WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że nastolatka miała możliwość, aby zwyczajnie odmówić, zakończyć tę "rodzinną integrację" i odejść, nie oglądając się przy tym za siebie. Takie rozwiązanie w obecnej sytuacji, byłoby najwygodniejsze, nie tylko dla niej samej, ale i również dla Jake'a. Problem polegał jednak na tym, że młoda Collins, nigdy nie wybierała drogi na skróty. W przeciwieństwie do swoich rówieśników, posiadała zupełnie odmienny tok myślenia, dzięki czemu momentami, podejmowała decyzje potrafiące budzić spore kontrowersje.
Z drugiej strony, szatynka skłamałaby, gdyby uparcie twierdziła, iż "tak już po prostu ma" W rzeczywistości, Barbara robiła wszystko, co tylko było w jej mocy, aby w żadnym wypadku nie upodabniać się do człowieka, który sprowadził ją na ten świat. John Mitchell, wprost uwielbiał łatwe rozwiązania, jakie pozwalały mu skutecznie uniknąć komplikacji, którymi gardził.
Może właśnie dlatego, dziewczyna świadomie wybierała tę bardziej wyboistą drogę? Gdyby nieco dokładniej się temu przyjrzeć, z czystym sercem można by rzec, że takim zachowaniem, chciała udowodnić coś samej sobie. Teraz było jednak nieco inaczej. Skoro Jacob, zadał sobie tyle trudu, żeby przez ostatnich kilka tygodni rozpracować życie swojej przyrodniej siostry, dlaczego Barbie miałaby wyrzucić cały jego wysiłek i poświęcony temu czas do przysłowiowego kosza? Co, jak co, ale do takiego specyficznego grona ludzi, Collins zdecydowanie nie należała. A nawet, gdyby faktycznie miało spotkać ją coś złego, w tym momencie nastolatka nie przywiązywała do tego większej wagi.
Gdy towarzyszący jej mężczyzna, zerknął we wsteczne lusterko, ta mimochodem zrobiła to samo. Widok, jaki w nim ujrzała sprawił, że prychnęła tylko z rozbawieniem. Trudno było jej zachować pożądaną obecnie powagę, gdy widziała coś takiego.
- Zdziwiłbyś się...zwierzaki potrafią być mądrzejsze od swoich właścicieli. - Choć z całą pewnością jej stwierdzenie brzmiało śmiesznie, ona naprawdę tak myślała. - Wydaje mi się, że Twój psiak po prostu w całej tej pokręconej do granic możliwości sytuacji, nie widział nic, co byłoby godne jego uwagi. - Stwierdziła, śmiejąc się cicho pod własnym nosem. Na moment jednak przestała, gdy dotarło do niej pytanie brata. Przeniosła na niego swoje znudzone spojrzenie, unosząc przy tym jedną ze swych brwi wyraźnie ku górze.
- Serio? - Mruknęła, przez chwilę zastanawiając się, czy aby na pewno podjęła dobrą decyzję, wsiadając do tego przeklętego samochodu. - W ciągu minionych kilku tygodni, najprawdopodobniej dowiedziałeś się na mój temat być może więcej, niż wiem ja sama, a pytasz mnie o adres? - Tego Barbie nie potrafiła zrozumieć, a co gorsza po chwili zauważyła również, że młody Mitchell jedzie w zupełnie odwrotnym kierunku do tego, który miał obrać, aby podrzucić ją do domu. - Hej! Ale co Ty robisz? Przecież powinniśmy jechać w tamtą stronę...- Mówiąc to, nastolatka poczuła drobne ukłucie niepokoju, które gdzieś tam tliło się wewnątrz niej.

autor

So take away all my sin, give me a sweet prayer on my lips
Awatar użytkownika
26
190

bezrobotny

student

the highlands

Post

| po ostatniej jakiś czas

Ben doskonale wiedział, że zjebał sprawę z Maddie - dobitnie uświadomiła go o tym również Vittoria, która przyjechała do niego i zjebała jak psa. Pewnie dostał też od niej lekki wpierdol - no ale wiadomo, trochę go tam po ramionach poobijała, na szczęście porządnego wpierdolu nie dostał, a wiedział, że Vittoria bić się potrafi. :lol: Wiedział też, że musiał - po prostu musiał zobaczyć Madds i ją przeprosić. Za to, ze był zjebem. Oczywiście, nie mógł tego zrobić w normalny sposób, bo domyślał się, że gdyby przyjechał do jej domu, to by mu jebnęła drzwiami przed nosem. W związku z tym przyjechał do niej do szkoły, ubłagał sekretarkę, żeby ją wywołała na parking, kłamiąc że jakaś ciotka umiera w szpitalu i musi KONIECZNIE zobaczyć Maddison po raz ostatni, a kiedy Madds faktycznie wyszła ze szkoły, uśmiechnął się do niej delikatnie, wyraźnie skruszony.
- Wiem, jestem chujem i wiem, że potraktowałem cię okropnie i za to cię strasznie przepraszam, Maddison - powiedział zupełnie poważnie, patrząc jej prosto w oczy. Nie dotykał jej, dawał jej przestrzeń. Kurwa, pięknie wyglądała.
- I przysięgam, że naprawdę nigdy nie byłaś dla mnie przygodą na jedną noc. Naprawdę nie zamierzam się żenić z Carrie i... Kurwa, wiem, że to chujowa wymówka. Po prostu bardzo proszę, wpuść mnie do swojego życia, bo kurewsko za tobą tęsknię, Madds - spojrzał na nią swoim firmowym wzrokiem zranionego szczeniaczka i westchnął ciężko. Naprawdę za nią tęsknił. Pewnie w ciągu ostatnich paru dni wysłał jej ze sto smsów z przeprosinami...

