WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie minęło dużo czasu, a Blake miał wrażenie, jak gdyby spotkanie w celi na komisariacie, a rozmowę mającą miejsce pod prysznicem Charlotte, dzieliły lata świetlne. Podobnie jak między wymianą zdań na cmentarzu, a posłanymi w niewidzialną sieć wiadomościami sms, które - jednostronnie - zakrapiane były alkoholem. Te kolejne - tym razem całkowicie na trzeźwo, aczkolwiek napędzane przez negatywne emocje mężczyzny - były jeszcze inne. Chłodne, nieprzyjemne, naznaczone wzajemną niby-niewiedzą na swoje tematy. Ktoś stojący z boku, kto miałby możliwość obserwowania ich relacji, zapewne pogubiłby się w niej niejednokrotnie, nie rozumiejąc, co kierowało agentką FBI i byłym więźniem, którego finalnie uniewinniono.
Nie mogli się dziwić, skoro nawet im ciężko było to wszystko określić, nazwać, zdefiniować.
Już nie tak ostrożnie posyłane w eter słowa - zaczepki, odbijały się wraz z ciepłymi oddechami od ich wilgotnych ciał. Wzajemnie sprowokowana bliskość była czymś, co tym razem nie napędzało pożądania, jakie tak często kończyło się bezładnie splątaną pościelą porzuconą na zimnych panelach. Teraz była czymś więcej; intymną chwilą ponad to, co zdążyli poznać, a zaledwie zwiastunem tego, czego jeszcze o sobie nie widzieli.
- Tak sądzę - potwierdził, ale chwilę później z tajemniczym błyskiem w oku i zadziornym uśmiechem spojrzał na delikatnie zaróżowiony policzek Hughes. - Jeśli tak bardzo zależy ci na samej sypialni, to mogę zrobić inny zestaw. Sypialnia i łóżko, albo ja i sushi. - Prawie powiedział: ja i wino, choć na szczęście prędko przypomniał sobie, że aktualnie Charlotte nie mogła spożywać alkoholu, a on sam - bez żadnego dodatku - mógłby już nie być tak zachęcającą opcją, aby dla niej zrezygnować z sypialni i łóżka.
Nie, wcale w siebie nie wątpił, a tylko się zgrywał. Ponownie, choć być może powinien zatrzymać się już dawno i nie błądzić słowami w odległych wspomnieniach minionych nocy. Ani dłońmi, których opuszki palców powoli błądziły po nagim ciele blondynki.
- Zamierzasz mnie aresztować i zatrzymać na kolejną dobę? - mruknął przeciągle, unosząc pytająco brew. - Nie mam nic do ukrycia, agentko Hughes - powiedział, powstrzymując się przed ułożeniem ręki na klatce piersiowej, bo... chyba jednak miał.
A może już wiedziała? Sądził, że wie; o tym co zrobił w nocy i o narkotykach, a pomimo tego ich temat nie pojawił się w rozmowie. To dobrze; wolał chłód letniej wody, niżeli jej spojrzenia.
- Jackie pewnie powie, że jest za młoda na bycie babcią, ale szybko uzna, że to idealny moment, bo jeszcze zdąży z nim odkryć świat, skoro syn jest tak niewdzięczny - rzucił, hamując się przed wywróceniem oczami w wyrazie politowania. - A ojciec stwierdzi, że to dobra pora na spłodzenie potomstwa, bo komuś trzeba przekazać geny, wiedzę i udziały w inwestycjach. - Rozłożył na krótko ręce na boki i parsknął śmiechem w wyrazie rozbawienia. W przeciwieństwie do rodziców Lottie, nie martwił się, że jego zareagują na informację źle.
- Nie przejmuj się nimi. Moi rodzice są -
dziwni - specyficzni, ale to zaakceptują. Pewnie nawet ucieszą - skwitował, w swój wywód wplatając pojedyncze skinienie głową i - wreszcie - odważył się, aby przenieść dłoń na nadal płaski brzuch kobiety.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Panujące dookoła ciepło było rozkosznie przyjemne i to nie tylko w czysto fizycznym wymiarze. Charlotte miała wrażenie, że pozytywny charakter tej chwili docierał do wszystkich zakończeń nerwowych w jej ciele, dając poczucie - oby nie całkowicie złudnego - bezpieczeństwa, z którym mogłaby się oswoić na dłużej. Nie miała pojęcia, co dla niej i Blake'a oznaczały poszczególne słowa i w jakich barwach jawiła się przyszłość, ale jeżeli miałaby wyglądać chociaż w połowie tak, jak ten moment, to Hughes była skłonna zaakceptować ją bez cienia zawahania.
Znów się uśmiechnęła - szczerze, szeroko, nie kryjąc zadowolenia z powodu toru, jaki obrała ich rozmowa. Tęskniła za towarzyszącą im przez długi czas swobodą, za możliwością wymiany mniej lub bardziej celnych ciosów w postaci drobnych złośliwości, za tym, że bycie po prostu - lub może aż - sobą przychodziło jej tak dziecinnie łatwo, kiedy on znajdował się obok.
