ojca. Szczególnie na te, z państwem Hughes, którzy mieli całkiem uroczą córkę, której obecność początkowo bardzo go irytowała, a ostatecznie dawała mu nieco frajdy, bo mógł grać wszystkim na nosie. Wiedział, że aż nadto częste spotkania, wynikały z faktu, że chcieli go wyswatać z Lottie, ale nie zamierzał do tego dopuścić. Może i trochę ją lubił, ale był zdania, że nikt nie będzie mu aranżował małżeństwa na resztę życia. To nie było średniowiecze, tylko życie w wolnym kraju, gdzie każdy sam dokonywał wyborów. Nie zamierzał poddawać się tym mniej i bardziej ukrytym sugestiom, że powinni się do siebie zbliżyć. Wielokrotnie podczas wieczoru spędzanego w towarzystwie ojca, próbował przetłumaczyć mu, że nie jest zainteresowany Charlotte w ten sposób, ale każda taka próba przemówienia staruszkowi do rozsądku, spełzała na niczym.
Efektem tego, kolejny raz musiał pojawić się na kolacji z państwem Hughes, którzy rzecz jasna nie zapomnieli przyprowadzić swojej córki. Jednej z kilku. Samo to, że jej siostry nie trafiały na te spotkania, pozwalało wierzyć w to, że spotkania były uknutym spiskiem. Nie planował się mu poddawać i nawet wtedy, gdy poruszono temat wakacji, nie zapomniał wtrącić, że miał już inne plany. Nie spotkało się to z zadowoleniem ojca i rodziców Lottie, ale miał to gdzieś. Tak samo, jak to, że tak naprawdę nie miał żadnych planów. Dla poparcia swojej teorii był jednak gotów wyruszyć w samotny trip po kolejnych stanach. Wszystko, byle tylko nie skazać siebie i dziewczyny na dwa tygodnie ciągłych podchodów w swataniu.
– Ja skoczę zapalić, bo cholernie przynudzacie tymi wakacjami – oświadczył po kilku chwilach, mając serdecznie dość tego sztywnego towarzystwa. Nie wyobrażał sobie, by miał resztę życia obracać się w takich kręgach. Był wyluzowany, nieco zbuntowany, chociaż z wieku nastoletniego już wyrósł, ale ojciec ewidentnie chciał go wkręcić w ten hotelarski biznes, co wymagało odpowiedniego nastawienia. Mimo protestów ojca, który nie popierał tego nałogu, podniósł się ze swojego krzesła.
Po ubraniu swojej skórzanej kurtki, w której czuł się o niebo lepiej niż w eleganckiej koszuli, opuścił restaurację i skierował się w stronę głównego holu, w którym zniknęła mu z oczu młoda Hughes. Bez większego problemu wypatrzył ją między gośćmi hotelu, którzy z bagażami próbowali dostać się do recepcji lub stali w kolejce do jednej z kilku wind, jakie nieustannie kursowały pomiędzy poszczególnymi piętrami. Jej czerwona, elegancka suknia wyróżniała się na tle wszystkiego. Przyspieszywszy kroku, ruszył za dziewczyną.
– Też masz ochotę uciec z tego hotelu? – zagaił, gdy udało mu się zrównać krok z tym jej. – Zróbmy im na złość. Powiedzmy, że się pokłóciliśmy, że wychodzimy i wracamy do domów, a wyskoczmy w mniej sztywne miejsce – dodał, uśmiechając się łobuzersko. Dla niego brzmiało to, jak genialny plan po tym, kiedy dostrzegł pełne nadziei spojrzenia, gdy wstał i odszedł od stołu tuż po niej.
malarka
cały świat
columbia city
Obecnie, przemykając przez hotelowy korytarz, wzrok Charlotte skupiał się na wyświetlaczu telefonu, na którym wystukiwała krótką, niezbyt składną wiadomość do jednej z sióstr. Całe ich grono zaliczało się do grupy szczęściarzy, którym udało się uniknąć rozgrywającej się szopki, dlatego kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Hughes nie oczekiwała nawet takiej formy wsparcia.
- Hm? - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do swojego niespodziewanego towarzysza, na którym spojrzenie zatrzymała dopiero w chwili upewnienia się, że kolejny z rzędu esemes dotarł do Leslie. - Hotel jest całkiem w porządku. Towarzystwo trochę mniej - odparła z zawadiackim uśmiechem, celowo nadając swojej wypowiedzi nieco bardziej tajemniczego tonu. Jason nie mógł mieć zbyt łatwego zadania, jeżeli chodziło o rozszyfrowanie jej intencji, a obecnie faktycznie nie mógł być pewien, czy powodem niezadowolenia byli rodzice i ich męczące plany, czy może jednak on.
- Nuuuuda - westchnęła przeciągle, posyłając blondynowi przepełnione pobłażliwością spojrzenie. Czuła, że było go stać na dużo więcej, że zwykłe skłamiemy i uciekniemy nie znajdowało się nawet w połowie szczytu jego możliwości i kreatywności. - Może powinniśmy zostać tutaj? - zasugerowała, unosząc brew. W jej głowie zdawał się tworzyć plan. Nie miała pojęcia, czy wystarczająco sprytny i jakkolwiek Jasona satysfakcjonujący, ale w jej własnej opinii ciekawy i możliwy do zrealizowania w warunkach, które posiadali na miejscu.
- Na pewno jest tu jakieś ładne, romantyczne miejsce, które mógłbyś chcieć mi pokazać? - dopytała z cwanym uśmieszkiem, przystając i rozglądając się dookoła. Nie znała tego hotelu, nie miała pojęcia, jakie dokładnie oferował atrakcje, wszak jej dotychczasowe wizyty ograniczały się jedynie do restauracji, z której aktualnie postanowiła uciec. - Niech myślą, że się wymknęliśmy - doprecyzowała, na ostatnie słowo kładąc bardzo wyraźny nacisk, którego podkreśleniem miał być psotny błysk w jej oczach.
