WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura najpierw popatrzyła na Bastiana, a potem na Tottie.
Nie wygląda, jakby mu czegoś brakowało – skwitowała, zwracając się do siostry, a jednocześnie rzucając jeszcze jedno uważne spojrzenie na mężczyznę, jakby chciała się dopatrzeć jakichkolwiek oznak tego, że może jednak zrobiła mu jakąś krzywdę. Z drugiej strony – skoro nie zeskoczył z jej fotela jak oparzony, wrzeszcząc wniebogłosy, a na jej głowę nie zwalił się sanepid i policja, to chyba nic takiego nie miało miejsca. Pamiętałaby przecież! – Chyba że piątej klepki – dodała szeptem, by tylko Tottie mogła to usłyszeć. Nie, żeby rzeczywiście podejrzewała go o bycie wariatem, bo w takim wypadku nie zaprosiłaby go do środka, ale cała sytuacja była komiczna, chociaż z tych strzępów informacji, które do niej docierały, jakieś fragmenty ogólnego obrazka była już w stanie ułożyć – tak jej się przynajmniej wydawało.
Słysząc tłumaczenia mężczyzny – a raczej to całe plątanie się w zeznaniach, Aura nie potrafiła powstrzymać rozbawienia, które wkradło się na jej oblicze pod wpływem słów o urokach i innych takich.
Rzeczywistość niestety zwykle okazuje się dość prozaiczna – przyznała mu rację, wykorzystując najpewniej jakąś chwilową przerwę na oddech w jego wypowiedzi. Wciąż nie wszystko było jeszcze dla niej w pełni jasne (ale nic straconego, bo zamierzała to wyciągnąć z ich gościa), ale coraz więcej elementów zaczęło już wskakiwać na odpowiednie miejsca. – Totalnie – powtórzyła po nim z nie mniejszym entuzjazmem, przygryzając dolną wargę, by powstrzymać wyrywający się z gardła śmiech. – A rzucanie klątw też mogę od razu poćwiczyć na tobie? – zapytała niewinnie, zanim jednak mógłby się tego przestraszyć na poważnie, uśmiechnęła się, by dać mu znać, że tylko tak sobie żartuje. Chyba.
Odwróciła się w stronę siostry,
W porządku, będziemy w salonie – powiedziała, bo przecież nie zamierzały trzymać gościa w korytarzu. Skierowała się w tamtą stronę, zachęcająco kiwając do Bastiana, by poszedł za nią. – No właśnie, to o co dokładnie chodzi z tym komiksem? – zapytała, zerkając najpierw na pojedyncze kartki, które otrzymała od bliźniaczki i które wciąż miała w dłoniach, a potem obejrzała się przez ramię. – Bo najwyraźniej ominęła mnie wasza rozmowa. Ta o skalpach i włosach. – Rzuciła mu rozbawione spojrzenie. Przysiadła na brzegu kanapy i poklepała miejsce obok siebie, żeby również sobie usiadł. Choćby i na drugim jej skraju, gdyby jednak bał się tych klątw. – Przy okazji, jestem Aura, a moja siostra to Tottie – dodała po krótkiej chwili.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Co się tyczyło usług świadczonych przez samą Aurę; nie mógł mieć zastrzeżeń. Z drugiej strony istniały takie profesje, na które ni myślał patrzeć krytykanckim okiem. Bo i dlaczego mówiło się „nie lubię dentystów” – „fryzjerzy? skaranie boskie!”; nigdy tych słów nie kierując w stronę strażaków, pogodynek, laborantów? Bastian zawsze podziwiał tą cierpliwość, precyzję i jakiś rodzaj samozaparcia w kontaktach z tak szerokim rozstrzałem klienteli. Jeśli chciało się przetrwać w tym „biznesie”, trzeba było mieć dryg do ludzi.
Albo rzucać uroki.
Wracając jednak do rzeczy; brunet odetchnął z ulgą na reakcję dziewcząt. Miło z ich strony, że na całą tę błazenadę machnęły ręką. Że roześmiały się, że nie ciągnęły za język – co najwyżej tylko sprzedając mentalnego kuksańca, byle sprowadzić Everetta z powrotem na ziemię. Stał więc taki – sprowadzony. I postawiony do pionu, jednocześnie.
