WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://curiocity.com/seattle/wp-conten ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Listopad, niby niepozorny, leniwie deszczowy miesiąc, przysporzył mu mnóstwa wrażeń. Niekoniecznie tych dobrych i pozytywnych (ślad po Halloween w postaci skręconej kostki i złamanego nosa już się zagoił, lecz w pamięci zostało spotkanie z dwoma mordercami i 48h na policji w ramach podejrzanego o morderstwo - ponownie), zatem postanowił go zakończyć zdecydowanie lepiej, niżeli zaczął - i wyjechał na tydzień do słonecznego Miami. Tam również stało się coś niespodziewanego: jedna spontaniczna decyzja pociągnęła - jak to często w życiu bywa - szereg konsekwencji. Odnowienie kontaktów ze znajomym sprzed lat, zaprowadziło go do lokalnej telewizji, gdzie ten miał niebawem objąć posadę dyrektora. W związku z tym, chcąc, by całe wydarzenie - emitowane w ogólnokrajowej telewizji - było dopięte na sto procent, poprosił Blake'a (studiującego dawniej akustykę i inżynierię dźwięku, czym też planował się zająć w Kalifornii), przypilnował nagłośnienia podczas finałowego koncertu. Cóż, nikt nie mógł się spodziewać, że w sporej hali, gdzie miały swoje delegacje telewizje z różnych stacji z co najmniej kilkunastu stanów, wpadnie na... June. Młodszą siostrę Ivory, a jakiś producent-ignorant, każe mu udawać narzeczonego blondynki.
Paranoja. Po powrocie do Seattle... oczywiście, że musiał odpisać na kilka wiadomości od znajomych, a później oddzwonić do matki, która zbulwersowana zapytała go co się wydarzyło na antenie. Każdy, kto lepiej znał Blake'a, dobrze wiedział, że od wyjścia z więzienia unikał mediów jak wody święconej, w końcu w oczach niektórych był diabłem ognia, i nawet nie udzielił żadnego wywiadu. Co go nakłoniło, by wziął udział w takiej szopce? Sam nie wiedział - chyba tylko pośpiech i to, że jak został wciągnięty w sam jej środek, bardziej zaabsorbowany był rozmową przez telefon, a nie słowami ludzi dookoła niego, którzy wydawali instrukcje dla niby-narzeczonych.
Nie patrząc nawet na kalendarz, niedługo po powrocie z siłowni i odświeżeniu się, postanowił odwiedzić znajomego w Downtown. Wieczór był stosunkowo ciepły, o dziwo nie padało, a miał wolne, więc szkoda było siedzieć w domu i jedynie co, to tracić czas. Bez wątpienia zdziwił się, kiedy będąc już prawie na miejscu, w oddali dostrzegł świąteczne dekoracje, jarmark, mnóstwo ludzi; niektórzy oglądali dekoracje, inni zaś kupowali pierniki. Z zamyślenia wyrwała go wiadomość sms, która jasno mówiła, że... za późno zapytał, a kumpel najwcześniej będzie mógł pojawić się za około godzinę, o ile dodatkowo nie będzie korków. Nie było sensu wracać do domu, dlatego wszedł do pobliskiego pubu i zajął miejsce przy stoliku w głębi, w międzyczasie zamawiając jakiś polecany, zimowy trunek wysokoalkoholowy na bazie miodowej whiskey. Tuż po tym, jak podziękował elfiej kelnerce za drinka, który ku jemu zadowoleniu przypominał po prostu Old Fashioned z dodaną wymyślną, świąteczną nazwą, oparł (przypadkiem!) spojrzenie bezpośrednio na wchodzącej do lokalu ciemnowłosej.
Cholera. Był przekonany, że i ona go dostrzegła, lecz pomimo tego nie ruszył w jej kierunku, a zaledwie grzecznie skinął głową na przywitanie.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

IV. Okres przedświąteczny jawił się w oczach Charlotte jako czas niezwykle intensywny. Chociaż samo celebrowanie narodzin dzieciaka sprzed dwóch tysięcy lat nie robiło już na niej tak ogromnego wrażenia, jak wtedy, gdy sama była rozkrzyczanym, ciekawskim wszystkiego bąblem, to jednak grudniowa atmosfera udzielała się nawet jej - kobiecie z materialnym światopoglądem, kierującej się nauką i faktami, nie zaś wyimaginowaną wiarą, która już dawno temu straciła na znaczeniu.
Charlotte Hughes miała ewidentną słabość do wszystkiego, co wiązało się ze świętami. Uwielbiała gdybać nad kolorystyką, w jakiej powinna być utrzymana ogromna, żywa choinka, przystrajać wspomniane drzewko i upychać pod nie prezenty, nawet jeżeli ich kupno samo w sobie było najsłabszym elementem całego bożonarodzeniowego przedsięwzięcia. Lottie nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że wszystko, co kupowała, było powtarzalne, niemal wtórne. Pojedyncze różnice w krojach czy kolorach szalików, czapek czy innych ozdób, którymi raczyła swoich najbliższych, nie były widoczne na tyle, by brunetka czuła się usatysfakcjonowana. Kompletowanie podarunków było naprawdę męczącym zajęciem.
Kierowana doświadczeniem z poprzednich lat, w tym roku postanowiła podjąć się wyzwania dużo wcześniej. Nie lubiła pośpiechu i niepewności związanej z tym, czy zdąży się cokolwiek zrobić - natura perfekcjonistki nie pozwalała na bieganie po sklepach z wywieszonym językiem jedynie po to, by kupić pierwszą z brzegu rzecz. Nawet jeżeli była w swoich wyborach monotematyczna, to jednak zawsze dokładała wszelkich starań do tego, by prezent współgrał z przyszłym właścicielem. Tego roku chciała być o krok przed wszystkimi - również samą sobą - i właśnie to było głównym powodem pojawienia się na świątecznym jarmarku.
Po placu, na którym znalazły się wszystkie stragany i stoiska, krążyła od kilkudziesięciu minut. W tym czasie zdążyła wypić porządny kubek grzańca i zjeść trzy ogromne, lukrowane pierniki. I choć jakości tych przysmaków nie mogłaby niczego zarzucić, to jednak stopniowo narastające zirytowanie dawało się jej we znaki coraz mocniej. Niby ręcznie, ale niekoniecznie starannie ozdabiane bombki, swetry, dużo szalików, ozdób choinkowych oraz ogromnych pierników z dedykacjami - to nie było to, czego szukała.
Ze swego rodzaju rezygnacją przekroczyła próg niewielkiego baru. Niemal od razu uderzyło w nią bijące z wnętrza ciepło, dlatego w pośpiechu odpięła guziki płaszcza. Rozglądając się po lokalu w poszukiwaniu wolnego miejsca, przystanęła nieopodal pierwszego filaru. To stamtąd miała najlepszy widok na salę, choć obraz, jaki się jej ukazał, nie współgrał ze świątecznym klimatem.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio rozmawiała z mężczyzną. Ich ostatnie spotkanie miało miejsce dawno temu - niedługo po śmierci Malcolma, kiedy odważyła się odwiedzić Griffitha w więzieniu. Krótka rozmowa nie rozwiała wątpliwości, z jakimi Charlotte borykała się od dnia śmierci siostry, ale jednocześnie nie dała pewności, że to właśnie on był winien. Nie oznaczało to jednak, że nie była zaskoczona, gdy nie tak dawno mogła przyjrzeć mu się przez ekran telewizora. Najwidoczniej zaniedbywanie rodzinnych kontaktów sprawiło, że straciła orientację w sytuacji; kto, gdzie, jak i z kim.
Niewzruszona tym skromnym, raczej powściągliwym powitaniem, ruszyła do baru, gdzie zamówiła kubek z gorącą czekoladą. Dopiero po zgarnięciu naczynia z blatu zdecydowała się zmniejszyć dzielącą ją i Blake'a odległość.
- Można?

