WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Gdy ten nadszedł, od samego rana chodził lekko poddenerwowany. Skłamałby mówiąc, że się nie stresował. Nowy szef, nowi współpracownicy i nowe wyzwania. Chyba w każdym wzbudzałoby to jakieś emocje, nawet jeśli lata spędzone na służbie mogły być czymś, co łagodziłoby napięcie, które trzymało się mężczyzny od samego rana.
W siedzibie FBI pojawił się jednak punktualnie. Został pokierowany do biura szefa, gdzie spędził blisko dwa kwadranse na rozmowach dotyczących pracy, zasad które panowały w tym miejscu i... partnerki.
— Partnerki? — nie krył konsternacji. Nie sądził, że na starcie zyska partnera. Bardziej zaskoczyło go jednak to, że mówili o kobiecie. Nie żeby coś do nich miał w tej pracy. Przyzwyczaił się jednak do tego, że przez lata pracował z facetem, który jednocześnie stał się jego naprawdę bardzo dobrym kumplem. Nigdy nie współpracował z kobietą w taki sposób i chcąc nie chcąc, obawiał się tego, jak mogłoby to wyglądać.
Dodałby coś więcej, gdyby nie to, że szef potwierdził i w chwilę po tym, jak powiedział Brennanowi, że lada moment powinien ją poznać, do gabinetu weszła drobna blondynka. Jak się domyślał była to ta kobieta, o której wspomniał nowy szef.
malarka
cały świat
columbia city
Tym czymś na dobry początek miało być wypowiedzenie, które spoczywało w teczce dzierżoną przez blondynkę w dłoni. Na wydrukowanej wersji dokumentu znajdowało się niemal wszystko - brakowało jedynie podpisu w miejscu przeznaczonym dla pracodawcy. Charlotte była zdeterminowana, by ową sprawę załatwić właśnie tego dnia, ale nie sądziła, że los mógłby się do niej uśmiechnąć; że dyrektor FBI mógłby dać jej okazję do rozmowy sam z siebie, prosząc ją o wizytę na krótko przed lunchem.
Zapukawszy do drzwi gabinetu i usłyszawszy pozwolenie na wejście, przekroczyła próg, wzrok od razu zatrzymując na wysokości siedzącego za biurkiem mężczyzny w średnim wieku; dużo starszego od niej, ale wystarczająco młodego, by był w stanie efektywnie wykonywać obowiązki związane z posadą głowy biura dbającego o bezpieczeństwo tego kraju. Czucie przed nim respektu było czynnością tak naturalną jak oddychanie.
- Dzień dobry - rzuciła, zamykając za sobą drzwi.
Dopiero po krótkiej chwili zorientowała się, że nie była w gabinecie szefa sama. Wzrok przeniosła na nieznajomego mężczyznę, a jedna z jej brwi powędrowała ku górze w geście wyrażającym nieme pytanie o całą sytuację.
- Agent Langdon, agentka Hughes - wyjaśnił dyrektor, dopiero wtedy podnosząc głowę znad stosu papierów, na których składał kolejne podpisy, robiąc to niemal w automatyczny, wyuczony do perfekcji sposób. - Będziecie ze sobą współpracować. Agent Langdon właśnie został do nas przeniesiony - dodał jakby od niechcenia, ewidentnie niezadowolony z faktu, że to jemu przypadło w udziale tłumaczenie czegokolwiek.
- Ja... właśnie w tej sprawie - westchnęła, przez krótki moment ignorując obecność mężczyzny. Nie uważała, by w obecnych okolicznościach spoufalanie się było konieczne. - To... - podjęła, wyciągając z teczki koszulkę, w której znajdował się ten jeden, istotny papier - moje wypowiedzenie.
-
Tego dnia motywacja, którą odczuwał, opuszczała go stopniowo. Rozmowa z przełożonym nie pokrywała się z męskimi wyobrażeniami. Podświadomie czuł, że całe to spotkanie nie skończy się dobrze. Coś wisiało w powietrzu, choć ciężko było mu określić co dokładnie. Nie przypuszczał, że rzeczywistość szybko to zweryfikuje i przyniesie odpowiedzi na niewypowiedziane pytania.
