WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie co ty, nie jestem przygotowany. Poza tym wolę intymniejszą atmosferę jeśli chodzi o proszenie Charlotte o rękę — zaśmiał się i mrugnął do Virginii. Na ten moment nie miał w planach tak daleko idących kroków, ale był skłonny rozważyć to w niedalekiej przyszłości. Zawsze to jakiś krok ku temu, by utwierdzić Charlotte w tym, że ją kochał. Okazywał to na swój dziwaczny, nietypowy sposób bo mistrzem okazywania uczuć nie był i bliżej mu do zimnego drania niż ciepłego faceta, na którego widok laski tracą głowę, ale co czuł to wiedział.
Jasne, możesz grozić ale oboje wiemy, że kiedyś do tego dojdzie. Kocham cię i prędzej czy później zostaniesz moją żoną — uśmiechnął się i pocałował Lottie w czubek głowy, co miało zakończyć temat. Nawet jeśli miałaby mu te zęby wybić, to i tak poszedłby do ołtarza. Bezzębny pan młody, ale chociaż pewny tego, kogo chciał mieć w swoim życiu — Mamy czas, zobaczymy za rok, może dwa — mruknął jeszcze do ucha Charlotte, by wiedziała, że żadnej presji wywierać nie zamierzał. Jemu się nie spieszyło, jej również. Staż ich związku również dawał jeszcze okazję ku temu, by bardziej się dotarli, dlatego jeśli mieli wznosić toasty, to niestety nie w ramach ich zaręczyn.
Nie mógł powiedzieć, że ton Blake'a przypadł mu do gustu. Odniósł wrażenie, że koleś miał do niego problem, ale nie rozumiał jaki. Do tej pory nie zrobił niczego złego. Nie bił, nie zamykał Lottie w piwnicy, nie zabraniał jej kontaktu ze światem i wbrew pozorom nie robił za naczelnego gnoja, który ze wszystkim był na nie. Chciała pić? Miała do tego pełne prawo.
Pijcie, pijcie. Wasze zdrowie —mruknął tylko i uniósł kieliszek z winem, żeby upić łyk, po czym odłożył go na bok i po prostu przysłuchiwał się tym wszystkim rozmowom, bo nic innego mu nie pozostało. Wszyscy się znali, mieli wspólne tematy a on... Cóż, był tam tylko i wyłącznie przez wzgląd na swoją partnerkę — Może źle mi z oczu patrzy. Przyjaźnią się, martwi się czy nie trafiła na jakiegoś sukinsyna — rzucił do June, gdy nawiązała do tematu bronienia Lottie czegokolwiek. Żartował sobie. Nie widział sensu w robieniu awantur o nic. Chcieli sobie śmieszkować? Proszę bardzo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tej całej Newman nic się na szczęście nie stało, jedynie trochę ją bolało serce – i kieszeń – bo zapłaciła krocie za taksówkę. Co zresztą nie było niczym zaskakującym w taki dzień, ale równocześnie nie było też niczym fajnym i na pewno nie poprawiło jej humoru skopanego przez matkę. Krążyło je po głowie jedno jedyne pytanie: po co w ogóle pojechała do rodziców? I te dzieciaki jeżdżące windą bardzo by jej się przydały, bo choć nic nie było ich winą i jej zachowanie byłoby też bardzo niesprawiedliwe i nie w porządku , to jednak mogłaby na nich trochę odreagować. Nie było jej dane, skoro June szarańczę przegoniła. Jadąc winda myślała za to o tym, że w sumie mogliby tam puścić jakąś tandetną świąteczną muzyczkę, aby nie jechać tak w ciszy, ale to nie centrum handlowe, więc figa. W gruncie rzeczy cieszyła się, że wraca, choć perspektywa poznawania gromadki nowych ludzi, z których znała tylko Virginię jakoś nie wzbudzała w Vex entuzjazmu. Nie żeby miała jakiś problem prze nieśmiałość, introwertyzm czy cokolwiek tego rodzaju, żadnej fobii społecznej nie miała. Była zwyczajnie zmęczona i przez chwilę miała po prostu dosyć jakichkolwiek ludzi.
Nastroiła się jednak pozytywnie jeszcze windzie.
Przynajmniej nie dzwoniła do drzwi, więc Saoirse nie musiała lecieć i otwierać. Już tam słyszała szmer rozmów, a głosów zdawało się być naprawdę sporo, przez co poczuła ukłucie wyrzutów sumienia, że jest spóźniona i wszystko stopuje, żarcie pewnie wystygło i tak dalej. Pewnie jednak grzecznie czekali, żeby było kulturalnie.
- Hej! – przywitała się głośno, wchodząc głębiej i w ten sposób chcąc zwrócić na siebie uwagę na tę krótką chwilę powitania. Nie potrzebowała oficjalnego przedstawiania się ani nic z tych rzeczy, to można było załatwić za chwilę.- Wesołych Świąt! – dodała, żeby było miło, nawet jeśli nieco tandetnie, ale no, chciała być miła i tyle. Nawet się uśmiechnęła. Równocześnie jakimiś dziwnymi gestami pokazywała Sao kuchnię, co miało być sugestią, że może pomóc jej z jedzeniem i trochę odciążyć z roli gospodyni, w końcu Vex też tam mieszkała, wiedziała, co gdzie jest i trochę nawet pomogła w gotowaniu, zanim się wybrała do rodziców.- Virgie, klasa kiecka – rzuciła jeszcze po szybkim rozeznaniu, chociaż żadnej więcej twarzy nie znała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na pytanie Blake’a odpowiedziała mu, ze oczekują jeszcze Vex, jej nowej współlokatorki, , a na dowcip Molly zareagowała tylko śmiechem, jednak dobry humor powoli jej uciekał, bo chociaż Virgie i Blake faktycznie zachowują się przyzwoicie, to jednak wcale nie było jakoś super przyjaźnie. Po pierwsze June - jak zwykle zgryźliwa wobec Griffitha, miała ochotę ją upomnieć, ale doskonale ja znała i wiedziała, ze tym sposobem tylko pogorszy cała sytuacje. A po drugie biedna Ariel, która została oszukana przez Blake’a, o którym rozmawiały tamtego wieczora w Tractor Tavern. Miała mieszane uczucia - darzyła Blake’a szczera sympatia, ale - nieświadoma, ze sprawa Ivory ciągnie się za nim jak smród po gaciach - nie pochwalałam tego, ze podaje się za jakiegoś Bruce’a. Co innego na tinderze, a co innego w spotkaniu twarzą w twarz. Nie zamierzała go jednak skreślać, porozmawia z nim innym razem.
Przez jej zamyślenia ominęły ją deklaracje Joela, który w tej chwili aż tak bardzo jej nie przeszkadzał, wobec Lottie. Szczerze to, wydawało jej się, ze mężczyzna zachowuje się nawet lepiej niż co niektórzy, bo przecież noe było dla niej tajemnica, ze mężczyzna jej nie lubił, a mimo to, nie rzucał złośliwymi uwagami. Właściwie to nawet ba nią nie patrzył, co uważała za lepsze rozwiązanie, bo przynajmniej nie prowokowali się nawzajem. Wypiła duszkiem zawartość swojej szklanki, robiąc przy tym lekki grymas, bo przez gęstniejącą atmosferę, whisky nie smakowało jej tak bardzo jak zawsze. Pożałowała tez z góry narzuconych przez nią miejsc przy stole i kiedy Vex w końcu się pojawiła uśmiechnęła się szeroko, wzdychając z wyraźna ulgą i przedstawiła ją wszystkim.
Zapewne powinna teraz coś powiedzieć, życzyć wszystkim wesołych świat czy inne bzdury, ale zamiar tego dolała sobie najbliżej stojącego alkoholu i niechcący kopnęła Blake’a pod stołem.
Dobrze, ze Virgie siedziała obok niej, miała towarzyszkę do picia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnął się pod nosem słysząc komentarz Molly i na potwierdzenie skinął głową. Nikomu oczywiście śmierci nie życzył, bo znając - o ironio - życie, to pewnie wylądowałby jako pierwszy na posterunku w charakterze podejrzanego. Dopiero co w lipcu wyszedł na wolność, a od tego czasu udało mu się już spędzić czterdzieści osiem godzin na komisariacie w związku z kolejnymi morderstwami.
- W porządku. My mamy dziś wolne - odpowiedział blondynce, następnie przekierowując spojrzenie na Virginię i Saoirse. Gdzieś w międzyczasie dostrzegł wymianę zdań między Ariel a organizatorką imprezy, więc po chwili posłał tej drugiej dłuższe, pytające spojrzenie.
Całe szczęście, że nie znał myśli Sao, bo gdyby tylko przemknęło by przez nie coś o skreśleniu (nawet jeśli nie zamierzała tego jeszcze zrobić!), to uznałby, że coś się w jej blond-główce poprzewracało. Nie znali się od kilku dni, a przekreślenie całej znajomości tylko przez to, że przedstawił się innej kobiecie drugim imieniem... dla niego wielką zbrodnią nie było i na pewno nie powodem do fochów. No ale był tylko facetem, pewnie jego myślenie różniło się od podejścia pań.
- Nie wiem - rzucił spoglądając na June - w krótkiej pogawędce wyszło, że jej tego nie odmawia, więc podchwyciłem myśl - stwierdził, na początku delikatnie wzruszając ramionami, a następnie upijając łyk whiskey. Nie odebrał jej słów jako żaden przytyk, lecz przeniósł spojrzenie na Joela. Siedział w zasadzie między nimi (Blake), więc mimowolnie słyszał tekst o nim (Gallagherze) jako sukinsynu.
- Charlotte zapewne lepiej zna się na ludziach niż ja - stwierdził lekko, zwracając się do partnera najstarszej Hughes. - Jeśli do tej pory - ta, jakby niby wiedział, ile ze sobą są - nie uznała, że źle ci z oczu patrzy, to pewnie tak nie jest. U mnie takie zaczepki są niemalże normą. - I tego typu poczucie humoru również. Czasami czarne, niekiedy nietaktowne, specyficzne. Może dla niektórych słabe, ale i tym nie miał w zwyczaju się przejmować. Uniósł w górę szkło w geście toastu na znak, że: nic do ciebie nie mam.
- Ciszej, Lottie, bo za moment jeszcze ty zrobisz ze mnie tego najgorszego - powiedział niby z powagą, lecz szybko kącik jego ust drgnął z rozbawieniem. Trochę w kiepskiej chwili się podzielił tą myślą z najgorszym, bo akurat wtedy postanowiła obok (między nim a Charlotte) usiąść Ariel. Odchrząknął i dopił alkohol, sięgając po butelkę, by ponownie uzupełnić braki.
Widząc spóźnioną Vex, skinął do niej na przywitanie głową i rzucił w eter swoim imieniem. Chciał dodać coś jeszcze, ale oberwał w kostkę od Sao, więc ze zmarszczonymi brwiami spojrzał na nią pytająco. Po raz kolejny. Ta, najwyraźniej rzeczywiście będą musieli później pogadać...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Christian wyłapał, że spotkanie jest po części branżowe. Jednak zamiast rozmów o trumnach, urnach i katafalkach spotkał grupę normalnych, fajnych ludzi. Chociaż z czasem zaczął mu przeszkadzać lekki gwar, zamieniający się w coś w rodzaju białego szumu, z którego nie mógł wyłapać pojedynczych głosów. współbiesiadników.
Objawy PTSD stłumił, jedną, drugą a potem trzecią szklaneczką burbona. Molly sama powiedziała, że po auto mogą wrócić później, a taksówki są dla ludzi.
Nie mów do mnie "tatku" skarcił ją żartobliwie. Był od niej sporo starszy i jeszcze był gotów nabawić się kompleksów na tę okoliczność. Wokół mnóstwo przystojnych facetów, a nie weteranów z pooraną psychiką. Ale co tam, bawił się świetnie gdy Molly była obok.
Blake wyglądasz na równego gościa, napijesz się? Ocena sytuacji raczej nie była podyktowana promilami. Coś mu mówiło, że Blake, podobnie jak on nosi w sobie coś trudnego co ma na niego wpływ.
Jego uwagę nieco odwróciły pierożki nakładane przez Molly - co jak co, ale potrafiła perfekcyjnie trafić w jego gust. Dziękuję. Rzucił krótko, jednak tonem wskazującym, że nie o wdzięczność mu chodzi. Wychodziło na to, że w ostatnich tygodniach zakochał się jak dzieciak. Skąd się znacie? Rzucił jakby trochę w eter. Wiedział, że impreza jest po części branżowa, ale przecież nie w 100%...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ledwo zapytała Sao gdzie jest ktoś kto powinien zajmować miejsce obok niej a w progu pojawiła się kolejna nieznajoma osoba. Jak nic to owa Newman. Skoro już miały siedzieć obok siebie to Molly szybko przedstawiła się. – Cześć, Molly – podała Vex dłoń i niemal równocześnie przysunęła do niej pustą i smutno suchą szklankę na alkohol. – Skoro się już spóźniłaś tu musisz wypić karniaka – najpewniej naleje jej czegoś rudego jeśli nie spotka się z silnym sprzeciwem. Przecież nie każdy może wlewać w siebie procenty bo np. przyjmuje leki i nie chce się tym chwalić na lewo i prawo. – Zdrówko – obiła swoje szkło o szkło osób, które miały w tej chwili się napić. W tym o szklankę Chrisa, który najwyraźniej nie musiał być długo namawiany do napicia się z gówniakami.
– Dobrze, jak sobie życzysz – uniosła wysoko brodę udając ogromną urazę tym przysłowiowym pstryczkiem w nos jednak szybko uśmiechnęła się szeroko nadstawiając dziubka do całusa. Różnica wieku jaka między nimi była zupełnie jej nie wadziła i wpisywała się w widełki tej akceptowalnej. Co innego jeśli były grubo po 70, miał miliony na koncie a ona ocierałaby na ich wspólnym ślubie jego kącik ust po torcie.
Fuj!
– My? - wskazała paskudnie paluchem na siebie i Blejka. Wzruszyła ramionami. – Widzieliśmy się raz w życiu. Piliśmy w barze i gadaliśmy a później się okazało, że Virgi i Sao pracują z nim w jednej ekipie. My tylko udajemy, że się lubimy. To konkurencja – Puściła oczko do Chrisa wcinając przy okazji pierożka z jego talerza bo swoje już zjadła. < 3

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była "biedna" (jak to w myślach określiła ją Sao) tylko wkurzona i choć wcale nie planowała angażować w to organizatorki dzisiejszych świąt, jakaś cząstka niej chciała wyrzucić z siebie garstkę informacji - szczególnie widząc jej pytające spojrzenie. Zdążyła już jej wspomnieć o mężczyźnie, który pomógł jej w górach, więc teraz sprostowała sytuację. Uznała, że ta informacja jakoś szczególnie nie odbije się na nikim, w końcu to tylko głupie "nieporozumienie" prawda?
— Poznałyśmy się zaraz po moim przylocie do Seattle. Sao bardzo pomogła mi odnaleźć się w mieście — odpowiedziała June przytakując i uśmiechając się lekko. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że dziewczynie dziś na rękę są docinki, więc wolała jedynie się uśmiechać i nic nie dodawać. Sama też czuła, że może mieć dziś cięty język jak ktoś się czegoś uczepi. Szkoda rujnować tak ładnie zorganizowane święta, ale na szczęście wciąż miała swój uśmiech pogodynki dopracowany do perfekcji.
Widząc nowa osobę, która przedstawiła Sao, uśmiechnęła się lekko do Vex dodając swoje imię, po czym sięgnęła po wino uzupełniając swój kieliszek. Najwyżej opije się jeszcze przed kolacją.
Słysząc słowa Christiana na temat siedzącego tuż obok Blake'a nie mogła podtrzymać ironicznego uśmiechu, który pospiesznie starała się schować za kieliszkiem wina, zbliżając go do ust. Sięgnęła też po jedno z ciastek leżących na stole, bo najlepsze w tym wypadku było zatkanie sobie buzi. Nie chciała palnąć w odpowiedzi na słowa Christiana głupiej uwagi na temat tego, że te jego ładne oczy też ją zwiodły na manowce i lepiej niech uważa.
Kiedy już przełknęła ciastko - dobre, choć nieco dziwne w smaku - spojrzała na siedząca po drugiej stronie stołu Sao. — Co koniecznie powinnam spróbować? — zapytała radząc się samego szefa kuchni, uśmiechając się przy tym jakby nigdy nic. Naprawdę musiała coś przekąsić, powoli odczuwała już fakt, że wlała w siebie 3 kieliszki wina. Za wcześnie, za szybko.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- Nie sądziłam, że wszyscy są tak żądni ślubów. Chyba, że po prostu czekacie na jeszcze huczniejszy rozwód? - zagaiła pół żartem a pół serio, zerkając na osoby siedzące najbliżej i udzielające się w kwestii domniemanych oświadczyn.
Gdyby takowe miały mieć miejsce i odbyłyby się właśnie w asyście tak rozległej publiczności, Charlotte musiałaby całe to towarzystwo rozczarować; ona sama preferowała warunki dużo bardziej prywatne, ale jednocześnie nadal wierzyła, że słowa Joela były wynikiem wypitego już alkoholu lub pokarmowego zatrucia niż świadomych decyzji.
- Na Twoim miejscu nie byłabym tego taka pewna. Może zrobię Ci psikusa i ucieknę z jednym z Twoich kuzynów? - rzuciła wesoło do Joela, mrugając do niego w porozumiewawczy, jasno sugerujący zaczepkę sposób. - Ma naprawdę wielu kuzynów, gdybyście były zainteresowane - dodała pospiesznie, sięgając po kieliszek wypełniony winem.
Równie groźne spojrzenie posłała w kierunku Blake'a. Choć nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co działo się między poszczególnymi zgromadzonymi, to jednak nawet - a może szczególnie - jej uwadze nie umknęło to, że to właśnie mężczyzna był główną gwiazdą tego wieczoru.
- Nie muszę. Dobrze radzisz sobie beze mnie, więc napijmy się za to, żebyś nie okazał się Grinchem tego spotkania - dodała z charakterystyczną dla siebie przekorą, szkłem stukając o szklankę, którą przyjaciel rodziny trzymał w dłoni.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prychnęła zawiedziona na wieść, że nie będzie kolejnej okazji do picia, najwyraźniej jednak [color=orange[Sao[.color], żadnej nie potrzebowała, bo zaczęła sobie dolewać alkoholu. Virgie podstawiła jej też swoje szkło.
- Konkur... - zdziwiła się początkowo na słowa Molly, ale zaraz parsknęła - Tak. Udajemy. Miałyśmy różne wzloty i upadki, no nie, Murphy? Jesteśmy jak takie hate-love.
Poczuła pod stołem jakiś dziwny ruch, mimo to niestety nie zorientowała że był on kopniakiem wycelowanym w nogę Blake'a. A miałaby tyle satysfakcji! Zamiast tego uśmiechnęła się tylko szeroko do June.
- Ja zawsze jestem klasa, nie wiesz tego?
Jednym z wielu plusów bycia wiecznym dużym dzieckiem, było to że nigdy nie wyrosła z przebieranek i mogła się z tak prostego stroju cieszyć jak głupia.
Ale od uzależnień nawet pani mikołajowa nie potrafiła uciec, bo jej myśli coraz częściej wędrowały ku fajce i ku zapakowanym w auto prezentom. Odszukała więc spojrzeniem Molly i rzuciła do niej:
- Idę na tą fajkę. Idziesz? Cykniemy sobie tę fotę
Był to zaiste odpowiedni czas, bo ledwie powstrzymała parsknięcie śmiechem na wzmiankę Chrisa o tym, że Blake wygląda na porządnego gościa.
Tak ją korciło, taaaaak korciło!
Posłała nawet temu ostatniemu spojrzenie "Powiedz mu, proszę!", ale nie podejrzewała Blake'a że potrafił się bawić kosztem swoich tajemnic i wstydów. Chrząknęła więc, spontanicznie poklepała Sao po ramieniu i podniosła się, patrząc wyczekująco na Molly.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy sam powiedziałby o sobie, że jest równym gościem? Aktualnie...chyba nie, bo gdyby chciał, to sporo mógłby sobie zarzucić. Nie chciał - i to również było pewnym wskaźnikiem mówiącym o jego podejściu. Może kiedyś, przed odsiadką, gdy bez wahania wyżej od siebie stawiał bliskie sobie osoby i był w stanie wyciągnąć do nich rękę w każdej chwili, niezależnie od sytuacji i problemów, jakie mógł przez to wpaść. Nie był (aż tak) złośliwy, mniej zobojętniały, a zamiast kpiącego uniesienia ust można było zaobserwować u niego szczery uśmiech. Pozytywne nastawienie zgubiło się w dniu, kiedy Ivy - jego narzeczona, a siostra (jeszcze) panien Huhges straciła życie, a on trafił za kratki jako morderca trzech młodych osób, w tym właśnie Ivory. Wyrok bez wątpienia rzucił długi cień na jego życie, i choć próbował się spod niego wydostać, to różnie to wychodziło.
