WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Ściągnięte ku sobie brwi były zaledwie jednym z wielu gestów wyrażających konsternację, której Charlotte mimowolnie się poddała, gdy zrozumiała, że coś się stało i że właśnie owe coś było powodem niespodziewanej zmiany atmosfery. Ta - dotychczas swobodna i niezwykle wesoła - sugerowała, że znów zawisnęło między nimi nieporozumienie mogące przeobrazić się w konflikt o większej sile rażenia. To wystarczyło, by Hughes przyjęła pozycję obronną, w wyniku której jej mięśnie się napięły, a zmysły wyostrzyły się w sposób, którego tak bardzo nie lubiła.
Zrezygnowała z dalszego nakładania na talerz warzyw, nie sięgnęła po pieczywo, zignorowała nawet fakt, że przygotowana jajecznica i usmażone kiełbaski traciły na smaku, gdy uciekało z nich przyjemne dla podniebienia ciepło.
- O co ci chodzi? - Ton jej głosu nie był agresywny czy przepełniony wyrzutem, ale pobrzmiewała w nim wyraźna nuta niepewności, której Charlotte tak bardzo nie lubiła do siebie dopuszczać. Zbierane na przestrzeni trzydziestu lat życia doświadczenia - zarówno prywatne, jak i te zawodowe - zdążyły przyzwyczaić ją do stawiania kroków na niepewnym gruncie, ale ten odnoszący się do osoby Blake'a bywał niezwykle zdradliwy. Nic bowiem nie było tak ogromną niewiadomą jak ich relacja, przebieg poszczególnych spotkań i tor, na jaki mogła wejść ich rozmowa.
Nic nie było tak niepewne jak oni.
I choć dotychczas ta świadomość zdawała się zupełnie Lottie nie przeszkadzać, to jednak poprzedni dzień, długa noc i dobrze zapowiadający się poranek sprawiły, że jej umysł pozostawał nieco zamroczony radością, z kolei sposób, w jaki Blake prowadził z nią obecnie rozmowę, nie rozjaśniał niczego.
- Jak to nie twoja? - powtórzyła za nim, raz jeszcze spoglądając na przewieszony przez oparcie krzesła ciuch. Zupełnie tak, jak gdyby na własną rękę próbowała ocenić prawdziwość rzuconego stwierdzenia. Koszula wyglądała jak każda inna, którą miała okazję widzieć w swoim życiu, nawet jeżeli jej kolor faktycznie niespecjalnie pasował akurat do Blake'a. Kiedy robiła pranie, to zdawało się nie mieć jednak dużego znaczenia. - Była w rzeczach do prania. Musi być twoja - wyjaśniła, wzruszając ramionami. Nie była w stu procentach pewna tego, co właściwie stanowiło źródło omawianego właśnie zagadnienia i dlaczego przy śniadaniu dyskutowali akurat o znalezionej w szafie koszuli, ale dla niej - w przeciwieństwie do niego - oczywistością było to, że wszystkie męskie rzeczy znajdujące się w tym domu były jego własnością.
- Nie wiem, kto miałby tutaj nosić twoje rzeczy poza tobą i ewentualnie mną - bo przecież jej słabość do męskich ubrań pozostawała wciąż tak samo aktualna, ale jednocześnie nie była na tyle silna, by po kryjomu kupować koszule i wciskać je na wydzieloną w szafie półkę - i nie do końca rozumiem, do czego właściwie dążysz w tej rozmowie, więc po prostu powiedz, jaki jest problem - poprosiła, sięgając po filiżankę, do której chwilę wcześniej nalała owocowej herbaty. Jedzenie wciąż czekało i stygło, ale wraz z każdą upływającą sekundą powiększający się w żołądku supeł skutecznie zniechęcał do tego, by chwycić za sztućce i zająć się ponoć wyśmienicie wyglądającym śniadaniem.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

O co mu chodziło?
Wydawało mu się, że w poprzednich słowach wyraził się w bardzo jasny, klarowny i konkretny sposób, bez zbędnego owijania w bawełnę mówiąc, iż znaleziona pomiędzy jego rzeczami koszula należała do kogoś innego. I być może trochę przesadził z tą falą poirytowania, ponieważ było to t y l k o ubranie należące do i n n e g o faceta, który przecież miał prawo tu bywać, a Charlotte mogła chcieć uporządkować rzeczy i powiesić je w szafie, ale...
...nie podobało mu się to, może nawet nie tylko ze względu na to, że tamten d r u g i mógł opuścić jej sypialnię w czymś należącym do niego. Przez pośpiech, pomyłkę, brak świadomości, że w szafie blondynki znajdują się ubrania kogoś jeszcze.
Spojrzał z jawnym niezrozumieniem na siedzącą na przeciwko kobietę i jej pytanie skwitował cichym, sardonicznym parsknięciem. Nie wymagał, by ona tłumaczyła się jemu w związku z czymkolwiek, w końcu nie tylko była u siebie, ale była także wolna, lecz nieprzyjemny posmak całej sytuacji osiadł gdzieś na końcu języka, dopóki mimowolnie nie postanowił się z nim pożegnać. A przynajmniej próbował, za pomocą uwolnionego z gardła niecenzuralnego wyrażenia.
- Kurwa, Charlotte, poważnie? - mruknął, spoglądając na nią z konsternacją. Najwyraźniej w tej kwestii go nie rozumiała, a to było niczym; kawałkiem materiału, na który miał nie zwrócić uwagi, albo zrobić to - lecz nie zareagować w żaden sposób. Jeśli na to liczyła, to... pomyliła się, a oni rzeczywiście nie znali się za dobrze.
- Okej... - podjął spokojniej po chwili i uniósł dłonie w geście kapitulacji. - Możemy obrócić sytuację, skoro nie wiesz o co mi chodzi - powiedział, ponownie twardo patrząc w jej duże, jasne tęczówki. Nie, żeby chciał stosować takie zabiegi, ale nie podobało mu się to, że słowa z jej ust wymykały się w takim tonie i tak łatwo, zaś on wychodził na kogoś, kto robił problem z niczego, a nie powinien.
Może tak było, a może jej reakcja w analogicznej sytuacji byłaby kluczowa.
- Daj mi trzy dni, a potem nie zdziw się, jak przy swoich sukienkach znajdziesz kusą bluzkę, za to zabraknie jakiejś twojej koszulki. To żaden problem, co nie? - wypalił z kpiąco uniesionymi kącikami ust i sięgnął po słupek pociętej papryki, która nawet jeśli była zdrowa, to w tej chwili grała rolę słabego zamiennika fajki, na którą miał ochotę.
- Mogę zabrać swoje rzeczy, jeśli potrzebujesz więcej miejsca - zaproponował finalnie po dłuższej chwili milczenia, tym razem spokojnie i bez zbędnych uniesień, bo może te rozwiązanie było najlepszym.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Wydawało mu się.
