WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#68

Trwający tydzień nie zapowiadał żadnych atrakcji. Przez wyjazd Melusine, który niespodziewanie przeciągnął się o kolejne pięć dni, Sirius znacznie ograniczył z nią kontakt. Był zły z powodu samego pomysłu wakacji z Indio, a jego stopień rozgniewania zwiększył się, gdy usłyszał o jej przedłużonym pobycie na Dominikanie. W konsekwencji nie odbierał telefonów od dziewczyny oraz nie odpisywał.
Dzisiaj otrzymał wiadomość od najlepszego przyajciela. Nie widzieli się od ubiegłych wakacji, dlatego jego nagła wizyta w Seattle bardzo uradowała Siriusa. W ostatnim czasie nawet za bardzo nie mieli okazji porozmawiać, bo każdy z nich był zajęty obowiązkami na innym kontynecie.
Zatrzymał się przed płytką, niezabezpieczoną rzeczą, która stanowiła element wystroju promenady. Trwał chłodny wieczorór. Słońce już dawno skryło się za horyzontem, nakazując ulicznym lampom rozświetlić okolice. Wokoło spacerowali ludzie - jedni skądś wracali, drudzy po prostu spacerowali, otuleni ramieniem innej osoby. Sirius lubił to miejsce, choć kiedy chodził jeszcze do liceum brakło tu przyzwoitych miejsc do siedzenia oraz chodnika. Na przestrzeni lat deptak uległ trzykrotnej modernizacji.
Złapał się za biodra, jednocześnie rozgladając się w poszukiwaniu Jaydena. Nerwowo kołysał się z nogi na nogę, nie mogąc doczekać się ich ponownego spotkania. Niegdyś byli nierozłączni. Jayden był osobą, która widziała Siriusa zarówno w najlepszych, jak i najgorszych momentach. Wspólnie biesiadowali, pili nielegalnie alkohol w barakach, uciekali przed policją, albo - odwrotnie - siedzieli w areszcie. Każdy głupi pomysł jednego z nich, potęgowała absurdalna pochwała drugiego. Zbijali piątki, zakładali się o niedorzeczne rzeczy, praktykowali zasadę polizane-zaklepane, spali w jednym łóżku, docinali, a jednocześnie dbali o siebie z wręcz nienaturalną, braterską troską.
I gdy Sirius myślał o tym wszystkim w jego sercu rozlało się przyjemne ciepło. Mimowolnie się uśmiechnął, choć ów uśmiech zniknął z twarzy chłopaka w zastraszającym tempie. Niespodziewanie poczuł uderzenie w okolicach żuchwy w skutek którego cofnął się cztery kroki. Zatrzymał się pięć centymrtrów przed granicą betonu a rzeki. Mechanicznie złapał się za pulsujacą część twarzy i z obłędem w oczach spojrzał na napastnika, gotów rzucić się na niego jak wściekła kuna. Początkowy gniew szybko ustąpił miejsca zdumieniu, a następnie radości. Czerń, jaka spowiła siriusowie spojrzenie wybuchnęła z rozmachem fajerwerki. Ponownie patrzył przez pryzmat brązowych oczu, w których odbiła się roześmiana twarz Jaydena.
- Ty kurwiu - rzucił przekornie z tylko im znaną, przyjacielską tonacją. Potem posłał chłopakowi wymowene spojrzenie i otrzymał w zamian inne, bardziej zatrważające i poważne, mówiące nie zrobisz tego. Mimowolnie przytaknął w niemej odpowiedzi właśnie, że to zrobię.
Sirius odbił się z pięty i niespodziewanie ruszył w kierunku Jaydena. Wtem wskoczył w ramiona chłopaka, uprzednio oplatając go nogami w pasie. Ich pion początkowo wzbudził wątpliwość, bo pod wpływem tak brawurowego gestu oboje zachwiali się raz do tułu raz do przodu. Potem zamknął w dłoniach twarz przyjaciela i nie bacząc na spojrzenia pozostałych gości promenady, wbił się w jego usta. Pocałunek był krótki i nic nieznaczący. Przypominał urocze, choć koślawe cmoknięcie małego dziecka.
- Czy jesteś gotów na złe i nieodpowiedzialne decyzje? - zapytał. Palce zacisnął na barkach Jaydena. Nadal znajdował się w powietrzu, dlatego wesoło poruszał nogami po raz kolejny przyczyniając się do zachwiania ich równowagi.
Ostatnio zmieniony 2022-02-22, 16:48 przez Sirius Bosworth, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Ostatnie tygodnie były dla Jayden'a naprawdę intensywnym czasem. Decyzja o powrocie do rodzinnego miasta związana była z wieloma zmianami, jakie miały zajść w jego życiu. Jeszcze będąc z Canberrii, domykał ostatnie projekty, z których musiał się wywiązać, jednocześnie nadzorując to, co działo się w nowo powstającym studio, które zamierzał otworzyć na przełomie lutego i marca, chociaż dokładnej daty nie był jeszcze w stanie podać. Pośród tego całego szaleństwa ciężko było mu znaleźć nawet odorbinę czasu dla siebie; nie dosypał, nie dojadał, poruszał się w ciągłym biegu, który skutecznie odbierał mu oddech. Ostatecznie szatynowi udało się najważniejsze sprawy załatwić przed wyznaczonym terminem, dzięki czemu mógł w końcu trochę odpocząć i zamierzał to zrobić w najlepszy ze znanych mu sposobów. Wybierając właściwy numer napisał szybką większość, a po upływie kolejnych kilku godzin spacerował wzdłuż miejskiej promenady, z dłońmi ukrytymi w kieszeni kurtki.
Od czasu jego wyjazdu w Seattle zaszło wiele zmian, miasto rozrosło się, postawiło wiele nowych budynków, te stare poddane zostały renowacji. Czas się nie zatrzymał, choć widząc znajome miejsca mimowolnie Hemsworth popadał w ten dziwny stan melancholii. Pierwszym, które odwiedził zaraz po przyjeździe był cmentarz - nie jego ulubiony pub, jak można było się spodziewać. Zgarnął śnieg z betonowej płyty, na której zapisane było imię i nazwisko siostry jego najlepszego przyjaciela. Widząc datę jej narodzin oraz śmierci, pokręciła głową wyraźnie zasmucony, choć w jasnych tęczówkach dojrzeć można było również złość.
- Wybacz, że nie odwiedziłem cię wcześniej. - jęknął, brzmiąc nieco żałośnie i tak bardzo w niepodobny do siebie sposób. Ostatecznie spędził tam więcej czasu niż zamierzał, doprowadzając grób do względnego porządku, zapalił znicz i położył na nim świeże kwiaty - te które dziewczyna lubiła najbardziej.
Nie zamierzał się z tym jednak odnosić, bo przecież to zupełnie nie pasowało do Jayden'a Hemsworth'a, do obrazu człowieka, którym był i na jakiego się kreował w oczach innych, zanim jednak jego spojrzenie napotkało znajomą postać poświęcił Ursuli jeszcze kilka myśli. W ich odmętach błądził również Sirius, bo tylko to stanowiło racjonalne wyjaśnienie, dlaczego Jayden'owi bez problemu udało się go podejść, wymieszają precyzyjny, będący wyrazem tęsknoty i braterskiej miłości, cios w szczękę.
Widząc jak przyjaciel łapie się za twarz - na pewno zabolało. Uśmiechnął się szeroko, jednocześnie nie kryjąc rozbawienia tym, że Bosworth tak łatwo dał się zrobić. To było nawet zaskakujące, bo najczęściej to Jayden'owi się obrywało.
- No, cześć mój lachociągu! - rzucił w odpowiedzi, od razu chwytając bruneta w swoje ramiona, a następnie schodząc dłońmi, aby go podtrzymać a przy okazji zachować równowagę, którą ten zachwiał, wskakując na niego. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie odpowiadał na powitalnego całusa. Ich zachowanie zwróciło uwagę kilku osób, które z dezaprobatą kręciły głową lub szeptały coś między sobą, chociaż żaden z chłopaków się tym nie przejmował.
- No jasne! - odpowiedział z nieukrywanym entuzjazmem - Dziś musimy zaliczyć minimum piętnaście barów zanim zaliczymy zgon - dodał, niejako rzucając im wyzwanie. - A teraz spadaj, bo coś ci się przytyło - zaśmiała się, zabierając dłonie,przez co Siriusa zmuszony był stanąć na własnych stopach. Tyle tylko, że ten wredny kutas oplótł go mocniej niż Jayden myślał. Runęli na betonową płytę, a spomiędzy ust Hemsworth'a wydobył się głośny, pełen bólu jęk, który zaraz zmienił się w głośny rechot.
- Jakbym cię tak nie kochał, to bym cię zabił - stwierdził, nieco się uspokajając. Otrzepał ubranie, poprawiając przy tym włosy, które zaczesał do tyłu, tworząc na nich artystyczny nieład.

