WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dlatego jestem za tym, żebyśmy sobie oszczędzili takich rozrywek. Lody na dworze poczekają, powoli robi się coraz cieplej, więc okazji nie zabraknie, jeśli będziesz miała ochotę się jeszcze spotkać, po mojej dzisiejszej wtopie — zaśmiał się, bo nic innego mu już nie pozostało. Pierwszego wrażenia nie zrobił pewnie najlepszego, ale jeśli tylko miałby szansę, to postarałby się o to, by drugie było lepsze. Decyzja należała jednak do Kiry i nie musiała w tej chwili jej podejmować. W końcu dzień się jeszcze nie skończył, a ich spotkanie tak naprawdę dopiero się rozpoczynało. W kolejnych godzinach, mogło się więc wydarzyć wiele, a oni mieli zyskać okazję ku temu, by określić, czy chcieliby kolejnych spotkań.
No to już, skoro sobie to wyjaśniliśmy, głowa do góry i kończymy z niepotrzebnymi rozmyślaniami — podsumował z ciepłym uśmiechem, którym uraczył blondynkę. Nic innego im nie pozostało. Mogli tylko porzucić wszelkie wątpliwości, niepewność i pytania i skupić się na tym, by uratować ten wieczór, który nie zaczął się najlepiej, ale mógł się skończyć naprawdę dobrze przy odrobinie chęci z obu stron. Ethan te chęci miał, wydawało mu się, że Kira również, skoro tak chętnie przystała na to, by udali się do klubu. To dobrze wróżyło.
No co ty? Myślisz, że ja nigdy się nie upiłem? Upiłem i nie zliczę ile razy wywinąłem jakiś numer — roześmiał się, widząc jak bardzo chciała zrobić dobre wrażenie — Bądź sobą dziewczyno. Jeśli lubisz więcej wypić, a potem masz dziwne akcje, to sobie z tym poradzimy. W najlepszym wypadku obojgu nam odbije i pójdziemy na podbój miasta, niosąc zło i zniszczenie — dodał pół żartem, pół serio. Nie chciał, żeby na siłę się powstrzymywała, bo nie miałoby to najmniejszego sensu. Już lepiej, jak na tej pierwszej randce dadzą się poznać z najgorszej strony niż jeśli mieliby odgrywać rolę świętych, a innym razem się rozczarować.
Myślę, że trafimy bez mapki. To tylko kilka przecznic — stwierdził i schował telefon do kieszeni. Najwyżej zbłądzą i zaliczą przygodę, próbując się odnaleźć w terenie, albo trafią do innego, jeszcze lepszego miejsca niż wybrany klub — Po drodze, możesz coś o sobie opowiedzieć — dodał, gdy ruszyli przed siebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Masz rację. Na lody czas się jeszcze znajdzie. A co do wtopy... Nie przejmuj się. Właściwie oboje byliśmy zaskoczeni. W sumie wyszło zabawnie - powiedziała pogodnie. Ogólnie jeszcze nie podjęła decyzji co do kolejnego spotkania. Nie chciała podejmować jej już teraz, bo jak już zostało stwierdzone, to dopiero początek ich spotkania. Na to był jeszcze czas. Dopiero się poznali i nie miała zamiaru oceniać go po kilku minutach. Po pierwsze, uważała że było by to nie fair. Po drugie, na razie było w porządku. Wyszło zabawnie, nieco niezręcznie dla nich obojga, ale sobie radzili, co jak dla niej było dobrym znakiem prowadzącym chociaż do dobrej znajomości. Nie chciała mówić o potencjalnym związku, bo na to wszystko było za wcześniej. Zapewne teraz zaczęło się masło maślane, więc pozwolę sobie przejść dalej...
- Dobry pomysł - przytaknęła mu głową. Musiała przyznać, że ten jego uśmiech był na prawdę uroczy. Przyjemnie się na niego patrzyło. Choć widziała jego zdjęcie na tinderze, to jednak na żywo był jeszcze przystojniejszy. Zdjęcie nie odda wszystkich atutów. Tu miała możliwość poznania jego mowy ciała, które podkreślały całokształt widoku, jaki miała tuż przed sobą. Dodatkowo był taki miły, uprzejmy i otwarty, co jej się bardzo podobało.
- Przyznam, że nie pamiętam kiedy się upiłam by coś odwalić. Gdy zdarza mi się pić ze znajomymi lub z przybranym rodzeństwem zwykle jestem tą, która wszystkich odprowadza i pilnuje, aby dotarli do siebie w jednym kawałku. - przyznała rumieniąc się lekko. - Przyznam jednak, że wizja wspólnego zasiania zła i niszczenia brzmi kusząco - zachichotała. Skinęła lekko głową zgadzając się z nim. W sumie racja, skoro było blisko to sobie poradzą. Najwyżej kogoś zapytają o drogę. Przygryzła dolną wargę słysząc propozycję, aby coś o sobie opowiedziała.
- Em... Co mogę... Jestem barmanką od wielu lat. Aktualnie pracuję w klubie Dragon. Mieszkam w Chinatown, więc mam blisko do pracy. Nie skończyłam żadnych studiów. Mam na koncie zaś wiele kursów, głównie barmańskich. Żonglowanie butelkami to dla mnie pestka - zaśmiała się lekko. - Mam sporo przybranego rodzeństwa. Państwo Hale wzięli mnie pod swoje skrzydła gdy miałam jakieś... Trzynaście lat. Coś w ten deseń. Lubię czytać. Nie mam jednak jednego tylko ulubionego gatunku. Czytam przeróżne książki, od fantastyki po psychologię. Właściwie zależy co mi w łapki wpadnie - powiedziała idąc wraz z nim we wcześniej obranym kierunku.
<center><div class="s3"><img src="https://i.makeagif.com/media/7-29-2016/-0m9DK.gif" class="s1"><div class="s2">Morał jest taki, by strzec się<span class="s4">kobiet</span> zwłaszcza gdy samemu jest się słabym, śmiertelnym <span class="s4">facetem</span>.</div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.s3 {width:200px;height:auto;text-align:center;margin: 0 auto;}.s1 {width:200px;height:auto; -webkit-filter: brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);filter:brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);outline:1px solid rgba(255,255,255,0.15);outline-offset:-8px;border:1px solid rgba(255,255,255,0.15);}.s2 {text-align:justify;font-family: 'Roboto Mono', monospace;text-transform:uppercase;letter-spacing:1px;font-size:7px;color:#0A0D0A;line-height:15px;}.s4 {color:#8fa5a3;font-family: 'Cookie';text-transform:none;font-size:13px}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnął się, gdy zapewniła go, że cała ta wpadka ostatecznie wprawiała ją w rozbawienie. Dzięki temu nieco mu ulżyło i przestał się czuć jak skończony kretyn, który zapraszał dziewczynę na randkę, by na koniec w ogóle się do tej randki nie przygotować. Jeśli jednak Kira była rozbawiona, to był to dobry znak. Zawsze przecież mogła się wkurzyć, albo obwieścić całemu światu, że była zażenowana jego postawą.
