WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.imgur.com/DFBHwfE.png"></div></div></div>

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/r6X9Hch.png"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 265;left: 20;color: #975256;padding: 10px;width: 410px;height: 230;margin-left: 75px;z-index: 10;position: absolute;hidden: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; line-height:140%;"><div style="text-align:center; color:#6a244b;">
RANDKA NUMER I<BR>
CZAS TRWANIA: 07.02, 18:00 - 10.02, 18:00*
* Po upłynięciu czasu nie ma możliwości dodania kolejnych postów w danej randce.
** Sugerowana długość posta to 1000-2000 znaków dla sprawności pisania.




</div></div>
Ostatnio zmieniony 2021-02-10, 16:06 przez Kupidyn, łącznie zmieniany 3 razy.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 002.

Nie było powodu by zastanawiać się nad tym, co podkusiło Lou — nic, poza chęcią znalezienia w tym odrobiny rozrywki i tak nie byłoby dobrą odpowiedzią. Nie traktowała tego do końca poważnie też święcie raczej przekonana, że i po drugiej stronie raczej nie natknie się na poszukiwacza prawdziwej miłości. Dlatego przyjęła karteczkę z informacjami i rzuciła szybko okiem na znajdujący się tam opis. Pociągnęła w międzyczasie łyk swojego wina i zajęła miejsce przy stoliku. Była jedynie odrobinę za wcześnie, więc nadzieję miała, że tajemniczy nieznajomy od astrofizyki (naprawdę?) i starych filmów (a to się chwali!) pojawi się niedługo po niej. I w życiu nie przyznałaby się, że te przeciągające się minuty przed pierwszą z randek budziły w niej uczucie lekkiego poddenerwowania. Nie randkowała jednak w ostatnim czasie zupełnie, a kilka miesięcy spokoju od mężczyzn sprawiło, że czuła się niemal tak, jakby — kolokwialnie mówiąc — zupełnie wypadła z obiegu. A kiedy przy jej stole zatrzymał się mężczyzna, który chwilę później nawet zajął miejsce naprzeciw niej to Lou uniosła nieznacznie wzrok i postarała się, by jej twarz wyglądała nieco bardziej serdecznie niż zazwyczaj, bo za często słuchała, że krzywi się z automatu i marszczy brwi, jakby wiecznie jej coś nie pasowało.
— Hej, jestem Lou — przedstawiła się krótko i posłała mu lekki uśmiech w międzyczasie, nieco prostując się na niewygodnym krześle. Starała się nie przyglądać mu zbyt nachalnie, chociaż mimowolnie przesuwa wzrokiem po całej sylwetce mężczyzny. — Czyli to ty jesteś facetem od kosmosu? To coś związanego z pracą? — zagadnęła zaciekawiona. Mieli pięć minut, by się jakkolwiek poznać, więc należało jej wybaczyć fakt, że automatycznie zaczęła każde swoje zdanie formułować w ciekawskie pytania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Czasami decydujemy się na rzeczy, które pod żadnym względem do nas nie pasowały. Podobnie było w przypadku Lennoxa, gdy zapisał się na szybkie randki w ciemno - co takiego siedziało mu wtedy w głowie, iż uznał to za świetny pomysł? Nawet nie orientował się za bardzo, jak to wszystko działa, więc od początku czuł się ogromnie zagubiony. Niby ktoś przedstawił im reguły, zanim rozeszli się do swoich stolików... ale nadal wydawało się to strasznie sztuczne. Ile dało dowiedzieć się o drugiej osobie z tak okrojonej w czasie randki? Dlatego ostatecznie postanowił płynąć z nurtem i jakoś rozerwać się w - miejmy nadzieję - miłym towarzystwie.
Gdy dotarł do wskazanego przez organizatora stolika, uśmiechnął się ciepło do nieznajomej i bez zwłoki zajął miejsce naprzeciwko niej. Żal marnować czas! - Bardzo miło poznać, Lou. Lennox, ale może być też i Lenny - właściwie nie posiadał żadnych preferencji odnośnie własnego imienia, więc pod tym względem był naprawdę bezproblemowy. - To chyba ja... i tak, jestem z zawodu astrofizykiem i aktualnie prowadzę badania we współpracy z uniwersytetem. Dlatego uprzedzam, że mogę zacząć przynudzać jak się rozkręcę w tym temacie - zaśmiał się, bo choć dla niego ta tematyka znajdowała się na piedestale zainteresowań, to dla innych zazwyczaj po pewnej chwili wydawała się po prostu nużąca. Wprawdzie nie bał się etykietki nerda, ale nie zamierzał też zanudzić partnerki w pięciominutowej rozmowie - w dodatku nawijając jak najęty o konstelacjach. - A Ty jak dobrze pamiętam... lubujesz się w horrorach klasy B? Masz jakiś do polecenia? - Nie był znawcą w tym temacie, więc z ciekawością oczekiwał jakiegoś polecenia. Z dziwnych horrorów znał tylko Morderczą oponę, ale o tym wolał nie wspominać. Do teraz nie doszedł, o co właściwie chodziło w tym dziele kinematografii.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niewiele można wyciągnąć z krótkiej rozmowy, taka była prawda. Lou doskonale zdawała sobie z tego sprawę, podobnie jak z faktu, że pierwsze wrażenie zwykle robiła co najmniej nijakie. Dlatego nie była to koniecznie rozrywka dedykowana jej samej, ale po pierwszej lampce wina myśl tę zepchnęła wystarczająco daleko. Tym bardziej, że czas mijał, a te pięć minut mogą okazać się niesprawiedliwie krótkie lub wręcz przeciwnie — w zależności od tego, z kim przyjdzie jej testować tę zabawę po raz pierwszy.
— Dobrze, w takim razie ciebie też, Lenny — dodała akcentując imię mężczyzny, bo rzucony skrót przypadł jej do gustu zdecydowanie bardziej. Pokiwała powoli głową słuchając jego kolejnych słów, by na koniec pozwolić kącikom ust unieść się nieznacznie. Byłą pod wrażeniem tego jak zgrabnie trafiła podczas pierwszej z randek, skoro sama aspirowała kiedyś do tego, by podbić świat nauki. Póki jeszcze miała finanse na studia. — Wcale bym cię nie powstrzymywała. Lubię słuchać ludzi, którzy opowiadają o czymś, na czym dobrze się znają — przyznała uczciwie. Nawet nie chodziło o wygodny unik, który pozwoliłby podarować mu znaczną część czasu. Chociaż w obliczu takich informacji nie sposób nie dostrzec, że Lou wypadała co najmniej słabo. Buźka jej się odrobinę rozpromieniła, gdy padło to pytanie, a później powoli pokiwała głową.
— Oczywiście. Zależy jednak od tego, czego lubisz się bać. No wiesz... na przykład jakiś krwiożerczych dyni, czy może jednak zombie striptizerek — wyjaśniła. Mówiąc to starała się zachować odpowiednią powagę, by nie było wątpliwości co do tego, że pozostawała najprawdziwszym znawcą. Pewna byłą wprawdzie, że niczego podobnego o sobie nie napisała, ale na wszelki wypadek nie zamierzała ryzykować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/r6X9Hch.png"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 265;left: 20;color: #975256;padding: 10px;width: 410px;height: 230;margin-left: 75px;z-index: 10;position: absolute;hidden: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; line-height:140%;"><div style="text-align:center; color:#6a244b;">
RANDKA NUMER II<BR>
CZAS TRWANIA: 10.02, 18:30 - 13.02, 18:00*
* Po upłynięciu czasu nie ma możliwości dodania kolejnych postów w danej randce.
** Sugerowana długość posta to 1000-2000 znaków dla sprawności pisania.