autor

Ola

Bonsoir, enchantée, Your hands on my face Embrassе-moi, mon soleil. Say you'd die for me, baby
Awatar użytkownika
18
155

Uczennica

Lakeside School

broadmoor

Post

outfit

Zjebał – bardzo, okropnie, kurewsko. Maddie miała humor wisielca od tamtego dnia, w którym poznała idealną Carrie, do tego stopnia, że przeniosła się do Chrisa, bo marudzenie matki irytowało bardziej niż zwykle i chyba potrzebowała przyzwolenia na całodzienne leżenie w łóżku i zalewanie się łzami. Na wiadomości Bena nie odpisywała, właściwie to w którymś momencie go po prostu zablokowała, bo denerwowały ją te powiadomienia. W pewnym sensie wiedziała po co pisał, ale nie czuła potrzeby odpisywać – albo po prostu nie była jeszcze gotowa. Gdy sekretarka wyciągnęła ją z lekcji po pretekstem umierania jakieś cioci (wtf w ogóle, próbowała zrozumieć, która jej ciotka może umierać i miała nadzieję, że chodzi o starą Mary, której nie znosił nikt) to faktycznie wyszła. Nie wzięła kurtki, wyszła w samej bluzie. Zostawiła nawet torebkę w klasie, bo skoro to było takie ważne, to uznała, że nie ma sensu czekać. Wzięła w kieszeń bluzy tylko fajki i wyszła na zewnątrz ale gdy zobaczyła Bena, aż się zatrzymała.
– Jesteś popierdolony, Rosenthal. Naprawdę postanowiłeś uśmiercić moją ciotkę? – była zła, ale po jej twarzy przemknął cień rozbawienia. Zaskoczył ją pomysłowością, chociaż wiedziała, że zawsze był dość kreatywny jeśli czegoś chciał. Spoważniała jednak, gdy zaczął się tłumaczyć. Nie weszła z powrotem do budynku, tylko słuchała, w międzyczasie odpalając sobie papierosa. – A ona wie o tym, że nie zamierzasz się z nią żenić? Nie wyglądała na uświadomioną, ewidentnie jest w tobie zakochana. Albo dobrze udaje – wypuściła dym, trochę po chamsku w jego kierunku. Nie miała nastroju na te rozmowę, widać po niej było, że sen to dość odległa kwestia w jej przypadku – praktycznie nie spała i nie jadła, głównie leżała w łóżku, wyła i piła, ale obiecała Chrisowi, że będzie chodzić do szkoły więc przyszła. Zaczęła skubać paznokciami dolną wargę po jego słowach o tym, że za nią tęskni. Ona za nim też, okropnie, pod każdym względem. – Byłeś w moim życiu od początku i co z tego wyszło? Zachowałeś się jak kutas. Nie powiedziałeś mi o niej, a powinieneś. Kurwa, nigdy bym się z tobą nie przespała gdybym wiedziała o jej istnieniu – ściszyła głos gdy mówiła ostatnie zdanie, lekko dźgając go palcem w klatkę piersiową. Widać było, że jest cholernie zraniona; drżał jej nie tylko głos, ale też dłonie, co mocno było widoczne gdy trzymała papierosa.

autor

Aneta

So take away all my sin, give me a sweet prayer on my lips
Awatar użytkownika
26
190

bezrobotny

student

the highlands

Post

Carrie wcale nie była jego zdaniem idealna – oczywiście, była idealną kandydatką na narzeczoną – była śliczna, nie miała w życiu większych ambicji niż ładne wyglądanie i siedzenie na dupie, do tego nie wtrącała się za bardzo w cokolwiek – akurat – robił i jego rodzice naprawdę ją uwielbiali. Mimo to, Benji doskonale wiedział, że Caroline leciała głównie na kasę. Nie miał złudzeń, że na ślub zgodziła się wcale nie dlatego, że miał wspaniałą osobowość, bo zwykle był dla niej trochę chujem i gdy z nią sypiał zazwyczaj wywalał z mieszkania jeszcze przed śniadaniem. Pokręcił lekko głową.
– Nie, nie, nie! Nikogo nie uśmierciłem. Powiedziałem tylko, że leży umierająca w szpitalu, więc TECHNICZNIE rzecz biorąc jeszcze żyje – powiedział z delikatnym uśmiechem, ale widział ten cień rozbawienia, jaki przemknął po jej twarzyczce i patrzył jej w oczy. Gdy odpaliła papierosa, uniósł kąciki ust w górę. – Gdyby wiedziała, to by się na to nie zgodziła. Nie jest we mnie zakochana, leci głównie na kasę i wygodne życie – powiedział cicho, z pełnym przekonaniem, że tak właśnie było, bo jakoś nie wierzył, żeby mogła być tak głupia, żeby się w nim zakochać. Serio. Nigdy nie był ideałem faceta, z którym ktoś chciałby się związać na stałe. Ona i Naomi były trochę po jednych pieniądzach, w jego ocenie przynajmniej.
– Przy tobie trochę zapominałem o jej istnieniu – przyznał ze wstydem, patrząc jej w oczy. – Ale przysięgam, nic takiego więcej się nie powtórzy, nie zasługujesz na takie traktowanie, Maddie. Wynagrodzę ci to, przysięgam. Po prostu… Daj mi szansę – powiedział cicho, przytrzymując jej dłoń przy swojej klatce piersiowej i wpatrując się w nią z olbrzymią nadzieją, że serio mu da szansę JAKOŚ to naprawić.

