WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

kawiarnia w klimacie serialu "Friends"

JEDNO ŻYCIE, TYLKO TYLE I AŻ TYLE, TYLE DANO KAŻDEJ ISTOCIE, A JEGO ŻYCIE BYŁO CAŁKOWITĄ PORAŻKĄ
Awatar użytkownika
20
176

asystent bibliotekarza

biblioteka w south parku

south park

Post

Może to oznaczało tylko, że żadne z nich nie nadawało się na przyjaciela?
Potrafił przecież myśleć; przez długi czas milczenie było jego jedynym sposobem na przetrwanie i nie potrafił zrzucić swojego braku ogłady (niedostrzeżonego jeszcze przecież) nawet na fakt bycia spiętym kurewsko rozbitym, bo to w takich przypadkach właśnie wycofywanie się w tył własnej głowy wychodziło mu najlepiej - kiedyś. Bo teraz chciał tylko krzyczeć, przeklinać, palić i uderzać głową (swoją albo czyjąś) w ścianę, tak jakby dzięki temu mógł faktycznie zapomnieć, a nie jedynie rozdrażniać się coraz bardziej, coraz silniej. Może miał po prostu dosyć. Trzymał język za zębami przez dwa lata, co powoli zaczynało robić się patologiczne. Zwłaszcza teraz, w tym momencie, po otrzymaniu od Noah tej krótkiej wiadomości, od której zwyczajnie mu odbijało. To okrutne, ale o samą Eisenberg niekoniecznie się martwił (tak przynajmniej myślał); w ogóle nie martwił się o nikogo innego, a tę długą listę należało z pewnością rozpocząć od nieszczęsnej Romy, którą pogrzebał w pamięci tak głęboko, że ciężko było mu uwierzyć w jej niegdysiejsze człowieczeństwo; z każdą kolejną deliryczną wizją stawała się coraz bardziej statystką w swojej własnej tragedii, odgrywającą swoją śmierć z zaangażowaniem godnym kukiełkowej lalki.
To była jego wina. Odczłowieczał ją w końcu od pierwszego spojrzenia i pierwszego spotkania, pierwszego uściśnięcia dłoni, po którym niezwykle szybko zaczęła pozwalać sobie na zostawianie lepkiej szminki na jego bladych policzkach, choć między nimi przecież nic nie było. Gdyby nie przekreślił jej człowieczeństwa wtedy, od razu, przy najbliższej okazji, wymiotowałby żołądkowym kwasem i zinteralizowanym obrzydzeniem aż do teraz. Wiedział o tym.
A Noah? Noah w tym wszystkim, teraz, ze spuszczoną na twarz kotarą stoickiego spokoju, wydawała mu się równie nierealna. Jak miałby się o nią martwić? Jak miałby zastanawiać się nad tym czy śpi i je, skoro cały poranek polewała klientom niedobrą kawę? Jak miałby łamać sobie głowę nad tym czy nie pęknie, nie wybuchnie albo nie pierdolnie wszystkiego, żeby wyjechać z kraju i zostawić go z tym wszystkim s a m e g o (bo choć czas pochował beznamiętnie ich znajomość, razem ze wszelkimi kontaktami, to wiedza o tym, że w tym przeklętym mieście, choćby i na samym jego końcu, był ktoś, kto też wiedział i nosił na sobie podobny ciężar, była w pewien sposób oczyszczająca i wystarczyła, aby zastąpić serdeczne koleżeńskie pogaduchy, na których oboje z pewnością milczeliby zmieszani, a potem Yosef próbowałby ją pocałować, bo przecież tylko w taki sposób umiał ogrywać podobnie niezręczne sytuacje), skoro stała tu teraz, obserwując chłodno jego narastający niepokój i stanowczo odmawiając jednocześnie podzielić się z nim swoją jego cząstką?
Nie bał się o Noah, ale Noah też się nie bał. Mimo to zamilkł - na całą bożą chwilę - pozwalając jej mówić, dlatego tylko, że w tym momencie miała nad nim przewagę siostry denatki, do której dzwonią z komendy. Miała przecież rację, nie tylko teraz: bez niej dosłownie gówno by wiedział, psiarnia mogłaby mu okna w mieszkaniu wybijać (choć to akurat zupełnie bez sensu; mieszkał za wysoko, a drzwi wejściowe od dobrego roku miały zepsuty zamek, którym to jednak nikt się nie przejmował: w środku nie było w końcu niczego cennego), a on zachlewałby wtedy mordę nad syfiastą zatoką, bez pojęcia o tym, że kiedy wróci, to nie będzie już miał ani domu, ani brata, ani siostry.
- Niby skąd mam, kurwa, o tym wiedzieć? - burknął, wtrącając się jej gdzieś wpół słowa; może faktycznie nie potrafił utrzymać języka za zębami? Jego rozeznanie w sprawach policyjnych i kryminalnych ograniczyło się do rozwinięcia pogardy dla funkcjonariuszy prawa, dowiedzenia się, jak się pisze policja (jak był mały, to uparcie zapisywał wszędzie: poilcja) i zorientowanie, że jak gdzieś w South Parku rozciągają taśmę, to pewnie ktoś znowu przedawkował jakiś śliski towar, względnie zatłukli jakiegoś dilera. - Nie było grzybów w tamtym lesie - mruknął pod nosem, na pewno bardziej do siebie niż do niej, zanim zacisnął mocniej palce na skrzyżowanych uparcie ramionach.
Nie wiedział czy chciał ją rozwścieczyć; chyba raczej wzbudzić jakiekolwiek emocje, szturchnąć ją palcem i oczekiwać, że powie: tak, jestem człowiekiem, jestem tu, czuję to, boję się. Nienawidził być tym, który się boi, zwłaszcza, że przecież wszystko w nim krzyczało, że to on powinien ją uspokajać, przyjąć pewną protekcjonalną pozycję, tłumaczyć, że muszą zachować spokój, że to jeszcze nie czas na sprawdzanie autobusów do Vancouver, że trzeba teraz o d d y c h a ć i na tym tylko się skupić (facet jesteś, czy nie?); powinien być dla niej kimś, kim był dla Mary, kiedy kolejny atak paniki odcinał dostęp tlenu do jej płuc. Ale nie potrafił. Potrafił tylko ciasno ściskać skórę na ramionach i wbijać pod nią paznokcie, dopóki nie pozostawią po sobie charakterystycznych, czerwonych śladów.
Poniekąd osiągnął cel. Coś pękło, a on wpatrywał się w jej twarz jak w jątrzącą się ranę i na chwilę - krótką tylko - poczuł, że czasem potrafił być okrutny. Dlatego może, słysząc jej słowa, brzmiące nagle bardziej człowieczo i blisko, pokręcił tylko lekko głową, prychając gdzieś po drodze, podczas desperackiej próby zbierania myśli.
- Wyrzucasz mnie? To na jaki chuj do mnie pisałaś, co? Żeby mi dowalić? Najpierw chcesz gadać, a teraz powiem jedno niewygodne słowo i każesz mi spierdalać? - ton jego głosu zmienił się nieznacznie, brzmiąc teraz w bardziej sfrustrowany sposób, choć wyjątkowo nie na to pozwolić. - Wiesz co, Noah? Jeb się. Fakt, że jest - celowo zaakcentował to słowo - twoją siostrą nie oznacza, że to tylko twoje zmartwienie. Znajdę to pierdolone miejsce, choćbym miał być na nogach przez następny tydzień, rozumiesz? - wysyczał, znowu ciszej, tym razem świdrując ją spojrzeniem tak dotkliwym i wymownym, że to miałoby dużo więcej sensu, gdyby posłuchał jej rady i w tym momencie wyszedł.
A jednak stał, w ostatniej nadziei na to, że Noah zrobi coś (cokolwiek), żeby go przed tym powstrzymać. Tak jakby wręczał jej do ostatni list kreślony pismem samobójcy, a teraz czekał na reakcję - uderzenie albo poklepanie po ramieniu, albo telefon pod numer alarmowy (nawet jeśli tego ostatniego oboje powinni przecież unikać).
To było dużo prostsze niż powiedzenie zwykłego przepraszam.