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie był wierzącą osobą (choć może przed laty wierzył bardziej, niż teraz), zatem aktualnie święta kojarzyły mu się jedynie z nieco sentymentalnymi wspomnieniami okresu, kiedy spędzał je z bliskimi osobami. Czy to jako dziecko - z niecierpliwością oczekujące choinkowych ozdób, pachnących potraw, aż finalnie prezentów gwiazdkowych, czy w następstwie nastolatek i wreszcie dorosły mężczyzna, pomagający swojej narzeczonej dekorować ich wspólne mieszkanie. W ich związku to zdecydowanie Ivory bardziej lubiła wszelkiego rodzaju święta, a on nie miał zamiaru gasić entuzjazmu blondynki, zatem (mniej lub bardziej) dzielnie znosił pomysły jak można je spędzić, czy też w jaki sposób rozłożyć czas, aby żadna z rodzin nie czuła się pokrzywdzona oraz zaniedbana.
Pierwsze święta w więzieniu były trudne; zimny grudzień dłużył się niesamowicie, a on stracił resztki wiary na to, że wyjdzie na wolność przed emeryturą, skoro listopadowa apelacja została przegrana. Kolejne, cóż, na początku starał się nie zwracać na nie uwagi, a później po prostu tego nie robił. Poprosił tylko, aby bliscy powstrzymali się z typowymi prezentami; zgodnymi z wytycznymi zakładu, lecz nadal niosącymi ze sobą nutę świąt. Nie chciał tego, a zamiast niepotrzebnych mini-dekoracji, pachnących pierników, czy innych wymyślnych, własnoręcznie wykonanych paczek, zaakceptował tylko książki. Coś, dzięki czemu mógł się oderwać od ponurej codzienności, ale też nie czuć tak bardzo, że życie przecieka mu przez palce i sączy się wraz z padającym tak często deszczem.
Nie spodziewał się, że podejdzie. Tuż po tym, jak posłał jej lekkie skinienie głową, sięgnął po whiskey i upił łyk. Przecież mogła go nie poznać, prawda? Zmienił się. Jego ciało zdobiło więcej tatuaży i zarost, jaki dawniej był rzadkością, a dla równowagi krócej strzygł włosy.
Bzdura, nie zmienił się tak bardzo, a do tego pamiętał, że odwiedziła go podczas odsiadki. Raz, w niełatwym dla siebie momencie.
- Tak - odpowiedział tuż po tym, jak posłał jej dłuższe spojrzenie spod zmrużonych oczu. - Jeśli masz ochotę - dodał, gestem wskazując krzesło na przeciwko siebie. Nie chciał, by czuła, że powinna dotrzymać mu towarzystwa, skoro już na siebie przypadkowo wpadli i liczył, że nie z takiego powodu do niego dołączyła.
...więc w zasadzie - z jakiego?
- Nadal mieszkasz w Seattle? - zapytał, nie dając jej czasu na podjęcie innego tematu, gdyby miała na to ochotę. Zwykle, jak zaczynał rozmowę z kimś, z kim nie widział się od czasu więzienia, w pierwszej kolejności pytano o niego. Jak sobie radzi, dlaczego nie wybrał innego miejsca niż to, gdzie jego opinia nie była najlepsza a połowa miasta nastawiona sceptycznie lub wrogo. Tym razem położył na stół swoją kartę, kierunkując rozmowę (a przynajmniej na początku) na inne tory.
- Od zawsze wydawało mi się, że wyrwiesz się z tego miasta - rzucił po chwili zastanowienia. Nie kłamał; June... zdawała się (jego zdaniem) lubić Szmaragdowe Miasto, do tego sądził, że jest zżyta z rodzicami. Saoirse podobnie - do tego pamiętał, że do czasu pracowała w firmie ojca, póki nie dowiedziała się o zdradzie. O Conorze zaś nie myślał chyba wcale, a żadną tajemnicą nie było, że nie pałali do siebie zbyt wielką sympatią, a jedynie tolerowali. Po śmierci Iv nawet to nie było potrzebne, skoro ich kontakt również umarł.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte Hughes nie była wścibska. W swoich działaniach kierowała się raczej wypracowaną przez lata dociekliwością. Bycie dobrym agentem wiązało się nie tylko z umiejętnością łączenia poszczególnych faktów, ale przede wszystkim z pomyślnym ich zdobywaniem. Ona przez długi czas musiała radzić sobie na własną rękę, dlatego również - lub może przede wszystkim - dzisiaj nie musiała liczyć na czyjąkolwiek pomoc.
Spotkanie Blake'a w tych niekoniecznie pasujących do jego osoby okolicznościach było szokiem, ale należącym do grona tych pozytywnych. Bo to wcale nie tak, że Charlotte nie lubiła niegdyś chłopaka młodszej siostry. Przeciwnie - darzyła go sympatią, która w jakimś stopniu wynagradzała napięte relacje z młodszym bratem Iv czy niechętnie nastawionym ojcem. Kiedy jednak związek siostry stał się naprawdę poważny, a brunetka zajęła się swoim życiem, pewne kontakty znacząco się poluźniły i pozostały w tym stanie aż po dziś dzień. Hughes nigdy nie zabiegała o męską uwagę i nigdy też nie chciała na siłę stać się częścią jego życia. Swój udział w napiętych, nie zawsze jasnych stosunkach miała również śmierć jej wieloletniego partnera z pracy. Poszczególne elementy układały się w logiczną całość, która bardzo ładnie, acz brutalnie dawała do zrozumienia, dlaczego ich kontakt w pewnym momencie po prostu się urwał.
Zmienił się. Przynajmniej takie było jej pierwsze wrażenie, kiedy ich spojrzenia spotkały się w jednej linii. Zmężniał, był poważniejszy i dużo szerszy i to na pewno nie z powodu kilku nadprogramowych kilogramów. Charlotte podejrzewała, że odpowiedzialne były za to regularne wizyty na siłowni, może również tej dostępnej dla więźniów. Poza tym jednak była w stanie dostrzec kilka znajomych elementów jego postaci; włosy wciąż pozostawały tak samo ciemne, wzrok przenikliwy i ciepły zarazem, a zarys ust przywoływał wspomnienie miłego dla oka uśmiechu.
Z ulgą i zadowoleniem przyjęła jego odpowiedź. Mimo pozornej pewności siebie, nie lubiła zabierać komukolwiek przestrzeni osobistej. Być może na kogoś czekał, być może po prostu wolał być sam - nie wiedziała.
Nie wiedziała również, co nią kierowało, kiedy zajmowała miejsce po drugiej stronie stolika, pozwalając, by aromat znajdującej się w ogromnym kubku czekolady dotarł również do nozdrzy jej niespodziewanego rozmówcy.
- Tak. To znaczy... to wcale nie tak, że przyjechałam w odwiedziny do rodzinki, którą zobaczę podczas świąt za kilka tygodni - zapewniła, nie kryjąc zaskoczenia związanego z pytaniem, które padło. Charlotte niemal od razu zatrzymała wzrok na wysokości twarzy mężczyzny; nieświadomie doszukiwała się oznak podejrzliwości, może niechęci. Nie lubiła mówić o sobie. Nie lubiła odpowiadać na pytania. Nie lubiła stać w centrum. Dotychczas to przecież ona prowadziła wszelkiej maści przesłuchania i to ona była stroną, która zadawała pytania. Nie chciała i nie mogła sobie na utratę tej roli pozwolić. Chyba właśnie dlatego wybrała najbanalniejszy kierunek odpowiedzi - ruszyła w drogę ironii i nieudanego żartu. - Nie chciałabym wyjść na sentymentalną marudę, ale... Seattle nie jest takie złe - podsumowała, drobnymi, zmarzniętymi dłońmi obejmując kubek z gorącym napojem.
- Co... słychać? Jak sobie radzisz? - nie byłaby sobą, gdyby świadomie zrezygnowała z możliwości zdobycia czegoś dla siebie. Tym razem była jednak nie tyle ciekawa, co po prostu zmartwiona. Chociaż Blake nie miał żadnych powodów ku temu, by jakichkolwiek znamion opieki od niej oczekiwać, to jednocześnie nie mógł być zły za to, że ta się pojawiła - trochę w wyniku ludzkiej natury, trochę w ramach wyrzutów sumienia, jakie uderzyły w brunetkę, kiedy go dostrzegła.
Nie litowała się nad nim. Nie litowała się nad nikim, ponieważ sama nie lubiła współczucia. Nigdy jednak nie czuła się tak, jak w tej jednej chwili; spotkania po latach bywały niezręczne. Gdyby istniał konkurs na to najgorsze, Griffith i Hughes mogliby wystartować z naprawdę niezłą przewagą nad przeciwnikami.
Charlotte zaś chciała wiedzieć, czy... był w stanie traktować ją tak, jak kiedyś; jak wtedy, gdy wszystko było dobrze.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jego nastawienie do policjantów, śledczych, FBI i innych detektywów, zmieniło się diametralnie po tym, jak sam wylądował za kratkami. Kiedyś patrzył na nich przychylnym okiem, doceniając zarówno pracę, jak i zaangażowanie, a później... po prostu odbijał ich podejście względem niego, a te nie było najlepsze. Rzecz jasna zdarzały się wyjątki - nie zamierzał wrzucać wszystkich do jednego worka i brać za jedno, takie samo zło - jednak zanim przebili się przez sceptycyzm i ostrożność Griffitha, potrafiło minąć sporo czasu. Takim odstępstwem od reguły, osobą, jakiej wcześniej nie znał, a nie była do niego negatywnie nastawiona, była Astra Cabrera. Kapitan wydziału zabójstw; na początku z uwagą przysłuchiwała się jego zeznaniom, będąc - tak mu się wydawało - wyczuloną na każde pojedyncze zająknięcie, pauzę, czy zbyt długie zmrużenie oczu. Po kilku, albo nawet kilkunastu godzinach rozmów, Blake bardziej otworzył się i dostrzegł w niej sojusznika, a kobieta bez wątpienia przyłożyła rękę do jego wyjścia na wolność. Aktualnie również mieli kontakt - szczególnie, że pojawił się nowy świadek w sprawie morderstw z lipca 2015 roku, aczkolwiek dopóki jego zeznania były poufne, a tożsamość chroniona, Blake nie mógł się tym podzielić z Charlotte. Ciemnowłosa była kolejnym wyjątkiem, jednak ją znał z kiedyś. Nie była nową osobą, która uwierzyła w jego niewinność, ba, on nawet nie wiedział, czy w nie wierzy. Nigdy o to nie zapytał; nie miał wielu okazji, skoro do tej pory widzieli się zaledwie jeden raz. Lubił ją. Może dlatego, że poniekąd - jego zdaniem (choć teraz zapewne mniej, niż dawniej) - byli podobni? Odpowiedzialni, perfekcjoniści, dający innym komfortową przestrzeń, której i niekiedy sami potrzebowali, ale przy okazji będący obok - jeśli ktoś bliski ich potrzebował. Woleli słuchać, dać się wygadać, niż opowiadać o sobie. Uważni obserwatorzy, potrafiący wyłowić niemalże niewidoczne niuanse będące gdzieś w tle, a jednocześnie mające istotne znaczenie.
Mógł się mylić, a trzydziestolatka ani niegdyś, ani teraz nie widziała tego podobieństwa. Nikt przecież nie był wolny od błędów, nawet jeżeli nie chciał ich popełniać i burzyć swojego (niekiedy bardzo pozornie) poukładanego świata.
- Nie jest? - zagaił luźno. - Teraz widzę je jeszcze bardziej szarym niż było, nim spędziłem tydzień na Florydzie - powiedział, a kącik jego ust uniósł się minimalnie w krótkim uśmiechu. To był test; pytanie ukryte w pytaniu: widziałaś? Nie sprecyzował co, ale łudził się, że jeśli tak, to będzie w stanie to odczytać. A może już zdążyła porozmawiać z June? W końcu były siostrami, nawet jeżeli z każdą z nich rozmawiało mu się całkowicie inaczej. Zresztą, z Saoirse również, o przeszłości z Ivory nawet nie wspominając, bo tą przecież kochał.
Tak mu się wydawało. Szkoda, że już nie potrafił sobie dokładnie przypomnieć czym była miłość.
- Przeprowadziłem się, znalazłem pracę... - mruknął, wymieniając plusy. - Ludzie coraz mniej szepczą za moimi plecami, rzadziej ślą wyzwiska. Chyba im się znudziłem - rzucił z wyczuwalną w głosie ironią. Nie zamierzał się żalić, ani rozprawiać nad tym, że początki w Szmaragdowym Mieście były trudne. Socjalizowanie się ze społeczeństwem nijak mu nie wychodziło, zresztą, on sam mało wychodził z domu na Phinney Ridge. I chyba ostatnim, czego chciał od innych, była litość połączona ze współczuciem.
- A ty? - odbił piłeczkę, na dłużej zawieszając stalowe spojrzenie na jej ciemnych tęczówkach.
Jak poradziłaś sobie ze stratą, Lottie?

