WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

Jej zaskoczone spojrzenie mówiło wiele. Ta informacja dotarła do niej lotem błyskawicy. Nieznacznie przytaknął kiwnięciem głowy.
- Inaczej pewnie spędziłbym ten wieczór na oglądaniu NBL z tatą - wzruszył ramieniem. Imprezy nie należały do jego priorytetów. Wolał już posiedzieć ze starszym Clarke’em przed telewizorem, niż przyglądać się wygłupom ludzi po alkoholu, zwłaszcza, kiedy nie posiadało się dobrego towarzystwa. Cieszył się więc, że tego dnia udało mu się natknąć na Josie, dzięki czemu ta impreza stawała się coraz bardziej znośna. - Cokolwiek bym robił, na nich i tak nic nie działa. Zero posłuchania - przyznał z udawanym rozczarowaniem i założył ręce na biodrach, jakby w ogóle miał jakiekolwiek szanse, żeby to rodzice uszanowali jego decyzję. Szczerze mówiąc Gabe uważał, że pan Hirsch był naprawdę w porządku, więc nigdy nie widział powodu, by jego rodzice mieli się odsunąć od sąsiada. Choć może stosunki Clarke’a z Josie uległy zmianie to przecież ich rodziców to nie dotyczyło.
- Ale wiedziałaś, do czego dążysz. A przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy mówiłaś o lotnictwie… - …czyli wtedy, kiedy ostatni raz rozmawiali o tym na poważnie. Na początku nie dowierzał jej słowom, przypominając sobie, jak bardzo była uparta, zawzięta i odważna, jeśli czegoś chciała, ale po chwili uświadomił sobie, że w przeciągu tych dwóch lat wiele mogło się zmienić, włącznie z jej marzeniami i pasjami. To uderzyło go niczym cios w policzek, aż poczuł nagłe ukłucie. Czasy ich przyjaźni dawno minęły i nie mówili już sobie o wszystkim, tym bardziej o poważnych zmianach, które mogły dotychczas stać się powodem do przytyków czy strojenia sobie żartów. I może pewnie jeszcze na ostatnim ich wspólnym grillu tuż przed rozpoczęciem wakacji inaczej patrzyłby na problemy dziewczyny, ale teraz wyczuł związany z tym niepokój, którego nie potrafił wytłumaczyć. Jakkolwiek z obawy o rozdrażnienie ciemnowłosej, postanowił nie drążyć tematu.
Rozdzwonienie się komórek ich oboje zbiło z tropu, do czego swoją żartobliwą uwagą Gabe próbował wrócić. Na odpowiedź Josie i następny jej gest zmarszczył zabawnie nos. - Akurat w czasach bad boyów to chyba nie jest szczególny powód do chwały - stwierdził ze śmiechem, tym razem nie dopatrując się w zaczepce Josie szczerej złośliwości. Porządni chłopcy nie byli zwykle pożądanym towarem. Dziewczyny wolały tych niegrzecznych, tajemniczych, najlepiej w skórzanych kurtkach i na motorach. Czasem doprawdy nie dowierzał, co Quinn w nim widziała.
Uniósł wyżej brew, kiedy telefon Hirsch znów się rozdźwięczał i z trudem powstrzymał się przed ponurym westchnięciem, pewien, że albo Rupert jest tak niecierpliwy, albo rozchwytywana Josie w końcu wróci do swojego towarzystwa. Tym razem jednak, zanim odebrała telefon, w jej tęczówkach dostrzegł zdezorientowane spojrzenie, które wzbudziło w nim niepokój. Z wyczekiwaniem patrzył na jej zmieniający się pod wpływem usłyszanych słów wyraz twarzy oraz powstającą na jej czole pojedynczą linię. To ważne, odbiło się echem w jego głowie, a serce momentalnie przyspieszyło obroty. Ujrzawszy numer własnego taty na ekranie telefonu Josie, z narastającym poddenerwowaniem przyłożył słuchawkę do ucha.
- Halo? - odezwał się lekko ochrypłym głosem.
- Gabe? Posłuchaj, synu. Mama miała wypadek. Pogotowie zabrało ją do Swedish Hospital. Właśnie tam jadę. Przyjedź jak najszybciej. - Z każdym kolejnym wypowiadanym przez tatę słowem Gabriel czuł, jakby wszystko wokół niego właśnie się zatrzymało. Jego twarz momentalnie pobladła i zalała go fala strachu. Fakt, że był na imprezie, przestał mieć jakiekolwiek znaczenie.
- Do... dobrze, już jadę - odpowiedział poważnie, zbierając w sobie resztki sił, choć mimowolnie w jego głosie słychać było drżenie. Rozłączył się i wyraźnie wstrząśnięty podał telefon Josie.
- Moja mama… miała wypadek. - Na moment spojrzał jej w oczy, w których dziewczyna mogła zobaczyć lęk. - Przepraszam, ja... muszę iść. - Na wpół przytomny nerwowo odstawił swój kubek i ruszył w drogę prowadzącą na ulicę z zamiarem znalezienia jakiejś taksówki.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