Jej zresztą również - wydawało się jej, że było już dobrze; że liczne rozmowy przyniosły satysfakcjonujące rezultaty, że wspólnie spędzany czas był najdosadniejszym dowodem reprezentowanego przez nią stanowiska, że pewne uczucia przybierały na sile i sprawiały, że między nią a Blake'm nie było miejsca na kolejne niedopowiedzenia czy błędne interpretacje. Charlotte naprawdę wierzyła, że ich ostatni wyjazd był początkiem czegoś nowego, po czym może i stąpali niepewnie, ale z czym życia mieli się nauczyć. Razem.
- Tak, poważnie - burknęła w narastającej irytacji, z trudem panując nad pragnieniem dodania czegoś więcej. Zdrowy rozsądek - lub to, co z niego zostało - podpowiadał bowiem, że gwałtowność jej reakcji mogłaby zaważyć na reszcie tego poranka, a przecież jej zależało na jak najszybszym zażegnaniu tego niezrozumiałego konfliktu i zajęciu się sprawami może niekoniecznie prostymi (bo remonty bywały męczące), ale dużo przyjemniejszymi niż kolejna rozmowa dotycząca tego, czy aby na pewno nie próbowała zrobić z niego idioty.
Opuściwszy dłonie wzdłuż ciała w geście jawnej bezradności, roziskrzone zdenerwowaniem spojrzenie Charlotte zatrzymała na wysokości męskich oczu. Wpatrywała się w nie ze świadomością, że przez jej własną twarz przewijała się obecnie cała gama emocji; złość, konsternacja, rozczarowanie, ale przede wszystkim smutek związany z tym, po jak słabe i należące do grona tych poniżej pasa zagrywki był gotowy sięgać, by co? Zrobić jej na złość? Dać nauczkę za coś, czego nawet nie zrobiła? Pokazać, że wcale nie była tak ważna jak sądziła?
- Trzy dni, huh? - powtórzyła za nim, tym razem z premedytacją pozwalając sobie na reakcje pokroju przepełnionego żalem parsknięcia śmiechem. - Śmiało. Idź, szukaj sobie jakiejś panny w kusej bluzce. Mogę jej zrobić miejsce w twojej szafie - rzuciła bez namysłu, bez jakiejkolwiek analizy, bez większego przekonania. W swojej pozornej obojętności nie była nawet w połowie tak przekonująca jak Blake, ale podatne na ciosy uczucia bardzo szybko podpowiadały, jakiej riposty mogła użyć, nawet jeżeli ta nie zrobiłaby na nim większego wrażenia.
Wiedziała, że nie, ale tego typu obrona przynosiła chociaż chwilową ulgę.
- Ja pierdolę, Blake - fuknęła, odsuwając się od stołu i podnosząc z krzesła. Kilka kroków wykonanych wzdłuż kuchennej zabudowy miało ułatwić posegregowanie myśli i ułożenie w głowie sensownej wypowiedzi. - Ile razy mam ci mówić, że ta koszula była w rzeczach do prania? Skoro nie jest twoja, to nie wiem, czyja. Może Leslie żywi sentyment do swojego eks? A może sprowadziła tu sobie kogoś, kiedy mnie nie było? Nie wiem. Wiem za to, że to bez znaczenia, skoro już zdążyłeś dopisać do tego historię - mruknęła, otwierając drzwi prowadzące na taras i do ogrodu za domem.
Przystając w progu, z ulgą powitała pierwszy powiew jeszcze rześkiego, porannego powietrza, który niespodziewanie stał się jedynym przyjemnym elementem ostatnich kilku minut.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mniejsze i większe zgrzyty i nieporozumienia nie były czymś, czego można było uniknąć, jeśli chodziło o relacje międzyludzkie. Myśli kształtowane w słowa nie zawsze - nawet bez premedytacji - w sposób niejednoznaczny mogły sugerować drugiej osobie zupełnie inną ścieżkę, niżeli ta, którą podążyła pierwsza. Przekaz gubił się w chaosie spraw codziennych, przeciągłych spojrzeń i cierpkich uśmiechów; niknął w tle poruszonych nagle emocji, śmiało poczynionych gestów i niemych deklaracji.
Blake nie miał w zwyczaju dodawać tła dla historii, której stał się nie tylko świadkiem, co i uczestnikiem. Starał się w sposób uważny obserwować co działo się wokół niego i wyciągać właściwe wnioski. W tych okolicznościach - znalezienia w kobieciej garderobie męskiej koszuli, która nie należała do niego - pierwszym rozwiązaniem było te, które przedstawił. W ferworze swojego zbędnego uniesienia i ciężkiej atmosfery, która przykryła wcześniejszą przyjemną aurę wspólnie spędzonej nocy i zapachów aromatycznego śniadania, nie od razu dopuścił do siebie, że mogły istnieć inne wyjaśnienia.
Wyjaśnienia.
Nawet ich nie oczekiwał od Charlotte; chciał, by uszanowała jego p r o ś b ę, tym bardziej ze względu na to, że nie lubił się dzielić, a o tym wiedziała.
Tylko... czy w tym dzielniu, tylko ubrania miał na myśli? Samemu chciał w to wierzyć.
Między echem niesionego głosu Lottie, a parsknięciem śmiechem kobiety, sięgnął po papierową chusteczkę i wytarł dłonie, w międzyczasie mierząc blondynkę wzrokiem. Uniesiona - ponownie - brew wyrażała raz jeszcze zaskoczenie jej reakcją, lecz powinien się do tego przyzwyczaić; to nie pierwszy raz, kiedy go czymś zaskoczyła.
- Trzy - powtórzył bez emocji - w końcu nie jestem już tak przystojny jak byłem przed wczorajszym incydentem, więc nie chcę się ograniczać dniem, lub dwoma - oświadczył, świadomie sięgając po pewne słowa, których poprzedniego wieczora użyła Hughes w formie żartu. W jego tonie też dało się to odszukać, aczkolwiek i u niego można było dostrzec w całości swojego rodzaju żal, który maskował wszelkie ewentualne próby naprawienia atmosfery specyficznym poczuciem humoru, nie zawsze adekwatnym do chwili. Teraz również nie miał najlepszego wyczucia.
- Jak chcesz - skwitował, odwracając spojrzenie i patrząc gdzieś w bok. Jego słowa miały posłużyć jako przykład, który miał pomóc wyjaśnić jej, co chciał przekazać, ale jeśli planowałaby zabrać swoje rzeczy - nie zamierzał jej przekonywać, aby tego nie robiła. Zachęcać też nie.