</div></div>
Ostatnio zmieniony 2021-02-10, 18:05 przez Kupidyn, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

-

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

//no to dobry wieczór, zaczynamy!

Na sali znów zawrzało; wraz z sygnałem organizatorów, posłanym w kierunku zebranej tu gawiedzi. Grupki ludzi ruszyły w miniaturowej migracji pomiędzy stolikami – on, ten niedobitek z niemal samego końca, pożegnawszy się z nowopoznaną detektyw, odczekał chwilę. Dopiero potem przemknął zastawioną przeszkodami drogą, lawirując między zajmowanymi zwolna miejscami („przepraszam”, „przepraszam najmocniej”, „o, cześć, ty też tutaj?”, „no pewnie, baw się dobrze!”).
Opisany na wręczonej mu kartce fikuśną, ozdobną czcionką stolik, póki co pozostawał całkowicie niezasiedlony – o tym przekonał się, docierając na wyznaczone miejsce. I zaśmiał się nawet w duchu, że chyba w nowym roku rzeczywiście wychodził z niego „nowy on” – jakby metaforycznie zrzucona przed dwoma miesiącami skóra pozwoliła mu na rozszczepienie własnej osobowości. I przy tej skórze, pozostawił za sobą również to nagminne spóźnialstwo.
Niestety – choć wyobraźnię miał bujną, tak w te czary jednak zdawał się nie do końca wierzyć. Nikt nie byłby w stanie zaliczać tak imponujących poślizgów czasowych; a cała walentynkowa zabawa jawiła mu się jako wyjątek. Jeden z tych, który potwierdzał regułę.
Nie snując dalszych rozważań, usiadł na jednym z wolnych miejsc, cierpliwie wyczekując swojej pani randki; dla zabicia czasu wczytując się w zwięzłą notkę, mającą nakierować go na to, czego powinien spodziewać się po – mającej dotrzeć tu wkrótce – towarzyszce. Wydął z lekka dolną wargę, wyglądając przy tym na zaskoczonego – ale pozytywnie! Lista, choć krótka, tak zdecydowanie zawierała sporo "punktów wspólnych", które nastrajały go optymistycznym akcentem. Najważniejsze zresztą, że nie było tam wzmianki o żadnym „egzekwowaniu prawa” (wstawka wyciągnięta z opisu poprzedniej randki będzie go prześladować jeszcze długo!). I od czasu do czasu podskubywał tylko albo poprawiał – to zawinięty rękaw flanelowej koszuli, to nogawkę klasycznych dżinsów.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaskoczenie, pozytywne w dodatku - to uczucie było pierwszym przebijającym się przez pozostałe, jakie rozbrzmiewały w Cotterman. Sceptyczne nastawienie, co do całego eksperymentu zwanego randkami, powoli zanikało. Pierwsza randka nie okazała się katastrofą, a to dla Lexy naprawdę wielka sprawa, w końcu dopiero zaczynała przygodę z czymś takim i nie była pewna z czym to się je. Wiadomo, że obraz wciągnięty z filmów i seriali zawsze odbiegał od rzeczywistości. No dobra, przeważnie - nie zawsze.
Sygnał przerwał jej wcześniejszą rozmowę, nastąpiła nagła zmiana partnera. W takich sytuacjach zawsze była nagła o ile rozmowa pomyślnie się kleila. Właściwie dźwięk mógł być też wybawieniem w przypadku katastrofy, w końcu nigdy nie wiadomo na kogo trafimy.
Podchodząc do następnego stolika nie wiedziała czego się spodziewać, a już na pewno nie tego. Przystanęła kilka kroków dalej przyglądając się mężczyźnie, a następnie rozglądnęła się po sali nerwowo.
Ukryta kamera, na pewno!
Niemożliwe, by zaliczyła randkę w ciemno z kolejnym przystojnym partnerem. Nie takim okej, może być, niczego sobie, tylko napraaawdę przystojnym. Chryste, chyba zmiękły jej kolana i to ciepło na policzkach, skąd to się wzięło?!
Nie kontrolując swojego szerokiego uśmiechu poprawiła kosmyk włosów wsuwajac go delikatnie za ucho, następnie ruszając do stolika przy którym siedziała już jej kolejna randka.
Niewiele o nim wiedziała, ale wystarczająco by polubić cząstkę jego już przed rozpoczęciem spotkania. Psy, a dokładniej umiłowanie tych zwierząt, to coś co punktowało na wstępie. Reszta… och nieważne, przecież zaraz go pozna.
Jeszcze jeden krok, odsunięcie krzesła i nieśmiałe spojrzenie. — Czeeeść — wypowiedziane ze szczerym uśmiechem oraz towarzyszącym mu nieśmiałym wysunieciem dłoni w jego stronę. — Jestem Lexy — przedstawiła się, dopiero po chwili rozsiadając się nieco wygodniej.
Tworzysz komiksy, prawda? — wypaliła na wstępie — Ciekawe jakbym wyglądała jako bohaterka komiksów — ta, jeszcze mu podsun kartkę i długopis, by co to zobrazował. — Pewnie znalazłyby się w nim przygody z serii: jak Lexy stoczyła walkę z głodnymi pingwinami; ewentualnie - jak nie dała małpom zginąć pod ostrzałem bananów — dzieci w zoo były naprawdę pomysłowe, a jej praca to nie przelewki. Czasami miała wrażenie, że łatwiej ogarnąć wszystkie zwierzęta w zoo, niż grupę dzieciaków na szkolnej wycieczce.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