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Przecież Yosef nigdy nie musiał się zastanawiać nad tym, czy Noah pęknie i zostawi go w tym samego.

Z bardzo prostego powodu: to o n zostawił ją.

Nie wyjechał z kraju (z tego co wiedziała) ani nawet z miasta, ale przecież po tym, gdy poradzili sobie z ich głównym problemem - dość nieoczekiwanym, cholernie ciężkim i trudnym do przetransportowania; takim, którego nie można nawet zawinąć w dywan, bo jej rodzice natychmiast zauważyliby jego brak.

O ironio: brak dywanu zauważyliby nawet prędzej niż brak własnej córki, bo o nieobecności Romy zaczęli mówić dopiero następnego ranka. Kilka przeraźliwie długich godzin po tym, gdy już Noah udało się wrócić do domu - nie do końca pamiętała jak - i stała pod prysznicem całą wieczność, ale niewystarczająco długo, by się tam utopić. I już po tym, jak siedziała na podłodze w swoim pokoju, trochę się trzęsąc, i sama nie wiedziała czy to ze strachu, czy zwyczajnie z zimna, bo woda pod prysznicem była lodowata, ale nie umiała znieść cieplejszej. Nie ruszyła się, gdy usłyszała pierwsze odgłosy świadczące o porannej krzątaninie: spłuczka w łazience rodziców, odkręcony kran, a kilkanaście minut później ekspres do kawy. Nie ruszyła się też wtedy, gdy usłyszała, jak Aria woła ją z kuchni po raz pierwszy. Wtedy, dwa lata temu, wciąż zarówno ona, jak i Romy wciąż mieszkały z rodzicami i Aria była jedną z tych matek, które znały rozkłady zajęć swoich dzieci, pilnowały, by nie zaspały na poranne zajęcia i pamiętały, w jakie dni chodzą wieczorami na basen. Dlatego tego dnia Aria wołała z kuchni tylko Noah - zaczynała dzień wcześniej, ale nie minęło dużo czasu nim matka Romy zdała sobie sprawę z nieobecności córki.

Yosefa już wtedy nie było, a Noah? Znajdowała się w samym środku tego wszystkiego. I musiała zachować spokój: gdy rodzice zaczęli się zastanawiać, gdzie Romy spędziła noc, przy kolejnych wizytach na komisariacie, podczas niezliczonych godzin spędzonych na poszukiwaniach Romy i rozmowach o tym, co się z nią mogło stać. Musiała być spokojna, gdy Aria panikowała, wpadała w histerię, krzyczała i płakała, bo przecież nikt nie mógł się dowiedzieć. A jeśli nikt nie dowie się o Romy, nikt nie dowie się też o jej tacie.

Właśnie dlatego nie miał teraz, kurwa, prawa, krytykować jej za to, jak się zachowywała albo czego nie robiła. Nie miał prawa, bo kiedy on spokojnie bujał się po Seattle, Noah była siostrą denatki. Siostrą, która została z tajemnicą i rodzinną tragedią, bo dość szybko stało się jasne, że z Romy stało się coś złego.

Nie znosiła teraz samej siebie, ale czuła teraz jakąś przewrotną satysfakcję - patrząc na Yosefa, stało się jasne, że gdyby to on był na jej miejscu, już dawno by ich wkopał. Dlatego teraz, z dość zarozumiałą miną i mało przyjaznym spojrzeniem, nie mogła się powstrzymać i odpowiedziała na jego (retoryczne przecież) pytanie: - Z książek. Z internetu. Albo z filmów. A jeśli tego nie wiesz… - zniżyła głos jeszcze bardziej i nachyliła się ponad kawiarnianą ladą w kierunku Yosefa, szepcząc z naciskiem kolejne słowa: - … to chociaż się, kurwa, nie wtrącaj.

Doskonałe pytanie - dlaczego do niego napisała? Potrzebowała wsparcia, chciała wreszcie podzielić tę odpowiedzialność na dwoje, a może zamierzała faktycznie mu dokopać, zła na to, że Yosef żyje sobie jak gdyby nigdy nic, kiedy do jej domu wciąż wydzwania policja? Nawet jeśli wiedziała (wtedy, pisząc do niego w nocy), to teraz już nie miała pojęcia. Dlatego wyprostowała się i zrobiła krok do tyłu, nieświadomie zaciskając szczękę. - Powodzenia - powiedziała po chwili milczenia, prawdopodobnie szybko ucząc się, że ta cisza i dystans działają na Yosefa jeszcze gorzej niż na Noah - przerywanie w pół słowa. - W takim razie zacznij od tych miejsc, w których nie rosną grzyby. Dobrze się składa, powinien być mniejszy tłok - powiedziała, dość absurdalnie, i może sama zdała sobie z tego sprawę, bo obróciła się do niego plecami, majstrując coś przy ekspresie - trochę bez sensu, ale chciała dać mu do zrozumienia, żeby sam spierdalał, ona jest zajęta.

