WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Zawsze się śmiała, że wrażliwość na piękno odziedziczyła po Lennym. Jej rodzice bynajmniej nie byli osobami, które miały coś wspólnego ze sztuką, a zwłaszcza ojciec, który najbliżej z jakąkolwiek formą artyzmu miał do czynienia podczas bankietów w muzeach, galeriach sztuki czy też ze swoimi meblami, które śmiało można było nazwać antykami. Miał je, bo chciał, a nie dlatego, że kolekcjonował czy podziwiał. Zara natomiast lubiła wszystko co piękne. Dla niej to właśnie noc była fascynująca, z tysiącem gwiazd na niebie i lekkie piegi, które zyskiwała podczas krótkich wakacji poza Seattle. Doceniała piękno w ludziach, a także w obrazach, w projektach kuzyna, czarnobiałych fotografiach i nawet w opowieściach. Bo niektórzy potrafili sprzedać najpiękniejsze wyobrażenia w kilku słowach. Daleko było jej do artystki, bowiem śpiewała pod prysznicem i to by było na tyle, ale nie cierpiała będąc na kolejnym wernisażu. Tym razem zaciągnięta przez przyjaciółkę, która kręciła się zapewne za swoim nowy facetem (którego miała znaleźć i usidlić tak nawiasem) zjawiła się w galerii sztuki, gdzie swoją kolekcję zdjęć wystawiał znany fotograf. Nie wiedzieć czemu przez myśl przeszedł jej Miguel, od którego ostatnio uciekła, ale zdusiła wspomnienie w zarodku. Pamiętała adres, wiedziała gdzie robił kobietom zdjęcia i gdzie wyrywał je na te wszystkie urocze słowa i akcent któremu nie mogłaby się oprzeć żadna. Z zamyślenia wyrwała ją Evie, która szturchnęła ją w bok, przypominając o tym, by oddała płaszcz do szatni. Taksówka przywiozła je na miejsce, gdyż open bar czekał już na gości, ale nie znaczyło to, że w mieście dalej było lato. Oj nie. Ciepły płaszcz wylądował na wieszaku, Zara wrzuciła numerek do torebki i przeszła kilka kroków, by chwycić kieliszek ze szampanem.
Minęło może naście minut, gdy zawiesiła się na jednej z fotografii. Wpatrywała się w nią, a jej myśli płynęły w różnym kierunku. Evie dawno ją zostawiła, flirtując z jakimś bogatym biznesmenem, którego mogłaby przedstawić rodzicom, a Sherwood nie chciała jej przeszkadzać. Słabe z niej piąte koło. Nie zorientowała się nawet, gdy ktoś intensywnie się w nią wpatrywał, ani nawet wtedy, gdy był kilka kroków od brunetki.
-
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">001.
<div class="ds-tem4">Miguel & Zara</div></div>
</div></div></div></table>
Wystawa odbywająca się w Foster and White Gallery była trzecią, na którą został zaproszony w bieżącym tygodniu. Przyzwyczaił się. Bez wątpienia był wrażliwy na piękno – wszakże na swój indywidualny sposób – jednak mnogość młodych artystów, z których większość zdaniem Miguela nie miała w sobie krzty jego talentu, z wolna zaczynała go nużyć. Wprawdzie jego nazwisko nie znajdowało się (jeszcze) na liście tych najważniejszych wśród amerykańskich fotografów, aczkolwiek nie przeszkadzało mu to w pokazywaniu wszystkim, jak wysoko sięgało jego ego. Mógł poszczycić się wspaniałym portfolio, realizowanym przy współpracy z najpiękniejszymi modelkami oraz najwybitniejszymi kreatorami mody, ale to wciąż było za mało, by móc przebić się przez gąszcz młodych – lubiących nazywać siebie artystami – fotografów. <br>
Wolnym, nonszalanckim krokiem przechadzał się wzdłuż wyeksponowanych na białej ścianie okazów sztuki. Nie omieszkał kilkukrotnie wyrazić swojej nieprzychylnej opinii, jednocześnie wykazując się doskonałym humorem, co zwykle pozwalało mu w zadowalającym stopniu zamaskować opryskliwy ton. Był widocznie znudzony. Nie skupiał się na tym, co przedstawiały zdjęcia, nie miał ochoty na towarzyskie pogaduszki, ani tym bardziej na szampana, który mimo swojej zaskakująco wysokiej ceny, przestał mu smakować. W chwili, w której zamierzał bezpowrotnie przekreślić sukces odbywającego się tutaj przedstawienia, ujrzał pierwsze dzieło, które przykuło jego spojrzenie na dłużej niżeli kilka krótkich sekund. <br>
Widok pociągająco ubranej kobiety zawsze pobudzał jego zmysł artystyczny. Jednakże w tym konkretnym wypadku było coś jeszcze – ciekawość, której nie mógł zaspokoić za pierwszym razem. <br>
Nim zdecydował się podejść, odczekał kilka minut, które pozwoliły mu lepiej przyjrzeć się kobiecie. <br>
— Banalny kard, modelka ma oczy całkowicie pozbawione wyrazu, a cała aranżacja jest zwyczajnie niespójna. Przerost formy nad treścią — zawyrokował, skupiając swoje spojrzenie na fotografii, jakby stojąca obok kobieta w ogóle go sobą nie zainteresowała. <br>— Wydaje mi się, że przypadkiem wyrzuciłem chusteczkę, na której napisałaś swój numer telefonu, kiedy wychodziłaś — dodał, tym razem skupiając na niej spojrzenie emanujące spokojem. Musiał przyznać, że nieczęsto zdarzało się, że kobieta wychodząca z jego mieszkania nie zostawiała po sobie niczego poza zapachem perfum.