A zatem – tak jak i ona, tak i on wyniósł z poprzedniego spotkania tę nutkę pogodnej myśli. Myśl ta z kolei utwierdzała go w przekonaniu, że nawet jeśli cały wieczór miałby wziąć teraz w łeb – tak wyszedłby z niego z podniesioną głową. Wróciwszy do domu stwierdziłby, że „było w porządku”; tak po prostu. Choć słowa kierowałby raczej do psiego ucha, niż rozemocjonowanego grona dopytujących go o to znajomych. Nie, żeby ich nie miał – ale imprezą kołyszącą się na tle ekspresowych randek raczej nie zamierzał się chwalić. Och, ale by mu o to suszyli głowę! I musiałby tylko tłumaczyć się w nieskończoność „że nie, że to tak dla zabawy”, „że chciał po prostu spróbować czegoś nowego”, „że sami powtarzacie wiecznie, że trzeba tak – do ludzi czasami”.
Podniósł spojrzenie znad niewielkiej kartki. Uporczywie przyglądając się temu wyciągowi jej osoby; zamkniętemu w kilku linijkach tekstu. Zerknąwszy na nią – teraz – poczuł się tak, jakby nie był to skrawek papieru, ale jakaś Jej część, na której zawiesił oko zbyt długo. Czy stąd ten rumieniec na kobiecych policzkach? Czy słusznie poczuł się przyłapany?
Podniósł się więc, wciskając wspomniany wcześniej tekst do tylnej kieszeni spodni – potem podał jej rękę, odwzajemnił uśmiech i pozwolił na nowo rozsiąść im się przy zgrabnie przystrojonym stoliku; tym razem już we wspólnym towarzystwie.
Cześć, Bastian. – I ten sam uśmiech, którym powitał ją na wstępie, poszerzył się tylko, słysząc entuzjastyczny (choć nieco nieporadny – znał to z autopsji) trajkot. Był jak rzucona między nich rękawica, której – niech nie podlega to wątpliwości – zamierzał się podjąć. W żartobliwej, niewinnej raczej potyczce.
Zgadza się – przytaknął, przyglądając jej się ciekawsko. – Mam chyba dzisiaj farta do blondynek – zauważywszy to, tak wtrącił się w pół słowa. Przepraszające machnięcie ręki i powrót do nasłuchiwania konceptów całkowicie dla niego zagadkowych; bo niezupełnie świadom był gdzie w całym jej wizerunku wpasować te nieszczęsne pingwiny i małpy. I tylko lekkie przekrzywienie głowy świadczyło o przesyconej żartem konsternacji bruneta.
Mam rozumieć, że tym właśnie zajmujesz się na co dzień? Unikaniem śmierci ze strony szympansów? Czy to jednak wyłącznie jakaś fantazja pochodząca z jakiegoś bardziej nieoczywistego źródła? – Uniósł wesołkowato brew. – Cholera, no bo jeśli tak, to musieli mnie okłamać. Tutaj była wzmianka o miłości do zwierząt, a nie jakimś chorym przywiązaniu stojącym na półce obok syndromu sztokholmskiego i innych takich. – Zaśmiał się. Potem zamilkł; na chwilę, uważnym spojrzeniem przebiegając po jej twarzy. – Zależy, czy byłabyś główną bohaterką, czy poboczną. Zakładając, że główną – musiałbym cię jakoś porządnie wyróżnić. Masz coś takiego? Coś, co cię wyróżnia, Lexy? – zapytał, choć była to raczej zarzucona świadomie przynęta. Już na pierwszy rzut oka dziewczyna miała w sobie coś charakterystycznego; i pewien był, że nietrudnym zadaniem okazałoby się zrobienie z niej bohaterki takiego komiksu. Te duże oczy posyłające melancholijne spojrzenie – i kontrastujący z nim, szczery uśmiech. Była „jakaś taka”; sprzeczna, jakby. W zaskakująco dobrym znaczeniu.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— O, znałam jednego Bastiana — stwierdziła jakby nigdy nic. Wystarczyła jedna myśl plącząca się w jej głowie, by rozpoczęła swój nerwowy słowotok. — Zapadł mi w pamięć, bo w szkole bardzo mi dokuczał. Poźniej przerwałam edukację i teraz nie wiem czy wyrósł z tego, czy może dalej jest takim pacanem — ale właściwie dlaczego mu o tym mówiła? Znów krótki nerwowy uśmiech i podsycenie różu, w którym skąpane były jej policzki. — Ty nie wyglądasz na pacana, żeby nie było — zaprzeczyła pospiesznie, chcąc dać do zrozumienia, że to skojarzenie wzięło się tylko i wyłącznie z imienia.
Rozbawione przytaknięcie oraz lekkie muśnięcie dłonią swoich włosów, niewerbalny komentarz na jego wtrącenie. Chciała dodać, że w stu procentach naturalną, w dodatku choć nigdy nie farbowaną, miała już chyba całą paletę barw na głowie. Wychodziła z założenia, że lepsze są fikuśne peruki niż Łysa głowa.
— O matulu, nie nie — zaprzeczyła pospiesznie, a przez jej twarz przelała się fala rozbawienia i niedowierzania. — Nie jestem wariatką — w sumie trochę jest, ale to nie temat na szybką randkę. — Nie w kwestii zwierząt — co jeśli jest się człowiekiem? Spojrzała na Bastiana zakłopotana, bo im bardziej starała się potwierdzić, że to wariatów się nie zalicza, tym bardziej ich przypominała. Westchnęła więc bezradnie, a trudno. Raz się żyje. — Sprawa wygląda tak, że to ja próbuję sprawić, by to dzieci wyszły cało z zoo w którym pracuje. Dzieci, które mam pod opieką… — teraz sprawa wydawała się już mniej tajemnicza, prawda? — Chociaż z drugiej strony, czasami to bardziej boję się o te szympansy i nie tylko, bo te dzieci… — jej przerażona mina była potwierdzeniem tego, że te małe stworki są zdolne do wszystkiego. — Raz Benek udusiłby się plastikową zakretką z butelki coli, a raz dzieciaki rzuciły plastikowym bananem, też prawie by skonał… chociaż teraz jak sobie o tym myślę, to Benek jest głupiutki. Zeżarłby nawet plastik — a tak, gdyby jeszcze się nie domyślił - o małpie mowa. Czy podczas szybkich randek nie powinna mówić o sobie? A no właśnie! Kiedy usłyszała pytanie nagle zabrakło jej słów.
