WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nie było wcale tak, że nagle przestało być jej przykro, że zapomniała o wylanych łzach, całej swojej złości, rozczarowaniu, dręczących ją wątpliwościach. Ba, cichy głosik z tyłu głowy podpowiadał jej, że teraz, właśnie teraz ma świetną okazję, żeby odwdzięczyć się Erykowi pięknym za nadobne. Trzasnąć mu drzwiami przed nosem, powiedzieć, że miał swoją szansę i ją zmarnował, odejść nie pozwalając mu nawet dojść do głosu. Świadomie jednak wybrała inną ścieżkę. Pokojową. I nie miało to wcale związku z kiełkującymi w niej uczuciami czy tym, że Milton mamił ją swoją osobą, dręczył i manipulował, samą obecnością sprawiając, że dostawała małpiego rozumu. Nierozumnie się uśmiechała i wybaczała wszystkie przewinienia. Nie. Najzwyczajniej w świecie cały czas towarzyszyło jej przekonanie, że teraz to nie ona i jej samopoczucie są najważniejsze, że liczy się tylko dobro dziecka. A dla dobra dziecka nie wolno się jej było jeszcze bardziej denerwować. Krzyczeć, unosić, odgrażać. Zbyt dobrze pamiętała, co nadmierny stres robił z jej organizmem i jak tragiczne były dla noszonego przez nią pod sercem maleństwa jego skutki. Poroniła i do tej pory nie potrafiła sobie tego wybaczyć.
Cholernie doceniała to, że Penny się o nią troszczy, że tak bardzo jej zależy, że co by się nie działo - staje za nią murem. I jak doskonale rozumiała jej pobudki, szlachetne intencje tak teraz... nie do końca się jej podobało, że wywleka wszystkie ich sprawy na światło dzienne. Każde jedno wypowiedziane przez nią słowo - jeśli nie całkowitą, zawierało w sobie sporą rację. Sam jednak ton jej wypowiedzi... Uczucie niepokoju przemknęło wzdłuż jej kręgosłupa. Odezwał się charakterystyczny ucisk w żołądku. Niepokój przejął stery. Do tego stopnia, że oddech jej nieco przyspieszył, a nogi się odrobinkę ugięły. Nie chciała więcej stresów, rodzinnych dramatów - nie prosząc o nie i tak je otrzymywała. Co było dla niej niesamowicie przykre - mimo tych wszystkich rozmów, które przeprowadziły, w jej "potulności" starsza Diaz nie widziała samoświadomości, dojrzałości i opanowania, a jakąś taką naiwność i jej życiową nieporadność. Czy rzeczywiście byłoby jej lepiej, gdyby jeszcze stojąc na szpitalnym korytarzu zaczęła na Miltona krzyczeć? Pewnie, może odczułaby chwilową satysfakcję z tego, że chociaż w jednej dziesiątej wyrządziłaby mu podobną, co on jej przykrość. Jakie to jednak miałoby skutki dla jej organizmu? Nie musiała mieć dyplomu z medycyny, żeby wiedzieć, że nie najlepsze. A ten maluch, przyszły syn czy córka był teraz dla niej najważniejszy na świecie i tylko on się liczył.
"Penny, proszę" posłała jej znaczące spojrzenie, ale to nie powstrzymało potoku słów wydostającego się z jej ust. Mówiła dużo i szybko, nie pozwalając Miltonowi się wciąć. A po jego minie ewidentnie było widać, że ten bardzo chce to zrobić. Z trudem przełknęła ślinę. Czego obydwoje nie rozumieli w tym jednym, bardzo prostym zaleceniu od ginekologa - panno Hale, ma się pani niczym nie stresować i nie denerwować.
Kątem oka zerknęła na poirytowaną siostrę oraz na nie mniej poirytowanego blondyna. Nie robiąc sobie nic z jej błagalnej miny przerzucali się kolejnymi argumentami. Słuszne czy nie? Nie mogła - nie chciała - ich słuchać. Żeby całkiem nie zwariować, ciemnowłosa próbowała ignorować cały ten szum komunikacyjny. Wpuszczać go jednym i wypuszczać drugim uchem. Niestety. Nic z tego. Od samego słuchania ciśnienie się jej podnosiło, głowa bolała. W pewnym momencie ucisk pod czaszką był dla niej już praktycznie nie do zniesienia. Zajęci sobą, nawet nie zauważyli.
Przystanęła w miejscu, chcąc zaczerpnąć głębszego oddechu i nieco się uspokoić, a Ci cały czas szli przed siebie, ciągnąc dyskusję. Kiedy Eric się do niej odwrócił z zapewnieniem, że to się więcej nie powtórzy - ucieszyła się, jakże by inaczej. Nie dane jej było tego jednak już okazać. Zestresowany organizm odmówił posłuszeństwa.
"Możecie się w końcu zamknąć?" zapytała, co miało zabrzmieć jak stanowczy i potężny rozkaz, zabrzmiało jednak jak jakieś krótkie, niewyraźne mruknięcie. W ustach jej zaschło, w oczach pociemniało. Żeby się nie przewrócić i nie fiknąć koziołka przysiadla na najbliższym krawężniku i zaciskając mocno powieki, schowała głowę między kolana. "Nie musicie się ze sobą zgadzać, nie musicie się nawet lubić, ale to? Wasze przepychanki szkodzą dziecku, więc z łaski swojej..." urwała sapiąc ciężko. Serce waliło jej jak oszalałe, świat wirował jej przed oczami. Nie czuła się najlepiej. "Przestańcie. Potrzebuję Was i Waszej pomocy. Was obydwoje. Nie chcę, żebyście skakali sobie do gardeł" dokończyła trzęsącym się głosem. Policzki miała blade, dłonie lodowate. Choć chciała, nie mogła ruszyć się z miejsca.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Próba bycia groźną w jej wykonaniu zawsze kończyła się tak samo. Nie dość, że wyglądała jak bojowo nastawiony do walki szczeniaczek o wielkich, ciemnych oczach, to jeszcze zbyt szybko dawała się przekonać do odpuszczenia. W tym przypadku zawieszenie broni też pewnie przyszło szybciej niż tego chciała. Eric zasługiwał na wiele gorzkich słów, w końcu to nie pierwsza sytuacja gdy zawiódł na całej linii i Penny miała ochotę go za to rozszarpać. Była też pewna, że to nie jest ostatni jego wyskok, bo ludzie z dnia na dzień się nie zmieniają. Obserwowała więc go uważnie i nawet jak wręczył jej te cholerne świstki papieru, które podobno miały być dowodem na jego usprawiedliwienie. Cholera, to wszystko brzmiało prawdopodobnie…
- Nie mnie masz się tłumaczyć. Zwróciłam tylko uwagę, że Aimee zasługuje na jakieś wyjaśnienia – skrzyżowała ręce na piersi, bo tak naprawdę zabrakło jej solidnych argumentów. Nie podejrzewała go o wymyślanie na poczekaniu wymówek, jednocześnie nie sprawdzając wskazanych przez niego godzin. To jej siostra powinna decydować czy mu wierzy czy nie, jednak wcześniej powinien się chociaż trochę wysilić i okazać skruchę. Zwykłe „i tak mi nie uwierzysz” nie rozwiązywało sprawy, a Aims była tak zachowana, że nie dostrzegała pewnych alarmujących sygnałów. – Wstawaj z tego krawężnika, bo sobie pęcherz przeziębisz – krótkie spojrzenie na siostrę, które i tak wyrażało jedynie „poczekaj aż Daniel go pozna, wtedy będziesz musiała zapobiegać prawdziwej kłótni, i zanim przystąpiła do ponownego ataku zatrzymała na niej wzrok na nieco dłużej. Była blada, przerażająco blada, więc Penelope od razu do niej podeszła i ciągnąc za dłonie pomogła powrócić do pozycji stojącej.
- Dobrze się czujesz? Może powinniśmy wrócić do lekarza? – zaproponowała z troską spoglądając na młodszą siostrę. Nie chciała by ta się denerwowała, nie chciała by przez jakieś głupie sprzeczki poczuła się gorzej, więc na moment, przynajmniej na ten moment, postanowiła odpuścić chłopakowi. A żeby nie prowokować losu nawet na niego nie patrzała, bo nie była pewna czy będzie w stanie ugryźć się w język. Dopóki się nie pojawił wszystko było dobrze a wystarczyło, że wyrzucił z siebie kilka zdać a Hale już się denerwowała.
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dobrze, że Penny nie podzieliła się z nimi swoimi spostrzeżeniami odnośnie swoich odczuć co do tego, kto przyczynił się do nerwów Aimee, Eric bowiem miał podobne wrażenia co do starszej siostry Hale. Pojawiła się na tym badaniu i od razu wynikły jakieś niepotrzebne napięcia. Milton dostrzegał swoją winę, a jakże, tylko że w tym momencie umniejszał własną przerzucając większość odpowiedzialności na Penny. Zatrzymał się dostrzegając, że Aimee nie dotrzymuje im kroku. Zmarszczył brwi i rzucił Diaz spojrzenie pod tytułem "skoro nie chcesz wyjaśnień dla siebie, to nie wtrącaj się między mnie a Aimee". Wiedział, że kobieta nie ma prawa zrozumieć przesłania płynącego jedynie z odrobinę karcącego spojrzenia. On także zrezygnował i chwilę później oboje znajdowali się już przy Aimee, która skutecznie sprowadziła ich na ziemię swoim zdroworozsądkowym podejściem.
Eric stanął obok ciężarnej i również dotknął jej ręki. Była zimna i blada. Oddychała też jakoś za szybko jak na zwykły spacer po parkingu. Nie za bardzo wiedział, co to może oznaczać, nie miał pojęcia, czy takie zachowania są normalne w ciąży, czy też nie, jednak obraz Aimee wyglądał dość niepokojąco, dlatego - dla odmiany - Milton zgodził się z Penny. Najlepiej było zasięgnąć opinii kogoś doświadczonego. Zostawił Hale swoją butelkę z wodą, żeby mogła się napić i przeniósł spojrzenie na starszą kobietę. - Zostań z nią, ja poszukam lekarza - zaproponował nie bezpodstawnie podejrzewając, że Penny nie ufa mu na tyle, aby zostawić z nim siostrę. Nie było czasu się o to spierać.