autor

Ola

Bonsoir, enchantée, Your hands on my face Embrassе-moi, mon soleil. Say you'd die for me, baby
Awatar użytkownika
18
155

Uczennica

Lakeside School

broadmoor

Post

Nie negowała tego, że Carrie była pustakiem, wręcz uważała, że Benjamin do niej przez to pasował – bo kto normalny godzi się na posiadanie narzeczonej na pokaz? W oczach Maddie był równie dużym idiotą co wszystkie te dziunie, które nabierały się przez tyle lat na to, że z Benem lub Maxem mogą mieć coś więcej niż sam seks :lol:
– Oby, gorzej jak wykrakałeś i któraś naprawdę zacznie umierać – zadrżał jej kącik ust, ale dość mocno zwalczyła ten uśmiech który sam się zaczynał tworzyć. – No nie wiem, dla mnie to wyglądało jednak na coś poważnego z jej strony. – patrzyła przecież na to jako osoba trzecia która przedtem ich nie widziała i miała wrażenie, że Ben po prostu wciskał jej kolejny kit. Nie rozumiała tylko po co, ale wizję miała jak typowa kobieta.
– Och, kurwa, bo się popłaczę ze wzruszenia – mruknęła z ironią, ale poczuła lekki dreszcz na plecach gdy to powiedział. Spuściła wzrok, bo patrzenie mu w oczy było dość niekomfortowe. – Już to mówiłeś. Mówiłeś to wtedy na imprezie u waszej babci i dalej brnąłeś w to wszystko. – wlepiła wzrok na swoją dłoń, którą przytrzymał na klatce piersiowej. Okropnie źle to wszystko ubierał w słowa, bo ona mimo wszystko to odebrała tak, jakby znowu robił jej nadzieje. I kurwa, znowu zaczęła. Nie potrafiła tego ze swojej głowy wyrzucić, ale cholernie jej na nim zależało. Upuściła papierosa na ziemię. – Cholernie za tobą tęsknię – powiedziała cicho. Ciężko było jej powiedzieć za czym konkretnie tęskniła, ale powiedziała to szczerze. – Ale to było naprawdę do dupy. Nie rozumiem też jak zamierzasz z tego wybrnąć przed rodzicami, skoro ślubu brać nie zamierzasz. Pewnie są nią zachwyceni, więc jak sie rozmyślisz to słabo to widzę. – powoli podniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.

autor

Aneta

So take away all my sin, give me a sweet prayer on my lips
Awatar użytkownika
26
190

bezrobotny

student

the highlands

Post

Cóż, było w tym ziarenko prawdy, bo jego podejście do życia i związków było czysto hedonistyczne. Patrzył najbardziej na swoją wygodę, czerpał przyjemności dla siebie i generalnie uważał, że utrudnianie sobie życia nie ma sensu, skoro mógł sobie je ułatwić i zamiast słuchać pierdolenia rodziców o ustatkowaniu, przedstawić im piękną narzeczoną.
– Myślę, że nie będziesz za nią tęsknić – puścił jej oczko i uśmiechnął się nieznacznie, nadal widząc, że stara się ukryć uśmiech. Znał ją dość dobrze i – umówmy się – nie potrzebował zbyt wiele sygnałów, by zaobserwować lekką zmianę w jej zachowaniu. – To gra. Wątpię, czy cokolwiek do mnie czuje. Poza tym Naomi też maślanym wzrokiem patrzy na Maxa, a wszyscy wiemy, o co naprawdę jej chodzi – wzruszył lekko ramionami. Naprawdę tak to widział i w stu procentach wierzył w swoje słowa.
– Zdaję sobie z tego sprawę. To było chujowe – spojrzał jej w oczy ze smutną miną. – Ja za tobą też. I jeśli mi pozwolisz, to naprawdę się postaram być lepszym przyjacielem – co umówmy się, trudne nie było. Wystarczyło nie robić jej nadziei i nie wsadzać w nią penisa. Jeszcze nie wiedział, że okaże się to za trudne. :lol: Wyciągnął dłoń w jej stronę. – Jakoś wybrnę. Powiem, że mnie zdradzała albo coś, to mi nie każą się z nią żenić – uniósł kąciki ust i spojrzał na nią z rozbawieniem. – Wiesz, że zazwyczaj umiem wybrnąć z kłopotów przed moimi rodzicami – dodał jeszcze, bo pewnie nie raz była tego świadkiem!

autor

Ola

Bonsoir, enchantée, Your hands on my face Embrassе-moi, mon soleil. Say you'd die for me, baby
Awatar użytkownika
18
155