/i zt?

autor

-

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

#3 | outfit

Był niczym biblijny syn marnotrawny powracając do Seattle, chociaż jego ojciec nie okazał mu miłosierdzia, jakim odznaczał się ten, o którym mowa była w przypowieści. Wręcz przeciwnie, zmusił młodego Hemsworth'a do odpokutowania haniebnego czynu, jakiego się dopuścił, nakazując wejść w szeregi firmy, od której Jayden od zawsze chciał trzymać się z daleka. Hemsworth Company nie była miejscem, w którym się widział, nawet jeśli na rynku funkcjonowała naprawdę dobrze, a ostatnie wstępne umowy, jakie zostały podpisane, opiewały na ogromne kwoty. Szatyn nie tylko nie chciał pieniędzy jakie za sobą niosła, ale przede wszystkim wzdrygał się na samą myśl, że miałby koleje lata spędzić za biurkiem, pogrążony w stosie papierów, zamiast za obiektywem aparatu.
Niestety zgodnie ze swoim przewinieniem, postanowił poddać się karze, czego żałował prawie natychmiast. Podobnie jak każdej minuty spędzonej w kolejnych butikach, gdzie dobierał odpowiednią do zajmowanego stanowiska - według wytycznych ojca - garderobę. Przekraczając próg kawiarni miał ze sobą około dziesięciu eleganckich toreb z pięknie zdobionymi nazwami sklepów, a kolejna część rzeczy miała trafić do jego mieszkania po kilku poprawkach, które okazały się konieczne.
Westchnął rzucając śliczne opakowania na podłogę przed jednym z wielu pustych stojaków w kącie wielkiego pomieszczenia, po czym opadł na fotel, sprawiając, że miękki materiał ugiął się pod ciężarem ludzkiego ciała. Zanim zamówił czarną kawę i beze, wyciągnął z niewielkiej teczki tablet, chcąc poświęcić trochę swojego czasu na ostatnie zdjęcia, które miał przesłać do końca miesiąca swojemu zleceniodawcy; te wykonane były na potrzeby nocnej sesji w Sindey. To był jeden z tych momentów, w których przez ułamek sekundy żałował decyzji o powrocie, zupełnie nieświadomy tego, że będzie żałował jeszcze bardziej.
- Dziękuję - zwrócił się do kelnerki, przelotnie unosząc spojrzenie znad ekranu, zupełnie nie skupiając się na obsługującej go dziewczynie, która utkwiła w nim czekoladowe oczy dłużej niż wypadało, delikatnie się przy tym rumieniąc. Oczywiście Jayden jak mało kto, wiedział w jaki sposób działał na kobiety, co w przeszłości wykorzystywał przy każdej okazji, jednak teraz robił to tylko wtedy, kiedy miał ku temu potrzebę. Z tego też powodu wrócił do przerwanego zajęcia, tracąc nie tylko poczucie czasu, ale także kontakt z rzeczywistością.
To też nie zdawał sobie sprawy z tego, że z każdą upływającym kwadransem i upitym łukiem gorzkiej kawy kawiarnia wypełniała się coraz większą ilością osób, a wśród nich pojawiła się także ta jedna, której nie był gotów spotkać.