autor

-

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Jayden nie powinien czuć się zobowiązany do odwiedzin Ursuli. Nawet Sirius tego nie robił, chociaż bez wątpienia spośród wszystkich osób związanych z siostrą na cmentarz miał najbliżej. Pomimo tego odkąd umarła pojawiał się tam wyłącznie na rozkaz matki, która sporadycznie pojawiała się w Seattle. Po tych wizytach pozwalał, aby kwiaty zwiędły, znicze potłukł wiatr, a betonowa płyta zaszła zielonym, nieestetycznym osadem i kurzem. Nie dbał miejsce spoczynku Ursuli, wciąż nie akceptując faktu, że odeszła przed wieloma miesiącami.
Głos Jaydena, ta niepochlebna obelga, całkowicie mijająca się z prawdą, stanowiła dla uszu Siriusa wyjątkową melodię. Zupełnie, jakby właśnie zagrał mu zastęp aniołów, orkiestra symfonię albo Melusine nocny skowyt. Rozpromieniał. Nie przeszkadzały mu palce chłopaka, które w tak kurczowy sposób zaciskały się na jego skórze ani twarz, jaka przez krótką chwilę znajdowała się niestosownie blisko. Po pocałunku natychmiast się wyprostował, dzięki czemu w tej pozycji był prawie głowę wyższy.
- Piętnaście?! - krzyknął, udając wzburzenie. Pokręcił głową. - Sto! Sto, Jayden! - zaszczebiotał wesoło, chociaż w rzeczywistości zdawał sobie sprawę, że było to fizycznie niemożliwe.
Po wymianie pierwszych uprzejmości, zaliczyli również pierwszą wpadkę - choć zapewne nieostatnią tego wieczoru. Nie przewidział ruchu Jaydena, dlatego wkrótce oboje leżeli na zimnym chodniku. Sirius upadł jako pierwszy. Uderzył kością biodrową w beton i tylko dzięki temu zamortyzował upadek przyjaciela, który runął wprost na jego tors. Mimo bólu roześmiał się w tym samym czasie, co towarzysz, przywołując na myśl te wszystkie momenty, kiedy zachowywali się jak niespełna rozumu dzieciaki z oddziału psychiatrycznego.
- Jakbyś mnie tak nie kochał... - zanim wstał przez parę sekund leżał wsparty na łokciach. Obserwował, jak Jayden otrzepywał się z kurzu. - ...to byś nie wrócił.

Sześć godzin, jedenaście barów, trzy kluby, sześćdziesiąt tańców, czterdzieści dwa szoty i jeden seks Jaydena w toalecie później ledwo trzymali się na nogach. Chodnik wirował w przestworzach, a gwiazdy krążyły nad ich głowami i nie przestawały, pomimo uporczywego machania rękami. Seattle już jakiś czas temu otuliło się miękkim całunem snu, który zaburzali ciągłym krzykiem i wpadaniem na każdą możliwą przeszkodę. Sirius, dzierżąc w dłoniach połowę 0,7, chwiejnym krokiem podszedł do wiaty z wózkami zakupowymi.
- Eeeee-eeeejjj - zaciągnął, uprzednio machając do Jaydena. Chłopak właśnie przylgnął policzkiem do lampy i jednocześnie czule objął ją ramionami. Policzki miał rumiane, a powieki na w półzamknięte. - Maleń-Maleńki, chodź tu-tutaj! - zawołał. Złapał za ostatni, wózek który połączony był z kolejną blokadą. Potem zaczął nerwowo szukać po kieszeniach monety. Znalazł ją w bokserkach, ponieważ właśnie tam schował ostatnią resztę za alkohol od barmana. Włożył wódkę pod pachę i nawet nie zauważył, że niedokręcony trunek, skierowany szyjką do tyłu, zaczął wylewać się na chodnik. Z uporem próbował wpakować pieniążek do dziurki. Na przemian przymykał jedno, albo drugie oko, wyginał się w dziwnych pozycjach i wytykał język, ale pomimo tych wszystkich rytuałów, dopiero przypadkowe pchnięcie sprawiło, że zabezpieczenie puściło.
- Bingo! - krzyknął uradowany i pociągnął za rączkę, aby następnie w pełnej krasie zaprezentować Jaydenowi ich pojazd. W środku znajdowała się ulotka supermarketu, zmięty papierek oraz kromka suchego chleba. Po kilku sekundach zbliżył się do towarzysza, chociaż w obecnym stanie przewyższyła go siła metalowego wózka i omyłkowo zjechał z krawężnika. Wódka wypadła spomiędzy jego ramion i rozbiła się na ziemi, roznosząc po okolicy głośny huk. Sirius zatrzymał się i z pretensją spojrzał na Jaydena. - I szo, i szo, i szo zro-zrobiłeś ty kurwiu - powiedział, wykonując dłonią bliżej nieokreślony gest.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Nie zdawał sobie sprawy z emocji, jakie targały przyjacielem, kiedy myślał o siostrze. Sądził, że była to dla niego taka sama tragedia, jak dla Mayi i reszty bliskich Ursuli, jednak mimo bólu jaki czuł Sirius, jego trzewia paliła również złość. Nie rozmawiali o tym, bo bardzo rzadko poruszali temat uczuć, do których Jayden podchodził z rezerwą i jeszcze większym dystansem. Części nie rozumiał, większość odrzucał, a resztę zupełnie zlewał sądząc, że nie ma na nie miejsca w jego życiu. Z tego też powodu bardzo trudno było dotrzeć do serca chłopaka. Dopuszczał tam tylko nieliczną grupę osób, którą najpierw testował, pokazując każdą, także tę najgorszą stronę swojej natury. Zadziwiającym było to, że pomimo okropnego charakteru ludzie do niego lgnęli, a przede wszystkim kobiety, co chętnie wykorzystywał, nie czując z tego powodu wyrzutów sumienia, natomiast poczucie winy było mu obca, nawet wtedy kiedy po udanym - lub mniej - seksie, wypraszał dziewczynę z mieszkania.
Słysząc w głosie Bosworth'a oburzenie, zaśmiała się głośno. - Ostatnio dotrwałeś do dziewiątego - wypomniał mu, nawiązując do ich uprzedniego wypadu, który choć był już tylko mglistym wspomnieniem, to Jay nie mógł sobie darować tego przytyku. W swojej wypowiedzi zapomniał - nie żeby celowo! - wspomnieć, że on sam też nie był w stanie ruszyć na podbój kolejnego pubu i tak naprawdę tylko dzięki sprzyjającej kolekturze udało im się doczłapać do domu; w innym wypadku zasnęliby gdzieś w rowie, na ławce w parku lub jak to się często zdarzało - wylądowali na wytrzeźwiałce.
Z kolejnymi słowami opuszczającymi siriusowe usta nie mógł się kłócić, choć nie do końca prawdą było, że postawił wrócić ze względu na chłopaka, ale to był mało istotny szczegół.

