WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
28
183

Agent nieruchomości

patterson immovables

sunset hill

Post

Byli dobrą parą. Nie tylko ładnie razem wyglądali, nie tylko dogadywali się i tak dalej, ale ich obecność dobrze na nich działała i tak dalej. Jako parę lubili ich nie tylko koledzy ze szkoły, ale także ich rodzice popierali ten związek. A jeśli już rodzice popierali taką znajomość, to znaczy że to naprawdę było coś dobrego i do zaakceptowania. Wszyscy byli zdziwieni, gdy się rozeszli - a najbardziej Liam, ale jego urażona duma trochę nie pozwalała jakoś wyjątkowo starać się o wyjaśnienia i przebaczenia (jakby potrzebował, bo wiadomo, że nie potrzebował!). Może z upływem czasu żałował i nie raz myślał, jakby im się z Belle ułożyło, ale to była przyszłość i trzeba było się z tym pogodzić. On sobie jakoś poradził, ale poniekąd na Chateux można było zwalić winę za jego rozwód.
-Dzięki, Belle-uśmiechnął się. Wiadomo, że nawet lek na uspokojenie, przyjęty w odpowiedniej ilości może przynieść ciekawe doznania. On nigdy nie ciekawił się jak to jest na dragach, czy to tych naprawdę nielegalnych, czy innych psychotropach. Może kilka razy zapalił trawkę, ale generalnie nie kręciły go takie tematy.
-Aj...-skwitował tylko, bo choć to nie on był ojcem dziecka z drugiej porodówki, nawet nie chciał sobie tego wyobrażać. Nawet przez moment nie myślał o tym, że Belle może mówić o jego siostrze, bo ta nie była w połowie ciąży a na samym jej końcu, także spokojnie, nie zdenerwuje się jeszcze bardziej, bez przesady.
-Tak, może być zwykła, czarna-stwierdził. Nie był smakoszem kaw, ale był facetem. Dlatego nie wybierał żadnych kaw, których nazwy składały się z więcej niż 3 słów. Latte, cappucino jeszcze wchodziło w grę, ale żadne Ices caramel macchiato with almond milk extra caramel, light on ice. Nie ma mowy. -Tak, raczej wszystko jest gotowe. Przynajmniej tak z grubsza-odpowiedział. Wszyscy jego znajomi doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że to dziecko jego siostry, więc nawet nie pomyślał, że Belle o tym nie wie. Niby skąd mogłaby wiedzieć, skoro nie utrzymywali ze sobą kontaktów, ale Hall już się oduczył od informowania wszystkich, że to dziecko w jego życiu, to nie jego dziecko.

autor

B.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Owszem, byli dobrą, a nawet cudowną parą. Przede wszystkim kochali się, darzyli się tym silnym uczuciem, które to wiąże dwójkę ludzi, a czasami taka pierwsza miłość jest tą najważniejszą, która umniejsza każdą kolejną pojawiającą się w życiu człowieka. Jej mama uważała wręcz że Liam zostanie jej zięciem i nie mogła zrozumieć, dlaczego jej córka zostawiła takiego dobrego chłopaka, z dobrego domu, ale gdy usłyszała od córki o zdradzie to zrozumiała ją, sama przeżyła przecież to samo. Niejednokrotnie sama Chateux zastanawiała się co by było gdyby Liam poczekał z nią do ślubu, aż byłaby gotowa oddać mu się w pełni, a nie zdradził ją przy pierwszej lepszej okazji gdy była na wakacjach u ojca we Francji, czy byliby szczęśliwym małżeństwem? Ile mieliby obecnie dzieci? Czym by się zajmowali? Jakby spędzali wolny czas? Czy nadal by się kochali tak jak wtedy? Niestety to chłopak wszystko zniszczył, a gdy ona się o tym dowiedziała to zerwała to, by dłużej nie cierpieć. I tak sporo nocy przepłakała potem w poduszkę, bo tak bardzo za nim tęskniła, ale w szkole starała się być silną i chodzić z wysoko uniesioną głową. Nauczyła się tego od mamy, która tylko wieczorami płakała po zdradzie ojca, za dnia zaś była ponad to. Również się uśmiechnęła i przypomniała sobie, jak bardzo brakowało jej tego uśmiechu mężczyzny, na jego widok na jej twarzy również pojawiał się uśmiech i to wręcz automatycznie.
- Wiesz że zawsze możesz się do mnie zwrócić gdy będziesz potrzebował jakiejś konsultacji lekarskiej, leków albo badań, znaczy się jak będziecie potrzebować z małym bądź małą. - zwróciła się, na chwilę zapomniawszy o tym, że spotkali się przed salą porodową, gdzie pewnie rodziło się jego dziecko. Dlatego szybko się poprawiła, że chodziło jej właśnie o to, a nie tylko o to, że Liam może na nią w każdej chwili liczyć, bo mimo upływu lat wciąż miała do niego słabość. Gdyby to Hall zaproponował jej opiekę nad jego dzieckiem zgodziłaby się, nawet jeśli nie ma zbytniego doświadczenia z dziećmi, które jednak na szczęście posiadała. Dobrze było mieć młodsze kuzynostwo po sąsiedzku.
- Cieszę się że nie muszę być przy przekazywaniu tych okropnych wieści matce i ojcu dziecka. Pamiętasz pewnie że nigdy nie byłam dobra w przekazywaniu złych wieści. - i to się nie zmieniło, gdy musiała przekazać pacjentowi bądź jego rodzinie złe wieści to kończyło się na tym, że mówiła je z łzami w oczach, a potem uciekała do pokoju lekarskiego by się wypłakać. Jona niejednokrotnie powtarzał jej, że nie powinna podchodzić aż tak emocjonalnie do pacjentów, ale łatwo powiedzieć, lecz dużo ciężej to zrobić. Złożyła zatem zamówienie dla nich obojga i usiedli przy jednym z wolnych stolików.
- Pamiętałam, że czarna to twoja ulubiona. - odparła jeszcze z uśmiechem, który po chwili zniknął, gdy przypomniała sobie o dziecku. Pokiwała głową na znak że go słucha, bo to dobrze że przygotowali się na przyjście na świat maluszka.
- W ogóle wiesz czy ma być chłopiec czy dziewczynka czy wielka niewiadoma? - niektórzy rodzice woleli zostawić sobie niespodziankę, jednak większość których poznawała Chateux wolała znać płeć dziecka by przygotować właściwie pokój i wyprawkę dla malucha. Ciekawa zatem była czy Liam spodziewał się syna, którego będzie uczył grać w nogę i wszystkich męskich sportów, czy córki która będzie oczkiem w głowie tatusia. Szkoda że to nie było ich wspólne dziecko, a marzyła o dwójce takich maluchów, małym Liamku i małej Belle. Teraz gdy jej były ma swoją własną rodzinę jej marzenia mogą pozostać jedynie, a właściwie tylko i wyłącznie w jej głowie.