autor

-

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#42

Zniknięcie Jaydena było jak uderzenie pioruna - nagłe i niebywale gwałtowne.
Przez pierwsze tygodnie Willow instynktownie poszukiwała go wśród ulicznego tłumu i pomiędzy obrazami na portalach społecznościowych. Wielokrotnie przychodziła do apartamentu, jednak witana jedynie chłodem i nieustępliwością mosiężnej klamki, wracała do domu. W oknach mieszkania Hemswortha panowała ciemność, w telefonie cisza, a na drzwiach studia fotograficznego widniał napis "nieczynne". Potem dowiedziała się od Siriusa, że Jayden wyprowadził się do Australii.
Nie płakała ani razu, chociaż miała wrażenie, że przez kolejne dni to jej serce zalewało się rzewnymi łazami. Początkowo była rozkojarzona i nazbyt długo przyglądając się jednemu obiektowi, oddawała umysł pod władzę stanu melancholii. Dopiero odkrywała własne emocje i nigdy nie sądziła, że po zniknięciu Jaydena będzie czuła się taka... pusta i smutna.
Wraz z upływem czasu tęskniła coraz mniej; coraz rzadziej przyłapywała się na rozdrapywaniu wspomnień i nauczyła się stąpać po Seattle bez poczucia obowiązku przypatrywaniu się każdemu, napotkanemu szatynowi. W międzyczasie na stałe zatrudniła się w salonie groomerskim i rozpoczęła studia.
Jak zwykle żyła w biegu, chociaż w przeciwieństwie do Jaydena, sama obrała taką drogę. Zaraz po pracy odwiedziła okoliczną kawiarnie, która w godzinach szczytu cieszyła się olbrzymim zainteresowaniem, dlatego Willow nie była zdziwiona, kiedy ekspedientka poinformowała, że jej ulubiona beza została wyprzedana. W zamian poprosiła o dwie muffinki i latte na wynos.
W oczekiwaniu na zamówienie rozglądnęła się po kawiarni. Zahaczyła spojrzeniem o każdy stolik, a kiedy natrafiła wzrokiem na talerzyk z idealnie wypieczoną bezą z dodatkiem owoców - w dodatku nietkniętą! - aż przygryzła z zachwytu wargę! Pośpiesznie zabrała zapakowane muffinki oraz kawę, po czym żwawo ruszyła w stronę właściciela bezy. Siedział do niej tyłem w obszernym, miękkim fotelu, dlatego nie od razu była w stanie rozpoznać z kim miała do czynienia.
Przepraszam – zagadnęła uprzejmie, chyląc się bardziej w stronę rozmówcy – czy będziesz to jadł? Chciałabym się zamienić. Dawno nie jadłam bezy. Mogę zaoferować ci muffinki albo cokolwiek innego – powiedziała, a na jej twarzy pojawił się ogromny, serdeczny uśmiech. Zrobiła krok w bok, aby w pełnym obliczu stanąć przed mężczyzną, jednak w momencie, w którym ujrzała jego twarz, wypuściła kubek. Napój wpierw zalał część białego swetra Willow, a następnie rozchlapał się na buty oraz kolorowe torby Jaydena.
W kawiarni zaczęło brakować przestrzeni i powietrza. Kelnerka, która wcześniej tak żarliwie przyglądała się Jaydenowi, zaprzestała obsługiwać klientkę i z trwogą spojrzała w kierunku powstałego bałaganu. Pozostali również na chwilę oderwali się od swoich czynności i obdarzyli uwagą tamtą dwójkę. A Willow po prostu stała z wysuniętą dłonią, w której trzymała babeczki i nietaktownie tasowała wzrokiem twarz Jaydena.
Serce podeszło jej do gardła, a żołądek dał do zrozumienia, że lada moment był skłonny oddać śniadanie. Dopiero dźwięk obitego o siebie szkła - gdzieś w głębi kawiarni - ocucił Willow na tyle, że złapała mokry sweter i odciągnęła go od skóry.
Kurdę – bąknęła, próbując uporać się nie tylko z piętrzącymi się w niej emocjami, ale również napięciem sytuacyjnym. – Zawsze myślałam, że jak cię zobaczę, to ty będziesz oblany kawą – powiedziała znienacka, całkowicie zaskakując samą siebie.
Willow inaczej wyobrażała sobie ich ponowne spotkanie - a wyobrażała sobie je wielokrotnie. Chciała być zła, wściekła. Chciała mu pokazać jak bardzo poruszyło ją jego nagłe zniknięcie, jednak obecnie w głowie dziewczyny tętniła pustka. Pustka i wstyd, bo zobaczył ją taką: taką naturalną, bezradną i kłopotliwą jak zwykle.
W końcu złapała za kubek z czarną kawą Jaydena i niespodziewanie chlusnęła mu prosto w twarz.
Tęskniłam.
Ostatnio zmieniony 2023-03-04, 22:25 przez Willow Hamsworth, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Willow.
Will.
Wi.
Nie był pewny ile razy dziewczyna pojawiła się w jego głowie, ponieważ w pierwszym miesiącu zupełnie z niej nie znikała. Przebłyski wspomnień, wdzierały się do umysłu Jayden'a w najmniej odpowiednich momentach, zmuszając, aby nabrał powietrza w płuca, a jednocześnie utrudniały wzięcie pełnego oddechu; ból jaki wówczas rozchodził się po jego klatce piersiowej, sprawiając, że zaciskał szczękę, był wręcz obezwładniający; nadawał mu surowszego wyglądu i zmętniał spojrzenie niebieskich tęczówek. Dodatkowo podświadomie czuł, że niewiedza z jaką zostawił Hamsworth przez dłuższy czas może nie dać jej spokoju, chociaż miał głupią, wręcz naiwną nadzieję, iż nie przywiązała się do niego na tyle, aby poświęcać mu zbyt wiele swojej uwagi. Nie był tego wart. Udowadniał to wiele razy, prawie na każdym kroku, ostatecznie dając jasne świadectwo tego, jak okrutny był wobec innych. Nie wiedziała nawet co się z nim stało, jego najlepszy przyjaciel, którego traktował niczym brata też tego nie wiedział, nie miał pojęcia o niczym poza punktem podróży szatyna, którym po raz kolejny była Australia.