Blondynka, która pojawiła się w gabinecie, skutecznie przykuła uwagę Brennana. Przyglądał jej się z zaciekawieniem, a jednocześnie ze zwątpieniem. Nie wyglądała na zachwyconą tym, że w ogóle pojawiła się w tym miejscu. Przez myśl przeszło mu, że być może również nie podobała się jej wizja partnerstwa. Nikt nie lubił przecież niańczyć nowych osób, bez względu na to, czy te miały doświadczenie, czy nie. Wprowadzanie kogokolwiek do pracy było żmudnym procesem, który potrafił zmęczyć i zirytować, zwłaszcza w tych chwilach, w których można było zrobić coś bardziej przydatnego, jak chociażby przesłuchanie jakiegoś świadka w aktualnie prowadzonej sprawie.
Przysłuchiwał się początkowi rozmowy, marszcząc czoło z każdym kolejnym kobiecym słowem. Ton jej głosu nie wskazywał na to, by była zainteresowana tym, co powiedział przełożony. Jej słowa zaś utwierdziły Brennana w tym, że chciał czy nie, z nią najwyraźniej współpracować nie miał. Cały absurd tej sytuacji doprowadził do tego, że parsknął śmiechem, kiedy zauważył wypowiedzenie wręczone przełożonemu.
— Ale numer... — pokręcił rozbawiony głową — Przepraszam, nie tak sobie wyobrażałem pierwszy dzień pracy — dodał, gdy szef wbił w niego wzrok, który wprost mówił, że nie było tu żadnego powodu do śmiechu. Brennan mimo to, miał wrażenie, że ktoś postanowił sobie zrobić niezły żart. Szczerze go to rozbawiło.
— Dobry początek... — mruknął pod nosem, co chyba sprowadziło szefa na ziemię, bo ten spojrzał na wypowiedzenie i odłożył je na biurko —Proszę usiąść agentko Hughes — poprosił, wskazując drugie wolne miejsce. Sam zajął swój fotel i zaczął czytać wypowiedzenie, co Brennan postanowił wykorzystać, by zagadać kobietę.
— Koleżanko? — podjął — Żartujesz, nie? Zaczynam dzisiaj pracę, a z tego co mi wiadomo, miałaś mnie wprowadzić we wszystko... Zachowałaś chociaż okres wypowiedzenia, czy mam sobie radzić sam? — zapytał, ignorując to, że wcale jego koleżanką nie była. O ile na początku nie był zachwycony wizją współpracy z kobietą, tak z dwojga złego wolał to, niż dowiedzieć się, że miał się we wszystko wdrożyć sam, bo szanse na znalezienie zastępstwa za kobietę w trybie natychmiastowym, zapewne były znikome.
malarka
cały świat
columbia city
Wyłożenia kawy na ławę.
Nie potrzebowała ani inteligencji, ani charakterystycznej dla kobiet intuicji, by stwierdzić, że atmosfera w biurze stała się dziwnie ciężka. Nie sądziła, że przekraczając próg pomieszczenia, zostałaby zmuszona do natychmiastowego zrzucenia bomby tego typu, ale przełożony nie dał jej innego wyboru, skoro planował postawić ją przed faktem dokonanym w kwestii nowego partnera w pracy.
To zdecydowanie nie było fair; chociaż od śmierci jej dawnego partnera minęło już trochę czasu, a dyrektor FBI nie nalegał na współpracę z kimkolwiek, Charlotte i tak poczuła się pominięta w związku z ustalaniem szczegółów, w wyniku których miała wypełniać swoje obowiązki u boku kogoś innego. Niefortunny zbieg okoliczności i podjęte przez blondynkę decyzję sprawiły zaś, że cała sytuacja stała się jeszcze bardziej niekomfortowa.
Kątem oka zerknęła na niedoszłego towarzysza w doli i niedoli, ignorując jego niekoniecznie będący na miejscu komentarz. W opinii Charlotte on miał w tym momencie do powiedzenia najmniej, dlatego - nie reagując na jego niezadowolenie - usiadła na wskazanym przez przełożonego krześle.
Nie kryła zaskoczenia, kiedy niejaki Langdon postanowił się odezwać - nagle, bezpośrednio do niej i z wyrzutem, który nie robił dobrego wrażenia i zdecydowanie nie budził w Lottie pozytywnych emocji.