- Co jeżeli zrobiłam się zachłanna i najchętniej zgarnęłabym wszystko? - zagaiła, unosząc brew w geście sugerującym, że nie powinien był się sprzeczać. Zupełnie tak, jak gdyby oswoiła się z myślą o sobie w ciąży na tyle, by niemal rościć sobie prawo do pewnych przywilejów i ustępstw. I choć Blake nigdy nie wykazywał skłonności do odpuszczania czegokolwiek, to jednak kolejny czuły uśmiech - może nawet jeden z tych, o których w areszcie wspomniała Leslie, kiedy próbowała wyjaśnić zasadę funkcjonowania kobiecych sztuczek - w odgórnym założeniu miał załatwić sprawę.
Wszystko albo nic.
- To nie zatrzymanie. To zaproszenie - przyznała bez ogródek, świadomie ignorując cisnący się na usta (pewnie nieudany) żart o zabawie w gliniarzy i złoczyńców. Czuła, że zabrzmiałoby to zbyt dwuznacznie, a ona wcale nie chciała psuć chwili, którą po ostatnich burzach udało im się wypracować. Nie tym razem. - A niedługo przestanę być agentką - mruknęła, odgarniając do góry całkowicie mokre już włosy. Nie była pewna, czy zdążyła wspomnieć mu o swoich zawodowych planach, które były w toku realizacji od kilku długich tygodni. Działo się za dużo, by pamiętała o wszystkim. Lub może wcale nie chciała pamiętać. Jeszcze nie teraz.
Lottie informacje o potencjalnej reakcji państwa Griffith przyjęła z ulgą. Miała wrażenie, że z jej serca zsunął się ogromny głaz, nawet jeżeli Blake tylko teoretyzował i gdybał. Z drugiej jednak strony - kto, jeżeli nie on, miałby przewidzieć nastroje rodziców?
- Chciałabym móc to samo powiedzieć o moich - westchnęła przeciągle, spojrzeniem sunąc za męską dłonią.
Kiedy ta spoczęła na jej brzuchu, kąciki kobiecych warg uniosły się w uśmiechu. Nie wiedziała, dlaczego, ale ten jeden gest wystarczył, by poczuła się tak, jak pragnęła czuć się od kiedy tylko zorientowała się, że kiepskie samopoczucie i rozciągające się w czasie przemęczenie nie miały nic wspólnego ze stresem w pracy czy problemami dnia codziennego. Właśnie tego chciała - rozmowy i bliskości - kiedy spędzała samotne minuty na korytarzu pod gabinetem lekarza i podczas rozmowy o tym, czy z dzieckiem wszystko było w porządku, ale i wtedy, kiedy leżąc w łóżku, nie potrafiła powstrzymać łez świadczących o bezradności i strachu.
- Jakkolwiek by nie zareagowali - podjęła nagle, unosząc głowę i zrównując swoje spojrzenie z tym Blake'a, a palce jednej z dłoni wsuwając między krótkie kosmyki jego włosów - chcę, żebyś pamiętał, że nie dbam o to, co powiedzą oni albo inni ludzie. Obchodzi mnie to, co o wszystkim myślisz ty i że poradzimy sobie ze wszystkim razem, okej? - zagaiła, chcąc mieć pewność, że ta jedna kwestia była krystalicznie czysta, a on raz na zawsze pozbył się wątpliwości i przypuszczeń, które pojawiły się podczas ich rozmowy na cmentarzu.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wolał się nad tym za bardzo nie zastanawiać. Dalekosiężne plany - jak wielokrotnie udowodniło mu życie (i śmierć) - niekoniecznie chciały się z nim zaprzyjaźnić, aby w następstwie bez najmniejszego problemu mógł je wprowadzić w swoje realia. Zrezygnował z spędzania długich godzin w piwnicy, gdzie miał pracować nad swoim małym kątem, gdzie w wygłuszonym, odizolowanym pomieszczeniu stała perkusja, podobnie jak zaniechał tworzenia własnych utworów na rzecz kursów karawanem po Szmaragdowym Mieście. Nie zagłębiał się w kwestie związane z dźwiękiem, w nowe wynalazki, ani zapotrzebowanie na fachowców odnajdujących się w dziedzinie, z którą on wiązał swoją przyszłość. I to nie dlatego, że brakowało mu umiejętności, ambicji, czy wiary w siebie. Próbował sobie wmówić, że już mu nie zależy i to nie ma ani sensu, ani znaczenia, skoro żadne z jego planów nie wyglądało tak, jak dawniej prezentowało się w idealnie obmyślonym scenariuszu.