autor

dreamy seattle

dreamy seattle
Awatar użytkownika
28
183

Agent nieruchomości

patterson immovables

sunset hill

Post

Liam ani wtedy, ani tym bardziej teraz nie brał odpowiedzialności za zerwanie z Bellą. To ona była przewrażliwiona na podstawie historii swojej matki. On jej nie zdradził, a już na pewno nie w taki typowy sposób - choć daleki był od tego, aby czekać z seksem do ślubu, to nie był najbardziej napalonym licealistą, który chciał przelecieć cokolwiek, skoro dziewczyna mu nie dawała. Nie miał najmniejszego problemu z tym, aby czekać na Belle. Choć pewnie w którymś momencie, gdyby dalej byli parą w college'u namawiałby ją na zmianę decyzji.
-Dzięki, ale jakoś nie sądzę, aby było to konieczne-odpowiedział, choć nie miał niczego na myśli. Nie, że nie sądził, że może pomóc, czy jakość jej pomocy będzie kiepska. Raczej nie chciał jej robić problemu, kłopotać swoimi.. a właściwie problemami swojej siostry. Choć kto wie, może jakby faktycznie coś się działo, to czułby się zmuszony do tego, aby zadzwonić do Belle o poradę. Gdyby miał tylko jej numer, bo jednak przez te wszystkie lata gdzieś je zasiał.
-To na pewno musi być jeden z gorszych aspektów pracy lekarzy-On nie nadawał się do takiej pracy z wielu aspektów. Uwielbiał towarzystwo ludzi, dobrze się z nimi czuł, ale z reguły to były gadki szmatki, rozmowy o niczym, swobodne, spokojne rozmowy raczej na przyjemne tematy. A trudna rozmowa była o pieniądzach. A lekarz może przeżywać, że popełnił błąd, że czegoś mu się nie udało zrobić, ale to wciąż nie można było porównywać do konieczności przekazania takich informacji rodzinie i bliskim.
-Nigdy nie byłem fanem jakiś syropów czy bitej śmietany-stwierdził. Kawę z mlekiem, w takiej albo innej postaci (w końcu i latte i cappucino, to była zwykła kawa z mlekiem, tylko w różnej postaci, a raczej kolejności wlania mleka).
-Dziewczynka. Róż króluje-powiedział. On osobiście też by wolał wiedzieć, niezależnie od tego, czy można urządzić pokój w neutralnych kolorach i tak dalej. Imię przecież też można było dobrać neutralne, w końcu Jamie to mógł być chłopiec i dziewczynka, Avery, Riley też i takich imion było naprawdę sporo. Jak on będzie mieć dziecko, bo jednak sądził, że kiedyś kogoś pozna i dorobi się potomka, lub potomki, to będzie chciał wiedzieć wszystko. Trochę tego rodzicielstwa już liznął, więc wiedział jak to smakuje i wiedział, że chce to przeżyć na sto procent, na własnej skórze. Na pewno nie byłby nieobecnym ojcem, niedzielnym, czy takim, który nie wie, do której szkoły chodzi jego dzieciak.

autor

B.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Zawsze mógłby być ojcem, który odbiera dziecko ze szkoły, przywozi do domu i dopiero żona czy partnerka uświadamia go, że to nie ich dziecko, zawsze te historie mega mnie bawią, gdy czytam o nich w internecie bądź słyszę je w telewizji. Chyba ostatnia taka głośna sprawa była z dziadkiem, który zabrał nie swojego wnuka do domu, nakarmił go zupą i dopiero wtedy chłopiec powiedział kim jest. Ale cwane dziecko, na głodnego się nie przyznało, ot co i ciekawa jestem tego zakręconego dziadka, który się nie zorientował że złe dziecko zabrał do domu. Ale do rzeczy. To prawda, może Belle za bardzo jest wyczulona przez historię swojej matki, sądząc że wszyscy mężczyźni są źli i to oni zwykle zdradzają. Zwłaszcza gdy nie darzą kobiety takimi samymi uczuciami, jak ona jego. Teraz wiedziała, że popełniła błąd zrywając z nim i nie podając powodu zerwania, bo może mieliby szansę wyjaśnić sobie wszystko i być ze sobą. Jednak wtedy sądziła, że postępuje zgodnie z samą sobą, co było dla niej wtedy najważniejsze i postąpiła jak postąpiła, żałując tego nieco później. Teraz obecnie potwornie mu zazdrościła tego, że znalazł kobietę, którą pokochał tak prawdziwie i z którą ułożył sobie życie, a teraz wraz z nią spodziewał się dziecka. Ona zaś nie znalazła sobie nikogo, zakochiwała się bez wzajemności, lokowała uczucia w niewłaściwych mężczyznach. Portal randkowy również nie pomógł jej w znalezieniu miłości. Teraz, rozmawiając z Liamem czuła się jak w liceum, jak gdyby ten czas wcale nie minął, jej uczucia wobec niego także. Prawdę mówiąc złamałaby swoje zasady odnośnie seksu na balu maturalnym, gdyby razem się na niego udali, ale wtedy nie byli już parą. Hall nie mógł więc wiedzieć o tym, że dla niego była gotowa złamać swoje zasady. Teraz już było niestety na to za późno, przynajmniej w jej mniemaniu.
- Och, rozumiem. - odparła, odbierając to raczej jako niechęć ze strony Liama, by się jego była nie wtrącała w jego życie i sprawy rodzinne. To jest poniekąd zrozumiałe, bo nie każda nowa partnerka zrozumiałaby przyjaźń z ex. Pewnie z tego powodu nie wymieniła się z nim swoim numerem, jeszcze chwilę wcześniej będąc gotową mu takowy dać.
- Owszem, czasami mam wrażenie że najgorszy. Zwłaszcza że mam to do siebie, że staram się utrzymywać dobry kontakt z pacjentami, mój przełożony by określił to pewnie zbytnim spoufalaniem się z innymi. To niestety sprawiło mi parę kłopotów, zwłaszcza że obiecałam pacjentowi, że będzie mógł wrócić do sportu, a podczas operacji stało się to niemożliwe. Ból w jego oczach był nie do opisania gdy przekazywałam mu złe wieści. - opowiedziała jeden ze swoich gorszych dni w szpitalu, pamiętała to doskonale, jakby wydarzyło się wczoraj i te słowa pacjenta, że on się zabije, nie mogąc robić tego co kocha. Sprawdzała informacje na jego temat nałogowo co tydzień, by upewnić się, że mężczyzna żyje, ale nigdzie nie pisano o jego śmierci. Może pogodził się on ze swoim losem?
- Pamiętam, z naszej dwójki to ja zawsze wolałam wszystko na słodko. - przypomniała sobie jak zrobiła mu jakąś karmelową latte i prosiła by spróbował, ale on nie chcąc sprawić przykrości Chateux nawet się nie skrzywił, widziała jednak że to mu nie smakuje i nie kazała mu wypijać napoju do końca, a gdy się przyznał to i tak było jej przykro. Starała się, ale zwykle tak jest że jak się staramy to nie zawsze osiągamy oczekiwane efekty. A potem usłyszała, że Liam będzie miał córkę, aż serce na tę wieść jej się ścisnęło, bo sama chciałaby mieć córkę. Uśmiechnęła się jednak, starając się ukryć grymas na twarzy.
- Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie ciebie w pokoiku z różowymi ścianami i mebelkami, w koronie jednorożca. - zaśmiała się nawet, bo spróbowała sobie to wyobrazić i ta wizja była naprawdę zabawna. Wiedziała jednak, że Hall będzie dobrym ojcem i zazdrościła kobiecie, która była matką jego dziecka.

