WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
31
175

mechanik

Chuck's Auto Repai

south park

Post

Śródmieście, to naprawdę dziwna dzielnica. Niby już centrum, a mimo wszystko taki zaścianek. Właśnie tutaj wiele instytucji ma swoje siedziby, chyba raczej tylko i wyłącznie dlatego by poczuć się lepiej. Tak właśnie było, z firmą budowlaną, do jakiej zawitała Vanitas. Oficjalnie nie powinno jej tutaj być. Oficjalnie właśnie siedziała w domu, co mogły poświadczyć przynajmniej trzy różne osoby. Nieoficjalnie przyszła tutaj na trudną rozmowę, z jednym z wyżej postawionych pracowników, ten z kolei miał pewien dług zaciągnięty w miejscu, jaki Vi nazywała domem, a to zobowiązywało. Niby w tym miejscu wszystko miało swoją cenę, lecz dziewczyna najzwyczajniej w świecie chciała pomóc osobom, jakie były dla niej jak rodzina. Beż zbędnego długu czy innego takiego ścierwa. Właśnie dlatego przybyła, do tego miejsca. Odnalazła pasującą osobę oraz odbyła dość burzliwą rozmowę, jaką ten budynek zapamięta na długo. Wystarczy wspomnieć, że nie obyło się bez podniesionego głosu po stronie mężczyzny, krzyków oraz nagłej ciszy. Później już poszło, z górki. Vi zamknęła starannie za sobą drzwi i udała się w stronę wyjścia. Jednak coś ją zatrzymało.
Najbardziej prymitywne uczucie, jakiemu można było się poddać. Głód. Odruchowo skręciła w stronę, z jakiej wyczuła zapach czegoś zjadliwego, a co nie miało jeszcze chwilę temu dowodu osobistego. Zresztą jak, to się mówi? Jedzenie za free, to jedzenie w dobrej cenie. Właśnie dlatego nie miała ochoty wybrzydzać, lecz w chwili otwarcia lodówki stwierdziła, że jednak podziękuje. Zamknęła ją, szybkim ruchem czując, jak treść żołądka podchodzi, jej do gardła, a co za tym idzie, musiała się ograniczyć jedynie, do kawy jaką zaparzyła w pobliskim ekspresie, jaki nie wyglądał na obiekt nowej cywilizacji. Tak samo jak kubek jaki zabrała, z suszarni. Znając, jej szczęście należał, do jakiegoś oblecha, lecz cóż zrobić. Nigdy nie miała takowego (szczęścia) więc pozostało jej wzruszyć ramionami w chwili gdy stanęła, z parującym kubkiem w drzwiach kuchni, z jakiej miała dobry widok na całą resztę. Przez chwilę błądziła spojrzeniem, po znudzonych pracownikach. Byli znudzeni, zmęczeni, anemiczni, a może po prostu taka była ich uroda? Nic ciekawego. Już miała odstawić połowie pusty kubek w miejsce ku temu nieprzystosowane gdy jej spojrzenie napotkało znajomą sylwetkę. Przez chwilę Vi odprowadzała (nie)znajomą spojrzeniem nim zrozumiała, co tak naprawdę widzi, a raczej kogo... Zaraz. Skąd ją znała? Za żadne skarby nie potrafiła przypomnieć sobie miejsca, czy też czasu. Wiedziała jedynie, że gdzieś już widziała tą twarz, styl poruszania, posturę.
Vivian Liberto