- Wtedy... - urwał, zmrużył oczy i podrapał się lekko po zaroście, udając przy tym, że się zastanawia. - Musiałabyś mi coś zaoferować w zamian - poinformował, zadzierając wyżej podbródek, ze spojrzeniem opartym na jasnych tęczówkach Charlotte. Przekonanie, z jakim powiedział wcześniejsze słowa zupełnie nie pasowało do jego szczerych, bezinteresownych intencji, w których nie wymagał niczego. O dziwo nie przeszkadzało mu dzielenie się z nią ani swoją sypialnią, ani łóżkiem, nawet jeżeli dawniej uparcie trzymał się tego, że w jego łóżku nie powinny gościć jakieś kobiety, które spędzą w nim kilka dłuższych, czy krótszych, ulotnych chwil.
...tylko, że Lottie nie była żadną przypadkową kobietą, z którą znajomość wolał skończyć niedługo po tym, jak nastał świt i pierwsze jasne promienie słońca osiadły na jego powiece. Blake Griffith nie chciał mieć zobowiązań, nie lubił składać obietnic i nie karmił kolorowymi, cukrowymi zapewnieniami na śniadanie. Wciąż mając na uwadze swoją wolność, którą odzyskał po pięciu latach i nie zamierzał tak łatwo tracić, tym bardziej po uwikłaniu się w relacje, których - w głównej mierze - nie chciał. Z Charlotte było...inaczej, a przy tym nie czuł, że swoboda i lekkość wymyka mu się z rąk.
Może dlatego, że była jego p r z y j a c i ó ł k ą?
- Zostanę. Co najmniej na najbliższe dwie godziny - zapewnił, na parę sekund spoglądając w kierunku zabudowanej pralki i suszarki. - Gorzej, jeśli mnie spodoba się twoje łóżko, a wtedy tak szybko się mnie nie pozbędziesz - ostrzegł po chwili, a kącik jego ust drgnął w krótkim uśmiechu.
Nie pamiętał, by mówiła mu o zmianie pracy, aczkolwiek poskładał do kupy strzępki zdań, jakie usłyszał na posterunku i dodał do tego wcześniej pozyskaną wiedzę - tą, którą między słowami przekazał mu Rhys. Dodał dwa do dwóch, a wynik wydawał się sensowny. Nie wiedział na ile to pewne, a na ile tylko mu się wydaje, zatem jedynie skinął głową.
- Szkoda. Ta praca pasowała do ciebie, a ty do niej - powiedział zgodnie z tym, co uważał. Nawet jeżeli nie pałał sympatią do większości osób związanych w jakikolwiek sposób ze służbą prawa, to i w tym Hughes stanowiła wyjątek. Niemniej - przyjął do wiadomości ten fakt, zrozumiał i zaakceptował, w zasadzie nie mówiąc nic więcej, ponieważ stanowiło jej wybór i decyzję.
- Twoi byliby na pewno szczęśliwi -
podjął, a gorzki grymas mimowolnie uwidocznił się na jego twarzy - gdyby nie chodziło o mnie - dokończył myśl, po swoich słowach zadzierając wyżej głowę i przymykając powieki, by złapać jeszcze więcej przyjemnie chłodnej, orzeźwiającej wody. Niestety nie potrafiła całkowicie odsunąć i zmyć wizji tego, jak trudna będzie konfrontacja Charlotte ze swoją własną rodziną, a on nie wiedział, czy jego ewentualna obecność obok tylko nie zaogni konfliktu.
- Uhm jasne - rzucił, starając się włożyć w to najwięcej pewności, jak tylko umiał - wolałbym cię przed tym ochronić, ale to niemożliwe, skoro te problemy są przez moją osobę - mruknął pod nosem i przygryzł policzek od środka. To mu się nie podobało - w żadnym przypadku nie lubił, aby ważna dla niego osoba obrywała rykoszetem, bo on coś zrobił, albo ktoś myślał, że jest czemuś winien, więc opinia publiczna temu zawierzyła. Wolał, aby kula została wycelowana w niego. Tylko niego.
- Skoro jestem twoim gościem... Jaką masz dla mnie kolejną propozycję po prysznicu? - zapytał, zmieniając temat na lżejszy, a w międzyczasie wyłączając wodę. Biorąc pod uwagę to, że przez najbliższy czas - pomijając ręcznik - będzie nagi, nie chciał, aby nagle blondynka zaczęła się przy nim czuć niekomfortowo, a i to brał pod uwagę.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kobieca głowa raz jeszcze powędrowała ku górze, dzięki czemu roziskrzone spojrzenie Charlotte ponownie osiadło na wysokości twarzy rozmówcy. Dzieląca ich różnica wzrostu nie była ogromna, ale wystarczająca, by Hughes czuła się przy Blake'u mała i bezbronna.
Lub może prawdziwym powodem była narastająca wraz z każdym dniem chęć znalezienia się pod jego ochroną?