Sześć godzin, jedenaście barów, trzy kluby, pięćdziesiąt dziewięć tańców, czterdzieści dwa szoty i jeden seks w damskiej toalecie później, ledwo byli w stanie ustać na nogach. Jayden czuł się, jakby właśnie wsiadł na karuzelę, bo ilekroć stanął w miejscu, to świat wokół niego wirowała. Dodatkowo podatny był na każdy, nawet najdelikatniejszy podmuch wiatru, napotykając pionową przeszkodę odbiła się od niej niczym piłka, a gdy zahaczał stopami o te znajdujące się na ziemi albo padał jak długi, czemu towarzyszył jęk bólu albo ostatecznie po kilku sekundach łapał równowagę, jednak w tym czasie zdążył przebyć parę metrów, niekoniecznie idąc w dobrym kierunku. Opustoszałe chodniki oraz ulice, którymi tylko od czasu do czasu przejechała taksówka lub uber daleko niosły ich krzyki i głośny rechot, którym wypychali nie składając nawet pełnych zdań. Jeśli się już im to udało, to pozbawione były one sensu.
Chwilowy brak sił, jaki odczuł Hemsworth, sprawił, że oparł się on o jedną z ulicznych lamp, obejmując ją rękoma, jakby tulił miękką poduszkę. Marzył o tym, by zatopić się w pościeli i oddać w obejścia Morfeusza. Przytknął rozgrzany policzek do metalu, jednocześnie przymykając oczy. Chłód bijący od prostej konstrukcji, oświetlającej jego sylwetkę przynosił przyjemną ulgę, potęgując uczucie senności. Wtem z tego przyjemnego stanu, gdzie balansował już na granicy jawy i snu, brutalnie wyrwało go nawoływanie przyjaciela. Mozolnie, z niedającymi się zidentyfikować słowami na ustach, przejechał dłonią po własnej twarzy, zahaczając o roztargane włosy i wziął głębszy oddech; był w stanie, w którym człowiek nie ma już energii na nic. Mimo to znalazł w sobie jej ostatnie pokłady, otworzył oczy, a kiedy zobaczył co Sirius kombinuje od razu pojawiły się w nich wesołe ogniki.
- Eeeeee, złalaj! - zawołał, wskazując na trunek, który niefortunnie wylewał, chociaż nie tylko te słowa brzmiały niezrozumiale, ale ogólnie cały przekaz wydawał się niejasny, bo równie dobrze, mógł pokazywać na wózek z którym brunet się szarpał. Przez chwilę Jayden przyglądał się jego poczynaniom, po czym machnął ręką i odszedł gdzieś na bok, w zasadzie ciężko było określić z jakiego powodu. Ten znalazł się w momencie, gdy powietrze wypełnił krzyk - Bingo! - - Właśnie! - zawtórował przyjacielowi, tuż przed drzwiami sklepu dostrzegając ludzika lego wielkości średniego dziecka. Ten widok urzekł szatyna, do tego stopnia, że po chwili był już przy plastikowej konstrukcji, próbując go zabrać.
- esteś mój! - powiedział do niego, sekundę później spełniając tylko częściowo swoją groźbę - oderwał mu głowę. - Kofanie mam płezz…płezend - rzucił do Siriusa, próbując swoją zdobyć schować za plecami przez co jeszcze gorzej szło mu zachowanie równowagi. Szedł raz zbaczając na lewo, a raz na prawo. Przy brunecie stając dokładnie w momencie, w którym opuścił butelkę; ta rozbiła się.
- Upi se nofom. Mam coś fajofszego - odpowiedział, machając dłonią na rozbite szkło, po czym wyciągnął przed chłopaka żółtą głowę z namalowanym uśmiechem. Sam szczerzył się, jak głupi.

autor

-

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius był tak zaaprobowany rozpracowywaniem blokady wózka, że nawet nie zarejestrował zniknięcia Jaydena. Gdy zatrzymał się na ulicy, a otoczenie na krótką chwilę wypełnił huk tłuczonej butelki, donośnie bęknął. Do gardła podesza mu zawartość żołądka, którą nerwowo przełknął. Potem oparł się o metalowy wózek i spojrzał na przyjaciela, próbując wyglądać poważnie. W rzeczywistości bliżej mu było do wizerunku bezdomnego, aniżeli dojrzałego studenta z uniwersytetu w Seattle. Miał wypieki, przekrwione oczy, zmierzwione włosy, na których przez notoryczne wywrotki usiadł kurz oraz spodnie rozdarte na udach i piszczelu.
- Nie ce płe-płezentu! - obruszony machnął ręką. Zrobił to zbyt gwałtownie, bo stracił równowagę i wykonał kilka kroków do tyłu. Następnie przechylił się naprzód i chyląc się raz w prawo, a raz w lewo powrócił do wózka. Czknął. - Ce m-m-moją wódkę! - krzyknął, niczym rozbestwiony bachor. W tym samym momencie Jayden wyciągnął zza pleców głowę ludzika Lego. Oczy Siriusa zabłysły radośnie, a jego usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu. Oburącz pochwycił prezent i zaczął jeszcze uważniej doglądać go z każdej strony. Widok ciągle zachodził mu mgłą, dlatego robił to wszystko stanowczo za długo. W końcu ubrał podarunek na własną głowę.
- Jeśtę klo-klockiem! - Uderzył się otwartą dłonią w pierś. Tym gestem wyraził własną dumę. Przez chwilę stał, jak zaczarowany posąg, ale w pewnym momencie coś poszło nie tak. Wyciągnął ręcę przed siebie. - Jay? Jay chdzie j-jeśteś? - Poruszył się nerwowo i zaczął posuwać nogi naprzód. Pion Siriusa wzbudzał wątpliwość. Kołysał się na wszystkie strony, niczym trzcina na wietrze. W pewnym momencie doszedł do lampy, którą Jay wcześniej tak czule obejmował, i uderzył w nią hełmem lego. Z metalowym łoskotem odbił się od konstrukcji i upadł na asfalt.
- D-Dlaszego mje zhostawiłeś! J-Jayen! Jay-en! - zawył, uprzednio układając ciało w pozycję embrionalną. Podkurczył kolana pod klatkę piersiową i objął je ramionami. W międzyczasie wydawał z siebie żałosny skowyt, który przerywały pojedyńcze czknięcia.
Alkohol wrzał w jego żyłach i zaburzał prawidłowe funkcjonowanie umysłu, zaginał czasoprzestrzeń oraz przedstawiał całą sytuację w krzywym zwierciadle. Sirius nie kontaktował, jego myślenie przyczynowo-skutkowe opierało się na pierwotnych instyntkach, dlatego przez panujacą zewsząd ciemność, ze strachu zapomnał, że ubrał na głowę hełm.
- J-jay - czknął kolejny raz. W pewnym momencie poczuł szarpnięcie, a po chwili nastała wzgledna jasność. Blask lampy rzucił słabe światło na sylwetkę Siriusa. Mozolnie dźwignął się do siadu. Z początku jegi spojrzenie było nieśmiałe, wręcz nieadekwatne do postawy, którą prezentował przed paroma sekundami. Potem jednak z uporem doglądnął twarzy Jaydena. Chłopak stał nad nim, dzierżąc w dłoniach zółte lego.
- M-mój bocater - jęknął żałośnie, po czym objął nogę przyjaciela. Przywarł do niej, jak pijawka.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Przez chwilę obaj znajdowali się w zupełnie innych rzeczywistościach, chociaż dzielili jeden świat i oddychali tym samym powietrzem. Sirius toczył walkę ze sklepowym wózkiem, natomiast Jayden obrał sobie za cel ludzika lego. Ostatecznie obaj odnieśli zwycięstwo, chociaż zostało ono okupione jedną, prawie pełną! butelką wódki - dla nich to może nawet lepiej? - oraz wieloma niewybrednymi przekleństwami, które raz po raz opuszczały usta szatyna, jednak wydawało się, że tylko on potrafi zrozumieć, co dokładnie powiedział. W zasadzie za każdym razem, gdy się upijali, przechodzili na język klarowny jedynie dla nich. Była to mieszanka zdań, w których nie tylko brakowało niektórych liter, ale - często nieświadomie - zostawały one wymieniane lub niewypowane w całości. Postronny obserwator wziąłby to za pijacki bełkot, ale oni świetnie odnajdywali się w tak prowadzonej między sobą rozmowie.
- Łodemnie nie cesz? - zapytał, w taki sposób, jakby miał się zaraz rozpłakać. Zrobiło mu się naprawdę przykro z tego powodu, a ilość alkoholu krążącego w żyłach jedynie spotęgowała to nieprzyjemne uczucie. Wygiął usta w podkówkę, dolna warga mu drżała, ale mimo wszystko wyciągnął ku przyjacielowi plastikową głowę. Wtedy też w ciemnych tęczówkach chłopaka rozbłysły iskierki radości, co udzieliło się Hemsworth'owi. Klasnął szczęśliwy w dłonie, lekko przy tym podskakując. To niestety nie był do końca przemyślany manewr, bo nie wiedzieć jak, zahaczył jedną stopą o drugą, upadając na tyłek.
- Kutwa - jęknął założenie, na chwilę przymykając oczy. Bolało. Zaraz jednak zapomniał o tym, ponieważ Sirius postanowił nałożyć głowę lego na własną, skutecznie skupiając na sobie uwagę chłopaka, choć tę od czasu do czasu rozpraszały inne dźwięki dochodzące do jego uszu.
- Ty ebilu! - zwrócił się do niego pieszczotliwie, próbując wstać z zimnego asfaltu, który gdzieniegdzie pokrywał jeszcze śnieg. Spodnie przemokły mu momentalnie, przez co wyglądał jakby się obsikał. Zachwiał się, ponownie opadając na twardą nawierzchnię, bo wciąż brakowało mu sił. Ułożył dłonie przed sobą, wyciągając je dalej, jakby właśnie rozciągał się przed treningiem.
- Tu! - krzyknął w odpowiedzi na pytanie przyjaciela, ale ten poszedł w złą stronę, uderzając w lampę, którą Jayden wcześniej czule tulił. Upadł, a następnie skulił się.
Widząc to -Kutwa - powtórzył, tym razem mocniej się zapierając, dzięki czemu udało mu się podnieść, choć nie obyło się bez szukania równowagi, którą ciężko było mu utrzymać. Po kilku sekundach, które tak naprawdę trwały ponad minutę, pojawił się u boku Siriusa - ie bądź beksła. Estem - oznajmił, dumnie niczym bohater wypinając pierś do przodu. Mimochodem spomiędzy jego ust wydobyło się głośne beknięcie, a w ustach zrobiło nieprzyjemnie gorzko. Splunął.
Rozstawiwszy szerzej stopy, aby zachować pion, pochylił się delikatnie, chwytając dłońmi za głowę ludzika, której jednym szarpnięciem pozbył się z pustego siriusowego łba. W porównaniu z przyjacielem zdarzały mu się jeszcze przebłyski logicznego myślenia, dzięki czemu uchronił Bosworth'a przed całkowitym poddaniu się rozpaczy.
- Uść, bo padnę - ostrzegł, kiedy chłopak otoczył rękoma jego nogi. - Ja ede lego, a ty mnie weź na rumaku - powiedział, bo przecież należało mu się coś za bycie bohaterem, prawda? Wyswobodził się z uścisku, wpakował do wózka i na nałożył głowę ludzika. - ędź mój bucefale! - zawołał, wyciągając dłoń do przodu.