-
- Naprawdę nic Ci się tu nie podoba? - Zapytała, rozglądając się jedynie na boki, jakby chciała przejechać na szybko po innych pozycjach, które jeszcze nie zostały przez nią oglądnięte. Była ciekawa jego opinii, a może to tylko ta jedna fotografia, która wydała się Miguelowi tandetna? Zara nawet nie dostrzegła modelki, skupiła się na tym, co było poza nią. Cholerne Włochy.
by a feeling that I've never known
-
— Nie wierzę w przypadki — odparł, wzruszając ramionami. — Nie zapraszam każdej, która ma ciekawą urodę. Piękna twarz to za mało, by zrobić dobre zdjęcie, czego to — skinieniem głowy wskazał na fotografię przed nimi — jest najlepszym dowodem na potwierdzenie moich słów. Kobieta musi mieć błysk w oczach, doświadczenie naznaczone drobnymi zmarszczkami wokół oczu i pewność siebie skrywaną za subtelnym uśmiechem — mówił, z niechęcią wpatrując się w niewłaściwie dobraną modelkę widniejącą na zdjęciu. Rubio niewątpliwie miał zmysł estetyczny, ale to właśnie doświadczenie zdobyte w kontaktach z kobietami sprawiło, że tak trafnie odnajdował w nich piękno, które nie było dostrzegalne na pierwszy rzut oka. Stosował sztuczki, to prawda, zawsze jednak oferował coś w zamian – przeważnie własne towarzystwo.
Pytanie, które zadała, odebrał jako zaczepkę, może nawet wyzwanie. Wprawdzie dzisiejszego wieczora jego osąd był nieco zaburzony ze względu na dominujące znudzenie, jednak zamierzał – najtrafniej jak potrafił – udowodnić, że wystawa nie została przygotowana przez wirtuoza sztuki fotografii.
Bez pytania o zgodę, chwycił Zarę za rękę i poprowadził wzdłuż wystawy. — Chciał pobawić się światłem, ale zamiast tego wyszła mu plama na środku kliszy. Tutaj idealny przykład tego, jak nie używać przysłony, kiedy robi się zdjęcie krajobrazu, szczególnie przy naturalnie dobrym świetle — mówił, wybierając te zdjęcia, które najbardziej go odpychały. — A to! Spójrz na to, jak idiotycznie wygląda połączenie naturalistycznego piękna tej modelki z wulgarnością pozy, którą wybrał sobie przy akcie — wypowiadając te słowa, rozluźnił uścisk i westchnął głęboko, odnajdując w sobie spokój, którego widocznie potrzebował. Obserwując tego typu wystawy ,nabierał jeszcze większej pewności odnośnie własnej sztuki. Była lepsza. Miał lepsze oko, większe umiejętności i przede wszystkim potrafił odpowiednio obserwować świat wokół siebie.
— Jesteś najciekawszym obiektem wśród tych wszystkich dzieł — ostatniemu słowu nadał kąśliwego tonu.