- Poprosiłem, by te rzeczy nie leżały razem - poinformował powoli - ty jesteś lepsza w dopisywaniu historii do pojedynczych elementów. Perrie pewnie by się ze mną zgodziła - mruknął, bardziej do siebie (albo jej pleców), niż stricte do niej. Dopił sok, rozejrzał się po pomieszczeniu rozważając co teraz miał zrobić, raz nawet spoglądając w stronę tarasu, na który ostatecznie nie wyszedł, a poszedł na górę. W końcu wolałby, by nie zarzuciła mu, że i tej obietnicy - związanej z malowaniem - nie dotrzymał.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte - choć na co dzień spokojna i raczej wycofana - niekoniecznie skutecznie panowała nad reakcjami, które dyktowane były przez porywy głupiego serca. Nieustanne próby walki z tym konkretnym przyzwyczajeniem zazwyczaj kończyły się fiaskiem, a wyrzuty sumienia sprowokowane gwałtownością własnych słów i czynów wciąż zataczały koło, gdy powtarzała niemal identyczne błędy.
Nie inaczej było tego poranka, kiedy niewiele znacząca koszula stała się powodem dyskusji, która stopniowo zmieniała swój charakter, stając się coraz dosadniejszą sprzeczką. Jej konsekwencje były trudne do przewidzenia, ale ponieważ chodziło o nią i Blake'a, całkowicie uzasadnionym było założenie, że to wszystko wcale nie miało łatwo odejść w zapomnienie, szczególnie gdy na horyzoncie pojawiły się elementy dodatkowe, ale niezwykle skutecznie godzące w dobre samopoczucie każdej ze stron.
- Świetnie. Baw się dobrze. - Nawet jeżeli i tym razem użyte przez Blake'a odniesienie pozostawało dla Charlotte w pełni zrozumiałe, to jednak pozbawiony nuty rozbawienia ton kobiecego głosu sugerował, że jej wcale nie było do śmiechu. Nie wiedziała, czy była to próba rozluźnienia atmosfery, czy może przytyk, za który powinna była odwdzięczyć się tym samym, ale przecież Griffith znał ją na tyle dobrze, by mieć świadomość, że kwestia innych kręcących się obok niego kobiet działała na Hughes w sposób niezwykle jednoznaczny, zwłaszcza po rozmowie, którą przeprowadzili podczas weekendowego wyjazdu do posiadłości jego rodziny.
- A ja poinformowałam cię, że leżały razem, bo byłam przekonana, że koszula jest twoja - odparła, kładąc odpowiednio mocny nacisk na każde pojedyncze słowo. Wraz z upływającym czasem wątpiła w sens kontynuowania tej dyskusji, bo najwidoczniej upór, jakim wykazywała się zarówno ona, jak i ten, który przemawiał przez Blake'a, był zbyt rozległy, aby pojawiło się obok niego miejsce na spokojną, racjonalnie przeprowadzoną rozmowę i wzięcie pod uwagę wielu innych możliwości. Te wydawały się prawdopodobne, skoro pod dachem Charlotte mieszkała jej siostra, ale to chyba nie miało już znaczenia. - Och, jasne. Na pewno by się zgodziła. Przecież mieszkając razem, świetnie spędzało się wam czas - odburknęła, wywracając oczami na samo wspomnienie zastanego w domu Blake'a obrazka, kiedy poranek w towarzystwie sushi i soku zamienił się w rodzinny dramat z siostrami Hughes w roli głównej. Nie była dumna ze swojego zachowania, ale jednocześnie nie sądziła, że Blake z taką łatwością mógłby użyć odczuwanej wtedy przez Charlotte zazdrości do wbicia kolejnej szpilki.
Od framugi tarasowych drzwi odsunęła się dopiero w momencie, w którym poczuła, że została w kuchni sama. Śniadanie dokończyła w samotności, zaraz po nim robiąc porządek i ruszając na piętro w celu przebrania się w luźniejsze, typowo domowe rzeczy. W międzyczasie zdążyła jeszcze raz obejrzeć tę cholerną koszulę i napisać krótkiego sms'a do Leslie, jednak przedłużający się w nieskończoność brak odpowiedzi jedynie pogłębił narastającą w Charlotte irytację. Naprawdę liczyła na potwierdzenie sugestii, że koszula należała do Marcusa, Boba czy jakiegokolwiek innego faceta, z którym Leslie być może zadała się pod nieobecność Lottie w domu, bo żadne inne wyjaśnienie zwyczajnie nie wchodziło w grę, ale o tym nie zamierzała Blake'a przekonywać po raz kolejny, dlatego do pomieszczenia, które zostało wyznaczone na pokój ich córki, weszła po blisko pół godzinie.
Bez słowa sięgnęła - a przynajmniej podjęła kilka prób, bo stojące na podłodze narzędzia i coraz większych rozmiarów brzuch nie szły ze sobą w parze - po puszkę z farbą, chcąc zająć się ścianą przeciwległą do tej, przy której od kilkunastu minut pracował Blake.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie widział sensu w kontynuowaniu tematów; zarówno tego związanego z ewentualnym spędzaniem czasu z kobietą mającą pozostawić część garderoby w jego szafie, jak i tego, który dotyczył Perrie. Miał świadomość, że sam wywołał oba z nich, z każdym kolejnym słowem podsycając napiętą już atmosferę. Problem tkwił w tym, że sięganie po drobne szpilki przychodziło mu nadzwyczaj łatwo, często bezwiednie, a orientował się, że je wbił w czułe punkty drugiej strony dopiero wtedy, kiedy słowa wybrzmiały i na nowo zmąciły wcześniejszy, przyjemny spokój, jaki zawitał między ich relację. I tego - niestety - nie żałował, całość swojej reakcji podpisując jako: uzasadnioną.
Bez trudu odszukał pokój, który niebawem miał stać się sypialnią ich córki. Rozścielił na podłodze zabezpieczającą panele folię i podkleił w kilku miejscach, w następstwie otwierając okno i pozwalając, aby chłodne, poranne powietrze wpadło do wnętrza. Nie pomogło w pełni pozbyć się nadmiaru negatywnych emocji, jakie niespodziewanie poczuł, lecz kolejne prace bardziej zaabsorbowały jego myśli. W końcu staranne obklejenie parapetu i futryn potrzebowało wiele skupienia i cierpliwości, nawet jeżeli nie miał się za osobę przesadnie cierpliwą i wyważoną.
Odsunął na bok niską drabinę, obok niej rozkładając kuwetę z nalaną farbą, jak i kratkę, dzięki której mógł pozbyć się nadmiaru gęstej mazi, choć i tak kilka minut później drobne plamki zdobiły jego koszulkę, jak i najprawdopodobniej także twarz i przedramiona. Uniósł głowę, aby zarejestrować, czy udało mu się pokryć cały sufit, by tuż po nim zająć się ścianą.
- Mogę sam to zrobić, Lottie - zaproponował po upływie dwóch, czy trzech minut, podczas których kilkukrotnie ukradkiem rzucił okiem na jej poczynania. Wiedział, że ciąża wcale jej nie pomagała i nie chciał, by się przemęczała, ale doceniał starania.