Uczennica

Lakeside School

broadmoor

Post

Dla niej to zawsze było dziwne, bo jako przyjaciel był skrajnie inny. Może dlatego się wkręciła? W gruncie rzeczy nigdy przedtem jej nie zawiódł, był naprawdę kochany gdy miała jakiś problem, ale gdy patrzyła na jego relacje związkowe – dramat nie facet. A pewnie kilka względnie normalnych lasek się przewinęło czy coś.
– Za Mary zdecydowanie nie – przyznała. Znali się całe życie, wiedziała, że wyłapie ten uśmiech szczególnie że z dużym skupieniem próbowała go ukryć. – Nie wiem, jak uważasz. To twoje życie i twój pseudo związek. – stwierdziła w końcu, bo nie miała ochoty dłużej o tym rozmawiać. Bolało ją to wewnętrznie, nawet jeśli przez ostatnie dni próbowała sobie jakoś to wszystko wyperswadować z głowy.
– Wystarczy, że więcej nie postawisz mnie w tak beznadziejnej sytuacji. Wiesz co sądzę o zdradach i o laskach, które sypiają z kimś, kto kogoś ma. Nie ważne czy między wami jest poważnie czy nie. Tak się po prostu nie robi – próbowała zachować trzeźwy umysł, nie myśleć o nim inaczej niż o przyjacielu. Mogła to zrobić, ale musiał nie robić nic ponadto, a na razie i w tej rozmowie mu źle szło :lol: Złapała za dłoń którą wyciągnął. – Jasne, na pewno ci uwierzą, że to ona zdradziła ciebie – powiedziała z lekkim rozbawieniem. Trochę mu średnio wierzyła, że będzie umiał wybrnąć, bo nie umiał skoro znalazł lewą narzeczoną, ale cóż. – Przepraszam, że powiedziałam, że jesteś kutasem. Po prostu się wkurzyłam na to wszystko – przeprosiła bardziej dla zasady, nie dlatego, że żałowała :lol: – Ale jeśli odwalisz cokolwiek innego jeszcze raz, to naprawdę nie chcę cię więcej widzieć, Benjamin – pogroziła mu palcem. Nie żartowała – jeszcze jedna skucha i nie zniesie tego. W ogóle będzie miała problem znieść ich relacje przyjacielską póki jej nie przejdzie, ale… mogła spróbować.

autor

Aneta

So take away all my sin, give me a sweet prayer on my lips
Awatar użytkownika
26
190

bezrobotny

student

the highlands

Post

Bo na niej mu po prostu zależało. Od zawsze. Chciał, żeby czuła się dobrze, spuszczał wpierdol typom, którzy łamali jej serce, stawiał drinki i pomagał jej, gdy miała problemy sercowe. Inna sprawa, że ostatnio pomógł… Swoim penisem i skończyło się jak się skończyło.
– No wiem, może w końcu jebnie w kalendarz – zaśmiał się pod nosem, wzruszając ramionami. – Nie da się ukryć – westchnął cicho, sam odpalając fajkę i zaciągając się nią głęboko. Pokiwał głową. Wiedział doskonale, że postawił ją w okropnej sytuacji, ale to nie była jej wina – nie wiedziała. Nie miał tatuażu z napisem „Własność Caroline” albo czegoś równie debilnego, więc to on tutaj zje bal sprawę i brał to w stu procentach na klatę. Uśmiechnął się, gdy złapała go za dłoń.
– Potrafię być przekonujący – wzruszył lekko ramionami, a gdy przeprosiła za to, że nazwała go kutasem, wywrócił oczyma. – Byłem nazywany znacznie gorszymi wyzwiskami. Poza tym po tym, co odjebałem kutas to naprawdę łagodne określenie - uniósł kąciki ust w górę, by pokiwać głową na znak, że rozumie doskonale i nie zamierza nadużywać jej zaufania.
– Więęęc, robisz coś teraz? Bo wiesz, skoro ciotka ci umiera, to mogłabyś się zwinąć z tej budy i ją odwiedzić – puścił jej oczko. Czy on właśnie namawiał ją na wagary? Owszem. I wcale nie było mu z tego powodu szczególnie źle. :lol:

autor

Ola

Bonsoir, enchantée, Your hands on my face Embrassе-moi, mon soleil. Say you'd die for me, baby
Awatar użytkownika
18
155

Uczennica

Lakeside School

broadmoor

Post

Biedni ci wszyscy chłopcy, którzy dostali wpierdol od Bena i Maxa :lol:
– Ta – mruknęła w odpowiedzi na słowa o tym, że potrafi być przekonujący. Jasne, że potrafił. Przecież w jakiś sposób udało mu się sprawić, że uginały się pod nią kolana gdy był blisko. – W sumie racja. Cisnęło mi się na język sporo innych wyzwisk – uśmiechnęła się, całkiem szczerze i całkiem szeroko. Chciała go też pobić, ewentualnie zabić samą siebie w związku z tym całym rozżaleniem, ale ostatecznie nie zrobiła ani jednego ani drugiego, przynajmniej jak na razie bo w przyszłości mogło być różnie. Zmierzyła go wzrokiem.
– Stawiasz obiad i mogę się na to zgodzić – nie powinna iść na wagary, to jej ostatni rok i oceny miała cholernie do dupy, ale… okej. Mogła iść. I potem faktycznie pewnie skoczyli coś zjeść i nawet poprawił się jej nieco humor!