autor

dreamy seattle

dreamy seattle
Awatar użytkownika
28
183

Agent nieruchomości

patterson immovables

sunset hill

Post

Może i byli głupimi nastolatkami, co o życiu wiedzieli tyle, co zobaczyli w filmach i serialach - jednak czy to znaczyło, że ich wybory są tak samo błahe? Nie, czasem głupie decyzje determinowały ich całe życie. Trudno zwalać losy Liama i Belli (osobne) na to, że są w takim miejscu w życiu, tylko dlatego, że dziewczyna z nim zerwała bez konkretnego powodu. Choć na pewno trochę to miało wpływu. Liam nie chciał być sam, nie był do tego przyzwyczajony, to poznał Tori. Wcale Bella nie była bezpośrednio winna jego rozwodowi, ale... pewnie zażartuje kiedyś, że to wszystko przez nią. W każdym razie, bez sensu jest zrzucanie winy, nawet za te dobre rzeczy, na jedno wydarzenie, jedną osobę i tak dalej. W tym momencie to Liam pewnie już nawet nie ma za wiele pretensji do Belle, za to co zrobiła. Dawne dzieje, nie ma co rozdrapywać dawnych ran.
-Chyba zawsze taka byłaś, co?-zagadnął. Nie miał najmniejszego zamiaru podejrzewać czy przewidywać jaka brunetka jest w tym momencie. Na pewno zmienili się o 180 stopni, jak nie 540 przez te ostatnie lata. Byli zupełnie innymi ludźmi, niż w liceum, dorośli, mieli swoje problemy, przeboje.... Dużo nauczyli się na swoich błędach i porażkach. Każde z nich je miało, na sto procent.
-Zdecydowanie tak. Do dziś tak jest?-zdecydowanie to było pytanie, a nie stwierdzenie. Można było dodać, że po jego wygladzie na pewno to widać, bo był szczupły i umięśniony, ale to by mogło brzmieć tak, jakby Belle była grubiutka, a choć może trudno było ocenić jej figurę tak na 100% ale dalej wyglądała nieźle.
-Emma mi tego oszczędziła. Różowa jest tylko lampka i pościel-zaśmiał się. Na pewno to kobiece imię zabrzmiało, jakby to jego żona (choć nie nosił obrączki od rozwodu), a Belle niby mogła, ale było to mało prawdopodobne, aby pamiętała i skojarzyła, że to imię jego siostry. Siostry, którą niańczyli nie raz,bo była dużo młodsza od niego.

autor

B.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Często jest tak że wybory, których dokonujemy jako nastolatkowie z czasem wydają nam się kompletnie bezsensowne i problemy tamtych lat zbyt błahe w porównaniu do dotychczasowych. Belle nawet niedawno, bo zaledwie kilka miesięcy temu mogłaby się pożegnać raz na zawsze z karierą kardiochirurga przez jeden mały błąd, złą decyzję, którą podjęła bez konsultacji ze swoim mentorem. Na szczęście Wainwright dał jej drugą szansę, którą obecnie odbywała pod okiem innego kardiochirurga po tym, jak Jona wyjechał za granicę kraju. Co by zrobiła gdyby nie dostała tej szansy i jej przyszłość w medycynie zostałaby przekreślona całkiem? Pewnie nie spotkaliby się na tym korytarzu. Niestety blondynka nadal popełniała wiele błędów, godnych nastolatki aniżeli dwudziestopięciolatki, ale każdy z nas ma prawo do popełniania błędów oraz swoje wewnętrzne dziecko, czyż nie?
- Pamiętasz. - odparła nieco zdziwiona, bo nie sądziła że były chłopak aż tak doskonale pamięta, jaka była Belle w szkole. Ale nie za bardzo się pod względem przywiązywania do innych oraz przyjacielskiego, wręcz pełnego zaufania stosunku do innych się nie zmieniła, toteż tak, wciąż była taka sama.
- Owszem, zawsze taka byłam. Ta cecha akurat trochę mi szkodzi w byciu dobrym lekarzem i często przez nią wpakowałam się w kłopoty. - nawiązała tym samym zarówno do teraźniejszości, jak i do czasów szkolnych, gdzie lubiono nadwyrężać jej ufność i ludzie, których ona uważała za przyjaciół wcale się nimi nie okazywali. Jak to mówią, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
- Oj tak, zawsze gorąca czekolada wygra z każdą kawą, nawet z latte, którą owszem, spróbuję i wypiję jeśli będzie trzeba, ale nie przepadam. - ogółem Chateux nie znosiła kawy, bo odtrącał ją ten gorzki smak ziaren czy napoju, który po ich zagotowaniu powstaje. Zawsze za to kochała gorącą czekoladę i ogółem czekoladę, którą mogła jeść w każdej postaci. Na szczęście miała również dobry metabolizm, a więc nie musiała się obawiać problemami z zbyt dużą ilością odłożonej tkanki tłuszczowej, choć jak każda kobieta, miała pewnie taką zbędną tkankę tu i ówdzie. Och, znalazł kobietę imieniem jego siostry? W końcu imię Emma było dość popularne, więc na pewno miał żonę Emmę i siostrę Emmę. Że tez te kobiety mu się nie myliły!
- Jak nazwiecie małą? - zapytała jeszcze, upijając łyka gorącej czekolady, uśmiechając się do niego jednocześnie. Dobrze że kobieta mu oszczędziła różu w całym domu, bo pewnie Liam by zwariował od takiej ilości kobiecego różu. Już i tak będzie miał ciężką rolę mając dwie kobiety w domu, które zawsze postawią na swoim i zawsze będą miały rację. No cóż, trochę mu też pod tym względem współczuła. I tak, pamiętała że mężczyzna miał siostrę, że się nią często opiekowali i że nawet miała z nią całkiem dobry kontakt, jednak gdy przestała chodzić z jej bratem to i kontakt z Emmą się jakoś tak urwał.