Coś, co cię wyróżnia, Lexy?
Uczęszczała na regularne sesje do psychiatry, a i tak odniosła wrażenie, że nawet on nie zadaje takich trudnych pytań. Nie czuła się nigdy wyjątkowa, bardziej naznaczony piętnem, które rzutowało na całe jej życie.
— Ktoś kiedyś powiedział mi, że jestem niezniszczalna - choć oboje wiemy, że to niemożliwe - bo pokonałam coś, co w jego ocenie było niemożliwe do pokonania. Chociaż pokładający wiarę w Boga pewnie uznaliby, że dotknęła mnie ręka najwyższego i jestem stąpającym po ziemi cudem — dalej jednak nie odpowiedziała na pytanie. — Ja może lepiej będę poboczną, głównym bohaterom zawsze się obrywa nim zwyciężą — a ona była tym zmęczona; już nie chciała więcej obrywać. Może i pokonała nowotwór, ale zakochała się w przyjacielu, który nie okiełznał w porę swojego. Zrobiłby się z tego tragiczny komiks, który najlepiej byłoby drukować na papierze toaletowym. Jedni ocieraliby nim łzy, a inni podcierali tyłek smutną historią panny Cotterman. Z tym, że to była jej historia, dla innych nic nie znaczącą, ale dla niej definiująca to co dopiero przed nią. Długo starała się pozbierać, zacząć żyć na nowo i choć na chwilę nie pamiętać o tych licznych upadkach, ponieważ koniec końców towarzyszyły im wzloty. Dlatego teraz tu była, próbując nieudolnie randkować i to pierwszy raz w życiu.
— Ty powinieneś być głównym bohaterem, sama nie wiem… masz w sobie coś! jeszcze nie wiem co, ale za to jestem przekonana, że się nadajesz. Mogę wystąpić jako pobocza postać, jak już akcja będzie się toczyła w zoo — zauważyła, posyłając mu szczery uśmiech.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Musiał przyznać, że – zdaje się, po raz pierwszy w życiu – ktoś naprawdę w stanie był go przegadać. Zdetronizowanemu Everettowi nie pozostało więc nic innego, jak zamienić się w słuch; i z niewymuszonym (niekontrolowanym wręcz!) uśmiechem dokonywać szaleńczych prób nadążania za ekspresowym rozwojem streszczanej mu historii. Cały ten czas przytakiwał – wdawał się w bezsłowną (ze swojej strony) dyskusję; reagując posyłanymi blondynce spojrzeniami („kontynuuj!”; zachęcały) czy mową ciała. Tym charakterystycznym, ledwie zauważalnym skłonem w kierunku rozmówcy, świadcząc o pełnym, całkowitym oddaniu się rozmowie.
Na wspomnienie o „pacanie” zaśmiał się tylko.
Tego jeszcze nie wiesz! – Uniósł brew, pozwalając by ruch podróbka, wraz z lekkim przekrzywieniem głowy, zasiał to ziarno wątpliwości; ten pytajnik – czy aby na pewno! – Znajdą się pewnie i tacy, którzy stwierdziliby, że tracę przy bliższym poznaniu. Ale w takim wypadku możesz czuć się swobodnie. Nawet jeśli okazałoby się, że jednak uciekłaś z wariatkowa. – Mrugnął porozumiewawczo.
To zabawne, ale dotychczas wydawało mu się, że w zetknięciu z kimś równie zbaczającym z tematu – z kimś równie odklejonym od rzeczywistości, świat prawdopodobnie nie byłby w stanie znieść stężenia podobnych ilości rozpętanego wokół chaosu. Tymczasem – proszę bardzo – okazywało się, że Bastian odsuwał się na bok; dając dziewczynie pole do popisu. Pełne aprobaty przy tym i uznania! Prawdopodobnie, swoją drogą, wdzięczny był jej za oszczędzenie tych resztek drzemiącej w niej godności i poczucia wstydu (którego nie uznawał wobec innych; ach te podwójne standardy!).
Nie wątpię. Wystarczy, że dzieciaki sprawiają wrażenie, dosłownie, nieśmiertelnych. Czasami sam się zastanawiam, jakim cudem przeżyłem dzieciństwo. Przy całej tej ilości kontuzji i wypadków, ma się rozumieć. Opieka nad nimi musi wymagać jeszcze potężniejszych super-mocy. – I znów zarechotał, tym razem tylko bardziej nerwowo. No, pewnie, miał w sobie całą masę zalet – i adekwatnie do nich, podwójny zestaw wad i dość uciążliwych dziwactw. – Oho, widzisz! Ma się rozumieć, że poza byciem niezniszczalną, w oczach masz też wbudowany rentgen, co? (Może powinien się przebadać? Tak mu do głowy przyszło, na wypadek gdyby rzeczywiście coś w sobie hodował.) W każdym razie – odpada. Byłoby mi dziwnie na niemal każdym kadrze rysować własną twarz. Jakbym gapił się na samego siebie. – Aż się otrząsnął. – Tak się zaczynają te wszystkie mroczne historie, w których twór zostaje powołany do życia i potem zastępuje oryginał. A mnie na wieczność uwięzi na papierze. I to jeszcze pewnie w jakimś beznadziejnie nudnym kadrze. – Westchnął, początkowo zachowując śmiertelną powagę. Doskonale pamiętał te wszystkie przedsenne opowiastki, którymi w dzieciństwie karmiła go siostra, zanim jeszcze wyjechała z miasta. Potem dopiero ożywił się i, przy którymś z nieśmiałych zerknięć, zatrzymał spojrzenie na dłużej.