|ztx2

autor

Aneta

Awatar użytkownika
18
162

uczennica, blogerka

-

the highlands

Post

#3 | outfit



- Możesz przestać mnie gonić?! Nienawidzę biegać! - krzyknęła przez ramię do swojego prześladowcy, który stał się nim w momencie, kiedy oznaczając się zbyt dużą pewnością siebie, Lucinde dała się przyłapać. Wyższy od niej o prawie połowę ciała - nawet nie głowy! - chłopak z barczystymi ramionami i wyraźnie wkurzonym wyrazem twarzy, biegł za drobną dziewczyną, sukcesywnie zmniejszając dzielący ich dystans.
Ferreyra skręciła w kolejny korytarz, czując, że wysiłek jaki wkłada w ucieczkę powoli odbiera jej nie tylko oddech, ale również siły. Słyszała uderzenie stóp o betonową posadzkę wyłożoną linoleum, jednak nie potrafiła już zarejestrować czy był to odgłos wydawany przez nią czy dryblasa z drużyny. Pomimo, iż w szkole spędzała znaczną część swojego dnia i była tu już od dwóch tygodni, to wciąż nie potrafiła odnaleźć się pośród jej murów. Z tego też powodu skręcając dwa razy w lewo i raz w prawo, straciła zupełnie orientację, nie bardzo wiedząc w jakiej części budynku się znajdują, a Vito - jak nazwała chłopaka w myślach, nie dawał za wygraną.
Czuła na plecach jego oddech oraz krople zimnego potu, pojawiające się tam za każdym razem, wywołujące nieprzyjemny deszcze, w momencie, kiedy miał ją prawie na wyciągnięcie ręki. - Musisz być taki uparty?! Przecież… nic wielkiego… się nie stało - oznajmiła, robiąc coraz dłuższe przerwy, aby złapać oddech. Za każdym razem kiedy otwierała usta, ucisk w boku nasilał się, jawnie manifestując, że wysiłek jakiego się podjęła był idiotyczną decyzją. Była tego bardziej niż świadoma, lecz jednocześnie wiedziała, iż nie ma odwrotu. Dlatego w geście desperacji, przy akompaniamencie żarliwych przeprosin, wypowiadanych w myślach, chwyciła się ostatniej deski ratunku jaką był stojący niedaleko kosz, który dwa kroki później przewróciła.
Niespodziewający się tego chłopak, w ostatniej chwili próbował uniknąć przeszkody, jednak mu się to nie udało. Upadł, jak długi, a głuchy odgłos tego upadku oraz wiązanka siarczystych przekleństw, rozniosły się po korytarzu, wywołując na różowych ustach dziewczyny uśmiech satysfakcji, który szybko zniknął.
- I tak cię dopadnę ty niewdzięczna su…. - wbiegła w kolejny korytarz. Wiedziała, że ma przerąbane, wnętrzności podeszły jej do gardła, a w ustach zaschło. Widząc znajome, zielone drzwi, wybiegła na zewnątrz. Pęd zimowego wiatru pozbawił ją kaptura, odsłaniając różowe kosmyki włosów. Zaklęła pod nosem. Teraz bez problemu zostanie rozpoznana, nawet jeśli uda jej się w tej chwili uciec. Czuła to każdą komórką drobnego ciała, dlatego widząc idącego w oddali chłopak, nie zastanawiając się zbyt długo podbiegła do niego.
- Wyczuj… się - wręcz rozkazała, próbując zaczerpnąć głębszy oddech. I ignorując zdziwienie malujące się na nieznajomej twarzy, wpierw weszła w strefę osobistą bruneta, następnie ułożyła dłoń na jego policzku, by ostatecznie złączyć ich usta w pocałunku. W momencie kiedy ich wargi zetknęły się ze sobą, usłyszała huk otwieranych z impetem drzwi, na co spięła się znacznie.