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte - ten jeden raz - nie chciała analizować. Nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że to było nie fair; w stosunku do siebie samej, zmarłej siostry, ale przede wszystkim mężczyzny, który przed zaledwie kilkoma laty był nieodłączną częścią życia rodziny Hughes.
Choć bywało w niej różnie - jak to w rodzinie - to jednak brunetka nie była w stanie odmówić Blake'owi chociaż odrobiny sympatii. Był uprzejmy, czasami całkiem zabawny, ale przede wszystkim dobry dla Iv. To były wystarczające powody do tego, by powstrzymać się przed rzucaniem mu pod nogi niezliczonej ilości kłód, na których mógłby się wyłożyć i tym samym udowodnić ojcu swojej wybranki, że był dla niej kandydatem co najmniej nieodpowiednim.
Teraz, siedząc przy stoliku, wśród licznych, świątecznych ozdób i w samym centrum uderzających do głowy aromatów, Charlotte nie czuła się swobodnie tak, jak miała w zwyczaju czuć się niegdyś. Dystans, jaki powstał na przestrzeni ostatnich lat, był czymś całkowicie normalnym, ale jednocześnie jawił się w kobiecych oczach jako element zupełnie niepotrzebny.
Czasami... myślała o nim; o ich znajomości, o całej sytuacji, o tym, jak wszystko zniknęło w zaledwie ułamkach sekund. Nie poświęcała tym wspomnieniom wiele czasu, ale nie zamierzała wmawiać ani sobie, ani otoczeniu, że Blake Griffith przestał dla niej istnieć. Wielokrotnie nosiła się z zamiarem odwiedzenia go w więzieniu po raz kolejny; na dłużej niż wtedy, gdy zjawiła się tam pierwszy i zarazem jedyny raz. Pomysł - szalony w swej prostocie - nigdy nie został zrealizowany, dlatego męczące ją wyrzuty sumienia stawały się coraz cięższe, apogeum osiągając zaś w chwili, w której ich spojrzenia znów się spotkały.
Minęło przecież kilka lat.
Momentami miała wrażenie, że zerkała w lustro; w swoje odbicie, którego dotychczas skrupulatnie unikała. To przecież ocena samego siebie bywała najtrudniejsza, ale i najbardziej krytyczna. Charlotte lubiła stawiać sobie poprzeczkę wysoko, decydując się na kolejne, nie zawsze podparte logicznymi argumentami działania. Nie chciała rozczarować nikogo - rodziny, przyjaciół, siebie. I choć Blake nie sprawiał wrażenia chętnego do skrupulatnej ocenienia jej postawy, to jednak czuła się dziwnie mała. Czuła, że rozczarowała go w najgorszym etapie życia, pogrążając się we własnej, nieporównywalnie mniejszej żałobie. Czy jednak on wartościowałby poszczególne straty? Każda była przecież bolesna, a on - podobnie jak brunetka - nigdy nie lubił stać w centrum zainteresowania.
Krawędź kubka znalazła się tuż przy granicy ust. Wystarczył niewielki łyk, by poczuła, jak ciepło czekolady rozpływało się po jej ciele, jednak ostatecznie nie mogło się nawet równać z gorącem, jaki dopadł ją, kiedy zaniosła się śmiechem.
- Nigdy nie dawałam stuprocentowej wiary temu, co mówią i pokazują w telewizji - skwitowała, unosząc brew. Nie lubiła być testowana, ale jednocześnie nie byłaby sobą, gdyby z dumą nie podniosła rzuconej w swoim kierunku rękawicy. Miała naturę zwycięzcy, nawet jeżeli w ostatnich miesiącach, może nawet latach, niezbyt chętnie to okazywała i udowadniała. - Dawno nie rozmawiałam z June. Właściwie... z całą rodziną. Wszelkie nadzieje pokładam w tym, że obudziła się w Tobie dusza plotkarza i że sprzedasz mi parę gorących informacji na temat tego występu - podsumowała, wspierając łokcie na blacie stolika. Nie kryła rozbawienia, nawet jeżeli dla niego cała ta sytuacja mogła być co najmniej dziwna. Chodziło przecież o pannę z rodziny, do której nie tak dawno był gotów wejść.
- To... chyba dobrze; z pracą i w ogóle - cichy pomruk miał niewiele wspólnego z entuzjazmem. Cała postawa Charlotte sugerowała, że po raz kolejny uderzyła w nią niechęć wobec samej siebie. Nie zainteresowała się. Nie pomogła mu. Nie miała pojęcia, co właściwie się działo. Przez cały ten czas stała z boku, obserwując i biernie czekając na rozwój wydarzeń. Teoretycznie miała do tego prawo, jednak w praktyce czuła się zwyczajnie bezużyteczna.
- Jakiś czas temu... wróciłam do pracy. Właśnie wybieram świąteczne prezenty - zawyrokowała, nieświadomie marszcząc nos w typowym dla siebie geście niezadowolenia.
Nienawidziła brzmieć jak niepewna, chwilami infantylna nastolatka. Nienawidziła poczucia, że ktoś przypierał ją do ściany. Wiedziała, do czego Blake dążył. Zdawała sobie sprawę, że mogłaby mu odpowiedzieć - szczerze, bez przywdzianej maski, pozwalając, by dojrzał w jej oczach zwyczajny, tak znajomy smutek.
Czy to jednak zmieniłoby cokolwiek? Czy przywróciłoby życie Iv lub Malcoma? Nie. Nie istniała tego typu siła sprawcza, dlatego Hughes nie czuła się zobowiązana do bycia szczerą. Wolała krążyć, owijać w bawełnę, zmieniać temat i odsuwać rozmowę od siebie.
Tak było bezpieczniej.
- Co tutaj robisz? - tutaj, na jarmarku, wśród pierników, bombek i wszechobecnego przepychu.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Analizowanie nie zawsze było potrzebne, ba, często potrafiło zrobić jeszcze większy zamęt, niżeli przed rozłożeniem sytuacji na czynniki pierwsze. Nuta niepewności osiadała na sferach, które przed zagłębieniem się w problemie zdawały się jasne i klarowne, bynajmniej nie wymagające poświęcenia im większej uwagi. Z drugiej strony doskonale wiedział jak to jest - kiedy niewiadoma coraz głośniejszym i już wcale nie szeptem, upominała się o jej rozwianie. Część jego wspomnień - o czym nikomu nie powiedział - z pamiętnych wydarzeń lipcowej, wakacyjnej nocy była mętna. Obrazy mieszały się z tym, co podsuwała mu wyobraźnia w swoich najciemniejszych scenariuszach, a on przez długie miesiące, niemalże każdej nocy, próbował przeanalizować całość i wyciągnąć z niej jedynie prawdziwe informacje. Niekiedy łapał się również na tym, że starał się analizować ludzi, odczytywać ich zamiary i przypisywać emocje samym spojrzeniom i wyrazom twarzy, nim jeszcze zdążyli się odezwać. Zazwyczaj nie było to trudne, a w tęczówkach nieznajomych zwykle widział niepewność, swojego rodzaju obawę, albo złość na system - w kontekście jego winy, rzadziej tego, że niewinnie spędził za kratkami pięć lat.
Czy na pewno niewinnie?