-
- W takim razie doskonale wiesz, że żadnego przypadku nie było - wzruszyła ramionami, wargami stykając się ze szkłem ponownie. Odłożyła pusty kieliszek na tacę kelnerki, która przeszła obok nich i uśmiechnęła się w podziękowaniu. - Czy to też się tyczy Twojej sypialni? Wybierasz do niej tylko te, które będą wyglądać wyjątkowo w Twoim obiektywie? - Zapytała ciekawa zależności między fotografią, a jego łóżkowymi przygodami. I cóż, oboje byli jako tako wyzwoleni, a przynajmniej mówienie tym nie sprawiało, że wstydzili się jak na pierwszej lekcji biologii. - Powiedziałabym, że po tym co opisałeś - masz swój typ. Dość konkretny, ale osądu nie puszczam, jeszcze bym się pomyliła z braku potrzebnych danych - uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na mężczyznę. Gdzieś pewien obraz wyklarował się w głowie Sherwood, ale zanim się nim podzieli, wolała jeszcze trochę zebrać informacji na jego temat. W końcu pierwsze spojrzenie może być bardzo mylne, nawet jeśli długo wpatrywali się w swoje tęczówki.
Spojrzała na ich dłonie, gdy chwycił ją pewnie za rękę, ale nic nie powiedziała, nie przerywając mu wywodu. Im dalej szli, tym bardziej wzbierała się w nim krew, tym bardziej widziała irytację podszytą znudzeniem, ale też pasję. Pasję do sztuki, którą najwidoczniej ktoś zepsuł. - Pamiętaj, gusta to indywidualna sprawa. Niektórzy uznają ten akt za coś pięknego, inni stwierdzą, że to słabe porno bez fabuły - mruknęła, pokazując brodą na fotografię. Miał swoją estetykę, miał swoje upodobania, ulubione rzeczy, kadry, a nawet i urodę. Coś mu się podobało, a coś nie, a do tego ludzie byli naprawdę różni. - Uznałabym to za komplement, gdyby chociaż jedno z nich Ci się podobało - machnęła dłonią, ale zaśmiała się i założyła kosmyk włosów za ucho. - W takim razie, dlaczego tu przyszedłeś. Masz jasno określone pojęcie piękna i estetyki, Twojej estetyki - uważnie przejechała go wzrokiem, znów skupiając na nim swoją uwagę - liczyłeś na to, że Cię czymś zaskoczy? Czy może to przykry obowiązek artystów, chodzenie na inne wernisaże - podziękowała kelnerce, która zjawiła się ponownie obok nich z pełną tacą koktajli.
-
— Nie obawiaj się. Zrozumiałem, że nie jesteś zainteresowana — odpowiedział niewzruszonym tonem. Nauczył się panować nad własnymi emocjami tak, by jego twarz nie zdradzała niczego, czego ujawniać nie chciał. Oczywiście nie miałby nic przeciwko, gdyby Zaraz zdecydowała się zmienić zdanie; przecież każdy miał prawo raz podjąć złą decyzję, czyż nie?
— W rzeczy samej. Nie zaprosiłbym do sypialni kobiety, którą uważałbym za nieatrakcyjną. Bo w jakim celu? Jednak w moim obiektywie każda kobieta będzie wyglądała wyjątkowo, zapewniam. A wiesz dlaczego? Bo przerażająca większość z was nie docenia własnej urody. Pewność siebie trzeba z was wydobywać siłą. A nic nie dodaje kobiecie pewności siebie lepiej niż męski orgazm — wyjaśnił, nie bojąc się tematu, który podjęła Zara. Miguel nie miał swojego typu. Blondynki? Brunetki? A jaka to różnica? Istotę stanowił sposób bycia, czasami sposób ubierania się, niewielkie niuanse, które tylko artysta mógł dostrzec. Wyjątkowość – to cenił.
Nie sięgnął po kieliszek, kiedy kelnerka podeszła do nich z wypełnią tacą. Nie miał ochoty na tego typu alkohol.
— Przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej. Ufam tej maksymie — rzucił, w odpowiedzi na jej pytanie dotyczącego obecności Miguela na dzisiejszym wernisażu. — Dodatkowo zyskuję w ten sposób rozpoznawalność. Chcę, by ludzie znali moje zdjęcia, rozpoznawali mój styl, ale jednocześnie, by zdawali sobie sprawę z tego, kiedy mijam ich na ulicy — dodał, odruchowo wzruszając ramionami. — Tak, jestem wyjątkowo próżny — dodał, uśmiechając się z odrobiną dumy. Nie wstydził się tego, jakim jest człowiekiem. Przede wszystkim był sobą.