- Wtedy... - podjęła, robiąc pauzę podobną do tej, na którą pozwolił sobie Blake. Psotny uśmiech nieustannie przemykał po kącikach jej warg, a niemal rozmarzony wyraz twarzy mógł sugerować, że tym razem to Lottie knuła coś naprawdę niedobrego. - Mógłbyś jeszcze dłużej cieszyć się moim fantastycznym towarzystwem. To chyba wystarczająco dobra nagroda - wyjaśniła z teatralną powagą, w ostatniej chwili powstrzymując się przed dodaniem paru słów o tym, że obecnie ją również miał w pakiecie - odrobinę nieplanowanym, zaskakującym, ale ostatecznie chyba nie mającym aż tak dużego wpływu na ich relację jak początkowo się tego obawiali.
Ciche parsknięcie śmiechem było reakcją zupełnie niekontrolowaną. Szum wody i echo rozmowy wystarczyły, by Charlotte wyparła ze świadomości pracującą w pomieszczeniu pralkę, w kierunku której od wejścia do kabiny prysznicowej nawet nie zerknęła.
- Jest całkiem wygodne. Myślę, że mogłoby ci się spodobać - przytaknęła, tym samym sugerując, że pozostanie Blake'a w jej domu na dłużej nie stanowiło żadnego problemu, a nawet więcej - że było czymś pożądanym. Zupełnie tak, jak gdyby tego jednego popołudnia chciała nacieszyć się męskim towarzystwem i w chociaż minimalnym stopniu nadrobić czas, który stracili trochę na własne życzenie.
Lottie nie zamierzała dopuścić do powtórki z rozrywki, nawet jeżeli kwestia zmiany pracy wydawała się tematem dość newralgicznym. Nie tyle z powodu skazy, jaką na jej policyjnym wizerunku była sytuacja z Serenity, ale dlatego, że nowe zajęcie było bezpośrednio związane z osobą, która nie tak dawno stała się dla niej i Blake'a kolejną kością niezgody. To z kolei przypomniało o całej liście spraw, które powinni byli przedyskutować przed powrotem do normalności i podjęciem prób zorganizowania życia na nowo z uwzględnieniem mającego pojawić się za kilka miesięcy dziecka.
- Może na początku. Wydarzyło się za dużo, żebym tak po prostu tam przychodziła i udawała, że nie mam niczego na sumieniu - wyznała, spuszczając wzrok. Pozbywanie się martwego ciała, ukrywanie informacji, chronienie własnej siostry - to wszystko działało na jej niekorzyść, a do spisu przewinień mogłaby dopisać nawet dzisiejszy dzień i próbę przekupienia funkcjonariusza na służbie. Chciała przekonać samą siebie, że robiła to wszystko w dobrej wierze i że troska o bliskich czyniła z niej dobrego człowieka, ale czy kompetentną i zdolną do pracy agentkę? Raczej nie.
Westchnęła. Ciężko i przeciągle, bo tylko taka reakcja wydawała się adekwatna do nastawienia, jakim państwo Hughes wykazywali się w stosunku do Blake'a.
- Chcesz, żebym powiedziała im sama? - zagaiła niespodziewanie. Nawet jeżeli kabina prysznicowa nie była najlepszym na świecie miejscem do ustalania pewnych rzeczy, to jednak żadne z nich nie sprawiało wrażenia jakkolwiek przejętego. Charlotte z kolei zależało na tym, by pewne decyzje zostały podjęte wspólnie. O ile wizyta u jego rodziców miała szansę przebiec bezkonfliktowo, a może nawet całkiem pomyślnie, o tyle w rodzinnym domu kobiety nie czekało ich nic dobrego. Pewnych sytuacji i komentarzy wolała Blake'owi oszczędzić, nawet jeżeli jego towarzystwo skutecznie podniosłoby ją na duchu. - Umiem o siebie zadbać. I poradzę sobie z tym, czego tak się obawiasz - zapewniła, opuszkami palców przesuwając po męskim policzku. Nie miała pojęcia, czy Blake faktycznie kierował się strachem, troską czy jakimkolwiek innym uczuciem. O cokolwiek nie chodziło - ona naprawdę to doceniała, jednocześnie wierząc, że była w stanie zmierzyć się z tym, z czym on musiał żyć od lat.
- Pomyślmy - podjęła, krzywiąc się, kiedy wyłączył natrysk. To oznaczało nie tylko koniec kąpieli, ale przede wszystkim konieczność opuszczenia kabiny i powrót do świata, w którym było zdecydowanie za dużo problemów. - Mogę zaproponować bardzo spóźnione śniadanie w postaci moich popisowych naleśników albo sushi lub wcześniejszy obiad, który... też będziemy musieli zamówić. I to też może być sushi. W międzyczasie mogę poczęstować cię kawą - zasugerowała, unosząc brew. Na krótko, bo zaraz potem - niechętnie - wycofała się z kabiny.