- Spróbuję się wyrobić do południa, ale z kolorem lepiej będzie poczekać do jutra - poinformował, wracając spojrzeniem do miejsca, na którym wałkiem nanosił białą farbę. Później należało za pomocą pędzla zakryć te wszystkie miejsca i rogi, w które nie dotarł, a z całą pewnością w tym lepsza była Charlotte. Jego stanowisko było jednak niezmienne; gdyby nie miała ochoty tego robić (w jego obecności), lub było zbyt trudne przez - między innym - schylanie się, remonty przeprowadzane w pojedynkę nie były mu straszne.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Echo przeprowadzonej przy śniadaniu rozmowy pobrzmiewało nie tylko w kobiecej głowie, wszak posmak pewnych słów pozostawiał nieprzyjemną gorycz także na języku. Charlotte nie lubiła się kłócić, a kiedy już do sytuacji konfliktowej dochodziło, dokładała wszelkich starań do tego, by problem jak najszybciej zażegnać. Nie miała problemów z wywieszeniem białej flagi i wyciągnięciem ręki na zgodę, bo żyła w przekonaniu, że tylko ona budowała. Hughes wielokrotnie chowała więc urażoną dumę do kieszeni, na piedestale priorytetów stawiając nie tylko własne samopoczucie, ale przede wszystkim drugą osobę.
Powszechnie znanym faktem było to, że wśród grona najważniejszych elementów jej codzienności, była w ostatnim czasie osoba Blake'a. Świadomość, że znajdował się obok, że mogła na niego liczyć zarówno ona, jak i jej rodzina, że był osobą godną zaufania, podnosiła na duchu, jednak nie tylko w odniesieniu do czynnika typowo ludzkiego, ale - być może przede wszystkim - tego uczuciowego.
Podejmując kolejne próby walki z poszczególnymi narzędziami, Charlotte raz jeszcze zerknęła w kierunku Blake'a. Krótko, kątem oka, z pewnością, że on nie byłby w stanie dostrzec malującej się na jej twarzy ciekawości. Nie miała pojęcia, kiedy właściwie sprawy między nimi skomplikowały się na tyle, by z przypadkowego spotkania na bożonarodzeniowym jarmarku przeszli do malowania ścian w pokoju swojego dziecka, ale niezmienna pozostawała jedna rzecz - Charlotte nienawidziła, kiedy panowała między nimi atmosfera taka jak obecnie; kiedy przestrzeń między nią a Blake'm wypełniona była nie uszczypliwościami i śmiechem, a ciszą, która prowokowała do przeprowadzania zbyt wielu analiz i wyciągania zdecydowanie przekoloryzowanych wniosków.
- Ja też mogę sama - zapewniła krótko, ze wszystkich sił starając się zignorować myśl, że zabrzmiała jak typowa, nadąsana kobieta w ciąży, która na wszelkie dostępne sposoby próbowała udowodnić mężczyźnie, że wcale go nie potrzebowała, a już na pewno nie przy realizacji zadań tak banalnych jak głupi remont.
Tej tezie przeczyły rozwalone dookoła niej rzeczy - zarówno te, które sama odrzuciła na podłogę, jak i te, które przewróciły się zupełnym przypadkiem, kiedy próbowała zorganizować sobie miejsce pracy.
- Aha, w porządku - przytaknęła, kiedy pokój wypełnił się dźwiękiem przychodzącego połączenia. Charlotte, wciąż dzierżąc w dłoni nierozpakowany komplet nieco mniejszych pędzli, sięgnęła do przedniej kieszonki jeansowych ogrodniczek i przyłożyła urządzenie do ucha. - Leslie? Ileż można. Jesteś na kawie czy w głuszy bez zasięgu? Dostałaś to zdjęcie? - burknęła, kierując się w stronę wyjścia z pokoju. Z telefonem wciśniętym między ucho a ramię, wciąż próbowała otworzyć paczkę pędzli, co z niepewnym podłożem w postaci paneli wyłożonych folią sprawiło, że jeden nieostrożny krok zaowocował trąceniem kuwety z farbą, która wylała się nie tylko na kobiece stopy, ale wszystko dookoła. - Cholera, nie miałeś gdzie tego postawić? - fuknęła w złości, kiedy jedną z dłoni wsparła się o drabinę, w wyniku czego w białej plamie wylądowały także pędzle.
- Nie, nie do ciebie - rzuciła w kierunku telefonu. - Pytam tylko, czy ją kojarzysz, bo od rana trwa śledztwo. Na mankiecie jest wypalony spory ślad, pewnie po jakimś papierosie. Och, naprawdę? Istnieje prawdopodobieństwo, że to jego? Kamień z serca. Pilnuj tych jego szmat albo całkiem się ich pozbądź - zasugerowała, wciskając telefon do ręki Blake'a. - Masz. Może się dowiesz, czyja to była koszula - wyjaśniła, sięgając po stojącą nieopodal rolkę papierowych ręczników, którymi bardzo prowizorycznie oczyściła się z farby, zaraz potem ruszając do łazienki, by tam doprowadzić się do pełnego porządku, a jednocześnie licząc, że Leslie rozwieje męskie wątpliwości dotyczące tego, który z mężczyzn jako jedyny miał dostęp nie tylko do jej sypialni, ale nawet szafy.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z mijającymi minutami, podczas których skupił się na remontowaniu pokoju, starał się odsunąć od siebie zgrzyt mający miejsce przy śniadaniu. Kwestia związana z koszulą - w jego odczuciu - została już wyjaśniona, zatem nie planował po raz kolejny wałkować tematu, tym bardziej, że Charlotte więcej, niż jednokrotnie dała mu do zrozumienia, że myślała, że ta część garderoby należała do niego. Blake zaś chciał jasno pokazać, że wolałby, aby jego rzeczy nie były odkładane na tę samą półkę, co ubrania obcych mężczyzn, goszczących w domu blondynki, albo jej, cóż, sypialni, o ile miałaby na to ochotę. Z drugiej strony - temat ten z jakiegoś powodu wydał mu się nieprzyjemnie drażliwym, a on bynajmniej nie chciał szukać powodów, dla których czuł dyskomfort, kiedy podświadomość sugerowała, że przecież... mogła tego chcieć, ponieważ nigdy - nie na poważnie - nie było między nimi tematu żadnej w y ł ą c z n o ś c i. Doskonale jednak pamiętał słowa, jakie wypowiedziała w posiadłości należącej dawniej do jego dziadków, a aktualnie rodziców, a to chyba paradoksalnie nie pomagało w odbiorze innej, męskiej koszuli w jej szafie.
- Uhm - powiedział po dłuższej chwili wypełnionej ciszą, wbijając wzrok w przesuwający się po ścianie wałek nasączony farbą i zatrzymując ten proces na parę sekund. Krótkie parsknięcie pełne niezrozumienia wymsknęło się spomiędzy męskich warg, a on odwrócił twarz, by otaksować spojrzeniem Hughes.