autor

-

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Tego dnia nazbyt ekspresywnie obnosili się ze swoimi uczuciami, które przez płynący w ich żyłach alkohol były przedstawiane w krzywym zwierciadle. Wierzyli w to, co właśnie ubzdurali sobie w głowie na przemian szlochając, niczym małe, skrzywdzone dzieci lub zanosząc się krnąbrnym śmiechem. Rozum Siriusa pracował w zwolnionym tempie. Mrużył powieki, przygryzał wargę i kołysał się na wszystkie strony, próbując zwiększyć częstotliwość odbioru danych. Pomimo tego wciąż nie rozumiał tego, co działo się dookoła.
Zwariowali.
Wpierw podejrzliwie, o ile tak można napisać o złączonych brwiach Siriusa i mętnych oczach, spoglądał na Jaydena. Chłopak idealnie wpasował się w szablon alkoholika, któremu właśnie udzieliła się dwubiegunowo osobowość. Z zatrważającego smutku momentalnie przeistoczył się w osobę pełną radości. Nawet dla przyćmionego, upitego Siriusa było to co najmniej dziwne.
- Żaj, ty u-urwiu! - krzyknął, widząc jak Jayden boleśnie upadł na tyłek. W jego uniesieniu brakło złośliwości. Po prostu chciał w ten niestandardowy sposób przestrzec przyjaciela, aby zaczął zważać na swoje gwałtowne ruchy. I chociaż w tamtym momencie nie potrafił wprost tego powiedzieć, to naprawdę zależało mu, aby chłopak wrócił cały i zdrowy. Niestety szybko o tym zapomniał i odrzuciwszy troskę w kąt umysłu, zaczął wygłupiać się z głową lego. Wkrótce okazało się, że był to okropny pomysł, który - dla odmiany - doprowadził Siriusa do łez.
Asfalt wydawał się niebywale zimny, a szerząca się zewsząd pustka ściskała jego serce. Czuł się samotny i zdruzgotany. Z jednej strony nie mógł uwierzyć, ze Jayden zostawił go ma pastwę czeluści głębokiego i mrocznego Hadesu, a z drugiej poprzysiągł sobie zemstę, jaka w pierwotnym zamierzeniu miała być sroga.
Podkurczył kolana pod klatkę piersiową i zawył żałośnie, ostatecznie jeszcze jeden razy wypowiadając imię przyjaciela. Przez lament nawet nie słyszał, że Jayden znajdował się cały czas obok i próbował przywołać resztki jego zdrowego rozsądku - te niestety również popadły w alkoholizm i prowadziły własną imprezę; puściły się z absurdem i ciemnotą.
Potem wszystko wydarzyło się szybko. Hemsworth uratował go z rozpadliny rozpaczy, przywrócił wzrok oraz stanął po środku ulicy, roztaczając wokół siebie aurę bohaterstwa. Siriusa rozczulił ten gest, dlatego tak ochoczo przywarł do nogi przyjaciela. Cieszył się i wznosił triumfalne okrzyki, które notorycznie przerywały pojedyncze czknięcia i beknięcia.
- Ale - zaprzestał dalszego okupowania stopy Jaydena i odsunął się na komfortową odległość. Usiadł w siadzie skrzyżnym, dzięki czemu zachował względną równowagę. Dłonie zacisnął na kolanach i tym razem z pretensją spojrzał na chłopaka. - Kulwiu, t-to ja ałem yć le-le-lego - bąknął. Na krótką chwilę zapanowała pomiędzy nimi cisza, którą Sirius przerywał kolejnymi dziwnymi odgłosami. W końcu, objąwszy udo Jaydena, zaczął wspinać się po nim, jak po linie. Omyłkowo zsunął mu pośladków spodnie.
- owaj w-wariata - rzucił, kiedy schowany pod materiałem bokserek penis znalazł się na przeciwko jego twarzy. Odzyskanie równowagi zajęło mu dobre pięć minut. Ilekroć stanął na nogach, to ponownie chylił się ku upadkowi. Ostatecznie wsparł się o metalowy wózek dzięki czemu tym razem nie spotkał się z tym zimnym i bestialskim asfaltem, z którym dzisiejszego wieczoru wielokrotnie toczył konflikt. W międzyczasie Jayden wszedł do ich pojazdu i w pełni gotowi mogli ruszyć naprzód. Gorzej, że przed nimi znajdowała się stroma górka.
Po wykonaniu piętnastu kroków Sirius znowu się potknął. Wypuścił z rąk wózek, który zaczął jechać ku dołowi. Mimowolnie zmotywował się, aby przyśpieszyć, lecz niefortunnie zamiast złapać rączkę, wpadł do środka. Głowa utknęła mu pomiędzy udami Jaydena, podczas gdy nogi wystawały na zewnątrz i chaotycznie podrygiwały.
Wózek nabierał prędkości. W pewnym momencie Siriusowi udało się zmienić pozycję i przepchawszy się pomiędzy kończynami towarzysza, odwrócił się, aby usiąść. Jego stopy znajdowały się nadal za granicami wózka, choć niewątpliwie czuł się o wiele bezpieczniej, niż przed kilkoma sekundami. Nie zmieniało to jednak faktu, ze zbliżali się do skrzyżowania.
Zaczął krzyczeć, a w tej samej chwili światła zmieniły się, dzięki czemu przejechali na zielonym - chociaż o tej porze ruch był znikomy.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