Uniósł pytająco brew, kiedy dosłyszał śmiech ciemnowłosej, aby w następstwie sięgnąć po szklankę z whiskey. Upił łyk, przyglądając się w milczeniu Charlotte i dając jej skończyć myśl.
- To był pierwszy raz od kiedy wyszedłem, gdy ktoś wmanewrował mnie w powiedzenie na antenie więcej, niż jednego zdanie odnośnie tego, że nie będę odpowiadał na żadne pytania - stwierdził, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem. Do tej pory nie rozumiał jak to wyszło - choć zapewne gdyby nie rozmawiał wtedy przez telefon, to zareagowałby szybciej i odszedł w bok, a nie znalazł się w centrum wydarzenia. Do tego wciąż ciśnienie mu się podnosiło, kiedy przypominał sobie producenta programu i jego nieczyste zagranie. Co jednak ugrali, to ich - program miał niesamowicie dużą oglądalność w całych Stanach, a June... raczej nie wyleciała za to, chociaż sam nie wiedział. Nie miał potrzeby kontaktowania się z nią po powrocie do Seattle.
Pokrótce przedstawił Lottie plan wydarzeń - począwszy od przypadkowego spotkania z jej siostrą w Miami, aż po genialny pomysł produkcji i niespodziewane złapanie jego dłoni przez Hughes, która - najwyraźniej - chciała przelać na antenę przynajmniej zarys przedstawienia.
- Powinni się cieszyć, że ich nie pozwałem. Mój adwokat jest całkiem niezły w odszkodowaniach - powiedział z lekkim rozbawieniem, ale też poniekąd w czarnym humorze, skoro poprzednią rekompensatę uzyskał za niesłuszny wyrok. Zdecydowanie zamiast tych pieniędzy wolałby spędzić czas na wolności, tym samym mając pewność, że za kratkami siedzi prawdziwy sprawca zbrodni.
- Z Sao widzę się częściej, więc pod tym względem nie zmieniło się wiele. - Nie wiedział, czy kobieta była zaznajomiona z tym, iż Saoirse pracowała w zakładzie pogrzebowym, którego Blake był współwłaścicielem, a on nie chciał rozgłaszać tego nikomu, jeżeli - na przykład - blondynka wstydziłaby się tej pracy. Wcześniej pracowała u ich ojca, aczkolwiek czy Lottie została poinformowana o tym, że mężczyzna miał romans i jest jeszcze jakaś kolejna siostra... sądził, że powinna wiedzieć, lecz on zdecydowanie nie chciał być informatorem. Dobrze wiedziała, że daleko mu do plotkarza, co również nie uległo zmianie.
- Świetnie się składa. Możesz mi podpowiedzieć co kupić twojej siostrze na urodziny, a za to postawię ci kolejną gorącą czekoladę, albo coś innego, jeśli będziesz miała ochotę. I czas - dodał szybko. Równie dobrze mogła uznać, że za dużo go poświęciła na te spotkanie po latach i musi się zbierać. Jemu się nie spieszyło; miał około godzinę, a do tego czuł, że to będzie minimum i znajomy pojawi się jeszcze później.
- Chciałem kogoś odwiedzić... bez uprzedzenia - przewrócił oczami - okazało się, że nie było to najlepszym pomysłem, bo jest aktualnie w drugiej części miasta, a pogoda nie sprzyja, by się kręcić na zewnątrz. Poza tym... - urwał na kilkanaście sekund, jakie poświęcił na na dopicie alkoholu.
- Zbyt dużo ludzi - dokończył myśl, dodając lekkie wzruszenie ramionami. Nie przepadał za tłumem, przepychaniem się, odbijaniem od innych osób. Tu było przyjemniej.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte czuła zaciekawienie związane z całą sytuacją, ale jednocześnie nie byłaby sobą, gdyby okazała je w bezpośredni sposób. Tamtego dnia cieszyła się, że skutkiem informacji dosłyszanych i zobaczonych w telewizji nie był zniszczony talerz czy stłuczony wazon z lekko zwiędłymi kwiatami. Choć nie dawała wiary temu, co dostrzegła w szklanym ekranie, to jednak ciekawość zżerała ją od środka; ludzka dociekliwość bywała naprawdę złudna - prowadziła do wielu problemów i nie zawsze łatwych sytuacji, ale także niekoniecznie ciekawych wniosków.
Hughes była świadoma tego, jak bardzo zaniedbała rodzinne koligacje. W odmętach pamięci nie potrafiłaby odnaleźć momentu, w którym po raz ostatni zjadła obiad w znanym sobie gronie czy pomogła którejkolwiek z sióstr w wyborze nowej kiecki w ulubionym butiku w centrum miasta. Chociaż nie działała w pełni świadomie i z premedytacją, to jednak oddaliła się od nich wszystkich. Skupiona na sobie i własnych dramatach - właśnie taka bywała, usprawiedliwienia szukając w przeświadczeniu, że każdy myślał jedynie o własnym zadowoleniu.
- Więc po co cała ta szopka? Co tam się wydarzyło? Tak naprawdę? - zagaiła niespodziewanie, pozwalając, by jedna z jej brwi powędrowała ku górze. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, jakimi prawami rządziła się telewizyjna komercja, której świadkiem była niezwykle rzadko. Lecące w tle niekoniecznie wysokich lotów programy rozrywkowe oraz typowa telewizja śniadaniowa nie były czymś, o czym mówiło się na głos - każdy oglądał, mało kto się do tego przyznawał. Charlotte nie była wyjątkiem.
Cień uśmiechu przemknął w kącikach kobiecych warg. Gest ten jednak daleki był od wesołego. Charlotte czuła smutek. Samotność jeszcze nigdy nie dawała się jej we znaki tak mocno. Właściwie z każdym kolejnym dniem zwyczajnie się pogłębiała. Joel nieustannie kursował między Seattle a Denver, rodzice zajmowali się swoimi sprawami, rodzeństwo było nieuchwytne. Było... dziwnie. I choć Hughes wielokrotnie snuła przypuszczenia związane z tak nagłą zmianą zachowań wszystkich ludzi dookoła, to jednak nie posiadała żadnych dowodów, by móc jednoznacznie stwierdzić, że coś było nie tak.
- To raczej słaby deal, bo jestem najgorszym doradcą świata. Prezenty też dobieram beznadziejnie. W gruncie rzeczy nawet nie wiem, co obecnie mogłoby się przydać którejkolwiek z moich sióstr, a co za tym idzie... pewnie znowu postawię na ładne komplety szalików i rękawiczek - wzruszenie ramionami miało być ostatecznym, bardzo wymownym komentarzem. Gdyby chciała się uprzeć, to prawdopodobnie ona liczyłaby na pomoc Blake'a; to w końcu on spędzał z członkami jej rodziny dużo więcej czasu niż sama brunetka.
- Więc upijasz się w pubie, w którym pojawia się coraz więcej osób. Bardzo to logiczne, Griffith - cichy śmiech po raz kolejny rozbrzmiał zupełnie niespodziewanie, a Charlotte - poprawiwszy się na swoim miejscu - pochyliła się ponad blatem stolika; zupełnie tak, jak gdyby dalsza część tego dialogu była czymś niezwykle poufnym. - Powinnam się obrazić, wiesz? Ja nie dostałam żadnego prezentu - nie, żeby jakkolwiek jej na tym zależało. O zawroty głowy przyprawił ją sam fakt, że to Joel - mieszkający i żyjący z nią na co dzień Joel - przygotował z okazji jej trzydziestki wyjątkowy wieczór. Nie zniosłaby niczego więcej.
Mimo to fakt, że Blake znajdował się w tak bliskich relacjach z June i Sao, był... deprymujący.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był daleki od oceniania ludzi, ponieważ sam nie lubił być przez nikogo sądzony, choć - niestety - to przez jakiś czas było nieuniknione, a wyrok wygłoszony przez obcych decydował o jego przyszłości. Później, kiedy promyk nadziei zdołał oświetlić mu nieco dalszą przyszłość, a po kolejnej apelacji charakterystyczny dźwięk otwierania się więziennej bramy pozwolił mu poczuć wolność, blask fleszy był jeszcze wyraźniejszy. Przypisywanie niestworzonych historii, teorii, które nijak nie współgrały z prawdą, gdybanie: czy tamten rozbój miał z nim związek, lub czy przyłożył rękę do morderstwa młodej dziewczyny odnalezionej w sierpniu w lesie poza miastem. Przez jakiś czas śledził nagłówki, wyłapywał z tła swoje nazwisko, a później - lecz szybciej niż ludziom - znudziło mu się to. Nie chciał tracić czasu na coś, co toczyło się swoim życiem, a jego ingerencja mogłaby dodatkowo pogorszyć. Przecież podobno tylko winny się tłumaczy, prawda?
- Zależało im na oglądalności, którą miała dać ckliwa historia - mruknął bez entuzjazmu - nie wiem jak bardzo trzeba być oderwanym od rzeczywistości człowiekiem, by kazać mi - cokolwiek - udawać narzeczonego June - rzucił z niesmakiem, który odnosił się do całości, a niekoniecznie młodszej siostry Charlotte, ponieważ chyba aż tak złego kontaktu nie mieli, by wyrażał się o niej w takim kontekście. Niemniej uważał, że te złapanie za rękę było niepotrzebne, a zdziwienie na jego twarzy - w chwili, kiedy to zrobiła - wyrażało więcej, niż mógł wtedy powiedzieć.
Rozchylił usta, aby coś jej odpowiedzieć, lecz na sekundę przed tym, nim dźwięk wydobył się z jego warg, przygryzł dolną od środka i opuścił wzrok z kpiącym (z samego siebie) grymasem. Był sobą; lekko złośliwe, czy cięte komentarze zakrawające o specyficzny humor nie były mu obce, aczkolwiek to, co przyszło mu do głowy... było fatalne.
W takim razie może powinnaś się cieszyć, że masz tylko dwie.
Zapomniał. Na krótką chwilę wyrzucił z pamięci obraz Ivory, zupełnie nie łącząc jej z Lottie. Dobrze, że trzeźwe myślenia jeszcze wygrywały z whiskey, którą w siebie wlewał.
To co, raz jeszcze to samo, Griffith?
- W porządku. Coś wymyślę. - Skinął delikatnie głową i wyprostował się, kiedy podeszła do nich kelnerka. Lekko obitymi knykciami podsunął w jej kierunku szkło, prosząc o bursztynowy trunek. Po prostu, bez żadnych udziwnień i posłał pytające spojrzenie ciemnowłosej.
- Może masz rację i to nie jest najlepszy pomysł. - Nie powiedziała tego głośno, ale wniosek pojawił się w jego głowie całkiem automatycznie sam. - Uznajmy, że nadrabiam zaległości z dawnych czasów. W związku z głupimi pomysłami i alkoholem - poinformował lekko, odprowadzając blond dziewczynę z doczepionymi elfimi uszami, kiedy ta wraz z zamówieniem wróciła za bar. Dwudziestoczteroletni on nie pochwalałby tego zachowania; niegdyś po procenty sięgał rzadko, a jeśli już, to z rozwagą. Unikał papierosów, jakie teraz były normą w jego diecie... a raczej dokarmianiu raka. A konsekwencje podejmowanych działań zdawały się coraz bardziej z niego kpić.
Za to był wolny, więc mógł.
- Pamiętałem o twoich urodzinach, ale... -
Urwał i z dozą niezręczności przesunął dłonią po karku. - Zmieniłem numer, straciłem większość dawnych kontaktów, których nie udało się odzyskać z poprzedniego telefonu. - Głupie tłumaczenie, skoro mógł poprosić o jej numer na przykład Saoirse. Wiedział, że i Lottie wie, że to za bardzo nie ma sensu, bo dla chcącego...
- Nie chciałem się narzucać - i nie wiedziałem, czy wypada wchodzić z butami w twoje życie. Nie dopowiedział tego głośno, ale chyba nawet nie musiał; wydawało mu się, że wyczytała to gdzieś między spojrzeniami, słowami, było osadzone gdzieś w domyśle.
- Jest coś, co zawsze chciałaś zrobić, ale myślałaś, że ci nie wypada? - zapytał nagle, przenosząc ciężar ciała i opierając się wygodniej o twarde oparcie solidnego, drewnianego krzesła, ze spojrzeniem utkwionym na wysokości jej oczu.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Hughes ze znużeniem sięgnęła do stojącego na blacie stolika dozownika z serwetkami. Sięgnąwszy po jedną, otarła nią kąciki ust. Jednocześnie nie spuszczała jednak wzroku z twarzy Blake'a, tym samym okazując należytą uwagę historii, którą postanowił się z brunetką podzielić.
Charlotte nie rozumiała wielu rzeczy - włącznie z tymi, które w ostatnim czasie działy się w życiu jej rodziny oraz najbliższych osób. Wiedziała, że połowicznie była za to odpowiedzialna. To ona wykonała kilka kroków do tyłu, chcąc w ten sposób uporać się ze swoimi osobistymi tragediami. Nigdy nie oczekiwała współczucia czy nadmiernego zainteresowania - stanie w blasku wszystkich reflektorów nie było jej główną ambicją. Tym razem jednak z pewnością poczułaby się lepiej, gdyby pewne wydarzenia rozgrywały się z jej czynnym udziałem, nie zaś obok, pomijając jej osobę.
- Jedno jest pewne - po tym debiucie w śniadaniówce nie opędzisz się od fanek i posiadanie niby narzeczonej raczej tego nie zmieni - zawyrokowała, siląc się na żart, który w jej wykonaniu prawdopodobnie wypadł co najmniej kiepsko. Był to jednak jeden ze sposobów na ukrywanie zdenerwowania; pod płaszczykiem rozbawienia bardzo łatwo można było przemycić poruszenie całą sytuacją. Nie był to przecież jego pierwszy występ w telewizji, a i pojawianie się w towarzystwie jednej z sióstr tragicznie zmarłej narzeczonej mogło rzucić niekoniecznie autentyczne światło na jego osobę. Nie chciała, by to go spotkało.
Wbrew wszelkim pozorom, dotychczasowym przeżyciom i latom bez kontaktu - chciała dla niego dobrze.
Charlotte również zerknęła na kelnerkę; młodą, prawdopodobnie studentkę, dla której świąteczny jarmark był świetną okazją do tego, by sobie dorobić.
- Dla mnie to samo - nie miała pojęcia, kiedy te słowa wymsknęły się spomiędzy kobiecych warg, jednak słodycz czekolady nie była wystarczająca, by Charlotte czuła się na siłach do przebrnięcia przez to spotkanie. Nie było ciężko czy smętnie, ale najzwyczajniej w świecie... dziwnie, a jednocześnie tak przyjemnie urokliwie.
- Ale nie jestem ulubioną siostrą? - rzuciła zaczepnie, ciesząc się, że w tym samym momencie na horyzoncie znów pojawiła się kelnerka. Chwycenie za chłodną szklankę było swego rodzaju sposobem na rozluźnienie atmosfery. Nie powinna tak żartować, jednak refleksja przyszła zdecydowanie za późno. - No jasne - przytaknęła, zaraz potem dociskając do warg krawędź szkła z alkoholem.
Charlotte nie sprawiała wrażenia zaskoczonej. Raczej... rozbawionej. Choć nie musiał się jej tłumaczyć, a ich dotychczasowa relacja nie była w żaden sposób zobowiązująca, to jednak po raz kolejny w ostatnim czasie poczuła się jak boczny pionek; awaryjna opcja. Z drugiej jednak strony - czy sama nie potraktowała go w ten sposób, gdy w więzieniu na widzeniu pokazała się aż raz, czując wtedy wzmożoną potrzebę porozmawiania z kimś, kto był w stanie chociaż połowicznie zrozumieć jej rozterki i emocje?
- W tej chwili? Mogłabym... pojeździć na łyżwach na pobliskim lodowisku, ale chyba nie wypada, żebym słaniała się na nogach pod wpływem lodu i alkoholu? - zagaiła, wyglądając za okno, z którego miała tak dobry widok na rozłożoną niedaleko taflę. - A tak poza tą chwilą... nie myśl, że oszalałam albo że marzy mi się kariera pokroju Fridy Kahlo. W filmach zawsze podobały mi się sceny, w których ludzie rzucają lotkami w balony wypełnione farbą. Mogłabym spróbować.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnął się krótko w odpowiedzi na jej słowa, lecz pomimo tego wyrazu niby-optymizmu, na jego twarzy można było wyczytać powątpiewanie. Nie zależało mu na takiej sławie. Dawniej uważał, że jest w stanie osiągnąć bardzo dużo - przez swoje ambicje, umiejętności, upór. Chciał być reżyserem dźwięku wielu znakomitych produkcji - niezależnie, czy to filmowych, czy serialowych. Zdawał sobie sprawę z tego, że początki bynajmniej nie są łatwe, zatem szykował się w myślach na natłok pracy, kiedy już przeprowadzą się wraz z Ivy do Los Angeles. Kalifornia była dla nich wielką szansą, choć... chyba dopiero niedawno uzmysłowił sobie, że to minimalnie (ale jednak) było bardziej jego marzenie, niż ich wspólne. Z drugiej strony... nigdy nie był egoistą, a ich związek był - z reguły - zgodny, więc gdyby tylko zasugerowała mu, że nie chce... na pewno mogliby to jakoś rozwiązać.
- Może dzięki temu będę mógł usunąć tindera - przyznał, mówiąc to w żartobliwym tonie sugerującym nieco, że wcale tej aplikacji nie ma, ale... miał. Cholera, dał się namówić (jak na parę innych irracjonalnych działań, które podjął od wyjścia w ramach socjalizowania się z ludźmi), a do tego - już z własnej inicjatywy - wpisał imię... Bruce. Zdjęcie celowo również niejednoznacznie ukazywało jego twarz, aby od razu nie kojarzył się z samym sobą. Dobrze niekiedy było nie przedstawiać się jako Blake Griffith, aczkolwiek raz przez te drobne kłamstwo zwątpił, czy słusznie robi. Ariel, drobna blondynka wydawała się dobrą osobą, a została wciągnięta w tą sieć kłamstw. Cóż, konsekwencje jeszcze kiedyś go zapewne złapią.
- Mieszkasz gdzieś w pobliżu? - zapytał, kiedy i ona zamówiła alkohol. - Nie pamiętam, czy miałaś większą tolerancję na alkohol niż Ivory, ale jeśli nie, to... - urwał, a tym razem jego usta rozciągnęły się w dłuższym, mimowolnym uśmiechu.
- Lepiej bym wiedział, jeśli będziesz potrzebowała eskorty - stwierdził, unosząc swoją szklankę w geście niemego toastu, ponieważ zanim jakieś słowa zdążyły paść, upił łyk. Trochę się zgrywał, bo wątpił, iż nie będzie w stanie wrócić do domu po zaledwie paru łykach alkoholu, ale dobrze pamiętał, że jej siostra preferowała kolorowe drinki z małą zawartością procentów, ewentualnie białe wino.
- Ze względu na twoją pracę i jej wymagania, nie wypada mi zaprzeczyć - powiedział, bezradnie rozkładając ręce na boki. Będąc w FBI, musiała być spostrzegawcza i szybko łączyć fakty. Zresztą, wiedział, że tym razem to ona się zgrywa, bo podobnie jak i on pamiętała jak ich kontakt wyglądał na przestrzeni lat. Z Saoirse miał o wiele lepszy, bez tak długich przerw.
- Poza tym, powinnaś pamiętać, że z waszej rodziny najbardziej lubię Conora - wypalił z powagą, obserwując jej reakcję. Uhm, i on tak samo go uwielbiał, z wzajemnością...
- Lodowisko może innym razem, ale - zastanowił się - przez chwilę miałem współlokatorkę, która miała mnóstwo farb, sztalugę, pędzle. Chyba zostało jedno, czy dwa płótna, więc gdybyś chciała... - Wzruszył ramionami. Mogła to potraktować jako zaproszenie, ale też nie musiała, nie wywierał na niej żadnej presji, a przynajmniej starał się tego nie robić.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Marzenia - teoretycznie niegroźne, w praktyce bywały bardzo złudne. Dążenie do ich spełnienia często przysłaniało zdrowy rozsądek i szerszy ogląd na otaczającą rzeczywistość. Chociaż Charlotte nigdy tego nie doświadczyła na własnej skórze, to jednak nieustannie przebywała w otoczeniu pozornych realistów, którzy stawiali sobie cele niemal nierealne, a więc mogące uchodzić za przyjemne, złudne wizje własnej przyszłości.
Doskonale pamiętała Malcolma, który stąpał po ziemi twardo, ale jednocześnie nie rezygnował z mrzonek o lepszym świecie - bez przestępstw, niesprawiedliwości i pnącej się po kolejnych szczeblach korupcji. Nie był delikatny, ale zdecydowanie za dobry dla świata, w którym przyszło mu żyć i dla którego wielokrotnie ryzykował własne życie. Sama Charlotte wielokrotnie bowiem wątpiła w system, jaki w jakimś stopniu współtworzyli, będąc stróżami prawa. On też miewał chwile zwątpienia, często dawał upust niezadowoleniu i bezpośrednio wyrażał dezaprobatę dla decyzji przełożonych. Mimo to wciąż brnął w służbę, która stanowiła część jego życia; wciąż marzył i Charlotte czasami naprawdę mu tego optymizmu zazdrościła.
Znów przeniosła wzrok na wysokość męskich oczu. Przyglądała się Blake'owi z zainteresowaniem i należytą uwagą, ale na pewno nie było to zachowanie nachalne. Badała grunt, sprawdzała, co się zmieniło a które rzeczy pozostawały takie same.
- Akurat uwierzę, że musisz go używać - ciche parsknięcie śmiechem jedynie wyolbrzymiło ironię pobrzmiewającą w tonie kobiecego głosu.
Faktem było jednak, że patrzyła na tę sytuację bardzo powierzchownie, tylko z perspektywy zewnętrznej aparycji Griffitha. Nigdy nie odmówiłaby mu atrakcyjności, szczególnie po tylu latach - wydoroślał, zmężniał, stał się facetem, nie zaś pełnym pozytywnego nastawienia chłopaczkiem, który planował życie w Los Angeles. W tym jednym aspekcie nie brała pod uwagę jego wyroku i czasu spędzonego za kratami, choć oczywistym było, że jego niekoniecznie krystaliczna przeszłość mogłaby wpłynąć na budowanie nowych, zażyłych relacji.
- W Ballard. Spokojnie, będę grzeczna - zapewniła z przekorą, kiedy szklanka z alkoholem znów znalazła się w drobnej dłoni.
Nie zamierzała sprawiać problemów. Nigdy ich nie sprawiała. Przysłowiowym wrzodem na tyłku była tylko dla leniwych, nie zawsze chętnych do działania przełożonych, wobec których wielokrotnie wykazywała się niesubordynacją. Była skuteczna, toteż skutki jej działań przechodziły bez echa - sukces przysłaniał nieszablonowe metody działania. W życiu prywatnym zaś nie miała zbyt wielu okazji do tego, by narozrabiać.
- A ty? Gdzie się ukrywasz? - miała na myśli oczywiście obecne miejsce pobytu mężczyzny. Nie, żeby planowała go nachodzić. Chciała wiedzieć. Tak po prostu, asekuracyjnie.
- Oczywiście. Ze wzajemnością i niemal od zawsze - kolejny cichy śmiech i uderzające w ciało ciepło. Skutki tego posiedzenia, gorącej czekolady i pierwszych łyków alkoholu już dały się jej we znaki.
Charlotte odrzuciła do tyłu kilka niesfornych loków, dopiero wtedy mogąc skupić się na kolejnych słowach znajomego.
- No nie bądź taki. To tylko kilka metrów stąd - jęk zawodu był autentyczny, tak samo zresztą jak tęskne spojrzenie skierowane na taflę, po której ślizgali się ludzie. Nie sądziła, że istniała większa szansa na rzucanie farbami niż zabawę na łyżwach - zaskoczył ją. - Więc... zapraszasz mnie do siebie, żebym nabałaganiła i wykorzystała te resztki? Brzmi fair. Prawie jak rekompensata za urodziny - nieznaczne kiwnięcia głową i charakterystyczny błysk w oku.
Grzechem byłoby nie skorzystać z tego zaproszenia, nawet jeżeli dość przekornego.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie poznał Malcolma, ale jeżeli podczas tej jednej wizyty, gdzie Charlotte postanowiła odwiedzić go w więzieniu, padł temat mężczyzny i został opisany chociażby w kilku słowach, było spore prawdopodobieństwo, że Griffith miałby podstawy ku temu, aby go polubić. Bynajmniej nie dlatego, że o zmarłych nie wypada wypowiadać się w niepochlebny sposób, lecz poznając cechy charakteru i wzorce, jakimi posługiwał się mężczyzna... z nim również wyłapałby pewne podobieństwa. Zresztą - dogadywał się z Lottie, a to o czymś świadczyło. Wydawało mu się (może dlatego, że nie znał jej obecnego faceta), że ciemnowłosa miała nosa do ludzi.
- Nie muszę - potwierdził nawiązując do jej słów, choć mając na uwadze zupełnie inny kontekst. Nie musiał, ponieważ nie wynikało to z żadnego polecenia, ani przegranego zakładu, w związku z którym miał ściągnąć tę aplikację randkową. Nie było zadaniem do wykonania, karą, zobowiązaniem. Nie rozważał tego, w przeciwieństwie do Hughes, pod względem swojej osoby, a dokładniej aparycji, gdzie gdyby była fatalna, to może i tinder byłby jakąś ostatnią deską ratunku. W jego przypadku chodziło poniekąd o zaspokojenie... ciekawości, nowe (cóż, takie, ale jednak) doświadczenie, gdzieś między tym była szansa pokazania się komuś jako on - to nic, że z innym imieniem, ale podobno liczyło się wnętrze, si? W odpowiedziach nie kłamał, a że miał szansę powiedzieć więcej jako Bruce, a nie Blake... korzystał.
- Postanowiłem przetestować czy działa - dodał po chwili, a po jego twarzy przemknął cień uśmiechu. W zasadzie nie było się czym chwalić; na początku uznał, że lepiej trzymać to w tajemnicy, a potem zdał sobie sprawę, że ludzie już mieli go za mordercę, mógł spaść jeszcze niżej, bo ktoś zauważyłby, że ma tindera? Wątpliwe.
Chyba. Na szczęście niewiele obchodziło go to, co o nim myśli większość społeczeństwa, a skupiał się na wyjątkach.
- Jesteśmy prawie sąsiadami. Kupiłem dom w Phinney Ridge. - Wiele osób dziwiło się, że postanowił wrócić do Seattle, a część znajomych unosiła ze zdziwieniem brwi, kiedy przedstawiał dokładny adres. Wychował się w dużym domu w Queen Anne, następnie dzięki swoim oszczędnościom, jak i pieniądzom, które rodzice wpłacali na jego konto odkąd się urodził, mógł pozwolić sobie na zakup apartamentu w Belltown. Po tym, jak oświadczył się Iv, mieszkali tam we dwójkę. Obecna dzielnica brzmiała mniej prestiżowo, ale... nie narzekał na swój nieduży, biały, niepozorny dom. Nie miał ani basenu, ani nie bił po oczach wielką nowoczesnością, ale dawał mu dużo swobody i komfortu. To i tak wielki progres patrząc na pięć poprzednich lat i cele, w jakich pomieszkiwał.
- Innym razem. Przez ostatni miesiąc odpuściłem sobie treningi przez kontuzję, nie mogę stracić od razu kolejnego. Zapytaj mnie o to w przyszłym roku - polecił, po czym upił łyk whiskey. Czy wierzył, że to zrobi? Raczej nie, ale - w razie czego - miał wymówkę, że od razu nie odrzucił jej pomysłu. Lubił sport - koszykówkę, boks, wspinaczkę górską i kilka innych aktywności, aczkolwiek czy zaliczała się do nich jazda na łyżwach? Ciężko stwierdzić, nie robił tego od wieków.
- Dokładnie tak. - Skinął na potwierdzenie głową i przesunął w jej kierunku odblokowanego smartfona. Nie było co dopatrywać na nim jakichkolwiek oznak sentymentu, wymownych tapet, albo czegokolwiek nawiązującego do przeszłości. Zapewne miał jakieś minimum aplikacji (tindera oczywiście też, gdyby wcześniej nie wierzyła), choć bardziej rzucała się w oczy wciśnięta opcja stworzenia nowego kontaktu.
- Możesz zapisać swój numer, wyślę ci adres - zaproponował, a jak na złość, w międzyczasie przyszła wiadomość.
Taylor: Kwadrans i jestem.
Nie tylko Blake miał imię, jakie mogło być nadale obu płciom; Taylor był spóźnialskim znajomym, który - niestety - najwyraźniej będzie szybciej, niż na to liczył. Szkoda, bo czas w dobrym towarzystwie mijał zdecydowanie przyjemniej.
Po wymienieniu się numerami z Charlotte, dokończeniu drinka i krótkiej wymianie zdań, pożegnali się... oby nie na kolejnych kilka lat.

/ zt x 2

autor

I'm takin' a picture of this in the back of my mind 'Cause every time I go I'm scared it's gonna be the last time
Awatar użytkownika
38
174

kardiochirurg

Swedish Hospital

fremont

Post


Florence zawsze sądziła, że jest jedną z niewielu osób, którą naprawdę nie znosi świąt Bożego Narodzenia. Za każdym razem, gdy komukolwiek wspomniała o swojej niechęci do kolorowych światełek, choinki oraz wszechobecnych pierników (ich nie znosiła najbardziej, kto wymyślił ten smak i po co?), wszyscy zgodnie uznawali, że jest nienormalna albo ma przestać żartować. Tymczasem Flo nie miała prawdopodobnie ani jednego przyjemnego wspomnienia związanego z tymi świętami. Rodzice zawsze byli zabiegani, a w ich domu było daleko do typowo rodzinnej, świątecznej atmosfery. Sądziła, że zmieni się to po założenie swojej własnej rodziny. Będzie mogła z mężem i dziećmi dekorować pierniki, pić gorącą czekoladę i oglądać kiczowate, świąteczne bajki oraz filmy. Chyba bardziej pomylić się nie mogła; piętnaście lat minęło od jej ślubu, a nadal ani razu w pełni nie cieszyła się bożym narodzeniem. W dodatku tegoroczna wigilia zapowiadała się w gronie rodziny Ricka i kolejny raz z rzędu nie mogła odmówić, używając wymówki pod tytułem praca.
Co więc robiła na jarmarku bożonarodzeniowym? Całkiem dobre pytanie. Spotkanie z Blue po tylu latach dosłownie przejęło każdą jej najdrobniejszą myśl i nawet rzucenie się w wir pracy nie było w stanie oderwać ją od tego, więc może gwar, alkohol i światełka będą w stanie? Miała nadzieję; innego pomysłu już nie miała, oprócz kolejnej konfrontacji z mężczyzną.
Na miejsce dotarła oczywiście odrobinę przed czasem, zajęła miejsce przy barze i niecierpliwie rozglądała się za przyjaciółką. Nie mogła przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz wyszła na drinka do pubu, więc czuła się odrobinę nieswojo w całym tym tłumie.

autor

ala

Zablokowany

Wróć do „Jarmark Bożonarodzeniowy”