Dopiero kiedy odszedł na jakiś dystans szukając lekarza, zatrzęsły mu się z nerwów dłonie i sam zaczął panikować. A jeśli szykowała im się powtórka z rozrywki? Wiedział przecież, że jedną ciążę Aimee straciła. Dzisiaj nosiła pod sercem jego dziecko, na które nie był przygotowany, którego początkowo nawet nie chciał, jednak najpierw perspektywa, że znów wszystko zepsuł, a teraz, że mógłby je - ich - stracić… poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Przyspieszył kroku, a w samym budynku zaczął nawet biec, byleby tylko zdążyć na czas.
Dziesięć minut później zespół medyków badał Aimee, podłączał jej jakieś kable, kroplówki i inne profesjonalne medyczne rzeczy. Eric i Penny na ten czas zostali wyproszeni na korytarz i całe to zamieszanie mogli oglądać jedynie przez szybę. Mimo złego początku, łączyła ich wspólna troska o kobietę. I jeśli Eric miał na stałe zagościć w życiu Aimee i dziecka, chcąc nie chcąc był skazany również na towarzystwo jej siostry. Podobne sytuacje nie miały prawa się powtórzyć dla dobra kobiety, która liczyła się dla nich obojga. Z perspektywy czasu wiedział, że źle zareagował i nie powinien się tak unosić, a teraz tylko duma powstrzymała go przed przyznaniem się do błędu, ostatecznie schował ją do kieszeni i stanął w końcu bokiem do szyby, a przodem do Penny. Dla dobra Aimee. To musiała być wystarczająca motywacja.
- Słuchaj, nie wiem, co ci Aimee naopowiadała na mój temat. Pewnie nie nakłamała, nie jestem nawet w połowie najbardziej odpowiedzialnych facetów na świecie i wiem, że pewnie jeszcze nie raz ją zawiodę swoim głupim zachowaniem, ale zależy mi na niej i chcę spróbować… - urwał, próbując nazwać to, czego chce spróbować. Towarzyszyć jej w życiu? W wychowywaniu dziecka? Nie do końca wiedział, co powiedzieć, więc zszedł z tematu. - Jestem jej to winien. - Przeniósł wzrok na krzątający się wokół Aimee personel. - I mimo wszystko chcę dla niej dobrze. Ty pewnie też. Nie oczekuję wzajemnej sympatii, ale przynajmniej nie sabotujmy swoich starań… - użył liczby mnogiej, chociaż pił do konkretnej sytuacji, w której to Penny miałaby nastawiać Aimee przeciwko niemu, czego dzisiaj był świadkiem aż za dobrze. Eric nie wiedział, jak bardzo Hale liczy się z opinią siostry, podejrzewał jednak, że gdyby doszło do konfrontacji i bezpośredniego wyboru w ultimatum: siostra vs obcy facet, nie miałby najmniejszych szans.
Nagle Milton przeniósł wzrok na drzwi sali, w której leżała Aimee, gdyż zrobiło się wokół nich jakieś zamieszanie. Chwilę później grupa medyków wyszła na korytarz, a im pozwolono wreszcie wejść do środka. Przez Penny i jej dość wrogi stosunek do niego, Eric nie czuł się swobodnie w sali, gdzie leżała Aimee, dlatego stanął w nogach łóżka opierając się biodrem o barierkę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej pozwalając starszej z sióstr zająć krzesło stojące przy łóżku. - Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Co powiedzieli lekarze? Chyba nie musisz zostawać na obserwację? - zagaił zaniepokojony spoglądając na podłączoną do szczupłego ramienia Aimee kroplówkę, z której kropla za kroplą skapywał przezroczysty płyn.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiele było takich sytuacji, w których jej łagodność i wrażliwość uznawane były za coś absolutnie wspaniałego, autentycznego, godnego pozazdroszczenia - ta niestety się do nich nie zaliczała. Bo choć bardzo starała się utrzymać nerwy na wodzy, Aimee nie potrafiła zapanować nad narastającym w niej stresem, przez co ten zamiast w mgnieniu oka się ulotnić i opuścić jej organizm, zaczął kumulować się we wszystkich jej mięśniach i komórkach. Serce waliło jej jak oszalałe, krew w żyłach wrzała, a na przekór temu zamiast pobudzenia jedyne co czuła to coraz większą słabość i zmęczenie. Robiło się jej ciemno przed oczami, mdłości nie dawały ani chwili wytchnienia. Gdyby nie to, że siedziała na chłodnym, betonowym krawężniku pewnie by się w końcu przewróciła. Szczęście w nieszczęściu - widząc jej stan, słysząc trzęsący się głos, przykładając dłoń do czoła i czując ciepło rozpalonej skóry - Penny i Eric przestali się wreszcie kłócić. Ba, przestali mówić cokolwiek. Umilkli na chwilę, obrzucili ją uważnym spojrzeniem, a potem...
Wszystko co działo się potem dla Hale zdawało się trwać tyle co nic, mrugnięcie powiek. W jednej chwili mdlała na szpitalnym parkingu - w kolejnej leżała na wąskim, niewygodnym łóżku podpięta do różnego rodzaju sprzętów i aparatów, a medycy sprawdzali czy z nią i dzieckiem na pewno wszystko jest w porządku, pytając ją skąd ta nagła zmiana. Przecież widzieli się raptem dwadzieścia minut temu i wszystko było w porządku, a brunetka nie przejawiała niepokojących oznak. Była szczęśliwa, podekscytowana. Cieszyła się tym, że niedługo zostanie mamą, że pluskającego się we wnętrzu jej brzucha dziecka nie będzie wychowywać sama, że do pomocy będzie mieć nie tylko cały zastęp cioć i wujków (w tym najlepszą na świecie, rodzoną, starszą siostrę), ale też co cieszyło ją niezmiernie - Miltona. Który owszem, nieco się spóźnił, nie zrobił najlepszego drugiego wrażenia, ale Aimes doceniała jego chęci, przejęcie, zaangażowanie. To, że zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę i podjąć ryzyko. Założyć z nią rodzinę.
Kiedy lekarze tłumnie ruszyli w stronę wyjścia odprowadziła ich wzrokiem, mimowolnie zerkając w kierunku stojących przy wielkiej szklanej szybie bliskich. Na ich twarzach nie było już widać wcześniejszego poirytowania czy złości, jedynie troskę i ogromne zmartwienie. Bali się o nią i o malucha, którego nosiła pod sercem. Nie musieli nawet otwierać ust - brunetka mogła z nich czytać niczym z otwartej księgi. Gdy tylko przestąpili próg szpitalnej salki posłała im blady uśmiech. Doskonale wiedziała, że swoim zachowaniem cholernie ich nastraszyła i odczuwała z tego powodu paskudne wyrzuty sumienia. Niestety nic na to poradzić nie mogła. Sabotował ją własny organizm. Musiała się z tym pogodzić i to zaakceptować. Ciąża dla jej organizmu była ogromnym wyzwaniem. Dodatkowe nerwy nie były wskazane.
"Jeszcze trochę kręci mi się w głowie. Podali mi kroplówkę na wzmocnienie" mruknęła cicho, wpatrując się w piękne, chłodne tęczówki Erica. "Nic mi nie będzie, nic nam nie będzie. Jednak przez to, co działo się wcześniej... Na wszelki wypadek chcą zostawić nas na obserwacji. Nie wracamy dzisiaj do domu, przepraszam" przeniosła spojrzenie na Penny i ścisnęła jej rękę. Z jakiegoś powodu czuła się głupio i było jej strasznie wstyd. No i była okropnie na siebie zła za to, że tak łatwo dała się sprowokować. Pozwoliła, aby utarczki między siostrą a ojcem dziecka tak fatalnie wpłynęły na jej zdrowie i dobre samopoczucie. "Wracajcie do siebie. Nic tu po was. Niedługo i tak zamykają oddział dla odwiedzających" spuściła wzrok i wbila go we własne dłonie. Nie chciała zostawać tutaj sama, po wszystkich tych okropnych przeżyciach panicznie wręcz brała się szpitali. Nie miała jednak innego wyjścia. "Obiecajcie tylko, że nie będziecie się więcej spierać. Że to był pierwszy i ostatni raz" poprosiła, kładąc dłoń na delikatnie zaokrąglonym brzuszku i z czułością zaczynając się po nim masować. Wystarczyło jej wrażeń jak na jeden dzień. Była zmęczona, skołowana, przestraszona i... jedyne o czym teraz marzyła, to żeby przytulić twarz do poduszki i wreszcie się wyspać.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Jason starał się najlepiej jak umiał, być wspierającym mężem i zaangażowanym przyszłym ojcem. To co się działo, było totalnie przeciwne do tego, co robił przez całe swoje życie. Pewnie jakby ktoś prowadził zakłady na temat tego, czy Jason będzie kiedyś czyimś mężem i co więcej, ojcem, to pewnie wszyscy stawialiby na "nie". A tu niespodzianka.
Może nie był idealny, nie kręciło go wybieranie łóżeczka i tak dalej, ale zaangażował się w sprawę kupna domu, remontu i tego, na czym się znał. No i próbował się dokształcać. Próbował to dobre określenie, bo książkę jaką kupiła mu matka, by mógł się zapoznać z tematem, zaczął czytać, ale nie wciągnęła go na tyle, by czytać ją od deski do deski. Miał ja w barze i kiedy nie było co robić, to wyciągał ją spod lady i czytał kolejne kilka akapitów.
Kolejną rzeczą w którą się zaangażował, było pilnowanie, żeby Drea chodziła regularnie na kontrole, by się nie musiała przemęczać i by jadła zdrowe rzeczy. Czasami nawet szedł z nią do lekarza, jeśli mu na to pozwalała. Starał się jej zbytnio nie wkurzać, bo bywała bardzo wredna, bardziej niż dawniej. Częściej go biła i rzucała mu mordercze spojrzenia. Tylko Frye mógł się czuć przy kobiecie bezpiecznie.