W swojej długoletniej przyjaźni przeżyli wiele dziwnych, często wręcz irracjonalnych sytuacji. Wpadli na pomysły tak idiotyczne, że niemożliwym było, aby rodziły się one w zdrowych umysłach, co jednoznacznie wskazywało na to, że mają nierówno pod sufitem. Z resztą, dość często słyszeli to od innych osób, które chciały ostudzić w nich zapał; ten, rozbudzony nie gasł dopóki nie zrealizowali własnych założeń. Byli szaleńcami, dlatego bezpieczniej było trzymać ich osobno. Niejednokrotnie przekonali się o tym nie tylko nauczyciele w szkole, ich rodziciele, ale także policjanci, którzy znali ich już nazbyt dobrze. W momencie, kiedy pili dawali się ponieść jeszcze mocniej. Alkohol krążący w żyłach pozbawiał ich hamulców, podszeptywał coraz to bardziej szalone pomysły, jednocześnie sprawiając, że stawiali się niezwykle ulegli. Popadali przez to ze skrajności w skrajność uważając, że jest to bardzo naturalne zachowanie, chociaż z punktu widzenia postronnego obserwatora mogli uchodzić za uciekinierów z domu wariatów.
Rozpostarł ręce, wydając z siebie odgłos lecącego samochodu przy okazji opluwając nie tylko siebie, ale również przyjaciela - zrobił to nieumyślnie. Próbował w ten sposób zachować równowagę, kiedy Sirius zaczął się po nim wspinać. Czuł ciężar jego ciała, jednak nie spodziewał się tego, co nastąpiło po chwili. Niemniej i tak z opóźnieniem dotarło do niego, że brunet pozbawił go z tyłka spodni. Mroźny wiatr wdarł się pod materiał bokserek, wywołując gęsią skórkę i delikatne drżenie ciała.
- esz wariata?! - zapytał - może? nieco zdziwiony chęciami jakie wyraził Bosworth, po czym nie czekając na odpowiedź, zsunął w dół bokserki. Przyjaciel zdążył odsunąć się o dwa kroki, a wtedy Jayden zaczął poruszać biodrami, jednocześnie wymachując penisem, co wyglądało wręcz komicznie, a on dodatkowo nucił jakąś tylko sobie znaną melodię pod nosem, sprawiając, że wyglądał - nazwijmy rzeczy po imieniu - jak debil.
- Dobła. Arczy ciebie - oznajmiał, ponownie zakładając najpierw gatki, a potem spodnie. Oczywiście sam był bardzo zadowolony ze swojego pokazu, co prezentował poprzez szeroki uśmiech. I w zasadzie miał więcej szczęścia niż rozumu, bo gdyby ktoś go przypadkiem na tym nakrył, zapewne nie skończyło by się jedynie na zapłaceniu kaucji.
Później wszystko potoczyło się dla Hemsworth'a w zastraszającym tempie. Pierwsze mrugnięcie i był już w sklepowym wózku, zamrugał kolejny raz, a wraz z nim w mobilu znalazł się Sirius. Nie widział go przez plastikową głowę, którą włożył na własną, ale wyraźnie czuł. Obrywając w szczękę, gdy przyjaciel zmienił pozycję; pękła mu dolna warga, w ustach poczuł metaliczny posmak krwi. - Ifiota - mruknął, jednak sekundę później jego uwagę zwrócił krzyk bruneta. I gdyby nie fakt, że nagle zawartość żołądka nie podeszła mu do gardła nie byłby świadom prędkości, jaką osiągnęli.
- szo se działa? - zapytał niewyraźnie, słysząc własny głos, który odbijał się od plastiku. Czknął. - Atrzymaj bucefała, ędę ygał! - krzyknął, chociaż czy jego towarzysz niedoli mógł coś zrobić?