-
– Miłosne smsy z facetem, którego rodzice nie akceptują? – zagaił zaczepnie, wskazując ruchem głowy na jej telefon. – Tu się zgodzę, hotel nie jest zły, ale towarzystwo beznadziejne. I tematy rozmów również – westchnął, świadomie ignorując dwuznaczność jej słów, które mógłby potraktować, jako próbę dogryzienia mu. Nieco przerośnięte ego, nakazywało mu z góry założyć, że był o wiele lepszym towarzystwem niż to, które zostawili w restauracji.
Na jej sugestię, odpowiedział tym samym gestem. Jego brew powędrowała w górę, ale w geście zdziwienia. Sądził, że wymknięcie się z tego hotelu, mogło być ziszczeniem marzeń na ten wieczór po tym, jak rodzice dali im popalić swoimi usilnymi próbami swatania ich.
– Ja i romantyzm? Chyba trochę mnie przeceniasz, Hughes. – To brzmiało dla niego absurdalnie, bo nie był romantykiem, ale lubił wyzwania, a to niewątpliwie takim było, przez co umysł Jasona zaczął działać na najwyższych obrotach. Analizował poszczególne miejsca w hotelu. Zastanawiał się, gdzie może być romantycznie, a gdzie, nawet jeśli byłaby szansa na nutkę romantyzmu, mogliby zostać przytłoczeni przez wszechobecnych gości. Ostatecznie postawił na jedno z tych miejsc, w których istniały niewielkie szanse na to, by się na kogoś natknąć. – Buntowniczka. To mi się podoba – uśmiechnął się łobuzersko. Może było to określenie ad wyrost, ale niewątpliwie podobało mu się to, że była gotowa zagrać wszystkim na nosie, wzbudzając złudne nadzieje, że ich wysiłki coś zdziałały. – Chodźmy – dodał, skinieniem głowy wskazując na korytarz prowadzący do wind i podał Lottie ramię, by nie pozostawiać żadnych złudzeń, gdyby rodzice zaczęli ich szukać i wypytywali personel o to, czy wyszli razem. Ludzie lubili plotki, a widok syna właściciela hotelu z córką jego wysoko postawionych przyjaciół, nie mógł obejść się bez echa. Szczególnie gdy w drodze do wind Jason wykorzystał okazję, że wszyscy go znali i zagaił jedną z pokojówek, prosząc o klucz do schowka z rzeczami do pokojów i dorzucając prośbę, by w razie pytań, poinformowała dyrektora o jego wyjściu w towarzystwie panny Hughes.
– Nie martw się, nie jestem z tych kolesi, co uważają schadzkę w schowku za romantyczną – uprzedził, napotykając wzrok Hughes. – Mam lepszy pomysł – dodał, podrzuciwszy klucze w górę, by zaraz je złapać i podać Lottie. – Trzymaj, weźmiesz koc i jakieś poduszki – oznajmił. Do windy przepuścił dziewczynę przodem, kusząc się o teatralny gest dłonią. Roześmiawszy się, wybrał ostatnie piętro, gdzie mieściły się biura personelu, schowki i magazyny. Gdy już dotarli na górę, w pierwszej kolejności wstąpił do biura ojca. Zabrał z barku butelkę jakiegoś cholernie drogiego wina oraz kilka przekąsek w postaci ciastek i innych krakersów. – Chyba się nie pogniewa, że opróżniam mu zapasy w szczytnym celu? – zapytał, stojącą w progu blondynkę i uniósł obie ręce, pokazując jej wszystko, co zdecydował się wziąć, by mogła w razie konieczności zwrócić mu uwagę, na co nie miała ochoty.
malarka
cały świat
columbia city
Nie oznaczało to jednak, że zamierzała tak po prostu zrezygnować z możliwości chociaż chwilowego wyrwania się ze szponów swojej rodziny oraz ojca Jasona. To połączenie nie niosło ze sobą niczego dobrego, nawet jeżeli donośne śmiechy i pozornie wesoła atmosfera sugerowały, że towarzystwo było wyborne i absolutnie nikt nie miał powodów do tego, by składać jakiekolwiek obiekcje lub skargi.
- Nie nazwałabym tego najdosadniejszą formą buntu, ale dziękuję - skwitowała, korzystając z zaoferowanego przez niego ramienia. Nie miała pojęcia, co Jason kombinował i jaka myśl zaświtała w jego głowie, ale była skłonna zaryzykować i zaufać mężczyźnie, nawet jeżeli w jej ogólnej opinii i dotychczasowym mniemaniu nie był osobą, która jakkolwiek na jej zaufanie zasłużyła.
Ruszyła za nim, celowo ignorując ciekawskie spojrzenia mijających ich osób. Wiedziała, że ten spacer po głównych korytarzach hotelu mógł wzbudzić emocje i w zasadzie taki był przecież ich zamiar, ale znajdowanie się w centrum uwagi nigdy nie było czymś, co lubiła i do czego dążyła, dlatego największą ulgę i zadowolenie czuła w chwili, w której znaleźli się poza zasięgiem wzroku obcych ludzi.
- Nie wiem, to twój ojciec? Mój pewnie byłby wściekły - podsumowała, wzruszając ramionami w geście daleko idącej obojętności, wszak nie zamierzała ingerować w to, jakich reakcji byłby w stanie dopuścić się starszy Whitaker.