Dziś mógł towarzyszyć Drei w wizycie u lekarza. Za wcześnie było na poznanie płci (chyba?) ale podobno dziś usłyszą serduszko. Według książki to był magiczny moment i wiele młodych mam się wzrusza i Jason zastanawiał się jak to będzie z nimi. Czy ich też to poruszy? Niedługo się dowiedzą.
Zostali poproszeni do gabinetu, gdzie Drea mogła się przygotować za kurtynką do badania i czekali.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Wszystko co się działo tak naprawdę było przeciwne do tego jakim życiem żyli do tej pory. Bo ten głupi ślub nie miał się potoczyć tak jak powinien tak naprawdę. Mieli się rozwieść po tygodniu i wszystko miało wrócić do normalności, ale nie Jason się musiał zakochać i ciągnęli tą farsę.
Do tego stopnia, że sama Drea zaczęła go postrzegać nie tylko jako przyjaciela do którego się wpada na szybki numerek. Chociaż dopiero wpadka jej to uświadomiła i teraz żyła życiem, którego sobie nie wyobrażała do tej pory.
Ciężko jest się przestawić człowiekowi do tego czego kompletnie nie znasz. Lekarze zgodnie stwierdzili lata temu, że Drea jest bezpłodna... jak widać chyba coś spartolili, bo Drea teraz miała huśtawki nastrojów i czasami miała ochotę zamordować Jasona i wszystkich dookoła. Próbowała robić dobrą minę do złej gry tak naprawdę. Była na terytorium kompletnie sobie nieznanym i wszystko to co się działo z jej organizmem było mało zrozumiałe. Wiedziała jedynie, że będą mieli małego skrzeczącego skrzata w domu i skończy się wolność do której są przyzwyczajeni.
Frye to była jedyna istota, która nie działała jej na nerwy, a wręcz jego bliskość sprawiała że Drea była nieco spokojniejsza.
Nie czuła się najlepiej dzisiejszego dnia, ale na badania trzeba było jechać i za namową męża zgodziła się ostatecznie wstać z łóżka i pojechać.
-Po drodze do domu trzeba kupić lody, bo mam na nie ochotę, a wiem, że ostatni kubełek zjadłeś - rzuciła w oczekiwaniu na lekarza, który się nią zajmował. Zanim cokolwiek postanowiła dodać wpadł lekarz wielce uradowany i zasiadł przy Drei.
-To co sprawdzimy jak się ma pasożyt? - rzucił rozbawiony chwytając za sprzęt i wyciskając odrobinę żelu na brzuch Drei. 'Pasożyt" tak właśnie pieszczotliwie nazwała Drea swoje dziecko i nie zamierzała być jeną z tych matek, które używają miliona zdrobnień i rozczulają się nad każdą rzeczą. Od tego prawdopodobnie będą babcie. Andy gapiła się to na monitor to na swojego męża, który wręcz z zafascynowaniem dziecka obserwował co się dzieje na ekranie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zwalanie całej winy na Jasona to nie było fair, bo nie zmuszał jej do tego, by się w nim zakochała. Po prostu chciał, by się zastanowiła co do niego czuje i nie dawała się zdominować przez jakieś swoje uprzedzenia i tym podobne. Jakby powiedziała, że go nie kocha, to dałby jej rozwód i pewnie by się pożegnali. Sam był zaskoczony tymi uczuciami, bo zawsze wydawało mu się, że jest odporny na takie rzeczy. W końcu kilka jego związków skończyło się przez to, że nie umiał się zaangażować. Widocznie był stworzony dla jednej tylko kobiety. A ta kobieta ostatnio mu robiła z życia jesień średniowiecza i czasami się zastanawiał skąd on ma na Dreę tyle cierpliwości. Były momenty, że miał ochotę rzucić to w cholerę, wrócić do swojego mieszkania i poderwać jakąś wdzięczącą się do niego dziewczynę w barze. Ale brał głęboki wdech, przypominał sobie, że teraz ma rodzinę i, że Drea jest jędzą przez hormony.
- Tak... ja zjadłem. - wywrócił oczami. Już zaczynał się przyzwyczajać do tego, że był pierwszym winnym wszelkiego zła. I ostatnio nawet nie mógł liczyć na seks na przeprosiny, że mu się za coś niesprawiedliwie oberwało. Żeby odreagować zajmował się remontem. Dom który kupili nie był w złym stanie, ale też nie był nowy. Wymagał kilku poprawek, bo przecież miał być ich domem na co najmniej kilka lat.
Nie lubił nazywania swojego dziecka pasożytem, ale już wiedział, że lepiej milczeć na ten temat. W myślach tylko poprawił na "Junior" bo póki nie będą znali płci, to nie nadawał dziecku żadnego imienia. Pewnie i tak nie będzie mieć wiele do gadania w tym temacie.
Próbował na monitorze dopatrzeć się czegokolwiek, bo nie chciał być z tych, co nie umieją własnego dziecka wypatrzeć na usg, ale dla niego to były tylko czarno-białe, pulsujące maziaje. Która maziaja to dziecko? Cholera wie... może to? Czego w ogóle szukać? Jak lekarze cokolwiek tu widzą? Bardziej był podekscytowany na myśl o tym, że zaraz dostaną próbkę głosową. Z filmów kojarzył, że to nie brzmi jak bicie serca dorosłego człowieka, więc przygotowany był na coś z pogranicza szumu i stukania, ale na pewne wieści nie był przygotowany... a w każdym razie nie świadomie.

autor

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

07.

To miał być ważny dzień; to powinien być ważny dzień. Po raz pierwszy mieli dzisiaj z Jordaną zobaczyć to, co Chet zasiał w jej brzuchu - bo trudno na tym etapie mówić jeszcze o dziecku, chociaż z drugiej strony: jak inaczej mieliby To nazywać? - a to bez wątpienia przełomowy i wiekopomny moment dla każdego przyszłego rodzica. Ale Chet... sam nie wiedział, jak ma się z tym czuć. A raczej: wiedział, jak ma się czuć, ale w rzeczywistości trudno było mu się tym ekscytować. Był trochę ciekaw, owszem. Po cichu liczył też na to, że widok tej plamki na monitorze lepiej niż sam widok testu ciążowego uzmysłowi mu, że oto w brzuchu Jordie rozwija się mały człowiek, jaki za kilka miesięcy przyjdzie na świat, jakiego będzie mógł wziąć na ręce i jakiego... będzie umiał pokochać. Bo teraz? Nie był co do tego przekonany i to chyba aktualnie budziło w nim największy niepokój. Większy nawet niż to, czy aby wszystko w ogóle było w porządku i czy To rozwijało się tak, jak powinno, chociaż sam nie wiedział, czy na tym etapie będą w stanie w stu procentach się co do tego upewnić. Starał się trochę uzupełnić braki i poczytać co nieco w internecie odnośnie takiego pierwszego badania, ale większość artykułów zasypywała go dziwnymi danymi, których do końca nie rozumiał i zamiast zmądrzeć - tym bardziej chyba od tego wszystkiego zgłupiał. A ostatecznie uznał, że lepszym pomysłem będzie o wszystko zapytać lekarza. A jeszcze lepszym pomysłem będzie pozostawić to Jordie. Nie chciał wyjść na idiotę, bo chyba już w wystarczającym stopniu na takowego wyszedł, kiedy nie umiał rozszyfrować wyniku pieprzonego testu ciążowego. Ewidentnie męski mózg nie został stworzony do tych rzeczy. Mimo wszystko jednak odrobinę się stresował. Nie chcąc się spóźnić, wyszedł wcześniej z pracy, tłumacząc to wizytą u lekarza, lecz szczegóły zachowując dla siebie, bo póki co jakoś nie umiał chwalić się tym, że niechcący zrobił dziecko dziewczynie, która aktualnie była już jego byłą, co bynajmniej nie stawiało go w pozytywnym świetle i nasuwało jeden, oczywisty wniosek: że najpewniej zostawił ją, kiedy dowiedział się o ciąży. Tylko czy wtedy towarzyszyłby jej u lekarza? To już nie miało większego znaczenia. Fakty były takie, a nie inne, i w jakimś stopniu zawsze chyba będzie on po prostu wyrodnym ojcem. Co nawet szczególnie go nie dziwiło; był już kiepskim synem i kiepskim bratem, więc czemu tym razem miałoby okazać się inaczej? Przez kilka długich minut czekał na Jordanę przed szpitalem, nie do końca chcąc wchodzić do środka samemu; po kolejnych paru minutach dotarło do niego jednak, że może Halsworth po prostu była już w środku. Co więcej: może już czekała, albo weszła już do gabinetu? Troszkę się zdenerwował myślą, że miałby się spóźnić w taki głupi sposób, bo nawet jeśli sprawy między nimi miały się tak, a nie inaczej, to nie chciał tego jeszcze bardziej spieprzyć. Naprawdę... chciał przy niej być. Choćby tylko podczas tego badania i choćby tyko jako ojciec jej dziecka. Wkroczył więc do szpitala, na tablicy tuż przy wejściu odnajdując kierunek, w jakim powinien udać się na odpowiedni oddział. Dostał się windą na odpowiednie piętro, dalej szybkim marszem odnalazł numer gabinetu, jaki podała mu Jordie; by z ulgą odkryć, że jeszcze jej tu nie było, a to on po prostu zjawił się sporo wcześniej - co okazało się o tyleż pocieszające, co i odrobinę krępujące, gdy, obok kilku kobiet i jednej pary, nagle był tu, w poczekalni do ginekologa, jedynym osamotnionym facetem. Zerknął ponownie na zegarek, po czym przespacerował się od jednej ściany do drugiej, z dziecięcym niemal zafascynowaniem podziwiając zawieszone na nich plakaty i grafiki kobiecych narządów. Zapewne niejeden mężczyzna mógłby się tu czegoś nauczyć, ale Chet