Mam podobnie. Zazwyczaj staram się być tym bardziej odpowiedzialnym, ale... Ile można robić za wzór do naśladowania? — wzruszył ramionami. Mógł być niańką dla znajomych, ale sam też od czasu do czasu chcial sobie pozwolić na więcej. Może ten wieczór miał mu to umożliwić? Szczególnie, że Kira wykazała zainteresowanie sianiem zła i zniszczenia — Co złego to nie ja. Zobaczymy co przyniesie ten wieczór — stwierdził, ale nie miał nic przeciwko drobnym szaleństwom. Ot co, taki reset. Chwila zapomnienia i odreagowanie ostatnich tygodni, które miał dość zapracowane.
Zawsze chciałem się tej żonglerki nauczyć, ale jakoś nie było okazji. Kursy mi niepotrzebne, a w domu jako samouk... Pewnie zmarnowałbym sporo alkoholu, zanim coś by z tego wyszło — roześmiał się. Sztuka żonglowania przez barmanów, bardzo mu się podobała. Sam chętnie by ją opanował, ale nie sądził, by wyszło z tego coś dobrego. Może faktycznie, gdyby pokusił się o jakieś kursy to tak, ale tych nie potrzebował. Za barem stać nie zamierzał, kiedy swoje życie zawodowe wiązał tylko i wyłącznie z galerią.
Adopcja? No to mamy coś wspólnego. Całe życie włóczyłem się po domach dziecka i różnych rodzinach. Nie miałem okazji w żadnej zostać na stałe. Nie kręciło mnie udawanie, że można z obcymi ludźmi stworzyć prawdziwą rodzinę i robiłem co mogłem, żeby oddali mnie do bidula. Tam czułem się najlepiej — przyznał, dzieląc się rąbkiem swojej przeszłości. Ethan był ciężkim dzieciakiem. Chociaż ludzi gotowych do tego, by dać mu dom, rodzinę i miłość nie brakowało, to on uparcie odtrącał każdego. Wolał być sam. Nie chciał się przywiązywać do nikogo i nie chciał nazywać obcych ludzi matką i ojcem. Dużo lepiej było mu w roli tego niechcianego, który musiał sobie radzić sam.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/ przed eventem

Bała się tej konfrontacji ze starszą siostrą, bo sama nie potrafiła wytłumaczyć się przed sobą, dlaczego zareagowała tak, a nie inaczej. Czy była zazdrosna, bo Charlotte będzie miała dziecko, a ona nie? Tak. Czy była zazdrosna, że miała już nie Blake’a, a kogokolwiek, a ona nie? A i owszem. Chciała jakichś zmian, miłych, chociaż wciąż nie do końca potrafiła okazywać Griffithowi swoją sympatię, bo spaliłaby się, nawet jeśli zauroczenie minęło już dawno, gdzieś zaraz po pojawieniu się Masona w jej życiu. Zazdrość jednak została. I chęć bycia kochaną, pożądaną i lubianą. Niepanowanie nad swoimi emocjami przynosiło zbyt wiele efektów niepożądanych. Nie radziła sobie, choć sądziła, że to właśnie powrót do Seattle pomoże jej znów trzeźwo myśleć, a przede wszystkim być szczęśliwą.
Już zdążyła pokłócić się z jedną siostrą, a także prawie i z drugą, bo broniła tej pierwszej. Zdążyła zrazić do siebie też Blake’a, podczas gdy Masona nie mogła rozgryźć, choć i między nimi wciąż trwał chłodny dystans, którego nie potrafiła zrozumieć. Kochali się jeszcze tak niedawno, a teraz? Wszystko schodziło na psy.
Ciężko było jej przetrawić wszystko na spokojnie i wyobrazić sobie spotkanie z siostrą. Przemogła się jednak. Napisała do niej wiadomość, z nadzieją, że zechce ją jeszcze widzieć. Szczeniackie zauroczenie Blakiem minęło tak szybko, jak pojawiło się jeszcze zza nastoletnich czasów. Nie miała już chęci absolutnie na nic. Tkwiła tak w tym egzystencjalizmie, licząc na jakiś łaskawy los, co poprowadzi ją przez życie w miarę bezboleśnie. Jak na razie szło jej słabo.
Przyszła na miejsce trochę przed czasem, przysiadając na murku i rozglądając się wokół. Cieszyła się z ciepłej pogody, która tak przyjemnie otulała jej zmrożoną duszę, która przez ostatni rok czekała na lepsze czasy tak cierpliwie. Wciąż nie do końca wyszła po swoje, tym razem bojąc się wyrządzenia jeszcze większej ilości szkód. Gdy tylko zobaczyła siostrę na horyzoncie, podeszła do niej. Zachowała między nimi dystans, bo nie wiedziała jak Charlotte zareaguje na Perrie.
- Cieszę się, że przyszłaś, bo... chciałam przeprosić - za wszystko, za zazdrość o dziecko i Blake’a, za siebie - za swoje zachowanie ostatnio. Powiem od razu, powinnam była się odezwać, ale... chyba wciąż nie do końca wiem, co robię. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, czuję się jakbym była odklejona od swojego ciała - mówiła cicho, wcale nie licząc na przebaczenie z jej strony, skoro jej wytlumaczenie brzmiało tak bardzo idiotycznie. W końcu westchnęła, a jej ręce opadły bezsilnie wzdłuż ciała. - Jak się czujesz? Ty i... dziecko? Który to tydzień już? - zagaiła za to po chwili, przygryzając policzek od wewnątrz.
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Wiadomość od Perrie była zaskoczeniem, a Charlotte nie potrafiła jednoznacznie określić, jakiego rodzaju. Cieszyła się, że siostra wyciągnęła dłoń, zaproponowała spotkanie, że wyrażała chęć do tego, by się dogadać. Z drugiej jednak strony w kobiecej głowie wciąż pobrzmiewało echo ostatniej konfrontacji i tego, jak nieprzewidywalne stały się zachowania i reakcje młodszej Hughes.
Ich rodzina była dziwna, pokręcona, dla pewnej grupy specjalistów pewnie nawet dysfunkcyjna. To jednak nie oznaczało, że Charlotte tak po prostu odpuściłaby walkę o dobre relacje z którymkolwiek z członków familii. Chciała, by wróciła do nich chociaż odrobina normalności, nawet jeżeli nadzieja na nią oddalała się wraz z każdym kolejnym dniem, tygodniem i miesiącem jej ciąży. Reakcja Leslie była miłym zaskoczeniem, ta Perrie budziła przerażenie, ale największym wyzwaniem wciąż pozostawali rodzice, do których planowała zabrać również Blake'a. Nie wiedziała, czy postępowała słusznie, ale pragnienie posiadania go u swojego boku w takim momencie wydawało się jedynym sposobem na ukojenie i tak wystarczająco zszarganych nerwów. Nie chciała, by wszystko rozpadło się na jeszcze mniejsze kawałki, a przecież gdzieś z tyłu głowy wciąż dawała o sobie znać świadomość istnienia jeszcze jednego, nieślubnego dziecka.