Wątpiła, że podkradanie rzeczy z jego barku czy w ogóle wkroczenie do jego biura bez czyjejkolwiek wiedzy i zgody mogłoby się spotkać z aprobatą samego zainteresowanego, ale chęć zagrania na nosie wszystkim dookoła była silniejsza niż zdrowy rozsądek.
- Więc dokąd pójdziemy? - dopytała, z aprobatą kiwając głową nie tyle w kierunku butelki z alkoholem, ale przede wszystkim znajdujących się wśród fantów żelek i ciasteczek.
Nie spodziewała się, że jego ojciec mógłby raczyć się takimi słodkościami, wszak dużo bardziej pasował do kawioru lub homara w ramach przekąski, ale nie zamierzała się nad tym rozdrabniać, skoro dzięki temu mieli mieć umilony czas - dokądkolwiek Jason zamierzał ich zabrać.
-
– Widzę, że nie dajesz za wygraną z przypominaniem mi, jaki jestem okropny – mruknął w odpowiedzi na jej przytyk i przewrócił oczami. – Ale czy to nie świadczy również o twoim guście? W się ze mną zadajesz. Za ich plecami, ale jednak – dodał, racząc ją tak samo złośliwym uśmiechem. Mogła mu dogryzać do woli. Powoli się do tego przyzwyczajał, ale efektem tego było odbijanie piłeczki w jej stronę. Lubił to, że mógł jej dogryzać tak, jak ona jemu, a skutki wbrew wszelkim pozorom nie były opłakane, bo zdołali się nauczyć nabierania dystansu do tych drobnych złośliwości. Doskonale pamiętał początki tej znajomości i to, jak niechętnie podchodził do tego, by zamienić z Lottie chociaż kilka słów. Ona również nie wydawała się chętna na zacieśnianie więzi pod dyktando rodziców i Jason był niemal pewny tego, że ich drogi rozejdą się równie szybko, jak się zeszły. Życie bywało jednak przewrotne, a komitywa, mająca na celu zagrać na nosie rodzicom, wyjątkowo przypadła mu do gustu.
– Mój ojciec, a twój przyszły teść, jeśli nie dadzą za wygraną – zauważył, zanosząc się śmiechem. Lubił ją, ale nie było siły, która zmusiłaby go do tego, by chciał za nią wyjść. Właściwie był na takim etapie życia, że w ogóle nie brał pod uwagę pakowania się w stały związek z jakąkolwiek kobietą i nie sądził, by miało się to w niedalekiej przyszłości zmienić. Dobrze było, jak było. Przelotne związki, krótkie romanse, jednonocne przygody. Żył pełnią życia, cieszył się tym i korzystał póki mógł. – Może przymknie oko, kiedy dowie się, że jesteś współwinna – skwitował, wzruszając ramionami. Była współwinna. To ona wpadła na to, by się wymknęli, pozwalając na to, żeby ich dotychczasowe towarzystwo w postaci rodziców wierzyło, że plan zeswatania tej dwójki, szedł zgodnie z planem. W rzeczywistości Jason nie przejmował się tym, czy ojciec będzie wkurzony, czy nie. Stary Whitaker spał na kasie. Braki w barku, mógł uzupełnić w każdej chwili, nie przejmując się wysokością rachunku, który zapewne osiągał kolosalne kwoty, bo przecież nie pił byle czego, a wszelkiej maści przekąski również musiał mieć z najwyższej półki.
– Na randkę przy zachodzącym słońcu i w blasku gwiazd – rzucił, pozwalając sobie na teatralny ton, który miał nadać powagi jego niecnym planom. Skinieniem głowy dał jej do zrozumienia, że mogli wyjść z biura. Gdy wzięła ze schowka to, o co prosił, poprowadził Lottie na koniec korytarza i otwarł hotelową kartą drzwi, prowadzące na klatkę schodową przeznaczoną tylko i wyłącznie dla pracowników hotelu. Następnie schodami w górę, aż do wejścia na dach.
– Tutaj możemy się rozłożyć – wskazał na sporą przestrzeń, w której niejednokrotnie spędzał czas, gdy chciał się oderwać od pracy i zarzucającego go rozmaitymi wymaganiami ojca. Widoki były niczego sobie. Z jednej strony można było podziwiać panoramę miasta, z drugiej całe wybrzeże i rozciągającą się przed nimi zatokę. Wieczory w tym miejscu, uważał za najbardziej urokliwe, dzięki widowiskowym zachodom słońca. Po zmroku lubił zaś wpatrywać się w niebo pokryte gwiazdami. To było relaksujące i był pewny, że mogło odprężyć każdego. – I jak? Wystarczająco romantycznie, Hughes? Czy twoje wymagania sięgają wyżej i następnym razem muszę się postarać bardziej? – zapytał, obejmując ją ramieniem po tym, jak upchnął pod pachę wszystkie opakowania z przekąskami i poprowadził ją po dachu w stronę krawędzi, nie chcąc, by potknęła się o liczne elementy, umieszczone na dachu i podpory połączone z metalowym nadajnikiem, będącym celem ich krótkiego spaceru po dachu.
malarka
cały świat
columbia city
- Może jest mi cię żal i staram się być uprzejma? Albo testuję własną cierpliwość? Lub zwyczajnie mam jakieś masochistyczne zapędy, o których nie wiedziałam - wymieniwszy tych kilka możliwości, uśmiechnęła się równie złośliwie co Jason. Oczywistością było bowiem, że nie zamierzała dawać za wygraną. Chociaż wszelkie konkursy i rywalizacje nie należały do grona jej ulubionych zajęć, to jednak niektóre kwestie były sprawą honoru, a tego nie mogła kłaść na szali.