autor

-

Obudźcie mnie kiedy to się skończy
Awatar użytkownika
29
170

asystentka

Covington Constructions

sunset hill

Post

- Liberto, kiedy szef wróci z delegacji?
Zatrzymała się w połowie kroku zagadana przez Davidsona uśmiechającego się do niej w nadmiarze. Od samego początku czuła, że próbował ją poderwać. Zagadywał kiedy tylko mógł i ciągle rzucał aluzje, które ignorowała albo raczej udawała, że ich nie rozumie. Udawanie głupiej było niezwykle przydatną umiejętnością, z której z ochotą korzystała, bo wtedy przynajmniej nie musiała użerać się z facetami sądzącymi, że wszystko im się należy (a raczej, że każda laska na nich leci).
- Za dwa dni, więc lepiej skończ projekt, który ci zlecono. – Zamierzała trzymać go krótko, bo jak szefa nie było to (chociaż była tylko asystentką) czuła, że wiele spraw spoczywało na jej barkach. Zwłaszcza porządek w pracy na co zawsze miała oko, bo lubiła wiedzieć co się działo a szef uwielbiał, kiedy ona się orientowała. Jak chociażby w sprawie jakiejś kłótni w dziale księgowości, o której usłyszała przed paroma chwilami.
- Aż dziwne, że nie zabrał cię ze sobą.
- W przeciwieństwie do ciebie nie potrzebuje niańki. – Jasne, że broniła swego pracodawcy, nawet jeśli osobiście uważała go za dupka. Możliwe, że prywatnie nim nie był, ale zawodowo ciężko się z nim żyło. Mimo wszystko było warto, bo przy nim Vivian dużo się uczyła.
Ruszyła dalej mijając pomieszczenie kuchenne zbyt skupiona na kolejnej wiadomości, którą dostała z działu księgowości, żeby zwrócić uwagę na stojącą w progu osobę. Nie zauważyła także tej idącej w jej kierunku, lecz w ostatniej chwili bardzo zgrabnie uniknęła stłuczki robiąc półobrót na bardzo wysokich szpilkach i w niezwykle ciasnej spódnicy. Wydawała się tak urodzona, skoro umiała się poruszać w ów zestawie.
Życie miało jednak inne plany i pomimo uniknięcia stłuczki wpadł na nią kurier. Przeprosił, ale nie był łaskaw podnieść długopisu, który opuściła. Dżentelmeni nie istnieli, a jednak ostatnio naoglądała się tych wybujałych romantycznych filmów, których do tej pory nigdy na oczy nie widziała.
- Nic nie szkodzi – rzuciła tylko i pochyliła się… ale nie kucnęła jak wypadałoby to zrobić w miejscu publicznym a pochyliła dosłownie wypinając pośladki, bo tak właśnie nauczono ją przez lata pracy w poprzednim zawodzie. Podkreślanie swych atutów miała we krwi.
- Vivian, nic ci nie jest? – Davidson wykorzystał okazję dosłownie do niej podbiegając. Musiała się więc odwrócić i kiedy zaprzeczyła w odpowiedzi na pytanie mężczyzny i uniosła wzrok niego wyżej, dostrzegła TĘ osobę.
Kogoś, kogo tutaj nie powinno być a kto nie zmienił się prawie wcale. W przeciwieństwie do niej, bo już nie była zdzirowatą striptizerką zwaną Peperemint. Ubrana w elegancki zestaw spódnicy z marynarką, bez blond peruki i z grzywką mogła wydawać się inną osobą. Kimś prawie nie do rozpoznania, a przynajmniej komuś kto widział ją zaledwie podczas płatnego tańca.
- Na pewno? – Z zawieszenia wyrwało ją kolejne pytanie mężczyzny.
- Na pewno. – Zrobiła krok w tył pragnąc się wycofać a najlepiej schować. W jednej sekundzie poczuła skok adrenaliny i strach przed dawnym życiem, którego istnienie mogła ujawnić Irfy.
- To ona! – Nagle na widoku wszystkich pojawił się Grands wraz z ochroną bezczelnie wskazując Vanitas. – Babsko groziło mojemu koledze i zrobiło raban!
A więc to ona odpowiadała za chaos w dziale księgowości; pomyślała Vivian patrząc jak ochrona dosłownie bierze tamtą za chabety. Albo wyprowadzenie siłą albo wezwą policję. Wybór był prosty i nagle bardzo spodobał się Liberto, która poczuła względny spokój na myśl, że kobieta zniknie z jej oczu i nikomu nie wygada, kim tak naprawdę była.