Na miejscu pojawiła się elegancko spóźniona, co było wynikiem problemów ze znalezieniem miejsca parkingowego. Charlotte lubiła podróże - zarówno te bliższe, jak i dalsze - ale jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że czas mijał nieubłaganie, a ona za kierownicę powinna była wsiadać coraz rzadziej. Ostatecznie jednak cieszyła się drobnostką, jaką był fakt, że w ogóle się jeszcze za nią mieściła.
- Cze... - podjęła, kiedy znalazła się bliżej siostry. Nie spodziewała się, że ta mogłaby przejść do rzeczy tak szybko, dlatego uniesiona brew była jedynym sygnałem, że Perrie mogła kontynuować.
Charlotte słuchała siostry, starając się nie okazywać zbyt wielu emocji. Dopiero pauza ze strony młodszej Hughes zachęciła blondynkę do odpowiedzi.
- Ja też przepraszam - wyznała na początku, kiwając głową w kierunku ławki, z której właśnie podniosła się para staruszków. Siedzenie było w ostatnim czasie przyjemnością dużo większą niż chodzenie. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Kiedy was zobaczyłam, to po prostu... - mruknęła, zaraz potem zaciskając zęby na dolnej wardze.
Co?
Byłam zazdrosna?
Wkurzyłam się?
Nie musiała mówić o takich oczywistościach.
- Nie powinnam była wspominać o ciąży w ten sposób. Byłam zła. Na ciebie, na Blake'a. Chciałam ci dopiec i wiem, że to było zagranie poniżej pasa - dodała, opuszczając głowę. Było jej wstyd. Zazdrość doprowadziła do chwili, w której zraniła siostrę w najbardziej dotkliwy sposób i nie było na to żadnego sensownego, dobrego usprawiedliwienia.
- Dobrze. Początki były ciężkie, ale czas ucieka tak szybko, że wydaje mi się, jakby minęły już wieki - przyznała, zerkając na Perrie. Szybko potrząsnęła głową. - Co się dzieje? Dlaczego nie powiedziałaś, że przyjechałaś? I że potrzebujesz lokum? Kupiłam niedawno dom, mogłaś zatrzymać się u mnie - zapewniła zgodnie z prawdą, woląc skupić się na osobie siostry, nie na własnych, sprawiających Perrie przykrość zawirowaniach.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeszcze w mieszkaniu Griffitha czuła, że powiedziała za dużo; że źle zareagowała, podnosząc rękę na Blake’a. Nic nie uprawiało ją do takiego zachowania. Przerażenie w oczach Charlotte nawiedzało Perrie we snach. Miała ogromne wyrzuty sumienia, ale co jej po nich? Czasu nie cofnie. Co się stało, to się nie odstanie, a ona już na zawsze będzie pamiętana jako ta agresywna siostra, co nad emocjami nie panuje. Nie usprawiedliwiało ją to, że nie brała leków uspokajających, ani to, że została bez dziecka, zanim jeszcze się narodziło. Miała prawdo do żałoby, ale powinna minąć już dawno, bo miała wokół siebie tak wspaniałych ludzi (których nie doceniała, prawdę mówiąc). Wyjazd miał polepszyć jej samopoczucie, a tak naprawdę tylko wszystko pogorszył. Czuła się tylko gorzej, z dnia na dzień tracąc sens robienia czegokolwiek. Pracowała, owszem, sprawiało jej to satysfakcję, ale nie samą pracą człowiek może żyć.
Nie wybaczy sobie nigdy tych słów wobec Charlotte – wypowiedzianych i niewypowiedzianych. Wyobrażała sobie okropne sytuacje, gdy stamtąd wychodziła. Nigdy żadnego poronienia, aż taka okropna nie była. Ugodził ją jednak fakt, że to dziecko będzie miała z Blakiem, jej niespełnionym obiektem westchnień zza czasów licealnych. Nigdy nie dała mu do zrozumienia, że czuje do niego cokolwiek innego niż nie-sympatię. Kryła się za negatywnymi emocjami na własne życzenie. Należało jej się, prawda? Wszystko to, co się działo w granicy ostatniego roku, należało jej się. Nie wiedziała tylko jeszcze za co. Czym tak zgrzeszyła, że Bóg jej nie kocha do tego stopnia.
Musiała więc powiedzieć wszystko, zanim Charlotte zacznie robić jej jakiekolwiek wyrzuty. Chciała wytłumaczyć się, okazać skruchę i w końcu ją przytulić. W głowie wyobrażała sobie jak składa jej gratulacje na nowej drodze życia i żartuje, że to są ostatnie chwile na wyspanie, ale nic takiego nie przeszło jej przez gardło. Jeszcze nie teraz. Już wystarczająco czuła się przytłoczona jej brzemiennością. Gdyby spotykały się tu, bez żadnej tragedii po drodze, miałaby przy sobie chyba już trzymiesięcznego syna albo córkę i cieszyłaby się niezmiernie, że będzie miał z kim się bawić już niedługo.
- Nigdy do niczego nie doszło między nami – powiedziała mimo wszystko, przysiadając na ławce w cieniu. Teraz już nigdy nie przekroczą z Blakiem żadnej granicy, bo z pewnością nie będzie chciał jej już znać. Odetchnęła głęboko na jej słowa, kiwając przy tym głową. Musiała zacisnąć usta w cienką kreskę, by powstrzymać potok łez, który wezbrał się już w jej oczach. Miała być silna, chociaż raz. – Należało mi się – odparła cicho, odchrząkając po chwili.
Zazdrość jest chyba emocją z góry nakreśloną na obie siostry, bo to ona działała i przejmowała nad nimi obiema kontrolę. Nie powinno tak się dziać i gdy Charlotte miała usprawiedliwienie – w końcu hormony krzyczały, że ojciec jej dziecka leży w salonie półnagi z jej siostrą! – tak Perrie – nie. Ciąża jest naturalną koleją rzeczy. Kobiety spodziewają się dzieci. Z mężczyznami. To jej po prostu nie wyszło, bo nie miała już dziecka, ani mężczyzny. Czuła potrzebę bycia z kimś, bycia kochaną, otoczoną ramionami i całowaną przed snem. Nie miała nic z tych rzeczy odkąd Mason rzucił ją.
Skąd ja to znam, wydawała mówić się jej głowa, ale zdołała tylko uśmiechnąć się blado. Charlotte szybko jednak przeszła na temat jej lokum, co ją poniekąd ucieszyło. Samolubnie nie chciała słuchać o ciąży siostry, jakkolwiek mocno ją kochała.
- Sao miała mnie odebrać, podstawiła Blake’a. Ja… nie wiem, dlaczego tak. Miałam jechać do hotelu, odpocząć zanim cokolwiek będę robić i zostałam na kilka dni. Kupiłam mieszkanie w South Lake Union i za chwilę wprowadzam się tam, tylko skończą łazienkę. Była straszna obsuwa, normalnie siedziałabym na swoim już od przyjazdu – westchnęła, spuszczając głowę. – Nie chciałam, żebyś mnie widziała w takim stanie. Ty byś to zauważyła, a ja po prostu wciąż sobie nie radzę, Lottie. Jest tylko gorzej – dodała jeszcze szeptem, ocierając pojedyncze łzy. – No, a co u rodziców? I tym facetem Leslie? Nie podoba mi się on.
