WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
..........Cztery lata później wciąż nie jest idealnie, ale jest zdecydowanie lepiej. Myśl o Hope nadal sprawia ból, ale nie na tyle, aby nie była w stanie się uśmiechać i wychodzić do ludzi. Małymi kroczkami wraca do żywych. Małymi kroczkami buduje swój świat od nowa. Nie tylko bez swojej córeczki, ale i bez ukochanego. Powinni być dla siebie nie tylko w najlepszych chwilach, ale przede wszystkim tych najgorszych — zamiast tego oboje poszli w zupełnie innych kierunkach, pozwalając rozpaść się swojemu związkowi. Czy żałuje? Owszem. Ale i tak próbuje żyć dalej, licząc na to, że jeszcze kiedyś odnajdzie swoje szczęście.
..........Na razie jednak skupia się na tym, co teraz. Skupia się na swojej pracy — na pacjentach, którzy jej potrzebują. W szpitalu nie ma bowiem miejsca na inne myśli; nie ma miejsca na prywatne problemy. Chodzi więc od sali do sali, z uśmiechem przyklejonym do twarzy — podając leki, sprawdzając temperaturę, poprawiając poduszki i robiąc zastrzyki. Dzisiaj nie ma nawet czasu usiąść na tyłku i na spokojnie napić się kawy, bo co chwila coś się dzieje. Nie narzeka, ale nie miałaby nic przeciwko, gdyby mogła znaleźć chociaż chwilę dla siebie.
..........— Lana? Na ostrym dyżurze czeka pacjent do szycia, zajmiesz się nim?
..........Cóż, może później…
..........— Jasne, już idę. — Posyła uśmiech koleżance, po czym kieruje się w stronę ostrego dyżuru, na którym dzisiaj wyjątkowo nie ma zbyt wielkiego tłoku. Szybko odnajduje więc wspomnianego delikwenta, do którego podchodzi z sympatycznym uśmiechem na wargach.
..........— No i gdzie się pan tak załatwił, co? — pyta luźno, po czym odwraca się do niego tyłem, aby założyć na dłonie rękawiczki i naszykować potrzebne rzeczy, dzięki którym doprowadzi mężczyznę do względnego porządku.
-
To dość zaskakujące, że Zachary Sherwood wciąż funkcjonował dobrze w zawodowej sferze swojego życia. Każda inna rozpadła się na kawałki, a on nie zamierzał tego jakkolwiek sklejać. Właściwie to pogrążał się w padole łez, choć wcale ich nie wylewał. Nie skąpił za to, jeśli chodzi o strumienie alkoholu, które nie podpowiadały mu wcale dobrych rozwiązań. Tak skończył z żoną z Vegas, tak próbował utrzymać to fikcyjne małżeństwo, wreszcie odpuścił i wrócił do Seattle, które miało być jego kryjówką. Nie wiedział czy dobrą. Chyba raczej marną. Porzucił życie w slonecznej Kalifornii, a i tak wspomnienia go prześladowały. Miał nadzieje, że zmiana krajobrazu na jeden, którego jego żona nie poznała, będzie wystarczające - nie było. Bał się więc podróżować, bo to mogłoby skończyć się jeszcze gorzej - odbyli razem z J. niejedną trasę, odkryli wiele miejsc i teraz... Każde z nich bez niej było pusto. Nawet to przeklęte Seattle! I na nic praca po dwanaście godzin, w której też wspomagał się drinkiem, co profesjonalne nijak nie było, ale jego głowa była na tyle mocna, że po jednej szklance gorzkiego whisky nie mieszał nic w dokumentacji. Później... Później wychodził z biura i choć pozwolił sobie na zakup ekstrawaganckiego apartamentu to nie potrafił tam siedzieć. Jedynie, kiedy wracał zalany w trupa i padał ze zmęczenia gdzie popadnie, by oddać się ramionom Morfeusza... Tylko wtedy spędzał tam jakiś czas. Inaczej wariował. Szczególnie, gdy patrzył na te pudło, które powinien był zostawić w dawnym domu. Albo wywieźć do jakiegoś magazynu. Gdziekolwiek. Ale nie trzymać je przy sobie.