Totalnie – zawtórował, z wymęczonego słówka robiąc coś na wzór pałętającego się po pokoju echa. Słowo „rzeczywistość” zadziałało na niego jednak tak, jak wystrzał pistoletu startowego u rozpoczęcia wyścigu. Nabrawszy solidnej porcji powietrza do płuc, zaczął:
I dlatego – hallelujah – z pomocą przychodzi nam fikcja. Żeby się od tej „prozy” wyrwać na trochę. Wiecie… – Tutaj podnosi głos, by stać się słyszalnym również dla, czmychającej w kierunku kuchni, Tottie. – Wracacie z pracy, znowu nic ciekawego. W telewizji same wojny, konflikty, katastrofy klimatyczne, tankowce z ropą rozlewają się na morzach, w oceanach sam plastik, na świecie głód, ludzkość zmierza ku zagładzie. To chyba oczywiste, że sięgacie wtedy po komiks. Albo wódkę. Ale nie o tym teraz. Komiks! O, taki właśnie. – Uniósł z lekka teczkę; i kiedy tylko przycupnął u boku Aury (spokojniejszy już, zdecydowanie – choć wciąż nie mniej czujny!), położył plik kartek na pobliskiej ławie, stoliku albo kolanach. W zależności od tego, jak prezentowały się opcje.
Bastian, jakby co. Bastian Everett – przedstawił się wreszcie, acz jakby w biegu. Wydawało mu się to bowiem całkowicie nieistotne w obliczu poruszanego tematu.
Wychodząc z salonu – fryzjerskiego, ma się rozumieć – trafiłem najwidoczniej na… (szybka kalkulacja i połączenie faktów – w jego głowie na zasadzie „rozmawiam z tą, widziałem tamtą, oczywiście!”) na twoją siostrę. Pomyślałem, że to taki trochę błąd w symulacji, a potem mnie olśniło, że nieważne, czy symulacja, czy nie – z tego wszystkiego da się przecież zrobić pożytek.
Już na pierwszy rzut oka widać było, że Everett jest podekscytowany całym zamysłem. Te mikro-ruchy przeplatane z nadmierną gestykulacją; jakby ciało sztywniejące przy pełnych godzinach szkicu i kreśleń, wreszcie odkuwało się za cały ten cierpiętniczy, ciągniony w nieskończoność bezruch i biologiczny marazm!
Na razie mam przy sobie głównie szkice, jakieś próbne kadry i niepełny zarys fabularny. Wszystko tutaj. – Zastukał palcem w wierzchnią kartkę. – Ale zanim o tym – zwrócił się do Aury, jednocześnie zerkając na nią kątem oka. – To, że jesteście dwie, trochę komplikuje sprawy. Wolałbym jednak uniknąć rozlewu krwi, więc dobrodusznie pozwolę wam nie walczyć o przetrwanie. – Zaśmiał się. – Szczerze mówiąc, chciałbym pozostać przy jednej bohaterce. To dosyć częsty zabieg i wiele postaci jest tak naprawdę zbiorem kilku rzeczywistych osób, ale... powiedzmy, że czuję się dłużny za... czerpanie inspiracji. Same rozumiecie, mogę w zamian zaproponować niepowtarzalny koncert życzeń; chcecie klątwy, będą klątwy. Chcecie wybrać tytuł, imię, jako antagonistę wrzucić znienawidzonego belfra z ogólniaka? Nie ma problemu. Jeśli oczywiście nie macie nic przeciwko, by taki komiks w ogóle powstał. – W wypracowanym i całkiem bezmyślnym już nawyku poprawił oprawki okularów.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tottie kiwnęła głową, zgadzając się z siostrą - na pierwszy rzut oka nie dało się zauważyć ubytków, choć może było to ryzykowne stwierdzenie, szczególnie gdy nie miało się żadnego obrazu mężczyzny choćby z wczoraj. Ewentualny ubytek w klepkach młodsza Whitbread skwitowała niekontrolowanym parsknięciem, które szybko zamaskowała pokasływaniem, by nie dodawać tej sytuacji jeszcze większego dyskomfortu, zwłaszcza dla rysownika.
Nie chcąc zostawiać Aury zbyt długo w towarzystwie mężczyzny, który może już trochę mniej jawił się jako potencjalne zagrożenie i swoim trajkotaniem powyłączał kilka lampek ostrzegawczych, ale wciąż pozostawał na tyle nieodgadniony, że warto było mieć pod kontrolą jego kolejne ruchy, Tottie błyskawicznie pojawiła się w salonie, stając trochę z boku, by mieć lepszy widok - zarówno na nakreślone kadry komiksu, jak i samego Bastiana, któremu ukradkiem się przyglądała.
- Chyba bardziej podobały mi się twoje wcześniejsze komplementy, niż nazwanie mnie błędem w symulacji - stwierdziła z rozbawieniem Tottie, ale nie chcąc by ciemnowłosy przerywał ten całkiem zadowalający przypływ informacji, machnęła ręką, by kontynuował i nie zwracał uwagi na jej wcięcie. Miała zamiar już się nie wtrącać, siedząc cicho jak mysz pod miotłą (bo w końcu dorośli (a na pewno starsi) rozmawiali), ale słysząc o komplikacjach z powodu tego, że były dwie, znów musiała zareagować.