No i myślę, że jedyne co mogę w sobie – albo w ogóle – mieć, to jakiś absurdalny poziom cukru we krwi. Ale jak czytałem tę śmieszną karteczkę, to do głowy mi przyszło, że ty w sumie nie prezentujesz się wiele lepiej. – Zaśmiał się, ośmielony tą permisywną atmosferą rozmowy.
Ostatnio zmieniony 2021-02-12, 10:13 przez Bastian Everett, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie blokował jej, a wręcz zachęcał do kontynuowania swoich opowieści, które - z ręka na sercu! - samoistnie z niej wypadały, niczym pociski z karabinu. Dobrze, że w tym całym procesie nie było rannych, a on nie padł w milczeniu po jej ostrzale. Skąd to się brało? Nie wiedziała. Możliwe, że to kwestia poznania nowej osoby, której chciała przedstawić chociaż cząstkę siebie w tym krótkim czasie jaki im przydzielono? Chyba, że to sprawka zdenerwowania, bo prawdę mówiąc odrobinę się stresowała. Nikt jej nie powiedział, że tutaj będą przystojni i interesujący ludzie, a to szok! Prędzej nastawiała się na jakiś życiowych nieudaczników liczących na spragnione wielkiej miłości kobiety. Co zabawne, ona sama nie zaliczała się do takiej grupy kobiet, więc czemu mężczyźni mieli się zaliczać do takiej grupy mężczyzn? Ponownie - nie wiedziała. Chyba za dużo myślała…
...ale nie teraz. Nie w chwili, kiedy siedząc przed nim opowiadała sobie jakby nigdy nic, raz plotąc trzy po trzy prawie określając go mianem pacana, a raz zdradzając małe co nieco w temacie swojej pracy. Kurcze, to było zwyczajnie miłe, móc tak po prostu poznać kogoś nowego i porozmawiać. Zbyt długo zaszywała się w swojej sypialni płacząc cicho w poduszkę. Zbyt długo unikała prawdy, nie chcąc przyznać nawet przed samą sobą, że straciła kogoś bliskiego. Teraz, gdy już nad tym pracowała od kilku miesięcy, dostrzegała różnicę. Zaczynała nowe życie, poznawała ludzi, którzy już nie byli cząstką tego wielkiego kłamstwa, które wokół siebie pielęgnowała. Byli prawdziwi, a jej dzięki temu jakoś swobodniej się oddychało. Czuła się wolna.
– O, to prawda – zauważyła posyłając mu wnikliwe spojrzenie, jakby w oczach posiadała faktycznie rentgen skanujący, czy przypadkiem za tą postawą fajnego gościa nie ukrywał się jakiś pacanek. Zmrużyła lekko oczy, wytężyć swoje spojrzenie. Nie, z całą pewnością nie doszukała się tego. Może nie chciała? – Błagam, zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie pasuje. Ja wolę się skupić na plusach, a skoro mogę czuć się swobodnie nawet po ucieczce z wariatkowa? No wiesz, przekonałeś mnie tym – oznajmiła posyłając mu chyba najszczerszy uśmiech tego wieczoru. – Jak będziemy mieć okazję lepiej się poznać, to może zdradzę ci kilka tajemnic z takich wariackich wczasów – zażartowała i mrugnęła okiem na znak, że nie mówi całkiem poważnie.
Właśnie dotarło do niej, że ten kluczowy dźwięk, jaki mógł rozbrzmieć w każdej chwili, wcale nie jest jej na rękę… ale ćśś, jeszcze nikt jej nie wygania. Może mówić, tworząc z towarzyszem chaos, w którym tylko oni mogli się odnaleźć.
– Z perspektywy kogoś, komu śmierć spoglądała prosto w oczy, z całą pewnością mogę przyznać, że mój tata zalicza się do grona superbohaterów. Przeszedł tak wiele, a jeszcze nie osiwiał, jestem pełna podziwu. Miałam skontrolować mu włosy podczas świąt, ale matka natura pokrzyżowała mi plany i zatrzymała mnie w Seattle. Mam takie przypuszczenie, że on je farbuje bez mojej wiedzy, a później udaje takiego w formie – zdradziła konspiracyjnym szeptem, jakby papcio Cotterman miał nagle wychylić się zza jakiegoś kwiatka z oburzeniem. Byli bezpieczni, przebywał na Hawajach.
Chwila, moment. Czy ona znów zboczyła z tematu?
– Oczywiście, że mam! Przecież widziałeś jak cię skanowałam w poszukiwaniu pacana – odparła z powagą, która nie trwała zbyt długo. Lekki śmiech w końcu wybrzmiał, a ona rozłożyła ręce w geście bezradności, jakby próbowała go przekonać, że taka właśnie jest. Niezniszczalna, z rentgenem w oczach. To w sumie byłby dobry motyw na komiks.
– W tym momencie powinnam wyjść z propozycją, że ja stworzę rysunki z tobą, ale gdybyś zobaczył co wychodzi spod mojej ręki, gdy wpadam na szalony plan rysowania – zaczęła z pewną ostrożnością, jakby starała się go przygotować na najgorsze. Szybko jednak otrząsnęła się, jakby zimny dreszcz przeszył jej ciało. – Jeszcze wpędziłabym cię tym do grobu – lekkie przytaknięcie głową miało być potwierdzeniem słów – a to gorsze niż utknięcie w nudnym kadrze – z dwojga złego chyba lepiej w tę stronę, co nie?
– Trochę słabo sobie radzę w tym całym przedsięwzięciu zwanym randkowaniem, ale to chyba był komplement, co nie? – zaśmiała się wraz z nim. – Musze sobie go gdzieś zapisać! – nawet zaczęła poszukiwać jednorazowych serwetek, jakby całkiem poważnie zamierzała to uczynić. Cholibka, chyba zamierzała! W ręku już miała długopis wyciągnięty z niewielkiej torebki, jaką przy sobie posiadała. Zamiast jednak uwiecznić na serwetce jego słowa, podsunęła ją w jego stronę z długopisem.
– Może jednak zdradzisz mi, jakbym wyglądała w tym twoim komiksie?

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

I choć powody okazywały się z grubsza inne – tak obydwoje najwidoczniej współdzielili te wspomniane wcześniej tendencje; że z trudem było wyściubiać nosa poza (tak doskonale znane sobie) własne cztery kąty. Niezależnie od tego, czy spędzony pośród nich czas pożytkowali na to, by regularnie nawilżać poduszkę (tak, jak podlewało się kwiatki stojące szeregiem doniczek na parapecie) słonymi łzami, czy może – jak w przypadku Bastiana – całkowicie zapominać o zaspokajaniu najbardziej podstawowych potrzeb warunkujących (prze)życie, z własnej woli dając zamknąć się w świecie artystycznych imaginacji przelewanych na papier. I tylko od czasu do czasu robił to pod presją, groźnie pobłyskującego nad nim, ostrza gilotyny – tych wszystkich terminów naglących, z którymi toczył zażarte boje.
Ale każdy, prędzej czy później, potrzebował wyjść do ludzi. I kamień z serca spadał, kiedy wydawało się, że trafiając na taką Lexy, na przykład – stoi się przed lustrem. Przed odbiciem własnej osobowości; takiej tylko, która zakręciła o kilka piruetów za wiele – z błędnikiem szalejącym rozpaczliwie, niepewnym co, gdzie i jak. I cały szereg ichnich niepoprawności plątał się ze sobą; i żadne z nich nie miało nic przeciwko temu. I było miło; tak po prostu. Zabawnie, nawet.
O rany. A już myślałem, że chociaż tutaj uda mi się uciec od pracy. – Westchnął ciężko, kiwając głową z dezaprobatą. Zaraz jednak uniósł spojrzenie znad podsuniętej mu serwetki, uśmiechając się lekko. – Spokojnie. No już, nie patrz tak na mnie. Żartowałem tylko! Lubię swoją pracę. I nie widzę problemu, żeby zabierać ją ze sobą, choćby i na przedsięwzięcia zwane randkowaniem. – Tak sobie pozwolił zaczerpnąć zwrotu pochodzącego wprost z jej słownika.
Zastanawiam się tylko czy jesteś aż tak ciekawa, czy nie wcisnąłem ci kitu, że aż musisz mnie sprawdzić, czy tak trudno się ze mną dogadać, że przez ostatnich kilka minut ciekawsze będzie oglądanie, jak bazgrzę długopisem po serwetce, zamiast słuchać jak przynudzam? – Zaśmiał się. I były to jedyne pytania; żadnych sprzeciwów, żadnych „aby na pewno?”, „może innym razem”, „nie przyszedłem tu, żeby…”. Zamiast tego po prostu zacisnął palce na korpusie długopisu i – od czasu do czasu dźwigając znad cienkiego papieru ciężar własnych źrenic – spoglądał na Nią. Zdjęcie, zdjęcie, zdjęcie. Przetwarzane w pamięci, igłą dłoni drukowane na niewielkiej, pozaginanej z lekka przestrzeni.
Mówiąc o śmierci zaglądającej w oczy… – zagaił gdzieś w trakcie. Pomiędzy nałożeniem na siebie kilku kolejnych linii, będących jakimś marnym wciąż zalążkiem konturu. – … czy mi się wydawało, czy nie miałaś wcale na myśli tego bananowego ostrzału ze strony szympansów? – Spoważniał nieco; i trudno stwierdzić tylko, czy był to skutek tego połowicznego transu i skupienia, jakiemu poddawał się przy rysowaniu, czy może jednak jakaś zastosowana profilaktyka – na wypadek, gdyby odpowiedź zakrawała o którąś z tych „poważnych”.
Tak tylko pytam. Nie musisz odpowiadać, żeby nie było. To nie przesłuchanie przecież – przypomniał miękkim tonem. Kilka kontrolnych spojrzeń; kilka ostatnich szlifów. Podsunięcie [>> serwetki <<] w jej stronę.
Strzelić autograf czy zapisać swój numer na tyle? – Zaśmiał się, na wszelki wypadek (gdyby jednak przed momentem atmosfera splamiła się jakąś wisielczą barwą) wprowadzając jakieś obejście wcześniejszego tematu; jakąś niepoważną alternatywę, trzymającą dotychczasowy przebieg spotkania w spójnej całości.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Och - westchnęła cicho. Jej twarz skąpana w lekkim zawstydzeniu próbowała nieporadnie pokazać, że jej zwyczajnie przykro. Nie dlatego, że być może chciał się dziś oderwać od pracy, a ona mu to utrudniała. Bardziej wyrzucała sobie to, że nie pomyślała. A przecież nie miała nic złego na myśli! Nawet nie zdawała sobie sprawy z własnej reakcji, dopóki on jej tego nie uświadomił i dopiero wtedy lekko się uśmiechnęła, posyłając mu przepraszające spojrzenie. — Wiesz, jeśli naprawdę chciałbyś się oderwać od pracy to nie musisz tego robić — zapewniła — uznałam, że to po prostu ciekawe. Teraz jak sobie nad tym myślę, to śmiało mogę stwierdzić, że jesteś pierwszy. Nigdy nie poznałam kogoś, kto tworzyłby komiksy — dodała już nieco pewniej, jakby wcześniejszy słowotok ponownie do niej napływał, przybierał na mocy i… — na dobrą sprawę nawet ich nie czytałam, ale teraz, kto wie? Może to się zmieni! — dodała na zachętę żartobliwie poruszając przy tym brwiami, jakby to właśnie od niego zależał los tego, czy komiksy zdobędą kolejną fankę. — I pod żadnym pozorem proszę nie brać tego za jakiś test prawdomówności — czyż to nie byłoby egoistyczne? Niekiedy odnosiła wrażenie, że na jej ramieniu siedzi mały stworek uporczywie przypominający, że jeszcze nie tak dawno dobrze się jej żyło, kiedy to okłamywała notorycznie samą siebie. Nawet jeśli posunąłby się do kłamstwa, dałoby się z tego jakoś wybrnąć. — A gdybyś przynudzał to i ja miałabym mniej do powiedzenia — już widziała siebie wbijającą spojrzenie w blat i drażniącą paznokciami brzeg stolika, by co jakiś czas rozglądnąć się po sali oczekując komunikatu nawołującego do zmiany.
Teraz wcale jej nie chciała, choć zbliżała się nieuchronnie. W obawie przed sygnałem starała się złapać każdy jego ruch, każdą linię kreśloną na serwetce. Wciągnęło ją to, wręcz z niecierpliwością próbowała wyobrazić sobie efekt końcowy, aż nagle oderwał ją od tego nie dźwięk dobiegający ze strony organizatorów, a on. Bastian.
Spoważniała, zmarszczyła lekko nos, oddała się krótkiemu zamyśleniu. Sama zaczęła ten temat, ale czy powinna go kończyć? Tak często wiązało się to z współczującym spojrzeniem i gwoździem wbijanym do trumny, w której spoczywała wcześniejsza radość spotkania. Czy musiała to mówić?
Nie musiała; zresztą sam ją o tym zapewnił i chyba właśnie to sprawiło, że na jej twarz ponownie wsunął się uśmiech. — Nie miałam. Nawet stado szympansów nie mogłoby się równać z tym niepozornym raczkiem, co chciał mnie wykurzyć z tej ziemi. Jedyne czego mnie pozbawił, to nastoletniego okresu życia. Mały, a taki złośliwy! Do dziś nie wybaczyłam mu tego, że przegapiłam swój szkolny bal — dodała żartobliwie. Mówienie wprost o własnej chorobie nie stanowiło dla niej problemu, ale dziś nie chciała, aby zabrzmiało to zbyt poważnie i ponuro.
Czując, jak serwetka musnęła lekko jej palce, odruchowo przysunęła ją bliżej. Kąciki ust poszybowały w górę, a usta lekko rozchyliły się jakby… czyżby Cotterman w końcu zaniemówiła? — Dooobry jesteś — czy w jej głosie właśnie czaiło się niedowierzanie? — Jaka ładna! To naprawdę ja? — z błyskiem w oku spojrzała na mężczyznę. Tak, tym szybkim rysunkiem najwyraźniej ją uszczęśliwił. — Ale narobiłeś! Teraz to ja chcę ten swój komiks jeszcze bardziej — przyznała i ponownie opuściła wzrok na serwetkę, wygładzając palcem jej róg. Ten gest wiele mówił, a przynajmniej świadczył o tym, że nie zamierza wyrzucić jej do kosza przy pierwszej lepszej okazji. Oj, zdecydowanie nie zamierzała.
Nie chcąc się z nią rozstawać, trochę niechętnie, a raczej powoli wysunęła ją w stronę Bastiana. — Wyjdę na pazerną jak powiem, że jedno nie musi wykluczać drugiego? — zapytała czując wypieki powracające na jej policzki. — Bo mogę skusić się na obie opcje — zasugerowała odrywając rękę od jego małego dzieła. Uśmiechnęła się nawet na zachętę.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Z jednej strony chyba pożałował swojego komentarza; tego, z którego ona zapragnęła się teraz tłumaczyć (że nie, że w takim razie nie trzeba, że to od tak rzucona była prośba-propozycja!) – z drugiej, bawiła go ta słowna gimnastyka. Trochę nieporadna, ale na pewno przy tym niewyzbyta czegoś, co nazwałby urokiem.
Warto, zapewniam! Zawsze przypominam, że komiksy nie kończą się na Spider-Manie czy Wonder Woman. Ludzie lubią jakoś wyrzucać to ze świadomości – skwitował w ramach zachęty. – Co do testu prawdomówności natomiast – w porządku. Ale chyba póki co nie mam nic do ukrycia. – Zaśmiał się, zamilkłszy dopiero w chwili, w której dziewczyna postanowiła uzewnętrznić się nieco. I chyba uznał to za swoisty komplement – bo przecież gdyby atmosfera nie sprzyjała ewentualnym zwierzeniom, tak pewnie Lexy co najwyżej machnęłaby na wszystko ręką, albo zbyła temat jakąś inną wstawką. Od biedy powiedziałaby „nie chcę o tym rozmawiać” – i tyle, po sprawie. Istniała oczywiście szansa, że po prostu nie przewidywała spotkać się po raz kolejny. Ale ten fakt starał się zignorować – i udało mu się, bez większego problemu.