autor

dreamy seattle

dreamy seattle
Awatar użytkownika
28
183

Agent nieruchomości

patterson immovables

sunset hill

Post

Może by się nie spotkali w tym miejscu, ale jeśli los sobie coś postanowi, to dla niego nie ma czegoś takiego jak nie da się. Skoro karma chciała, aby wpadli na siebie, to stałoby się tak, albo inaczej. Może Belle szukałaby nowego mieszkania? Może w parku by się to stało, albo mieliby stłuczkę gdzieś na mieście? Trudno stwierdzić. Gdyby jego siostra się nie puściła, albo gdyby nie pokłóciła się z rodzicami, to Liama by tutaj nie było, to na pewno. Widać los tak chciał. Choć mężczyzna osobiście nie wierzył w los, karmę i przeznaczenie, to jednak wierzył w przypadek i to, że nie da się wszystkiego przewidzieć i zaplanować.
-Oczywiście-stwierdził. Pamiętał wiele, choć na pewno sporo udało mu się przez lata zapomnieć. Nie dlatego, że wyrzucał ją z pamięci i ze swojego życia, ale po prostu dlatego, że nie myślał o tym, nie miał kto mu tego przypominać i tak dalej. -Nawet te wszystkie napoje ze Starbucsa z kilogramem cukru, śmietaną i tak dalej?-uśmiechnął się. Nie raz przewracał oczami jak ktoś przed nim w kolejce składał zamówienie przez pięć minut, aby wymienić całą nazwę tego, co chce. Nie, żeby był hejterem, ale no. Po pierwsze wolał czarną kawę, albo z mlekiem, ale bez żadnego cukru, a po drugie nie był jednak hipsterem, aby coś takiego go jarało.
-Nie jest jeszcze chyba postanowione-stwierdził niepewnie. I znów, powiedział to tak, aby Belle miała prawo podejrzewać, że jest zaangażowany w tą decyzję. Jakby powiedział "to nie do mnie to należy", brunetka na pewno by się zapytała dlaczego. Mógłby wtedy odpowiedzieć 'no jak to dlaczego, przecież to nie moje dziecko". Nie chciał jej zwodzić za nos, robił to wszystko zupełnie podświadomie. Za to w pełni świadomie spojrzał na telefon, jakby czekał na jakąś wiadomość.

autor

B.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Gdy musiała oddać kociaki to zdała sobie sprawę że to byłby dobry czas na znalezienie czegoś własnego, jakiegoś mieszkania. Ale potem wybito jej ten pomysł z głowy, bo kto by się zajmował kociakami pod jej nieobecność w mieszkaniu? Tak też porzuciła pomysł o wyprowadzce od mamy, bo jednak to była bardziej wygodna opcja, skoro blondynka i tak dokładała się do rachunków. A szukanie współlokatorów w nowym mieszkaniu? Zawsze mogła trafić na takich, przez których popadłaby w depresję normalnie. W jej przypadku prędzej stłuczka by ich połączyła na drodze, bo kierowcą to ona była dość słabym, a raczej szybko dekoncentrującym się i to mogłoby spowodować wypadek z jej winy. Pewnie to z tego powodu tak rzadko używała auta. Gdy stwierdził, że to oczywiste, że pamiętał co lubiła pić to aż na chwilę zamarła, wpatrując się w niego i gdzieś przez myśl jej przeszło, że może nawet teraz po latach wciąż mogłaby być dla niego ważna. Po chwili musiała pokręcić głową tak dla siebie, by zdać sobie sprawę z tego, że się musi mylić. Z tej dwójki to na pewno on ruszył dalej, co było widać, skoro spotkała go przed porodówką.
- Mogliby tam dać nawet tonę cukru i słodkich dodatków, ale zawsze jak wyczuję smak gorzkiej kawy to odstawię kubek i nie ruszę dalej. - odparła stanowczo, bo tak właśnie było, kawa, niezależnie od tego jak bardzo wymyślnie by się nazywała, była po prostu kawą i dlatego odpadała z menu blondynki. Chciała zapytać o coś jeszcze, może nawet zaproponować imię dla dziewczynki, ale wtem rozległ się w kawiarence dźwięk pagera, wprost z fartucha jej kieszeni. Wyciągnęła go i spojrzała, a potem przepraszająco uśmiechnęła się do swojego ex.
- Przepraszam cię bardzo, ale muszę już iść, pilne wezwanie, jak to w szpitalu. Ty też lepiej wracaj już pod porodówkę. Jeszcze raz powodzenia życzę. - tymi słowami zakończyła to spotkanie, wstając z krzesła i o dziwo obejmując go na pożegnanie, sądząc że widzą się już ostatni raz. Nie wiedziała jak grubo się pod tym względem myliła. Dopiła jeszcze swoją czekoladę i pobiegła w stronę gabinetu, skąd była wzywana.