wydawał się być bardziej skupiony na zniecierpliwionym przestępowaniu z nogi na nogę oraz spoglądaniu to na telefon, to w stronę korytarza, ilekroć tylko słyszał kobiece kroki inne niż te należące do noszących specyficzne obuwie pielęgniarek. Aż wreszcie, po raz kolejny zerkając przez ramię, ujrzał właśnie pannę Halsworth. Na jego twarz wstąpiła widoczna ulga, gdy zrobił krok w stronę Jordany i zatrzymał się nagle. W normalnych okolicznościach przywitałby ją buziakiem, ale obecnie nawet całus w policzek nie wydawał się odpowiedni, więc finalnie brunet tylko uśmiechnął się lekko, wciskając dłonie do kieszeni spodni. - Cześć. Dobrze, że już jesteś. Zaczynałem dziwnie się czuć w poczekalni do ginekologa bez... - dziewczyny? partnerki? matki dziecka? - ...ciebie. Jak się czujesz? - chyba zamierzał ją teraz o to pytać za każdym razem, ale czy to coś złego? Co najwyżej trąciło nieco hipokryzją, skoro chciał wiedzieć, jak się czuła, i chciał być przy niej, a nie umiał wyciągnąć ręki na zgodę. Nie mieli jednak zbyt wiele czasu na pogawędki, gdy wkrótce wywołano Jordie i mogli wreszcie wejść do gabinetu. W czasie gdy Jordie przygotowywała się do badania, pani doktor próbowała jeszcze zagaić rozmowę: że pierwsza ciąża, że nie ma się czym stresować, i że nie ma się też czym martwić, jeśli nie uda się za wiele zobaczyć podczas tego pierwszego badania - ale trudno było ufać jej spokojnemu, nader uprzejmemu tonowi, kiedy w tym samym czasie przygotowywała te swoje narzędzia tortur, na widok których Chet aż poczuł się trochę nieswojo. I bynajmniej nie zazdrościł Jordanie, ani generalnie żadnej innej kobiecie, która miała wątpliwą przyjemność przechodzić badanie ginekologiczne. Nie chcąc jednak dodatkowo stresować panny Halsworth - żeby nie czuła, że ktokolwiek poza lekarką zagląda jej między nogi - kiedy usadowiła się w fotelu, brunet od razu stanął tuż obok niej. Ale nie wziął jej za rękę. Właściwie to sam był pewnie nie mniej spięty niż przyszła mama. I szczerze? Czuł się jak na jakimś sprawdzianie. Jakby to, jak zareaguje na to, co zobaczą za moment na monitorze, miało zweryfikować czy nadawał się na bycie ojcem. I trochę się obawiał - że nie zareaguje tak, jak Jordie by to sobie wyobrażała, i że zostanie źle zrozumiany. Znowu.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

5. To jest ważny dzień: na pewno ważny dla Jordany, bo w istocie w końcu chciała zasięgnąć opinii i porady kogoś doświadczonego i wtajemniczonego w tematy ciążowe. Co więcej, chciała w ogóle mieć pewność co do tej ciąży, bo póki co opierała się wyłącznie na pozytywnym teście ciążowym oraz potencjalnych objawach… ale mówi się, że to jeszcze nie jest sto procent pewności. Chociaż ona sama właściwie czuła to, że w jej ciele rodzi się nowe życie, dlatego nie miała wątpliwości, ale ta pierwsza wizyta pod tym względem również jest niezmiernie ważna. Ciężko było się oswoić z tą myślą, do tego momentu chyba jeszcze to do niej tak całkowicie nie docierało i dopiero dzisiaj miała się to stać jakby bardziej rzeczywiste. Trudno więc było to nazwać ekscytacją, chociaż zapewne dla przyszłych rodziców, którzy starali się o dziecko – to na pewno przełomowy i ekscytujący moment, dla Jordany i Chet’a? Raczej po prostu trudny i stresujący, bo kompletnie nie byli na to gotowi; zwłaszcza jeszcze w tej sytuacji, w której obecnie się znajdowali, kiedy nie mogli na siebie liczyć jako para, a jedynie z poczucia pewnego rodzaju obowiązku – i po to, aby Jordie nie była w tym sama. Trudno było więc doszukiwać się szczęścia i radości, bo to nadal był dla nich nieznany grunt. Ciekawość jednak zrodziła się w niej już jakiś czas temu, chciała wiedzieć więcej – chciała wiedzieć co ma robić, co jeść, co przyjmować i jak dbać o siebie, bo chociaż daleko było jej pewnie do tytułu matki roku i w ogóle nawet trudno było jej myśleć o byciu matką, to w istocie nie chciała, by dziecku przydarzyło się coś złego. Coś złego – z jej winy. Zasięgnięcie wiedzy w Internecie nie przyniosło jej upragnionych informacji, chociaż na pewno rozjaśniło jej co nieco w głowie – kobiety po prostu z natury są chyba przygotowane do tej roli, nawet jeżeli ta ciąża całkiem je zaskakuje. Mają to we krwi, podobno. Jakże jednak nie byłaby do tego przygotowana przez naturę, to i tak była cała w nerwach i chyba jedynie myśl o tym, że Chester także tam będzie, dodawała jej jakiejkolwiek otuchy. Sama pewnie nie dałaby sobie rady. Bynajmniej miała nadzieję, że się tam pojawi, bo tak właśnie się umówili, ale… zawsze istniał cień ryzyka, iż nie dotrze. Co wcale nie świadczyło o tym, że sądziła, że może ją wystawić albo stchórzyć, ale dlatego, że koleje losu są niezbadane. A dzisiaj potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek, dlatego jadąc na miejsce taksówką naprawdę nie mogła już wysiedzieć na miejscu, tym bardziej, iż trafili jeszcze na korek i stresowała się tym bardziej na myśl, że albo nie zdąży albo to brunet będzie musiał na nią czekać. Gdy więc dotarli w końcu pod szpital, przynajmniej odrobinę odetchnęła z ulgą, uregulowała koszt przejazdu i udała się do środka, dobrze znając drogę, bowiem tutaj właśnie bywała na regularnych wizytach u swojej pani ginekolog. Nie żeby to było coś przyjemnego albo żeby w ogóle było to przyjemne miejsce, ale nie było jej jednak obce. Zmierzając na właściwy oddział, rozglądała się już za Chet’em, bo nie widziała go przed budynkiem i w końcu idąc dalej, poczuła wewnętrzną ulgę, gdy odwrócił się i dostrzegli się wzajemnie, być może jednak nieco zmieszani tym faktem. Przystanęła jednak w końcu tuż obok niego, nie do końca szczęśliwa tym powitaniem – a właściwie jego brakiem, ale nie mogła wymagać zbyt dużo, tak? Ważne, że w ogóle tutaj był i to doceniała bardzo. – Cześć. Przepraszam za spóźnienie, myślałam, że będę wcześniej… a przynajmniej chciałam być wcześniej, ale były korki w centrum – wyjaśniła szybko, ściskając nieco mocniej jedną dłonią drugą dłoń, w geście istotnego zdenerwowania – Cieszę się, że jesteś – przyznała szczerze, spoglądając ponownie na niego i posyłając mu łagodne, ciepłe spojrzenie, chociaż mógł w jej oczach dostrzec strach i zdenerwowanie. W oczach i w ciele, bo doprawdy teraz nie była sobą. Cieplej zrobiło się jej jednak na sercu, gdy znowu zainteresował się jej samopoczuciem, przez myśl przeszło jej, że może robi to po prostu machinalnie, pyta – bo powinien, ale mimo wszystko było to miłe. Niezależnie od intencji. – Czuje się trochę lepiej niż w ciągu ostatnich dni, ale teraz… strasznie się stresuje – westchnęła cicho, chociaż chyba nawet nie musiała o tym mówić głośno, bo było to dobrze widać. Nie miała jednak zbyt wiele czasu na to, aby odetchnąć, bowiem poproszono ją do gabinetu, do którego weszła wraz z Chet’em, przedstawiając go uprzednio swojej lekarce. Po krótkiej wymianie zdań i wstępnej rozmowie, a także po poinformowaniu jej, iż najpewniej jest w ciąży, przeszła na stanowisko obok, gdzie przygotowała się do badania. Do narzędzi tortur nieco była już przyzwyczajona, aczkolwiek nigdy nie było to coś niezwykle przyjemnego – tak czy inaczej, jak trzeba to trzeba. Szczególnie w tym przypadku. Nie stresowała się jednak w żaden sposób obecnością Chet’a, bo w istocie wszystko już przecież widział, nawet więc jeżeli nie byli obecnie parą, nie miała się chyba na razie czego wstydzić. Poza tym nie zamierzała także oceniać jego reakcji na to co usłyszą czy zobaczą, chociaż na pewno miała cień nadziei na coś pozytywnego – ale, przyjmie chyba wszystko. W końcu na to nie miała żadnego wpływu. Czuła jak szybko biło jej serce, ale starała się zachować względny spokój, gdy zaczęło się badanie. – Tak, z całą pewnością jest Pani w ciąży – po chwili ciszy, oznajmiła jej lekarka, posyłając w ich stronę przyjazny uśmiech, jakby to faktycznie miała być ta dobra wiadomość. Ale czy na pewno była? Jordie uniosła jednak kąciki ust ku górze, by nie pozostać całkowicie niewzruszoną tym faktem, ale chyba dopiero przetwarzała to w swojej głowie. Jest w ciąży – i nie ma już odwrotu. Domysły stały się faktem, a to co niewidzialne, nagle nabrało kształtu, gdy przysunęła w ich stronę monitor, na którym właśnie ukazał się bliżej nieokreślony kształt, który z całą pewnością był ich dzieckiem. – A to Państwa dziecko – wskazała dla pewności to konkretne miejsce na ekranie, wyjaśniając drobne szczegóły, sprawdzając czy dziecko rozwija się prawidłowo oraz ustalając jakiś zbliżony czas trwania tej ciąży – To początek drugiego miesiąca – oznajmiła, dodając również, iż ciąża