-
- W tym się mogę z Tobą zgodzić - pokiwała lekko głową, bo fakt, ona też stosowała ją w życiu. Była jednak prokuratorem, kobietą, która przynajmniej raz dziennie wysłuchiwała coś na temat swojego ojca, rodziny, płci oraz toczyła walkę z wiatrakami, gdy niektórzy nie rozumieli, że mając waginę i niedługo trzydziestkę na karku można osiągnąć więcej niż Ci z penisem. - Trochę tak, nie zaprzeczam - cichy śmiech uciekł spomiędzy jej warg. Rozejrzała się za Evie, ale tej nie było nigdzie w pobliżu, więc cicho westchnęła. - Wolę jednak Twoją szczerość, niż lizanie mi tyłka i tworzenie obrazu księcia z bajki. To chyba nie moje klimaty - jakby nie patrzeć, to właśnie to jaki był sprawiało, że Zara nie odwróciła się jeszcze. Miała słabość do jego prezencji i głosu, ale jeśli relacja miała przetrwać - wolała ją bazować na prawdziwych obrazach, a nie retuszu instant.
-
— Myślałem, że nie liczysz na więcej niż jednonocna przygoda, Sherwood. Jeśli jest inaczej, postąpiłaś słusznie wychodząc z mojego mieszkania — odparł, zerkając na nią kątem oka. — Prawdopodobnie bym nie zadzwonił. Ale nie rób ze mnie potwora! Nie udawałbym, że się nie znamy. Gdybyśmy się tutaj spotkali, lub w innym miejscu, z pewnością zamieniłbym z tobą kilka słów — dodał w gwoli wyjaśnienia. Lubił się zabawić – to prawda – ale jednocześnie nie zachowywał się jak ostatni drań! Do worka trafiały tylko te kobiety, które chciały się tam znaleźć. Żadnej nie zmuszał do tego, by ściągnęła przed nim bieliznę. Akceptował również odmowę, choć taka zawsze godziła w jego męskie ego. Nie był desperatem. Nie zamierzał się narzucać, błagać ani uporczywie zabiegać o zainteresowanie.
— Myślę, że mnie nie zrozumiałaś. Lub celowo błędnie interpretujesz moje słowa. Nie uważam, że kobieca pewność siebie jest uzależniona od męskiego orgazmu. Uważam jednak, że szczytujący mężczyzna zawsze tej pewności dodaje — wyjaśnił. W przeciwieństwie do Zary nie martwił się tym, że ktokolwiek mógłby ich usłyszeć. Temat, który nawiązał się między nimi, uważał za naturalny. Seks był dla ludzi. Seks był ważny. Ludzie lubią seks, dlatego warto o nim dyskutować. — Nawiasem mówiąc, wolę kiedy to kobieta jest pode mną — dodał, rzucając w stronę Zary cwaniacki uśmiech. Zaraz jednak odwrócił wzrok, by przyjrzeć się następnym eksponatom. Mimo wyraźnej niechęci oglądał je. W ten sposób uczył się unikać podobnych błędów. Doświadczenie zbierać można nawet w najmniej spodziewanych okazjach.
— Myślę, że już zdążyłaś zauważyć, że jestem szczery. Zdarza się nawet, że przesadzam. Ale dzięki temu możesz być pewna, że na każde twoje pytanie odpowiem zgodnie z prawdą — powiedział, pierwszy raz na zatrzymując spojrzenie na oczach towarzyszki. Zara miała w sobie wiele cech, które Miguel podziwiał w kobietach. Osiągnęła sukces i emanowała nim, co mocno go poruszało. Rola prokuratora nie była prosta – niejednokrotnie oskarżali niewinnych, a zdarzało się, że posyłali ich za kratki na długie lata. Taka była ich rola, nie negował tego. Aczkolwiek sam nie potrafiłby być aż tak ostrym graczem.
-
- Po prostu jeszcze nie miałeś kobiety, która byłaby świetna na górze - wzruszyła ramionami. Każdy miał swoje ulubione pozycje. Pod nim wcale nie musiało oznaczać, że leżałaby na plecach i tylko rozkładała nogi, czekając na jego wysiłek. Co nie znaczy, że po prostu założyła z góry, że nie miał kochanki, która po prostu sprawiłaby, że polubiłby też bycie na dole. - Cóż, mam w pracy dość kłamców, w życiu prywatnym wolałabym ich unikać - doceniała jego brutalną szczerość, było to coś wyzwalającego i sama to stosowała. No, przynajmniej w wielu aspektach. Była prokuratorem, musiała grać w kilka niebezpiecznych gier, by po prostu zdobyć to, czego potrzebowała. Kilka kłamstw jej nie zabiło, a wręcz uratowało tyłek. Jednak jeśli chodzi o życie nie zawodowe... wolała wiedzieć, wyłożyć wszystko na tacy. Tak było po prostu lepiej.