Nie miał czasu na gdybanie.
Nie mieli czasu na zbyt długą rozmowę.
Kilka minut.

Raz jeszcze wychylił się z lekka w jej kierunku, długopisem wybazgrawszy pospiesznie własne nazwisko (o, proszę, jeśli tylko dała radę je rozczytać – wraz z imieniem miała już pełen komplet!). Po drugiej stronie natomiast – numer telefonu (z tą „czwórką” przypominającą „piątkę” – albo na odwrót). Wtedy też podniósł znad papierzyska swoje spojrzenie.
O cholera! No to moje gratulacje, że nakopałaś mu do dupska! – rzucił w entuzjastycznym niemal-okrzyku, przylegając na powrót do oparcia swojego krzesła. Typowy Bastian; żadnego „przykro mi”, „współczuję”, „musiało być ci ciężko”. Tylko o tym triumfie, o tym optymistycznym aspekcie historii, która nijak – przynajmniej pozornie – nie niosła choćby krztyny pozytywnych zapatrywań na, cóż, cokolwiek. – Słuchaj, ja uważam, że to nic straconego. Ten szkolny bal, w sensie. – Sygnał nawołujący do zmiany.
Ach, niech to szlag. Zadzwoń, dobra? Obiecaj, że zadzwonisz! Mam pomysł, cholernie dobry pomysł! – Uśmiechnął się, wstając z miejsca; i potem tych kilka kroków, w trakcie których zakreślił przy uchu ten znajomy gest mający imitować słuchawkę telefonu – „zadzwoń”; powtórzył bezgłośnie – jeśli tylko w stanie była wyczytać to z samego ruchu warg.

autor

rezz

Zablokowany

Wróć do „Speed Dating”