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nigdy do niczego nie doszło między nami.
Kilka pozornie niewiele znaczących słów niosło ulgę, której źródła Charlotte nie umiała - nie chciała - jednoznacznie określić. Dotychczas nie zastanawiała się nad tym, jak by to było, gdyby Blake zaczął się z kimś spotykać. Przede wszystkim jednak nie brała pod uwagę opcji, w której (nie)szczęśliwą wybranką miałaby być którakolwiek z jej sióstr. Ta myśl, od kiedy tylko zakiełkowała w kobiecej głowie, budziła jedynie nieprzyjemne uczucia. Żal, rozczarowanie, złość, a nawet zazdrość, której Charlotte nie chciała i zwyczajnie nie powinna była odczuwać.
Przyjaźnili się.
Przyjaźnili...
Nie. Przyjaciele nie lądowali w łóżku i to więcej niż raz. Nie oczekiwali dziecka, nie próbowali pod jego wpływem na nowo poukładać życia. Nie czuli zazdrości i nie przenosili do siebie kilku drobiazgów, by te zawsze były pod ręką. Jeżeli jednak nie przyjaźnią, to czym była zawiła relacja, która od kilku miesięcy znajdowała się na samym szczycie listy znajomości, które najstarsza Hughes traktowała priorytetowo?
- Wiem - mruknęła po krótkiej pauzie, tym samym dając siostrze do zrozumienia, że udało się jej uciec z chwilowego, zupełnie nieplanowanego letargu. Ufała Blake'owi i bardzo chciała zaufać również Perrie. Nie chodziło jednak tylko o sytuację z domu mężczyzny, ale cały ostatni rok, który upłynął im z dala od siebie i pod znakiem rozmów toczonych przy pomocy telefonów i wielu komunikatorów. To nie było to samo, co szczera rozmowa w cztery oczy, a za takowymi Charlotte bardzo tęskniła. Właściwie tęskniła za wszystkim, co miało związek z siostrzaną więzią, która w ostatnich latach została tak mocno nadszarpnięta.
- Nic nie rozumiem - przyznała bez ogródek, marszcząc nos na wzmiankę o Sao i jej dziwnych, zupełnie niezrozumiałych dla otoczenia zagrywkach. Wyjechała, pozostawiając ją, Leslie, Blake'a i wiele innych osób z własnymi tajemnicami i przewinieniami, a obecnie knuła na odległość w bliżej nieokreślonym celu.
Lottie pokręciła głową, co miało być wyrazem dezaprobaty dla zachowania siostry, całej tej sytuacji i wszystkich konsekwencji.
- No i co z tego, że bym to zauważyła? Perrie, przez prawie trzydzieści lat twojego życia widziałam cię w naprawdę różnych stanach. Dlaczego okazywanie słabości to taki ogromny problem? Spotkała cię... was tragedia, którą masz prawo przeżywać na swój sposób i tak długo, jak tylko będzie to konieczne. Nikt nie wymaga od ciebie, żebyś po roku od wypadku tak po prostu wróciła do pełni sił i udawała, że się trzymasz. Kiedy to w końcu zrozumiesz? - Być może nie powinna była używać tak dosadnego tonu, ale miała wrażenie, że pobłażliwe głaskanie siostry po plecach przynosiło efekt odwrotny do zamierzonego. Jeżeli wstrząsowa terapia i kolejna ostrzejsza wymiana zdań miały uświadomić Perrie, że mogła przyjść do Charlotte ze wszystkim, to starsza Hughes była gotowa się tego ryzyka podjąć (w granicach rozsądku i dawkach niegroźnych dla dziecka).
- Nie wiem. Nie rozmawiałam z nimi od jakiegoś czasu - wyznała, wzruszając ramionami. Wiedziała, że ten stan rzeczy musiał ulec zmianie, skoro zamierzała poinformować ich o tym, że niedługo zostaną dziadkami, ale najpierw musiała się do tego mentalnie przygotować. - A Marcus... to chyba nie jest sprawa, o której powinnam mówić. Już dawno temu sugerowałam Leslie, że powinna go zostawić. Musiało niemal dojść do tragedii, żeby to zrozumiała. Teraz jest u mnie, a potem... zobaczymy, bo ten idiota został w jej domu - mruknęła w niezadowoleniu, którego nawet nie próbowała ukrywać. Partner młodszej siostry od początku był podejrzany, ale w ostatnim czasie przekroczył wszystkie granice.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby tylko wiedziała wszystko od początku, inaczej wszystko by rozegrała. Zamiast do Blake’a, poszłaby prosto do hotelu i tam przeczekałaby może miesiąc maksymalnie, a może i krócej, bo pogodziłaby się szybciej z ciążą starszej siostry i zatrzymałaby się u niej. Teraz za to dodatkowo weszła na głowę Masonowi i po co? Nie potrafiła wytłumaczyć swojego zaufania. Błądziła jak zagubiona dziewczynka w wielkim wesołym miasteczku, oddzielona od rodziców. Wszystko robiła na ślepo, po omacku szukając jakiejkolwiek drogi.
Rozumiała jednak reakcję Charlotte. Ona, Perrie, również byłaby zazdrosna, gdyby Mason miał kogoś innego, nawet jeśli nie byli już razem. Ona wciąż go kochała, nawet jeśli rodzaj miłości był nieco inny. A gdyby ich dziecko się urodziło całe i zdrowe, i mimo wszystko ich drogi rozeszłyby się? Czułaby zazdrość, tego była pewna. Starała się jednak już patrzeć na wszystko ze zdrowszej perspektywy. Starała się. Chciała się zmienić i uczestniczyć w życiu rodzinnym, a przede wszystkim siostrzanym. Brakowało jej dziewczyn już na Maderze, a teraz skutecznie zraziła je obie do siebie.
Jeżeli Charlotte miała być szczęśliwa z Blakiem, nie zamierzała stawać im na drodze. Miała wiele okazji, by zbliżyć się w końcu do niego, ale nie zrobiła tego. Nie była gotowa na żadnego mężczyznę, więc musiała usunąć się w cień i przywyknąć do nowej sytuacji. To ona uciekła. Musiała teraz nosić brzemię swoich decyzji, tych bardziej trafnych i tych mniej.
- Ja też nie rozumiem, bo to ona miała czekać na lotnisku, nie Blake. Nie wiedziałam nawet, że wyjechała z Seattle, bo nie raczyła podzielić się tym ze mną. Z kolei on sądził, że będzie odbierał Saoirse, nie mnie. Nie wiem, nie rozumiem tego cyrku. Jeszcze niech wyjdą kolejne tajemnice, a chyba skoczę z mostu - mruknęła, nie do końca zdając sobie sprawy z tego co powiedziała. Zważając na jej ostatnie przeżycia i uczucia, niezbyt trafiła ze słownictwem. Zbyła to jednak, wzrok odwracając na bawiące się dzieci jakimiś zabawkami ze straganu. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, wciąż nieco smutno, co weszło jej w nawyk.