Tak więc po pracy nie wracał do domu, a do baru. Miał już kilka swoich ulubionych. Barmani go znali. Wiedzieli co wlewać. Dziś jednak wyjście nie było pokojowe, a będąc szczerym to Zachary nie miał pojęcia o co poszło. Wiedział za to, że gdyby nie miał kumpla, dobrze postawionego w policji, to miałby problem. No, ale jednak znajomości robiły swoje. Mógł więc spokojnie czekać na izbie przyjęć, aż ktoś go pozszywa, a później dalej się włóczyć. Albo pójść i dobić się we własnych ścianach. Może to drugie rozwiązanie zafundowałoby mniej wstydu... Może warto na nie się skusić.
Upojony alkoholem umysł Zachary'ego nie potrafił wyjaśnić dlaczego stoi przed nim jego żona. Do tego jako pielęgniarka. Nigdy nie zrobiła nawet żadnego kursu w tym kierunku, a do tego panicznie bała się widoku krwi. Czy to możliwe, że tęsknił tak bardzo, iż jego wyobraźnia podsyłała mu obraz jego ukochanej? Nie wiedział. Ten głos... To... Upił się aż tak bardzo? Czy ta kobieta, która według płatającej figli wyobraźni, wyglądała jak Joleen w ogóle tu była?
-Ty mnie tak urządziłaś, Jo - odparł więc najgłupszym stwierdzeniem jakim mógł, przymykając na chwilę zmęczone powieki. Otworzył je szybko, bo choć był wściekły za tamten wypadek, za nieuwagę drugiego kierowcy, za to, że ona nie poczekała (chociaż miała pierwszeństwo), był wściekły na cały świat, ale i tak tęsknota była największa. Nie chciał więc, żeby umysł złapał trzeźwość i przywołał prawidłowe obrazy. Nie chciał znać ani prawdziwej twarzy tej kobiety, ani imienia. Pragnął rozkoszować się, a jednocześnie maltretować, tą chwilą, w której mógł znów widzieć swoją ukochaną Jo.
-
..........Mimo to na salę zawsze przychodzi uśmiechnięta. Nie inaczej jest dzisiejszego dnia, choć kiedy słyszy słowa mężczyzny, uśmiech znika, a ona marszczy delikatnie brwi. Czyżby omamy? Cóż, nie wróży to niczego dobrego. Albo jest tak pijany i będzie musiała wysłać go zatrzymać na dłużej, albo doznał wstrząsu mózgu i należy wezwać lekarza. Nie wyobraża sobie innej opcji, a już na pewno nie tej, w której okazuje się, że jej zaginiona przed laty siostra bliźniaczka była jego narzeczoną, dopóki nie zginęła w wypadku. Na razie jednak postanawia go po prostu obserwować, bo tak czy inaczej, szwy musi założyć.
..........— No dobrze… Powie mi pan, jak się pan nazywa? — pyta, kiedy podchodzi do mężczyzny, pchając przed sobą metalowy wózek, na którym przygotowała sobie wszystkie niezbędne rzeczy. Delikatnie chwyta go za podbródek, aby przekręcić głowę na bok, zaś drugą ręką ustawia stojącą nieopodal lampę, by móc lepiej przyjrzeć się jego twarzy. Zdecydowanie najpierw musi oczyścić ranę zanim zabierze się za cokolwiek, dlatego chwyta gazę, którą polewa wodą utlenioną i powoli zaczyna ścierać krew z jego twarzy.
..........— Zaraz może zacząć odrobinę szczypać — odzywa się, gdy dociera do rozcięcia, raz jeszcze uśmiechając się w jego stronę. Ma nadzieję, że nie zacznie się rzucać, bo naprawdę nie ma już dzisiaj siły na użeranie się z pijanymi facetami. Najwyżej da mu coś na uspokojenie i po kłopocie, ale wolałaby po tę opcję nie sięgać. Na razie mężczyzna nie wydaje się groźny, ale jeśli ucierpiała jego głowa, różne rzeczy mogą się zdarzyć. Niejedno widziała, niejedno przeżyła.
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean
-
-Jo... - zaśmiał się ochryple, kręcąc z głową, co znów spowodowało, że zamiast uroczego uśmiechu, pojawił się na jego twarzy delikatny grymas. Może nie jakoś wybitnie mocno, ale jednak miał ją Zach obitą. -Naprawdę...? - zadał pytanie retoryczne, wywracając przy tym ślepiami. Naprawdę brał ją za swoją zmarłą żonę. Nie umiał tego przetrawić, że to inna osoba. Nie miało to w ogóle sensu, żeby to była faktycznie ona, bo przecież widział jej ciało, ale... Ale jednak był na tyle pijany, że żadne spiskowe teorie mu nie przychodziły do głowy. -Nie wmówisz mi, ze nie wiesz, jak ma na imię twój mąż, pani Sherwood - wymamrotał, przygryzając usta z wyraźnym zadowoleniem, kiedy dłoń blondynki (co z tego, że w lateksowej rękawiczce) dotknęła jego podbródka.