- Wyglądam, jakbym żartowała? Nie mogę złożyć wypowiedzenia, bo potrzebujesz niańki? - westchnęła w dezaprobacie dla sposobu, w jaki zaczął prowadzić z nią dialog. Uszczypliwości i głupie komentarze były zbędne, ale skoro już padły, Charlotte Hughes nie zamierzała się pod ich wpływem ugiąć. - Na Twoje nieszczęście nikt mnie o niczym nie poinformował, a nawet jeżeli - skoro zaczęłam pracę, równie dobrze mogę ją zakończyć. W tym biurze jest setka innych osób, które chętnie się Tobą zajmą, więc nie rób scen - skwitowała, usadawiając się tak, by mieć jak najlepszy widok na dyrektora, który w końcu podniósł głowę znad stosu dokumentów.
- Skąd ta nagła decyzja? - zagaił mężczyzna.
- Sprawy prywatne, o których wolałabym teraz... - podjęła, zerkając w kierunku Brennana, którego obecność w gabinecie stanowiła główny powód jej sceptycznego podejścia do rozmowy - nie mówić - skwitowała.
- Obowiązuje Cię wypowiedzenie - dodał przełożony, na co Charlotte skinęła głową.
- Wiem. Miesiąc powinien wystarczyć, żeby nowy kolega się tutaj odnalazł? - rzuciła w eter, tak naprawdę nie wiedząc, czy kierowała te słowa do szefa, czy mężczyzny siedzącego na sąsiednim krześle.
-
— No wybacz, że akurat teraz postanowili mnie przenieść — przewrócił teatralnie oczami. Nie było jego winą, że poprzedni przełożony uznał, że to właśnie on będzie najlepszym kandydatem na przeniesienie. Nie rozumiał tej decyzji, bo uważał, że inne osoby, z którymi miał okazję pracować były lepsze i bardziej chętne do wyjazdu na drugi koniec kraju, ale wiedział też, że decyzji przełożonych się nie negowało. Musiał ją zaakceptować — Może i jest setka osób, ale wybrali ciebie, co pozwala mi wierzyć, że jesteś najwłaściwszą osobą i na twoje miejsce może trafić jakiś sprzedajny kretyn — wzruszył ramionami. Jej niezadowolenie wpływało na poziom jego nastroju. Dodałby coś więcej, gdyby nie to, że szef skończył zapoznawać się z jej wypowiedzeniem i wrócił do dyskusji. Brennan się zamknął i rozglądał po biurze, gdy ta dwójka dyskutowała o powodach rezygnacji Hughes z pracy. I to tak nagłej, która zaskoczyła chyba wszystkich.
— Tydzień by wystarczył — mruknął. Nie potrzebował wiele. Jedynie kogoś, kto pomógłby mu się rozeznać w całym budynku, kto wdałby się z nim w plotki dotyczące współpracowników i podpowiedział mu, z kim było warto trzymać a z kim nie. Ważne było również to, co dotyczyło aktualnych spraw. To wszystko można było załatwić w kilka dni, ale miesiąc też był dobrą opcją.
— Możemy już iść, szefie? Dogadam się z agentką Hughes odnośnie tego miesiąca — zasugerował, licząc na to, że atmosfera poza biurem zrobi się lżejsza, bo tę obecną można było kroić nożem. Nie znosił takiego napięcia. Zwłaszcza w pracy, gdzie wolał żyć ze wszystkimi, albo chociaż z większością pracowników w zgodzie, bo nigdy nie było wiadomo, kto komu musiałby nagle chronić tyłek.
Gdy szef przyznał, że mogli wyjść, wstał i skierował się do drzwi, przez które uprzednio przepuścił w ramach kultury blondynkę. Wyszedł za nią, żegnając się z przełożonym skinieniem głowy i zerknął na kobietę, z którą miał przeżyć najbliższy miesiąc. Westchnął.
— Źle zaczęliśmy, co? — zagaił, podchodząc do niej i wyciągnął dłoń na powitanie — Brennan Langdon — przedstawił się z lekkim uśmiechem. Nie chciał, by przez ten miesiąc żyli jak pies z kotem. Miał nadzieję, że dostrzegała szczerość intencji na rozpoczęcie tej znajomości raz jeszcze, ale w lepszy sposób.
malarka
cały świat
columbia city
Obecna sytuacja dość mocno odbiegała jednak od tych standardów, a siedzący tuż za biurkiem przełożony jedynie utwierdził Charlotte w przekonaniu, że nie powinna była reagować. Nie w chwili, kiedy nowy kolega po fachu traktował ją tak protekcjonalnie i obarczał ją winą za to, jak niefortunnie pewne wydarzenia zbiegły się w czasie.