Jednocześnie jednak w grę nie wchodziło przyznanie blondynowi racji - choć ich znajomość zapoczątkowały dopiero niecne plany rodziców, to wraz z upływem czasu zdołała się przekonać, że mężczyzna nie był tak zły, na jakiego próbował się wykreować i że wcale nie nie lubiła go tak bardzo, jak próbowała pokazać zarówno światu, jak i samemu zainteresowanemu.
- Myślisz, że to moi rodzice mnie wybrali czy po prostu to w jego opinii jestem najlepszym materiałem na synową? - dopytała przekornie, dopiero teraz uświadamiając sobie, że nigdy w zasadzie tego nie przeanalizowali i nie do końca wiedzieli, jak od kuchni wyglądały plany ich rodziców. Kto wpadł na ten szalony pomysł? Jakim cudem to ona wygrała eliminację na potencjalną kandydatkę dla Jasona? I dlaczego ich rodzice uważali, że to był - mimo tak wielu mankamentów i niedociągnięć - doskonały pomysł?
- Użyłeś słów randka, zachód słońca i blask księżyca w jednym zdaniu. Może wcale nie jesteś takim łobuzem, na jakiego się kreujesz? - zagaiła zaczepnie, nie ingerując jednak w obraną przez Jasona drogę i jej ewentualny cel. Powiedzieć, że mu ufała, to spore nadużycie, ale niewątpliwie wykazywała się zainteresowaniem względem stworzonego przez blondyna na poczekaniu planu.
Wybrana przez niego sceneria niewątpliwie robiła jednak wrażenie i Charlotte musiała to przyznać - niechętnie, ale z uznaniem, wszak niewiele było osób, które wpadłoby na pomysł tak oryginalny jak piknik na dachu jednego z wyższych budynków w mieście. Możliwość obserwowania panoramy Seattle o tej porze zapierała dech w piersiach, tak samo zresztą jak wszystkie pozostałe elementy otoczenia.
- Uhm, powiedzmy, że całkiem nieźle jak na pierwszy raz. Ale skoro już wiem, że potrafisz wykrzesać z siebie odrobinę oryginalności, chyba będę zmuszona wymagać jej częściej i więcej - podsumowała w rozbawieniu, gdy w końcu dotarli do odpowiedniego, wskazanego przez Jasona miejsca i zaczęli rozkładać wszystkie swoje fanty na powierzchni dachu.
-
– Sporo opcji, względem mojej skromnej osoby. Nie sądziłem, że mogłabyś być tak kreatywna w tej kwestii – stwierdził z nutką złośliwości, nie dając jej czasu na odpowiedź. – Dodałbym jeszcze, że może ich pomysł przypadł ci do gustu, bo mnie lubisz. Troszeczkę... O tyle – zasugerował z zadziornym uśmiechem, niemal pod samym nosem pokazując jej niewielką odległość między swoim kciukiem i palcem wskazującym, jaka miała na celu zobrazować dziewczynie, poziom jej sympatii, względem jego osoby, który brał pod uwagę. – Zawsze możesz mnie wyprowadzić z błędu i przyznać, że zaniżyłem ten poziom – podsumował z rozbawieniem, specjalnie uprzedzając jej odpowiedź i ewentualną wzmiankę o tym, że zawyżył i to mocno. A liczył się z tym, że taka mogła być odpowiedź, nawet jeśli w ostatnich tygodniach mieli okazje ku temu, by spędzić ze sobą nieco czasu i żadne z nich na sam koniec nie sprawiało wrażenia zmęczonego i niechętnego do przeżycia kolejnego dnia w swoim towarzystwie, o ile nie miałoby to miejsca pod czujnymi spojrzeniami rodziców.
– Myślę, że byłabyś doskonałym materiałem na synową – przyznał szczerze. Lottie jak każdy miała wady i zalety, ale nie wątpliwie była dziewczyną wartą uwagi pod kątem romantycznym i wiązania z nią przyszłości. – Ale to raczej ich wspólny pomysł. On myśli, że jak znajdę sobie laskę, to pójdę po rozum do głowy, a oni... Pewnie boją się, że zostaniesz starą panną z kotami. Wiesz, jak masz dwadzieścia lat, to powinnaś nosić pierścionek zaręczynowy, przygotowywać się do ślubu, żeby potem pomyśleć o przekazaniu genów dalej i uczynić ich szczęśliwymi dziadkami. A gdzieś w tym wszystkim musisz znaleźć czas na rozwój osobisty i zawodowy, żeby przez kolejne dziesięciolecia nie wytykali, że nie osiągnęłaś tak wiele, jak sobie życzyli – dodał. Jego zdaniem, ich rodzice będąc ludźmi starej daty, działali w komitywie, której względem on i Charlotte byli trochę bezsilni. Ciężko było bowiem postawić się ludziom, którym chcąc nie chcąc, zawdzięczali wiele, a przede wszystkim życie na poziomie i brak konieczności martwienia się o to, jak przeżyć kolejny dzień. Jego ojciec i państwo Hughes zdążyli zaś dać się poznać jako osoby, które miały wszystko dokładnie zaplanowane i które miały wyśrubowane wymagania względem swoich pociech.
– Poza tym, oni są dziani, mój ojciec też. Z góry założyli, że jestem lepszą partią, niż jakiś koleś, który mógłby ci zawrócić w głowie, mimo bycia z niższej klasy – podsumował i wzruszył ramionami. Gdy on spotykał się z jakimiś dziewczynami, przelotnie bo przelotnie, ojciec nie szczędził sobie wielu pytań na ich temat, dogłębnych analiz i krytyki, gdy dziewczyny te nie były wystarczająco dobre. Domyślał się, że to funkcjonowało również u państwa Hughes.