- Mogłaś mi powiedzieć, że zmieniłaś zdanie i nie chcesz, bym pomógł - oświadczył, utrzymując wzrok na poziomie jej oczu. To był jej dom i mogła wybierać kogo chce w nim gościć, a kogo niekoniecznie, a on musiał to uszanować. I tylko to - gdyby usłyszał, że ma wyjść, bo zrobi to sama - byłoby w stanie sprawić, że rzeczywiście postanowiłby pójść. Nie z własnej woli, nie przez zirytowanie, nerwy, oraz nieprzyjemną atmosferę, która ponownie zaczęła unosić się w powietrzu. Teraz niekoniecznie dla samej Lottie i chęci pomocy dla niej i dziecka; chciał tu być dla samego siebie i swojego komfortu płynącego z tego, że dotrzymał słowa.
...ale nic na siłę.
Dokończył malowanie ściany, chcąc ponownie sięgnąć po farbę, kiedy ta została rozlana na folię, jak i stopy sprawczyni całego bałaganu. Nie zdążył nawet określić tego wydarzenia stosownym komentarzem, wszak najwyraźniej okazało się, że wina i tu była po jego stronie. Zacisnął szczękę i w ciszy (co nie było najłatwiejsze, kiedy na usta cisnęło się kilka niezbyt miłych słów) sięgnął po kuwetę, drugą rękę wyciągając po wiadro z farbą, nie spodziewając się, że zamiast niego, zostanie wepchnięty mu do ręki telefon.
- Aha - skwitował krótko, nie maskując nawet rozczarowania, jakie zagościło na jego twarzy. Rozłączył komórkę i odstawił ją na parapet, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą.
- Zapomniałem, że lubisz angażować innych w nasze problemy, ale nie musisz ich za każdym, kurwa, razem odsyłać na rozmowę do mnie - poinformował, tym razem nawet nie patrząc na wycierającą z siebie farbę, Charlotte. Prawdopodobnie te słowa były niepotrzebne, ale naprawdę nie rozumiał po co urządziła cały ten teatrzyk z wypytywaniem siostry, mówieniem o śledztwach i przekazywaniem telefonu. On by po prostu zapytał o tę koszulę, skoro była źródłem nieporozumienia, bez nadawania całości takiego histerycznego wydźwięku.
Po tym, jak ponownie został w pomieszczeniu sam, przetarł przedramieniem (wcześniej upewniając się, że nie jest z farby) czoło, a potem zszedł na dół, również zwracając uwagę na to, czy nie zostawia za sobą białych śladów. Chwycił portfel i wyszedł, w drodze do sklepu zastanawiając się, czy w ogóle jest sens, żeby do niego (i niej) wracał.
Po wypaleniu dwóch papierosów, i kończąc trzeciego, zatrzymał się przy schodach prowadzących do domu. Tych parę minut pozwoliło mu nieco ochłonąć, ale i tak kiedy wrócił na górę, dobrze wiedział, co chciał przekazać kobiecie.
- Daj mi pół godziny, bym mógł dokończyć to, co zacząłem - poprosił, choć ton zupełnie na to nie wskazywał. - A potem tu wrócisz i poukładasz sobie wszystko tak, jak będziesz chciała - podsumował, ruchem głowy wskazując na - między innymi - drabinę i kuwetę. Najwyraźniej wspólne malowanie wychodziło im fatalnie, więc wolał to zrobić sam. W spokoju, bez kolejnych fal gorzkich słów i bezsensownych komentarzy.
- Zastanów się co z jutrem - posłał w eter w tym samym czasie wracając do pracy, skoro dał sobie zaledwie trzydzieści minut.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Być może chodziło jedynie o koszulę i krążącą wokół niej - zupełnie niesłusznie - legendę, a być może o coś innego, dużo poważniejszego, z czego dotychczas nie zdawali sobie sprawy.
Im dłużej Charlotte analizowała kilkanaście ostatnich minut, tym więcej pytań pojawiało się w jej głowie. Nie wiedziała, czy problemem faktycznie była znajdująca się w jej szafie koszula, która - jak się okazało - wcale nie należała do Blake'a, czy może jednak okoliczności, które teoretycznie mogły doprowadzić do momentu, w którym ta zostałaby wepchnięta na jedną z półek. Druga możliwość nie wydawała się prawdopodobna z kilku prostych powodów.
Jej stanowisko względem tej znajomości, pewnych emocji i przyszłości wydawało się bardzo klarowne. Uzewnętrznienie się ze swoimi uczuciami przyszło jej z trudem, ale Charlotte wciąż była pewna, że te nie powstały w wyniku nieplanowanej ciąży i nie były związanym z nią urojeniem. Pojawiły się nagle, wbrew jej woli, zupełnie niekontrolowanie. Co najważniejsze jednak - wiedziała, że były szczere i że wiązały się ze wszystkim tym, o czym wspomniała podczas ostatniego weekendu za miastem. Chciała jego i była pewna, że wyraziła się w sposób wystarczająco dosadny.
Była w ciąży, co w żaden sposób nie sprzyjało przelotnym znajomościom i romansom, które zaczynałyby się wraz z zachodem a kończyły ze wschodem słońca. Nigdy nie była tym typem kobiety, a nawet jeżeli to rzadko wpuszczała kogoś do tak prywatnej przestrzeni, jaką był dom - ciepły, przytulny, bezpieczny.
Ostatecznie sądziła również, że Blake Griffith nie bywał zazdrosny. O to stwierdzenie pokusiłaby się w odniesieniu do każdego innego mężczyzny, ale on nie był każdym i zdecydowanie nie był tak do końca zwyczajny, co samoistnie budziło w blondynce konsternację. Ze wszystkich określeń, jakie przychodziły jej do głowy, wybrałaby jednak właśnie to, gdyby miała opisać powody jego zachowania - nagłej zmiany humoru, dystansu, sposobu prowadzenia rozmowy, która niespodziewanie nie miała nic wspólnego ze swobodą i radością.
- Lubię angażować innych w nasze problemy? - powtórzyła za nim z niedowierzaniem, pod wpływem którego niemal zabrakło jej powietrza. Gniewne ściągnięcie brwi ku sobie było niezwykle dosadnym wyrazem odczuwanej złości.
- Pomyślałeś, że nie musiałabym tego robić, gdybyś słuchał tego, co do ciebie mówię i nie uciekał ode mnie jak urażony gówniarz? Albo gdybyś na przykład mi ufał? - Nie oczekiwała odpowiedzi, o czym miało świadczyć krótkie potrząśnięcie głową i opuszczenie pokoju, który już na samym początku miał kojarzyć się ze sprzeczką, a nie miejscem przeznaczonym dla mającej pojawić się w ich życiu dziewczynki.
Będąc w łazience, Charlotte starała się nie nasłuchiwać tego, co działo się po drugiej stronie korytarza. Wyczyszczenie śladów po farbie okazało się sprawą mocno skomplikowaną, dlatego czas dłużył się w nieskończoność, a do pokoju Lottie wróciła zaledwie kilka sekund po Blake'u.