Gdy zatrzymali się przed prawie ostatnią fotografią spojrzała na zegarek w telefonie i potem na ulicę za szybą. - Masz ochotę na mocną kawę i trochę powietrza? Znam pewne miejsce - zapytała nagle. Chciała w sumie kontynuować z nim ten wieczór, skoro już było dostatecznie ciemno i mogli porobić coś, co Zara lubiła bardziej niż poruszanie się po zamkniętym obiekcie i tanie przekąski.
by a feeling that I've never known
-
Rubio zdawał sobie sprawę z tego, że jest przystojnym mężczyzną – nierzadko to wykorzystywał. Oglądając stare zdjęcia, dostrzegł, że większość cech wyglądu odziedziczył po ojcu, który zmarł, gdy Miguel miał pięć lat. Babcia wiele razy opowiadała mu, że ojciec cieszył się powodzeniem wśród kobiet, ale dopiero jego matka naprawdę zawróciła mu w głowie. Co więc odziedziczył po matce? Wrażliwość. Szczerze mówiąc, wolałby niczego po niej nie przejąć.
— Gdybym się w tobie zakochał? — powtórzył po niej, poważnie zastanawiając się nad odpowiedzią. Przez chwilę milczenia natarczywie przyglądał się Zarze, jakby miała na twarzy wypisaną odpowiedź na zadane pytanie. — Gdybym się w tobie zakochał, prawdopodobnie starałbym się zrobić wszystko, byś była szczęśliwa — odpowiedział zgodnie z własnymi przekonaniami. Wierzył w miłość. Natomiast nie wierzył, że sam zdolny jest kochać. Poznał w swoim życiu wiele kobiet (mężczyzn również, ale nie był nimi zainteresowany) i nigdy nie trafił na taką, która potrafiłaby go w sobie rozkochać. Ponoć artyści najdoskonalsze działa kreują wtedy, gdy cierpią z powodu nieszczęśliwej miłości. Na Miguela najlepiej wpływało pożądanie – ono wydobywało z niego cały potencjał. — A żebyś mogła być szczęśliwa, musiałbym dać ci odejść. Ironiczne, prawda? — dodał, uśmiechając się łagodnie. Skarżył się? Użalał się? Skądże! Był realistą i wiedział, że prędzej czy później zrobiłby coś, co złamałoby kobiecie serce. Po co więc miałby dawać jej nadzieję na szczęśliwy związek? Znał siebie zbyt dobrze, by świadomie krzywdzić napotkane kobiety.
Zaśmiał się głośno, zupełnie nie przejmując się reakcją ludzi oglądających wystawę, gdy Zara zasugerowała, że nie miał jeszcze kobiety, która sprawdziłaby się w roli dominującej podczas seksu. Kto wie? Może miała rację? — Nie sądzę, byś miała rację. Sama wspomniałaś o tym, że ludzie mają różny gust, prawda? Ja czerpię przyjemność z górowania. Lubię obserwować, jak kobieta zachowuje się pode mną — wyjaśnił bez skrępowania. Nie zawsze rozmowa na podobne tematy przychodziła mu równie łatwo. Przy niej mógł sobie pozwolić na całkowitą szczerość, co bardzo mu odpowiadało. Czuł się swobodnie w jej towarzystwie, gdyż sama była osobą, która nie bała się rozmawiać, co udowodniła już podczas pierwszego spotkania. Była odważna. Była dumna, a jednocześnie wykazywała się ciekawością. Lubił to w niej.
— Chętnie. Jestem przekonany, że tutaj nie czeka na nas już nic interesującego — zgodził się, po czym oboje skierowali się do szatni. Miguel odebrał płaszcz należący do Zary, po czym pomógł jej go ubrać. Sam również podziękował szatniarzowi za podanie własnego płaszcza i szybko narzucił go na ramiona. — Panie przodem — rzucił, otwierając przed nią drzwi galerii. Nie obrócił się. Wystawa na to nie zasługiwała.
zt.
nie mówimy o tym głośno
ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej
south park
<img src="https://i.pinimg.com/564x/bc/88/61/bc88 ... 659c09.jpg" width="200">
Niech cię nie niepokoją
Cierpienia twe i błędy.