- Ja chętnie się zrzeknę swoich praw i popatrzę, jak to nie Aura robi gwiazdę, ale tę gwiazdę robią z niej - powiedziała Tottie z przekonaniem, podsuwając mężczyźnie szklaneczkę z cytrynowym trunkiem, który dostała w prezencie Mikołajkowym, do tej pory nie wiedząc od kogo. Nie miała kiedy wcześniej go przetestować, a skoro Everett nie sprecyzował co chce wypić, był zdany na to, co zostanie mu polane. - Także możesz wybierać, co chcesz i masz moją aprobatę- zwróciła się do bliźniaczki.
Gdy jeszcze raz rzuciła okiem na komiks, przyszło jej do głowy pytanie, które może było głupie, bo pewnie jakieś wprawne oko od razu wyłapałoby po grubości kresek, jaką ostateczną formę przybiorą rysunki.
- A ten komiks będzie w kolorze? - Spojrzała na Bastiana, a następnie znów na szkic. - To twój debiut? Czy wydałeś już jakieś swoje prace? Chętnie bym podglądnęła, czym władały inne postacie - przyznała, łapiąc też spojrzenie Aury, by skontrolować, czy ona również byłaby zainteresowana jeszcze większym próbnikiem zdolności Everetta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rudowłosa była raczej typem osoby twardo stąpającej po ziemi. Nie miała w zwyczaju uciekać w fikcję czy wędrować po odległych krainach marzeń, byleby oddalić się od szarej, ponurej rzeczywistości, która często była... no właśnie, po prostu rozczarowująca. Nie oceniała, kiedy ktoś wolał w taki sposób przeżywać swoje życie, choć domyślała się, że gdyby ktoś taki stanął na jej drodze, ich ścieżki prędzej czy później odbiłyby w różnych kierunkach.
A może właśnie nie? Bo pomimo całego swojego osadzenia w rzeczywistości, Aura z nieudawanym zainteresowaniem słuchała Bastiana, chłonąc każde jego słowo niczym gąbka, choć przy niektórych na jej ustach pojawiał się nieco kpiący uśmiech – jak przy wzmiance o wódce. Może chodziło poniekąd o sposób, w jaki to wszystko mówił? Rzadko miała okazję słyszeć taką ekscytację w czyimś głosie.
Uch, najpierw odbierasz nam urok, a teraz nazywasz błędem w symulacji? Trochę sobie grabisz – parsknęła autentycznie rozbawiona, unosząc wzrok na swoją siostrę, która najwyraźniej również wolałaby być określana nieco inaczej. – Ja na twoim miejscu najpierw bym sprawdziła, czy Tottie nic ci tam nie dosypała – zasugerowała cicho (pewnie nie na tyle, by bliźniaczka jej nie usłyszała, tym bardziej, że zaraz po tych słowach posłała jej zaczepne spojrzenie), kiwając głową na szklankę, która pojawiła się przed Bastianem. Oczywiście tylko się zgrywała, bo Tottie była ostatnią osobą, którą Aura mogłaby posądzić o to, że umyślnie sprawiłaby komuś krzywdę (przypadkowe wybicie komuś zęba to była już inna kwestia).
Przeglądała szkice, które podsunął jej Everett, w duchu musząc przyznać, że wydawały się naprawdę niezłe, ale gdy tylko usłyszała słowa słowa bliźniaczki, podniosła głowę i westchnęła z udawanym rozczarowaniem.
Czyli nie będzie żadnej walki na śmierć i życie o to, która z nas zostanie bohaterką komiksu? – mruknęła z niepocieszoną miną, którą nawet udało jej się utrzymać przez kilkanaście sekund. – Nie pierwszy raz ktoś bierze nas za jedną i tę samą osobę – zwróciła się do Bastiana – więc nie przeszkadza nam to, że tutaj też będzie tylko jedna – zdecydowała, zupełnie puszczając mimo uszu sugestię Tottie o byciu gwiazdą. – Zresztą może to nawet lepiej. Gdyby miał się wzorować tylko na mnie to z niej musiałby od razu zrobić czarny charakter. A tak ta postać może nawet ma jakieś zadatki na dobrą bohaterkę, chociaż zdecydowanie będę obstawiać przy tych klątwach. Jedną z nich mogłaby rzucić na gościa imieniem Blake. Nie, Tottie? – uśmiechnęła się niewinnie, choć bliźniaczce pewnie nietrudno byłoby dostrzec złośliwy błysk w jej oku – w końcu znała ją jak nikt inny.
Pokiwała głową.