- Gdybym wiedziała, że zaprosisz mnie pod prysznic, przyniosłabym dwa ręczniki. Zaraz wracam - zapewniła, owijając się przyjemnie miękkim materiałem, którego drugi, identyczny egzemplarz przyniosła do łazienki i podała Blake'owi. - Będę na dole. Postaraj się nie nabroić i nie mdleć - poprosiła żartobliwie, tym samym dając mu chwilę prywatności, którą tak bestialsko odebrała, kiedy wcisnęła się - na jego wyraźne życzenie, ale jednak - pod deszczownicę.
Nim ruszyła na parter domu, znalazła się w swojej sypialni, gdzie rozczesała włosy, osuszyła całe ciało i założyła koszulę nocną, na ramiona zarzucając stanowiący z nią komplet szlafrok. Ciemny, atłasowy materiał i związana z nim miękkość jedynie utwierdziły Charlotte w przekonaniu, że po jedzeniu... należała się jej drzemka. Albo po prostu długi sen.
- I jak? Już wiesz, na co masz ochotę? - zagaiła, przenosząc swój wzrok znad ekspresu na twarz Blake'a, gdy mężczyzna znalazł się w kuchni, w której ona urzędowała od kilku dłuższych minut.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Krótki uśmiech przemknął przez jego twarz, co mogło być jednoznaczne ze swojego rodzaju zgodą na jej pomysł, lecz prędko spoważniał i powoli z teatralnie odegraną zadumą pokiwał głową. Mogła knuć o wiele więcej tak niedobrych pomysłów, które same w sobie zdawały się być bardzo dobrymi. Tak jak i sama Lottie, w przeciwieństwie do Blake'a, którego myśli i uczynki często tak czyste nie były.
- Zastanowię się, czy mnie to satysfakcjonuje, Hughes - powiedział po chwili, z trudem utrzymując powagę. Nie spodziewał się, że tak szybko ponownie będzie między nimi w porządku, lecz nie chciał zastanawiać się nad tym, przez jak długo właśnie tak będzie i na ile będą mogli cieszyć się (pozornym?) spokojem. Teraz było dobrze, a myśli skupione wewnątrz ich - tymczasowej - bańki mydlanej stworzonej między ściankami kabiny prysznicowej, zdawały się być czymś grającym na ich korzyść. Może właśnie w tym miejscu - niezależnie, czy u blondynki, czy w jego domu - powinni rozwiązywać problemy?
- Czuję, że jednak będę musiał to sprawdzić - poinformował, uważnie śledząc spojrzeniem jej wyraz twarzy. Nadal nie wiedział, czy pozostanie w jej nowym domu na noc było odpowiednie; czy nie lepiej, aby pomiędzy nimi powstał stosowny dystans, jaki niekiedy potrafił nie tyle, co wyeliminować konflikty (tak często wynikające z nadmiaru różnych emocji), a nawet do nich nie dopuścić - skoro nie byli na tyle blisko.
...a z drugiej strony wciąż był d y s t a n s e m, a za nim najwyraźniej nie przepadał w kontekście Lottie i zaskakująco ciężko było go im utrzymać.
Tego też nie rozumiał, ani nie znał odpowiedzi na krótkie pytanie - dlaczego?
Temat pracy nie był tym, jaki chciał poruszać, bo to wiązało się ze zbędną dyskusją; pomimo tego, iż blondynka pokrótce powiedziała mu dlaczego tak wybrała, Griffith nadal trzymał się zdania, że tamta praca pasowała do niej. Skinął lekko głową na znak, że w porządku; skoro tak wybrała, to na pewno będzie to dla niej najlepsze i nie odezwał się ani słowem więcej w tej kwestii.
- To twoi rodzice, Charlotte - zaczął - chciałbym, byś ty wybrała, czy chcesz, bym był wtedy obok, czy nie - oświadczył, twardo utrzymując wzrok na wysokości jej oczu. Mógł z nią pójść - on sam nie widział w tym problemu, by się zmierzyć z państwem Hughes, ale nie chciał, aby na Lottie jego obecność odbiła się poprzez jeszcze większą wrogość posyłaną z ich strony. Nie musiała decydować teraz - mógł poczekać, tym bardziej, że nie musieli im mówić już, od razu. To mogło jeszcze chwilę poczekać.
- Może jakiś makaron? - Coś kalorycznego, sytego, by nabrać więcej siły po ciężkiej nocy i długim poranku, a przy okazji znajdującego się w smakach, które zdecydowanie zadowalały jego kubki smakowe. - Nie wiem, czy lubisz kuchnię włos... - urwał, odruchowo marszcząc czoło, kiedy przypomniał sobie o jej eks. Nie wiedział tego na pewno, bo przecież nie interesował się Joelem, ale wyczuł w nim włoskie korzenie.
Niepozorne przejście do pytania odnośnie tego co lubiła - skoro się nie znali, a chciał ją poznać - przemieniło się w krótkie, nonszalanckie wzruszenie ramionami.
