WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Usiadłszy na stołku, w pierwszej kolejności wyjął telefon i napisał do żony wiadomość, że musi zostać dłużej w pracy. Wiedział, czym skutkowało nie poinformowanie jej o miejscu swojego pobytu podczas gdy grafik pracowniczy wskazywał, że powinien był już skończyć zmianę. Maureen musiała podejrzewać, że wcale nie to było powodem, dla którego zjawiał się w domu znacznie później, ale najwyraźniej czekała, aż on sam jej o tym powie, co prawdopodobnie powinien zrobić, ale sam już nie wiedział od czego zacząć. Ten dzień wcale nie był łaskawszy, jeszcze bardziej komplikując i tak trudną już sytuację w jego pracy. Gdyby alkohol faktycznie był lekarstwem na wszelkie trudności, Halden powinien ich już nie mieć. Był w stanie zadowolić się jednak chwilowym ukojeniem, który przynosił mu ulubiony drink. - Dla mnie to, co zawsze – złożył zamówienie u znajomej barmanki, gdy tylko ta pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Prawdopodobni nie musiał nawet nic mówić, bo gdy tylko go zobaczyła, automatycznie sięgnęła po właściwą szklankę. Nie wiedział, czy uważać fakt, iż znała jego zamówienie za dobry, czy też zły. – Ciężki dzień? – zagadał, obserwując jak do naczynia lądują kolejne składniki old fashioned.
-
..........Kiedy jednak widzi, jak do baru wchodzi znajomy mężczyzna, niemal automatycznie sięga po odpowiednią szklankę i zaczyna przygotowywać mu drinka. Już po jego minie widać, że — tak, jak każdego innego dnia — potrzebuje się napić. A ona nie zamierza mu prawić żadnych morałów, choć ma wrażenie, że jego wizyty tutaj stały się zdecydowanie zbyt częste i powoli zaczyna mieć problem. Z drugiej strony jeden drink jeszcze nikogo nie zabił, tak? To nie tak, że siedzi tu aż do zamknięcia, a po wszystkim nie jest w stanie wyjść z baru o własnych siłach. Może po prostu ma gorszy okres?
..........— Proszę. — Z lekkim uśmiechem stawia przed nim szklankę z gotowym drinkiem, zaledwie kilka sekund po tym, jak usiadł przy barze. — To chyba ja powinnam zadać to pytanie tobie — zauważa, lustrując go od góry do dołu. W ciągu ostatnich tygodni zdążyła go nieco poznać, więc wie, czym się zajmuje i zdaje sobie sprawę, że jego praca może z człowieka wyssać całą energię i wszystkie chęci do życia. Choć może to nie tylko praca? O jego problemach w domu też co nieco słyszała, bo — jak wielu innych ludzi — po alkoholu lubi nieco się otworzyć. — U mnie nie jest tak źle, ale ty wyglądasz… No, nie najlepiej. Coś konkretnego, czy to, co zwykle? — rzuca luźno, bo to nie tak, że chce wyciągnąć od niego odpowiedź. Raczej sugeruje, że jeśli chce, może się jej wygadać, a ona go wysłucha, jak wiele razy wcześniej.