Tak, ja też bardzo chętnie posłucham szczegółów – poparła siostrę, bo tak naprawdę niewiele o komiksach wiedziała. Jeśli jakieś zdarzało jej się przeglądać, to było to raczej w młodości i chyba dopiero teraz ponownie dotarło do niej, że taka forma może być naprawdę interesująca.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

W porządku – z pobłażliwą dozą dystansu i tym macoszym traktowaniem Bastian godził się od wieku szkolnego. Nie silił się nawet, by ukrywać swoje hobbystyczne „korzenie” (czasami nawet samoistnie powracał do nich, z pewnego rodzaju rozrzewnieniem) – choć czasy te wydawały mu się dalece zamierzchłe – tak przyznawał się bez bicia; był tym typowym nerdem, który zamiast bujać się pomiędzy klubami (tydzień mierząc od piątku, do piątku – całą resztę uznając za przerwę w niekończącym się weekendzie), przesiadywał raczej w piwnicy z kolegami, przy okazji kolejnej sesji dungeon & dragons. Nie brzmiało to może ani dumnie, ani nadzwyczaj spektakularnie. Brzmiało w zasadzie nijak. Mimo wszystko potrafił sobie, wbrew stereotypom, jednać ludzi – i chyba tylko dzięki temu przetrwał to nieszczęsne liceum.
Zostały za to komiksy. I ta żywa, autentyczna pasja, dająca pochwycić się w jednym z tonów składających się na głos pełen entuzjastycznej werwy.
Everett uśmiechnął się na rzucone mu – niby ukradkiem – słowa jednej z sióstr.
Przydałoby się. – Takie hasło, choć nieme, Aura odczytać mogła z samego ruchu jego warg; co tyczyć miało się, oczywiście, ewentualnego dodatku do podstawionego mu przez Tottie trunku. Skinął głową; „dzięki”.
Chwilę przysłuchiwał się tej wymianie uwag – mniej lub bardziej przekornych – wyglądając przy tym trochę jak zapalony kibic, siedzący w pierwszym rzędzie trybun otaczających kort tenisowy. I choć fanem sportu bez dwóch zdań nie był, tak z żywym zainteresowaniem śledził wymianę prowadzoną między dwiema zawodniczkami. Te jednak nie odbijały piłki, a komentarze.

Żartujecie? – Uniósł brew; potem, być może dla przedłużenia tej równie udawanie co żartobliwie wyniosłej chwili, poczęstował się alkoholem. Dolna warga wygięła się w wyrazie uznania. Chrząknął. – Oczywiście, że w kolorze. Inaczej… chyba mijałoby się to z celem.
Nie po to były te wszystkie wzmianki o spędzaniu snu z powiek i skalpach, i całej reszcie niezbyt lotnych komplementów, żeby teraz machnąć wszystko w wąskiej gamie… szarości.
Obawiam się, że czarno-biały komiks nie oddałby... tej... – Dłoń bruneta wylądowała na karku, opuszkami palców rozdrapując jakiś uwierający punkt; nieistniejący nawet, najpewniej. – ... intrygującej barwy. – Parsknął cicho, samemu sobie wyrzucając przykry fakt uporu, z jakim zanosił się wobec tej upodobanej sobie rudości.
Przeniósł spojrzenie na Tottie.
Nie, nie. Mam już kilka na koncie. Były różne. W stylu Sci-Fi, jakieś horrory, kilka „jednostrzałowców”. Za gówniarza próbowałem nawet wcisnąć w swój raczkujący dorobek coś w rodzaju Sandmana, ale cieszę się, że nigdzie tego nie przyjęli. Marny plagiat zakończyłby moją przygodę w branży, zanim ta jeszcze w ogóle by się zaczęła. – Zaśmiał się, rozpostarłszy ramiona i, wzruszając nimi zaraz, dodał:
Każdemu zdarzają się niechlubne okresy w karierze. – Zerknął w kierunku Aury, być może sugestywnie nawiązując przy okazji do wzmianki o tych czarno-charakternych naleciałościach. – W każdym razie – wiążę spore nadzieje z… tym projektem. – Ruchem podbródka wskazał na wstępne szkice. – Myślałem o tym, aby trochę zabawić się gatunkami. Jakieś zagadki, kryminał może? Taki na sterydach, z nadnaturalnym elementem, jakimś twistem. Umiejętności, uroki, klątwy i takie tam. Żeby nie było zbyt… prozaicznie – dodał, wskazując palcem na któryś z leżących pod jego ręką paneli. – Do głowy przyszło mi coś na zasadzie… rozwiązywania tajemnicy własnej śmierci? Niedoszłej, powiedzmy.
Kolejny łyk trunku.
Hmpf! – Głos mu się jakby zaognił na skutek uderzającej go myśli. „Jedną z nich mogłaby rzucić na gościa imieniem Blake.”Czyżby ktoś tu komuś podpadł? – Zerknął – to na jedną, to na drugą – ciekawsko, acz zaczepnie.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tottie w głos się zaśmiała, a że wciąż miała gdzieś w zasięgu ręki buteleczkę z cytrynówką, to spojrzała na etykietę, by sprawdzić, czy nie ma na niej jakichś trupich znaczków, które bez jej dodatków mogłyby zaszkodzić pijącemu.