-Nigdy od ciebie nie ucieknę, spokojnie - zapewni i nawet nie syknął, kiedy ta gaza zetknęła się z jego zakrwawioną oraz zabrudzoną skórą na twarzy. Oczy początkowo oślepione blaskiem lampy, przywykły już do światły. Teraz mógł o wiele intensywniej wpatrywać się w twarz swojej pielęgniarki, która była identyczna, jak ta, jego żony. Co ona tu robiła? Czemu robiła coś, czego nie mogłaby robić normalnie? I dlaczego... Miała plakietkę z imieniem Lana Ortega? O co tu chodziło? Może... Może umysł zaczynał już powoli wracać do rzeczywistości. Pierwszym objawem byłyby te prawidłowe dane osobowe... Mężczyna przymknął powieki, żeby odzyskać właściwy wzrok, zobaczyć wreszcie prawdziwą twarz Lany, ale nic się nie zmieniło. Ciągle zajmowała się nim Jo. Choć siedział, na wpół leżał, to czuł jakby traicł grunt pod nogami. Zrobiło mu się gorąco. Nieprzyjemny dreszcz przeszeł przez jego ciało. A gardło choć związane z bólu, to jednak dało radę wydobyć kilka prostych słów, ułożonych w pytanie: -Aż tak było ci źle, że ode mnie uciekłaś, pozorując własną śmierć, Jo? Czy raczej Lana? A może jeszcze inaczej? - i nie miał nawet sił na większe, prawdziwe wyrzuty. A co do pieczenia... Kobieta miała rację. Piekło cholernie. Tylko że inna rana, niż początkowo oboje podejrzewali. Nie ta na twarzy, a skrywana i wciąż otwierająca się na nowo w sercu. Piekła, parzyła. A ból rozchodził się po całym ciele, doprowadzając Sherwooda do szaleństwa. Od wewnątrz. Co zrobił kurwa nie tak? Nie był ideałem, ale... Tak się nie robi. Nigdy.
-
..........Marszczy lekko brwi. Czyżby tak mocno dostał, że zaczął mieć zwidy? A może to alkohol tak mocno uderzył mu do głowy, że widzi w niej swoją żonę? Już parę razy taki przypadek widziała, więc na wszelki wypadek skieruje go chyba do jakiegoś lekarza na badania. Na pewno to nie zaszkodzi, a może okaże się, że ma wstrząs mózgu, kto wie. Najwyżej dostanie kroplówkę i po kilku godzinach zostanie wypuszczony do domu, czując się zdecydowanie lepiej.
..........— Rozumiem, że ma pan żonę, tak? Może powinnam do niej zadzwonić? Pamięta pan numer do niej? — pyta, sądząc, że kobieta żyje i może się o swojego męża martwić. Gdyby wiedziała albo przypuszczała, że może nie żyć, na pewno nie palnęłaby takiego głupstwa. No ale skąd może wiedzieć, tak? Nie zna historii każdego pacjenta, który przychodzi do szpitala, szczególnie takiego, którego widzi pierwszy raz na oczy. Nie może więc wiedzieć również tego, że owa żona, to jej zaginiona przed laty bliźniaczka i nic dziwnego, że mężczyzna ją z nią pomylił. Dlatego kiedy słyszy w swoją stronę jego zarzuty, przerywa na moment oczyszczanie jego rany i spogląda na niego ze zdziwieniem.
..........— Słucham? — mruczy, ale kiedy jego słowa w pełni do niej docierają, tylko wzdycha cicho. — Przykro mi, ale nie jestem pańską żoną — odzywa się, kręcąc delikatnie głową. Teraz dopiero orientuje się, że kobieta najprawdopodobniej nie żyje. Nie tylko po jego słowach, ale i cierpieniu wymalowanym na twarzy; cierpieniu, które zdecydowanie nie jest spowodowane bólem rozciętego łuku brwiowego. — Po szyciu zaczeka pan tu jeszcze trochę, dobrze? Przyślę lekarza, aby pana zbadał i sprawdził czy nie doznał pan wstrząsu mózgu. Czasem, w jego wyniku, człowiek może mieć różne… Urojenia — dodaje ostrożnie, powracając do oczyszczania jego twarzy i rany z krwi.
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean