WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Blake rozpieścił ją ze SPA, Virgie z super ramką, była tez biżuteria i inne upominki, ale cholera, te buty! Może jednak dobrze, ze najmłodsza z obecnych Hughes nie poszła jej śladem i odsunęła się od rodziców (bo nie wiedziała, ze to z oszczędności).
- O matko, tęskniłam za zakupami w luksusowych butikach. - zwróciła się do June wyraźnie szczęśliwa, odkładając torbę...pewnie pod choinka. Już nawet nie zamierzała komentować sprawy z Kevinem, ale dla niej była to niemal świąteczna tradycja!
Katem oka zauważyła Ariel, której wyraźnie spadł nastrój i nawet chciała od razu do niej podejść i spytać co się dzieje, ale - czy to był czas na takie rozmowy? Mimo wszystko przeprosiła blondi Hughes #2 i finalnie nie podeszła do Darling, bo poszedł do niej Blake. A ona stała pod jemioła razem z Virgie, wiec - długo nie myśląc - cmoknęła ja w usta, po czym się uśmiechnęła i kiwnęła głowa w stronę Griffitha.
- Nie róbcie dzisiaj żadnej dramy, please. Chce spokój. - westchnęła zerkając ba zegarek wiszący na którejś ścianie, czekając aż pojawi się jej współlokatorka, co by mogli wszyscy usiąść do stołu i zacząć jeść. - Napijesz się? - co to za pytanie, oczywiście, ze się napije. Machnęła ręka i podeszła do schowka znajdującego się przy kuchni, próbując nie podsłuchiwać Ariel i Blake’a. Oczywiście coś tam pewnie usłyszała, ale no udawała, ze nic kompletnie, ze głucha była na ich głosy. Wzięła stamtąd przygotowany wcześniej alkohol (chociaz może powinna ten przyniesiony w prezentach?), czyli z dwie butelki wina i whisky, po czym wróciła do salonu, postawiła butelki na stole i w sumie - niech każdy się częstuje. Dla siebie rzecz jasna nalała whisky, to samo dla Virgie i podała jej szklankę i stuknęła szkłem, upijając odrobine.
-
– Tak, sprawdziłam. Brakuje w nim pierwszej od brzegu kromki. Zrobiłam sobie z nią kanapkę jakieś 3 godziny temu i jestem tutaj więc… śmiało – – wręczyła wypiek Sao albo położyła w wyznaczonym miejscu – nieważne. Później napatoczył się niewątpliwy mistrz jeśli chodzi o dobór stroju na imprezę Virginia
– Na tinderze. – skłamała paskudnie uśmiechając się przy tym szeroko. Pozornie był to uśmiech szczęścia choć ją cieszyło zwykłe, paskudne kłamstwo, które prędzej czy później i tak może odkręcić. Przecież to tylko niewinny żarcik. – Virgi przecież wiesz, że ja umiem się dzielić – rzuciła unosząc jedną brew do góry.
Weź i ją rozgryź… – Jak będziesz schodziła na dół to daj znać – i Molly przy alkoholu nie pogardzi cienkim, miętowym papierosem. A znając życie na jednym się nie skończy. Chyba, że winda będzie zajęta. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie się bujał pięć pięter w dół i w górę żeby zapalić. – A Ty Christian palisz? – ściągnęła brwi do środka nie przypominając sobie żeby czuła od niego charakterystyczną woń. Jej się zdarzało, owszem.
Po przywitaniach bliższych lub dalszych oboje usiedli na wyznaczonych miejscach a blondynka odruchowo przysunęła swoje krzesełko kilka cm w kierunku pana, z którym przyszła. Tak. To ten etap znajomości kiedy jedno najchętniej siedziałoby na kolanach drugiego. – Dlaczego nie wzięliśmy taksówki? Nie mów, że nie będziesz pił – spojrzała na Chrisa z wyrzutem przyciągając butelkę wina, którą przyniosła Sao.
– Komuś winka? – powiedziała nieco głośniej podnosząc butelkę. Jako rasowy alkoholik szukała kompana co by nie wyszło, że zrobi flachę sama. – Polejesz mi kotku? – jeśli nikt zaraz nie zwymiotuje serduszkami to będzie dobrze…
-
Kiedy więc Blake ją wyminął, a uwagę przykuły słowa Charlotte, spojrzała na siostrę zdezorientowana, wzrok lokując w pierwszej kolejności na jej policzku. – Ojej, patrz, pobrudziłam Cię – jęknęła z udawanym przejęciem, ale żeby starsza Hughes nie musiała chodzić ze śladem różowej pomadki na twarzy przez cały wieczór, szybko wyciągnęła w jej kierunku rękę, a kciukiem przetarła delikatnie policzek. – Już, znowu wyglądasz pięknie. I gdzie się ukrywałam? Nigdzie, po prostu byłam zajęta – najpierw Miami, później inne sprawy pośród których główną rolę odgrywała ostatnio praca, szczególnie przed świętami. Może właśnie dzięki temu mogła wrzucić do tej skarbonki trochę więcej i drugiej siostrze też kupić prezent? Nie miała go jednak ze sobą, ale kolczyki od Versace już powinny zajmować miejsce na jej toaletce, bo dosłownie kilka godzin wcześniej dostała potwierdzenie od kuriera, że paczka dotarła na miejsce. – Co słychać? Zaręczyłam się – odparła od razu z przekąsem, nie do końca wiedząc czy powinna teraz udawać szczęśliwą, żeby wprawić Charlotte w jeszcze większe zdziwienie, czy wyjaśnić przed Joelem, że to tylko taki mały żarcik. Bardzo w stylu June. – Chciałam Ci powiedzieć osobiście, ale... skoro już widziałaś – mimowolnie do swoich słów dołączyła lekkie wzruszenie ramion, gdzieś w międzyczasie napotykając zdezorientowany wzrok partnera Lottie. – Żartuję, oj Joel! Nie musisz się martwić, wasze wesele i tak będzie pierwsze – a że zupełnie nie wiem czy ta dwójka jest zaręczona czy nie, mogę tylko napisać, że June postanowiła dalej sobie pożartować. Chociaż czy to w ogóle był żart, jeśli pod uwagę brać to, że naprawdę widziała kiedyś tę dwójkę na ślubnym kobiercu? Według niej do siebie pasowali.
– Ja! Nie wytrzymam tu na trzeźwo – rzuciła jeszcze, wyłapując gdzieś słowo wino, które padło z ust Molly. Ale że w międzyczasie zobaczyła jak Sao nalewa sobie coś mocniejszego, skinięciem głowy przeprosiła blondynkę i doskoczyła do siostry. – Nie wiem jak długo dam radę chodzić tu w tych butach, więc zdecydowanie bardziej niż wino potrzebuję tej whisky – skwitowała krótko, do ręki biorąc szklankę.
-
Zresztą - miły? Paskudne określenie.
- Nie tym razem - powtórzył po najmłodszej Hughes - zabrzmiało bardziej jak ostrzeżenie, niż przywołanie czegoś odległego - powiedział, zadzierając wyżej podbródek, ale nie odrywając przez kilka sekund spojrzenia od jej tęczówek.
- I tak... może nie pij za dużo - zasugerował, na odchodne puszczając jej oczko. Szkoda, że nie udało mu się przesunąć swojego imienia w rozpisce miejsc, aczkolwiek z drugiej strony... gdzie miałby się umieścić? Koło Saoirse siedziała Virgie, która zaatakowała go pod jemiołą, lecz został wybawiony przez samą organizatorkę imprezy.
Gdyby miał lepszy humor i nie był trochę spięty przez to, że Ariel prawdopodobnie go rozpoznała i nie rozumiała dlaczego mówią do niego Bruce, a nie Blake - pewnie mruknąłby coś o tym, by pod tą jemiołą uważały na nargle, przecież wiadomo, że tam się od nich roiło. Tymczasem miał ważniejsze sprawy do załatwienia, aby nie wywołać burzy przy świątecznym stole.
- W tym przypadku, owszem, musisz - odpowiedział Ariel tonem nieznoszącym sprzeciwu, lecz nadal starał się nie mówić zbyt głośno. Lepiej, by ich uprzejma rozmowa nie rozniosła się echem po innych pomieszczeniach.
- Niech ci będzie, skłamałem co do imienia, straszne - mruknął kpiąco, dodając do tego wywrócenie oczami. - Nic złego, w końcu nadal żyjesz i wydajesz się być cała i zdrowa. - Uhm, już czuł, że się domyśliła, że to on. - I nie pokonała cię ani kostka na szlaku, ani burza, ani brak innych chętnych osób do pomocy - dokończył myśl, żeby rozwiać ewentualne wątpliwości - gdyby pomyślała, że coś złego mogło grozić jej z jego strony.
- Na pewno chciałabyś by ci pomógł Blake Griffith, co nie? - dodał z ironią, może błędnie, ale zakładając, że gdyby skojarzyła go z morderstwami - byłaby zdana sama na siebie, w akompaniamencie niesprzyjających czynników atmosferycznych.
- Zresztą - burknął - to nie czas, ani nie miejsce na tę rozmowę - skwitował, nonszalancko machając ręką w powietrzu i jak gdyby nigdy nic, wyszedł z kuchni i wrócił do salonu. Pewnie już nie będzie okazji, ale... trudno. Nie była ani pierwszą, ani ostatnią osobą której podpadł.
- Ktoś mówił o whiskey? - posłał w eter, zaczepiając wzrokiem Molly, Chrisa i Joela.
-
Niektóre relacje zmieniają nas na lepsze.
Już otworzył usta, żeby uzupełnić opowieść Molly, ale okazało się, że ma ona niewiele wspólnego z prawdą. Cóż, tę wersję też jest w stanie obronić. Na Tinderze... Okay.. Uśmiechnął się tylko i pokiwał głową w geście "no tak". Jakby to było całe lata temu i zdążył zapomnieć.
Taaa, podobno szczęście to jedyna rzecz która się mnoży wówczas, gdy ją dzielimy. Zwrócił się zarówno do Molly jak i do Virginii. . Przyjaciółka Molly była bardzo atrakcyjna, jednak cały tekst pozostawił w sferze żartu. Jak większość obecnych i byłych żołnierzy wiele rzeczy taktował dosłownie. Wszkaże był szkolony do wypowiadania się jasno i bez szans na dwojaką interpretację jego słów.
Czy palę? Wiesz, czasem trochę się boję. Odpalonego papierosa widać z kilometra i wskazuje głowę gdy robi się jaśniejszy. A przy termonoktowizji z pojazdów w dobrych warunkach nawet z trzech kilometrów. Cel namierzony, palenie zabija... Dosłownie. Ale z tobą na fajkę wyskoczę, mam też w samochodzie, na ogół palę czerwone Luckies. Paczka starczała mu na tydzień, czasem dwa... Stąd nie miała jeszcze okazji wyczuć od niego ich mocnej woni. No i nigdy nie palił w domu ani w samochodzie.
Molly przysunęła się do niego. Lubił tę bliskość. Pogładził jej kolano w geście, że nigdzie się od niej nie wybiera.
Mogę wypić statystycznie kieliszek albo drinka raz na trzy godziny. Możemy też zamówić taksówkę a rano wrócę po swoje auto. W tę stronę wybrali jego auto, bo Thunderbirds grali dziś wyjątkowo ważny mecz i zarówno taksówki jak i Uber nie były najpewniejszym wyborem. Ale kto zwracałby uwagę o takie drobiazgi i kłócił się o to, co ustalali parę dni temu... Nieistotny szczegół.
Polewanie alkoholu też może być sztuką i posiadało swoje rytuały. Brytyjczycy z którymi służył mawiali, że polewanie przez kobietę to albo miłe złego początki. Przesąd jeszcze ze średniowiecza. Chris przejął butelkę jednak nie z powodu przesądów, a prośby jego słodkiej towarzyszki. Kieliszek wypełnił się do zwyczajowych 3/7 wysokości, później skręt o przeszło 100 stopni, żeby nie kapało z szyjki. Następny kieliszek proszę...
Wino. Skorygował Blake'a Czerwone, wytrawne, ale piszą, że leżakowało w beczkach po whiskey, więc może trącić burbonem. Ot, amerykańska praktyka. Beczki od łychy do wina, beczki od wina do łychy... Jak kto chce, jak kto lubi...
-
- Kuchnia: Ariel vs Blake:
— Jak dla ciebie to nic takiego to faktycznie, nie mamy o czym rozmawiać — odpowiedziała chłodno, przeklinając w myślach samą siebie za to, że zbyt dobrze wspominała ich ostatnie spotkanie. W jednej chwili sprowadził to do błahostki, a na domiar złego jego kpiący pomruk sugerował, że przesadza.
— Co to zmieni? Nie dałeś nam szansy się przekonać — wzruszając bezradnie ramionami mogła się jedynie uśmiechnąć pobłażliwie. Wtedy jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego kim właściwie był Blake Griffith, więc zapewne dałaby sobie pomóc. Jedynie dalsze losy byłyby pod znakiem zapytania, ale to nie znaczy, że zostałyby przekreślone. Teraz z kolei mógł wziąć to za pewnik.
Przytaknęła więc na jego słowa, bo to na pewno nie było dobre miejsce na roztrząsanie tej sprawy, ale nim zdążył wyjść z kuchni zdążyła dodać. — Bru… — nie dokończyła, ale też nie starała się poprawić widząc jego wymowne machnięcie ręką. — Jeśli naprawdę liczysz na nowe znajomości to wiedz, że budowane na kłamstwie zbyt długo nie przetrwają — była tego świetnym przykładem i tak, odniosła się do ich wcześniejszej rozmowy, która jak na złość dręczyła ją w myślach.
- Salon:
-
W planach miał rozsiąść się wygodnie na którymś z krzeseł przy stole i po prostu przetrwać ten dzień, ale zatrzymał się w półkroku, gdy June wspomniała o swoich zaręczynach. Spojrzał na nią zaskoczony, w duchu błagając o to, by był to kiepski żart bo kolejnego zlotu, tym razem weselnego na pewno nie zdołałby przetrwać. Nie przypuszczał, że aż tak było to po nim widać, ale siłą rzeczy musiał się uśmiechnąć, kiedy sprawa została sprostowana.
— W to nie wątpię June. Oczywiście, jeśli Charlotte nie wybije mi kolanem zębów, kiedy przed nią uklęknę — rzucił i spojrzał na swoją partnerkę, ciekaw jej reakcji na taką opcję, która... Skłamałby mówiąc, że kilkukrotnie nie pojawiła się w jego głowie. Ślub wydawał się być czymś, co mogłoby ją bardziej do niego przywiązać. Z drugiej strony wiązał się z wieloma komplikacjami, o których na ten moment głośno mówić nie chciał. Intercyza, ewentualny rozwód. Za dużo papierkowej i sądownej roboty. Pewne było jednak to, że był w stanie polubić młodszą Hughes. Przypadło mu do gustu to, że wyrażała aprobatę dla tego związku. Całkowite przeciwieństwo Saorise.
Na tym temat zakończył, zerkając na Blake'a, Chrissa i Molly, którzy najwyraźniej byli głównymi zainteresowanymi jeśli chodziło o przystąpienie do spożywania alkoholu. Pozostawiając więc brunetkę i blondynkę same, ruszył w ich stronę i poluzował krawat, który lekko go uwierał — Whisky, wino... Wszystko jedno, może być nawet ruska — on był otwarty na wszelkie propozycje, byle się napić bo była to najlepsza z opcji, jaką brał pod uwagę na ten dzień.
-
- Wszystko w porządku? - dopytała ściszonym tonem głosu, ale nie z powodu stojącej obok June, która raczyła się jej whisky, tylko zwyczajnie inni nie musieli wiedzieć o potencjalnej sprzeczce między Blake, a Ariel. Będzie musiała któregoś z nich podpytać o to co się stało, ale na pewno nie w najbliższej przyszłości.
- Owszem. June to ta najmłodsza - na imprezie, bo miały przecież jeszcze brata i Ariel - a Charlotte jest najstarsza. - prawie by wspomniała jeszcze o Ivory, ale ugryzła się w język, bo doskonale zdawała sobie sprawę, ze mówienie o zmarłych siostrach nie było najlepszym pomysłem na tę chwile. W sumie to nigdy nie było dobrym pomysłem, dzielić się takimi rzeczami tak z dupy.
Spojrzała po raz kolejny na zegarek; jedzenie zaraz będzie zimne, niedobre i nikt nie doceni jej umiejętności gotowania. Z drugiej strony nie chciała zaczynać, bo Newman może w każdej chwili się pojawić.
-
Burknęła coś niezrozumiałego na temat tej jemioły, zanim Blake się ewakuował. Ostatecznie więc zdążyła pokazać mu tylko środkowy palec - a nawet dwa - zanim Sao cmoknęła ją prosto w usta. Zmrużyła lekko oczy.
- To był na pewno lepszy całus niż kiedykolwiek jakikolwiek, jaki dostałam od Srafittha - oznajmiła, kurtyną milczenia owijając zarówno możliwość zrobienia dramy, jak i chwilowy sojusz między nią, a tym wypierdkiem.
- Picie! A gdzie kolacja wigilijna?! - parsknęła śmiechem, ale chyba nikt, kto choć trochę znał Biondi nie pomyślał, że oburzyła się naprawdę.
Zajęła z powrotem miejsce przy stole, gotowa do przystąpienia do wcześniej wspomnianego picia i obserwowała, jak Sao nalewa jej whiskey.
- Ale zamierasz klękać teraz? - rzuciła zaczpenie do Joela - Ja jestem za, będzie więcej okazji do toastów.
Nie przejęła się przy tym, że gościa w sumie nie znała. Naciągnęła mikołajowy kaptur na głowę i ostentacyjnie wzniosła szklankę z whiskey. Virgie lubiła, jak było dużo okazji do toastów.
malarka
cały świat
columbia city
- Zbyt zajęta, żeby wyjść na obiad ze starszą siostrą? Młodsza się nie robię, kiedyś mnie zabraknie. Może wtedy docenisz mnie bardziej niż pracę - zagaiła wesoło, szturchając June w bok. Choć w rzeczywistości nie rozmyślała o sprawach tego typu, to jednak ostatnie lata naprawdę udowodniły, że pewnych rzeczy nie dało się przeorganizować, zmienić lub ominąć - śmierć Iv i Malcolma dała jej to boleśnie do zrozumienia, dlatego Hughes sprawiała wrażenie zdeterminowanej do tego, by nie tracić ani sekundy więcej. Obiad z Sao odhaczyła przed kilkoma dniami, teraz przyszedł czas na kolejną siostrę. - No tak. Wyrwałaś prawie najlepszą partię w mieście - mruknęła, kątem oka zerkając w kierunku wychodzącego z pomieszczenia Blake'a. Zaraz potem znów zachichotała, mając przed oczami obraz telewizora, na ekranie którego pojawiła się June z niedoszłym szwagrem.
- Heej, to wcale nie jest zabawne. Zwłaszcza że faktycznie mógłbyś te zęby stracić - wsparłszy się na tułowiu Joela, posłała mu przepełnione rozbawieniem spojrzenie. Nie sprawiała przy tym wrażenia osoby, która kwestię zamążpójścia traktowała jakkolwiek poważnie. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, jak i z kim widziała swoją przyszłość - tę bardzo odległą, którą można by określić mianem całego życia.
- Koniec tych żartów. Napijmy się czegoś - zaproponowała po krótkiej chwili, zajmując przy stole miejsce wyznaczone dla niej przy pomocy karteczki z imieniem.
-
- Czasami bardziej liczy się ich przebieg i to, jak wyglądają, niż długość - odpowiedział cicho, nawet nie dbając o to, by się upewnić czy Darling słyszała te zdanie, czy powinien powtórzyć. I tak nie zamierzał tego robić, zatem już bez słowa w kierunku blondynki ruszył do salonu. Rzecz jasna nie twierdził, że należy kłamać, bo i tak liczy się wyłącznie zapamiętany efekt i przebieg znajomości. Bynajmniej, raczej to, że pomyślał wtedy o jednej konkretnej - szczerej, bezinteresownej, dobrej, która niestety nie miała szans na to, aby przetrwać.
- Na pewno słyszałem coś o whiskey - powtórzył, posyłając krótki, lecz uprzejmy uśmiech Chrisowi. Doceniał to, że mężczyzna co nieco opowiedział mu o winie, choć nie było to konieczne. Griffith nieźle znał się na tego typu alkoholach, w rodzinnym domu w Queen Anne rodzice posiadali pokaźny zbiór przeróżnych win, głównie czerwonych, wywodzących się z przeróżnych regionów zarówno z kraju, jak i całego świata. Jacqueline próbowała ich podczas podróży, by później wybrane zamówić do Seattle. On sam wolał klasyczną whiskey, albo Bourbon, za to nie był fanem whisky. Tequila też znajdowała się pośród trunków, które były wysoko w klasyfikacji, aczkolwiek o nim nic nie wyłapał.
- Ktoś jeszcze ma dołączyć, czy jedno wolne krzesło jest w razie czego, gdyby ktoś potrzebował więcej przestrzeni? - zagaił lekko do Saoirse, przy okazji nalewając sobie do szklanki White Rabbit Saloon od Jacka. Po tym, jak pewnie uzyskał odpowiedź, skinął lekko głową i udał się na przydzielone mu miejsce.
- Zgadzam się - mruknął do Lottie, unosząc dłoń ze szkłem w geście toastu. - Skoro Joel ci nie odmawia mocniejszych trunków, liczę, że się ze mną napijesz - oznajmił, naprawdę starając się, by w jego tonie było jak najmniej szydery. Serio, nawet kącik jego ust drgnął w uśmiechu.
Wcale nie ironicznym.
-
— Taak, w porządku — przytaknęła wyłapując ciche pytanie Sao i uśmiechnęła się nie do końca przekonująco, ale przynajmniej się starała. Wyłapując chwilę, w której ktoś zagadał do June pochyliła się w kierunku Sao dodając jeszcze w ramach krótkiego wyjaśnienia. — Bruce z gór okazał się Blake’em — kiedyś jej wspomniała o drobnej pomocy ze strony nieznajomego, ale o tym, że zdążyli się spotkać raz jeszcze już nie miała okazji i może lepiej by tak pozostało. — Pogadamy innym razem, teraz zdecydowanie muszę coś zjeść, bo jak tak dalej pójdzie — wskazała wymownie na kieliszek po winie — za chwilę przyjmowanie pokarmów stanie się potencjalnie niebezpieczne — zażartowała spoglądając na towarzyszącą im June, po czym przelotnie zerknęła na trzecią siostrę. — W was widać podobieństwo, ale na pierwszy rzut oka nie powiedziałabym, że Charlotte jest waszą siostrą — zabawne, może teraz powinna doszukać się podobieństwa w samej sobie, hmm. Nie, teraz musiała dolać sobie wina, więc podeszła do stołu, by nie tylko uzupełnić braki w swoim kieliszku, ale też odszukać karteczkę z imieniem, która jak się okazało spoczywała zbyt blisko pewnej osoby. To nie była szkolna ławka przy której dzieciaki ostentacyjnie próbowały się wymienić z kimś swoim miejscem, bo to mu nie odpowiada. Gryząc się w policzek zajęła więc miejsce przy stole tuż obok Blake’a i ponownie - zbyt szybko - opróżniła zawartość kieliszka z winem.
-
– A co, coś Ci doskwiera? Czy po prostu przy okazji szukania dla siebie domu seniora wpadłaś na pomysł, że dobrze by było spędzić trochę czasu z siostrą? – z udawanym zmartwieniem spojrzała na jedyną ciemnowłosą Hughes, po chwili przybierając na twarz nieco mniej wymuszony uśmiech, akurat pod to kolejne, wypowiedziane całkiem poważnie zdanie. – Jeśli przeżyję ten wieczór z Griffithem pod jednym dachem to jutro spojrzę w kalendarz i zadzwonię. W porządku? – w duchu liczyła, że tyle wystarczy by udobruchać siostrę i więcej nie słuchać o tym jak to nie ma dla niej czasu, ale w razie gdyby Charlotte dalej miała zamiar ciągnąć ten temat, zwinnie przeszła do kwestii narzeczonego z telewizji. – A kto jest najlepszą? – darowała sobie dorzucanie, że w takim razie musi chyba oddać Blake'owi ten wyimaginowany pierścionek i odesłać go z kwitkiem, skoro może trafić jeszcze lepiej, ale mimo wszystko z zaciekawieniem przyjrzała się Lottie, kątem oka spoglądając też na Joela. – To nie jest ani trochę śmieszne, szczególnie gdy pomyślicie jak drogie są zęby – błyskotliwie zauważyła, by gdy tylko Gallagher odwrócił wzrok, puścić ukradkiem oczko siostrze.
Ale że nic więcej nie miała do dodania, pozwalając, by najstarsza Hughes usiadła już przy stole, sama oznalazła drugą starszą siostrę i bez pytania nalała sobie whisky. – O, to znasz też Sao? Myślałam, że przyszłaś tu jako czyjaś osoba towarzysząca – absolutnie nie miała zamiaru wspominać, że jedynym gościem, którego plus jedynką mogła Ariel być był według niej Blake, więc pomyłkę podsumowała tylko krótkim wzruszeniem ramion. Po którym, choć niechętnie, ze szklanką whisky w ręce odnalazła swoje miejsce i jak gdyby nigdy nic usiadła obok Griffitha.
– A dlaczego Joel miałby jej odmawiać czegokolwiek? – zagaiła nagle, na końcu języka mając jakąś zgryźliwą uwagę odnośnie jego pięcioletniej nieobecności. Ale z tym już się uporała, póki co nic więcej nie dodając i unosząc jedynie do góry szklankę, którą gdyby tylko chciał, mógł stuknąć swoją. Cheers.
malarka
cały świat
columbia city
- W zasadzie telefony działają w dwie strony i nie miałabym nic przeciwko, gdybyś czasami się odezwała - zapewniła, raz jeszcze sięgając do ubrudzonego szminką policzka. Nie miała pojęcia, czy po kosmetyku został jeszcze jakiś ślad - a było to wysoce prawdopodobne, zważywszy na śniadą cerę panny Hughes - jednak był to odruch zupełnie bezwarunkowy. Nie lubiła... być brudna. Jedyną formą plam, jaką uznawała, były te po farbach. Z nimi zaś nie miała do czynienia od dawien dawna. Przynajmniej nie w praktyce. - Co on właściwie złego Wam zrobił, że tak się na niego uwzięłyście? - zagaiła, raz jeszcze zerkając w kierunku Blake'a. Kobiecej uwadze - a jakże - nie umknęło to, że od początku spotkania to właśnie niedoszły szwagier był w centrum całego zainteresowania. Nie sądziła, że Sao i June miały do niego aż taką słabość. Najwidoczniej ominęło ją naprawdę wiele.
- Nie chwaląc się, siedzi obok mnie - odparła przekornie i tym razem to ona pozwoliła sobie na to, by szturchnąć młodszą siostrę w bok. Bardzo szybko porzuciła jednak kwestię potencjalnej najlepszej partii w mieście - męskie ego było zbyt proste, by panowie nie zechcieli się wykazać również i w tej sprawie.
- Kiedy ostatnio z Tobą piłam, ledwo wróciłam do domu - rzuciła do Blake'a, na myśli mając oczywiście ich ostatnie, dość przypadkowe spotkanie na świątecznym jarmarku, gdy gorąca czekolada dość szybko została wyparta przez nieco bardziej rozgrzewające napoje. - Bo wie, jak słabą mam głowę. Jego dziadek poczęstował mnie kiedyś nalewką własnej roboty - skwitowała wesoło, sięgając po kieliszek z winem - najbezpieczniejszym wyborem.
-
– Łycha, wino, czy – spojrzała na Joela – ruska. Wszystko jedno – i jeśli nikt nie miał nic przeciwko to ona rozlała rudą dla zainteresowanych obijając szkło o pozostałe kieliszki.
Czy tylko ona robiła się głodna gdy zaczynała pić?
Jej spojrzenie zatrzymało się na Blejku bowiem stało się tak, że to akurat ona siedziała obok wolnego miejsca. – Sao przewidziałaś, że tu akurat padnę czy… - przeczytała imię i nazwisko brakującej jednostki. – Gdzie jest ta cała Newman? Może coś jej się stało? – czarne myśli niczym u kogoś kto prowadzi zakład pogrzebowy.
A zaraz. – Jak się dzisiaj ktoś przekręci to ja go zaklepuje – dwie konkurencyjne firmy przy jednym stole. Uniosła brew nakładając Christianowi pierożków. Żeby nie jadł sam nałożyła i sobie.