– Być może. A może po prostu łobuz też potrafi być romantykiem, a nie prymitywnym podrywaczem, który myśli, że jak gwizdnie, klepnie laskę w tyłek i rzuci jakimś cukiereczkiem, to padnie mu do stóp, da się przelecieć i spędzi z nim kilka tygodni, zanim ten nie znajdzie sobie nowej zdobyczy – odparł na wzmiankę o słowach, których przed momentem użył. Nie uważał się za stu procentowego romantyka. Właściwie to mógł powiedzieć, że miał coś ze wspomnianego prymitywa, ale jednak tyczyło się to jedynie tego, że od czasów liceum przebierał w dziewczynach i nie myślał o ustatkowaniu się. Niektóre faktycznie podrywał w niekoniecznie przemyślany sposób, tylko po to, by się zabawić, ale do większość kobiet wbrew pozorom podchodził z szacunkiem, jaki im się należał. Ponadto wiedział, że jeśli chciał czegoś więcej, niż jednorazowej przygody, to trzeba było się postarać, by dziewczyna zechciała wrócić raz, drugi i trzeci.
– Nie bądź okrutna Lottie – mruknął, rzucając jej pobłażliwe spojrzenie. – Doceniaj, co dostajesz i nie wymagaj więcej, bo możesz się boleśnie rozczarować – dodał, choć nie był pewny, czy te słowa kierował względem obecnej sytuacji, czy ogólnie względem wszystkiego. Życia, planów, marzeń. – Zadbajmy o to, żeby to była udana randka. Myślę, że jeśli dzień skończymy zadowoleni, to kolejnym razem postaram się bardziej, nie czekając na to, aż zarzucisz mnie wymaganiami. I miej na uwadze to, że równie dobrze mogłem cię zabrać do jednego z pokoi, gdzie wierz mi, że łóżka są cholernie wygodne i funkcjonalne – stwierdził jeszcze, uśmiechając się psotnie i pomagając jej w rozłożeniu kilku poduszek i koców, które musiały im tego wieczoru w pełni wystarczyć.
malarka
cały świat
columbia city
- Chyba dość mocno go zawyżyłeś - skwitowała, tym samym wyprowadzając mężczyznę z błędu i starając się skierować go na właściwe tory. Nie miała pojęcia, czy było to przedsięwzięcie udane, wszak błąkający się w kącikach jej warg uśmiech zdradzał prawdopodobnie za dużo. Nie była najlepszym na świecie kłamcą i nie zwykła też wmawiać nikomu czegokolwiek, toteż nieznaczne wzruszenie ramionami miało być sygnałem, że była gotowa się z tą rozbieżnością po prostu pogodzić.
- Naprawdę sądzą, że to się uda - skomentowała z nieznacznym grymasem. Nie rozumiała toku myślenia ani swoich rodziców, ani ojca Jasona. Tego typu podchody najczęściej kończyły się katastrofą, do której obecnie również oni dokładali swoją cegiełkę, wymykając się ze wspólnej kolacji. - Gdyby ze mną nie wyszło, mam jeszcze siostry - dodała, tym razem już z ewidentną nutą złośliwej satysfakcji. W przypadku poniesienia porażki ona miałaby spokój - przynajmniej na jakiś czas, do momentu znalezienia innego kandydata wśród synów pozostałych znajomych - ale Jason wcale nie musiał poczuć podobnego smaku wolności, skoro w kolejce były jeszcze inne Hughes, a względem nich pan Whitaker zdawał się również żywić sporą sympatię.
- No tak. Lepsza partia. Co z tego, że będziemy nieszczęśliwi, zaczniemy się zdradzać i się rozwiedziemy, w międzyczasie może mając dziecko, które resztę życia spędzi w rozbitej rodzinie. Zdecydowanie lepsza alternatywa niż facet z klasy średniej - odparła, wywracając oczami. Nie byłaby zaskoczona, gdyby to właśnie tego typu wytycznymi kierowali się jej rodzice. Państwo Hughes wielokrotnie udowodnili, że pozory bywały dla nich najważniejsze tuż obok odpowiedniej opinii publicznej, toteż pewne zachowania i reakcje bywały z góry narzucone, a podejmowane przez ich dzieci decyzje skrupulatnie krytykowane. Nie byłaby zaskoczona, gdyby sugestie Jasona odnalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości.
- Wydajesz się za mądry na klepanie po tyłku, gwizdanie i teksty pokroju cukiereczka - podsumowała, tym samym wplatając w swoją wypowiedź niekoniecznie zamierzony komplement. Jason mógł być typem buntownika, który nijak pasował do sztywnych ram i szytych na miarę garniturów, ale wielokrotnie dał się poznać z nieco innej, łagodniejszej strony. Ani jedna, ani druga nie dała jednak blondynce okazji do tego, by wrzucić go do jednego worka z opisanymi przed momentem prymitywami. - I sądzisz, że chciałabym sprawdzić z tobą poziom wygody i funkcjonalności tych łóżek? - dopytała, usadawiając się na przygotowanym wspólnymi siłami miejscu.
-
– Którą polecasz? Która z was jest najlepszą partią? Może zasugeruję mu, że wpadła mi w oko, tak przy okazji kolejnej wizyty w waszym domu – zapytał, będąc przy tym całkowicie poważnym, ale czy naprawdę chciał przerzucenia się na inną z sióstr, gdy z tą jedną udało mu się znaleźć wspólny język, którym może jeszcze nie władali idealnie, ale wystarczająco dobrze, żeby chciał brnąć w to dalej, zamiast szukać nowych wrażeń? Nie. Nie otwierał się przed ludźmi od tak. Każda nowa znajomość była wyzwaniem. Demony przeszłości wciąż odciskały na nim swoje piętno i nie sądził, by kiedykolwiek miało się to zmienić. Dopuściwszy do siebie Lottie, nie brał pod uwagę tego, że tak samo mógłby dopuścić inną Hughes, a nawet inną kobietę. To wymagało czasu, pewnego bodźca i swego rodzaju zaufania.
– Prawdopodobnie tak by się to skończyło, ale z drugiej strony... Po co z góry demonizować? Może akurat mają nosa i za dwadzieścia lat, przyznalibyśmy, że to była dobra decyzja? – zauważył. Nie mogli przewidzieć tego, jak potoczy się przyszłość. Nie wiedzieli, na ile zdadzą się wysiłki rodziców. Teraz stawiali opór i nie dopuszczali do siebie myśli, że naprawdę mogliby spróbować, ale Jason brał pod uwagę to, że w pewnym momencie walka mogłaby się zrobić na tyle monotonna, by dać spokój. Poddać się, dać staruszkom satysfakcję, a po czasie wytknąć im, że rozwód był ich winą, bo nigdy tego małżeństwa nie chcieli, lub... Miło się zaskoczyć.
– Za mądry... Takie komplementy z twojej strony? – uniósł brew w zaskoczeniu. Myślał, że miała go za skończonego idiotę, za którego swoją drogą, sam się uważał. Miał wiele, mógł mieć jeszcze więcej, ale uparcie dążył do tego, by palić za sobą wszystkie mosty. W relacjach z rodzicami, w temacie zawodowej kariery, ale również w kontaktach z kobietami. – A może po prostu kilka razy dostałem w twarz i przekonałem się, że to nie działa? – zasugerował. Tak nie było, ale skąd miała to wiedzieć? Do tej pory nie spowiadał się ze swoich podrywów na mieście i nie zamierzał tego zmieniać. Łatwiej było mu jednak poddać w wątpliwości teorię Charlotte, niżeli przyznać, że wcale nie był takim łobuzem na jakiego się kreował.
– Nie powiem ci, co sądzę, bo nie wiem. Prawdę mówiąc, jesteś dla mnie chodzącą zagadką, Hughes. – przyznał, obrzucając ją badawczym spojrzeniem. Kilka tygodni wcześniej, nie zakładałby w najśmielszych snach, że będą ze sobą normalnie rozmawiać i zdołają spędzać czas we własnym towarzystwie niekoniecznie z przymusu, jaki wywierali na nich rodzice. – Nie jestem pewny, jakich szaleństw mogę się po tobie spodziewać. Chociaż największym jest chyba to, że tu ze mną jesteś – dodał z lekkim rozbawieniem i sięgnął po butelkę z winem, którego nalał do dwóch zabranych z biura ojca kieliszków. Jeden z nich podsunął w stronę dziewczyny, drugi chwycił w dłoń i przyłożył szkło do ust, upijając niewielki łyk, którym się przez moment delektował. – Co jak co, ale staruszek zna się na alkoholu jak nikt – stwierdził z uznaniem, kierując te słowa gdzieś w eter, gdy jego wzrok zawisnął na wysokości zachodzącego słońca. – Jaki jest plan? Chcesz spędzić tutaj cały wieczór, aż się nie rozejdą, czy pojawić się przed końcem spotkania czyli za.... – spojrzał na zegarek – Trzy, cztery godziny? Czy może znikamy na całą noc i pozwalamy, by ich wyobraźnia zaszalała? – dodał. Była młoda godzina, a ojciec i państwo Hughes lubili przeciągać spotkania w czasie. Nie byłby więc zaskoczony, gdyby w restauracji pozostali do zamknięcia.
malarka
cały świat
columbia city
- Chyba nie jestem zwolenniczką uszczęśliwiania kogokolwiek na siłę. Wolę myśleć, że to, co ma się wydarzyć, i tak się stanie. Prędzej czy później - wyjaśniła, wzruszając ramionami. Starania ich rodziców były irytujące i zabawne jednocześnie, ale Hughes traktowała je z przymrużeniem oka. Nie uważała, by przyniosły zamierzony skutek, szczególnie w odniesieniu do charakterów, jakimi wykazywały się dzieci obu stron. To zwyczajnie nie mogło się udać, toteż Lottie wolała spoglądać na całą tę szopkę jako na urozmaicenie dna i dobrą zabawę, której dotychczas dość miała jedynie chwilami, gdy żarty o wspólnej przyszłości stawały się zbyt natarczywe. Poza tym - obserwowanie poczynań rodziców stawało się jedną z ulubionych form rozrywki.
- Nie byłabym zaskoczona. To brzmi jak coś, co faktycznie mogłoby ci się przytrafić - przytaknęła, posyłając blondynowi przepełnione rozbawieniem spojrzenie. To wcale nie tak, że go nie doceniała czy miała za całkowitego prymitywa, ale jednocześnie nie byłaby w zbyt dużym szoku, gdyby okazało się, że przynajmniej raz w swoim życiu zdecydował się na podryw tego typu. - Aha i myślisz, że tekst jesteś zagadką zadziała? - dopytała tym razem niespecjalnie kryjąc się ze złośliwością. Być może Jason nie miał na myśli niczego złego, być może faktycznie chciał wyrazić swoje zaintrygowanie - minimalne, ale jednak - jej osobą, ale Charlotte nie byłaby sobą, gdyby nie odwróciła tego przeciwko niemu.
Odebrawszy od niego kieliszek z winem i bez cienia zawahania wykonując gest sugerujący niemy toast, Charlotte również skusiła się na niewielkiego, na razie próbnego łyka alkoholu. Nie trwało długo nim doszła do wniosku, że i tutaj pan Whitaker wykazał się niezwykle dobrym gustem.
- To zależy, jak dużo wina wypijemy - podsumowała, układając się na poduszkach tak, by mieć jak najlepszy widok na skąpane w wielu kolorach niebo.