Vanitas Irfy

autor

Sechmet

Awatar użytkownika
31
175

mechanik

Chuck's Auto Repai

south park

Post

Każde miejsce posiada swoją specyficzną duszę rozrastającą się wraz, z kolejnymi przyjmowanym pracownikami, klientami, czy sprawami tak bardzo przyziemnymi, że aż szkoda na nie słów. Większość firm jednak miała jedną wspólną wypadkową, jaką można było określić jednym, prostym słowem. Chaos. Odgłosy stukania w klawisze, kserokopiarek, siorbania kawy, czy prowadzonych rozmów splatały się w jeden system krwionośny tego całego miejsca. Przepuszczały przez siebie tysiące informacji, projektów, pieniędzy. Te ostatnie oczywiście były jedną, z tych rzeczy, dla jakich Vanitas zawitała, do tego miejsca, a raczej do działu, jaki zaraz po kadrach szczycił się mianem przedsionka piekła, zwanego potocznie księgowością. Tam szybko przedstawiła swoją propozycję biznesową, jaką zapewne większość ludzi nazwie zastraszeniem. Ona jednak nie dbała, o takie rzeczy. Nie w chwili gdy najzwyczajniej w świecie stała opartą o framugę drzwi, podziwiając przy tym przepiękny obraz dantejskiego wymiaru piekła zwanego korporacją.
Zawsze dziwiła się tym wszystkim ludziom. Nie rozumiała, jak można pracować od konkretnej godziny, gonić za terminami i innymi bzdetami jakie miały tutaj miejsce. W takich chwilach, jak ta tutaj cieszyła się ze swojej niezależności. Do pracy chodziła kiedy chciała, a zazwyczaj bywały, to wieczory gdy większość upierdliwych ludzi nie przybywało, do warsztatu, a poza tym zawsze mogła liczyć na pomoc osób, z miejsca jakie nazywała domem.
Właśnie, dla tych ludzi tutaj była. Zrobiła, co miała zrobić, lecz w przeciwieństwie, do świata, w jakim się znalazła, nie musiała się śpieszyć. Miała czas. Dostatecznie tyle by napić się kawy oraz poczekać na odpowiedź, jaką miała otrzymać, od tego facecika myślącego, że złapał boga za nogi. Był w błędzie, a Vanitas miała ochotę, te właśnie nogi wsadzić mu głęboko (no wiecie gdzie), by wyszły mu gardłem. Wszystko szło naprawdę dobrze, lecz gdzieś w ciemnościach świata licho chichotało radośnie, wyczuwając nadchodzące kłopoty. Te natomiast pojawiły się naprawdę szybko pod postacią osoby, jaką kojarzyła, lecz nie do końca wiedziała skąd. Olśnienie jednak nadeszło w chwili gdy tamta zaczęła zbierać dokumenty. Wystarczył jeden wyuczony ruch, by przypomniała sobie skąd zna tą osobę. Odruch. Przemknęło jej przez myśl gdy zarejestrowała ten drobny fakt. Znała przecież osoby pałające się podobną branżą, co jej aktualny obiekt zainteresowania więc wnioski przyszły same, a wraz z nimi na ustach Vanitas zagościł ten sam uśmiech jakim w dawnych czasach uraczyła tą kobietę. W innym miejscu oraz czasie. Uśmiech jednak nadal pozostawał ten sam.
To ona!
Krótkie, wywiercające się w czaszkę słowa sprawiły, że kobieta przesunęła spojrzenie w stronę osobnika, jaki właśnie wskazywał ją palcem, wykrzykując przy tym stek bzdur na jej temat. Niby komu groziła? Niby jaki raban? Ona najzwyczajniej w świecie przeprowadziła, z tym człowiekiem kulturalną rozmowę, przy pomocy prostej wyliczanki, a że przy okazji parę palców zaprzyjaźni się z szyną ortopedyczną czy w co tam teraz wkłada się złamania, to przecież nic nie znaczyło. Prawie tak samo jak ochrona. Vanitas nie wiedziała kiedy na jej ustach pojawił się paskudny uśmiech. Oni jeszcze nie wiedzieli, co ich czeka w najbliższej chwili. Gdyby tylko te biedactwa wiedziały, że zostaną w kulturalny sposób poinformowani, o ich uprawnieniach oraz artykułach prawnych, jakie właśnie pogwałcają traktując ją niczym zwykłego przestępcę, pomimo iż biedna stała jedynie z kubkiem kawy, jaki teraz radośnie leżał na podłodze, a jego zawartość wchłaniana była przez wykładzinę tego miejsca. Irfy dobrze wiedziała, jak poruszać się w świecie prawa, a zwłaszcza od chwili gdy zaczęła spędzać więcej czasu w towarzystwie swojej sędziny. Kiedy tamta była zajęta, to pani mechanik wertowała książki znajdujące się w jej posiadaniu, dzięki czemu poszerzała wiedze, z zakresu prawa tak, aby być przygotowaną na podobne sytuacje. -Rozumiem, że są państwo świadomi złamania prawa?- Spytała najsłodszym głosem, na jaki było ją stać w tej chwili -Oczywiście nagrania, z monitoringu zostaną zabezpieczone przez policję, do chwili wszczęcia postępowania...-Kontynuowała niezrażona całą sytuacją. Miała przecież prawo po swojej stronie, a do tego zdawała sobie sprawy, z dwóch rzeczy. Pierwsza nie stawiała oporu, co było naprawdę ważne. Druga. Jej "klient" może i myślał, że jest inteligentny, lecz z drugiej strony nie będzie tak głupim, by wnosić przeciw niej oskarżenie. Oczywiście równie dobrze mogła zostać wywalona na zbity pysk, lecz zawsze zostawała nadzieja w intelekt ludzi, jakim zależy na swojej pracy, reputacji firmy, czy co tam mogą stracić. Ona nie miała nic, do stracenia.
Vivian Liberto

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Covington Constructions”