- Aż tak sobie do serca nie wzięłam słów o tym, że Bastian chce się rozłożyć w naszym domu, więc spokojnie. To NA PEWNO nie jest trujące - wygłosiła, podkreślając słowa zapewnienia, którym towarzyszył niewinny uśmieszek. By zapewnić o swojej prawdomówności sama też zamoczyła usta w szklaneczce, do której nalała trunku także dla siebie. Nie była pewna, czy Aura nie będzie kręcić nosem na kwaskowatość, więc pewnie zabrała dla niej z kuchni coś, co bardziej przypadłoby jej do gustu.
Chciała już coś wtrącić o tych pomyłkach, ale Aura właściwie powiedziała wszystko, co miała na myśli jej bliźniaczka, że Tottie pozostało tylko kiwnie głową… do momentu wzmianki o Blake’u. Młodsza Whitbread odkaszlnęła, uciekając spojrzeniem, które wcześniej przelotnie posłała siostrze i Bastianowi.
- Byleby tylko nie zamieniała go w żabę. Na dodatek z tradycyjną recepturą na odczarowanie - wymamrotała pod nosem, chyba woląc, by sercu nie było żal tego, co oczy widziały. - A co do tego podpadania, to… - urwała, patrząc na siostrę trochę zagubiona. Nie wiedziała, jak to ująć, by nie zanudzić Everetta historią znajomości, która chyba nie miała jednego punktu zapalnego, a całe mnóstwo drobnostek, które narosły w dziwny ciężar, który zawisł nad jakimkolwiek krokiem ku lepszemu wzajemnemu zrozumieniu, szczególnie między Aurą a Griffithem. - Chyba tak to można ująć. No i to jest… Pamiętasz, jak wspominałam o znajomym w zakładzie pogrzebowym? To ten. W sumie to może być ciekawe połączenie z tą klątwą, hmm… - zauważyła, zamyślając się przy tym na chwilę.
Natychmiast ożywiła się, gdy okazało się, że nie mają do czynienia z amatorem, ale z kimś, kto już miał szansę zaistnieć w komiksowym świecie. Tottie obiecała sobie, że odszuka jego poprzednie komiksy i zapozna się z historiami stworzonymi przez ciemnowłosego.
- Nie wydawałeś ich pod żadnym pseudonimem, prawda? - zapytała dla pewności, by odnaleźć właściwe dzieła bez dodatkowych komplikacji.
I o ile jeszcze chwilę temu uśmiechała się szeroko, czując jak coraz bardziej wkręca się w ten cały kolorowy, superbohaterski projekt, tak ostatnie zdanie Bastiana starło całą poprzednią wesołość dziewczyny. Czuła się, jakby właśnie oberwała czymś w głowę albo jakoś nieuważnie postawiła krok i grunt usunął się jej spod nóg. Głośno przełknęła ślinę i drżącą ręką sięgnęła po szklankę, którą przytuliła do siebie, by za moment wypić duszkiem całą jej zawartość.
- Ktoś… ktoś ją zabił… czy sama…? - nie dokończyła. Choć pytanie skierowała do Everetta nie patrzyła na niego, a powoli spojrzała na Aurę, by upewnić się, czy i ona wychwyciła ten dziwny śmiercionośny zbieg okoliczności, który mimowolnie przywodził na myśl wspomnienie Carla (brata) i rodziców bliźniaczek...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Brew Aury automatycznie powędrowała ku górze, a jej wzrok powędrował od Tottie do Bastiana i znów do Tottie, ostatecznie zatrzymując się jednak na mężczyźnie.
Chciałeś się rozłożyć w naszym salonie? Nic mi do cudzych fetyszy, ale sam rozumiesz, że nie budzi to mojego zachwytu, sporo z tym byłoby później sprzątania – wyjaśniła, z całych sił powstrzymując kąciki ust, które najchętniej rozciągnęłyby się w szerokim uśmiechu. Zerknęła w stronę siostry. – Apropos fetyszy... – przypomniała sobie. – Wiecie, że istnieje coś takiego jak repto... reptila... – Czy te łacińskie nazwy nie mogły być prostsze? Aura machnęła lekko dłonią. – Nieważne. W każdym razie jest taki fetysz, który polega na tym, że przyjemność seksualną osiąga się poprzez polizanie... – znacząco zawiesiła głos na moment – jaszczurki. Serio, nie ściemniam! – podzieliła się z nimi tą ciekawostką, która była prawdopodobnie kompletnie bezużyteczna dla któregokolwiek z nich (no, co do Bastiana chyba nie mogła być aż tak pewna, w końcu nie znali się zbyt dobrze).
Na jej ustach pojawił się kpiący uśmiech, gdy temat zszedł na Griffitha (a przecież sama wywołała wilka z lasu), który ukryła za szklanką z drinkiem, przytykając ją do warg i upijając trochę słodkiego napoju – bo przecież Tottie znała ją doskonale i wiedziała, co będzie jej smakowało bardziej niż cytrynowy alkohol. W jakimś stopniu zagubienie Tottie sprawiło Aurze satysfakcję – może poniekąd traktowała to jako karę za wcześniejsze niedomówienia? Szybko jednak zrobiło jej się trochę głupio za takie myśli. Westchnęła cicho.
Można powiedzieć, że mamy do niego trochę odmienny stosunek – rzuciła enigmatycznie, na krótki moment zawieszając wzrok na twarzy Tottie, nim skupiła się na Bastianie. Posłała mu delikatny uśmiech. – Więc może być ten nielubiany nauczyciel. Albo irytujący były facet czy jakaś niefajna koleżanka. Jestem pewna, że cokolwiek nie wymyślisz, będzie super. – W końcu chyba nie powinny aż tak ingerować w jego pomysł. Sam fakt, że najwyraźniej stanowiły dla kogoś inspirację do stworzenia komiksu był dla Aury czymś miłym, ale i jeszcze nie do końca przyjętym w pełni do świadomości.
Entuzjazm Everetta był zaraźliwy i przenosił się na starszą z bliźniaczek, która słuchała go w skupieniu. Przynajmniej do czasu wzmianki o całym tym kryminalnym elemencie. Szybkie spojrzenie na Tottie wystarczyło, że ich myśli podążyły w tym samym kierunku. Upewniła się w tym, słysząc pytanie siostry.
Wow, to wszystko brzmi naprawdę niesamowicie, jesteśmy ogromnie ciekawe, co z tego wszystkiego wyczarujesz – powiedziała ostrożnie, wskazując ręką najpierw na niego, a potem na przykładowe rysunki, jakby chciała zaznaczyć całokształt. – A tak właściwie to skąd wiedziałeś, gdzie mnie... nas szukać? – zagaiła lekko, choć Tottie pewnie domyślała się celu tego pytania. Może było w tym coś z paranoi, ale Aura naprawdę miała nadzieję, że to na przykład Atlas, jej współpracownik, okazał się chętny w podzieleniu się ich adresem albo Everett dotarł do niego w inny sposób, ale tylko w związku z tym komiksem, a nie sprawą ich rodziny.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Słuchał ich tak, jak słucha się rodzinnych historii; tych zapomnianych, które nagle ktoś przywołał przy niedzielnym (albo odświętnym) obiedzie. Historii wyciągniętych z archiwalnej teczki. Opowieści spisanych wyłącznie słowem, przekazywanym kolejnym ogniwom łańcucha. Za każdym razem w innej wersji, o przeinaczonym biegu zdarzeń – bo i jak każde inne historie – zawsze różniły się perspektywą; w zależności od oczu, które były ich świadkami. „Można powiedzieć, że mamy do niego trochę odmienny stosunek”; tak, właśnie!
Nie, nie. Żadnego pseudonimu, wszystko pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Jeszcze nie narobiłem sobie powodów, żeby wstydzić się własnej pracy. – Zaśmiał się, wzruszając ramionami.
Całe to spotkanie toczyło się jakimś nieprzewidzianym tempem – zahaczało o absurdy, o groteskę, o płaszczyzny, których poruszenia nie spodziewał się wcale. O przypuszczeniach, że ogół okoliczności zamknięty zostanie w podobnej aranżacji nie wspominając. I nagle to nieszczęsne rozkładanie się, i eskalujący do jaszczurzego poziomu temat fetyszu. „W co on się, do diabła, wpakował?” – tak właśnie gotów był pomyśleć, by zaraz potem zdać sobie sprawę, że pytanie to mogłoby zostać odbite z podobną – jeśli nie jeszcze większą – mocą.
A potem, niby niespodziewanie, docierało do niego, że w zasadzie to wszystko kamień z serca; (i, ewidentnie rozbawiony, chętnie pozwolił poszerzyć swoje horyzonty z zakresu wiedzy na temat „repto-reptilii”) że lepiej mu ze świadomością, że nie jemu jedynemu na tyle poluzował się język, by w tym skromnym raczej towarzystwie czuć się – względnie – swobodnie. Czy to iskierka entuzjazmu zdawała się przeskakiwać wreszcie między ich sylwetkami?
Przynajmniej do czasu. Ale tego – niestety – nie był świadomy.
Co do fabuły… – Westchnął, skołowany niemożnością udzielenia pełnej, wartościowej – i, przede wszystkim – zadowalającej odpowiedzi. – … jeszcze nie wiem. To raczej kwestia… mocno otwarta. Śledztwo, w którym główna bohaterka goni za poszlakami i dowodami wskazującymi ją samą, jako „winną” brzmi kusząco ale… to pewnie wyjdzie dopiero przy ostatecznym rozpisywaniu scenariusza. Oczywiście dostaniecie do niego pełen wgląd i jeśli będzie potrzeba naniesienia jakichś poprawek to… to nie ma sprawy przecież. – Przytaknął samemu sobie. – Kiedyś może będzie mnie stać na zatrudnienie scenarzysty, ale póki co nie mogę sobie pozwolić na takie luksusy. – Uśmiechnął się pokracznie; chyba było mu trochę głupio.