Pod tym względem byli podobni – Josephine również nie była typem imprezowiczki. Zazwyczaj po prostu nie miała na to czasu, bo odkąd Indra Reynolds-Hirsch odeszła z ich domu, musiała przejąć część obowiązków. Z drugiej strony od hucznego towarzystwa preferowała domowe pielesze lub gromadę zaufanych znajomych. Identyczny stosunek przejawiał Joseph i poniekąd właśnie stąd wynikał jego sentyment do sąsiadów. Josie nie mogła mu zabronić kontaktu z nimi, chociaż niejednokrotnie wprawił ją w zakłopotanie. I to zawsze przy Gabrielu.
Spojrzała na niego pełna podziwu i zdumienia, jednocześnie mocniej zaciskając palce na czerwonym kubeczku. Nie sądziła, że zapamiętał te wszystkie nastoletnie, momentami naiwne rozmowy pełne fantazji i marzeń, które zwykli przeprowadzać na dachu. Jednak pomimo konsternacji, w którą wpadła, nie skomentowała wypowiedzi Gabriela. Zamiast tego odwróciła spojrzenie i napiła się piwa.
Fakt – przytaknęła. W porównaniu z chociażby Rupertem Gabriel rzeczywiście mógłby być uznany za zbyt porządnego. Wypowiadał się w elokwentny sposób, charakteryzował się chęcią pomocy i pozytywnym nastawieniem do ludzi. Mimo tego w oczach Josephine błyszczał najmocniej, dlatego nigdy nie oceniała jego usposobienia.
Był dobry – a przynajmniej wtedy, bo obecnie zauważyła zmianę w paru drobnych gestach, uśmiechu i spojrzeniu. Zachowywał się bardziej zadziornie, choć na przestrzeni tych dwóch lat osobowość Josephine również uległa przekształceniu. Już nie była już tamtą dziewczynką, posługującą się frazami, jakich nie rozumiała; dziewczyną która w środku nocy wyciągała go na dwór i dzwoniła z każdą pierdołą. Dojrzała – i trudno było stwierdzić czy zrobiła to pod wpływem naturalnego procesu dorastania; czy dlatego, że Gabriel ją opuścił.
Telefon pana Clarke zmienił wszystko; zmienił przebieg tego spotkania oraz wzrok Josephine, w którym przemknęła kumulacja emocji. Z początku była zdezorientowana i zdenerwowana. Potem przestraszona. Wiodła spojrzeniem po napiętej twarzy Gabriela, doszukując się wskazówek. Postawiła krok naprzód, jakby w ten niegrzeczny sposób chciała podsłuchać rozmowę, jednak w tej samej chwili chłopak odsunął aparat od ucha, po czym wypowiedział słowa, których treść wywołała u niej kołatanie serca.
C-co? – bąknęła. Złapała telefon i zmarszczyła brwi, jednocześnie obserwując, jak chłopak nerwowo odstawił kubek. Jego wzrok był rozbiegany, a w źrenicach piętrzył się strach. Mimowolnie spróbowała dobyć ramienia Gabriela, jednak w porę się odwrócił i ruszył w stronę ulicy. Josephine w oszołomieniu, wciąż trzymając piwo, spoglądała jak zmierzał ku wyjściu z plaży, po czym zniknął w głębi ciemnej ścieżki.
Potrzebowała chwili; kilku sekund, podczas których analizowała tą szczątkową wypowiedź. Nawet jeżeli rozumiała, co to oznaczało, to w absurdalny sposób nie potrafiła objąć wszystkich wydarzeń i konsekwencji umysłem. Dopiero wraz z falą dreszczy, ruszyła przed siebie, uprzednio wyrzucając i gniotąc butem plastikowy kubeczek.
Gabriel! – wrzasnęła, czym zakłóciła okoliczną głuszę. Dogoniła go na parkingu nieopodal głównej ulicy. Wokoło było ponuro, a jedyne źródło światła stanowiła lampa na środku placu. Josephine dobyła nadgarstka Gabriela i gwałtownie zwróciła go w swoją stronę. – Z-zaczekaj! – sapnęła, jednocześnie mocniej wbijając palce w skórę chłopaka. – Pojadę z tobą. Pomogę. Nie wiem, nie wiem, ale wydaję mi się, że nie powinieneś sam jechać. Piłeś. Jesteś zdenerwowany – zauważyła, mierząc go bacznym, nieco powątpiewającym spojrzeniem.