autor

-

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Wpierw starł z powiek lepiącą, niczym glut ślinę Jaydena, a następnie zaczął wspinać się po jego nodze. To zadanie wydawało mu się niezwykle żmudne i choć na co dzień był giętki jak guma, to po nadużyciu alkoholu czuł się paskudnie. Ledwo kontaktował i niebezpiecznie chwiał się na boki, przez co najmniejszy kamyczek stanowił dla niego olbrzymie zagrożenie. Żołądek czkał w odpowiedzi na niestosowną ilość trunku, a wzrok mętnie krążył po okolicy, tęskniąc za rozumem.
Sirius miał wiele szczęścia, że przed finałowym występem Jaydena zdążył się podnieść i cofnąć. W przeciwnym wypadku na pewno oberwałby skurczonym penisem po głowie.
- Sssssss-ssssss - zasyczał niebezpiecznie, nie mogąc się wysłowić. Wytknął język, próbując ponownie. - Sss-edalaj - Wraz z upustem tego niepochlebnego słowa, zsunął z pośladków własną bieliznę. Schował prącie pomiędzy nogi i zaczął wesoło wywijać bioderkami oraz chaotycznie poruszać rękoma. Przez dłuższą chwile obaj tańczyli do tylko sobie znanych melodii, wyglądając jak para czubków, którzy właśnie uciekli z oddziału intensywnej terapii dla wariatów. Sirius niesystematycznie machał głową, a jego gęste, sterczące włosy odbijały raz w lewo, raz w prawo.
W pewnej chwili zaczął machać łbem, jakby znajdował się na rokowym koncercie. Przez te wszystkie gwałtowne ruchy penis wyskoczył spomiędzy jego ud i gdy nachylił się bardziej naprzód, uderzył go w czoło.
- Ariat mi p-plawie okho w-w-wybił - powiedział nieco urażony tym faktem i mimowolnie rozmasował sobie naznaczone miejsce. Potem pośpiesznie, choć wciąż pokracznie naciągnął na pośladki bokserki oraz spodnie.
Z pewnością w Seattle brakowało ludzi ich pokroju. Beztroscy, niezależni, śmiali, młodzi i brawurowi - pielęgnowali i eksponowali własną młodość na każdym możliwym kroku. Łamali zasady, rzucali się przeciwko przyjętym normom i odepchnęli pojęcie moralności na poczet dobrej zabawy. Nie szanowali się, pili na umór, upodlali się do cna, choć nawet w stanie skrajnego alkoholizmu wciąż dbali o siebie nawzajem. Ich braterska miłość zawsze sięgała szczytu wartości.
Nie miał pojęcia, że omyłkowo uderzył Jaydena. Twarz przyjaciela była skryta pod głową ludzika Lego. Sirius zacisnął palce na łydce towarzysza i z trwogą spoglądał naprzód. Widok śpiącego miasta: bloki, w których brakło świateł, neony, reklamy i dwie wiaty przystankowe mignęły mu w oczach, jak klatki w kalejdoskopie. Przełknął ślinę i pod wpływem ogromnej prędkości przywarł plecami do torsu Jaydena, jednocześnie zaciskając drugą rękę na jego udzie. Nie słyszał pytania Hemswortha, ani rozkazu, który zagłuszył stukot kauczukowych kółek wózka. Gdy od skrzyżowania dzieliły ich zaledwie metry, przymknął powieki. Wokoło rozbrzmiało się podwójne trąbnięcie, a potem usłyszał potężne uderzenie. Nerwowo otworzył oczy i wyglądnął za siebie. Zielony pasat uderzył w metalowy kosz na śmieci, jednak nie zdążył dokładnie się temu przyjrzeć, bo zniknął, kiedy w zastraszającym tempie zaczęli zjeżdżać z kolejnej górki.
Ich podróż zakończyła się w fontannie.
- Tone! Tone! - zaczął wrzeszczeć, jednocześnie wymachując rękoma. Rozchlapywał wodę na boki. - Tone! - zawtórował, dołączając nogi. gdy po kilkunastu minutach zdał sobie sprawę, że siedział umoczony po kostki mimowolnie, nieco skonfundowany, wstał. Jayden znajdował się obok. - T-Ty - czknął - Też tonąłeś? - ściągnął z przyjaciela głowę lego.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Nie dało się ukryć, że w oczach innych mogli uchodzić za niepoczytalnych, bo kto normalny tańczy na środku ulicy z penisami na wierzchu? Alkohol zdecydowanie odbierał im rozum, dodatkowo sprawiając, że puszczały im wszystkie hamulce. Obecnie ciężko było w ich postawie odnaleźć powagę oraz roztropność, jakimi winni charakteryzować się osoby w ich wieku. Osoby, które właśnie stawiały pierwsze kroki w dorosłym życiu, a przecież ta dyktowała sposób w jaki powinni się zachowywać. Tyle tylko, czy oni kiedykolwiek przejmowali się tym co należy? Zazwyczaj postępowali zgodnie ze swoimi przekonaniami, natomiast te często odbiegały od ogólnie przyjętych norm i zasad. Byłoby też dziwnym, gdyby uczyli się na popełnianych wcześniej błędach. Procenty krążące we krwi skutecznie pozbawiały ich wiedzy, jaką zdobyli wcześniej; ich pamięć działa wybiórczo, a przez to stawali się niebezpieczni nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim otoczenia.
Nie trzeba było zbyt długo czekać, by to udowodnili. Wprawione w ruch koła wózka nabierały rozpędu, mroźny wiatr dostając się pod poły materiału ubrania wywoływał gęsią skórkę, działając nieco otrzeźwiająco - przynajmniej na Jayden'a. Moment, w którym uświadomił sobie, że Sirius zupełnie nie panuję nad ich rumakiem był tym, w którym ciało przyjaciela przywarło do jego torsu, a gdzieś z boku dobiegł przytłumiony przez plastik odgłos klaksonu i uderzenia.
Szooo…. - nie do kończył, automatycznie zamykając usta, które mocno zacisnął, kiedy teść żołądka podeszła mu do gardła. Bał się, że jeśli je otworzy, zwymiotuje do głowy lego, a tego nie chciał - bardzo nie chciał. Pokręcił nawet głową, jakby dla potwierdzenia własnych myśli, nieco za bardzo nimi pochłonięty. Powrót do rzeczywistości był bolesny i… mokry.
Nie zdołał zarejestrować, kiedy wózek wpadł do fontanny. Głośny jęk bólu wydobyło się spomiędzy jego warg, kiedy ramieniem uderzył w beton. Kolejnym co zarejestrował był krzyk Siriusa, który wywołał u niego autentyczny strach. Otumaniony umysł nie potrafił realnie ocenić poziomu wody, która choć wdarła się do plastikowej głowy, to jednak nie sprawiła, że zaczynało brakować mu powietrza w płucach.
- Pfyn pfyn - zawołał do bruneta, wykonując ruch dłońmi, rozkładając je i składając, imitował styl pływania potocznie nazywany żabka, choć nie wiedział, na ile pomoce to było. Klapnął tyłkiem w wodzie, po czym pozbył się plastikowego nakrycia, od razu wybuchając śmiechem.
- Nie bałdzo - odpowiedział, między kolejną salwą śmiechu, której nie potrafi pohamować widząc minę Siriusa. - To oniec wysieczki? - zapytał, patrząc na rozwalony wózek. Ten zdecydowanie nie nadawał się do dalszej jazdy. Przejechał dłonią po zmęczonej twarzy, głośno przy tym ziewając. - Arzy mi się uszko - stwierdził, bez słowa wyciągając do stojącego na nogach Bosworth'a dłoń, by ten go podniósł. Krótka, aczkolwiek intensywna wycieczka na bucefale pozbawiła go resztki sił, jakie w sobie miał.

autor

-

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#10

Wybiegła zza rogu dzierżąc w dłoni sto dwadzieścia dolarów, które ukradła kędzierzawemu, krępemu mężczyźnie na rynku. W drugiej ręce trzymała siatkę z jabłkami.
Od ponad dziesięciu minut próbowała zgubić właściciela pieniędzy, zapuszczając się w rozmaite zaułki i wąskie uliczki Seattle. Dwukrotnie przebiegła na czerwonym świetle i wskoczyła w tabun ludzi na przystanku, lecz nieznajomy nadal znajdował się tuż za nią, jednocześnie śląc w powietrze brzydkie epitety.
Minęła sklepowe witryny i podziemny tunel. Notorycznie, niczym spłoszona łania, oglądała się za siebie, lecz widząc rozjątrzone spojrzenie mężczyzny, ostatkiem sił przyśpieszała.
W pewnym momencie, zupełnie przypadkiem wpadła na obcego chłopaka. Uderzenie wytrąciło z dłoni Willow siatkę, a jabłka rozsypały się po chodniku. W pierwszej chwili spojrzała w oczy nieznajomego, które w promieniach kwietniowego słońca, zalśniły jak bursztyny; w drugiej usłyszała zatrważający głos właściciela gotówki. Mimowolnie się spięła, rozglądnęła na boki, po czym ponownie wróciła wzrokiem do sylwety chłopaka.
To był impuls, kiedy nerwowo uniosła jego bluzkę i schowała się pod jej materiałem. Przylgnęła policzkiem do zwiewnego T-Shirtu, który skrywał napięty tors. Nerwowo, trochę zbyt gorliwie objęła talię nieznajomego, wciąż kurczowo zaciskając w dłoni sto dwadzieścia dolarów; przyczynę zamieszania.
- Chroń mnie - rzuciła z niebywałą, dziecięcą naiwnością, jaką zresztą okazywała każdego dnia.
Na podstawie życia Willow można by było napisać scenariusz komedii. Jej optymistyczne nastawienie, nieporadność i wrodzona pochopność wielokrotnie wywoływały skrajne emocje na cudzych twarzach - tak jak teraz prawdopodobnie towarzyszyły one obu mężczyznom.
Tymczasem właściciel utraconych dolarów stanął nieopodal i łapał spazmatyczne wdechy. Rozglądał się rozwścieczony, a kiedy dostrzegł znajomą parę spodni i rozsypane jabłka, wytknął palec w kierunku pary.
- Ty! Ty! Oddawaj moje pieniądze! - wrzasnął, a Willow uporczywiej zacisnęła ramiona na sylwecie chłopaka.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
177

student i dorywczo bileter w teatrze

university of washington

belltown

Post

#2
outfit

Powiedzenie, że minione parę dni w życiu Emersona nie obfitowało w zbyt wiele ekscytujących wydarzeń, byłoby skrajnym niedopowiedzeniem. Ostatni czas spędzany przez chłopaka w Seattle - głównie na wypełnianiu obowiązków starszego brata, i najstarszego syna, do których należało chociażby pomalowanie płotu ogródka warzywnego, i zaplatanie warkoczy w na trzy różne sposoby - był po prostu nudny. Nie w złym sensie, bo powolny rytm dni, wszystkich podobnych do siebie jak dwie krople wody, całkiem mu odpowiadał. Przychodziły jednak takie momenty, w których Feathers żałował, że nie zna tu więcej osób, i, że nie zaczął chodzić jeszcze normalnie na akademickie zajęcia, podczas których czas wypełnić mógłby kontaktami z większą ilością rówieśników i osób o priorytetach podobnych do jego własnych.
Czyli rzeczami innymi, niż lakierowanie drewna za domem i fryzury inspirowane tymi z "Frozen".
Kiedy już udawało mu się uporać ze wszystkim, o co prosił go ojciec i młodsze rodzeństwo, dwudziestotrzylatek starał się eksplorować miasto, na rowerze lub poruszając się uliczkami w centrum, i alejkami w rejonie zatoki, na piechotę. Było dokładnie takie, jakim je zapamiętał, ale jednocześnie zupełnie inne. Niektóre lokale zamknięto, zastępując nowymi, a w kilku miejscach wzniesiono nowy budynek, lub otworzono jakiś sklep albo restaurację. Im więcej czasu spędzał poza domem, tym skuteczniej uczył sie topografii Seattle, i tym łatwiej było mu nazywać je "domem". Przynajmniej częściowo.

