imie i nazwisko
Vivian Liberto
pseudonim
V, Viv (kiedyś Pepermint)
data i miejsce urodzenia
11.03.1993r., Korcza (Albania)
dzielnica mieszkalna
PHINNEY RIDGE
stan cywilny
panna
orientacja
biseksualna
zajęcie
asystentka (dawniej striptizerka)
miejsce pracy
Covington Constructions
wyznanie
brak
jestem
przyjezdny
w Seattle od:
od 2,5 roku
Imię i nazwisko dziecka: Elira Damaris
Ojciec: Nieznany
Matka: Ajkuna Damaris (Notatka: Zmarła w 04.02.2000r. Zamordowana przez islamskich klientów. Powodem mogły być odmienne poglądy religijne)
Miejsce urodzenia: Korcza
O dziecku: Spłodzone w grzechu. Zrodzone z matki dziwki i ojca nie lepszego sortu. Zaleca się surowe traktowanie, żeby dziecko nie poszło w ślady ojca oraz matki. Złe geny da się wyplenić a przyszłe grzechy zniwelować. Niech Bóg ma ją w opiece.
Φ Wykład profesora Steina Φ
Według ONZ handel ludźmi jest trzecim, po broni i narkotykach, najbardziej dochodowym przestępstwem na świecie.
Szacuje się, że co roku od 500 000 do 700 000 kobiet pada ofiarą handlu ludźmi. Ponad połowę stanowią dzieci, których cena w Europie wynosi średnio 3 500 dolarów.
Współczesne niewolnictwo przybiera formy pracy przymusowej, wykorzystywania w przemyśle erotycznym, zmuszania do prostytucji, żebractwa, niewolnictwa, zawierania przymusowych małżeństw, popełniania przestępstw i handlu organami.
*W 30% sprawczyniami tej zbrodni są kobiety.
Φ Sesja terapeutyczna. Pacjentka: Tau Enobakhare Φ
Czasami myślę o osobie, która mi pomogła. Pepermint – tak na nią wołano. Zastanawiam się, co teraz robi. Czy nadal tańczy dla tych zwyroli? Czy pracuje dla tyrana, o którym myśl sprawia, że cała drżę? Czy dalej robi te wszystkie złe rzeczy, o które inne dziewczyny miały do niej żal? Ja też. Nie rozumiałam, czemu pomagała tym okropnym ludziom, ale z biegiem czasu zrozumiałam, że tylko tak mogła tam przetrwać. Musiała się dopasować i ja postanowiłam zrobić to samo. Chciałam być jak ona byleby przeżyć i nie skończyć, jak ktoś niższego sortu. Wiem, jak to brzmi. Niektórzy myślą, że bycie striptizerką samo w sobie jest upadkiem człowieka, ale w branży erotycznej bycie tancerką znajdowało się wyżej od ulicznej dziwki. Te też miały swoje kategorie. Rozumie pan? Dziwki miały kategorie. Były te droższe, głównie z ulicy, bardziej luksusowe i zadbane oraz te wiecznie naćpane, które leżały na zużytych brudnych materacach i czekały na kolejnego zapoconego klienta. O innych nie będę mówić. Tak naprawdę żal mi wszystkich, ale w tym świecie każdy radził sobie, jak mógł. To dlatego starałam się być jak ona, co musiała dostrzec, bo.. trochę tego nie rozumiem. Czemu wybrała akurat mnie a nie siebie? Czemu to ja mogę siedzieć tutaj z panem, mieć rodzinę, pracę i dom, kiedy ona może.. przepraszam.. nie wiem, jak znalazła mój paszport i czemu oddała wszystkie swoje oszczędności. Wszystko obmyśliła. Miała plan ucieczki, z którego od razu skorzystałam. Nawet się nie zastanawiałam a teraz.. teraz żałuje, że w tamtej chwili, gdy ona wyciągnęła do mnie dłoń, ja odgryzłam jej całą rękę i nawet nie pomyślałam, co z nią potem będzie.
Pamiętam, że zapytałam ją, czemu to robi.
Odpowiedziała - „Chciałabym, żeby ktoś zrobił to dla mnie” – a ja sobie myślę, że na jej miejscu byłabym bardziej samolubna.
Φ Rozmowa kwalifikacyjna z Vivian Liberto Φ
- Zna pani albański, hiszpański i francuski. To dość niecodzienne zestawienie.