na pewno nie jest bliźniacza – bo przecież istniała i taka możliwość, której chyba oboje nie wzięli pod uwagę. Na to jednak Jordie odetchnęła z wyraźną ulgą. Nadal jednak ogarniał ją taki szok, że niemalże nie odrywała wzroku od monitora, wpatrując się w swoje dziecko. Lekarka w końcu znowu ciepło się uśmiechnęła, wcisnęła pewien przycisk na klawiaturze przed sobą i w sali rozległ się nieco dziwny dźwięk. – Tak bije serca Waszego dziecka – wyjaśniła, bo dźwięk może nie do końca to jeszcze przypominał, serce biło doprawdy szybko, ale było to wręcz niewyobrażalne doświadczenie. Jordie odchyliła aż głowę, by spojrzeć na Chestera w tym konkretnym momencie, nie licząc na nic konkretnego, po prostu chciała podzielić z nim spojrzenie, a sama była chyba wyraźnie wzruszona. Właśnie teraz zrozumiała, że w jej brzuchu rozwija się nowe życie, mały człowiek – który ma serce, którego bicia właśnie słuchają. I tak cieszyła się, że może ten moment dzielić właśnie z nim, że tu jest i że ją wspiera, nawet jeżeli na odległość – nawet jeżeli bez kontaktu fizycznego, bo przecież nie złapał jej za rękę, ale… był tutaj. Jordie w końcu naprawdę się uśmiechnęła i powędrowała wzrokiem znowu na ekran, niemal chłonąc cały ten niewyobrażalny dla niej moment. Bo to doprawdy coś niezwykłego.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Gdyby po tym wszystkim - po tym całym zamieszaniu, jakie wywołała w życiu ich obojga informacja o ciąży - okazało się nagle, że Jordana nie sprawdziła tego wystarczająco dobrze i że jednak był to tylko fałszywy alarm, a oni, nastawieni na to, że zobaczą za chwilę swoje dziecko, zostaliby odprawieni z kwitkiem - Chet byłby wściekły. Że to wszystko - na nic. Bo to przecież byłaby chyba najgłupsza rzecz pod słońcem. Oczywiście dopiero po chwili odczułby nieopisaną ulgę i dotarłoby do niego, że w gruncie rzeczy to dobra wiadomość - znacznie lepsza niż ta, że dwoje kompletnie nieprzygotowanych na to ludzi ma zostać rodzicami - ale chyba nie brał już pod uwagę innej możliwości i chyba nie modlił się już (tylko do kogo, skoro nie wierzył w żadnego Boga?), żeby to nie było prawdą. Bynajmniej nie dlatego jednak, że zapragnął mieć dziecko - nie bardziej, niż dwa dni temu, gdy rozmawiał o tym z Jordie. Ale w jakimś stopniu się z tym pogodził i zrozumiał, że nie mogą już zrobić nic, aby to zmienić. Niemniej jednak samo istnienie tego, co rozwijało się w brzuchu Jordany, pozostawało dla niego trudne do przyswojenia i do objęcia tym swoim mózgiem pragmatyka-realisty, który wierzył wyłącznie w to, co namacalne. Ale przecież ich dziecko również takie było, skoro dało się je zobaczyć, prawda? Nawet jeśli nie miało jeszcze widocznych rączek, nóżek, czy twarzy. Najwyraźniej jednak i to nie zawsze było gwarantem człowieczeństwa oraz ludzkich odruchów, w których intencje u Chestera panna Halsworth wciąż powątpiewała, mimo iż wydawało się, że powinna ona już wiedzieć, że kiedy brunet pytał, jak się czuła - to pytał, bo go to interesowało, bo mu na niej zależało, a to, że nie byli razem jako para, w żaden sposób nie zmieniało faktu, że po prostu chciał wiedzieć, jak się miała. Z drugiej jednak strony - Jordana nigdy chyba tak do końca nie wierzyła w to, że jego zainteresowanie i troska były szczere. A on sądził, że zapewniał ją o tym wystarczająco wiele razy - jeśli więc nadal miała co do tego wątpliwości, to najwidoczniej tak już miało pozostać. - Następnym razem chyba powinniśmy przyjechać razem - zasugerował. Nie próbował jednak jej nawet teraz uspokajać, bo i sam oazą spokoju nie był, choć w jego przypadku ten drobny stres objawiał się pewnym zdystansowaniem, przez które mógł zwyczajnie sprawiać wrażenie, jakby kompletnie nim to wszystko nie wzruszało. Wszak to nie on miał mieć badanie, tylko Jordie, więc - czym tu się stresować? Potwierdzenie, jakie padło z ust pani doktor po tym, jak już rozpoczęła badanie, brunet przyjął więc z całkowitym - zapewne jednak pozornym - spokojem; nawet nie drgnął na brzmienie słowa "ciąża", co stanowiło spory postęp względem tego, jak zachował się tych kilka(naście) dni temu na widok testu - wtedy jeszcze nawet nie znając jego wyniku. Spojrzał następnie na monitor, i aż zmrużył oczy, skupiając wzrok na wskazanym przez lekarkę punkcie, ale szczerze, to chyba nawet nie liczył na to, że na tym etapie dostrzeże tam coś, co będzie choćby w niewielkim stopniu przypominało istotę ludzką. Mimo to zdobył się na nieznaczne kiwnięcie głową, tak jakby rzeczywiście widział tam ich dziecko, a nie tylko mały punkcik na tle trochę większej plamki. Jednak niezależnie od tego, jak To wyglądało - to bez wątpienia tam było, w brzuchu Jordie, i nawet nieznacznie się na tym obrazie usg ruszało. A więc żyło. I chyba powoli - powoli - zaczynało do Chestera docierać, że wspólnie z Jordie stworzyli coś, co żyło, nawet jeśli on sam do końca jeszcze nie wiedział, jak się z tym czuć, więc nie dało się z niego rozczytać zbyt wielu emocji; mimo że takie pierwsze doświadczenie dla przyszłego rodzica z pewnością nie mogło się równać z żadnym innym. W pewnym momencie natomiast brunet przyłapał się na dwóch rzeczach: na tym, że zamiast w monitor, wpatrywał się już bezmyślnie w profil Jordie, która wydawała się być ewidentnie poruszona możliwością ujrzenia ich dziecka po raz pierwszy - co i jemu samemu pozwoliło odczuć pewną ulgę i chyba też takie miłe ciepło gdzieś w środku - bo może jednak nie zrujnował doszczętnie jej życia; oraz na myśli, że wyglądała ona dziś tak dziewczęco, iż trudno było sobie wyobrazić, aby istotnie za kilka miesięcy miała zostać matką... - Może pan podejść bliżej... potrzymać narzeczoną za rękę - zachęciła go pani doktor, dostrzegając najwidoczniej, że Chet nie do końca wiedział, jak powinien się zachować - co pewnie było dość typowe dla przyszłych tatusiów, którzy zjawiali się w owym gabinecie ze swymi partnerkami. Tylko że sytuacja jego i Jordie wciąż pozostawała, najdelikatniej mówiąc, niejasna, przez co Chet istotnie był trochę nieswój, mimo że w innych okolicznościach nie wahałby się ani chwili. I teraz - dopiero jednak kiedy pchnęła go ku temu lekarka - również się dłużej nie wahał i, nie dyskutując nawet z tym, że Jordie nie była jego narzeczoną, ani nawet dziewczyną - jak na zawołanie chwycił brunetkę za rękę bez chwili zastanowienia; jakby tylko czekał na jakiś impuls lub przyzwolenie, by to zrobić. Bo być może ona tego potrzebowała? Bo może oboje potrzebowali, aby poczuć, że jednak są w tym razem, gdy Chet zamknął drobną, kobiecą dłoń we własnej, posyłając pannie Halsworth ciepły uśmiech w chwili, kiedy ich spojrzenia ponownie się spotkały. I mimo wszystko cieszył się, że tu z nią był, i że mógł zobaczyć i usłyszeć to wszystko na żywo, a nie tylko na wydruku, jaki, kończąc wkrótce badanie, lekarka wręczyła przyszłym rodzicom, by mogli podzielić się swoją radością z resztą świata.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Pogodzenie się z sytuacją, w tym wypadku chyba brzmiało jak całkiem logiczne wyjaśnienie. Jordana bynajmniej pogodziła się z tym chyba na tyle, by w ogóle nie brać nawet pod uwagę już tego, że w istocie ta wizyta mogłaby wszystko zmienić, że lekarka mogła przecież zaprzeczyć tym przypuszczeniom, bo w istocie test ciążowy nigdy nie dawał stuprocentowej pewności. Nie dawał, a mimo to ciemnowłosa po prostu czuła, że to nie jest coś innego, że to jest ciąża – bo chyba nie mogła się w tej kwestii pomylić, wszystko bowiem na to wskazywało. Nawet jeżeli w ciąży nigdy nie była. Natura rządzi się bowiem swoimi prawami, a jako, że przygotowała kobiety do tej konkretnej roli, to chyba Jordie – nawet mimo niedoświadczenia i młodego wieku – czuła, że to jest właśnie to. Jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało. Ale gdy pani doktor jasno potwierdziła, że z całą pewnością rozwija się w jej brzuchu nowe życie, to po prostu uzmysłowiła sobie pierwszy raz tak mocno, że nie ma już odwrotu – że to co dotąd sobie wyobrażała, stało się namacalne, bo właśnie mogła zobaczyć na niewielkim ekranie, jeszcze mniejszy punkcik, który w istocie był ich dzieckiem. I w jakimś stopniu ją to rozczulało – może to z powodu hormonów, może z uwagi na to, że to dziecko było jej i nie przypadkowej osoby, ale właśnie Chestera, więc… to nie jawiło się jej nagle jako istna katastrofa. Owszem, była przerażona tym wszystkim i nie wyobrażała sobie siebie jako matki ani ich wspólnego rodzicielstwa, na które istotnie nie byli gotowi, ale – czuła się z tym po prostu inaczej. Być może nie umiała