-
– Jasne, rozumiem. Nie chcesz się dzielić – rzucił, szturchając ją delikatnie ramieniem. Musiał. Nie byłby sobą, gdyby ugryzł się w język i zachował te słowa dla siebie, by nie podnieść nieco swojego ego. A to było bardzo przez niego dopieszczone. Bywał samokrytyczny, ale znał też swoje zalety i własną wartość, którą potrafił wykorzystać.
– Tu się zgodzę. Zwłaszcza, że nie przeżyją życia za nas. Mogą mieć swoje wizje, ale... To nasza decyzja, co zrobimy i jak nim pokierujemy – zgodził się. On też nie chciał nikogo uszczęśliwiać na siłę. Wychodził z założenia, że jeśli miałby kogoś uszczęśliwić, to w pierwszej kolejności powinien siebie. To na ten moment wydawało się czymś nierealnym. Wciąż żył przeszłością, która pozostawiła po sobie spory ślad na jego psychice, podejściu do życia i relacji międzyludzkich. Potrzebował czasu, by się z tym uporać i nawet nie starał się tego procesu przyspieszać. Nie miało dla niego znaczenia to, czy będzie tym wszystkim żył jeszcze kilka miesięcy, czy może jednak lat, a wszystko przez to, że nawet nie miał pomysłu, jak stawić czoła temu, co nie dawało mu spokoju.
– Coś co faktycznie mogło się przytrafić, czy coś, co sama masz ochotę zrobić? – zapytał z rozbawieniem, po czym pokręcił głową. Jak był młody, robił różne głupoty. Jedne podrywy były udane, inne niekoniecznie. Efekt tak czy inaczej pozostawał ten sam, bo żadna dziewczyna nie wytrzymała z nim długo, a on nie przygotowywał się do wielkich oświadczyn rodem z najlepszego filmu romantycznego. – Jesteś na to za sprytna, a ten tekst nie był próbą podrywu. Naprawdę czasami mam problem z rozgryzieniem cię... I nie ukrywam, że poznałbym cię lepiej, jak uznasz, że zasłużę na większą dawkę informacji niż te, które posiadam – wzruszył ramionami. Spontaniczna, zupełnie nieprzewidziana randka na dachu mogła stwarzać atmosferę sugerującą, że był gotowy ją poderwać, ale do tej pory nie przeszło mu to przez myśl. Teraz jednak gdy odwzajemniał toast, patrząc na nią i to przez pryzmat całej sytuacji, zaczął się zastanawiać nad tym, jakby to było, gdyby ten podryw był podyktowany szczerym zainteresowaniem jej skromną osobą, a nie oczekiwaniami ojca.
– A jak mocną masz głowę? – zapytał, spoglądając na Lottie z zaciekawieniem. – Wina nam nie zabraknie – dodał wskazując na prawie pełną butelkę, ale odnosząc się również do zapasów ojca, od których dzieliło go zaledwie kilka minut drogi. Jeśli o niego chodziło, mogli na dachu spędzić całą noc, zważywszy na to, że nikt się tam nie kręcił. Był jednak ciekaw tego, jak mocną miała głowę, bo czuł się odpowiedzialny za to, by zadbać o jej bezpieczeństwo, po tym jak wybrał takie, a nie inne miejsce na schadzkę. Jeśli miała słabą głowę, wolał o tym usłyszeć teraz, by móc trzymać rękę na pulsie i odmówić sobie jednej dodatkowej lampki alkoholu.
malarka
cały świat
columbia city
- Czy chcę, żebyś gwizdał i klepał mnie po tyłku? Nie. - Pokręciwszy głową, uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że nie to było sednem sprawy i że prawdopodobnie miał na myśli coś, czego zwyczajnie nie udało się jej wyłapać, ale wolała - skoro już miała okazję - doprecyzować, że tego typu podryw nie działał na nią w żaden sposób, a jeżeli już, to tylko ten negatywny.
I to wcale nie tak, że brała pod uwagę scenariusz, w którym Jason faktycznie podjąłby się walki o jej względy. Choć jej pewnością siebie nigdy nie rządziła nadmierna ilość kompleksów, to jednak była przekonana, że kto jak kto, ale ona na pewno nie wpisywała się w jego gusta.
I niespecjalnie zamierzała starać się o to, by taki stan rzeczy zmienić.
- Aha, okej. Więc co chciałbyś wiedzieć? - dopytała, unosząc brew. Tym razem brzmiała zupełnie poważnie, bo nie widziała powodów, dla których miałaby odmówić mu tego, czego pragnął. Nie była to prośba wygórowana, toteż Charlotte była skłonna podjąć się wyzwania, jakim mogłaby stać się chociażby znana całemu świata gra w dwadzieścia pytań. Po cichu jednak liczyła i na to, że Jasona stać było na większą oryginalność.
- Jeszcze nie wiem. Powiem ci za jakąś godzinę, może dwie - powiedziawszy to, niemal od razu parsknęła śmiechem i to bynajmniej nie dlatego, że jeden łyk wina już zaczął siać spustoszenie w jej organizmie. Nie miała pojęcia, gdzie znajdowała się granica, wszak nigdy nie zaszła konieczność lawirowania w jej okolicy. Charlotte po alkohol sięgała raczej rzadko, w sytuacjach sporadycznych i wyjątkowych, jednocześnie racząc się nim w ilościach symbolicznych. - Będziesz musiał mnie pilnować - ostrzegła go, zaraz potem znów zajmując się jednym z pochwyconych w drodze zwykłego przypadku opakowań ze smakołykami. W końcu opuścili rodzinną kolację jeszcze przed daniem głównym.