Wszędy są drogi proste
Lecz i manowce wszędy. Błękitne fale rozbijały się o brzeg samotnej wyspy. Wysokie, potężne, miażdżące - w tym pojedynku nie było wyrównanych szans, nikt nie obstawiał zakładów. Chmury skłębione i burzowe; czy to już sztorm? Wiedziałby rok wcześniej, może pół roku temu też, ale teraz jedynie retoryczny pytajnik wyświetlił się w umyśle na ułamek sekundy, żeby zaraz poddać tę mizerną walkę. Ani jednego człowieka. Plaża raczej kamienista; raczej groźna niż bezpieczna. Szum, odbijający się od ucha do ucha. I niewiele więcej - mało światła, dużo cieni, przejmująca ciemność i mrok, być może aż do przesady. Dzikość, wiele kilometrów od cywilizacji, a mimo tego kontury przemawiały typowo ludzkim niepokojem. Tęsknotą? Niepewnością, to na pewno. Wszystko takie niedokładne, niedbałe jakby; a jednocześnie zupełnie doskonałe w swojej precyzji; jednocześnie prezentujące dokładnie to, co winno być zaprezentowanym.
On natomiast trząsł się chwiejnie na ostatnim szczeblu tej roboczej drabiny, próbując ująć ramy obrazu w odpowiedni sposób, żeby ułożyć je w swoje ramiona. Miło byłoby, gdyby podczas tego całego procesu nie skręcił sobie przy okazji karku, ale to było teraz najmniej ważne - bo najważniejsze były pieniądze. I Cosmo naprawdę nie wiedział już czy powinien dziękować losowi za tę nieprzewidywalną, nagłą powódź (będącą ewidentną oznaką zbliżającej się zagłady klimatycznej), a w ślad za nią - za niebagatelną okazję do zarobienia czegokolwiek, czy może użalania się nad sobą, że przyszło mu żerować na niedoli innych, w momencie, w którym zabrakło wolontariuszy do nieodpłatnej pracy. Pocieszał się myślą, że to nie żadni potrzebujący, tylko pierdoleni artyści, którzy mieli akurat dziwne szczęście wystawić swoje bohomazy w galerii sztuki (o co był trochę zazdrosny) - i to on, Cosmo Fletcher właśnie, w tym układzie był tym potrzebującym; zwłaszcza kiedy i jego mieszkanie znalazło się pod wodą.
To naprawdę okrutny chichot losu - lokalna klęska, kiedy ledwo zdążył wyprowadzić się od brata i obiecać mu, że jakoś sobie poradzi; kiedy ledwo zdążył powysyłać CV w kilka miejsc, kiedy ledwo zdecydował, że najwyższy czas się ogarnąć, do kurwy nędzy, czas wyjść na prostą. Nie był na prostej - chyba, że na prostej pochyłej, lecącej w dół z zatrważającą prędkością. Był rozdarty i zagubiony, trwając bez ruchu w tym martwym punkcie, w którym okazało się, że wszystko, co wyobrażał sobie na temat siebie i Jacoba było bzdurą, kłamstwem, oszustwem, głupim wyuzdaniem. Był zawiedziony - Hirchem, ale sobą jeszcze bardziej; tym, że po raz kolejny dał się uwikłać w coś, co jego młodociana naiwność wzięła za rzecz dużo poważniejszą niż przelotny romans - nie pierwszy raz, prawda? I z pewnością nie ostatni.
To wszystko czyniło go słabym. Nie tylko wola, nie tylko niedożywiony przewlekle organizm - psychiczna zależność była tym, co ciągnęło go w dół. Dlatego bezustannie wracał do Uriaha, nawet jeśli wiedział, że podobno kontakt nie przyniesie niczego dobrego i dlatego równie chętnie ryzykował przelotnymi znajomościami, nawiązywanymi przez internet czy podczas samotnego spaceru po mieście. Każdy spacer był samotny, ale dziwnym trafem mało który kończył się powrotem do mieszkania w pojedynkę. A potem przyszedł kataklizm; potem przyszedł stres. Uriah - czy jest bezpieczny? Nie mógł być bezpieczny w tej zapchlonej dzielnicy. Bastian - czy wszystko w porządku? Nie mogło być na pewno w porządku, dopóki Fletcher nie zobaczył tego na włane oczy. Laura - czy daje sobie radę? Tak; na pewno tak. Hirschówna zawsze wydawała się mądrzejsza i bardziej zaradna niż on, ze swoimi krzywymi kończynami, czerwonymi wypryskami na twarzy, bladą skórą i myślami, odbiegającymi zbyt często od sedna sprawy.