tego jasno wytłumaczyć, niemniej jednak fakt, że coś połączy ją z Chet’em na całe życie wcale nie jawiło się jej jako coś strasznego, bała się jedynie tej odpowiedzialności, zakresu obowiązków i końca beztroskiej młodości, którą na dobrą sprawę aż tak bardzo się nie nacieszyła. Poza tym nadal nie skończyła nawet studiów, więc nagłe pojawienie się dziecko wiele utrudniało, w dodatku gdy miała być w tym sama – hipotetycznie, bo pomoc bruneta na pewno będzie nieoceniona, ale – nie będą w tym razem, nie tak jakby Jordie tego chciała. I nie tak jak chciała tego od początku. Oczywiście istotnie należy dodać, że: na własne życzenie, ale fakt jest taki, że wcale nie tego oczekiwała i gdyby jedynie mała drobna rzecz potoczyła się inaczej, to dzisiaj mogliby dzielić ten moment naprawdę razem, nie zaś w bezpiecznej odległości, którą zachowywał brunet. Nie spodziewała się jednak, że to właśnie lekarka popchnie go do tego, by zniwelował tę odległość, chociaż istotnie Jordie poczuła się nieswojo z myślą, że być może tego nie chciał, ale to ona go do tego zmusiła. I nawet była gotowa wyjaśnić, że nie jest jej narzeczonym, ale wtedy Chet po prostu podszedł i ujął jej dłoń, więc niemal automatycznie zacisnęła swoje palce na tej jego. Zrobiła to bardzo chętnie, bo naprawdę pragnęła wreszcie poczuć go blisko siebie, dlatego spojrzała na niego ponownie i z ulgą przyjęła uśmiech na jego twarzy – którego się nie spodziewała, ale był dla niej ważny. Odwzajemniła go więc i wróciła wzrokiem na ekran monitora, by teraz, gdy trzymała mocno dłoń Chestera, wpatrywać się w ich dziecko i słuchać bicia jego serca. Lekarka pozwoliła im na to jeszcze przez chwile, przy okazji wyjaśniając, że dziecko rozwija się prawidłowo, a potem, gdy zakończyła badanie, wręczyła im wydruk – pierwsze zdjęcie dziecka. Gdy więc Chet poszedł z lekarką w okolice biurka, Jordana doprowadziła się do porządku i dołączyła do nich, by porozmawiać jeszcze chwile na temat ciąży – a od pani doktor otrzymała skierowanie na badania, między innymi krwi, a także listę leków i witamin, które należało zażywać oraz krótkie wskazówki co do tego jak o siebie dbać. – Zalecam przede wszystkim dużo spokoju, proszę zadbać o narzeczoną – uśmiechnęła się ciepło do Chet’a, kolejny raz pewnie wprowadzając ich w lekkie zakłopotanie, ale Jordie życzliwie podziękowała jej za wszystko i przy okazji umówiła się na kolejną wizytę, po czym wraz z brunetem opuściła gabinet. Dopiero, gdy przeszli nieco dalej, powoli zmierzając do wyjścia, odetchnęła głęboko, spoglądając raz jeszcze na wydruk, który dostali. – Ciężko mi uwierzyć, że to nasze dziecko – stwierdziła nagle, zerkając na niego, gdy ramie w ramię przemierzali szpitalny korytarz. Zatrzymała się jednak nagle i spojrzała na niego tym razem, wsuwając zdjęcie do torebki. – Dziękuję, że tu ze mną byłeś. Jeszcze nie mogę dojść po tym do siebie, po tym, co widziałam i że słyszeliśmy bicie serca. To takie… dziwne – zmarszczyła nos, zastanawiając się nad doborem słowa, ale żadne inne nie przyszło jej do głowy – Nie wiem czy mnie to uspokoiło czy raczej jestem przerażona jeszcze bardziej – westchnęła i pokręciła przy tym lekko głową, uciekając wzrokiem gdzieś w bok – Zamówię taksówkę i czekając na nią, przewietrzę się jeszcze chwile, muszę odetchnąć. Spieszysz się? Możesz ze mną jeszcze chwile zostać? – wskazała ruchem głowy drzwi wyjściowe, do których ponownie się udali, by po chwili wyjść już z budynku, który chyba nikogo nie napawał optymizmem. Zdecydowanie lepiej poczuła się więc będąc już na zewnątrz i przystanęła gdzieś z boku, nieopodal drewnianej ławki, na której można było usiąść, ale nim usiadła, sięgnęła jeszcze do torebki, by wyjąć telefon. Była bardzo ciekawa jak na to wszystko zapatrywał się Chet, bo istotnie ciężko było cokolwiek z niego wyczytać, mimo, iż zdołał się tam do niej uśmiechnąć, co na pewno dodało jej otuchy. Ale teraz? Czy poruszyło go tak samą jak ją? Czy też się stresował? Co myślał o tym co zobaczył i usłyszał? Zagryzła więc lekko dolną wargę, bo strasznie ją to ciekawiło, dlatego skierowała na niego ponownie wzrok, ściskając w dłoni telefon. W końcu mieli szczerze ze sobą rozmawiać, tak? – Oddałabym wiele żeby wiedzieć co teraz myślisz.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Bez wątpienia Jordie odczuwała to wszystko zupełnie inaczej niż on - bardziej bezpośrednio, gdyż jako przyszła matka, od początku posiadała więź z tą mała istotą, jaka się w niej rozwijała. Mężczyzna nie był nawet w stanie sobie tego wyobrazić; podobnie jak i wielu innych rzeczy związanych z ciążą i porodem. Może dlatego był zaskoczony tym, jak szybko Jordie zaakceptowała tę nową rolę, jaka przypadła jej w udziale - szybciej chyba, niż on zaakceptował myśl, że wkrótce będzie ojcem. Bo chociaż zaakceptował - wszystko na to wskazywało - to czy rzeczywiście dotarło to już w pełni do jego świadomości? Sam chyba nie był pewien - ba, możliwe, że dotrze to do niego tak naprawdę dopiero w momencie, kiedy weźmie to dziecko na ręce - skoro nadal starał się to wszystko objąć raczej rozumem, aniżeli sercem, tak jak wydawała się to zrobić Jordie. I może w tej kwestii to on jej nie docenił, jeśli patrząc na nią nadal widział dziewczynę - tę, przy której i on sam mógł czuć się młodziej; a teraz obojgu im przyszło nagle, niemal z dnia na dzień, dorosnąć - nie fizycznie, ale emocjonalnie. Dorosnąć do bycia rodzicami, do wzięcia odpowiedzialności za to, co razem powołali do życia; bo skoro to potrafili zrobić, to reszta powinna okazać się równie łatwa... prawda? Tego jednak nikt im nie mógł zagwarantować, prawda była taka, że w tej kwestii od początku do końca wszystko zależało od nich samych i to właśnie było najbardziej przerażające. A mimo to Chet, trzymając Jordie za rękę i patrząc na ich dziecko, nie czuł w tej chwili przerażenia. To z pewnością nadejdzie, teraz chyba był na to zbyt oszołomiony: może tym widokiem, a może tym, jak wiele razy tego dnia padło już słowo "dziecko" i jak mocno zaczęło to dobijać się do jego świadomości. Dlatego jedynym, co był w stanie zrobić po tym, jak po rozmowie z lekarką opuścili gabinet, było: odetchnąć. Wszystko dodatkowo utrudniała sytuacja pomiędzy nim i Jordie - gdyby ta była inna, zapewne łatwiej byłoby mu odnieść się do tego, czego przed momentem uświadczyli. Może nawet się tym cieszyć; a może tylko zdobyłby się na jakiś kiepski żart pokroju: ja tam nie zauważyłem żadnego podobieństwa - bo często kiedy nie do końca wiedział, co powiedzieć, ubiegał się do żartów. Ale teraz pokiwał jedynie głową, z wzrokiem utkwionym przed sobą, gdy maszerowali już szpitalnym korytarzem. - Mi też - przyznał, by spojrzeć na Jordanę dopiero, gdy się zatrzymała, powodując, że i on przystanął w miejscu, i ponownie skinął głową, świetnie rozumiejąc, co miała na myśli. On także nie użyłby teraz innego słowa niż "dziwne". - Nie musisz za to dziękować, Jordie, chciałem tu z tobą być. I cieszę się, że mogłem. Nie chcę... niczego przegapić - odrzekł zgodnie z prawdą; bo nie chciał być w tym trochę, choć i tak nie był przy Jordanie cały czas i z pewnością wiele rzeczy jeszcze go ominie i przy wielu z nich nie będzie jej towarzyszył. Nie będzie przy niej, kiedy po raz pierwszy odczuje ona, jak ich dziecko się rusza, nie dotknie wtedy jej ciążowego brzuszka. Właściwie to jeszcze go nie dotykał - chyba że nieświadomie, kiedy jeszcze było między nimi dobrze, zanim w ogóle dowiedzieli się, że coś się tam zagnieździło, a tym samym - zanim wszystko w jednej chwili doszczętnie się popsuło. I ta świadomość - świadomość tego, jak wiele go ominie, mimo że niczego w tym momencie nie pragnął bardziej niż być przy Jordie - chyba zwyczajnie łamała mu to przyszło-ojcowskie serce. I cholernie tego żałował - bo choć żadne z nich tego nie planowało, to oboje z pewnością zdawali sobie sprawę, że to nie tak miało wyglądać. Ale właściwie nie miał jej już za złe tego, że nie pozwoliła mu być bliżej i czynniej w tym wszystkim uczestniczyć. Po prostu było mu szkoda, bo chyba... naprawdę tego chciał. Mimo że jeszcze parę dni temu gotów był zupełnie usunąć się w cień - ale i wtedy zamierzał to zrobić nie dlatego, że tak było mu wygodniej, lecz dlatego, iż sądził, że Jordie nie chciała go w życiu swojego dziecka - i że pewnie miała rację. - Nie chcę cię straszyć, ale zgaduję, że od tej pory wszystko będzie już tylko bardziej przerażające - zauważył, mając na myśli to, że wszystko tak naprawdę zacznie się dopiero po narodzinach dziecka; chociaż z drugiej strony, już sama perspektywa samotnego macierzyństwa mogła być dla Jordany równie przerażająca. I w ogóle - miała ona chyba znacznie więcej powodów do obaw, niż on. - Nigdzie się nie spieszę. Odetchnij sobie, a później cię podwiozę - zaproponował, kierując się następnie wraz z Jordaną do wyjścia, by pozostawić za sobą ten zapach szpitala, a odetchnąć świeżym powietrzem. Zerknął na ciemnowłosą, gdy zagaiła o to, co obecnie myślał, a zaraz potem uciekł ponownie wzrokiem, wzruszając nieznacznie ramionami. Mimo iż czasem zdawał się twierdzić, że znał odpowiedź na wszystko, to nie lubił takich pytań; nie umiał na nie odpowiadać. - Sam nie wiem, co myśleć. Dla mnie to też jest... dziwne. Że naprawdę będziemy mieli dziecko - parsknął głucho pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Ale myślę, że będzie dobrze - dodał zamyślony. Chciał zapewnić ją, że da sobie radę - że oboje dadzą sobie radę, ale - nie mówił jej jednak wszystkiego, o czym myślał: że będą mieli dziecko, ale nie będą mieli rodziny, i że to dziecko również nie będzie jej miało. Nie chodziło oczywiście o dziadków, ciotki czy wujków, ale o dom, z obojgiem rodziców. I nie mówił jej o tym, jak bardzo chciałby, żeby mogło być inaczej.