Czas płynął dni zmieniły się w tygodnie, a z kolei te w miesiące, pozwalając, aby wyrzuty sumienia, jakie niewątpliwie Jayden miał, blakły niczym litery zapisane atramentem na kawałku papieru. Myśli dotyczące Willow zastępowała troska o zdrowie matki, natomiast uczucia zostały zepchnięte gdzieś na dno serca, opadając tam niczym statek, który został wrakiem. Nowe bodźce jakich dostarczała młodemu Hemsworth'owi Alice oraz rodzina jedynie ułatwiły ten proces, jakim było odcięcie się od życia w Seattle; od Willow. Potem pojawiły się pierwsze większe zlecania, które przynosząc ukojenie splątanym, do tej pory, myślom, zmusiły młodego mężczyzny do przeorganizowania życia, wyrobienia nawyków, ustalenia priorytetów. Bez wątpienia przyniosło mu to pewnego rodzaju ulgę, nawet jeśli od czasu do czasu, cichy szept w głowie nie dawał o sobie zapomnieć.
I chociaż na ogół Jayden świetnie radził sobie z ignorowaniem go, tak w momencie, gdy przytknął kubek z kawą do ust, a spojrzenie utkwił w nietkniętą, leżącą na niebieskim talerzyku bezę, nie powstrzymał przelotnej myśli, która rzuciła jego wspomnienia do dnia, kiedy spotkał Willow poraz pierwszy. Okradła go wówczas i chociaż nie zależało mu na pieniędzach, pomknął za nią, niczym drapieżnik za swoją ofiarą. Bez wątpienia była jego ofiarą.
Pokręcił przecząco głową pozwalając, aby gorzka, ciemna ciecz podrażniła kubki smakowe, wywołując delikatny grymas na jego twarzy. Był to wyraz niezadowolenia nad temperaturą płynu, który od jakiegoś czasu był już letni, a teraz nawet chłodny. Jayden zdał sobie sprawę z upływu czasu, jednak nie ruszył się z miejsca. Wrócił do przerwanego zajęcia, raz jeszcze przeglądając wszystkie zdjęcia. Przesunął palcem wskazującym po szklanym ekranie, jednak zanim wybrał interesujące go zdjęcie zastygł, spinając mięśnie.
Momentalnie, wraz z wypowiedzianym - Przepraszam - czas się dla niego zatrzymał, a treść żołądka wywróciła do góry nogami. Gdyby stał, zapewne pod wpływem tego, jakże prostego słowa ugięłyby się po nim kolana, zdradzając jego słabość o której zapomniał; którą odrzucił kilkanaście miesięcy temu. Nie musiał jej widzieć, aby wiedzieć, że to właśnie ONA. TA, na spotkanie której nie miał ochoty; nie był gotowy. Zacisnął palce mocniej na tablecie, mając nadzieję, że jeśli nie odpowie, nie zareaguje na miłą zaczepkę brunetka odpuści, ale przecież to nie było w stylu Wi.
Proszę obyś się zmieniła zapragnął w myślach, ale swój limit szczęścia już dawno wyczerpał, bo ułamek sekundy później dziewczyna zrobiła krok, natrafiając na jego puste spojrzenie.
Szeroki, promienny uśmiech. Następnie szok. Niedowierzanie. Zdziwienie. Złość? Zbyt wiele emocji wymalowało się na delikatnej, tak znajomej, a jednocześnie zupełnie obcej mu, twarzy. Nie był w stanie odgadnąć pozostałych, a tym bardziej określić, która z nich była dominująca. Trzymana przez Hamsworth kawa wylądowała z głuchym odgłosem na drewnianym parkiecie, plamiąc przy tym jej bluzkę oraz rzeczy znajdujące się wokół, co od razu zwróciło uwagę obsługi. W tym momencie narażeni byli na ciekawskie spojrzenia nie tylko kelnerki, która wcześniej obsługiwała Jayden'a, ale również pozostałych klientów kawiarni. Mimo to mężczyzna zachowywał stoicki spokój, zupełnie dla niego nienaturalny, a już na pewno, nie dla tego Jayden'a, którego Willow miała okazję poznać. Czuł na sobie czekoladowe tęczówki, ten wzrok wywoływał lodowate uczucie pod jego skórą i zmuszał serce do szybszego bicia, jednak nie odwdzięczył się czymś podobnym. Zamiast tego wpatrywał się w oczy Wi, próbując odczytać ukryte w nich uczucia - jakieś jeszcze miała?
Delikatna nuta rozbawienia, wywołana opuszczającymi różowe usta słowami, uniosła lewy kącik ust Jayden'a ku górze. Napięcie wiszące w powietrzu, od którego to stało się ciężkie, wręcz elektryzujące uleciało, a szatyn rozluźnił nieco mięśnie. Nie tak wyobrażał sobie ich spotkania - a czy w ogóle je sobie wyobrażał? - jednak w myślach musiał przyznać, że było ono takie typowe dla brunetki. Czyżby jednak nic się w niej nie zmieniło?
Odłożył ostrożnie tablet, wcześniej naciskając przycisk blokady, tym samym ukrywając jego zawartość. W następnej kolejności chciał zabrać głos, lecz zdążył tylko otworzyć usta, a wtedy oberwał kawą w twarz. Było to dla niego szokujące, choć wiedział, że zasłużył na znaczenie gorsze powitanie i w duchu dziękowała, że stała przed nim Willow, a nie Sirius.
- Dajesz temu naprawdę piękny, a zarazem dziwny wyraz - odpowiedział na ostatnie wypowiedziane przez brunetkę słowo. Głos mężczyzny był odrobinę niższy (tak seksownie, żeby była jasność!), a on sam objawiał się pełny maniery opanowaniem, co było do - starego - Jayden'a wręcz niepodobne. Biorąc pod uwagę postać, charakter, który znała dziewczynę, szatyn powinien wstać, wrzasnąć na nią, a następnie pospiesznie wyjść, ciągnąć ją za dłoń, ale nic takiego się nie wydarzyło. Na przekór prawdopodobnym oczekiwaniom Wi, sięgnął po serwetki leżące na stoliku podając je najpierw brunetce - - Wytrzyj się - z ewidentnym rozkazem wypływającym spomiędzy warg, a następnie wziął też kilka dla siebie, wycierając twarz. Nie widział sensu ratowania reszty swojej garderoby, która teraz pachniała mieszkanką perfum i kawy. Oczywiście odprawił - ruchem dłoni - kelnerkę, która się przy nich pojawiła, mierząc Willow nienawistnym spojrzeniem. - Usiądź, bo wciąż zwracasz na siebie uwagę innych - powiedział, wskazując wolne miejsce naprzeciwko siebie.
W tym momencie nie do końca przemyślał wypowiedziane słowa. Obecność Willow nie była wskazana, bo nie czuł się przy niej pewnie, nawet jeśli stwarzanie pozorów, że jest inaczej przychodziło mu z łatwością. To była ta chwila, w której poddawany był próbie, a jednocześnie zmuszony do robienia tego, co wypada, a nie czego by chciał.
Tylko czego chciał?

autor

-

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Jayden.

J a y d e n

Willow, gdy zaangażowała się w znajomość z Jaydenem, doskonale zdawała sobie sprawę z jego egoizmu i buńczuczności. Widziała w jaki sposób obnosił się z kobietami i chociaż mówił im piękne słowa, to czerstwy one wraz z nastaniem poranka; wraz ze zmianą pościeli i kolejnym nieodebranym połączeniem. Nie usiłowała tego zmienić. Nie próbowała wyperswadować mu brzydkich nawyków. Wtedy uważała, że była po prostu wdzięczna za ocalenie i w pełni akceptowała Jaydena Hemswortha. Teraz miała wrażenie, że milcząc, wpadła w pułapkę.
Nie wiedziała, czy go kochała. Czy właśnie w taki sposób wyglądała miłość, ale jeżeli tak, to bolała niezmiernie: rozrywała klatkę piersiową, odbierała oddech, przyćmiewała rozum i paraliżowała wykonanie najprostszych gestów.
Nie był tego wart. Nie. Nie w momencie, w którym wyjechał bez słowa, pozostawiając Willow, niczym samotne, zbłąkane zwierzę; niczym tą cholerną ofiarę, którą drapieżnik porzuca zaraz po wydarciu wnętrzności.
Nie był wart tego, aby stała teraz przed nim obnażona ze wszystkich emocji, jakie intensywniały na jej bladej twarzy wraz z każdą upływającą sekundą. Nigdy nie chciała być wrakiem, który opadł na dno serca Jaydena, jednak spoglądając w jego oczy nie zobaczyła w nich nic więcej prócz pustki. Przez jedenaście miesięcy przez głowę Willow nawet nie przeszło, że nagły wyjazd do Australii był – owszem – ucieczką przed problemami, które nawarstwiły się niczym tsunami; które tężały i przybrały wielkość apogeum. Tak wiele ją ominęło, że spoglądając na mężczyznę nie wiedziała, czego powinna się spodziewać.
Był inny – przytłaczająco obcy, zdystansowany i zimny.
Był inny – w sposobie mówienia i patrzenia, chociaż te ładne, błękitne oczy wydawały się Willow tak samo przeszywające jak kiedyś.
Skrzyżowała ramiona i nie przerwawszy kontaktu wzrokowego, dumnie zadarła podbródek. Pomimo że dobitnie przypomniała mu o swoim istnieniu, niekoniecznie chciała wypaść jak niedojrzała dziewczynka, z którą miał do czynienia niemal rok temu.
Według mnie powinieneś oberwać całym dzbankiem kawy, ale tylko tyle było pod ręką. – Wzruszyła ramionami i ostentacyjnie zsunęła wzrok na linię szczęki Jaydena, szyję i tors, po którym również ściekał napój. Hemsworth już nie przypominał uroczego młodzieńcza, ubranego w jeansową kurtkę i vansy. Zauważyła to niemal natychmiast, jednak przy pomocy przygryzionych policzków, powstrzymała się od cichego, znaczącego westchnięcia. Był mężczyzną w pełnym tego słowa znaczeniu. Miał zarost, rozbudowane ramiona i wypukłą klatkę piersiową. Miał płaszcz - podobny do tego, który na co dzień nosił Sirius jako prezes - i drogie paczki ubrań pod nogami.
Nawet głos Jaydena był inny. Przez jego ton poczuła jak jej skórę brutalnie otula dreszcz. Wzdrygnęła się, przy czym na moment przymknęła powieki, aby wspomóc się w walce przed wzmożoną reakcją ciała. Gdy ponownie obdarzyła mężczyznę spojrzeniem, ten trzymał przed nią garść chusteczek. Chwyciła je natychmiast, jednak zamiast zająć się swetrem, zaczęła wycierać podłogę. Willow pracowała kiedyś w kawiarni i nie mogła pozwolić na to, aby przysporzyć dodatkowego obowiązku kelnerkom – tym bardziej, że ta, którą w międzyczasie odesłała Jayden wyglądała na przejętą powstałym bałaganem.
Energicznie dociskała chusteczki do plam. Dzięki tej czynności zdołała naładować ułamek uporu i stanowczości, która z każdą chwilą ulatywała z niej niczym para. Potem spokojnie – choć wewnątrz trzęsąc się niczym osika – wstała, wyrzuciła papier oraz kubeczki i powróciła do poprzedniej pozycji, w której górowała nad Jaydenem.
Trudno stwierdzić co właściwie czuła. Początkowo oczekiwała jakichkolwiek wyjaśnień, ale formalistyczne usposobienie mężczyzny stopniowo i przede wszystkim bezgłośnie odbierało jej do tego prawo. Plątała się we własnych rozważaniach, borykając się pomiędzy godnym opuszczeniem kawiarni, a…
…zajęciem miejsca obok. Mimowolnie spojrzała na drugi fotel, po czym głośno nabrała powietrza. Wzrok Willow przez chwilę utknął na suficie, a kiedy powrócił do oczu Jaydena, mógł w nim zauważyć błysk gorliwości.
Nagle ściągnęła kurtkę i położyła ją na siedzisku. Odsunęła tablet oraz talerzyk z bezą, po czym usiadła na krańcu stolika – bezczelnie – pomiędzy rozłożonymi kolanami Jaydena. Złączyła nogi i intuicyjnie napięła każdy cal ciała. Ta bliskość stanowiła obusieczny miecz, którym podświadomie zamierzała tknąć w mężczyznę odrobinę emocji, lecz przy okazji wzmogła również własny niepokój. Drżała, a pomimo tego uśmiechnęła się, kiedy niezłomnie spoglądała mu w źrenicę.
Usiadłam – zakomunikowała, a w tym słowie ukryła się świadoma bezczelność. Nachyliła się w stronę Jaydena, uprzednio chowając dłonie pomiędzy własne uda. Wtedy zza jej swetra wydostał się łańcuszek z pojedyncza perłą. – Co teraz? – zapytała konspiracyjnym szeptem. – Wylecisz znowu do Australii? – zakpiła w słodko-gorzki sposób.
Willow nie przeszkadzały spojrzenia pozostałych gości lokalu. Przeszkadzała jej natomiast ściana, która stała pomiędzy nią a Jaydenem; przeszkadzała jej jego wstrzemięźliwość i chłód.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Willow angażując się w znajomość z Jayden'em popełniła błąd, zupełnie nie wykorzystując przewagi jaką miała w porównaniu z innymi kobietami, które stanowiły często tylko chwilowy epizod w życiu młodego mężczyzny. Wszystkie one pozbawione były świadomości tego, jaki potrafi być oraz jakie konsekwencje pociąga za sobą okazanie mu większego, niż na to zasługiwał, zainteresowania. Ona wiedziała. Przez kilka tygodni, kiedy dzieliła z nim jedno mieszkanie, mogła obserwować, w jaki sposób traktuje kobiety, że nawet jeśli okazuje im szacunek, bo tego nauczyła go matka, poświęca im w pełni swoją uwagę oraz czas, interesuje się, to nigdy nie mówi zbyt wiele na swój temat, ignorując zadawane pytania, w tak umiejętny sposób, aby te nieświadome sztuczek jakie stosuje dalej brnęły w niemającą przyszłości relację.
Z drugiej strony kłamstwem było stwierdzenie, iż Hamsworth wpadła w pułapkę. W gruncie rzeczy nie była dziewczyną w kręgu zainteresowań szatyna, stanowiła przeciwieństwo panienek, z którymi się widywał, z tego też względu nigdy nie brał jej pod uwagę. Nie przypuszczał, że nawiążą nić porozumienia, ani tym bardziej, iż jej obecność powoła w nim do życia uczucia o istnieniu, których nie miał pojęcia. Oboje wpadli w sidła zdradzieckiego losu, który nieustannie pchał ich ku sobie - nawet teraz nie mógł darować im dzisiejszego, jakże niefortunnego spotkania.
Tego też nie wiedział. Nie wiedział czy kochał Willow - może nadal ją kocha? Zanim zdołał uzyskać odpowiedź na pytanie, jakie od czasu do czasu przemknęło przez jego umysł wszystko się posypało. Myśl o tym przywoływała niechciane wspomnienia, wywołując na ciele Jayden'a nieprzyjemny dreszcz. Poruszył się nerwowo w fotelu, dłonią wygładzając materiał spodni, który zmarszczył się delikatnie. Była to chwila, w której przerwał kontakt wzrokowy z Will, z jednej strony nie chcąc, by w jego spojrzeniu odnalazła skrywane emocje, których trzymanie na wodzy w jej towarzystwie, okazywało się trudniejsze niż zakładał, natomiast z drugiej nie chciał widzieć malującego się w czekoladowych tęczówkach rozczarowania? żalu? złości ? Kiedy spojrzał na nią ponownie, westchnął zauważając, jak postawa dziewczyny uległa zmianie - uniosła dumnie podbródek, krzyżując ręce na piersi.
- Miałaś jeszcze bezę - zauważył, wypowiedzią nawiązując do jednego z ich spotkań. Słowom tym towarzyszył delikatny uśmiech, dzięki któremu twarz mężczyzny nabrała łagodniejszego wyrazu, nawet jeśli rozbawienie nie sięgnęło jasnych oczu.
- Coś ci się spodobało? - zapytał ułamek sekundy później, widząc w jaki sposób lustrowała jego postać. Ściszył odrobinę głos, dzięki czemu nabrał on głębszej barwy, choć mimo to brzmiał dość chamsko i nad wyraz pewnie. I chociaż przysiągł sobie, że będzie zachowywał się, tak jak przystało, nie potrafił odmówić sobie tej odrobiny uszczypliwości, która dawniej wywoływała u Willow nie tylko zawstydzanie, ale również zdobiła policzki czerwienią. Uwielbiał te momenty.
Zdrowy rozsądek podpowiadał, że powinien się wycofać. Uznać incydent jakiego brunetka się na nim dopuściła za mało istotny element dzisiejszego dnia, który przecież do najłatwiejszych nie należał, ale nie potrafił. Zamiast tego nakazał jej usiąść, aby chociaż w minimalnym stopniu ograniczyć zainteresowane spojrzenia, jakie na sobie skupiali. Nie potrzebował, aby później pośród mieszkańców Seattle krążyły plotki na jego temat, bo tym razem miał zbyt wiele do stracenia.
Widząc, jak po chwili wahania zajmuje miejsce na stoliku, przeczesała nerwowo włosy, kierując dłoń na kark. Spojrzał na nią z wyraźnym zdegustowaniem. Lawirując między kolejnymi stanami, jakie przybierała jego postać za sprawą niepozornej dziewczyny, zaczynał się miotać. Powoli osiągała zamierzony cel, chociaż Jay nie miał pojęcia, iż robi to świadomie i z pełną premedytacją. Opuszczając dłoń, położył ją na oparciu fotela i zacisnął w pięść. Przez pierwsze sekundy wpatrywał się w ciemne źrenice, zaraz jednak spojrzenie przemykając po zgrabnym nosie, pełnych ustach, wręcz stworzonych do całowania poprzez smukłą szyję, skupiło się na pojedynczej perle. W pierwszym odruchu zmarszczył czoło, zaskoczony tym widokiem, bo nie przypuszczał, że mogła wciąż nosić przy sobie prezent od niego. W następnym wyciągnął rękę ku drobnemu ciału, jakby chciał pochwycić niepozorną biżuterię, lecz ostatecznie sięgnął po talerzyk z leżącym na nim smakołykiem.
- Możesz zjeść bezę, na którą miałaś taką ochotę - odparł lekko, zupełnie jakby prowadzili konwersacje dotyczącą pogody za oknem, która dziś wyjątkowo dopisywała. - Naprawdę chcesz poznać odpowiedź na to pytanie? - tym razem wymigał się od odpowiedzi. Nie wiedział czy informacje, iż zamierza - a raczej musi - zostać w Seattle na stałe bardziej ją ucieszy czy rozzłości. Co chciała usłyszeć? Czego od niego oczekiwała? Po co postanowiła zostawać? Dlaczego się w niego tak wpatrywała?
- Nadal nie potrafisz się zachować, Willow - stwierdził, barwa jego wypowiedzi była typowa dla rodzica, który karci swoje dziecko, kiedy to dopuściło kolejnego przewinienia. - I zawsze musisz utrudniać - dodał wręczając w drobne willowe dłonie porcelanowy talerzyk, choć zdanie to było bardziej przeznaczone dla niego samego niżeli uszu brunetki.