W ramach niedawnych odkryć, Mercy'emu udało się znaleźć odpowiadającą mu siłownię. Kameralną, ale też nie zbyt małą, położoną w takiej odległości od jego domu, by samo dotarcie do lokalu mogło stanowić przyzwoitą rozgrzewkę przed treningiem, a przy tym względnie tanią, a więc akurat jak na jego studencką kieszeń. Pojawiał się na niej parę razy w tygodniu, zauważając, że na bieżni łatwiej jest mu porządkować własne myśli, a wysiłkiem fizycznym zwalczać nawracające fale smutku.
Dzisiejszego popołudnia miał za sobą całkiem przyzwoitą godzinę fizycznego wysiłku, a teraz kierował się na przystanek, z którego mógłby wziąć autobus powrotny.
Siłownię opuścił jakieś piętnaście minut temu. Na tyle niedawno, by wciąż jeszcze czuć przyjemne zmęczenie niektórych partii mięśni, ale już wystarczająco dużo czasu temu, by trochę ochłonąć i przestać świecic się warstewką potu.
Długo nic nie wskazywało, że tego dnia czekają go jakiekolwiek nadzwyczajne zwroty akcji, i Emerson spacerował po prostu z wolna, zapatrzony w horyzont i wsłuchany w muzykę płynącą ze słuchawek. Nagle jednak z rytmu wytrąciło go silne uderzenie, głuchy dźwięk jabłek rozsypujących się na chodniku, a na końcu też silny chwyt drobnej dziewczyny rozpędzonej jak piorun kulisty wpadający pod jego ubranie.
Wyraz jego twarzy mógł zostać uznany za definicję zwrotu "what the fuck". Zwłaszcza, gdy nieopodal zatrzymał się też jakiś czerwony na twarzy jegomość, wymachujący rękoma i chyba oskarżający niziutką brunetkę o kradzież. A może nawet napaść!?

Mercy przestąpił z nogi na nogę, starając się zorientować w sytuacji. Nic z tego nie rozumiał, ale słowa "chroń mnie" działały na niego jak tajemne hasło, uruchamiające w jego mózgu opcję "superbohatera". Było to dokładnie coś, co wielokrotnie mówiłaby mu jego młodsza siostra - na przykład w ucieczce przed drugą, próbującą wrzucić jej za koszulkę garść znalezionych w ogrodzie robaków.
Cóż, Willow nie musiała się powtarzać.
- Ma pan... Ugh... - zaczął, zwracając się do mężczyzny, tylko w wyniku zupełnie instynktownego impulsu obracając się przy tym tak, by dziewczyna znalazła się za jego bokiem, i nadal pod materiałem względnie obszernej bluzy - Ma pan jakiś... eee... nakaz... Przeszukania? - improwizował, zdając sobie sprawę, że naprawdę nie wie o czym mówi. Nie miał pojęcia o przepisach prawnych w stanie Waszyngton, i był pewien, że jego argumenty są zupełnie nietrafione. Starał się jednak brzmieć tak pewnie, jak tylko było to w jego położeniu możliwe - Jeśli nie, to proszę się... Eee... Natychmiast odsunąć!

autor

-

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow Hemsworth nie miała rodziny, dlatego jej życie było wolne od obowiązków siostry oraz córki. Większość dnia spędzała, o ile akurat była gdzieś zatrudniona, w pracy albo na poszukiwaniu jej. Sporadycznie, tak jak dzisiaj, kradła i spotykała się ze znajomymi, chociaż tych miała garstkę, jadła bezy na ławce w parku lub niesubordynacją denerwowała współlokatora, czyniąc z jego monotonii pasmo niefortunnych wypadków. Czasem próbowała zająć się sprzątaniem, ale ostatecznie leżała na kanapie i oglądała seriale pokroju Riverdale i Szkoła dla Elity. Gotować nie potrafiła, więc nawet się za to nie zabierała, a jej robienie zakupów kończyło się na powrocie do mieszkania z mlekiem, paczką kukurydzianych płatek i batonem.
Wychowała się w sierocińcu w Seattle, więc topografię miasta znała już na pamięć. W dodatku na co dzień korzystała z komunikacji miejskiej albo poruszała się piechotą, dlatego doskonale kojarzyła strategiczne punkty, skróty i lokale.
Willow była tak zaaprobowana kryjówką, że nawet nie zwróciła uwagi na zapach mężczyzny, który mógł być charakterystyczny dla kogoś, kto niedawno opuścił siłownie. W głowie miała chaos, dlatego bezmyślnie skryła się w pierwszym miejscu, które mogło uchronić ją przed wzrokiem rozzłoszczonego mężczyzny. Z brakiem jakiegokolwiek zawahania czy zawstydzenia jeszcze mocniej docisnęła policzek do torsu nieznajomego i spięła ramiona, aby w dalszej kolejności ściskać je na jego talii.
Gdyby nie była tak zajęta tłumieniem własnego strachu, próbami unormowania spazmatycznych wdechów i rozszalałych uderzeń serca, to z pewnością domyśliłaby się, że wprawiła chłopaka w ogromne zdumienie. Tymczasem skupiona wyłącznie na własnych emocjach, skoordynowała ruchy z ruchami Emersona, dzięki czemu znalazła się za jego bokiem - stanowczo w większej odległości od właściciela pieniędzy.
Na słowa bruneta zareagowała intuicyjnie i w pierwszej chwili zadrżała, obawiając się konsekwencji, które mogły na nią spaść w każdej sekundzie. W drugiej niejako odetchnęła, czując, że otrzymała wsparcie od nieznajomego, chociaż to, podziałało na właściciela pieniędzy, niczym płachta na byka. Willow spod materiału bluzy słyszała jak ociężale westchnął i ruszył na przód, a dźwięk kroków odbił się w jej uszach i ponownie wprawił w zatrważające bicie serce. Wtedy wyszła z kryjówki. Promienie kwietniowego słońca poraziły jej źrenice, przez co musiała kilkukrotnie zamrugać, aby odzyskać ostrość. Na głowie miała niedbałego koczka, z którego sterczały ciemne, naelektryzowane kosmyki, a na bladej twarzy pojawiły się dwa, purpurowe rumieńce.
Wpierw spojrzała na Emersona bezgłośnie dziękując mu za gest. Potem zwróciła uwagę na krępego mężczyznę, który kroczył w ich stronę.
Spanikowała i pod wpływem kolejnego impulsu, który targnął jej ciałem, złapała Emersona za dłoń i pociągnęła w głąb promenady.
- Uciekamy! - krzyknęła znienacka. Kurczowo zacisnęła palce na skórze chłopaka i nie oglądnąwszy się więcej, biegła ku rozmaitym straganom z pamiątkami i jedzeniem.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
177