Vivian pomyślała, że jeszcze dziwniejsze byłoby, gdyby wpisała obok podstawy japońskiego i zaawansowany język dziwkarzy. Wtedy nijak nie wyłgałaby się z tego kłamstwa.
- Albańskim i hiszpańskim posługuje się bardzo dobrze, zaś francuskiego liznęłam trochę w Kanadzie podczas wymiany studenckiej, o której wspomniałam przy punkcie ze studiami. – Swoboda odpowiedzi przekonała kobietę z początku niepewnie mierzącą ją wzrokiem.
Liberto nie przejmowała się spojrzeniami. Ani tymi pełnymi pożądania ani oceniającymi ją za to, kim stawała się w ich oczach.
Wysoko unosiła podbródek, ale nie zadzierała nosa. Plecy miała proste, lecz nie była sztywniarą. Wypowiadała się pewnie i elokwentnie, jak na kogoś, kto większość swego CV zmyślił. Znała je na pamięć, a nawet lepiej – żyła nim. Była osobą z teczki, którą właśnie trzymała starsza kobieta skrupulatnie analizująca każde napisane słowo.
- Słychać po akcencie – stwierdziła tamta poprawiając okulary. – Wychowała się pani w hiszpańskiej rodzinie?
Vivian starała się nie unieść kącików warg, chociaż była z siebie niezwykle zadowolona. Wszyscy myśleli, że od urodzenia miała do czynienia z hiszpańskim, pomimo iż tak naprawdę pierwszy raz zetknęła się z nim w wieku piętnastu lat. Nie wspominając już o tym, że jej akcent był bardziej albański, ale nie zamierzała poprawiać rozmówczyni.
- Po moim urodzeniu rodzice przeprowadzili się do hiszpańskiej dzielnicy. Czuliśmy się tam lepiej. Bardziej jak w domu. – Uśmiechnęła się ciepło, jakby wspomnienie nieżyjącej rodzicielki wcale ją nie dołowało. Ciężko tęsknić za kimś, kto nie istniał.
Liberto uniosła wzrok w stronę szklanej ściany, za którym stało troje mężczyzn pracujących w biurach obok. Nie spłoszyła się. Wręcz przeciwnie, nieco przekręciła krzesło, na którym siedziała tak aby móc pokazać się z profilu i lekko odwróciła głowę wraz z delikatnym radosnym uśmiechem, który musiał się sprzedać. Dzięki temu uśmiechowi dostała wiele napiwków.
Nie pamiętam, kiedy dokładnie przestałam być Elirą. Być może stało się to już w dniu przyjęcia do sierocińca lub tuż po ucieczce z niego, kiedy na ulicy odnalazł mnie Darius zapewniający bezpieczeństwo i lepsze życie.
Naiwność poprowadziła mnie przez szereg nieprzyjemnych sytuacji i zachowań, którymi wcale się nie szczycę. Przetrwałam tamten czas nie zważając na nic. Byłam samolubem i tylko raz wykazałam się empatią, której oczekiwałam od innych.
Nie dostałam jej.
Dobrzy ludzie nie istnieją, bo nawet jeśli wydawali się tacy być, to zawsze chcieli coś w zamian. Zawsze brali więcej i więcej.. Dlatego uciekłam.
Vivian stałam się z potrzeby. Z przebłysku nadziei, że może tym razem uda się żyć inaczej. Szybko znalazłam pracę jako asystentka w kancelarii, potem była druga zbyt nietypowa, żeby o niej wspominać i teraz utknęłam w dupkiem. W porządku - nie jest taki zły. Znałam gorszych typków od niego, ale przed innymi udaje, że po prostu jakoś go znoszę. Uśmiecham się, wzruszam ramionami i mówię „Za tę kasę warto”. Bo warto. Zwłaszcza wtedy, kiedy łapię się na myśli, że mógłby być moim bratem – gdybym kiedyś go miała. Miło jest myśleć o nieistniejącej rodzinie, nawet jeśli nijak to ma się z rzeczywistością, której najadłam się aż za bardzo. Chciałabym czasem wejść w świat fantazji, pozwolić sobie opuścić gardę i po prostu żyć jak każdy marzyciel gnający za amerykańskim snem.
Pracując dla niego tak właśnie jest. To moja fantazja życia, którego próbuje doświadczyć pomimo przeszłości, która wcale mnie nie definiuje.