autor

-

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Jayden również nie był w typie Willow. Preferowała delikatnych mężczyzn, bez piegów z obszernym wachlarzem dobrych manier i subtelności. I o ile Hemsworth posiadał wszystkie te cechy, to podczas ich spotkań bywał nazbyt impulsywny. Momentami ją przerażał, innym razem onieśmielał, ale ostatecznie wspólne funkcjonowanie przyszło im łatwiej, niż mogła początkowo sądzić.
Willow starała się bacznie obserwować Jaydena, chociaż z upływem spotkania zdarzały się chwilę, że nie potrafiła sprostać męskiemu spojrzeniu. Wówczas ostentacyjnie odwracała głowę, po czym ponownie pozwalała osiąść uwadze na jego licu. Sporadycznie spuszczała wzrok, aby wylapać te drobne, ale znaczący gesty, jak nerwowe poruszenie się w fotelu czy wygładzenie materiału spodni. Ale nawet wtedy Willow zauważyła w jego zachowaniu powściągliwość - tak niesłychanie nienaturalna dla Jaydena, którego pamiętała.
- Nie chciałam sie powtarzać - wzruszyła niedbale ramionami. Doskonale zrozumiała aluzje. Tamtego pamiętnego dnia w parku, gdy przyszło im spotkać się po raz drugi, z impetem rozbiła na jego twarzy bezę. Nie żałowała - podobnie jak nie żałowała dzisiejszego incydentu z kawą. Mimowolnie uśmiechnęła się, widząc jak kącik jaydenowych ust ruszył ku górze, jednak prędko przywołała rezon, przy czym gorliwie przygryzła wargę.
- Tak - rzuciła bez krzty zawahania, choć na pytanie Jaydena poczuła ukłucie. Słyszała to wielokrotnie, jednak tym razem odpowiedziała z goła inaczej, niż zazwyczaj; odpowiedziała bez zakłopotania i purpurowych rumienców, które zawsze dodawały jej niewinności. - Podoba mi się twój kolor oczu, usta i dłonie - rzuciła zgodnie z prawdą, ale nie przewidziała, że ta odpowiedź zapoczątkuje palpitacje serca. Wytworzona przez nią postawa; ta, przy pomocy której próbowała sprostać Jaydenowi, kosztowała ją naprawdę wiele energii: spazmatycznym oddechechem i dreszczami, jakie usiłowała zamaskować pod pojedynczymi wzdrygnieciami albo zmianą ciężaru ciała z nogi na nogę.
Zauwazyła, że Jayden również się hamował, co wywoływało u Willow niekontrolowanej wybuchy gorąca. Miała ochotę mu to wytknąć; miała ochotę uderzyć go w ramię i poprosić, aby był normalny, aby nakrzyczał na nią za wylaną kawę i wyszarpał na zewnątrz. Była pewna, że będzie skłonna zmierzyć się z wszystkim - poza tym zdystansowanym usposobieniem.

Był...
obcy.

Inny.

Nie jej.

Więc kiedy usiadla na przeciwko, niemal desperacko szukała w jego oczach... siebie albo czegokolwiek, co pozwoliłoby jej zdefiniować to, jakim bym człowiekiem; jakie miał obecnie intencje i motywy. I pomimo intensywności, z ktora próbowała wydobyć z gestów Jaydena prawdę, to zauwazyla wyłącznie nerwowość jaka towarzyszyła jego gestom, kiedy usiadła na stoliku.
Wtedy ponownie się uśmiechnęła, oficjalnie ciesząc się, że jakkolwiek na nią zareagował. Potem napieła mięśnie, bo dłoń Jaydena niespodziewanie ruszyła w jej kierunku. Intuicyjnie docisnęła ramiona i przymknela powieki, jakby obawiała się tego dotyku. Gdy zrozumiała, że błędnie odczytała ruchy mężczyzny, spadła na nią ulga.
- Straciłam apetyt - mówiąc to, patrzyła na beze. - Skłamałabym mówiąc, że mnie to nie interesuje, Jayden, ale sama nie wiem - zawahała się. Skrzyżowała ramiona - może lepiej nie odpowiadaj - oznajmiła. Nie miała preferencji odnośnie tego, co chciałaby usłyszeć, a przynajmniej próbowała co do tego przekonać samą siebie.
- Myślę, ze jesteś ostatnią osobą, która powinna strofować mnie za złe zachowanie. Nie porzuca sie nawet zwierząt - odpowiedziała identycznie srogim tonem jak on. Potem zacisnęła usta i rozplotla ramiona, a następnie złapała za talerzyk i odstawiła go nieopodal tabletu.
Momentalnie jej zacięta twarz przybrała rysy zmęczenia I smutku. Nie byla gotowa na to spotkanie. Nikt jej nie uprzedził, że wraz z początkiem stycznia będzie musiała uporać się z żalem i tęsknotą, a jej kolejne słowa były świadectwem tego, że osiagnela limit. Nie miała ochoty dalej toczyć tej wzrokowej potyczki oraz filtrować słowa tak, aby nie zdradzić jak bardzo było jej ciężko siedzieć na przeciwko.
Nie chciala wszystkiego utrudniać. Chciała wszystko zakończyć, nawet jeżeli każdy cal ciała Willow drżał z rozpaczy.
- Ja... Nie chcę cię znienawidzić, Jayden - głos Willow zadrżał, a oddech ugrzązł gdzieś w gardle. - Nie chcę też czuć żalu. Było mi ciężko. Tęskniłam za tobą codziennie, ale mimo tego naprawdę nie chcę obarczać cię pretensjami. Na pewno miałeś powód. Na pewno - przytaknęła sama sobie - ale czy istnieje szansa, abyś teraz pożegnał mnie tak, jak powinieneś to zrobić jedenaście miesięcy temu?

autor

P o l a

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Obserwująca z boku parę, staruszka, która od czasu do czasu zwracała swoją pomarszczoną twarz ku Jayden'owi, uśmiechnęła się szeroko, pozwalając aby wokół jej, jakby wciąż młodzieńczych, zielonych niczym wiosenna trwa oczu pojawiło się więcej wgłębień, świadczących nie tylko o wieku, ale również doświadczeniu. To, podobnie jak intuicja, którą odznaczała od najmłodszych lat, podpowiadało jej, że tą dwójkę łączy więź. Podobna do tej jaka łączyła ją z mężem, kiedy jeszcze żył. Instynktownie dotknęła obrączki, której nie ściągnęła z palca od chwili ślubu, chociaż Jospha nie było z nią od dziewięciu lat.
Czując na sobie to nieprzyjemne ciepło czyjegoś spojrzenia, Jayden instynktownie skierował, w kierunku z którego pochodziło, głowę. - Przez ciebie mamy niepotrzebną publiczność - syknął nieprzyjemnie, pochylając się w stronę Willow, przez co dzielący ich ciała dystans został zminimalizowany. Mógł poczuć tę znajomą słodką i upajającą woń. Odruchowo przymknął powieki, pozwalając sobie na ułamek sekundy skupić jedynie na tym odczuciu; drążącym nozdrza, mamiącym zmysły, budzącym pragnienia. Tym odczuciu przez które wspomnienia ponownie zaczynały wdzierać się do jego umysłu. Mimo to nadal był spięty, widać było to po opiętym materiale swetra, który idealnie podkreślał każdy mięsień młodego mężczyzny. I choć przypatrującej się im starszej kobiecie, posłał uroczy uśmiech, którym potrafił czarować, to gdy wrócił do twarzy swojej towarzyszki na jego własnej, nie było śladu po prostym, życzliwym geście, ani tym bardziej słabości, na jaką sobie pozwolił, wykorzystując fakt, że znajdował się poza zasięgiem czekoladowych tęczówek.
- W takim razie powinienem docenić twoją inwencję twórczą - zakpił, pozwalając sobie na ironiczny śmiech, niemający nic wspólnego z autentycznym rozbawieniem. W gruncie rzeczy nie było mu wcale do śmiechu. Willow nie potrafiła pojąć w jaki sposób funkcjonować zaczęła jego rzeczywistość. Bo skąd miałaby wiedzieć, idioto! oburzył się cichy głos w umyśle Hemsworth'a. Zignorował go, tak jak robił to wielokrotnie. Kolejną zmianą w swojej postawie sprawił, że subtelny uśmiech, jaki pojawił się na różowych, wydanych wargach - ciekawe czy wciąż smakowały tak samo? - od razu znikł.

Był wredny.

Inny.

Nie jej.

Słysząc odpowiedź twierdzącą, której się zwyczajnie nie spodziewał, w pierwszej kolejności spojrzał na Wi, nie kryjąc zaskoczenia, jakie jawnie wymalowało się w niebieskich tęczówkach, a następnie w niemym pytaniu uniósł lewą brew, by ostatecznie ściągać obydwie i zmarszczyć czoło. Przez kilka sekund trwał w tej komicznej pozie, czując każde uderzenie własnego serca; te przyspieszyło nienaturalnie, a powietrze, którego nabrał pozostawało w płucach. Odebrała mu oddech. I musiała to zauważyć, nawet jeśli zaraz odzyskał rezon, po raz kolejny mierzwiąc włosy znajdujące się w artystycznym nieładzie. Zapadł się w miękkim materiale fotela, kręcąc z niedowierzaniem głową, wręcz z pewną dozą dezaprobaty dla zachowania brunetki. Naprawdę była niemożliwa. Zaśmiał się, ale nie powiedział nic, gdyż jego postawa zdawała się zdradzać więcej niż słowa, jakie mogłoby odpuścić kłamliwe usta.
Nie wiedział o tym, jakie myśli kłębiły się w głowie Wi, że jej pragnienia były niezwykle przyziemne, a jednocześnie zdawały się być nieosiągalne. Jayden nie potrafił być taki jak kiedyś i nawet nie mógł, bo teraz wiązała go powinność. Czuł na barkach ciężar złożonej ojcu obietnicy, która nakazywała mu być stanowczym, nieugiętym i nieosiągalnym. Musiał stworzyć siebie na nowo, biorąc pod uwagę stawiane mu wymagania; musiał przestrzegać zasad. Willow ze swoim trywialnym podejściem do wielu kwsetii nie wpasowywała się w nowy życiorys Jayden'a Hemsworth'a.
Jego uwadze nie umknęło to nienaturalne spięcie i przymknięte powieki Hamsworth, zupełnie, jakby obawiała się jego dotyku, którym w ostateczności jej nie obdarzył, choć taki miał zamiar. Powstrzymał się w ostatniej sekundzie, czując, że wówczas z większym prawdopodobieństwem, by przepadł.
- Uważam, że to mądre posunięcie, na pewne pytania lepiej jest nie znać odpowiedzi - przytaknął, po raz pierwszy zgadzając się z nią, nawet jeśli sekundę później ma jaydenowej twarzy pojawił się grymas, gdy wspomniała o porzuceniu zwierząt. Nie poczuł się z tym dobrze, a wiele gorszych emocji przyszło wraz z kolejnymi zadaniami wydobywającymi się spomiędzy warg brunetki. Wtedy też dotarło do niego, jak bardzo nie był gotowy na to spotkanie - podobnie jak Willow, a jednocześnie zaczął myśleć, że lepszej chwili i tak by na to nie było. Czy wydarzyło się zbyt dużo? A może za mało? Nie był pewien, a lawina myśli, jaka zaczęła kotłować się w umyśle Jayden'a przyprawiała go o mdłości.
- Wi….Willow… ja - zaczął dwukrotnie przejeżdżając językiem po dolnej wardze. Zaschło mu w gardle. Zrobiło gorąco, choć w tej samej chwili czuł nieprzyjemny chłód pod skórą.
- Przepraszam - rzucił, kiedy rozbrzmiał dźwięk telefonu, znajdującego się w płaczu. Sięgnął po niego; na ekranie pojawił się numer ojca. Mimochodem spiął mięśnie twarzy, przez co ta nabrała surowszego wyrazu.
- W kawiarni…. Skończyłem… jutro o dziewiątej. Tak mam tego świadomość…. Wezmę…. Nie… jak uważasz - do uszu Wi dochodziły tylko strzępki rozmowy. Poza jej zasięgiem znajdowały się wypowiedzi po drugiej stronie aparatu, lecz nie mogło umknąć zdenerwowanie jakie całe zajście wywołało w szatynie. Od razu zaczął zbierać swoje rzeczy, a telefon od ojca sprawił, że nie musiał zastanawiać się nad własnymi uczuciami, wywołało to u niego coś na kształt ulgi, bo ciężko było mu poradzić sobie z samą obecnością Willow, nie mówiąc o tym, co powiedziała.
- Odezwę się do ciebie - obiecał, rzucając na stolik kilka banknotów, w tym spory napiwek dla kelnerki. A fakt, że nagle stał się bardzo rozkojarzony sprawił, iż zapomniał tableta - ten trafił w dłonie Willow.




Koniec

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Madison Valley”