Przygarbiła się na słowa siostry, zwilżając przy tym nerwowo wargi językiem. Wstyd jej było, że nie była silna i poddawała się całej tragedii tak prosto. Wstydziła się również, że nie potrafi czerpać już radości z życia, choć w życiu zawodowym odnosi same sukcesy. Przybiera maski zadowolonej pannicy, która śmieje się niby szczerze, ale jednak wszystko to jest wymuszone. Nie miała absolutnie siły już do udawania, a przy Lottie wydałoby się to prędzej niż później. Bała się, choć nie wiedziała czego, bo nigdy nic jej nie spotkało złego ze strony starszej Hughes
- Wprowadzam się niedługo na swoje, wtedy będzie lepiej - odparła tylko cicho, skubiąc poobgryzane paznokcie. Nie chciała mówić nic więcej na temat swojej żałoby, którą przechodziła fatalnie i przez to cierpieli jej bliscy. Nie lubiła jednak pokazywać jak bardzo jest słaba. Czy to nie jest jakaś przypadłość sióstr Hughes? Zbyła trochę temat, nie czując się na siłach, by opowiadać o tym jeszcze więcej. Nie pogodziła się ze wszystkim i najważniejsze, że powiedziała to w końcu na głos. Reszta jest historią, którą musiała sobie przepracować.
Zerknęła na Charlotte bez zaskoczenia, że wciąż nie powiedziała rodzicom o ciąży. Sama zwlekała z tym, choć Masona bardzo lubili. Z Blakiem był jednak problem. Nie zazdrościła im tej sytuacji, w której znaleźli się przypadkiem, bądź nie. Tym razem jednak zamierzała ją wspierać, choć wolała unikać Griffitha przez najbliższy okres (i zapewne on miał podobne uczucia).
- Będę mogła... um, przyjść do was... któregoś dnia? - zagaiła niepewnie, przygryzając policzek od wewnątrz na moment, gdy poczuła znów jak gardło zaciska jej się w supeł. Odchrząknęła, poprawiając nieco włosy, by jakoś zająć ręce.
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kilka kiwnięć głową było jedyną reakcją, na jaką zdobyła się Charlotte, kiedy Perrie wyjaśniła zawiłości związane z jej przylotem do Seattle oraz komplikacjami, z jakimi przyszło się jej zmierzyć na lotnisku tuż po lądowaniu. Chociaż Lottie nie należała do grona osób przesadnie pamiętliwych, to jednak wciąż zdawała się mieć żal do Saoirse za to, że ta wyjechała tak nagle, bez uprzedzenia, robiąc z tego tajemnicę na skalę światową. Nie była jednak zaskoczona. Ta konkretna Hughes miała niebywały talent do tworzenia przepełnionych dyskomfortem sytuacji, co w niekoniecznie zabawny sposób łączyło się ze wzmianką o pozostałych sekretach.
Lottie nie miała pojęcia, jak dużo wiedziała Perrie. Czy Leslie zdążyła powiedzieć jej o wypadku w Serenity? Czy napomknęła o zdradach ojca i nieślubnym dziecku, które obecnie mogło kręcić się nawet po Seattle?
Perrie nie sprawiała wrażenia poinformowanej, czego Charlotte w jakimś stopniu jej zazdrościła. O pewnych sprawach sama wolałaby po prostu nie wiedzieć.
- W tej rodzinie każdy jest jak kot i chodzi własnymi ścieżkami - podsumowała, wzruszając ramionami. Nie rozumiała, w co grała Sao, zwłaszcza że nawet nie było jej w mieście, ale ostatecznie uznała to za problem raczej poboczny, niewymagający natychmiastowego rozwiązania. Na głowie tej rodziny spoczywały przecież kłopoty dużo większej wagi.
- Potrzebujesz może... jakiejś pomocy? - zagaiła, unosząc brew. Chociaż obecnie niekoniecznie nadawała się do przenoszenia kartonów i innych walizek, to jednak zajęcia pokroju ścierania kurzów czy przetarcia dopiero co przywiezionej do mieszkania zastawy stołowej nie stanowiłoby dla niej większego problemu. Sama była na etapie zamknięcia spraw związanych z remontem własnego domu, toteż z doświadczenia wiedziała, jak wielkiego poświęcenia i sił to wymagało.
Była zaskoczona pytaniem, które padło. Z drugiej jednak strony - czy naprawdę powinna być? Ich ostatnie spotkanie zakończyło się w sposób co najmniej słaby, dlatego obecnie chyba każda z sióstr Hughes była świadoma tego, po jak niepewnym gruncie stąpały, kiedy chodziło o rodzinne relacje.
- Oczywiście, że tak, głuptasie. Możesz przychodzić, kiedy tylko zechcesz - zapewniła z uśmiechem, dopiero w tym momencie decydując się na odważny jak na te okoliczności gest, jakim było objęcie młodszej siostry ramieniem. - Wiesz, że możesz zawsze ze mną porozmawiać? Bez względu na to, o jaki problem by nie chodziło? - zagaiła, zerkając na Perrie kątem oka. Krótko, bo nie chciała jej ani peszyć, ani zdenerwować przewiercającym na wylot spojrzeniem. Ze swoją bliskością również nie zamierzała się narzucać, dlatego nieporadny uścisk nie trwał długo.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miała pojęcia o niczym, co działo się w rodzinie Hughes w ostatnim czasie. Wyjazd zagwarantował jej odcięcie, o jakim (niestety) marzyła, więc teraz musiała stawić czoła informacjom o ciąży, związkach, rozpadach związków i innych zawiłościach. Była szczęśliwsza nie wiedząc o wypadku w Serenity czy jeszcze jednej siostrze, nawet jeśli wciąż niczego nie podejrzewała w zachowaniu sióstr. Może powinna zacząć żałować? Ucieczki własnej i pogorszenia kontaktów? Teraz była, ale jakby wciąż nieobecna, bo ciężko jest wbić się w rodzinę po takiej przerwie od życia właściwie. Wcale jej się to nie podobało już. Czuła, że dużo przegapiła, przespała jak Śpiąca Królewna, choć rozmawiała z Charlotte bardzo często przez różne komunikatory.
Skinęła głową w zamyśleniu, odgarniając włosy za uszy. Wpadały jej ciągle do oczu, niesforne i sypkie kosmyki. Rozważyć będzie musiała może drastyczne cięcie? Jako odnowę nie tylko wyglądu, ale i ducha, który ostatnio dość mocno był przez nią zaniedbywany. Sao była najbardziej niezrozumiałym kotem w tej rodzinie. Do dziś nie miała pojęcia, o co chodziło jej z numerem pod tytułem lotnisko. Wprowadziła niemałe zamieszanie, próbując tworzyć – właśnie, co? Nie wiedziała, że Charlotte i Blake stali się sobie bliżsi? A może było to zamierzone? Już więcej nie chciała wiedzieć. Na amen pokłóciła się z Blakiem przez własną zazdrość i o mały włos, a straciłaby Charlotte. Musi wziąć się w garść. I porzucić nadzieje wobec Masona, bo i to jest już pogrzebane.