Teraz liczył się czas. Z każdą godziną wody przybierało więcej i więcej, a ludzi na ulicach było coraz mniej. Kiedy szedł do galerii na umówioną godzinę rozpoczęcia pracy, jakaś kobieta w średnim wieku zaczepiła go na chodniku i poleciła schować się w jakimś bezpiecznym miejscu. Ledwo znalazł w sobie siłę na to, żeby skinąć jej bezmyślnie głową. W gruncie rzeczy wcale się nie bał - może nawet był całkiem podekscytowany. Wreszcie coś świeżego. Wreszcie zagrożenie, które było realne; które nie było jedynie projekcją jego skancerowanego umysłu. Wreszcie coś, czego lękał się każdy poza nim - podczas gdy zazwyczaj było na odwrót. Teraz Cosmo trząsł się jedynie o Uriaha, o Jacoba, o rodzinę (czego nie przyznałby nigdy w życiu), o każdą istotę wokół, tylko nie o siebie. On był nieważny w tym wszystkim. On tylko potrzebował pieniędzy na przeżycie następnego miesiąca i bardzo - bardzo - nie chciał powracać do starego sposobu na ich gromadzenie.
Ciężkie od farb płótno zadrżało niebezpiecznie, kiedy ściągał je z haczyka. Choć szerokie, nie było dużych gabarytów - powinien dać radę. Dałby radę, gdyby był tym samym, kim bycie zadeklarował na wejściu. Gdyby był szybko uczącym się, młodym mężczyzną, któremu nie straszna jest praca fizyczna. Gdyby… Ale przecież tak wcale nie było. Cosmo Fletcher - tak się nazywał. Cosmo Fletcher, z którego nosa krew sączy się wąskim strumieniem co najmniej dwa razy dziennie, który mdleje zbyt często, myląc to ze snem, który przelicza kalorie przemycone w paście do zębów i czuje się zanadto pewnie, kiedy ktoś nieznajomy poświęca mu minimum swojej uwagi. Ten sam Cosmo Fletcher, z którego dłoni wyślizgnął się właśnie ten zaklęty w płótnie sztorm, zahaczając o odstający z drzwi gabloty zamek, żeby następnie uderzyć głucho o kafelki, zdobiące podłogę.
Cisza. Zakręciło mu się w głowie, więc chwycił mocniej drabinę, zbyt zszokowany, żeby spojrzeć w dół; żeby upewnić się, że miało miejsce właśnie to, o czym świadczyć mógł dobiegający chwilę wcześniej do jego uszu dźwięk. Prute płótno. Wzdrygnął się. Głęboki wdech. Docierały do niego czyjeś słowa.
malarka
cały świat
columbia city
Chociaż jej życiowa sytuacja nie należała do najłatwiejszych, to na myśl o zmianie zawodu czuła dziwną ulgę. Nowe miejsce, doświadczenia, ludzie - to był zaledwie wierzchołek zalet, które dostrzegała w obecnym zamieszaniu. Określone godziny pracy, niewiele niespodzianek, brak obawy o to, że każde kolejne wyjście z domu mogłoby okazać się tym ostatnim. To wszystko liczyło się dla niej najbardziej przede wszystkim przez wzgląd na perspektywę zostania... mamą.
To wciąż brzmiało dla niej abstrakcyjnie. Jak sen, z którego nie mogła się obudzić, ale do którego powoli przyzwyczaiła swoją podświadomość. To dzięki temu przestała postrzegać całą sytuację jak koszmar na jawie. Stało się, nie mogła cofnąć czasu, musiała zmierzyć się z konsekwencjami. I choć oswojenie się z nowymi zadaniami, niewiadomymi i problemami było wyzwaniem, to jednak próbowała nastawić się pozytywnie, dać samej sobie wiarę we własne możliwości, uwierzyć, że była w stanie to ogarnąć.
Nawet w pojedynkę.
Dające się jej w ostatnich dniach dolegliwości nieco ustały, a to pozwoliło Charlotte uwierzyć, że mogła zrobić coś dla siebie. Wyjście na wystawę, gdzie główną gwiazdą miał być jej internetowy znajomy, wydawało się najrozsądniejszą opcją; centrum miasta, różne perspektywy i interpretacje, sztuka. To musiało pomóc, nawet jeżeli tylko na moment.
Lottie na miejscu pojawiła się punktualnie, rozglądając się po gustownie, acz raczej minimalistycznie urządzonym wnętrzu. Rozwieszonym dookoła obrazom poświęciła zaledwie chwilę uwagi, wiedząc, że ich dokładne omówienie miało nastąpić dopiero w momencie spotkania z autorem, którego szybko odnalazła wśród tłumu innych gości.
- Brylujesz w towarzystwie - zagaiła z uśmiechem, kiedy tylko Ethan ją dostrzegł.
O ile dotychczas jego słowa o rozwijającej się karierze traktowała raczej z przymrużeniem oka (poznali się przecież w internecie; miejscu, gdzie każdy mógł napisać o sobie niemal wszystko), o tyle obecnie nie miała już wątpliwości, że rzeczywiście trafiła na kogoś, kto podzielał jej - w przypadku blondynki amatorską - pasję.