A potem- potem…
„A tak właściwie to skąd wiedziałeś, gdzie mnie... nas szukać?”
Znacie to spojrzenie? To, które czym prędzej ucieka przed rozmówcą; umyka z jego osoby, by ostatecznie zatrzymać się w jakimś martwym punkcie, zawieszonym daleko poza horyzontem percepcji? Jakby z siedzącego naprzeciw człowieka ktoś wyciągnął baterię albo odciął dopływ prądu. I widać było tylko tych kilka kadrów – tych migawek z przeszłości, które przemykają właśnie przed jego oczami – na tę jedną chwilę pozostawiając go całkowicie bezbronnym. Przyłapany na opuszczonej gardzie.
I widział – siebie – znajdującego się gdzieś pomiędzy rozpaczliwym błaganiem, a urządzeniem sceny uwzględniającej wszystko to, co charakteryzowało najbardziej przerysowanych, filmowych desperatów; z padaniem na kolana, modlitewnie złożonymi dłońmi, ze łzami wzbierającymi w kącikach oczu i policzkami rozognionymi równie bardzo, jak teraz – kiedy sam przyłapywał się na tej myśli.
Powiedzmy, że… – Podrapał się po karku. I wciąż ten słaby uśmiech, nikle garnący się do ust; pod nosem. – Nie zdziwiłbym się, jeśli twoje szefostwo zarządziło wywiesić karteczkę z moją podobizną przy wejściu do salonu. Z jakimś dobitnym napisem, że „tej osoby nie obsługujecie”, albo że „zakaz wstępu”. Musiałem się trochę popłaszczyć. No i obawiam się, że jak pójdziesz do pracy, tak spadnie na ciebie grad pytań albo wymownych spojrzeń. – Zerknął na nią przepraszająco. Potem spojrzenie przeniósł na drugą z bliźniaczek; gdzieś pomiędzy upiwszy kolejny łyk cytrynówki.
Ostatnio zmieniony 2021-02-15, 09:40 przez Bastian Everett, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tottie zachichotała, wyobrażając sobie swoją minę, gdyby na wstępie - który i tak był dość kłopotliwy - dowiedziała się takiej ciekawostki o rysowniku.
- Nie wiem, czy gdyby mi powiedział, że chce w naszym salonie lizać jaszczurki, to na pewno ponownie otworzyłabym drzwi - stwierdziła rezolutnie, z rozbawieniem patrząc to na Aurę, to znów na Bastiana, który z każdą chwilą wydawał się bardziej sympatyczny - szczególnie, gdy obserwowało się jego reakcje. Zatrzymała spojrzenie na ciemnowłosym. - Mam nadzieję, że nie wiesz, że żartujemy? - zapytała, by upewnić się, czy przypadkiem nie przekraczają jakiejś granicy i nie urażają mężczyzny swoją paplaniną.
Nie mogła nie zgodzić się z bliźniaczką, dlatego też energicznie pokiwała głową.
- Potwierdzam. Na pewno będzie super! A nie chcemy ograniczać twojej weny - dopowiedziała, by w tej kwestii nie było żadnych wątpliwości także i z jej strony.
Tym razem bez słów i dość niemrawo pokiwała głową, przede wszystkim skupiając się na tym, co przedstawiał twórca komiksu, trochę jakby wycofując się z tej rozmowy i dopytywania, pozwalając by całkowicie to Aura wiodła w niej prym. Od czasu do czasu uśmiechała się, by pokazać, że jest w salonie nie tylko ciałem, ale też i duchem, nie tylko kiedy sięgała po swoją porcję alkoholu i kartkowała szkice Bastiana.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Było coś takiego w Bastianie, co sprawiało, że naprawdę prosto było go polubić. Może chodziło właśnie o to, z jaką pasją opowiadał o swoich komiksach albo z jaką łatwością (przynajmniej tak odbierała to Aura) lawirował pomiędzy nimi dwiema, co w gruncie rzeczy nie zawsze było tak oczywiste. A może składały się na to jeszcze inne, drobne elementy, nad którymi i tak nie miała teraz zbyt wiele czasu, by rozmyślać.
Pokiwała delikatnie głową.
W porządku, dopytujemy, bo to wszystko – wykonała bliżej nieokreślony ruch ręką – brzmi dość niesamowite, nie mamy też za bardzo pojęcia, jak wygląda taka praca twórcza, czy od razu masz konkretny pomysł, czy to pojawia się z czasem – wyjaśniła, bo chyba i jej zrobiło się odrobinę głupio, że wymusiły na nim takie tłumaczenie się. Sam fakt, że ktoś się nimi zainspirował, by stworzyć postać w komiksie było totalnie odjechane i pewnie minie co najmniej kilka dni, zanim to wszystko w pełni do nich dotrze.