- Wiesz... mogłabyś mi pomóc wybrać kanapę, zasłony, jakieś dodatki – odparła z delikatnym uśmiechem, zerkając na Lottie przelotnie. Na pewno znajdzie projektanta wnętrz, ale niektóre rzeczy chciała wybrać sama, a poza tym zakupy będą dobrą okazją do odnowienia relacji siostrzanej. Nie zamierzała zmuszać jej do targania kartonów, a i tak większość już miała na miejscu, schowane w schowku w garażu podziemnym. Wysłała je jeszcze przed wyjazdem z Madery.
Zwilżyła wargi nieco nerwowo, jednak szczęśliwa była na słowa starszej siostry. Znaczyły dla niej naprawdę wiele. Było to swojego rodzaju zapewnienie, że jeszcze będzie dobrze i pomimo wszelkich tragedii, jakie miały ostatnimi czasy miejsce, będą zawsze razem. Cieszyła się, że pierwsza odezwała się do Charlotte; że w ogóle się odezwała. Jeszcze tylko będzie musiała pogodzić się całkowicie z faktem, że to nie ona zostanie matką.
- Jadę za kilka dni do Los Angeles, służbowo. Po tym wprowadzam się już do siebie i... może w końcu zakończę ten cyrk ze złymi decyzjami – mruknęła po chwili ciszy. Uścisk dał jej wiele, rozlał w sercu jakiś lek, który miał je skleić chociaż troszkę. Odchrząknęła i wbiła wzrok w swoje stopy, na moment przygryzając wargę. - Zatrzymałam się u Masona i... zrobił się gburowaty. Ja też... też się tak zmieniłam? Na słabszą wersję? Nie chcę taka być. Sama siebie nie lubię ostatnio – powiedziała cicho, a między jej brwiami pojawiła się zmarszczka. Zdecydowanie nie chciała być taka jaka jest teraz. Musiała się zmienić, a mogła to zrobić jedynie z pomocą sióstr. – A ty i Blake? Co jest między wami?
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Wystosowana przez Perrie propozycja była pozornie luźną sugestią, bo przecież wybieranie mebli i dodatków nie jawiło się jako zajęcie niezwykle fascynujące, ale dla Charlotte była to naprawdę istotna sprawa. Cieszyła się, że młodsza siostra wróciła do miasta, że ich kontakt znów miał być w stu procentach żywy. Internet i wszelkiej maści komunikatory były przydatne, ale wraz z upływem czasu nawet przy ich użyciu rozmowa stawała się męcząca. Odległość, zakłócenia, problemy z połączeniem - to wszystko wzmagało tęsknotę za bliskością i obecnością drugiej osoby.
- Jasne. Ostatnio jestem w tym prawdziwym mistrzem - przyznała bez ogródek, nie siląc się na jakąkolwiek skromność. Podczas planowania tego, jak ma wyglądać wnętrze jej domu, sama co prawda skorzystała z pomocy specjalisty, ale podobnie jak Perrie była skłonna dorzucić kilka drobnych akcentów od siebie. Lubiła przytulne, jasne pomieszczenia, od których biła typowo kobieca energia, a na tę składały się właśnie ozdobne poduszki, kwiaty w kryształowych wazonach czy inne bibeloty, o które zadbała. - Powiedz tylko kiedy - dodała po krótkiej pauzie, tym samym wyrażając szczerą ochotę na wycieczkę do sklepu (lub kilku sklepów) w towarzystwie siostry.
- Ledwo przyjechałaś i już uciekasz? - zagaiła pół żartem a pół serio. Ona sama nie podróżowała często. Przez sporą część życia skupiała się przede wszystkim na pracy i z perspektywy czasu mogłaby bez zawahania nazwać samą siebie pracoholiczką. Potem była sprawa z Ivy, a niedługo później sprawa śmierci jej partnera z pracy. Dalekie podróże stały się ostatnią rzeczą na liście tych do zrealizowania. Przełom nastąpił, kiedy zaczęła spotykać się z Joelem. Wtedy wycieczki - zarówno te weekendowe, jak i dłuższe - były czymś na porządku dziennym. Może powinna była do tego wrócić? Jak tylko upora się z ciążą, porodem i pierwszymi miesiącami szoku w roli matki.
- Tak? Co u niego? - Uniosła brew, bardzo szybko żałując wejścia siostrze w słowo. Skrzywiła się, bo gburowaty nie było słowem, jakim określiłaby niedoszłego męża Perrie. - Czemu od razu na słabszą? Dużo przeszliście, minął zaledwie rok. Macie prawo... reagować w różny sposób - wyjaśniła, choć wcale nie czuła się jakkolwiek do tego przygotowana czy kompetentna. - Jak się dogadujecie? - dodała, domyślając się, że tak nagły kontakt mógł być odrobinę szokujący i nieść ze sobą różnorakie konsekwencje.
Zabawne - kilka miesięcy temu sama zastanawiała się nad tym, czy przypadkowe spotkanie Blake'a na jarmarku świątecznym będzie dla nich czymś w rodzaju nowego początku. Los bywał przewrotny.
- My... - podjęła, zaraz potem zagryzając dolną wargę. To było trudne i wpędzające w dyskomfort pytanie, czego najlepszym dowodem był rumieniec, który pojawił się na kobiecych policzkach. - Nie wiem. To wszystko wydarzyło się tak szybko. Do tej pory sądziłam, że jesteśmy przyjaciółmi, którzy kilka razy pozwolili sobie na coś więcej, ale kiedy ostatnio zobaczyłam was u niego w domu, poczułam... - Złość? Zazdrość? Rozczarowanie? To i wiele więcej, ale wcale nie chciała mówić o tym na głos, dlatego posłała Perrie pobłażliwy uśmiech.
- Będziemy mieć dziecko. Nie wiem, co to oznacza dla naszej relacji - skwitowała, wzruszając ramionami.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nic nigdy nie zastąpi prawdziwej rozmowy, ani wspólnie spędzonego czasu. Zakupy miały być pierwszym krokiem do poprawienia ich relacji, więc Perrie cieszyła się tym bardziej, że Charlotte przyjęła jej propozycję z takim entuzjazmem. Zaśmiała się na jej słowa, kręcąc głową z niedowierzaniem. Mimo wszystko, przyjmie jej dobre rady z wielką chęcią. Skoro urządzała ostatnio swój dom, wie, co teraz jest modne i lubiane. Co prawda, Perrie nie zamierzała aż tak iść z duchem trendu, a raczej wyznaczyć swój własny styl, jednak przyda jej się inne kobiece (krytyczne) oko. Może i Leslie by im pomogła?
- Dam znać, ale jeśli wszystko dobrze pójdzie, po powrocie z Los Angeles będę już urządzać wszystko – uśmiechnęła się delikatnie, nie kryjąc już ekscytacji na nowe miejsce, na swoje własne gniazdko. Myśl ta promieniała w jej głowie i napawała pewnego rodzaju dumą, bo czy to nie będzie wystarczającym dowodem, że radzi sobie bez normalnych tabletek na depresję, której nie ma?
- Uwierz mi, kolejne podróże są ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę. I tak wciąż się tułam po nie swoich łóżkach – westchnęła, wbijając spojrzenie przed siebie w bawiące się dzieci w fontannie. Sama chętnie wskoczyłaby teraz pod orzeźwiający strumień wody, a Charlotte zapewnie podzielała jej fantazje. Zwłaszcza teraz, gdy ciąża już powoli dawała się we znaki. Zdążyła nauczyć się, że każda pora roku na ciążę musi być nieznośna.
- Chyba radzi sobie lepiej niż ja – odparła, zerkając na siostrę kątem oka. Nie miała do niego absolutnie żadnego żalu, że lepiej poradził sobie z żałobą, tylko zazdrościła mu trochę. – Z tego co się zorientowałam, też nie ma nikogo i ogólnie… jest dobrze, mimo wszystko. Powiedział, że cieszy się, że przyszłam do niego, wiesz, po tym wszystkim – na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Nie ukrywała tego, że wciąż kocha swojego byłego narzeczonego, ale nie nastawiała się na ich zejście. Skoro podjął decyzję rozstania, była ona słuszna, a do tej samej rzeki nie wchodzi się dwa razy. Musieli dać sobie czas, by też całkowicie pogodzić się z konsekwencjami wypadku.
Wyjęła z torebki butelkę wody i upiła kilka łyków, by następnie wyciągnąć butelkę ku siostrze. W taki upał musiała uważać, zwłaszcza w stanie błogosławionym. Czuła, że musi zatroszczyć się o Charlotte, nawet jeśli nie bardzo chciała mieć kontakt fizyczny z jej brzuszkiem ciążowym; zresztą nigdy nie była z tych, co gadają do brzucha i przytulają się do niego.
- Rozumiem cię – mruknęła, uśmiechając się gorzko w zamyśleniu. Ona za to poczuła zazdrość na podwójnej linii: dziecko i Blake, chociaż sądziła, że zauroczenie minęło, coś wciąż ciągnęło ją do Griffitha. Teraz jednak, gdy stał się takim wielkim zakazanym owocem, fascynacja ucichła i została uśpiona. I dobrze. – A czy ty czujesz do niego coś więcej? Przyjaźń ci wystarcza? – zagaiła jeszcze siostrę, tym razem patrząc na nią dłuższą chwilę. Była okropnie ciekawa jej odpowiedzi, jednocześnie wciąż szukając rozwiązania, które sprawi, że Charlotte będzie finalnie szczęśliwa.
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kilka kiwnięć głową miało dać Perrie do zrozumienia, że Charlotte rozumiała i akceptowała taki układ, a na dodatek była gotowa cierpliwie poczekać na wszelkie informacje oraz wytyczne. Faktem było bowiem, że w wybieraniu kanapy i dobieraniu pasujących do niej oraz całego wnętrza dodatków dopatrywała się szansy na ocieplenie stosunków z młodszą siostrą. Rok telefonicznego kontaktu skutecznie nadszarpnął dotychczasowe więzi. Lottie wiedziała, że to nie dotyczyło tylko jej i Perrie, ale całej rodziny.
- Łóżko u Masona jest chyba całkiem wygodne? - zagaiła, nie mając pojęcia, czy pozwolenie sobie na żart tego typu nie było przypadkiem wejściem na minę i to taką o naprawdę porządnej sile rażenia. - Przepraszam, nie powinnam tak żartować. - Nie wiedziała, co działo się między siostrą a jej niedoszłym mężem (zabawne, do jak wielu sióstr Hughes pasowało to konkretne określenie), ale nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że na rzeczy było coś więcej. Coś, czego nie potrafiła jednoznacznie nazwać, ale co zdawało się mieć istotny wpływ na samopoczucie Perrie. A może była zwyczajnie przewrażliwiona?
Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc to, jak układały się sprawy między dawnym narzeczeństwem. To, że mimo trudnej przeszłości wciąż potrafili ze sobą rozmawiać i cieszyć się swoim towarzystwem, wydawało się być dobrą wróżbą na przyszłość.
- Mason to porządny facet. Cieszę się, że wciąż możesz na niego liczyć - zapewniła krótko, zerkając na Perrie kątem oka. Kobiecej uwadze nie umknął zdobiący siostrzany policzek rumieniec, ale kim była, aby ją oceniać, skoro zaledwie chwilę później na jej własnej twarzy pojawiły się podobne oznaki niepewności i zażenowania?
Westchnęła, wzrok zatrzymując na jakimś bliżej nieokreślonym punkcie. Panujący dookoła zgiełk nie pozwalał zebrać myśli, ale przecież taki sam chaos panował w jej głowie i sercu również wtedy, kiedy była zupełnie sama.
- Ja... - podjęła, zaraz potem rezygnując. Dotychczas naprawdę starała się nie stosować konkretnego nazewnictwa. To nawet nie wydawało się potrzebne. Blake po prostu był; obok, blisko, wtedy, kiedy świat się walił i potrzebowała tego najbardziej, ale również w chwilach, gdy wolała po prostu milczeć i pić wino. Stał się nieodłączną częścią jej codzienności, dlatego perspektywa utraty tego, co mieli - czymkolwiek to było - wciąż przeplatała się z mrzonkami o tym, co mogliby zyskać. - Chciałabym móc powiedzieć, że wszystko jest tak jak dawniej, ale okłamuję w ten sposób wszystkich dookoła, jego i siebie. Nie wiem, co czuję. A może wiem, ale boję się powiedzieć to na głos? Nie mogę teraz myśleć o sobie. Nie powinnam. Najważniejsze jest dziecko, które i tak urodzi się w nietypowej rodzinie. Muszę zadbać o to, żeby nie odczuwało skutków tego, że rodzice... nie są razem, że sami nie wiedzą, kim dla siebie są - wyjaśniła, odwracając głowę w kierunku przeciwnym do spojrzenia Perrie. Miała wrażenie, że wygłoszony przed momentem monolog był jedynie zasłoną dymną dla uczuć, nad którymi nie do końca potrafiła zapanować i których wcale nie chciała okazywać.
Zamiast tego uśmiechała się do Blake'a w czuły sposób, nie oponowała, kiedy pojawiała się możliwość najsubtelniejszego nawet fizycznego kontaktu, ochoczo korzystała z momentów, w których mogła zasypiać i budzić się obok niego. Obecnie zaś, kiedy był daleko, była boleśnie świadoma nie tylko rumieńców, ale i błysku w spojrzeniu, którego usilnie próbowała się pozbyć, gdy kilkukrotnie zamrugała powiekami. I to nie tak, że zamierzała płakać z bezsilności.
- Ona powinna żyć - wyznała niespodziewanie, pociągając nosem. - Ivy. Byli razem szczęśliwi. Kochali się. Gdyby żyła, nic by się nie wydarzyło. Nie spotkałabym go na tym cholernym jarmarku, nie mielibyśmy dziecka, nie... - Pokręciła głową, zaciskając usta w wąską linię.
Nie musiała i nie chciała mówić niczego więcej.
Miała wrażenie, że Perrie rozumiała.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Parsknęła śmiechem, słysząc słowa siostry. Trochę zaskoczyła ją tym żartem, ale musiała przyznać, że nawet jej się udał. Wzruszyła ramionami delikatnie, spuszczając nieco zawstydzony wzrok. Nie miała absolutnie żadnego pojęcia czy ich jego łóżko wciąż jest tak wygodne jak kiedyś, bo może zmienił? Może ma inny materac? Nie zapuszczała się w tamte rejony, nie chcąc dobijać się tylko mocniej.
- Nie, w porządku. Nie wiem, śpię w gościnnym – odparła z lekkim uśmiechem, zerkając na siostrę. I nie miała mu tego za złe. Bardziej przejmowała się tym, że chciała uwieść go dla poprawy własnego samopoczucia. Dobrze jej było w gościnnym, już kolejnym po jej powrocie do rodzinnego miasta. Mimo to chciała być już na swoim; przestać być problemem dla innych i uporać się z własnymi demonami. Tylko o tym marzyła. Mason tylko przypominał jej, co utraciła. Kogo utraciła. Tęskniła za nim wciąż i bała się, że lada moment, a popsuje ich relację już i tak dość trudną.
Skinęła głową kilkakrotnie, przyznając tym samym rację siostrze. Cieszyła się, że po jej scenie zazdrości i jakimś marnym teatrze uczuciowym, były narzeczony nie wyrzucił jej z domu. Chciała mieć go wciąż przy sobie, w kręgu swoich najbliższych, ale może to był zły pomysł? Może przez to blokują się nawzajem, a skoro on już jej nie chce…
Tym razem wbiła spojrzenie w siostrę, układając dłoń na jej w geście pocieszenia. Musiała okazać jej choć trochę czułości, aby podnieść ją na duchu, bo domyślała się tylko, że jej sytuacja życiowa jest teraz na najwyższym poziomie trudności. Perrie jednak miała łatwiej w życiu. I nie musiała martwić się tym jak trudno może być jej dziecku, bo go nie będzie.
- To… słuchaj, masz nas. I nie twierdzę, że będzie ci łatwo, bo nie będzie, ale jeśli będziesz nas potrzebować, zawsze staniemy za tobą murem i… zaopiekujemy się… dzieckiem. Może jeszcze wszystko się ułoży między wami. Obiecuję nie wtrącać się już – zapewniła starszą siostrę, zdobywając się na delikatny uśmiech. Porywa się z motyką na słońce, bo nie dość, że czeka ją okropny żal przez maleństwo, to i może znów pojawić się zazdrość o Blake’a, o jego związek z Charlotte. Nie miała pojęcia, dlaczego wciąż ją to trzymało (akurat nie w tym momencie), skoro miała jeszcze Masona, do którego żywiła prawdziwe uczucia.
Odetchnęła głęboko, na moment przymykając powieki, by przywrócić spokój ducha. Chociaż jedna z nich musiała panować nad emocjami, których miały aż nadto w sobie. Zwłaszcza Charlotte, przez hormony.
- Urodź w końcu i postawię ci tyle drinków, ile dni byłaś w ciąży, będzie nam łatwiej wymyślić boski plan na przyszłość – mruknęła, siląc się na żart, choć wyszło to dość marnie. Ostrożnie objęła siostrę, zerkając wciąż czy jest to aby na pewno dobry pomysł; jej mięśnie wciąż były delikatnie spięte, na wszelki wypadek jakby miała szybko odsunąć się.
don't you think you'll miss me
if you don't come and kiss me?

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte kiwnęła głową, w sercu jednak czując przede wszystkim ulgę związaną z tym, że Perrie nie odebrała jej żartu jako czegoś nieodpowiedniego lub przykrego. Zamiarem Lottie nie było przecież pogorszenie siostrzanego humoru, a przeciwnie - podjęcie próby, by ten stał się minimalnie lepszy.
- Cieszę się, że jakoś się dogadaliście i że ci pomógł - zapewniła po raz kolejny. Choć rozwodzenie się nad przeszłością nigdy nie było zajęciem zdrowym, to jednak relacja Perrie i Masona wcale nie wydawała się tak trudna jak mogłoby się wydawać. Przez długi czas byli przecież naprawdę szczęśliwi i prawdopodobnie wciąż by byli, gdyby nie przykry zbieg okoliczności i idiota na drodze. To mogło zdarzyć się każdemu, a ponieważ wszystko rozpadło się nie z ich winy, uczucie straty wydawało się jeszcze bardziej bolesne. To nie był ich błąd, ich złe zamiary, problemy, które sami stworzyli. Życie rzuciło im pod nogi kłody, których nie potrafili przeskoczyć, dlatego informacja o tym, że wciąż mogli na siebie liczyć - mimo bólu i upływu czasu - była pokrzepiająca. Każdy zasługiwał na to, by mieć w swoim życiu osobę tak pewną i gotową do ratunku, kiedy z impetem uderzało się o ziemię.
- Dzięki. Doceniam to, naprawdę - odparła z uśmiechem, niepewnie odwzajemniając uścisk kobiecej dłoni. Z perspektywy czasu naprawdę żałowała, że tak długo zwlekała z poinformowaniem sióstr o zmianach, jakie miały zajść w jej życiu. Liczyła jednak na to, że rozumiały. Same były przecież typami indywidualistek, które nie lubiły obarczać innych swoimi problemami. Leslie tak długo męczyła się z Marcusem, a Perrie ze stratą, a przez cały ten czas pokazywały światu, jak silne i niezależne były. Charlotte postępowała podobnie, choć proszenie o pomoc przychodziło jej jakby łatwiej. Problem polegał na tym, że ona zwracała się albo do Rhysa, albo do Blake'a. I to nie tak, że umniejszała siostrom. Ona zwyczajnie... wiedziała, że miały na głowie wystarczająco dużo. Nie mogły martwić się jeszcze nią. - Jeszcze raz przepraszam za to, co wydarzyło się u Blake'a - dodała po krótkiej pauzie, pragnąc mieć pewność, że atmosfera między nią a młodszą Hughes została w stu procentach oczyszczona.
- Po takiej ilości drinków będę trzeźwieć przez jakiś tydzień, ale zgadzam się - przytaknęła przez śmiech, świadomie wspierając głowę na siostrzanym ramieniu. Było jej dużo lżej z myślą, że wszystko stopniowo wracało na właściwe tory. - Nie mogę się doczekać aż wyjdziemy gdzieś we trzy. Jak za dawnych czasów. - Wymowne poruszenie brwiami miało uświadomić Perrie, że to była bardzo poważna pijacka propozycja, tyle tylko, że musiała zostać nieco odsunięta w czasie. Niemniej nadal pozostawała aktualna i zdecydowanie nie mogła się przedawnić.
- Napijemy się czegoś i uciekamy? Te upały w ogóle mi nie służą - westchnęła przeciągle, kiedy siostrzany uścisk został przerwany. Nie z powodu niechęci do wzajemnej bliskości, ale właśnie przez wspomniane temperatury, które towarzyszyły im podczas krótkiego spaceru nad wodą i powrotu do domu również.

zt. x2

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”