autor

Lu

Awatar użytkownika
18
181

licealista

-

fremont

Post

#16


Tego dnia Babylon pojawił się tylko po to, aby zabrać z szafki kilka niezbędnych rzeczy. Od początku roku nie pojawił się na żadnych zajęciach, a ostatnie dni nocował poza domem - na przemian u Lemon i Zary. To był intensywny czas, podczas którego starał się ogarnąć własne życie.
Zion wciąż milczał. Jericho nie był skłonny do pomocy, przez co Babylon odnosił wrażenie, że był jedynakiem; że nawet posiadając liczne rodzeństwo można czuć się niebywale samotnym.
O tej godzinie szkolne korytarze przepełniał gwar, przez który sporadycznie przebijał się damski krzyk. Babylon po raz pierwszy usłyszał go, gdy znajdował się na piętrze. Akurat szedł oddać książki do biblioteki. Potem udał się w głąb budynku, gdzie po środku podłogi leżał wywrócony kosz na śmieci. Kilkoro uczniów stało nieopodal. Wszyscy z trwogą przyglądali się głębi holu, gdzie Babylon ujrzał zakapturzoną, drobną postać oraz tęga sylwetka chłopka.
Wtedy nie poświęcił temu większej uwagi; wtedy nie wiedział, że pójście naprzód wywoła konsekwencje, z jakimi przyjdzie zmierzyć mu się w przeciągu kolejnych dziesięciu minut. Nieświadom trwającej w szkole gonitwy, dotarł do szafki, spakował rzeczy, po czym wyszedł na zewnątrz. Styczniowe powietrze liznęło jego policzki, nieznacznie poruszyło gęstymi włosami i owiało chłodem dłonie, które z uporem zaciskał na ramiączkach plecaka. Odetchnął pełną piersią, zdajac sobie sprawę, że nie prędko wróci do szkoły. Mimo tego borykał się z wieloma myślami, a każdą z nich starał się zgubić kładąc nerwowo stopę za stopą.
Raz, dwa - raz dwa. Nie był pewien czy słyszał bicie własnego serca, czy tętent podeszw, które tak żarliwie wbijał w chodnik. Jednak w pewnym momencie nagły uścisk, a następnie szarpnięcie wybiło umysł Babylona z pantałyku. Wpierw z trwogą, potem z gniewem spojrzał ku niskiej, różowowłosej dziewczynie i już chciał zrzucić z siebie jej dłonie, gdy niespodziewanie ich usta złączył pocałunek.
Zadrżał, słysząc cichy, aczkolwiek niebywale arogancki rozkaz. Intuicyjnie zacisnął palce na przedramionach nieznajomej, która zdążyła ręką objąć jego policzek i brutalnie odepchnął od siebie jej sylwetkę.
- Życie ci niemiłe?! - wydarł się.
Vito zdążył pobiec w drugą stronę, jednak krzyk Babylona zdążył go zaalarmować. Chłopak natychmiast pognał spojrzeniem do tyłu, gdzie Cel Tradat właśnie złapał Lucinde za ramię i impulsywnie szarpnął jej drobnym ciałem.
- Chcesz umrzeć? - przyciągnął dziewczynę ku sobie. Dominował, co z pewnością zamierzał wykorzystać. Nachylił się nad różowowłosą i z niezdrową zawziętością lustrował jej oczy.
W tamtym momencie był o wiele straszniejszy niż Vito.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
18
162

uczennica, blogerka

-

the highlands

Post

Jesteś zupełnie, jak twój ojciec. Lucinde nie była w stanie zliczyć ile razy słowa te padały nie tylko z ust jej matki, ale przede wszystkim dziadków czy cioć, chociaż ona tego podobieństwa nie widziała. Ba! Była święcie przekonana o tym, iż jest zupełnym przeciwieństwem statecznego, rozważnego i pełnego pokory rodziciela; wszakże miała naturalną tendencję do pakowania się w kłopoty, chętnie łamała regulaminy, przeciwstawiała się nakazom i unikała przestrzegania zasad, zupełnie jakby bała się, że zaczną rządzić jej życiem, a przecież chciała kreować je samodzielnie.
Tyle tylko, że zazwyczaj kończyło się to źle podjętymi decyzjami oraz konsekwencjami, z którymi niełatwo było się zmierzyć. Te, które dopadły ją w momencie nakrycia na gorącym uczynku miały ponad dwa metry, barczyste ramiona i wściekły wyraz twarzy. Mimo morderczego biegu do jakiego została zmuszona i zmęczenia wymalowanego czerwienią na dziewczęcej twarzy, nie potrafiła podejść do sytuacji z powagą, zamiast tego wciąż drażniła swojego napastnika, szeroko się przy tym uśmiechając. Adrenalina krążąca w żyłach nastolatki wywoływała przyjemne ciepło, rozchodzące się po drobnym ciele, nawet jeśli pojawiała się na nim również gęsią skórka wywołana strachem, gdy Vito znajdował się zbyt blisko.
W geście desperacji o jaką początkowo zupełnie się nie podejrzewała, chwyciła się ostatniej deski ratunku, która mogła okazać się jej wybawieniem. Właśnie ta desperacja poniekąd pozbawiła Lu zdrowego rozsądku - a może nigdy się nim nie odznaczała? - oraz świadomości, że przecież nie jest, jak bohaterka książki; książę w rzeczywistości może okazać się złoczyńcą.
Głupia.
Obelga ta rozbrzmiała w umyśle zielonookiej, w chwili kiedy dotknęła ciepłych warg, zupełnie obcego mężczyzny.
Idiotka
Kolejna pojawiła się, w momencie, kiedy poczuła zaciskające się na jej ramionach palce, które chwyciły zbyt mocno, wywołując nie tylko ból, ale przede wszystkim nieprzyjemne uczucie, jakim był strach; obecnie smakował jak połączenie czekolady, którą uwielbiała i mięty - tej nienawidziła. Opuszki palców Ferreyra ledwie musnęły ciepły policzek przez co nie potrafiła określić czy był szorstki czy jednak delikatny, zanim zabrała dłoń opuszczając ją, zaciśniętą w piąstkę wzdłuż ciała.
Nagły, ostrzejszy niż siarczysty mróz szczypiący w nos krzyk wypełniający powietrze, sprawił, że skuliła się nieznacznie, opuszczając ramiona.
Pierwsza uderzenie serca. Unosiła spojrzenie zielonych tęczówkach napotykając czarne niczym najciemniejsza z nocy, oczy. Było w nich coś zwierzęcego, odrzucającego, a jednocześnie intrygującego. Mimochodem przygryzła dolną wargę, w pierwszym odruchu nie umiejąc ukryć przeraża, jakie ją ogarnęło.
- Złoczyńca - wyszeptała, zupełnie ignorując pytanie nieznajomego. Nie mogła się ruszyć, w jego uścisku była niczym szmaciana lalka, z którą mógł robić co chciał. Wyraźnie nad nią górował, nie tylko pokaźnym wzrostem - co nie było trudne - ale przede wszystkim siła. Przyciągnął Lucinde ku sobie, patrząc gdzieś ponad jej głowę, co przypomniało jej o drugim napastniku, którego prawdopodobnie nie udało się jej pozbyć.
- Ja… - chciała przekląć, w porę przypominając sobie słowa babci - Damą nie przystoi takie słownictwo, Lucinde . Tyle tylko czy ona była damą?
Sekundy mijały, serce w piersi dziewczyny zdążyło zabić mocniej już z dziesięć razy, a ona stała, jakby niewzruszona swoim tragicznym położeniem, co stanowiło tylko pozory. Wciąż gorączkowo myślała nad planem dalszego działania, chociaż nie miała zbyt wielu opcji. Przez twarz różowowłosej przemknęła gama emocji; szok, zdziwienie, strach, złość i rozbawienie?
- Ja pierdole, żadna ze mnie dama - odezwała się w końcu i chociaż jej głos brzmiał słabo, to uderzenie jakim poczęstowała Babylona musiało zaboleć. Biorąc głębszy oddech, kopnęła go w piszczel wykorzystując te ułamki sekund jego zaskoczenia, aby się uwolnić. Szarpnęła własnym ciałem, wydobywając je spod wielkich dłoni, prawie tracąc przy tym równowagę, zanim puściła się biegiem.
- Mam nadzieję, że bolało! - krzyknęła obracając się przez ramię, zanim ponownie zniknęła w szkole.
Nienawidziła biegać. Naprawdę.

autor

Lu

Awatar użytkownika
18
181

licealista

-

fremont

Post

Babylon nigdy nie był przeciwnikiem adrenaliny, jednak w ostatnim czasie miał stanowczo dosyć niespodziewanych incydentów. W dodatku cenił własną przestrzeń osobistą i nie lubił, kiedy ktoś nadużywał powietrza wokół niego. To wszystko sprawiło, że po gwałtownym odepchnięciu Lucinde, spojrzał na nią wzrokiem do cna przesiąkniętym gniewem.
Miękkość ust dziewczyny i smak jej błyszczyka towarzyszyły mu do momentu, w którym ostatecznie starł ślad zniewagi wierzchem dłoni. Podobnie uczynił z policzkiem, chociaż dłoń Lucinde ledwo zdołała go musnąć.
Potem oczy Babylona napotkały spojrzenie dziewczyny, w którym rozkwitł strach. W taki sposób Cel Tradat działał na większość rówieśników, ale w dużej mierze wpływ na to miała zła sława jego rodziny. Plotki w jakich fikcja plątała się z prawdą obiegały ulice Seattle.
Vito? – bąknął, w tym samym momencie, w którym Lucinde nazwała go złoczyńcą. Babylon wyglądnął ponad głowę dziewczyny i z odrobiną malującego się na twarzy zdumienia, przyglądał się barczystej sylwecie chłopaka. Był ubrudzony farbą.
Następnie słysząc jąknięcie domniemanej napastniczki, jeszcze jeden raz szarpnął jej wątłym ciałem, jakby chciał przypomnieć o tym, że nadal miał przewagę *lub że nadal była w niebezpieczeństwie).
Co? – ponaglił identycznie rozzłoszczony jak wcześniej. Babylon nie dzielił kobiet i nie przypinał im łatek dam. Nie był staroświecki, ale również nie był na tyle odpowiednio wychowany, aby pokornieć przed damskim obliczem. Koleżanki - z którymi zwykł sporadycznie chodzić na schadzki - także nie wypowiadały się w elokwentny sposób, dlatego nawet nie przypuszczał, że początkowe zawahanie Lucinde leżało w gestii babcinych przestróg.
Jednak kiedy przeklęła, mimowolnie zmarszczył brwi. Wyglądał przez to bardziej srogo.
Suka. Nie dama – zdążył bąknąć ułamek sekundy przed tym jak nastolatka wzięła zamach i kopnęła go w piszczel. Intuicyjnie się nachylił i dotknął rannego miejsca, i chociaż nadal trzymał w dłoni ramię różowowłosej, to jego uścisk znacznie osłabł. Lucinde wygramoliła spod jarzma Babylona i zanim zdążył oprzytomnieć, była już za winklem. – Pieprzona suka – zawtórował i po raz ostatni przetarł piszczel, po czym ruszył Ferreyrą. A za nimi Vito.
Miejsce za rogiem budynku okazało się puste. Przeszedł pomiędzy śmietnikami i zatrzymał się przed wysokim płotem oddzielajacym teren szkoły od ulicy. Wtedy złapał się za biodra i już zamierzał zawrócić, kiedy do jego uszu dotarł metaliczny szczęk. Spojrzawszy do góry ujrzał grzywę różowych, gęstych włosów, które zaraz schowały się za dachowym murkiem.
Przeskoczyła przez płot – rzucił do Vita, gdy ten znalazł się nieopodal. Chłopak natychmiast przyjął wiadomość i pobiegł do głównej bramy. Tymczasem Babylon zaczął wspinać się po przeciwpożarowej drabinie, a kiedy stanął na szczycie, natychmiast przysiadł na murku obok szczebli - aby upewnić się, że Lucinde nie ucieknie.
Radzę ci wyjść – rozłożył nogi wzdłuż betonowego podłoża, a twarz skierował ku niebu. Był zły, ale ładna pogoda odrobinę koiła jego nerwy.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
18
162