/zt x2

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czasami czuł, jakby toczył się w jakieś nieskończonej pętli i kończył w tym samym miejscu. Jeszcze parę miesięcy temu stwierdził, że znowu ma wszystkiego dość i potrzebował odpocząć. Wziął w szlag urlop i wyjechał z miasta, Bóg wie gdzie. Okej, rodzinie powiedział. Z nimi utrzymywał regularnie kontakt. Podróżował sobie po Stanach. Kiedyś jednak trzeba było wrócić, nie? Tak też i było teraz, choć jak wrócił, to wciąż nie czuł się na siłach, by cokolwiek robić. Jakoś udało mu się przekonać swojego terapeutę, że potrzebuje trochę czasu, by się zregenerować i do niedawna siedział na urlopie zdrowotnym. Także jednak i to musiało się skończyć.
W samą jednak porę, bo jednak doszedł do wniosku, że nie może się zaś wiecznie użalać nad sobą. Poza tym jakoś coś ostatnio lepiej się zaczął wobec siebie czuć. On oczywiście miał podejrzenie czemu, ale był teraz zbyt zajęty, by o tym myśleć. Albo też udawał zajętego. Kroczył właśnie korytarzem ciągnącym od oddziału neurochirurgii. Miał chwilę wytchnienia, więc postanowił po prostu się przespacerować po budynku. Czasami tak robił, by po pierwsze zrelaksować umysł, a do tego zażyć nieco ruchu. W końcu ruch to zdrowie, nie?
Wciąż idąc przed siebie, wyciągnął z kieszeni spodni telefon, by sprawdzić coś. Akurat dostał wiadomość, przynajmniej wyczuł wibracje i założył, że to musi być SMS. Faktycznie. Zawiadomienie o odbiorze przesyłki. Okej, w takim razie... nie, nim zdążył dokończyć tę myśl, to akurat doszedł do miejsca, gdzie korytarz skręcał. Nic więc nadzwyczajnego, że jego nieuwaga spowodowała wpadnięcie w kogoś, kto szedł z przeciwnej strony. Nie był w stanie zareagować inaczej. Wpadł na kogoś, na szczęście nie za mocno, ale na tyle niespodziewanie, że oboje byli całą tą sytuacją zaskoczeni.
- Kurcze... przepraszam najmocniej. Nie powinienem był gapić się w telefon - rzucił tak bez namysłu, gdy próbował się pozbierać, no i też swój telefon, który upadł. Na szczęście nic mu nie było. Pomógł lub przynajmniej zaproponował pomoc przy zbieraniu rzeczy osoby, na którą wpadł. Wtedy też, gdy przyjrzał jej się bliżej, to zaczęły do niego wracać wspomnienia z minionego weekendu.
- Luna? - nie krył zaskoczenia w swoim głosie. Co ona robi w lekarskim fartuchu? Zaraz, chwila... jakie są szanse, że przypadkowo spotkana osoba w barze, w wieczorny weekend, akurat pracuje w tym samym miejscu?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

5 Jeśli miałaby czas, aby na chwilę przystanąć i zastanowić się nad ostatnim tygodniem, niewątpliwie doszłaby do wniosku, że to był dobry tydzień — jeden z tych lepszych, podczas których mało kto ją irytował, w pracy dobrze jej szło i miała chwilę na to, aby pójść na basen, a także pobawić się odrobinę dłużej ze swoimi kotami. Weekend też był całkiem udany, choć nie wszystkie noce spędziła we własnym łóżku — ale chyba właśnie to dało jej energię do dalszego działania. Ten jeden wieczór, jedna noc w towarzystwie ledwo poznanego mężczyzny, przy którym na moment się wyluzowała i całkowicie zapomniała o tym, że następnego dnia ma mnóstwo roboty, że czekają ją ciężkie dni, że z nogą wciąż nie jest dobrze, a nocą nadal czasem budzą ją koszmary.
Sęk w tym, że nawet nie ma czasu tego rozpamiętywać (co niewątpliwie robiłaby z uśmiechem na ustach), bo ledwo weekend się skończył, a ona znowu zaczęła mieć ręce pełne roboty. Zmiany do późnego wieczora, czasem w nocy, ogarnianie mieszkania i szukanie sukienki na to nieszczęsne wesele kuzynki Violet, co jest chyba największą torturą z tego wszystkiego. Kto ją zna, ten wie, że jeśli chodzi o zakupy, to zdecydowanie nie jest przeciętną kobietą, bo wręcz ich nie znosi. Nic dziwnego, że większość próbuje załatwić przez internet, szczególnie że doskonale zna swoje wymiary i rzadko kiedy musi coś zwracać, ale sukienka na cholerne wesele to już inna para kaloszy. Sukienkę trzeba zobaczyć, dotknąć, przymierzyć, nie mówiąc o dobraniu butów. I naprawdę nie sądziła, że jej sytuacja może jeszcze się pogorszyć, ale kiedy owa kuzynka zaczęła do niej wydzwaniać, aby przekonać ją do tego, by jej sukienka miała kolor obrzydliwej zieleni, naprawdę zaczęła tracić cierpliwość.
Nie kupię sukienki w tym kolorze, zapomnij! Nie obchodzi mnie, że nie będę pasować do innych panien… Nie jestem jedną z twoich druhen, Violet… W dupie mam… Nie… Powiedziałam NIE! — ostatnie słowo wykrzykuje ze złością, po czym naciska czerwoną słuchawkę na swoim smartfonie, nie chcąc już więcej słuchać irytująco wysokiego głosu swej kuzynki. Przez moment ma nawet ochotę rzucić telefonem o ścianę, aby go rozbić i mieć pewność, że kobieta się do niej nie dodzwoni, ale w ostatniej chwili, mnąc w ustach stek przekleństw, chowa komórkę do kieszeni swojego fartucha. A raczej próbuje to zrobić, bo akurat kiedy chce wrzucić go do kieszeni, czuje, jak na kogoś wpada, a telefon wyślizguje jej się z ręki i ląduje na podłodze korytarza, które zostało wyłożone niezbyt ładnym linoleum.
Świetnie — mruczy bardziej do siebie, biorąc głęboki wdech, zanim schyla się po swoją własność, jednocześnie podnosząc wzrok do góry, by zobaczyć, na kogo właśnie wpadła. — Henry — wyrzuca zaskoczona, widząc przed sobą tego samego mężczyznę, z którym nie tak dawno temu spędziła wspólnie noc. Zdecydowanie nie spodziewała się go tu spotkać, a już na pewno nie w lekarskim kitlu. — Co ty tu robisz? — wypala po chwili, choć odpowiedź jest przecież jasna. No, chyba że postanowił przebrać się za lekarza i udawać jednego z nich dla zwykłej zabawy, ale jakoś w to wątpi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nie było zazwyczaj w stylu Henry'ego. Kluby? Bary? Nie, to akurat było do niego podobne, choć już nie w takiej częstotliwości, co kiedyś, gdy po prostu próbował zapić swoje problemu na umór. Nie, nie o tym jednak mowa. Chodzi o spotykanie nieznajomych panien w klubach i kończenie z nimi na wspólnie spędzonej nocy. Tym bardziej nie spodziewał się chyba wtedy, że zakończą tę noc u niego w łóżku. W istocie to nie było w jego stylu, choć skłamałby, próbując sobie wmówić, że tego żałował. Było... fajnie. Inaczej tego opisać nie mógł. Nie żałuje tego, a w sumie od ostatniego weekendu ma wrażenie, że jakby codziennie wstaje pewniejszy siebie, z lepszym samopoczuciem. Może właśnie tego było mu trzeba? Kogoś lub coś, co mu pokaże, że wciąż to coś w sobie ma? Cokolwiek to oczywiście było. Od dawna chodził z przekonaniem, że robi się powoli coraz starszy i takie dni już ma za sobą, ale może jednak nie? Oczywiście nie traktował tego inaczej niż jednorazowego wyczynu. Po pierwsze jego znajoma z samego rana już się zwinęła, a po drugie to nawet się nie znali. Nie sądził, że miał ją jeszcze, kiedy spotkać.
- Luna? - powtórzył mimowolnie, jakby płyta w jego głowie wpadła w jakąś pętlę, z której nie mogła się wydostać. Schylał się też przy ziemi, zbierając swoje rzeczy, kiedy oboje mniej więcej w tej samej sekundzie zdali sobie sprawę, że to na siebie właśnie wpadli. Chyba kobieta była równie zaskoczona tym wszystkim, co on. Zresztą Henry na chwilę zamarł, choć nie trzeba było długo czekać, nim się wyprostował z powrotem, chowając swój telefon w kieszeni spodni - Ja... tu pracuję? Co ty tu robisz? - zapytał się mimowolnie, choć jej biały fartuch mówił mu wszystko, co potrzebował wiedzieć. Na trochę go zakrztusiło, bo w zasadzie nie wiedział, co powiedzieć.
- Cześć - wywalił z siebie, po czym skarcił się mentalnie za coś takiego. "Cześć?! Serio?! Henry, co ci strzeliło do głowy?! Powiedz coś więcej!" pomyślał sobie mężczyzna, zastanawiając się, co tu więcej powiedzieć - To jest... niespodziewane. Nic ci się nie stało? - postanowił zapytać i nawiązać do tego ich małego wypadku. Było to lepsze niż cisza. Zresztą serio chciał wiedzieć, czy nic jej nie było. Ah ten Henry. Zawsze bardziej dbający o innych niż o samego siebie.