autor

-

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

Przejmujący strach. Ogromna gula w gardle i nieprzyjemny skurcz brzucha opanowały go, kiedy tylko usłyszał te trzy słowa Mama miała wypadek. To wydarzenie spadło na niego tak nagle, że nie był w stanie myśleć o niczym innym, w głowie wyobrażając sobie różne czarne scenariusze, które tylko pogarszały jego stan. Wiedział zdecydowanie zbyt mało, a to napawało go coraz większym lękiem i przyprawiały o niekontrolowane drżenie dłoni. Wiedział jedno: musiał jak najprędzej znaleźć się w szpitalu.
Kiedy tylko zrozumiał, że znajdował się na imprezie, kiedy po drugiej stronie miasta działy się tak wstrząsające chwile, oprócz strachu zaczęła rosnąć w nim złość na samego siebie. Mógł przecież nie iść na tę głupią imprezę i zostać w domu. Mógł w ogóle nie pić, zachować trzeźwy stan umysłu i być grzecznym i przykładnym synem, takim, jakiego widziała go mama. Czemu to się właściwie się wydarzyło? Kto był temu winny?
Mętlik w jego głowie sprawił, że nie zarejestrował, iż Josephine przez chwilę została za nim w tyle, ani tym bardziej, że ruszyła za nim w pogoń. Nawet krzykiem przywołane jego imię nie powstrzymało go przed pospiesznym kierowaniem się w stronę ulicy, gdzie mógłby wezwać jakikolwiek środek transportu. Dopiero czyjaś zaplatająca się dłoń na jego nadgarstku i szarpnięcie spowodowało, że przystanął, cały w nerwach.
- Nie mogę, Josie, rozumiesz? - warknął na nią w złości, lecz jego głos załamał się pod wpływem emocji, wysuwając naprzód nutę jęku wywołanego paniką. Czego ona od niego chciała? Przecież tu liczyła się każda sekunda! - W czym ty mi pomożesz, co? - rzucił z wyrzutem w głosie, tym razem twardszym tonem. - Nie udawaj, że się przejmujesz. Zostań tu. Tu jest twoje miejsce. - Strząsnął jej dłoń i odwrócił się, żeby dotrzeć na chodnik, z dala widząc światła przejeżdżających aut. Po tych dwóch latach dogryzek i odwracania wzroku przy każdym przypadkowym spotkaniu na chodniku nagle chciała mu pomóc? Jeśli ten nagły przejaw samarytanizmu nastąpił ze względu na tę głupią bluzę, którą jej dał to mogła sobie to darować. Jego problemy od dawna przestały być jej problemami.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