-
– Wszystko. Co lubisz, czym się interesujesz, co robisz w wolnym czasie, jakie masz plany na najbliższą przyszłość? Może nawet takie głupoty, jak ulubione kwiaty, albo najbardziej znienawidzona potrawa? Sama decydujesz, o czym mi powiesz, tak, jak ja o tym, co powiem o sobie – odparł. Wiedział, że nie o wszystkim chciało się rozmawiać. Niektóre rzeczy chciało się zostawić dla siebie, innymi dzieliło się tylko z najbliższymi przyjaciółmi i rodziną. Byli też jednak różni ludzie. Jedni trzymali wszystko dla siebie, inni chętnie otwierali się przed każdym. On jeszcze nie wiedział, do którego dokładnie typu należała Charlotte.
– Grzeczna córeczka rodziców? Żadnych szalonych imprez w liceum? Upijania się na studiach? – zagaił nieco prześmiewczo, ale on mając dwadzieścia lat na karku, potrafił określić swoje możliwości w spożywaniu alkoholu. Wynikało to jednak z tego, że nastoletnie lata jego życia były burzliwe. Pierwszy alkohol wypił mając jakieś czternaście lat. Po przyjeździe do Seattle odreagował zaś wszystkie niepowodzenia imprezami. Wpadł w ciąg, z którego nie potrafił się bardzo długo wyrwać. Alkohol pomagał. Wyciszał umysł, pomagał się otworzyć, zapomnieć o dotychczasowych doświadczeniach. Czasami dodawał odwagi, by wszelkie niepowodzenia wyładować agresją. Był ciężkim w obyciu dzieciakiem. Koniec szkoły przyniósł przełom, gdy zrozumiał, że nadszedł moment by dojrzeć i zacząć żyć własnym życiem. Układać je według własnego uznania, nie zważając na to, co było. – Da się zrobić, w przeciwieństwie do ciebie, wiem że mogę wypić więcej, zanim świat zacznie wirować – przytaknął, uśmiechając się do blondynki i gdy otwarła paczkę z przekąskami, dał jej chwilę, żeby się poczęstowała, po czym wcisnął dłoń do opakowania, zgarniając porcję dla siebie.
– Wiesz, lubię tu przychodzić. Można się odciąć od ciągłych nacisków – podjął, odchylając się do tyłu i wspierając jedną ręką o poduszki za sobą. – Ciągle zastanawiam się, jak przemówić ojcu do rozumu. On nie dopuszcza do siebie, że nie chcę przejąć tego hotelu. A ja... Nie czuję, żeby to było to, czym chciałbym się zajmować przez resztę życia – dodał, zerkając na Lottie i zaraz wracając do nieba - ciemniejącego, ale wciąż pokrytego różnymi barwami. – Jak to wygląda u ciebie? Też zaplanowali ci przyszłość zawodową, czy dali wolną rękę w tej kwestii? – zapytał, bo dotąd nie słyszał, żeby i ona była z góry skazana na coś, czym niekoniecznie chciałaby się zajmować.
malarka
cały świat
columbia city
- To dość szerokie pole do manewru - skomentowała z przekąsem, tym samym dając mu do zrozumienia, że po cichu liczyła na jakąkolwiek pomoc lub chociaż sugestię. Poruszone przez niego kwestie były od siebie bardzo różne i dotyczyły spraw z różnorakiego obszaru, toteż wybranie tego jednego, najciekawszego wydawało się co najmniej trudne. - Nie będę zbyt oryginalna, jeżeli powiem, że lubię makarony i pizzę, o ile ktoś nie położy na niej ananasa - podjęła nagle, uznając to za dość bezpieczny początek. Właściwie nie oczekiwała, że Jason postanowiłby się podzielić z nią informacjami dużo istotniejszymi. - Ciasto czekoladowe z posypką, pierniczki i inne ciasteczka też bardzo chętnie zjem - dodała po krótkiej pauzie, nie uważając, że jej apetyt był powodem do odczuwania jakiegokolwiek wstydu. Nigdy nie była typem kobiety, która na randce w restauracji zamawiała sałatkę i szklankę wody w celu zrobienia dobrego wrażenia. Właściwie dużo bardziej wolała randki ze wspomnianą już pizzą czy burgerami jako daniem głównym.
- Wyśmiewasz mnie, bo pijam niewiele alkoholu? To bardzo dojrzałe, Whitaker - mruknęła w odpowiedzi, wywracając oczami. Nie czuła się jakkolwiek znieważona, ale dezaprobata wyraźnie odznaczyła się w spojrzeniu, jakim obdarzyła swojego towarzysza. Nigdy nie ingerowała w sprawy tego typu, gdy te dotyczyły innych ludzi, toteż oczywistym wydawało się oczekiwanie tego samego.
- Ojciec zmusza cię do przejęcia dobrze prosperującego, przynoszącego milionowe zyski interesu? Prawdziwy tyran - zakpiła, zaraz potem zajmując się kolejną paczką z przekąskami. Rozbawienie nie utrzymywało się jednak długo, wszak w rzeczywistości sama nie popierała tego typu zagrywek, a - co chyba najważniejsze - doskonale znała siłę tego typu nacisku. - Rodzice nie są zachwyceni tym, że w rodzinie nie będzie kolejnego prawnika, lekarza lub przedsiębiorcy. Moja niby malarska kariera też nie jest wystarczająca, więc studia i akademia policyjna to swego rodzaju kompromis. Ja będę robić coś, co również mnie interesuje, oni będą mieć poczucie, że to coś przydatnego prawie tak, jak gdybym ratowała ludzkie życia - skwitowała, wzruszając ramionami. Już dawno temu pogodziła się z brakiem możliwości oddania się swojej największej pasji, toteż historia sztuki czy inne artystyczne zapędy nie wchodziły w grę.
- Kim byś był, gdybyś mógł sam zdecydować?