Na rozłożony sprzęt zerknęła zaledwie raz i to bez większego zainteresowania, ani myśląc o tym, by przedyskutować kwestie remontu, do którego obecnie najchętniej zatrudniłaby ekipę, z którą nie miałaby do pogadania o sprawach dużo istotniejszych niż to, czy biała farba zdąży wyschnąć.
- Byłeś zły, bo twoje rzeczy leżały w szafie z rzeczami kogoś obcego, czy byłeś zły, bo myślałeś, że był tu ze mną ktoś inny? Byłeś zły, bo - zaczęła, z ramionami skrzyżowanymi na wysokości klatki piersiowej wspierając się o framugę - jesteś zazdrosny? - mruknęła, wzrokiem wciąż sunąc po całej sylwetce Blake'a i nie uciekając spojrzeniem nawet w chwili, w której on tyłem odwrócił się do niej.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaciśnięta w złości szczęka i spojrzenie wbite w jeden, drobny punkt przedstawiający niedomalowany element ściany, na pewno nie były dosadnym wyrazem tego, że Blake Griffith zachowywał się w tej chwili dojrzale. W wielu kwestiach, z czego nie był zadowolony, emocje wraz z urażoną dumą brały górę, a trudny charakter skutecznie stawiał barierę, jaka nie dopuszczała za siebie innych.
Zazwyczaj.
Z Charlotte Hughes było i n a c z ej. Nie wiedział, kiedy to się wydarzyło i w jakim momencie nieświadomie odsłonił się, tym samym dając jej nieme przyzwolenie na bycie blisko. Nie tylko w łóżku, ponieważ bliskość cielesna często była przez niego definiowana jako ulotna, mająca na celu przynieść spełnienie, satysfakcję i przyjemnie zmęczyć mięśnie podczas tych paru intensywnych kwadransów. Nie wiązał z nią - zazwyczaj - ani uczuć, ani jakiegokolwiek przywiązania, czy tym bardziej zobowiązań.
Było inaczej, bo nie obawiał się układać w słowa chaosu swoich myśli, jakie bezładnie przez wiele lat krążyły w jego głowie i nie odważył się przekazać ich komukolwiek... poza nią. Prawdopodobnie przez to - i wszystkie znaki, jakie wydawało mu się, że rozpoznała, a on mógł bez wątpienia nazwać je zaufaniem - uśpiona już irytacja na tamtą nieszczęsną koszulę, ponownie wzrosła.
- Raz, Charlotte - powiedział na tyle głośno, aby słyszała. - Uciekłem jeden, pierdolony raz, kiedy wydawało mi się, że tego chcesz. Przepraszam, że źle zinterpretowałem twoje słowa na temat mojej śmierci. Kurwa, przepraszam, okej? - warknął, rozkładając ręce na boki i patrząc w jej plecy z niezrozumieniem i żalem. I to był kolejny temat, którego nie chciał już poruszać i wypominać; z perspektywy czasu wiedział, że zrozumiał ją źle, a Charlotte niekoniecznie powiedziała to, co dyktowały jej uczucia i emocje. Niemniej nie przypominał sobie kolejnego razu, gdzie mogłaby mu zarzucić ucieczkę, tym bardziej, że wyjazd do Meksyku - skoro dla niej nie żył - bezpośrednio wiązał się z pierwszym incydentem.
- Przykro mi, że będziesz miała dziecko z gościem, który ci nie ufa a do tego zachowuje się jak urażony gówniarz. Może jednak lepiej, gdybyś powiedziała naszej córce, że nie żyję - skwitował cierpko, darując sobie dodanie, że podczas śniadania to ona wyszła na taras, a on trzymał się planu.
I chyba w tym momencie zaczął żałować, że to zrobił. W końcu w jej oczach bardziej pasowała do niego ucieczka. A on - o ironio - wrócił, również powstrzymując się przed kpiącym: Co, myślałaś, że uciekłem? Niespodzianka.
- Nie wiem, co jestem - odpowiedział z szorstką chrypą, nie do końca przejmując się tym, że pewnie te kilka petów wypalonych po drodze nie było dobrą opcją i zrzucił winę na karb podniesionego tonu głosu, a to nie było u niego normą.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte raz jeszcze zadarła głowę, pozwalając, by ich spojrzenia spotkały się w jednej linii. Po raz pierwszy od dawna nie potrafiła jednoznacznie odczytać tego, co przy jego pomocy próbował przekazać jej Blake, jednak sama była boleśnie świadoma, jak wiele żalu pobłyskiwało w jej własnych, jasnych oczach.
Znali się?
Czy może jednak nie?
Może wciąż próbowali?
Ale jak długo byli w stanie?
Splot wielu różnorakich emocji raz jeszcze sprawił, że gardło Charlotte zacisnęło się w sposób skutecznie uniemożliwiający słowną reakcję. Zamiast tego pojawił się jedynie przepełniony żałością jęk, bo przecież wcale nie chodziło jedynie o incydent na cmentarzu, ale o każdą sytuację, w której coś było niejasne, a oni - popełniając w kółko te same błędy - woleli robić uniki.
Te pozornie wydawały się niezwykle wygodne i dopiero upływ czasu pokazywał, że niosły ze sobą więcej szkody niż pożytku; że nie były konieczne, skoro drugą stroną konfliktu była osoba bliska, zaufana, ktoś, z kim budowana relacja była silniejsza niż chwilowe zamroczenie złością.
Z nią i innymi negatywnymi skutkami rozmowy z kuchni Charlotte wciąż próbowała walczyć, a oznaką wywieszenia białej flagi miało być pytanie nawiązujące do wciąż niezrozumiałych powodów takiej, a nie innej reakcji Blake'a na cholerny kawałek jakiejś niewiele wartej szmatki. On jednak - tym razem ze szkodą dla nich obojga - znów niczego nie ułatwiał.
- Lepiej? Dla kogo? Dla ciebie? - Niemal parsknęła śmiechem, kiedy zorientowała się, że przeprowadzili już podobny dialog. Znów pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć w to, jak naiwna była, pozwalając sobie na wiarę w to, że to wszystko miało jakikolwiek sens, że ona mogła być ważna i że ważne mogło stać się ich dziecko. - Po co to wszystko? Po co cała ta szopka z tym, że mi pomożesz, że przy mnie będziesz, że się postarasz? Po co, skoro ty wciąż nie chcesz tego dziecka i na dodatek sprawiasz, że czuję się tak, jakbym cię do czegoś zmuszała? - jęknęła żałośnie, tak naprawdę chyba nie wierząc w to, że to wszystko faktycznie mogłoby okazać się jedynie zrealizowanym dla świętego spokoju kłamstwem.
Wykonując krok do tyłu, pociągnęła nosem, znów czując złość - tym razem na siebie, bo po raz kolejny nie panowała nad niczym, włącznie ze swoimi uczuciami.