-
Chyba, że za problem miałby uznać swoje kiepskie obejście z kobietami. Pierw wpadka w rozmowie z Charlotte, gdzie źle dobrał zestaw pytań nieco zagęszczając atmosferę. Potem randka z Tindera, do której w ogóle się nie przygotował, a ostatecznie wepchnięcie przypadkowej kobiety do kałuży, gdy biegając po parku zapatrzył się na pewną blondynkę, nie zwracając uwagi na to, co działo się przed jego nosem.
O ile o felernej randce i przygodzie z parku był skłonny zapomnieć, tak w odniesieniu do Charlotte wciąż trochę gryzło go sumienie, bo nie chciał, by wzięła go za buca i idiotę, który kategoryzował ludzi i uważał, że kobiety nadawały się co najwyżej do rodzenia dzieci i siedzenia w domu. Tak nie było, ale jego ciekawość była na takim poziomie, że rozmowę poprowadził złym torem. Zrehabilitowanie się i zrobienie na blondynce lepszego drugiego wrażenia, było więc czymś, co chciał wcielić w życie, dlatego wykorzystał okazję i zdecydował się ją zaprosić do swojej galerii. W swoim świecie był bardziej wyluzowany, spokojniejszy i opanowany. Co za tym szło, uważał, że to właśnie na wystawie uda mu się jeszcze przekonać Charlotte do tego, że nie był taki zły. Kiedy więc w galerii pojawili się goście, chociaż wdawał się z nimi w liczne dyskusje, to regularnie rozglądał się wokół siebie, chcąc ją wypatrzeć. Nie widział jej i pozwalał sobie założyć, że jednak nie przyjdzie, w skutek czego swoją uwagę skupił już tylko na rozmówcy. Do czasu, aż ten nie poszedł zapoznać się w obrazami, a do uszu Ethana dobiegł znajomy głos.
— Ty za to... Wow, jestem pod wrażeniem — odparł, obrzucając ją wzrokiem. Prezentowała się świetnie. Elegancko, a przy tym skromnie. Nie przyciągała za wszelką cenę uwagi innych osób nadmierną ilością dodatków, krzykliwymi kolorami, czy zbyt mocnym makijażem. Lubił u kobiet taką naturalną skromność mieszaną z pewnością siebie — Dawno przyszłaś? Napijesz się czegoś? — zapytał, gotów ją oprowadzić, poczęstować szampanem i przekąskami, których nie brakowało.
malarka
cały świat
columbia city
Obrazy i szeroko rozumiane malarstwo wydawało się opcją dobrą, niemal bezpieczną. Próby namalowania czegoś w towarzystwie Blake'a Griffitha kończyły się fiaskiem, jednak przypomniały jej o pasji z młodości. Pasji, którą podzielał znajomy z internetu, co w jakiś sposób zamykało krąg życia. Charlotte nie żyła myślą o przeznaczeniu, nie była też zbyt przesądna ani nawet gorliwie wierząca, ale jeżeli to spotkanie było zrządzeniem losu, to czuła się gotowa wycisnąć z tej sposobności tyle, ile tylko się dało.
- Tak? Nie przesadziłam? - zagaiła, obracając się dookoła własnej osi; zupełnie tak, jak gdyby faktycznie zależało jej na męskiej opinii co do wybranej przez blondynkę sukienki. Ostatnich kilkanaście dni spędziła w dresach, piżamie, okazjonalnie w czymś nieco elegantszym, ale wciąż wygodnym na tyle, by mogła zachować swobodę ruchu. Wystawa w galerii wydawała się być dobrą okazją do przełamania tej niekorzystnej rutyny, dlatego Lottie z premedytacją wykorzystała świadomość, że ciążowe krągłości jeszcze nie dawały o sobie znać, dzięki czemu zdołała wcisnąć się w czarną sukienkę.
- Może za chwilę - krótka odpowiedź została skwitowana uśmiechem, a zaraz potem krokiem wykonanym w stronę pierwszej ściany, przy której dostrzegła interesujące ją obrazy. - Ja również jestem pod wrażeniem. Nie będę ściemniać, na początku myślałam, że ta artystyczna dusza to sposób na podrywanie kobiet w internecie - wyznała w rozbawieniu, przechadzając się między kolejnymi elementami wystawy. Nie zerkała na siebie, mając niemożliwą do wyjaśnienia pewność, że Ethan i tak podążał za nią.
- Stresujesz się? - dodała po kilkusekundowej pauzie, mając na myśli oczywiście opinie wygłaszane przez kręcące się po sali osoby.