Z niejakim napięciem oczekiwała jego odpowiedzi, naprawdę – ale to tak naprawdę, naprawdę! – mając nadzieję, że te jej podejrzenia czy wątpliwości okażą się zupełnie niepotrzebne. I rzeczywiście. Słysząc słowa Everetta, nie mogła powstrzymać uśmiechu, który cisnął jej się na usta. Żałowała, że nie mogła być świadkiem tych dantejskich scen, jeśli było tak źle (?), jak opowiadał Bastian. Posłała Tottie rozbawione spojrzenie.
Cholera, mam nadzieję, że to nagrało się na monitoringu, bo koniecznie muszę to zobaczyć – stwierdziła, jedynie go podpuszczając, bo o ile faktycznie można było tam zauważyć kamery, to z tego co Aura wiedziała, póki co była to tylko atrapa, by odstraszyć ewentualnych złodziejaszków. – No to jak będziesz potrzebował jakiegoś ostrego cięcia to spróbuję cię jakoś przemycić po godzinach do salonu, jeśli rzeczywiście jutro zobaczę na drzwiach kartkę z twoją podobizną – zapewniła, w ogóle nie wyglądając na złą za to, że ktoś od niej z pracy podał jej adres jakiemuś obcemu (jeszcze wtedy) mężczyźnie. Prawdę mówiąc czuła ulgę, że Bastian zdobył go właśnie w taki sposób.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Totalnie odjechane, co?
“Totalnie.”; to jego i “totalnie” – to Jej (ich może już? ich dwojga? trojga nawet?), ten infantylny nieco bakcyl – i niech się zaraża, o ironio, „na zdrowie!”. I żaden inny wyraz, ani termin, ani hasło rzucone od serca, nie pasowałoby tu lepiej. I była w tym beztroska, i jakaś lekkość ducha – jakiś brak powagi, brak tej szarzyzny, co widywało się ją na co dzień. Może, „a nuż”, kto wie; ten sam bakcyl sprawi kiedyś, że ta Rudowłosa, która deklarowała się jako „twardo stąpająca po ziemi”, raz jeden da się porwać fikcji – i uśmiechnie się, nawet, i powie właśnie, że to przecież „totalnie odjechane”.
Kiwnięciem głowy zapewnił Tottie, że nie ma nic przeciwko żartom. Że dobrze mu tak – w takiej atmosferze właśnie i ani mu się śni kręcić nosem.
Myślę, że to, co tutaj widzicie, to… to na razie jest taki raczkujący projekt. Ale spokojnie! Nim się obejrzycie, będzie „na chodzie”, obiecuję! – Aż położył to swoje łapsko na piersi, że słowo honoru, że nie zmyśla – i właśnie tak będzie, jak mówi (przy okazji omal nie oblawszy się tą całą cytrynówką).
Przydałby mi się tylko jakiś kontakt do was. Wiecie, normalnie to bym teraz wyciągnął zza pazuchy wizytówkę, czy coś. Niestety, nie dorobiłem się jeszcze, więc chcąc nie chcąc musimy załatwić to w tradycyjny sposób. – Zaśmiał się, wyciągając zaraz swój telefon z przedniej kieszeni dżinsów.
Przy okazji musicie mi zdradzić sekret, jak wychować psa w ten sposób. Dla mojego każda wizyta gości jest dobrym pretekstem, żeby rozsadzić dom od środka – dodał żartobliwie, odpalając odpowiednie okienka; „lista kontaktów”, „dodaj nowy kontakt” – przeniesienie spojrzenia na dziewczyny.
I to w sumie… w sumie tyle. Nie będę zabierać więcej czasu, tym bardziej, że chyba i tak już wystarczająco namieszałem dzisiaj. – Raz jeszcze uśmiechnął się, przepraszająco (ile razy słyszał już, że „kłopoty” to jego drugie imię; z jakiegoś powodu jednak zostawało mu to, najczęściej, wybaczone). – Dzięki wielkie za ugoszczenie. I za nieotrucie. I za pozwolenie na to, żebym wam się rozłożył w salonie – kontynuował, zgarniając wszystkie te wstępne szkice w jeden plik; zostawiając jedną czy dwie kartki – ot, dla nich, niech mają przecież! Niech pamiętają!
Potem wziął teczkę pod pachę, pożegnał się pewnie – i tyle go widzieli.
Co z tego, że z turbulencjami i wybojami; jakoś poszło! Sukces, chyba!

//Koniec, dziękuję! <33

autor

rezz

Zablokowany

Wróć do „Domy”