- Zdecyduj się. Najpierw wymagasz ode mnie okresu wypowiedzenia, teraz twierdzisz, że potrzebujesz jedynie tygodnia? - westchnęła ciężko, z trudem panując nad odruchem, jakim było bezradne rozłożenie ramion.
Była zaskoczona swoim własnym zachowaniem. Nie zwykła reagować tak gwałtownie, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, jak szybko to wszystko się odbywało; nikt nie uprzedził jej o możliwości posiadania nowego partnera w pracy. Dotychczas nikt nie odważył się zastąpić osoby, z którą współpracowała przez ostatnie lata. Brała różne sprawy, często musiała zwracać się po pomoc do przypadkowych agentów, ale to jej odpowiadało; inne sprawy, inne osoby w jej otoczeniu. Zero przywiązania i - jakkolwiek okrutnie by to nie zabrzmiało - emocjonalnego zaangażowania w relację, której okoliczności z racji wykonywanego zawodu były zwyczajnie niebezpieczne. Stracić partnera z pracy to jedno, ale stracić kolejnego przyjaciela?
Nie wiedziała, czy udałoby się jej to przeżyć.
- Tak, dogadamy się - przytaknęła, nie kryjąc zaskoczenia, kiedy padła ta jedna sugestia, na którą dyrektor FBI przystał. Ona zresztą również.
Podniosła się z miejsca z ulgą; atmosfera w gabinecie stała się napięta, ale nie to drażniło ją najmocniej. Ciężkie powietrze i płytkie, nieregularne oddechy sprawiły, że pragnęła jak najszybciej wydostać się nie tyle z biura, co z całego budynku, by wyjść na zewnątrz, zaczerpnąć świeżego powietrza i złapać kilka promieni słońca, które mogłyby ożywić bladą jak papier twarz.
Działo się dużo. Rezygnacja z jednej pracy, możliwość rozpoczęcia nowej w obszarze, którym dotychczas zajmowała się jedynie pobieżnie, pomagając Rhysowi w otworzeniu własnego biznesu. Rodzinne zawirowania, sprawa tamtej nieudanej randki Sao, a na dodatek noc spędzona z mężczyzną, o którym nigdy - teoretycznie - nie powinna była myśleć w kategoriach innych niż przyjaciel rodziny.
Kiedy to wszystko tak bardzo się skomplikowało?
Zaklęła w myślach, gdy - przekraczając próg pomieszczenia - pociemniało jej przed oczami, a w głowie zawirowało na tyle, że gwałtownie przystanęła. I to wcale nie dlatego, że idący za nią mężczyzna postanowił kontynuować rozmowę.
- Mhm, dość... kiepsko - westchnęła, mrugając powiekami w nadziei, że to przywróciłoby ostrość widzenia. Docierały do niej jedynie pojedyncze bodźcie z otoczenia; światło wpadające przez okno, szmery rozmów, dźwięk działającego na pełnych obrotach ekspresu.
Widziała wyciągniętą w swoim kierunku dłoń, dlatego kiwnęła głową na znak zrozumienia.
- Charlotte... - mruknęła, będąc gotową do chwycenia ręki mężczyzny. Zdanie zmieniła w ostatnim momencie, zaciskając palce na jego koszuli, zaledwie chwilę przed tym, jak nogi ugięły się pod ciężarem kobiecego ciała, a Hughes osunęła się na podłogę.
-
Nie sądził, że to był dopiero półmetek zmagania się z problemami w nowej pracy. Dostrzegł, że Charlotte zrobiła się dziwnie blada. Widział, że coś było nie tak, ale nie zdążył nawet zapytać. Wszystko, co nastąpiło w chwili, w której się przedstawiła, wydawało mu się, że trwało wieczność. Męski umysł na zwolnionych obrotach jednak nie działał, co pozwoliło Brennanowi na szybką reakcję.