autor

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

/z plaży

Droga do szpitala dłużyła się niemiłosiernie. Gabriel nie potrafił spokojnie usiedzieć na kanapie taksówki i nerwowo rozglądał się po otoczeniu, rzucając zaniepokojone spojrzenia na drogę za każdym razem, kiedy kierowca zwalniał lub zatrzymywał się na światłach, czemu towarzyszyło podświadome zaciskanie się dłoni w pięści, którą przyciskał do kolana. Jakkolwiek zły był na Josie za jej nachalne, niezrozumiałe zachowanie i cięty język, tak gdzieś w głębi siebie cieszyło go jej towarzystwo, które nieco podnosiło go na duchu. Siedząc przy niej próbował zachować resztki rozsądku i opanowania, co w samotności mogłoby stać się o wiele trudniejsze.
Całą drogę spędzili w ciszy. Widok szpitala wcale Gabrielowi nie ulżył, a jedynie spowodował kolejny ścisk w brzuchu. Mimo to w pośpiechu rzucił pieniądze za transport i wyskoczył z auta, by po chwili znaleźć się na recepcji.
- Gdzie jest Elena Clarke? Co się z nią dzieje? Jestem jej synem - zapytał bez zbędnych ceregieli, z impetem dopadając do kontuaru i wbijając natarczywe spojrzenie w pielęgniarkę. Nawet nie zauważył, że wszedł w kolejkę, o czym świadczyły chmurne miny jakiejś starszej pary, ale prawdę mówiąc, to w ogóle go w tamtym momencie nie obchodziło.
Serce dudniło mu w uszach, kiedy czekał, aż kobieta znajdzie w systemie odpowiednie dane, prawie zagłuszając jej odpowiedź. - Gdzie to jest? - dopytał, wzrokiem rozglądając się po rozległych korytarzach. Rzadko kiedy bywał w szpitalu i nie miał pojęcia, w którą stronę iść, a mozolność kobiety coraz bardziej go irytowała. Na szczęście, w dalszej części korytarza między przechodniami zauważył znajomą sylwetkę.
- Gabriel! - Starszy mężczyzna krzyknął do chłopaka, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Pod wpływem impulsu, nastolatek podbiegł do niego, na chwilę padając mu w objęcia. - Tato! - Wtulił się w jego kark. Obecność taty przyniosła mu w pewnym sensie ukojenie, dlatego odetchnął głęboko, by wziąć się w garść. - Co się stało? Co z nią? - wyrzucił z siebie dręczące go pytania, kiedy odsunął się od taty. W jego głosie słyszalne było przejęcie. Z wyczekiwaniem wpatrywał się w starszego Clarke’a, próbując odczytać cokolwiek z jego mimiki. Ciemne włosy Marka delikatnie srebrzyły się w blasku jarzeniówek, a zmartwienie przyprawiło na jego twarzy kilka głębokich zmarszczek. Wydawał się jeszcze starszy niż kiedykolwiek.
- Nie wiem. Jest w trakcie badań. Wracała od Isabelli i nagle wjechała na przeciwny pas, uderzyła w inny samochód. Podejrzewają zasłabnięcie - westchnął mężczyzna, wyraźnie przybity. Gabe’a mimowolnie na moment zmroziło, kiedy wyobraził sobie ten obraz i z opóźnieniem zorientował się, że Mark podniósł wzrok na stojącą za chłopakiem dziewczynę. - Josephine, dobrze cię widzieć, dziękuję za… wsparcie - posłał jej blady uśmiech. Nie trudno było się domyślić, że podziękował jej za towarzystwo Gabrielowi, przez co chłopak znów poczuł wyrzuty sumienia. On nie odebrał telefonu od taty. I rzeczywiście, zachował się względem niej jak dupek.
Momentalnie zacisnął szczęki i odetchnął, by zaraz odwrócić się w stronę ciemnowłosej. - Tak, ja też dziękuję. Teraz możesz już wrócić do domu - mruknął cicho, choć w rzeczywistości wcale tego nie chciał i w poczuciu winy wymieszanej ze wstydem i milionem różnych uczuć, zerknął na swoje dłonie. Te lekko dygotały, dlatego zacisnął je w pięści, próbując zachować tym resztki godności. Nie chciał pokazywać przed nią, jak bardzo się bał.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

W taksówce Josephine była spięta i niespokojna. Ukradkiem spoglądała na Gabriela, który nerwowo poruszał się na siedzisku, zaciskał dłoń na kolanie i tasował wzrokiem okolice. Zaczęło padać, co na krótką chwilę odwlekło myśli Hirsch od przerażonej sylwety chłopaka, jego rannej matki i notorycznych telefonach Ruperta, jakie panoszyły się zewsząd w formie cichych wibracji.
Jakkolwiek Gabriel był zły na Josephine, jakkolwiek obawiała się wykonać ruch i zacisnąć palce na ręce chłopaka, to wiedziała, że wsiadła do tej cholernej taksówki dla niego. I Eleny.
Po szpitalu poruszała się jak zmora, wodząc stopami za Gabrielem i przystając w odpowiednich momentach. Nie wtrąciła się kiedy podbiegł do recepcji, kiedy gorączkowo wypytywał o matkę i kiedy zauważywszy ojca wpadł w jego ramiona. Czuła, że to wszystko zaczynało być zbyt intymne; że jej zachowanie ze strony Clarke’ów mogło zostać odebrane bardziej jak wścibstwo, aniżeli chęć pomocy, dlatego na coraz mocniej drętwiejących nogach podeszła do mężczyzn.
Tym razem nie spoglądała na Gabriela, ale nie dało się ukryć, że na dźwięk jego pytania i jej serce zadrżało niespokojnie. Docisnęła dłoń do klatki piersiowej i nabrawszy paru głębszych oddechów, przymknęła powieki. Pobieżne wyjaśnienia Marka wywołały u Josephine gorąc; podłamany głos lęk, a wzrok starszego sąsiada, na który niefortunnie natrafiła po otwarciu oczu, dreszcz. Mimo tego, choć nie mogła wydusić z siebie słowa, to przytaknęła słowom mężczyzny i odwzajemniła jego słaby uśmiech. Był pogrążony w smutku, ale wciąż szczery.
Zaraz potem widok Marka przysłoniła sylweta Gabriela. Skupiła się na nim: na jego zbolałym westchnięciu i dygoczących, zaciśniętych pięściach; na słowach nakazujących Josephine opuścić szpital i na tych wszystkich emocjach, piętrzących się w spojrzeniach.
Momentalnie zapiekły ją oczy, a łzy wezbrały się pod powiekami, chociaż żadna nie znalazła ujścia na zewnątrz. Wykonała krok naprzód, po czym wysunęła ramiona i zamknęła jego policzki w dłoniach.
A ty byś mnie zostawił? – zapytała znienacka. Wiedziała, że nie powinna w taki sposób dotykać chłopaka i postępować nazbyt pochopnie – tym bardziej w takich okolicznościach i w towarzystwie Marka. Jednak Josie na moment stała się znowu tamtą dzielną i impulsywną dziewczyną sprzed dwóch lat, która była skłonna walczyć o przyjaciela. Uśmiechnęła się nerwowo w przypływie nagłego żalu i trwogi, po czym przyciągnęła głowę Gabriela tak, aby mógł ułożyć czoło na jej ramieniu. – To nic złego, że się boisz, Gabriel.

autor

-

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

Nie potrafił wytłumaczyć przed samym sobą, czemu nagle stał się wobec Josie taki oschły. Z pewnością targały nim emocje, których nie sposób było opanować mimo usilnych prób. Gabe nie był świadomy, że w tak ważnym czasie potrzebował czyjejś obecności, a tym samym duchowego wsparcia. Gdzieś tam w głębi podświadomości zakorzeniło mu się, że kiedyś poprzez niedorzeczną kłótnię Josephine całkowicie go od siebie odtrąciła, więc doświadczając tak intymnych momentów, nie chciał, by była świadkiem jego problemów. W obliczu osobistej tragedii wolał nie stać się obiektem do ponownych kpin, albo raczej nie chciał po raz kolejny doznać tego samego - stracić kogoś bliskiego.
Jej niespodziewany dotyk dłoni na policzkach zdziwił go niewiele bardziej, co jej pytanie. Ten łagodny gest, tak inny od dotychczasowych, bezwiednie przykuł jego uwagę, a spojrzawszy w jej szkliste oczy, zmarszczył czoło w zatroskaniu i przez kilka sekund zastanawiał się, co powinien odpowiedzieć. Żadne głupie burknięcie czy odpychający gest, którymi do tej pory raczył Josie, nie było dla niego w tym momencie zbyt stosownym posunięciem. Co prawda, nie do końca rozumiał, co przez nią przemawiało, ale przebłysk rozsądku podpowiadał mu, że tym razem mogła mieć szczere intencje, w co postanowił uwierzyć. Zacisnął więc szczęki i pokręcił przecząco głową. - Nie mógłbym - wyszeptał i przełknął ślinę. Mimo wszystkich niesnasek między nimi nie byłby w stanie przejść obojętnie wobec jej cierpienia. W tym momencie nie był sobie w stanie tego nawet wyobrazić, ale sentyment do niej sprawiał, że nadal pozostawał względem niej niezrozumiale lojalny. A jej nadzwyczajna troska mogła świadczyć o tym, że być może i ona czuła podobnie.
Kiedy ciemnowłosa przyciągnęła go do siebie, część jego chciała znów postawić opór, by nie przekraczać wyznaczonych do tej pory granic w obawie przed konsekwencjami. Pewna cząstka natomiast łaknęła bliskości i zrozumienia, którym kiedyś wzajemnie się obdarzali i to zdecydowanie przeważyło. Czując jej perfumy i ciepło ciała, Gabriel instynktownie objął ramionami jej talię i całkowicie się poddał. Pod wpływem głośnego nazwania tego, co przeżywał w tym momencie, poczuł wzbierające łzy, dlatego przymknął oczy i starał się oddychać głęboko.
-Po prostu… czemu właśnie ona? To takie… niesprawiedliwe - wydukał we wzbierających w nim emocjach. To pytanie niemiłosiernie go dręczyło mimo, że miało pozostać bez odpowiedzi. Elena w jego oczach zawsze była ciepłą, pełną energii i empatii kobietą, która uśmiechem i dobrym słowem potrafiła rozwiać chmury. Nie wyobrażał sobie bez niej świata. Pewnie tak samo myślał tata, który odwrócił wzrok, pozwalając byłym przyjaciołom na tę chwilę intymności.
Raptowne otwarcie drzwi i odgłos pospiesznie zbliżających się kroków sprawił, że Gabe’owi znowu przyspieszyło tętno. W zaniepokojeniu odsunął się od Josie i w napięciu spojrzał na lekarza. Mark również znacznie się wyprostował.
- Państwo Clarke? Doktor Lachovsky, lekarz Eleny - poinformował, na co chłopak nieznacznie pobladł. Wiedziony instynktem pochwycił znajdującą się w pobliżu dłoń Josie i wplótł palce.
- Co z moją żoną? - wszedł mu w słowo Mark, po którym widać było tę samą nerwowość, co w jego synu.
- Pacjentka doznała wstrząsu mózgu i posiada kilka złamanych żeber, jedno z nich naruszyło tętnicę międzyżebrową, musieliśmy poddać ją operacji. - Gabriel wstrzymał na chwilę powietrze w płucach i ścisnął dłoń dziewczyny mocniej. Automatycznie sam poczuł ból w klatce, jakby to potrafiło przechodzić na innych ludzi. - Na ten moment jej stan jest stabilny, acz w związku z problemami z oddychaniem założyliśmy jej aparat CPAP. Zaraz zostanie przeprowadzona do sali, gdzie będą się mogli Państwo na chwilę z nią zobaczyć. Ale ostrzegam, że jest bardzo zmęczona i potrzebuje odpoczynku.
Spośród całego tego lekarskiego żargonu i szczątków informacji wyniósł jedno: jej stan był stabilny. Mimowolnie odetchnął, a dotychczas napięte mięśnie zaczęły samorzutnie drżeć. Najpierw popatrzył na tatę, który także oddychał głęboko i próbował zbić z siebie napięcie. Następnie swój wzrok skierował na stojącą tuż obok niego Josie i uniósł nieco kąciki ust w czymś na pozór bladego uśmiechu. Dopiero teraz uświadomił sobie, że nadal trzymali się za ręce, jednak minęło jeszcze kilka sekund, zanim ją wypuścił z uścisku, by podążyć za tatą i lekarzem do mamy.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

Prawdopodobnie początkowo Josephine również nie chciała być świadkiem intymnych momentów Gabriela, jednak postawiona przed faktem, czuła, że była mu winna taką lojalność – za wszystkie dobre chwile, które przed laty przyszło im dzielić wspólnie; za wszystkie złe momenty, w których dotychczas nie mogła uczestniczyć.
Za całokształt.
W tej właśnie chwili, doświadczeni żalem i troską, poznawali siebie na nowo. Jej dłonie na jego policzkach i jego szept odbijający się echem w jej głowie, targający serce i duszę do tego stopnia, że nie mogła od razu zebrać myśli, sprawiały, że była wyjątkowo niespokojna. Dwukrotnie rozchyliła usta, aby coś powiedzieć, jednak prędko ponownie je przymknęła i przełknąwszy ślinę powstrzymała się od jakichkolwiek słów. Tego co działo się dookoła nie można było ująć w żadnym zdaniu. Pod wpływem emocji mocniej docisnęła kciuki do kości policzkowych Gabriela, a potem przyciągnęła go do siebie, bagatelizując opór z jego strony.
Gorący, przesycony wonią alkoholu oddech Gabriela musnął szyję Josephine. Dreszcz szturchnął jej wątłym ciałem, przez co z nienaturalną impulsowością odpowiedziała na uścisk. Odwzajemniła gest, obejmując kark chłopaka i o ile to możliwe, jeszcze mocniej przyciągnęła go do siebie, jednocześnie wczepiając palce prawej dłoni w jasne włosy.
Wiem – przytaknęła. Uniosła podbródek, aby umieścić go na barku Gabriela i drugą ręką zaczęła delikatnie wodzić wzdłuż jego pleców. – Wiem, Gabriel – zawtórowała.
Oczy piekły ją od nagromadzonych łez, lecz wciąż z uporem trzymała emocje w ryzach. Nogi Josephine dygotały, przez ciało przechodziły na przemian lodowate i gorące impulsy, a policzki poczerwieniały od wstrzymywanego smutku. Jednak w obecnym momencie chciała być opoką, personifikacją siły i rozsądku.
Wszystko będzie dobrze, Gabriel. Twoja mama jest twardą kobietą. Na pewno nawet teraz zdaje sobie sprawę, że nie może zostawić syna i męża, dlatego niedługo wróci do zdrowia. Zobaczysz – powiedziała i pobieżnie przetarła z policzka łzę, która ukradkiem wydostała się z kącika oka. Pociągnęła nosem i poklepała chłopaka po ramieniu.
Ich chwilę intymności przerwało pojawienie się lekarza. Josie wypuściła Gabriela z objęć, a potem z wyrazem trwogi przyglądała się mimice mężczyzny w białym kitlu. Ich dłonie odnalazły drogę do siebie i zaangażowaniem splotły palce w szczelnym, żarliwym uścisku. Był to naturalny, przesycony czułością i chęcią wsparcia gest, na który przez obecność lekarza początkowo Josephine nie zwróciła uwagi.
Mimowolnie pogładziła knykieć Gabriela, odwzajemniła jego blady uśmiech i natychmiast zabrała rękę, kiedy ruszył w kierunku sali Eleny. Wkrótce stukot kroków ucichł, a ona została sama po środku pustych, korytarzowych ścian. Z westchnieniem opadła na krzesło i dopiero wtedy poczuła, jak bardzo spięte były jej mięśnie.
Josephine nie była pewna ile czasu oczekiwała ponownego pojawienia się Clarke’ów. Zdążyła zignorować kolejne dwa połączenia od Ruperta i zadzwoniła do ojca, aby poinformować go o wszystkich wydarzeniach. Obiecał z samego rana pojawić się w szpitalu.
Gabriel – zaczęła, kiedy persona chłopaka wyszła zza rogu. Uniosła się z krzesła.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”