Josephine nawet nie mogła sobie wyobrazić, co czuł Gabriel. Prawdziwy strach, przerażenie, lęk – znała jedynie z definicji, przyswojonych gdzieś w szkolnych ławkach. Miała stabilne życie i poza aktualnie mniej istotnymi incydentami, nie doświadczyła fermentu w sercu. Widziała go natomiast w pierzchliwym spojrzeniu chłopaka, które migotało w jej głowie razem z domniemanymi domysłami wydarzeń związanych z Eleną Clarke. Chyba bała się.
Gabriel był otumaniony wagą informacji. Nie zaczekał, nie zwolnił, kiedy go zawołała, ani nie zareagował w żaden inny sposób, dlatego zdecydowała się zatrzymać go siłą. Nie wiedziała, choć mogła się domyślić, że borykał się z poczuciem bezradności i winy, która trawiła wnętrze i duszę. Nieświadoma niczego mocniej pociągnęła go do tyłu, aby w końcu ocknął się z amoku.
Po prostu pojedźmy tam razem – wtrąciła, uprzednio dołączając uścisku drugą rękę. Następnie zsunęła obie dłonie, aby pokrzepiająco zacisnąć je na palcach Gabriela. Jego skóra była chłodna, spojrzenie nerwowe, a w ton głosu wkradła się panika. Słyszała to doskonale, ale pomimo tego przełknęła ślinę i nieśmiało zadarła kąciki ust, po raz kolejny wzmagając uścisk. Chciała mu pomóc nie tylko ze względu na ich skomplikowaną relację, ale również dla samej Pani Clarke. Była dobrą, empatyczną kobietą, która zasługiwała na to, aby cieszyć się jak najdłuższym życiem w zdrowiu oraz dobrobycie. Na samą myśl o wypadku czuła trawiący niepokój.
Nie zachowuj się tak, Gabriel – powiedziała, starając się brzmieć stanowczo, jednak utraciła rezon w momencie, w którym odtrącił jej ręce. Straciwszy równowagę cofnęła się dwa kroki, przy czym intuicyjnie spięła ramiona i zacisnęła usta. Poczuła się absurdalnie rozgniewana, bo sytuacja była już wystarczająco napięta. Z drugiej strony minione dwa lata stronili od swojego towarzystwa, więc była ostatnią osobą, jaka powinna trwać u jego boku. Mimo tego obok nie znajdował się nikt inny, a w Gabrielu piętrzyło tyle emocji, że obawiała się o jego stan.
Przejmuję się, Gabriel – machnęła impulsywnie ręką, idąc w ślad za nim – i kim ty jesteś, aby mówić mi gdzie jest moje miejsce? – dobiegła i ponownie złapała nadgarstek chłopaka, po czym wyprzedziła go i stanęła na drodze. – Czy ci się to podoba czy nie, jadę z tobą do tego cholernego szpitala! – wrzasnął i nerwowo wyciągnęła telefon – dzwonię po taksówkę – oznajmiła, cedząc słowa przez zęby.

autor

-

Real cooking is more about following your heart than following recipes
Awatar użytkownika
19
177