-
- Dziękuję – odparł, gdy na blacie pojawiła się wypełniona szklanka, którą od razu wziął do ręki i przytknął do ust. Kostka lodu wydała z siebie charakterystyczny dźwięk, obijając się o ściankę naczynia, gdy wziął pokaźnego łyka przyjemnie piekącej cieczy. – Właśnie tego potrzebowałem – stwierdził, niechętnie odstawiając szklankę na blat. – Aż tak źle wyglądam? – pociągnął temat, spoglądając na barmankę. – Może jednak nie odpowiadaj – zaśmiał się, w tym samym momencie, gdy z jej ust padło, iż wyglądał nie najlepiej, co w tym przypadku było łagodnie powiedziane. Zdawał sobie sprawę, że po dwunastogodzinnej zmianie wyglądał jak wrak człowieka. Również tak się czuł. Na dobitkę, dyrektor pozwolił sobie przekazać mu najświeższe nowiny odnośnie jego sytuacji zaraz po tym, gdy zjawił się w pracy, przez to cały dzień spędził snując w głowie przeróżne scenariusze dotyczące swojej przyszłości w tym zawodzie. – To, co zwykle za każdym razem coraz bardziej się komplikuje – westchnął, nawet nie zastanawiając się nad komizmem faktu, iż Millie wiedziała więcej o tym, co aktualnie dzieje się w jego życiu więcej, niż najbliższe mu osoby. Z jakiegoś powodu znacznie prościej było mu wygadać się akurat jej. Podejrzewał, że podczas swojej kariery za barem nasłuchała się więcej, niż niejeden psycholog. – Jeśli oprócz dyplomu z psychologii, skrywasz jeszcze jeden z prawa, to teraz jest odpowiedni czas, żeby mi o tym powiedzieć – parsknął, po czym wziął kolejnego łyka drinka, w głównej mierze składającego się z whisky, przez co zawsze zamawiał akurat old fashioned. Wyglądało to zdecydowanie lepiej niż zamówienie czystego alkoholu, a dawało podobne efekty na jego stanie trzeźwości.
-
Ostatnie miesiące były dla niego ciężkie, ciągle uciekał od problemów i od zmierzenia się z rzeczywistością. Wolał cały swój wolny czas poświęcać na pracę, a każdy kto znał go choć trochę łatwo mógł zauważyć, że był po prostu przemęczony. Sypiał beznadziejnie i nie mógł znaleźć sobie miejsca. Coraz częściej myślał o tym, że powrót do Seattle był okropnym pomysłem. Skoro już wyjechał zaraz po ucieczce z własnego ślubu, nie powinien tutaj wracać. Powrót nie przyniósł mu nic dobrego. Nie mógł wybić sobie z głowy ostatniego spotkania z Isakiem, choć doskonale wiedział, że nie miało ono żadnego znaczenia. Nie miał pojęcia po co mężczyzna pojawił się w jego życiu i odwiedził go w pracy skoro od tamtej pory znów nie mieli ze sobą żadnego kontaktu i nie zanosiło się na to, aby cokolwiek miało sie w tym temacie zmienić.. Miał tego wszystkiego dosyć, chciał po prostu zapomnieć o wszystkim co wydarzyło się przez ostatnie pół roku. Nie chciał więcej widzieć Isaka i chciał raz na zawsze zakończyć drame związana z tym niedoszłym ślubem. Stało się, nie było już co roztrząsać i miał wielką nadzieję, że jego cała rodzina niedługo dojdzie do takich samych wniosków bo ten temat ciągnął się już zdecydowanie za długo.
Potrzebował alkoholu, po prostu. Właśnie z tego powodu pojawił się w barze, który był niedaleko szpitala, więc kiedy skończył pracę grzechem byłoby tutaj nie wstąpić. Z nikim się nie umówił, chciał posiedzieć przy barze i wszystko sobie przemyśleć. Chciał wyrzucić ze swojej głowy Isaka i Clover, a potem zacząć wszystko od początku. Musiał w końcu zrobić jakiś krok do przodu bo jak tak dalej pójdzie to prawdopodobnie zwariuje. Tylko to wszystko wcale nie było takie łatwe jak mu się wydawało, nie działało to w taki sposób. Mimo wszystko wszedł do środka i zajął wolne miejsce przy barze. Rozejrzał się dookoła ale nie zobaczył nikogo znajomego, często przychodził tutaj ktoś ze szpitala ale nie tym razem. Złapał barmana i poprosił od razu o czystą, nie miał nastroju na nic innego.