- Dzięki - odpowiedział Chrisowi i skinął głową na potwierdzenie tego, iż się napije. Oczywiście, że zanotował w międzyczasie zarówno ironiczny uśmiech Ariel, jak i parsknięcie śmiechem Virgie, na co zareagował zaledwie wywróceniem oczami.
- Dokładnie tak, jak powiedziała Molly - potwierdził z rozbawieniem, przekierowując swoje spojrzenie z Chrisa na jego partnerkę i z powrotem. - A ty, czym się zajmujesz? - zapytał z zaciekawieniem, bo nawet jeżeli wykazał się wiedzą na temat alkoholi, to nie do końca pasował mu na jakiegoś - na przykład - właściciela winnicy, czy innej destylarni.
- Nie popsuję świąt, bo jeszcze bardziej podpadnę twojej siostrze, choć nawet nie wiem czym podpadłem teraz. Najwyżej wyjdę wcześniej - zwrócił się do Lottie, starając się powiedzieć to stosunkowo cicho, jednak fakt, że siedziała między nimi Ariel trochę to utrudniał. I przy okazji blondynki, to właśnie na nią spojrzał, a potem trzymaną w dłoniach babeczkę z - najprawdopodobniej - wesołym dodatkiem od jego matki. Zmarszczył czoło zastanawiając się nad czymś, ale finalnie tylko uśmiechnął się nieco ironicznie, krótko.
- A może jednak wiem w czym rzecz - mruknął bardziej do siebie, niż do Charlotte. W tle usłyszał coś o fajkach, ale zamiast nich, w kieszeni odszukał wręczony przez Biondi prezent - zmywalne tatuaże, na które rzucił okiem. Cóż, może to nie było przypadkiem, że siedziała koło niego Ariel.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obserwowała jeszcze przez chwile Blake’a jakby chciała mu przekazać telepatycznie pytanie „czemu nie mówiłeś, ze znasz się z Ariel pod imieniem Bruce?!”, ale kiedy rozsądek zaczynał powracać wiedziała, ze zareagowała trochę zbyt...ostro. Przecież to nie jej problem tak na dobra sprawę i chociaż Ariel uwielbiała, to przecież Blake był prawie rodzina, to jego znała dłużej i chyba nie powinna była oceniać. Ona tez pewnie nie raz i nie dwa podała fałszywe imię, gdy była jeszcze na studiach, a nie planowała kolejnych spotkań z osoba, z która akurat się bawiła. Dlatego przewróciła oczami i delikatnie - ledwo widocznie - wzruszyła ramieniem wciąż na niego patrząc.
A przynajmniej dopóki Virgie jej nie poklepała w to ramie zanim poszła z Molly na fajkę, a Ariel postanowiła coś zjeść. Szczerze mówiąc sama miała obawy przed spróbowanie czegoś co gotowała ona, ale z drugiej strony przecież nie mogło być tak źle, bo to nie tak, ze bić kompletnie nie potrafiła zrobić.
- Szynkę, robiłam po raz pierwszy. I te włoskie pierożki, podobno Joel świetnie gotuje. - zerknęła w tym momencie na Lottie i jej partnera, posyłając im serdeczny uśmiech, nieco dumna sama z siebie, ze stać było ja na komplement w stronę mężczyzny. Prawda była taka, ze w dalszym ciągu zagłuszała swoje wyrzuty sumienia, które miała przez skrywana tajemnice przed starsza siostra (nieważne, ze ta nie wiedziała o wzajemnej niechęci między Sao i Joelem - najważniejsze, ze ona wiedziała). Po świętach musi z nią porozmawiać, powiedzieć jej i pozbyć się tego ciężaru z ramion.
Tak, to był dobry plan.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Od szklaneczki do szklaneczki, od wina do łychy… Murphy przez całą imprezę uważała, że trzyma się świetnie. Mało tego, alkohol wcale na nią nie działa. Nie dość, że jej myślenie było jasne i miewała nawet chwile błyskotliwości to jeszcze odnosiła wrażenie, że Chris coraz lepiej odnajdywał się między obcymi ludźmi. Podsumowując wszystko szło w bardzo dobrym kierunku. Rzucone pytanie nie obeszło się bez odpowiedzi chociaż wcale nie było kierowane do Murphy. Ariel wyraźnie pytała gospodarza co warto przenieś na swój talerz.
– Ta sałatka jest na pewno dobra i polecam pierożki! – puściła dziewczynie oczko wyraźnie zadowolona ze swojej recenzji.
– Jasne, idziemy – odpowiedziała Virgi wstając na równe nogi ale tak mocno zakręciło jej się w głowię, że znów usiadła. Druga próba wyszła jej znacznie lepiej. Dopiero teraz poczuła, że faktycznie postawiony na stole alkohol nie był marną imitacją. – Christian… zaraz wrócę. Baw się dobrze – rzuciła przez ramię deptając tuż za blondynką. W przedpokoju narzuciła na siebie płaszcz co oczywiście nie obeszło się bez jęków niczym u staje kobiety. Po wyjęciu z torebki paczki i zapalniczki obie wsiadły do windy. – Zapomniałam telefonu – ledwo wymamrotała opierając się o ścianę z lustrem kiedy winda zatrzymała się gwałtownie a wewnątrz zgasło światło.
– Nie wierzę – spoważniała odnajdując dłonią postać pani mikołajowej. Jak na kogoś kto ma zakład pogrzebowy Molly bała się ciemności – ups…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Siedząc przy stole - gdzieś pomiędzy lekkim upominaniem siebie za to, że wypiła prawie trzy kieliszki wina nim zdążyła coś zjeść, a małymi pretensjami, że rozpoczęła od ciastka - zastanawiała się, jak doszło do tego, że spędza święta z (w większości) obcymi ludźmi w samym środku Seattle. Jak do tego doszło, nie wiem… Nie rozumiała też co strzeliło jej do głowy, by zrzucać na Sao swoje problemy w takim dniu, skoro to ona ją gościła. Na swoje wytłumaczenie miała tylko to, że wciąż była w lekkim szoku, a na domiar złego znajdowała się na świetnej drodze zmierzającej do upicia się.
Musiała wziąć się w garść, choć pewnie zabawnie wyglądała jak z ciastkiem w ręce, wciąż przeżuwając jeden kęs, nakładała sobie pierożki. — Wyglądają smacznie — zwróciła się do Sao ignorując kpiący uśmieszek Blake’a. Jej przynajmniej miał solidną podstawę, a on niby z czego się tak cieszył? Nieświadoma tego, że w ciasteczkach mogło się kryć coś poza podstawowymi składnikami wypieków zajadała się jednym z nich w najlepsze. Nawet mając świadomość tajemniczego składnika pewnie by ich spróbowała z nadzieją na szybkie psychiczne rozluźnienie. Była spięta i przytłoczona, szczególnie teraz, kiedy siedząc przy stole ze wszystkimi udawała, że wszystko gra… a w myślach chciała zasadzić Bruce’owi porządnego kopniaka w uszkodzoną podczas Halloween kostkę. Tak o, dla zasady. Zamiast tego posłała Charlotte rozbawiony uśmiech słysząc wzmiankę o Grinchu. Za to i ona mogła wypić.
Trzeba przyznać, że miała świetne towarzystwo: wino, pierożki, ciastko... ale słysząc o fajkach naszła ją drobna pokusa, by również wstać od stołu i wymknąć się na jednego papierosa. Paliła od święta więc okazja była idealna, okoliczności sprzyjające i właściwie już zamierzała podnieść się z krzesła, odsuwając je nieco do tyłu, kiedy dostrzegła tatuaż trzymany przez Blake’a. — Szybko schodzą, już marker jest lepszy — palnęła nim zdążyła ugryźć się w język — poza tym łatwo można je zniszczyć — znawczyni, ale sama dostała podobne i to od niego. Zapewne wysłała mu też zdjęcie jak jednym z nich przyozdobiła sobie ramię, ale właściwie dlaczego wciąż do niego mówiła? Nie chcąc powtórzyć błędu szybko zjadła ciastko, popiła ostatnim łykiem wina i zapchała sobie buzię pierożkiem, by po raz kolejny przypadkiem nie palnąć czegoś równie głupiego. Ta fajka to nie był taki zły pomysł, ale już o niej zapomniała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wstała więc także od stołu, zgarnęła tylko fajki i zapalniczkę i pomaszerowały z Molly w świat, pewne, że wrócą za minutkę, gotowe dalej szerzyć radość i rozdawać prezenty...
No bo naprawdę. Virgo tak myślała. Tylko na fajkę i po prezenty chciała, najwyraźniej na tej imprezie był jakiś Grinch, bo winda postanowiła z nagłym szarpnięciem i krótkim "wow" blondynki, odmówić posłuszeństwa. Burknęła pod nosem jakieś przekleństwo, bo naprawdę potrzebowała iść na fajkę, a tymczasem tutaj jakaś złośliwość rzeczy martwych miała miejsce... I zaczęła grzebać za telefonem, żeby po pierwsze- sprawdzić zasięg, po drugie - włączyć latarkę. Problem był taki, że telefon został na stole.
- Myślisz, że ktoś odpowie dzisiaj na przycisk alarmowy? - rzuciła z irytacją, bo nie chciała tu spędzić wielu godzin, zanim ktoś ogarnie, że winda nie działa i wypadałoby wezwać jakichś techników.
Problem był tylko taki, że ten przycisk musiałyby najpierw wymacać, bo zgasło też światło, a ta winda miała sporo guzików, przy czym nie bardzo różnił się jeden od drugiego.
- E, a co ty się tak kleisz? - zdziwiła się, kiedy poczuła dotyk Molly - Znaczy, nie żeby mi się nie podobało, ale myślałam, że zabrałaś tu dzisiaj swoją randkę, czy coś - po chwili zastanowienia postanowiła dorzucić błyskotliwe - ....Czyli jednak chcesz ten trójkącik?
Na szczęście były to tylko żarty i Virgo nadal zajęta była macaniem guzików.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gwałtowne szarpnięcie, mrok, czerń, która sprawiała, że nie było widać własnej dłoni mimo, że Molly trzymała ją przed nosem. Zachwiała się… była pijana i przestraszona. Przylegając do Virgini najpierw namacała futerko przy końcu jej spódniczki. Nie, wcale nie miała zamiaru sprawdzać co było pod spodem – ona tylko musiała się upewnić, że Vi to Vi a nie ktoś inny.
– Virginia – zabrzmiało przy ucho dziewczyny podczas gdy Murphy szczelnie się do niej przykleiła. – Ja Ci muszę coś powiedzieć – objęte ramię wydawało się oplecione niczym bluszczem. – Ale to zostanie między nami – podoba jej się? Ten trójkąt to tak na serio? A może chciałaby wejść z nią w spółkę i wykurzyć Sao. O nie, nic z tych rzeczy.
– Ja przezajebiście boje się ciemności – wyznanie z nutką strachu i co najgorsze – paniki. Laska, która dowodzi zakładem pogrzebowym ma problem z ciemnością… albo mówiła prawdę ale była bardzo wstawiona.
– Ostatnio oglądałam z Chrisem Paranormal Activity i… o Boże, czy tutaj są kamery? A co jeśli na monitoringu okaże się, że coś stało obok mnie?! – jeśli to możliwe to objęła rękę Virgini jeszcze mocniej. – A w tamtym tygodniu obejrzałam z kocicą i jej dziećmi… - urwała nagle wzdychając – była ewidentnie dobrze zrobiona. – Ale one się nie liczą bo jeszcze są ślepe… jakiś taki zjebany horror o lasce, która latała w sukni ślubnej z welonem na mordzie i topiła dzieci. Najpierw swoje a później cudze. Laaa laluna? la llorona ? czy jakoś kurwa tak. I ona miała taką wstrętną twarz. Virginia zrób coś! Może krzyknij? Albo nie wiem. Zostań moim bohaterem proszę, proszę – jęczała jej za uchem wcale nie ułatwiając zadania.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”