— Co ty.... Szlag by to — zaklął, gdy Charlotte straciła grunt pod nogami i złapała się jego koszuli. W ostatnim momencie złapał ją w pasie, amortyzując upadek, który mógłby być wyjątkowo bolesny. Ułożył nieprzytomną kobietę na podłodze, wdzięczny sobie za to, że uważał na szkoleniach z pierwszej pomocy. Od razu sięgnął do jej szyi, by sprawdzić, czy miała puls. Ten był. Nieco spowolniony, ale jednak. Odchylając jej głowę, nasłuchiwał oddechu. Wydawało się, że był w normie. Nie zamierzał jednak czekać bezczynnie na ewentualne pogorszenie. Sięgając do kieszeni swoich spodni, wyciągnął telefon i ignorując kilku gapiów, którzy przechodzili akurat korytarzem, wykręcił numer na pogotowie. Był zdenerwowany, ale wiedział, że w takich momentach najważniejsze było zachowanie zimnej krwi.
Krótka rozmowa z dyspozytorem numeru alarmowego skutkowała wysłaniem karetki do siedziby FBI. Brennan odetchnął i spojrzał na agentkę Hughes, która powoli wracała do żywych, a następnie na ludzi zgromadzonych na korytarzu.
— No i czego się, kurwa, gapicie? Otwórzcie cholerne okno — warknął, miażdżąc ich spojrzeniem. Nienawidził takiego zachowania. Do sensacji wszyscy byli pierwsi, ale gdy przychodziło co do czego i trzeba było pomóc, to nikt się do tego nie palił — Spieprzajcie, zajmijcie się swoją robotą — dodał, co wystarczyło, by niektórzy się rozeszli, wymieniając za jego plecami komentarzami.
— Hej, żyjesz? Jak się czujesz? — zapytał, całą swoją uwagę ponownie skupiając na blondynce, której odgarnął z czoła kilka kosmyków włosów. Zmartwiła go i wystraszyła nie na żarty. To zdecydowanie nie był dla nich dobry dzień. Dla niego, bo kiepsko zaczął pierwszy dzień pracy, a dla niej najwyraźniej pod względami zdrowotnymi.
malarka
cały świat
columbia city
Umowa o pracę miała swój początek.
Mogła mieć również koniec.
I nikt nie powinien był w to ingerować.
Ponieważ jednak kiepskie samopoczucie skutecznie zabiło w blondynce wolę walki, lekceważący ruch dłonią miał być jednoznacznym sygnałem, że wcale się nie gniewała; że była gotowa zapomnieć o kiepskim początku i powtórzyć go według ogólnie przyjętych norm i zasad dobrego wychowania. Tak, to był dobry plan.
Gdyby tylko go nie spieprzyła. Nieświadomie, ale jednak - tym razem wina leżała po jej stronie.
Nie miała pojęcia, ile czasu minęło od chwili, w której wyszła z gabinetu szefa aż do momentu, gdy uchyliła powieki, mrugając nimi w celu uchronienia oczu przed intensywnym napływem światła. Powiew świeżego powietrza i bijący od podłogi chłód były doznaniami niezwykle kojącymi, jednak to szmery rozmów i otaczające ją zamieszanie sprawiły, że zaczęła szukać kontaktu ze światem.
- Chyba - mruknęła w odpowiedzi, zatrzymując zamglone spojrzenie na wysokości męskiej twarzy; był to widok dużo przyjemniejszy niż perspektywa walki ze światłem na suficie. - Kiepsko - przyznała, świadomie odpuszczając grę pozorów, w myśl zasad której miałaby sprawiać wrażenie silnej, skłonnej do natychmiastowego podniesienia się z podłogi kobiety. Nie miała siły, by usiąść, a co dopiero ustać o własnych siłach.
- Nie myśl, że zwaliłeś mnie z nóg. Straszny z Ciebie buc - westchnęła z błąkającym się w kącikach warg uśmiechem. Naprawdę doceniała jego pomoc - zwłaszcza jego. Chociaż błąkający się dookoła ludzie, co chwilę wachlujący ją przypadkową teczką czy podający kolejne kubki z wodą, byli w swoim zachowaniu niezwykle uprzejmi, to jednak Charlotte cieszyła się, że aż do przyjazdu ratowników został z nią akurat Brennan.
zt.