student i dorywczo bileter w teatrze

university of washington

belltown

Post

W ostatnich tygodniach Emerson oddałby wiele, by móc robić dokładnie to, co najwyraźniej pochłaniało większość czasu nieznajomej: jeść bezy na parkowej ławce, i niewidzącym spojrzeniem śledzić sylwetki bohaterów popularnych seriali na serwisach streamingowych. Nie pamiętał już, kiedy miał możliwość, by po prostu być, zajmując się aktywnościami, które nie wymagały od niego skrupulatnego planowania każdej kolejnej czynności, i żonglowania niezliczoną liczbą zadań jednocześnie. Odkąd zaczął studia medyczne (a było to już ładnych parę lat temu), w rozkładzie jego przeciętnego dnia brakowało czasu na większą spontaniczność, czy po prostu lenistwo. Oczywiście zdarzało mu się zabalować, a potem spędzić cały dzień na leczeniu kaca i włóczeniu się po akademiku w dresie, z bidonem pełnym aspirynowego roztworu i opaską mającą chronić nadwrażliwe oczy przed jaskrawością światła nasadzoną na czoło, ale tego typu zdarzenia należały do rzadkości. A ostatnio? Ostatnio to już w ogóle, gdy niespodziewanie przyszło mu wrócić do miasta, które zwykł nazywać rodzinnym, i od pierwszego dnia pobytu wpaść w wir zobowiązań.
Jeśli nie pomagał młodszemu rodzeństwu z pracą domową, i nie oddawał się najróżniejszym rodzajom pracy w stadninie, i nie nadrabiał zaległości na uczelni, i nie pomagał ojcu w takich wyzwaniach, jak na przykład zrobienie sterty naleśników z borówkami, bez spalenia tak jedzenia, jak i całej kuchni, to starał się pracować nad sobą - w bibliotece, na siłowni, albo w kościele, do którego chodził z coraz mniejszym przekonaniem, ale i z coraz większą potrzebą, żeby coś się w nim zmieniło. Na porywy serca czasu miał zatem bardzo niewiele, i pewnie świadomie, choć nie bez żalu, odmówiłby, gdyby ktoś go dziś spytał, czy ma ochotę uczestniczyć w miejskim pościgu w towarzystwie niebywale uroczej, ale też chyba i dość nieprzewidywalnej, złodziejki.

Problem był tylko taki, że nikt go nie pytał o zdanie. Emerson został zwyczajnie wciągnięty w zaskakujący rozwój wydarzeń, i teraz pędził na łeb, na szyję, ciągnięty przez brunetkę za dłoń w nikomu chyba nieznanym kierunku. Gnali po deskach promenady, a potem płaszczyzną kostek brukowych, prosto w zagęszczający się ludzki tłum. Dziewczyna, choć wyraz jej twarzy odmalowywał niebywałą determinację, nie wyglądała tak, jakby miała jakiś większy plan albo choćby pomysł na to, jak mogliby uratować się przed gniewem jegomościa sapiącego nadal wściekle za ich plecami. Jedyną ich nadzieją była chyba ewentualność, że mężczyzna wreszcie się podda, znudzi, albo dostanie zawału (choć oczywiście Mercy wolałby uniknąć trzeciej z opcji).
Co ciekawe, i pewnie trochę niepokojące, biorąc pod uwagę zasady moralne uparcie wpajane synowi przez Pana i Panią Feathers, Mercy ani przez moment nie pomyślał przy tym, że może staje po niewłaściwej stronie konfliktu, swoim działaniem tak naprawdę pomagając złodziejce. W jego świadomości to dziewczyna była tu niewinną ofiarą, a on od razu, instynktownie, zaczął poczuwać się do obowiązku by jej pomóc.
- Tu, szybko! - zawołał odruchowo, gdy po ich lewej stronie pojawiło się zwężenie alejki prowadzącej między straganami. O ile się orientował, na końcu ścieżki znajdował się budynek, za którego tyłem mogli się skryć, albo pomknąć dalej, koło przemysłowych śmietników, aż do ujścia jednej z ulic prowadzących do centrum Seattle. Musieli tylko jakoś przetrwać resztę pościgu, i może...
- Masz pan! - w wyniku spontanicznego odruchu, Mercy złapał jeden ze stojaków z pocztówkami, i, wcześniej na szczęście upewniając się, że na drodze przedmiotu nie ma żadnych kobiet, dzieci, i małych piesków, cisnął go pod nogi pędzącego za nimi mężczyzny. Facet nie przewrócił się (chyba), ale uszu Hamsworth i Feathersa dobiegł wściekły jęk, a potem wiązanka przekleństw - Szybko, ughh! Szybko! - rozkazał Emerson, na krótkim wydechu, wciągając albo popychając swoją towarzyszkę między rzędy straganów. Ugrali sobie tym parę minut, ale chyba nadal nie byli zupełnie bezpieczni, tym bardziej, że ich bieg zwrócił na nich uwagę dwojga przechadzających się turystycznym targiem policjantów patrolujących okolicę.

autor

-

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow nie planowała wciągnąć Emersona w pościg. Tak wyszło – kiedy próbując uniknąć konsekwencji, schowała się pod bluzą chłopaka, jakby ta miała uczynić ją niewidzialną. Było to nieprzemyślane i głupie, a przede wszystkim zbyt śmiałe posunięcie, które jednocześnie zapoczątkowało ich znajomość.
Jego dłoń, którą tak zapalczywie ściskała była niewiele większa, niebywale delikatna i ciepła. Dzięki temu, pomimo tej zawiłej sytuacji, Willow poczuła się trochę bezpieczniej, choć gdy wyglądała przez ramię sylweta krępego, rozkrzyczanego mężczyzny niszczyła cały obraz spokoju. Odruchowo mocniej zaciskała palce na skórze Emersona i jeszcze uporczywiej biegła naprzód.
W pewnym momencie chłopak przejął kontrolę nad tym, co się działo. Willow spojrzała na niego oczami przepełnionymi wdzięcznością i wiarą, przy czym przygryzła wargę w pełni poddając się następstwom kolejnych decyzji. Teraz Willow była ciągnięta przez Emersona. Wbiegli w wąską alejkę, gdzie po obu stronach stały stragany z rozmaitymi drobiazgami, które przede wszystkim były uznawane za pamiątki. Błyskotki migotały jej przed oczami, kiedy mknęli wzdłuż drogi, omijając lub niegrzecznie szturchając innych ludzi. Nagle zwolnili, choć rozwój sytuacji wywołał wzmożoną pierzchliwość w sercu dziewczyny. W jednej chwili widziała agresywnego jegomościa, a w drugiej nieznajomy niezgrabnie przeskoczył stojak z pocztówkami. Mimowolnie krzyknęła na widok mężczyzny, który z impetem wpadł nogami w kałużę, klnąc w niebogłosy. Potem Emerson pociągnął ją naprzód, choć początkowo, oglądając się za siebie, miała problem z ponownym zrównaniem tempa.
Tutaj! – odbiła chłopaka w drugą stronę, gdy spostrzegła w oddali koniec alejki. Wbiegli pomiędzy stragany z jedzeniem, które były najbardziej okupowane. Zewsząd panował gwar. Ludzie rozmawiali bądź przekrzykiwali się nawzajem, oferując różnorodne menu i konkurencyjne ceny. Dodatkowo stali w długich kolejkach przez co zwężali i tak wąską drogę, albo przechadzali się z tackami z jedzeniem.
Musieli na moment zwolnić, choć na widok policjantów Willow ponownie przyśpieszyła. Wtedy zza plecami dało się słyszeć wrzask jegomościa, który po raz kolejny nazwał ją złodziejką. Z upustem tych słów funkcjonariusze przyśpieszyli, a wraz z nim kroki dziewczyny i Emersona nabrały tempa i już po chwili oboje nerwowo parli przez tłum.
Złapią nas! – jęknęła żałośnie.
Dotarli na koniec targowiska, gdzie rozpościerał się wysoki, drewniany płot. Nadal trzymając dłoń chłopaka, nerwowo uderzyła w deskę, która niespodziewanie odskoczyła. Była to ich ostatnia szansa, więc Willlow natychmiast przecisnęła się na drugą stronę, gdzie poczekała na swojego towarzysza. Następnie zakryła dziurę, dzięki czemu ścigający ich mężczyźni stracili trop. W końcu mogli odetchnąć.
Dziękuję – powiedziała znienacka, po czym przywarła do boku chłopaka. Uśmiechnęła się perliście i już miała się odsunąć, kiedy niespodziewanie tuż obok nich pojawił się radiowóz. Rozwarła usta ze zdumienia i intuicyjnie, wciąż trzymając się Emersona, skryła się za jego plecami.
Zapraszam z nami na komisariat – rzucił, wysiadający z pojazdu mężczyzna. Następnie złapał chłopaka za zgięcie łokcia, a Willow za nadgarstek.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”