- Mogą być nawet tosty - rzucił finalnie, nawet jeżeli tosty - u niego samego - były czymś w rodzaju ostateczności, kiedy wszystko inne spalił, a był zbyt głodny, aby czekać na przywiezienie zamówionego jedzenia.
Odprowadził wychodzącą kobietę spojrzeniem, samemu robiąc krok spod prysznica po chwili. Wytarł się ręcznikiem, by w następstwie zawiązać go wokół bioder i pozbierał resztę swoich rzeczy - w tym tych rozsypanych z portfela. Schodząc na dół rozejrzał się po parterze, nie odnajdując Lottie w kuchni, więc po cichu - nadal w samym ręczniku - wyszedł przed drzwi wejściowe, by zapalić papierosa. Kulturalnie rzucił dzień dobry przechodzącej sąsiadce, która otworzyła szeroko oczy jak gdyby zobaczyła ducha (albo demona), ale i z tego nic sobie nie zrobił.
- Jakie jest prawdopodobieństwo, by kobieta przed czterdziestką mogła dostać zawału? - zapytał, zatrzymując się kilka kroków od pani domu. - Byłem zapalić i chyba wystraszyłem twoją sąsiadkę - wyjaśnił, ale rozłożenie rąk na boki i obojętność wymalowana na twarzy (a może jednak rozbawienie?) wcale nie świadczyły o tym, że się przejął.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kąciki kobiecych warg drgnęły w uśmiechu, kiedy dłoń zaciśnięta w drobną piąstkę zaczepnie, prawdopodobnie ledwo odczuwalnie spotkała się z klatką piersiową mężczyzny. Charlotte była niemal przekonana o tym, jak dobrze i swobodnie czuł się Blake w jej towarzystwie, jednak czasami nawet ona - na co dzień cicha, może odrobinę wycofana - potrzebowała miłego połechtania własnego ego przy pomocy bezpośrednich komplementów. I to nie tak, że za punkt honoru obrała sobie wyciśnięcie ich akurat z Griffitha. Z nim po prostu lubiła się droczyć, przekomarzać, coraz śmielej przesuwać podobno nieistniejące granice, które w żaden sposób nie zamykały tej znajomości w sztywnych ramach.
Przynajmniej tak sądziła do tej pory. Dotychczas bowiem nie przywiązywała zbyt dużej wagi do tego, co działo się, kiedy Blake był obok. Spędzany razem czas był chwilami przyjemnymi, pełnymi różnorakich emocji, ostatnio jednak coraz częściej zwyczajnie dla Charlotte niezrozumiałych. Nie chciała sięgać po konkretne nazewnictwo, mając wrażenie, że nawet ich przyjaźń nie wypadała tak jak faktycznie głosiła odgórnie przyjęta definicja, ale jednocześnie wciąż chłonęła z tej znajomości tak dużo, jak tylko była w stanie i oddając wszystko z nawiązką.
- Czuj się - podjęła, w głowie szukając odpowiedniego słowa, a jego ostateczny brak kwitując przeciągłym westchnięciem - zaproszony. - Wydźwięk tej wypowiedzi zdawał się być jednoznaczny, choć działo się to poza kobiecą kontrolą. Charlotte Hughes nie zwykła bowiem zapraszać mężczyzn do swojego łóżka w tak bezpośredni sposób. Ta rozmowa zdawała się jednak raz jeszcze udowodnić, że z Blake'm nic nie było takie samo, a jej nieszczególnie to przeszkadzało, bo liczyło się przede wszystkim to, że po prostu był. Znów, obok, tak blisko.
- To byłoby fair, skoro do jaskini Jackie wejdziemy razem - podjęła, z premedytacją ignorując osobę ojca Blake'a. O jego reakcję zwyczajnie się nie martwiła. Może powinna, ale miała wrażenie, że Wayne zawsze darzył ją sympatią i to w stu procentach odwzajemnioną, dlatego po cichu, w głębi serca liczyła na jego przychylność w tej delikatnej, niezwykle drażliwej sprawie. - Chcę, żebyś był obok. - Teraz. Wtedy. Zawsze.
Zamilkła, tym samym uznając, że ostateczna decyzja i tak należała do niego, ale i wiedząc, że wszelkie uzgodnienia mogli poczynić w nieco późniejszym czasie i spokojniejszych okolicznościach. Dzisiejszy poranek wiązał się bowiem z wystarczająco wieloma emocjami.
- Włoską? - rzuciła, unosząc brew. Nie miała pojęcia, co było powodem pauzy, ale sama nie sprawiała wrażenia przejętej akurat takim wyborem. - Uwielbiam. Jaki chcesz? - zagaiła, wychodząc z łazienki, by jak najszybciej znaleźć się przy pozostawionym na blacie kuchennego stołu telefonie. Nie zdążyła zrobić rozeznania w okolicznych knajpkach, dlatego dzisiejszy posiłek miał stać pod znakiem wielkiego kulinarnego eksperymentu, również z racji tego, że w jej lodówce nie było już niczego, co nadawałoby się nawet na szybki, mocno improwizowany obiad.
- Świecisz golizną wśród moich sąsiadek? Ciężko mi uwierzyć w to, że któraś byłaby niezadowolona - mruknęła w rozbawieniu, kiedy wzrok skupiała na wyświetlaczu komórki, składając wspomniane wcześniej zamówienie. Dopiero potem uniosła głowę i uśmiechnęła się do Blake'a w zawadiacki, nieco złośliwy sposób. - Wiesz, że mam też taras od strony ogrodu? Tam nie narażałbyś niczyjego życia - zapewniła, podnosząc się z krzesła i ruszając do ekspresu, który właśnie oznajmił, że pierwsza kawa była już gotowa.
- Narobiłeś mi problemów, Griffith - poskarżyła się, podając mu kubek z czarnym, gorącym napojem. - Teraz sąsiadki będą myślały, że sprowadzam sobie tutaj jakichś gachów - poskarżyła się z udawanym wyrzutem w oczekiwaniu na przygotowanie kolejnej, nieco mniejszej porcji kawy.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie był typem osoby, która sypała komplementami na prawo i lewo, nawet jeżeli zauważał naprawdę dużo i wiele doceniał. Notował sobie te niuanse w głowie, niekiedy dzieląc się nimi z osobą, która zasłużyła na pochwałę - obojętnie z jakiego powodu - ale częściej milczał. Słodzenie innym, może błędnie i dostrzegał to przez jakieś zdeformowane, krzywe zwierciadło, kojarzyło mu się w większości przypadków z interesownością. Ktoś, kto chciał coś uzyskać - nieważne, czy chodziło o informację, czy konkretne działanie - często stosował zagrywki mające zamydlić oczy drugiej osobie i sprawić, by poczuła się zbyt pewnie. Rzecz jasna nie tylko dlatego w tej kwestii był powściągliwy, ponieważ wolał złośliwe droczenie się i często szczere, niekoniecznie tak kolorowe fakty, od przesadnego kolorowania rzeczywistości i maczania jej w lepkim lukrze.
- Już nie wyglądasz tak kiepsko, jak rano, Lottie - oświadczył zamiast tego, wreszcie móc szczerze podzielić się tym mikro, bardzo specyficznym komplementem, powiedzianym bardzo w jego stylu. Jej oczy wyrażały coś innego niż smutek, a unoszące się kąciki ust były tego bardzo jasnym potwierdzeniem. Może - aby szybciej załagodzić atmosferę między nimi w celi - powinien kilka kwadransów temu skłamać i śmiało rzec, że wyglądała pięknie, ale to nie byłby on.
- Nie musisz mi dwa razy powtarzać - odparł, a na potwierdzenie skinął głową. Przy okazji chciał wyrzucić z niej kilka znaków zapytania - odnośnie tego, czy powinni i, czy te zaproszenie go do łóżka przez blondynkę nie doprowadzi ich ponownie do czegoś więcej, czego któreś z nich mogłoby dla odmiany...
...żałować. I z jakiegoś powodu uznał, że tą osobą byłaby ona.
Zbędne rozważania przerwało hasło: jaskinia Jackie, na które parsknął szczerym śmiechem. Bez wątpienia jego matka będzie czuła się wtedy jak ryba w wodzie; doceniana, chwalona, w centrum uwagi. Może i była trochę próżna i niereformowalna, ale pomimo tego była dobrą (choć specyficzną) osobą.
- Nie jedz jej popisowych babeczek, ani - zapewne - jeszcze kilku pozycji z menu, nawet jeśli większość przygotują kucharze. Znając ją, i tak mogą być czymś nafaszerowane - poinformował, nie sądząc, aby brownie z marihuaną było odpowiednią pozycją dla kobiety w ciąży.
- Powiedz mi kiedy, a będę - odpowiedział, równocześnie potwierdzając, że pojedzie do jej rodziców z nią. Nawet jeżeli na cmentarzu mogło to wyglądać inaczej, Blake Griffith nie był osobą, która odsuwa od siebie odpowiedzialność i unika jej, choć zapewne Robert ponownie będzie miał ochotę go zamordować, jak się dowie. Cóż, trzeba liczyć, że tego nie zrobi.
- Nie wiedziałem, ale dobrze wiedzieć. Tak na przyszłość - skwitował, odruchowo rozglądając się po wnętrzu, aż do czasu, kiedy podszedł bliżej Charlotte i przejął od niej kubek z kawą. Krótki uśmiech był swojego rodzaju podziękowaniem, po jakim nastąpiło zanurzenie warg w gorącym naparze.
- Nawet jeśli byś to robiła... - zaczął ostrożnie, nie chcąc zabrzmieć źle, a jakoś niezbyt komfortowo mu się układało - nawet w głowie - te słowa. - I ich sprowadzała, to... możesz, a im nic do tego. - Lekkie wzruszenie ramionami miało na celu potwierdzić to, co wyrzucił w eter, choć spojrzeniem osiadł nie na twarzy Lottie, a na nieregularnych spiralkach pary unoszącej się nad kubkiem z kawą.
Chyba jednak wolał sobie nie wyobrażać jej z nikim innym bliżej, skoro była z nim w ciąży. I oczywiście, miał świadomość tego, jak bardzo egoistycznym myśleniem to było, więc nim się tym podzielił, upił kolejny łyk kawy i przełknął niewypowiedziane, trochę gorzkie myśli wraz z espresso.
- Co zamówiłaś? - zapytał, chcąc zmienić temat na lżejszy.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Jej śmiech zdawał się być reakcją samoczynną, zupełnie niekontrolowaną, ale nierozerwalnie przypisaną spotkaniom z Blake'm. Potrafił ją rozbawić, nawet jeżeli wcale nie miał takiego zamiaru, a ona nigdy nie próbowała tego dźwięku tłamsić. Bywały chwile, kiedy zastanawiała się, czy nie przesadzała, ale bardzo szybko uświadamiała sobie, że pozytywne nastawienie i optymistyczne podejście do rozmowy nie były żadną przeszkodą, a nawet więcej - pozwalały przejść przez trudne, często poważne tematy z myślą, że na końcu dialogu czekało słońce, chwila swobody i możliwość chwilowego odcięcia się od omawianych problemów.
- Ty też - podjęła, wzrokiem przesuwając nie tyle po męskiej twarzy, co całej jego sylwetce - całkiem nieźle - skwitowała, zaraz potem pozwalając sobie na nieco nerwowe (wcale nie), ale i odrobinę rozkoszne (nawet bardzo) przygryzienie dolnej wargi. Gest ten nie trwał długo, bo bardzo szybko i świadomie został wyparty przez ciche parsknięcie śmiechem. Blake jednak wcale nie musiał odbierać tego pokrętnie skonstruowanego komplementu jako żartu, bo nawet po nocy spędzonej w więziennej celi prezentował się nadzwyczaj dobrze, a Lottie wcale nie czuła się skrępowana, mogąc mu o tym śmiało powiedzieć.
- Aha, mam jechać na przyjęcie i niczego nie zjeść. Miałeś prawo jeszcze nie zauważyć, ale powoli zaczynam jeść za dwoje - poskarżyła się, ściągając brwi ku sobie. Informacje o kulinarnych eksperymentach Jackie obiły się Charlotte o uszy już podczas bożonarodzeniowego spotkania w mieszkaniu Sao, jednak starsza Hughes traktowała je raczej z przymrużeniem oka. Najwidoczniej jednak nie doceniała talentu i podejścia do życia przyszłej babci swojego dziecka. - W takim razie zabierz jakiś prowiant. Nie powiem im o ciąży, mając pusty żołądek - uprzedziła lojalnie, wzrastający głód czując już nawet w tamtym momencie. Długi i trudny poranek dawał się we znaki, dlatego na dostawcę z obiadem z włoskiej knajpki Lottie zamierzała czekać jak na szpilkach.
Wzrok Charlotte zatrzymał się na dłużej na wysokości męskiej twarzy. Zupełnie tak, jak gdyby chciała w ten sposób odczytać z niej więcej niż mogła zrozumieć ze słów, które padły. Czy naprawdę mogła sprowadzać do domu jakichkolwiek mężczyzn? I czy w ogóle tego potrzebowała? Ostatnie zawirowania skutecznie odsunęły ją od myśli, że była samotna. Kupno domu, informacja o ciąży, problemy w rodzinie - to skutecznie spędzało sen z powiek i sprawiało, że nie myślała o romansach, przelotnych znajomościach i miłostkach. Chyba nawet ich nie chciała, choć złośliwy głos z tyłu głowy podpowiadał, że był to prawdopodobnie ostatni dzwonek. Potem miał być przecież już tylko coraz większy brzuch, nadprogramowe kilogramy, a w ostateczności pieluchy, kaszki i inne rzeczy, które skutecznie uniemożliwiłyby znalezienie kogoś, kto mógłby się nią zainteresować na krócej lub dłużej.
Westchnęła, zerkając na leżący nieopodal telefon.
- Makaron. Z kurczakiem i szpinakiem. Mam nadzieję, że lubisz - odparła, a kiedy w domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka, Charlotte niemal od razu ruszyła w kierunku drzwi.
Niedługo potem salon wypełnił się kuszącym aromatem ciepłego obiadu, po którym nadszedł czas na upragniony odpoczynek.
Wspólny, który faktycznie pozwolił Blake'owi sprawdzić jakość materaca w sypialni pani domu.

zt.

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „13”