- Zostaw to. Zadzwonię po jakąś ekipę - zapewniła, wykonując bagatelizujący ruch dłonią i wychodząc z pokoju, w którym zrobiło się dziwnie duszno i to wcale nie z powodu oparów z farby.
Nie chciała, by angażował się w coś, co wcale nie było dla niego ważne; by marnował czas na nią i dziecko, którego wcale w swoim życiu nie potrzebował; by był obok tylko dlatego, że być może tak wypadało, a być może dlatego, że to ona faktycznie wywarła nieplanowaną presję, która kłóciła się z zapewnieniem, że przy niej mógł być wolny.
Mógł być. I znów mu tę wolność zwracała, nawet jeżeli to po raz kolejny łamało jej serce.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blake Griffith nie miał łatwego charakteru.
Był pamiętliwy, często nieustępliwy wtedy, kiedy powinien odpuścić i się wycofać, tym samym dając drugiej osobie prawo głosu. Bywał zbyt pewny siebie, niekoniecznie przejmując się efektami swoich słów, czynów, czy wyborów. Chciał żyć chwilą, by nadrobić jak najwięcej dni, które umknęły mu, kiedy był w więzieniu, przy okazji gnając przed siebie i niejednokrotnie paląc mosty. Rzadko kiedy żałował, jeszcze rzadziej przepraszał, prosił, czy dziękował. Nigdy nie próbował nikogo oszukać, że tak nie jest, a jemu przyświecają po wyjściu na wolność same dobre cele, ambitne plany i chęć niesienia pomocy. Nie kłamał też, kiedy powiedział jej, że spróbuje, a właśnie to poddała wątpliwościom.
Przygryzł policzek od środka, po paru sekundach rozchylając usta, aby odpowiedzieć. Powiedzieć coś, co mogłoby spowodować, że poczuje się tak paskudnie, jak poczuł się on; że szpila, którą pośle bezpośrednio w jej kierunku, dotknie serca czułego punktu. Kontra, która w związku z tym przyszła mu do głowy była stosowną, a równocześnie bez wątpienia potrafiłaby przekreślić wszystko, co udało im się zbudować; co powoli niszczyli, wybierając na tą okoliczność remont pokoju dziecka, mającego pojawić się na świecie za kilka tygodni.
Skupił wzrok na knykciach, jakie przez zbyt mocny chwyt rączki wałka pobielały, zaś drugą dłoń zacisnął na parapecie, o który się oparł wbijając tym samym wzrok w Charlotte i... zrezygnował. Nie chciał jej ranić; wbrew temu, co mogła o nim myśleć - co pomyślała teraz - i jak przed momentem się poczuł. Zacisnął usta w wąską linię i wysłuchał kontynuacji jej monologu, by ten spotkał się z ciszą. Z jednej strony mogła być wymowną, choć w tym przypadku - jego przypadku - lepiej, że żadne słowo nie było w stanie jej zmącić.
Po tym jak wyszła, zaczerpnął głębszy haust powietrza i stłumił chęć wypuszczenia w eter serii niecenzuralnych słów, za to stojąca niedaleko drabinka spotkała się na początku z jego stopą, a później z impetem odbiła o ścianę, by finalnie z głośnym hukiem po złożeniu się, opaść na panelach.
Nie wiedział, ile czasu mogło minąć. Czy kwadrans, czy dwa, kiedy - zgodnie z tym, co powiedział - dokończył przygotowywanie ścian przed malowaniem ich na wybrany przez blondynkę kolor. Wolnym krokiem planował skierować się na dół, wcześniej jednak przypominając sobie, że okoliczności sugerowały, by zwolnił miejsce w szafie Hughes. Niepewnie wszedł do sypialni, na swoje - ich? - (nie)szczęście spotykając w niej Lottie.
- Wiesz... - mruknął, zaledwie omiatając jej sylwetkę wzrokiem. - Czasami wierzysz we mnie wtedy, kiedy sam wątpię, a wątpisz w to, co dla mnie jest czymś oczywistym - powiedział, przytaczając - nie bez powodu - dokładnie te same słowa, które wypowiedział poprzedniego wieczora. O ile pamiętała czego dotyczyły wtedy - mogła powiązać je z sytuacją rozgrywającą się w przyszłej sypialni dziecka; wszak i wtedy i teraz na myśli miał to samo. Obiecał, że się postara. C h c i a ł to zrobić.
- Mam wyjść, tak? Tego chcesz? - podjął, zatrzymując się w pół kroku między nią, a szafą.
Blake Griffith nie uciekał; zrobił to r a z, teraz wolał się upewnić, czy t e g o naprawdę chciała.
Czego pragniesz, Hughes? Szczerze, bez niedopowiedzeń i ironii

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Ilekroć Charlotte sądziła, że udało się jej zrozumieć złożoność męskiego charakteru i uchwycić te najważniejsze cechy, tyle razy on zaskakiwał ją w mniej lub bardziej pozytywny sposób. Przez długi czas Lottie nie poświęcała zbyt wielu myśli temu, jak bardzo zmienił się Blake przez ostatnie lata, jednak spędzone razem miesiące siłą rzeczy sprowokowały ją do tego typu analizy. I to wcale nie tak, że podejmowała usilne próby zmiany jego nastawienia czy powrotu do tego, jaki był nim wydarzyło się tak wiele złego. Przeciwnie - każdego dnia uczyła się czegoś nowego i starała się zaakceptować pewne rzeczy, jednocześnie nieśmiało prosząc o pomoc i wskazówki, które mogłyby polepszyć ich i tak wystarczająco mocno skomplikowaną sytuację.
Wiedziała, że i ona dokładała do tego swoją cegiełkę - gwałtownymi reakcjami, emocjonalnym podejściem, uczuciami, nad którymi nie zawsze potrafiła zapanować. Była cicha, tłamsiła w sobie wiele rzeczy, ale kiedy następował wybuch, siła rażenia była ogromna, a Charlotte - znajdując się w amoku - nie baczyła na szkody. Zaraz potem wracało jednak opamiętanie i troska o całe otoczenie, ale to wcale nie zacierało wrażenia, które robiła, gdy działała bez namysłu.
Sekundy mijały, przemieniając się w minuty, a cisza samotności przerywana była jedynie regularnymi pociągnięciami nosa. Charlotte, siedząc w wygodnym fotelu nieopodal okna, za szybą którego gorączkowo szukała elementu absorbującego jej uwagę, starała się nie nasłuchiwać tego, co działo się w sąsiednim pokoju, nawet jeżeli pojedyncze, zupełnie niechciane dźwięki sugerowały, że ktoś wciąż się po nim kręcił.
Drgnęła, kiedy drzwi jej własnej sypialni się otworzyły, a w ich progu pojawiła się znana sylwetka. Lottie czuła jego obecność, nawet jeżeli zrezygnowała z uraczenia go chociaż krótkim, kontrolnym spojrzeniem. Nie musiał malować tych cholernych ścian i to w pokoju dziecka, którego nawet nie chciał i którego być może nigdy nie byłby w stanie zaakceptować.