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Na pewno zaskakującym było to jak – szybko – zaakceptowała ten stan rzeczy, ale z drugiej strony, czy w ogóle mogła go nie zaakceptować? Czy wtedy byłoby jej lepiej? Myśl o tym, że rośnie w niej nowe życie napawała ją strachem, ale obecnie w jakimś stopniu jednak również ekscytacją. Z całą pewnością odczuwała to wszystko znacznie mocniej niż Chet, bo jako kobieta brała na siebie niemal wszystko co związane z ciąża i porodem, czyli generalnie ze sprowadzeniem na ten świat nowej, małej istoty, którą jednakże stworzyli razem. Nie wiedziała więc jakie przemyślenia w tej kwestii miał on: że nie do końca jeszcze to wszystko poczuł, że nie do końca w to uwierzył i że nie do końca mógł przyjąć to do swojej wiadomości. Jej na pewno było o tyle prościej, iż to nowe życie rozwijało się w niej, więc była z tym mocniej związana emocjonalnie i to też mocno wpływało na jej organizm. Ale ogólnie Jordana na pewno nie była na to w stu procentach gotowa – możliwe, że nawet do końca nie wiedziała co ją czeka i jak to wszystko będzie wyglądało; bo to istotnie niemal jazda bez trzymanki, ale z drugiej strony na przykład jej starsza siostra ma już dzieci, więc to też nie tak, że z takimi nie miała nigdy styczności. Nigdy jednak nie myślała o – swoich dzieciach. Ale na rozmyślenia było już za późno, trzeba było przyjąć to co dał los i jakoś się z tym zmierzyć, chociaż istotnie dotrze to do niej tak zupełnie zapewne dopiero wtedy, gdy będzie mogła to maleństwo wziąć w swoje ramiona. Jednak nie chciała aż tak daleko wybiegać myślami, bo to jeszcze przecież kilka długich miesięcy, a na ten moment miała – mieli – jeszcze wiele innych problemów do rozwiązania. I przede wszystkim musiała przystosować do tego całe swoje życie, zmienić je, przygotować – także głównie to życie zawodowe, które dotąd nie było niczym zamącane, a teraz trzeba wywrócić je do góry nogami. Nie chciała zmiana, ale nie mogła żyć dalej bez nich – bo teraz musiała brać pod uwagę już kogoś innego, nie mogła więc myśleć jedynie o sobie. Nadal również w tym wszystkim był też Chester, który mimo, iż był tutaj przy niej – był fizycznie, to miała wrażenie, że mentalnie jakby nie do końca. I chyba tego tak naprawdę najmocniej jej brakowało, jego obecności stuprocentowej, tego, aby był z nią w tym tak na całego, nawet jeżeli nie do końca docierało jeszcze do niego co się dzieje. – Naprawdę nie chcesz? – spojrzała na niego, gdy przyznał, że niczego nie chciałby przegapić, co poniekąd również w jakiś sposób ją rozczuliło. Niemalże miała ochotę się uśmiechnąć na samą myśl o tym, że Chet chciał czynnie w tym uczestniczyć, ale – nie mógł. Chociaż właściwie mógłby, ale nie mogła przecież na niego naciskać w tej kwestii, bo nawaliła i miał prawo być zły czy rozczarowany, mógł jej nie ufać i mógł mieć żal. Ale istotnie chciała go znowu w swoim życiu, tylko nie wiedziała co zrobić, by tak się stało. – Wiem, że chcesz przy mnie być… przy dziecku, ale jeżeli to będzie wyglądało tak jak teraz, to chyba nie zdołasz nie ominąć wszystkiego co się będzie działo. Bo nie będziesz przy mnie przez cały czas… - stwierdziła, poniekąd uzewnętrzniając jego przemyślenia – Chociaż chciałabym żebyś był – dodała jeszcze nieco ciszej, sięgając po telefon, ale, gdy zaproponował nagle, że ją odwiezie, kiwnęła chętnie głową i schowała go ponownie. Właściwie miała nadzieję, że to właśnie zrobi, ale nie chciała się narzucać – nadal nie miała pewności co może a czego nie: co mówić i co robić, aby było dobrze. I szczerze nie lubiła tego poczucia bezradności i niepewności, a przecież jeszcze całkiem niedawno czuli się przy sobie tak cudownie beztroscy i pewni wszystkiego. Cholernie za tym tęskniła. Tak jak i za jego bliskością, na którą chyba obecnie była nieco bardziej wyczulona i wewnętrznie pragnęła znaleźć się znowu w jego ramionach, w których mogłaby zapomnieć o całym świecie. Ale nie mogła – i tak myśl doprawdy ją bolała. – Dobrze, to chwile sobie odetchnę świeżym powietrzem i możemy jechać. I tak, na pewno od teraz wszystko będzie bardziej przerażające… chociaż pewnie i równie ekscytujące, przynajmniej taką mam nadzieję. A może jedynie naiwnie się łudzę – westchnęła cicho i przysiadła sobie jedynie na oparciu ławki, właściwie wsparła się o to oparcie pośladkami i zawiesiła wzrok na osobie Callaghana, sięgając ponownie do torebki, bo zorientowała się, że schowała oba zdjęcia, które dostali od lekarki. Spojrzała na to, które wyjęła i wysunęła rękę w jego kierunku, podając mu je. – Nie wiem czy chcesz jedno z nich… ale dostaliśmy dwa, więc… - wręczyła mu je, bo ona pragnęła by je miał, a czuła, że tego chyba chce. Może nie był jeszcze w stu procentach pewien, ale znała go – na tyle dobrze, by móc wyczuć, iż poniekąd godził się z sytuacją. Może jedynie nieco dłużej niż ona. Słuchając więc jego odpowiedzi na własne pytanie, poczuła znowu to nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca – chociaż przyznał, że będzie dobrze, to jednak z małym przekonaniem, chociaż w tej kwestii oboje chyba łudzili się właśnie, że jakoś to będzie. Że będzie dobrze, bo musi być, prawda? – Połączy nas na całe życie – zauważyła ni stąd ni zowąd, wbijając wzrok w chodnik tuż przed sobą – A ja odebrałam mu szansę na normalną rodzinę… naprawdę żałuje, że to wszystko zepsułam. Czasami to moje impulsywne działanie chyba było całkiem fajne, ale jak się okazuje, czasami mogło wszystko zepsuć. Doceniam jednak, że chcesz tutaj być, mimo tego co zrobiłam - bo bardzo chce żebyś tutaj był. Wolałabym, abyś był… no wiesz, tak naprawdę ze mną – zerknęła na niego, gdy nieco się zbliżył, ale po chwili pokręciła jedynie lekko głową i uśmiechnęła się nieco smutno, odwracając wzrok – Tęsknie za Tobą.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Paradoksalnie to, co z założenia powinno być przejmującym i ekscytującym przeżyciem dla przyszłych rodziców - możliwość ujrzenia swojego dziecka po raz pierwszy - w ich przypadku okazywało się nieco... przygnębiające. I, poza tymi najbardziej oczywistymi emocjami, przywodziło też na myśl wszystkie rzeczy, które zrobili źle i które w dalszym ciągu robili źle - a tych ewidentnie między nimi nie brakowało. Choć z pewnością lepszym dla wszystkich, już nie tylko dla nich, ale także dla ich dziecka, byłoby skupić się na naprawianiu tych błędów - lub, jeśli nie umieli tego zrobić, to na puszczeniu ich w niepamięć, by móc ruszyć dalej - to z jakiegoś powodu okazywało się to trudniejsze do zrealizowania, niż mogliby przypuszczać. A przecież i bez tego wystarczająco wiele zaprzątało już ich głowy - choć obecnie z całą pewnością znacznie więcej zaprzątało tę Jordie, bo to głównie jej życie miało się zmienić, i to jej przyszłość znów była kompletną niewiadomą - i trudno powiedzieć, czy podobną niewiadomą była ich relacja, czy też ta była już przesądzona... Tę kwestię - jej przyszłości - Chet również zamierzał poruszyć, bo właściwie nie wiedział, co Halsworth planowała teraz zrobić w kontekście ciąży i chociażby studiów, ale po pierwsze, ta rozmowa nie do końca potoczyła się w wygodny dla nich sposób, a po drugie - może to w ogóle nie była dobra pora i może oboje potrzebowali po prostu czasu, by oswoić się z tym, co miało przed chwilą miejsce, by zacząć jaśniej myśleć. - Wiem. Nie będę przy tobie - potwierdził niechętnie, mimo że wystarczyłoby dodać, że chciałby być. Zabawne, jak momentami wydawało się, iż myśleli dokładnie o tym samym i byli tak zgodni, że nawet słowa okazywały się zbędne; a mimo to niekiedy rodziło się między nimi tak ogromne nieporozumienie, którego nijak nie umieli przeskoczyć. Choć to ostatnie było akurat spowodowane faktem, że Chet wciąż nie potrafił wykazać tej chęci, jaka ewidentnie była potrzebna, aby to naprawić - wciąż nie potrafił się przemóc. Bo choć ta blokada istniała wyłącznie w jego głowie, to wręcz fizycznie nie był on w stanie teraz wydusić z siebie tego, co chciałby powiedzieć. I on również nie lubił tej niepewności, jaka powstrzymywała go przed podjęciem jakiegokolwiek kroku w kierunku Jordie; i również nie lubił tego, jak obecnie wyglądały ich rozmowy; nie lubił dystansu, jaki ich dzielił i tego, że nawet się już do siebie nie uśmiechali. Dlatego z lekkim tylko skinieniem głowy brunet przyjął od niej zdjęcie, mimo że chyba nie umiał teraz ekscytować się tym na tyle, żeby chcieć chwalić się bliskim owocem ich związku oraz uczuć, które wygasły równie szybko, jak się niegdyś rozpłomieniły. Przynajmniej pozornie, bo w rzeczywistości tliły się w nich przez cały czas - ale czy to miało wystarczyć, by na nowo jeszcze zajęli się tym ogniem? Zerknął na Jordanę, mimowolnie przyłapując się po jej słowach na myśli, że - owszem, to dziecko połączy ich na całe życie, ale wcześniej ich rozdzieliło... Mimo że nie chciał tak myśleć; nie chciał obwiniać tego małego człowieka, bo to tylko i wyłącznie oni byli winni tego, że wszystko się rozsypało. - Zawsze wolałem w tobie to, że byłaś bardziej impulsywna niż rozsądna, więc... chyba impulsywne rozstanie też miało więcej sensu niż tkwienie razem z rozsądku i ze względu na dziecko - podrapał się w zadumie po pokrytym zarostem policzku i wzruszył finalnie ramionami, nie patrząc jednak na Jordie - mimo iż tym, co do tej pory trzymało ich przy sobie, nie było ani jedno ani drugie - lecz po prostu chęć bycia razem, i uczucia, i to magnetyczne przyciąganie, jakie niezmiennie popychało ich ku sobie; a obecnie - odwróciło bieguny, już tylko ich od siebie odpychając. Rozsądnym zatem posunięciem ze strony Jordany byłoby właśnie odejść i pozostawić bruneta za sobą - nie teraz, a wtedy, gdy po raz pierwszy miała ku temu okazję: kiedy okazał się on draniem, który potraktował ją jak śmiecia - dokładnie tak, jak sam czuł się obecnie, po tym, jak owego feralnego ranka w jej mieszkaniu Jordie wyrzuciła go za drzwi i ze swojego życia. A w każdym razie: spróbowała to zrobić. Pokręcił zaraz jednak głową, wiedząc, że nie umiał powiedzieć jej tego samego. Mimo że on również za nią tęsknił, i mimo że pragnął tylko wziąć ją w ramiona i mocno przytulić - to jednak coś nadal mu nie pozwalało. - Nie mówmy teraz o tym. Możemy już jechać? - zerknął w kierunku, gdzie zostawił wcześniej samochód, chyba zwyczajnie unikając spojrzenia Jordanie w oczy, bo prawda była taka, że w obliczu niewygodnego dlań tematu, umiał tylko uciec.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

To powinna być przejmująca i ekscytująca chwila, właściwie powinno ich to cieszyć i naprawdę powinni być w tym razem – nagle jednak wszystko ułożyło się po prostu nie tak jak trzeba. Dla dobra dziecka, ale i swojego, powinni chyba spróbować to jakoś ułożyć i istotnie to właśnie próbowała zrobić Jordana, ale nagle spotkała się po prostu ze ścianą. Na tyle twardą, że nagle jakby przejście jej wydawało się niemal niemożliwe i ta myśl naprawdę ją raniła – czuła bowiem, że zepsuła to wszystko tak bardzo, że szansa na naprawienie tego nie istniała. Przynajmniej tak to teraz odbierała, gdy Chet zaparł się tak mocno, iż nawet jej potencjalne deklaracje czy chęci naprawy tego przestały mieć znaczenie. A ileż można próbować, zderzając się ze ścianą? Bez jakiejkolwiek reakcji zwrotnej? Bez cienia nadziei, że coś się uda naprawić? Znalazła się nagle w najgorszym położeniu z możliwych: sama w ciąży, bez pracy, w trakcie studiów i bez mężczyzny u boku – kompletnie sama (pomijająca posiadaną rodzinę i przyjaciół), ale sama w sensie właśnie bez ojca dziecka, którego oparcia potrzebowała teraz najbardziej. I po prostu bez Chet’a, do którego uczucia nigdy nie wygasły, a teraz jakby się jedynie potęgowały, gdy chciała go mieć, ale nie mogła. Sama myśl o rodzicielstwie, które mieliby praktykować w taki sposób jak teraz, nie napawała ją optymizmem na przyszłość, która i tak jawiła się niczym totalny rollercoaster. Niczym całkowita jazda bez trzymanki, w którą miała udać się tak naprawdę sama – bo przecież w tym układzie Chet byłby obecny w życiu ich dziecka, ale nie byłoby go przy niej cały czas, nie pomagałby jej i nie wspierał na początku tej szalonej przygody, więc wszystko spadało na jej barki. I na pewno nie tego chciała – chociaż on mógł myśleć inaczej. – Nie będziesz… - mruknęła cicho i jakby jedynie kiwnęła głową na znak zgody z jego słowami, bo chyba tylko tyle jej pozostało. Szczerze liczyła na jakieś inne słowa, na coś co sprawi, że utwierdzi się w przekonaniu, że nie wszystko jeszcze stracone. Że powinna walczyć, bo może to naprawić; Chet jednak tym niejasnym zachowaniem sprawił, iż uznała, że po prostu mu już nie zależy – że nie chce. A nie było chyba nic gorszego w tej chwili, bo całkiem pogrzebał w ten sposób jej nadzieję. I myśl, iż sama jest sobie winna dosłownie łamała jej serce, które i tak było już niemal w strzępach po tym wszystkim co wydarzyło się do tej pory. I nadzieja nagle zgasła, bo Chet nie wykazał nawet odrobiny chęci do tego, by ją odzyskać – by ich odzyskać, dlatego Jordie po prostu postanowiła odpuścić. Mimo, iż przerażało ją to co miało nadejść, musiała być silna, bo już przecież nie chodziło w tym wszystkim tylko o nią. Musiała być silna dla dziecka, które niczemu nie było tutaj winne, a chyba liczyła na nią – bo w istocie będzie od niej całkowicie zależne. I paraliżował ją strach, chociaż starała się robić dobrą minę do złej gry. Na pewno jednak nie spodziewała się tego co powiedział w następnej kolejności, z wrażenia aż chyba rozchyliła lekko usta, jakby chcąc coś powiedzieć, ale głos niemal ugrzązł jej w gardle. Nawet jeżeli powiedział to, twierdząc uparcie, że to Jordana chciałaby w tym wypadku być z nim z rozsądku i jedynie ze względu na dziecko – to i tak cholernie ją te słowa zabolały. Wbiła nieco mocniej zęby w dolną wargę, powstrzymując łzy, które pragnęły wcisnąć się jej do oczu, bo te emocje nadal pojawiały się równie gwałtownie, jak i gwałtownie odchodziły. Odetchnęła więc głęboko i przymknęła na moment oczy. – No tak… ostatnim czego byśmy chcieli, byłoby bycie razem z rozsądku i wyłącznie ze względu na dziecko… bo przecież nic poza tym nas nie łączyło… - stwierdziła nieco cierpko, nie zamierzając jednak się kłócić ani tym bardziej tego wyjaśniać. Powiedział jej już chyba wszystko. I chociaż było to kompletną bzdurą, bo byli ze sobą z wielu innych powodów niż te dwa powyższe, to jakby nagle nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Bolały ją jego dystans i dziwny chłód, którym teraz emanował – z takim stoickim spokojem, jakby to była dla niego najnormalniejsza rzecz na świecie. A ona miała ochotę krzyczeć. I postawił kropkę nad i, gdy kompletnie zignorował jej słowa, szczere wyznanie, na które się nagle zdobyła. Nie tęsknił. Próbował uciec, niemal tak jak zawsze, gdy coś mu nie pasowało. – Jedźmy – rzuciła krótko i ruszyła jako pierwsza na parking, dostrzegając jego samochód już z tej odległości. Nie obejrzała się nawet za siebie i nie poczekała na niego, bo gdy już otworzył samochód, po prostu do niego wsiadła. W milczeniu pokonali resztę drogi, a Jordie już nawet nie poprosiła o to, by zatrzymał się jeszcze przy aptece, chociaż taki miała wcześniej plan – bo chciała zrealizować recepty od razu. Uznała jednak teraz, że lepiej będzie zrobić to po prostu jutro, a teraz chyba nie chciała już nadmiernie przedłużać ich pobytu sam na sam, bo nagle atmosfera zdawała się gęstnieć zbyt mocno. Przynajmniej dla niej. I było jej na tyle przykro, że po prostu chciała już zostać sama. Podziękowała więc za podwózkę i żegnając się krótkim ‘cześć’ wysiadła, po czym udała się do mieszkania. Sama – tak jak sama miała zostać już ze wszystkim, co wiązało się ciąża – trzeba było więc się z tym faktem po prostu pogodzić. Pytanie tylko czy i kiedy jej się to w ogóle uda.

/zt x2

autor

Jordie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”