student/pomocnik kuchenny

Canlis

sunset hill

Post

Jego dotychczasowe życie również toczyło się w miarę spokojnie i sielsko. Może nie posiadał bogatej rodziny, a jego dziewiętnastoletnia historia nie należała do szczególnie wybitnych, ale świat, w jakim się wychował, dał mu wszelkie wartości, którymi kierował się z pełnym optymizmem i nieustanną nadzieją, patrząc w przyszłość. Niestety, ten normalny, beztroski świat właśnie został zachwiany, a on czuł, że ziemia pod jego stopami nagle się zatrzęsła i zaczęła rozstępować. W jedną chwilę przestał czuć się bezpiecznie i wydawało mu się, że jeśli przystanie to się zapadnie.
Zwrócenie na siebie uwagi poprzez mocne pociągnięcie go za rękę okazało się sukcesem. Kiedy usłyszał jej propozycję, a jej smukłe palce dotknęły jego, przez ułamek sekundy miał wrażenie, jakby nigdy nie przestali być przyjaciółmi. W jej oczach dostrzegł coś, co mogło zostać odczytane jako oznaka troski. Kilka sekund zajęło mu, zanim uświadomił sobie, że to musiał być tylko wymysł jego wyobraźni.
- A ty mnie nie pouczaj - rzucił jej groźne spojrzenie tuż zanim odtrącił jej ręce i odwrócił się w dalszą drogę. Szybki, stanowczy ruch spowodował niespodziewane zawroty głowy. Nadmiar emocji i sączone tego wieczoru piwo dawały mu się we znaki, ale i tak uparcie szedł dalej. Oczy dziwnie zaczęły go szczypać, dlatego zamrugał nerwowo.
- Akurat. - Jej wyznanie spotkało się z lekceważącym prychnięciem, przecinającym powietrze jesiennego wieczoru, odznaczając się gniewnie pomiędzy pospiesznymi odgłosami kroków na asfalcie. Uprzedzenie podpowiadało mu, że było to nieszczere. Sądząc po sposobie, w jaki traktowali siebie nawzajem przez ostatnie lata, nie mogła przecież nadal przejmować się tym, co u niego.
- Już dawno pokazałaś, że dla ciebie jestem nikim, okej? Więc nie czuj się zobowiązana gdziekolwiek ze mną jechać - stwierdził, a w jego głosie wyczuwalne było rozdrażnienie. Nadal nie potrafił zrozumieć, co nią kierowało. To jej nie dotyczyło, więc czemu się go uczepiła? Jej uciążliwe zachowanie zaczynało go irytować, ale w tej chwili nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać. Gdy więc Josie podjęła kolejną próbę zatrzymania go i stanęła mu na drodze, nerwowo zacisnął dłonie w pięści. Niespodziewany wrzask dziewczyny powstrzymał go jednak przed kolejnym wściekłym komentarzem i w ostatniej chwili ugryzł się w język. Przewrócił za to oczami, próbując zachować miarowy oddech. - Jak ty się na coś uprzesz... - bąknął przez zęby. W ostateczności nie miał już siły i nerwów na kolejną kłótnię z sąsiadką, która w tym momencie do niczego nie prowadziła, a jedynie spowalniała sytuację. Najważniejsze, co zajmowało jego umysł, to stan mamy.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
19
165

kelnerka

-

sunset hill

Post

Josephine nie mogła powiedzieć, że wiedziała co czuł Gabriel. Od bardzo dawna nie miała matki, a nawet kiedy była jeszcze w Seattle, to ich kontakt pozostawiał wiele do życzenia. Odkąd Josie pamiętała Indra traktowała macierzyństwo jak przymuszony obowiązek, który spychała na bok przy pierwszej lepszej okazji. Pani Elena była zupełnie inna. Sama Josephine wielokrotnie doświadczyła jej troski, co w obecnej sytuacji wywołało u niej ogromną żałość. Spoglądała na chłopaka, mając mętlik. I on go miał, kiedy w przebłyskach świadomości patrzył na nią oczami pełnymi strachu i niezrozumienia; potem chwilowej brawury i uporu.
Odtrącenie było czymś, czego Josephine się nie spodziewała. Początkowo przez kilka sekund obserwowała własne dłonie, na których czuła rozgrzaną skórę Gabriela, po czym ponownie ruszyła w jego kierunku – bardziej stanowczo, a uderzenia jej podeszew o asfalt przeplatały się z dźwiękiem jego nerwowych kroków.
Gabriel! – zawtórowała. – Przestań zachowywać się jak obrażony dupek – rzuciła znienacka, zaskakując zarówno siebie, jak i zapewne chłopaka. Nie zamierzała go w żaden sposób wyzywać, jednak nie mogła pozwolić, aby przeszłość przyćmiła tą aktualną, patową sytuację. Pani Elena potrzebowała swojego syna, a ten syn w oczach Josephine wydawał się nazbyt rozdrażniony i podłamany, dlatego nie mogła pozwolić, aby sam pojechał do szpitala. Z drugiej strony martwiła się nie tylko kobietę, ale również o Gabriela.
Nie jesteśmy już dziećmi – bąknęła, gdy po kolejnych dziesięciu minutach ciszy na miejscu pojawiła się taksówka.

Zt.x2

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alki Beach”