-
Może lepiej nie wspominać o tym, jak ciężkie dla Jamesa były ostatnie miesiące, bo mogliby sie pokłócić o to, kto miał gorzej, a przecież oczywistym było, że Adkins. Obwinianie się o śmierć przyjaciółki, depresja, próba samobójcza i rok wegetowania w samotności i utrata pracy, o którą tak zaciekle walczył chyba zasługiwały na zwycięstwo w konkurencji "mam gorzej niż Ty". No ale powoli stawał na nogi i wracał do życia. Terapia przynosiła efekty, zdarzało mu się już uśmiechać, w końcu rozmawiał z ludźmi i nawet zaczął działać coś w sprawie powrotu do zawodu. Ale zdecydowanie nie wygrał jeszcze tej nierównej walki z depresją. Wciąż dość często miewał dni, gdy nie miał ochot wstać z łóżka, a gdyby nie siostra, to pewnie i z brakiem apetytu by sobie nie radził. Ale były i lepsze dni, gdzie wskakiwał w dresy i szedł pobiegać do parku.
Dziś też miał lepszy dzień, wciąż jednak nie na tyle dobry, by odwiedzać bary i kluby. Co więc tu robił? Otóż był niedaleko w jednej z kancelarii na rozmowie o pracę, bowiem nie chciał spocząć na jednej propozycji i wolał mieć coś w zanadrzu by wybrać korzystniejszą ofertę. Wracając ze spotkania z przykrością stwierdził, że jego pęcherz jednak z gumy nie jest i domaga sie pilnego opróżnienia, więc wstąpił w pierwsze lepsze miejsce. Zaczął żałować, że nie zdecydował się skorzystać z kawiarni mijanej przecznicę dalej, bowiem James miał takie małe natręctwo, że korzystając z toalety w lokalach usługowych zawsze musiał coś kupić, by właściciel nie był stratny. Mógłby tak po prostu wyjść i mieć wywalone, ale nieee.... Nie dałoby mu to spokoju. Podszedł więc do baru i przez chwilę w milczeniu przyglądał się ofercie tocząc wewnętrzną walkę z samym sobą.
- Macie coś bez alkoholu? - zapytał w końcu barmana.
-
Wypił kieliszek alkoholu i poprosił o drugi, może po kilku następnych zbierze się na odwagę i postanowi kogoś wyrwać? Może dobrze zrobiłaby mu taka jednorazowa, niezobowiązująca przygoda. Swoich poprzednich związków nie miał zamiaru odbudować, nie widział na to żadnych szans, więc powinien zająć się może poszukiwaniami jakiegoś kolejnego. Zanim zestarzeje się w samotności i nikt już nie będzie go chciał. Tyle że, zdecydowanie nie miał ochoty teraz na nic poważniejszego, musiał odpocząć od wszystkich uczuć i bliższych relacji jakie miał w swoim życiu. Najpierw zamienił je na pracę, a teraz potrzebował się napić, po prostu. Po drugim kieliszku w końcu postanowił rozejrzeć się dookoła, siedzenie w samotności przy barze chyba nie wyglądało najlepiej. Nagle dostrzegł znajomą twarz, wśród kilku osób, które akurat chciały coś zamówić. Uniósł nieco zaskoczony brwi i od razu, bez zastanowienia udał się w tamtym kierunku. -James?- zapytał, podchodząc bliżej. -Przystojny jak zawsze... Nie widziałem cię, sam nie wiem nawet ile.- w sumie nie wiedział, minęło już sporo czasu.
-
Barman zaproponował mu piwo bezalkoholowe, na co przystał. Tak dawno nie pił piwa, że już pewnie zapomniał jak smakuje. Trochę obawiał się, że jeśli teraz napije sie bezalkoholowego, to będzie ciągnąć go, by napić się prawdziwego piwa, a od tego już niedaleka droga do mocniejszych trunków i powrotu do złych nawyków. No ale przysiadł sobie przy barze i już miał wziąć pierwszego łyka, gdy ktoś go zawołał. Odwrócił się i przez chwilę gapił się na mężczyznę w niemym zdziwieniu. Nie widział go całe wieki i prawie zapomniał o jego istnieniu, choć kiedyś przez krótki okres zapomnieć o nim nie umiał.
- Theo! - powitał go z uśmiechem, gdy już odgrzebał w czeluściach pamięci jego imię. Upił łyk swojego bezalkoholowego i zmierzył mężczyznę wzrokiem
- I vice versa - uśmiechnął się. Naprawdę nie widzieli się od wielu lat. Obaj byli jeszcze na studiach i imprezowali z tymi samymi ludźmi, więc czasem na siebie wpadali. Raz wpadli nawet do tego samego łóżka. I to chyba wtedy widzieli się ostatni raz.
- Minęły całe wieki. Udało Ci się zostać lekarzem? - zapytał. Theo studiował medycynę, niedaleko był szpital... Łączył kropki. Że też po tylu latach pamiętał takie rzeczy. Przecież nie rozmawiali za wiele, nie na takie tematy. A jednak pamiętał. Pamiętał jeszcze jedno.
- Nie zadzwoniłeś do mnie.
-
Teraz spotykają się właściwie w takim samym momencie w życiu Theo, tyle że o sto doświadczeń więcej i kilka nieudanych związków dalej. Był zaskoczony jego obecnością ale z jakiegoś powodu także cieszył się, że go widzi. W końcu mieli razem bardzo miłe wspomnienia, a Hudson nie widział powodów dla których nie mogliby stworzyć jakiś nowych. Chociażby tych przy barze. Uśmiechnął się, kiedy okazało się, że James go poznał, dzięki temu faktycznie uniknęli przynajmniej pierwszej niezręcznej chwili i zbędnych tłumaczeń. -Prawie, prawie.- odpowiedział na jego pytanie. Miał rację, faktycznie minęły wieki i chociaż mógł mówić, że jest już lekarzem, to wciąż nie do końca tak było. -Kończę powoli rezydenturę.- naprostował swoją odpowiedź. Już niewiele brakowało, a jednak nie czuł się jeszcze w stu procentach lekarzem.
Usiadł obok mężczyzny i popatrzył na niego zaskoczony kolejnymi słowami. Nie zadzwonił, fakt. -A liczyłeś na to, że zadzwonię?- posłał mu niewinny uśmiech. Nie spodziewał się tego, że takie rzeczy nie zostaną zapomniane po latach. -Ale mogę teraz jakoś to zrekompensować i na przykład postawić ci drinka.- zaproponował, bo nie miał pojęcia, że James popija sobie piwo bezalkoholowe, kiedy on sam miał zamiar skorzystać dzisiaj z magicznych mocy alkoholu.
-
A potem był Theo. Rozmawiali parę razy na kilku imprezach przez co wpadł Jimmy'emu w oko. Trochę o nim fantazjował (jak i o wielu innych w tamtym nabuzowanym hormonami czasie) licząc na to, że znowu spotka go na kolejnej studenckiej popijawie. Nawet nie wiedział, że jest gejem, gdy podpity zaczął składać mu niedwuznaczne propozycje. No więc jak mógł go zapomnieć?
- Nie mam pojęcia, co to, ale gratuluję - uśmiechnął się. Ta cała medyczna terminología była mu zupełnie obca. Sarkoidoza, o tyle nauczył się oglądając dr House'a.
- Gdybym na tpo nie liczył, nie dawałbym Ci mojego numeru - prychnął. Niby lekarz a taki malo bystry. Trochę po tym cierpiał, ale przeszło mu, gdy tylko znalazł sobie nowy obiekt westchnień i związał się z nim na dłużej.
- To miłe ale dzięki. Nie piję. Od roku jestem trzeźwy - dodał i obrócił butelkę dla pokazując wielkie 0% na etykiecie. Mówił trochę jak trzeźwiejący alkoholik. No ale tak po prawdzie to trochę alkoholikiem był. Pił regularnie imprezując w weekendy, a obaj dobrze wiedzieli, ile potrafił w siebie wlac. Nawet po studiach nie zrezygnował z imprez i klubów, w których regularnie upijał się do nieprzytomnośc. Nie rzadko musieli go wynosić albo spacerował na czworakach do domu. Słabo to wróżyło dobremu prawnikowi, prawda? Gdyby tyle nie pił, Anna wciąż by żyła.
- Ale kawką nie pogardzę. Albo kolacją... - uśmiechnął się. Czyżby znowu składał mu dwuznaczne propozycje? Może, może... Humor wrócił mu na tyle, że właściwie to czemu nie? Od roku nikogo nie miał.
-
-Dzięki.- uśmiechnął się. -Ale nie będę cię zanudzał tłumaczeniem tego, co to jest. Powiedzmy, że po prostu ostatnia prosta i będę lekarzem.- dodał jeszcze. Aktualnie chciał zostawić też temat swojej pracy, bo ostatnio spędzał w niej zbyt wiele czasu, więc odpoczynek od tego dobrze mu zrobi.
-Racja, więc nie zadzwoniłem. Ale może to i lepiej, to był słaby czas w moim życiu.- przyznał. Słaby pod tym względem, że i tak sam nie wiedział czego chce, a James nie byłby w stanie tego zmienić. Teraz był lepszy czas na to aby może w końcu lepiej się poznać i spędzić trochę czasu razem.
Przeniósł wzrok na butelkę, którą ten odwrócił w jego stronę aby upewnić się czy tak faktycznie jest. -W takim razie gratuluję.- uśmiechnął się, bo doskonale wiedział ile alkohol może zrobić złego, jeśli nie potrafi się go ograniczyć. Sam nie pił często i nie miał takiego problemu i raczej okazjonalnie wpadał na takie pomysły upicia się jak dzisiaj. -Albo śniadaniem...- puścił mu oczko i zaśmiał się pod nosem. Też nie miał nic przeciwko dwuznacznym propozycjom, wręcz przeciwnie. Właśnie po to chciał spędzić ten wieczór w klubie i mógł się jedynie cieszyć z faktu, że spotkał właśnie Jamesa. - Natomiast jeśli chodzi o kawę... To chyba musielibyśmy przenieść się w inne miejsce. Tutaj raczej ani na kawę ani na kolację nie ma co liczyć.- zdecydowanie nie, a jeśli mężczyzna nie pił alkoholu nie mieli tutaj zbyt dużego wyboru. -Więc możesz wybrać na co masz największą ochotę.- uśmiechnął się nieco tajemniczo.
-
Rodzina Jamesa też nie dawała mu spokoju, z tą różnicą, że nie zmuszali go do randkowania, bo byli święcie przekonani, że spotyka się ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa. Od najmłodszych lat byli nierozłączni, razem chodzili do szkoły, razem poszli na studia, razem zamieszkali... No każdy był przekonany, że lada moment się pobiorą. Prawda była taka, że ona jako jedyna znała prawdę i była jego przykrywką. Gdy okazało się, że zaręczyła się z kimś innym jego matka prawie dostała zawału. No nie mogła się z tym pogodzić, że "ta niewdzięczna dziewucha zostawiła go po tylu latach!"
- To może zbadasz mnie, jak już zostaniesz tym lekarzem - uśmiechnął się i upił łyk swojego nibypiwa.
- Dziś mam to gdzieś, ale wtedy cierpiałem, wiesz? - zapytał. No nie mógł tego wiedzieć, no chyba, że któryś ze wspólnych znajomych z imprezy powiedział mu o tym. Facet obiecał, że zadzwonić, zrobił mu nadzieję, a potem olał. Mógł mu wprost powiedzieć, że było fajnie, ale więcej nie będzie. No ale to był burzliwy okres w życiu uczuciowym Jamesa, więc pewnie wtedy wyolbrzymiał. Teraz było ok, nie miał mu tego za złe, bo to też go trochę ukształtowało.
- Dzięki, To moje pierwsze.
Miał nadzieję, że nie będzie kusić go do wypicia normalnego piwa, a potem czegoś mocniejszego. Och tęsknił za tym, ale bał się, bo historia lubi się powtarzać, a nie chciał stracić kolejnej osoby.
Uśmiechnął się przygryzając nieznacznie dolną wargę, gdy mężczyzna puścił mu oczko. A więc podjął temat, a to tylko nakręciło go bardziej. Na co najbardziej miał ochotę?
- Hmm... Kolacja ze śniadaniem? - odpowiedział i pochylił się nieznacznie dotykając palcami kolana mężczyzny. - I kawa do śniadania
-
- Chętnie bym cię zbadał ale miejmy nadzieję, że nie będę musiał. Może gdybym wybrał inną specjalizację, to tak, ale mówimy tutaj o neurochirurgii, tutaj badania niekoniecznie będą przyjemne. - i naprawdę miał nadzieję, spotykać go w innych okolicznościach, a badać mógł go w inny sposób. - Nie wiedziałem. - odpowiedział, bo taka była prawda, nie mial pojęcia, że James cierpiał z powodu tego, że nie zadzwonił do niego po tym jak spędzili ze sobą miło czas... Nie miał też pojęcia o tym, że to był jego pierwszy raz, a to chyba rozjaśniłoby mu sytuację dlaczego miałby cierpieć. Najwidoczniej bycie dupkiem miał we krwi, a nawet nie robił tego specjalnie.
Kiwnął tylko głową na znak, że rozumie i przecież nie miał zamiaru namawiać go do wypicia alkoholu. Prawdopodobnie wręcz przeciwnie, mógłby zadbać o to, aby tego nie robił.
Uśmiechnął się zadowolony z rozwoju wydarzeń i od razu jego wzrok powędrował na przygryzioną wargę mężczyzny. - Widzę że wybieramy wszystkie opcje. - odpowiedział i to była najlepsza decyzja. - W takim razie bez zbędnych podchodów, możemy przenieść się do mnie i zamówić kolację do domu. - zaproponował nie mając zamiaru udawać, że wcale o tym nie myślał, może w końcu nauczy się mówić wprost o tym czego oczekuje.
-
- Nie uczą was tam podstaw? - zapytał unosząc lekko brew. - Zawsze możemy poudawać - dodał z lekkim uśmiechem i upił łyk piwa. No przecież nie o prawdziwe badanie mu chodziło, no heloł! Tak po prawdzie, to miał dość szpitali, lekarzy i wszelkiego rodzaju badań, ale któżby nie chciał pobawić się w lekarza z takim przystojniakiem, jak on?
- Było minęło - wzruszył lekko ramionami. Był młody, głupi i dopiero poznawał smak życia, a Theo dodał mu trochę goryczy. Nie miał mu za złe, właściwie już dawno o nim zapomniał i gdyby tu na siebie nie wpadli, to nie prędko odgrzebałby go w czeluściach swojej pamięci. A znaczna część tych wspomnień była bardzo przyjemna.
- Wiedz tylko, że jestem bardzo głodny - uśmiechnął się niewinnie przystawiając butelkę do ust, by dopić swoje piwo do końca. Następnie odstawił butelkę na bar i wyciągnął portfel z wewnętrznej kieszeni marynarki, rzucił na bar 10 dolców i bez zbędnych ceregieli wstał ciągnąc mężczyznę w stronę wyjścia. Nabrał na niego takiej ochoty, że nie chciał czekać ani chwili dłużej.
2x(zt)
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
Półtora roku. Tyle czasu minęło od katastrofy budowlanej, w której zginął najstarszy z rodu Covington. Niezwykle ciężki okres dla Nate’a nie tylko pod względem potrzeby zakasania rękawów i podjęcia się najważniejszego stanowiska w rodzinnej firmie, by naprawić jej sytuację. Towarzyszący mu ból po stracie najbliższej mu osoby, potęgował fakt, że winą za nieścisłości na placu budowy obarczono właśnie jego ojca oraz działający wtedy zespół. Pod kątem samego Nathaniela rzucano także oksarżenia bez pokrycia, bo może syn po prostu szukał pretekstu, by zdobyć wysokie odszkodowanie i przejąć stołek? Niedorzeczność tych bzdur przekraczała ludzkie pojęcie, z czym niestety mężczyzna musiał się użerać, dopóki w toku badań, a potem postępowania, nie wykryto podejrzanego, wobec którego podjęto sądowe działania. Ostatnia rozprawa przypieczętowała zwycięstwo Nate’a, który wreszcie miał prawo odetchnąć z ulgą.
Tak ważne wydarzenie nie mogło nie odbić się echem w mediach, a widok Covingtona udzielającego krótkiego wywiadu dla prasy tuż po wyjściu z sali sądowej,wyraźnie wskazywał na jego satysfakcję, dumę i siłę. Naprawdę, wreszcie miał powody do dumy. Nie mógł więc porzucić myśli o świętowaniu. Ba, mimo okresu przetargów w firmie, miał ochotę wyłącznie świętować. I tym razem postawił na konkretne towarzystwo.
Sirius był jego kuzynem, ale od zawsze traktował go jak młodszego brata. Ostatnie lata zbliżyły ich na tyle, że mogli bez skrępowania rozmawiać dosłownie o wszystkim. Dzięki temu Sirius wiedział więcej, niż jego przyjaciółki, bo… w końcu to facet i miał zupełnie inne podejście do wielu spraw. Mimo problemów związanych z kontrolą emocji nigdy nie wątpił, że to dobry chłopak, któremu bez żadnego “ale” udzielał wsparcia, kiedykolwiek go potrzebował.
Bar zaś był odpowiednim miejscem na męskie spotkanie, by nadrobić zaległości i po prostu rozkoszować się wygraną. Usiadł przy długiej ladzie i w oczekiwaniu na Boswortha zamówił swoje ulubione whisky z lodem. W zamyśleniu sączył alkohol, nie zwracając szczególnej uwagi na przyglądające się mu dwie dziewczyny, które po chwili podeszły do niego z próbą zagadania. Nate, kompletnie zaskoczony, chciał je delikatnie spławić, lecz one nie dawały za wygraną. Jeszcze ten rok temu może sprawdziłby, czy oprócz ładnych buziek i powabnych kształtów rzeczywiście były warte zainteresowania, ale teraz nie miał na to najmniejszej ochoty, ostatecznie rzucając Wybaczcie, ale spotykam się z kobietą, która jest bezkonkurencyjna. Co już mniej im się spodobało, więc ustąpiły i niepocieszone zniknęły mu spoza zasięgu wzroku. Trzeba przyznać, że w takich chwilach dostrzegał pewien plus bycia w związku - możliwość spławienia natrętnych dziewcząt. Nie lubił łamać serc, ale cóż, nie miał wyjścia.
Widząc zbliżającego się w jego stronę Siriusa mimowolnie odetchnął z ulgą
- Jesteś wreszcie - rzucił z niewielkim wyrzutem, że Sirius dzięki swojemu spóźnieniu zostawił go na pastwę losu. Powitał go braterskim uściskiem dłoni i skinął na barmana. - Co pijesz? Ja stawiam - wyszczerzył się, bo przecież mieli powód do picia. A Nate nie miał nic przeciwko deprawowaniu młodszych.