uczennica, blogerka

-

the highlands

Post

- Macie w tym mieście jakiś syndrom drapieżnika? - zapytała, wcześniej biorąc dwa głębsze wdechy, zanim wyłoniła się ze swojej kryjówki. Ukazując się ciemnym tęczówką nowego napastnika, kopnęła pojedynczy kamień leżący na dachowym podkładzie. Założyła kosmyk różowych włosów za ucho, odkrywając zaróżowiony policzek. Czuła ucisk w płucach, natomiast wzrok Babylona wywoływał na jej ciele gęsią skórkę. Mimo to uśmiechała się, robiąc dobrą minę do złej gry.
Inteligencja, którą Lucinde niewątpliwie się odznaczała rzadko szła w parze z roztropnością. Zawsze musiała się w coś wpakować, złamać punkt regulaminu lub niepisaną zasadę, jaka była przestrzegana przez całą rzeszę ludzi. Natura Ferreyra nie pozwalała być jej jak pozostali, musiała wyróżniać się z tłumu, chociaż w tym momencie w zasadzie tego żałowała.
- Nie mogłeś tak po prostu odpuścić? - posłała w kierunku nieznajomego kolejne pytanie, wciąż trzymając bezpieczny - głównie dla siebie - dystans. Fakt, że nie potrafiła czytać w myślach nie utrudniał jej odczytania tego, co kryje się w umyśle nieznajomego. Był zły. Wręcz wściekły. Dostrzegła to w zaciśniętej szczęce, mrożącym krew w żyłach spojrzeniu oraz uśmieszku, jawnie informującym ją, iż pozbawiona została jedynej drogi ucieczki na dół.
- Swoją drogą, określenie suka jest bardzo obraźliwe i zupełnie do mnie nie pasuje. Nie jestem psem, Burku - oczywiście nie potrafiła zamknąć ust, z których wydobywały się kolejne zdania, których celem było uniknięcie ciszy.
Ta na ogół była niezręczna, nieprzyjemna i dołująca, a w towarzystwie bruneta wydawała się wręcz nie do zniesienia. W dodatku nie chciała na nowo poczuć tego strachu, jaki wywołał w niej, gdy uginała się pod naporem jego siły.
- Czego chcesz? Nic ci nie zrobiłam - zauważyła, nadymając w zabawny sposób policzki, jednocześnie przygryzając ich wewnętrzną stronę.
Schowała dłonie za siebie, opierając je na tyłku, dźwignęła się na palce, aby sekundę później przenieść ciężar ciała na pięty.
- W zasadzie to chyba ta rozmowa dobiegła końca, więc… - zaczęła, robiąc krok naprzód, jednak zatrzymała się w połowie, widząc jak chłopak wstaje z miejsca.
Kurwa

autor

Lu

Awatar użytkownika
18
181

licealista

-

fremont

Post

Babylon siedział na murku tuż przed jedyną drogą wejścia i wyjścia z dachu. Minę miał srogą, a jego gęste brwi intuicyjnie uległy ściągnięciu w momencie, w którym Lucinde wyłoniła się z kryjówki. Właściwie nie przypuszczał, że będzie skłonna zrobić to tak prędko, więc natychmiast podniósł się do pionu. Zignorował to absurdalne, ironiczne pytanie i zaczął klaskać, dając w ten sposób aplauz dla jej śmiałości. Wyglądał jak wariat.
Oczywiście, że nie – prychnął, po czym wsunął dłonie do kieszeni spodni. W ten sposób przybrał bardziej prostacką postawę, chociaż jego wzrok piętrzył w sobie nieposkromione pokłady dzikości. Przekręcił głowę w bok i wścibsko doglądnął drugiego profilu dziewczyny. Była ładna, ale głupia.
Mogę być psem – wzruszył ramionami, czemu towarzyszył zuchwały uśmiech. Zrobił przerwę, aby nabrać głębokiego wdechu. Czuł trawiące rozgniewanie; czuł, że odległość oddzielająca go od Lucinde była stanowczo za duża, bo nie mógł bez krzty wysiłku zacisnąć palców na jej krtani. – Psy – prychnął i przygryzł policzek – gryzą – dodał, czemu towarzyszyła sugestywna mimika. Mimowolnie po raz kolejny zmierzył drobną postać różowowłosej, jakby w ten sposób określał jej dalsze szanse. Brakło ich.
Kolejne pytanie, a potem stwierdzenie zmusiło Babylona do zmiany pozycji. Skrzyżował ramiona, potaknął głową i ostrożnie, ale wciąż niebywale stanowczo, postawił cztery kroki naprzód. Nie spodobały mu się ani jej słowa, ani nadymane policzki, które według chłopaka świadczyło o tym, że nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Naprawdę był rozzłoszczony.
Jak nie? – prychnął, brzmiąc jakby był rozbawiony. Nic bardziej mylnego. – Zabrałaś mój pierwszy pocałunek. Oddaj go – skłamał. Babylon Cel Tradat prawdopodobnie był najbardziej grzesznym uczniem w ich liceum. Sam nie mógł zliczyć ile skradł pocałunków i ile razy gościł w cudzych łóżkach, rozpalając ciała kobiet.
Postawił następne kroki w momencie, w którym Lucinde również poruszyła się ku drabince.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard High School”