Być może nie powinna była tak kurczowo trzymać się tej myśli, być może niesprawiedliwym było obarczenie go winą za całą sytuację z dzisiejszego poranka, ale zmęczenie dawało się jej we znaki, tak samo zresztą jak brak jednoznacznej odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie.
Czy to miało jednak jakieś znaczenie?
- Tak jest ciekawiej - odparła, świadomie sięgając po słowa, których również użyła poprzedniego wieczoru. Z perspektywy czasu nie wiedziała jedynie, czy urozmaicenia tego typu jak te dzisiejsze faktycznie miała na myśli i czy naprawdę chciała je praktykować w ich wspólnej codzienności częściej. - Co jest dla ciebie oczywiste w tym momencie? - zagaiła po krótkiej pauzie, wzrokiem przesuwając po swoim ubraniu. Również ono ucierpiało w starciu z farbą, dlatego Charlotte z premedytacją podjęła się próby zdrapania białych śladów i zajmowała się tym aż do momentu pytania, które zmusiło ją do spojrzenia na Blake’a.
Wpatrywała się w niego uważnie, przez chwilę z trudem panując nad drżeniem kącików ust, gdy te chciały unieść się w pobłażliwym uśmiechu.
- Nie. - Znów pokręciła głową, obracając się przodem do Blake’a, choć wcale nie podniosła się z miejsca i nie zmniejszyła dzielącego ich dystansu. - Zostań ze mną. - Również ta odpowiedź nie uległa zmianie, mimo tak wielu wydarzeń z kilku ostatnich godzin. Czym jednak byłaby ich relacja, gdyby jedno nieporozumienie - albo jedno z wielu - przekreśliło wszystko to, co tak długo tworzyli?
Lubiła, kiedy był obok i jednocześnie nie cierpiała, kiedy znikał - zarówno na krótko, na przykład po wspólnie spędzonej nocy, jak i na dłużej, bez uprzedzenia, udając się zdecydowanie zbyt daleko od niej.
- Przepraszam. - Za koszulę, za zepsute śniadanie, za całą aferę i bałagan, którego narobiłam w nerwach. Nie przepraszała często, bo miała wrażenie, że Blake wcale tego od niej nie wymagał; że dużo bardziej od słów doceniał gesty i ewidentną chęć naprawienia wcześniej popełnionych błędów. Dziś jednak nie chciała pozwolić na to, by atmosfera między nimi wypełniła się jedynie wyobrażeniami i domysłami, które mogłyby zaburzyć podstawy zgody, do której zdawali się dążyć.
Chciała uratować ten poranek i resztę dnia, ale bez wywierania zbędnej presji, dlatego ostateczna decyzja leżała po stronie Blake’a.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W złości - niestety - ludzie mówili dużo rzeczy, których nie powiedzieliby w normalnych okolicznościach z wielu powodów; często emocje brały górę tłumiąc trzeźwe myślenie, do tego przejaskrawiając drażniące nas elementy. Fakty nabierały innego, błędnego znaczenia, a zdolność logicznego myślenia traciła na sile. Charlotte i Blake nie byli w tym wyjątkiem, choć blondynka zawsze wydawała mu się pod tym względem niezwykle spokojna, rozsądna i opanowana. Najwyraźniej w konfrontacjach z nim i te cechy potrafiły na kilka zbyt długich chwil odsunąć się na drugi plan, a kontrolę przejmowały negatywne odczucia i pesymistyczne obrazy. Nie chciał tego, tak jak i nie chciał - nawet jeśli przez ułamek sekundy był przekonany, że chce - posłać w jej kierunku tych paru ostrych, nieprzyjemnych słów, które wypuścił w eter. Nie pomogło, tak samo jak zbędnym było pchnięcie drabiny, jaka odbiła się od ściany i stworzyła kilka ciemnych rys i jedno głębsze wgniecenie. Świetnie zabrali się za remont pokoju córki, która w tym przypadku zapewne niezbyt spokojnie oczekiwała przyjścia na świat.
Zacisnął zęby, nie do końca wiedząc, czego mógł się spodziewać po wejściu do kobiecej sypialni. Brał pod uwagę to, że wcale nie będzie musiał pakować swoich rzeczy własnoręcznie, wszak te będą już na niego czekały ułożone (albo i nie) na łóżku, fotelu, czy komodzie. Liczył się z różnymi reakcjami Lottie, choć ta bardzo wymownie pokazała mu dziś, że jeszcze wiele razy będzie umiała go zaskoczyć.
- Może - mruknął bez przekonania, przekierowując spojrzenie z drzwi szafy na profil Hughes. Nie lubił nudy, to prawda, aczkolwiek ten typ urozmaiceń niekoniecznie był tym, którego pragnął i chciał. Z drugiej strony domyślał się skąd wzięła się właśnie taka odpowiedź, dlatego nie kontynuował tematu i nie rozdrabniał się nad tym, że nerwy w jej przypadku nie były wskazane.
Cóż, trochę późno.
Pytanie, które przecięło ciszę, było równocześnie zawiłe i skomplikowane, jak i bardzo proste, choć i tak potrzebował krótkiej chwili na to, aby klarownie ukształtować swoje myśli i w sposób jasny móc je przekazać. Seria nieporozumień mająca miejsce przy śniadaniu wcale w tym nie pomagała.
- To, że chciałem tu być i pomóc - zaczął, odwracając się w stronę drzwi, co miało sugerować, że chodziło mu o przyszły pokój dziecka. - Że moje chęci i intencje były szczere, nawet jeśli masz prawo w to wątpić. I to, że moje lepiej nie było egoistyczne, ani nie dotyczyło mnie. - I chodziło mu o to, że być może to jej byłoby lepiej, gdyby dziecko wychowywała bez niego. Nie byłoby to łatwe, ale... Blake Griffith również nie był najłatwiejszą osobą, z którą mogłaby przebywać, co doskonale pokazał ten poranek.
...ale przecież nie lubili, kiedy było łatwo.
W ciszy oczekiwał na jej odpowiedź, choć nie czekał, ani nie spodziewał się przeprosin, więc na jego twarzy mogła dostrzec pytanie zmieszane z konsternacją.
- Jesteś pewna? - podjął, uważnie opierając wzrok na jej tęczówkach. - Nie chcę, byś tego żałowała - skwitował, celowo łapiąc się właśnie tego określenia; musiała wiedzieć, co przez to chciał przekazać, a równocześnie chciał pokazać, że z jego strony nie musi czuć żadnej presji; wystarczyła drobna wątpliwość, a on był w stanie dać jej komfortową przestrzeń.
- I nie chcę się z tobą kłócić -
rzucił po chwili, patrząc gdzieś w bok. Nie lubił tego. Nie z nią. Na szczęście dalsza rozmowa obfitowała w więcej pozytywnych emocji, bez zbędnych nieporozumień oraz kłótni.

/ zt x 2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „13”